Wiktor Weintraub
Prelekcje paryskie - ale jakie?
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/2, 27-44
WIKTOR WEINTRAUB
P R E L E K C JE PA R Y SK IE — ALE JA K IE ?
1
Je śli w ierzyć W ładysław ow i M ickiewiczowi, Goszczyński m iał n a zwać p rele k cje p ary sk ie n ajw sp an ialszy m poem atem к Jeszcze ćw ierć w iek u te m u sąd ta k i m ożna b y było p rzytoczyć ty lk o jako p rzy k ład ro m antycznej egzaltacji i b ra k u odpow iedzialności za słowo. Dziś jako n a tra fn e podsum ow anie pow ołuje się n a ń w sw ojej analizie p relek cy j A ndrzej W alicki. C zytam y też u niego:
N iektóre strony prelekcji, zwłaszcza z kursu trzeciego i czwartego, są przykładem wspaniałej, nieprześcignionej w sw ym autentyzm ie literatury pro roczej 2.
P odobnie pisze o p relek cjach Zofia Stefanow ska:
Są w ięc w ykłady paryskie M ickiewicza najdalszym kresem romantyzmu polskiego, tym punktem , w którym m esjanizm osiągnął największą filozoficzną ogólność, a zarazem przełam yw ał się w program praktycznej akcji p o lity cz n e js.
Jeszcze m ocniej, bo zw ięźlej, w tejż e sam ej pracy , z k tó re j pochodzi w yżej przytoczony cy tat, nazw ano p rele k cje „»sum m ą« ro m a n ty zm u pol
skiego” 4.
A ni S tefanow ska, an i W alicki nie należą do ludzi skłonnych do łatw y c h entuzjazm ów i do hojnego szafow ania su p erlaty w am i. Toteż sądy ich stan o w ią ty m w ym ow niejsze św iadectw o now ego spojrzenia n a p relekcje, uśw iadom ienia sobie, iż są one dziełem o w ielkim cięża rze g a tu n k o w y m ta k w do robku M ickiewicza, ja k i w polskim ro m a n tyzm ie. D odajm y tu , że są one dziełem o nieb ag ateln ej, choć d la nas nie w e w szy stk im jeszcze jasno w y m iern ej m iędzynarodow ej doniosłości. S tefano w sk a d a je też w y raz u bolew aniu, iż ta k m ało m am y d o ty ch
1 W. M i c k i e w i c z , Ż y w o t A dam a M ickiew icza. T. 3. Poznań 1894, s. 306. 2 A. W a l i c k i , A dam a M ickiew icza p re lek c je paryskie. W zbiorze: Polska m y śl filozoficzna i społeczna. Т. 1. W arszawa 1973, s. 244.
3 Z. S t e f a n o w s k a , L egenda słow iań ska w prelekcjach paryskich M ickie w icza. „Pamiętnik Literacki” 1968, z. 2, s. 55.
czas studió w o prelekcjach. S tw ierdza, iż „ p u b lik acja pierw szego k r y tycznego p rze k ład u polskiego, przygotow anego przez Leona Płoszew - skiego” (i dostępnego w całości od r. 1953), p o w in na się t u stać d a tą przełom ow ą. A le się n ią nie stała. A u to rk a tłu m aczy ta k i sta n rzeczy drażliw ością te k stu , ty m , że poglądy, k tó re zn alazły tam w yraz, są tak niepokojące i ta k tru d n e do za sz u fla d k o w an ia 5.
Czy je d n a k w y d an ie Płoszew skiego je s t w y starczającą podstaw ą dla n a u k o w y c h stu d ió w n a d p relek cjam i? Czy raczej b ra k krytyczn eg o ich w y d an ia w o ry g in ale, tj. po fra n c u sk u , nie je s t głów ną przeszkodą w rozw oju ty ch badań? Czy nie je s t on szczególnie kłopotliw ym i żen u jącym , bo e le m e n ta rn y m zaniedbaniem naszej m ickiewiczologii?
P rz e k ła d Płoszew skiego pow stał n a fu n d am en cie żm udnej i czaso chłonnej p ra c y n a d różnego ro d za ju ręk o p iśm ien ny m i, litografow anym i i d ru k o w an y m i źródłam i, k tó re P łoszew ski p ierw szy zgrom adził i sy ste m atyczn ie p rzebadał. D okonał w te n sposób w ielkiej, pionierskiej p racy. J e s t to też p rze k ład literack o znakom ity, św ietn ie w p ad ający w to k i frazeologię M ickiew iczow skiej prozy. D oskonale spełnia on fu n k cję udo stępnien ia czytelnikow i p olskiem u te k s tu p relek cy j. I praw dopodob nie przez długie la ta jeszcze fu n k cję tę będzie spełniał.
A le do p ra c y nau kow ej n ad p rele k cja m i nie w ystarcza. P rzede w szystkim dlatego, że je st przekładem . K ażd y p rze k ład jest in te r p re tac ją. In d y w id u aln ą in te rp re ta c ją . A by go spraw dzić, trzeb a b y móc porów nać go z o ryginałem . A o ry g in ał te n n ie je s t n a m dostępny.
Poniew aż istn ieją ce w y d an ia te k s tu francusk iego są n otorycznie n ie sta ra n n e , P łoszew ski zm uszony był, zanim p rzy stąp ił do tłu m acze nia, skon struo w ać d la celów w arsztato w y ch sw oją w e rsję francuskiego tek stu . A le w e rsja ta nie w yszła poza jego gabinet. W iem y najogólniej, jak im i zasadam i k iero w ał się p rzy je j opracow aniu. B rak n a m jed n a k — z pew nym i w y ją tk a m i, dotyczącym i głów nie k u rs u III — u zasadnień poszczególnych jego lekcji. Z adecydow ał o ty m c h a ra k te r w ydań, w k tó ry ch p rze k ład sw ój ogłosił.
P rzy go to w ał go p ierw o tn ie dla W ydania Sejm ow ego ( = WS). W ed y cji te j zdążył ogłosić d ru k iem w r. 1935, jak o je j to m 9, ty lk o k u rs II. Tom ów zaleca się obszernym i i p re c y z y jn y m i k o m en tarzam i rzeczow y m i, d la k tó ry c h po dziś dzień n ie stra c ił sw ej ceny. Nie m a on żadnego a p a ra tu kryty czneg o. Zgodnie z p ra k ty k ą W S m ożna było oczekiwać om ów ienia zasad w y d ania w e w stęp ie do to m u 8, przynoszącego te k s t k u rs u I. Tom u tego, odbitego w r. 1939, spłonął niem alże cały nakład. Zachow ał się ty lk o jed e n jego k o m p le tn y egzem plarz.
T łum aczenie Płoszew skiego doczekało się w całości d ru k u w w y d a niach N arodow ym ( = WN) i Ju b ileu szo w y m ( = W J), w każdym z nich w y p ełn iając po cz te ry tom y, 8— 11. O ba te w y d an ia b y ły w założeniu
po pu larne. A p a ra t k ry ty czn y , Uwagi o teksta ch , jest ta m więc z ko nieczności ru d y m e n ta rn y , stosunkow o n ajb ard ziej szczegółowy w odnie sieniu do k u rsu III, gdzie n a pięciu stro n icach pow yliczano w ażniejsze odstępstw a p rzek ład u od te k stu druk o w an eg o z r. 1845, L ’Êglise officielle
e t le M essianism e, k tó ry zasadniczo stan o w ił podstaw ę przekładu.
Z grzech u pierw orodnego ta k pojętego w ydania, tj. z niesp raw d zal- ności poszczególnych em endacji czy re k o n stru k c ji, Płoszew ski sam dosko n ale zdaw ał sobie spraw ę. Pisząc w r. 1956 o WN, którego b y ł re d a k to re m naczelnym , stw ierd zał:
Wcześniej czy później musi być opublikowany krytyczny tekst francuski z aparatem filologicznym . Bez takiego wydania tekst polski zawisa niejako w p różn i6.
Otóż to: zaw isa w próżni. D ysponując tek sta m i W S, W N i W J — nie sposób zorientow ać się, dlaczego w yd aw ca w y b ra ł a k u ra t tak ą, a nie in ną lekcję. Co gorsza, często nie w iem y też, ja k w y g ląd ała ta in n a lekcja. D ostępne n a m w y d an ia każą zazw yczaj w ierzy ć w tra fn o ść jego rozw iązań ed y to rsk ich n a słowo.
2
Ale to jeszcze nie w szystko, co m ożna w y su n ąć przeciw p rzy d a tn o ś ci naukow ej te k s tu Płoszew skiego. Z astrzeżenia w yw ołuje też jeg o k o n cepcja w ydaw nicza, zasady, k tó ry m i kiero w ał się p rzy u sta la n iu tek stu . Poznać m ożem y je nie ty lk o ze sk ąpych z konieczności uw ag ed y torskich W N i W J. Nieco pełniej i w y raziściej, a w szczegółach tro ch ę inaczej, sfo rm u ło w an e one zostały jeszcze w r. 1928, w referacie p rzed staw io ny m T ow arzy stw u N aukow em u W arszaw skiem u 7. P e w n y c h in fo r m acji dostarcza też cy tow any uprzednio a rty k u ł-a u to re c e n z ja z 1956 roku.
Płoszew ski inaczej ustosunkow ał się do te k s tu k u rsów III i IV, a in a czej do k u rsó w I i II. Za podstaw ę w yd ania w ykład ów z dw óch o sta t nich lat w ziął te k s t francuski, ogłoszony w r. 1845 i do d ru k u przez M ickiewicza p rzeredag o w an y tak, że jeśli idzie o k u rs IV, a zwłaszcza jego drug ą połowę, znacznie odbiega od tego, co M ickiewicz w Collège de F ran ce pow iedział — „ta k daleko, że m ożem y w łaściw ie m ów ić o n o w ym zupełnie tekście: w y k ład y począw szy od szóstego zostały g ru n to w nie p rzerobio ne” (WN 11, s. 491; W J 11, s. 524) 8.
O dm iennie m iała się rzecz z w yd an iem k u rsó w I i II. T u taj Płoszew
-6 L. P ł o s z e w s k i , O W ydaniu N arodow ym „Dzieł" M ickiewicza. „Pamiętnik Literacki” 1956, z. 2, s. 232.
7 L. P ł o s z e w s k i , Źródła i problem y w ydan ia krytyczn eg o p re le k c y j p a ryskich M ickiewicza. „Sprawozdania z Posiedzeń Towarzystwa Naukowego War szaw skiego” 1928, W ydział I, Językoznaw stw a i Literatury.
ski odrzucił jak o podstaw ę p ierw o d ru k fra n c u sk i, ogłoszony pt. Les
Slaves w 1849 roku:
N ie ma ani jednego św iadectwa, jakoby [Mickiewicz] w tedy zajm ował się poprawianiem tekstu, w szystk ie dane św iadczą przeciw tem u. [WN 8, s. 349; WJ 8, s. 367]
D latego w refe ra c ie z 1928 r. zapow iadał, że „w ydanie ty c h dw óch kursów należy oprzeć n a źródłach ręk o p iśm ien n y ch ” 9. N o ty do W N i W J dowodzą, że w p rak ty c e e d y to r p o stąp ił inaczej, że te k st p rz y ję ty za podstaw ę p rze k ład u je s t re z u lta te m kom prom isu. Zasadniczo s ta ra się Płoszew ski odtw orzyć z zapisów ręk o p iśm ien n y ch to, co M ickiewicz w Collège de F ra n c e w ygłosił, ale o k azyjnie sięga też i do w e rsji d ru k o w anej z r . 1849, m im o iż uw aża, że jest ona re d a k c ji nie M ickiewicza.
W ydanie Płoszew skiego więc
Jest kombinacją tekstu not i wydania francuskiego, opartą na szczegółowej analizie. Z wydania drukowanego zachowuje słuszne poprawki stylistyczne i rze czowe, ustępy ujęte jaśniej, ale z not przywraca w iele ustępów i zdań pom i niętych w druku, a naw et całe partie w ykładów . [WN 8, s. 349; WJ 8, s. 367]
T ak sform ułow ane zasady w y d an ia w y w o łu ją dw ojakiego rod zaju w ątpliw ości. P rzed e w szystkim : jeśli p rzy jm ie się, że do p u b lik acji z r. 1849 M ickiewicz nie p rzy k ład ał ręk i (a zasadność takiego tw ierd ze nia w olno postaw ić pod znak iem zap y tan ia, ale to in n a sp raw a, o k tó re j niżej), to jak ie p raw o m am y p rzejm ow ać z tej pu b lik acji „popraw ki stylistyczne i rzeczow e”, n a w e t jeśli w y g lą d a ją n a m one n a „słuszne” ? A poza ty m nie do końca jasn e jest w ty m sform ułow aniu, jak im p o służono się tu k ry te riu m słuszności. Inaczej m ów iąc: nie w iem y, czy ideałem , jak i p rzyśw iecał tu w ydaw cy, b y ło odtw orzenie m ożliw ie n a j w ierniejsze tego, co M ickiewicz w m u ra c h Collège de F ra n ce pow iedział, i tylko tego, czy też raczej, dążąc do o dtw orzenia takiego wygłoszonego tekstu, Płoszew ski rów nocześnie chciał, a b y b ył on jako re p e rto riu m w ia domości ze slaw isty k i m ożliw ie n a jk o h e re n tn ie jsz y i n ajp o praw niejszy , i dlatego ta m gdzie znalazł w tekście d ru k o w an y m ta k ą „słuszną” w ersję, p rzekładał ją ponad sform ułow anie, k tó re przyn osi zapis stenografa.
D efin ity w n ą odpow iedź na te p y tan ia m ożna b y dać ty lk o w ted y , gdyby się m iało w g ląd w te w szystkie, różnorodne m a te ria ły rękopiś m ienne, k tó ry m i Płoszew ski dysponow ał. W ydaje się, iż re k o n stru u ją c tek st kursó w I i II, s ta ra ł się on pogodzić dw a różne k ry te ria , chciał dać tek st m ożliw ie n ajw ie rn ie jsz y in ten cjo m M ickiewicza i rów nocześ nie dążył do tego, aby ta k odtw orzony te k s t przyniósł m ożliw ie najzgod- niejszy z fak ty czn y m stan em rzeczy przekaz in fo rm acji historyczn y ch i historycznoliterackich.
R e fe ra t z r. 1928 a lim in e odrzucał w y d an ie z 1849 rok u. Z apow iadał rek o n stru k c ję, k tó ra oprze się w yłącznie n a kopiach P la te ra , N iedźw
kiego, C zartoryskich, o d tw arzający ch w ygłoszone prelekcje. W ygląda na to, iż te k s t o p a rty w yłącznie n a ty c h kopiach b y ł n a gust w yd aw cy zbyt b rulionow y, zb y t rozw ichrzony, zb y t niesk ład n y. D latego sięgnął P ło szew ski i do w y d an ia z r. 1849, m im o iż nie w ierzył, a b y M ickiewicz przygotow yw ał je do dru k u . R ek o n stru k cja, k tó ra w te n sposób p o w sta ła, jest zatem pew n ą w e rsją sy n tetyczn ą, je s t h y b ry d ą, kom prom isem m iędzy tek ste m w ygłoszonym w lata ch 1840— 1842 a te k ste m opubliko w an y m w ro k u 1849. T akiej k oncepcji w ydaw niczej b ra k jednolitości i konsekw encji. O słabia to jej p rzy d atn o ść do bad ań naukow ych.
3
Co w ięcej, n aw et nie m ając dostępu do zespołu źródeł, k tó ry m i P ło szew ski operow ał, a op ierając się jed y n ie na poró w nan iu jego w ersji przekładow ej z p ierw o d ru k am i fran cu sk im i z la t 1845 i 1849, m ożna stw ierdzić, iż tra fia ją się m iejsca tek stu , w k tó ry c h w ersja Płoszew skiego je s t bądź błędna, bądź też zaciera pew ne ch a ra k te ry sty c z n e cechy te k s tu M ickiewiczowskiego. O graniczę się do trz e ch przykładów . Mój m ate ria ł dow odow y je s t więc ilościowo skrom ny. Za każd y m razem gra idzie jed n a k nie de lana caprina, nie o tak ą czy in n ą filologiczną su b te l ność, ale o sp raw y zasadniczego znaczenia dla naszego ro zum ienia p re- lekcyj. P rz y k ła d y te rzu c a ją też pew ne św iatło n a p ro cedu rę w y d aw n i czą Płoszew skiego, pozw alają n a w ysnucie p ew n ych w niosków uogólnia jących.
W w ykładzie k u rs u II z 31 m a ja 1842 M ickiewicz, m ów iąc o ro sy j skim m artyn izm ie, po raz pierw szy w y m ien ia swego ulubionego pisarza i przew od n ika w życiu duchow ym , teozofa S ain t-M artin a. To zap rezen tow anie S a in t-M artin a a u d y to riu m brzm i w cale uroczyście:
Zdziwi Panów wiadomość, że zaród ten pochodził z Francji, od człowieka, który tutaj jest niem al nieznany, od [Ludwika] Klaudiusza Saint-M artina z A m - boise. Widzimy, iż w historii krajów obcych są pew ne osobistości, nader ważne dla dziejów ludów słowiańskich. Zaliczyć do nich należy teozofa Saint-M artina. [WN 10, s. 318—319; WJ 10, s. 334]
C zytelnik ta k zredagow anego te k s tu gotów pom yśleć, że w w ykładzie sw ym M ickiewicz w ym ienił ty lk o d ru g ie im ię francusk iego teozofa. S ię gnięcie do te k s tu francuskiego z 1849 r. przekonyw a, iż sp raw a w ygląd a inaczej, i to inaczej w sposób dużo bard ziej in teresu jący . F ran cu sk i p isarz w y stęp u je ta m m ianow icie jak o „C laude M arie S a in t-M artin ” 10. T aki zestaw dw óch im ion m am y też w e w cześniejszym przekładzie n ie m ieckim z 1843 ro k u n . „C laude M arie” nie je st tu w ięc błędem d ru k u .
10 A. M i c k i e w i c z , Les S laves. T. 3. Paris 1849, s. 265.
11 A. M i c k i e w i c z , Vorlesungen ü ber slaw ische L itera tu r und Zustände. Cz. 2. Leipzig und Paris 1843, s. 337.
W edlug w szelkiego praw do p o d o b ieństw a pod ta k im i to im ionam i p re zentow ał M ickiewicz S a in t-M artin a sw oim słuchaczom .
Osobliwe to nieporozum ienie. Zazw yczaj co ja k co, ale im iona n a szych ulub ion y ch p isarzy m am y dobrze zakotw iczone w pam ięci w p ra w idłow ym brzm ieniu . Casus S a in t-M artin a jest jed n a k specjalny. Za życia nie ogłaszał on sw ych książek pod sw oim nazw iskiem . N azw ał się N ieznanym Filozofem , „un Philosophe In co n n u ”. Z czasem, gdy zy sk ał pew n ą poczytność, tę m askę skrom ności w sposób w y m y śln y a w y m ow n y zm ienił. P óźniejsze jego książki p o jaw iały się jak o rzeczy n a p i- sane „p a r le P hilosophe In co n n u ” 12, tzn. przez au to ra, k tó ry je s t z n an y jako N ieznany Filozof.
W szystko to p raw d a. Jed n ak że dziełem S ain t-M artin a, n a d k tó ry m M ickiewicz najczęściej m ed y tow ał, k tó re n a jc h ę tn ie j cytow ał i z k tó rego przede w szystkim w yw odzą się jego p a ra fra z y i p rzek ład y m aksym , b y ły dw a to m y szkiców, zapisek autobiog raficzny ch i w ierszy, w y d any ch p ośm iertn ie w T ours 1807 r. już pod nazw iskiem pisarza. A le i one nie daw ały okazji do spoufalenia się z im ionam i N ieznanego Filozofa. Ich k a rta ty tu ło w a b rzm iała: O euvres p o sth u m e s de M r de S t. M artin. Im iona teozofa p o jaw ia ją się w książce ty lk o w e w stępn ej zapisce bio graficznej n a s. XIV: „Louis-C laude de S t. M artin na q u it le 18 ja n vier
1743 à A m b o ise ”. D opiero n a ta k im tle sta je się rzeczą zrozum iałą, ja k
m ogło dojść do nieporozum ień z im ionam i.
„C laude M arie” to im iona, k tó re n am coś o człow ieku noszącym je m ów ią. Jednoznacznie u m iejscow iają go w yznaniow o. „M aria” , „M arie” jako d rug ie im ię m ęskie to zw yczaj przed e w szystk im k ra jó w ro m ań skich. Pobożni rodzice oddają w te n sposób chłopca pod p a tro n a t M atki B oskiej 1Э. W Polsce ta k a p ra k ty k a b y ła rzad k a, ale się p rzy trafia ła . Dość przypom nieć, że urod zo n y w r. 1776 H oene-W roński o trzy m ał n a chrzcie im iona Józef M aria. Im iona K lau d iu sz M aria sugerow ały więc, że osobnik je noszący w yw odzi się z pobożnej ro d zin y katolickiej, za korzen iały go w katolickiej tra d y c ji.
R eligijność M ickiew icza ch arak tery zo w ał zarów no pociąg do teozofii, jak i przy w iązan ie do tra d y c ji i r y tu a łu Kościoła. Nie jego jednego w rom antyzm ie. S ain t-M artin , k tó ry b y ł m u bliski, sw obodnie re in te r- p re to w a ł dane tra d y c y jn e j teologii. Szczególnie daleko od n a u k i Kościo ła odstrzeliła się jego zuchw ała chrystologia. Na tak im tle b łąd w p rzy toczeniu im ion S a in t-M artin a w y g ląd a n a b łąd znaczący, na chęć p ercy - pow ania N ieznanego Filozofa w tra d y c ji katolickiej. Nie m a się p raw a go zacierać.
12 Zob. bibliografię jego książek w: M. S e k r e c k a , L ouis-C lau de de S aint- -M artin, le Philosophe Inconnu. W rocław 1968, s. 211—212.
13 Zob. С. M. Y ο n g e, H istory of C hristian Names. London 1884, s. 28—32. — A. D a u z a t , L es N om s e t Personnes. Origine e t évolution. Paris 1934, s. 37. — J. S. B y s t r o ń (K sięga im ion w Polsce u żyw an ych . W arszawa 1934, s. 267—268) stw ierdza tylko, iż Maria jako drugie im ię m ęskie trafia się w Polsce X X wieku.
4
Rozpoczynając k u rs III, M ickiewicz m iał stw ierdzić, jeśli b y się trz y m ać w ersji Płoszew skiego: „Słow o w ym ów ione jest początk iem w yko n a n ia [...]” (WN i W J 11, s. 8). W p ierw o d ru k u fran cuskim , L ’Ëglise
officielle et le M essianism e, m am y tu ta j „La parole prononcée ici [...]” lł,
co zasadniczo zm ienia sens zdania. Z am iast g nom u o skuteczności słow a m am y stw ierdzenie, odnoszące się do hic et nunc: przem aw iać z tak strategiczn ie doniosłego m iejsca ja k C ollège de F ra n ce to ju ż „początek w y k o n an ia”. W y starczy przytoczone zdanie w staw ić w k o n tek st, a b y upew nić się, iż to w łaśnie chciał M ickiewicz powiedzieć:
O sile i huku law in y nie stanow i jakość ani ilość śniegu. Siła ta zależy od miejsca, skąd odrywa się gruda, około której skupi się m asa śnieżna; zależy ona zwłaszcza od stanu, w jakim się natenczas powietrze i żyw ioły znajdują. Owóż m iejsce, z którego przem awiam y, i obecny' stan um ysłów przedziwnie wspierają nasze słowo. [...]
M ów iliśm y już nieraz, że na całej k uli ziem skiej, której tak w ielką część zajm uje Słowiańszczyzna, n ie masz oprócz tej sali nigdzie miejsca, gdzie by można było przem awiać swobodnie. Słow o w ym ów ione [tutaj] jest początkiem wykonania; zw iastuje ono, iż istnieje już posada zdobyta dla wolności, posada, na której m yśl słow iańska stała się ciałem . A le im swobodniejsi jesteśm y tutaj, tym w ięcej obowiązków nakłada na nas nasze stanow isko i w sumieniu naszym m usimy swobodzie tej zakreślić granice. [WN i WJ 11, s. 7—8]
W yw ód je s t k o n sek w en tn y i jednoznaczny: k a te d ra Collège de F ra n ce to jed y n a try b u n a , z k tó re j m ożna sw obodnie przem aw iać p u blicznie n a te m a t Słow iańszczyzny. S tą d i doniosłość tej try b u n y . S tą d też i pow tarzanie z naciskiem deiktycznego „ tu ta j” („ici”).
W ydając k u rs III o p arł się P łoszew ski n a w e rsji L ’Êglise officielle
et le M essianism e. Je śli w n aszym p rzy p a d k u od w e rsji tej odstąpił,
zrobił to, ja k się d ow iad u jem y z P o p ra w ek te k s tu , dlatego, iż w lito g raf ow anym w y d a n iu te k s tu francuskiego, ja k ie zeszytam i ukazyw ało się s ta ra n ie m L eonard a N iedźw iedzkiego, znalazł tak ą k ró tszą w e rsję (WN 11, s. 485; W J 11, s. 518). W ydanie N iedźw iedzkiego zaś ceni w yso ko, jak o że „p rzy p opraw ie te k s tu odpisu ste n o g ra m u zasięgał często ra d y M ickiew icza” (WN 11, s. 484; W J 11, s. 516). A le w y dan ie to było przecież w cześniejsze od L ’Ëglise o fficielle e t le M essianism e, n a d k tó rego zredagow aniem M ickiewicz ró w n ież praco w ał (inna rzecz, że bez filologicznej akrybii). S tą d odm ienna w e rs ja w y d a n ia N iedźw iedzkiego może być dla w yd aw cy p relek cy j m ia ro d ajn a ty lk o w ted y , gdy d a je te k st w sposób oczyw isty lepszy, sen sow niejszy od tego, ja k i przyniosło w ydanie d ruk o w an e. N aw et więc g d y b y śm y w iedzieli, a n ie zachodzi tu ta j ta k i w ypadek, że w w y d a n iu N iedźw iedzkiego w y dru k o w an o to zdanie bez „ici” po k o n su lta c ji z M ickiewiczem , to i w te d y w e rsję
14 A. M i c k i e w i c z , L ’Êglise officielle e t le M essianism e. Paris 1845, s. 3.
z „ici” dałoby się w yb ro n ić jako m ającą za sobą — najp raw d op od ob niej — późniejszą au to ry zację M ickiewicza i dobrze tłum aczącą się w kontekście.
W ersję bez „ici" w y dania N iedźw iedzkiego d a się zresztą w y tłu m a czyć bardzo pro sto . W iadom ą je s t rzeczą, iż sten o g raf nie zaw sze n a d ą ża za m ówcą. Je śli opuści w y ra z tak , iż zdanie bez niego nie m a sensu, w te d y w yd aw ca albo sz tu k u je w łasn y m przem ysłem , albo zw raca się o pom oc do au to ra. Praw dopodobnie w tak ic h to w ypadkach (oraz w spraw ie im ion w łasn y ch i ty tu łó w , k tó ry c h sten o g raf nie p o tra fił odtw orzyć) N iedźw iedzki zasięgał ra d y u M ickiewicza. A le jeśli tu ta j sten o g raf opuścił okolicznik m iejsca, bez któ reg o zdanie m iało jak iś sens, choć i gorszy, to w ydaw ca, N iedźw iedzki, m ógł tak ieg o pom inięcia po p ro stu nie zauw ażyć. W przyszłości n ależało by w ięc drukow ać: „Słow o w ym ów ione tu ta j” .
5
Trzeci p rz y k ła d je st bodaj że n a jb a rd zie j zaskakujący. W sły n n y m w ykładzie z 28 m aja 1844, w k tó ry m M ickiew iczow ski k u lt N apoleona znalazł ta k ek sta ty cz n y w yraz, m am y też u ro czy stą zapow iedź „m ęża przeznaczenia” , n ie w ym ienionego z n azw iska — Tow iańskiego, k o n ty n u a to ra tra d y c ji napoleońskiej. W tekście d ru k o w a n y m z 1845 r . zapo w iedź t a sfo rm u ło w ana jest w n a stę p u ją c y sposób:
Q ue l’a tte n te de ce t hom m e est u n iverselle, je l’ai dit; vous en vo y e z les preu ves. J ’ajou terai qu’il m ’a été donné, à m oi, d ’avoir p révu en esprit et tracé l’im age de l ’ h o m m e don t je parle. Pour la prem ière fois, e t pour la dernière, je m e cite m oi-m êm e, je lis qu elqu es strophes d ’un chant fait par moi, il y a d ix ans:
„D’une n ation d étru ite, un seul échappe. Je l’ai en trevu p e tit; il gran dit, et sa grandeur d e v ie n t incom m ensurable. Il a trois fron ts et trois faces, trois esp rits e t tro is tons. Il p a raît aveugle, e t cepen dan t il lit dans le livre m y s té rieux. Il est con du it par un génie, l’hom m e te rrib le à la v o ix du quel la terre trem ble. Il e s t debou t su r les tro is couronnes, m ais il ne p orte pas d e couronne. Sa vie est la peine des peines, e t son nom est le peu ple des p eu ples” („D ziady”, troisièm e acte).
Il a été v u depuis cet h o m m e à t r o i s f a c e s e t à t r o i s t o n s , par les Israélites e t les Français et les S laves; ils ont affirm é à la face du ciel l’avoir v u e t l’avoir reconnu. J ’en appelle à leur té m o ig n a g e 15.
Płoszew ski zacytow ał jak o odpow iednik te k s tu przytoczonego w p r e lekcji w au to przek ładzie w ersy 21— 22 („P atrz! — ha! — to dziecię uszło — rośnie — to obrońca! W skrzesiciel n a ro d u ”), 66—75 i 81— 83 W i dzenia ks. Piotra. W ersy 21— 22 zostały tu przyw ołane, bo „un seul
échappe” je s t sw obodnym odtw orzeniem słów „to dziecię uszło” w ersu
21. Słow a „D’une n a tio n d é tru ite ” nie m a ją odpow iednika w przytoczo ny m przez Płoszew skiego tekście o ryginału. S ą one p a ra fra z ą z ap y tan ia z w ersu poprzedniego, 20: „I pokolenie nasze zatracisz do końca? — ” Na dobrą sp raw ę i te n w ers zasługiw ałby więc na przytoczenie.
A le to w szystko jeszcze w zględne drobiazgi. Isto tn e n a to m ia st jest tu co innego. Oto w ty m bardzo sw obodnym przekładzie M ickiewicz przem ycił elem ent, którego w oryginale nie było, a k tó ry n a d a je całem u tekstow i c h a ra k te r w ypow iedzi w d u c h u tow ianizm u. To owe „ trz y to - ПУ” (.„trois tons”) 16 „m ęża przeznaczenia” , do k tó ry c h M ickiewicz w y raźnie p rz y k ła d ał szczególną w agę, skoro w sw oim k o m en tarzu do c y ta tów do n ich to naw iązyw ał: „ów m ąż o trz e ch obliczach i o trz e ch to n ac h ”. C zy teln ik p relek cy j w w e rsji Płoszew skiego nigd y b y się nie dom yślił, iż M ickiewicz k o rzy stając z tego, że te k s t poety cki p rzek ładał, uzupełn ił go o ta k ą w łaśnie w staw kę.
P rz ek ła d frag m en tó w W idzenia jest bardzo swobodny. W ygląda na to, iż po w stał ad hoc w sali w ykładow ej. A le przecież M ickiewicz, p rz y gotow ując k u rs IV do d ru k u , bardzo g ru n to w n ie te k s t d ru g iej jego połow y p rzerobił. W ydaw ałoby się więc, że b y ła okazja i po tem u , ab y tek st ten opracow ać, p rze k ład uściślić. Nic podobnego się nie stało. M ickiewicz puścił te k s t do d ru k u w tak ie j b ru lion ow ej, m ocno n ie dokładnej postaci z ow ym i in terp o lo w an y m i „trz em a to n am i”.
Pow ołanie się n a słow a W idzenia m a sw ój sens tylk o p rzy założeniu, że to, co W id zen ie m ówi, jest ob jaw ien iem w sposób n adp rzy ro dzo ny jak ie jś doniosłej p raw d y , dotyczącej przyszłości, a w ięc tek ste m o sa n k cji sa k ra ln ej. W ydaw ałoby się zatem , że te k st tak i M ickiewicz będzie tra k to w a ł z najw ięk szy m pietyzm em i że będzie się s ta ra ł o zachow anie m aksym alnej w ierności w przekładzie. Tym czasem okazuje się, że rzecz m a się inaczej. P rz ek ła d nie ty lk o że je st m ocno n ie sta ra n n y , ale p rz y nosi też w staw kę, k tó ra w oryginale polskim nie m a odpow iednika. P rzy ta c za ją c te n tek st jako słow a o san k cji n adprzyrodzonej M ickiewicz u ch y lił rów nocześnie zapadni podśw iadom ej w ątpliw ości, czy te k s t te n w tak im dokładnie kształcie, w ja k im został w r. 1832 n ap isan y , da się do Tow iańskiego zastosować. T en dw uznaczny i p a rad o k saln y aspekt przepow iedni został w w e rsji Płoszew skiego zatracony. P rzyto czen ie odpow iednich w ersów W id zen ia było w w e rs ji polskiej n a tu ra ln y m zabiegiem . A le w obec tego należało w k o m en tarzu uprzedzić czytelnika, że M ickiewicz d ał w w ykładzie b ardzo sw oisty przekład, że m anipulo
18 Zauw ażył to już J. K l e i n e r (Ideologia w y k ła d ó w w Collège de France. W: S tu d ia inedita. Lublin 1964, s. 355, przypis): „W idzenie księdza P iotra zawiera słowa »Mąż straszny — ma trzy oblicza, On ma trzy czoła«. Parafraza francuska w ostatnim w ykładzie (s. 359) rozszerza te słowa, by wprowadzić — termin tow ia nizmu — tony: »II a trois fro n ts e t trois faces, trois esprits e t trois tons«”.
w ał tu te k ste m poetyckim . B rak takiego k o m en ta rz a św iadczy o zlekce w ażeniu przez Płoszew skiego p ro fety czn ej p ro b le m aty k i prelekcyj.
6
Płoszew ski b y ł w ydaw cą bardzo s k ru p u la tn y m . Je śli nie doceniał profetycznego a sp ek tu p relek cy j i ta k bezcerem onialnie (na nasze od czucie) pozw alał sobie popraw iać ich „b łę d y ” , w y n ik ło to z jego k on cepcji tego dzieła. P rzytoczone n a w stęp ie n in iejszy ch uw ag opinie S te - fanow skiej i W alickiego w ym ow ne są nie ty lk o i nie przede w szystkim jako św iad ectw a w ysokiej oceny p relek cy j. Nie o ta k i czy in n y szczebel w k lasy fik acji idzie tu , ale o odczytanie p rele k cy j jako w ielkiego dzieła literackiego p ro fety czn ej in sp iracji. T akie odczytanie jest czymś now ym . W praw dze ju ż w r. 1914 S ta n isław P igoń — w pion ierskiej, choć k o n tro w e rsy jn e j w e w nioskach, rozpraw ie o k o m en ta rz u do B iesiady T ow iań- skiego w IV k u rsie p relek cy j — in tereso w ał się p rele k cja m i jak o w y razem tego, co n a m o M ickiew iczu m ogą pow iedzieć. Nie jako dzieło z z a k resu sla w isty k i tra k to w a ł je te ż Ig n acy C hrzanow ski, pisząc w r . 1920 ro zp raw ę o sto su n k u P rze d św itu do prelek cy j. A le prace te, pośw ięcone zresztą w yłącznie IV kurso w i, w y raźn ie w yznaw czem u, nie n a rz u c iły innego sto su n k u do całości te k s tu dzieła. Z rozbaw ieniem czy ta m y dziś c h a ra k te ry s ty k ę p relek cy j z r. 1935, p ió ra S tan isław a W in d a- kiew icza:
W ykładów tych nie można uznać za w ybitn ie uczone i wyczerpujące. Są to raczej barw ne i polotne rzuty oka na przeszłość słow iańską, mogące zaciekawić w ykształconą publiczność francuską. M ickiewicz n ie m iał poza sobą długoletnich studiów w zakresie slaw istyki i zapew ne uczonym slaw istą nigdy nie zamierzał z o sta ć 17.
O gólne c h a ra k te ry s ty k i kłopotliw ego dzieła b y ły zresztą rzadkie. N a ogół uciekano się do in n ej ta k ty k i, do selek ty w n ej lek tu ry . W ybierano „rozsądn iejsze” u stęp y , te, k tó re m ożna było p o trak to w ać jak o w ypo w iedzi n aukow e, i analizow ano je bez zw iązku z całością dzieła, z a jm u jąc się p rze d e w szy stkim u sta la n ie m źródeł slaw istycznej w iedzy p ro fe - so ra-p oety 1S.
17 S. W i n d a k i e w i c z , A dam Mickiewicz. Zycie г dzieła. Kraków 1935, s. 259—260.
18 Żeby przytoczyć jeden z charakterystycznych przykładów: W. L e d n i c k i (M ickiewicz at the Collège de France. W: Bits o f Table T a lk on Pushkin, M ickie wicz, Goethe, Turgenev and Sienkiew icz. The H ague 1956, s. 145—146) uważał za swój obowiązek w ybranianie wartości prelekcyj jako dzieła slaw istycznego — prze ciwko A. M a z o n o w i (Le Collège de France et les Etudes slaves. W zbiorze: Le Collège de France (1530—1930). L ivre jubilaire composé a l’occasion de son quatrièm e centenaire. Paris 1932, s. 410), który stw ierdzał, iż „szło tam mniej o sla w istyk ę niż o slaw izm ”, co Lednicki uznał za deprecjację dzieła. W rzeczy sam ej krótka charakterystyka, jaką dał Mazon, dobrze św iadczy o jego rozeznaniu k
ry-W dziełach literack ich nie p o p raw iam y „błędów ” . Je śli m łodziutki M ickiewicz w J u ż się z pogodnych niebios p o tk n ął się n a m itologii i J a zona nazw ał „F ry g ijeżyk iem ” , to nik o m u ro zsąd n em u nie p rzy jd zie do głow y „p o p raw ian ie” te k s tu i zastępow anie tego „F ry g ijczy k a” „T essal- czykiem ” 19. N orm aln ą p ro ced u rą n a to m ia st je s t popraw ianie błędów faktograficzn y ch p rz y w y d aw an iu dzieł n a u k o w y c h 20.
Płoszew ski n ig d y nie pokusił się o c h a ra k te ry sty k ę prelekcyj. Jego p ra k ty k a w y daw nicza św iadczy, iż w tra k to w a n iu ich nie odstrzelił się od przew ażającej w iększości w spółczesnych m u polonistów , iż uw ażał je za sw oistą p racę n aukow ą, co n ajw y żej za rzecz z pogranicza tw órczości n aukow ej i litera c k ie j. W ygląda n a to, iż p rzy g o to w u jąc w u lg atę ew an gelii M ickiewicza, łudził się, że opracow uje dzieło naukow e z zak resu slaw istyki.
7
P o tra k to w a n iem p relek cy j jako te k s tu zasadniczo nieliterack ieg o tłu m aczyć też należy osobliwe zaniedbanie zachow anej w kopiach ze sten o gram ów pierw szej, w ygłoszonej w e rsji k u rsu IV, w znacznej m ierze odbiegającej od te k s tu drukow anego, L ’Église et le M essie, k tó ry sta n o w ił podstaw ę w y d an ia Płoszew skiego. To, co w iem y o tej w ersji, za w dzięczam y n ad e w szystko kom unikatow i Płoszew skiego z 1928 roku. S tw ierdza o n tam , że M ickiewicz p rzy g o to w u jąc w y k ła d y do d ru k u „poddał je rew izji szczegółowej, idącej zwłaszcza w drug iej połow ie k u rsu ta k daleko, że m ożem y m ówić w łaściw ie o now ym tekście” . Po
czym pisze:
tycznym i nie ma w sobie nic uwłaczającego prelekcjom: „L’initiation, confiée à un poète en l'absence d ’un savan t, fu t d ’ abord tou te poétique. La révélation des pays slaves se tro u va associée à la cause des nations a tten dan t leur libération, à l’ex a lta tion d ’une race, au m essianism e. [...] Mais, pour gran de que fû t c e tte action, il s’agissait là m oins de slavistiqu e que de slavism e, et de fait ce ne fû t pas l’in tro duction qu’il im aginait à l’étu de des S laves que M ickiew icz éc riv it alors, mais, l’un des chapitres les plu s curieux de l’idéologie sla v e à l’apogée du rom an tism e”. 19 Pom ysł W. K u b a c k i e g o z jego niedawnej rozprawy Oda do N ow ych A rgonau tów („Przegląd H um anistyczny” 1975, nr 1, s. 3—4), że M ickiewicz chciał napisać „Tyryjczyk”, rzekomo inspirując się Fénelonem , który twierdził, że jeszcze przed A rgonautam i Tyryjczycy puszczali się na dalekie w ypraw y morskie, jest oczywistym żartem krytycznym w duchu G ogolowskiego „Nie ten Iwan Iwanowicz, lecz inny”.
20 P ł o s z e w s k i , Źródła i problem y [...], s. 48—49. Choć i tu praktyka w y dawnicza byw a rozmaita. P i g o ń np., opracowując Pism a w yb ra n e S. K o ł a c z k o w s k i e g o (Warszawa 1968), nie poprawił w w ydaniu skądinąd starannie przygotow anym oczyw istych błędów w cytatach tekstów poetyckich M ickiewicza (t. 1, s. 84; t. 2, s. 152) czy Kasprowicza (t. 2, s. 281), prawdopodobnie wychodząc z założenia, że takie błędy coś m ówią o stylu krytyki Kołaczkowskiego.
W ydanie krytyczne IV kursu oprzeć się może całkow icie na w ydaniu dru kowanym , poprawionym w paru m iejscach na podstaw ie autografów M ickie wicza. Warianty tekstu pierwotnego będą bardzo obfite.
Aby jednak mieć pełny obraz istotnych w ykładów Mickiewicza IV kursu, należałoby w ydać je oddzielnie także w pierwotnym brzm ieniu 21.
W ydanie k ry ty c z n e, o k tó ry m w kom un ik acie ty m m ow a, to oczy w ista — WS. Z k o m u n ik a tu w ynika, że Płoszew ski nie w idział m ożli wości ogłoszenia ta m owej p ierw o tn ej red a k c ji k u rs u IV. Postulow ał w y d an ie jej osobno. Do opublikow ania tego k u rs u w W S n igd y nie doszło. W N i W J m iały c h a ra k te r p o p u larn y . I tam. nie było m iejsca n a tę w ersję. P o stu la tu Płoszew skiego sp rzed pół w ieku n ik t nie podjął.
J e s t się czem u dziwić. W yobraźm y sobie, że k to ś w r. 1928 odkryw a istnienie w rękopisie re d a k c ji brulionow ej jakiegoś w sposób oczy w isty, n iek o n tro w e rsy jn y l i t e r a c k i e g o dzieła M ickiewicza. P rz e cież te k s t tak i daw no b y ju ż został u d o stęp n io n y w d ru k u i p rzeb adan y . A tu sp ra w a w y d an ia dużego i w ażnego te k s tu M ickiewiczowskiego w ciągu pół w iek u an i o k ro k nie p o stąp iła naprzód.
K u rs IV w ygłaszał M ickiewicz od końca g ru d n ia 1843 do końca m a ja 1844. W ro k później, w czerw cu 1845, to m L ’Église et le M essie b y ł już w rę k u czytelników . R adyk aln e p rzero b ien ie te k s tu było w ięc — n a j praw dopodobniej — re z u lta te m nie zm iany stanow iska, ale ostrego uśw iadom ienia sobie przez M ickiew icza p rz y le k tu rz e kopii zapisek ste nograficznych, że in n a je s t fu n k cja słow a w ygłoszonego e x abrupto, i to w atm osferze, ja k dow odnie w iem y, w ielkiego podniecenia, k ied y słuchaczow i udziela się atm o sfera sali, k ied y oddziaływ a n a niego w idok m ówcy, tim b ré jego głosu, gesty, a in n a je s t w ym ow a drukow anego tek stu , k tó ry dociera do anonim ow ego czytelnika, i z k tó ry m każdy ta k i czytelnik będzie się zm agał p ry w atn ie, n a w łasną rękę. Tu w łaśnie tk w i nie byle ja k i pow ód zaintereso w an ia ow ą ciągle jeszcze dla nas n ie d ostępną kopią stenogram ów . P ow in n a n am ona uśw iadom ić szczegól nie w yraziście specyfikę tego te k s tu m ówionego.
8
Innego ro d za ju p ro b lem y n asu w a Płoszew skiego koncepcja w y d aw n i cza k u rsó w I i II, do k tó re j w y p ad a te ra z wrócić. J a k w idzieliśm y, postanow ił on zasadniczo oprzeć się t u n a kopiach stenogram ów . O sta tecznie — k o rzy sta ł rów nież z lek cji tego w y d ania, ale à son corps d e fe n
dant. U w ażał pu b lik ację z r. 1849 za nie au to ryzow an ą, w ychodząc z za
łożenia, że an i a u to g ra fy M ickiewicza, ani dane n a tu ry biograficznej nie pośw iadczają u d ziału a u to ra w jej przygo to w y w aniu , że więc odstępstw a te k s tu od sten o g ram u m ogą być re z u lta te m in g ere n cji osób trzecich.
I tu jed n a k distinguendum , est. Z fak tu , że źródła biograficzne nie m ów ią o udziale po ety w przy g o tow an iu p u b lik a c ji L es Slaves, w olno ty lk o w y sn u ć w niosek, iż udział ta k i je s t pod znakiem zapy tania. Nie w olno n am n a to m ia st przeskakiw ać do w nio sk u negatyw nego, iż M ickie wicz do n iej w ogóle nie p rzy k ła d ał ręk i, bo w d any ch biograficznych, jak im i dziś dysp o n u jem y , p o tw ierdzen ia takiego w niosku nie ma.
Co w ięcej, ów ud ział a u to rsk i je s t w ty m w y p a d k u nie ty lk o m ożliw y, ale i bardzo praw dopodobny.
P ierw szą w iadom ość o p lanach w y d a n ia p rzynosi list po ety do K o n stan cji Ł ub ieńsk iej — nie d atow any, ale, ja k u stalił Pigoń, p isan y n a j praw dopodobniej z końcem czerw ca 1847 (a n a pew no nie później niż w pierw szych dniach lipca) — w k tó ry m czytam y:
Druków nie rozpocząłem. W iele mam poprawiać w rękopismie, a dotąd czasu zupełnie swobodnego nie pochwyciłem. [WN 16, s. 126; WJ 16, s. 138]
W ładysław M ickiewicz ta k p rzed staw ia dzieje tego w ydania:
Bliżsi przyjaciele Mickiewicza nalegali nań, aby ogłosił po francusku trzy pierwsze tom y sw ych prelekcyj. M ańkowski z Branickim ofiarowali ponieść koszta i czekać, aż się zwrócą ze sprzedaży dzieła. M ickiewicz dał się nakłonić, ale przygotowanie rękopisu do druku dużo mu czasu zabrało 22
P o czym n a dow ód p rzytacza cytow ane w yżej słow a z listu do Ł u b ień skiej. Słow a te jed n a k m ów ią co innego: że .Mickiewicz w połowie r. 1847 m iał zam iar zab rać się do tak ie j p rac y red a k c y jn e j, ale nie znajdow ał n a to czasu.
D yspon u jem y w reszcie św iad ectw em n ajw ażniejszym , k ró ciu tk ą p rze d m ow ą au to rsk ą do tego w ydania, dato w an ą 31 m a ja 1849, kied y te k s t dzieła, któreg o to m y n a ry n k u k sięg arsk im p o jaw iły się w e w rześniu, m usiał ju ż być złożony. Przedm ow ę tę p isał au to r, k tó ry m iał św iado mość tego, że u tw ó r, jak i oddaje w ręce czytelników , jest red a k c y jn ie nie dopracow any. Tłum aczył się z tego sw ą działalnością polityczną:
Zabrakło mi dotąd czasu potrzebnego na to, aby z w ykładów niniejszych uczynić dzieło bardziej pełne; albow iem jako Polak m iałem do w ypełnienia nowe powinności względem mojej ojczyzny; od ośm iu lat byłem przejęty ideą, którą w kursie sw ym rozwijałem ; dziś przejęty jestem , bardziej jeszcze, wydarzeniam i, które idea ta na rozległym polu politycznym w yw ołała. [WN i WJ 8, s. 9]
Słow a te znaczą jed n a k ty lk o ty le, iż nie m iał czasu i spoko ju po trzebnego n a to, aby dzieło p rzeredagow ać i uzupełnić tak , ja k b y sobie tego życzył. Nie znaczą b y n a jm n ie j, że zupełnie do jego re d a k c ji nie p rzy k ład ał ręki. K iedy pisał przedm ow ę, by ł ju ż ponad dw a m iesiące red ak to rem „ T ry b u n y L udów ”, p ochłonięty pracą, k tó ra go pasjonow ała i absorbow ała. A le n a ty m późnym etapie p raca n a d w y d an iem Les
Slaves to b y ły k o rek ty , k tó ry c h M ickiewicz nig dy nie lubił. Od W ład
sław a M ickiewicza w iem y zresztą, że za n ie s ta ra n n ą k o rek tę L es S laves p ow inniśm y m ieć p re te n s ję do C a rp e n tiera , re d a k to ra odpow iedzialnego
»»Trybuny” 23.
P ierw sze półrocze 1848 w y rw a ła M ickiew iczow i w y p ra w a w łoska. A le przecież pozostaje jeszcze d ru g ie półrocze 1847 i m iesiące po pow rocie z W łoch w lip cu 1848, a p rzed objęciem red a k c ji „ T ry b u n y ”.
P rzed m ow a koń czy ła się słow am i:
N iem niej jednak publiczność francuska znajdzie w tym wydaniu większą poprawność niż w obu w ydaniach poprzednich, polskim i niemieckim.
Ipse d ixit! P o p rzed n ie litografow ane w y d an ie polskie oraz p rzek ład n iem iecki o p a rte były, z w y ją tk ie m początkow ych w ykładów , n a zapis k ach stenograficznych. T u ta j M ickiewicz stw ierdza, iż red a k c ja z r. 1849 je s t od nich lepsza, d a je jej sw oją autoryzację. N ie w olno n a m te j a u to ry za c ji tra k to w a ć jako nieodpow iedzialnego frazesu , ty m bardziej iż a n a liza te k s tu pokazuje, że now a re d a k c ja n iek tó ry ch p rzy n a jm n ie j ustępów m u siała w y jść spod jego pióra.
9
S p ró b u jm y pod ty m k ątem w idzenia zestaw ić epizod o R epninie z w y k ła d u z 31 m aja 1842 w w e rsji z re k o n stru o w an ej przez Płoszew skiego i w tek ście fra n c u sk im L es Slaves. U Płoszew skiego u stę p ten , ta k sam o ja k w lito g rafo w an y m w y d a n iu polskim i w przekładzie niem iec kim z r. 1843 24, zam y ka w ykład:
Na zakończenie przytoczę szczegół, o którym zapom niałem m ówiąc o m ar- tynistach.
Pow iedziałem , że ilekroć wśród ludów słow iańskich pojaw iały się w ielkie zagadnienia, w yższe ponad poziom spraw bieżących, Polacy, Rosjanie, a niekiedy i inne szczepy ludu słowiańskiego, łączyli się w jednym uczuciu. I tak ostatnio w idzieliśm y, że hr. Grabianka i bojarowie rosyjscy starali się rozkrzewić nowe życie religijne.
Książę Repnin, ten straszny książę Repnin, niegdyś ambasador rosyjski na dworze w arszaw skim , który takim w strętem napaw ał króla i sejm, należał również do m artynistów . Popadłszy później w niełaskę opowiadał Polakom, jak bolał w duszy nad tym , że zadawał Polakom cierpienia. Raz w szczególności, znieważyw szy publicznie króla i sejm , pobiegł w nocy do króla, padł przed nim na kolana i ze łzam i w oczach prosił o przebaczenie za zniewagi, do których zm usiły go rozkazy carycy.
Pam iętacie Panowie, że tenże król Stan isław August nieraz, ubaw iw szy gości sw ym dowcipem , okazawszy sw ą pogodę ducha i beztroskę, zam ykał się z nadejściem nocy, by błagać Boga o przebaczenie mu win.
23 Ibidem .
24 A. M i c k i e w i c z : K u rs drugoletni (1841—1842) litera tu ry słow iań skiej. Paryż 1842, s. 212; Vorlesungen ü ber slaw ische L ite ra tu r und Zustände, ■ cz. 2, s. 347.
Tak tedy król na oczach ludzi składał ofiary filozofizm owi, a po zam knięciu bram pałacu w racał do Boga; ambsador zaś na oczach ludzi składał ofiary de spotyzmowi, sam cierpiąc nad tym w głębi duszy.
Nadejdą czasy, kiedy to, co dotychczas działo się w ukryciu, odbywać się będzie jawnie. [WN 10, s. 327—328; WJ 10, s. 343—344]
O m arty n izm ie ro sy jsk im m ów ił M ickiewicz w w yk ładach z 31 m aja i 7 czerw ca 1842. R uch te n b y ł dla niego ro sy jsk ą szansą odrodzenia m oralno-relig ijn eg o , szansą realn ą, m im o że zm arno w aną nie z w in y m arty n istó w i zm arnow aną niebezpow rotnie. W idział też w ty m ru c h u m ożliwości polsko-rosyjskiej w spółpracy. W szystko to czyniło M ickiew i czowi m arty n iz m ro sy jsk i szczególnie bliskim i cennym .
A rów nocześnie jed n y m z n a jw y b itn ie jszy c h X V III-w iecznych m a r ty nistów by ł R epnin, te n sam R epnin, k tó ry ta k p o n u ro zapisał się w pol skiej h isto rii i któ rego nazw isko stało się d la Polaków złow rogim sym bo lem . Co w ięcej w tra d y c ji późniejszego ro syjskiego m arty n izm u , a w ięc lud zi pokolenia O leszkiew icza, pam ięć R ep n in a otoczona b yła c z c ią 25. P rzytoczony u stęp , p rób a re h a b ilita c ji R epnina, b y ł zarazem p ró b ą p rze rzu cenia m o stu m iędzy polską tra d y c ją p atrio ty c z n ą a ro sy jsk ą m a rty - nistyczną. T em at b y ł zatem co się zowie d rażliw y dla polskich słuchaczy, tzn. dla większości au d y to riu m .
W olno zatem w ątpić, czy M ickiewicz w rzeczy sam ej zapom niał m ówić o R epninie w odpow iednim m iejscu w y kład u . Raczej n a jp ie rw p o stan o w ił tego kłopotliw ego te m a tu w ogóle nie poruszać, a w k ró tce potem zadecydow ał, że tak ie przem ilczenie b y łoby m ałodusznością. Nie w jego sty lu było przem ilczanie sp ra w drażliw ych.
D latego to poprzedził w yw ód o R epninie ta k ą szczególnie górną w sform ułow aniu i em ocjonalną oceną doniosłości całego ru ch u . M ówi się w p rele k cja c h o m arty n izm ie ty lko pozytyw nie. A le t u w łaśnie te m p e ra tu r a je s t najw yższa. Sam R ep n in p rzed staw io n y je s t jako człow iek szla chetny, k tó ry bolał n a d o k ru tn ą rolą, ja k ą w yznaczyła m u despotyczna w ładczyni. B łąd jego to nie, ja k chce polska tra d y c ja , upodobanie w p rze m ocy, znęcanie się n a d słabszym i, ale b ra k n a ty le siły c h a ra k te ru , a b y publicznie dać w y raz sw ej w ierze. N ależał do lud zi szlachetnych, ale słabych. T ak sam o ja k i k ró l S tan isław A ugust. Nie dopow iedzianym w nioskiem takiego zestaw ienia jest niższość duchow a króla. A m basador m usiał spełniać rozkazy swego despotycznego rz ą d u — król, co publicznie „składał o fiary filozofizm ow i” i dow cipkow ał, a po nocach w taje m n ic y się m odlił, b y ł człow iekiem m ałodusznym i próżnym . Z am yka ustęp, z n im zaś i cały w y k ład, proroctw o: p rzy jd ą czasy, kied y w ia ra relig ijn a prześw ietli życie publiczne.
O dpow iedni u stę p w ersji d ru k o w an ej z r. 1849 spełnia tę sam ą fu n k cję, ale je s t kró tszy , in n y w ton acji uczuciow ej i arg u m entacji. Z ostał on
25 Zob. И. В. Л опухин, Записки. Лондон 1860, s. 73. — Т. А. Бакунина, Знаменитые русские масоны. Париж 1935, s. 26—31.
też w to pio n y w odpow iednie m iejsce w śro d k u w yk ładu , w w yw ód m ó w iący o p o w stan iu rosyjskiego m a rty n iz m u . B rzm i on:
Repnin, ce te rrib le prince Repnin, ja d is l ’am bassadeu r de R ussie à la cour de V arsovie, qui ava it abreu vé de ta n t d ’outrages le roi S tan islas-A u gu ste e t la D iète, faisa it p a rtie de ces loges m oitié m açonniques, m oitié chrétiennes. Là, les Russes et les Polonais agitaien t de graves qu estions qu i dom inaient l’in térêt du m om ent. P lu s tard, alors qu’il éta it disgracié, R epnin avou ait au x Polonais com bien il a va it sou ffert de se m on trer si du r en vers leur nation. L ’am bassa deur, en pu blic, sacrifiait au despotism e; in térieu rem en t il en souffrait. L e te m p s vien dra où ce qui se passe dans l’in térieu r de l’âm e doit se produire au gran d jou r 28.
O dpadła w te j w e rsji fan ta sty c z n a egzem plifikacja pseudohistoryczna· p rzy k ła d k ró la filozofa m odlącego się w nocnej sam otni i p rzy k ła d s k ru szonego am b asad o ra ze łzam i w oczach błagającego sw oją ofiarę o p rze baczenie. K ró l w ogóle nie jest tu w ym ieniony. U lotniło się w ięc i z g rzy t- liw e zestaw ienie go z R epninem . U stęp w d alszy m ciągu m a n a celu re h a b ilita c ję złow rogiego am basadora. A le czyni to ostrożniej, w sposób m niej kłócący się z p raw dopodobieństw em historycznym . Skrusze m iał R epnin daw ać w y raz „później” w rozm ow ach z P olakam i. B ył on nie ty lk o członkiem ro sy jsk ic h lóż m arty n isty czn y ch , ale tak że należał przez pew ien czas do se k ty G ra b ia n k i27. W y jaśn ienie n a b ie ra w ięc jak ie jś a u ry praw dopodobieństw a.
U w aga z te k stu francu sk ieg o o lożach „n a w pół m asońskich i n a w pół ch rześcijań sk ich ” nie je s t jak im ś now ym w trę te m te k stu z 1849 roku. Pojaw ia się ona ju ż — w in n ej k o n fig u racji i w innym , ostrzejszym sform uło w an iu — w w e rsji Płoszew skiego. W arto jed n a k zwrócić uw agę n a in n ą rozbieżność m iędzy obu tek stam i. Z daniu w zględnem u, brzm iące m u w p rzekładzie Płoszew skiego „ k tó ry ta k im w strę te m n a p aw ał k ró la i sejm ” , odpow iada w tekście w y d an y m w r. 1849 „qui avait abreuvé
de ta n t d’outrages le roi S ta n isla s-A u g u ste et la D iète”. W ersja z r. 1849
dużo lepiej zgadza się z potocznym i w yo b rażen iam i h isto ry czn y m i i lo giczniej p rz y sta je do k o n te k stu od zdania z p rze k ład u Płoszewskiego. Skoro M ickiewicz w pro w ad zając R ep n in a nazw ał go „ stra sz n y m ” („ te r rib le ”), to oczekujem y określenia, k tó re b y n am tę jego cechę w łaśnie uprzytom niało. R ep nin p oniew ierał dw a o rg an y suw erenności Rzeczy pospolitej — kró la, k tórego system atycznie upokarzał, i sejm , k tó ry terrory zow ał. D latego to znienaw idzony b y ł nie w yłącznie czy szcze gólnie, ja k b y to sugerow ał te k s t z w y d ania Płoszew skiego, przez k ró la i sejm (gdzie nb. m iał swoich popleczników ), ale przez szerokie m asy szlacheckie. Z daw ał sobie spraw ę z tego P e te rsb u rg i po w y buchu w oj n y k o n fed eracji b arsk iej odw ołał go z w arszaw skiej placów ki.
28 M i c k i e w i c z , L es S laves, t. 2, s. 266.
27 Zob. J. U j e j s k i , K ró l N owego Izraela. K a rta z d zie jó w m is ty k i W ieku O świeconego. W arszawa 1924, s. 117.
M ówiąc o b ra k u „ici” w o p a rty m n a steno g ram ie w y d an iu N iedź- w iedzkiego, w spom niało się, iż z nieobecności w ow ym tekście tego „ici” nie w olno w nioskow ać, jak o b y M ickiewicz go nie w ypow iedział. S ten o g raf m ógł okolicznik przeoczyć. T u ta j rzecz m a się inaczej. Z d a n ia stanow iącego podstaw ę p rzek ład u Płoszew skiego sten o g raf nie w y m yślił. M ickiewicz m usiał je wypow iedzieć. A le je s t też rzeczą m ożli w ą, iż m am y tu do czynienia z rez u lta te m w cale częstego błędu m ówcy, k tó re m u przychodzi przem aw iać bez pom ocy pisanego tek stu . W czasie w ygłaszania zd an ia tk w i już czy fo rm u łu je się w jego świadjom ośd zd a nie n a stę p n e i tra f ia się, iż to p ro je k to w a n e zdanie n ak ład a się na ak tu a ln ie w ygłaszane, d ając w rezu ltacie zd an ie-hy bry dę. Jeśli w y o b ra zim y sobie, iż M ickiewicz chciał pow iedzieć, że R ep nin obrzucał obel gam i kró la i sejm i dlatego został znienaw idzony, m ogło w rezultacie przejęzyczenia w yk ład ow cy narodzić się zdanie, k tó reg o p olskim od pow iednikiem je s t tek st w y d a ń Płoszew skiego.
Jak k o lw iek było — w d an y m w y p a d k u te k s t w e rsji z r. 1849 da się w ybronić. I jest rzeczą wysoce niepraw dopodobną, aby, jeśli idzie o now ą w e rsję re h a b ilita c ji R epnina, tego ro d za ju zręcznej su b sty tu c ji dokonał kto ś p ostro n ny. W Rosji M ickiewicz nasiąkł, przede w szystkim za pośred nictw em Oleszkiewicza, m arty n isty c z n ą tra d y c ją i nasłuchał się legen d z tra d y c ją tą zw iązanych. W im prow izow anym w ykładzie dał się ponieść n a tc h n ien iu chw ili i dopuścił do głosu m ocno fa n ta sty c z n ą legendę o R epninie. To, co czytam y o R ep n in ie w tek ście d ru k o w a n ym , jest w dalszym ciągu o p arte n a m ów ionej tra d y c ji, ale sfo rm u ło w ane ostrożniej i zręczniej, bo w gran icach historycznego p raw d o podobieństw a.
Czy m am y z tego w szystkiego w yciągnąć w niosek, że d a n y u stęp w tekście w y d an ia z 1849 r. jest lepszy od tego, k tó ry zaprezentow ał nam Płoszew ski? Nic podobnego. J e s t in n y i inność ta doskonale się tłum aczy od rębny m i okolicznościam i pow stania.
10
Tekst, k tó ry pow ieliły w y d a n ia z la t 1845 i 1849, został p rzy goto w an y do d ru k u . J e s t więc w lek tu rze sam ow ystarczalny. Podczas p rz y gotow yw ania go b y ła sposobność do spokojnej refleksji. T ekst o p a rty n a sten ogram ach n ie posiada tak iej sam ow ystarczalności. J e s t zapisem im prow izow anych w ykładów . T ra fia ją się w n im przejęzyczenia, b łę dy. Będą w śród ty ch błędów i tak ie, k tó re m a ją sw oją in teresu jącą w ym ow ę. In te re su ją c e jest dla nas zarów no to, co M ickiewicz w sam ej rzeczy pow iedział, ja k też i to, co p o tem przepuścił przez cenzurę sw ojej rozw agi i czem u dał sw oje im p rim a tu r. Nade w szystko cieka w y jest dla nas dialog m iędzy ty m i dw iem a w ersjam i.
O d przyszłego w y d a n ia k ry ty czn eg o oczekiw ać będziem y zatem obu p a ra leln y c h te k stó w w o ry ginale fran cu sk im : i tego w ygłoszonego w C ollège de F ra n ce , jeżeli ty lk o d a się go odtw o rzy ć ze sten o g ra m ów , i tego, k tó ry p rzy n io sły fra n c u sk ie pierw o d ru k i. Będzie ono ty m cenniejsze, im b ard ziej u ła tw i czytelnikow i k o n fro n ta cję obu w ersji.
P rzy g o to w an ie takiego w y d an ia n a p ew no n ie będzie rzeczą łatw ą. Pozbaw i nas ono ilu z ji o kanonicznej w e rs ji te k s tu p relek cy j. Skom p lik u je i ta k ju ż n ie ła tw ą ich le k tu rę . A le za to pow inno być naukow o płodne.