• Nie Znaleziono Wyników

Ogród Persefony

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ogród Persefony"

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)

Jarosław Marek Rymkiewicz

Ogród Persefony

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/4, 329-360

(2)

I. R O Z P R A W Y

I

A R T Y K U Ł Y

JAROSŁAW MAREK RYMKIEWICZ

OGRÓD PERSEFONY

1

Mitologia śródziemnomorska mówi nam o czterech w ielkich Europej­ czykach, którzy za życia znaleźli się w podziemnym państwie zmarłych. Byli to Herakles, Tezeusz, Orfeusz i Odys. Herakles i Tezeusz zęszli do piekieł, aby działać. Herakles wyprowadził na światło dzienne Cerbera i uw olnił z Tartar u Tytanów. Tezeusz zamierzał porwać panią podziemi, córkę Demeter, Persefonę. Przygody ich, choć piękne, nie m ogły w ięc raczej zainteresować poetów przyszłych wieków. Orfeusz i Odys zeszli do piekieł, aby wiedzieć. Orfeusz, odnajdując Eurydykę, pragnął posiąść wiedzę o istocie śmierci. Odys, który u w ejścia do Hadesu w ysłuchał przepowiedni Tejrezjasza i opowieści Elpenora, pragnął posiąść wiedzę o czasie przeszłym i czasie przyszłym . Wiedzę o czasie, a w ięc wiedzę o historii. W yruszający w podróż do piekieł poeci X X w. m ieli schodzić w podziemia z Odysem lub z Orfeuszem. M iały to więc być w ypraw y po w iedzę o śmierci i historii.

Felsen w aren da

und wesenlose Wälder. B rücken über Leeres und jener grosse, graue, blinde Teich, der über seinem fernen Grunde hing wie Regenhim m el über einer Landschaft к

Grań była tam,

bez żywej duszy bory, mosty nad pustką i tam ten wielki, szary, niewidomy staw, który zawisał nad dalekim dnem, tak ja k nad ziemią wisi niebo dżdżyste.

1 R. M. R i l k e , Orpheus. Eurydike. Hermes. W: Gedichte. Leipzig 1957, s. 81. Tłumaczenie polskie w: R. M. R i l k e , Poezje. Redagował J. P r z y b o ś . W ar­ szawa 1959, s. 97. Przekład J. N i e m o j o w s k i e g o (nie: Niemojewskiego, jak błędnie wydrukowano).

(3)

Rainer Maria Rilke zeszedł do piekieł z Orfeuszem. Zeszedł po w ie­ dzę o istocie śmierci. Podróż ta — odbyta jesienią 1904, a w ięc na osiem ­ naście lat przed napisaniem Sonetów do Orfeusza — przyniosła w efek­ cie piękny wiersz i przyczyniła się do narodzin dwudziestowiecznego orfizmu, którego w ielkim (choć zamaskowanym) teoretykiem stał się wkrótce Karl Gustav Jung. Wiedza o śmierci zdobyta przez Rilkego w podróży do piekieł była bowiem tylko przypomnieniem wiedzy, jaką posiedli niegdyś orficy. Śmierć jest powrotem, śmierć przywraca nas sa­ m ym sobie, śmierć jest pełnią, śmierć jest dziew ictw em odzyskanym. Eurydyka umierając powróciła do siebie. „Sie w ar in sich”. Tyle w iedzieli i anonimowi autorzy antycznych hym nów o Orfeuszu.

W tym sam ym prawie czasie twórca imaginizmu, Ezra Pound, przy­ pominając XI pieśń Odysei, zeszedł do piekieł po wiedzę o historii.

W roku łaski 1906, 1908 lub 1910 kupiłem w Paryżu łacińską w ersję O dy­

sei, której autorem był A ndreas Divus Justinopolitanus (Parisiis, In officina

C hristiani Wecheli, M D X X X V III)2.

Przywołując schodzącego do piekieł Odysa i imitując w Canto I ów łaciński przekład XI pieśni Odysei, Ezra Pound nie dokonał jednak żad­ nych zmian w homeryckej topice. Potwierdził tylko niezniszczalną jed­ ność całej literatury europejskiej. Wiedza o historii została więc ogra­ niczona do skądinąd godnego uwagi stwierdzenia, że wszystko się powta­ rza. Odys zeszedł do piekeł w VIII w. p.n.e., by ponownie zejść tam w roku pańskim M DXXXVIII i raz jeszcze w roku łaski 1906, 1908 lub 1910. W szystko się powtarza. Odpowiedź na pytanie, j a k się powtarza, nie została przez Pounda udzielona.

Piekło, do którego zeszedł Orfeusz Rilkego, było — wspom nijm y „szary, niew idom y staw ” i „m osty nad pustką” — bardzo tradycyjnym piekłem . Podziemia, w których znalazł się Odys Pounda, były tym i sam y­ mi podziemiami, które opisali Homer i Andreas Divus. Piekło, które w ro­ ku 1931 opisał Lucjan Szenwald, było i podobne, i jakże niepodobne do w szystkich piekieł literatury europejskiej. Pisząc Kuchnię m ojej matki, Szenwald nie przywołał ani Orfeusza, ani Odysa. Narrator poematu ze­ szedł do piekieł po to, po co niegdyś schodził tam Odys. Po wiedzę o hi­ storii, o czasie przeszłym, przyszłym i teraźniejszym. Ale narrator Szen­ walda jest postacią anonimową. N ie dow iadujem y się o nim — aż po piątą część poematu, kiedy staje się w spółczesnym poetą — niczego. Nie jest ańi Odysem, ani Orfeuszem. N ie jest ani Tezeuszem, ani Heraklesem. Jest jedną z w ielu dusz i schodzi za życia do piekieł — nie posługując się ani siłą, ani podstępem — utartą drogą, którą schodziły i schodzą do

2 E. P o u n d , Translators o f Greeks. Early Translators of Homer. W: Literary

(4)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 331

piekła w szystkie zmarłe dusze. Piekło XX w. jest piekłem dla wszystkich. I nie trzeba być antycznym bohaterem, wielkim Europejczykiem, by do­ stać się tam za życia. To pierwszy wniosek, jaki można wyciągnąć z lek­ tury Introdukcji do Kuchni m ojej matki.

Przewodnikiem, który wprowadzał dusze zmarłych do antycznego piekła, był Hermes. Bóg kupców i twórca astronomii, stał się aniołem śmierci, gdy Hades zaangażował go jako herolda. Władca podziemi pole­ cił Hermesowi, by w zyw ał zmarłych do odbycia ostatniej drogi, dotyka­ jąc ich powiek złotym berłem. Wysłannik bogów pojawia się po raz pierwszy w tej roli w XXIV pieśni O d ysei:

Tak z szumem dusze leciały, piskliwym skw irem zawodząc. Na drogę truchła prowadzi je Hermes, zbawiciel od złego, I przelatują nad strugą Okeanosa, m ijają

Skały Leukady, gdzie wrota Heliosa są, i m ijają K rainę Snów i na Łąki zlatują Asfodelowe 3.

Narratora poematu Szenwalda nie sprowadza do piekieł ani przewod­ nik dusz, Hermes, ani chrześcijański anioł śmierci, ani przewodnik Dan­ tego, Vergilius. W piekle nie czeka nań ani zmarła kochanka, ani Cha­ ron, ani sędzia umarłych, Radamantys. Do piekieł schodzi się w X X w. samotnie, bez duchowego przewodnika. To drugi wniosek, jaki m ożem y wyciągnąć z lektury Introdukcji. Droga, którą odbywa narrator, jest jednak tą samą drogą, którą odbywały dusze wiedzione przez Hermesa. Tą samą drogą, którą odbył Dante. W iedzie „podziemnym korytarzem, labiryntem krętym ”.

Wśród kw iatów usiąść trzeba; potem czekać długo, aż światło się zapali niebieskawą smugą 4

W podziemnym państwie zmarłych, jak utrzym ywali Grecy, przepły­ wało siedem wielkich rzek: Ocean, okrążający granice ziemi, Kocyt, P y- riflegeton, Styks, Acheron, Leta i Awernus 5. Pyriflegeton był rzeką og­ nistą i mętną, Kocyt i Acheron były zamulone i błotniste. D w ie tylko spośród podziemnych rzek były, jak się zdaje, błękitne: Ocean i Styks. W jednym z najpiękniejszych antycznych opisów podziemnego królestwa, który znajduje się w Fedonie, Platon podaje taką informację:

3 H o m e r , Odyseja. Przekład z greckiego J. W i 111 i n a. Wyd. 3, zmienione. Londyn 1957, pieśń XXIV, s. 415.

4 L. S z e n w a l d , Kuchnia m ojej matki. W: Utwory poetyckie. W arszawa 1950, s. 39—46. Wszystkie cytaty z poem atu Szenwalda pochodzą z tego wydania.

5 Zdania na ten tem at były zresztą podzielone. P l a t o n w Fedonie mówi tylko o pięciu rzekach podziemnych, nie wspom inając w ogóle o Lecie i A w ernu-sie. Również Ocean, który trzeba było przepłynąć, by dostać się do państw a zmarłych, nie wszyscy skłonni byli uważać za rzekę podziemną.

(5)

Naprzeciw tej rzeki [tj. Pyriflegetonu] wypływa czw arta w strasznej i dzikiej, ja k opowiadają, miejscowości; kolor jej na całej przestrzeni jest lazurowy; nazyw a się zaś Stygijską, a jezioro, które tw orzy — S ty k sem 6.

Na znajdującym się w Prado obrazie Joachima Patinira (ok. 1480— 1542), zatytułowanym Charon przew ożący duszą przez S tyk s, rzeka dzie­ ląca państwo żyw ych od państwa um arłych nie jest lazurowa. Jest nie- biesko-zielona i niebieskawa. W poemacie Szenwalda światło zapala się niebieskawą smugą. Na zapalenie się światła trzeba „czekać długo”. Du­ sze zmarłych Greków przybywające do piekieł m usiały czekać, aż do brzegu podpłynie łódź Charona. Być może, jesteśm y w ięc nad Styksem . W tekście poematu czytam y jednak nie o rzece, lecz o smudze światła. Podziemna kraina opisana przez Szenwalda jest — będzie o tym jeszcze mowa — i antycznym piekłem , i współczesną fabryką. Św iatło zapala­ jące się niebieskawą smugą stanowi pierwszą wskazówkę, że topika poezji antycznej wiązana będzie w poemacie z sym boliką czasu teraź­ niejszego. Niebieskaw a smuga przywodzi na m yśl wspom nienie o kolorze stygijskich wód. Każąc jednocześnie m yśleć o lampach zapalających się w oszklonych halach — w Epilogu poematu Szenwald pisze: „przecho­ dzim y przez halę oszkloną” — fabryk X X wieku.

Podróż do piekieł dopiero się jednak zaczyna. Jesteśm y w przedpie­ klu i w przedsionku fabryki. Po przebyciu, przypomnijmy, strugi Okea- nosa, dusze wiedzione przez Hermesa

m ijają K rainę snów [...]

W Kuchni m o je j m a tk i czytamy:

I ciało zstępujące sen ogarnia błogi,

sen, który wypoczynkiem jest, do dalszej drogi przygotowaniem , winem i kąpielą. [...]

Orficy X X wieku, jungiści, skłonni byli wierzyć, że sen, podobnie jak śmierć, przywraca nas sam ym sobie. Zasypiając, zstępujem y bowiem w głąb siebie, w sztolnie podświadomości subiektyw nej i zbiorowej. Dro­ ga w głąb snu jest w ięc drogą prowadzącą do poznania ukrytych warstw osobowości. Ale owe ukryte w arstw y osobowości, które poznajemy w e śnie, nie są tylko naszą własnością. Obrazy snu są bowiem, twierdził Jung, obrazami archetypicznym i. Są przeto wspólną własnością w szyst­ kich pokoleń, wspólną własnością żyw ych i umarłych. Sen, poprzez obra­ zy archetypiczne, przywraca nam w ięc pamięć o przeszłości gatunku. A le

6 P l a t o n , Fedon. Dialog o nieśm iertelności duszy. Przełożył z greckiego S. О к o ł ó w. Pod redakcją H. G o l d b e r g a. W arszaw a 1907, 113 BC, s. 98. Wszystkie cytaty z Fedona pochodzą z tego wydania.

(6)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 333

ów senny przypływ pamięci o zdarzeniach czasu przeszłego równoznacz­ ny jest z senną utratą pamięci o świecie rzeczywistym . Śniąc, zapomina­ m y o sobie, o świecie, który nas otacza, o naszym jawnym czasie prze­ szłym i przyszłym . Zyskując wiedzę o czasie przeszłym gatunku, tracimy więc wiedzę o czasie osobowym. Przypominając sobie naszą osobowość utajoną, zapominamy o naszej osobowości jawnej.

To, co Jung wypowiadał posługując się terminologią psychologii głębi, orficy wypowiadali posługując się symboliką podziemnego królestwa. W pobliżu znajdującego się w Erebie (Ereb był jednym z regionów pod­ ziemnego państwa zmarłych) pałacu Hadesa i Persefony starożytni um ieścili źródło zwane Lete, z którego brała początek rzeka o tej samej nazwie. Wyraz lethe oznacza zapomnienie. Ocienione białym cyprysem Lete było w ięc źródłem zapomnienia. Po napiciu się wody z owego źródła przybyłe do Hadesu dusze zmarłych traciły pamięć o wszystkim , co prze­ ży ły na ziemi. Nie było to jednak jedyne źródło w greckich podziemiach. Nie opodal Lete i pałacu Persefony znajdowało się źródło pamięci, nad którym rosła osika, drzewo poświęcone Persefonie, lub orzech, sym bolicz­ ne drzewo Mądrości. Dusze wtajem niczone przybywając do Hadesu uni­ kały źródła zapomnienia i kierow ały się ku źródłu pamięci.

N auka o „dwóch zdrojach” — pisze w Studiach orfickich znakom ity znaw ­ ca tem atu, Adam Krokiewicz — w ydaje się rdzennie orficką. Nie jest w yklu­ czone, że orficy połączyli ją już przed Pitagorasem z nauką o pamięci, która zasadniczo rozszerzała świadomość i indyw idualną jaźń człowieka w kierunku poczucia jego spójni ze wszechświatem i której pośm iertny przypływ sprawiał, iż dusza staw ała się bóstwem, jakby żywym Zagreusem, czy też jego żywą cząstką, i powiększała zastęp szczęśliwych mieszkańców podziemnej k r a in y 7.

Czymże jest Jungowska nauka o śnie, przywracającym nam w arche- typicznych obrazach pamięć o przeszłości gatunku, a więc łączącym naszą podświadomość z podświadomością kolektywną, jak nie ową za­ mkniętą w m icie o dwóch źródłach orficką nauką o pamięci, rozszerzają­ cej świadomość i łączącej jaźń indywidualną z jaźnią wszechświata? Or­ ficki model podziemnego królestwa zmarłych jungiści zastąpili modelem królestwa snu. Oba te modele są niewątpliwie równie piękne i b y ły rów­ nie chętnie przywoływane przez poetów. Wartość naukowa obu modeli nie może być, jak się zdaje, przedmiotem dyskusji.

Podziemna kraina opisana w Kuchni m ojej m atki nie jest Jungowską krainą snu. Nie jest krainą archetypicznych obrazów. Szenwald przypo­ mniał jednak orficką, przemienioną przez Junga, symbolikę. Sen narrato­ ra jest nie tylko wypoczynkiem . Jest także przygotowaniem do dalszej drogi. I jest „winem i kąpielą”. Kąpielą w orfickim źródle pamięci, w i­

7 A. K r o k i e w i c z , Studia orfickie. W arszawa 1947, s. 70. „Biblioteka M ean­ dra” 3.

(7)

nem z tego źródła. Dlaczego, wypada spytać, sen jest winem? Nic nam nie mówi, że z podziemnego źródła pam ięci tryskało wino.

Źródła pamięci i zapomnienia, znajdujące się w orfickich podziemiach, poeci w ieków średnich zastąpili źródłem życia (fons vitae), które um iesz­ czano w zam kniętym ogrodzie Naszej Pani. Dwa źródła stały się więc jednym źródłem (które zwano także źródłem pamięci, rozkoszy lub m i­ łości), a treści, które orficy poprzez ten sym bol ewokowali, zostały za­ pewne zapomniane. Fons vitae, będący wówczas jednym z najważniej­ szych — jeśli nie najważniejszym spośród elem entów konstytuujących

topos idyllicznego ogrodu, stanowił dla ludzi średniowiecza w ystarcza­

jący znak pocieszenia, sym bol wiecznego życia i wiecznego szczęścia. Orfickie symbole b y ły jednak nadal, choć odarte z przynależnych im niegdyś treści, przypominane. Anonim owy autor pochodzącego z XIII w. hiszpańskiego tekstu Razón de amor m ówi o dwóch źródłach znajdują­ cych się w ogrodzie m iłości opisanym w tym poemacie. Jedno z owych źródeł — a w łaściw ie naczyń, bo fuente zastąpione zostało przez vaso — przypomina orfickie źródło zapomnienia. Znajduje się w nim chłodna i orzeźwiająca woda.

Beviera d’ela de grado

mas ovi miedo que era encantado8

Napiłbym się zeń chętnie,

lecz lękałem się, że jest zaczarowane

W ody z owego naczynia — podobnie jak w ody z podziemnego źródła zapomnienia — dusza wtajem niczona powinna się w ięc wystrzegać. W drugim naczyniu, które senoia del uerto, pani ogrodu, ofiarowuje kochankowi, znajduje się wino, czerwone i łagodne. Ten, kto każdego dnia będzie pił z owego naczynia, nuncas mas enfermaria („nigdy więcej nie zachoruje”).

Woda z podziemnego źródła pam ięci przemieniła się więc w wino życia z ogrodu m iłości. Dusza pijąca, z orfickiego źródła mogła pow ięk­ szyć zastęp szczęśliw ych m ieszkańców podziemnej krainy. Kochanek pi­ jący z naczynia zawierającego wino życia może stać się m ieszkańcem idyllicznego ogrodu.

Przemieniona przez poetów średniowiecza i przez Junga orficka sym ­ bolika tylko raz pojawia się w poem acie Szenwalda. Pojawia się jed­ nak nie bez powodu. Schodzący do piekieł człowiek X X w. m usiał za­ chować pamięć o czasie teraźniejszym i m usiał zyskać pamięć o prze­ szłości gatunku. M usiał przejść przez kąpiel snu, m usiał obmyć się w wo­

8 Fragm enty z Razón de amor cyt. za: J. С h a b a s, Antologia general de la

(8)

O G R Û D P E R S E F O N Y 335

dach ze źródła pamięci. Pijąc wodę ze źródła zapomnienia, utraciłby pamięć o swej kondycji ludzkiej i trafiłby na Łąki Asfodelowe. Zanurza­ jąc się w m ętnych wodach archetypicznego snu, zyskałby wiedzę o prze­ szłości, tracąc jednak — gdyby sen ów nie był jednocześnie orfickim źródłem — wiedzę o czasie teraźniejszym. Pijąc wino ze źródła pamięci, może powiększyć „zastęp szczęśliwych mieszkańców podziemnej krainy”. Może znaleźć się w idyllicznym ogrodzie. Może, zyskując wiedzę o cza­ sie przeszłym gatunku, o tym, jak ogród ów wyglądał niegdyś, zacho­ wać jednocześnie pamięć o czasie teraźniejszym, o tym, czym ogród ów jest w w ieku XX, a więc pamięć o warunkach ziemskiego bytowania gatunku.

Śniący narrator w poemacie Szenwalda, odzyskując wiedzę o prze­ szłości, nie odzyskał — nic nam o tym nie mówi — owej utajonej, sekret­ nej osobowości, którą, jak twierdził Jung, odnaleźć można we śnie. P i­ jąc wino z orfickiego źródła, został przywrócony sobie, lecz sobie jaw ­ nemu, tak jak sobie jawnemu przywrócony zostaje um ysłowo chory, którego lekarze poddają wstrząsom elektrycznym . I znalazł się w ogro­ dzie równie pięknym jak ten, który opisany został w Razón de am or:

Elektrycznym w strząsem w yrw any z ołowianych uścisków narkozy, budzisz się w słońcu, które kochasz. Pniam i dziąseł sm akujesz w iatr poranny i stóp zwinnych płozy kierujesz przez śnieżyste hiacyntów zwały ku ścieżce, którą drzewa słońcu odebrały.

Po narkotycznym śnie nastąpiło przebudzenie w słońcu. Na dnie prze­ paści zakw itły hiacynty. Podziemny korytarz, labirynt kręty, stał się ścieżką ocienioną drzewami. Czy tak wygląda piekło:

Przejdziesz przez drzwi błyszczące, w ykute ze stali, na dziedziniec, oblany zapachem ogrodów;

Czyżby dwudziestowieczna podróż do piekieł była spacerem do ogro­ du?

2

Podziemne państwo zmarłych dzielili Grecy na trzy regiony. Po za­ czerpnięciu wody ze źródła pamięci lub źródła zapomnienia, dusze zmar­ łych, osądzone przez Radamantysa, Minosa i Ajakosa, kierowane były albo na Łąki Asfodelowe, albo do Tartaru, albo do Elizjum. Tartar za­ rezerwow any był dla dusz występnych, morderców i ateistów, Łąki A sfodelow e dla dusz, które za życia nie wyróżniły się niczym szczegól­ nym i nie były ani występne, ani cnotliwe. Do Elizjum trafiały dusze bezgrzeszne i czyste. Owa przeznaczona dla dusz czystych kraina była

(9)

pięknym, idyllicznym ogrodem. Panowała tam wieczna wiosna i w iecz­ na szczęśliwość. Łąki A sfodelow e b y ły zawsze zamglone, a Tartar zaw ­ sze mroczny, na Polach Elizejskich zaś św ieciło słońce i dzień nigdy się nie kończył. Choć Elizjum leżało w pobliżu Łąk Asfodelow ych i było częścią podziemnego państwa, ani Hades, ani Persefona nie władali nim — przynajmniej do czasów Cesarstwa — i rządy nad szczęśliw ym i duszami sprawował Kronos 9.

Struktury tego pięknego toposu nie odważył się naruszyć żaden spo­ śród poetów Grecji i Rzymu. N ie odw ażyli się zniszczyć Elizjum ani poeci renesansu, ani tak przecież bezlitośnie przewartościowujący topikę śródziemnomorską poeci w ieku XVII. Wartość toposu zakwestionowana została dopiero w drugiej połowie w ieku XIX.

Elizjum nie zawsze umieszczano w podziemnym państw ie zmarłych. We wspom nianym już opisie podziemi w Fedonie Platona nie znajdziemy wzm ianki o ogrodzie wiecznego szczęścia. Ale w baśni, którą Sokrates opowiada Sym iaszow i (bo jest to dla Platona tylko baśń: „opowiem wam baśń, której warto posłuchać” 10), mowa jest nie tylko o podziemiach. Także o napowietrznej krainie szczęśliw ych ludzi. I podziemia, i ową krainę um ieścił Platon na „znajdującej się tuż pod niebem ” idealnej pla­ necie, której nie m ożem y dostrzec, a której nikczem nym odbiciem jest, jak wolno przypuszczać, nasza ziemia. Platoński model państwa zmar­ łych przypomina nieco ów model, w który miało w ierzyć chrześcijańskie średniowiecze. Ów model, który m iał skonstruować Dante. Podziemia, mroczne i błotniste, przeznaczone są — choć trafiają tam po śmierci w szyscy — tylko dla dusz zhańbionych. Dla dusz czystych, cnotliwych i mądrych przeznaczone są m iejsca nad ziemią i w niebiosach.

Ci zaś, których bogobojność została stw ierdzona, wyzwoliwszy się z tych m iejsc podziemnych, jakby z więzienia, wznoszą się w górne przestw ory do m iejsc czystych i m ieszkają ponad ziemią. Spośród nich dostatecznie oczysz­ czone przez miłość m ądrości żyją po w szystkie czasy bez ciał i odchodzą do m iejsc jeszcze piękniejszych. Miejsca te opisać niełatwo, a przy tym czasu by mi na to nie starczyło n .

Choć w ięc podziemne państwo w baśni Sokratesa jest krainą ciem ­ ności i tortur, Elizjum — które w Fedonie jest już niem al chrześcijańskim rajem, i to rajem nieziem skim , niew ysław ialnym — kraina wiecznej w iosny i w iecznego szczęścia, istnieje. Gdzie indziej tylko, na w yso­ kościach.

9 Zob. R. G r a v e s , The G reek M yths. T. 1. B altim ore 1955, 31 c, s. 121. „Pen­ guin Books” 1026.

10 P l a t o n , op. cit., 110 В, s. 95.

11 Ibidem , 114 ВС, s. 99. Od opisu „miejsc czystych” (Fedon, 110 В — 111 С, s. 95—96) rozpoczyna się baśń Sokratesa.

(10)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 337

Napowietrzny raj Platona był m iejscem niew ysław ialnych rozkoszy czystej i zbytej ciała duszy. Podziemne Elizjum poetów Cesarstwa, choć nazywane przez nich krainą cieni, było idyllicznym ogrodem miłości zmy­ słow ej. Ogrodem, w którym zbyta ciała dusza doznaje tych samych roz­ koszy, jakich doznawała, związana z ciałem, za życia.

Nie płacz nad moją urną. Ona trw a wśród wiosny wieczystej. Ja nie um arłem , przechodniu. Ja tylko jestem gdzie indziej. Żadnej radości dawnego żywota nie utraciłem ,

Czy mniemasz, że wszystko pam iętam , czy — zapomniałem wszystko 12.

Nie dusza, lecz urna trwa wśród w iosny w ieczystej. Nie dusza, lecz urna znajduje się zatem w Elizjum. Urna, a więc to, co urna zawiera, czyli popioły 13. Reszta — „żadnej radości dawnego żywota nie utraciłem ” 4— jest już tylko dopowiedzeniem owej ewokowanej przez symbol urny znajdującej się w krainie wiecznego szczęścia, m yśli o pośm iertnym trwaniu popiołów. Idylliczny topos pozwalał więc na w ysłow ienie marze­ nia o wiecznym trwaniu ciała. Marzenia o wiecznym szczęściu. Marzenia o nieśm iertelności. Po to, by marzenie owo ewokować, został powoła­ ny. Szczęśliw y człowiek, beatus vir, w ogrodzie m iłości lub w ogrodzie rozkoszy epikurejskich był śmiertelny. I śm iertelny był ziem ski ogród ziemskiej miłości. Śm iertelne b y ły drzewa i śm iertelne b yły ptaki. Topos ziem skiego ogrodu mógł być przeto tylko ewokacją marzenia o szczęściu przemijającym, bo doczesnym. I wystarczyło dostrzec niszczące działanie czasu — jak dostrzegł je Carpaccio, m alując dwie stare i smutne kurty­ zany w sm utnym ogrodzie m iłości — by topos ten zniszczyć. W Elizjum panowała wieczna wiosna i w ieczny dzień. A ten, kto umarł, i mimo to nadal żyje — „ja nie umarłem, przechodniu” — nie może już przecież umrzeć po raz drugi. Trudno się więc dziwić, że do toposu powołanego, by ewokować największe z człowieczych marzeń, marzenie o nieśm ier­ telności i wiecznym szczęściu, poeci kultury śródziemnomorskiej przy­ kładali tak wielką wagę. Trudno się dziwić, że topos ten przez tyle stu­ leci opierał się niszczącemu działaniu czasu i historii.

Cytowany tekst pochodzi z IV w. n.e., jest więc dość późnym po­ twierdzeniem żywotności toposu. Jego autor, Decimus Magnus Ausonius

12 D e c i m u s M a g n u s A u s o n i u s , Epitaph. 30. Cyt. za: Muza rzym ska.

Antologia poezji starożytnego Rzym u. Wybór opracował, przełożył i wstępem po­

przedził Z. K u b i a k . W arszawa 1963, s. 134.

13 Nie wiem, czy zwyczaj umieszczania urn w ogrodzie jest wcześniejszy, czy późniejszy niż tekst Ausoniusa. Symboliczne urny w ogrodzie, pojaw iające się w w ielu tekstach litera tu ry europejskiej, miały niew ątpliw ie ewokować m arze­ nie o wiecznym szczęściu.

(11)

(żył w latach 310— 395), był tylko spadkobiercą w ielkiej tradycji, którą zapoczątkowali elegicy rzymscy. Idylliczny topos po raz pierw szy poja­ w ił się bowiem w tekstach elegijnych. Elegia nie była nigdy czystym gatunkiem literackim. E legicy rzym scy korzystali — co udowodnił już w pierwszych latach naszego wieku F elix Jacoby — z topoi utrwalonych przez Catullusa i Teokryta, Antym acha i Mimnermosa, K orzystali więc z topoi idylli i komedii, z topoi rzymskiego epigramatu i aleksandryjskiej elegii. Idylliczny topos, pojawiając się w tekście elegii, rozbłyskiwał więc w opisie mrocznej krainy zbrodni czy w lam encie na śmierć kochanki. Elegia, podobnie jak idylla, była strukturą, w której usiłowano pogodzić i zharmonizować pozostające w opozycji sym bole 14. A le owo pogodzenie sprzecznych elem entów, związanie sym boli ewokujących różne i w yk lu ­ czające się wzajem — lub co najmniej przeciwstawne — doświadczenia człowiecze w całość pozornie pozbawioną napięcia, będące warunkiem zaistnienia idylli, było w elegii niem ożliw e. Dochodziło więc tylko do chwilowego zharmonizowania elem entów, do chwilowego pogodzenia na­ pięć. Powiązanie i pogodzenie sym boliki śmierci z sym boliką m iłości i z sym boliką marzenia o nieśm iertelności pozwalało na w topienie id y l­ licznych topoi w tek sty elegijne.

Sam a Wenus — gdyż w iernie jam Amora słuchał — Na pola elizejskie wwiedzie mego ducha.

T utaj tańce, tu pieśni — gdzieniegdzie w śród ziela Z m alutkich dziobków ptasich płynie pieśń wesela. Wonny owoc przynosi nieupraw na rola,

Pachnącym i różami kw itną w szystkie pola. Tu z młodzieńcami igra pięknych dziewcząt rzesza,

Amor miłosne żarty w drobne sprzeczki miesza. T utaj po śmierci każdy przybyw a kochanek —

Każdemu zdobi włosy z m irtu splecion wianek. K raj zbrodni w niezgłębionej, mrocznej tonie dali,

A wokół się rzek strasznych czarna fala ż a li15.

Tekst Tibullusa jest jednym z pierw szych w poezji śródziemnomor­ skiej opisów podziemnego ogrodu miłości. Teksty pierwszego elegika

rzymskiego, Gallusa, nie dotarły do nas; Sextus Propertius, nieco

m łodszy, przypuszczalnie adaptował już tylko Tibullusa, wiążąc jed­ nak, co dość istotne dla dziejów topiki śródziemnomorskiej, topos Elizjum

14 W iązanie pozostających w opozycji symboli i rozładowywanie napięcia po­ w stającego między polam i symbolicznymi — w arunkow ało zaistnienie idylli już u Teokryta.

15 A l b i u s T i b u l l u s , Pieśni, I 3, w. 57—68. W: R zym ska elegia miłosna.

Wybór. Przełożyła A. S w i d e r k ó w n a . Opracowali G. P r z y c h o c k i , W. S t r z e l e c k i . W rocław 1955, s. 10—11. BN II 90.

(12)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 339

z toposem podróży na w yspy szczęśliwe (na w yspy te, według Greków, m ogły się dostać z Elizjum tylko dusze szczególnie piękne).

Inne cienie łódź wiezie w wieńcach i purpurze, Gdzie wietrzyk miły pieści elizejskie róże, Gdzie m elodyjnie dźwięczy krągły spiż Cybeli, Brzmią cytary lidyjskie i chór się w e s e li16.

Propertius, choć czytyw any i tłumaczony (na polski przez Euzebiusza Słowackiego), nie był nigdy poetą zbyt wysoko cenionym. Dopiero wiek X X miał być czasem sław y rzymskiego elegika. Przypomniał go, oczy­ wiście, Ezra Pound, pisząc w r. 1919 cykl imitacji, zatytułowany Homage

to $ e x tu s Propertius. Kształt toposu został jednak, jak się zdaje, okre­

ślony, i to na w iele wieków, przez tekst Tibullusa. Topos podziemnego ogrodu poeta ten związał z innym, równie często później przypomina­ nym i równie ważną rolę w dziejach literatury europejskiej odgrywa­ jącym toposem. Opis Elizjum w Pieśni I 3 poprzedzony został opisem Złotego Wieku.

O, dobrze ludzie żyli, gdy Saturn p a n o w ał17.

Tylko osiem wersów — będących przywołaniem czasu teraźniejszego, czasu rzezi i ran — oddziela w tekście Tibullusa wspom nienie o Złotym Wieku od marzenia o krainie podziemnego szczęścia. Przypuszczalnie w ięc za sprawą Tibullusa topoi te zaczęto utożsamiać i podróż do Eliz­ jum stała się dla poetów europejskich powrotem w krainę Złotego Wie­ ku — czasu wiecznej wiosny 18. Czasem wiecznej w iosny stało się rów­ nież Elizjum, i po upływ ie czterech wieków Ausonius mógł pisać o ur­ nie trwającej „wśród wiosny w ieczystej”. Ludzie Złotego Wieku nie znali pracy, nie uprawiali z ie m i19. Zmarli przebywający w podziemnym ogro­ dzie również nie m usieli się trudzić i spędzali czas oddając się beztroskim zabawom m iłosnym lub — jak się przekonamy — recytowaniu i słucha­ niu wierszy. Złoty Wiek ow iew any był przez łagodne zefiry 20. W Eliz­ jum Propertiusa „wietrzyk m iły pieści elizejskie róże”.

Antyczny model krainy umarłych chrześcijańskie średniowiecze za­ stąpiło now ym i modelami piekła i raju. Państwo Hadesa i Persefony nie zostało jednak zniszczone. I nie zostało zapomniane. Pisarze łacińskiego średniowiecza, odziedziczywszy po rzymskich elegikach przemieniony i związany z toposem Złotego W ieku topos Elizjum, um ieścili ową krai­

16 S e x t u s P r o p e r t i u s , Elegie, IV 7, w. 59—62. W: R zym ska elegia m i­

łosna, s. 80.

17 T i b u l l u s , Pieśni, I 3, w. 35.

18 Zob. P u b l i u s O v i d i u s N a s o , Metamorphoses, ks. I, w. 107. 19 Ibidem , w. 101—103.

(13)

nę wiecznego szczęścia w podziemiach, które b y ły jednocześnie chrześci­ jańskim piekłem i antycznym Hadesem. Andreas Capellanus, autor napi­ sanej w końcu XII lub na początku XIII w. rozprawy De arte honeste

amandi (tekst zw any także De amore lub Gualterius De am ore), opo­

wiada o dziwnej przygodzie, która przydarzyła się m łodemu człow iekow i zabłąkanemu w lesie. M łodzieniec ten napotkał trzy orszaki widm. Or­ szak pierw szy składał się z bogato ubranych, jadących konno dam i z to­ warzyszących ow ym damom wiernych kochanków. W orszaku drugim również jechały otoczone przez kochanków damy. Tłum kochanków to­ warzyszący tem u orszakowi był jednak skłócony i krzykliw y. Orszak trzeci wreszcie składał się z dam ubranych w łachmany, a jadących na chudych i nędznych koniach. Damom ow ym nikt nie tow arzyszył. \Jak łatwo się dom yślić, orszak pierw szy tw orzyły kobiety, które za życia kochały mądrze i wiernie, orszak drugi kobiety rozdające niegdyś sw e łaski wszystkim , którzy o to prosili, a orszak trzeci te, które były nie­ ubłagane, gardziły m iłością i odrzucały prośby kochanków. Postępując za ow ym i orszakami widm, bohater opow ieści dostał się do podziemnej kra­ iny miłości.

Owo państwo um arłych kochanków opisane przez Capellanusa przy­ pomina tak ziem ski raj, w którym znalazł się Gonzalo de Berceo, jak i Elizjum Tibullusa czy Propertiusa. W ogrodzie miłości, pod drzewem rodzącym przez cały rok w szystkie ziem skie owoce, siedzą na tronach król i królowa, rządzący podziem nym państwem . Pod drzewem w ytrys­ ka źródło, a jego słodkie w ody przepływ ają strum ieniam i przez ogród, wijąc się wokół okrytych kw iatam i posłań, na których spoczywają ko­ chankowie przybyli w pierw szym orszaku. Ten ogród m iłości zwie się Am oenitas („zachwycające, rom antyczne położenie albo okolica” 21). Przypom inając przem ienione w podziem ny raj Elizjum, Capellanus przy­ wołał jednak również topikę chrześcijańskiego piekła. Topografia pod­ ziemi w De arie honeste amandi zapowiada już strukturę piekieł Dan­ tego. Ogród zw any Am oenitas otoczony jest bow iem przez dwa kręgi piekielne. Krąg pierw szy, Humiditas, przeznaczony jest dla dam z dru­ giego orszaku. W ody ze źródła m iłości, rozlewając się tam, tworzą bagno. Krąg drugi, zw any Siccitas, jest wypaloną pustynią. Na pobyt w owym kręgu, wśród ciernistych krzewów, na spalonym przez słońce pustkowiu, skazane są nieszczęsne i nieużyte dam y z trzeciego orszaku 22.

21 Słow nik łacińsko-polski. Według słow nika H. M e n g e g o i H. K o p i i o p ra­ cował K. K u m a n i e c k i , W arszawa 1964, s. 34.

22 Tekst C a p e l l a n u s a omawiam za: C. S. L e w i s , The Allegory of Love.

A S tu d y in M edieval Tradition. Oxford 1953 (wyd. 1: 1936), s. 37—39. Capellanusa

i jego dzieło przypom niał w Polsce, na przełomie w. X IX i XX, E. P o r ę b o ­ w i с z (Teoria średniowieczna „miłości dw ornej”. W: Studia do dziejów literatury

(14)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 341

Zmarłym kochankom chrześcijańskiego średniowiecza zaczął więc, od czasu Capellanusa, zagrażać pokutny pobyt na bagnach lub na pustyni. Zagrażał im jednak zawsze. Ausonius, ewokując w cytow anym epitafium marzenie o nieśm iertelności i wiecznym szczęściu w Elizjum, w innym tekście, zatytułowanym Cupido cruciatus, tak przedstawiał podziemną krainę „nieszczęsnych kochanków”:

W ędrują dnem lasów głębokich, w poświacie przyćmionej, pośród długo­ włosych trzcin i maków pochylonych sennie, wśród jezior, gdzie woda nie pluszcze, i bezszm ernych strum ieni, na których brzegu, w sm utnej mgle, więdną bezsilne kwiaty, niegdyś imiona królów i młodzieńców, pożegnane łz a m i23.

Marzenie o Elizjum nie zostało więc przez Capellanusa zakłócone.

Topos — choć przemieniony, bo już schrystianizowany — był nadal rów­

nie piękny. Mogli go przeto spokojnie podjąć poeci następnych wieków. W Elizjum Ronsarda będzie znów panować wieczna szczęśliwość. Szczę­ śliw ość nie zakłócona ani — jak u Tibullusa — ewokacją tonącego w mrocznej, niezgłębionej dali Tartaru, ani — jak u Capellanusa — ewokacją bagnistego i pustynnego kręgu. Antyczny model podziemnej krainy, antyczny model marzenia, model Tibullusa i Propertiusa, powra­ ca w chwale i uniezależnia się — na chwilę tylko — od modelu chrześci­ jańskiego.

Mais souffrant doucement le joug de ton Empire, Tant soit-il rigoureux,

Dans les Champs Elysé’s un m êm e navire Nous passera tous deux.

[ 1

Où le m ollet Zéphyrc en haletant secoue De soupirs printaniers

Ores les orangers, ores mignard se joue Entre les citronniers.

Là du plaisant avril la saison im m ortelle Sans échange se suit;

La terre sans labeur de sa grasse mamelle, Toute chose y p ro d u it24.

Ale najsłodszym jarzm em będzie mi tw a wola, Każde słowo — rozkazem

I kiedyś jedną łodzią w Elizejskie Pola Będziemy płynąć razem.

23 Cyt. za: Muza rzym ska, s. 135.

24 Tekst francuski cyt. za: P. de R o n s a r d , Les Am ours. Paris 1964, C han­ son III, s. 402. Tłum aczenie polskie w: P. de R o n s a r d , Poezje. W ybór. P rze­ łożyli L. S t a f f , M. W r o n e k a, L. E. S t e f a ń s k i . Wybór opracow ał i w stę­ pem opatrzył A. S a n d a u e r . W arszawa 1956, s. 112—113. Przekład L. E. S t e ­ f a ń s k i e g o .

(15)

[ ] Gdzie wesoło kuglując Zefirek skrzydlaty Wonie wiosny przywiewa

Pomiędzy pom arańcze lub otrząsa kw iaty Z cytrynowego drzewa.

Bez żadnych zmian n astaje w owym rajskim k ra ju K w ietnia pora łaskaw a,

Ziemia bez pracy z tłustej piersi urodzaju Wszelkie rzeczy tam dawa.

W Elizjum Ronsarda rządzi w ięc nie Kronos, lecz Saturn. Marzenie o pośm iertnym szczęściu jest już zidentyfikow ane z marzeniem o Zło­ tym Wieku. Złoty Wiek jest zresztą niedaleko, tuż obok. Poeci renesan­ su m usieli w to w ierzyć równie głęboko jak Vergilius, który — na ileż to w ieków przed Ronsardem! — sądził, że rządy Saturna rozpoczną się niebawem, gdy tylko narodzi się Dziecko, w ten sposób topos um ieszczany w czasie przeszłym przesuwając w niedaleką przyszłość. Poświadczają ową wiarę teksty Ronsarda i Fray Luisa de León, poświadczają też i sie­ lanki Szymona Szym onowica, który model marzenia gotów był, jak się zdaje, uznać za model kulturowy, godny i bliski rychłego urzeczyw istnie­ nia. Marzenie o rychłym nadejściu Złotego W ieku musiało być jednak krótkotrwałym złudzeniem . Topos zaczyna bowiem już w XVI w. zm ie­ niać sw e znaczenie. Nadal piękny, podziem ny ogród rozkoszy, ogród Sa­ turna, nie będzie już niebawem dostępny dla wszystkich. Sławne pary szczęśliw ych kochanków, jeszcze u Ronsarda błądzące na kw ietnych łą ­ kach, ustąpią m iejsca wybranym spośród wybranych. Topos, poprzez któ­ ry ewokowano potąd powszechne marzenie człowiecze, będzie teraz za­ pisem marzenia profesjonalnego i indywidualnego.

W XVI wieku podziem ny ogród m iłości stał się m iejscem pobytu dusz w ielkich ludzi. N ie zm ienił się krajobraz, zm ienili się tylko m ieszkańcy Elizjum. Marzenie o szczęściu doczesnym łączyło się wówczas prawie zawsze z m arzeniem o życiu w samotności. Sym bolem vida retirada b y ł ogród na zboczu góry, który opisyw ał Fray Luis de León, czy lipa Jana Kochanowskiego. Przyw ołując topos Elizjum, zaczęto natom iast ew oko- wać marzenie o pośm iertnym obcowaniu z duszam i w ielkich Europejczy­ ków. Przede w szystkim z duszami poetów. Za życia szczęśliw y, gdy sa­ m otny — poeta Europejczyków m iał po śmierci znaleźć szczęście w gronie sw ych w ielkich poprzedników. Marzenie o pośm iertnym szczęściu popio­ łów, o rozkoszach zm ysłow ych trw ających całą wieczność, a więc o nie­ śm iertelności ciała, stało się nieco skrom niejszym marzeniem o nieśm ier­ telności tekstu poetyckiego. Elizjum Kochanowskiego przypomina i pod­ ziemia Tibullusa, i podziemia Ronsarda:

(16)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 343 Mnie, co niewinny schodzę do Styksu strum ieni,

Błoń czeka przeznaczona dla pobożnych cieni, Tam nieznane są trudy, nieznany płacz łzawy. Tylko rozkoszne tańce, śpiewy i za b aw y 25.

Te Pola Elizejskie nie są już jednak tylko ogrodem miłości. Wśród pobożnych cieni jest bowiem Safo i Orfeusz, uderzający w „słodkie stru­ n y ”, i Lucretius, „chwała latyńskiej krainy”. Obecność w Elizjum auto­ ra De rerum natura nie powinna nas dziwić. Lucretius był co prawda pierwszym poetą, który odważył się wyśm iać wiarę w istnienie podziem­ nej krainy c ie n i2G, ale Kochanowskiemu epikurejski ideał: voluptas in

stabilitate, m usiał być dość bliski. Um ieścił zresztą wśród pobożnych cie­

ni nie tyle Lucretiusa-filozofa, ile Lucretiusa-poetę. Wyparł się bowiem w tym samym tekście bezbożnej epikurejskiej mądrości:

Nie uznaję bezbożnej mądrości, co tuszy, Ze śm ierć ciała zarazem jest i śmiercią duszy,

Ze bogów obojętnych rój w przestworzach błądzi,

A spraw am i ludzkim i traf, nie rozum rządzi.

Ta polemika z Epikurem i Lucretiusem była konieczna, stwarzała bo­ wiem, po um ieszczeniu autora De rerum natura w Elizjum, niezbędny kontekst dla frazy:

I mnie przyjm ą, gdy życia dokonam, te kraje.

Mnie, czyli moje wiersze. Mnie, czyli moją duszę zawartą w w ier­ szach. Nieśm iertelna dusza jest bowiem w tym tekście nie tyle duszą wiernego a nieszczęśliw ego kochanka, nie tyle ową szczęśliwą duszą, garstką popiołów w urnie, która u Ausoniusa trwa wśród w iosny w ie­ czystej, ile duszą poety. Rzecz warta jest udowodnienia. Kontekst, w ja­ kim owa nieśm iertelna dusza pojawia się w łacińskim tekście Kocha­ nowskiego, pozwala nam m yśleć o białym łabędziu z O d y XX Horatiusa, w zlatującym w niebo, a będącym symbolem nieśm iertelności poetyckiej. Myśl o nieśm iertelności duszy umieszczona jest bowiem w Elegii Kocha­ nowskiego tak w kontekście minojskiej sym boliki podziemi, jak i w kon­

25 J. K o c h a n o w s k i , Elegie, II 10. W: Elegii ksiąg czworo. Przełożył L. S t a f f . W arszawa 1955, s. 62.

26 T i t u s L u c r e t i u s C a r u s , O naturze wszechrzeczy. W przekładzie E. S z y m a ń s k i e g o . Do druku przygotowała I. K r o ń s k a . K om entarzem opatrzył K. L e ś n i a k . W arszawa 1957, ks. VI, w. 762—766, s. 241:

Trza nie wierzyć jedynie, że tam są Orku przedsienia — Bo potem już idą baśnie o A cherontu cieniach,

O w yw abianiu duszy z ciała w podobny sposób, Jak pono żmij gromady w yw abia z gęstych wrzosów

Węchem swym jeleń chyży. Wszystko to włóż między baśnie.

(17)

tekście symboliki, również prawdopodobnie kreteńskiej, przestrzeni na­ pow ietrznych 27. Elegia ta kończy się frazą:

I o ziem rzuconego podniesie w gwiazd roje.

To marzenie o anabazie, o napowietrznych wyspach szczęśliwych, znajduje się także w Odzie X X Horatiusa:

Nie um rę i Styksowe nie skryją mnie fale 28.

Przypom nijm y, że K ochanowski im itow ał Odę X X (w Pieśni XXIV), a marzenie o anabazie zapisał także w zakończeniu M uzy („przeniknę obłoki”). Marzenie ewokow ane w e frazie z łacińskiej Elegii

I mnie przyjm ą, gdy życia dokonam, te k raje

jest więc prawdopodobnie, zw ażyw szy na m ożliwość związania tekstu

Elegii z tekstem O d y Horatiusa, identyczne z m arzeniem ewokowanym

przez Kochanowskiego w im itacji (w. 16— 20 Horatiusa):

0 mnie M oskwa i będą wiedzieć Tatarow ie, 1 różnego m ieszkańcy św iata Anglikowie;

Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają, K tórzy głęboki strum ień Tybrow y p i j a j ą 29.

„Te kraje” : kraje napowietrzne i kraje podziemne, kraje przyszłości (Moskwa i Anglikowie) i kraje, w których mieszkają poeci czasu prze­ szłego, Lucretius i Safo. „Te kraje” : terytoria sław y poetyckiej.

Tak przem ieniony przez poetów renesansu topos Elizjum, będący już raczej ewokacją marzenia o pośmiertnej sław ie niż marzenia o nieśm ier­ telności ciała, odziedziczył w iek XVII. Elizjum, które opisał Robert Her­ rick w wierszu The Apparition of his Mistresse calling him to Elizium

(Zjawa kochanki, w z y w a ją c a poetę do Elizjum), było, podobnie jak pod­

ziem ne państwo szczęśliw ych kochanków Ronsarda, krainą, w której panuje Saturn:

27 Zob. K r o k i e w i c z , op. cit., s. 55—56: „Jeżeli przypuścim y, że podanie 0 »wyspach szczęśliwych«, pojętych jako ciała niebieskie, należy do zasięgu za­ m ierzchłej k u ltu ry kreteńskiej, to gryfy i ich skrzydła na sarkofagu z H a g i a T r i a d a można tłum aczyć jako symbol a n a b a z y, czyli pośm iertnej podróży duszy nie w dół, pod ziemię, lecz w górę, do »nieba«. Zdaje się w ogóle, że w y­ obrażenia orfików o m iejscu wiecznej kary i m ęki [...] należy w yprow adzać z w ie­ rzeń m inojskich”.

28 Q u i n t u s H o r a t i u s F l a c c u s , Ody, II 20. Cyt. za: H o r a c y , W ybór

poezyj. Przełożył i opracow ał J. Z a w i r o w s k i . K raków 1923, s. 140. BN II 25.

29 J. K o c h a n o w s k i , Pieśni. Księgi wtóre. W: Dzieła polskie. Wstępem 1 przypisam i opatrzył J. K r z y ż a n o w s k i . Wyd. 2, zupełne. T. 1. W arszawa 1953, pieśń XXIV, s. 342.

(18)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 345

Here in green Meddowes sits eternall May, Purfling the Margents, while perpetuall Day So double gilds the Aire, as that no night Can ever rust th ’Enamel of the lig h t30.

Tu na zielonych łąkach wieczny mieszka m aj, H aftując błonie, gdy bez końca dzień

Złoci powietrze, aby nigdy noc Polewy św iatła nie mogła okryć rdzą.

Topos podziemnego ogrodu był więc nadal wiązany z toposem Złotego

Wieku. W siedem nastowiecznym Elizjum Herricka nie uprawiana ziemia rodzi kw iaty i balsamiczne zioła, nieznane są choroby, a róże nigdy nie więdną. A le wypowiedzenie człowieczych marzeń o Złotym W ieku i nie­ śm iertelności ciała nie było już dla Herricka tak ważne, jak w ypow ie­ dzenie marzenia poety o spotkaniu wielkich dusz i nieśm iertelności tek­ stów. Krajobraz Elizjum, krajobraz Złotego Wieku, jest tylko tłem , na którym dochodzi do spotkania poety — wiedzionego przez zjawę kochan­ ki — z w ielkim i duszami literatury europejskiej. W Elizjum Herricka jest i Homer, i Ovidius, i Pindarus, i Catullus. Także zmarli poeci an­ gielscy: Ben Johnson i Beaumont, i Fletcher („Beaumont and Fletcher,

Swans"; zmarli poeci są łabędziami; Herrick, podobnie jak Kochanow­

ski, przypomina więc marzenie Horacjańskie, zapisane w Odzie XX). Zjawa kochanki mówi:

Ile bring thee Herrick to Anacreon,

Quaffing his full-crow n’d bowles of burning Wine, A nd in his Raptures speaking Lines of Thine.

Zawiodę cię, H erricku, tam gdzie Anakreon, U pijając z pucharów płonącego wina,

W natchnieniu tw oje wiersze mówić już zaczyna.

Nie tańcem i śpiewem , lecz recytowaniem poezji zabawiają się więc teraz m ieszkańcy Elizjum. N ieśm iertelny Anakreon wygłasza wiersze śm iertelnego Herricka. Narrator (i poeta) czyni nieśmiałą aluzję: być może, w iersze Herricka są nieśm iertelne.

Topika dwóch tekstów Horatiusa będących zapisem marzenia o n ie­ śm iertelności dzieła poety — O d y X X z księgi II i O dy X X X z księgi III — okazała się niesłychanie żywotna. Ironiczne lub dumne, lub żałosne

„Exegi m onum entum aere perennius...” rozbrzmiewało i w w ieku XIX,

i w wieku X X . Sym bolikę ody „Non usitata nec tenui jerar...” przywo­ łał w X X w. Jorge Guillén w wierszu El cisnę (Łabędź). Stopione z przed­ staw ieniem Elizjum marzenie o nieśm iertelności dzieł poety pojawiło się

fl0 Cyt. za: The Poems of R. Herrick. Edited by L. C. M a r t i n . London 1965, s. 205. „Oxford Standard A uthors”.

(19)

jeszcze w początkach w. XIX, gdy Batiuszkow napisał wiersz К Taccy.

„Бессмертный поет” znalazł się oczyw iście na Polach Elizejskich, a pod­

ziemna kraina kochanków, którą rządził jeszcze w XVII w. Saturn, stała się państwem Apollina: „В Элюия теперь вас музы сьединшш” 31 („Teraz w Elizjum m uzy was złączyły”).

Przem ienny niegdyś topos Elizjum był dla Batiuszkowa — użyjm y sform ułowania Michała G łowińskiego — „obiegową skam ieliną”. B ył sto­ sownym otwarciem wiersza, stosow nym przypomnieniem, że więż z w y ­ obrażeniami poetów antycznych nie została zerwana. A le związki naszego

toposu z topoi Złotego W ieku i ogrodu miłości, oczyw iste jeszcze dla

K ochanowskiego i Herricka, albo zostały wówczas zapomniane, albo były już dla poetów późnego klasycyzm u nieistotne. Dopiero poeci drugiej połow y X IX w. m ieli topos ten ponownie ożywić i ponownie przemienić.

3

Zejście do piekieł było dla Baudelaire’a zejściem w głąb siebie. Jung rzekłby, że było zejściem w sztolnie indywidualnej podświadomości. Ale poeta, który przem ienił topikę wiersza francuskiego, opisując ową podróż w głąb siebie, w przepaść podświadomości, posługiwał się symboliką kul­ turową. Po to, by sym bolikę tę bezlitośnie niszczyć. Marzenie Tibullusa i Ronsarda, marzenie o w iecznym szczęściu w ogrodzie miłości, uznał Baudelaire w sonecie De profundis clamavi za marzenie przeklęte, które nie powinno nigdy się zrodzić:

Je jalouse le sort des plus vils anim aux

Qui peuvent se plonger dans un sommeil s tu p id e 32

Zwierzętom najpodlejszym zazdroszczę więc losu, Bo sen je w odrętw iałość bezmyślną spowija:

Marzenie jest przeklęte, ponieważ w ieczne szczęście w podziemnym ogrodzie okazało się w iecznym cierpieniem . Ogród ów jest bowiem pu­ stynią:

Un soleil sans chaleur plane au-dessus six mois,

Et les six autres mois la nuit couvre la terre; C’est un pays plus nu que la terre polaire;

— Ni bêtes, ni ruisseaux, ni verdure, ni bois!

31 K. H. Б а т ю ш к о в , Полное собрание стихотворений. Москва—Ленинград 1964, s. 83.

32 Tekst francuski cyt. za: Ch. B a u d e l a i r e , Les Fleurs du Mal. P aris 1964, s. 45. Tłumaczenie polskie S. K o r a b - B r z o z o w s k i e g o w: Ch. B a u d e ­ l a i r e , K w ia ty zła. W ybór. Opracował i wstępem opatrzył M. J a s t r u n . W ar­ szawa 1958, s. 55.

(20)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 347

Słońce bez żaru nad nim wznosi się pół roku, Drugie pół roku ziemię okrywa noc czarna; Jest to kraj bardziej nagi niż ziemia polarna; Ni zwierza, ni zieleni, ni drzew, ni potoku!

Pustynne podziemia Baudelaire’a są straszniejsze niż smutna kraina cieni Ausoniusa czy Siccitas Capellanusa. Dusze ani złe, ani dobre, błą­ dzące na Asfodelow ych Łąkach, m ogły — jak sądzili Grecy — liczyć, że po upływ ie roku lub kilku lat dostaną się do Elizjum. Naw et zabójcom, zepchniętym na samo dno Tartaru, nie była odebrana ta nadzieja.

Gdy uniesieni prądem dostaną się do Jeziora Acheruzyjskiego — czyta­ my w Fedonie — zaczynają jedni i drudzy głośno przywoływać swoje ofiary, a potem błagają je, aby pozwoliły im wejść do jeziora i przyjęły ich u siebie, Jeżeli im się uda przebłagać swoje ofiary, wchodzą i uw alniają się od cier­ pień 4

W spustoszonym ogrodzie Baudelaire’a konające serce kochanka zbyte jest jakiejkolwiek nadziei. Może tylko zazdrościć zwierzętom. Może ty l­ ko marzyć o zapadnięciu w bezm yślny sen, o śmierci ostatecznej. Trwanie po śmierci, podobnie jak trwanie za życia (dla Baudelaire’a życie jest śmiercią nieustającą i w wieloznacznym tekście sonetu serce kona w pod­ ziemiach po śmierci i w podziemiach za życia), jest w iecznym cierpie­ niem. Podziemny ogród utożsamiony został przez Baudelaire’a z Dantej­ skim piekłem . W ogrodzie opisanym przez Szenwalda w Kuchni m o je j

m atki są śnieżyste hiacynty i nasturcje, pinie i trawniki. W ogrodzie

w ieje „wiatr poranny” — wspom nijm y m iłe zefiry Propertiusa i Ronsar- da — i św ieci słońce. N ie Baudelaire’owskie „un soleil sans chaleur”, słońce zimne i świecące nad ziemią polarną, lecz słońce, „które kochasz”. Jest to bardzo piękny ogród, pełen wonnych roślin. Dziedziniec przestron­ nego domu, o którym mowa w Introdukcji, jest, pamiętamy, „oblany za­ pachem ogrodów”. A le m iędzy opisem ogrodu, w którym znalazł się narrator w Introdukcji, a opisem ogrodu w Drugim przejściu przez kuch­

nią znajduje się część zatytułowana Kom entarz pierwszy: krajobraz pod­ ziemia. Oto ów krajobraz:

Srebrzyste rozpadliny, luetyczne krzaki, wielkie, m ętne jeziora, trzcin um arłych kępy, dna, po których księżyce łażą jak robaki.

U Capellanusa pustynne i bagniste kręgi otaczały ogród zw any Am oe- nitas. U Tibullusa kraina strasznych rzek, widziana z Elizjum, tonęła w mrocznej dali. Przypom nienie krajobrazów Tartaru służyło podkreśle­ niu piękności idyllicznego ogrodu. U Szenwalda piekło otwiera się w środku ogrodu. Ten krajobraz podziemia nie jest, jak krajobraz w so­

(21)

necie B a u d e la ire ’a, nagi i p u sty n n y . Z am glona k rain a, gdzie w dolinach ro sn ą zioła będące sym bolam i śm ierci i cierpienia, „pom o rnik i p io łu n ”, p rzy p om in a raczej b ło tn iste k ręg i p iek ła D antego, gdzie ro sły tru ją c e owoce, liście nie b y ły zielone, lecz ogniste, a nad m rocznym i w odam i unosiła się m ętn a m gła 3ł, lu b podziem ia z baśni S o kratesa, podziem ia, przez k tó re p rz e p ły w a ły „ stru m ie n ie płyn nego b ło ta ” 35. W zam glonej k rain ie cieni A usoniusa w iędły sm u tn e k w iaty , w k tó re p rzem ienieni zostali p ięk n i m łodzieńcy: N arcyz i H iacynt, K ro k u s i Adonis. Podobnie w p rzem ien io ny m ogrodzie Szenw alda czarnoziem „rodzi sam e d rapieżn e lu b sm u tn e ro ślin y ”.

A le w rad o sn y m E lizju m A usoniusa szczęśliw e popioły trw a ły w śród w iosny w ieczy stej. W podziem iach Szen w alda popioły idą n a użyźnienie ziem i:

C zarn oziem , p o m iesza n y z w a p n em i p op iołem , rodzi sa m e d rap ieżn e lu b sm u tn e roślin y.

P rzem ian y , jak ie przechodził topos E lizju m od w. XVI, nie pozostały n iew ątp liw ie bez w p ły w u na te n opis podziem nego k rajo b raz u . Model, w k tó ry m m arzen ie o szczęśliw ej k ra in ie zm arły ch w iązano z m arze­ n iem o w iecznej w iośnie — a w ięc o Z ło ty m W ieku — sta w ał się za­ pew n e z la ta m i m odelem coraz m n iej m ają cy m w spólnego z m arzeniam i E urop ejczy kó w . N ie pozostała też zapew ne bez w p ły w u na podziem ny k ra jo b ra z w poem acie S zenw alda sied em n asto - i osiem nastow ieczna dy s­ k u s ja m iędzy zw o len n ikam i ogrodu fran cuskieg o a m iłośnikam i p a rk u angielskiego. A tak ż e id y lle ogrodow e m odernistów , k tórzy , p rzy w o łując i s ta ra ją c się ożyw ić zak w estio no w any w ko ńcu X V III w. p rzez S ch illera

topos, zdecydow ali się n a pow ró t nie do ogrodu francuskiego, gdzie

p an o w ała w ieczna w iosna, lecz do jesiennego p a rk u angielskiego. M arze­ n ie o szczęściu w w io sen n y m ogrodzie i o w iecznym m a ju m ożna było w X X w. k u p ić jeszcze za cenę sty lizacji. C enę ta k ą zapłacił G ałczyński, pisząc id y llę z a ty tu ło w a n ą M aj c zyli M aius. M aius je s t w ieczny. M aj, n ieste ty , nie. P ró b a z id en ty fik o w an ia ty ch dw óch rzeczow ników m usiała się w ięc zakończyć b ezm y śln ą a k c e p ta c ją antycznego m odelu m arzenia. P rz y p o m in a n ie tak ic h m odeli, sk o n stru o w a n y c h w czasie m inionym , cał­ kow icie zasp o k aja am b icje sty lizatorów . Szenw ald pisząc K u ch n ię m o je j

m a tk i nie b y ł jeszcze sty liza to re m . W poem acie z a w a rta je st odpowiedź

n a p y tan ie, w ja k im kształcie topoi T ib u llu sa i P ro p e rtiu s a m ogą się jeszcze pojaw ić w czasie teraźn iejszy m . M anifesto w ana o tw arcie i głoś­ no — w K o m e n ta rzu do S c e n y p r z y str u m ie n iu — m iłość do poetów

1,4 D a n t e A l i g h i e r i , L a D i v i n a C o m m e d ia . U l n f e r n o , X III, w . 4— 6; IX , w . 78.

(22)

O G R Ó D P E R S E F O N Y 349 czasu m inionego nie przeszkodziła Szenw aldow i w k o n fro n to w an iu wzo­ rów pozostaw ionych przez ty ch poetów z m odelam i k u ltu ro w y m i czasu teraźniejszego.

Po L es F leures du M al, po dośw iadczeniach, k tó re sta ły się udziałem sym bolistów i nadrealistów , m arzenie o v e r p erp etu u m , ew okow ane — ja k u G ałczyńskiego — poprzez topikę i słow nictw o czasu przeszłego, m ogło doprow adzić ty lk o do k lęski poetyckiej. W ieczna w iosna — la

saison im m o rte lle R onsarda, eternall M ay H errick a — stała się u Szen­

w alda w ieczną jesienią. K ra jo b ra z E lizjum , k ra jo b ra z Joachim a P a tin i- ra — n a w spom nianym już obrazie Charon przew ożący duszą przez

S ty k s w p raw y m doln y m rogu m alarz te n p rzedstaw ił oddzieloną d rz e ­

w am i od in fe rn aln y c h regionów T a rta ru ukw ieconą łąkę, nad k tó rą fru w a ją p ta k i — s ta ł się k rajo b raz e m godnym pędzla A ltd o rfe ra :

S ta w id ła z m ły n em , który m g łę kraje n a strzępy; grzyb y w ie lk o ś c i dębów : łeb ta k ieg o grzyba p e łn y je s t jam , do których n ie ła tw e d ostęp y!

W ogrodzie, k tó ry m w ład ali niegdyś S a tu rn i K ronos, zaczęła rz ą ­ dzić stra szn a bogini H ekate. J e j to bow iem dana była, ja k sądzili s ta ­ rożytni, moc p rzem ian y k w itn ącej ziem i w przerażającą, in fe rn aln ą otchłań. G dy w księdze XIV M etam o rfoz O vidiusa C irce w ezw ała H ekate,

W strząsła się dolina, L as zadrżał, zżó łk ły d rzew a, a na b lisk ą traw ę Jak g d yb y z rosą k rople w y stą p iły k rw a w e. D a ł się sły sz e ć stu k g ła zó w i p só w g łośn e w y cia I szp etn e czarne żm ije w y p e łz ły z u k r y c ia 36.

M ieszkająca w T a rta rz e H ek ate b yła niegdyś jed n y m z w cieleń T ró j- bogini.

K ora, P e r se fo n a i H ek a te — p isze R obert G raves — b y ły b ogin ią w T ria ­ dzie jak o D ziew czy n a , N im fa i Stara K ob ieta. Lecz b ogin i n o siła og ó ln e im ię D em eter, a im ię P ersefo n a n ad an o K orze, co sta ło się p ow od em za m iesza n ia w m ito lo g ii.

H ek ate je st w ięc — w in n y m w cieleniu — P ersefoną. Niszcząca moc, k tó rą obdarzona b y ła ta straszn a bogini, przysłu giw ała tak że Persefo nie. Pośw iadcza to znaczenie trz e ch imion, k tó ry m i sta ro ż y tn i o b d arzali p a ­ n ią podziem i. Im ię P ersep h o ne wyw odzi się z phero i phonos, co znaczy: „ta, k tó ra przynosi zniszczenie” . Im ię P e rse p h a tta (używ ane w A tenach) w yw odzi się z p tersis oraz ephapto i znaczy: „ta, k tó ra u tw ierd z a znisz­

1,8 P u b l i u s O v i d i u s N a s o , M e t a m o r p h o s e s , ks. X IV , w . 402— 406. C yt. za: O w i d i u s z , P r z e m i a n y . P rzek ład w w y b o rze w e d łu g B. K i c i ń s k i e g o . W y­ boru dok on ał, w stę p e m i ob ja śn ien ia m i op atrzył J. K r ó k o w s k i . W rocław 1953, s. 263. B N II 76. W szy stk ie p o lsk ie cy ta ty pochodzą z te g o w y d a n ia .

(23)

czenie” . Im ię P ro z erp in a (używ ane w Rzym ie) oznacza: „ p rz e ra ż a ją c a ” 37. Zniszczenia E lizju m w poem acie Szenw alda, p rzem ian y k rajo b raz u w io­ sennego ogrodu w k ra jo b ra z zam glony i jesien n y m ogła w ięc dokonać i H ekate, i P ersefon a, i H ek ate-P ersefo n a. Ale Elizjum , ja k ju ż stw ierd zi­ liśm y, było niegdyś w yłączone spod w ładzy H adesa i P ersefo n y . Czy więc królow a podziem i m ogła się w nim pojaw ić? Czy P ersefo na m ogła znisz­ czyć zawsze o k ry ty k w ia ta m i i zawsze zielony ogród? Ogród, w k tó ry m

są „śnieżyste h iacy ntó w zw a ły ” ? Odpow iedź na te p y tan ia jest dość w aż­ na. Pozw oli nam bow iem m oże z kolei odpow iedzieć na c e n traln e p y ta ­ nie p oem atu, k tó re p o jaw ia się w n astęp n y m fragm encie K u c h n i m o je j

m a tk i, z a ty tu ło w an y m D rugie przejście p rzez k u c h n ię :

C zyja p od stęp n a p asja pod ostrza g ilo ty n od d ała ten p rzep y szn y p o d sło n eczn y ogród? C zyja ręka szp erała pod każdym w y k ro tem , się g a ła po n a stu rcje, g w a łciła w in ograd ,

n a d tr a w n ik ie m ro zp ięty w n a jś p ie w n ie js z e lin ie ? K to z ig la ste j urody obdarł w sz y s tk ie pinie?

Szenw ald nie odpow iedział w p ro st na te p y tan ia, w ten sposób s ta ­ w iając nas przed koniecznością p a ra fra z o w a n ia lub szu kan ia ko n tek stu kulturo w ego , k tó ry um ożliw iłby znalezienie odpowiedzi. P a ra fra z a jest zabiegiem niebezpiecznym i pow inna chyba być u p raw ian a ty lk o w ów ­ czas, gdy inne sposoby odczy tania w ieloznacznego k o m u n ik a tu p o etyc­ kiego są niem ożliw e. S p ró b u jm y w ięc poszukać k o n te k stu i pow róćm y do początków toposu.

4

Choć ogród n a P olach E lizejskich nie n ależał do P ersefon y, przyszła królow a podziem i, nim została porw an a przez H adesa, p o jaw iała się czę­ sto w idyllicznym k rajo b raz ie. W ta k im w łaśn ie krajo b razie, p rzypo m i­ n a jący m n iew ątp liw ie k ra jo b ra z E lizjum , um ieścił zbierającą k w ia ty P e r ­ sefonę O vidius:

L as w ie ń c z y cich e w o d y i ja k b y za sło n ą L iśćm i sw y m i od słoń ca strzeże je dokoła. G a łęzie ch ło d ek dają, ziem ia w o n n e zioła, W ieczna w io sn a p an u je. W ty m ga ju szczęśliw a F rozerp in a, gd y lilie i fijo łk i z r y w a 38.

Ziem ski ogród P e rse fo n y um ieścił O vidius w pobliżu m iasta E nna w środkow ej Sycylii. Tam w łaśnie H ades dostrzeg ł córkę D em eter i s ta m ­

37 G r a v e s , op. cit., 24. 1, 24. 2, t. 1, s. 93. 1,8 O v i d i u s , op. cit., ks. V, w . 391— 395, s. 92.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nęcka określa Kruszyńskiego jako pisarza, który „literacko przetwarza węzłowe momenty własnej biografii” (s. 95), a jego prozę jako narrację uniwersalizującą, głos

The British and German Air Force had already introduced the fi rst jet combat aircraft when in 1948 the British Gloster Meteor was introduced in the Dutch Military Avia-

methodical series of four bladed Surface Piercing Propellers (SPP), Rolla Series Polynomials derived to describe the thrust and torque coefficients enable computer aided selection

W teologiczno-duszpasterskiej perspektywie badawczej, w której umieszczamy nasz artykuł, przekłada się to na konieczność uwzględ- nienia osobowej natury kobiet i mężczyzn

[r]

К состоянию современной литературы Астафьев постоянно возвращается в своих письмах, в одном из которых вновь напоминает об ответственности писа- теля

In de proeven is de invloedsfactor voor ruwheid bepaald door de oploophoogte welke door 2% van de golven wordt overschreden te vergelijken met een denkbeeldige

Based on the data the models of spatial variability of the calorific value in the deposit were created using the ordinary Kriging method and the direct sequential simulation