Feliks Przyjemski
"Wilno i Warszawa w Dziadach
Mickiewicza", Henryk Mościcki,
Warszawa 1908 : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 7/1/4, 669-672
Recenzye i Spraw ozdania.
669
wniosek, że ballada „Różowy k rz a k “ , „T w ardow ski“ , lub ro zp raw a: „O pow ierzchow ności w iersza polskiego“ , — m ogły d y sk u sy ą prze prow adzić n a to ry polityczne.Sum ując nasze w rażenia po przeczytaniu p am iętnika C zarno ckiego, przychodzim y do w niosku, źe wydaw ca dobrze się zasłu ży ł, w ydobyw ając je z niepam ięci, i pośw ięcając w ydaw nictw u dużo oso bistej p racy ; lecz z robiłby lepiej, g d y b y to wydaw nictw o o g ran icz y ł do przedruku faktów dotychczas nieznanych, ja k protokóły i u staw a Tow arzystw a M yślącej młodzieży.
Józef B ieliński.
Mościcki Henryk:
W i l n o i W a r s z a w a w D z i a d a c hMi
c k i e w i c z a . Tło historyczne III. Części Dziadów. Z 23 rycinami.Warszawa. Nakład Gebethnera i Wolffa 1908. s. 203. 8°.
G dyby chodziło o k ró tk ie scharakteryzow anie k siążk i Mości ckiego, nazw ałbym j ą w ybornym komentarzem, ilu stru jący m w y padki, przedstaw ione przez M ickiewicza w I I I . cz. Dziadów. Z anim o d k ry te niedawno A rchiw um filomackie rzuci nowe św iatło na zw iązki w ile ń sk ie , będzie ta k sią ż k a bardzo poważnym i cennym p rz y czynkiem do poznania teg o niezm iernie ważnego w naszych porozbio- row ych dziejach okresu.
Podnieść zaraz na w stępie należy, że au to r p rz y stą p ił do tr a k tow ania tego przedm iotu, nietylko uw zględniając w bardzo szerokim zakresie źródła i opracow ania dotychczas znane, lecz oparł się także na wielu pam iętnikach rękopiśm iennych (Zana, Czarnockiego, Buckie- wicza i t. d.), aktach k a n ce lary i g u b ern ato ra i policyi w ileńskiej, urzędowej
korespondencyi
ks. K onstantego z Nowosilcowem, a nadto na ustn y ch i listow nych relacyach osób ży jący ch . R ozporządzając ta k bogatym m ateryałem , zapełnił niejedną lukę w dotychczasow ych o tej spraw ie wiadomościach, lub też sprostow ał błędne poglądy.Mickiewicz sam p rzyznaw ał, — źe nie lu b ia ł opisyw ać w y padków , nie istniejących w historyi, a w przedmowie do I I I . cz. D ziadów w yraźnie zaznaczył, „źe sceny h isto ry czn e i c h a ra k te ry osób działających sk reślił sumiennie, nic nie dodając i nic nie p rze sa d z a ją c “ .
N a podstawie dokum entów stw ierdził M. niezbicie w ierność h isto ry czn ą skreślonych w D ziadach obrazów, w y jąw szy k ilk a d ro bn y ch odstąpień od praw dy, uczynionych przez poetę świadom ie, a wyw ołanych względam i arty sty czn ej lub też podrzędnej n a tu ry .
6 7 0 R ecenzye i Spraw ozdania
Rozpoczyna autor krótkiem przedstaw ieniem d ziałaln o ści zw iąz ków w ileńskich, podnosząc przy tem k ilk a momentów, doty ch czas
stale kw estyoncw anych lub w prost zaprzeczanych, a k tó ry c h stw ie r dzenie przez autora ma — zdaniem mojem — pierw szorzędną donio słość. Mam tu w pierw szym rzędzie na m yśli fakt, źe mło>dzież w i leńska, tw orząc zw iązki, w iedziała, iź to będzie zgodne z p atry o ty - cznemi intencyam i ks. Adam a C zartoryskiego. I bodaj, czy k s. Adam 0 tem w szystkiem nie w iedział ! Dowodzi tego przytoczona przez au to ra przemowa M ickiewicza do ks. Adama, w ypow iedziana na pe wnej biesiadzie em igracyjnej, nadto bardzo ciekawe w yzn an ie Z ana w jego P am iętniku. Na poparcie tego dodałbym jeszcze c h a ra k te ry sty czn e przemówienie ks. K u rato ra , wygłoszone wobec m łodzieży n a publicznem posiedzeniu U n iw ersy tetu 80. czerwca 1817 r . (K u rje r litew sk i 1817. N. 54). Zachęca tu książę młodzież do pielęgnow ania „nauk i cn o ty “ , staw iając jej przed oczy przyszłe obow iązki o b y w atelskie, co zestaw ione z formalnem utworzeniem T o w arzy stw a F i lomatów po w akacyach tegoż roku, jakoteż z jego celam i, nie je s t również bez znaczenia. To też dobry węch m iał Nowosilcow, skoro tajem nej sprężyny całej spraw y doszukiw ał się w k an cela ry i ks. C zartoryskiego.
D rugim ważnym momentem to stw ierdzenie celów p o litycznych to w arzy stw w ileńskich, poparte przez autora w ielu dowodami.
Dalej podaje au to r wiele nowych szczegółów czyto o T o w arzy stw ie Sześciu, przekształconem później w Tow arzystw o M yślącej Młodzieży, czy o sto su n k u Zana do T ow arzystw a p a try o ty czn eg o 1 usiłow aniach Filomatów, zm ierzających do utw orzenia o rg a n iz a c y i gim nazyalnych na prow incyi. Z auw ażyć należy, że autor ta k przy tej sposobności, ja k i gdzieindziej, podnosi i szerzej omawia głów nie ty lk o te fakty, które są nowe lub które dotychczas b y ły w ątpliw e. Z asada może słuszna, lecz z drugiej stro n y nie uzyskuje się przez to pewnego zaokrąglenia i pełności obrazu.
W rozdziale I I . i n astępnych przedstaw ia a u to r s ły n n y proces filarecki, uzupełnia nasze dotychczasowe wiadomości o początkowem stad y u m śledztw a, k reśli udatne i w y raziste sy lw etk i K orsakow a, Nowosilcowa i jego pomocników z kom isyi śledczej. Żałować należy, źe au to r nie um ieścił przy tej sposobności sylw etek Bajkowa i P e li kana, lecz podał je dopiero przy końcu k siąż k i. B y lib y tu najpierw w dobranem tow arzystw ie, a powtóre u k ład k sią ż k i w ieleby na tem zyskał. N iew łaściw ie też au to r uzupełnia w rozdz. X I. c h a ra k te ry sty k ę Nowosilcowa ; można to było zrobić przy podaniu jego życio ry su (w rozdz. III.). To pewne rozbicie przedm iotu w yniknęło z tego powodu, że a u to r trzym a się raz chronologicznego n astęp stw a w y padków w h isto ry i, d ru g i raz znowu n a stę p stw a poszczególnych scen w Dziadach.
U u stracy ą, choć niezupełną, sceny w ięziennej je s t rozdział V. Powiedziałem niezupełną, bo darmo szukalibyśm y jak ich ś wiadomości o osobach — w yjąw szy Z ana, — w ystęp u jący ch w tej scenie. I d zi
Recenzye i S praw ozdania. 67 1
w ić się należy, źe autor, k reśląc np. p o rtre t Korsakowa, Szłykow a, Ław rynow icza, albo później podając wyczerpujące naw et wiadomości o w ielu uczniach szkół prow incyonalnych — co z Dziadam i ty lk o pośrednio się łą c z y — , nic nam nie mówi o Frejendzie, K ołakow skim , ks. Lw ow iczu i tych w szy stk ich , których w scenie w ięziennej widzim y. A przecież tego stanow czo w ym agała zarówno potrzeba nak reśle n ia pełnego tła historycznego, ja k i prosta konsekwencya. Albo dlaczego sy lw e tk ę Jankow skiego (jedyną) umieszcza w p rzy p i ekach, a P ieślak a, Iw aszkiew icza, czy innych, o których w D ziadach n aw et w zm ianki niema, w te k śc ie ? ...
Godzę się natom iast na tw ierdzenie autora, że „w opisie schadzki, o d b y tej w dzień W ig ilii Bożego Narodzenia, Mickiewicz sk o jarz y ł w spom nienia pierw szych zebrań w ięziennych, urządzanych „w celi K o n ra d a “ przy końcu 1823 r., z późniejszemi zgrom adzeniam i kole- źeńskiem i z la ta 1824 r., odbywanemi u Zana, g d y tenże przebyw ał ju ż u B azylianów “ . U w iedziony listem w ięziennym Z ana z 9 p aździer n ik a (w nioskow ałem , źe pochodzi on z grudnia), w ierzyłem dotychczas w możliwość obecności Z ana n a schadzce w igilijnej. Zawdzięczam w ięc osobiście autorow i sprostow anie mojego fałszyw ego — ja k się okazuje — poglądu W takim razie lis t w spom niany, um ieszczony b łęd n ie przez W ł. M ickiewicza („Tom asz Zan w w ięzieniu“ . R ok M ickiew iczow ski.) pod r. 1823, należy odnieść do października r. 1 8 2 4 .
N iedopuszczalną jed n ak w ydaje mi się sama możliwość przy puszczenia, że opow iadanie k ap rala osnuł M ickiewicz na powieści A . A . K osińskiego („ V iv a t P olonus“), ogłoszonej dopiero w dw a la ta po n ap isan iu Dziadów. Raczej na pewne tw ierdzić można, że było to zdarzenie praw dziw e, o którem powszechnie m usiano opowiadać — j a k sam au to r z resztą dalej przyznaje — , a zarówno Mickiewicz, j a k i K o siń sk i zupełnie niezależnie je trak to w ali.
R ozdziały V I., V II. i V III. poświęcił au to r związkom m łodzieży w średnich zakładach naukow ych na L itw ie, oraz w yn ik ły m s tą d prześladow aniom , które zn alazły w yraz w D ziadach w opow iadaniu Sobolewskiego. K w esty a ta, jakkolw iek w znacznej m ierze n iezb y t ściśle wiąże się z w łaściw ym przedmiotem, doczekała się tu po raz p ierw szy bardzo sum iennego i szczegółowego zbadania i w yczerpu jącego przedstaw ienia. Podnieść to należy z uznaniem i praw dziw ą
w dzięcznością. Pozwolę tu sobie jed n ak zwrócić uw agę na pew ną (zre sz tą m ałą) nieostrożność au to ra : Oto n a str. 90. czyni dom ysł, źe na kroskich „C zarnych B ra c i“ , najpraw dopodobniej w yw arli w pływ niem ieccy „Schw arze B rü d e r“ . W dalszych zaś u stęp ach (str. 91, 93, 107) tra k tu je swoją hipotezę jako fa k t praw dziw y..
W arszaw a nie wiele zajm uje m iejsca w książce Mościckiego, bo też tylko jed n ą scenę („salon w arszaw sk i“) zajm uje w D ziadach. Choć i tu można było coś więcej powiedzieć, czy o szam belanie Za- boklickim , czy Zenonie Niemojewskim, czy wreszcie in n y c h osobach, zebranych w „salonie“ .
672
R ecenzye i Spraw ozdania.Podniesione przezem nie za rzu ty są n a tu ry przew ażnie czysto form alnej. Co się zaś ty cz y treści, to prócz drobnych usterek, powy żej zaznaczonych, godzę się zupełnie z poglądam i autora, tembardziej, że doszedłem do podobnych, choć znacznie skrom niejszych co do zakresu, w yników , bad ając tę kw estyę niezależnie od autora. Podno szę raz jeszcze w ielką sum ienność a u to ra w zebraniu n ader bogatego m a te ry a łu , nadzw y czajn ą ścisłość analizy k ry ty c z n e j, oraz jasność p rzed staw ie n ia. K siążk ę czyta się z praw dziw ą przyjem nością. Język i s ty l bez zarzutu.
F eliks P rzyjem ski.
G órski A rtu r: Monsalwat.
R z e c z o A d a m i e M i c k i e w i
c z u . 8-ka, str.
II,
230
i
Kraków 1908. Nakł. autora. —· Toż.
Wydanie drugie, 8-ka, str. V. i 232. Warszawa-Kraków 1908.
Nakł. autora.
Rzecz praw dziw ie u nas niesłychana. W ydanie d ru g ie k siążk i w przeciągu k ilk u m iesięcy zaledwie, książki, nakładem autora w y danej, nie beletry sty czn ej, tra k tu ją c e j w praw dzie o Mickiewiczu, ale przecież z przedm iotu swego nie odznaczającej się ja k ą ś bieżącą a k tu a l n o ścią. . . Z resztą i bez tego dowodu — d rugiego w y dania — w iel k ie powodzenie k siążk i nie mogło być dla nikogo tajem nicą. I je żeli dziś powiem, że k siążk a p. A. Górskiego je s t piękna, a n a w et bardzo piękna, będzie to już potw ierdzeniem rzeczy, po w szechnie uznanej. J e d n a mię ty lk o ogarnia w ątpliw ość : dlaczego n a ogół książka z y sk a ła ta k w ielką łaskę w oczach szerszej p u b li czności? Czy dla sty lu swego, uroczystego i m odlitewnego niem al, tego stylu, co się wTy raża w szacie językow ej nieco napuszonej, em- fatycznej, i obciążonej zbytnio ozdobami, więc ostatecznie sztyw nej nieco i cokolwiek deklam atorskiej ? Czy też dla ry tm u w ew nętrznego k siążk i, dla tej istotnej, relig ijn ej pow agi, z k tó rą au to r przedm iot swój tra k tu je ; czy z powodu ukochania przez a u to ra wieszcza i jego dzieła, jego celu, tej melodyi cudownej, dla której czas uk ład a pły n n e i zmienne słowa pieśni, lecz k tó ra sama przez się w ciąż trw a, coraz to nową postać na się przybierając, a k tó ra w łaśnie je s t m iłością au to ra i celem?
I g d y się w rw ący prąd m yśli autora zanurzym y, w ry tm jego uczuciowy się w słucham y, w tedy w łaśnie ję zy k jego staje się jak szata, ściśle do ciała przylegająca, staje się form ą ta k dokładnie od tw arzającą ru ch y i zw roty melodyi, w k tó rą sam autor je s t w słu chany, i tak p rz e jrz y s tą , że aż n ie d o strz e g a ln ą , — w tedy dopiero coraz w yraziściej w ystępuje isto tn e piękno k siążki. Zdaje mi s i ę , źe t o je s t rzeczyw istym stylem autora, a to co ponadto, to brzm i emfa- ty czn ie i sztucznie i je s t niepotrzebne, i trą c i ogólnikiem .