• Nie Znaleziono Wyników

Histeria, melancholia... i obiektalność

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Histeria, melancholia... i obiektalność"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Paweł Bohuszewicz

Histeria, melancholia... i obiektalność

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (132), 262-280

2011

(2)

2

6

2

Histeria, melancholia... i obiektalność

Jesteśm y jedynie epizodycznie przew odnikam i se n su .1

Skoro lite ra tu ra nie jest tylko lite ra tu rą , to literaturoznaw stw o nie pow inno być tylko literaturoznaw stw em - ta k scharakteryzow ałbym credo przyśw iecające filozofii lite ra tu ry M ichała Pawła M arkow skiego. P rzekonanie to zostało bodaj najm ocniej w yartykułow ane w Raporcie z oblężonego miasta - tekście stanow iącym jednoznaczne i radykalne odcięcie się od tradycyjnego polskiego literatu ro z n aw ­ stwa, któ re swoją tożsam ość zbudow ało na w ykluczeniu z pola w łasnych za in te re ­ sowań trzech obszarów: lite ra tu ry obcej, nieliteratu ro zn aw czy ch system ów poję­ ciowych i egzystencji2. N ie da się więc niczego sensow nego pow iedzieć na tem at literatury, pozostając na g runcie czystego literaturoznaw stw a, efektem tego spo­ tk a n ia będzie zrobiona z języka „czysta lite ra tu ra ”, a czystą lite ra tu rę m ożna je­ dynie badać lub k ontem plow ać3. Przeciw ieństw em badacza i k o n tem p lato ra jest in te rp re tato r. D efin icji in te rp re ta c ji o dnajdziem y u M arkow skiego sporo, n ajcie­

J. B a u d rillard W cieniu m ilczącej większości, przeł. S. K rólak, W ydaw nictw o Sic!, W arszaw a 2006, s. 18.

M.P. M arkow ski R a p o rt z oblężonego m iasta, „Tygodnik Pow szechny” 2009 n r 32 (3135). K orzystam z w ersji internetow ej artykułu: h ttp ://ty g o d n ik .o n e t.p l/ 3 3,0,31137,raport_zoblezonego_m iasta,artykul.htm l (dostęp: 21.02.2011).

W taki sposób w edług M arkow skiego skonstruow ał pisarstw o G om brow icza M ichał G łow iński w książce G om brow icz i nadliteratura (zob. M.P. M arkow ski C zarny nurt. Gom browicz, św iat, litera tu ra, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 2004, s. 21-23). 3

(3)

Bohuszewicz

Histeria, melancholia... i obiektalność

kawszą - w zam ieszczonym jako aneks do Efektu inskrypcji tekście Pieczołowite eg- zegezy i demoniczne użycia:

In terp re ta c ja , na co zresztą w skazuje etym ologia tego słowa, o której zbyt często się za­ pom ina, to p r z e n i e s i e n i e s e n s u jakiejś w ypow iedzi w in n y k o n tek st (inter-), a je d ­ nocześnie u d o stęp n ien ie go (praestare, z którego wywodzi się francuskie prêter) kolejnym użytkow nikom . In terp re ta c ja niem ożliw a jest więc bez najm niejszej choćby d e k o n - t e k s t u a l i z a c j i , p rzen iesie n ia, które um ożliw ia w praw dzie d o stęp do tek stu , ale i ów tek st przem ieszcza, przekształca, przenosi w in n ą p rzestrzeń k o m u n ik acy jn ą.4

In te rp re ta c ja nie jest eksplikacją (m otywow anym w zględam i czysto poznaw czym i odniesieniem te k stu do zaprojektow anego przez jego autora kon tek stu ), lecz de- k ontekstualizacją: m otyw ow anym przez w zględy rów nież pozapoznaw cze odn ie­ sieniem te k stu do k o n te k stu przychodzącego sk ą d in ąd (z p rze strzen i językowej, pojęciow ej, dośw iadczeniow ej, do której należy au to r in te rp re tac ji). M am y tu więc do czynienia z dwoma ro d zajam i relacji: eksplikacja ustanaw ia ta k i rodzaj sprzę­ żenia m iędzy tekstem a kontekstem , k tóry wyklucza kreatyw ność eksplikatora (jest on tylko zaprojektow anym przez autora b ie rn y m n arzędziem , służącym do odkry­ w ania czegoś już w cześniej zrobionego), n ato m iast in te rp re tac ja uw zględnia k re ­ atyw ną rolę in te rp re ta to ra , który nie służy już tylko do odkryw ania, jest bow iem także w sp ó łk o n stru k to rem sensu, skoro to od niego zależy, jakim k o n tek stem n a ­ syci tekst. Używając słownika semiotycznego, m ożna powiedzieć, że w niesione przez in te rp re ta to ra pojęcia, nie znosząc denotacyjnej swoistości te k stu , w yprow adzają go poza niego sam ego, w obszar n iep rzew idzianych przez te n tekst konotacji. Ta relacja działa i w d rugą stronę: rów nież in te rp re ta to r potrzeb u je tek stu , by p rze­ m ieścić, przekształcić i dzięki te m u stworzyć sam ego siebie. M arkow ski nie uk ry ­ wa, że te n d ru g i rodzaj relacji in te resu je go najb ard ziej. Począwszy od wydanej w 1999 ro k u Anatom ii ciekawości robi on cały czas to samo: ostro przeciw staw ia się literackości lite ra tu ry i oddającym jej spraw iedliw ość p rak ty k o m analizy, ekspli- kacji i kontem placji. Z am iast tego, naw ołuje, doprow adźm y do w y s t ę p k u : po ­ zw ólm y lite ra tu rz e przekroczyć sam ą siebie i sam i poza siebie w ykraczajm y dzię­ ki niej:

P isan ie i czytanie to bez w ątp ien ia dwie form y tego sam ego w ystępku, którego dow odem jest tekst. [...] Pisanie i czytanie są w ystępkiem dlatego, że się w ystępuje poza granice sam ego siebie: nieodw ołalnie i nieskutecznie. N ieodw ołalnie, bo nic już nie będzie takie sam o, ani ja, ani tek st czytany, ani to, co napiszę. N iesk u teczn ie, bo zawsze jednak, po nieu d an y m w ypadzie, m ożna liczyć na pow rót do sam ego siebie, a poza m n ą św iat i tak toczyć się będzie po starem u. [...] M iędzy tym i trzem a p u n k tam i, w tym przeklętym trójkącie przebiega w ystępek pisan ia, którego najw łaściw szą nazw ą byłoby od-tw arza- nie: chcę pozbyć się mojej tw arzy i przyw dziać nowy w izerunek, m uszę odważyć się od- -twarzyć, bow iem nie mogę być sobą, nie będąc n ieu sta n n ie kim ś innym , choć z drugiej

M.P. M arkow ski P ieczołow ite egzegezy i dem oniczne użycia, w: tegoż E fe k t inskrypcji. Jacques D errida i litera tu ra, wyd. 2 zm ienione, W ydaw nictw o H o m in i, K raków 2003,

s. 402.

2

6

(4)

2

6

4

strony, p róbując wyjść poza siebie, w ciąż odtw arzam sam ego siebie w nieskończonym łań cu ch u rep ety cji.5

Życie na miarę literatury. Eseje6 jest dalszym ogniw em tego łańcucha: najw aż­ niejszy te m at książki to p arad o k saln a stru k tu ra tożsam ości, która k o n sty tu u je się poprzez „w ystępek”, przy czym „w ystępkiem ” pozostaje rów nież sam sposób roz­ w inięcia tego tem atu: to, co dobrze już znane, zostaje w yartykułow ane p rzy p o m o ­ cy bogatszego słownika: już n ie tylko (p o st)stru k tu ra ln o -d ek o n stru k c y jn o -h erm e- neutycznego, lecz rów nież psychoanalitycznego, pragm atystyczno-etycystycznego i antropologicznego7.

W krytyce etycznej - raczej tej spod zn a k u M arty N u ssb a u m i R orty’ego niż D errid y czy de M a n a 8 - lite ra tu ra n ie jest specyficznym przed m io tem , k tóry z te ­ go w zględu dom agałby się specjalistycznego języka opisu, lecz d ostępną w szyst­ k im d epozytariuszką „percepcji m o ra ln e j”, „m iłości” i „p rz y jaź n i”, najlepszym ze w szystkich istniejących in stru m e n te m służącym do

u w rażliw iania czytelnika na niezn an e m u z realnego dośw iadczenia problem y, ukazyw a­ ne, co w ięcej, w złożonym układzie o d n iesień afektyw no-m otyw acyjnych, nie zaś tylko racjonalnych, oraz na zdolności do ro zb u d zan ia w nim k om petencji em patycznej i w b u ­ dow yw ania w jego św iadom ość narracyjnych wzorców etycznego ro zu m ien ia.9

Skoro lite ra tu ra nie jest o drębną od innych sferą rzeczyw istości, do której dostęp m ają jedynie profesjonaliści, lecz przeciw nie: d ostępnym w szystkim w rażliw ym 5 M.P. M arkow ski Występek. Eseje o p isaniu i czyta n iu, W ydaw nictw o Sic!, W arszawa

2001, s. 19-20.

6 M.P. M arkow ski Życie na m iarę literatury. Eseje, W ydaw nictw o H o m in i, K raków 2009. C ytaty z tego w ydania lokalizuję w tekście.

7 Ku psychoanalizie w jej lacanow skim w ydaniu zw rócił się M arkow ski już

w C zarnym nurcie; przem ieszczenie od id io m u „fran cu sk ieg o ” (dekonstrukcyjnego) w k ieru n k u „am erykańskiego” (pragm atystycznego i etycystycznego) jest bardzo m ocno zauw ażalne już w tekście Antropologia, h u m anizm , interpretacja, któ rem u p a tro n u je W iliam Jam es (zob. M.P. M arkow ski Antropologia, h u m anizm , interpretacja, w: Polonistyka w przebudow ie. L itera tu ro zn a w stw o - w ied za o ję zy k u - w ied za o kulturze - edukacja. Z ja z d polonistów K ra kó w 22-25 w rześnia 20 0 4, t. 1, red. M. C zerm ińska i in., U niversitas, K raków 2005).

8 Zob. D. U licka „ Z w ro t” etyczny (o narracyjnym i dram aturgicznym dyskursie literaturoznaw czym ostatniego ćw ierćw iecza), w: tejże L itera tu ro zn a w cze dyskursy m ożliw e. S tu d ia z dziejów nowoczesnej teorii literatury w Europie Środkowo-W schodniej, U niversitas, K raków 2007, s. 356.

9 Tam że, s. 358-359. N a przykładzie tego cytatu w idać, że m iędzy pragm atyzm em a etycyzm em nie m a żadnej p rzepaści, przeciw nie: jedno stanow isko m ożna potraktow ać jako k o ntynuację lub in n ą w ersję drugiego (słowa U lickiej m ógłby przecież rów nie dobrze w ypow iedzieć R orty jako a u to r np. E ty k i zasad a etyki w rażliw ości (polskie tłu m aczen ie tego tek stu znajd zie czy teln ik w „Tekstach D ru g ic h ” 2002 n r 1-2).

(5)

Bohuszewicz

Histeria, m elancholia. i obiektalność

lu d zio m n arzęd ziem k o n ta k tu z rzeczyw istością, to rów nież język, którym o niej się pisze, n ie pow inien być językiem profesjonalnym . I tak jest w istocie: język etycystów to św iadom ie przeciw staw ny językowi specjalistycznem u język „życio­ w ych” sentencji - m ający na celu zbudow anie wspólnoty, m onologiczny dyskurs, na tyle sem antycznie pojem ny, że niem al każdy m oże przyjąć jego tw ierdzenia za swoje. (Taka jest bow iem n a tu ra sentencjonalności: „P rzestrzeń m anew ru, obszar m ożliw ych in te rp re ta c ji w ydaje się w ręcz bezgraniczny. N ie chodzi tu o wywoły­ w anie sporu, czy kontrow ersji, a raczej o stw arzanie w spólnoty i poczucia w spól­ n o ty ”10). Etycysta n ie m ówi po to, by poszerzyć horyzont ro zu m ien ia swego od­ biorcy; przeciw nie: raczej w zm acnia już istniejące jego granice. W szyscy żyjem y w tym sam ym świecie, przeżyw am y w n im te sam e radości i cierp ien ia, więc nie k o m p lik u jm y zbytnio - m ów i etycysta. A ta k m ów i M arkow ski w zakończeniu pierw szej - „program ow ej” - części swojej książki:

C zytanie lite ra tu ry nie w ym aga żadnych dodatkow ych k o m petencji poza w rażliw ością. N ie trzeba znać żadnych w yspecjalizow anych języków, żadnych naukow ych idiom ów. W ystarczy jedynie d obra wola o glądania św iata cudzym i oczam i i - by tak rzec - cudzy­ m i słowam i. (s. 86)

N a całe szczęście nie jedyny to sposób ro zu m ien ia lite ra tu ry rozw ijany w Życiu na miarę literatury (piszę „na całe szczęście”, poniew aż idiom krytyki etycznej tam , gdzie odw ołuje się do owej jakoby w spólnej „nam w szystkim ” w rażliw ości, n ie jest m oim idiom em ): pogłębiana i dekonstruow ana przez inne języki, treść etycystycz- nej sentencjonalności staje się w jego książce problem atyczna. Owszem, lite ra tu ra jest n arzęd ziem poznaw ania innych lu d z i - w spółodczuw aniem (s. 251-252), roz­ m ow ą (s. 55-58), p rzy jaźn ią (s. 60), „bezkrw aw ą k łó tn ią ” (s. 74) z innym i, tw orzą­ cym i nasz w spólny dom (s. 64-65) i pozw alającym i przekroczyć sam ych siebie, czasem jednak dotrzeć do innego n ie sposób, k łó tn ia staje się krwaw a, a w spólny dom okazuje się być zbudow any n a d o tchłanią. Żeby to dobrze zrozum ieć, należy cofnąć się do p oczątku książki, w którym zostaje zarysow ana opozycja m iędzy li­ te ra tu rą herm ety czn ą i herm eneutyczną.

W przeciw ieństw ie do lite ra tu ry daw nej, k tóra - najogólniej rzecz b iorąc - stanow iła w yraz zadom ow ienia człow ieka w świecie, lite ra tu ra now oczesna jest efektem w yobcow ania człow ieka ze świata. Przyczyn owego wyobcow ania trzeba szukać poza literatu rą : stało się ono m ożliw e dzięki K artezjuszow i i K antow i, jed­ n ak g ru n t po d ustanow ienie p o d m io tu tran sc en d e n ta ln eg o został przygotow any na długo p rze d pojaw ieniem się tego określenia, z czego M arkow ski św ietnie zd a­ je sobie sprawę. Już przecież św. A ugustyn w iedział, że n ie należy do tego świata, a uśw iadam iał to sobie podczas lektury: to w tym w łaśnie m om encie oddalał się od świata zm ysłowego i przebyw ał w dziedzinie czystej - pozaśw iatow ej - myśli. Ale przecież jeśli św. A ugustyn, to i św. Paweł ze swoim od ró żn ien iem „d u c h a”

10 K. A briszew ski Poznanie, zbiorowość, polityka. A n a liz a teorii aktora-sieci B ru n o

L a to u ra , U niversitas, K raków 2008, s. 189.

2

6

(6)

2

6

6

i „lite ry ” te k stu oraz kom p lem en tarn eg o w zględem niego ro zróżnienia na „ja” we­ w nętrzne i zew nętrzne. N ie sposób nie przyw ołać w tym m iejscu - i M arkow ski robi to - rów nież platońskiego system u m yśli O rygenesa, w któ ry m „aistheta, rze­ czy postrzegane zmysłowo, stały w nieusuw alnej opozycji do noeta (rzeczy ujm o ­ w anych ro zu m em )” (s. 39). O d P latona więc przez św. Pawła, O rygenesa, A ugusty­ na do K artezjusza i K anta (czy nie dalej, jak u dow adniali dekonstrukcjoniści?) w iedzie jedna droga m yślenia, w której sens rzeczyw istości chw ytam y tylko wtedy, kiedy się z niej wycofujemy. Jedno z dw óch głównych odgałęzień lite ra tu ry now o­ czesnej jest w edług M arkow skiego kon ty n u acją tej drogi:

albo rad y k aln ie pogłębić poczucie odłączenia od św iata, albo starać się je przezwyciężyć. A lbo uciekam y od św iata na zawsze, albo do niego, po długiej w ędrówce, wracam y. Z tego pow odu sztuka nowoczesna o brała dwie drogi ku sw em u spełn ien iu . Pierw sza z nich to droga h erm etyczna, d ru g a - herm eneutyczna. (s. 18-19)

L ite ra tu ra herm etyczna (reprezentow ana w Ż yciu... przez M allarm égo, Valéry’ego i E liota) nie in te resu je M arkow skiego zupełnie, nie obchodzi go bow iem piękno czystej formy, opierające się - jak p isał Valéry - „wyłącznie za zachw ycającej d o ­ skonałości języka” (s. 4 3 )11. O pow iada się za to po stro n ie lite ra tu ry h erm en eu - tycznej, która choć zdaje sobie spraw ę z now oczesnego odłączenia p o d m io tu od św iata (czy jed n ak faktycznie jest ono nowoczesne, skoro pojaw ia się w raz z P la to ­ nem ?), to jed n ak stara się je zredukow ać. A robi to w sposób po raz pierw szy chyba szerzej opisany w tekście, k tó ry nie zn alazł się w recenzow anej książce: chodzi o opublikow any w 29. num erze „Tygodnika Pow szechnego” z 2008 ro k u szkic Spór 0 rzeczywistość. Zaczyna go M arkow ski - jak to M arkow ski, który m u si się odróż­ nić, by zacząć mówić - od ostrej opozycji: dzisiejsza Polska jest podzielona na dwa w rogie obozy: z jednej strony z n a jd u ją się zw olennicy rzeczyw istości obiektyw nej 1 klasycznej koncepcji prawdy, z drugiej - zw olennicy tw ierdzenia, że rzeczyw i­ stość dana jest n am tylko poprzez sieć pojęciow o-językow ych kategoryzacji, a jej poznaw anie uzależnione od społeczno-kulturow ego k o n te k stu 12. N ie uw ażam , aby rozróżnienie to było praw dziw e. N ie w idzę już dzisiaj żadnych sensow nych p rze d ­

11 „A przecież nie zawsze tak było. G dy zaczynałem swoją przygodę z lite ra tu rą, jako jej czytelnik i wykładow ca, w ierzyłem święcie, że fu rtk a do jej p rzybytku w ykonana jest ze słów, że to w języku szukać należy do niej klucza i że to pięknie

wyszykow ane zd an ia czekają na tego, kto p rzestąp i jej próg. C zytałem w tedy z w ypiekam i na tw arzy V aléry’ego, który w spom inał w ym ianę zdań m iędzy M allarm ém i D egasem na tem at p isan ia wierszy: D egas zw ierzał się z tego, jak w iele m a pom ysłów i idei, a M allarm é spokojnie odpow iadał, że w iersze robi się ze słów, a nie z pomysłów. T ak w łaśnie m yślałem : lite ra tu ra to spraw a języka i łakom ie przyglądałem się teoriom , w których m oje lingw istyczne fantazje znajdow ały niekłopotliw e p o tw ierd zen ie” (M.P. M arkow ski W ystępek, s. 11).

12 Tegoż Sp ó r o rzeczywistość, „Tygodnik Pow szechny” 2008 n r 29. K orzystam z w ersji internetow ej artykułu: h ttp ://ty g o d n ik .o n e t.p l/

(7)

Bohuszewicz

Histeria, melancholia... i obiektalność

staw icieli pierw szego obozu: choć obiektyw iści i realiści dalej istnieją, to jednak tylko i w yłącznie na m arginesach najw ażniejszych sporów toczonych dziś w h u ­ m anistyce, tru d n o więc tu mówić o opozycji. N ie to jest jed n ak teraz istotne, lecz im plikacje w ynikające z przynależności do drugiego - de facto jedynego - obozu.

P rzeciw staw iając się obiektyw istom , M arkow ski stw ierdza: nie m a ro zdziału pom iędzy św iatem i językiem ; w prost przeciw nie: to, co istnieje, istnieje dla nas tylko w języku. Z lanie się w jedno rzeczyw istości i języka „nic złego” tej pierw szej „nie ro b i”, przyczynia się bow iem n ie do jej zan ik u , lecz uczłow ieczenia:

p rzeprow adza ją z niedosiężnej i obojętnej obcości w nasz św iat dążeń, trosk, p ragnień i interesów , czyni ją naszą rzeczyw istością i w ten sposób otw iera ją na jakąkolw iek in ­ terw encję, a więc także przem ianę.

M arkow ski jest tu m oim z d a n ie m zbyt optym istyczny: owszem, ujęzykow ienie św iata czyni go naszym św iatem i c h ro n i nas, jak by pow iedział M iłosz, p rzed „potw ornością bez tw arzy”13, która rozciąga się tam , gdzie kończy się język i za­ czyna to, co realne. N ie sposób jed n ak nie zauważyć, że ta pozytywna strona języ­ ka posiada swój negatyw ny odpow iednik: ochraniając nas p rze d trau m aty czn y m n ap o re m realnego, język b ro n i n am rów nież d ostępu doń, zasłaniając to, co rea l­ ne, jego re p re z e n ta c ją 14. Język to nie tyle artykulacja rzeczyw istości, która znosi istn ien ie jej przedjęzykow ej postaci, ile simulacrum: rez u ltat w ym iany oryginału na n iedoskonałą kopię, w której pozostaje niedająca spokoju p am ięć po oryginale. P rzedstaw iciele lite ra tu ry herm eneutycznej oraz k rytyki etycznej nie zdają sobie z tego sprawy. N ie chce o tym pam iętać rów nież sam M arkow ski jako au to r Sporu o rzeczywistość. W Ż yciu... pojaw ia się już jednak o wiele b ardziej skom plikow ana filozofia relacji m iędzy językiem i światem .

Jej opis zaczynam od opozycji, od której rozpoczyna sam M arkow ski: w yko­ rzystanego już w Czarnym nurcie heideggerow skiego rozróżnienia m iędzy życiem a egzystencją. Życie sam o w sobie to św iat poza n am i, egzystencja to świat dla nas:

Zycie jako takie nie m a żadnego sensu, który uzyskuje d o p iero wtedy, gdy zostanie w łą­ czone w m aszynerię ludzkiego użytku. A że m aszyneria ta d ziała niep rzerw an ie (poza dw om a w ypadkam i, które tu n ieu stan n ie ze sobą zestaw iam : poza m istyczną ekstazą i fi­ zjologiczną depresją), łu d zim y się, że nasze życie m a sens w budow any w swoją tkankę, że życie i sens to jedno i to samo. Tym czasem tym , co nadaje sens n aszem u życiu, jest egzystencja. C złow iek egzystuje, czyli spożytkow uje swoje życie, bo m usi w swoim życiu się orientow ać. N adaje znaczenia życiu swojego ciała, swojego otoczenia, stara się nasy­ cić te rozm aite życia znajom ym i sym bolam i, gdyż bez n ich czuje się b ezrad n y i b e zb ro n ­ ny. (s. 77-78)

13 Cz. M iłosz Wieść, w: tegoż W iersze, t. 3, W ydaw nictw o Z nak, K raków 2003, s. 101; cyt. za: R. Nycz O przedm iocie studiów literackich - d ziś, w: Polonistyka w przebudow ie, s. 21.

14 N a co zw raca uwagę R. N ycz (zob. tegoż O przedm iocie studiów literackich - dziś, s. 23). O stateczny w niosek z tego sta n u rzeczy w yciągnął poeta rom antyczny Von

K leist, który zastrz elił się po p rzeczy tan iu K anta.

2

6

(8)

2

6

8

Słowa te m ogłyby się pojaw ić w Sporze o rzeczywistość, w Ż yciu... dopuszcza się jed­ n ak m ożliwość, że świat n ie daje się w p e łn i zdyskursyw izow ać i usensow nić, „al­ bow iem egzystencja nie odgradza od życia, lecz jest w n im całkow icie z a n u rzo n a” (s. 78), przez co ufundow any na życiu sens „czasam i się sypie” (s. 85). Jako autor Czarnego nurtu M arkow ski doskonale zdaje sobie spraw ę z tego, że byw ają sy tu ­ acje, w których św iat n ie daje się usensow nić; wie rów nież, że istn ieje cała lite ra ­ tu ra o p arta na tym brak u : lite ra tu ra m elancholiczno-histeryczna.

L ite ra tu rę m e la n c h o lic zn o -h iste ry c zn ą m ożna potrak to w ać jako przeciw ną h erm eneutycznej. Tę d rugą rep rez en tu je w książce M arkow skiego C onrad, a filo­ zoficznym i jej p a tro n a m i są B arthes, G adam der i Rorty. W edług w izji h e rm e n e u ­ tycznej lite ra tu ra pow staje dzięki innym (jest „obcym ” we m nie, k tóry um ożliw ia m oje m yślenie; „Tobą”, bez którego nie m ogę pow iedzieć „Ja” (zob. s. 58)) i ze w zględu na innych (jak w p rzy p a d k u B a rth es’a, k tó ry „«kultywuje» pew ną uczu­ ciowość” w sto su n k u do swojej publiczności, dzięki czem u „za każdym razem , gdy o d n ajd u je tak ą uczuciow ą reakcję, n ie jest już sa m ” (s. 58) i jak w p rzy p a d k u Ror- ty ’ego, dla którego lite ra tu ra jest n arz ęd ziem p o zn an ia in n y c h (zob. s. 66-67). W edług tej filozofii - h erm eneutycznej lub, by użyć określenia, któ re pojaw iło się już w cześniej, etycystycznej - lite ra tu ra jest spraw nym n arzęd ziem p o ro zu m ie­ nia, a także oswojenia życia poprzez p rze m ian ę go w egzystencję.

Jednak obok C onrada M arkow ski czyta również Lacana. Owszem, pierwszego z drugim łączy coś istotnego, a mianowicie przekonanie, że tożsamość ludzka ma cha­ rakter relacyjny, gdyż powstaje dzięki zetknięciu z Innym . N ie wiem jednak, czy nie istotniejsza jest różnica m iędzy nim i: jeśli w edług C onrada jesteśmy sobą o tyle, o ile współczująco i udanie lgniem y do świata, o ile po w ielu w alkach w końcu udaje nam się przenieść życie w sferę egzystencji poprzez symbolizację, to w edług Lacana od­ wrotnie: jesteśm y sobą o tyle, o ile udaje nam się dzięki tej symbolizacji uciec od życia, czyli asymbolicznego, choć symbolizację umożliwiającego Realnego15:

R ozum iem to tak, że lite ra tu ra wybawia od p rzerażen ia, jakie niesie niezapośredniczo- ne, nagie objaw ienie rzeczyw istości. N ie z opisyw ania rzeczyw istości się więc bierze, lecz z jej zastąp ien ia. L ite ra tu ra nie wyraża życia, lecz je obłaskaw ia. L ite ra tu ra to jedna z eg­ zystencjalnych form w ypierania życia, które jako takie, b ezpośrednio dane, nie jest do zn iesien ia (s. 173),

i które - koniecznie dodajm y - w w ielkiej lite ra tu rz e zawsze pow raca, nie pozw a­ lając słowu zapanow ać n a d sobą.

S przeczny z conradow skim , lacanow ski m odel lite ra tu ry jest m odelem h iste ­ rycznym , poniew aż „ H i s t e r i a j e s t n i e m o ż l i w ą , c h o ć k o n i e c z n ą i n s c e n i z a c j ą p r z e r a ż e n i a z w i ą z a n e g o z t r a u m a t y c z n y m d o ­ ś w i a d c z e n i e m n i c o ś c i ” (s. 154) (przy czym swój „ te a tra ln y ” w ym iar za­ w dzięcza ona zw róceniu się ku In n em u , k tó ry - zu p e łn ie jak „w irtualny o dbiorca”

15 Por. św ietne streszczenie poglądów L acana zaw arte w C zarnym nurcie (M.P. M arkow ski C zarny n u rt, s. 124-131).

(9)

Bohuszewicz

Histeria, m elancholia. i obiektalność

te k stu pisanego - d ete rm in u je i k onw encjonalizuje k ształt w ypowiedzi). To b a r­ dzo w ażne dla Życia... słowa, co ujaw nia M arkow ski p odkreśleniem . W łaśnie one streszczają twórczość n ie m al w szystkich (z w yjątkiem C onrada oraz in te rp re to w a­ nych w książce fragm entów z K afki, G om browicza, Jeleńskiego i Bieńczyka) p isa ­ rzy, o których M arkow ski pisze w drugiej części książki, zatytułow anej Twarze i gło­ sy: Szekspira, L ich ten b erg a, K rasińskiego, Poego, P rousta, Pessoi i W itkacego.

D la w szystkich tych tekstów charakterystyczne są słowa, któ ry m i M arkow ski opisuje dośw iadczenie b o h atera Owalnego portretu Poego: „stropienie, u ja rz m ie­ nie, p rze ra żen ie” (s. 172). Otello S zekspira obrazuje „stropienie, u jarzm ien ie, p rze­ raż en ie” nicością, k tó rą tw orzy nieobecność praw dziw ego znaczenia działań D es­ dem ony. H am let - „stropienie, ujarzm ienie, p rze ra żen ie” duchem , którego trzeba zm usić do m ów ienia, a tym sam ym naw iązać relację z tą niem ożliw ą do zniesienia sam ow sobną obecnością nie-rzeczy, no-thing (identyczną do obecności Iwony w d ra­ m acie G om brow icza!16) (s. 113). Pisarstw o L ich ten b erg a - „stropienie, u ja rz m ie­ nie, p rze ra ż e n ie ” „ to rtu ra m i ciała, [k tó re ] nie pozw alały [ . ] [m u ] obwarować się w świecie m yśli, w zw iązku z czym , w ierząc w K anta, jednocześnie m u siał go z d ra ­ dzać” (s. 142-143). K orespondencja K rasińskiego z D elfin ą Potocką - b rak ie m obecności D elfiny, k tóry zm usza do typow o już histerycznego w ystaw iania d ram a­ tu nieobecności na scenie w łasnego ciała. Owalny portret Poego - sam ym życiem, które w yłania się z p o rtre tu ta k w iernego rzeczyw istości, że aż przerażającego w łaś­ nie. Fabuła opow iadania Poego św ietnie obrazuje P roustow ską filozofię rep rez en ­ tacji: u Poego m am y artystę, k tó ry m alu je swoją żonę, nie chcąc dostrzec, że czego przybywa p ortretow i, tego ubywa m odelow i, u P rousta identycznie: reprezentacja jest redu k o w an iem m aterialn o ści m a te rii (pisze w ręcz M arkow ski o „ u l a t n i a ­ n i u s i ę m a terii rzeczy, czyli p r z e m i a n i e ich w sens, [które] dokonuje się poprzez w yparcie tego, co rzeczyw iste przez to, co w yobrażone” (s. 222; podkr. m oje)). L ite ra tu ra jako sztuka zastępow ania życia obecna jest rów nież w dziele Pessoi - kolejnego b o h atera k siążki M arkow skiego. D laczego Pessoa w yraża siebie poprzez tw orzenie fikcji na swój tem at, a więc „w ystępek” i „dys-pozycję” (s. 161): w yrzucanie siebie z siebie w swoje w łasne heteronim y? Poniew aż to, k im faktycz­ nie jest, pozostaje nienazyw alną nicością („Jego jedyna ukochana, O phelia Qu- eiroz, nazyw ała go z francuska: Ferdinand Personne, F erd y n a n d N ik t” (s. 275)). W itkacy (esej o n im to m oim zd an iem n ajlepszy frag m en t Ż y c i a . ) to członek tego sam ego bractw a: stoi n a d n u d n ą nicością codziennej egzystencji, któ ra jest nie do zniesienia tak, jak d u ch w Hamlecie, ciało u L ich ten b erg a czy odczuw any przez K rasińskiego b ra k D elfin y - w szystkie te w cielenia sam ej esencji, lacanowskiej nieusym bolizow anej Rzeczy (i, dodajm y koniecznie, freudow skiego „niesam ow i­ tego”), która przeraża, poniew aż nie sposób jej oswoić poprzez naw iązanie z nią jakiejkolw iek relacji. W itkacy w ym ienia ją na m iny:

S trojąc m iny, W itkacy nie b u d u je naw et sobie - jak m ożna by m niem ać - nowych tożsa­ mości. N ie staje się k i m ś i n n y m . Raczej stara się znaleźć pozycję, któ ra w yprzedza­

16 Zob. tam że, s. 165-181.

2

6

(10)

2

7

0

łaby jego (i jakąkolw iek in n ą) tożsam ość i która daw ałaby szansę w ym knąć się tem u, co jest zawsze takie sam o i n iezm ienne. D zięki tem u podm inow uje nudę i wysadza w p o ­ w ietrze gm ach ontologii w zniesiony na zasadzie doskonałej tożsam ości. (s. 302; podkr. M.P.M.)

I w końcu o sta tn i bohaterow ie Życia na miarę literatury: K afka, G om browicz, Jeleń sk i i Bieńczyk. M arkow ski opisuje ich twórczość z w ielką klasą, m am jednak w ątpliw ość, czy trafn ie sytuuje pisarzy na m apie stw orzonej przez siebie filozofii literatury. W m oim p rze k o n an iu należy im się osobne m iejsce: kom entow ane w Ż y­ ciu... fragm enty n ie przynależą ani do lite ra tu ry m elancholiczno-histerycznej, ani herm en eu ty czn ej, ani, co jasne, herm etycznej. Przy okazji K afki pisze M arkow ski o sytuacjach, w których spekulatyw ny ro zu m filozofii „pożera” (s. 309) w izyjność literatury. Z tak ą sam ą sytuacją m iew am y do czynienia w Ż y c i u .: M arkow ski bywa in te rp re ta to re m , którego filozoficzność pożera to, co w lite ra tu rz e opiera się p rze­ n ie sie n iu na poziom spekulatyw ny, p rzypom inając w tym Z iżka jako k o m e n tato ­ ra dzieł kinow ych, k tó ry re d u k u je teksty do roli przew odników po pojęciach, w ja­ kie je w pisuje. W tych jaw nych użyciach (czy też in te rp re tac jac h , jeśli tylko in te r­ pretację pojm ow ać jako dekontekstualizację, a nie k o n tekstualizację) nie w idzę nic złego. Przeciw nie: naszem u zgrzebnem u dyskursow i filologicznem u, m a rtw ią­ cem u się p rzede w szystkim o eksplikacyjną popraw ność, a nie o moc in te rp re ta ­ cji, wciąż b rak u je bloom ow skich strong poets, k tórzy p o trafilib y tworzyć nie filolo­ gię, lecz filozofię literatu ry , złożoną z pojęć, „przenoszących” i „przem ieszczają­ cych” (przypom inam słowa, które M arkow ski odnosił do in terp retacji) teksty w sfe­ ry, o których naw et im się śniło, a które pokazują, że w ciąż tkw i w n ic h moc w cho­ dzenia w relacje z naszym św iatem 17. Bywają jed n ak takie teksty w o d n iesien iu do których te n apraw dę m ocne in te rp re tac je w ydają m i się o tyle nieadekw atne, że prze słan iają p rze d in terp reta ty w n ą siłę, któ ra w owych tek stach tkw i. Z acznijm y od Kafki:

K afka, jak w spom ina M ax B rod, „m iał u p o d o b an ie do szczegółów ”, był „p ochłonięty w yłącznie rzeczow ą obserw acją szczegółów ”. E fektem obserw acji św iata jest seria zap isa ­ nych gestów, jak u H e rr P reiß lera, który „wykonuje potężne gesty sp iraln e, otw ierając ślizgowym ru ch em d ło ń i rozcapierzając p alce”, albo jak u „pełnej inw encji a k to rk i”, k tó ra „mów i głosem bardzo ostrym , ruchy jej są rów nież takie, począwszy od w yginania kciuka, któ ry wygląda tak, jakby zam iast kości m iał tw arde ścięgna. [...] S ubtelnie zn a ­ czy p o in ty m im o ciągłego b łyskania gestów i słów”. (s. 326-327)

17 T raktuję M arkow skiego jako filozofa lite ra tu ry nie dlatego, że do in te rp reta cji tekstów literack ich zaprzęga teksty filozoficzne, lecz dlatego, że posiadł on sztukę tw orzenia pojęć („W ściślejszym znaczeniu filozofia jest dyscypliną, która polega na t w o r z e n i u pojęć”, jak pisali G. D eleuze i F. G u a tta ri w Co to jest filo zo fia ? , przeł. P. Pieniążek, słow o/obraz terytoria, G d ań sk 2000, s. 12), które - jako takie - wyryw ają tek st z jego w łasnej m onadycznej p rzestrzen i, w której mówi on to, co mówi, i przenoszą w przestrz eń in te rp re ta to ra . Por. M.P. M arkow ski H u m a n isty ka po dekonstrukcji, w: French Theory w Polsce, red. E. D om ańska, M. L oba, W ydawnictw o P oznańskie, Poznań 2010, s. 57-60.

(11)

Bohuszewicz

Histeria, m elancholia. i obiektalność

Idąc tro p em m istrzow skiej analizy pojęcia gestu zaproponow anej przez M arkow ­ skiego, m ożem y pow iedzieć, że gesty m ają n a tu rę językową - z jednej strony p o ­ zostają jednostkow e, m a teria ln e, k o n k retn e, z drugiej znaczą, odsyłając do tego, co ogólne i n ie m aterialn e (zob. s. 326). M oje pytanie brzm i: czy zaobserw ow ane przez K afkę zachow ania faktycznie są gestam i, to znaczy m a terią w ykorzystaną w fu n k cji znakowej? W ydaje m i się, że nie, i na tym w łaśnie polega siła zacytow a­ nego przez M arkow skiego frag m en tu , że uniezależn iają się: zarówno od całości, której pow inny być częścią (czyli od człow ieka, k tó ry pow inien się n im i p osługi­ wać w jakim ś celu), jak i od znaczenia, ku k tó rem u odsyłają. M oim zdaniem to, z czym m am y tu ta j do czynienia, to czysta obiektalność (nie obiektywność): m a te­ ria, któ rą p isarz - św iadom ie lu b nie - wyrywa przem ocy znaczenia (a więc i tak bliskiej M arkow skiem u egzystencji i in te rp re tac ji). A dzieje się ta k dlatego, że jest ona częścią obrazu - w yobrażeniow ego przedstaw ienia, nie in telligibilnego pojęcia - w któ ry m to obrazie nie wszystko jest na owo pojęcie przetłum aczalne. Co więc z n im zrobić? N a to pytanie odpow iada sam M arkow ski, k om entując frag­ m en t Lekarza wiejskiego. Pojaw ia się w n im in n y obraz, chorego m łodego człow ie­ ka, w okolicach b iodra m ającego ran ę „wielkości ta lerzy k a”, w której zalęgły się „robaki, tak w ielkie i długie jak mój m ały palec, sam e różowe, a p o n ad to spryska­ ne krw ią [...] ” (cyt. za Ż y c i e . , s. 322). N ic nie m ożna zrobić: ta ran a to żaden znak, żaden sym bol życia, „to życie samo, któ re w swej najgłębszej i n ajbardziej pow ierzchow nej w arstw ie jest n ielu d zk ie, w strętne i oślepiające” (s. 324). A jed­ n ak M arkow ski skłania się k u tem u , do czego w tym sam ym m om encie czuje n ie ­ chęć: zapew niając, że ucieka p rze d alegoryczną spekulacją (rana w b o k u chłopca to rana obrzezania, w agina etc.), w pada w spekulację in te rp re taty w n ą (rana to coś więcej niż rana; rana to „życie sam o”); b ro n i się p rze d życiem przy pom ocy słowa „życie”; używając „życia”, odgradza się od życia jego przeciw ieństw em : egzysten­ cją. M arkow ski robi to, poniew aż uw aża, że lite ra tu ra jest po to, by znosić potw or­ ność. Owszem, jest to jedna z jej gier, lite ra tu ra jed n ak to rów nież ocalanie po ­ tw orności w jej potw orności. W łaśnie ta k odczytuję cytow any przez M arkow skie­ go frag m en t Kursu filozofii w sześć godzin i kwadrans G om browicza:

Ja jestem kim ś jedynym , ko n k retn y m , niezależnym od w szelkiej logiki, od w szelkie­ go pojęcia.

Co począć w tej sytuacji?

Z aw isnąć na krzyżu, jak Jezus C hrystus? Z atracić się w bólu?

C złow iek żyje sam, u m iera sam. N iepojęte. (cyt za: Ż y c i e . , s. 341-342)

Tak sam o odczytuję Jeleńskiego, k tó ry zestaw ia erotyzm w jednej serii z grą, świę­ tem , poezją i bezużytecznością (s. 356). Święto, pisze M arkow ski, to czas „ro z rz u t­ ności i m aterialn eg o n a d d a tk u , który w ykracza poza w szelkie ram y sym boliczne” (s. 357). W ykracza on rów nież - powiedzm y, trzym ając się k o n te k stu za p ro p o n o ­ wanego przez M arkow skiego - poza egzystencję i zrozum ienie. Czy poezja n ie bywa

27

(12)

272

ta k im świętem ? P orządkiem m ilczenia, nie słów; p orządkiem , k tóry prow adzi poza sensy, które narzu cam y św iatu, poza świat człowieka? M yślę, że M arkow ski m ógł­ by w tym m iejscu odpow iedzieć „ tak ”. Z resztą, coś podobnego m ów i w tym oto ko m e n tarzu do Jeleńskiego:

w m om encie artystycznego u n iesien ia m ateria, która ulega artystycznem u uw zniośleniu nie p rzestaje być m aterialn a, uw znioślenie („czysty k o n tu r”) nie niw eczy jej b ezkształtu. Jed n o nie zn ik a pod naporem drugiego, nie m a tu żadnej uspokajającej dialek ty k i. Tym, co św iętuje się w tym święcie, jest opór m aterii przeciw ko sym bolicznem u zawlaszcze- n iu. (s. 360)

Z n am ien n e jest m iejsce, w którym pojaw iają się te słowa: niem al na końcu książ­ ki. U zyskują dzięki te m u pew ien ciężar, który m ógłby nas zaprow adzić do nowej - nieobecnej u M arkow skiego - kategorii: kateg o rii lite ra tu ry obiektalnej.

Rzecz jasna, z pow odu tej nieobecności nie czynię M arkow skiem u za rzu tu . N ie chodzi m i o tradycyjne w polskiej hu m an isty ce udow adnianie, że autor coś przeoczył, czegoś nie przeczytał, czegoś nie zrozum iał. N ie polem izuję na sposób opozycyjny18, w iem bow iem , że czyta się to, co chce się czytać (szczególnie dzisiaj) i rozum ie to, co chce się zrozum ieć. R ozum ienie św iata przez M arkow skiego jest zbyt bogate, by je tu ta j rekonstruow ać, na pew no jed n ak zbliżę się do sedna, jeśli pow iem , że najbliższe są m u te filozofie, które p o d k reślają zasadniczy u dział p o d ­ m io tu w tw orzeniu p rzedm iotów pozn an ia (a w ięc h erm e n eu ty k a , perspektyw izm , p ragm atyzm czy konstruktyw izm ). Z tych w łaśnie filozofii w yłania się jego filozo­ fia lite ra tu ry - k tó ra jest dla niego n arzęd ziem n ie rep rez en ta cji u p rze d n io istn ie­ jącego sensu św iata, lecz n adaw ania te m u św iatu sensu przez po d m io t (stąd ty tu ł i koncepcja książki: nie lite ra tu ra na m iarę życia, lecz Życie na miarę literatury); stąd też w ynika M arkow skiego filozofia in te rp re ta c ji jako czynności, któ ra w id e n ­ tyczny sposób n ad a je sens samej literatu rz e. O bu tym filozofiom przeciw staw ia się pogląd, k tó ry roboczo nazw ałem p rze d chw ilą obiektalizm em . Jego ch a ra k te ­ rystykę rozpocznę od p rzy p o m n ien ia innego pojęcia, które stało się o sta tn im i cza­ sy dość p o p u la rn e - pojęcia tzw. „zw rotu k u rzeczom ” .

W przeciw ieństw ie do w ielu innych zwrotów, k tórym i w strząsana jest h u m a n i­ styka po p o ststru k tu ra liz m ie , zwrot k u rzeczom , k tóry odbywa się na gruncie w spół­ czesnej archeologii oraz naukoznaw stw a, nie w ydaje się tylko re in te rp re ta c ją k o n ­

18 W yjście poza styl „polem iki opozycyjnej” Ewa D om ańska p ro p o n u je jako jeden z celów w spółczesnej polskiej h u m an isty k i. Polem ika opozycyjna „n ajp ierw b u d u je sobie wroga, potem upraszcza jego argum enty, a n astęp n ie poddaje go bezlitosnej krytyce, ukazu jąc jedynie negatyw ne aspekty danej teorii, nie w skazując na żadne jej cechy konstruktyw ne. Taka an tag o n izu jąca strategia polem iczna rodzi debaty (gdzie każdy przychodzi ze swoją «prawdą» i zainteresow any jest zaprezentow aniem swojego p u n k tu w idzenia, a krytyką innego), zam iast dyskusji (których celem jest znalezienie w spólnych płaszczyzn poro zu m ien ia i przekroczenie lim itów poglądów prezentow anych przez d y sk u ta n tó w ” (E. D om ańska Co zrobił z nami Foucault?, w: French Theory w Polsce, s. 75-76).

(13)

Bohuszewicz

Histeria, m elancholia. i obiektalność

ceptów p o ststru k tu ra listy czn y c h 19. P roponuje postaw ę dokładnie odw rotną n iż tak bliskie M arkow skiem u p rzekonanie, że dostępne są n am jedynie skonstruow ane przez nas sam ych (zapośredniczonych przez język, opowieść, etykę czy w końcu k u ltu rę ) przed staw ien ia rzeczy. G dyby ta k było, nie rejestrow alibyśm y tego, co nie m ieści się w naszych scenariuszach poznaw czych - i przez to nie poszerzaliby­ śm y naszej w iedzy - an i nie zm ienialibyśm y już istniejących systemów. A ta k się dzieje n ie tylko dzięki innym opow ieściom , zm iany te bow iem m ogą być pow odo­ w ane przez sam p rze d m io t20. G dyby nie on, W atson i C rick nie odkryliby na przy­ k ła d s tru k tu ry D N A 21; gdyby nie m ikroskopy i spektografy, badacze nie zrekon­ struow aliby h isto rii O tzi - człowieka z lo d u 22; gdyby nie książka adresowa w te le­ fonie kom órkow ym , nie pow stałaby cała k u ltu ra sms-ów (nie m ielibyśm y ochoty

19 Inform acje na tem a t zw rotu ku rzeczom czerpię z następ u jący ch publikacji: E. D o m ań sk a The return to things, „A rcheologia P o lo n a ” 2006 t. 44; tejże Problem rzeczy w e współczesnej archeologii, w: R ze c z y i ludzie. H u m a n isty ka wobec m aterialności, red. J. Kowalewski, W. Piasek, M. Śliwa, W ydaw nictw o IF UW M , O lsztyn 2008; E. D om ańska, B. O lsen Wszyscy jesteśm y k o n stru ktyw ista m i, w: R ze c zy i lu d zie. P olem ikę ze stanow iskiem prezentow anym m .in. przez D o m ań sk ą i O lsena przedstaw ili J. Kowalewski i W. P iasek w zam ieszczonym rów nież w R zeczach i ludziach arty k u le W p o szu kiw a n iu utraconej R zeczyw istości. U wagi na marginesie projektu „ zw rotu ku rzeczom ” w historiografii i archeologii. Z n am ien n e , że rów nież

sam a D om ańska - w brew tem u, co w ynika z tek stu Kow alew skiego i Piaska - do zw rotu ku rzeczom podchodzi bardzo sceptycznie, p ro p o n u jąc pew ne nowe rozw iązania, składające się na, jak to określa, „ archeontologię” (zob. tejże Problem rzeczy w e w spółczesnej archeologii, s. 53-55). O „zw rotach” jako „pow rotach” zob. D. U licka C zy je st m ożliw a inna historia teorii (literatury)?, w: tejże

L itera tu ro zn a w cze dyskursy m o żliw e, s. 18.

20 Oczywiście, istn ieje też in n a filozofia zm iany, w edług której d o konuje się ona poprzez m ajsterkow anie zastanym m ate rialem kulturow ym , a więc w której w yłonienie się czegoś nie-byw ałego w ynika z nowego złożenia elem entów wcześniej istniejących.

21 „M im o całej posiadanej w iedzy nad al nie byli w stan ie opracow ać m odelu stru k tu raln eg o . Z aczęli więc zabawę klockam i. [...] Poniew aż nie m ogli doczekać się odpow iednich m etalow ych form , które zam ów ili w w arsztacie, pow ycinali je najp ierw z tek tu ry i zaczęli dopasowywać. Część decyzji k o nstrukcyjnych została podjęta w ciem no, jak np. postanow ienie, by główne w stęgi um ieścić na zew nątrz. C zęść jednakże w yniknęła z logiki samej k o n stru k cji - w w yniku poszukiw ań sposobów na złączenie ze sobą w stęg okazało się, że trzeba skonstruow ać w iązania o takich sam ych długościach. D oprow adziło to do odkrycia, iż jedynie w dwóch p rzypadkach w iązania m ają rów ną długość: w przy p ad k u pow iązania ad en in y z ty m in ą oraz g u a n in y z cytozyną. Taka k o n stru k cja w ym uszona przez logikę m an ip u lacji klockam i została n astęp n ie potw ierdzona przez b ad an ia, jak i sam a w skazała na nowe fak ty ” (K. A briszew ski R ze c zy w kontekście Teorii A k to ra -S ie c i, w: R ze c zy i lu d zie, s. 116-117).

(14)

27

4

w pisywać za każdym razem n u m e ru odbiorcy)23; gdyby nie w ynalazek pism a, nie pow stałaby filozofia itd., itd. Czytając tę listę, k o n struktyw ista k u lturow y z ra d o ­ ści zaciera pew nie ręce: przecież składające się na n ią sytuacje tylko potw ierdzają tezę o tym , że to idea poprzedza rzecz! N ie byłoby k siążki telefonicznej w telefo­ n ie kom órkow ym , nie byłoby pism a, m ikroskopu, spektografu, gdyby n ie k u ltu ro ­ wo uw arunkow any pom ysł człowieka na to, jak przetw arzać nie-lu d zk ą rzeczyw i­ stość! R acja, a jednak w ładza człowieka n a d artefak tem (zupełnie ta k sam o jak w ładza au to ra n a d nap isan y m przez niego tekstem ) kończy się w m om encie wy­ produkow ania go i w puszczenia w obieg społeczny. W prow adzenie idei w p rze d ­ m iot, a p rz e d m io tu w życie, doprow adza do skutków n ie p rz ew id z ian y c h przez k o n stru k to ra, a w ynikają one p rzede w szystkim z m ożliw ości u żytku tkw iących w s a m y c h r z e c z a c h . To dlatego A lfred Gell, au to r często cytowanej przez archeologów k siążki A rt and Agency, pisze o spraw czości (agency) rzeczy (przypo­ m inam : to nie człowiek, lecz pism o „w ym yśliło” filozofię; nie człowiek, lecz książ­ ka telefoniczna w telefonie kom órkow ym „w ym yśliła” k u ltu rę sms-ów)24.

Z w rot k u rzeczom nie jest naiw nym obiektyw izm em : obojętne, co m yślą o n im sam i jego uczestnicy, jest on zw rotem nie tyle k u rzeczom sam ym w sobie, ile ku rzeczom -w -relacji-z-człow iekiem lu b /i ku rzeczom zantropom orfizow anym . Pisze się „biografię rzeczy” w kateg o riach właściw ych życiu lu d z k ie m u (kategorie te w ym ienia Igor Kopytoff: rzecz m a „statu s”, należy do pewnej k ultury, „realizuje pew ne m ożliw ości”, „k a rierę”, jest „w pew nym w iek u ” itd .25). N aw et jeśli n ie chce­ m y n akładać na rzecz ta k ich k ategorii i p rag n ie m y - ta k jak to p o stu lu je archeolo­ gia heideggerow ska - ocalić „rzeczowość” rzeczy, faktem pozostaje, że rozpozna­ jem y je jako przedstaw iające dla nas pew ną w artość, a zatem „podw ażając tym sam ym idealne założenie K arlssona, afirm ujące bycie rzeczy jako ta k ich , poza ich użytecznością”26. To, że m ożna dotrzeć tylko do rzeczy jakoś użytecznej lub do rzeczy w działan iu , a zatem , że nie sposób oddzielić fak tu od w artości i relacji, nie oznacza autom atycznie, że jesteśm y skazani na tw orzenie o niej arb itra ln y ch opo­ wieści, jak chciałby konstruktyw izm . N ie m ając do niej dostępu obiektyw nego, m am y obiektalny: jesteśm y w stanie zdać sobie spraw ę ze spraw czości rzeczy (oczy­ wiście: będzie to zawsze rzecz-dla-człow ieka).

W o w iele b ardziej rad y k aln y sposób „obiektalności” rzeczy b ro n i Je an Bau- d rilla rd . N azyw am go radykalnym , bo w przeciw ieństw ie do L atoura, D om ańskiej, Gella czy K opytoffa B a u d rilla rd nie jest naukow cem - nie in te resu je się więc n a ­ w iązyw aniem poznawczego stosunku z pew nym tylko rodzajem rzeczy: takim , który n ak łan ia m y do „m ów ienia” w la boratoriach. P rzedm iot p rzeniesiony do la b o ra to ­ 23 Zob. K. A briszew ski R ze c z y w kontekście Teorii A k to ra -S ie c i, s. 110.

24 Zob. A. Gell A r t a n d A gency, C laren d o n Press, O xford 1998, s. 6.

25 Zob. I. K opytoff K u ltu ro w a biografia rzeczy: utow arow ienie ja ko proces, przel. E. K lekot, w: B a d a n ie kultury. E lem en ty teorii antropologicznej, red. M. Kempny, E. N ow icka, PW N , W arszaw a 2005, s. 252.

(15)

Bohuszewicz

Histeria, m elancholia. i obiektalność

riu m - a w edług L atoura la b o ra to riu m to w szelkie m iejsce, gdzie wytw arza się w iedzę27 - poddaw any jest całem u szeregow i tran slac ji, będących jednocześnie redukcjam i:

W lab o rato riu m re d u k u jem y lokalność p rzed m io tu , poszczególność, m aterialn o ść, w ie­ lość. Z yskujem y w z am ian za to na kom patybilności, standaryzacji, m ożliwości oblicza­ nia, przem ieszczalności, w zględnej uniw ersalności, wreszcie zyskujem y tek st.28 B a u d rilla rd nie w ikła się w całą sieć lab o rato ry jn y ch p ra k ty k badaw czych. Z a­ m iast tego zachow uje filozoficzną relację epistem ologiczną (tak ch ę tn ie krytyko­ w aną przez zw olenników A N T 29): ustaw ia się naprzeciw ko w yobrażenia p rze d ­ m io tu i pyta, czym on jest sam w sobie. Oczywiście, ta k jak wszyscy, rów nież i au ­ to r Symulakrów i symulacji przero b ił im plikacje w ynikające z p rzew rotu koperni- kańskiego w filozofii. W Pakcie jasności. O inteligencji Z ła pisał na przykład:

W ystarczy zastanow ić się głęboko nad tym , że naw et jeśli istn ie ją p rzed m io ty poza nam i, to nie m ożem y abso lu tn ie nic w iedzieć o ich rzeczyw istości obiektyw nej. To dlatego, że rzeczy są nam d an e jedynie za pośrednictw em naszej zdolności przedstaw iania. [ . ] Jeśli naw et p rzed m io ty istn ie ją poza nam i, abso lu tn ie nic nie m ożem y o nich w iedzieć i nic nie da się o nich p o w ie d z ie ć .30

U znanie niem ożliw ości d otarcia do n a tu ry świata nie oznacza jed n ak w edług B a u d rilla rd a jego „ujęzykow ienia” (co w iem y ze Sporu o rzeczywistość M arkow skie­ go), jego całkow itego przen iesien ia w pole dyskursu lub percepcji, które pociąga­ łoby za sobą parad o k saln y optym izm poznaw czy (choć rzecz sam a w sobie jest dla m n ie nied o stęp n a, to jednak całkow icie dostępna jest jako rzecz-w -języku) i egzy­ stencjalny (wszak n ie-ludzka rzecz p rzeniesiona w obręb ludzkiego d y skursu p rze­ staje niepokoić). Świat sam w sobie nie przestaje niepokoić i nawiązywać z czło­ w iekiem pew nej relacji. Jest to wszak relacja „fa ta ln a ” : p rag n iem y w ym iany p rze d ­ m io tu na sens, jednak p rze d m io t wymyka się nam , p ro p o n u jąc swoją w łasną stra ­ te g ię 31. Ta aktyw ność p rz e d m io tu p rzy p o m in a tro ch ę rzecz w kontekście ANT, jed n ak w o d ró żn ien iu od niej (a zgodnie z du ch em p o ststru k tu ralisty czn y m ) stra ­ tegia p rze d m io tu b au drillardow skiego jest czysto negatyw na: polega ona na ak­ tyw nym m ieszan iu szyków analizie poprzez w zbudzanie w nas p rze k o n an ia , że nie zanalizow aliśm y w szystkiego, że zawsze zostaje jakaś resztka - część p rzek lę­ ta, jak m ów i często B a u d rilla rd , przyw ołując słowa B ataille’a - której nie da się w ym ienić na sens. „Czyż sam a analiza nie jest p aro d ią swego przedm iotu? [...]

27 Zob. K. A briszew ski P oznanie, zbiorowość, p o lity k a, s. 53-54.

28 Tam że, s. 43. 29 Zob. tam że, s. 19-23.

30 J. B a u d rillard P a k t jasności. O inteligencji Z ła, przeł. S. K rólak, W ydaw nictw o Sic!, W arszaw a 2005, s. 29.

(16)

27

6

Coś w n im śm ieje się z n as i z naszych an a liz ”32. D laczego analiza p rze d m io tu jest jego parodią? W ydaje m i się, że m ożliw e są trzy odpow iedzi - pierw sza doty­ czyłaby p rze d m io tu analizy w ogóle, druga - analizy p rze d m io tu niedyskursyw - nego, trzecia - p rze d m io tu dyskursyw nego.

Po pierw sze więc czym ś n ie u ch ro n n ie ironicznym jest to, że podjęcie analizy u ru ch a m ia zan ik a n ie jej przedm iotu:

Czy wszelka n au k a nie kroczy po tej paradoksalnej rów ni pochyłej, na co skazuje ją z n ik a ­ nie jej p rzed m io tu w sam ym akcie pojm ow ania o raz b ezlitosna siła rew indykacji, wyw ie­ ran a na n ią przez ów m artw y przedm iot? N iczym O rfeusz, n au k a odw raca się zawsze zbyt w cześnie i niczym E urydyka, p rzed m io t n a u k i zap ad a się ponow nie w piek ło .33 A naliza p rze d m io tu niedyskursyw nego jest jego p aro d ią, poniew aż do dyskur- sywności sprow adza to, co rad y k aln ie niedyskursyw ne, jak w p rzy p a d k u „gwał­ t u ”, jakim jest opisyw ana w Pakcie jasności analiza obrazu. Siła obrazu jest w prost p rop o rcjo n aln a do siły, z jaką przeczy on językowi. O braz, p odobnie jak opisyw a­ ne w W cieniu milczących większości i Ameryce m asy i p u sty n ia, m ilczy i jest po to, żebyśm y sam i zam ilk li - w obliczu jego b ezpośredniego i niepokojącego (bo poza- językowego) działania. M y tym czasem p ytam y go, co znaczy - zm uszam y do m ó­ w ienia to, czego siła polega na byciu nie-lu d zk im , a więc i nie-językow ym :

W nad aw an iu sensu obrazow i fotograficznem u tkw i jakaś ogrom na afektacja. To w ym u­ szanie na rzeczach, by przybierały jakieś pozy. O dkąd czują na sobie spojrzenie p o d m io ­ tu, sam e zaczynają pozować w św ietle sensu.

C zy obcy nam jest - od zawsze tkw iący gdzieś głęboko - fan tazm a t św iata, który istn ieje bez nas? Poetycka pokusa zobaczenia św iata takim , jakim jest pod naszą n ie­ obecność, wolnego o d wszelkiego ludzkiego, arcyludzkiego p ra g n ien ia?34

32 J. B a u d rillard Czego nie należy zasła n ia ć albo ostateczna niepewność m yśli, w: tegoż P rze d końcem. R o zm a w ia Philippe P e tit, W ydaw nictw o Sic!, W arszaw a 2001, s. 146.

33 J. B a u d rillard Sym u la kry i sym ulacja, przeł. S. K rólak, W ydaw nictw o Sic!, W arszawa 2005, s. 13. B au d rillard a często trak tu je się jako p ostm odernistycznego trickstera, k tó rem u nie trzeba w ierzyć, gdyż jego słowa dotyczą spraw przez niego

w ym yślonych (sam B a u d rillard pow iada, że lubi doprow adzać rzeczy do ich kresu, czym p rzek reśla zasadę obiektyw ności - b ad an ia p rzed m io tu tak im , jaki jest przed podjęciem b ad an ia). N ie zgadzam się z tym choćby dlatego, że rów nież „ n o rm a ln i” naukow cy są p rzek o n an i, iż b ad an ie jest zawsze zw iązane nie tylko

z pozyskiw aniem , lecz także z traceniem . N a przykład, w edług L évi-S traussa to, co h isto ry k zyskuje na w y jaśnieniu, traci na in fo rm acji (zob. T. W alas C zy jest m ożliw a inna historia literatury?, U niversitas, K raków 1993, s. 19); w edług narratyw istycznych teoretyków histo rio g rafii stw orzenie n arra cji historycznej zw iązane jest z selekcją faktów i ułożeniem ich nie w edług praw rzeczyw istości, ale w edług praw rodzaju opow ieści, k tó rą się w ybrało; i w końcu socjologowie pow iadają, że „kodując dane zebrane w an k ietach , zwłaszcza te w p y tan iach otw artych, tracim y część inform acji. N astęp n ie przechodząc do szkicow ania zależności m iędzy zm iennym i, ponow nie tracim y część in fo rm a cji” (K. A briszew ski P oznanie, zbiorowość, p o lity k a, s. 34).

(17)

Bohuszewicz

Histeria, m elancholia. i obiektalność

Rów nież analiza p rze d m io tu dyskursyw nego, te k stu , jest jego parodią. Przy czym nie polega ona na sp row adzaniu tego, co niedyskursyw ne, do dyskursyw no- ści, lecz na sp row adzaniu tego, co inne, do tego samego. S tru k tu ra lista wypowie się o tekście zawsze stru k tu ralisty c zn ie , p o sts tru k tu ra lista - p o ststru k tu ra listy cz- nie, p sy choanalityk - psychoanalitycznie. Z zastosow ania w szystkich tych dys­ kursów do poszukiw ania sensu te k stu dow iadujem y się tylko tego, że on sam nie jest w n ic h obecny. A lbo raczej, że jest nie-obecny, chociaż jest: ak tu alizu je się tylko w zetk n ię ciu z innym dyskursem , chociaż do zaktualizow anego w łaśnie spo­ tk a n ia zredukow ać go nie sposób - wiele ta k ich spotkań było p rze d n am i i wiele będzie po nas, a więc za n u rzo n y w określonym m om encie historycznym czytelnik n igdy nie z a k tu a liz u je sensu w pełni.

Z jednocześnie niekonstruktyw istycznej i nieobiektyw istycznej, choć obiek- talnej wycieczki ku rzeczom w racam do przedstaw ionej w Życiu na miarę literatury koncepcji lite ra tu ry i in te rp re tac ji. Świat przez nas oswojony, świat, by jeszcze raz zacytować fragm ent Sporu o rzeczywistość, całkow icie przeprow adzony „z n ie d o ­ siężnej i obojętnej obcości w nasz świat dążeń, trosk, p rag n ień i interesów ”, to świat egzystencji (która w pisując w życie stru k tu ry sensu, oddziela nas od tego, co przy­ godne, niebyw ałe, różnorodne, niesam ow ite, k rótko mówiąc: w ydarzeniow e) i li­ te ra tu ry herm eneutycznej. N a pew no jed n ak nie lite ra tu ry o b iektalnej, za której p atro n a m ożna by obrać tw órców zw rotu k u rzeczom i B au d rillard a. Będąc zasad­ niczo różną od lite ra tu ry h erm en eu ty czn ej, lite ra tu ra ob iek taln a n ie m oże być jed n ak sprow adzona do m elancholiczno-histerycznej. Owszem, u podstaw jej opo­ wieści rów nież tkw i pew ien obiekt nieusym bolizow any, posiadający p o n ad to swo­ ją w łasną strategię, k tó rą p odm iot piszący m oże uznać za „strategią fa ta ln ą ” : nie daje się ona dyskursyw nie uchw ycić, co pow oduje niepokój. Je d n ak u m elancholi- ka i h isteryka ów niepokój z pow odu niem ożliw ości zdyskursyw izow ania p rze d ­ m io tu ostatecznie zawsze prow adzi do podjęcia dyskursu. Oczywiście nie jest to dyskurs herm eneutyczny, prow adzący do zaw iązania relacji z przed m io tem , lecz dyskurs „z pow odu p u s tk i”, dyskurs na tem at niem ożliw ości nazyw ania, usensaw - n ia n ia rzeczy, przy czym jeśli ta rzecz jest „gdzieś ta m ”, po „ta m te j” stro n ie dys­ k u rsu , to niem ożliw ość jest zawsze um iejscow iona w podm iocie, a zatem dyskurs m elan choliczno-histeryczny będzie zawsze dyskursem egocentrycznym 35. N ie jest jed n ak tak, że zetknięcie z nieusym bolizow anym o b iektem zawsze od niego od­ rzuca w k ie ru n k u dyskursu. P odm iot jest skazany na h isterię lub m elancholię nie przez sam o to zetknięcie, ale przez „nastaw ienie na sens” . G dy zrezygnuje z p o ­ trze b y u sensow nienia, zre zygnuje także z h erm e n e u ty k i, h is te rii i m e lan c h o lii i w ejdzie w pole lite ra tu ry obiektalnej.

L ite ra tu ra obiektalna nie jest an i lite ra tu rą obiektyw istyczną (boskiego p u n k ­ tu w idzenia na esencję rzeczy), ani lite ra tu rą obiektyw u (czystego w zroku skiero­

„H isteria to te a tr w zniesiony na niczym , a Much Ado About Nothing, «Wiele hałasu o niczym», czy raczej «nad niczym», a może naw et «z pow odu niczego» (bo wcale nie «o nic»), to n ajlepszy ty tu ł, jaki może w ym yślić p isarz skazany na h isterię ” [s. 154].

LL

l

(18)

27

8

w anego na „pow ierzchnię rzeczy36). N ie jest w ogóle lite ra tu rą p rze d m io tu , lecz lite ra tu rą w yobrażenia. W yobrażenie, p odobnie jak spekulacja, zawsze jest w yni­ kiem konkretnego dośw iadczenia p rze d m io tu - o tyle jest jed n ak spraw iedliw sze od spekulacji, że obok elem entów dyskursyw nych dochodzi w n im do głosu „m il­ czenie” p rze d m io tu , jego percept rejestrow any przez ap arat zm ysłowy37. L ite ra c­ kie w yobrażenie n igdy nie jest czystym perceptem : tow arzyszy m u zawsze

in te n c ja sem antycznego w zm ocnienia. [...] M a ono nie tylko być oglądane okiem w y­ obraźni, ale i coś znaczyć, czego sam e w yglądy rzeczy nie przekażą. Stąd n ieu n ik n io n a in terw en cja w spółczynnika pojęciowego, niew yobrażalnego.38

Jak i jest je d n ak c h a ra k te r tego literackiego znaczenia? Z naczenie w yobrażenia nigdy nie jest dane w swojej bezpośredniej p ostaci - jest konotow ane, dzięki cze­ m u w sam ym tekście nie pojaw ia się, jest nie-obecne. Ta nie-obecna obecność zn a ­ czenia nie stanow i k o n k retn e j, tw ardej ramy, w ew nątrz której pojaw iałoby się jed- no-znaczne w yobrażenie, lecz, jak by pow iedział B arthes, „galaktykę signifiants”, które jedynie zm ierzają k u sw em u signifié n igdy nie osiągając p u n k tu p rzeznacze­ n ia 39. Z am ieniając galaktykę na ram ę, p ostępujem y niezgodnie z du ch em lite ra ­ tury, a zgodnie z m etafizyką praw dy: red u k u je m y znaczące kosztem znaczonego; stab ilizu jem y znaczenie, odbierając w yobrażeniow ości jej siłę. L ite ra tu ra nie wy­ darza się tylko w polu sensu (jego m ożliwości lub niem ożliw ości). Poprzez p rzed sta­ w ianie w yobrażeń, któ re jedynie w specyficzny sposób party cy p u ją w sensie, stara się raczej wyrwać życie z uścisku sensów - religijnych, etycznych, ideologicznych czy potocznych. L ite ra tu ra jest raczej m ów ieniem po końcu tych narracji. To zn a­

36 Z czym ś takim m am y do czynienia u A. R obbe-G rilleta, którego powieści B arthes ok reślił m ianem „ litté ratu re objective”, m ając na uw adze obiektyw ność nie w sensie filozoficznym , lecz technicznym : m ottem do tek stu L ittéra tu re objective jest słownikowe w yjaśnienie słowa „obiektyw ” (zob. R. B arthes L itera tu ra obiektyw na, w: tegoż M it i znak. E seje, PIW, W arszaw a 1970, s. 220).

37 „Jak zauw ażył ongiś H eidegger, w doskonale zw ięzłych i precyzyjnych zarazem form ułach, «zrobić z czym ś dośw iadczenie oznacza, że to coś nam się p rzydarza, spotyka nas, ogarnia, w strząsa nam i i nas przem ienia»; «oznacza, że to, ku czem u będąc w drodze sięgamy, aby to osiągnąć, sam o nas dosięga, dotyczy nas i zajm uje, o ile zaw raca n as ku sobie». O tóż dośw iadczenie, które dochodzi do głosu

(artykulacji, zapisu) w lite ratu rze , a n a stęp n ie aktyw izuje się w lekturze m a w łaśnie taki ch arak ter: «całopsychocielesny» (wedle określenia D a n u ty D anek;

czyli hybrydyczny, bo zarazem : cielesno-zm ysłowy, społeczno-kulturow y, pojęciowo-językowy), w spół-tropiczny (jako rodzaj paradoksalnej w zajem nie zw iązanej «pasywnej aktyw ności» dośw iadczającego i dośw iadczanego); oraz tran sfo rm acy jn y (wobec rzeczy i p o d m io tu )” (R. Nycz Antropologia literatury - ku ltu ro w a teoria literatury - p o etyka dośw iadczenia, „Teksty D ru g ie ” 2007 n r 6, s. 41).

38 Z. Ł ap iń sk i W idziane, w yobrażone, pom yślane, „Teksty D ru g ie ” 2009 n r 1/2, s. 49.

39 Zob. R. B arthes S / Z, przeł. M .P. M arkow ski, M. G ołębiew ska, w stęp M .P. M arkow ski, W ydaw nictw o K R, W arszaw a 1999, s. 40.

(19)

Bohuszewicz

Histeria, m elancholia. i obiektalność

czy pojaw ia się nie po to, by redukow ać rzeczyw istość do jakiegoś fu ndującego ją p o rzą d k u (celu, znaczenia, sensu w łaśnie), lecz po to, by w yartykułow ać ją w sa­ m ym jej d zian iu się, przenosząc sam o to w ydarzanie się na poziom „m etafizyki bez m etafizy k i” .

Oto Cayo B erm udez, jeden z b ohaterów Rozm owy w „Katedrze” M ario Vargasa Llosy. W łaśnie przyjechał do Limy, żeby objąć stanow isko szefa Służby B ezpie­ czeństw a. N oc spędza w hotelu.

Pokój był na trzecim piętrze, okno w ychodziło na w ew nętrzne podwórze. W szedł do w an ­ ny, a potem położył się w b ieliźn ie do łóżka. P rzerzu cał Lesbijskie tajem nice, a jego oczy błąd ziły na ślepo w śród stłoczonych czarnych znaczków. Potem zgasił światło. Ale przez w iele godzin nie m ógł zasnąć. L eżał na plecach, nieruchom y, z zapalonym papierosem w ręce, dysząc niespokojnie, ze spojrzeniem utkw ionym w m roczny cień na suficie.40 Siła tej sceny, jeśli ktoś ją odczuwa, nie tkw i w sensie, do którego m iałaby się od­ woływać, uniew ażniając jednocześnie sam ą siebie, lecz w „tran scen d en tn ej im m a­ n e n c ji”, w rep rez en ta cji św iata, która staje się n am bliska w łaśnie dlatego, że nie rep rez en tu je jego sensu. A jeśli tak, to lite ra tu ra nie istn ieje tylko po to, by na nią odpow iadać in te rp re tac y jn y m słowem - jak chciałby M arkow ski, najw yrazistszy w Polsce piew ca in te rp re tac ji. Jest rów nież po to, by zam ilknąć, polega bow iem także na:

przejściu od języka do w ypow iadającego się niew ypow iadalnego, na uw id o czn ien iu - dzięki dziełu - ciem ności tego, co pierw otne. [...] L ite ra tu ra w yrzuca nas na brzeg, k tó ­ rego nie m oże osiągnąć żad n a myśl. O tw iera na niem yślane.41

L évinasa cytuję za M arkow skim , M arkow ski cytuje tylko b lisk ich sobie filozofów, m am więc n adzieję, że zgodzim y się w tej kwestii.

40 M. Vargas Llosa R o zm o w a w „ K a ted rze”, przeł. Z. W asitow a, W ydaw nictw o D e A gostini, W arszaw a 2002, s. 78.

41 É. L évinas Spojrzenie p o ety, przeł. M.P. M arkow ski, „ L ite ra tu ra na Św iecie” 1996 n r 10, s. 72; cyt. za: M .P. M arkow ski O filo zo fii i literaturze, w: tegoż A n a to m ia ciekaw ości, W ydaw nictw o L iterack ie, K raków 1999, s. 226.

6

(20)

2

8

0

Abstract

Paweł BOHUSZEWICZ

Adam Mickiewicz University (Poznań) Hysteria, melancholy... and objectality

A discussion with a concept expressed by Michał Paweł Markowski in his essay book Życie na miarę literatury. Eseje. The concept is namely one of a hermetic, melancholic, and hysterical. The first said type is ‘pure-word literature' and the other ones refer to literature which establishes a contact with ‘life' through exchanging it for a symbol-imbued ‘existence' that becomes a feed for interpretations. Yet, an addendum is suggested: literature is not only about words, it does not boil down to a m ore or less successful process of symbolisation of ‘life'. It is also about producing images and/or representations; these are not liable to interpretation, and this is w hy they retain their strength.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rysunek techniczny -wykład Geometryczna struktura powierzchni Tolerancja wymiarów liniowych PasowaniaPasowania Tolerancja geometryczna A.Korcala Literatura źródłowa:

W skutek zupełnego stopienia się dziedziczności rodziców potom ek p rzejaw ia cechy pośrednie, w ypadkow e z, cech rodziców... Tom aszów

W materiałach Wiktora Ziółkowskiego, bliskiego znajomego poety, znajduje się napisana przez nie- go jeszcze w 1939 roku notatka, z której wynika, że ciało

Poprzez precyzyjne i związane z fizycznymi zjawiskami towarzyszącymi rozwojowi pożaru, określenie wymagań i ocenę właściwości ogniowych wyrobów, a następnie

Kolporter widzi, jak bardzo czekają na Tygodnik Mazowsze, nawet kiedy jest gorzej wydrukowany nie zawsze narzekają. Przekazywaliśmy wpłaty, gazetki, listy, to

lejki do specjalistów się skrócą i czy poprawi się efektywność działania systemu ochrony

Przeciwnie, przez lata nie tylko nie otrzymywali rent ani emerytur, ale nawet nie mogli się przyznawać do podjętych w czasie okupacji działań przeciwko wrogom Polski i Polaków.. Wielu

Ty, Wiesiu, zapamiętaj to sobie, ty się dobrze przyglądaj, co ja robię, ty się ucz myśleć, tu jest samochód a nie uniwersytet.. Taki ciężar - powiada