Stosunki rodzinne na Wołyniu
no p rzełom ie XVI~go i XVII~go w ieka.
(Ciąg dalszy).
Śluby bez b ło g o sła w ie ń stw a cerkwi.
Do p rzeżytk ó w głębokiej przeszłości należą też w p rze
ważnej części śluby bez b ło g o sła w ie ń stw a cerkwi. D u c h o w ie ń
stw o o brzą d k u w sch o d n ieg o, od pierwszej chwili zaszczepienia w iary świętej n a Rusi, starało się z n a tu r y rzeczy zastąpić przed w ieczny pogański obyczaj zaślubin ślubem cerkiew nym , lecz p r z y szło m u długo i bezskutecznie walczyć o osiągnięcie tego. Jeszcze w końcu w. XIV-go lud, za św ia d ec tw e m „czarnoryzca" kijowsko- pieczarskiego J ak ub a, utrzym yw ał, że tylko kniaziom i bojarom, przystoi brać ślub podług ob rządk u cerkiew nego, a ludziom p o sp o litym dosjm je s t brać sobie żony „z pląsaniem i g ęd źbą i k laska niem" t. j. stary m pogańskim objmzajem. J e d n a k i w innych cza sach taki ślub ludzi pospolitych był ś lubem istotnym nietylko w oczach w ładz lecz i cerkwi, do kom petencyi której należały
stosunki rodzinne, oraz p raw a , wynikające z takich ślubów . Coś
p o d ob ne go , jak w w. XI-m, s p o ty k a m y i w w. X V I jeszcze. O to w p o w ia ta c h k reso w y ch P o d o la (p. L u s tra c y a s ta r o s tw a B a r skiego — Arch. JZ R . cz. VII, t. 2, str. 261) całe p ra w o małżeńskie sprow adzało się do d w ó c h punktów : 1) „kiedy k tó ry człowiek o b y czajem pogranicznym , sam ow olnym , weźm ie sobie czyją dziewkę lub w dow ę, albo rozw iedzioną za żonę i chce z nią żyć, ted y daje trzy g rz y w n y na zamek" i 2) „kto chce żonę odpuścić albo żona męża, tedy ten kto daje tem u przyczynę płaci trzy grzy w ny " — to jest, że u k ład y o m ałżeń stw a i r o zw o d y zawierali m ieszkańcy bez udziału cerkwi i n a w e t bez udziału w ładzy świeckiej, jed y n ie
5 8 S T O S U N K I R O D Z I N N E NA W O Ł Y N IU .
p ow iad am iając tę o statnią o zaszłej umowie, a przytem wnosili opłaty, — któ re to o p ła ty zw ały się „pojem szczyzna“ i „rozw ody" a p o b iera n e b yły w e w siach przez a tam anów , w m i a s t a c h — przez wójtów. J u ż w te d y przez sam fakt p o b iera n ia opłat władza przy zn aw ała i sa n k cy o n o w a ła ow e „pograniczne" obyczaje, jakie z d a w ały się byćurzędni kom k rólew skim „sw aw olnem i". Lecz, nie w je dnych też tylko p o w iatach k reso w y ch od połud nia istniały takie
„swawolne" porządki po d w zględem z aw ieran ia m ałżeństw; bo oto
znana j e s t „poczerew szcz3izna“ „i w s ta ro stw ie R atneńskiem , naj
ściślej z W o ły n ie m zespolonem, gdzie 1565 r. (Arch. J. Z. Ros. Cz. VII, t. 2, str. 312) g d y k tó ry człowiek tam, jako n a p o g ran i czu litewskiem , tak w ia rą z w d o w ą albo dziew uchą chciał m ie szkać, te d y oboje szli na zamek i dawali p e w n ą sumę pieniędzy, że im to dopuszczono". Częste są też skargi w yższego d u c h o w ie ń stw a b łah oczesty n nego X V I —XVII-go w., że „mnodzy ludzie Ruś n iep ra w o w ie rn ie mieszkają; żony pojmując, nie biorą ślubu".
P o m . in. p rzyśw iadcza tem u i sk a rg a d a w n a m etrop o lity J ó zefa, k tó ra w y w o ła ła odezw ę k ró le w s k ą 1509 roku, n akazującą u rzęd o w n ie przeszkadzać w y d a w an iu w ykraczających n a sąd du chowny. Rzecz oczjiwista, że w tych skargach chodzi nie o g o r szące współżycie, lecz o istotne m ałżeństw a, przez w szystkich za takie u zn aw an e, ale nie u św ięco n e b łog o sła w ie ń stw e m cerkwi. Z p u n k tu w idzenia kanonicznego, takie m ałżeństw a w inn y były uchodzić za współżycie bezbożne, n iepraw ow ite, lecz lud pospolity a poczęści i wyższe klasy sp o łeczeń stw a, wcale nie uw ażały ich za takie. St37k ały się tu d w a sprzeczne po g ląd37 na m ałżeństw o i fo r
mę d o k o n y w a n ia go: cerkiew p o jm o w ała m ałżeń stw o ja k o s a k ra m ent i ja k o je d y n ą p raw o w itą formę do ko nan ia go uznaw ała
ślub cerkiew ny; p raw o zw yczajow e nato m iast w3irobiło Ьз71о po
gląd n a m ałżeństw o, jak o na um ow ę, sw o bodnie zaw ieran ą i ro z
w iązy w an ą p o d łu g woli w s tę p u ją c3Tch w stan małżeński; ażeby
zaś tak a u m o w a z do b37ła w oczach spo łeczeń stw a moc p r a w o w i
tego związku małżeńskiego, w3rm agan e b3Tło publiczne dokonanie
w37ro b ion eg o wiekami r37tu ału ślu bn eg o. R o zp adał się on na dw a
akty: a) p r z e d w s t ę p n y — „zmówinyi" (um ow a m łodego z rodzicami
dziewcz3my) i „zaręczyny" (potw ierdzenie sym boliczne um o w y
przez s a n a c h w stępujących w stan małżeński) oraz b) właściwie s w ad zieb ny „akt w e se ln3r“, k tó rem u to w a rz37szyfy tra d37C37jn e ob rzę
dy, jak ie się w y tw o rz37ły w epoce przedchrześcijańskiej jeszcze,
i w y ra ż ały n ieg dy ś uśw ięcenie religijne związku m ałżeńskiego.
O statn i ten akt dopiero u w a ż a n y był za d ec37dujący m om ent
S T O S U N K I R O D Z I N N E NA W O Ł Y N IU . 3 9
W o b e c te g o —b e z w a ru n k o w a obow iązkow ość w eselnych ob rzę d ó w lu d o w ych i moc ich p r a w n a uz n a w a n e były przez w szy st kie k lasy ów czesnego sp o łe c z eństw a i z tym faktem zm uszone było do pe w n e g o stopnia liczyć się u s ta w o d a w s tw o i praw o , p o
dzielające, ogólnie biorąc, za p atry w a nie cerkiew ne n a m ałżeń
stw o. Lecz sta tu t litewski wcale niedostatecznie zrozum iał s p ra
w ę familijną i chociażby dlatego p o sta n o w ie n ia je g o niezbyt
skutecznie m ogły usu w a ć p rzeciw ne im n o rm y p r a w a objmzajo- wego; ztąd też widzimy, iż sądy świeckie X V I —XVII w., kierujące się w sw y ch p o stan o w ien iach nie je d n e m tylko p ra w e m pisanem , lecz i zwyczajowem, szty daleko dalej w swej pobłażliw ości dla m ałż eń stw „nieślubnych" w rozum ieniu duch ow ieństw a.
Nie brak ted y p rzy kład ó w m ałżeństw , nie b ło g o sła w io n y c h przez c e r k i e w — n a w e t w sferze ziemiańskiej W o ły n ia — w drugiej połow ie XVI-go w.
O to p. F e d o r C h o m iak Sm o rd o w sk i, „przepo m n iaw sz\T boja- żni Bożej i przysięgi swej, n a szlubie przyrzeczonej", żonę sw ą H annę, „jadąc na służbę h o s p o d a rs k ą żołnierską do K ijowa", o d syła 1564 r. do domu, zkąd j ą był wziął do k rew ne go jej p. W o jc ie
cha K rasowskiego. G d y skutkiem tego ów p. W ojciech, w ró tn y
zam ku łuckiego, p r z jje c h a ł był razem z nią i woźnym do m ajątku Chomiaka, ab y zbadać istotę sp raw y , urzędnik m iejscow y nie p u ścił ich na podw órze, oświadczając: „pan mój nie miał żony, tylko kucharkę, k tó rą odesłał tam, zkąd ją był wziął". T y m czasem K ra sowski, zanosząc skargę przed sąd grodzki łucki, świadczył, że p. Chom iak, „że zrządzenia Bożego i własnej miłości" w ziął tę żonę z jego domu, wziął za nią p o sa g i zapisał jej wiano na trzeciej części sw eg o dziedzictwa. Rzecz tedy w yraźna, że było to nie j a kieś pospolite współżycie, lecz istotne m ałżeństw o — bez cerkiew nego b łog o sław ieństw a tylko; inaczej skarżący nie zaniechał b\7 był do tknąć tak w a żneg o szczegółu. S p r a w a zaś sama n a jp r a w d o p o dobniej zakończyła się zgodnie.
A lb o oto znów - ks. S ta n is ła w W o roniecki (błaho czestyw \T) żył niem ało lat w m ałżeństw ie z M aryną H ule w ic zów ną Smoli- kow ską i wydał jej kilka zapisów n a sw e do bra (Szczutym), sam otrzym ując od niej w darze zapis na p e w n ą sum ę pieniężną. W e w szystkich tych aktach M aryna w y stę p u je j a k o „małżonka, księ żna S ta n is ła w o w a ze Z baraża W o ro n ie ck a " , k tó ry to tytu ł przy znają jej też i urzędy, notujące o w e z a p is j\ Lecz z czasem w y n i kają m iędzy m ałż eń stw e m niesnaski, i w 1594 r. ks. W o ro n ieck i zanosi w łuckim sądzie grodzkim sk arg ę na żonę, tytułując ją już jako „panią M arynę H u le w ic z ó w n ę " — „a teraz się mieni być żoną
moją, a nie jest, bom ślubu z nią niebrał" (cerkiew nego oczywi ście); zresztą w dalszych skarg ach zwie ją też przecie „żo n ą “,
tylko „nieślubną". A Maryna, w ystęp ując ze swemi skargam i
p rz e d tymże sądem, nie przestaje n azy w ać po d aw nem u ks. W oro- nieckiego sw oim „małżonkiem", a i urząd też tak j a k i pierwej, tytu łu je j ą księżną S ta n is ła w o w ą W o ron iecką. Co zaś do samej sp ra w y — to zdaje się, że do w y ro k u s ądo w eg o i tutaj nie doszło, zresztą z w a d y między m ałżonkam i miały cechę sp o ru m ajątko wego.
B ezw ątp ienia — m ałżeń stw „nieślubnych p o d o b n e g o rodzaju było w ow e czasy nie m ało w e w szystkich w a rstw ac h sp ołe c z eń s tw a n a W oły n iu ; n a w e t ś ró d d u c h o w ieństw a. W p ra w d z ie to, co je s t faktycznie znane, stosuje się do eparchii lwowskiej, ale też i w o b y d w ó c h w ołyńskich nie b yło n a p e w n o inaczej. P a try a r c h a antyocbeński, Joachim , zwiedzając 1556 r. o w ą eparchię, spo tkał się ze zgorszeniem , z przykładam i, nie rzadkiemi wcale, w y św ię c e n ia n a p a ro c h ó w i d y a k o n ó w takich, co pierwej żyli z żonami bez ślubu. (Arch. J. Z. R. cz. I, t. X). Być też musiało zw iązk ów tych nieślu b n ych nie mało n a p ra w d ę; chociaż, w obec po w szedn iego u z n a w a n ia ich za p raw o w ite , je d y n ie tylko w razie jakich s p o r ó w m iędzy małżonkami, w iadom ość o związkach tego rodzaju d o s ta w ała się do akt są d o w y c h — i potomności.
W o b e c tego niew ątpliw ie je d n a k znaczniejsza o w iele część ludności W o ły n ia nie uchylała się od ślu bó w cerkiewnych: p o b u d zały ku tem u z aró w n o uczucie religijne, jak i bezp ośred nie o d działyw anie d u c h o w ie ń stw a błah o czestyw ego . O d e z w a m etro po lity Isaji Kopińskiego 1631 r. n a k a zy w a ła —mniejsza, iż tak późno już, parochom : „którzy mieszkają bez ślubu" (nie błogosław io nego oczy wiście), a b y tych odłączali od cerkwi. (A kty Z. R., t. IV). Mo żna p o w ą tp ie w ać o tem, czy ś ro d e k taki stoso w ano do klas w y ż szych społeczeństw a, lecz na p o sp ó lstw o w yw ie ra ł on chy ba w p ły w p ow ściągający. Co zaś do szlachty—to na nią w p o d o b n y sposób o d d ziały w ały p rze p isy s ta tu tu litew skiego, mocą który ch dzieci, uro dzo n e z m ałż eń stw nieślubnych, u z n a w a n e były za n iepraw e i p o z b a w io n e wszelkich niem al p r a w cywilnych. W p ra w d z ie szło tu g ó r ą —w ręcz przeciw ne tym przepisom p raw o zwyczajowe, ale przecież dość było zażądać ich za sto so w a n ia — a żaden sąd nie
m ó g łby tego odmówić. W o b e c takiego niebezpieczeństwa, sam a
już tro sk a o los dzieci p obudziła do nieuchylania się od ślubu
cerkiew neg o. W sza k ż e i p rzy je g o u staleniu się większem istota
m ałżeństw a, w pojęciu ów czesnego społeczeństw a, p ozo stała tąż sam ą j a k dawniej, a form a d o k o n y w a n ia go nie doznała żadnej
S T O S U N K I R O D Z I N N E NA W O Ł Y N I U . 6 1
poważnej zmiany i nie straciła nic a nic z tra d y c y jn e g o znaczenia. Nie zniknęły przecie p rzy ślubie cerkiew nym d a w n e sw adziebne obrzędy, „zm ow iny“, „zaręczyny" i „wesele" i nie sta ły się czczą, nikogo nie obo w iązu jącą formalnością. Przeciwnie, „zwyczaje" te s ta ro ż y tn e już same przez się wystarczały, przy ich zachow aniu, do zaw arcia m ałżeństw a; teraz zaś w y tw o rz ył się tylko ja k b y j a kiś kom prom is m iędzy z a p atry w a n ie m się i rozum ieniem społe
c z eń stw a a cerkwi. Do ustalonych przed wieki ob rzę d ó w w e se l
nych p rzybył tylko (niejako) ślub c e rk iew ny („wieńczenie"), cho ciaż wcale bez decy d u jącego znaczenia; n a w e t nie zdobył on sobie u sta lo n e g o miejsca w w y tw o rz o n y m w ciągu w ie k ó w w eseln ym rytuale: ślub bow iem w te d y o d b y w a ł się albo jed no cześn ie z za ręczynami, albo m iędzy zaręczynami i weselem: „obaczyw szy czas słuszny i dośpieszny, j a k w u m ow ie W a s y la Z a h o ro w sk ie g o z ks. Mikołajem Zb arazkim o m ałżeństw ie z córk ą je g o M ary n ą 1564 r.; albo nareszcie w dniu sam ego wesela, ja k w układzie m iędzy L a zarem Iwanickim a J e sy fe m Niemiryczem o córkę tego Nastazyę 1566 r. A ja k ą moc p r a w n ą p rzy zn aw an o ś lu b o w i—niechaj o tem świadczy choćby przykład, że oto 1575 r. p. A le k s a n d r a Cerkow- ska i opiekunow ie córki jej z tego m ałżeń stw a, H a n n y Bałaba- n ó w n y , stan ąw szy przed sądem włodzimierskim, oświadczają, iż zmówili ją, za jej zgodą, z p. F ed o rem Szyszką i „wedle o b y czaju w aszego chrześciańskiego wieńczyć dali, a teraz proszą urząd dać jej pozw olenie n a to m ałżeństw o" (Lw. 31).
T o znów w 1571 r. ks. H a n n a z P u c ia tó w A n d rz e jo w a Masalska zaręczyła, łącznie ze ślubem , córkę sw ą M arynę z p. K o n sta n ty m Jełow iczem Malińskim, w yznaczyw szy wesele po rok u z górą; lecz w tym długim p rzeciągu czasu zmieniła poprzedni zamiar i o d w iozła córkę do starszego syna swego, z p ierw szeg o m ałżeństw a, p o d ko m o rzeg o włodzim ierskiego, A le k s a n d ra Siemaszki, który, z am knąw szy siostrę w ciężkiem więzieniu i grożąc, że w y d a j ą za s w e g o m astalerza, w y m u sił od niej i od p. Jełow icza zapisy ustęp- cze n a d o b ra i w t e d y d o p iero pozw olił im po b rać się, lecz zarazem zmusił ich do wzięcia p o w tó rn ie ślu b u— ćzemu oni też nie sprzeci wiali się.
O tó ż w szy stk o to dowodzi, iż w ow e czasy, w oczach n ie tylko posp ó lstw a , lecz i klas wyższych, ślub c e rk iew n y sam przez się, bez d opełnienia tra d ycy jn ych o b rzę d ó w w eselnych, niemiał d ecydującego znaczenia w spraw ie m ałżeństw a, a dopełnianym był jak o akt religijny jed y n ie ; p raw n ie nie utw ierdzał on związku
62 S T O S U N K I R O D Z I N N E NA W O Ł Y N I U .
zejść przed weselem , ja k b y nie biorąc ślubu; nie ślub tedy w yrażał m o m en t istotny m ałżeństw a, lecz w esele.
P o tem wszystkiem, cośm y tu o ślubach bez b ło g o sła w ie ń stw a cerkwi etc. (idąc za Or. Lewickim ) powiedzieli, nie od rzeczy będzie przytoczyć u w a g ę pod tym względem innego jeszcze mało-
ru sk ieg o historyka. O to (co zaznacza M. H ruszew ski w „Istoryi
Ukrajny-Rusi, t. VI, 313) „Stosunki rodzinne stanow ią wogóle j e d n ą z nielicznych stro n lepszych życia ów czesnego: w o bec b raku w znacznej mierze in te res ó w społecznych i politycznych, przy wielce su ro w y ch , na twardej p r ak ty c e i nieosłoniętym m aterya-
lizmie o pa rtyc h sto sun k ach p ry w a tn y c h , przy wielce slabem
życiu k u ltu raln em — życie rodziny było g łó w n ą i często je d y n ą ch yb a sferą, gdzie u w y d a tn ia ły się lepsze, nieegoistyczne stro n y człow ieka ówczesnego. Miała tu (właśnie) sw ą d o b rą stronę i se k u l a r y z a c j a tych sto su n kó w , czyli słaba ich zależność od cer- kiew nych p r a k ty k kanonicznych, dając większą sw obodę, większą plastyczność sto su n k o m rodzinnym
Nie by ła to przecież sekularyzacya właściwa, gdyż p rakty ka c erkiew na nie zdołała tu była p rzedtem o p a n o w a ć s tosunk ów ro- dzinnjrch nie m ogła przeto zrealizować sw ych dezjrd e ra tó w i m u siała to le ro w a ć przeżj^tki.
D o przeżj^tków też głębokiej starożytności należała i z w ią zana ściśle ze sw ob o d ą zaw ierania m ałżeństw , łatw ość rozw odów.
Ł a tw o ś ć rozwodów.
Ł a tw o ś ć rozw o dó w , ja k ą p o z n a n w z kolei w zbyt n a w e t obfi tych szczegółach, j e s t najdonioślejszjun, najgłębiej życie rodzinne spo łe c z eń stw a wotyńskiego w epoce naszej — (XVI — XV II w.)
p rzenikającym przeżytkiem zamierzchłej przeszłości. Zaw ażyła
ona ty le w tem życiu, że n a d a ła m u w p o ró w n a n iu z try bem rod zin n ego życia sąsiedniej Małopolski naprzykład, pewien sam o istny kolorj^t—odm iennj', inny. W \ rpełniła zakres życia fami- lijnjr z iem iaństw a W o ty n ia do tego stopnia, że musi zająć w o b r a zo w an iu naszem caty dalszjr ustęp. Bo jakież to w rzeczj’j samej urozm aicenie przjdcładów i co do samj^ch przyczyn rozw odów , p raw a decyzjd w ładz p rz e ró ż n y ch —instytucyi, kół i o sób— o p r a w om ocności ich dokonania, ich skuteczności, oraz skutkach — tak społecznych, j a k moralnj^ch. Ileż tu w grze czynników —poza roz- w odzącemi się osobami: p o w a g a rod zeństw a, opiek u nów i przyja
ciół, moc legalizującego u rzędu sąd o w e g o , zbyteczność p raw ie sank- cyi d uchow nej, nareszcie sam o też rozstanie się—niezaw sze wrogie. W sz y s tk o to zaś razem wzięte ja k b y o d rę b n y jakiś u s tę p dziejów w e w n ę trz n y c h W o ły n ia stanowi.
O bfity też to m atery ał, zgro m ad zony mozolnym tru d e m p. O r e s ta Lewickiego; co więcej, m ate ry a ł nietylko u p o rzą dk ow any , lecz i w yzyskan y , tak, że nam to u łatw ia wielce p rzy bran ie sobie, z za kresu, m ającego ogarniać p ro g ra m o w o całą R u ś po łu d n io w ą (jaki w łaśnie on sobie był zamierzył) wielu szczegółów m ających b a r dziej bezp o śred n ią styczność ze skrom niejszym te ry to ry a ln ju n za k resem naszego o b raz o w an ia — W o łyniem . Za co rnu tylko w inni śm y złożyć dzięki.
U p rzedzam y dalej, że w po d aw a n y c h , idąc w je g o ślady, p rzy kładach, o p a rty c h na zapisach a k tó w zam kow ych wołyńskich, a więc
„ruskich" naówczas, przytaczać będziemy, dla większej o b raz o w o ści, dram atyczności, sporo, nieraz obszernych, w y ją tk ó w —żywcem z owej ruszczyzny niejako tra n sp o n o w a n y c h . T r a n s p o n o w a n y c h zaś w ten sposób, że powiększej części p o w tarzało się d o sło w n ie niem al tek st ruski, podając w transkrypcyi pojedyncze w yrazy w ich brzm ie
niu polskiem. Z tąd p ew n e u s tę p y cytat ow ych w y g ląd ają nieraz
ja k b y tylko jakiś, wołyński że tak powiem y, dyalekt szczeropoł- skiej mowy; gdy w istocie rzeczy— to tylko ów czesna rusczyzna, p rzy której tak mocno jeszcze stano, do tego stop nia p rzy b ra ła już była cechy polskie. Co ciekawsze — poczęła je przybierać jeszcze przed unią 1569 r., a więc nie pod w p ły w e m bezpo średn im P o l ski, lecz za p o śred n ictw em Litwy; tak ku ltu ra polska była ju ż p rze możną, nie do odparcia, a z nią i polska mowa. Na co też, przy okoliczności, chcieliśmy zwrócić n ieśw iadom ych uwagę.
Ale przy stą p m y do rozw odów .
Ł a tw o ść r o zw o d ó w była pow szechnie p r a k ty k o w a n a w owe
czasy na W ołyniu; b3da istotnie przeżytkiem głębokiej przeszłości.
Z aznaczane one są w aktach, jako: „rozw ód" (rzadko), „rozłącze nie", „rozpust" albo “rozpuszczenie" (i „wyzwolenie") z m ałż eń stw a, „rozstanie", a u m ieszczan „rozłąka".
S ta ro ru s k ie praw o , reg u lu jąc b e z w a run ko w y chyba sw o bod ę ro z w o d ó w z epoki przedchrześcijańskiej, m usiało zrobić z k o n ie czności p e w n e u stę p stw a , przed w ieczn ym obyczajom ludu, i w n a
stę p stw ie tego rozszerzyło znacznie prz3rczyny rozwiązania m ałżeń
stw a, dozw alane przez cerkiew. Lud, który, ja k e ś m y to widzieli (za św ia dec tw e m czarnoty^zca Jakuba), rozumiał że tylko kniaziom i bojarom przystoi zaw ierać m ałżeń stw a podług ob rząd ku c erk iew nego, a ludziom p ospolitym w ysta rc z y brać sw e żony „z pląsami,
64 S T O S U N K I R O D Z IN N E NA W O Ł Y N IU .
g ę d ź b ą i k lask aniem ", n ie w ą tp liw ie i w razie ro zw iązyw an ia m ałż eń stw obchodził się p o d o bn ież bez udziału w ład zy cerkiew nej. Lecz nie co in n eg o widzieliśmy i w drugiej p o łow ie w. XVI-go n a kraw ęd ziach Rusi p o łud n iow ej w ogóle, gdzie u k ład y co do m ałż eń stw i ro z w o d ó w zawierali m ie sz kań c y bez udziału cerkwi i n a w e t bez u działu w ład zy świeckiej, lecz jedjm ie pow iad am iali o zaszłych u k ład a c h urzą d starościński, przjmzem opłacali „po- jem szczyznę" i „ rozw ody". O z w j’czajach co do tego u lud u n a Rusi Cz. św iad czą n a jw ym ow niej L u s tra c y e krôlewszczj'zn z XVI w . (1365 r.). O to w najściślej z W o łjm ie m z esp olo nem s ta ro s tw ie R a tn e ń sk ie m (A rch. J. Z. Ros. Cz. V II, t. 2, str. 312): „R ozw o d y to je s t jeśli się k tó re m u m ężow i żona n ie p o d o b a ła albo m ąż żo nie, t e d y te n kto przj^szedł do u rzę d u z am k ow ego prosić o roz w ód, d a w a ł grzyw . 4, etc. P o czerew szczyzna—alias g d y k tó ry czło w ie k tam , ja k o n a pograniczu łttew skiem , tak w iarą z w d o w ą albo d ziew ką chciał mieszkać, t e d y o b a szli n a zam ek i dawali
p e w n ą su m ę pieniędzyj że im tego dopuszczono. I inszych w y
m y słów bjdo d o sjTć. A le iż tak o w e rzeczy są przeciw ne P a n u B ogu i p r a w o m pospolitym , i ku skażeniu obyczajów do bry ch, przetoż Imp. S ta n is ław Myszkowski, w o je w o d a krakow ski a s ta r o s ta m iejsca tego, strod ze zakazał urzędnikom sw y m a b y takich rzeczy nie brali i ow szem ab y karali s w a w o ln e w ieżą i gardłem , jak o ż tak czynią. Jakoż tę rzecz słuszną uczynić raczjd, g dyż je s t
stróżem zak o n u Bożego".
A p o d o b n e o p ła ty za „ ro s p u s ty albo ro z w o d y " — „Rusi s w a w o l n e j " — i w wielu innjmh sta ro s tw a c h w o je w ó d z tw a R uskiego
zaznaczane w lustracyi 1565 r. s p o t y k a n y . T a k (p. „ Z ereła do
istoryi U k rainy-R usi" t. I — 111) w starostw ach: nietylko śniatyń- skim, kołomyjskiem, halickiem, oraz stryjskiem i sam borskiem , lecz n a w e t w lubaczowskiem , gdzie „rozw ody b ezbożne też tam do tych czasów jeszcze trw ają ", a n a d to „by ko w e też od r o zp u stnych ludzi biorą". Lecz już w s ta ro stw ie leżajskiem: „inszych (za rozw ody) win, zw yczajem ruskiej ziemi, te d y ju ż tam nie tak bierzą, p o niew aż iż tam już P o la k ó w i N iem ców (wiele) n a p o ty z R usią mieszka" a po części c h y b a —to też było przj^czyną, że ani w chełm- skiem etc., ani w sta ro stw ac h w o je w ó d z tw a bełzkiego (poza L u b aczow em ) zaznaczanych opłat od „rozp ustó w " w lustracyi (1565 r.) nie widzimy. W a r s t w y kulturalniejsze przecie s ta w a ły z biegiem czasu sto p n io w o po stro n ie n o rm y bardziej stałej i p rzjrznanej w spraw ie rozw iązyw an ia m ałż eń stw chociaż, oczywiście, były jeszcze dalekiemi od ścisłego sto s o w a n ia się do p rze p isó w k a n o
decj'-S T O decj'-S U N K I R O D Z I N N E NA W O Ł Y N IU . 63 zyach swych, dotyczących sp ra w małżeńskich, wcale nie należycie kiero w ało się temi przepisami, robiąc u s tę p s tw a obyczajom miej scowym , za co też u legało zarzutom ciągłym ze stro n y p rz e d s ta wiciela kościoła katolickiego, w którym ro zw o d y do w ysokiego
stop nia b yły ograniczone. Pom iędzy innemi zarzuty takie d aw ały
się słyszeć ju ż na So b o rze florenckim n a w e t (1438 — 9 r.), razem z oskarżeniem, że cerkiew ruska, dopuszczając lekkom yślnie roz w iązyw ania w ęzłów małżeńskich, przez to samo osłabia świętość sa k ra m en tu m ałżeństwa. Żyjący w końcu w. XV-go kan on ik k r a kowski J. Sakran, w piśmie sw em „Elucidarius errorum rith u s Ruthenici", p o dobnież robił zarzuty Rusinom, że rozw iązywanie m ałżeństw a bez żadnej poważnej p rzyczyny utrzym ują, tak iż każdy kto prosi o rozwód, może się rozwieźć.
O d p o ło w y w. XVI-go p o sia d a m y ju ż dostateczną ilość ś w ia dectw dokum entalnych, p rzedstaw iających należycie p rakty kę ó w c z e sną ro zw o d ó w małżeńskich na W ołyn iu , w wielu rzeczach z u p e ł nie niezg odn ą z przepisami kanonicznemi, przyjm ow anem i za n o r mę i przez obowiązujące tam praw o, a je d n a k p rzyzn aw aną przez władze m iejscow e tak świeckie ja k i duchow ne. Bo co do S ta tu tu
litewskiego („w ołyńskiego'' wyraźniej) — to m ocą je g o u s ta w y
(rozdz. V, art. 18) rozw ó d został całkowicie p o d d a n y kom petencyi sądu duchowmego, sądowi zaś św ieckiem u pozostaw iono jedy nie regu lacy ę sto su n k ó w m ajątkow ych osób rozw iedzionych, lecz i to na p od staw ie decyzyi sądu duchow nego: g d y m ałżeństw o rozprzę- galo się z w in y żony, traciła ona wiano i posag; w razie przeci
w nym z a ch o w y w a ła je d n o i drugie. *
Jako podstawowm, przew odnicząca zasa da praktyki ro zw o d ó w m ałżeńskich w y stę pu je ted y wciąż tenże sam, w y ro b io n y w p rze świadczeniu ludu, pogląd na m ałżeństw o, jako na u m ow ę s w o b o dnie z a w iera n ą i s w o b o dn ie ro zw iązy w an ą podłu g wmli w s tę p u ją
cych w związek małżeński. W szy stk ie zaś dro bn e szczegóły
ówczesnej praktyki rozw odow ej i powmdjr takow ych unaocznią do bitniej przy k ła d y ze stosunków1 rodzinnych domówć Borzoboha- tych Krasieriskich, C h re bto w ic z ów Bohuczyńskich, Rusinów' Bere- steckich, Sieniutów', ks Holszariskich, ks. Zbarazkich, Z ah orow - skich etc.
N ajdawniejszy ze znanych na W o ły n iu i zarazem najbardziej c hara k te ry sty c z n y akt ro z w o d o w y datuje z r. 1364. O to 7-go czer wca tego ro ku staje przed łuckim u rzędem zam kow ym M arya Bo- rzo b o h a tó w n a K rasieńska, córka znanego Iw ana Jackow’icza Bo- rzobohatego Krasieriskiego, z czasem władyki łuckiego, a w owej chwili nom in ata władyki włodzim ierskiego i podaje n astę p u jąc e g o
бб S T O S U N K I R O D Z I N N E NA W O Ł Y N IU .
rodzaju zapis, p o tw ierdzając go przed u rzędem i ustnem o św ia d
czeniem: „Ja M arya B o rz o b o h a tó w n a K ra sie ń sk a oświadczam tym
moim listem, że z woli Bożej i d a ru świętej J e g o miłości w s t ą piłam w stan małżeński z p. Jackiem Steczkow iczem Dobrzylczy- ckim, z którym mieszkając w m ałżeństwie, p o to m stw o od B og a stw orzyciela nam dane między so b ą spłodziliśmy. A iż od lat m ało nie dwóch, z g n iew u i dopuszczenia Bożego, jak ie ś nietrafne m ie szkanie m iędzy so b ą mając, wziąwszy różnice wielkie i ro ztarg nie nie j a z mężem swoim, m ieszkania ż a dn ego w edle stanu m ałżeń skiego mieć nie mogliśmy. Bacząc po mężu sw ym m yśl odm ienną i chęć ku mnie, żonie swojej, nie taką, jak o j e s t obyczaj m ałżon kowi p rzeciw m ałżonce pokazować, zrozum iałam to, że ja m ieszka nia d o b reg o z nim już teraz mieć nie będę mogła. Nie z żadnego p rzym uszenia ted y ani ponudzenia, je d n o do brow olnie, w całetn a zupełnem zd row iu będąc, a nie chcąc w iększego zajścia i różnic między s o b ą mnożyć, teraz i n a po to m n e czasy m ałżonka swojego p. J a c k a Steczkow icza z tego mieszkania mojego małżeńskiego, któ re z nim pow sze czasy miałam, od siebie, od m ałżeństw a w o l nym czynię: j a od niego próżna, a on ode mnie. A iż n a s P a n Bóg za grzechy nasze tem nawiedzić i m ałż eń stw o rozłączyć raczył, ja, Pan u B ogu się poruczyw szy, p ozw alam p. Jackow i kogo chce pojąć, a m nie też wolno zamąż za kogo chcę pójść. A co się t y czy dzieci naszych — to m ają być: przy m nie dwie c ó rk i—M agda lena i Nastazya, a przy p. Jacku obaj sy now ie Iwan i Jakim. T y mi, tak j a j a k i on, w ed le powinności chrześcijańskiej opiekow ać i starać się o nich, jak o cnotliw ym rodzicom przystoi, m am y wie cznie. W żadn}un artykule tego rozstania nie zruszając (sic) p o d za- rę k ą Jkmci 500 kopami groszy, a stro nie p. Ja ck ow e j także 500 kop. gr.; a zapłaciw szy te zaręki, przecie te po stano w ien ie wiecznie trzym ane i w pokoju na obie stro n y z a ch ow ane być ma, a przy- tem byli tacy d obrze św iadom i Imci: Andrzej R usin podstarości łucki i p, Michajło K ory tyń sk i, k tó ry pieczęcie sw e na mą proźbę do tego m ego w yzn an eg o listu przyłożyli i j a też sam a pieczęć sw ą przyłożyłam i r ę k ą p odpisałam . P isań w Ł u c k u r. 1564 mie
siąca maja 27 d n ia “. T akiejże treści zapis w yd ał swej żonie r p
Jacko Dobrzylczycki, a następ n ie oboje byli małżonkowie p o ś p ie
szyli zaw rzeć n o w e związki małżeńskie. M arya B orzob oható w n a
we w rześniu tegoż ro k u w yszła za W a s y la Rohozieńskiego, D o brzylczycki zaś nieco później ożenił się z H a n n ą Malińską.