• Nie Znaleziono Wyników

Pojata. Córka Lizdejki. Powieść historyczna z XIV wieku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pojata. Córka Lizdejki. Powieść historyczna z XIV wieku"

Copied!
136
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

.

-v

(3)
(4)
(5)

POJATA

C Ó R K A L I Z D E J K I .

PO W IEŚĆ HISTORYCZNA Z XIV WIEKU.

N A P I S A r .

F E L I K S B E R N A T O W I C Z .

M IK O Ł Ó W --W A K S Z A W A .

N A K Ł A D E M K A R O L A M I A R K I . 1908.

(6)
(7)

I.

j j l j a w n e to już czasy, jak możny Giedymin po- tężną wolą dźwignął miasto Wilno w śró d dzi­

kiej puszczy i rozległych błot, a jego następcy, Olgierd i Kiejstut, stałą tu sobie ob raw szy siedzibę wielkoksiążęcą, całą sw oją siłą przyczyniali się do rozrostu i wzmocnienia grodu.

Więc z k ażdym rokiem, nieomal z dniem każdym, rósł ów gród w aro w n y w czarownej okolicy przy zbiegu wartkiej W ilenkr i wspaniałej Wilii, a oba zamczyska, górne i dolne, rozrastały się potężnie i groźne z baszt sw ych słały ostrzeżenia wrogom Litwy ze strażniczych trąb bojowych.

Gdy Jagiełło, syn Olgierdowy, zasiadł na s to ­ licy wielkoksiążęcej, Litwa była p ań stw em potę- żnem. T rzy k ro tn e pochody Olgierdowe pod M o ­ sk w ę utrwaliły jej w ładzę w śró d wielu dzielnic na Rusi i zmusiły jej kniaziów do szukania przyjaznych z w iązków z Litwą. Z Polską nie przychodziło w p raw d zie do otwartej wojny, ale lekkie a szybkie oddziały w o jsk litewskich gotow e były w każdej chwili do nagłego napadu i brania bogatego łupu.

l *

(8)

A było to tem łatw iejsze w ow ym czasie, kiedy Ludwik, król polski i węgierski, częściej p rz e s ia ­ dy w ał w Budzie, stolicy Węgier, a P o lsk ą miotały walki możnych ro d ó w i zaw istne intrygi magnatów.

Gorzej jeszcze dziać się zaczęło po śmierci tegoż Ludwika, kiedy Polacy córkę jego, m łodziuchną k r ó ­ lew nę Jadwigę, zaprosili na tron do siebie; Polska lubo można i silna, stanęła o tw orem dla wrogich napaści i polem do walki wzajemnej ubiegających się o tron i rękę królew skiego dziewczęcia. N aw et chytry zakon K r z y ż a k ó w ") p o w śc ią g n ą ł na czas jakiś sw oje łupieżcze pochody w głąb Żmudzi i Litwy, już to dlatego, iż całą s w o ją u w ag ę z w r ó ­ cił na Polskę, już też, że widział jak stary Kiejstut, niestrudzony bohater, siadł w T ro k a c h zaw sze b a ­ czny na ich obroty, za w sz e skory do szybkiego p o ­ ścigu za ich najezdniczemi w ojskami.

A imię ow ego lwa strasznego znane im było o d d a w n a ; on to przez szereg lat umiał gromadzić dokoła siebie licznych i bitnych książąt, ziemian i b o jaró w litewskich, on to przyjął od K rzyżaków ich lepsze uzbrojenie i sp o so b y walki, on wreszcie raził ich tylokrotnie i gonił a gnębił bez m iłosier­

dzia. Lubo Jagiełło objął stolicę wielkoksiążęcą, stary Kiejstut nie przestał być jego doradcą, a s w o ­ ją p o w a g ą trzymał ład i zgodę w ś ró d licznych

' ) P o w s ta ły ze z la n ia się dw óch zak o n ó w , o sia d ły c h n a b rz eg u B a łty c k ie g o m o rza : ry c erz ó w M a ry i p rz y u jściu W is ły i ry cerzó w m ieczo w y ch , p rz y u jśc iu D źw iny.

(9)

braci i b ra ta n k ó w wielkiego księcia, usadowionych w odrębnych dzielnicach.

Lecz nie w sm ak był taki stan rzeczy na Li­

tw ie sąsiadom , a osobliwie Krzyżakom. Już lat stokilkadziesiąt, ów Zakon, pod p rzykryw ką szerze­

nia w iary chrześcijańskiej w ś ró d pogan, toczył k rw a w e boje i. rozpościerał łupieżcze pochody nad brzegami Bałtyckiego morza przy ujściach W isły i Dźwiny. P okrew ni Litwinom z wiary i języka P r u s a c y 1), byli już praw ie doszczętnie wytępieni i ujarzmieni; nie mniej blizki szczep Łotysze zwolna ulegali podobnem u losowi tak ze strony Zakonu, jak i półnócnej Rusi, jedni tylko Litwini walczyli bez wytchnienia i walczyli zwycięsko w obronie swej niepodległości i swoich bogów . Lecz takie walki, lubo z jednej strony daw ały Litwinom nie­

jakie korzyści z zetknięcia się z w y ższą cywilizacyą Zachodu, przyczyniały się również do wielu strat, a najbardziej psuły ogólny charakter narodow y Litwinów. Łagodny, cierpliwy i pełen zachwytu dla pięknej przyrody Litwin, chętnie dotąd p o p rz e ­ stający na swoim skrom nym bycie w śró d nieprze­

bytych puszcz, świeżych gajów i stąd ciągle zm u­

szany do walki obronnej, przejął w części dzikość i łupiestw o krzyżackiego knechta *), a od samych zakonników zapożyczał obłudę w stosunkach z s ą ­

P P ru s a k a m i i dziś zo w ią sio N iem cy z am iesz k u jąc y t e k r a je , a le ci n ie m a ją n ic sp ólnego z L itw in a m i.

2) K n e c h ta m i n a z y w a li się n a je m n i żo łn ierze k rzy żaccy .

(10)

— 6 —

siadami, w iarołom stw o i skrytość. Ów Litwin, za czasów Litawora i M endoga nieraz chętnie w id z ą ­ cy A postołów chrześcijaństw a zachodniego i w s c h o ­ dniego, stał się już fanatycznym w w yjątkow ej czci swoich bo g ó w i wrogiem krzyża chrześcijańskie­

go. Kilkakrotne k rw a w e prześlad o w an ia 0 0 . F ra n ­ ciszkanów, z d aw n a osiedlonych w Wilnie przez możnego O astolda, daje temu najw iarogodniejsze św iadectw o. Krzyż obcej wiary dla ogółu ziemian, b o j a r ó w ') i ludu był w yobrażeniem niewoli i uci­

sku, więc nie dziw, iż został pow szechnie znienaw i­

dzony. Tylko na dw orach książęcych i śród pan ó w litewskich w raz z obcym zbytkiem i obcemi nie­

wiastam i osłabła cześć w łasnych bogów, a w ślad za tem poszło zupełne ich wyrzeczenie s i ę 2).

W szak że łagodny Jagiełło, lubo sam już mocno chwiejny i chętne ucho dający w ieściom z s zero ­ kiego świata, w net po objęciu wielkoksiążęcej s to ­ licy, uległ głośnym p rośbom sw ojego ludu i n a k a ­ zał zgromadzić najgłów niejsze b ó s tw a litewskie do now ow zniesionej świątyni Antokolu 3) i tam o d p r a ­ wiać doroczne św ięta pogańskie. A obok tego w obrębie zamku dolnego, śród p ośw ięconego gaju, w dolinie Świętoroga, stała św iątynia Perkuna, n a ­

}) B o jaro w ie b y li p rz o d k a m i p ó źn iejszej d ro b n e j s z la ­ c h ty n a L itw ie.

2) T a k n a p rz y k ła d m a tk a J a g ie łły , a żo n a O lg ierd a, b y ła c h rz e ś c ija n k ą w sch o d n ieg o o b rz ąd k u .

3) W m iejscu , g d zie dziś się w znosi kośció ł św ięteg o P io tr a i P a w ła .

(11)

czelnego boga, na cześć którego palił się wieczny św ięty ogień Żnicz, strzeżony przez kapłanów r ó ­ żnego stopnia. W po d w ó rcu zam kow ym był ró ­ wnież dom naczelnika w iary arcykapłana Krewe- krewejty, którym był szanow any starzec Lizdejko, z rzadka tylko przybyw ający do Wilna na uroczy­

stości religijne lub dworskie, a stale zamieszkujący w p rastarej a już zapomnianej stolicy — Kiernowie n a d Wilią. T o usuw anie się starca w wiejskie za­

cisze lubo mogło być tłomaczone potrzebą ciszy i wypoczynku, miało jeszcze i inne przyczyny: oto czuł wierny stróż bogów i naczelnik wiary, że mi­

mo przyjaźń i szacunek Jagiełły, w p ły w jego sto ­ pniow o upada ä w iara przy dw orze słabnie, więc szukał oparcia w ś ró d ludu wiejskiego, a osłody w to w arzy stw ie ukochanej córki P o j a t y 1). Korzy­

stał z tego wielki książę, korzystał dw ó r jego z li­

cznej a pstrej ciżby złożony, a uczty i z a b a w y p o ­ stęp o w ały kolejno, zmieniając się jeno to nagłym wojennym pochodem, to częstą wycieczką na polo­

w anie w przyległe knieje, pełne zwierza grubego.

W esoło się tedy żyło na dw orze wielkoksiążę­

cym. Jagiełło, z przyrodzenia podejrzliwy i z du­

cha czasu zabobonny, był silnie przejęty uczuciem piękności natury, a więc i wdzięcznej urody nie­

wieściej. T o było pow odem , iż trw a ł dotąd w bez- l) K a p ła n i lite w sc y bez ró żn icy s to p n ia ży li w bezżeń- stw ie, ty lk o K re w e k re w e jte m ó g ł p o ją ć m ałż o n k ę, a s ta n o ­ w isko je j b y ło z aszc zy tn e n a w e t d la k siężn iczk i z rodu.

(12)

żeństwie, lubo j u i d aw no w y szed ł z lat młodzień­

czych i często był n ag ab y w an y o to przez matkę, księżną Juliannę i najpoufalszych powierników. — Okrom zaś tego łudzili go nieraz sw a d ź b ą ponętną liczni kniaziowie ruscy, a n aw et zabiegliwy Zakon narzucał się z pośrednictw em , pragnąc i na tej drodze zdobyć w pływ y i otw orzyć furtkę dla swych zabiegów.

Lecz książę był głuchy na p o dobne namowy.

Nie było n aw et pozorów, by mniemać, że urocza P ojata p rzykuła jego uw agę i zyskała serc^, ku czemu skłaniał się chętnie Lizdejko, bo kochał księ­

cia jak syna, spiesząc doń z rad ą i poparciem w śró d ludu, ilekroć tego okazała się potrzeba. Pojata zaś, sam otnie mieszkająca przy ojcu od śmierci matki, całe sw oje przyw iązanie zdaw ała się zlewać na oj­

ca i choć w raz z nim zm uszona b y w ać na dworze książęcym, lubiała n ad ew sz y stk o sw oją zaciszną siedzibę w Kiernowie, kędy, żyjąc w ś ró d kwiecia i p ta sz ą t uświęconych gajów, mogła marzyć o p rz y ­ szłej roli ofiarniczki bogini P r a u r y m y 1).

* *

*

Ludno i gw arno było już od rana w p o d w ó r ­ cach zamku dolnego. W łaśnie Jagiełło wrócił przed kilku dniami ze zwycięskiej w y p ra w y do Polski, w czasie której nie spotykając silniejszego oporu

’) P r a u r y m a — b o g in i w io sn y , tw ó rc ze j m iłości.

(13)

od rozpierzchłych sił polskich, dopadł na czele swej lotnej drużyny aż w Sandomierskie i wrócił b ez­

pieczny, a w łup obfity zaopatrzony.

Przez te dni ciągnęły miastem w ozy ładow ane zdobyczą, grom ady jeńców wojennych i pełne ra ­ dości zastępy litewskie. Zgodnie z odwiecznym zwyczajem, na dzień ten oznaczył Jagiełło s k ła d a ­ nie łu pów i publiczny ich podział w najw iększym p o d w ó rcu zamkowym.

Już staw ił się Jagiełło w orszaku braci, panów i dworzan, a naw et przybyła księżna Olgierdowa z córką i w yższem niewieściem pogłowiem, cieka­

w a widzieć rzadkie zazwyczaj na Polsce zdobycze.

T am że obok stali kapłani świątyni Perkuna, zaró ­ w no z innymi mający p ra w o do zdobyczy wojen- 'nych. W kró tce na znak, dany przez trąby, zaczęto

znosić różnego rodzaju plony.

W ięc w ory pełne futer i szat kosztownych, n a ­ czynia srebrne i złote, oręż, konie, siodła, cenne kobierce i sprzęty białogłowskie, a tu i owdzie do­

rzucał dziki żołdak kielich lub m onstrancyę złupio- ną z ołtarzy.

Książę z orszakiem w szy stk o starannie szaco ­ w ał i dzielił na trzy rów ne części, z których jedna szła na jego skarb, druga na rycerstwo, a trzecią daw ano kapłanom.

Zaczem przep ro w ad zo n o szeregi jeńców, p o ­ wią zanych w łyka, w śró d których więcej było męż­

czyzn lub zgoła naw et chłopiąt; niewiasty brano

(14)

— 10 —

mniej chętnie i te sw a w o la żołnierska często t r a ­ ciła w pochodzie; znaczniejszych rodem i majątkiem brał książę lub zdaw ał na opiekę któremu z p an ó w lub dworzan, spodziew ając się bogatego okupu, resztę zaś dzielono na równi z innym ł u p e m 1).

Lecz oczy w szystkich pilnie baczyły rozrosłego rycerza ze spuszczoną na oczy p r z y ł b i c ą 2), który stal na uboczu, pilnie strzegąc ładow nego wozu i branki kosztow nie odzianej na nim. Jego groźna p o s ta w a nie ośmielała ciekawych, któ rzyby radzi zajrzeli w oczy snadź młodej jeszcze niewieście.

Aż ru szył oto jeden z odw ażniejszych i sięgnął ręką po skrzynię, na której siedziała branka.

— W ara! — zakrzyknął rycerz, groźnie w s t r z ą ­ sając orężem — w ara! jeśli nie chcesz, żeby łeb twój był p o d mojemi nogami. Nie żądam źdźbła z ogólnej zdobyczy, lecz biada temu, kto po moją sięgnie!

O dstąpił napastnik, ale pom ruk niezadowolenia rozległ się w net w ciżbie.

U słyszał to Jagiełło i w net py tał o przyczynę, a gdy mu ją przełożono, z a w ezw ał rycerza przed siebie i groźnie zaw ołał:

— Cóż t o ? tyś mi D o w o jn a się spolaczył?

Czemu to dotąd z łupami nie s ta je s z ? Czy myślisz,

') T ac y je ń c y w o je n n i d a li n a jp ie rw sz y p o c z ą te k n ie ­ w o ln ik a i p ó źn iejszem u p o d d a ń stw u .

2) W o je n n e o k ry c ie gło w y , p o c zą tk o w o sk ó rz a n e u L i­

tw in ó w , d la o sło n ięc ia tw a rz y .

(15)

że łeb twój na karku pew niejszy dlatego, żeś m ę­

żnie walczył pod Z aw ichostem . . . zuchwały! to była tw o ja pow inność. Wiem dobrze, żeś na p r z e ­ dzie n ajbogatsze dw ory najeżdżał i najpiękniejsze Laszki brał w łyka, jak i to, żeś ty najpierwszy w szedł na św iętą górę P o l a k ó w 1). Łaska nasza uwalnia cię od podziału jeńców, lecz w szystko inne podług p ra w a musisz tu złożyć do ogólnego po- r działu.

— Dobrze, książę, bierz w szystko, a jest tego nie mało, bo dw adzieścia w o zó w przenosi, lecz zo­

staw mi tę skrzynię jedną, która zostaje pod opie­

ką mojej branki — odrzekł rycerz pokornie.

— Cóż się takiego w niej znajduje?

— B ó stw a chrześcijańskie.

— Dowojna, tyś oszalał! — zakrzyknął książę, lekko drgnąw szy. — Czemuż chcesz, bym ci te b ó ­ stw a z o s ta w ił?

— M uszę j e . . . do Polski — odparł rycerz spokojnie.

— I one iść m uszą do ogólnego podziału — w trącił su ro w y Jerbut, starszy kapłan z najbliżej stojących.

Lecz książę nakazał onemu milczenie i rozka­

zał D ow ojnie dać bliższe wyjaśnienie. A rycerz tak opow iadał żałośnie:

1) G órę Ś w ię to k rz y s k ą pod K ie lc am i ze sły n n y m k l a ­ sz to rem B e n e d y k ty n ó w , zało żo n y m p rzez B o lesław a C hro­

b reg o .

(16)

- 12 —

— Już miałem pełno zdobyczy, ujrzaw szy na uboczu zamożny d w ór jakiś, w padłem doń n iezw ło­

cznie. Sam oto znalazłem tę moją brankę u nóg starego ojca. Lecz daremnie mnie błagał, daremnie mi obiecywał sk arb y trzykroć większe, jam porzu- . cit n aw et lup już zab ran y i p o rw a w s z y bran k ę na

koń, uszedłem jak zamroczony.

O krzyk oburzenia dał się słyszeć w śró d słu ­ chaczów ; żałow ano tylu s k arb ó w straconych. Z a ­ czerni rycerz ruszył ramionami litośnie i ciągnął rzecz sw oją ■ d a le j:

— Snadź głośne skargi s tarca poszły w ślad za mną, bo mię dognali Lachy nad W isłą; uszedłem w p ra w d z ie w raz z branką, ale dotkliwym ciosem porażon. W ziął mię ból i gorączka, aż ległem na w óz i choroba mię zmogła doszczętnie. W te d y to o w a Laszka nie żałow ała koło mnie starania i jej winienem zdrow ie i siły; zaś przecie mogła ujść naonczas z łatw ością lub n aw et zbawić mię ży­

w ota. W ięc cóż za dziw, że opuściw szy łoże, p rz y ­ rzekłem ją odesłać rodzicowi, a z nią razem i sk rzy ­ nię z bóstw am i, bo o to najw ięcej błagała.

T a k a opow ieść zdumiała w szystkich niemało i rozbudziła p o w szech n ą ciekawość. Sam książę p o d stąp ił do w ozu i rozkazał brance podnieść za­

słonę. A w ted y ujrzano najpiękniejsze oblicze przy w spaniałej postaci.

— S ła w a twej urodzie k rasaw ico Laszko! — zaw ołał Jagiełło.

(17)

— S ław a tobie i tw em u ludowi, jeśli umiesz słabość niew iast uszanow ać! — odparła dziewica, łagodnem spojrzeniem obejmując księcia i dwór jego.

— P okaż-że nam sw oje b ó stw a — nalegał ksią­

żę — gdyż one stan o w ią n aszą własność.

G dy uchylone w ieko skrzyni ukazało oczom zgrom adzonych bogate naczynia kościelne, branka, f nosząc imię Heleny, zręcznie wtrąciła:

— B ó stw a te je dnym korzyść, a drugim szkodę tylko najw iększą przynoszą.

Jagiełło odstąpił od skrzyni skw apliw ie i zgo­

dził się z ła tw o śc ią na p ro ś b ę Heleny, aby skrzynię pow ierzono do czasu opiece zamieszkałych w mie­

ście 0 0 . Franciszkanów .

Na dany rozkaz wnet sp ro w ad zo n o dwóch s ta r ­ ców ubogo odzianych i nieśmiało stąpających wśród owej ciżby pogańskich ofiarników i kapłanów, a ci, ku zdumieniu wszystkich, ujęli ciężką skrzynię z ła ­ tw ością na ramiona, a spiesznie uszli z oczu zeb ra­

nych. Lecz daremnie Helena prosiła, by jej, wolno było szukać przytułku u starców .

— Cóż t o ? — rzekł obrażony Jagiełło, który już raz w spom niał o gościnie na zamku — czy wam milsza mnichów niż moja go ścin n o ść? Jedna b ra n ­ ka będzie gardzić łaską księcia i p a n a L itw y?

Helena na to hardo głow ę wzniosła do góry i dumna sw ą urodą, śmiałem spojrzeniem powiodła dokoła. Lecz wnet sp o tk a w sz y w zrok pełen spół-

(18)

— 14 —

czucia jednego z najm łodszych ofiarników, lekko krzyknęła i p ad ła zemdlona.

Posp ieszo n o jej na ratunek. Sam a księżna Ol­

gierdów a z córką Akseną troskliwie ją cuciła, więc przyczyna w y padku uszła baczności z grom adzo­

nych. Jeden tylko Jerbut groźnie spozierał na onego winowajcę, T ro jd a n a — m łodzieńca o płomiennem spojrzeniu i wyniosłej postaci, bo mu się mocno podejrzanem wydało, gdy młodzian zbyt s k w a p li­

wie śledził oczyma znikających chrześcijan ze sk rz y ­ nią i polską brankę.

Lecz Helena w net ocknęła się, a jednocześnie zbudziła się w niej duma pięknej niewiasty i Polki, przywykłej do hołdów w otoczeniu męskiern. Więc staw iła się Jagielle ze sw o b o d n ą śm iałością:

— Jestem niewolnicą, to czyńcie ze mną co się w am podoba, ile że w w aszej mocy jest włożyć mi więzy i uciskać bezbronną. O dy zaś we mnie w i­

dzisz bezsilną niewiastę, a masz duszę czułą i lito­

ściw ą, nie ten jest sposób ofiarowania przysługi.

Takie sło w a w y w arły n adspodziew anie dobry skutek. Jagiełło, zw ykły widzieć w niewiastach niewolnice, tę jedną uznał w duchu za istotę nie­

zwykłą, więc trochę z o b aw y pom inął całą s p r a ­ w ę milczeniem. N atom iast Olgierdowa z córką zdołały skłonić Helenę do przyjęcia gościny w z a m ­ ku i wnet uprow adziły ją z sobą.

■ N ieszczęsna dziewica długo jeszcze zostaw ała p o d w rażeniem ow ego widm a z przeszłości, widma

(19)

snać drogiego i serdecznego, którego odbiciem tak wiernem a niespodzianem była tw arz młodego p o ­ gańskiego ofiarnika.

Był-że to o n ? Był-że to ten sam niewdzięczny, którego jej serce w ybrało, a który został dla niej obojętny, bo go usidliła inna piękność, z którą ona niestety nie mogła p o ró w n an ia wytrzymać. W szak on to w łaśnie zginął praw ie przed rokiem bez wie­

ści, a jego rodzic strapiony, możny w ojew oda Fir­

lej, od tąd wiedzie sm utny żywot, niepewny losu sw ego jedynaka.

Nie mogła je dnak zrozumieć, co go przygnało do Litwy, a bardziej jeszcze, jaki los rzucił go w szeregi sług pogańskiego ołtarza.

II.

Zamieszkanie Heleny na zamku nie zmieniło bynajmniej projektu Dowojny, który postanowił z wolą Jagiełły sam odw ieźć ją ojcu do Polski, ra ­ zem z szacow ną skrzynią.

Lecz w p ręd ce znudził piękną Polkę pobyt na zamku, gdzie p a n o w ał obyczaj dość gruby i brakło rozryw ek tak ponętnych niewieście i nie było ni uczt, ni pląsów, ni w spaniałych popisów rycerskich.

Jagiełło odznaczał się niezwykłą wstrzem ięźliw o­

ścią i nie zażyw ał innego napoju krom wody, a li­

czny d w ór jego zaledwie stać było na dość dzikie popisy w żganiu niedźwiedzia na podw órzu zam- kowem, lub przedstaw ieniu pospolitych łamańców

(20)

— 16 — '

i kuglarstw . Czasem tylko, gdy zawitał na dwór jakiś rycerz w ę d ro w n y i smutny, snać grotem m i­

łości nieszczęsnej przeszyty, urządzano coś w r o ­ dzaju g onitw rycerskich. Więc s ta w a ł ten i ów z w ojsk o w y ch i dw orzan i walczyli konno sam o- w tór na włócznie i miecze, a książę i dw ó r mieli z tego niejaką rozrywkę.

W tak o w y ch zabaw ach za w sz e brała nader czynny udział siostra Jagiełły, Aksena, do której napróżno dotąd kołatali o sw a d ź b ę książęcy zalo­

tnicy. D ziew ka silna i nadobna wolała popis rycer­

ski lub gonitw ę za zwierzem w kniei nad słow a miłości i tkliwe zaloty.

W sz a k ż e i ta ju ż .od niejakiego czasu pop ad ła w sm utek i zadum ę i chętnie p rzeb y w ała w o s a ­ motnieniu.

Więc nudziła się piękna Laszka. Daremnie D ow ojna, stały gość komnat zam kowych, zw ycię­

sko odpierając zamiary innych zalotników, zabie­

gał koło swojej branki i giął hardy kark litewski w słodkie jarzmo miłowania, dziewica pozo staw ała zimną i obojętną na jego słow a tęskliw e i czułe westchnienia.

Zwolna poznała plotki dw orskie i to jej nudy s k racało ; oto opow iadano, iż niedaw no Aksenę, z aw sze żądną rycerskich popisów , w y zw ał na bój rycerz nieznany, w słomę i p aw ie pióra m iasto że­

laza i skóry przybrany. D um na księżniczka zago-

(21)

rżała strasznym gniewem i postanow iła ukarać zuchwalca.

Lecz stało się coś niezwykłego: oto rycerz sło­

miany dzielnie odparł wszystkie ciosy, a wreszcie p ozbaw ił ją oręża i groźbą wymógł słowo, by na przyszłość zaniechała popisów rycerskich.

Śmiał się z tego w y padku Jagiełło, rada byia mu n aw et księżna Olgierdowa, ale nieszczęsna księ­

żniczka p o p ad ła w sm utek beznadziejny i łzami p ła ­ ciła s w o ją dumę zwalczoną. 1 wydało się wkońcu, że tym tajemniczym rycerzem był zaufany sługa księcia, Wojdyłło, człek lubo prostego stanu, lecz już silnie posunięty w zaufaniu sw ego pana. i d o ­ sta tk a c h ; sam książę podobno skłonił go do tego kroku zuchwałego.

Zrazu dumna Aksena znienawidziła Wojdyłłę, lecz rychło uległa jego kornym prośbom o p rz e b a ­ czenie i gorącym zaklęciom i odtąd tajona miłość

; złączyła tych dwoje. Oboje ufali w laskę Jagiełły i cierpliwie czekali dobrej sposobności.

Jakoż książę był rad i dobrej myśli, więc czę­

sto zachodził do kom nat niewieścich i życzliwie gaw ędził bądź z siostrą, bądź z Heleną, a p rzy b o ­ cznym nieraz się zdało, że w słodkich jego słowach było coś więcej nad zwykłą uprzejmość g o s p o d a ­ rza względem nadobnej Laszki.

W krótce pow iększyło społeczność zamkową przybycie Lizdejki z córką, który zjechał dla p o ­ w itania księcia po szczęśliwej w yprawie. Urocza

Pojata.

(22)

— 18 —

lecz skrom na nad w yraz i cicha P o ja ta stanęła tedy obok Heleny i tem sam em rozbudziła w niej zaw iść niewieścią i chęć zaćmienia rywalki, a to tem b a r ­ dziej, że córkę K rew ekrew ejty i sam książę otaczał wyjątkow ym i względami.

W ięc brała na siebie coraz strojniejsze szaty, coraz jaskraw iej od k ry w ała sw ą w yższość p o d k a ­ żdym względem, dumnie a śmiało poczynając sobie ze wszystkim i, nie wykluczając Pojaty, do której czuła niechęć wyraźną. Jakoż Jagiełło dał się ująć tym czarom i raz i drugi napom knął o sw em uczu­

ciu dla niej, żądając, by została przy nim na zawsze.

Zrazu przejęło ją to niekłamaną radością, le c z 'w n e t poznała sw ój błąd z zachow ania się księżnej i ca­

łego dworu.

Oczyw iście nie mogło tam być m ow y o zamęż- ciu, bo był to jedynie Kaprys możnego władcy i pana.

Więc łzy zajęły miejsce zadowolonej pychy;

a w tedy już chętnie słuchała słów D owojny, k tó ­ ryby rad był w y p ra w ę do Polski przyspieszyć.

W reszcie w d a ła się w to s ta ra księżna, równie nie rad a synow skim zalotom i rozkochany D ow ojna r u ­ szył pew n eg o po ran k u z Heleną i sprzętem kościel­

nym w drogę do Polski.

Książę hojnie ob d arzy ł Laszkę i pożegnał ła ­ skawie, lecz D o w o jn a nie uniknął śmiechu d w o r a ­ ków, że w łaśnie sam idzie w p aszczę w roga, jak ów wilk szkodny między ludzkie siedziby.

(23)

19

A w dzięczna Laszka, pom na książęcych zalo­

tów, czy to z umysłu, czy może chęcią pochlebstwa wiedziona, jęła mu w różyć na pożegnanie, że znaj­

dzie żonę w polskiej królewnie, młodziuchnej Ja­

dwidze. 1 oto myśl ta zapadła w głowę możnego Jagiełły, który odtąd już coraz niechętniej słuchał napom nień o konieczności wyboru żony.

Wiec tro sk ała się księżna Olgierdowa o tego syna jak rów nież i o los córki Akseny, który ją żyw o obchodził, a Jagiełło zbyw ał ją krótko i starał się odw rócić uw agę na postanow ienie siostry.

A kochał AkSenę tkliwie i szczerzeby rad d o ­ bra jej p rzysporzyć; więc siostra tuliła się do b r a ­ ta, a przebiegły W ojdyłło również sp ra w y swej nie zasypiał — i tak społem dążyli do jednego a up ra­

gnionego celu.

Chytry pow iernik rozumiał dobrze nizkość s w e ­ go stanu i niebezpieczeństwo, na które się ważył, lecz p o stan o w ił działać przebiegle i stanowczo.

W tym celu wtajemniczył Skirgiełłę, brata wielko­

książęcego w sw oje, plany i prosił jego o pomoc, w zamian obiecując sw oje poparcie w uzyskaniu lepszej dzielnicy dla niego u Jagiełły.

Układ stanął łatw o, lecz nie było śro d k ó w dla pozyskania starego Kiejstuta, którego zdanie mogło w niwecz w szystkie plany obrócić.

Słusznie ob aw iał się Wojdyłło, że stary Kiej­

stut oburzy się na taką s w ad źb ę córy książęcej i bratanicy, a z nim razem oburz'ą się inni bracia

2*

(24)

— 20 —

i krewni Akseny. W ięc po w ziął szatański pom ysł s korzystać z chwili często pojawiającej się nieufno­

ści p a n a względem stryja i skłonić go do pozbycia się tej uciążliwej opieki i rzekomo niebezpiecznych zam ysłów. A po ra była jak raz po temu, gdyż Ja­

giełło już sam kilkakrotnie w spom inał z niechęcią o tern, iż ani Kiejstut, ani bohaterski syn jego Wi- tołd nie stawili się w Wilnie dla pow itania go ze szczęśliwej w y p ra w y do Polski.

Zdarzyło się raz, że książę jął pytać ulubieńca, ażali nie wiedział czemu Aksena odrzuca starania możnego księcia Daniela, który już kilkakrotnie dal poznać jej sw oje uczucie. U kładny i śm iały W oj- dyłło, znajdując tę po rę n ajsposobniejszą do o tw o ­ rzenia drogi zamiarom swoim , z niedbałością w e ­ sołego tr e f n i s i a 1), odpow iedział bez trw ogi:

— A ksena kocha innego.

— Może n aw et ciebie w tej zbroi słom ianej?

— zaśm iał się w esoło Jagiełło.

— Zgadłeś panie, ta zbroja otw orzyła mi jej serce, jak tw o ja żelazna dzida dała ci lup w Polsce, a teraz oboje czekamy tylko na w asze, książę, p o ­ twierdzenie.

— W ojdylło! porzuć te żarty — rzekł Jagiełło surowo.

— Zamknij, zamknij panie do turmy, a w tedy się przekonasz, czy to, co pow iedziałem jest p raw d ą.

‘j Ś m ieszk a, b łaz n a.

(25)

W ted y oczy Jagiełły zabłysły strasznym gnie­

wem, a ręce krzepko ujęły zuchwalca i cisnęły gw ałtow nie o ziemię. Już straż przyw ołana miała wieść do turmy Wojdylłę, gdy nadszedł Skirgiełło i prosił za nieszczęśnikiem, każąc mu iść precz z oczu pańskich.

Długo jeszcze książę wybuchał gniewem i zry­

w ał się, ale chytry Skirgiełło, przeczekaw szy p ie rw ­ sze zapędy, umiał dobrze przedstaw ić wierność W ojdylły i bezgraniczne panu oddanie, a zresztą i sam książę rychło ochłonął.

Stało się tedy, że po upływie dni kilku już ża­

łował skrzyw dzonego powiernika, a jego zamiary nie w y d a w a ły mu się zbrodnią, lecz zwykłą losów koleją, a stało się tak tern łacniej, że Skirgiełło zdołał mu w m ówić, iż w tej spraw ie on jeden mo- cen jest stanowić, nie bacząc na zdanie innych braci i krewnych.

— Poznają choćby w tern moją wolę niezłomną i sw oje stanow isko zależne w zupełności ;— rzekł całkiem udobruchany Jagiełło, nakazując niezwłocz­

nie p rzy w o łać Wojdyłłę.

A gdy p a d ł mu do nóg i całow ał rękę pańską, dziękując za szczęście i łaskę, rzekł książę d o b ro ­ tliwie:

— Chcę w tobie mieć również szczęśliwego, jak dotąd wiernego sługę i przyjaciela. Daję wam włość Lidzką w dzierżawę, więc w s ta ń i rozchmurz swoje oblicze.

(26)

Lecz W ojdyłło p o w s ta ł sm utny i zamyślony.

— B ądź-że mi w e só ł i rychło gotuj się do w e s e ­ liska, a precz mi z kw asam i, któ rych nie c i e r p i ę . . .

— Panie! łaski tw o je są 1 niezmierne i u szczę­

śliw iają tw ego poddańca, lecz mogęż ja, sługa tyl­

ko, weselić się i cieszyć z d ostatków , któremi mię łaska tw o ja opatrzyła, gdy brat tw ój najw ierniej­

szy Skirgiełło, łaknie chleba i dotąd nie ma p r z y ­ stojnego opatrzenia.

— Nie troszcz się i jego nie minie należna mu cząstka!

— T w o je zamiary, panie, najlepsze, ale rzeczy­

w isto ść im przeczy, gdyż nie masz w Litwie dziś już kąta wolnego.

— 1 mnie to m ówisz, W o jd y łło ?

— Tobie, panie, d obry i litościwy, którego po- w hgę co dnia bardziej p o d ry w a ją kno w an ia starego Kiejstuta i jego najbliższych, z rąk któ rych i mnie w krótce przyjdzie na zgubę, gdyż czują, że ja ich chytre zamiary' już daw no przeniknąłem.

— P orzuć te brednie! oto oręż, którym cię o b ro ­ nić potrafię — odparł dumnie Jagiełło.

— Oni cię uśpią układną w iernością i krewnia- czą życzliwością, a gdy w zm o g ą się w siły, wnet ja k piorun uderzą w ciebie i w e mnie.

— Z bytnia gorliw ość w służbie mej cię unosi, a ogrom miłości nadm ierną przejm uje obawą.

W s z a k stryj mój kochany wiernie stoi przy mnie, a W itołd je st bratem najlepszym.

(27)

— B odajby słow a moje okazały się łgarstwem!

— odrzekł chytry doradca — lecz pomnij, panie, że stary Kiejstut ma wielki mir śród ziemian i lu­

du, a W itold jest bożyszczem swych Grodnian i ca­

łej Żmudzi; może się zdarzyć, że sław a ich skusi i podsunie plany w p ro s t godzące w ciebie, a wtedy biada mnie wiernemu słudze twojemu.

— T y kryjesz coś przede mną Wojdyłło! na­

kazuję ci mówić w szy stk o niezwłocznie — p o ­ ważniej ozw ał się Jagiełło, widocznie zaniepo­

kojony.

— Nic nie wiem, panie, krom tego, że i teraz Kiejstut zaniedbał należnego hołdu tobie szczęśli­

wemu pogrom cy Lachów.

Może mu zdrowie nie służy, gdyż wiek i rany w bojach tylu ciężko go przygniatają.

— T o nie rany i nie wiek, jeno zazdrość i nie­

nawiść od p ro g ó w tw ych go oddalają, boć jeźli nie oślepł i ogłuchł, musi widzieć i słyszeć, że twoje Wilno rośnie w siły z każdą chwilą, gdy jego Troki coraz bardziej puścieją, że ku tobie spieszą kupcy i rzemieślnicy od Niemców i Rusi a jego podw órce traw ą porastają.

— W ięc wierzę, że tern się gryzie, ale on nie zdolny jest do zdrady.

— Lecz cóż ci, panie, może stać na p rzeszko­

dzie, abyś dość wcześnie w szedł w przymierze z Krzyżakami, których mistrz Czolner zdaje się tylko wyczekiwać w ezw ania z twej strony.

(28)

— 24 —

— Z ła to ra d a ; K iejstut jest ich w rogiem n ie­

ubłaganym , w ięc taki sojusz byłby w ym ierzony w p ro st p rzeciw niemu.

— W ięc tobie, panie, nie służy p raw o naw et szukania sp rzy m ierzeń ca?

Jagiełło żachnął się niecierpliw ie.

— Nie od dziś jestem panem sw ej woli.

— W ięc m yśl panie, o sw ojem niebezpieczeń­

stw ie na w ypadek, gdyby cię m iał stryj zaw ieść.

— T eg o mi nikt nie w zbroni, a raczej za k o ­ nieczną o stro żn o ść poczyta.

— Z resztą z K rzyżakam i m oże stan ąć układ ; całkiem tajny — d o d ał dla usp o k o jen ia W ojdyłło.

— Z daw n a już p rag n ę tego — o d p arł Jagiełło, j

zdając całą tę sp ra w ę ha sp ry t i p rzeb ieg ło ść za­

ufanego sługi.

T a k radzili z so b ą poufnie jeszcze nieraz, aż ' postan o w ili w y p raw ę na P łock, kędy siedział An- j drzej, m łodszy syn K iejstu ta; przypuszczali oczy- | w iście, iż raz zacząw szy w alkę, potem już łatw o j

w ygnać będzie K iejstuta i ziem ię jego zagarnąć.

W szakże rozum ieli obaj, że przyjdzie to nie ła ­ tw o. W tedy znow u W ojdyłło p o d su n ą ł m yśl o K rzy­

żakach, niby niespodzianie, raz i drugi, a w końcu już książę słuchał bez w strę tu i oburzenia. Gdy w ięc m ilczeniem dał Jagiełło sw ą zgodę, odtąd chytry d w o rak ro zp o czął k n o w an ia w im ieniu pana i szukając w yniesienia dla siebie, p o szed ł być może dalej z K rzyżakam i, licząc na chw iejność Jagiełły.

(29)

Ów zaś cały zajęty sp raw ą sw ad źb y siostrzy- nej, szedł niezw łocznie na pokoje księżnej O lgier- dowej i nie w d ając się w kłopotliw e tłom aczenia objaw ił sw o ją w olę w tej sp raw ie niezłom ną. — K siężna zrazu oburzyła się na ow e zam ysły sługi, lecz w końcu uległa, w idząc, że i A ksena chętnie skłoniła się ku temu.

W ięc biegły n atychm iast gońce do książąt i p a ­ nów, p ro sząc na sw ad źb ę do Jagiełły; nie pom i­

nięto naw et w ielkiego m istrza Zakonu i w sz y st­

kich pokrew nych k siążąt m azow ieckich na Płocku i C zersku.

A A ksena od zrękow in m ocą zw yczaju, sk aza­

na na zupełne niew idzenie narzeczonego, pędziła dni śró d b iałogłow skich p o rząd k ó w i m arzyła w o- toczeniu n iew iast o przyszłej doli. Nie m ogło atoli ujść jej uw agi, że w raz z przygotow aniam i do g o ­ dów, czynione były w skrytości jakieś inne: w i­

działa dow ódzców w ojsk, schodzących się na n a ­ rady, coraz to jakichś p o słó w now ych i tajem ni­

czych, a czeladź w ielkoksiążęca całemi m asam i znosiła oręż w szelaki do zam ku górnego i ten p rzy ­ spo sab iała do zupełnej, w ojennej gotow ości.

Z budziło się w niej daw ne zam iłow anie, ocknął ów duch rycerski w dziew ie książęcej, w ięc p rzy ­ padła do ulubionego Skirgiełły:

— B racie — rzekła, ścisk ając dłoń jego — p ię­

kne się dla w as, jak w idzę, pole otw iera, m ów tedy na kogo m acie u d erzy ć?

(30)

— Jak też m ożesz m yśleć, żebyśm y pod tw e gody czem innem, jak nie tw ojem szczęściem byli . zajęci — odpo w ied ział nieco zm ieszany.

— W ięc te rynsztunki, m iecze i strz a ły do w e ­ sela m ego m ają n ależeć? G dyby mi w olno było w idzieć się z W ojdyłłą, o beszłabym się bez tw o ­ ich pow ierzeń.

— W iedz tedy, że m łodzież zam kow a zam ierza urządzić g onitw ę — o d p arł jeszcze w ykrętnie.

— P różno mnie chcesz oszukać, w iem ja co g onitw a, a co bój k rw aw y — zaw o łała oburzona A ksena.

— P o rzu ć te m yśli, sio stro , a raczej m yśl o ta ń ­ cach i strojach, jeśli nie chcesz ro zgniew ać Jagiełły.

— N ie chcę znać godów , nie chcę znać męża, jeśli obok niego nie będzie mi w olno w alczyć.

Co w idząc i sły sząc Skirgiełło okłam ał ją w s k a ­ zując na m ożność w y p raw y na blizkie Podlasie, lecz d o d ał zarazem , że w olą Jagiełły, W ojdyłło ma zo stać dow ódcą obu zam ków i trw a ć nieustannie p rzy ich stra ż y i obronie.

K siężniczka u sp o k o iła się i p o d d ała woli brata.

III.

N a zam ku T rockim , oblanym dokoła w odam i jeziora, p a n o w ała cisza. S tary K iejstut, dotknięty chw ilow ą niem ocą nóg, siad y w ał dni całe w o d o so ­ bnionej zam kow ej kom nacie, p rzed ogniskiem i dzie­

lił sw ój czas m iędzy rozm ow ą z poufałym sługą

(31)

i tow arzyszem broni, Jurgą i zab aw ą z ulubionym sokołem , albo też słu ch ał śpiew u n adw ornego lutni­

sty, S ław eńka.

Jak p rzy Jagielle W ojdyłło, tu p rzew o d ził ów Jurga, żołdak dziki i chciw y boju a łupów i na nic nie baczny, krom w łasnych zysków i krw aw ych p o ­ pisów . Strudzony K iejstut często go grom ił za ow e zapędy, ale częściej jeszcze słu ch ał w spom nień tych w alk byłych, pełnych chw ały i zaw sze d ro ­ gich sercu jego. Jeden S ław eńko czasem p rz e w a ­ żał w p ły w Jurgi, a osobliw ie gdy zanucił ulubioną pieśń o B iru c ie 1)-

K ęd y n a d m o rzem s ta r a P o łą g a , W id zisz to g ro n o k w itn ą c y c h có rek : J a k w sm u tn y c h p ie n ia c h s m u tn ie z a c ią g a N a te n w y so k i, p ię k n y p ag ó rek .

W ich w ie ń c a c h sk ro m n e n ie z a p o m in a jk i, P ię k n y p a g ó re k d a rn ie m zasu ty !

J a k ie ż to c ó rk i? M łode L itw in k i.

A . te n p a g ó re k ? To g ró b B iru ty ! T u co ro k , k ie d y n ie b ie s k ą w odę I w o n n e łą k i w io sn a ro zśm ieje, O bchodzą św ię to d ziew ice m łode, B u d ząc p ie ś n ia m i sw y ch ojców dzieje.

T ej pieśni słuchając, ów K iejstut, w boju u d e f rzający jak piorun na zastęp y K rzyżackie, dziw nie łagodniał na obliczu i p o p ad ał w rzew ność.

P od jedną z chw il takich w eszli gońce Jagiełły, zw iastując w esele Akseny.

1) B iru ta , w m łodości k a p ła n k a lite w s k a , p o rw a n a przez K ie js tu ta , b y ła m u żo n ą u k o c h a n ą p rzez d łu g ie la ta ,

(32)

- 28 -

— W itajcie moi przyjaciele! S zczęśliw e w am do dom u m ego przybycie. Siadajcie i m ówcie, jak się m iew a kochany sy n o w ie c ? — łask aw ie ich w i­

tał K iejstut.

— Jagiełło, p an nasz, zd ró w z łaski bogów , a w am szląc cześć i pozdrow ienie, p ro si w a s z ca­

łym dw orem n a w esele Akseny.

— Czy ta k ? T o tedy zjaw ił się m ąż dla k o ­ chanej sy n o w icy ? N iechże będzie bogom chw ała, a m ałżonkom szczęście. Lecz któż to taki, p o w ied z­

cie mi sk o ro ?

— W ojdyłło, słu g a i przyjaciel księcia.

— J a k to ? — w trą c ił obecny Jurga — ten W o j­

dyłło, co kuchnią zaw iad o w ał O lg ierd a?

— Jakoś rzekł — dum nie odparli posłow ie.

Z dum iał K iejstut niem ało to słysząc, lecz łacno ukrył sw o ją niechęć i obrazę, ow szem zm ógł się na sło w a szczerego życzenia i w net k azał nieść sta ry miód i puhary, ażeby w ypić za zdrow ie p a ń ­ stw a m łodych.

A gdy p o sło w ie mieli się ku odjazdow i, hojnie ich o b d arzy ł i przew id u jąc, że mu słab o ść nie p o ­ zw oli p o sp ieszy ć do W ilna osobiście, zapow iedział p rzybycie p o sła w sw ojem im ieniu i sto so w n e dary ślubne dla synow icy.

A gdy p o sło w ie odjechali, Jurga jął rozw odzić się p rzed księciem o nieżyczliw ości Jagiełły dla n ie­

go, w sk azu jąc na to, iż nie o d d ał mu rząd ó w nad L itw ą p o d czas w y p raw y na P olskę, a i teraz oto

(33)

skrzyw dził D aniela, jego sio strzan a, oddając sw ą sio strę służalcow i sw em u w zam ężcie.

K iejstut słuchał niechętnie, ale być może jakie słow o słu szn e zap ad ło w jego duszę strapioną.

Nie dał atoli po zn ać tego po sobie i p ostanow ił, że S ław eńko pojedzie z daram i w p o selstw ie i b ę­

dzie p rzytom ny u roczystości w eselnej.

— Nie tajne mi przecież tw oje, chłopcze w e ­ stchnienia do ślicznej P ojaty, niechże cię tedy s p o ­ sobność do zalotów nie minie, a ja ci pew nie w miarę sił pom ocnym w tem będę.

Z apłonił się n ieszczęsny lutnista, pochw ycony w głębokiej tajem nicy serca, lecz skłonił się panu posłusznie, a w duszy rad był sp o so b n o ści zo b a­

czenia u k o c h a n e j. dziew icy.

Jakoż gościła już ona od niejakiego czasu na zamku, dzieląc z A kseną o statn ie dni jej dziew ictw a.

Jako córka arcy k ap łan a m iała być p rzew o ­ dniczką dla niej przy obow iązującej w ycieczce do św iątyni P erkuna, kędy należało iść z ofiarą i daram i.

A o sam ej św iątyni i jej kapłanach m ów iono coraz częściej na zam ku i w m ieście. O to p o w sz e ­ chnie chw alono m łodego ofiarnika, T ro jd an a, nie­

dawno p rzy jęteg o do służby bogom , który w k ró t­

kim sto su n k o w o czasie przyczynił się ogrom nie do zaprow adzenia p orządku w św iątyni i um iał sobie zjednać zarów no m iłość m łodych to w arzy szó w , jak i po szan o w an ie śró d ludu. Już p aro k ro tn ie sam

(34)

— 80 —

L izdejko b ad ał go ciekaw ie za b y tn o ścią w e W ilnie i w yraził mu sw o je podziękow anie, lecz ta okoli­

czność p o d ała m łodzieńca w niechęć u zaw istn eg o Jerbuta, który bacznie go śledził i obchodził się z nim surow iej niż z innymi, m ając naczelne nad nim zw ierzchnictw o . . .

N a kam iennym ołtarzu w głębi św iątyni gorzał Żnicz, św ię ty ogień, a obow iązkiem ofiarników było strzed z go dniem i nocą, by nie zgasł.

W ięc czuw ali, sta ran n ie dorzucając drew ek, przyniesionych ze św ięteg o gaju, to od czasu do czasu sy p iąc na ogień w onne zioła i okruchy bursztynu.

W łaśn ie była kolej T ro jd an a. Jego tow arzy sz znużony czuw aniem drzem ał w kąciku.

Było już po zachodzie słońca, gdy cichy s z e ­ lest k ro k ó w zbudził go z zadum y, a zaraz potem u sły szał szeptem w ym ów ione sło w a:

— T ro jd an ie, mój synu, czy je ste ś tu ? P o zn ał ów gło s i p o w sta w sz y w net ściskał rękę sta re g o i snać znużonego długą w ędrów ką, p rzybysza.

— Jakżem ci rad,' kochany W szeborze, siadaj i m ów coś w idział i słyszał.

S tarzec stęk n ął z u trudzenia i p rzy siad ł u p o d ­ nóża jednego z b ó stw .

— Ö panie, ileż tru d ó w k ażesz mi p onieść i to na w łasn e tw o je u trap ien ie jak rów nież i dobrego ojca tw ego, który sam schnie za w am i i rozpacza.

(35)

M łodzian o b ejrzał się trw ożnie i rzekł głosem przyciszonym :

— Z apom niałeś o mym ro zk azie: tu ty jeste ś mym ojcem, bo w szy stk o inaczej się w yda, a cały mój zam ysł upadnie i głow ą tę sp ra w ę przypłacę.

— W ięc pom yśl nad tern i w róć do dom u i k ra ­ ju w łasn eg o — zachęcał sługa.

— N iestety zapóźno! N ie m ów m y już o tern, a m ów mi raczej, czyś spełnił m oją p ro śb ę i rozkaz.

S tarzec zam ruczał niechętnie i w sk azał na skrzynkę, k tó rą krył p o d o p o ń c z ą 1).

— A toż mi ram iona nieom al opadły z om dle­

nia, a biedy z tern zażyłem okropnej, że i w rogom w iększej nie życzę.

— O w ierny, dobry mój druhu! — zaw ołał ucieszony T ro jd an , tkliw ie ścisk ając sta rc a i po- żądliw em okiem obejm ując skrzynkę.

— O byż ci to nieszczęścia nie przyniosło w ię­

kszego — rzekł W szebor.

W tej chwili doleciał ich uszu szm er kroków odległych.

— U stąp W szeb o rze! — nalegał T ro jd an . S tarzec już m iał się do odw rotu lekki jak m ło­

dzian, lecz jeszcze szep n ął na odchodnem :

— P am iętaj, że m asz zaw sze schronienie u 0 0 . F ranciszkanów , gdzie i ja zn ajd u ję chw ilow y bez-

b Czyli burką.

(36)

— 32 —

pieczny p rzy tu łek . „M iłość i p o św ięcen ie . . t o hasło, k tóre ci o tw o rzy gościnne w rota.

— D obrze, już dobrze, lecz idź co rychlej.

Jak o ż.k ro k i zbliżały się w idocznie, w ięc W sze- bor szybko znikł w ciem nościach nocy, a T ro jd an skw apliw ie pochw ycił sk rzy n k ę i uniósł ją pędem , aby ukryć w bezpiecznem m iejscu.

G dy w racał, usły szał jęki to w arzy sza i o stry głos Jerbuta, który, zszed łszy ofiarnika na drzem ce, ro zk azy w ał mu w łożyć rękę w ogień.

W ted y T ro jd a n śm iało p rz y stąp ił i w sta w ił się za tow arzyszem . Srogi je rb u t grom ił ich obu i o- strem i o b arczał w yrzutam i, tego za sen, a T ro jd an a za nieobecność, lecz obaj ofiarnicy znieśli to cier­

pliw ie i tern uniknęli kary.

N iew ątpliw ie przychylność Lizdejki dla T r o j­

dana była tu tarczą najsilniejszą.

P o oddaleniu się groźnego zw ierzchnika, pocie­

szali się w zajem i tak zbiegła im k ró tk a noc letnia na poufnych zw ierzeniach, śró d których T ro jd a n był m istrzem , a jego to w arzy sz uw ażnym słuchaczem .

O dy ja sn y dzień zab ły sn ął i m łodzi ofiarnicy, d okon aw szy zw ykłych p o rząd k ó w w św iątyni, o- tw arli jej p o d w o je dla Judu, p ie rw sz e w eszły dwie m łode niew iasty,

B y ła t o A k i e n a z P o j a t ą ,

K siężniczka pow ażn a 1 sm utna, bog ato p rzy ­ brana, n io sła P erkunow i na ofiarą w ieniec d ziew i­

czy i białego koguta, jako to było zw yczajem !i-

(37)

tew skim . P o ja ta szła obok, w skrom ne szaty lnia­

ne przy b ran a, a w kw iaty leśne i b u rszty n o w e o zdo­

by p rzy stro jo n a. P iękną też była o w a córka k a ­ p łań sk a z w yrazem niew inności i cichego w esela na obliczu.

T o w a rz y sz T ro jd a n a szybko p o d ąży ł zaw iad o ­ mić Jerbuta, iżby szedł w itać dostojnych gości i je ­ mu w ypadło o p rp w ad zać n iew iasty po św iątyni, gdy w yraziły chęć jej zw iedzenia.

D rg n ął gw ałtow nie, u jrzaw szy tw arz Pojaty, tak bow iem była p o d o b n ą do kogoś, co mu zabrał serce i skazał na tę tułaczkę w Litw ie i w m urach pogańskiej św iątyni.

P rzez chw ilę mu się zdało, że m arzy rozkosznie i dobry sen trw a przed nim na jaw ie, w ięc poił sw e oczy w idokiem krasnego dziew częcia, choć nieco przybladły i drżący. Lecz p rzy szed ł Jerbut i zajął jego m iejsce, a w ted y m łodzian sp y ta ł to ­ w arzy sza, kto był z A kseną,

— T o ć P o jata, córka Lizdejki, k tóra pono u- m yślnie tu przyszła, ażeby ciebie zobaczyć, bo tyle już sły szała o tobie z ust ojca na zamku i w m ieście,

T ro jd an to u sły szaw szy , p o p ad ł w p o sęp n ą zadum ę i rychło d o czek aw szy zm iany to w arzy szó w , p o szed ł do sw ej kom natki, ażeby oddać się p o ż ą ­ danej sam otności.

g

(38)

— 34 —

IV .

O dy się to działo na zam ku w ileńskim i w ś w ią ­ tyni p o gańskiej, D ow ojna p o su w a ł się z H eleną i orszakiem niew iast, w spaniałom yślnie u w olnio­

nych z niew oli przez Jagiełłę, w granice Polski.

Lecz jak aż odm iana rzeczy n astąp iła! D um ny ów a w aleczny i dziki Litw in już nie w iódł branki, jako pan jej i zw ycięzca, lecz sam z każdym dniem sta w a ł się p okorniejszym służką i raczej pełnił o b o ­ w iązki stró ż a ji l a ochrony przy jej boku. W ięc klął chw ilam i zapam iętale i słał sw ą L aszkę do zło śli­

w ego P o k lu sa ’), a ścisk ał oręż zapam iętale, lecz w net p o słu szn y dążył przy jej kolasie i u siłow ał sam e naw et chęci zgadyw ać.

T ak sam o rum ak step o w y zrazu szarpie się, w ierzga i pianą toczy naokół, lecz zw olna p rz y ­ zw yczaja się do w ęd zid ła i w net spokojnie idzie na lekkim lejcu jedw abnym .

N ieszczęściem jego było, iż z każdym dniem coraz w ięcej kochał piękną L aszkę i czuł, że uczu­

cie to p rzetrw a sam o życie naw et.

P o k o rn y i trw o żn y jechał przy jej boku przez k raj w rogi, u w ażając się za szczęśliw ego, gdy go H elena jednem słow em zaczepiła, gdy lekkim uśm ie­

chem nagrodziła jego służby w ierne, lub łag o d n iej­

szym głosem p o p ro siła go o cokolw iek.

ł) P o k lu s — bóg p ie k ła u L itw in ó w .

(39)

A pochód z konieczności m usieli odbyw ać b a r­

dzo w olno, raz dla liczniejszej pieszej drużyny w y ­ zw olonych branek, k tóre mu tow arzy szy ły , drugi zaś, iż ciężka k olasa żubrzą sk ó rą okryta, tylko z tru d n o ścią m ogła być ciągniona przez sześć tę ­ gich m ierzynów . D ro g a w io d ła często przez kraj p u sty i zniszczony, gdyż po niej to szedł ów szlak niedaw nej n ap aści L itw in ó w ; w ięc mijali jeszcze ' św ieże zgliszcza siół i dw orów , lud rozegnany i znu­

żony i zam knięte kościoły.

I to było p rzyczyną niew yczerpanych m ąk dla D ow ojny, bo w ted y H elena za każdym razem nie om ieszkała w sty d zić go, u kazując mu ow e ślady g w ałtó w i łu p iestw a litew skiej drużyny. W ięc k a ­ jał się biedny rycerz lub klął w cichości, zęby z a ­ ciskając i nie m ając na kim w yw rzeć w ściekłości, k tóra nim m iotała. Lecz w m iarę tego, jak p o s u ­ wali się w głąb kraju, spotykali coraz częściej p o ­ dróżnych, a w szy stk ich uw ag ę zajm ow ał rychły przy jazd królew ny Jadw igi i w szy scy dążyli ku K rakow ow i.

Co dzień mijali' oddziały w o jsk lub dw ory pań - / skie, a k o lasa z w ozow ni w ielkoksiążęcej, o b ro sły i k rępy Żm udzin D ow ojny, jego T a ta r służebny, a naw et sk ó ra niedźw iedzia, którą m iał sam na ra ­ m ionach, zw racały oczy i uw ag ę w szystkich. Na noclegach i p o p asach tru d n o było uniknąć bad an ia ciekaw ych i n atręctw a, a trzeb a było jeszcze u d a ­ w ać pokorę, bo nie tru d n o było o aw an tu rę i ro z ­

•3*

(40)

36

ru ch w ty c h czasach , z re s z tą teg o w y m a g a ła H e­

le n a i n ajsu ro w iej p rz y k a z y w a ła .

L e c z co n ajb ard ziej z a sta n a w ia ło u k o ch an eg o ry c e rz a , to okoliczność, iż g d y z e w sz ą d sły sz a ł g ło ­ s y p o ch w aln e i p e łn e z a c h w y tu dla p rz y sz łe j k ró ­ lo w ej, je d n a H elen a m ó w iła z n iechęcią i sm utkiem , a g d y p y ta ł o p rz y c z y n ę , z b y w a ła go k ró tk o .

— W y d a r ła m i sz c z ę śc ie całeg o ż y c ia i nic już nie je s t w sta n ie m i tej s tr a ty n a g ro d zić — o d rz e ­ k ła n are sz c ie.

A z a ja d ły D o w o jn a w n e t z a p rz y s ią g ł tej k ró ­ lew n ie s w ą n iechęć i p o g ard ę.

J u ż b y li w pobliżu W isły , g d y ja k o w y ś r y ­ c e rz p o czął z b y t n ieo d stęp n ie im to w a rz y s z y ć .

L itw in z ra z u sp o g ląd ał z u k o sa w m ilczeniu, lecz g d y ta m te n nie m y śla ł się u su n ąć, z a c z ął m ru ­ czeć g n iew n ie i sap ać, a rę k ą c h w y ta ć z a m iecz, w s z a k ż e nie p rz y sz ło do p rz y k re j zaczep k i, aż na po p asie, w m alej m ieścinie n ad W isłą . G ospoda o k a z a ła się p rz e p e łn io n ą ludźm i i końm i, w ię c H e ­ le n a z o s ta ła w pojeździć, a D o w o jn a w y d a w s z y słu żb ie p o trz e b n e ro z p o rz ą d ze n ia , w s z e d ł do g łó ­ w n e j iz b y pełnej ludu i g w a ru i u sia d łsz y n a s tr o ­ nie, jął się sc h a b ó w z to rb y p odróżnej.

W k ró tc e z c iżb y półpijanej w y n u rz y ł się ó w n a trę tn ik z gościńca, w id o czn ie m a ją c y p o w ażan ie i p o d ając D ow ojnie p e łn y kufel, w e z w a ł go, b y w y p ił z a z d ro w ie P o lsk i i Jad w ig i.

(41)

— Nie piję z d ro w ia J a d w ig i — o d p a ri L itw in śm iaio, nie rz u c a ją c schabu.

— Z u c h w a ły ; pij albo się bij! — k rz y k n ą ł obu­

rzo n y , k tó re g o to w a rz y s z e z w a li ro tm istrz e m .

— B ić się . . . zgoda, ale pić nie m y ślę.

— N ieo b y czajn y n iedźw iedziu, pij lub nie pij, to nam jedno, lez w s ta ń k ie d y m y p ijem y — w o la ł inny, godnie p rz y stę p u ją c z o rężem .

— W a ra ! nie w y w o łu j w ilk a z lasu — o d p arł donośnie L itw in . — M o żesz pić zd ro w ie, jak ci się podoba, lecz w ied z, że ja nie jem sto jący , a jeśli m a sz do m nie sp ra w ę , czekaj aż obiad

skończę.

N a te sło w a śm iałe w n e t p o w s ta ł ro z ru c h i ści­

śn ięto g ro źn ie D ow ojnę.

— K toś ta k i? w n e t s ta w a j do s p ra w y . B ra ­ cia, ro z sie k a ć go! — ro z le g ły się w rz a sk i.

N a to już p o w sta ł p o n u ry L itw in i hu k n ął g rom ko:

— L a c h y ! je ste m cudzoziem iec, nie zn am w a ­ sz y c h h e rb ó w , moim je st m iecz i im ię m oje D o- w ojna.

S łu ch acze z ra z u oniem ieli, s ły s z ą c to o św ia d ­ czenie, lecz w n e t rzu co n o się n a zu ch w alca z c a łą n ien aw iścią.

— H a, ty ż e ś to D o w o jn a! ty ś to ó w ry c e rz sro g i i o k ru tn y , co w p e rz y n ę o b ró cił n a sz e siedlis­

ko, co n asze d o m y w yludnił, a te r a z śm iesz je sz c z e p aść o c z y sw e m d ziełem b e z e c n em ?

(42)

Już byli gotow i rzucić się nań kupą, lecz ro t­

m istrz przeszkodzi! i w y zw ał go na r ę k ę 1).

— D obrze -— rzek! Litw in — lecz mam z sobą zacną Polkę, m oją niegdyś brankę, której bezp ie­

czeństw o w ięcej mnie obchodzi, niż życie. A w ięc daj mi słow o, że gdy legnę w boju, o deślesz ją z w innem i w zględam i ojcu.

— Z goda, rzecz to sm utna i m asz m oje na to słow o.

Poczem zw arli się z sobą orężem natychm iast i ogniście w zajem na siebie nacierali.

A nagle do izby w eszła dum na i w sp a n ia ła H e­

lena, a ciżba zebranych w net ro zstąp iła się p rzed nią.

— Co w idzę '— rzekła — to tak p o lsk a szlachta n ap astu je podróżnych na gościńcu i kupą chce m o r­

dow ać cudzoziem ca? D ow ojno! ty do dzikich lu­

dzi należysz, zaw sty d ź sro g o ść rozw iązłego narodu, rozkazuję ci, złóż sw ą broń.

Litw in bez w ah an ia się rzucił sw ój m iecz pod nogi przeciw nika i sta n ą ł bezbronny.

T o orzeźw iło n ap astn ik ó w , a gdy jeszcze d o ­ w iedzieli się, że H elena je s t córką m ożnego i p o ­ w szechnie znanego H abdanka, zaczęli p rze p ra sz ać ją i prosić, by zapom niała o tym w ypadku.

Lecz jakież było zdum ienie w szystkich, gdy z pierw szęgo orszaku bran ek nagle jedna p rzy p a-

i C zyli do b o ju w e dw óch ty lk o .

(43)

dła do ro tm istrza i rzuciła mu się na szyję, p ła ­ cząc z radości.

B yła to jego żona, p o rw an a w o statniej w y ­ praw ie.

T a okoliczność do reszty pogodziła P olaków z ponurym Litw inem , k tó ry o d tąd już bez p rz e ­ szk o d y m ógł p rzeb y w ać p o z o sta łą drogę.

Aż p rzy b y ł nareszcie na m iejsce, do ludnego

> i b ogatego dw oru.

S tary H ab d an k po w ybuchu g w ałto w n ej ra d o ­ ści i czułości z pow o d u ta k szczęśliw ego o d z y sk a­

nia córki, do k ład ał staran ia, by godnie ugościć i u d aro w ać szlachetnego Litw ina.

Ale D o w o jn a był coraz sm utniejszy, oto w ie­

dział p o p ro stu jaki je st p rzed ział m iędzy nim a H e­

leną, a w yrzec się jej już ani m ógł, ani chciał. O na zaś, krom łask aw ej w dzięczności, nie z d aw ała się żadnego silniejszego uczucia dlań żyw ić.

D arem nie H abdank okazyw ał, jak b ard zo mu jest rad, sp ra sz a ł gości na uczty i sad zał L itw ina na pokaźnem m iejscu, darem nie owi goście otaczali go życzliw ością, jak b y zgoła niepom ni krzyw d so- u bie w o statn iej napaści L itw inów zadanych — ry ­

cerz p o z o sta ł chm urny i w sobie zam knięty.

Z darzyło się jednak, że i w jego p iersi p rz e ­ brała się m iara tkliw ości, w ięc pokłonił się H abdan- kow i i ta k m ów ił szczerze:

— G ościnny Lachu, dobrze m r tu n a tw oim chlebie, ale i m oja chata n ad N iem nem mnie czeka.

(44)

40 —

M asz ty w sie i m iasta, ja mam trzy razy więcej ziemi od ciebie; w reszcie, jeśli w iele m ożesz u tw o ­ jej królow ej, mnie także p o w aża mój pan, Jagiełło.

Słuchaj, nie p ierw sza to Litw inom b ratać się z L a­

chami, w ięc daj tw ą H alszkę, jeśli m ną nie p o ­ g ardzasz.

H abdank już znający od córki uczucia dla niej D ow ojny, nie odepchnął go dum nem słow em , lecz rzecz zo staw ił czasow i i do w oli Heleny.

Ż ądał atoli jednego, ażeby przyjął C hrzest św.

przed ślubem ; p rzy stał i na to zakochany Litwin.

W ięc na Litw ę nie m acie się po co spieszyć, zostańcie naszym gościem , uczcie się arty k u łó w n a ­ szej w iary, a tym czasem , co daj Boże, m oże sk ło n ­ ność ^vasza w zajem na dojrzeje do pożąd an eg o stanu, a w tedy ja nie odm ów ię m ego b ło g o sław ień stw a.

T a k ujarzm iony D ow ojna zapom niał o Litw ie i Jagielle, a cały się oddał now em u dlań uczuciu — tkliw ym zabiegom o rękę ukochanej dziewki.

V.

Na zam ku w ileńskim p o spieszono ze sp ra w ie ­ niem godów w eselnych W ojdyłły z Akseną. Ja ­ giełło, raz daw szy na to sw o ją zgodę, chciał zbyć z głow y kłopot nie mały, bo nie tajno mu było, że m atka, księżna O lgierdow a, jak rów nież i znaczna część k siążąt pokrew nych, nieprzychylnem okiem p atrzą na ów zw iązek. Z resztą i tajem ne zam iary niespodziew anego n apadu na P ołock w ym agały

(45)

__ 41 —

skupienia całej uw agi i sił; p o stan o w io n o naw et połączyć jedno z drugiem , a to, by łacniej omylić czujność p rzyjaciół K iejstuta, zajętych obchodem uroczystości w eselnych.

Jakoż w oznaczonym dniu zjechały się na za­

m ek poczty książęce i p ańskie, kom naty zam kow e stan ęły p rzy stro jo n e na przyjęcie gości, a orszak drużek w eselnych otoczył od ran a A ksenę, nucąc pieśni obrzędow e, najbardziej żało sn e i tkliw e.

D opiero z południa ruszono gw arnym i ozdobnym pochodem z zam ku p rzez m iasto na A ntokol, kędy o rszak k ap łan ó w sp ełn iał ofiary od ran a i był g o ­ tów do służenia przy zaślubinach m łodej parze.

A zaślubiny w ow ym czasie polegały głów nie na spólnych ofiarach p a ń stw a m łodych każdem u z b ó stw pogańskich i na złożeniu pew nych w zajem ­ nych przyrzeczeń m ałżeńskich, poczem oboje pili piw o z jednego b u rszty n o w eg o kubka, a naczelny k a ­ płan ich b łogosław ił, o b rzucając rozlicznem ziarnem , niby na znak ich przyszłej pom yślności w życiu.

Nie dziw przeto, że W ojdyłło, d o tąd uniżony i p łaszczący się, b utnie szedł z p o w ro tem w p o d ­ w oje zam kow e, jako że czuł się już panem p o ło ­ żenia i sto k ro ć w ięcej um ocnionym w łaskach Jagiełły.

G dy Jagielle i jem u zaszed ł drogę Sław eńko, p o seł K iejstuta, obaj w itali go ozięble, a pan m łody nie w ah ał się o tw arcie bu rzy ć k sięcia p rzeciw nibyto niechętnem u dla niego stryjow i.

(46)

— 42 —

W ięc szedł sm utny i sk w aszo n y lu tn ista m ię­

dzy p oślednią drużyną w eselną i p a sł jeno oczy zdała w idokiem anielskiej P ojaty.

Ale i tu nie om inęła go gorycz n ielad a: oto spostrzegł, że jeden z m łodych ofiarników rów nież ściga nam iętnem spojrzeniem dziew icę i usiłuje do niej się zbliżyć.

Ale rów nie d obra jak piękna P o ja ta użaliła się jego sm utkom i szła w net z dobrem słow em i m i­

łym uśm iechem .

W obszernych izbach było w esoło i gw arnie.

T ęgi do w ypitki Skirgiełło baczne d aw ał oko, aby kielichy nie p u sto w ały , w ięc też i hum oru gościom rychło przybyło.

Już się uczta m iała ku końcow i, gdy do sali w eszli now i goście; byli to dw aj K rzyżacy, w ysłani przez Z akon z życzeniam i dla m łodej pary.

Życzliw ie ich w itał Jagiełło, a chytry W ojdyłło już od w ejścia coś z nimi szeptał, to znow u oczym a daw ał jakieś znaki.

A ci obaj, lubo niby to zakonnicy, lecz ubrani z niezw ykłym przepychem , szli dumni a pełni sk ry ­ tych i przebiegłych zam iarów . M łodszy, dow ódca w ojskow y, tak zw any u nich K om tur, hr. Sundstein, zadziw iał w szystkich niezw ykłą b u tą i pychą, za to sta rsz y jego kolega, duchow ny w yższego stopnia, zd aw ał się to jak o ś p o k ry w ać i w ybuchy to w a rz y ­ sza łagodzić. Ale nikt zresztą z książęcych gości tego nie dostrzegł, a Skirgiełło w net p o sp ieszy ł

Cytaty

Powiązane dokumenty

Franciszek Wężyk jest autorem trzech powieści historycznych, dwóch opublikowanych na początku XIX wieku - Władysław Łokietek (1828), Zygmunt z Szamotuł (1830) - i

wysoki, silnej budow y, przystojny.. G dzienigdzie tylko dało się spostrzec pasterzy, goniących bydło i owce do domu... P rzebudził się ze snu las. K urpie bronili

Kleszczyńskiego, jednak schył- kowość mód i manier oraz, prawdopodobnie, oddalenie od ośrodka krakowskiego spowodowały, że zdobnictwo Ruszczyca 38 odznacza się tutaj

Abstract Experimental analysis of the diffusiophoretic effect in turbulence demonstrates that preferential concentration of particles driven by the combined action of turbulence

sobów namowy i czarów używał, żeby mię mógł od moich powinności odwieśdź; lecz, gdy wszystkie jego starania okazały się bezu- żytecznemi, w chwili,

więc niezatrzymany Trojdan, stanąwszy śmiało przed zwierzchnikiem, wyrzucał mu niegodzi- wość jego postępku, i o powrot własności domagał się. Stawienie

cona usłudze Znicza, po większej części je ­ dnym już ze mną tchnie duchem. Lud mnie czci, powierza się, a wszystko najgłębszą nie- wiadomość kryje.. Ale tak,

Tymczasem, żeby mógł u Heleny zapewnić sobie dobre przed starostą świadectwo, wszystkich używał sposobów na jej ujęcie: znał bowiem dobrze wziętośćHab-