• Nie Znaleziono Wyników

Szkwał : magazyn morski : czasopismo Ligi Morskiej i Kolonjalnej, 1937 nr 12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szkwał : magazyn morski : czasopismo Ligi Morskiej i Kolonjalnej, 1937 nr 12"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

ROK V

(2)

JCtanika miesięczna

M łodzież z a rm ią. T ego roczn e u ro c z y s to ś c i ś w ię ta N ie p o d le g ło ­ ści w d n iu 11 lis to p a d a , o d b y ły się pod z n a k ie m b r a te r s tw a m ło ­ d zieży z a rm ią . W ła ś c iw ie b y ł to z e w n ę trz n y w y r a z te g o b r a te r ­ stw a , k tó r e w is to c ie is tn ie je ju ż od d a w n a . S z e re g i m ło d z ie ż y b o ­ w ie m to prze cie ż n a jc z ę ś c ie j ż o ł­

n ie rz e re z e rw y , sp o so b ią cy się do o b ro n y k r a ju .

W ła ś c iw y sens te j w s p ó ln e j de­

f ila d y a r m ii i m ło d z ie ż y , le ż y w s y m b o lic z n y m łą c z e n iu ty c h dw óch c z y n n ik ó w ż y c ia , k tó r e w y k r e ś la ją p rzyszło ść. B o lo s y p a ń s tw a zależą od do brze z o rg a ­ n iz o w a n e j s iły z b ro jn e j i od tę ­ ż y z n y i w a rto ś c i d u c h o w e j m ło ­ dego p o k o le n ia . T a k a będzie p r z y ­ szłość, ja k im i są m ło d z i, k tó r z y w ch od zą do ż ycia .

W d n iu Ś w ię ta N ie p o d le g ło ś c i, w e w s z y s tk ic h m ia s ta c h i m ia ­ s te czka ch P o ls k i p rz e d e filo w a ły z w a rte s z e re g i a r m ii i m ło dzie ży.

O c z y w iś c ie n a jb a rd z ie j okazale u ro c z y s to ś c i te w y p a d ły w W a r ­ szaw ie, gd zie d e fila d ę n a p la cu n a R o zdro żu, p r z y ją ł M a rs z a łe k E d w a rd Ś m ig ły -R y d z .

W d e fila d z ie m ło d z ie ż y b r a ł u d z ia ł p o czet s z ta n d a ro w y o d d z ia ­ łu w a rs z a w s k ie g o A k a d e m ic k ie g o Z w ią z k u M o rs k ie g o z p p .: H . G le g o ls k im , J. B rz o z o w s k im , J.

L e s z c z y ń s k im i T . T e m is z e w s k im . W z d łu ż c a łe j tr a s y d e fila d y , m im o z im n a i deszczu, z e b ra ły się n ie z lic z o n e t łu m y p u b lic z n o ­ ści. W ogóle s tw ie rd z ić m ożn a z w ie lk ą rad ością, że p u b lic z n o ś ć w a rs z a w s k a c o ra z s iln ie j re a g u je n a w s z e lk ie te g o ro d z a ju u ro c z y ­ stości, co ra z ż y w ie j m a n ife s tu je na cześć a r m ii. W y lę k n ie n ie i po nu rość u lic y w a rs z a w s k ie j, ja k o n a s tró j, p o z o s ta w io n y po za­

b o rc a c h p o w o li z n ik a . W ra c a r a ­ dość i rad ość ta z n a jd u je w ła ś c i­

w y up ust.

P ra w d z iw ie cieszyć się u m ie ją t y lk o lu d z ie n a w s k ro ś p rz e s ią k ­ n ię c i a tm o s fe rą w o ln o ści.

ś w ię to N ie p o d le g ło ś c i o d b y ło się ró w n ie ż n a s ta tk a c h p o ls k ic h , k t ó ­ re w d n iu ty m z n a jd o w a ły się pod ró ż n y m i s z e ro k o ś c ia m i g e o g ra ­ fic z n y m i. I t a k m/s „ P iłs u d s k i“

z n a jd o w a ł się n a w o da ch a m e ry - g a ń s k ic h , m ię d z y N e v -J o rk ie m a H a lifa x e m , s/s „ P u ła s k i“ z b liż a ł się do Buenos A ire s , s/s „P o lo n ia “ zaś do b rz e g ó w G re c ji.

*

N ie obeszło się je d n a k bez p rz y k re g o z g rz y tu . O to je d e n z c z ło n k ó w R a d y P o r tu w G dańsku z w r ó c ił u w ag ę d y r e k c ji g d a ń s k ie ­ g o o d d z ia łu „P a g e d u “ , że w y w ie ­ szanie p o ls k ic h f la g n a gm a c h u f ir m y b y ło n iep ożąd an ą dem on- s tr a ć ją ( ? !) p o lity c z n ą w G dań­

sku.

P rz y p u s z c z a m , że ju ż n ik o g o nie z d z iw i te n f a k t , b y ło ic h

rz a to — i p rz y g n ę b ia , ty m b a r­

d z ie j, g d y się zw a ży, że je d n a k k lu c z od na sze j b r a m y n a ś w ia t le ż y w G dańsku,

A f a k t ó w ty c h n a z b ie ra ło się ju ż b a rdzo w iele .

*

Kaszubi u Naczelnego W odza.

J a k b y d la m ocn ie jszeg o za a k c e n ­ to w a n ia swego org a n iczn e g o z w ią z k u z P o ls k ą , w t y m s a m y m m n ie j w ię c e j czasie, k ie d y c z ło ­ n e k R a d y P o r tu G da ńskie go k w e ­ s tio n o w a ł w y w ie s z e n ie f la g i p o l­

s k ie j w „P a g e d z ie “ K a s z u b i p r z y ­ b y li do N a czeln eg o W o d z a M a r ­ s z a łk a E. Ś m ig łe g o -R y d z a — z d a ra m i. N a co s ta ć ic h b y ło ■— d a li. A p ro s to i w p r o s t do serca m ó w ili — tą s w o ją k a s z u b s k ą g a d k ą . N a w e t z a ta ń c z y li.

T o te ż w z ru s z y ła M a rs z a łk a ta serdeczna, pe łn a p r o s to ty i serca w iz y ta kaszu bska . P o d z ię k o w a ł im — serdecznie.

„ D zięk u ję w am — m ó w ił — za serca was'ze, d ziękuję za zalicze­

nie m nie w poczet w aszych współ­

obywateli.

T y m głębiej i serdeczniej od­

czuw am ten a k t, że zdaję sobie dokładnie sprawę z pewnych spe­

cjalnych momentów, specjalnych okoliczności, k tó re się w ią żą z w am i, ja k o Kaszubam i.

Kiedyście w ró cili na wieczne trw a n ie i nierozerw alne w spółży­

cie do M a c ie rz y Polskiej, od tego czasu, w y, K aszubi i wasz k r a j wzbogaciliście Polskę w p rzekro ­ ju m a te ria ln y m i w p rzek ro ju du­

chowym o jedną w ie lk ą w artość, a m ianow icie o element' m orski.

T oteż cała P olska otacza was serdecznie sw ą m yślą i specjalną troskliw ością, zdaje sobie bowiem sprawę, ja k w ie lk ą rolę w naszym ustroju państw ow ym odegrać mo­

żecie w y i w asz k ra j.

E lem en t m orski sta je się coraz częściej hasłem dnia p rac y w e­

w nętrzn ej Polski, celem w ysiłków mnogich rzesz społeczeństwa pol­

skiego.

D latego też jestem głęboko przekonany, że życząc w a m ja k najlepszego rozw oju, ja k n a jw ię k ­ szego wzbogacenia w aszych w alo ­ rów, w ypow iadam to, co jes t m y ­ ślą i co jes t uczuciem serdecznym całej Polski.

Jeqzcze ra z za przybycie tu do m nie w ta k m iłe j o k a z ji i 1'ak licznym grctnie serdecznie w szystkim d ziękuję“ .

W iz y ta K a s z u b ó w w W a rs z a ­ w ie — u N a czeln eg o W odza, -—

to d a ls z y w y r a z pow szechnego p rz y w ią z a n ia lu d u n a d m o rs k ie g o do a rm ii.

*

M a ry n a rz e c z y ta ją . W o s ta tn im czasie, n a ro d y o du żej flo c ie h a n ­ d lo w e j c o ra z b a rd z ie j z w ra c a ją u- w a g ę na s tro n ę k u ltu ra ln o -o ś w ia -

w s z a k ba rdzo dużo. N ie m n ie j obu- to w ą m a ry n a rz y . I s tn ie ją s p e c ja l­

ne o rg a n iz a c je , k tó re p r z y c z y n ­ n y m w s p ó łu d z ia le a rm a to ró w , z a jm u ją się d o s ta rc z a n ie m m a r y ­ n a rz o m k s ią ż e k do c z y ta n ia .

W A n g lii is tn ie je R a d a E d u k a ­ c y jn a ż e g la rz y , k t ó r a p ro w a d z i teg o ro d z a ju a k c ję w ś ró d m a r y ­ n a rz y . N a je d n y m z o s ta tn ic h ze­

b ra ń R a d y b y ł n a w e t ks. K e n tu , co n a le ż y k o m e n to w a ć o docenia­

n iu i p o d k re ś la n iu t e j o rg a n iz a c ji prze z n a jw y ż s z e a u to ry te ty .

W y n ik ie m d z ia ła ln o ś c i R a d y E d u k a c y jn e j Ż e g la rz y je s t zaopa­

trz e n ie 554 s ta tk ó w a n g ie ls k ic h , n a le żą cych do 4 to w a r z y s tw że­

g lu g o w y c h , w b ib lio te k i d la m a ­ ry n a rz y .

Podobno, a n a w e t b a rd z ie j in ­ te n s y w n a a k c ja p ro w a d z o n a je s t w N iem czech , gd zie w iększość s ta tk ó w h a n d lo w y c h p o sia da b i­

b lio te k i d la s w o ic h załóg. N ie z a ­ le żnie od teg o N ie m ie c k i F r o n t R o b o tn ic z y p ro w a d z i n a s ta tk a c h k u r s y d o k s z ta łc a ją c e .

N ie tru d n o do m y ś la ć się, ja k i ro d z a j e d u k a c ji o tr z y m u ją m a r y ­ narze n ie m ie c c y , n ie m niej, je s t tc o b ja w , z m ie rz a ją c y do u t r w a ­ la n ia ś w ia d o m o ś c i społecznej i o- b y w a te is k ie j w m a ry n a rz u .

W p o ls k ie j m a ry n a rc e h a n d lo ­ w e j je s t jeszcze w ie le s ta tk ó w , gd zie nie m a n a jm n ie js z e j b ib lio ­ te c z k i.

D o ty c h c z a s n a jin te n s y w n ie j a k ­ c ja ta p ro w a d z o n a je s t n a s t a t ­ k a c h L i n ii ż e g lu g o w y c h G d y n ia — A m e ry k a .

M a ry n a rz e lu b ią c z y ta ć , g d y m a ją w o ln ą c h w ilę . K u p u ją p rz e ­ to k s ią ż k i za w ła s n e pieniądze.

M oże to d o b ry e k s p e ry m e n t -—

w y c h o w a w c z y z u w a g i n a k u lt u ­ rę c z y te ln ic z ą w Polsce, le cz na - pew no z ły ry s w y c h o w a w c z y z u w a g i n a tro s k ę o m a ry n a rz a - o b y w a te la . A w ła ś c iw ie to ta k n ie tru d n o je s t z o rg a n iz o w a ć b i­

b lio te c z k i d la m a ry n a rz y . W ię k s z a b y ła b y k o rz y ś ć i po­

ż y te k , n iż z s z u m n o m o rs k ic h a k a ­ de m ii.

*

S ta te k bunkrow y w Gdyni. F i r ­ m a „ P o ls k a ro b “ , P o ls k o -S k a n d y - n a w s k ie T o w a rz y s tw o T ra n s p o r­

tow e w G d y n i, b u d u je obecnie w H o la n d ii, n a s to c z n i N . V . W e r f G usto, S chiedam , s p e c ja ln y s ta ­ te k b u n k ro w y . S ta te k ten , o p o ­ je m n o ś c i 1000 to n , p o sia d a ta ś m o ­ w e u rzą d ze n ie do b u n k ro w a n ia s ta tk ó w , w y d a jn o ś ć k tó re g o o b li­

czona je s t n a 300 to n b u n k r u na godzinę. S p e c ja ln ie s k o n s tru o w a ­ n y d ź w ig , p o z w a la n a b u n k ro w a ­ n ie z a ró w n o d u ż y c h tr a n s a tla n ty ­ k ó w , ja k i m a ły c h s ta tk ó w z n a j­

b a rd z ie j n ie w y g o d n y m i lu k a m i b u n k ro w y m i.

(Sz.)

(3)

CENA 60 GROSZY

SZKWAŁ

N r 12 G R U D Z IE Ń 1937

Sedna sptcawy macskief ~ ta cztomek

P o d s u m u je m y d y s k u s ję , k t ó r a p rze z r o k c a ły n ie u s ta n n ie to c z y ła Się n a ła m a c h „ S z k w a łu “ n a te m a t w y c h o w a n ia „c z ło w ie k a m o rs k ie g o “ . D y s k u ­ s ja z a to c z y ła s z e ro k ie k o ło : z a b ie ra li g ło s w te j s p ra w ie ci, k tó r z y 1 w y c h o w u ją , p is a li ta k ż e w y c h o ­ w a n k o w ie n a s z y c h s z k ó ł h a n d lo w y c h , k t ó r z y z t r u - diem z n a jd u ją s ta n o w is k a n a o d c in k u m o rs k im , ja k też w re s z c ie ci, k tó r z y d a re m n ie p o s z u k u ją odpo­

w ie d n io w y s z k o lo n y c h p ra c o w n ik ó w . P lo n z o s ta ł ze­

b ra n y o b fic ie , a szczególna w a rto ś ć p rz e p ro w a d z o n e j w y m ia n y z d a ń po le ga n a ty m , że z w y ją t k ie m t y l ­ k o je d n e j k w e s tii i to n a t u r y ra c z e j te o re ty c z n e j.

M a m ma m y ś li tezę p r o f. H ilo h e n a , że re a liz a c ja zad ań n a o d c in k u m o r s k im w y m a g a po prze dnieg o u re g u lo w a n ia p o d s ta w o w y c h w a r u n k ó w g o s p o d a r­

c z y c h w k r a ju , a w szczeg ólności z n o rm a liz o w a n ia p o ję ć re n to w n o ś c i k a p ita łu p ry w a tn e g o . R o zw a ża ­ n ia n a te n te m a t w y c h o d z ą je d n a k d a le k o po za w ła ­ ś ciw e g ra n ic e na sze j dyskusji-.- Z o s ta ła u s ta lo n a z u ­ pe łn ie z g o d n a o p in ia co do n a jis to tn ie js z y c h s p ra w naszego p rz y g o to w a n ia do p ra c y n a o d c in k u g o ­ spo da rczo - m o rs k im .

P ie rw s z ą w a ż n ą zdo byczą na szej d y s k u s ji je s t szerząca się o p in ia co do p o w ie rz c h o w n o ś c i z a in ­ te re s o w a n ia s p ra w ą m o rs k ą w P olsce: b r a k g łę b ­ szego n a o g ó ł p o d e jś c ia je s t n a jc z ę ś c ie j z a stę p o w a ­ n y g ło ś n y m i h a s ła m i, h a ła ś liw ą fra z e o lo g ią , z k t ó ­ re j, p r z y b liż s z y m p o de jściu , w ie je po p ro s tu p u s tk a n ie z ro z u m ie n ia is t o t y s p ra w y m o rs k ie j, n a s z y c h z a ­ d a ń i n a s z y c h m o ż liw o ś c i.

D r u g ą n ie z m ie rn ie w a ż n ą na szą zdo byczą je s t s tw ie rd z e n ie d o b itn e i ścisłe z ró ż n y c h s tro n , że s p ra w m o rs k ic h i t a k sam o w y c h o w a n ia i p rz y s p o ­ so b ie n ia m o rs k ie g o n ie m ożn a i n ie n a le ż y t r a k t o ­ w a ć iz o lo w a n ie od c ałości s p ra w go spodarczych.

N a u k a i p r a k ty k a h a n d lu m o rs k ie g o n ie da się w y ­ iz o lo w a ć w c a ło ś c i z n a u k i i p r a k t y k i o g ó ln e j w y ­ m ia n y h a n d lo w e j, n a u k a i p r a k ty k a tr a n s p o r tu m o r ­ skie go n ie da dzą się d ź w ig n ą ć same, bez u w z g lę d ­ n ie n ia całeg o s p lo tu s to s u n k ó w g o s p o d a rc z y c h i w y ­ ch o w a w czych , w k tó r y c h tk w ią . O d d a jm y h o łd na ty m m ie js c u p a m ię c i G en erała O rlio z -D re s /.e ra , k t ó ­ r y s ta le h o łd o w a ł t e j id e i i m ia ł w ie lk ą a m b ic ję , żeby a rm ię L i g i M o r s k ie j i K o lo n ia ln e j w y c h o w a ć ja k o a w a n g a rd ę b o jo w n ik ó w o p o stęp go spo da rczy P o ls k i, k tó re g o w id o c z n y m s ym bo le m , b a ro m e tre m i s k a lą je s t w ła ś n ie to , co się d zie je n a o d c in k u m o rs k im na szej rz e c z y w is to ś c i. J e ste m p e w ie n, że p rz e b ie g d y s k u s ji na szej dopom oże s p a d ko b ie rco m id e i G u s ta w a O rlic z -D re s z e ra — w y k o n a ć te n Jego n ie n a p is a n y te s ta m e n t.

T rz e c im ró w n ie ż d o n io s ły m i ró w n ie n ie w ą tp li­

w y m sukce sem ( ja k k o lw ie k b a rd z o s m u tn y m ) b y ­ ło s tw ie rd z e n ie , że n a o d c in k u w y c h o w a n ia h a n d lo ­ w ego na szej m ło d z ie ż y je s t b a rd z o źle. S zczególnie g ło s y s a m e j m ło d z ie ż y w s k a z u ją , ja k fa ta ln ie je s t ona p rz y g o to w a n a do o c z e k u ją c y c h ją o d p o w ie d z ia l­

n y c h zadań w p rz e d s ię b io rs tw a c h tra m p in g o w y c h ,

ż e g lu g o w y c h , a n a w e t i h a n d lo w y c h n a o d c in k u z a g ra n ic z n y m , ś w ia d e c tw e m ja k ż e w y m o w n y m b r a ­ k u s ił i m y ś li w t e j d z ie d z in ie cz y ż n ie je s t to , że n ie m a m y w c a le a n i p rz e d s ta w ic ie ls tw w ła s n y c h , a n i po p ro s tu p ra c o w n ik ó w - P o la k ó w w fir m a c h p o rto w y c h poza G d y n ią i G d a ń skie m ?

Z te g o w s z y s tk ie g o n a le ż y w y c ią g n ą ć n a le ż y te w n io s k i. T rz e b a s p ra w ę p rz y g o to w a n ia k a d r m o r­

s k ic h uznać za je d n o z p ie rw s z y c h i p iln y c h zadań.

W z ią ć tę s p ra w ę „ n a w a r s z ta t“ L i g i M o r s k ie j i K o ­ lo n ia ln e j — o to c z y ć szczególną op ie ką, z w ró c ić u- w a g ę o d p o w ie d z ia ln y c h c z y n n ik ó w , z a n ie p o k o ić i o s trz e c o p in ię p u b lic z n ą , n ie dać s p o k o ju szko ło m , se n a to m i p ro fe s o ro m , po b u d zić w re s z c ie sam ą m ło ­ dzież do s a m o k s z ta łc e n ia i p r a c y n a d sobą. M a n ie w ą tp liw ą słuszność p ro fe s o r H ilc h e n , że n ie da się t e j s p r a w y ro z s trz y g n ą ć od rębnie d la s p ra w m o r ­ s k ic h , bo w te j sa m e j p o z y c ji z n a jd u je się całe n a ­ sze w y c h o w a n ie h a n d lo w e i p ra k ty c z n e — pod z n a ­ k ie m c h o ro b liw e g o p rz e ro s tu t e o r ii i s c h o la s ty k i nad p r a k ty k ą .

C h cem y w ie rz y ć , że w ła ś n ie p r o f. H ilc h e n , z w ią ­ z a n y ty lo m a w ę z ła m i i z p r a k t y k ą m o rs k ą , zechce u tr z y m a ć i p o g łę b ić sw o je k o n t a k t y z ż y c ie m p o r ­ to w y m i o d p o w ie d n io o d d z ia ły w a ć też n a s w o ic h k o le g ó w ; w te n sposób p r z y c z y n i się do n a p ra w y s to s u n k ó w n a je d n y m w a ż n y m o d c in k u s z k o ln ic ­ tw a , k tó r e je s t d o p ra w d y cho re p rz e z b r a k p o w ią ­ z a n ia z p o trz e b a m i ż y c ia , że n ie o p ie ra m się w t y m sądzie je d y n ie n a s u b ie k ty w n y c h i n ie p o g łę b io n y c h w ra ż e n ia c h i n ie k ie r u ję się s a m y m s e n ty m e n te m , n ie c h będzie ś w ia d e c tw e m ta k ie ze s ta w ie n ie , o p ra ­ cow ane w In s ty tu c ie B a łty c k im p rz e z A . M a k a rs k ie - go, n a p o d s ta w ie a n a liz y p ro g ra m ó w trz e c h sz k ó ł h a n d lo w y c h ; w a rs z a w s k ie j, a n tw e r p ijs k ie j i w M o n ­ tre a lu . D a je ono o b ra z tego, ile g o d z in ty g o d n io w o po św ię ca .się p rz e d m io to m te o re ty c z n y m , a ile p r a k ­ ty c z n y m o ra z ję z y k o m o b cym i ćw icze n io m .

P r z e d m io t y

rok 1 rok II r o k

w A M W A M W A M

1. T e o r e t y c z n e i o g ó l n o k s z t a ł c ą ­

c e ... 1 0 8 6 13 9 5 8 1 0 9

II . T e c h n ic z n o -

h a n d l o w e . . . 14 14 14 7 13

J 8 4 1 0 1 5

III . J ę z y k i o b c e

i ć w i c z e n i a . . 5 11 7 8 10 J C 12 6 4

(4)

W p ie rw s z e j ru b ry c e d la p ie rw sze g o ro k u podane d o ty c z ą : W a rs z a w y , w d r u g ie j — A n tw e r p ii, tr z e ­ c ie j — M o n tre a lu .

J a k w id z im y z teg o z e s ta w ie n ia , p ro g r a m y ró ż ­ n ią się b ieg uno w o (z u p e łn ie ta k , ja k lite r a M od W !) w z a s a d n ic z y m u ję c iu p ro g ra m ó w szkół, z n a n y c h ja k o n a jle p s z e k u ź n ie do p rz y g o to w a n ia p ra c o w n i­

k ó w do w a rs z ta tó w m o rs k ic h .

J e d n a k s z k o ły i p ro g r a m y z m ie n ia ją się t y lk o z lu d ź m i i ra d y k a ln e z a ła tw ie n ie te j s p ra w y w r a ­ m ach s z k o ły — o ile chcem y u n ik n ą ć s z k o d liw y c h w s trz ą s ó w — w y m a g a p a ru g e n e ra c ji; n a s tą p i do­

p ie ro w te d y , g d y obecna m ło d z ie ż „d o ro ś n ie “ i r a ­ zem z n o w y m i to g a m i w p ro w a d z i n o w y d u ch : duch z m y s łu p ra k ty c z n e g o i k o n ta k tó w z życie m . D o te - g'o czasu n a le ż y szuka ć ro z w ią z a n ia poza s z k o łą — w z a p ro je k to w a n y m przeze m n ie „p rz y s p o s o b ie n iu m o rs k im ", n a tu r a ln ie p r z y n a jż y w s z y m ud zia le szkoły.

P ro p o n u je m y , żeby w k ilk u n a jw a ż n ie js z y c h o ś ro d k a c h h a n d lo w y c h , a w ię c n a jp ie r w w W a rs z a ­ w ie, L w o w ie i G d y n i, z o s ta ły u tw o rz o n e p r z y I z ­ bach P rz e m y s ło w o - H a n d lo w y c h ob ok p r o je k to w a ­ n y c h R e jo n o w y c h K o m ite tó w p r a k ty k W a k a c y jn y c h , c z y te ż w ra m a c h ty c h k o m ite tó w osobne „ K o m is je P rz y s p o s o b ie n ia M o rs k ie g o “ , złożone z p rz e d s ta w i­

c ie li danego o k rę g u L i g i M o rs k ie j, p ro fe s o ró w , d z ia ­ ła ją c y c h w d a n y m o ś ro d k u W y ż s z y c h S z k ó ł H a n d lo ­ w y c h i L ic e ó w H a n d lo w y c h , o ra z d e le g a tó w S am o­

rz ą d u G ospodarczego. K o m is je te o p ie ra ją c się n a w z o ro w y m p ro g ra m ie „d o k s z ta łc a ją c y c h k u rs ó w m o rs k ic h “ , o p ra c o w a n y c h w L id z e M o r s k ie j i K o lo ­ n ia ln e j, w p o ro z u m ie n iu ze Z w ią z k ie m Iz b P rz e m y ­ sło w o - H a n d lo w y c h i D e p a rta m e n te m S z k ó ł Z a w o ­ d o w y c h M in is te r s tw a O ś w ia ty — d b a ły b y o to , że­

b y ra z do r o k u u ru c h o m ić s y s te m a ty c z n e w y k ła d y lu b k u r s y d la w yższego i śred niego s to p n ia s z k o l­

n ic tw a ha nd low eg o.

S tate k w doku p ływ a ją cy m

Ż y w a

„Szkwał“ decyzją władz L ig i Morskiej i Kolonialnej przestaje wychodzić.

Wschodom i zachodom wszelkich spraw towarzyszy zawsze jakieś serdeczne słowo, myśl która albo przenika przyszłość, albo wraca ku przeszłości.

Tym razem należy zrobić nawrót ku prze­

szłości, by znaleźć w niej to wszystko, co złoży się na istotny charakter działalności pisma, skreślanego w chwili obecnej z reje­

stru morskich zdarzeń.

Bo nawskroś morska atmosfera pragnień

S am p ro g ra m , sądzę, dosyć ła tw o d a łb y się u s ta ­ lić , ja k k o lw ie k n ie uwiażam, żeby b y ło b a rd z o p o ­ m ocne dotychczasow e dośw iadczenie L i g i M o rs k ie j i K o lo n ia ln e j z u k ła d a n ie m p ro g ra m u k u rs ó w d la in s tr u k to r ó w 1 d z ia ła c z y społecznych. Przede w s z y s t­

k im o b a w ia łb y m się p o w ie rz e n ia w y k ła d ó w „ p o ­ w sze chn ym zna w co m zag ad nie ń m o rs k ic h ", p rz e ­ w a ż n ie a m a to ro m i e n c y k lo p e d y s to m ; ra c z e j z a u fa ł­

b y m z a w o d o w y m w y k ła d o w c o m g e o g r a fii i n a u k h a n d lo w y c h , je ż e li ch o d z i o część te o re ty c z n ą . P oza ty m a p e lo w a łb y m do k ie ro w n ik ó w f ir m h a n d lo w y c h i p rz e m y s ło w y c h , m a ją c y c h ja k ą k o lw ie k styczno ść z im p o rte m , e k s p o rte m lu b tra n s p o rte m to w a ró w — c i u m ie lib y dać p ra k ty c z n e w s k a z ó w k i, k a ż d y w d zied zinie n a jle p ie j p rz e z siebie zna ne j. T a k ie w s p ó ł­

d z ia ła n ie p r a k ty k ó w z n a u c z y c ie ls tw e m , a je d n y c h i d ru g ic h z L ig ą M o rs k ą i K o lo n ia ln ą — uw aża m za rzecz w iie lk ie j w a g i.

P o w s ta n ie od ra z u kw estia, k o sztó w . T rz e b a l i ­ czyć, że k u r s d la p o z io m u lic e a ln e g o o b e jm o w a łb y ja k ie ś 24— 30 godzin, a k u rs d la s łu c h a c z y W y ż ­ szych S z k ó ł H a n d lo w y c h łą c z n ie m oże z k a n d y d a ­ ta m i d la n a u c z y c ie li do lic e ó w h a n d lo w y c h m ó g łb y m ie ć n a w e t 60 go dzin, na, p o c z ą te k n a le ż a ło b y u r u ­ c h o m ić 3 k u r s y o po zio m ie lic e a ln y m i 2 k u r s y o p o ­ z io m ie a k a d e m ic k im . P o c ią g n ę ło b y to w sum ie w y ­ d a te k o k o ło 10 ty s ię c y z ło ty c h , sądzę, że L ig a M o r ­ s k a i K o lo n ia ln a ła tw o z n a la z ła b y n a to> ś ro d k i, do­

c e n ia ją c , że p rze z ta k ie p o c ią g n ię c ie r o k roczn ie p rz y b y w a ło b y po k ilk a d z ie s ią t osób le p ie j z o rie n ­ to w a n y c h w z a g a d n ie n ia c h h a n d lu m o rs k ie g o . B a r ­ dzo is to tn e p r a y t y m je s t jednoczesne w c ią g n ię c ie k ilk u d z ie s ię c iu w y k ła d o w c ó w i s p e c ja lis tó w do s ta ­ łe g o w s p ó łd z ia ła n ia w w y c h o w a n iu „c z ło w ie k a m o r­

s k ie g o “ w Polsce — n ie m ó w ię ju ż o w yso ce o ż y w ­ czy m p rą d zie , k t ó r y się w y tw o r z y p rz e z c a łą tę im p re z ę w o ś ro d k a c h o rg a n iz a c y jn y c h s a m e j L ig i M o rs k ie j i K o lo n ia ln e j:

O ile b y o g ó ln a ilo ś ć s łu ch a czy n a ta k ic h k u r ­ sach w y n o s iła k a ż d o ra z o w o o k o ło 100 n a 3 k u rs a c h o po zio m ie lic e a ln y m i o k o ło 30 n a 2 k u rs a c h n a po zio m ie a k a d e m ic k im — n a le ż a ło b y p rz e w id z ie ć z 20 p r a k t y k d la niższego p o z io m u i z 10 d la w y ż s z e ­ g o o ra z p rz y z n a ć o d p o w ie d n ie s ty p e n d ia n a o kre s 2— 3 m ie s ię c z n y ; na le ża ło b y te ż u d z ie lić k ilk a w y ­ ją tk o w y c h s ty p e n d ió w n a w y ja z d za g ra n ic ę , n a o- k re s y dłuższe, 6— 12 m ie sięcy. S p o w o d o w a ło b y to jeszcze d o d a tk o w y w y d a te k . Sądzę je d n a k , że w c a ­ ło ś c i „p rz y s p o s o b ie n ie m o rs k ie “ d a ło b y się z r e a li­

zow ać z budżetem 30 ty s ię c y z ło ty c h rocznie.

W p rz y s z ło ś c i z re s z tą część ty c h c ię ż a ró w p rz e ­ ję ło b y n ie w ą tp liw ie ży c ie gospodarcze. A le w y d a ­ te k te n b y łb y — n a s z y m 'zdaniem — je d n ą z n a j­

tę p ie j z a sto so w a n ych in w e s ty c y j L i g i M o rs k ie j i K o ­ lo n ia ln e j.

D r Józef Borow ik

m y ś i

towarzyszyła zarówno narodzinom, jak i pięcioletniemu okresowi żywota „Szkwału“ .

„Szkwał“ powstał, jako pismo Akademic­

kiego Związku Morskiego. Niejednokrotnie na łamach „Szkwału“ pisałem o tej organi­

zacji, o je j zmaganiach i pragnieniach.

Organizacja ta bowiem postawiła sobie za

cel akcję wychowawczą wśród młodzieży a-

kademickiej, prowadzoną z jednej strony za-

pomocą atrakcyjności sportu żeglarskiego,

z drugiej zaś przez umiejętne skierowywanie

zainteresowań młodzieży w kierunku wiel­

(5)

N r 12/1937

3

kich możliwości, jakie otwierają się przed inicjatywą i przedsiębiorczością młodych — na morskim odcinku polskiego życia.

Pośrednio obok tych bardzo istotnych za­

gadnień wychowawczych, wyłonił się jeszcze jeden sens tego rodzaju ideologji — pierw­

sza próba konsolidacji młodzieży, oderwa­

nie je j od nastroju politykowania i konspi­

racji.

Niestety na spotkanie tej zdrowej i o wiel­

kich horyzontach myśli — nie wyszły wła­

dze oświatowe.

Na żywej,, drgającej nerwem niepokoju sprawie legł szablon. Jeszcze w urzędowych biurkach leży nifezałatwiona sprawa legali­

zacji AZM‘u — mimo, iż upłynęło prawie sie­

dem lat od chwili założenia Akademickiego Związku Morskiego.

A szkoda. Bo niewątpliwie właściwa tro ­ ska o rozwój tej idei w środowisku akade­

mickim, wydać by mogła większe rezultaty niż wszelkie sztuczne tw ory organizacyjne.

„Szkwał“ był zwierciadłem pragnień i po­

rywów tej myśli wychowawczej, nasiąkał go­

rącem niepokoju, skłębiającego się w mło­

dych sercach — w trosce o zakreślanie przed młodzieżą tej rozległości wielkiej, którą nie­

sie w sobie rytm morza i jego pracy; wzra­

stał w promieniach zapału.

Nic dziwnego przeto, że pismo to uderzy­

ło we właściwy, mocny ton. „Przedtem była cisza, aż przyszedł „Szkwał“ — i wniósł w nasze życie ożywienie...“ — jak to na pew­

nym zebraniu w owych czasach wyraził się jeden z członków Oficerskiego Jacht Klubu.

Przeróżne trudności, jakie wyłaniać się po­

częły przed pismem, a jednocześnie troska 0 zyskanie bardziej rozległego zasięgu, szer­

szych przestrzeni — skłoniła jego kierowni­

ków do znalezienia oparcia w Lidze Morskiej 1 Kolonialnej.

Projekt ten został zrealizowany, z tą je­

dynie różnicą, że kryterium kolportażu pisma w rzeczywistości wypływało nie z istoty za­

sięgu ideowego, lecz z rodzaju członkowstwa.

Toteż „Szkwał“ otrzymywali bezpłatnie członkowie popierający LMK, płacący po 50 g r miesięcznie, bez względu na ich wiek, środowisko i rodzaj zainteresowań.

Pierwotne intencje realizatorów tego pla­

nu poczęły się gmatwać w sieci spraw orga­

nizacyjnych.

W rezultacie tych różnych organizacyj­

nych właściwości i potrzeb następuje obecna likwidacja pisma.

Leżą przede mną poszczególne numery pi­

sma, te pierwsze, te późniejsze i te ostatnie.

Ogarniam pamięcią cały okres wydawni­

czy _i dla sprawozdawczej ścisłości muszę tu wymienić najbardziej charakterystycz­

ne pozycje dorobku „Szkwału“ .

Obok utrzymywania poziomu sprawy wy­

chowania morskiego wśród młodego pokole­

nia, obok naświetlania aktualnych zdarzeń pracy portu i statków, „Szkwał“ — prowa­

dził jeszcze pewne stałe działy, jak: „Morze w literaturze polskiej“ i „Sztuka żeglarska“ .

„Sztuka żeglarska“ , redagowana przez Ol­

gierda Jabłońskiego z Gdańska, zamyka się wraz z pismem, natomiast „Morze w litera­

turze pięknej“ , redagowane od początku ist­

nienia pisma przez Zbigniewa Jasińskiego, znikło już od kilku miesięcy z łamów

„Szkwału“ . Dział ten został przeniesiony do

„Morza“ . Stanowi on w tym ogólnym dorob­

ku jedną z najbardziej cennych pozycyj.

Znajomość twórczości marynistycznej w Polsce zamykała się bowiem w granicach niezmiernie skromnych. Społeczeństwo znało zaledwie kilka nazwisk.

„Morze w literaturze pięknej!“ odsłoniło całą rzeczywistość naszej twórczości mary­

nistycznej1 , naświetlało stale w sposób obiek­

tywny i rzeczowo każdy nowy przejaw tego życia, każdy nowy rys.

Najważniejsze, że dział ten skupił wokół siebie większość piór marynistycznych, przy­

ciągnął szereg nowych indywidualności pi­

sarskich.

Z trojga laureatów nagrody marynistycz­

nej Tow. L it. i Dziennikarzy Polskich im. Je­

rzego Szareckiego, — Wanda Karczewska i Fryderyk Kulleschitz rozpoczęli publiko­

wać swe pierwsze utwory marynistyczne wła­

śnie w „Szkwale“ . Pierwszy laureat tej na­

grody, Janusz Stępowski, był również stałym współpracownikiem pisma.

Gdyby ktoś chciał szukać bardziej sprecy­

zowanej oceny wpływu — działu „Morze w l i ­ teraturze pięknej“ na znajomość twórczości marynistycznej w Polsce, niech śledzi w chwili obecnej uważnie wszelkie przejawy tego zainteresowania w prasie krajowej. Ja­

kiekolwiek będzie to zainteresowanie, w mniejszym lub większym stopniu, jest niewątpliwą zasługą działu litera tury mary­

nistycznej, prowadzonego stale i regularnie poraź pierwszy na łamach pisma polskiego.

Jest jeszcze jedna sprawa, o której tru d ­ no zamilczeć w chwili zamykania „Szkwa­

łu“ —to ostatnia dyskusja na temat „przy­

sposobienia morskiego“ , wypływająca jednak z najbardziej istotnych zainteresowań pi­

sma — wychowania morskiego młodzieży.

Dyskusja ta, rozpoczęta artykułem niżej podpisanego p. t. „Złoty róg“ , kończy się właśnie w tym numerze. Kończy ją dyr. Jó­

zef Borowik w artykule „Sedno sprawy mor­

skiej — to człowiek“ .

O zbyt rozległy zakres spraw potrąciła dy­

skusja, by móc w tym miejscu skreślić jej charakterystyczny kształt. Zainteresowanych odsyłam do rocznika „Szkwału“ za rok 1937.

Jeśli wspominam tę sprawę — to z myślą

(6)

jedynie o przyczynach, które tę dyskusję spowodowały. A przyczyny te tkw ią silnie we współczesnym życiu młodzieży. Wyczuć je można z dysproporcji, istniejącej! między zainteresowaniami młodzieży, a istotnymi potrzebami i możliwościami, zestawić je ła­

two z tablic statystycznych, z których jasno wynika, że ilość młodych absolwentów pra­

wa jest niewspółmiernie wielka w stosunku do ilości kończących szkoły handlowe, że wreszcie wśród studiów i przygotowań han­

dlowych nie ma prawie miejsca dla właści­

wego przygotowania młodzieży do spraw ekspansji zamorskiej i transportu mor­

skiego.

Wracam do tego problemu właśnie w chwili zamykania pisma—rozmyślnie, przejęty oba­

wą, by sprawa nie zamarła w nastrojach kon- ferencyj urzędowych, ku uwadze i trosce or- ganizacyj i instytucyj, mających w swym działaniu sprawy przygotowania młodzieży do życia lub całokształt spraw handlowych i przemysłowych.

I jeszcze jedno. Pragnę na tym miejscu podziękować wszystkim kolegom i najbliż­

szym współpracownikom za ich pozytywny wysiłek, ja k i złożyli sprawie. Jednocześnie pożegnać się z nimi. Długi korowód nazwisk zamyka pięcioletni okres pracy „Szkwału“ , chciałbym jednak zwrócić się do tych przede wszystkim, którzy pełni zapału i w iary od zarania aż do ostatka wiernie trw ali na po­

sterunku.

W pierwszym rzędzie Zbigniewowi Jasiń­

skiemu za realizację i stałą troskę o dział

„Morze w literaturze pięknej“ , Olgierdowi Jabłońskiemu za nieustanną pieczę o „Sztu­

kę żeglarską“ , dalej Wandzie Karczewskiej, Fryderykowi Kulleschitzowi, członkom pier­

wszego zespołu redakcyjnego, Januszowi Stępowskiemu oraz pracującemu bez rozgło­

su, skromnie, lecz z wielkim entuzjazmem dla sprawy — Giedyminowi Jabłońskiemu.

Poza kołem najbliższych współpracowni­

ków istnieje jeszcze duża rzesza tych, któ­

rych z pismem łączył serdeczny stosunek, którzy przez stały kontakt z nami, stwarzali wokół nas atmosferę wiary, pogłębiając jed­

nocześnie świadomość spełnianej przez nas roli.

O tych myślimy również w te j chwili z u- czuciem wielkiej serdeczności i wdzięczności.

Tyle — fa k ty i nazwiska, które nierozer­

walnie związały się z pięcioletnim istnieniem i działaniem naszego pisma. I tyle o przeszło­

ści, a jednocześnie pierwszym etapie wiel­

kiej sprawy serc młodych, które paliły się myślą porwania i poprowadzenia podobnych sobie poprzez gorzki trud poznawania mo­

rza, przez ciche ślęczenie nad tajemnicą frachtów i czarterów, przez otw arty gdyń­

ski horyzont, ku nowemu życiu.

Etap to tylko, okres odmierzony przez oko­

liczności, krótka przerwa między uderzeniem pulsu.

Myśli jeśli jest żywa, potężniejąca, jeśli z bujnej gleby uczuć i pragnień wyrasta, — porzucić nie można. Zbyt silnie przenika każ­

dą formę życia, nawet najbardziej obcego je j właściwościom. Promieniuje i niepokoi.

Dlatego mówiąc o idei wychowywania morskiego młodych, złączonej dotąd ściśle z działalnością wydawniczą „Szkwału“ — nie można mówić o porzuconej i zagubionej myśli.

Żyje ona w te j chwili może znacznie inten­

sywniej, niż kiedykolwiek przed tym. Mówią o niej coraz ważniejsze fakty, notowane z życia akademickiego, życia młodzieży w ogóle.

Niedawno rozmawiałem ze studentami Sżkoły Głównej Handlowej w Warszawie, członkami zrzeszenia, powstałego dla handlu rybami.

Każdy z członków tego akademickiego zrzeszenia kupieckiego wniósł 20 złotych ka­

pitału. Razem to już jest dość dużo, jak na początek.

Studenci nawiązali kontakt z Towarzyst­

wem Połowów Dalekomorskich „Mewa“ , otrzymywane stamtąd ryby sami na wóz­

kach dostarczają do sklepów warszawskich.

Spotyka się ich z rana na ulicach Warsza­

wy, ja k pchają małe wózki, rozwożąc swój towar. Zdobywając doskonałą, bo od pod­

staw pojętą praktykę handlową, zarabiają jednocześnie na naukę. Nie potrzebują śmi­

gać po piętrach za korepetycjami, ani ze zbolałą miną narzekać na świat cały, że tak trudno w tych czasach o posadę.

Przykłady podobne, nieliczne wprawdzie, znaleźć można w innych dziedzinach życia, ale nie wiele.

I właśnie ta nierównomierność, jaka istnie­

je między ogromem możliwości, jakim i ce­

chują się wszystkie komórki morskiej pra­

cy, a istniejącymi, nielicznymi faktami, mie­

rzy potęgę te j myśli o morskim wychowaniu młodych.

Myśl staje się już formą. To nie pięć lat temu, gdy była jeszcze majakiem, marze­

niem noszonym z wielką troską w sercach nielicznych. Teraz już zarysowuje się jej kształt, n ikły jeszcze, chwiejny. Ale myśl sa­

ma żyje. Nie ulega przecież materialnym pra­

wom zagłady niepokoi.

Tak. Myśli, gdy jest żywa, wypływająca z głębin serdecznych, zabić ani porzucić nie można nawet wtedy, gdy niesie ból i gorycz.

A cóż dopiero, gdy sama jest ja k radość, jak jasny, samotny promień w ciemności.

S ta n is ła w Z a d ro ż n y

(7)

JCiedy. taitą złotych mu acchipelaąi

Słucham rytmu, który nie nadchodzi, któ­

ry zgasł, który nadejdzie.

Słucham ciszy zdarzeń małych, małych, małych. (Oczekuję grzmotu mosiężnego spraw wielkich).

Cisza.

(Żeby — przed burzą. Żeby — chmur czar- ność i błyskawic tajemnicze zapowiedzi. Że­

by — cień lęku przed codziennością dni dzi­

siejszych).

Cisza.

Zakleił się horyzont bielmem mgielnym, zamarł chlupot bagiennego morza, zawisł opar stęchły nieruchomą martwotą—ciemno.

Jak usłyszeć rytm , któ ry nadejść musi?...

Jak dojrzeć zbawcze latarń ogniki, ja k prze­

drzeć wyblakłym wzrokiem zasłonę pajęczą, co gęstwą osnuła tonący korab niedoszłych zdobywców ?

Cisza.

Oto — nie złotych run archipelagi, nie ma­

rzeń młodzieńczych zaistnienia, nie kształty, wyciosane czynem. Zaledwie osiągnięcia. Za­

ledwie poczynania. Mgławicowość nijaka.

Tratwa bez żagli, bezwolna biernotą, do snu tępego kołysana lepkim bezwładem.

Zdawało się: zdobyte pierwsze szańce.

Okazało się: brzuchy porosły tłuszczem.

W takim zasiedzeniu niemrawym, zasłu­

chaniu bezmyślnym w żabi puls krw i limfa- tycznej, syropem leniwie cieknącej poprzez żył wzdętych sklerozę, — w takim zapatrze­

niu ślepym

w

rzeczy małe — cóż usłyszy­

cie?... dojrzycie?... dokonacie czego?...

Morze...

Może...

Może przecież skroś błonę, zarastającą młodą istność rzeczy, przeniknie, srebrna igła dźwięku — zrazu bzyk wibrujący koma­

ra, — drżąca, ledwosłyszalna zapowiedź pod­

świadomości, — niepokojem stężona w ton ciągły, rosnący, huczący sygnałem alarmo­

wym aaaaa... ! — SOS...!— SOS...!— SOS... !—

aaaaa...! — który woła, pełni nabieraaaaa...!

— SOS...! — głębi coraz głośniejszej, donio­

ślejszej, mosiężnej, dalekosiężnej — trzepot listowia—trzask konarów, targanych wzma­

gającym się szkwałem — wizg wichru sztor­

mowego — łomot lawiny granitowych gła­

zów — realny ryk Ju tra !

Fale wracają. Fale są falami. Fale, sztor­

mem czynu oszalałe, czynem zmęczone, czy­

nem spokojnieją, słabną, drzemią, letargiem, zamierają.

Fale wracają zawsze. Słyszę fa l powrót, fal niepokój wieczysty, fa l tęsknotę do czynu.

C zy dojrzą? F o t. J. S ie n n ic k i

Rytm zdarzeń nadejść musi.

Jako wczoraj zaledwie — krok w krok — pięść w pięść — serce w serce — z tchem zapartym — z czołem hardym — wzrokiem w dal — zębami iskry krzesać — a twardo naprzód iść!

Klęska?

Nigdy.

Nie klęską jest — w zmaganiu paść za­

szczytnie.

Nie klęską jest utonąć, gdy poprzez war­

stwę zawierającej się nad tobą głębi płyn­

nej — w słońce — skroś toń prześwitujące — niezłomny wpierasz wzrok.

Nie klęską jest być powalonym o ziem, je­

śliś dech wytchnął ostatni — z pieśnią o zwy­

cięstwo.

I nie jest klęską, jeśli — padając — wiesz, że jutrzejszym zrywem porwiesz się mocniej, twardziej, zacieklej,, wspanialej.

Którzyście pokonani przeciwieństwami dnia dzisiejszego, jeśli po męsku stać was na wiarę — słuchajcie ciszy, słuchajcie rytmu, który zgasł, lecz który znów się rodzi, któ­

ry nadejdzie, bo nadejść musi, bo nadchodzi...

Z b ig n ie w J a s iń s k i

(8)

Tłlai&kie. epitafium

K ie d y ś , g d y pierw sze s z k w a ły w y p ły n ę ły na n ie ­ bo zdarzeń, n ie o c z e k iw a n y c n c h m u ra m i, k tó re w p a ­ d ły w żag le s t o ik ó w — m a ja k ó w e g z o ty c z n y c h — any b y ły sreb rne i zielone ja k m orze. D z iś w id a ć , ja k b a rdzo zielone: 1 pe w n ie d la te g o sny te w y d a ­ w a ły się w te d y talk b a rdzo ro z fa lo w a n e m orze m bairwi, choć d r g a ły w te d y t y lk o oistzą n ie w ie d zy, s z to rm e m przeczuć, g w ia z d a m i ś w ia tó w nie od k r y ­ ty c h , u ro k ie m w ła s n y c h po m yśle ń, n ie u ję ty c h w k s z ta łty .

N a S a n ta O rna de T e o e rife — m ó w iło się — m o d lą się p a lm y , ś w ia t p rz e w a la ł się h u ra g a n e m we k r w i k r y t y c h ocze kiw a ń. Od A n t a r k ty d y ąż po A r k t y k ę g n a ły w ś c ie ra n iu się o b rz ę k ły c h chm u r­

ze z w a ła m i oceanów — f r e g a t y m ło d z ie ń c z y c h u- niesień. S z la k i, 'kędy n ie g d y ś sizły k o ro w o d y s t a t ­ k ó w k o rs a rs k ic h , gdzie k r e w i p o t c z a rn y c h n ie ­ w o ln ik ó w m ie s z a ł się z g o r z k im p o s m a k ie m k ro p e l oceanów, sączonych p rze z n i t y w p ó ło b łą k a n e ję k i i m ia ro w y p o d ź w ię k ła ń c u c h ó w — dro g ii d a w n o z a ­ p o m niane — c z e k a ły n a ponow ne zdobycie. N a o d ­ k ry c ie p rze z n o w e s t a t k i o ż a g la c h , g a rn ą c y c h się k u słońcu, o ła d u n k u nied orzeczn ie z a c ie k łe j m ło ­ dości — s ta tk i, pędzone p o ry w e m nagłego, potężne­

go s z k w a łu .

Z d a w a ło się: ręce w y c ią g n ą ć , a u c h w y c i się w palce p y ł b łę k itn y c h m o t y li i po M le c z n e j D ro dze po żeg luje w o zem W ie lk ie j N ie d ź w ie d z ic y .

A z ra z u w y s z liś m y t y lk o n a B a łty k .

B o d a j to , czy n a w e t n a B a łty k ? N a Z a to k ę led­

w ie, prz y b rz e ż e , uczepione lą d u -i lu d z k ic h s p ra w lą d o w ych , ja k k o tw a d n a m o rs k ie g o . S zczenięta z u ­ chw ałe, im a ją c e się lip , ż a g li i ,ru m p la z w y t r w a ­ łością, rz e k łb y ś , lo n d o n o w s k ic h w y g ó w z „ W ilk a m o rs k ie g o “ . L e d w ie to to od m a tc z y n y n c h k ie c e k o- derw ane, a d a rło się n a p o k ła d y ja c h tó w , ja k b y z ie ­ m ia się p o d s to p a m i p a liła . K ilw a t r a m i p a ru s ta ­ te c z k ó w m o ś c ili drogę, k u r s w y ty c z a li pochodom ż a g li, k tó re na dejść m ia ły — a nie n a d c h o d z iły . O czam i z b y t m a ło p rz e w id u ją c y m i ro z g a r n ia li h o ­ ry z o n ty , p rz y c ia s n e n a w iz y jn e z ja w y użaglone, a przecież t a k rea ln e ja k drzew o, żelazo, lin y i p łó t ­ no. W n ie s p o k o jn y c h sercach h o d o w a li n o w y ty p c z ło w ie k a : m ia ł d w u d z ie s to le tn im i ra m io n a m i na k o lu m n a c h m a s z tó w w esprzeć o m o rz e ten k a w a ł g lo b u zie m s k ie g o , k t ó r y le ż y po obu s tro n a c h W is ły .

M łode, nieo pie rzon e k łę b k i id e a łó w m o rs k ic h ! T ru d n o było. P rze cie ż m u s ia ło b y ć tru d n o : w ża­

g le w p a d a ł s z k w a ł, w ic h r, co p o w s ta ł z niczego a c h c ia ł po gnać n a k ra j; ś w ia ta — n a za tra ce n ie , lu b — z w y c ię s tw o . Ł a m a ł op o ry, s z a rp a ł m o rz e — a m o rz e ? J a k to m o rz e : woda. Z abierze n a k a r k u fa li, s k o tłu je , z g m a tw a , z im n y m b ry z g ie m o s tu d z i ro z p a lo n ą g łow ę , w o c z y p ia n ą ch lu śn ie szyderczą.

W o czy, w m łode, g łu p ie oczy... I to je s t rz e c z y ­ w is to ś ć !

A z d a w a ło się ręce w y c ią g n ą ć , a u c h w y c i się w pa lce p y ł b łę k itn y c h m o ty li...

M o rz e je s t g o rz k ie .

I trz e h a b y ło m o c n ie j s ta n ą ć n a n o g a c h — na lądzie. A n o — to s ię te d y z a k o p a ł w p ia s k a c h n a d ­ m o rs k ic h te n c a ły m ło d y n a ry b e k ż e g la rs k i. Z a ­ k o tw ic z y ł się i — k rz e p ł. Choć teg o p ia c h u g r y z ą ­ cego pełne u s ta i oczy b y ły , choć bez n ie p o trz e b n y c h a fr y k a ń s k ic h m a ja k ó w S a h a ra ja w n ie p rz y c h o d z iła n a s k rz y d ła c h zachodniego s a m u m u — ta m w ła ­ śnie — s m a g a n a w ia tre m , c h ło s ta n a s tr u g a m i de­

szczu, b ic z a m i m ia łk ie g o ż w ir u — ta m , n a w y d ­ m ach — ro d z iła się — Idea. K u la w e , k rz y w e , tr z e ­ szczące n a w ie trz e ja k s ta ra ła jb a n a f a l i — b a ­ r a k i z p ro s ty c h , n ie h e b lo w a n y c h desek, n a m io ty p rz y w a la n e z w a ła m i p ia c h u i t a d o o k o ln a n ie u f­

ność, od sep arow an ie — a m im o to , a może i pe w n ie w ła ś n ie d la te g o : s po istość s p ó ln y c h w y s iłk ó w , ja -

Chodziliśmy w dalekie podróże

B u ks zp ryt ry ł w b iałej pianie

Z d ję c ia O. J a b ło ń s k ie g o Pokład m usiał się lśnić

(9)

N r 12/1937 7

k ie g o ś zacięcia się w sobie, p ły n ą c e g o w s plecio­

n e j je d n y m n e rw e m g ro m a d z ie n u rte m ję d rn e j a p ło m ie n n e j m yśli, w ychow aw czej,, choć o d k o lo ro w a - nej, z n ie p o trz e b n y c h ro je ń . T e n n u r t m ia ł i p o w i­

nien, b y ł .rozejść się p o tężną p ie ś n ią W ik in g ó w , c ią ­ g n ą c y c h n a m orze — śród m ło d ych . C h ciało się w y d rz e ć , w y s z a rp a ć rosnące p o k o le n ie z zatrw a nd a lądow ego, p rz e ra s ta ją c e s iły , ale Id e a n ig d y nie je s t za w ie lk a -— to t y lk o w y k o n a n ie je j t r a f ia do n ie ­ w ła ś c iw y c h rą k , n a n ie w ła ś c iw ą glebę m ózgów , k t ó ­ re je j nie ro z u m ie ją , n ie cenią c ią g ło ś c i p o d tr z y m y ­ w a n ia ; ro z b u d o w y w a n ie — ta k ż e k a rle je , w y in a c z a się. M y ś l zdo bycia m ło d y c h d la z d ro w ych , m o rs k ic h p o c z y n a ń — s z tu rm e m -s z to rm e m — b y ła w a lk ą — p ó jś c ie m n a p rz e c iw przesądom , n a w y k o m , ła tw iz n o m we w c ie la n iu p ro g ra m u m o rs k ie g o . W a lk a — to b y ła cecha c h a ra k te ry s ty c z n a , m łodego ż e g la rs tw a . A przecież ka ż d a w a lk a nie w o b ron ie „ s ta tu s quo“ , ale w im ię no w e go p o rz ą d k u rz e c z y — je s t po stę­

pem , ch o ć b y łą c z y ła się z b u n te m . Coś z je j zd o b y ­ c z y zosta je. W w a lc e o Ideę - - s iłą je s t poczucie sw ej w a rto ś c i, nie o g lą d a n ie się na oko ło, lecz zdanie na siebie, p o c z ą tk ie m zaś p rz e g ra n e j je s t pó jście na k o m p ro m is y , na u s tę p s tw a , n a z w y c ię s tw a zastęp­

cze, k tó r e z a d o w a la ją a m b ic ję , ale m y lą drogę.

N a pia ch a ch n a d m o rs k ic h s ta n ą ł O środek ż e g la r­

ski. T a m , gdzie za d a w n y c h la t prze cha dzał się w ła d ­ czo n is z c z y c ie ls k i sztorm w est,, g w iz d a ł n a w s z y s tk o i w s z y s tk ic h w szpa rach b a ra k ó w , n a trz ą s a ł się z n a m io tó w , trz e p o c ą c y c h w 7 z ie lo n y m s tra c h u przed uleceniem w niebo, ro z s ia d ły się zażyw ne b u d y n k i, n ie w ie le sobie ro b ią c e z g w a łto w n y c h n a ta rć lo tn e g o p rz e c iw n ik a . Słońce, m ia s t w c is k a ć się w c e lu lo id o ­ we o k ie n k a n a m io tó w , s t r o i .się w b a r w y p rz e d lu ­ s tre m — s z k la n ą w e ra n d ą — i w y le g u je się bezczyn­

nie w salach, p o k o ja c h .

N o i po, s ta re m u cha d za ją sobie za g ra n ic ę „S w a - ro ż y c e “ , „ S z k w a ły “ , „Z a w is z ę “ ... C zy źle ? Och nie, p rze cie ż i o to w a lc z y ło się kie dyś, ja k o f o r t do-

W ia t r b y w a ł p o m y ś ln y F o t. O. J a b ło ń s k i

C h w ila z a m y ś le n ia F o t. O. J a b ło ń s k i g o d n y do w ie lk ie j o fe n s y w y . F o r t je st... a o fe n s y ­ w a ? Z a is te co było, a co w y d a je się b yć celem ? Z d a je się, że ci, c,o g iy ź li się w te d y w p ia ska ch , k o p a li i r y li, p rz e o ry w a li p s y c h ik ę s w o ją i p s y c h i­

kę w y d a r ty c h ś w ia tk o w i b lic h t r u lu d z i — odeszli.

C z y ż b y n ie p o trz e b n i, n ie z ro z u m ia n i p rz e z n a s tę p ­ ców, c z y ż b y zm ęczeni w a lk ą , zm am ieni, b ła h y m i u- s tę p s tw a m i — t y m i — z w y c ię s te w k a m i ?

O deszli— s łu c h a ją c t y lk o z a m a rłe j p ie ś n i o w y ­ r o ju b ia ły c h ż a g li, cichnącego s z k w a łu un ie sień g o ­ rą c y c h , a p rz e m ija ją c y c h — ja k m łodość.

A zd a w a ło się: ręce w y c ią g n ą ć , a u c h w y c i się w palce p y l b łę k itn y c h m o ty li...

B łę k itn e m o ty le ! W y ro je b ia ły c h ż a g li, W ie lk ie N ie d źw ie d zice !

N ie m a b łę k itn y c h m o ty li. W y ro je b ia ły c h ż a g li są, ale za m orzem . N ie u nas. W ie lk a N ie d ź w ie d z i­

ca ż e g lu je niebem — śród m o rz a g w ia z d , śród m o rz a c hm u r.

M o rze je s t g o rz k ie .

Gdzieś z a b łą k a ła się m y ś l, w y k o le b a n a w p io ­ n ie rs k ic h rejsach, w y h a rto w a n a w spiekocie lip c o ­ wej: i żarze zap ału, w chłodzie s z to rm o w y c h no cy je s ie n n y c h i n ie c h ę tn e j obcości n ie ro z u m ie ją c y c h . M oże s c h ro n iła się w żag le sza lu p y, k t ó r a z p ię c io m a ż e g la rz a m i — ś la d a m i W ik in g ó w — o b n io s ła naszą banderę po p o rta c h B a łty k u , budząc śród obcych p o ­ d z iw , szacunek d la z u c h w a łe j o d w a g i — a u nas przede w s z y s tk im pełne ir y t a c ji z d z iw ie n ie — „że te ż ta k ą łó d k ą “ ...

C ichnie sz k w a ł...

K ie d yś, g d y p ie rw s z e je g o p o r y w y w y p ły n ę ły na niebo zdarzeń, n ie o c z e k iw a n y c h c h m u ra m i, k tó r e w p a d ły w żag le s ta tk ó w - m a ja k ó w e g z o ty c z n y c h — s n y b y ły sreb rne i' zielone. J a k m orze.

I zd a w a ło się, ręce w y c ią g n ą ć , a u c h w y c i się w palce p y ł b łę k itn y c h m o ty li...

M o rze je s t g o rz k ie .

J e s t jeszcze i t a św iadom ość, że p o s z k w a le cza­

sem s z to rm p rz y c h o d z i, choć n ie k ie d y po prze dza go cisza m o rs k a - zap ow ied ź prze cie ż ja k ie jś in n o ­ ści, k t ó r a —r ja k a b y nie b y ła — nadejdzie.

W an da Karczew ska

(10)

Tli i f a i ą . . .

Ś w ia tło k s ię ż y c a s re b rn y m deszczem za c in a ło z ukosa. C ienie ż a g li n a f a l i to się w y o lb r z y m ia ły n ie z m ie rn ie , to się fa łd o w a ły w śm ieszne s k r ó ty . P lu s k m o rz a u b u rt, z d a w a ło b y się, p o tę g o w a ł m o ­ n o to n ię ciszy. Od czasu do czasu d o la ta ł z „ o k a “ m e ld u n e k o ś w ia tła c h z da le ka, a basowe „ d o b r a !“

o fic e ra w a c h to w e g o , n ib y tłu s ty m n a w ia sem , z a m y ­ k a ło m ik r o fr a g m e n t ż y c ia m orza .

ś w ia tło k s ię ż y c a s re b rz y ło z u k o s a p o s ta ć ro z - k rz y ż o w a n ą n a k o le s te ro w y m . N a g ie , m u s k u la rn e ra m io n a s te rn ik a , m le czno -b la de w p o ś w ia c ie k s ię ­ ż y c o w e j, z d a w a ło b y się o d p o c z y w a ją w ty m r o z k r z y - ż o w a n iu , osłab łe w p a rn o ś c i nocy. Jeno k r ó tk ie d rg a n ia k łę b o w is k a m ię ś n i pod b la d ą s k ó rą z d ra ­ d za ły, że n ie m a rtw o ta , le cz s iln e ż y c ie n a k o le s te ­ ro w y m się ro z p ię ło .

W z ro k s te r n ik a n ie c h ę tn ie się o d ry w a ł od k s ię ż y ­ co w e j d r o g i n a m o rz u , a b y m usn ąć ś w ie tlis tą p la ­ mę k o m p a su . C zęsto ru c h b r w i, c e c h u ją c y sku p ie n ie , ro z p ra s z a ł senną zadum ę w oczach. S te r n ik odcho­

d z ił w bok, k ilk u s p rę ż y s ty m i c h w y ta m i n a s ta w ia ł s ta te k n a k u r s i z n ó w się k ła d ł k rz y ż e m n a n ie r u ­ c h o m y m kole.

Co m y ś la ł s te r n ik D z ię g ie l w ta k ie ciepłe noce k s ię ż y c o w e ? I n ie o lą d a c h z n a n y c h i nie zn a n ych , i n ie o oczach d z ie w c z y n y , i n ie o lo dach a r k ty e z - n y c h , w ś ró d k tó r y c h p a rę la t się o b ija ł. N a jm n ie j g o in te re s o w a ł cel p o d ró ż y : m ia ł k re s k ę n a k o m p a ­ sie, p o d y k to w a n ą fo rm u łą . F o rm u łą , w y p is a n ą k r e ­ d ą p rz e z n a w ig a to r a n a c z a rn e j ta b lic z c e . T a r u ­ cho m a p o z io m a k re s k a m u s ia ła ,się z la ć z p io n o w ą k re s k ą n ie ru c h o m ą . K u rs — to w s z y s tk o . P r z y z w y ­ c z a ił się do p o d y k to w a n e j k r e s k i n a k o m p a sie . N ie n ie p o k o i go o n a n a w e t w c ię k ic h c h w ila c h s z to rm u . D a w n ie j b y ło in a c z e j, P a m ię ta , g d y od w y s iłk u s te ­ ro w a n ia , od u s ta w ic z n e j p o g o n i m ię ś n i i w z ro k u za ta ń c z ą c ą k re s k ą — k r e w m u n ie ra z się z nosa la ła . S te r n ik D z ię g ie l m y ś li, że za g o dzinę z f a jk ą w zę­

ba ch w y c ią g n ie s ię n a s w e j k o i w d u s z n y m k u b r y - k u . W ia t r d o b ry , n a s z to rm s ię n ie zanosi. I k ie ł­

ba sy tro c h ę od k u c h a rz a w y c y g a n ił. Z a s ta n a w ia go, że k s ię ż y c o w a ś w ie tlis ta s m u g a n a fa la c h w c ią ż za n im id zie. J a k b y k to ś r e f le k to r n a ń n a s ta w ił i p o ­ w o li ś w ia tło z a n im k ie ru je . A lb o k o ło ste ro w e o ja ­ k iś c u d o w n y w ię c ie rz z a w a d z iło i w lecze go z sobą po g ra n a c ie m o rz a . N ie m ożn a m inąć...

T o s tw ie rd z e n ie p o d ju d z a o cię ża łą m y ś l D z ię g ie - la. P rz y p o m in a ty s ią c e ś w ia te ł, k tó r e w id z ia ł n a m o ­ rzu. B ia łe , zie lon e i czerw on e ś w ia tła p o z y c y jn e ś w ia tła s ta tk ó w , la ta r n ie m o rs k ie o ro z m a ity c h ro z ­ b ły s k a c h , f ig la r n e m r u g a s k i b o ji, fe e rie o g ro m n y c h portów.. M ija ły , lu b b y ły m ija n e . N a w e t g w ia z d y d a ją s ię m in ą ć . I w y s p y p ię k n e i b rz y d k ie , i c y p le s k a lis te , i p ió ro p u sze p a ro w c ó w , i b ie l ż a g li n a h o ­ ry z o n c ie . W s z y s tk o się m ija w dro dze do celu — do p o rtu . A p ó ź n ie j n a s tę p n y p o rt, d ru g i, setny.

I p o r t y m ija ją — cele z a tr a c a ją s ię w n ie p a m ię c i, n ib y za ko p co n a la ta r n ia n a k u tr z e ry b a c k im .

S te r n ik D z ię g ie l w p a t r z y ł się w s m u g ę k s ię ż y c o ­ w ą. Z a p o m n ia ł o s w o je j kresce n a k om p asie. S ta ła m u się t a k o b o ję tn a , ja k ta tu a ż n a ra m ie n iu . B o ­ d a j p ie rw s z y r a z w ż y c iu t a k się zad um a ł.

P ra w ie d z ie c k ie m z a p ę ta ł się o n g iś z w io s k i m a ­ z u rs k ie j aż n a s te p y u k ra iń s k ie . Z a chlebem . Odes­

sa, w łó c z ę g a n a d m o rs k a , b o s ia c k ie życie . P rz y p a d ­ k ie m d o s ta ł się n a ja k iś s z k u n e r, p rz y p a d k ie m s ta ł się m a ry n a rz e m , ża g lo w c e , pa row ce, r e js y p rz e ró ż ­ ne, w re s z c ie s ta lo w y p o k ła d k rą ż o w n ik a podczas w o jn y . P ó ź n ie j p o ls k a d y w iz ja n a S y b e rii — p r z y ­ p a d k ie m . D o p ie ro z b ia ły m o rz e łk ie m p r z y czapie polskość s w ą z a c z ą ł n a le ż y c ie u ś w ia d a m ia ć . I znów

K urs to wszystko

Kotwa ł liny Z d ję c ia O. J a b ło ń s k ie g o Znów port

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bydgoszcz, ul. Bydgoszcz, Bank Zw iązku Spółek Z arobkow ych, Oddz. Bydgoszcz, Kom unalna Kasa Oszczędności m.. Jerozolim ska 22.. Przedsięąiarstwo Inż.. M

Czyn pracy jest dalszym ciągiem w alki o niezależność polityczną i gospodarczą, o właścwe miejsce w rodzime inarodów i w świecie, jakie należy się Polsce.. W

tu, na którym niebawem miała zafurkotać bandera Ligi Morskiej i Kolonialnej, znak, że rozpoczęło się Święto Morza.. W czworoboku, tuż przy maszcie,

Assab jest portem bardzo niewielkim, w ostatnich jednak czasach rozwinął się dość znacznie.. W zaw artym w owym czasie traktacie przyjaźni włosko -

Jednego tylko: że Naród Polski budzi się z letargu lądowego i coraz mocniej garnie się do morza, coraz lepiej zaczyna rozumieć ideę Polski, silnej na

wietrze przez dotknięcie jakiejś miny, zerwanej przez niego, lecz błąkającej się jeszcze w wodzie, czy też na wylecenie w powietrze z racji jakiegoś wypadku z

Ekspedycja odbyła jeszcze kilka krótkich wypraw w góry, gdzie przy- tem udało się członkom jej wpłynąć na zakończenie od dawna trwającej wojny między

Na to odezwał się kat: „Pani naczelnikowa boi się niepotrzebnie, bo chociaż ja nie mam zwyczaju chętnie wypusz ­ czać z rąk tego, co mi się już raz