• Nie Znaleziono Wyników

Światopogląd i choroba

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Światopogląd i choroba"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Alina Witkowska

Światopogląd i choroba

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 68/4, 451-455

(2)

VI. D Y S K U S J E — K O R E S P O N D E N C J A

Pam iętnik Literacki, LXVIII, 1977, z. 4

ŚW IA TO PO G LĄ D I CHOROBA

G dy R edakcja „ P am iętn ik a L iterack iego” zaproponow ała m i u sto su n k o w a n ie się do n ie dru k ow an ego jeszcze artykułu K onrada G órskiego W obronie C e li n y

M i c k ie w ic z o w e j , n ie sk orzystałam z tej propozycji i z tek stem zapoznałam się, jak

w szy scy , po w y d ru k o w a n iu (1976, z. 4). Ż ału ję tej lek k om yśln ej d ecyzji. Choć w o ln o m i przypuszczać, że te k st m ojej książki, a zw ła szcza jej zaatak ow an y rozdział pt. M i ę d z y sielan ką a d o m e m o b łą k a n y c h , jest w sta n ie sam się bronić, n iem n iej taktyka polem iczn ego pogrom u m a sw o ją p oetyk ę i założone p sych ologiczn e skutki w o d n iesien iu do czyteln ik a. W g ło w a ch „w irtu aln ych o d b iorców ” tek stu prof. G ór­ sk iego m ia ły się zrodzić w ą tp liw o śc i i pod ejrzen ia w stosunku do książki o M ic­ k iew iczu , co n ie jest m i obojętne. T ekst m ojej od p ow ied zi w y d ru k o w a n y ró w n o ­ cześn ie z p olem ik ą K. G órskiego w n o siłb y pożyteczną ró w n o w a g ę dialogu i poprzez szczegółow e o b jaśn ien ia, p rostu jące w n iosk i, do których m oja k siążk a n ie u p o ­ w ażn ia, m ia łb y szan sę rozp roszen ia podejrzeń, jakobym dopuściła się k arygodnych nadużyć in terp retacyjn ych oraz prep arow an ia cy ta tó w sposobem ten d en cyjn ych

p rzem ilczeń.

D ziś, gd y ob ie p u b lik acje d zieli tak znaczna rozpiętość czasow a, taka od p ow ied ź n ie m a już sensu. B y ła b y ja ło w y m p rocesow an iem się o drobiazgi, których n ik t n ie pam ięta, m o w ą są d o w ą nużącą d la p u bliczności. Zatem szczegółow ej p o lem ik i n ie będzie. Z apiszę po prostu k ilk a reflek sji czy teln ik a artyk u łu K onrada G órskiego, czy teln ik a co k o lw iek ży w iej n iż in n i spraw ą zain teresow an ego i zob ow iązan ego, jak sądzę, do paru w y ja śn ień .

O tóż n iezu p ełn ie p ojm u ję pobudki furoru polem iczn ego K. G órskiego i z tr u ­ dem m ogę zrozum ieć, że w y w o ła ł go tek st p ew n eg o rozdziału m ojej książki. N ie je s t ten rozdział a n i try w ia ln ą n ap aścią na postać żon y poety, ani n ie cech u je go ta n d etn e w śc ib stw o b iograficzn e, ani —■ w reszcie — n iezn ajom ość przedm iotu. Jakim ż ok iem trzeba b yło go czytać, aby dop atrzyć się ty le jadu w in ten cjach i ty le n au k ow ej szm iry w w y k o n a n iu ? N ie w ą tp liw ie c iek a w y to fen om en odbioru, p o z w a ­ la ją c y w ą tp ić w zu p ełn ie racjon aln e zasady recep cji tek stó w naukow ych.

B ardzo m i przykro, a le u w a ża m nadal, ż e n ap isałam k siążk ę naukow ą — od łó żm y na bok spór o to, ja k m a w yg lą d a ć „p raw d ziw a” n au k ow ość — n ie zaś b lu źn iercze „pieśni M aldorora” o C elin ie M ick iew iczow ej. A że p o słu g iw a ła m się tak że h ip otezam i i in tu icją ? Jak że inaczej zd ołałab ym p isać o życiu M ick iew icza, tak niebogato w p ew n y ch m om en tach d ok u m en tow an ym , a już o so b liw ie o żonie poety, gd y cenzura rodzinna d osk on ale zatarła ślady, a d zieci p ra co w a ły nad u fo rm o w a ­ n iem hagiograficzn ego portretu m atk i, który p ragn ęły przekazać potom nym . I udało im się to. Mój p o lem ista n ie o d czu w a potrzeby in n ego sp ojrzen ia n iż to, które zap rop on ow ał W ła d y sła w M ick iew icz, i w zb u rza go od ejście od kanonu w p isa n eg o w tek st k siążki M oja m a t k a . W porządku. N iem n iej n ie m ożna od m ów ić racji bytu badaczom , którzy chcą za ch o w a ć praw o do ruchu m y śli i do in n ego rozu m ien ia zja w isk , niż m iał je sy n poety. I b ynajm niej n ie m usi to być b oyow sk ie sk a n d a li- z o w a n ie, n a leżą ce zresztą do m in io n eg o etapu sporów o k szta łt b iografii M ic k ie w i­

(3)

cza. D ziś w a ż n ie jsz e okazuje się p rzekonanie, iż m y ślen ie o kulturze je s t ciągiem rein terpretacji, w którym u czestn iczą n ie tylko n o w e fak ty, a le także n o w e m etod y i w sp ó łczesn a w r a żliw o ść in terpretatora. T a w ra żliw o ść m oże być i w ied zą , i in ­ tu icją zarazem , gdyż proces rozu m ien ia zja w isk n ie p om yka tylko drogą fa k ta m i brukow aną.

C zynię proste w yzn an ie. C hciałam zrozum ieć, k im b yła C elina M ick iew iczo w a i jaką rolę w d ram aturgii życia p o ety odegrało jego m ałżeń stw o. In tu icja — tak, w y zn a ję, że in tu icja — p od p ow iad ała, iż rola ta b yła znaczna. N a to m ia st żadne prace in terp retacyjn e — poza pracam i M arii D a n ilew iczo w ej — a n i zesp o ły d o k u ­ m en tó w w d otych czasow ym sy s te m ie in terp retow an ia fu n k cjon u jące n ie p o zw a la ły n a zasp ok ojen ie tej c iek a w o ści pozn aw czej. P o d jęła m w ię c trud zb ieran ia ok ru ch ów w iad om ości i u k ład an ia zn an ych ju ż fa k tó w w m ozaik ę sen só w tw orzących p ew n ą koh eren tn ą całość z in n ym i k on tek stam i ży cia i m y śli M ick iew icza. P rzed e w s z y s t­ kim z kon tek stem to w ia n isty czn y m , w o g ó le w a żn y m dla b u d ow y m ojej książki, a le tak że d la sam ej C elin y M ick iew iczo w ej, której ob ecn ość w tym sp ek tak tlu idei i obyczaju jest czy teln a i stosu n k ow o n ieźle pośw iad czon a dokum entam i. Syn, być m oże przez zn a n y sk ądinąd szacu n ek dla to w ia n isty czn eg o ok resu ży cia p oety, p o zw o lił przetrw ać także ślad om d u ch o w eg o bytu m a tk i-to w ia n k i. N a w ia sem m ó­ w iąc, jest to rola p ełn a tru d n ych do ogarn ięcia sk om p lik ow ań , n iem n iej sy tu u ją ca się na op ozycyjn ym b iegu n ie w stosu n k u do tego, który w yzn acza jej K onrad G ór­ ski. R zeczyw iście, gd yb y C elin a M ick iew iczo w a b yła rozw ażn iejszą, p ełn ą d ystan su człon k in ią sek ty, h am ującą fa n a ty czn e zapędy m ęża -p o ety , w ó w cza s zn aczn a część m ojej rekonstrukcji o k azałab y się n ajzu p ełn iej nietrafna. N iestety , przyp u szczen ia K onrada G órskiego są tylko czy sty m d om ysłem , którem u w św ie tle dok u m en tów , choćby zebranych w tom ach W s p ó łu d z i a łu A d a m a M i c k ie w ic z a w S p r a w ie A n d r z e j a

T o w ia ń sk ie g o , trzeba od m ów ić trafn ości. N ie m ogłabym w ię c zm ien ić a n i jednego

sądu, choćby hip otetyczn ego, spośród tych, jak ie sfo rm u ło w a ła m na tem a t M ic­ k ie w ic z o w e j-to w ia n k i i M ick iew iczo w ej — oso b y chorej.

O tej ch orob ie dużo p isz e K. G órski i jakby w ton ie p reten sji, że dotykam m aterii n ie zbadanej p ierw ej p rzez lekarzy. W szakże choroba n ie n ależy w y łą c z n ie do porządku fizjo lo g ii i m oże być trak tow an a rów n ież jako tek st kultury. Z w łaszcza choroba u w a ża n a za p sych iczn ą i zw ła szcza w rom an tyzm ie tak za fa scy n o w a n y m sza leń stw em , patologią d uchow ą, m eta fizy czn ą ta jem n icą ob łędu. I w ła śn ie jako sw o is ty tek st k u ltu ry prób ow ałem „odczytać” chorobę żon y M ick iew icza, n ie a n g a ­ żując się w h ip o tezy m edyczn e. P rzy w o ła ła m garść sąd ów w sp ó łczesn y ch , n ie w sz y stk ie ze znanych m i i n ie najbardziej d rastyczn e — p o m in ęła m np. a g r e sy w n ie n iech ętn e o p in ie K rasiń sk iego i N orw id a — d otyczące o b ja w ó w chorobow ych oraz o c e n y sam ego zja w isk a . P rób ow ałam poddać je a n a lizie rozum iejącej, p osłu gu jąc się kategoriam i p sy ch o - i socjologii chorób psych iczn ych . Sądziłam , i w y d a je m i się tak nadal, że fen o m en u lecze n ia żon y p oety do p ew n ego stop n ia d aje się w y ja śn ić socjologią d ew ia cji p sy ch iczn y ch oraz p sych oterap ią grupow ą, w łą cza ją cą chorego w e w sp ó ln o tę opartą na w ię z i porozum ienia. R olę takiej grupy m ogła odegrać w o b ec M ick iew iczo w ej sek ta to w ia n isty czn a operu jąca in n ym n iż o gół sp o łeczeń stw a p ojęciem zd row ia i ch orob y (w oczach em ig ra n tó w sam i uch od zili za zbiorow isk o pom ylon ych na um yśle). W ro zśw ietlen iu tej sp raw y bardzo m i pom ogły p race w sp ó łczesn y ch socjologów , zw ła szcza R ogera B astid e. Jeśli su g estie m oje są b łęd n e, a n ie zo sta ło m i to u d ow od nion e, m im o w szy stk o m iło m i było zbłądzić w to w a rzy stw ie ta k zn ak om itego socjologa.

M a rację K onrad G órski, gdy p o stu lu je k on ieczn ość n ap isan ia rozpraw y m ed y cz­ nej o chorobie M ick iew iczow ej i g d y zarazem w sk a z u je na w ielo ra k ie trudności z w ią za n e z w y k o n a n iem takiej pracy, m . in. brak ó w czesn y ch rozpoznań m e d y cz­ nych oraz w iarogod n ych o p isó w o b ja w ó w ch orobow ych. P ragn ę zw rócić u w a g ę

(4)

na jeszcze jedno źródło, k tóre w ie lc e m ogłob y pom óc lek a rzo w i i h u m an iście w poznaniu zagadki p sy ch ik i i św ia d o m o ści, bo n ie tylk o choroby, C elin y M ick ie­ w iczow ej. To jej w iersze p isa n e w m a iso n de santé. O istn ien iu tych w ierszy, ujawr.ionym w liśc ie p o ety do żony, krąży n ieja sn a legen d a. T en i ó w jakoby je w id z iił, in n y u trzym uje, że p rzech o w y w a n e są skrycie, jako d ok u m en ty ty le w s ty d ­ liw e, co p ryw atne. N ie bardzo w tę leg en d ę w ierzy ła m , tak arch aiczne i ciem n e w yd aw ały m i się m o ty w a cje ch ron iące o w e w iersze przed ok iem badaczy. W szakże gd y V recenzji m ego M i c k ie w ic z a sam W iktor W eintraub w sp o m n ia ł o ich ukrytym is tn ie iiu , a rch iw a ln a baśń, dla m n ie przyn ajm n iej, za m ien iła się w rzeczyw istość. Są w idocznie do d ziś d n ia in sty tu cje, k tórym p o m y liła się rola strażn ik ów dom ow ej historii p ań stw a M ick iew iczó w z n au k ow ym p atron atem nad d okum entam i p rze­ szłości. T oż n a w et tym i lista m i M ick iew icza p isa n y m i do żony p rzebyw ającej w m t is o n d e sa nté, k tóre po raz p ierw szy o p u b lik o w a ł J u lia n K laczko, M aria G ó­ reck a p o c z u ła . się ciężko d o tk n ięta i n igd y tego „n ietak tu ” n ie w y b a czy ła ed y to ­ row i.

I ja k w tym ś w ie t le p o d ziela ć w p ełn i rozm ach K onrada G órskiego sk iero ­ w a n y p rzeciw k o hip otezom ? Skoro bardzo zadbano o to, aby fa k tó w było jak n a jm iie j, trudno m im o w sz y stk o zarzucić p roces m y ślen ia , w y sta rczy , aby nie z m ie iił on się w zm yślan ie.

V szak że i fa n ta z jo w a n ie zo sta ło m i zarzucone, zw ła szcza w od n iesien iu do p eten b u rsk ieg o ok resu ży cia p o ety i jego sto su n k ó w z d om em S zym an ow sk ich . Chod:i o dopuszczaną p rzeze m n ie m o żliw o ść rom ansu p oety z pian istk ą M arią. P rofesor G órski żąda fa k tó w i rzek om e fa k ty p rzeciw sta w ia w y tw o ro m m ojej n ie z d ’ow ej w yob raźn i. Przykro m i bardzo, a le n a w e t je ś li in tu icja m n ie zaw iod ła, profesora za w io d ły argum enty. Bo to, że M ick iew icz i S zy m a n o w sk a p isują do sieb ie p er ,pan” i „pani”, żadną m iarą n ie m oże św ia d czy ć o braku rom an sow ych b li­ s k o ś ć . K o n w en a n se epoki form u ją sty l u p ra w ia n ia m iłości, cóż dopiero sty l listo - w a n ii i ty tu latu rę, o w ie le w ó w cza s bardziej d y sty n g o w a n ą n iż d zisia j, o so b liw ie w k trespondencji z sa lon ow ą dam ą. D od ajm y d o tego bardzo w zg lęd n ą tajność ko>reąxmdencji, o której tra fn ie p isze K onrad G órski. S ły n n a artystka, pian istk a d w o ri i m a tk a dorastających córek m ogła „zapom nieć s ię ” rom ansow o, lecz n ie tow arzysko, i to w sposób tak n a iw n y ja k poprzez p isa n ie n iesto so w n y ch listó w . T rzela rozw a ży ć ró w n ież ok oliczn ości in n e, przede w sz y stk im znaną d ysk recję M ic- k ie w cza oraz ta k to w n e m ilczen ie o sw o ich sp raw ach o sob istych , k tóre p otrafił n a r z u ć in n ym . D ość przyp om n ieć sp raw ę d ziecka z K saw erą D eybel, sp raw ę znaną d ob rce środ ow isk u em igracyjn em u , a pokrytą m ilczen iem n a w et w in tym n ych z a p isęach w sp ó łczesn y ch . G dy czyta się ręk op iśm ien n e w sp o m n ien ia F elik sa W rot- n o w ^ ie g o i n atrafia na op is córki poety- z tego zw iązk u poch od zącej, sty listy k a zapis-t przypom ina lek k i h a ft o w zorze czy teln y m w y łą czn ie d la osób obeznanych z k ltczem biograficzn ym .

Tetersburski zaś okres ży cia poety n ie m iał zb yt w ie lu św ia d k ó w w p ro w a d zo ­ n y c h w jego p ery p etie sercow e. O w szem , tak im n iew ą tp liw y m św ia d k iem był t o w a ’zysz zesła n ia , filo m a ta F ran ciszek M alew sk i, a le próżno od niego oczek iw ać inform acji. N ig d y n ie b y ł w ścib sk im gadułą, a po ślu b ie z H elen ą S zym an ow sk ą m ó g ł stać się tylko strażn ik iem p ieczęci m ilczen ia. N a szczęście zach ow ał się d z ie n ­ n ik .‘tarszej siostry C eliny, w ła śn ie M alew sk iej, i g d y ukaże się, p oszerzeniu u leg n ie b a z a in fo rm a cy jn a dotycząca z w ią zk ó w M ick iew icza z dom em Szym an ow sk ich . A le o c z y v iś c ie , je śli k toś w m a terii ta k kruchej ja k rom ans z m ężatką — ciągle dom aga s i ę frktów , n ie sądzę, aby najd alsza choćby przyszłość sp rostała tym w ym agan iom .

ïTie m am zresztą zam iaru u p orczyw ie p od trzym yw ać w e r sji o rom an sie z M arią S z y n a n o w sk ą . J e st to w m ej k siążce zu p ełn y m argin es, su g estia rzucona m im o ­ chodem , w sza k że n ie sprzeczna z ob yczajem epoki i n ie urągająca p raw d op od obień ­

(5)

stw u . M am w rażen ie, iż m yśl ta n iejed n em u p rzych od ziła do g ło w y , tym z w ła sz ­ cza — jak Jastrun — k tórych d ręczyła ta jem n ica n ieu d an ego m a łż e ń stw a poety. N ie ch cę w szak że poruszać k o lejn eg o tem atu spornego, w ła śn ie ocen y zw iązk u m a łżeń sk ieg o M ick iew iczów , bo sp raw a w y m a g a ła b y szczeg ó ło w ej ek sp lik a cji źródeł.

N ie p isałam k siążk i o C elin ie M ick iew iczo w ej. J a k n a rozm iary książk i bądź co bądź o jej m ężu, żo n ie p o ety p o św ięciła m n ie w sp ó łm ie r n ie dużo uw agi. A le proszę n ie w ym agać, ab ym c y to w a ła w szy stk ie listy , i to in exten s o. T aka książka zo sta ła napisana, jest to M o ja m a t k a W ład ysław a M ick iew icza , ty lk o że n ie w ie le z niej w yn ik a. O czyw iście, że w n o szą c m oją p rop ozycję rozu m ien ia postaci C elin y M ick iew iczo w ej, w p row ad załam zarazem sw ój sposób gosp od arow an ia m ateriałam i, który je st porządkiem in terp reta cji i selek cji zarazem . N ie porządkiem fa łszerstw a i z ło ś liw y c h zn iek ształceń, jak raczy sugerow ać m ój p olem ista. N a tym m. in. polega w d z ię c z n y trud interpretatora, że za leż n ie od pytań sta w ia n y ch dokum entom u z y ­ sk u je on coraz n o w e in fo rm a cje i coraz in n e o d p ow ied zi, in n e ju ż choćby w sk u tek zm ien io n y ch proporcji w a żn o ści i gry k o n tek stów . K onrad G órski i ja sta w ia m y w sp r a w ie M ick iew iczow ej n ie w ą tp liw ie in n e p ytan ia i o d m ien n ie rozkładam y a k c e n ­ ty w a żn o ści. N ie o śm ieliła b y m się tw ierd zić, że m ój op on en t dok on u je fa łszerstw , ch oć n ie w ą tp ię, że chcąc p od trzym ać sw ą k on cep cję p o jm o w a n ia osoby i roli C elin y M ick iew iczow ej, m u sia łb y d ok on yw ać rów n ież sw o isty c h elim in a cji, w yb orów , w y ek sp o n o w a ń , znanych każd em u m yślącem u in terp retatorow i. D okonał ich zresztą n a w e t w tym artykule, p om ijając np. arcyw ażn ą d la m n ie rela c ję B ierg iela o p e ­ tersb u rsk im śn ie poety, w której w p row ad za M ick iew icz jed n o litą tonację s o m b r e do retrosp ek tyw n ej o cen y sw ego p ożycia m ałżeń sk iego.

O w szem , gdybym p isała k siążk ę o drodze d u szy do B oga lu b o zach ow an iach lu d zk ich ψ god zin ie śm ierci, w ó w c z a s n ie w ą tp liw ie za cy to w a ła b y m p ierw szą część listu M ick iew icza do K on stan cji Ł u b ień sk iej, w której m ó w i o ostatn ich c h w ila c h sw ej żony. I n ie przytaczałab ym zdań k oń cow ych tej rela cji, bo d otyczą in n ego

tem atu . T ego w ła śn ie, dla którego p rzy w o ła ła m je w m ojej książce.

K onrad G órski i ja różn im y się też w sposób is to tn y w pogląd ach na zn aczn ie p o w a żn iejszą sp raw ę n iż rola żo n y M ick iew icza, m ia n o w ic ie na p o jm o w a n ie i o cen ę to w ia n izm u . P ra w d ę m ów iąc, pod ejrzew am , iż im p et p o lem iczn y sk iero w a n y p r z e ­ ciw k o m ojej in terp retacji o sob y żon y p o ety jest ja k b y troch ę za stęp czy i w ła śc iw ie p o w in ie n b yć ob rócon y p rzeciw zaw artej w m ej k sią żce ek sp lik a cji tow ian izm u . To b o w iem , co K onrad G órski n a p isa ł o M ick iew iczu -to w ia ń czy k u i o d ok tryn ie M istrza, u p ow ażn ia do stw ierd zen ia , że różn im y się rad yk aln ie. W szakże ostra p o lem ik a ze m ną w tej w ła ś n ie k w e stii b yła n ie w ą tp liw ie u trudniona w sk u tek n ieo b ecn o ści w m ej k sią żce w y z n a w c z e g o stosunku do to w ia n izm u . P oprow adzono zatem p olem ik ę z sądam i en tu zjastów , z w czesn y m i p racam i S ta n isła w a P igon ia i m łod ej Z ofii G ąsiorow sk iej, p óźn iejszej prof. S zm y d to w ej. M niej zorien tow an y c z y teln ik m ia łb y praw o sądzić, że m oja książka k o n ty n u u je tę w y zn a w czą tradycję i u czestn iczy w ja k iejś spóźnionej p róbie in tron izacji T o w iań sk iego.

N ie, n ie jestem ad oratorką T ow iań sk iego, co n ie znaczy, abym m iała och otę brać u d zia ł w jego m oralnym p otęp ian iu . T akie m oralistyczn e „za” i „p rzeciw ” w o g ó le m n ie nie in teresu je, p od ob n ie ja k o cen ia n ie M ick iew icza -to w ia ń czy k a w k a ­

tegoriach upadku bądź w zlotu . J e st to w a rto ścio w a n ie m o ra ln e w ażn e m oże d la w arto ściu ją ceg o , a le m ało u ży teczn e naukow o, czego dow odzą przeszło w ie k o w e d zieje recep cji tow ian izm u . Z aiste, d la rozu m ien ia tego fen o m en u n ie w ie le w y n ik a ło z g w a łto w n y ch p otępień sek ty p rzez k sięży zm a rtw y ch w sta ń có w , broniących k a to ­ lick iej ortod ok sji, z d em ask acji to w ia ń czy k a w M ick iew iczu d ok on yw anej przez W ła d y sła w a G ołem b iow sk iego ani z u b olew ań S tefa n a W itw ick ieg o nad zw ich n ięciem w ie lk ie g o um ysłu. O w szem , d zieje recep cji to w ia n izm u są p asjo n u ją cy m p roblem em z zakresu św iad om ości X IX w iek u , w sz a k ż e b ezp rod u k tyw n a jest dziś k on tyn u acja

(6)

potępień i adoracji, zrozu m iała u w sp ó łczesn y ch , an ach ron iczn a jako d yrek tyw a badaw cza.

Od p ew n eg o czasu w naszej h u m a n isty ce w y tw o rzy ła się w y ją tk o w o k orzystn a k on iu n k tu ra d la reflek sji dotyczącej ru ch ów relig ijn y ch i p a rareligijn ych , do k tórych n ależy tak że nauka M istrza A ndrzeja. S tu d ia nad d ziejam i id eo lo g ii, nad m e n ta l­ nością zbiorow ą, nad socjologią grup zam k n iętych i ek sp resją ich św ia d o m o ści, w resz c ie nad m isty k ą p olsk iego rom antyzm u w c ią g n ę ły tow ian izm w u kład p ro b le­ m ow y, w k tórym on dotąd n ie w y stęp o w a ł, a u czon ym d ały m o żliw o ść a n a lizo w a n ia tego zja w isk a n arzędziam i w y d o sk o n a lo n y m i przez socjologię X X w iek u i w ła śc iw ą jej k a teg o ria liza cję fen o m en ó w życia społecznego.

N a ile u m iałam i w m iarę p otrzeby — książka d otyczy w sz a k o so b o w o ści tw ó r ­ czej w ie lk ie g o p oety — starałam się przejąć te n p u n k t w id z e n ia i m eto d ę bad an ia tow ian izm u . Prof. G órski proponuje n aw rót do k ry terió w w a rto ściu ją cy ch jako sposobu o cen y i do gorzkiego u b o lew a n ia jako d ek laracji w ła sn e g o stosu n k u w o b ec p o ety -to w ia ń czy k a . To n a w et w zru szające, że sp otyk am y się z tak w id o m y m p rze­ d łu żen iem tradycji X I X w iek u i jego sposobu p rzeżyw an ia tow ian izm u . N iem n iej czas p ostąp ił k rokiem i n ie m ogę p oczu w ać się do w in y , że czyn iłam w y siłk i, aby in telek tu a ln a prob lem atyk a m ojej k siążk i b yła nam w sp ó łczesn a .

A li n a W i t k o w s k a

ODPOW IEDŹ N A W YW ODY A L IN Y W ITK O W SK IEJ

K ied y dw aj lu d zie d yskutują ze sobą u stn ie i b ez św ia d k ó w , m ożn a te o r e ty c z ­ n ie założyć, że jed en drugiego przekona o słu szn o ści w ła sn eg o sta n o w isk a w ja k iejś sp raw ie, a le od d y sk u sji pub liczn ej w druku takiej m o żliw o ści zazw yczaj n ie o c z e ­ k ujem y. P o lem ik a je s t w tym ostatn im w yp ad k u p rzeznaczona dla c zy teln ik ó w ; o b y d w ie stron y p rzed sta w ia ją sw o je argu m en ty, od b iorcy zaś m ają m ożn ość p rze­ kon an ia się, po czyjej stronie jest słuszność. Z tego p u n k tu w id zen ia i ja bardzo żału ję, że A lin a W itk ow sk a n ie sk orzystała z propozycji, jaką jej u czy n iła R ed ak cja „P am iętn ik a L iterack iego”, bo z e sta w ie n ie naszych tek stó w u ła tw iło b y czy teln ik o m w y ro b ien ie so b ie sp ra w ied liw eg o sąd u o ca ły m sporze. M yślę rów n ież, że tak i obrót rzeczy sta w ia m n ie w gorszej sytu acji, bo trudno oczek iw ać, żeb y odbiorcy za ch o w a li w p am ięci szczegóły m ojej argu m en tacji i d o k u m en tacji. A le co się stało, ju ż się n ie odstanie, w ię c spróbuję o d p o w ied zieć A lin ie W itk o w sk iej, trzym ając się k o le j­ ności zagad n ień poruszonych p rzez autorkę p olem iczn ej rep lik i.

Pobudki m ojego „furoru” w y ja śn ię na końcu tej od p ow ied zi, a na ra zie c h c ia ł­ b ym tylko zauw ażyć, że p ozb aw ion a ja k ie jk o lw ie k reak cji u czu cio w ej recep cja t e ­ k stó w n au k ow ych je s t m o żliw a tylko w naukach p rzyrodniczych i tech n iczn y ch , a le w h u m a n isty ce taki czy in n y sąd często d otyczy sp raw , z którym i c z ło w ie k jest z w ią za n y uczu ciow o, w ię c n ie m oże o w ego sądu przyjąć do w ia d o m o ści w sposób b ezn am iętn y. P am iętam , jak to k ied y ś podczas lek tu ry m on ografii K a llen b a ch a 0 K rasiń sk im doszed łem do m iejsca, gdzie au tor p rzep row ad za obronę sta n o w isk a g en era ła W incentego K rasiń sk iego w sp ra w ie sądu sejm o w eg o nad p olsk ą m łod zieżą p atriotyczną, p o d ziw ia jego o d w agę cy w iln ą i p rzyzn aje m u c a łk o w itą słu szn ość, je ś li chodzi o dobro narodu. C zytałem to ju ż po odrodzeniu się p a ń stw a p olsk iego w 1918 r. i na m a rg in esie m ojego egzem p larza n a p isa łem o łó w k iem ; „C złow ieku, ja k brzm ią tw o je sło w a dziś, g d y m a m y w o ln ą P o lsk ę !” — B y ła to o c z y w iśc ie reak cja u czu cio w a i n ie m am pow odu po przeszło 50 latach jej się w sty d zić.

A utorka książk i o M ick iew iczu o św ia d cza z k o lei, że p o słu g iw a ła się h ip otezam i 1 in tu icją, że m y ś le n ie o k u ltu rze je s t ciągiem rein terp reta cji opartej na n ow ych m etodach i w sp ó łczesn ej w ra żliw o ści interpretatora. C zytam y d alej, że „ta w r a ż li­

Cytaty

Powiązane dokumenty

In this paper silicon-rich silicon nitride (SRN) films were investigated as material for ultra-thin transmission dynodes in electron multiplication.. These dynodes are a

In the case of binary fcc alloys with the N4R8 cluster pool and imposition of completeness and mandatory inclusion of the empty, point, nearest and next nearest pair clusters,

Taken together these factors (and others) suggest that we need to move beyond classic project management to an alternative approach to project management education which

W drugim dniu odbyły się obrady w ramach Ko­ misji Prawa Karnego i Komisji Prawa Cywilnego.. Wreszcie w trze­ cim dniu obrad przewodniczący obu Komisji dożyli

Kazimierz Buchała wysunął projekt, aby ad­ wokatura polska wzorem adwokatu­ ry austriackiej i zachodnioniemiec- kiej podjęła się organizacji, np.. co 2 lata, sesji

Jan Szopa, I sekretarz POp przy Okręgowej Radzie Adwokac­ kiej, przedstawił szerzej osiągnięcia Rady, podkreślił też wielką dojrza­ łość polityczną i

We wrześniu tegoż roku przeniosła się do adwo­ katury i zastała aipKkantką adwo­ kacką pod patronatem najpierw ad­ wokata Gdowskiego, a następnie adw.. Rada

Sąd wy­ znacza wówczas oskarżonemu obrońcę z urzędu, jeżeli nie ustanowił się obrońca z wyboru; udział obrońcy konieczny jest również w postępowaniu