.
-v
POJATA
C Ó R K A L I Z D E J K I .
PO W IEŚĆ HISTORYCZNA Z XIV WIEKU.
N A P I S A r .
F E L I K S B E R N A T O W I C Z .
M IK O Ł Ó W --W A K S Z A W A .
N A K Ł A D E M K A R O L A M I A R K I . 1908.
I.
j j l j a w n e to już czasy, jak możny Giedymin po- tężną wolą dźwignął miasto Wilno w śró d dzi
kiej puszczy i rozległych błot, a jego następcy, Olgierd i Kiejstut, stałą tu sobie ob raw szy siedzibę wielkoksiążęcą, całą sw oją siłą przyczyniali się do rozrostu i wzmocnienia grodu.
Więc z k ażdym rokiem, nieomal z dniem każdym, rósł ów gród w aro w n y w czarownej okolicy przy zbiegu wartkiej W ilenkr i wspaniałej Wilii, a oba zamczyska, górne i dolne, rozrastały się potężnie i groźne z baszt sw ych słały ostrzeżenia wrogom Litwy ze strażniczych trąb bojowych.
Gdy Jagiełło, syn Olgierdowy, zasiadł na s to licy wielkoksiążęcej, Litwa była p ań stw em potę- żnem. T rzy k ro tn e pochody Olgierdowe pod M o sk w ę utrwaliły jej w ładzę w śró d wielu dzielnic na Rusi i zmusiły jej kniaziów do szukania przyjaznych z w iązków z Litwą. Z Polską nie przychodziło w p raw d zie do otwartej wojny, ale lekkie a szybkie oddziały w o jsk litewskich gotow e były w każdej chwili do nagłego napadu i brania bogatego łupu.
l *
A było to tem łatw iejsze w ow ym czasie, kiedy Ludwik, król polski i węgierski, częściej p rz e s ia dy w ał w Budzie, stolicy Węgier, a P o lsk ą miotały walki możnych ro d ó w i zaw istne intrygi magnatów.
Gorzej jeszcze dziać się zaczęło po śmierci tegoż Ludwika, kiedy Polacy córkę jego, m łodziuchną k r ó lew nę Jadwigę, zaprosili na tron do siebie; Polska lubo można i silna, stanęła o tw orem dla wrogich napaści i polem do walki wzajemnej ubiegających się o tron i rękę królew skiego dziewczęcia. N aw et chytry zakon K r z y ż a k ó w ") p o w śc ią g n ą ł na czas jakiś sw oje łupieżcze pochody w głąb Żmudzi i Litwy, już to dlatego, iż całą s w o ją u w ag ę z w r ó cił na Polskę, już też, że widział jak stary Kiejstut, niestrudzony bohater, siadł w T ro k a c h zaw sze b a czny na ich obroty, za w sz e skory do szybkiego p o ścigu za ich najezdniczemi w ojskami.
A imię ow ego lwa strasznego znane im było o d d a w n a ; on to przez szereg lat umiał gromadzić dokoła siebie licznych i bitnych książąt, ziemian i b o jaró w litewskich, on to przyjął od K rzyżaków ich lepsze uzbrojenie i sp o so b y walki, on wreszcie raził ich tylokrotnie i gonił a gnębił bez m iłosier
dzia. Lubo Jagiełło objął stolicę wielkoksiążęcą, stary Kiejstut nie przestał być jego doradcą, a s w o ją p o w a g ą trzymał ład i zgodę w ś ró d licznych
' ) P o w s ta ły ze z la n ia się dw óch zak o n ó w , o sia d ły c h n a b rz eg u B a łty c k ie g o m o rza : ry c erz ó w M a ry i p rz y u jściu W is ły i ry cerzó w m ieczo w y ch , p rz y u jśc iu D źw iny.
braci i b ra ta n k ó w wielkiego księcia, usadowionych w odrębnych dzielnicach.
Lecz nie w sm ak był taki stan rzeczy na Li
tw ie sąsiadom , a osobliwie Krzyżakom. Już lat stokilkadziesiąt, ów Zakon, pod p rzykryw ką szerze
nia w iary chrześcijańskiej w ś ró d pogan, toczył k rw a w e boje i. rozpościerał łupieżcze pochody nad brzegami Bałtyckiego morza przy ujściach W isły i Dźwiny. P okrew ni Litwinom z wiary i języka P r u s a c y 1), byli już praw ie doszczętnie wytępieni i ujarzmieni; nie mniej blizki szczep Łotysze zwolna ulegali podobnem u losowi tak ze strony Zakonu, jak i półnócnej Rusi, jedni tylko Litwini walczyli bez wytchnienia i walczyli zwycięsko w obronie swej niepodległości i swoich bogów . Lecz takie walki, lubo z jednej strony daw ały Litwinom nie
jakie korzyści z zetknięcia się z w y ższą cywilizacyą Zachodu, przyczyniały się również do wielu strat, a najbardziej psuły ogólny charakter narodow y Litwinów. Łagodny, cierpliwy i pełen zachwytu dla pięknej przyrody Litwin, chętnie dotąd p o p rz e stający na swoim skrom nym bycie w śró d nieprze
bytych puszcz, świeżych gajów i stąd ciągle zm u
szany do walki obronnej, przejął w części dzikość i łupiestw o krzyżackiego knechta *), a od samych zakonników zapożyczał obłudę w stosunkach z s ą
P P ru s a k a m i i dziś zo w ią sio N iem cy z am iesz k u jąc y t e k r a je , a le ci n ie m a ją n ic sp ólnego z L itw in a m i.
2) K n e c h ta m i n a z y w a li się n a je m n i żo łn ierze k rzy żaccy .
— 6 —
siadami, w iarołom stw o i skrytość. Ów Litwin, za czasów Litawora i M endoga nieraz chętnie w id z ą cy A postołów chrześcijaństw a zachodniego i w s c h o dniego, stał się już fanatycznym w w yjątkow ej czci swoich bo g ó w i wrogiem krzyża chrześcijańskie
go. Kilkakrotne k rw a w e prześlad o w an ia 0 0 . F ra n ciszkanów, z d aw n a osiedlonych w Wilnie przez możnego O astolda, daje temu najw iarogodniejsze św iadectw o. Krzyż obcej wiary dla ogółu ziemian, b o j a r ó w ') i ludu był w yobrażeniem niewoli i uci
sku, więc nie dziw, iż został pow szechnie znienaw i
dzony. Tylko na dw orach książęcych i śród pan ó w litewskich w raz z obcym zbytkiem i obcemi nie
wiastam i osłabła cześć w łasnych bogów, a w ślad za tem poszło zupełne ich wyrzeczenie s i ę 2).
W szak że łagodny Jagiełło, lubo sam już mocno chwiejny i chętne ucho dający w ieściom z s zero kiego świata, w net po objęciu wielkoksiążęcej s to licy, uległ głośnym p rośbom sw ojego ludu i n a k a zał zgromadzić najgłów niejsze b ó s tw a litewskie do now ow zniesionej świątyni Antokolu 3) i tam o d p r a wiać doroczne św ięta pogańskie. A obok tego w obrębie zamku dolnego, śród p ośw ięconego gaju, w dolinie Świętoroga, stała św iątynia Perkuna, n a
}) B o jaro w ie b y li p rz o d k a m i p ó źn iejszej d ro b n e j s z la c h ty n a L itw ie.
2) T a k n a p rz y k ła d m a tk a J a g ie łły , a żo n a O lg ierd a, b y ła c h rz e ś c ija n k ą w sch o d n ieg o o b rz ąd k u .
3) W m iejscu , g d zie dziś się w znosi kośció ł św ięteg o P io tr a i P a w ła .
czelnego boga, na cześć którego palił się wieczny św ięty ogień Żnicz, strzeżony przez kapłanów r ó żnego stopnia. W po d w ó rcu zam kow ym był ró wnież dom naczelnika w iary arcykapłana Krewe- krewejty, którym był szanow any starzec Lizdejko, z rzadka tylko przybyw ający do Wilna na uroczy
stości religijne lub dworskie, a stale zamieszkujący w p rastarej a już zapomnianej stolicy — Kiernowie n a d Wilią. T o usuw anie się starca w wiejskie za
cisze lubo mogło być tłomaczone potrzebą ciszy i wypoczynku, miało jeszcze i inne przyczyny: oto czuł wierny stróż bogów i naczelnik wiary, że mi
mo przyjaźń i szacunek Jagiełły, w p ły w jego sto pniow o upada ä w iara przy dw orze słabnie, więc szukał oparcia w ś ró d ludu wiejskiego, a osłody w to w arzy stw ie ukochanej córki P o j a t y 1). Korzy
stał z tego wielki książę, korzystał dw ó r jego z li
cznej a pstrej ciżby złożony, a uczty i z a b a w y p o stęp o w ały kolejno, zmieniając się jeno to nagłym wojennym pochodem, to częstą wycieczką na polo
w anie w przyległe knieje, pełne zwierza grubego.
W esoło się tedy żyło na dw orze wielkoksiążę
cym. Jagiełło, z przyrodzenia podejrzliwy i z du
cha czasu zabobonny, był silnie przejęty uczuciem piękności natury, a więc i wdzięcznej urody nie
wieściej. T o było pow odem , iż trw a ł dotąd w bez- l) K a p ła n i lite w sc y bez ró żn icy s to p n ia ży li w bezżeń- stw ie, ty lk o K re w e k re w e jte m ó g ł p o ją ć m ałż o n k ę, a s ta n o w isko je j b y ło z aszc zy tn e n a w e t d la k siężn iczk i z rodu.
żeństwie, lubo j u i d aw no w y szed ł z lat młodzień
czych i często był n ag ab y w an y o to przez matkę, księżną Juliannę i najpoufalszych powierników. — Okrom zaś tego łudzili go nieraz sw a d ź b ą ponętną liczni kniaziowie ruscy, a n aw et zabiegliwy Zakon narzucał się z pośrednictw em , pragnąc i na tej drodze zdobyć w pływ y i otw orzyć furtkę dla swych zabiegów.
Lecz książę był głuchy na p o dobne namowy.
Nie było n aw et pozorów, by mniemać, że urocza P ojata p rzykuła jego uw agę i zyskała serc^, ku czemu skłaniał się chętnie Lizdejko, bo kochał księ
cia jak syna, spiesząc doń z rad ą i poparciem w śró d ludu, ilekroć tego okazała się potrzeba. Pojata zaś, sam otnie mieszkająca przy ojcu od śmierci matki, całe sw oje przyw iązanie zdaw ała się zlewać na oj
ca i choć w raz z nim zm uszona b y w ać na dworze książęcym, lubiała n ad ew sz y stk o sw oją zaciszną siedzibę w Kiernowie, kędy, żyjąc w ś ró d kwiecia i p ta sz ą t uświęconych gajów, mogła marzyć o p rz y szłej roli ofiarniczki bogini P r a u r y m y 1).
* *
*
Ludno i gw arno było już od rana w p o d w ó r cach zamku dolnego. W łaśnie Jagiełło wrócił przed kilku dniami ze zwycięskiej w y p ra w y do Polski, w czasie której nie spotykając silniejszego oporu
’) P r a u r y m a — b o g in i w io sn y , tw ó rc ze j m iłości.
od rozpierzchłych sił polskich, dopadł na czele swej lotnej drużyny aż w Sandomierskie i wrócił b ez
pieczny, a w łup obfity zaopatrzony.
Przez te dni ciągnęły miastem w ozy ładow ane zdobyczą, grom ady jeńców wojennych i pełne ra dości zastępy litewskie. Zgodnie z odwiecznym zwyczajem, na dzień ten oznaczył Jagiełło s k ła d a nie łu pów i publiczny ich podział w najw iększym p o d w ó rcu zamkowym.
Już staw ił się Jagiełło w orszaku braci, panów i dworzan, a naw et przybyła księżna Olgierdowa z córką i w yższem niewieściem pogłowiem, cieka
w a widzieć rzadkie zazwyczaj na Polsce zdobycze.
T am że obok stali kapłani świątyni Perkuna, zaró w no z innymi mający p ra w o do zdobyczy wojen- 'nych. W kró tce na znak, dany przez trąby, zaczęto
znosić różnego rodzaju plony.
W ięc w ory pełne futer i szat kosztownych, n a czynia srebrne i złote, oręż, konie, siodła, cenne kobierce i sprzęty białogłowskie, a tu i owdzie do
rzucał dziki żołdak kielich lub m onstrancyę złupio- ną z ołtarzy.
Książę z orszakiem w szy stk o starannie szaco w ał i dzielił na trzy rów ne części, z których jedna szła na jego skarb, druga na rycerstwo, a trzecią daw ano kapłanom.
Zaczem przep ro w ad zo n o szeregi jeńców, p o wią zanych w łyka, w śró d których więcej było męż
czyzn lub zgoła naw et chłopiąt; niewiasty brano
— 10 —
mniej chętnie i te sw a w o la żołnierska często t r a ciła w pochodzie; znaczniejszych rodem i majątkiem brał książę lub zdaw ał na opiekę któremu z p an ó w lub dworzan, spodziew ając się bogatego okupu, resztę zaś dzielono na równi z innym ł u p e m 1).
Lecz oczy w szystkich pilnie baczyły rozrosłego rycerza ze spuszczoną na oczy p r z y ł b i c ą 2), który stal na uboczu, pilnie strzegąc ładow nego wozu i branki kosztow nie odzianej na nim. Jego groźna p o s ta w a nie ośmielała ciekawych, któ rzyby radzi zajrzeli w oczy snadź młodej jeszcze niewieście.
Aż ru szył oto jeden z odw ażniejszych i sięgnął ręką po skrzynię, na której siedziała branka.
— W ara! — zakrzyknął rycerz, groźnie w s t r z ą sając orężem — w ara! jeśli nie chcesz, żeby łeb twój był p o d mojemi nogami. Nie żądam źdźbła z ogólnej zdobyczy, lecz biada temu, kto po moją sięgnie!
O dstąpił napastnik, ale pom ruk niezadowolenia rozległ się w net w ciżbie.
U słyszał to Jagiełło i w net py tał o przyczynę, a gdy mu ją przełożono, z a w ezw ał rycerza przed siebie i groźnie zaw ołał:
— Cóż t o ? tyś mi D o w o jn a się spolaczył?
Czemu to dotąd z łupami nie s ta je s z ? Czy myślisz,
') T ac y je ń c y w o je n n i d a li n a jp ie rw sz y p o c z ą te k n ie w o ln ik a i p ó źn iejszem u p o d d a ń stw u .
2) W o je n n e o k ry c ie gło w y , p o c zą tk o w o sk ó rz a n e u L i
tw in ó w , d la o sło n ięc ia tw a rz y .
że łeb twój na karku pew niejszy dlatego, żeś m ę
żnie walczył pod Z aw ichostem . . . zuchwały! to była tw o ja pow inność. Wiem dobrze, żeś na p r z e dzie n ajbogatsze dw ory najeżdżał i najpiękniejsze Laszki brał w łyka, jak i to, żeś ty najpierwszy w szedł na św iętą górę P o l a k ó w 1). Łaska nasza uwalnia cię od podziału jeńców, lecz w szystko inne podług p ra w a musisz tu złożyć do ogólnego po- r działu.
— Dobrze, książę, bierz w szystko, a jest tego nie mało, bo dw adzieścia w o zó w przenosi, lecz zo
staw mi tę skrzynię jedną, która zostaje pod opie
ką mojej branki — odrzekł rycerz pokornie.
— Cóż się takiego w niej znajduje?
— B ó stw a chrześcijańskie.
— Dowojna, tyś oszalał! — zakrzyknął książę, lekko drgnąw szy. — Czemuż chcesz, bym ci te b ó stw a z o s ta w ił?
— M uszę j e . . . do Polski — odparł rycerz spokojnie.
— I one iść m uszą do ogólnego podziału — w trącił su ro w y Jerbut, starszy kapłan z najbliżej stojących.
Lecz książę nakazał onemu milczenie i rozka
zał D ow ojnie dać bliższe wyjaśnienie. A rycerz tak opow iadał żałośnie:
1) G órę Ś w ię to k rz y s k ą pod K ie lc am i ze sły n n y m k l a sz to rem B e n e d y k ty n ó w , zało żo n y m p rzez B o lesław a C hro
b reg o .
- 12 —
— Już miałem pełno zdobyczy, ujrzaw szy na uboczu zamożny d w ór jakiś, w padłem doń n iezw ło
cznie. Sam oto znalazłem tę moją brankę u nóg starego ojca. Lecz daremnie mnie błagał, daremnie mi obiecywał sk arb y trzykroć większe, jam porzu- . cit n aw et lup już zab ran y i p o rw a w s z y bran k ę na
koń, uszedłem jak zamroczony.
O krzyk oburzenia dał się słyszeć w śró d słu chaczów ; żałow ano tylu s k arb ó w straconych. Z a czerni rycerz ruszył ramionami litośnie i ciągnął rzecz sw oją ■ d a le j:
— Snadź głośne skargi s tarca poszły w ślad za mną, bo mię dognali Lachy nad W isłą; uszedłem w p ra w d z ie w raz z branką, ale dotkliwym ciosem porażon. W ziął mię ból i gorączka, aż ległem na w óz i choroba mię zmogła doszczętnie. W te d y to o w a Laszka nie żałow ała koło mnie starania i jej winienem zdrow ie i siły; zaś przecie mogła ujść naonczas z łatw ością lub n aw et zbawić mię ży
w ota. W ięc cóż za dziw, że opuściw szy łoże, p rz y rzekłem ją odesłać rodzicowi, a z nią razem i sk rzy nię z bóstw am i, bo o to najw ięcej błagała.
T a k a opow ieść zdumiała w szystkich niemało i rozbudziła p o w szech n ą ciekawość. Sam książę p o d stąp ił do w ozu i rozkazał brance podnieść za
słonę. A w ted y ujrzano najpiękniejsze oblicze przy w spaniałej postaci.
— S ła w a twej urodzie k rasaw ico Laszko! — zaw ołał Jagiełło.
— S ław a tobie i tw em u ludowi, jeśli umiesz słabość niew iast uszanow ać! — odparła dziewica, łagodnem spojrzeniem obejmując księcia i dwór jego.
— P okaż-że nam sw oje b ó stw a — nalegał ksią
żę — gdyż one stan o w ią n aszą własność.
G dy uchylone w ieko skrzyni ukazało oczom zgrom adzonych bogate naczynia kościelne, branka, f nosząc imię Heleny, zręcznie wtrąciła:
— B ó stw a te je dnym korzyść, a drugim szkodę tylko najw iększą przynoszą.
Jagiełło odstąpił od skrzyni skw apliw ie i zgo
dził się z ła tw o śc ią na p ro ś b ę Heleny, aby skrzynię pow ierzono do czasu opiece zamieszkałych w mie
ście 0 0 . Franciszkanów .
Na dany rozkaz wnet sp ro w ad zo n o dwóch s ta r ców ubogo odzianych i nieśmiało stąpających wśród owej ciżby pogańskich ofiarników i kapłanów, a ci, ku zdumieniu wszystkich, ujęli ciężką skrzynię z ła tw ością na ramiona, a spiesznie uszli z oczu zeb ra
nych. Lecz daremnie Helena prosiła, by jej, wolno było szukać przytułku u starców .
— Cóż t o ? — rzekł obrażony Jagiełło, który już raz w spom niał o gościnie na zamku — czy wam milsza mnichów niż moja go ścin n o ść? Jedna b ra n ka będzie gardzić łaską księcia i p a n a L itw y?
Helena na to hardo głow ę wzniosła do góry i dumna sw ą urodą, śmiałem spojrzeniem powiodła dokoła. Lecz wnet sp o tk a w sz y w zrok pełen spół-
— 14 —
czucia jednego z najm łodszych ofiarników, lekko krzyknęła i p ad ła zemdlona.
Posp ieszo n o jej na ratunek. Sam a księżna Ol
gierdów a z córką Akseną troskliwie ją cuciła, więc przyczyna w y padku uszła baczności z grom adzo
nych. Jeden tylko Jerbut groźnie spozierał na onego winowajcę, T ro jd a n a — m łodzieńca o płomiennem spojrzeniu i wyniosłej postaci, bo mu się mocno podejrzanem wydało, gdy młodzian zbyt s k w a p li
wie śledził oczyma znikających chrześcijan ze sk rz y nią i polską brankę.
Lecz Helena w net ocknęła się, a jednocześnie zbudziła się w niej duma pięknej niewiasty i Polki, przywykłej do hołdów w otoczeniu męskiern. Więc staw iła się Jagielle ze sw o b o d n ą śm iałością:
— Jestem niewolnicą, to czyńcie ze mną co się w am podoba, ile że w w aszej mocy jest włożyć mi więzy i uciskać bezbronną. O dy zaś we mnie w i
dzisz bezsilną niewiastę, a masz duszę czułą i lito
ściw ą, nie ten jest sposób ofiarowania przysługi.
Takie sło w a w y w arły n adspodziew anie dobry skutek. Jagiełło, zw ykły widzieć w niewiastach niewolnice, tę jedną uznał w duchu za istotę nie
zwykłą, więc trochę z o b aw y pom inął całą s p r a w ę milczeniem. N atom iast Olgierdowa z córką zdołały skłonić Helenę do przyjęcia gościny w z a m ku i wnet uprow adziły ją z sobą.
■ N ieszczęsna dziewica długo jeszcze zostaw ała p o d w rażeniem ow ego widm a z przeszłości, widma
snać drogiego i serdecznego, którego odbiciem tak wiernem a niespodzianem była tw arz młodego p o gańskiego ofiarnika.
Był-że to o n ? Był-że to ten sam niewdzięczny, którego jej serce w ybrało, a który został dla niej obojętny, bo go usidliła inna piękność, z którą ona niestety nie mogła p o ró w n an ia wytrzymać. W szak on to w łaśnie zginął praw ie przed rokiem bez wie
ści, a jego rodzic strapiony, możny w ojew oda Fir
lej, od tąd wiedzie sm utny żywot, niepewny losu sw ego jedynaka.
Nie mogła je dnak zrozumieć, co go przygnało do Litwy, a bardziej jeszcze, jaki los rzucił go w szeregi sług pogańskiego ołtarza.
II.
Zamieszkanie Heleny na zamku nie zmieniło bynajmniej projektu Dowojny, który postanowił z wolą Jagiełły sam odw ieźć ją ojcu do Polski, ra zem z szacow ną skrzynią.
Lecz w p ręd ce znudził piękną Polkę pobyt na zamku, gdzie p a n o w ał obyczaj dość gruby i brakło rozryw ek tak ponętnych niewieście i nie było ni uczt, ni pląsów, ni w spaniałych popisów rycerskich.
Jagiełło odznaczał się niezwykłą wstrzem ięźliw o
ścią i nie zażyw ał innego napoju krom wody, a li
czny d w ór jego zaledwie stać było na dość dzikie popisy w żganiu niedźwiedzia na podw órzu zam- kowem, lub przedstaw ieniu pospolitych łamańców
— 16 — '
i kuglarstw . Czasem tylko, gdy zawitał na dwór jakiś rycerz w ę d ro w n y i smutny, snać grotem m i
łości nieszczęsnej przeszyty, urządzano coś w r o dzaju g onitw rycerskich. Więc s ta w a ł ten i ów z w ojsk o w y ch i dw orzan i walczyli konno sam o- w tór na włócznie i miecze, a książę i dw ó r mieli z tego niejaką rozrywkę.
W tak o w y ch zabaw ach za w sz e brała nader czynny udział siostra Jagiełły, Aksena, do której napróżno dotąd kołatali o sw a d ź b ę książęcy zalo
tnicy. D ziew ka silna i nadobna wolała popis rycer
ski lub gonitw ę za zwierzem w kniei nad słow a miłości i tkliwe zaloty.
W sz a k ż e i ta ju ż .od niejakiego czasu pop ad ła w sm utek i zadum ę i chętnie p rzeb y w ała w o s a motnieniu.
Więc nudziła się piękna Laszka. Daremnie D ow ojna, stały gość komnat zam kowych, zw ycię
sko odpierając zamiary innych zalotników, zabie
gał koło swojej branki i giął hardy kark litewski w słodkie jarzmo miłowania, dziewica pozo staw ała zimną i obojętną na jego słow a tęskliw e i czułe westchnienia.
Zwolna poznała plotki dw orskie i to jej nudy s k racało ; oto opow iadano, iż niedaw no Aksenę, z aw sze żądną rycerskich popisów , w y zw ał na bój rycerz nieznany, w słomę i p aw ie pióra m iasto że
laza i skóry przybrany. D um na księżniczka zago-
rżała strasznym gniewem i postanow iła ukarać zuchwalca.
Lecz stało się coś niezwykłego: oto rycerz sło
miany dzielnie odparł wszystkie ciosy, a wreszcie p ozbaw ił ją oręża i groźbą wymógł słowo, by na przyszłość zaniechała popisów rycerskich.
Śmiał się z tego w y padku Jagiełło, rada byia mu n aw et księżna Olgierdowa, ale nieszczęsna księ
żniczka p o p ad ła w sm utek beznadziejny i łzami p ła ciła s w o ją dumę zwalczoną. 1 wydało się wkońcu, że tym tajemniczym rycerzem był zaufany sługa księcia, Wojdyłło, człek lubo prostego stanu, lecz już silnie posunięty w zaufaniu sw ego pana. i d o sta tk a c h ; sam książę podobno skłonił go do tego kroku zuchwałego.
Zrazu dumna Aksena znienawidziła Wojdyłłę, lecz rychło uległa jego kornym prośbom o p rz e b a czenie i gorącym zaklęciom i odtąd tajona miłość
; złączyła tych dwoje. Oboje ufali w laskę Jagiełły i cierpliwie czekali dobrej sposobności.
Jakoż książę był rad i dobrej myśli, więc czę
sto zachodził do kom nat niewieścich i życzliwie gaw ędził bądź z siostrą, bądź z Heleną, a p rzy b o cznym nieraz się zdało, że w słodkich jego słowach było coś więcej nad zwykłą uprzejmość g o s p o d a rza względem nadobnej Laszki.
W krótce pow iększyło społeczność zamkową przybycie Lizdejki z córką, który zjechał dla p o w itania księcia po szczęśliwej w yprawie. Urocza
Pojata.
— 18 —
lecz skrom na nad w yraz i cicha P o ja ta stanęła tedy obok Heleny i tem sam em rozbudziła w niej zaw iść niewieścią i chęć zaćmienia rywalki, a to tem b a r dziej, że córkę K rew ekrew ejty i sam książę otaczał wyjątkow ym i względami.
W ięc brała na siebie coraz strojniejsze szaty, coraz jaskraw iej od k ry w ała sw ą w yższość p o d k a żdym względem, dumnie a śmiało poczynając sobie ze wszystkim i, nie wykluczając Pojaty, do której czuła niechęć wyraźną. Jakoż Jagiełło dał się ująć tym czarom i raz i drugi napom knął o sw em uczu
ciu dla niej, żądając, by została przy nim na zawsze.
Zrazu przejęło ją to niekłamaną radością, le c z 'w n e t poznała sw ój błąd z zachow ania się księżnej i ca
łego dworu.
Oczyw iście nie mogło tam być m ow y o zamęż- ciu, bo był to jedynie Kaprys możnego władcy i pana.
Więc łzy zajęły miejsce zadowolonej pychy;
a w tedy już chętnie słuchała słów D owojny, k tó ryby rad był w y p ra w ę do Polski przyspieszyć.
W reszcie w d a ła się w to s ta ra księżna, równie nie rad a synow skim zalotom i rozkochany D ow ojna r u szył pew n eg o po ran k u z Heleną i sprzętem kościel
nym w drogę do Polski.
Książę hojnie ob d arzy ł Laszkę i pożegnał ła skawie, lecz D o w o jn a nie uniknął śmiechu d w o r a ków, że w łaśnie sam idzie w p aszczę w roga, jak ów wilk szkodny między ludzkie siedziby.
19
A w dzięczna Laszka, pom na książęcych zalo
tów, czy to z umysłu, czy może chęcią pochlebstwa wiedziona, jęła mu w różyć na pożegnanie, że znaj
dzie żonę w polskiej królewnie, młodziuchnej Ja
dwidze. 1 oto myśl ta zapadła w głowę możnego Jagiełły, który odtąd już coraz niechętniej słuchał napom nień o konieczności wyboru żony.
Wiec tro sk ała się księżna Olgierdowa o tego syna jak rów nież i o los córki Akseny, który ją żyw o obchodził, a Jagiełło zbyw ał ją krótko i starał się odw rócić uw agę na postanow ienie siostry.
A kochał AkSenę tkliwie i szczerzeby rad d o bra jej p rzysporzyć; więc siostra tuliła się do b r a ta, a przebiegły W ojdyłło również sp ra w y swej nie zasypiał — i tak społem dążyli do jednego a up ra
gnionego celu.
Chytry pow iernik rozumiał dobrze nizkość s w e go stanu i niebezpieczeństwo, na które się ważył, lecz p o stan o w ił działać przebiegle i stanowczo.
W tym celu wtajemniczył Skirgiełłę, brata wielko
książęcego w sw oje, plany i prosił jego o pomoc, w zamian obiecując sw oje poparcie w uzyskaniu lepszej dzielnicy dla niego u Jagiełły.
Układ stanął łatw o, lecz nie było śro d k ó w dla pozyskania starego Kiejstuta, którego zdanie mogło w niwecz w szystkie plany obrócić.
Słusznie ob aw iał się Wojdyłło, że stary Kiej
stut oburzy się na taką s w ad źb ę córy książęcej i bratanicy, a z nim razem oburz'ą się inni bracia
2*
— 20 —
i krewni Akseny. W ięc po w ziął szatański pom ysł s korzystać z chwili często pojawiającej się nieufno
ści p a n a względem stryja i skłonić go do pozbycia się tej uciążliwej opieki i rzekomo niebezpiecznych zam ysłów. A po ra była jak raz po temu, gdyż Ja
giełło już sam kilkakrotnie w spom inał z niechęcią o tern, iż ani Kiejstut, ani bohaterski syn jego Wi- tołd nie stawili się w Wilnie dla pow itania go ze szczęśliwej w y p ra w y do Polski.
Zdarzyło się raz, że książę jął pytać ulubieńca, ażali nie wiedział czemu Aksena odrzuca starania możnego księcia Daniela, który już kilkakrotnie dal poznać jej sw oje uczucie. U kładny i śm iały W oj- dyłło, znajdując tę po rę n ajsposobniejszą do o tw o rzenia drogi zamiarom swoim , z niedbałością w e sołego tr e f n i s i a 1), odpow iedział bez trw ogi:
— A ksena kocha innego.
— Może n aw et ciebie w tej zbroi słom ianej?
— zaśm iał się w esoło Jagiełło.
— Zgadłeś panie, ta zbroja otw orzyła mi jej serce, jak tw o ja żelazna dzida dała ci lup w Polsce, a teraz oboje czekamy tylko na w asze, książę, p o twierdzenie.
— W ojdylło! porzuć te żarty — rzekł Jagiełło surowo.
— Zamknij, zamknij panie do turmy, a w tedy się przekonasz, czy to, co pow iedziałem jest p raw d ą.
‘j Ś m ieszk a, b łaz n a.
W ted y oczy Jagiełły zabłysły strasznym gnie
wem, a ręce krzepko ujęły zuchwalca i cisnęły gw ałtow nie o ziemię. Już straż przyw ołana miała wieść do turmy Wojdylłę, gdy nadszedł Skirgiełło i prosił za nieszczęśnikiem, każąc mu iść precz z oczu pańskich.
Długo jeszcze książę wybuchał gniewem i zry
w ał się, ale chytry Skirgiełło, przeczekaw szy p ie rw sze zapędy, umiał dobrze przedstaw ić wierność W ojdylły i bezgraniczne panu oddanie, a zresztą i sam książę rychło ochłonął.
Stało się tedy, że po upływie dni kilku już ża
łował skrzyw dzonego powiernika, a jego zamiary nie w y d a w a ły mu się zbrodnią, lecz zwykłą losów koleją, a stało się tak tern łacniej, że Skirgiełło zdołał mu w m ówić, iż w tej spraw ie on jeden mo- cen jest stanowić, nie bacząc na zdanie innych braci i krewnych.
— Poznają choćby w tern moją wolę niezłomną i sw oje stanow isko zależne w zupełności ;— rzekł całkiem udobruchany Jagiełło, nakazując niezwłocz
nie p rzy w o łać Wojdyłłę.
A gdy p a d ł mu do nóg i całow ał rękę pańską, dziękując za szczęście i łaskę, rzekł książę d o b ro tliwie:
— Chcę w tobie mieć również szczęśliwego, jak dotąd wiernego sługę i przyjaciela. Daję wam włość Lidzką w dzierżawę, więc w s ta ń i rozchmurz swoje oblicze.
Lecz W ojdyłło p o w s ta ł sm utny i zamyślony.
— B ądź-że mi w e só ł i rychło gotuj się do w e s e liska, a precz mi z kw asam i, któ rych nie c i e r p i ę . . .
— Panie! łaski tw o je są 1 niezmierne i u szczę
śliw iają tw ego poddańca, lecz mogęż ja, sługa tyl
ko, weselić się i cieszyć z d ostatków , któremi mię łaska tw o ja opatrzyła, gdy brat tw ój najw ierniej
szy Skirgiełło, łaknie chleba i dotąd nie ma p r z y stojnego opatrzenia.
— Nie troszcz się i jego nie minie należna mu cząstka!
— T w o je zamiary, panie, najlepsze, ale rzeczy
w isto ść im przeczy, gdyż nie masz w Litwie dziś już kąta wolnego.
— 1 mnie to m ówisz, W o jd y łło ?
— Tobie, panie, d obry i litościwy, którego po- w hgę co dnia bardziej p o d ry w a ją kno w an ia starego Kiejstuta i jego najbliższych, z rąk któ rych i mnie w krótce przyjdzie na zgubę, gdyż czują, że ja ich chytre zamiary' już daw no przeniknąłem.
— P orzuć te brednie! oto oręż, którym cię o b ro nić potrafię — odparł dumnie Jagiełło.
— Oni cię uśpią układną w iernością i krewnia- czą życzliwością, a gdy w zm o g ą się w siły, wnet ja k piorun uderzą w ciebie i w e mnie.
— Z bytnia gorliw ość w służbie mej cię unosi, a ogrom miłości nadm ierną przejm uje obawą.
W s z a k stryj mój kochany wiernie stoi przy mnie, a W itołd je st bratem najlepszym.
— B odajby słow a moje okazały się łgarstwem!
— odrzekł chytry doradca — lecz pomnij, panie, że stary Kiejstut ma wielki mir śród ziemian i lu
du, a W itold jest bożyszczem swych Grodnian i ca
łej Żmudzi; może się zdarzyć, że sław a ich skusi i podsunie plany w p ro s t godzące w ciebie, a wtedy biada mnie wiernemu słudze twojemu.
— T y kryjesz coś przede mną Wojdyłło! na
kazuję ci mówić w szy stk o niezwłocznie — p o ważniej ozw ał się Jagiełło, widocznie zaniepo
kojony.
— Nic nie wiem, panie, krom tego, że i teraz Kiejstut zaniedbał należnego hołdu tobie szczęśli
wemu pogrom cy Lachów.
Może mu zdrowie nie służy, gdyż wiek i rany w bojach tylu ciężko go przygniatają.
— T o nie rany i nie wiek, jeno zazdrość i nie
nawiść od p ro g ó w tw ych go oddalają, boć jeźli nie oślepł i ogłuchł, musi widzieć i słyszeć, że twoje Wilno rośnie w siły z każdą chwilą, gdy jego Troki coraz bardziej puścieją, że ku tobie spieszą kupcy i rzemieślnicy od Niemców i Rusi a jego podw órce traw ą porastają.
— W ięc wierzę, że tern się gryzie, ale on nie zdolny jest do zdrady.
— Lecz cóż ci, panie, może stać na p rzeszko
dzie, abyś dość wcześnie w szedł w przymierze z Krzyżakami, których mistrz Czolner zdaje się tylko wyczekiwać w ezw ania z twej strony.
— 24 —
— Z ła to ra d a ; K iejstut jest ich w rogiem n ie
ubłaganym , w ięc taki sojusz byłby w ym ierzony w p ro st p rzeciw niemu.
— W ięc tobie, panie, nie służy p raw o naw et szukania sp rzy m ierzeń ca?
Jagiełło żachnął się niecierpliw ie.
— Nie od dziś jestem panem sw ej woli.
— W ięc m yśl panie, o sw ojem niebezpieczeń
stw ie na w ypadek, gdyby cię m iał stryj zaw ieść.
— T eg o mi nikt nie w zbroni, a raczej za k o nieczną o stro żn o ść poczyta.
— Z resztą z K rzyżakam i m oże stan ąć układ ; całkiem tajny — d o d ał dla usp o k o jen ia W ojdyłło.
— Z daw n a już p rag n ę tego — o d p arł Jagiełło, j
zdając całą tę sp ra w ę ha sp ry t i p rzeb ieg ło ść za
ufanego sługi.
T a k radzili z so b ą poufnie jeszcze nieraz, aż ' postan o w ili w y p raw ę na P łock, kędy siedział An- j drzej, m łodszy syn K iejstu ta; przypuszczali oczy- | w iście, iż raz zacząw szy w alkę, potem już łatw o j
w ygnać będzie K iejstuta i ziem ię jego zagarnąć.
W szakże rozum ieli obaj, że przyjdzie to nie ła tw o. W tedy znow u W ojdyłło p o d su n ą ł m yśl o K rzy
żakach, niby niespodzianie, raz i drugi, a w końcu już książę słuchał bez w strę tu i oburzenia. Gdy w ięc m ilczeniem dał Jagiełło sw ą zgodę, odtąd chytry d w o rak ro zp o czął k n o w an ia w im ieniu pana i szukając w yniesienia dla siebie, p o szed ł być może dalej z K rzyżakam i, licząc na chw iejność Jagiełły.
Ów zaś cały zajęty sp raw ą sw ad źb y siostrzy- nej, szedł niezw łocznie na pokoje księżnej O lgier- dowej i nie w d ając się w kłopotliw e tłom aczenia objaw ił sw o ją w olę w tej sp raw ie niezłom ną. — K siężna zrazu oburzyła się na ow e zam ysły sługi, lecz w końcu uległa, w idząc, że i A ksena chętnie skłoniła się ku temu.
W ięc biegły n atychm iast gońce do książąt i p a nów, p ro sząc na sw ad źb ę do Jagiełły; nie pom i
nięto naw et w ielkiego m istrza Zakonu i w sz y st
kich pokrew nych k siążąt m azow ieckich na Płocku i C zersku.
A A ksena od zrękow in m ocą zw yczaju, sk aza
na na zupełne niew idzenie narzeczonego, pędziła dni śró d b iałogłow skich p o rząd k ó w i m arzyła w o- toczeniu n iew iast o przyszłej doli. Nie m ogło atoli ujść jej uw agi, że w raz z przygotow aniam i do g o dów, czynione były w skrytości jakieś inne: w i
działa dow ódzców w ojsk, schodzących się na n a rady, coraz to jakichś p o słó w now ych i tajem ni
czych, a czeladź w ielkoksiążęca całemi m asam i znosiła oręż w szelaki do zam ku górnego i ten p rzy spo sab iała do zupełnej, w ojennej gotow ości.
Z budziło się w niej daw ne zam iłow anie, ocknął ów duch rycerski w dziew ie książęcej, w ięc p rzy padła do ulubionego Skirgiełły:
— B racie — rzekła, ścisk ając dłoń jego — p ię
kne się dla w as, jak w idzę, pole otw iera, m ów tedy na kogo m acie u d erzy ć?
— Jak też m ożesz m yśleć, żebyśm y pod tw e gody czem innem, jak nie tw ojem szczęściem byli . zajęci — odpo w ied ział nieco zm ieszany.
— W ięc te rynsztunki, m iecze i strz a ły do w e sela m ego m ają n ależeć? G dyby mi w olno było w idzieć się z W ojdyłłą, o beszłabym się bez tw o ich pow ierzeń.
— W iedz tedy, że m łodzież zam kow a zam ierza urządzić g onitw ę — o d p arł jeszcze w ykrętnie.
— P różno mnie chcesz oszukać, w iem ja co g onitw a, a co bój k rw aw y — zaw o łała oburzona A ksena.
— P o rzu ć te m yśli, sio stro , a raczej m yśl o ta ń cach i strojach, jeśli nie chcesz ro zgniew ać Jagiełły.
— N ie chcę znać godów , nie chcę znać męża, jeśli obok niego nie będzie mi w olno w alczyć.
Co w idząc i sły sząc Skirgiełło okłam ał ją w s k a zując na m ożność w y p raw y na blizkie Podlasie, lecz d o d ał zarazem , że w olą Jagiełły, W ojdyłło ma zo stać dow ódcą obu zam ków i trw a ć nieustannie p rzy ich stra ż y i obronie.
K siężniczka u sp o k o iła się i p o d d ała woli brata.
III.
N a zam ku T rockim , oblanym dokoła w odam i jeziora, p a n o w ała cisza. S tary K iejstut, dotknięty chw ilow ą niem ocą nóg, siad y w ał dni całe w o d o so bnionej zam kow ej kom nacie, p rzed ogniskiem i dzie
lił sw ój czas m iędzy rozm ow ą z poufałym sługą
i tow arzyszem broni, Jurgą i zab aw ą z ulubionym sokołem , albo też słu ch ał śpiew u n adw ornego lutni
sty, S ław eńka.
Jak p rzy Jagielle W ojdyłło, tu p rzew o d ził ów Jurga, żołdak dziki i chciw y boju a łupów i na nic nie baczny, krom w łasnych zysków i krw aw ych p o pisów . Strudzony K iejstut często go grom ił za ow e zapędy, ale częściej jeszcze słu ch ał w spom nień tych w alk byłych, pełnych chw ały i zaw sze d ro gich sercu jego. Jeden S ław eńko czasem p rz e w a żał w p ły w Jurgi, a osobliw ie gdy zanucił ulubioną pieśń o B iru c ie 1)-
K ęd y n a d m o rzem s ta r a P o łą g a , W id zisz to g ro n o k w itn ą c y c h có rek : J a k w sm u tn y c h p ie n ia c h s m u tn ie z a c ią g a N a te n w y so k i, p ię k n y p ag ó rek .
W ich w ie ń c a c h sk ro m n e n ie z a p o m in a jk i, P ię k n y p a g ó re k d a rn ie m zasu ty !
J a k ie ż to c ó rk i? M łode L itw in k i.
A . te n p a g ó re k ? To g ró b B iru ty ! T u co ro k , k ie d y n ie b ie s k ą w odę I w o n n e łą k i w io sn a ro zśm ieje, O bchodzą św ię to d ziew ice m łode, B u d ząc p ie ś n ia m i sw y ch ojców dzieje.
T ej pieśni słuchając, ów K iejstut, w boju u d e f rzający jak piorun na zastęp y K rzyżackie, dziw nie łagodniał na obliczu i p o p ad ał w rzew ność.
P od jedną z chw il takich w eszli gońce Jagiełły, zw iastując w esele Akseny.
1) B iru ta , w m łodości k a p ła n k a lite w s k a , p o rw a n a przez K ie js tu ta , b y ła m u żo n ą u k o c h a n ą p rzez d łu g ie la ta ,
- 28 -
— W itajcie moi przyjaciele! S zczęśliw e w am do dom u m ego przybycie. Siadajcie i m ówcie, jak się m iew a kochany sy n o w ie c ? — łask aw ie ich w i
tał K iejstut.
— Jagiełło, p an nasz, zd ró w z łaski bogów , a w am szląc cześć i pozdrow ienie, p ro si w a s z ca
łym dw orem n a w esele Akseny.
— Czy ta k ? T o tedy zjaw ił się m ąż dla k o chanej sy n o w icy ? N iechże będzie bogom chw ała, a m ałżonkom szczęście. Lecz któż to taki, p o w ied z
cie mi sk o ro ?
— W ojdyłło, słu g a i przyjaciel księcia.
— J a k to ? — w trą c ił obecny Jurga — ten W o j
dyłło, co kuchnią zaw iad o w ał O lg ierd a?
— Jakoś rzekł — dum nie odparli posłow ie.
Z dum iał K iejstut niem ało to słysząc, lecz łacno ukrył sw o ją niechęć i obrazę, ow szem zm ógł się na sło w a szczerego życzenia i w net k azał nieść sta ry miód i puhary, ażeby w ypić za zdrow ie p a ń stw a m łodych.
A gdy p o sło w ie mieli się ku odjazdow i, hojnie ich o b d arzy ł i przew id u jąc, że mu słab o ść nie p o zw oli p o sp ieszy ć do W ilna osobiście, zapow iedział p rzybycie p o sła w sw ojem im ieniu i sto so w n e dary ślubne dla synow icy.
A gdy p o sło w ie odjechali, Jurga jął rozw odzić się p rzed księciem o nieżyczliw ości Jagiełły dla n ie
go, w sk azu jąc na to, iż nie o d d ał mu rząd ó w nad L itw ą p o d czas w y p raw y na P olskę, a i teraz oto
skrzyw dził D aniela, jego sio strzan a, oddając sw ą sio strę służalcow i sw em u w zam ężcie.
K iejstut słuchał niechętnie, ale być może jakie słow o słu szn e zap ad ło w jego duszę strapioną.
Nie dał atoli po zn ać tego po sobie i p ostanow ił, że S ław eńko pojedzie z daram i w p o selstw ie i b ę
dzie p rzytom ny u roczystości w eselnej.
— Nie tajne mi przecież tw oje, chłopcze w e stchnienia do ślicznej P ojaty, niechże cię tedy s p o sobność do zalotów nie minie, a ja ci pew nie w miarę sił pom ocnym w tem będę.
Z apłonił się n ieszczęsny lutnista, pochw ycony w głębokiej tajem nicy serca, lecz skłonił się panu posłusznie, a w duszy rad był sp o so b n o ści zo b a
czenia u k o c h a n e j. dziew icy.
Jakoż gościła już ona od niejakiego czasu na zamku, dzieląc z A kseną o statn ie dni jej dziew ictw a.
Jako córka arcy k ap łan a m iała być p rzew o dniczką dla niej przy obow iązującej w ycieczce do św iątyni P erkuna, kędy należało iść z ofiarą i daram i.
A o sam ej św iątyni i jej kapłanach m ów iono coraz częściej na zam ku i w m ieście. O to p o w sz e chnie chw alono m łodego ofiarnika, T ro jd an a, nie
dawno p rzy jęteg o do służby bogom , który w k ró t
kim sto su n k o w o czasie przyczynił się ogrom nie do zaprow adzenia p orządku w św iątyni i um iał sobie zjednać zarów no m iłość m łodych to w arzy szó w , jak i po szan o w an ie śró d ludu. Już p aro k ro tn ie sam
— 80 —
L izdejko b ad ał go ciekaw ie za b y tn o ścią w e W ilnie i w yraził mu sw o je podziękow anie, lecz ta okoli
czność p o d ała m łodzieńca w niechęć u zaw istn eg o Jerbuta, który bacznie go śledził i obchodził się z nim surow iej niż z innymi, m ając naczelne nad nim zw ierzchnictw o . . .
N a kam iennym ołtarzu w głębi św iątyni gorzał Żnicz, św ię ty ogień, a obow iązkiem ofiarników było strzed z go dniem i nocą, by nie zgasł.
W ięc czuw ali, sta ran n ie dorzucając drew ek, przyniesionych ze św ięteg o gaju, to od czasu do czasu sy p iąc na ogień w onne zioła i okruchy bursztynu.
W łaśn ie była kolej T ro jd an a. Jego tow arzy sz znużony czuw aniem drzem ał w kąciku.
Było już po zachodzie słońca, gdy cichy s z e lest k ro k ó w zbudził go z zadum y, a zaraz potem u sły szał szeptem w ym ów ione sło w a:
— T ro jd an ie, mój synu, czy je ste ś tu ? P o zn ał ów gło s i p o w sta w sz y w net ściskał rękę sta re g o i snać znużonego długą w ędrów ką, p rzybysza.
— Jakżem ci rad,' kochany W szeborze, siadaj i m ów coś w idział i słyszał.
S tarzec stęk n ął z u trudzenia i p rzy siad ł u p o d nóża jednego z b ó stw .
— Ö panie, ileż tru d ó w k ażesz mi p onieść i to na w łasn e tw o je u trap ien ie jak rów nież i dobrego ojca tw ego, który sam schnie za w am i i rozpacza.
M łodzian o b ejrzał się trw ożnie i rzekł głosem przyciszonym :
— Z apom niałeś o mym ro zk azie: tu ty jeste ś mym ojcem, bo w szy stk o inaczej się w yda, a cały mój zam ysł upadnie i głow ą tę sp ra w ę przypłacę.
— W ięc pom yśl nad tern i w róć do dom u i k ra ju w łasn eg o — zachęcał sługa.
— N iestety zapóźno! N ie m ów m y już o tern, a m ów mi raczej, czyś spełnił m oją p ro śb ę i rozkaz.
S tarzec zam ruczał niechętnie i w sk azał na skrzynkę, k tó rą krył p o d o p o ń c z ą 1).
— A toż mi ram iona nieom al opadły z om dle
nia, a biedy z tern zażyłem okropnej, że i w rogom w iększej nie życzę.
— O w ierny, dobry mój druhu! — zaw ołał ucieszony T ro jd an , tkliw ie ścisk ając sta rc a i po- żądliw em okiem obejm ując skrzynkę.
— O byż ci to nieszczęścia nie przyniosło w ię
kszego — rzekł W szebor.
W tej chwili doleciał ich uszu szm er kroków odległych.
— U stąp W szeb o rze! — nalegał T ro jd an . S tarzec już m iał się do odw rotu lekki jak m ło
dzian, lecz jeszcze szep n ął na odchodnem :
— P am iętaj, że m asz zaw sze schronienie u 0 0 . F ranciszkanów , gdzie i ja zn ajd u ję chw ilow y bez-
b Czyli burką.
— 32 —
pieczny p rzy tu łek . „M iłość i p o św ięcen ie . . t o hasło, k tóre ci o tw o rzy gościnne w rota.
— D obrze, już dobrze, lecz idź co rychlej.
Jak o ż.k ro k i zbliżały się w idocznie, w ięc W sze- bor szybko znikł w ciem nościach nocy, a T ro jd an skw apliw ie pochw ycił sk rzy n k ę i uniósł ją pędem , aby ukryć w bezpiecznem m iejscu.
G dy w racał, usły szał jęki to w arzy sza i o stry głos Jerbuta, który, zszed łszy ofiarnika na drzem ce, ro zk azy w ał mu w łożyć rękę w ogień.
W ted y T ro jd a n śm iało p rz y stąp ił i w sta w ił się za tow arzyszem . Srogi je rb u t grom ił ich obu i o- strem i o b arczał w yrzutam i, tego za sen, a T ro jd an a za nieobecność, lecz obaj ofiarnicy znieśli to cier
pliw ie i tern uniknęli kary.
N iew ątpliw ie przychylność Lizdejki dla T r o j
dana była tu tarczą najsilniejszą.
P o oddaleniu się groźnego zw ierzchnika, pocie
szali się w zajem i tak zbiegła im k ró tk a noc letnia na poufnych zw ierzeniach, śró d których T ro jd a n był m istrzem , a jego to w arzy sz uw ażnym słuchaczem .
O dy ja sn y dzień zab ły sn ął i m łodzi ofiarnicy, d okon aw szy zw ykłych p o rząd k ó w w św iątyni, o- tw arli jej p o d w o je dla Judu, p ie rw sz e w eszły dwie m łode niew iasty,
B y ła t o A k i e n a z P o j a t ą ,
K siężniczka pow ażn a 1 sm utna, bog ato p rzy brana, n io sła P erkunow i na ofiarą w ieniec d ziew i
czy i białego koguta, jako to było zw yczajem !i-
tew skim . P o ja ta szła obok, w skrom ne szaty lnia
ne przy b ran a, a w kw iaty leśne i b u rszty n o w e o zdo
by p rzy stro jo n a. P iękną też była o w a córka k a p łań sk a z w yrazem niew inności i cichego w esela na obliczu.
T o w a rz y sz T ro jd a n a szybko p o d ąży ł zaw iad o mić Jerbuta, iżby szedł w itać dostojnych gości i je mu w ypadło o p rp w ad zać n iew iasty po św iątyni, gdy w yraziły chęć jej zw iedzenia.
D rg n ął gw ałtow nie, u jrzaw szy tw arz Pojaty, tak bow iem była p o d o b n ą do kogoś, co mu zabrał serce i skazał na tę tułaczkę w Litw ie i w m urach pogańskiej św iątyni.
P rzez chw ilę mu się zdało, że m arzy rozkosznie i dobry sen trw a przed nim na jaw ie, w ięc poił sw e oczy w idokiem krasnego dziew częcia, choć nieco przybladły i drżący. Lecz p rzy szed ł Jerbut i zajął jego m iejsce, a w ted y m łodzian sp y ta ł to w arzy sza, kto był z A kseną,
— T o ć P o jata, córka Lizdejki, k tóra pono u- m yślnie tu przyszła, ażeby ciebie zobaczyć, bo tyle już sły szała o tobie z ust ojca na zamku i w m ieście,
T ro jd an to u sły szaw szy , p o p ad ł w p o sęp n ą zadum ę i rychło d o czek aw szy zm iany to w arzy szó w , p o szed ł do sw ej kom natki, ażeby oddać się p o ż ą danej sam otności.
g
— 34 —
IV .
O dy się to działo na zam ku w ileńskim i w ś w ią tyni p o gańskiej, D ow ojna p o su w a ł się z H eleną i orszakiem niew iast, w spaniałom yślnie u w olnio
nych z niew oli przez Jagiełłę, w granice Polski.
Lecz jak aż odm iana rzeczy n astąp iła! D um ny ów a w aleczny i dziki Litw in już nie w iódł branki, jako pan jej i zw ycięzca, lecz sam z każdym dniem sta w a ł się p okorniejszym służką i raczej pełnił o b o w iązki stró ż a ji l a ochrony przy jej boku. W ięc klął chw ilam i zapam iętale i słał sw ą L aszkę do zło śli
w ego P o k lu sa ’), a ścisk ał oręż zapam iętale, lecz w net p o słu szn y dążył przy jej kolasie i u siłow ał sam e naw et chęci zgadyw ać.
T ak sam o rum ak step o w y zrazu szarpie się, w ierzga i pianą toczy naokół, lecz zw olna p rz y zw yczaja się do w ęd zid ła i w net spokojnie idzie na lekkim lejcu jedw abnym .
N ieszczęściem jego było, iż z każdym dniem coraz w ięcej kochał piękną L aszkę i czuł, że uczu
cie to p rzetrw a sam o życie naw et.
P o k o rn y i trw o żn y jechał przy jej boku przez k raj w rogi, u w ażając się za szczęśliw ego, gdy go H elena jednem słow em zaczepiła, gdy lekkim uśm ie
chem nagrodziła jego służby w ierne, lub łag o d n iej
szym głosem p o p ro siła go o cokolw iek.
ł) P o k lu s — bóg p ie k ła u L itw in ó w .
A pochód z konieczności m usieli odbyw ać b a r
dzo w olno, raz dla liczniejszej pieszej drużyny w y zw olonych branek, k tóre mu tow arzy szy ły , drugi zaś, iż ciężka k olasa żubrzą sk ó rą okryta, tylko z tru d n o ścią m ogła być ciągniona przez sześć tę gich m ierzynów . D ro g a w io d ła często przez kraj p u sty i zniszczony, gdyż po niej to szedł ów szlak niedaw nej n ap aści L itw in ó w ; w ięc mijali jeszcze ' św ieże zgliszcza siół i dw orów , lud rozegnany i znu
żony i zam knięte kościoły.
I to było p rzyczyną niew yczerpanych m ąk dla D ow ojny, bo w ted y H elena za każdym razem nie om ieszkała w sty d zić go, u kazując mu ow e ślady g w ałtó w i łu p iestw a litew skiej drużyny. W ięc k a jał się biedny rycerz lub klął w cichości, zęby z a ciskając i nie m ając na kim w yw rzeć w ściekłości, k tóra nim m iotała. Lecz w m iarę tego, jak p o s u wali się w głąb kraju, spotykali coraz częściej p o dróżnych, a w szy stk ich uw ag ę zajm ow ał rychły przy jazd królew ny Jadw igi i w szy scy dążyli ku K rakow ow i.
Co dzień mijali' oddziały w o jsk lub dw ory pań - / skie, a k o lasa z w ozow ni w ielkoksiążęcej, o b ro sły i k rępy Żm udzin D ow ojny, jego T a ta r służebny, a naw et sk ó ra niedźw iedzia, którą m iał sam na ra m ionach, zw racały oczy i uw ag ę w szystkich. Na noclegach i p o p asach tru d n o było uniknąć bad an ia ciekaw ych i n atręctw a, a trzeb a było jeszcze u d a w ać pokorę, bo nie tru d n o było o aw an tu rę i ro z
•3*
— 36 —
ru ch w ty c h czasach , z re s z tą teg o w y m a g a ła H e
le n a i n ajsu ro w iej p rz y k a z y w a ła .
L e c z co n ajb ard ziej z a sta n a w ia ło u k o ch an eg o ry c e rz a , to okoliczność, iż g d y z e w sz ą d sły sz a ł g ło s y p o ch w aln e i p e łn e z a c h w y tu dla p rz y sz łe j k ró lo w ej, je d n a H elen a m ó w iła z n iechęcią i sm utkiem , a g d y p y ta ł o p rz y c z y n ę , z b y w a ła go k ró tk o .
— W y d a r ła m i sz c z ę śc ie całeg o ż y c ia i nic już nie je s t w sta n ie m i tej s tr a ty n a g ro d zić — o d rz e k ła n are sz c ie.
A z a ja d ły D o w o jn a w n e t z a p rz y s ią g ł tej k ró lew n ie s w ą n iechęć i p o g ard ę.
J u ż b y li w pobliżu W isły , g d y ja k o w y ś r y c e rz p o czął z b y t n ieo d stęp n ie im to w a rz y s z y ć .
L itw in z ra z u sp o g ląd ał z u k o sa w m ilczeniu, lecz g d y ta m te n nie m y śla ł się u su n ąć, z a c z ął m ru czeć g n iew n ie i sap ać, a rę k ą c h w y ta ć z a m iecz, w s z a k ż e nie p rz y sz ło do p rz y k re j zaczep k i, aż na po p asie, w m alej m ieścinie n ad W isłą . G ospoda o k a z a ła się p rz e p e łn io n ą ludźm i i końm i, w ię c H e le n a z o s ta ła w pojeździć, a D o w o jn a w y d a w s z y słu żb ie p o trz e b n e ro z p o rz ą d ze n ia , w s z e d ł do g łó w n e j iz b y pełnej ludu i g w a ru i u sia d łsz y n a s tr o nie, jął się sc h a b ó w z to rb y p odróżnej.
W k ró tc e z c iżb y półpijanej w y n u rz y ł się ó w n a trę tn ik z gościńca, w id o czn ie m a ją c y p o w ażan ie i p o d ając D ow ojnie p e łn y kufel, w e z w a ł go, b y w y p ił z a z d ro w ie P o lsk i i Jad w ig i.
— Nie piję z d ro w ia J a d w ig i — o d p a ri L itw in śm iaio, nie rz u c a ją c schabu.
— Z u c h w a ły ; pij albo się bij! — k rz y k n ą ł obu
rzo n y , k tó re g o to w a rz y s z e z w a li ro tm istrz e m .
— B ić się . . . zgoda, ale pić nie m y ślę.
— N ieo b y czajn y n iedźw iedziu, pij lub nie pij, to nam jedno, lez w s ta ń k ie d y m y p ijem y — w o la ł inny, godnie p rz y stę p u ją c z o rężem .
— W a ra ! nie w y w o łu j w ilk a z lasu — o d p arł donośnie L itw in . — M o żesz pić zd ro w ie, jak ci się podoba, lecz w ied z, że ja nie jem sto jący , a jeśli m a sz do m nie sp ra w ę , czekaj aż obiad
skończę.
N a te sło w a śm iałe w n e t p o w s ta ł ro z ru c h i ści
śn ięto g ro źn ie D ow ojnę.
— K toś ta k i? w n e t s ta w a j do s p ra w y . B ra cia, ro z sie k a ć go! — ro z le g ły się w rz a sk i.
N a to już p o w sta ł p o n u ry L itw in i hu k n ął g rom ko:
— L a c h y ! je ste m cudzoziem iec, nie zn am w a sz y c h h e rb ó w , moim je st m iecz i im ię m oje D o- w ojna.
S łu ch acze z ra z u oniem ieli, s ły s z ą c to o św ia d czenie, lecz w n e t rzu co n o się n a zu ch w alca z c a łą n ien aw iścią.
— H a, ty ż e ś to D o w o jn a! ty ś to ó w ry c e rz sro g i i o k ru tn y , co w p e rz y n ę o b ró cił n a sz e siedlis
ko, co n asze d o m y w yludnił, a te r a z śm iesz je sz c z e p aść o c z y sw e m d ziełem b e z e c n em ?
Już byli gotow i rzucić się nań kupą, lecz ro t
m istrz przeszkodzi! i w y zw ał go na r ę k ę 1).
— D obrze -— rzek! Litw in — lecz mam z sobą zacną Polkę, m oją niegdyś brankę, której bezp ie
czeństw o w ięcej mnie obchodzi, niż życie. A w ięc daj mi słow o, że gdy legnę w boju, o deślesz ją z w innem i w zględam i ojcu.
— Z goda, rzecz to sm utna i m asz m oje na to słow o.
Poczem zw arli się z sobą orężem natychm iast i ogniście w zajem na siebie nacierali.
A nagle do izby w eszła dum na i w sp a n ia ła H e
lena, a ciżba zebranych w net ro zstąp iła się p rzed nią.
— Co w idzę '— rzekła — to tak p o lsk a szlachta n ap astu je podróżnych na gościńcu i kupą chce m o r
dow ać cudzoziem ca? D ow ojno! ty do dzikich lu
dzi należysz, zaw sty d ź sro g o ść rozw iązłego narodu, rozkazuję ci, złóż sw ą broń.
Litw in bez w ah an ia się rzucił sw ój m iecz pod nogi przeciw nika i sta n ą ł bezbronny.
T o orzeźw iło n ap astn ik ó w , a gdy jeszcze d o w iedzieli się, że H elena je s t córką m ożnego i p o w szechnie znanego H abdanka, zaczęli p rze p ra sz ać ją i prosić, by zapom niała o tym w ypadku.
Lecz jakież było zdum ienie w szystkich, gdy z pierw szęgo orszaku bran ek nagle jedna p rzy p a-
i C zyli do b o ju w e dw óch ty lk o .
dła do ro tm istrza i rzuciła mu się na szyję, p ła cząc z radości.
B yła to jego żona, p o rw an a w o statniej w y praw ie.
T a okoliczność do reszty pogodziła P olaków z ponurym Litw inem , k tó ry o d tąd już bez p rz e szk o d y m ógł p rzeb y w ać p o z o sta łą drogę.
Aż p rzy b y ł nareszcie na m iejsce, do ludnego
> i b ogatego dw oru.
S tary H ab d an k po w ybuchu g w ałto w n ej ra d o ści i czułości z pow o d u ta k szczęśliw ego o d z y sk a
nia córki, do k ład ał staran ia, by godnie ugościć i u d aro w ać szlachetnego Litw ina.
Ale D o w o jn a był coraz sm utniejszy, oto w ie
dział p o p ro stu jaki je st p rzed ział m iędzy nim a H e
leną, a w yrzec się jej już ani m ógł, ani chciał. O na zaś, krom łask aw ej w dzięczności, nie z d aw ała się żadnego silniejszego uczucia dlań żyw ić.
D arem nie H abdank okazyw ał, jak b ard zo mu jest rad, sp ra sz a ł gości na uczty i sad zał L itw ina na pokaźnem m iejscu, darem nie owi goście otaczali go życzliw ością, jak b y zgoła niepom ni krzyw d so- u bie w o statn iej napaści L itw inów zadanych — ry
cerz p o z o sta ł chm urny i w sobie zam knięty.
Z darzyło się jednak, że i w jego p iersi p rz e brała się m iara tkliw ości, w ięc pokłonił się H abdan- kow i i ta k m ów ił szczerze:
— G ościnny Lachu, dobrze m r tu n a tw oim chlebie, ale i m oja chata n ad N iem nem mnie czeka.
40 —
M asz ty w sie i m iasta, ja mam trzy razy więcej ziemi od ciebie; w reszcie, jeśli w iele m ożesz u tw o jej królow ej, mnie także p o w aża mój pan, Jagiełło.
Słuchaj, nie p ierw sza to Litw inom b ratać się z L a
chami, w ięc daj tw ą H alszkę, jeśli m ną nie p o g ardzasz.
H abdank już znający od córki uczucia dla niej D ow ojny, nie odepchnął go dum nem słow em , lecz rzecz zo staw ił czasow i i do w oli Heleny.
Ż ądał atoli jednego, ażeby przyjął C hrzest św.
przed ślubem ; p rzy stał i na to zakochany Litwin.
W ięc na Litw ę nie m acie się po co spieszyć, zostańcie naszym gościem , uczcie się arty k u łó w n a szej w iary, a tym czasem , co daj Boże, m oże sk ło n ność ^vasza w zajem na dojrzeje do pożąd an eg o stanu, a w tedy ja nie odm ów ię m ego b ło g o sław ień stw a.
T a k ujarzm iony D ow ojna zapom niał o Litw ie i Jagielle, a cały się oddał now em u dlań uczuciu — tkliw ym zabiegom o rękę ukochanej dziewki.
V.
Na zam ku w ileńskim p o spieszono ze sp ra w ie niem godów w eselnych W ojdyłły z Akseną. Ja giełło, raz daw szy na to sw o ją zgodę, chciał zbyć z głow y kłopot nie mały, bo nie tajno mu było, że m atka, księżna O lgierdow a, jak rów nież i znaczna część k siążąt pokrew nych, nieprzychylnem okiem p atrzą na ów zw iązek. Z resztą i tajem ne zam iary niespodziew anego n apadu na P ołock w ym agały
__ 41 —
skupienia całej uw agi i sił; p o stan o w io n o naw et połączyć jedno z drugiem , a to, by łacniej omylić czujność p rzyjaciół K iejstuta, zajętych obchodem uroczystości w eselnych.
Jakoż w oznaczonym dniu zjechały się na za
m ek poczty książęce i p ańskie, kom naty zam kow e stan ęły p rzy stro jo n e na przyjęcie gości, a orszak drużek w eselnych otoczył od ran a A ksenę, nucąc pieśni obrzędow e, najbardziej żało sn e i tkliw e.
D opiero z południa ruszono gw arnym i ozdobnym pochodem z zam ku p rzez m iasto na A ntokol, kędy o rszak k ap łan ó w sp ełn iał ofiary od ran a i był g o tów do służenia przy zaślubinach m łodej parze.
A zaślubiny w ow ym czasie polegały głów nie na spólnych ofiarach p a ń stw a m łodych każdem u z b ó stw pogańskich i na złożeniu pew nych w zajem nych przyrzeczeń m ałżeńskich, poczem oboje pili piw o z jednego b u rszty n o w eg o kubka, a naczelny k a płan ich b łogosław ił, o b rzucając rozlicznem ziarnem , niby na znak ich przyszłej pom yślności w życiu.
Nie dziw przeto, że W ojdyłło, d o tąd uniżony i p łaszczący się, b utnie szedł z p o w ro tem w p o d w oje zam kow e, jako że czuł się już panem p o ło żenia i sto k ro ć w ięcej um ocnionym w łaskach Jagiełły.
G dy Jagielle i jem u zaszed ł drogę Sław eńko, p o seł K iejstuta, obaj w itali go ozięble, a pan m łody nie w ah ał się o tw arcie bu rzy ć k sięcia p rzeciw nibyto niechętnem u dla niego stryjow i.
— 42 —
W ięc szedł sm utny i sk w aszo n y lu tn ista m ię
dzy p oślednią drużyną w eselną i p a sł jeno oczy zdała w idokiem anielskiej P ojaty.
Ale i tu nie om inęła go gorycz n ielad a: oto spostrzegł, że jeden z m łodych ofiarników rów nież ściga nam iętnem spojrzeniem dziew icę i usiłuje do niej się zbliżyć.
Ale rów nie d obra jak piękna P o ja ta użaliła się jego sm utkom i szła w net z dobrem słow em i m i
łym uśm iechem .
W obszernych izbach było w esoło i gw arnie.
T ęgi do w ypitki Skirgiełło baczne d aw ał oko, aby kielichy nie p u sto w ały , w ięc też i hum oru gościom rychło przybyło.
Już się uczta m iała ku końcow i, gdy do sali w eszli now i goście; byli to dw aj K rzyżacy, w ysłani przez Z akon z życzeniam i dla m łodej pary.
Życzliw ie ich w itał Jagiełło, a chytry W ojdyłło już od w ejścia coś z nimi szeptał, to znow u oczym a daw ał jakieś znaki.
A ci obaj, lubo niby to zakonnicy, lecz ubrani z niezw ykłym przepychem , szli dumni a pełni sk ry tych i przebiegłych zam iarów . M łodszy, dow ódca w ojskow y, tak zw any u nich K om tur, hr. Sundstein, zadziw iał w szystkich niezw ykłą b u tą i pychą, za to sta rsz y jego kolega, duchow ny w yższego stopnia, zd aw ał się to jak o ś p o k ry w ać i w ybuchy to w a rz y sza łagodzić. Ale nikt zresztą z książęcych gości tego nie dostrzegł, a Skirgiełło w net p o sp ieszy ł