Sergiusz Sowietow
Odpowiedź mojej recenzentce
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 48/1, 291-296
ODPOW IEDŹ MOJEJ RECENZENTCE
Z przyjem n ością d ow ied ziałem się, że mój artykuł „Баллады и роман-
цы“ А д а м а Мицкевича в их идейно-тематическом единстве1 zw ró cił na sieb ie u w agę i w y w o ła ł p ew n e k rytyczn e spostrzeżenia A lin y W itk ow skiej, recen zen tk i P a m i ę t n i k a L i t e r a c k i e g o 2. P on iew aż jed n ak n ie m ogę się zgodzić z szeregiem argum entów , które szanow na recenzentka w y su n ęła pod m oim adresem , p ostan ow iłem odpow iedzieć na nie i w yrazić swój punkt w id zen ia.
P o p ierw sze: nie m iałem zam iaru dow odzić jedynie lu d ow ości ballad (w w ą sk im znaczeniu tego słow a), tzn. w y k a zy w a ć, jak M ick iew icz w b a l ladach okresu w ileń sk o -k o w ień sk ieg o w y k o rzy sta ł n iep isan ą tw órczość lu dow ą w jej surow ej form ie. W itkow ska m a słuszność, k ied y jako tezę pod sta w o w ą w y su w a dla badacza zadanie n astępujące: „Rzeczą studium o lu d o w ości M ick iew icza b y ło b y zbadać, jak su row y m ateriał fo lk lo ry sty czn y w ta pia się w uogóln iające sądy poety o św iecie, jak nasyca lu d ow ym i praw dam i kategorie filo zo ficzn e i m oraln e“ 3.
T eza ta ca łk o w icie zgadza się z m oim i słow am i, na które recen zen tk a przy ob iek tyw n ej ocen ie pow inna się była pow ołać. P rzypom inam je: „P rzy
toczone słow a M ick iew icza [a recenzentka w ie, jakie!] zupełnie ściśle w y rażają tę m yśl, że w y k o rzy sta n ie jed yn ie trad ycyjn ej tw órczości ludow ej w jej surow ej form ie n ie jest jeszcze praw dziw ą sztuką realistyczn ą; sztuka bow iem w y m a g a artystyczn ego opracow ania niepisanej tw órczości ludow ej w ścisły m p ow iązan iu z praw dą życia, tzn. w ym aga rea listy czn eg o odzw ier cied len ia rzeczyw istości, opartego na lu d ow ym rozum ieniu różnorakich zja w isk i p ro cesó w “ 4.
Po drugie: zadania m oje i D. K acnelson są zupełnie odm ienne i n ie n a leży ich w żadnym w yp ad k u m ieszać. K acn elson pragnie w yk azać, jak M ic k iew icz w y z y sk a ł m a teria ł niep isan ej tw órczości ludow ej (i w w ie lu w y padkach obserw acje jej są ciekaw e), ja n atom iast poruszam sp raw ę sw o istego pod w zględ em id eow ym u k ładu ballad i rom ansów , dokonanego przez
1 С. С. С о в е т о в , ,,Б а л л а д ы и р о м а н ц ы “ А д а м а Мицкевича в их идейно-
тематическом единстве. В е с т н и к Л е н и и г р а д с к о г о У н и в е р с и - т е т а , 1 9 54, нр 12.
2 Zob. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X LV II, 1956, z. 1, s. 281—286. W d a l szym ciągu oznaczam y tę pozycję skrótem PL. [Od R e d a k c j i : n a w ia sy ostre pochodzą od tłum acza.]
3 PL, s. 283.
292 K O R E S P O N D E N C J A
sam ego M ick iew icza. U kład ten n ie w ą tp liw ie w ią że się z n a jg łęb szy m i oso b istym i i ogóln ym i p rzeżyciam i p oety, z p o w sta w a n iem ok reślon ych obrazów artystyczn ych w jego tw órczej św iad om ości. N ie m ożna przecież n egow ać, że stw orzon a w ty m ok resie postać „złego p an a“ jest ja sk ra w y m w y stą p ie niem M ick iew icza p rzeciw k o p ań szczyźn ie, a obraz ten p okazany został przez p ryzm at św ia d o m o ści rew o lu cy jn eg o rom antyka. K oncepcja „rozdw ojenia u czu ć“ w zględ em u k ochanej (z jed n ej stron y gorąca m iłość, z drugiej — n ien aw iść) zn alazła odbicie w m onologu „rom an tyczn ego“ G u staw a z IV cz.
D z i a d ó w 5; kon cep cja ta w id oczn a je s t rów n ież w ostateczn ym u kładzie
ballad.
P ragn ąłem p rzed sta w ić c y k l ballad jako j e d e n o g ó l n y s y s t e m , g łęboko p rzem y śla n y i p rzeżyty; pokazać w ew n ętrzn ą , id eo w o -a rty sty czn ą p r a w i d ł o w o ś ć tego s y s t e m u B. W tak im sy stem ie w szy stk ie b allad y łą czyło w jedną całość zd ecy d o w a n ie w yrażon e i n aczelne, g łó w n e ogn iw o obrazow e <главное обр азн ое зв е н о ). I n ie m ożem y ow ego zagadnienia b a gatelizow ać, n ieza leżn ie od p rzy jęty ch przy b ad an iu tych ballad zało żeń estety czn y ch . S ta n o w isk o takie nie zabrania zajm ow ać się z osobna każdą balladą, która sta n o w i p rzeja w rom an tyczn ej litera tu r y w P olsce.
R ecen zen tk a zarzuca m i n iezro z u m ien ie tekstu, w obec czego ch ciałb ym ją zapytać, d laczego M ick iew icz w b a lla d zie To lu b ię podkreśla:
„O jciec m ój [M aryli], p ierw szy u r z ę d n i k w p ow iecie, M o ż n y , poczciw y, b o g a t y “ 7.
A dalej, w sło w a ch Józia zw rócon ych do M aryli:
„Ty ja k b y ś w p iersiach m iała s e r c e z g ł a z u [...]“.
N ie w id zę tu żadnej sp ecy ficzn ej aleg o ry czn o ści czy m eta fo ry k i rom an tyczn ej. P ytam : d laczego b ezp ośred n io po tej b allad zie M ick iew icz daje w ierszo w a n ą p o w ia stk ę S ch illera, w której p rzed sta w io n y zo sta ł obraz n ie dostęp n ej, dum nej M a r t y ? W arto p rzy tym zaznaczyć, że S ch illero w sk ą K u n egu n d ę (K ingę) poeta zm ien ia na M a r tę 8. P ytam : d laczego „m ieszczkę“, „p rzekupkę“ p an ią T w a rd o w sk ą p rzed sta w ia autor jako k ob ietę tak chytrą, że u ciek a od niej n a w e t sam d iabeł, i — co w ięcej — czyni z niej głów n ą b oh aterk ę b allad y? N ie m ó w ię, że p an i T w ard ow sk a b yła arystokratką. M ieszczki tego ty p u n a śla d o w a ły „ a ry sto k ra tk i“ czy też „ m iejsk ie d am y“ ; tak ich p rzykładów ży c ie dostarczało w ie le . A le M ick iew iczow i w dan ym w y
5 A . M i c k i e w i c z , Dzieła. W yd an ie Ju b ileu szow e. T. 3. W arszaw a 1955, s. 82— 87.
6 Teza ta od n osi się rów n ież do S o n e t ó w k r y m s k i c h i so n etó w erotycz nych. S o n e t y k r y m s k i e w A l b u m i e M o s z y ń s k i e g o w c a le n ie są tym sam ym co S o n e t y k r y m s k i e w ed y cji M o sk iew sk ieg o U n iw ersy tetu z roku 1826.
7 M i c k i e w i c z , op. cit., t. 1, s. 137. W szystk ie p o d k reślen ia w cytatach p ochodzą ode m n ie — S. S.
8 T a m że , s. 140— 142. Por. F. S c h i l l e r , S ä m t li c h e W erke. T. 1. S tu tt gart 1883, s. 193. K rótka an aliza tłu m a czen ia zn ajd u je się w książce: Z. S z m y d t o w a , M i c k i e w i c z ja k o t ł u m a c z z l i t e r a t u r z a c h o d n i o e u r o p e j
padku n a w et o to nie chodziło, czy pani T w ardow ska b yła m ieszczką, p rze kupką. N ie w spom ina o tym . N atom iast m ocno p od k reślił jej charakter złośnicy. I nie p rzypadkow e w yd aje m i się to, że poeta z tą „przekupką“ (typem n iew ą tp liw ie ujem nym ) zestaw ia obraz niem niej n egatyw n y: eg o isty i bogacza T ukaja, sprzedającego sw oją duszę diabłu. A lin a W itk ow ska m ów i: „Nie w iem y, czy T ukaj b ył bogatym szlach cicem [...]“ 9. Odpo w iadam sło w a m i ballad y M ickiew icza:
„B yłem p a n e m m n o g i c h w ł o ś c i , S ła w n y potęgą i zbiorem ; , Z a m k i m e sta ły otw orem
D la przyjaciół i dla g o ści“ . 10 ltd.
Czyż odrażającą postać zabijającej sw ego m ęża szlach cian k i z b allady
Lilie m ożna p ostaw ić w jednym szeregu z czarującą sy lw etk ą prostej d zie
w eczki ze Ś w it e z ia n k i , w ieśn iaczk ą z R y b k i czy w reszcie ze zm arłą b oh a terką sen ty m en ta ln o -ro m a n ty czn eg o K u rh a n k a M a r y l i? Itd., itp. To jest w ła śn ie ow o „naczelne ogn iw o“ (m ów iłem o nim w cześn iej) łączące w sz y st k ie ballad y w jedną całość n iezależn ie od czasu ich p ow stan ia i różnicujące je rów n ocześn ie na dw a w yraźn e określone cykle, w k tórych chw ytam y od m ienne bicie serca, rozm aitą tonację „m uzyczną w iersza.
D laczego to recen zen tk a u ch yla się od tego zagadnienia, uw ażając je za d r u g o r z ę d n e („z punktu w id zen ia tez m oralnych ballad y jest to spraw a [w tym w yp ad k u bogactw o Tukaja] zu p ełn ie drugorzędna“ u )? W rzeczy w i stości n ie je s t to spraw a drugorzędna! T rudność zagadnienia polega ty lk o na ok reślen iu , w jak i k szta łt a rtystyczn y się w ciela i jakim i środkam i ek sp resji a rtystyczn ej realizu je się w p rak tyce poetyck iej tem atyk a erotyczna i sp o łeczna <тема лю бовная и гр а ж д а н ск а я ). N atom iast A lin a W itk ow sk a dow odzi, że niektóre b allad y — np. R y b k a , K u r h a n e k M a r y li i in n e — m ają sen ty m en ta ln y charakter. Czy ja tem u zaprzeczam ?! W tym w ła śn ie ich urok! R om an tyczn i boh aterow ie, w ieśn ia cy Józiow ie n iepodobni są, oczyw iście, do pań szczyźn ian ego słu gi w o jew o d y — U kraińca N aum a z C z a to w i W itkow ska próbuje odkryć sen s m oraln y — filo z o fię każdej ballady. A le m oralności tej, n iestety, b liżej n ie określa. B ezp od staw n ie narusza także id eo w o -a rty sty czn e w ięzy, którym i M ick iew icz sam złączył w szy stk ie ballady w jeden cykl. P isze ona: „T rzeba n ie chcieć zrozum ieć w ielk iej i dum nej m iło ści m łodego ro m an tyk a do poetycznej i po literack u eg zaltow an ej panny, aby przypuszczać, że r o z m i e n i ł a s i ę o n a [tzn. ta w ielk a i dum na m iłość?] n a d r o b n ą m o n e t ę s e n t y m e n t a l n y c h s k a r g różnych b allad ow ych Józiów . [...] n ie p o w in n iśm y czytać ballad jak s k a n d a l i c z n e j k r o n i k i to w arzysk iej. Tak je czy ty w a ły w latach d w u d ziestych — salon y i dw ory [...] b i e d n y n a u c z y c i e l i d u m n a s z l a c h c i a n k a “ 12.
Z tego w y n ik a , że najgłęb sza tragedia m iłości M ick iew icza do M aryli, która w y w o ła ła k o n flik t w duszy p o ety -filo m a ty , i w balladach, liryce oraz
» PL, s. 286.
10 M i с k i e w i с z, op. cit., t. 1, s. 147. 11 PL, s. 286.
294 K O R E S P O N D E N C J A
w IV cz. D z i a d ó w oddana została ze w sz y stk im i n a jsu b teln iejszy m i w zru sze n iam i i różnorodnym i p rzeży cia m i (w sposób do tego pod w zględ em a r ty sty czn y m dosk on ały), „ r o z m i e n i ł a s i ę [...] n a d r o b n ą m o n e t ę s e n t y m e n t a l n y c h s k a r g [...] b a l l a d o w y c h “ b o h a t e r ó w r o m a n t y c z n y c h w rodzaju „ n ieszczęśliw ej w ieśniaczki" porzuconej przez p ana (w R ybce). A cóż w takim razie robić z „b a lla d o w y m i“ N aum am i, k tórzy zab ijają sw oich w ojew od ów ?! O kazuje się, że ta w ew n ętrzn a, d u ch ow a traged ia to ty lk o „ s k a n d a l i c z n a k r o n i k a t o w a r z y s k a“, że ty lk o „ s a l o n y i d w o r y “ w id z ia ły w tej tragedii k o n flik t m iędzy „ b i e d n y m n a u c z y c i e l e m i d u m n ą s z l a c h c i a n k ą “. O kazuje się, że to w szy stk o m a dru gorzęd n e znaczenie. A n a jw a żn iejsze, iż „w w ięk szo ści [w ypadków ] ta p rzy leg a ln o ść sy tu a cji literack ich do b iografii jest zaw od na [...]“ (? ! )13. ltd ., itp.
Na to m ożn a o d p ow ied zieć ty lk o tyle: je ś li ja, jak tw ierd zi recenzentka, g rzeszę „so cjo lo g izm em “, to W itk ow sk a n ie w ą tp liw ie grzeszy „ ab strak cyj n y m i sch em atam i lite r a c k im i“ i n ie ch ce w id zieć realnej praw dy. Już reak cy jn y pisarz, K ajetan K oźm ian, n a jlep iej ze w szy stk ich zrozum iał p o lity czn o - r ew o lu cy jn y sen s O d y do m łodości, a L u d w ik O siń sk i m ów ił: „gaw iedź, k o rzystając z tego, iż S en at en dis g râ ce 14, ciągle teraz w yjeżd ża z w ojew od am i, k a sztela n a m i i w e łby im str z e la “ 15 — i czy n ił w ten sposób aluzję do p o stęp k u N au m a z C za tó w . D latego nic w tym dziw n ego, że w ła śn ie w dw orach i salonach oceniano b a lla d y jak o k o n flik t m ięd zy b iednym i bogatym szla ch cicem . P rzecież M ick iew icz sam m ó w ił: „K iedy tak w p rzedpokojach czytają, w s a l o n a c h ś m i e c h i o b u r z e n i e “ ’6. W salonach drw ion o z d u ch o w y c h k o n flik tó w m łod ego rom an tyk a, z n iezw y k łej fo rm y artystyczn ej ballad. A form a każdej z n ich b y ła w dan ym w yp ad k u w y w o ła n a przez treść ballady.
B allad y o d b ija ły p ra w d ę życia w św ie c ie rom an tyczn ym , tzn. rea listy czn ą filo zo fię i m oraln ość w rozu m ien iu M ick iew icza -h u m a n isty , a n ie jakąś n a rzuconą z zew n ątrz filo z o fię m oraln ości. B y ły odpow iedzią p o ety na sta n o w i sko, jakie z a jm o w a li w ob ec n iego p rzed sta w iciele dw orów i salon ów . B allad y rom an tyczn e — p rzyn osząc n ow e p ogląd y estety czn e — odp ow iad ały na p rze starzałe zasad y a rty sty czn e „k la sy k ó w w a rsza w sk ich “.
J eśli sza n o w n a recen zen tk a ze m ną się n ie zgadza, ch ciałb ym , aby m ojej „k ark ołom n ej“ k o n cep cji p r zeciw sta w iła po prostu sw oją k on k retn ą in ter pretację. P rzecież ja w sw o im a rty k u le n ie p reten d u ję do w yczerp u jącej od p ow ied zi, lecz staw iam ty lk o h i p o t e z ę . C h ciałob y się w ied zieć, jakąż to h i p o t e z ę p rzeciw sta w ia m i recen zen tk a. N ie ign oru ję p o ety k i rom antyzm u, p rzeciw n ie, pokazu ję, ja k im i środkam i tej p o ety k i w yraża M ick iew icz sw oje u czu cia i m y śli. To, co o b allad ach i rom ansach p ow ied ziałem , jest o czy
13 PL, s. 286.
14 Od R e d a k c j i : en d is g râ ce (popadł w n iełask ę). S o w i e t o w , podając pow ód tej n ieła sk i, fr a g m e n t ten tłu m aczy: „П ом и ловали заговорщ и к ов“ (u ła sk a w ił ob w in ion ych ).
15 L. S i e m i e ń s k i, Obóz k l a s y k ó w . K raków 1866, s. 92.
16 A. M i c k i e w i c z , D zie ła w s z y s t k i e . W ydanie S ejm ow e. T. 16. W ar szaw a 1933, s. 225.
w iśc ie ty lk o częścią pracy k oniecznej do u ja w n ien ia kom pozycji i sty lu b a l lad i -rom ansów jako całości oraz do ukazania ideow ej, m oralnej strony każdej ballad y oddzielnie.
Już Pogodin, uczony burżuazyjny, m ów ił, że M ickiew icz w b alladach od k rył duszę l u d u 17. I w tym w yp ad k u m iał słuszność!
C hciałbym jeszcze zrobić k ilk a u w ag w zw iązku z dw iem a spraw am i. W itk ow sk a -pisze np.: „zakończenie Lilii to n ie ukłon w stronę »upiornej« rom antyki, jak c h c ą t o i n t e r p r e t o w a ć o b a j b a d a c z e r a d z i e c- c y. Z akończenie to p rzynosi w ie lk ie u ogóln ien ie m oralne, w rom antycznym sym bolu poetyck im zam yk a optym istyczn ą lu d ow ą tezę o k on ieczn ości triu m fu dobra [...]“ 18.
G dzież ja m ów ię, że zak oń czen ie b allad y Lilie to zw rot w stron ę ta jem niczej, strasznej, upiornej rom antyki? Oto m oje słowa: „K oniec b allad y [M ickiew icz] zm ienił, czym przydał jej sw oistego, rom antycznego k o lo ry tu “ 19. To p rzecież nie znaczy w cale, żebym sugerow ał reak cyjn ą „rom antykę u p io ró w “ ! N a stęp n ie p isałem : „M ickiew icz [...] bierze pieśń ludow ą jako pod sta w ę w sp an iałej ballad y Lille, w której, jak w ludow ej baśni, wyrażona* b yło idea w a l k i o l u d o w ą p r a w d ę o r a z i d e a z e m s t y z a k r z y w d ę“.
S ło w a te p olem izu ją z sądam i A lin y W itkow skiej. R óżnica w naszych ocenach Lilii jest jed y n ie ta, że ja dostrzegam optym izm w całej balladzie, a recen zen tk a ty lk o w jej zakończeniu. A p rzecież pieśń lu d ow a jest n ie m niej op tym istyczn a.
M ów iąc o P an i T w a r d o w s k i e j podkreślam , że M ickiew icz tylk o T w ard ow sk iego p otrak tow ał św iad om ie z dobroduszną ironią. I n ie m y ślę go za to obciążać ja k ą k o lw iek „społeczną“ odpow iedzialnością.
W itkow ska pisze: „[M ickiew icz] [...] dojrzałby w p ostaci tego k ra k o w sk iego F au sta coś w ięcej niż pana, niż szla ch cica “ 20. N ie w ą tp ię w to. W danym m om en cie sy lw etk a sam ego T w ard ow sk iego w ogóle o w ie le m niej m n ie in teresu je.
Na zak oń czen ie chcę przypom nieć A lin ie W itkow skiej, jak M ick iew icz rozum iał l u d o w o ś ć poezji w szerokim znaczen iu tego słow a. W rozm o w ie z poetą W incentym Polem p ow ied ział: „Czy ty sądzisz, że drukow ane i szeroko rozrzucone dzieła są znam ieniem i próbą ich poetycznej w artości? [...] Ja ci p ow iem [...]: pisz i rzucaj, co napiszesz, na los szczęścia, a jeżeli poezje tw o je obejdą w odpisach ziem ie p olskie i pow rócą do ciebie, jeżeli je będą p rzep isy w a ć i śp iew a ć i podaw ać sobie, n ie pytając o to, skąd się w z ię ły i k to je n apisał, jeżeli jako w ęd row n e p tak i pow rócą do cieb ie nie tym szlak iem , jakim w św ia t od leciały, — w ów czas m ożesz p oezje tw o je d ru kow ać na śm iało, bo staną się one nie tw oją, ale cząstką w ła sn o ści n arod u “ 21. 17 A. JI. П о г о д и н , А д а м Мицкевич. Его жизнь и тнорчество. Т. П. Мосва 1912, s. 220. 18 PL, s. 283. 10 С о в е т о в , op. cit., s. 116. 20 PL, s. 286. 21 M i c k i e w i c z , D zie ła w s z y s t k i e t t. 16, s. 112.
296 K O R E S P O N D E N C J A
Czyż n ie je s t to n a jg łęb sze i o rygin aln e, M ick iew iczo w sk ie o k reślen ie p o ety n arodow ego? T akim w ła śn ie poetą b y ł w św iad om ości narodu ro sy j sk iego P uszkin.
J a k k o lw iek p o w y ższe sło w a p o w ied zia ł M ick iew icz w w ie le la t po n a p isa n iu ballad, to jed n ak odnoszą się on e i do ballad, w których — jak w sp om n iałem — ro zczy ty w a li się, w ed łu g św ia d ectw a sam ego p oety, lu d zie z gm inu. P oezja ta była im bliska.
W pracy sw ej brałem pod u w a g ę realn e fa k ty , tek sty u tw o ró w M ick ie w icza, obrazy p rzez niego stw orzon e, by ustrzec się od p rzed sta w ien ia poety jak o ograniczonego m oralizatora od erw an ego od ży cia czy chodzący m anekin litera ck i w k o stiu m ie sen ty m en ta ln o -ro m a n ty czn y m .
Chce czy n ie chce to przyzn ać sza n o w n a recen zen tk a, fa k t pozostaje fak tem : całą sw ą w czesn ą tw órczością p oetyck ą (nie tylk o b alladam i) M ic k iew icz d ow iód ł, że m oraln a, d uchow a siła p rostego ludu jest n iep orów n an ie w y ższa od m oraln ości szla ch eck iej, i tym sam ym zd em ask ow ał reakcyjną leg en d ę szlach eck ą o „ ch ło p ie-ch a m ie“. N ie przyp ad k ow o w sw y m p óźn iej szym rea listy c zn y m p oem acie P a n T a d e u s z poeta z głęboką ironią w k ład a tę „ legen d ę“ w u sta starego G erw azego (X II, 540— 543), pragnąc tym sam ym pod k reślić k o n se r w a ty w n y ch arak ter żyjącego p ań szczyźn ian ym i ideam i R ębajły.
S e r g i u s z S o w i e t o w
P rzełożyła
Hel en a L i m a n o w s k a
W SPR A W IE U W A G I PRO F. TA SZY CK IEG O
W serii S t u d i a S t a r o p o l s k i e , w y d a w a n ej przez In sty tu t B adań L iterackich P A N , u kazał się tom 4 pt. O p o c h o d ze n iu p o ls k ie g o j ę z y k a l i t e
rackiego (W rocław 1956), w k tórym op u b lik ow an o m. in. rozp raw ę człon k a-
k oresp on d en ta P A N , prof, dra W itold a T a szy ck ieg o . R ozpraw a ta zaw iera przykrą u w a g ę sk iero w a n ą pod ad resem człon k a rzeczy w isteg o P A N , prof, dra K azim ierza N itsch a, o treści n ie w iążącej się b ezp ośred n io z m e r i t u m za w a rtej w tom ie p olem iki. Ja k o d yrek tor In sty tu tu B adań L iterackich P A N w yrażam z teg o pow odu u b o lew a n ie.
Jed n o cześn ie pragnę stw ierd zić, że w ob ec zastrzeżonej przez au torów w sp o m n ia n eg o tom u in teg ra ln o ści p o m ieszczon ych w nim rozp raw redaktor tom u oraz d yrek cja IBL n ie m iały m ożności in gerow an ia w ich zaw artość.