• Nie Znaleziono Wyników

Porównanie to jeszcze nie dowód : przedmiot, metody, programy

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Porównanie to jeszcze nie dowód : przedmiot, metody, programy"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

René Etiemble

Porównanie to jeszcze nie dowód :

przedmiot, metody, programy

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/3, 311-332

(2)

RENÉ ETIEMBLE

PORÓW NANIE TO JESZC ZE NIE DOWÓD P R Z E D M IO T , M ETO D Y , P R O G R A M Y

Z akładając, że zdołam y rozw iązać problem w łaściw ie nierozw iązal- ny — co w inno stanow ić przedm iot, a także jakie są m eto dy i zadania lite ra tu ry porów naw czej? W ciągu osiem dziesięciu lat napisano na ten tem at ty le książek, że m ożna by nim i w ypełnić bibliotekę szanującego się człow ieka, d odajm y więc jeszcze kilka stron, choćby po to, by w y ­ jaśnić w skazania kongresów , które odbyły się w Chapel Hill w 1958 oraz w Budapeszcie w 1962 rok u 1.

Dwie „szkoły”

Nie m ogłem n a czas udać się do C hapel Hill, gdzie oczekiw ali m nie am eryk ańscy koledzy oraz sty p en d iu m F u n d acji Forda, poniew aż nie otrzym ałem am ery kań sk iej wizy. Żałow ałem tego w kroczenia polityki w k u ltu rę , ty m b ardziej że gdybym był tam w ygłosił re fe ra t, może m niej b ru ta ln ie u jaw n iłb y się spór k o m p aratystó w „szkoły fra n c u sk ie j” i „szkoły am e ry k ań sk ie j” , zaś pani N ieupokojew a m iałaby m niej pod­ staw , by głosić, że z roku n a rok rozdział m iędzy koncepcją fran cu sk ą a am ery k ań sk ą sta je się w yraźniejszy, a przepaść głębsza.

N ikt nie neguje, że dw ie „szkoły” — czy raczej ten den cje — różnią [R e n é E t i e m b l e (u r. 1910) — p ro fe s o r l i te r a tu r y p o ró w n a w c z e j S o rb o n y , k r y ­ ty k lite r a c k i i e s e is ta (H y g iè n e d e s le ttr e s , od 1952 — d o tą d 4 to m y ; S u p e r v ie lle , 1960;

P a r le z -v o u s fra n g la is? 1963); z d z ie d z in y li t e r a t u r y p o ró w n a w c z e j o g ło sił: L e M y th e d e R im b a u d (1952— 1961), L ’O r ie n t p h ilo s o p h iq u e (1957), C o m p a r a iso n n ’e st p a s ra iso n (1963), L e so n n e t d e s v o y e lle s (1968). J e s t ró w n ie ż a u to r e m p o w ie śc i L ’E n fa n t d e C h o e u r (1937) i P e a u x d e C o u le u v r e (1948).

P r z e k ła d w e d łu g w y d .: R. E t i e m b l e , C o m p a r a iso n n ’e s t p a s ra iso n . L a c r is e

d e la litté r a tu r e c o m p a ré e . P a r i s 1963, s. 59— 115.]

1 R e fe ra ty , o d c z y ty i d y s k u s ja z teg o k o n g re s u b ę d ą o p u b lik o w a n e in e x te n s o w 1963 r. s ta r a n ie m W ę g ie rs k ie j A k a d e m ii N a u k . [Zob. p rz y p is n a s. 301.]

(3)

3 1 2 R E N E E T IE M B L E

się n aw et w tym , co n ajisto tn iejsze. U proszczeniem jed n ak byłoby tra k ­ tow ać szkołę fra n c u sk ą jak blok, ortodoksję. T rudno o um ysł bardziej o tw a rty niż M arcel B ataillon, obecny naczelny re d a k to r ,,Revue de litté ra tu re com parée” . Chcąc podkreślić cele, jak ie przy św iecają jego pracy, stw o rzy ł on k o m itet red a k c y jn y , do którego należą nie tylk o tak różni F ran cuzi, jak M arie-Jean n e D u rry , Je an S a rra ilh , Je an Pom m ier, H enri R oddier, Jacq u es V oisine, J e a n F ab re i R obert Escarpit, ale także n ajro zm aitsi przed staw iciele zag ranicy — G ustave C har lier, W erner P. F riederich , H elm u th H atzfeld, Carlo P ellegrini, F ranco Sim one, F ritz Schalk. Czy m ożna d y sk re tn ie j dać do zrozum ienia, że szkoła francu ska nie dąsa się na zagranicę, n aw et n a A m erykanów ? Czyż — ku m em u zdum ieniu — zap raszając do k o m itetu także i m nie, nie chciał dać do zrozum ienia, że w szystkie in te rp re ta c je naszej d yscy plin y m ogą znaleźć swój w yraz w ty m piśmie? J a k pisał profesor u n iw e rsy te tu w Lille, Voisine, w o statn im nu m erze „H ikaku B u n g ak u ” :

L i t e r a t u r a p o ró w n a w c z a u p r a w ia n a je s t dość ro z m a ic ie n a ró ż n y c h k a t e ­ d r a c h w e F r a n c ji. K ie r u je się k u n o w y m h o ry z o n to m — b a d a c z y p rz y c ią g a ć z a c z y n a ją k r a j e s ło w ia ń s k ie i W schód. T rz e b a m ie ć m a ło w ia r y w k o m p a r a - ty s ty k ę , b y n ie cieszy ć się z te j ró ż n o ro d n o ś c i i w y ty k a ć n ie o rto d o k s y jn o ś ć n o w y c h m e to d , ja k ic h p ró b u je je d e n czy d ru g i.

P oniew aż w ielu osobom w ydałem się ty m w łaśnie, którego nie p iętn u je się m im o ,,n iepraw o m y śln y ch ” poglądów (na swój sposób potw ierdził to H enry H. R em ak, określając m nie m ianem e nfant terrible fran cuskiej k o m p ara ty sty k i i uzn ając, że „pow ołanie b u n t o w n i k a René E tiem - b le’a n a k a te d rę lite ra tu r porów naw czych na Sorbonie, k a te d rę zajm o­ w aną niegdyś przez J.-M . C arrégo, stanow i w ażną oznakę”), w yjaśniam , że opinie te w ygłaszam we w łasn y m im ieniu, nie zaś jako przedstaw iciel m oich fran cu sk ich kolegów 2.

Na kongresie w Chapel H ill w 1958 ro ku k ry zy s lite ra tu ry porów ­ naw czej w y rażał się czasem w sposób u k ry ty , czasem zaś gw ałtow nie 3; to, co p o d ejrzew ali ludzie zawodowo czy tający zarów no „Revue de lit­ té ra tu re com parée” , jak „C om parative L ite ra tu re ” , stało się oczyw iste naw et dla tych, k tó rz y pow odow ani w ielkodusznym ekum enizm em starali się nie dostrzegać, że k o m p araty ści wciąż jeszcze d y sk u tu ją nad przed­ m iotem sw ej p rac y i o d pow iadającym i jej m etodam i. M yślę zwłaszcza o Japończyk ach, k tó rz y sta ra li się zachow ać rów now agę m iędzy koncep­ cją fra n c u sk ą a am ery k ań sk ą; pozostając n a jp ie rw pod w pływ em dok­ 2 H. H . R e m a k , C o m p a r a tiv e L ite r a tu r e a t th e C ro ssro a d s: D ia g n o sis, T h e ­

r a p y a n d P ro g n o sis. „ Y e a rb o o k of C o m p a ra tiv e L i t e r a t u r e ” n r 9. A n e k s z a w ie ra

b o g a tą b ib lio g r a fię , d o ty c z ą c ą „ k r y z y s u ” n a s z e j d y sc y p lin y . 3 I b id e m .

(4)

P O R Ó W N A N IE TO J E S Z C Z E N IE D O W Ó D 3 1 3

try n y Van Tieghem a i k o m p araty sty k i francuskiej — szczególną rolę odegrali tu K obayashi i K in ji Shim ada — zwłaszcza od roku 1954 nie bez ra c ji niepokoić się zaczęli „pozytyw izm em ” m etody francu skiej — jej „historyzm em ” . Saburo Ota przy ch ylił się wówczas do tez René W elleka, jednego z teoretyków „szkoły am ery k ań sk iej” .

Historyzm a krytycyzm

Istotnie, mimo prób p o jed nan ia lite ra tu ra porów naw cza dzieli się obecnie, a czasem rozłam uje, na kilka tendencji, z których p rzy n ajm n iej dwie nie darzą się w zajem sym patią. W edług jed nej ta dyscyplina, n ie­ m al w spółczesna badaniom historycznym (z czego w ynika, że M on­ tesquieu i V oltaire w tej m ierze, w jakiej interesow ali się historią, m usieli tym sam ym w ytyczyć kilk a zasad lite ra tu ry porów naw czej), jest, m usi być jedyn ie gałęzią historii lite ra tu ry , rozum ianej, jak to się dziś mówi, bardziej „zdarzeniow o” , a ja pow iedziałbym — b ardziej anegdotycznie. W edług drugiej tendencji, naw et jeśli m iędzy dw iem a lite ra tu ra m i nie było żadnych relacji historycznych, wolno porów nyw ać gatu n k i literackie, jakie każda z nich w ypracow ała. „Even w hen the pos­

sibility of direct influence is ruled ou t” [„naw et jeśli możliwość bezpo­

średniego w pływ u jest w ykluczona”] — aby podjąć sform ułow anie p ro ­ fesora Jam esa H ightow era, w ykładow cy lite ra tu ry chińskiej w H a rv a r- dzie — lite ra tu ra porów naw cza jest nie tylko m ożliwa, ale szczególnie pobudzająca dla um ysłu.

Zwolennicy historyzmu

Do jednego z obozów należą ci, k tó ry m zdaje się i k tórzy przy p isu ją sobie, że sto su ją w lite ra tu rz e porów naw czej m etodę h istoryczną L an - sona; praw ie zawsze zapom inają oni jed n ak o tym , co najisto tn iejsze, a. m ianow icie, że dla tw órcy n ajb ard ziej o rtodoksyjnej historii lite ra tu ry m etoda histo ry czna nie stanow iła isto ty nauczania lite ra tu ry , ale m ogła i m iała być jedynie sposobem uprzystępnienia. Je st to w yraźnie napisane w owej sław nej Histoire de la littérature française, k tóra przez pół w ieku królow ała na naszych uczelniach i k tó rej in ten cji n iestety nie doceniono. Czy czytuje się kiedykolw iek przedm ow y? Ta zasługiw ała n a przem yśle­ nie: N ie p o jm u ję w ięc, by m o ż n a stu d io w a ć l i te r a tu r ę in a c z e j, ja k d la z d o ­ b y c ia k u ltu r y , i z in n y c h p rz y c z y n n iż d la p rz y je m n o ś c i. Z a p e w n e , lu d z ie p rz y g o to w u ją c y się do z aw o d u n a u c z y c ie la m u s z ą u s y s te m a ty z o w a ć s w o ją w ie ­ dzę, p o d p o rz ą d k o w a ć s tu d ia m e to d z ie , z m ie rz a ją c k u d o k ła d n ie js z y m , b a rd z ie j n a u k o w y m p o ję c io m i m e to d o m n iż z w y k li w ie lb ic ie le li te r a tu r y . N ie w o ln o je d n a k n ig d y s tra c ić z oczu, że po p ie rw s z e : zły m m is trz e m b ę d z ie te n , k to

(5)

314 R E N É E T IE M B L E

u sw o ic h w y c h o w a n k ó w n ie ro z w ija p r z e d e w s z y s tk im u m iło w a n ia l i t e r a ­ t u r y (...), po d ru g ie , że n ie o s ią g n ie te g o c e lu te n , k to n ie b y ł m iło ś n ik ie m l i t e r a t u r y , z a n im z o s ta ł u cz o n y m .

Tak, nie m ylicie się p aństw o — z a n i m z o s t a ł u c z o n y m . „M iłośnik poezji” — tak o kreślał siebie J e a n P rév ost, h u m an ista, k tó ry p rzek ład ał w iersze hiszpańskie, angielskie, niem ieckie, w spółczesną poe­ zję grecką, a także — przy pom ocy specjalistów i posługując się kiepskim i fran cu sk im i p rzek ład am i — chińską. V A m a te u r de poèmes, jed n a z n a j­ bardziej u d anych książek Je a n a P rév o sta, p asu je go n a dobrego tłu m a ­ cza, a więc cennego służebnika lite ra tu ry porów naw czej, a to dlatego że — w ie rn y w ym aganiom L ansona — p isarz ten, k tó ry bron ił na Sor­ bonie u zn an ej za w y b itn ą, znakom itej p rac y La Création chez Stendhal, o s z a l a ł (jak sam mówi) na p un k cie k ilk u chińskich poetów .

W im ię rzekom ego lansonizm u n a jm n ie j uzdolnieni, a co za tym idzie — n a jb a rd zie j uporczyw ie sto jący przy sta ry m m istrzu epigoni p rzeżyli pół w ieku tak , jak b y jego p o stu la t nie istn iał i nie b y ł w ażny: n a jb a rd zie j czcze kom pilacje biograficzne, sp raw y anegdotyczne, m argi­ nesowe stano w ią dla nich isto tę p rac y k o m p ara ty sty , jedy ną w każdym razie, na jak ą m ogli się zdobyć. N iek tó rzy p rzedstaw iciele szkoły fra n ­ cuskiej w lite ra tu rz e porów naw czej stosow ali m echanicznie tę k a ry k a tu rę m etod y lansonow skiej, podczas gdy zdaniem Lansona rzetelne, dokładne poszukiw ania h isto ry czn e stan o w iły w stęp do b ad an ia literackiego, do rozkoszow ania się dziełem (chroniąc jednocześnie m iłośnika przed bez­ tro sk ą k ry ty k ą , k tó re j b łysk otliw e a godne pożałow ania p rzy k ład y da­ w ali wów czas Ju le s L e m aître i w ielu in ny ch felietonistów ). G orliw cy ci uw ażali, że w p racach literack ich , choćby porów naw czych, należy poprzestać n a b ad an iach historycznych. G dy na k rótk o przed śm iercią tak p rzen ik liw y m istrz jak Jean -M arie C arré zgodził się napisać p rzed ­ m owę do La L ittératu re comparée M ariu s-F ran çois G uy ard a — w padł w te sidła. S ta ra ją c się, po B aldenspergerze i V an Tieghem ie, sprecy­ zować zak res naszej dyscypliny, zdefiniow ał n astęp u jąco to, co nazw ać m ożna fra n c u sk ą o rtodoksją:

L i t e r a t u r a p o ró w n a w c z a je s t g a łę z ią h is to r ii l i te r a tu r y , z a jm u je się b a d a ­ n ie m m ię d z y n a ro d o w y c h z w ią z k ó w d u c h o w y c h , z w ią z k ó w fa k ty c z n y c h , ja k ie is tn ia ły m ię d z y B y ro n e m a P u s z k in e m , G o e th e m a C a r ly le ’em , W a lte re m S c o tte m a A lfr e d e m d e V ig n y , m ię d z y d z ie ła m i, n a tc h n ie n ia m i, a ta k ż e życiem p is a r z y n a le ż ą c y c h d o ró ż n y c h l i t e r a t u r .

N ie ro z w a ż a o n a w g r u n c ie rz e c z y s a m o is tn e j w a r to ś c i dzieł, lecz z a jm u je się p rz e d e w s z y s tk im p rz e m ia n a m i, ja k im c z e rp ią c z n ic h p o d le g a k a ż d y n a ró d , k a ż d y p is a r z (...). L i t e r a t u r a p o ró w n a w c z a n ie je s t w re s z c ie tą li te r a t u r ą p o w s z e c h n ą , ja k ą w y k ła d a się w S ta n a c h Z je d n o c z o n y c h . B yć m o ż e k ie d y ś n ią b ę d z ie , z d a n ie m n ie k tó r y c h p o w in n a b y ć. A le w ie lk ie p a r a le le (a ta k ż e s y n c h r o n ie ), ja k h u m a n iz m , k la s y c y z m , r o m a n ty z m , r e a liz m czy sy m b o liz m ,

(6)

P O R Ó W N A N IE TO JE SZ C Z E N IE D O W Ó D 316

o k a z a ć się m o g ą z b y t s c h e m a ty c z n e , z b y t ro z c ią g n ię te w cza sie i p rz e s trz e n i; m o g ą k ie r o w a ć k u a b s tr a k c ji, a r b itr a ln o ś c i, p u s te m u n a z e w n ic tw u . L it e r a tu r a p o ró w n a w c z a m o że p rz y g o to w y w a ć w ie lk ie s y n te z y — n ie m o że ic h je d n a k z re a liz o w a ć .

Nie w szystko zresztą w ty m wyw odzie w y d aje mi się niesłuszne. Chcąc sprow adzić do ab su rd u te pojęcia (bardzo często stw orzone lub zaadaptow ane przez historyków litera tu ry ) podjąłem się w M ontpellier w yk ład u poświęconego europejskiem u p r e r o m a n t y z m o w i w ko ń­ cu X V III w ieku; zebrałem z podręczników h istorii lite ra tu ry w szystkie w ażne ówczesne tem a ty literackie: n a t u r ę , k r a j o b r a z j a k o s t a n d u s z y , m i ł o ś ć j a k o n a m i ę t n o ś ć , f a t a l i z m , w r a ­ ż l i w o ś ć , u p ł y w c z a s u , r u i n y — słowem w szystko, i w ygło­ siłem niezm iernie k onform istyczny w ykład. Kończąc zaś oznajm iłem : „C hciałem powiedzieć, że w szystkie podane przeze m nie c y ta ty z epoki narodzin p rero m an ty zm u w Europie zaczerpnąłem z chińskich poetów m iędzy K ’ü Ju an em , k tó ry żył przed erą chrześcijańską i epoką S u n g ” . P o stęp u jąc tak u spraw iedliw iłem , jak się zdaje, ostrożność Jean -M arie C arrégo, a rów nocześnie — ty m sam ym sztychem — tych, którzy u w a ­ żają, że h isto ria z w i ą z k ó w f a k t y c z n y c h m iędzy pisarzam i, szkołam i, g atu n k am i literackim i nie w yczerpuje naszej dyscypliny. Jeśli bow iem m ożna naśw ietlić w szystkie tem a ty prero m an ty zm u e u ro p e j­ skiego w X V III w ieku cy tatam i zapożyczonym i z chińskiej poezji sprzed chrześcijań stw a i z dw u n astu pierw szych stuleci ery chrześcijańskiej — to znaczy, że istn ieją form y , g atunki, stałe w artości, słow em — że istn ieją człowiek i lite ra tu ra .

Krytycy

Nie m yli się bow iem A m ery k anin René W ellek i w ielu in n y ch sądząc, że porów naw czej h isto rii lite ra tu r nie należy utożsam iać z p orów naw ­ czym badan iem lite ra tu r; że lite ra tu ry to system form , jakie człowiek n a d a je n a tu ra ln e m u językow i, i że porów naw cze bad ania lite ra tu ry za­ m iast ograniczać się do studiow ania z w i ą z k ó w f a k t y c z n y c h w in ny zm ierzać do ukazania w artości dzieł i (dlaczegóżby nie?) w ydaw ać o c e n y , a m oim zdaniem przyczyniać się naw et do tw orzenia w artości m niej a rb itra ln y c h niż te, n a któ ry ch opieram y życie czy też k tóre p ro ­ w adzą nas do upadku.

Podobnie jak Jean -M arie C arré sądzę, że lite ra tu ra porów naw cza w sw ym obecnym , dziecięcym jeszcze stad ium nie może utożsam ić się ani z W eltliteratur Goethego, ani z General Literature Stanów Z jedno­ czonych, ani zapew ne z l i t e r a t u r ą ś w i a t o w ą , k tó rej historię, jak w spom inał mój radziecki kolega Anisim ow, przy go tow u je m oskiew ska

(7)

3 1 6 RENE ЕТГЕМВЬЕ

A kadem ia N auk — choć m yślę, że pow inna nas do tego przygotow ać. Podobnie ja k René W ellek uw ażam , że lite ra tu ra porów naw cza nigdy nie będzie sobą, jeśli stu d ia historyczne, k tóre słusznie ceni szkoła fra n ­ cuska czy radziecka, nie p ostaw ią sobie za ostateczny cel uzdolnić nas do ro zp raw ian ia o poszczególnych l i t e r a t u r a c h , a także o lite ra ­ tu rze pow szechnej, o estetyce i retoryce. G uillerm o de T orre m a bowiem praw o pytać, czy ze w szystkich u p raw ian y ch dzisiaj dyscyplin jedyną, k tó ra z grubsza odpow iada założeniom W eltlitera tur Goethego, nie jest w łaśnie lite ra tu ra porów naw cza: „Si el ûnico territorio que se acerque

al dominio entrevisto de la W eltliteratur no seria él de la literatura com- parada”. Nic dziw nego, że określenie „ lite ra tu ra pow szechna” odstrasza

sk ru p u la tn y c h historyków , zak ład a bow iem ideę ogólności, a więc pew nej pow ierzchow ności — któż tego nie zrozum ie? K tóż jed nak nie zrozum ie d od atkow ych skru p u łó w M arcela B ataillona, gdy kw estion uje on ten term in :

P o r ó w n a n ie je s t ty lk o je d n y m ze ś r o d k ó w — p is z e on — k tó r y m i p o s łu ­ g u je się d y s c y p lin a , o k r e ś la n a n a z w ą b a rd z o źle o d d a ją c ą je j s e n s is to tn y , a m ia n o w ic ie „ li t e r a t u r a p o ró w n a w c z a ”. M y ślę czasem , że le p s z a b y ła b y „ li te r a ­ t u r a p o w s z e c h n a ” , le c z n a ty c h m ia s t d o s trz e g a m n ie d o g o d n o ś c i, ja k ie p o w s ta ły b y p rz y p r z y ję c iu n o w e g o te r m in u , n a s u w a ją c e g o m y ś l o o g ólności, n ie zaś o k o n ­ k r e tn y c h r e la c ja c h m ię d z y ż y w y m i d z ie ła m i.

„Donner un sens plus pur aux mots de la tribu” 4

Poniew aż n a jw y b itn ie jszy przed staw iciel francu skiej k o m p araty sty k i staw ia pod znakiem z ap y tan ia n aw et nazw ę naszej d yscypliny, w ielu nie bez ra c ji sądzi, że głów nym p rzedm iotem lite ra tu ry porów naw czej jest dzisiaj definiow anie słów, jak ich używ a, przede w szystkim zaś jej a u to d efin icja. W chw ili gdy zachodnioeuropejscy ko m paratyści zam ie­ rz a ją przygotow ać i w ydać słow nik techniczny naszej dyscyp liny , k tó ry w reszcie w y ja śn iłb y z historycznego p u n k tu w idzenia sens najczęściej, lecz nie zaw sze rozsądnie u ży w any ch słów, cieszy wiadom ość, że kongres lite ra tu ry porów naw czej zorganizow any w B udapeszcie pod p atro n atem A kadem ii N a u k p a ń stw socjalisty czn y ch zaproponow ał poszczególnym sekcjom do ro zp atrzen ia trz y tem aty : 1° a k tu a ln e problem y lite ra tu ry porów naw czej; 2° tw orzenie i przeobrażanie term inów h istorycznolite­ rackich; 3° h isto ry czn e i porów naw cze b ad an ia lite ra tu r w schodnioeuro­ pejskich: czy m ożna i n ależy zredagow ać porów naw czą historię ty ch li­ te ra tu r? P ierw sza sek cja p rzed y sk u to w ała przedm iot i m etodę naszej dyscypliny, d ru g a zajęła się problem am i, od k tó ry ch zależy jej przyszłość.

4 [N a d a ć ja k n a jc z y s ts z ą tr e ś ć sło w o m ro d z a ju lu d z k ie g o — c y ta t z w ie rs z a M a lla rm é g o U n c o u p d e d é s n ’a b o lira ja m a is le h a s a r d .]

(8)

P O R Ó W N A N IE TO J E S Z C Z E N IE D O W Û D 3 1 7

K to lepiej od k o m p ara ty sty wie, że pojęcia danego języka — zwłaszcza a b stra k cy jn e — bardzo rzadko p o k ry w ają się z pojęciam i in ny ch języ ­ ków? M ieszają się one raczej, każde pow staje ze strzępów pojęć obcych, a te zm ieniają się zależnie od danego języka: po niem iecku V o lk nasyca się sensem uczuciow ym i rasow ym , k tó ry by n ajm n iej nie k ojarzy się z fran cu sk im pojęciem peuple. Völkisch nie znaczy w cale l u d o w y

[populaire], lecz n ak ład a na rassisch — pseudonaukow e pojęcie, któ re

przełożyć m ożna jako r a s o w y [racial] — odcień rom antyczny i lew i­ cowy; nie przeszkodzi m u to jed n ak — pod w pływ em nazizm u — odchylić się ku potw ornie norm aty w n em u znaczeniu r a s i s t o w s k i

[raciste]. K l a s y c y z m niem iecki ma historycznie niew iele wspólnego

z k l a s y c y z m e m francuskim , lecz estetycznie sporo. J a k h isto rycz­ nie w yjaśnić, że w szystkie tem a ty europejskiego p rerom an tyzm u znaleźć można, jak już m ów iłem , w daw nych C hinach i C hinach d y n astii T a n g ? A jed n ak n arz u c a ją się pew ne analogie estetyczne. Trzeba zadecydow ać, czy term in r o m a n t y z m jest tu dopuszczalny, czy nie?

W ystarczy sięgnąć po tak ie słowo jak r e a l i z m i jego pochodne — r e a l i z m k r y t y c z n y , r e a l i z m s o c j a l i s t y c z n y — a sp ra ­ w a jeszcze bardziej się gm atw a. Zależnie od ideologicznej przynależności do św iata socjalistycznego czy kapitalistycznego specjaliści od trzy d ziestu lat sp ie ra ją się, co rozum ieć przez te pojęcia. Czy po odrzuceniu tez Żdanow a m ożna żywić nadzieję, że się pewnego dnia porozum ieją? W Budapeszcie m ożna w to było uw ierzyć: kiedy niektórzy uczeni polem i­ zowali z Lukacsem , ubolew ali jedynie, że teo rety k ten zbyt b ru ta ln ie p rze­ ciw staw ił Balzaca i Tołstoja — jed y n y ch godnych szacunku realistów — n atu raliście Zoli (co mi przypom ina błyskotliw ą paralelę, k tó rą przed trzy d ziestu laty odsłonił mi w ęgierski k ry ty k — wyścigi konne w A n nie

Kareninie i w N a n ie ; oczywiście potępiał tam natu ralizm , w ynosząc pod

niebiosa realizm ). Co w ięcej, niek tórzy literatu ro zn aw cy z N. R. D. i P olski przyznali, że niew łaściw ie używ ano i nadużyw ano pojęcia r e a l i z m , pozbaw iając to słowo w szelkiego sensu. Przem ów ienie, jakie Louis A ragon w ygłosił w P radze, być może pozostaje w zw iąz­ ku z tą szczęśliwą odm ianą. Jeśli bowiem A ragon, k tó ry w roku 1935 ustanow ił dogm at r e a l i z m u s o c j a l i s t y c z n e g o w E uropie zachodniej, publicznie przyznaje się do w iny, za co należy m u się szacu­ nek, m ożna bez naiw ności uw ierzyć, że kom paratyści całego św iata zdo­ łają w krótce porozum ieć się co do sensu, jaki należy nadać tem u słow u. R e fe ra t V oisine’a, profesora u n iw ersy tetu w Lille, na tem a t h istorii i znaczenia term in u a u t o b i o g r a f i a oraz re fe ra t M ieczysław a B ra h ­ m era, członka A kadem ii N auk z W arszaw y, dotyczący stosow ania o kre­ ślenia m a n i e r y z m w h istorii lite ra tu ry , ożywiało to samo słuszne

(9)

3 1 8 R E N É E T IE M B L E

A by dobrze służyć naszej dyscyplinie, trzeba przede w szystkim w y­ posażyć ją w p recy zy jn e słow nictw o o u n iw ersaln y m znaczeniu. Jeśli m imo a k tu a ln e j o rie n tac ji um ysłów nie będzie m ożna osiągnąć dla w szystkich słów zgody św iata socjalistycznego i k apitalistycznego (co u w ażałbym za nieznośne, w ręcz niebezpieczne), m ożna p rzy n a jm n ie j oczekiwać, a w łaściw ie dom agać się słow nika, k tó ry podobnie ja k filozo­ ficzny słow nik L alan d e’a podaw ałby dokładnie w szystkie znaczenia n a ­ daw ane dan em u słow u; s ł o w n i k a , gdzie pod hasłem r e a l i z m , znalazły b y się różne in te rp re ta c je tego pojęcia, tak ie jakie stosow ali k ry ­ tycy k o n serw aty w n ej b u rżu a z ji X IX w ieku, k ry ty k a litera c k a b u rżu azji XX w ieku, k ry ty c y m arksistow scy, lub też k ry ty c y idący za Żdanowem .

Taki słow nik pozw oliłby ukazać, że h istoria i historyzm nie zawsze są postępow e, a e ste ty k a — rea k c y jn a . Pom ógłby n am tw orzyć lite ra tu rę porów naw czą, k tó ra łącząc m etodę h isto ryczną i zm ysł k ry ty czn y , b ada­ nia a rch iw aln e i ko m en tarze tekstów , przezorność socjologa i odwagę teo re ty k a estety k i, w reszcie d o starczy łab y naszej dyscyplinie zarazem godnego je j p rzedm iotu i w łaściw ych m etod.

Dziedzina komparatysty „we francuskim ujęciu”

P rz eg lą d ają c tem aty , jak ie w p op u larn ej książeczce propo n uje G uyard, czuje się żal, że odsuw a nas on od l i t e r a t u r y w e w łaści­ w ym znaczeniu tego słowa. G u y ard zachęca k o m p araty stę do badania pośredników literackiego kosm opolityzm u, to znaczy książek i ludzi, k tórzy w d an ej epoce i k ra ju przy czy n ili się do rozpow szechniania ob­ cych lite ra tu r. P o tem om aw ia losy g atu n k ó w literackich , z zastrzeżeniem , że idzie m u o w y raźn ie zdefin io w an y g a tu n e k oraz „w yraźnie określone w czasie i p rzestrzen i środow isko odbiorców ” . W reszcie — losy tem atów , coś w ro d zaju S toffgeschich te der vergleichenden L iteraturw issenschaft (a Bóg wie, ja k często, poczynając od Don Juana G end arm e’a de B evotte do Fausta C h arles’a D édéyana, szkoła fra n c u sk a k o rzy stała z tego pozwo­ lenia!), pow odzenie autorów , obce źródła p isarzy i szkół, n a koniec obraz, ja k i d an y k ra j tw o rzy o in n y m k ra ju (poczynając od p racy Ascolego

La Grande Bretagne devant l’opinion française, z 1927 r., ten rodzaj

studió w p ro sp e ru je w e F ra n c ji z ró w n y m pow odzeniem jak stu d ia o is­ landzkich pod ró żn ik ach n a M adagaskarze, m algaskich na K am czatce, a szw edzkich w Bangkoku!).

Czy w ted y , gdy w yd am y zam iast jed n e j dobrej p racy dw adzieścia m iern y ch opisów podróży do P atag o n ii lub L ab rad o ru n ap isany ch przez m arn y c h autoró w w łoskich czy ro sy jsk ich , posuniem y choć o k ro k w ie­ dzę o dziele literack im j a k o t a k i m? R eportaże z podróży, naw et n ajg o rzej n apisane, in te re s u ją h isto ry k a, geografa czy socjologa. In te ­

(10)

P O R Ó W N A N IE TO J E SZ C Z E N IE D O W Ó D 3 1 9

re su ją one także ty ch spośród nas, któ ry ch żywo z a jm u ją przem ian y um ysłow e. Nie tw ierdzę jednak, że ten rodzaj studiów , k tórem u po­ św ięciłem k ilka lat życia, jest w ścisłym słow a znaczeniu lite ra tu rą porów naw czą. Jeśli zaś idzie o fałszyw e w yobrażenia, jakie o S tan ach Z jednoczonych tw orzą sobie F rancu zi czy tający lite ra tu rę dram atyczn ą i powieściową począw szy od w ojny secesyjnej, albo k a ry k a tu ra ln y obraz, jakie ci sam i F rancuzi m uszą sobie urobić o Japo nii czy T u rcji na pod­ staw ie powieści P ie rre Lotiego — czy jest to spraw a l i t e r a t u r y ? Tu także idzie o prace, które in te resu ją histo ryka, socjologa czy polityka.

Za i przeciw „Stoffgeschichte”

M .-F. G uyard p rzyznaje, że P a u l H azard „chętnie zabron iłby kom pa- raty sto m b adan ia tem atów : są one w istocie jed yn ie tw orzyw em lite ra ­ tu ry , ta zaś zaczyna się w raz z ich opracow aniem , dzięki g atunkow i literackiem u, form ie, sty lo w i” . Mimo to historyczne bad anie tem atów pozostaje jed n y m z ulubionych przedm iotów szkoły fran cu sk iej. Je d n a z o sta tn ic h prac, jakie otrzym ałem , pióra R olanda D erch e’a — Quatre

m y th e s poétiques: Oedipe, Narcisse, Psyché, Lorelei — przed staw ia b a ­

dania nad tym i m itam i w kilku dziełach kilku lite ra tu r. B adanie te m a ­ tu — jeśli tylko jest o parte na szczegółowej znajom ości określonych tekstów — służyć może nie tylko h istorii, socjologii czy socjologii re- ligii, lecz także w iedzy literack iej, jak na p rzy k ład ostatn ia praca Ro­ b e rta V iviera, profesora u n iw e rsy te tu w Liège, znakom itego ro m an isty , k tó ry na p rzy k ładzie sub telnie kom entow anych utw orów u kazu je ew olu­ cję tem a tu Ik ara w litera tu rz e . Rów nej m iary poeta co uczony, R obert V ivier um ie połączyć m etody historyczne z w ym aganiam i dobrego sm aku. H istory k ucieszy się dow iadując, że m łody Ik ar, k tó ry w b rew dobrym radom swego ojca D edala chciał okazać się przebiegłym , został p ierw o t­ nie u k a ra n y za nieposłuszeństw o, a potem dopiero zyskał sław ę kosztem ojca (ten zaś pozostał w naszej pam ięci tylko jako tw órca pałacu -lab i- ry n tu ). Początkow o w ielkim człow iekiem był, i słusznie, a rc h ite k t D edal; ale dzisiaj, gdy A rth u r L u n dk v ist chce sław ić boskiego R im bauda pisze oczywiście Ikarus F l y k t (Stockholm 1939), zaś w 1954 r. w szyscy prześci­ g ają się w p orów nyw aniu R im bauda z ty m m łodym głupcem . Tak więc Luc E stang ty tu łu je swój Tombeau de Rimbaud — R im ba ud -Ikar („W s z y s t k o j e s t I k a r e m!”). Dzisiaj n ieste ty w s z y s t k o j e s t I k a r e m , w szystko i wszyscy! S tu d iu m R oberta V iviera pom aga nam więc zrozum ieć w spółczesną poezję. G dyby jed n ak pisarz ten nie zaopa­ trz y ł p racy w przekłady, sk ru p u la tn e objaśnienia, d ałb y esej socjolo­ giczny, nie zaś pracę z l i t e r a t u r y porów naw czej. Nie tw ierdziłem nigdy, że m oje ro zp raw y zaw arte w książce Le M y th e de Rim baud s ta ­

(11)

3 2 0 R E N É E T IE M B L E

now ią ideał naszej dyscypliny. Eseje socjologiczne, zwłaszcza poświęcone socjologii religii, rzadko dotyczą l i t e r a t u r y porów naw czej. Tom trzeci, n ad k tó ry m jeszcze obecnie p racuję, jest jednak gdzieniegdzie b ard ziej zgodny z m oim id ealn y m w yobrażeniem o naszej specjalności.

To sam o zresztą pow iedziałbym o w szy stkim praw ie, co p ow staje we F ra n c ji pod oficjaln ą nazw ą lite ra tu ry porów naw czej. S tu d iu jąc na przy k ład g a tu n k i literack ie nasi specjaliści ograniczają się jedyn ie do „historycznego p orów nania g atu n k ó w ” — to znaczy do z w i ą z k ó w f a k t y c z n y c h istn iejący ch , na p rzy k ład, m iędzy d ram a tu rg ią hisz­ pańską a te a tre m fran cu sk im , kom edią d ell’arte a farsą M olière’a, czarną pow ieścią angielską a jej fran cu sk im odpow iednikiem .

Komparatysta idealny

C hciałbym być dobrze zrozum iany. Nie usuw am z naszych studiów dyscyp lin y histo ryczn ej, albow iem nie m a przecież ucieczki od historii. H istoria zew sząd na nas czyha, naciera i często n am ciąży. U w ażam za słuszne, w ręcz konieczne, by każdy k o m p ara ty sta badał z p u n k tu w idze­ nia historycznego choćby w y cin ek czasu i przestrzen i, gdzie w pełni rozw inęły się z w i ą z k i f a k t y c z n e . Chciałbym , by m iał dośw iad­ czenie w k o rzy stan iu z archiw ów i zbiorów ulo tn y ch czasopism. Poza w y k ształcen iem h isto ry czn y m życzę m u także socjologicznego. Nie bro ­ niłby m m u rów nież w iedzy z zakresu ogólnej k u ltu ry . Niech m a trochę w iadom ości o sztu k ach p lasty czny ch i m uzyce epoki, k tó rej pragnie się poświęcić. W naszych czasach przesad nej specjalizacji w ypada, by jedna p rzy n a jm n ie j dyscyplina, nasza, przy znaw ała w agę tem u, co m ówiąc dzisiejszym stylem zwie się „skrzyżow aniem n a u k ” [sciences diagonales], a co jeszcze w czasach mego dzieciństw a nazyw ano ogólną k u ltu rą lub skro m n iej — k u ltu rą . P ra g n ę więc, by nasz k o m p ara ty sta był jak n a j­ w iększym e ru d y tą , p rag n ę naw et, by m iał am bicje na m iarę jakiegoś D id ero ta-en cy k lo p ed ysty . Nie p rzy p ad k iem dw aj ludzie, k tórzy w X V III w ieku u czestniczyli w ru ch u filozoficznym , M ontesquieu i V oltaire, stw orzy li kilk a p raw id eł, przeczuli pew ne zasady k om p araty sty k i. W sw oim Essai su r la poésie épique V o ltaire próbow ał w yodrębnić isto tn e elem en ty epopei — a więc jedn ą, prostą, w ielką i ciekaw ą a k ­ cję — oraz to, co zm ienia się zależnie od c h a ra k te ru narodu, przypadków historii, fa n ta z ji p isarza, a więc epizody, rodzaj cudowności, in terw en cje tej czy in n ej mocy niebieskiej. W podobnym , rów nie rozsądny m duchu M ontesquieu, biorąc za p u n k t w y jścia przycisk, s ta ra ł się stąd w yw nios­ kow ać, jak i c h a ra k te r poezji b y łb y w łaściw y dla danego obszaru języ­ kowego: jeden języ k w y m ag ałb y raczej poezji jam bicznej, in n y jam - biczno -an ap esty cznej, jeszcze in n y trocheicznej lub d ak tyliczn ej. Dziś,

(12)

P O R Ó W N A N IE TO JE S Z C Z E N IE D O W Ó D 3 2 1

w pełni XX w ieku, znam w ielu encyklopedystów z kilku dziedzin, p ra g ­ n ąłb y m jednak, by byli liczniejsi. Jeśli ktoś nie m a encyklopedycznego pow ołania, nic go — o ile m i wiadomo — nie zmusza, by został kom pa- raty stą .

Chcę także, by nasz k o m p araty sta posiadał dobry sm ak i rozm iłow anie w sw ym przedm iocie. P rag n ę, by studia przygotow aw cze b y ły d lań drogą do le k tu ry tekstó w z lepszym ich zrozum ieniem , a więc z w iększą r a ­ dością i rozkoszą niż dla tych, którzy wiedzą m ało lub praw ie nic. Chcę, by był m i ł o ś n i k i e m poezji, tea tru , powieści: tego sam ego Lanson żądał od h isto ry k a lite ra tu ry . D latego kongres w Chapel H ill w 1958 ro ­ ku uw ażam za w ydarzenie szczęśliwe, bowiem w ielu przedstaw icieli szkoły am ery k ań sk iej, podejm ując w ielokrotnie w yrażane w „C om para­ tive L ite ra tu re ” idee, zdecydow anie zrehabilitow ało k ry ty k ę , zbyt często zaniedbyw aną przez naszych kom paratystów . R ené W ellek, podobnie jak ja, nie zapom ina, że comparative literature zaw iera słowo p o r ó w n a w ­ c z a , ale — jak i ja — nie chce zapom nieć o l i t e r a t u r z e 5.

Nie znaczy to jednak, że jestem tego samego zdania co w ielu A m e­ ryk anów , k tó rzy pod w pływ em czystej lub rzekom o czystej k ry ty k i odrzucają w szystko, co w naszej dyscyplinie w ydaw ać się może postę­ pow aniem pogardliw ie określanym przez nich jako „po zytyw istyczne” . Z daniem ich, litera tu ra , jako p ro d u kt ludzkiej w yobraźni — nie .może podlegać analizie. G dyby na przy k ład p. M alone ograniczył się do ośm ie­ szania tych, k tórzy bad ając źródła i w pływ y grom adzą nic nie w y ja śn ia ­ jące m ate ria ły historyczne i socjologiczne, na pew no zdobyłby m oje poparcie. Żadne badanie źródeł nie w yjaśni, czem u b a ra n e k zm ienia się w lw a lub, zależnie od p rzypadku, w ty g ry sa, p a n te rę czy dw ukoloro- wego skalnego pytona. Ale kiedy odrzucenie „pozytyw izm u” prow adzi tylko do czystego estetyzm u, m uszę dać w yraz m ojej nieufności, u w a­ żam bow iem , że estety k a może ty lk o zyskać na bardziej ścisłych m e­ todach badania. P otw ierdził to zresztą D rugi K ongres E stety k i i N auk o Sztuce, ja k i odbył się w 1937 roku w P a r y ż u 0. T ak więc n a najbliższą przyszłość n ajlep szy m k o m p araty stą b y łb y ten, kto m ając encyklope­ dyczne pow ołanie i znajom ość najw ażniejszych języków , jak im i św iat będzie mówić około roku 2000, będzie um iał głęboko i in tym n ie p rzeży­ wać piękno lite ra tu ry . Ze zm iennym szczęściem B aldensperger, Je an -M a ­ rie C arré, P a u l H azard próbow ali pisania dzieł spoza dziedziny czystej eru d y cji: F ern an d B ald en sp erg er — poezji, Jean -M arie C arré — r e ­ p o rtażu podróżniczego, a P au l H azard zw ierzył m i się kiedyś, że p rag n ą ł

5 P o r. m o ją p ra c ę H y g iè n e d e s le ttr e s . T. 3: [Scruoir e t g o û t. P a r is 1958.] 6 D e u x iè m e C o n g rè s d ’e s th é tiq u e e t d ’h is to ir e de l’a rt. T. 1—2. P a r is 1937.

(13)

3 2 2 R E N É E T IE M B L E

pisać powieści. W p rzy p a d k u R ob erta V iviera p o eta w a rt jest uczonego. Jeśli M arcel B ataillo n g ó ru je w e fran cu sk iej ko m p araty sty ce, zaw dzię­ cza to nie ty lk o sw ojej w iedzy — jego in te rp re ta c je C e le sty n y i Viaje

de T u r quia są dziełem a rty sty .

Literatura składa się ze s łó w .. .

W b ra k u s z a l e ń c z e g o rozm iłow ania w literatu rze, w b rak u tw órczych dośw iadczeń, m ożna p rzy n a jm n ie j w ym agać od k o m p ara ty sty dobrego sm aku. L ite ra tu ra sk ład a się ze słów, zdań, ustępów , rozdziałów , scen, aktów , w ierszy, stro f i a n ty stro f —*• lite ra tu ra porów naw cza m usi więc interesow ać się słow am i, ich zw iązkam i oraz działaniem słów czy s tr u k tu r obcych, zapożyczonych. K ażdy język posiada sw oje właściwości, lecz o d k ąd istn ie ją ludzie na ziemi, języ k i p rze n ik ają się w zajem nie. Czem u więc k o m p ara ty sta zan ied b u je to w zajem ne oddziaływ anie oraz d odatn ie (czy ujem ne) jego konsek w en cje w literatu rze? W XVI w ieku hum aniści fran cu scy w alczyć m usieli z w pły w am i w łoskim i i greckim i w e w ła sn y m języku. W X V III stuleciu José de Cadalso w Cartas Mar-

ruecas dow cipnie ośm ieszał affrancesados w śród sw ych rodaków . W w ie­

k u XX a rg en ty ń scy , peru w iań scy czy m ek sykańscy h isto ry cy języka w y ty k a ją galicyzm y, k tóre znow u zanieczyszczają i z a tru w a ją hiszpański. O becny rozw ój m asow ej p rasy i telew izji i p rzyszły rozw ój pow szechnej telew izji niebezpiecznie zm ienią s tru k tu rę języków oraz n a tu rę ich w y ­ m iany. Nie p o p ad ając w szow inizm i nacjonalizm , k tó ry n am niezbyt przystoi, w olno k o m p ara ty sto m — jak pow iedziała w Budapeszcie N ieu- pokojew a — życzyć sobie, by lite ra tu ra porów naw cza pom ogła lepiej rozum ieć, a m oże tak że lepiej bronić każdej z lite ra tu r. Choćby po to, by je zachow ać, b y pozwolić im rozw ijać się d alej; ta k więc m asowe działanie jed n y ch języków n a inne, am erykańskiego na fran cu sk i, fra n ­ cuskiego i am ery k ań sk ieg o n a niem iecki itp., zasług uje na dokładne zbadanie. E n v er E senkova, p u b lik u jąc w 1956 ro k u pracę T ü r k dilinde

Fransiz tesiri, w k tó re j bada w p ły w y fonetyczne, m orfologiczne i sem an­

tyczne jęz y k a fran cu sk iego na słow nictw o tu reck ie począw szy od XVI w ieku, pisze dzieło z lite ra tu ry porów naw czej w dużo w łaściw szym tego słow a znaczeniu niż ci, k tó rz y p rag n ą dociec, czy dany p isarz fra n ­ cuski m iał n a p ra w d ę w B erlinie kochankę i jakich to niem ieckich gestów m ogła go ona nauczyć.

Nie uchybiłem w ięc chy b a znaczeniu k o m p ara ty sty k i pośw ięcając w iele la t życia i trz y lata w y k ład ó w na Sorbonie, aby zdadać tę fran cu sk ą odm ianę w spółczesnej m ow y w ieży Babel, k tó rą ochrzciłem m ianem ż a r g o n u a t l a n t y c k i e g o . Chodzi bow iem tu ta j o zjaw isko w y ­ n ik ające z kolonializm u.

(14)

P O R Ó W N A N IE TO JE SZ C Z E N IE D O W Ó D 3 2 3

Choć nasz w iek jest w iekiem dekolonizacji, trzeba jed n ak będzie przebadać, w jak ie j m ierze języki kolonizatorów w pły nęły n a język i lite ra tu rę k rajó w kolonizow anych, i n a odw rót — w jak iej m ierze ję ­ zyki kolonizow anych w y w a rły w pływ na język ciem iężycieli. Poniew aż wiele k rajó w długi czas znosiło sta tu s kolonialny, zbadanie dw ujęzycz- ności i jej zw iązków z pow staw aniem dzieł literackich pow inno znaleźć się na 'porządk u dziennym , a badan ia te nie pow inny ograniczać się do statystycznego, psychologicznego czy pedagogicznego p u n k tu w idzenia.

Zaniedbywanie stylistyki porównaczej . . .

Poniew aż lite ra tu ra skład a się ze słów i zdań, uw ażam , że n iedo sta­ tecznie bada się to, co w inno stanow ić fu n d am en t naszych studiów — sty listy k ę porów naw czą. N a szczęście, w m iarę jak ogólna sty listy k a odzyskuje łaski pracow ników naukow ych, także ta poddyscyplina z n a j­ d uje w Europie adeptów , któ rzy stosują ją do lite ra tu ry porów naw czej. W w ydaw nictw ie D idier rozpoczęto w ydaw anie serii pośw ięconej s ty li­ styce porów naw czej, k tó rą o tw ierają dw a ciekaw e t o m y 7. Rów nocześnie niem al Bolesław K ielski p u b lik u je w Łodzi pracę S tr u k tu r a ję z y k ó w

francuskiego i polskiego w świetle analizy porównawczej. Dobrze byłoby,

aby tak ich p rac było w ięcej i żeby nie zajm ow ali się nim i w yłącznie lingw iści, k tó ry m często nie dostaje w rażliw ości n a urodę języka. P o ­ niew aż ko m paraty ści św iata socjalistycznego w y ró żniają się w sty listy ce porów naw czej — m yślę zwłaszcza o A leksiejew ie i Ż yrm u nsk im — lite ­ r a tu r a porów naw cza w y d aje się na dobrej drodze. O by z niej nie zeszła!

. . . i wersyfikacji porównaczej . . .

P oezja składa się z w ierszy, stro f i pieśni, należy więc kierow ać s tu ­ dentów ku pracom z w ersy fik acji i prozodii porów naw czej. K iedy n ie­ daw no p rzeczytałem pracę Laszló K ardosa o rym ie w języku w ęgierskim

(Betrachtungen über den ungarischen R e i m 8) i k ilka p rac Laszló G âl-

diego (Essai d ’une interprétation fonctionnelle du vers. Une analyse de

stylistiqu e littéraire: le sonnet „Afara-i Toam na” de M. Eminescu, i Une Strophe, ses métamorphoses et son expressivité, de Goethe à E m in e s c u ; Les Variétés de l’accent dans le vers russe; Un Grand disciple roumain

7 J .- P . V i n a y i J. D a r b e l n e t , S ty l is ti q u e c o m p a ré e d u fr a n ç a is e t d e

l’a n g la is. P a r is 1958. — A. M a l b l a n c , S ty l is ti q u e c o m p a ré e d u fr a n ç a is et d e l’a lle m a n d . P a ris 1961. — P o r. ta k ż e b a d a n ia G. B a r t h a o c z ę sto tliw o śc i i w a r ­

to ś c ia c h p o szc z e g ó ln y c h części m o w y w a n g ie ls k im i h is z p a ń s k im . 8 „ A c ta L i t te r a r i a ” t. 4 (B u d a p e st) 1961, s. 207—223.

(15)

3 2 4 R E N É E T IE M B L E

de J. Kochanow ski: le métropolite Dosithée), zrozum iałem lepiej, jak

dalecy od isto ty rzeczy są nasi podróżnicy jaw ajscy w P e ru czy p e ru ­ w iańscy n a Jaw ie. U m iejętn ie stosow ana fo n ety ka porów naw cza pow inna pomóc nam lepiej zrozum ieć w artość badan ych poem atów . C zytając pracę L ouis M ichela Étude du son „s” en latin et en roman (nosi ona p o d ty tu ł De la phonétique au sty le ) — jakże nie przypom nieć sobie pracy poety A n d ré S p ire ’a Plaisir poétique et plaisir m usculaire? J a k nie ży ­ czyć sobie, by nasi stu d en ci zain tereso w ali się bliżej podobnym i zagad­ nien iam i z zakresu poety k i porów naw czej? P ow ierzyłem więc kilku z nich zbadanie n a p rzy k ład w p ły w u francuskiego w olnego w iersza na poezję w ęgierską, ro sy jsk ą, chińską i w ietn am ską w XX w ieku. Czekam, kto pod ejm ie ten te m a t w sto su n k u do poezji japońskiej.

. . . i porównawczego badania obrazów . . .

O braz jest w poem acie rów nie w ażny jak eufonie, ry m y i ry tm y . Porów naw cze badan ie obrazów poetyckich ogrom nie wzbogaca. Nie w ta ­ jem niczony czyteln ik zachodni zgubi się w chińskim obrazow aniu poe­ tyckim . S pójrzm y, co pisze P a u l D em iéville we w stępie do L ’Anthologie

de la poésie chinoise classique 9:

B ia ły o z n acza d la n a s c z y sto ść — d la C h iń c z y k a to k o lo r ż a ło b y , p r z y ­ w o łu je r a c z e j s m u te k , c h łó d , s a m o tn o ść , n a p r z y k ła d w ta k im o k re ś le n iu ja k b i a ł y k s i ę ż y c .

W pew n y m w ierszu Li Yu jest m owa o zachodnim paw ilonie. Czemu zachodnim ? Bo to poem at o jesieni i uczuciu m elancholii.

W s ta r o ż y tn o ś c i z a c h o d n ia część d o m u p rz e z n a c z o n a b y ła d la k o b ie t; k o ­ b ie ta z a ś łą c z y się z y in , p ie r w ia s tk ie m c ie n ia i w ilg o ci. W ta k im k o n te k ś c ie w z m ia n k a o w s c h o d n im p a w ilo n ie z a b rz m ia ła b y fa łsz y w ie .

T ak w ięc na sto chińskich obrazów p opełniam y sto błędów . D em ié­ ville dostarcza zresztą doskonałego p rzy k ład u :

K w ia t lo to su , k tó r e g o k o rz e n ie to n ą w m u le , a k tó r y w zn o si je d n a k n a d p o w ie rz c h n ią w o d y sw ą w ie lk ą , n ie p o k a la n ą k o ro n ę , to w b u d d y z m ie (...) t r a n s ­ c e n d e n tn a c zy sto ść ś w ię te g o ; J u d i t h G a u tie r w L iv r e d e ja d e p o p e łn ia b łą d u k a z u ją c p o e tę k ie r u ją c e g o m iło s n e w y z n a n ie do k w ia tu lo to su .

N ależałoby zw łaszcza zbadać obrazy m iłości św ieckiej i m iłości sa­ k raln e j; w y o d rębn ić te, k tó ry m i rząd zą klim at, fauna, flora, obyczaj, p rzy p adk i h isto rii i inne, sam a n a tu ra języ k a (gra słów i igranie słowami) oraz te obrazy, k tó re trw a ją w każdej cyw ilizacji, we w szystkich języ ­ kach, tw o rząc jak b y in w a ria n ty lud zkiej w yobraźni. Głosząc piękność

(16)

P O R Ó W N A N IE TO J E SZ C Z E N IE D O W Ó D 3 2 5

kobiety tam ilski poeta opiewa jej ,,rybie oczy” ; od n ajd u je tam zapew ne w izję oka, jak ą ilu stru je m alarstw o górnego Egiptu, a k tó ra pow raca w niejed n y m ry su n k u Cocteau. U jaw nia ty m sam ym swą przynależność do cyw ilizacji rybaków . To oko tam ilskie, k tóre m y k o jarzym y m ylnie z ,,okiem sm ażonej ry b y ” , zbije nas z tro p u za pierw szym razem . W ko ń ­ cu jed n ak w yda się nam m iłe. K iedy a u to r „gorszącego” Ż o u -p ’u - t ’uan (kim kolw iek by był) opiew ając kobiece piersi p orów nuje je do dwóch „w ydobytych z brzucha k u ry jajek, k tó re p ękłyby pod naciskiem ” — zniechęca całkow icie francuskiego czytelnika, poniew aż obraz ja je k sa­ dzonych zam iast podniecać, odstręcza nas raczej od miłości. N atom iast, gdy chiński pisarz ew okuje miłość przez obrazy w ojny, oblężenia, s tr a ­ tegii, konia i jeźdźca, ogrodu i ogrodnika, b u ta i kopyta, palika, do k tó ­ rego jest przy w iązan a koza, falu jący ch ruchów stopionych ze sobą ko­ chanków — jesteśm y jak u siebie w domu. Czyżby podobny sposób w y rażan ia m iłości stanow ił to, co nazw ać można ludzką n atu rą?

. . . i sztuki przekładu.. .

Chciałbym , aby rozum ienie poezji oraz w ażna w naszej dyscyplinie sztu ka tłum aczenia prow adziły ku porów naw czym studiom przekładów 10, zam iast kierow ać stu d en tów ku pseudosocjologicznym studiom , jak b a ­ danie iluzorycznego obrazu Rosji w litera tu rz e am ery kańskiej lub obli­ cza A m eryki w litera tu rz e ro sy jsk iej. A nalizując różne angielskie p rze­ k ład y jednego poem atu S a in t-Jo h n P e rse ’a czy fran cusk ie p rzek ład y tego sam ego w iersza Tótha A rpada lub V örösm artyego — a więc śledząc przekład jednego w iersza w trzech, pięciu, dziesięciu językach o różnej fonetyce i s tru k tu rz e — będziem y wreszcie n apraw dę pracow ać w dzie­ dzinie lite ra tu ry porów naw czej. P rz y tak to w n ej m etodzie eksplikacji tekstó w stu d ia porów naw cze przekładów pozwolą nam posunąć bardzo daleko analizę sztuki poety; w yodrębnić w każdym w ierszu to, co należy do prozy, a także zdobycze i d a ry poezji; określić, co z poezji zachow ano, co zgubiono w jed n y m języku, a ocalono w drugim . N iekiedy przekład pom aga zrozum ieć oryginał; jeżeli zaś jest piękniejszy od ory gin ału — dem ask u je go. G oethe w pełni zrozum iał swego Fausta dopiero po p rze ­ czytaniu p rzek ład u N ervala; w „G erm anie S tu d ie s” z 1946 r. zdołano w yjaśnić kilka niem ieckich fragm en tów dzięki francu skim in te rp re ta c jo m . Gdy k o m p ara ty sta zastan aw ia się, jak przystosow ać do naszej d yscypli­ ny eksplikację tekstów , gdy błądzi tak dalece, że każe stu d en to m ob jaś­

10 Z ob. z n a k o m ite s tu d iu m E. C a r y ’ e g o P o u r u n e th é o r ie d e la tr a d u c tio n („ D io g è n e ” 1962, n r 40, s. 96— 120), gdzie p o d a n a je s t ta k ż e b ib lio g r a fia o s ta tn ic h p ra c p o św ię c o n y c h te m u p rz e d m io to w i.

(17)

3 2 6 R E N É E T IE M B L E

niać rów nocześnie trz y te k sty napisane w trzech językach, z któ ry ch jed n a k każdy opisuje las, p u sty n ię lub m orze — któż m ógłby w ątpić, że lepiej pośw ięcić się b ad an iu różnych przekładów tego samego dzieła? Taki jest, m oim zdaniem , p e łn y m odel e k s p l i k a c j i p o r ó w n a w ­ c z e j .

. . . i struktury . . .

Dzieło literack ie stanow i całość o p ew nej stru k tu rz e , całość m niej lu b b ardziej p rzy n ależn ą do jednego z gatu nk ów , n a jakie dzieli się p isarstw o. Z apew ne, nasi k o m p araty ści b a d a ją g a tu n k i literackie, ale ty lk o zachodnie, m iędzy k tó ry m i istn ia ły z w i ą z k i f a k t y c z n e . N ależy prow adzić ten rodzaj p rac nadal, błędem byłoby jed n ak ogran i­ czać do nich porów naw cze b ad anie g atunków . W eźm y dw a p rzykłady: po rew olucji M eiji eu ro p ejsk i w iek X IX rozm iłow ał się w Jap on ii i w po­ czątkach następn eg o stu lecia próbow ano przystosow ać pew ne g atu n k i poezji jap o ńskiej do języ k a niem ieckiego, hiszpańskiego, francuskiego. C laudel w y d ał rzekom e dodoitsu, a w E uropie m nożyły się haikai. Pozo­ s ta je kw estią o tw a rtą , czy owe w iersze zasłu g u ją n a te „zastrzeżone” , ja k by to o k reślił kupiec, nazw y. Gdy moi znajom i Japończycy czytali nasze rzekom e haikai, silące się na zwięzłość o ryginału, nie odnaleźli w nich nic ze swej w łasn ej poezji. Czy różnica w y n ik a z w aru n ków ekonom icznych lub politycznych? Czy zależy od s u p e rs tru k tu r filozo­ ficznych lub re lig ijn y ch , od tra d y c y jn y c h obrazów , czy w reszcie od fone­ ty k i i g ra m a ty k i języków ? W iadom o, że haikai zaw iera siedem naście sylab. A le F ra n cu z V ictor P a u l d ’A rsen t w ydał Haikais à la manière

o c c id e n ta le n , zbiór w ierszy, gdzie n iek tó re m ają w ięcej niż po dwie

stro n y . M ożna sobie postaw ić p y tan ie, czy m iał praw o zastosow ać tu japońską nazw ę. B yłby to jed n a k p rzy k ła d b adan ia w pływ ów g a tu n ­ ków literack ich na obcym tere n ie o p a rty — zgodnie z w ym aganiam i szkoły fra n c u sk ie j — na z w i ą z k a c h f a k t y c z n y c h . In n y p rzy ­ kład : m iędzy V a X V III w iekiem w ypracow ano w C hinach, poczynając od hag iograficznych tem ató w b u d d y sty czn y ch głoszonych w języ ku po­ tocznym dla n aw ró cen ia m as, całą lite ra tu rę bajek, zarów no realisty cz­ n ych, ja k i fan ta sty c z n y ch (siao-szuo), k tó re łącząc się, n a ra stają c, prze­ tw a rz a ją c w zajem n ie — zro d ziły stopniow o w ielkie powieści chińskie

(Iiung-lou meng, K in -P ïn g -M ei itp.). Z n alazły się one w pełni rozkw itu

w chwili, gdy w E uropie — po hiszpańskich epopejach, rozw iązłości

Dekamerona, piękności Novelas ejemplares — zjaw iły się Gil Blas, T om Jones, Moll Flanders i w iele in n y ch powieści, k tó ry ch duch, technika

(18)

P O R Ó W N A N IE TO J E SZ C Z E N IE D O W Ó D 327

i k lim at jaskraw o przy p o m inają to, co z dala od wszelkiego w pływ u Zachodu w ypracow ano w Chinach. Zapew ne tak tam , jak i u nas pow o­ dzenie powieści w y d aje się zbiegać z ' rozkw item klasy m ieszczańskiej lub kupieckiej. K to jednak tw ierdziłby, że powieść europejsk a — po­ dobnie jak chińska — w yw odzi się z k azania buddyjskiego? I jak się to dzieje, że pow ieściopisarze chińscy n a d a ją sw ym arcydziełom te sam e form y, jak ie n arzuciły się pisarzom naszego XVIII wieku? System atyczne badanie powieści w y d anych przez cyw ilizacje n ajb ard ziej nam obce

(G en ji- mono g atari Japończyków , Silappadikaram Tam ilów, K im Van K ieu W ietnam czyków ) w ydobyłoby może i w yjaśniło z jedn ej stro n y

in w a ria n ty g atu n k u powieściowego, bez któ rych powieść nie może ist­ nieć, z drugiej — elem enty, k tóre są rezu ltatem przypadków history cz­ nych. Je st to przyk ład , w k tó ry m badanie gatunków nie opiera się na z w i ą z k a c h f a k t ó w . Czy dlatego jest ono niesłuszne?

Osobiście nie mogę pojąć, jak k o m p araty sta eu ropejski in teresu jący się d ram a tu rg ią może pom inąć te a tr no oraz Kadensho Zeam i M otokiyo pod pozorem , że aż do w ieku XX no nie m iał żadnego w pływ u na scenę fran cusk ą. Jam es L iu m iał w edług m nie rację, p u b lik u jąc w L ondynie w 1955 ro k u Elizabethan and Yuan, a B rief Comparison of Som e Con­

ventions in Poetic Drama 12. Choć te a tr epoki dynastii J ü a n nie m iał

w pływ u na scenę elżbietańską, jest to stu diu m z lite ra tu ry porów naw czej we w łaściw ym tego słowa znaczeniu; zbyt pobieżne może, w ym agające rozw inięcia, ale ustalające istotne, szczególne analogie m iędzy tym i dw ie­ ma d ram atu rg iam i, w spólnie przeciw staw iającym i się teatro w i zdolnem u jedynie odtw orzyć „ k a w a ł ż y c i a ” p a n a D u p o n t c z y D u ­ r a n d , „a s l i c e o f l i f e , as lived by Mr S m ith and M r Jones in

his drawing-room w ith the fo u rth wall missing” [kaw ał życia, jakie p rze­

żyw a, p an S m ith czy pan Jon es w czterech ścianach swego pokoju].

Od literatury do poetyki porównawczej

Łącząc dwie m etody, k tó re m ają się za wrogie, a k tóre w rzeczyw i­ stości pow inny się uzupełniać — badanie historyczne i reflek sję k ry ty c z ­ ną lub estetyczną — lite ra tu ra porów naw cza doszłaby siłą rzeczy do poetyki porów naw czej. W roga w szelkiem u dogm atyzm ow i estety ka m o­ głaby okazać się tu wielce pomocna. Zam iast bowiem w yprow adzać ją z m etafizycznych zasad, w ypracow ano by ją w dokładnych b ad aniach bądź to dotyczących historycznego rozw oju gatunków literackich , bądź n a tu ry i s tru k tu ry każdej z form , jakie dla danego g a tu n k u w ypraco ­

12 „ C h in a S o c ie ty O c casio n al P a p e r s ”. P o d re d . S. H . H a s f о r d a. (L ondon)

(19)

3 2 8 R E N É E T IE M B L E

w ały różne cyw ilizacje. W ierny, że w ielkie dzieła zd um iew ają zawsze nowością. K tóż, naw et n a jb a rd z ie j p rzy w iązany do estety k i, odw ażyłby się narzucać w łasn ą reto ry k ę, choćby w yprow adzoną z historii gatu nk ów literackich? Dlaczego jed n a k odm aw iać sobie tw orzenia system u inw a- riantów , k tó ry — p o daw an y z rozw agą — pom ógłby może litera tu rz e w spółczesnej w yjść z n ieładu , chaosu, brzy d oty , w jak ich często gubi się lub grzęźnie? K iedy poezja rezy g n u je z ry m u , ry tm u , dy sk ursu , sensu słów, w reszcie z in te rp u n k c ji, n a koniec ze słów sam ych, by objaw ić się w postaci od erw an y ch lite r lub niem ożliw ych do w ym ów ienia grup spółgłosek, rzu can y ch na chybił tra fił; kiedy powieść p rzy b iera postać luźnych stro nic, k tó re czytelnik tasu je jak k a rty — porów naw cze ba­ danie s tr u k tu r y dzieł (niezależnie od tego, czy dane cyw ilizacje m iały ze sobą k o n ta k ty historyczne) pozw oliłoby może poznać w a ru n k i sine

qua non p oem atu. W epoce, gdy szyderstw o lub w yzw anie skłania ty lu

ludzi do o drzucenia w szelkich norm estetycznych lub do poddaw ania się regułom sprzecznym ze sztuką, na k tó rą się pow ołują, porów naw cze badanie lite r a tu r (naw et nie w p ły w ający ch w zajem n a siebie) przyczy­ niłoby się do odnow ienia w spółczesnej sztuki. Czem u więc k o m para­ ty sta m a być zawsze bierny? Czem u nie p o trafi ukazać tym , co stale p ow ołują się n a B rech ta i „efek t obcości” , że istniał on na długo przed ty m w ielkim a rty stą ? Dlaczego nie próbow ać odnow ienia a m e ry k ań ­ skiego czy europejskiego te a tru głosząc teo rię no, organ izując p rze d sta ­ w ienia nó? Czy G. W oodberry nie m iał racji, gdy w pierw szym num erze „ Jo u rn a l of C om parative L ite ra tu re ” pisał, że m etoda porów naw cza jest m atk ą w szelkiego klasy cy zm u — „the comparative m e th o d is the m other

of all classicism” ?

Trzeba też przerobić nasze programy

W pierw trzeb a jed n a k przerobić nasze p rogram y. Św iat, w k tóry m uczyć będą ludzie kształceni przez nas w ro k u 1963, św iat, do którego przygotow yw ać będą sw oich uczniów , będzie praw dopodobnie w yglądał n astęp u jąco : m iliard lub dw a m ilia rd y Chińczyków , dążących do zajęcia pierw szego m iejsca w rzędzie w ielkich m ocarstw ; setki m ilionów m u zu ł­ m anów , k tó rz y u tw ierdziw szy swą w olę niezależności, utw ierdzą — już u tw ierd z ają — swój re lig ijn y im perializm ; Indie, gdzie setk i m ilionów ludzi m ów ić będą języ kiem tam ilskim , hindi, bengali lub m arath i. W A m eryce dziesiątki m ilionów In d ia n zażąd ają w reszcie pełni ludzkich p raw ; żyć będzie co n a jm n ie j sto dw adzieścia m ilionów Japończyków , nie m ówiąc o dzisiejszych dwóch m ocarstw ach, Zw iązku Radzieckim i S tan ach Z jednoczonych [...]. O grom na B razylia, hiszpańska A m eryka, m oże nareszcie w yzw olona spod am erykańskiego kolonializm u, czarna

(20)

P O R Ó W N A N IE TO JE SZ C Z E N IE D O W O D 3 2 9

A fryka w ielbiąca swą m urzyńskość — albo jej przecząca... itd., itd. T ym ­ czasem my, F rancuzi, chcem y utw orzyć s t u d i u m l i t e r a t u r y n o w o ż y t n e j ig n o ru jąc C hiny i św iat arabski. Pod pozorem, że „ trz e ­ ba w ielkiej śm iałości, by przepow iadać in te le k tu a ln e problem y i gusty odległej przyszłości” , A drien Cart, naczelny w izytato r m in isterstw a ośw iaty, ogranicza sw oje am bicje do przygotow yw ania m łodych ludzi, którzy m ogliby uczyć popraw nie około roku 1870. N adal mówić się będzie 0 Arioście, Don Kichocie, Bajkach z tysiąca i jednej nocy, ale „tem aty odleglejsze od zw ykłych zajęć profesorów francuskiego i lite ra tu ry po­ ró w naw czej” w yklucza on z naszych program ów . Nie po to jed nak w y ­ b raliśm y nasz zawód, aby bezm yślnie poświęcać się jedynie „zw ykłym zajęciom ” niedokształconych i konform istycznych um ysłów. Podobnie jak szczególna n a tu ra naszej dyscypliny zachęca nas do m yślenia o n a­ reszcie pow ażnej retoryce, k tó ra w p ły n ęłab y na p ow stającą litera tu rę , tak każe ona rów nież kierow ać um ysły naszych uczniów nie ku p rob le­ mom dzisiejszym tylko, lecz przede w szystkim ku problem om ju tra .

. . . myśląc o roku 2050 . . .

Zam iast uczyć lite ra tu ry porów naw czej w żałosnych in sty tu cjach , gdzie profesor i jego asystent mogą dobrze opracow ać tylko nieznacz­ ną ilość tem atów , w ystarczy, jak to m ówiłem na początku, sc en trali­ zować nauczanie, by móc zaproponow ać studentom w iele ich rodzajów , jak na p rzy k ład: „W pływ pozytyw izm u francuskiego w A m eryce Ł a ­ c iń skiej” , „K o n ta k ty Żydów, chrześcijan i m uzułm anów w A n d alu zji” , „W pływ y zachodnie w litera tu rz e M eiji”, „W pływ odkrycia Japo nii na kształtow anie się liberaln y ch idei w ieku O św iecenia” , „Rozwój idei ra si­ stow skich w Europie od czasów odkrycia A m eryki i czarnej A fry k i” , „P rzeobrażenia powieści europejskiej XX w ieku pod w pływ em ro syjskim 1 am ery k ań sk im ” , „O ddziaływ anie film u am erykańskiego n a lite ra tu rę fra n c u sk ą (niem iecką czy angielską) w XX w ieku ” , „P oety ka porów ­ naw cza te a tru no i tragedii (lub te a tru kyögen i farsy )”, „D w ujęzyczność w k ra ja c h skolonizow anych, jej w pływ na lite ra tu rę ” , „Rozpow szechnie­ nie taoizm u w E uropie m iędzy XVIII a XX w iekiem ” (lub rozpow szech­ nienie zen), „W pływ składni rosyjskiej (angielskiej, francuskiej) na ro z­ wój pai-hua”. Oto niektóre z setek, z tysięcy tem atów , jakie zain tereso ­ w any dzisiejszym św iatem k o m p araty sta przedstaw ić może stu d en to m lub któ re m ożna by opracow ać w odpowiednio zorganizow anym in s ty ­ tucie. Oczywiście, każdy z k rajó w oparłby swoje nauczanie na pew nej liczbie tem atów in teresu jący ch go bezpośrednio. Tak w ięc Francuzi k ład lib y szczególny nacisk na lite ra tu rę E uropy zachodniej, zaś w Zw iąz­ ku Radzieckim i w Europie w schodniej zajm ow ano by się zwłaszcza

(21)

3 3 0 R E N É E T IE M B L E

tą częścią św iata. L ite ra tu ra porów naw cza w ZSRR słusznie in te resu je się slaw isty k ą i w zajem n y m oddziaływ aniem poszczególnych lite ra tu r n arodow ych Z w iązku. P ra g n ą łb y m jednak, by wszędzie, gdzie w y k ład ana jest nasza dyscyplina, praw dziw ie m iędzynarodow e stow arzyszenie kom - p a ra ty stó w przed staw iło pew ną liczbę ogólnych tem ató w do w s p ó l ­ n e g o opracow ania. Dzięki tem u stu d en ci całego globu przekonaliby się, że każda lite ra tu ra zaw dzięcza coś w szystkim litera tu ro m , a w szyst­ kie zaw dzięczają coś sobie w zajem nie. T aka akcja b y łab y praw dziw ym poparciem dla jedności ludzi m yślących.

. . . i planować badania

P ro g ram b ad ań o pracow any przez k o m p araty stó w całego św iata uzu­ p e łn iłb y przede w szystkim lu k i naszej dyscypliny, zachęcając do stw o­ rzen ia zespołów badaczy op racow ujących n a jm n ie j znane tem aty. W w ie­ ku, w k tó ry m zrozum ieliśm y nareszcie, że nie m ożna pozostaw ić k a p ry ­ som, przy pad k o w i sp ra w w yżyw ienia czy gospodarki narodów , dziwi m nie, że pozostaw ia się zgubnej an arch ii tę część życia um ysłow ego, k tó rą m ożna i pow inno się zorganizow ać. Choć jestem nie m niej p rzy w iązan y do w olności niż inni, nie czułbym się urażony, gdyby za zgodą kolegów zlecono mi nauczan ie tego, co szczególnie lubię i znam. Nie sądzę, by m ój zagran iczn y kolega czuł się skrzyw dzony, gdy b y — doceniając jego ta le n ty i w iedzę — m iędzynarodow e stow arzyszenie lite­ r a tu r y porów naw czej skłoniło go w łaśnie do pośw ięcenia się na p rzy k ład w ersy fik acji porów naw czej. W ypełniono by w ten sposób luki, nie m ar­ n u jąc próżno w ysiłków , k tóre w y k o rzystać m ożna sk u teczniej, ty m b a r­ dziej że w szystko p raw ie pozostaje do zrobienia. B yłoby to też z w ielką korzyścią dla naszych następców .

W N IO S K I

Po p rzeczy tan iu w szystkiego, co napisałem , ogarnęło m nie zdum ienie, jak odw ażyłem się zebrać i p rzed staw ić ty le banałów . Czy postąpiłem ja k ,,en fa n t terrible” lite ra tu ry porów naw czej? A w ięc o to tylk o cho­ dziło? Ow szem , m ów iłem b an ały , ale b a n a ły długo uw ażane przez „szkołę fra n c u sk ą ” za oburzające i rew o lu cy jn e. P oniew aż zaś bardziej od no­ w ości cenię słuszność idei i d o k try n y , obo jętne m i, że tu i ówdzie, naw et u pionierów naszej d yscypliny, z n a jd u ję o k ru ch y i w ięcej niż okruchy m yśli, do k tó ry c h doszedłem po trzy d ziestu latach nauczania. Czyż cyto­ w ane poprzednio pow iedzenie W oo d b erry ’ego: „the comparative method

is the m o th e r of all classicism” 13, nie pochodzi z ro k u 1903? Je śli ja

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uczeniesi ֒ezewzmocnieniem—eksploracja17 Politykaeksploracji Abypo l ֒aczy´cskuteczn֒aeksploracj֒e´swiatazeksploatacj֒aposiadanejwiedzy

Schemat rozwiązywania modeli typu Inforum. Źródło:

o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz ocenach oddziaływania na środowisko (Dz.U.Nr 199, 2008r,

Osoby stawiające się do kwalifikacji wojskowej, które z ważnych przyczyn nie mogą stawić się w wyznaczonym terminie i miejscu są obowiązane zawiadomić o tym fakcie Wydział Spraw

Do łańcucha karpackiego należą najwyższe góry w Polsce: Tatry, ciągnące się około 60 kilometrów wzdłuż od zachodu na wschód, a w szerz liczą około 20

Na podstawie iloĞciowej analizy fotogramów SEM przeprowadzono analizĊ dystrybucji wielkoĞci porów w wybranych reprezentatywnych próbkach 5 spoistych gruntów niemro- Īonych,

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny