• Nie Znaleziono Wyników

Dembowsciana (III)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dembowsciana (III)"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Bogdan Zakrzewski

Dembowsciana (III)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 46/2, 564-572

(2)

Do grona najbliższych poznańskich przyjaciół Edw arda Dembow­

skiego, oprócz Ryszarda Berwińskiego i Moraczewskich, należał także

W ładysław Kosiński. K ontakty przyjacielskie między Dembowskim

a Kosińskim, zadzierzgnięte pośrednio przez H enryka K am ieńskie­

go, zacieśniły się bardziej od roku 1844. Miały one charakter nie tylko

osobisty, ale w yrastały ze wspólnej pracy konspiracyjnej. Skąpe źró­

dła rękopiśm ienne potw ierdzają ten stosunek. W nieopublikowanym

dotąd odpisie testam entu Edw arda Dembowskiego z 29 XI 1844, spo­

rządzonym w Poznaniu w przeddzień jego przymusowego opuszczenia

W ielkopolski i w yjazdu do B rukseli i Londynu, Dembowski czyni Ko­

sińskiego generalnym wykonawcą swych poleceń. Nie dochowały

się (?), niestety, listy Dembowskiego załączone do owego testam entu,

a skierowane do różnych osób, m.in. do Kosińskiego, które z pewno­

ścią odsłoniłyby „ostatnią w olę“ rew olucyjnego dem okraty. Tylko

troska o b y t pozostawionej rodziny w skazuje w testamencie, komu

Dembowski pow ierzył losy najdroższych osób:

O p iekę n ad Ż oną i d ziećm i oddaję W ła d y sła w o w i K o siń sk iem u i R y­ szard ow i B erw iń sk iem u — i w yrażam im n in ie jsz y m raz jesz c z e m oją n a jczu lszą p rzy ja źń i szacu n ek . [...] P ro szę tę o sta tn ią w o lę m oją okazać Ż onie m ojej, W ła d y sła w o w i K o siń sk iem u i R yszard ow i B erw iń sk iem u ...

Spośród niew ielu relacji o działalności rew olucyjnej Dembow­

skiego w okresie jego pobytu i przyjazdów do Wielkopolski najcen­

niejszą wagę posiadają w łaśnie te, które pow stały w kręgu najbliż­

szych jego przyjaciół. Nieopublikowane listy braci Berwińskich

świadczą o zażyłej przyjaźni i współpracy konspiracyjnej z Dembow­

skim oraz o obowiązkach wobec jego osieroconej i szykanowanej

* Zob. B. Z a k r z e w s k i , D e m b o w s c ia n a . I. Z n ied ru k o w a n ej k oresp on ­ d en cji E dw arda D em b o w sk ieg o . II. Z p ob ytu E d w ard a D em b o w sk ieg o w L on ­ dynie. P r z e g l ą d Z a c h o d n i , X , 1954, n r 11— 12 i odb.

(3)

D E M B O W S C IA N A

565

przez policję pruską rodziny. Historyczna relacja Jędrzeja Moraczew-

skiego podkreśla w yjątkową i zdumiewającą intensywność oraz żar­

liwość pracy rewolucyjnej Dembowskiego, w której „nie znał niebez­

pieczeństwa, a poświęcenie brał za obowiązek“

Jednak najbardziej trafną ocenę, ukazującą decydującą rolę Dem­

bowskiego w kształtowaniu ideologii rewolucyjno-demokratycznego

kierunku ruchu narodowo-wyzwoleńczego w Wielkopolsce, przeka­

zał Władysław Kosiński:

J eżeli ch cem y p ierw szeg o a p rzynajm niej g łó w n eg o ojca sp isk u w K się stw ie P ozn ań sk im w y m ien ić, b ył n im zaiste E dw ard D em b ow sk i, n ie zaś C entra­ lizacja, która o w szem p rzeciw n a b yła rew o lu cji i za czystą propagandą ob staw ała, aż póki i u niej za przykładem k raju lu d zie n o w i steru n ie op an ow ali. D em b ow sk i, w k tó reg o w ielk im sercu m iłość O jczyzny do fa n a ­ tycznej p otęgi w zrosła, uczuł n ajsiln iej k on ieczn ość spisku, a m y śl jego w k raju w k ró tce m n óstw o zw o len n ik ó w zysk ała

Takim zwolennikiem, który ulegał i poddawał się dyrektyw om

konspiracji Dembowskiego, był oczywiście Kosiński, choć założenia

ideowe obu przyjaciół i współbojowników różniły się znacznie i za­

sadniczo 3. Z pierwszego okresu ich przyjaźni dochował się obszerny

i cenny dokum entarnie list Kosińskiego do Dembowskiego, pisany

ze Szczawna 4 września 1844 4. List ten posiada podwójną wartość

m ateriało w ą5: charakteryzuje przyjaciela-adresata nawiązując do

jego zwierzeń korespondencyjnych i zawiera w przeważnych swych

partiach „psychologiczną“ autobiografię Kosińskiego, wybitnego

konspiratora, publicysty i historyka Wielkopolski okresu Wiosny

Ludów, żyjącego w latach 1814— 1887 6. Ta intym na autobiografia

nie rezygnuje na szczęście z konfrontacji charakterów obu przy ja­

1 J. M o r a c z e w s k i , W y p a d k i p o z n a ń s k ie 1848 r. P ozn ań 1850, s. 12. 2 W. K o s i ń s k i , S p r a w a p o l s k a z roku 1846 p r z e d są d o pin ii p u b li c z n e j w y to c z o n a . P ozn ań 1850, s. 24.

3 B. Z a k r z e w s k i , Z d z i e j ó w w a l k i o id eo lo g ię d e m o k r a t y c z n ą w P o ­ z n a n i u w la tach 1830— 1850. P r z e g l ą d Z a c h o d n i , IX , 1953, n r 6/8 i odb.

4 W S zcza w n ie b a w ił D em b ow sk i p rzejazdem z ojcem w 1840 roku. 5 Z najduje się on ob ecn ie w zbiorach M uzeum N arod ow ego w P ozn an iu , w teczce D e m b o w s c ia n a , o k tórych in form ow ałem obszerniej w P r z e g l ą ­ d z i e Z a c h o d n i m .

6 O pogląd ach , pracach i k on tak tach K o siń sk ieg o w sp om in am obszerniej w cytow an ej pracy Z d z i e j ó w w a l k i oraz w arty k u le N ie zn a n a p o w i e ś ć H e n r y k a K a m i e ń s k ie g o . P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X L V , 1954, z. 2. B ogate d la sp ra­ w y D em b o w sk ieg o arch iw u m rodzinne K osiń sk ich , p rzekazane w latach 1930-ych B ib lio tece P ozn ań sk iego T o w arzystw a P rzy ja ció ł N auk, u leg ło zatracie w ok resie ostatn iej w ojn y.

(4)

ciół. Napisał ją Kosiński jako odpowiedź na list Dembowskiego, który

to list — sądząc z aluzji zaw artych w niniejszej korespondencji —

musiał być dokum entem niezwykłej w artości dla poznania poglądów,

przeżyć i własnej oceny Dembowskiego.

Niezachowany list Dembowskiego pisany był bowiem w szczegól­

nie trudnym okresie jego życia osobistego i konspiracyjnego. Rodzin­

ne spraw y układały się fatalnie ze względu na stan zdrowia chorej

nerwowo żony oraz ciągłą groźbę w ydalenia Dembowskich z Wielko­

polski przez władze pruskie. A i różni przeciwnicy polityczni — np.

spod znaku prawego skrzydła Towarzystwa Demokratycznego,

a szczególniej z obozu burżuazyjno-obszarniczych organiczników —

nieustannie wszczynali podjazdową i jaw ną nagonkę na łam ach prasy

poznańskiej. Paszkw ilanckim i artykułam i zajadłego reakcjonisty, re­

daktora Józefa Łukaszewicza, celował w tym O r ę d o w n i k N a ­

u k o w y . Lecz i T y g o d n i k L i t e r a c k i , po zerw aniu współ­

pracy z Dembowskim, w głośnym sporze o swój drobnomieszczański

program utopijno-socjalistyczny polemizował z ideologią rew olucyj­

nego dem okraty poprzez arty k u ły Woykowskiej, Dahlm anna, Mos-

bacha i Zmorskiego 7. Wobec tych walk ideowych i napaści pam fle-

towych, charakterystycznych dla najbardziej wówczas napiętych spo­

rów między zróżnicowanymi obozami politycznym i Wielkopolski

z lat czterdziestych, Dembowski nie rezygnował ze swego światopo­

glądu, szczególnie w założeniach teoretycznych. Takim przekazały go

współczesne relacje i najnowsze opracowania analizujące jego dzia­

łalność i pisarstw o rewolucyjne.

Najm niej jednak posiadamy wiadomości o jego w ew nętrznych

przeżyciach, sporach, załamaniach i buntach przeciw otaczającej rze­

czywistości, o ,,drodze przez m ękę“, która prowadziła mimo ogrom­

nych przeszkód, gorzkich rozczarowań i bolesnych doświadczeń, do

jednego celu w życiu i w pracy rew olucyjnej. List Kosińskiego

odkryw a pośrednio te właśnie stany Dembowskiego, odsłania jego

niepokoje, smutki, przejściowe zwątpienia, surowy krytycyzm wobec

stopnia własnej wiedzy, jej pogłębienia i uporządkowania. Jednocze­

śnie w sposób zupełnie fałszywy, w metafizycznej frazeologii, chce

nieść przyjacielowi pociechę i radę, wskazując, że źródłem jego sm ut­

ku jest rozbrat między człowiekiem a „niedojrzałym “ ideologiem.

Jest w tej ocenie rozszyfrowanie istoty „sporu“ przyjaciół oraz w y­

raźna zachęta do eklektyzm u tak bezwzględnie zwalczanego przez

(5)

D E M B O W S C IA N A

567

Dembowskiego w różnych jego przejawach. Obok prawdziwego

uwielbienia dla zalet, zdolności i erudycji Dembowskiego, list Ko­

sińskiego pragnie osłabić w przyjacielu pasję dobijania się o rewo­

lucyjny światopogląd ludowy, przestrzec przed konsekwencjami „nie­

uporządkowanych“ poszukiwań, które przysparzają wrogów i „łatwo

do nieostrożnego postępowania“ skłaniają. Kosiński nie chce i nie

może zauważyć, że praktyka i poglądy rew olucyjne Dembowskiego

wiążą się i przenikają nierozdzielnie z jego osobistym życiem, że nie

ma w nim antynomii między „uczuciem“ a „rozum em“.

L I S T K O S I Ń S K I E G O

K och an y E dw ardzie!

Jak z jed n ej stron y lis t Twój m n ie nader u cieszył, b ędąc n a jp ełn iejszy m z T w ej stron y w y ra żen iem p rzyjaźn i dla m nie, ja k ieg o m ty lk o m ógł s ię sp o ­ d ziew ać, tak przecież sm u tn a jego b arw a i n iesłu szn e n ie u k o n ten to w a n ie T w oje ze sieb ie sam ego, k tóre w każdej m y śli tego pism a się przebija, i m nie zasm u cić m usiało. Z astan aw iając się nad Tobą, w ogóln ości przyznać m uszę, iż dobrze się sk r e śliłe ś i ok azałeś znajom ość sieb ie sam ego, z tym jed n ak że w y ją tk ie m , że nic w T obie o d p ych ającego i odśrod k ow ego n ie w idzę. S am p ow iadasz, że w d ziałan iu opartym na u n iesien iu i zapale za w sze b yłeś szczęśliw y m , p rzy ­ zn ajesz w ię c przez to, że je ste ś czło w ie k iem z przem agającą stroną u czu ciow ą, a że to u czu cie u C iebie ty lk o ku D obru je s t sk ierow an e, czyż m ożesz w ą tp ić, żeb y ś n ie p osiad ał s iły p sy ch iczn ie-a tra k cy jn ej, to je st pociągającej w sz y stk ic h pod ob n ie T obie u czu cio w y ch ludzi k u Tobie? I tak je s t rzeczyw iście. W ierzę ja — w y zn a ć to m u szę — co k o lw iek w sym p atie w rodzone pom ięd zy p ew n y m i ludźm i, czy li w g a tu n ek d u ch ow ego m agnetyzm u. Istn ien ie jeg o da się n a w e t w y tłu m a czy ć, skoro lu d zk ość jak o jed n ość p o jm u jem y, w której in d y w id u a są ob jaw am i tylk o cza so w y m i i ok reślon ym i, a zatem jed n ostron n ym i i n ie p ełn y m i tej jed n ości, g d y przy ty m n ieśm ierteln o ść dusz ty lk o w ło n ie lu d z­ kości, n ie zaś in d y w id u a ln ą p rzyznam y. P rzejście ducha lu d zk ości przez różne in d y w id u a ln e dusze m oże zap ew n e w zbudzać w tych in d y w id u a ch w sp o m n ie­ nia, k tórych jed n ak ślad y ju ż tylk o przez sy m p a tie lub a n ty p a tie spostrzec s ię dadzą. Co do nas, sąd zę n iezaw od n ie, że m agn etyzm dusz n aszych jed n eg o m usi b yć gatunku; jeżeli Ty b ow iem w e m n ie nic od p ych ającego n ie up atrzyłeś, to ja z p ew n o ścią zaręczam , że m im o n aszego sporu kocham Cię i n a jw ię k sz y czu ję ku T obie pociąg. W reście, zd aniem m oim , w o g ó le n iesłu szn ie u b olew asz nad u rojon ym n ieszczęściem , iż p rzyjaciół sobie zjed n ać nie potrafisz. N ie sąd ź n a d e w szy stk o z d ośw iadczenia; bo je ż e liś sob ie p rzeciw n ik ó w u tw orzył, n ie je s t dusza, u czu cie T w oje, tem u w in n e, ale raczej rozum , k tóry, zb yt m nogą p ra w ie liczb ą w iad om ości w sparty, ła tw o do nieostrożn ego p o stęp o w a n ia C ię sk łan ia. K to tak jak Ty n ieu stan n ym szerm ierzem p ostęp u i p raw d y je s t z p o ­ w ołan ia, ten m u si n a tra fić na m nóstw o p rzeciw n ik ów , a że przy tym , ja k sam p rzyznajesz, m im o bardzo rozległych w iad om ości żadnej jeszcze zu p ełn ie g ru n ­ to w n ie n ie n a b y łeś, m usi się zdarzać, że w p ism ach T w oich sła b e stron y lu b m y śli n ieja sn e, lu b n ie dość k o n sek w en tn e się znajdą, za k tóre c h ciw ie p rze­ c iw n ic y c h w y ta ją . To jed n ak pew n o, że w szy scy ci p rzeciw n ic y r z eczy w iście

(6)

C ieb ie — to je s t d u szy T w ej n ie znają; zaczep iają o n i ty lk o autora w Tobie, le c z d la człow iek a, gd y b y Cię pozn ali, u czu lib y ten sa m pociąg, k tóry i ja bliżej C ię p ozn a w szy przyznaję.

L ecz p o n iew a ż przyjaźń k o n ieczn ie na zu p ełn y m w za jem n y m p ozn an iu się p o leg a , m y zaś, ja k sam w y zn a jesz, z p o lecen ia ty lk o zn a liśm y się i dopiero w osta tn im czasie b liżej zap ozn aw ać się zaczęliśm y, p rzeto i ja postaram się sk reślić sieb ie jak m o g ę n a jw iern iej. P ozn ać b o w iem człow iek a, ja k im jest w cza sie obecnym , n ie je st jeszcze d o stateczn ym ; d la g ru n tow n ej jego zn a jo ­ m o ści trzeba zn ać je g o p rzeszłość, a n a d e w szy stk o h isto rię jeg o p sych iczn ego rozw oju , ażeby u m ieć o cen ić d zisiejsze jego stan ow isk o. A w ię c rozpocznę naprzód ze stro n y u czu ciow ej.

M iałem O jca 8, k tó reg o p o w a g a i siła ja k a ś n iew y tłu m a czo n a duszy, p o c ią ­ g a ją c a w p ra w d zie k o n ieczn ie ku sobie, ale w y m a g a ją ca zu p ełn eg o poddania s ię p rzeciw n ej stro n y bez ok azan ia z e w n ętrzn ie n ajm n iejszej w za jem n o ści, tak og ro m n y na m n ie w p ły w w y w ie r a ła , że w d zieciń stw ie już m oim b y ł on B ó stw e m dla m n ie, inaczej b o w iem n ie p o tra fię n a jw y ższej m iło ści z sza cu n ­ k ie m i pokorą złączonej o k reślić. U czucia, k tóre przez częste rozm ow y o rze­ cza ch o jczy sty ch w e m n ie w p a ja ł, za szczep iły się w k ró tce tak s iln ie w e m nie ja k m iło ść ku n iem u sa m em u i d la teg o — chociaż w 9 -ty m roku O jca str a c i­ łem , chociaż m ia łe m m atk ę N ie m k ę 9 i w sz y stk ic h k rew n y ch N iem có w , m im o teg o że ży łem sześć la t z u p ełn ie b ez sty czn o ści z rodakam i, m im o że język n ie m ie c k i sta ł m i s ię p o u fa lszy m od o jczy steg o — p ozo sta ła p rzecież n ajgorętsza w m ło d y m u m y śle m iło ść O jca i O jczyzny, m iło ść m elan ch oliczn a, id ealn a, za j­ m u ją ca całą m y śl m oją ja k k och an k a dla k ochanki. Z ty m u czu ciem p rzyb yłem w k oń cu roku 1832 n a u n iw e r sy te t b erliń sk i, gd zie d opiero w sty czn o ść z ro­ d ak am i w szed łem . B y łe m w ten cza s m ło d zień cem la t o siem n astu , id ea listą i w n a jw y ższy m sto p n iu eg za lto w a n y m : w rażen ia, k tóre d źw ięk o jczystej m ow y i litera tu ra , k tórą dopiero p o zn a w a ć zacząłem , na m n ie sp raw iały, o d d zia ły w a ły n a w e t n a n e r w y m o je i ty lk o jed en w ży ciu m oim m o m en t m ia łem w y ższeg o jesz c z e m ela n ch o liczn eg o u n iesien ia , w te d y gd y po 15 la ta ch p ierw szy raz p o rtret n a ju k o ch a ń sz eg o Ojca i dom rod zin n y 10 ogląd ać przyb yłem ! M ałżeństw o i za tru d n ien ia p ro za icz n o -p ra k ty czn e na w si, sty czn o ść z ludźm i, w k tórych w y g o rza ł zap ał lu b n ig d y n ie istn ia ł, p o w o li dopiero ze stan u teg o ży cia id e a l­ nego m n ie w y r w a ły . Już te u czu cia sm ętn o ści i egzaltacji, w k tó ry ch ciągle

8 A m ilk ar K o siń sk i — g en era ł d y w izji, w sp ó łtw ó rca le g io n ó w D ąb row ­ sk iego, urodził się w ziem i droh ick iej 1769 r., u m arł w T argow ej G órce, w W iel- k op olsce, 10 III 1823. A utor m. in. cen n eg o P a m i ę t n i k a o legionach p o ls k ich w e W ło sze c h (w y d a ł go A. M. S к a ł к o w s к i. W arszaw a 1922). M ateriały do ż y cio r y su i d z ia ła ln o ści g en era ła K o siń sk ieg o za czą ł — p ierw szy — w y ­ d a w a ć jego sy n W ład ysław . O A m ilk a rze K o siń sk im piszą: A. M. S k a ł ­ k o w s к i, A m i l k a r K o s i ń s k i w W i e lk o p o l s c e . W książce: F r a g m e n t y . P oznań 1928. — J. W i l l a u m e , A m i l k a r K o s i ń s k i 1769— 1823. P ozn ań 1930. O pinia syna o o jc u -g e n e r a le je s t stronnicza.

9 D rugą żoną A m ilk a ra a m atk ą W ła d y sła w a K o siń sk ieg o b y ła A d elajd a K ey serlin g , córka hr. A rch ib ald a von K ey serlin g , m arszałk a d w oru króla pru­ sk ieg o .

(7)

D E M B O W S C IA N A

569

p ra w ie żyłem , k tóre m n ie p ożerały niejak o, zaczęły u stęp y w a ć zim n iejszej roz­ w ad ze, a d ziś ju ż ty lk o ch w ilo w o w zn io ślejsze n a stro jen ie uczuć m oich sp o ­ strzegam , lecz ow a eg za lta cja nie sta n o w i już jed yn ego ży w io łu , w k tórym żyję, i o w szem — rozw aga i za sta n o w ien ie m iejsce jej teraz stan ow czo zajęły. D ziś ju ż ty lk o jak o S ch iller w G ö tte r G r iech en la n d s i w p ieśn i [...] 11 ze sm ętn ym w sp o m n ien iem u p łyn ion ej m łod ości w o ła ć m ogę: gd zieżeście się p od ziały, p ięk n e fa n ta zji m ej utw ory, czarod ziejsk ie w id m a św ia tó w u rojonych, których n ie - u ję tn e [?] p o sta cie sm u tk iem m n ie p rzep ełn iały? B y łe m przy ty m m iło śn ik iem n atury, co k on ieczn ie z m ego u sp osobien ia w y n ik a ło : św ia t ca ły b y ł d la m n ie poezją, h ym n em p ięk n o ści a częściej jeszcze żałobną elegią. Ż al tych uczuć! — le c z k on ieczn ość p o stęp u w y m a g a ła zm iany i chociaż z w estc h n ie n ie m n ieraz co fa m s ię w te m in ion e m łod ego w ie k u zło ciste lu b p osęp n e obrazy, w yzn ać m uszę, że zy sk a łem na zm ianie. Z apał mój n ie b y ł b ow iem w te d y p ra w ie n igd y tw órczym , do czynu pop ęd zającym , ale b iern y m i chorob liw ym . C zułem się i b y łem rzeczy w iście nad m iarę n ieszczęśliw y . D ziś m ężn iejsze, god n iejsze m ęsk ieg o w ie k u u czu cia m nie p rzejęły i działać n ie zaś cierpieć sta ło się w y ra zem m ego istn ien ia . J a k d aw n iej w sam ym cierpien iu u p odobanie m iałem i p o d d a w a łem m u się ch ętn ie, tak d ziś zdaje m i się, iż n ie m a w ca le na św ie c ie c ier p ień i że n ie m a nieszczęścia, k tóre by m n ie do te g o gn u śn ego poddania się cier p ien io m sp ow od ow ać m ogło. I m p a v i d u m f e r ie n t ruinael

P rzy tak im u czu ciu godny je s te m T w ojej przyjaźni, to czuję, bo chociaż ze w szech m iar zresztą w yżej ode m n ie stoisz, jed n ak że przyjaźń na jed n o ści u czuć n a jw ięcej polega. Sądzę, że w iern ie się sk reśliłem , a je ż e li uczucia m o je m ogą w zb u d zić dla m n ie ja k ik o lw iek z tej stron y szacunek, w ie m p rze­ cież, że n ie m am w ty m żadnej zasłu gi, gdyż u czucia te są po części w rod zon e i z m lek iem w y ssa n e, że tak p ow iem , po w ięk szej zaś części zaw d zięczam je je sz c z e O jcu m em u, jeg o w y ch o w a n iu i przyk ład ow i. N ie ty le k orzystn ym b ęd zie obraz, k tóry Ci w y sta w ię z in n ej stron y p rzed sta w ia ją c Ci u ży cie w ro ­ dzon ych m i zd oln ości. Co do sam ych zdolności, n ajtrudniej to sam em u je o ce­ n iać, to jed n a k w ie m o so b ie z p ew n ością, że ła tw y m i celu ją cy m p o jęciem w szk ołach przed w sz y stk im i w sp ółu czn iam i się odznaczałem . To p o jęcie nader ła tw e, k tóre n ieraz ta k in sty n k to w o , u czu ciow o — m ógłb ym p o w ied zieć — np. w m a tem a ty ce na p raw d y m n ie naprow adzało, że w yp rzed załem w y k ła d n a u czy ciela i p rzeczu w a łem n a stęp stw a , to p ojęcie, m ów ię, n ie b yło jed n ak w sp iera n e trw a łą p am ięcią, a tem u brak ow i n a w e t w ie lk a p iln o ść zu p ełn ie zap ob iec n ie m ogła. Tak ła tw o się u czyłem , iż h isto rii albo np. w o k a b u ł w n iż ­ szy ch k la sa ch n ie p am iętam , abym się k ie d y k o lw ie k na p am ięć u czył, lecz po jed n orazow ym p rzeczy ta n iu z w y k le um iałem , a le za dni k ilk a zap om inałem , a w te d y p o m ięsza n ie i n iep ew n o ść w g ło w ie n astęp ow ały. W ielka p rzy tym

11 T y tu ł p ieśn i n ieczy teln y . P o w o ła n ie się na S ch illera je st zn am ien n e także d la u p odobań litera ck ich D em b ow sk iego, k tóry p rzek ład ał fra g m en ty N a r z e c z o ­ n e j z M e s s y n y i Z b ó jc ó w , zam ieszczon e w P r z e g l ą d z i e N a u k o w y m z roku 1843. D e m b o w s k i p o św ię c ił sporo ciek a w y ch u w a g tw órczości S ch illera, k tóre po w cześn iejszy ch , en tu zja sty czn y ch ocen ach za w iera ły później słu sz n e sąd y k rytyczne.

(8)

żądza w ied zy, och ota do n auk, ale b ez sta łe g o w y trw a n ia w jed n y m p rzed­ m iocie, n igd y m i n ie d o zw a la ły g r u n to w n ie jed n ej n a u k i w yczerp ać. M iałem w p raw d zie i p rzeszk od y rze c z y w iste do gru n to w n eg o w y k szta łcen ia się. Od d zieciń stw a zm ijan o tak często m oich n a u czy cieli, że n iep od ob n a b yło, abym jed n o sta jn ie m ó g ł p o stęp o w a ć. M iałem naprzód, ile p am iętam , za życia O jca p ię c iu z k o lei g u w ern eró w , p óźniej d w óch jeszcze, p o tem dw a la ta będąc w W arszaw ie o d b iera łem cią g le bardzo sta ra n n e w y ch o w a n ie, bo codzień sześć le k c ji m ie w a łe m od sześciu różnych, ale k ilk a razy zm ija n y ch m etró w d a w a ­ nych. P o tem od d an o m n ie do G dańska, g d zie p ó ł roku n iem ieck ieg o języ k a się u czyć m usiałem , a ty m cza sem w in n y ch n a u k a ch się zn o w u cofn ąłem . N a reście gd y m w n iem ieck im języ k u bardzo p ręd k o p o stęp o w a ł, oddano m n ie tam że do gim n azju m , z k tórego p óźn iej dla różnych, n ie ode m nie za leż n y c h p rzy­ czyn, do g im n a zju m w K ró lew c u a n a reście w G ąb in ie p rzen iesio n y zostałem . Czas szk oln y przy bardzo w ie lk ie j p iln o śc i p rzeb ieg łem szybko, ta k iż w k w a r­ cie rok, w tercji ty lk o jed en k w a rta ł, p o tem p rzeszed łszy w in n y m gim n azju m na p rób ę do sek u n d y , w tej k la s ie ty lk o półtora roku, a w p ry m ie d w a lata p rzep ęd ziłem . I ta szyb k a k a riera je s t d ow odem , że m u sia łem m ieć dosyć zd oln ości. B rak trw a łej p am ięci, póki b y łem w szk ołach , n ie ty le d ał m i się uczuć, p o n iew a ż cią g le w ż y w io le n a u k o w y m będąc, i g d y cią g le te sam e rzeczy o u szy się odbijają, to ć i słabej z n a tu ry p a m ięci udało się w a żn iejsze p rzyn ajm n iej rzeczy trw alej zatrzym ać. L ecz o n ietrw a ło ści p a m ięci n ajb ar­ dziej się p rzek on ałem , gd y o p u ściłem szk o ły i rzeczy szk o ln e zan iech ałem , k tó ry ch ta k p rędko pozap om in ałem , żeb y d ziś p ew n o n ik t ju ż tem u n ie w ie ­ rzył, że b y łem k ie d y ś dobrym filo lo g iem , o ile w szk ołach być m ożna, że b yłem z w y k le n a jlep szy m m a tem a ty k iem w każdej k la sie i w ogóle w e w szy stk ich p rzed m iotach je d n y m z celu ją cy ch , gdyż n ie b yło przed m iotu , k tórego bym raz z k o lei z c a ły m za p a łem n ie b y ł o b ejm ow ał, n a jsu ch szy ch n a w e t rzeczy, np. p o szu k iw a ń g ra m a ty k a ln y ch i ety m o lo g iczn y ch , n ie w y ją w szy . P rzy takim u sp osob ien iu p o w in ie n e m b y ł obrać so b ie jed en przedm iot, a w tym ciągle pracu jąc n ie b y łb y m braku trw a łej p a m ięci ty le u czu ł i b y łb y m m oże m ógł b yć p ożyteczn ym . L ecz m oja ch ęć w ie d z y przy n ie w y trw a n iu w p rzed m iocie rozpraszała m n ie n a w sz y stk ie stron y. N a u n iw e r sy te c ie słu ch a łem n ajrozm ait­ szy ch przed m iotów , przy czy m jed n ak przyk ro m i w y zn a ć, że b y n a jm n iej już n ie z ow ą d aw n ą szk o ln ą p iln o ścią . Z ysk ca ły , k tóry z u n iw e r sy te tu odniosłem , ogranicza się n a tro ch ę lo g iczn iejszy m u p orząd k ow an iu m y śli i n a zy sk a n iu w y ższeg o p o jęcia o h istorii, r e lig ii, p a ń stw ie. W szed łem n a reście w k arierę w o jsk o w ą , która za p ew n e co do sk ło n n o ści m oich n a jsto so w n iejszą b yła dla m nie. O ddałem się zn o w u z za p a łem teo rii w o jn y , a le n ig d y d osyć gru n tow n ie; pod ob n ież p óźniej g o sp od arstw u . T ak w ię c , g d y T y n arzek asz na m a sę n ieu p o ­ rząd k ow an ych w ia d o m o ści, k tó re p osiad asz, w id zisz, że ja d alek o gorzej sto ję od C iebie. I ja m a sa m i ch ło n ą łem litera tu r ę i n a u k i śc iśle jsz e i d w o m zaw odom się p o św ięca łem , a le z m n o g ieg o zapasu, k tórym m ó g ł b y ł u zb ierać, m ało m am ty lk o pod ręką, gdyż n ie d osyć cią g le i g ru n to w n ie jed n y m p rzed m iotem się za jm o w a łem , a p a m ięć m n ie n ie tak na d łu ższy czas w sp iera ła ja k C iebie! Ty m asz jeszcze sp osob ność, bo i w ie le m ło d szy je ste ś, up orząd k ow an ia tw y c h w ia ­ dom ości, aby Ci n ie b y ły zb y tn im ciężarem , a le p ra w d ziw ą zbrojow nią; ja m u ­ sia łb y m chyba jed n em u p rzed m io to w i n a n o w o zu p ełn ie się oddać, gd yb ym w jego zak resie m ó g ł być, ja k potrzeba, p ożyteczn ym . T ym p rzed m iotem m ogłab y

(9)

D E M B O W S C IA N A

571

b yć n a jła tw iej agronom ia, lecz naprzód brak m i zasadniczych w iad om ości, szczególn iej w chem ii,- ażebym m ógł coś p ra w d ziw ie pożyteczn ego w tej ga łęzi zdziałać, a po w tóre n iezu p ełn ie za d a w a ln ia m nie ta nauka. S k łon n ość n a jw ię k ­ szą m am do w o jsk o w o ści, lecz zanadto jest przeszkód przy trudach gospodarskich i tych cod zien n ego życia m ozołach, ażebym m ógł o d ostateczn ym oddaniu się naukom w o jsk o w y m pom yśleć; a w r eście teoria bez p rak tyk i zaw sze je s t n ie ­ dostateczną. T ak w ięc zm uszony je s te m b łąk ać się, jak błąk ałem , i p ozostać bez p ra w d ziw eg o zaw odu. T y — p rzeciw n ie — m ożesz być i będ ziesz p ew n o jeszcze p o ży teczn y m n arodow i, gd y się bardziej ku prak tyczn ej ży cia stronie zw rócisz, g d y g ru n to w n ie nad jed n y m p rzed m iotem popracujesz i m y śli sw e bardziej u stalisz.

J ed y n a korzyść, którą z braku trw ałej p am ięci w y cią g n ą łem , je s t ta, iż n ig d y n a n a b y ty ch w iad om ościach zu p ełn ie n ie p olegałem . S zczegóły zaw sze m i z oczu zn ik ały, a ty lk o ogólne rysy, szk ielety n iejak o w iad om ości, p o zo sta ­ w a ły w p am ięci, które p rzyu czałem się w y p ełn ia ć sam od zieln ie. R zadko przeto, a m oże n igd y, n ie zob aczysz u m n ie ślep ego n a śla d o w n ictw a , chyba b y m m iał w zór przed oczym a a rzecz zd aw ała m i się n a jlep szą i je d y n ie dobrą tak jak w zór ją podaje. Z n ajd ziesz w szęd zie — i w p iśm ie, i w czy n ie m oim — mój w ła sn y k ieru n ek i rozw ój m yśli, w k tóre się jed n ak czasem m im o w o ln ie jak ieś w sp o m n ien ie, o k tórym sob ie ani sp raw y zdać n ie m ogę (r é m in isc e n c e ), w m ie ­ szać m oże.

S k reśliłem się, o ile m ogłem , n a jw iern iej: co do p ierw szej części, n ie p od ­ leg a w ą tp liw o ści, iż sam ą p raw d ę p ow ied ziałem ; co do drugiej, zajm ującej się w ro d zo n y m i zd oln ościam i i ich u życiem , n ie p o p ełn iłem przyn ajm n iej u m y ś l­ n eg o b łędu, a w każd ym razie opis ten m oże Ci być p om ocn ym do b liższego pozn an ia m n ie. W reście zu p ełn y m i w szystk o o b ejm u jącym opisem n ie je s t to jeszcze b yn ajm n iej: są tu ty lk o g łó w n e d ążn ości serca i ducha p rzed sta ­ w ion e, z o m in ięciem w szy stk ich podrzędnych, które ła tw ie jsz e są do poznania. I ta k zd aje m i się np., iż k to m n ie p ierw szy raz w id zi w to w a rzy stw ie, p o w i­ n ie n p od łu g tego, ja k się ok azyw ałem , albo m nie w zią ć za zw y cza jn eg o szla ch ­ cica, co je i pije, o n iczym n ie m yśli, nic n ie gada, przy tym za czło w ie k a bardzo n ieśm ia łeg o i n iezgrab n ego w tow arzysk im pożyciu, albo też czasem p o w zią ć za dobrą o m n ie opinię; b yw ają b o w iem przypadki, iż gdy m nie m ateria ja k a bardzo obchodzi, o d ezw ę się, m im o tego że w ie m o słab ości mej w ym owy., z w ie lk im zapałem , n a jśm ielsze m y śli pod aję lub n iezłom n e p o sta ­ n o w ien ie itd. Jed n ak że ten tylko, co długo ze m ną obcow ał, pozna, że ani n ie je s t tak zu p ełn ie zw yczajn ym , o n iczym n iem y ślą cy m człow iekiem , ani też r z eczy w iście w yższym , gd yż pozna brak p raw d ziw ej tw órczości w m yślach , w m y śla ch szczególn iej zasad n iczych ; i chyba ty lk o m i przyzna ow ą zd oln ość p ojm ow an ia, w yp row ad zan ia d alszych k o n sek w en cji z założenia, lub p e w ie n dar za sto so w a n ia w szczeg ó ło w y ch przypadkach m y śli ogólnych. Lecz n iech że to n a ten raz b ęd zie dosyć, a je s t rzeczy w iście za w iele, tak iż ob aw iam się, a b ym Cię m oją gad an in ą n ie uśpił. D aruj tej gad atliw ości, p iszę rzadko, trudno m i rozpocząć listy , a le pisząc m am tę okropną w adę, że końca zn aleźć n ie m ogę.

D on iósłb ym Ci n iejed n o o Salzbrunie, ale naprzód już dosyć n ap isałem , a po w tóre n ie w ie lk i b y T obie in teres n ow in y z w ó d sp raw ić m ogły, w r eście też w racam n iedługo. M yślę w y jeżd ża ć stąd 7-go.

(10)

C ieszy m n ie m ocno n o w in a , że J u l k a 12 p rzyb yw a, i je ste m przekonany, że to dla P a n i A n ie li w ie lk ą b ęd zie p ociech ą i ro zerw a n iem u m ysłu . P roszę Cię, a b yś b y ł ła s k a w zap ytać s ię na poczcie, czy n ie m a listu pod adresem : à M -r V l a d i m i r P u c h a ł a w P ozn an iu , k tóry bądź ła sk a w n aty ch m ia st do S a l z b r u n n 13 p o s t e r e s t a n t e przesłać.

Ż onie i w sz y stk im zn ajom ym za sy ła m serd eczn e ukłony.

T w ój p rzy ja ciel W K i Salzbrunn.

D. 4 -e g o w rześn ia 1844.

12 J u lia D em b o w sk a — ur. w r. 1842, córka E d w ard a i A n ie li D em b o w ­ sk ich . Z listu K o s i ń s k i e g o w y n ik a , że D em b o w scy dopiero w ty m czasie sp o d ziew a li się jej przyjazd u do P ozn an ia. W e W s p o m n ie n i a c h L eon a D e m ­ b o w s k i e g o sp ra w a przyjazd u J u lk i, zn ajd u jącej s ię u dziadka w K le m e n - to w ica ch , w y g lą d a n ie c o in aczej: „W le c ie p rzy b y ła do K azim ierza nad W isłą żona m ojego syn a, p an i A n iela . [...] C elem jej podróży b y ło odeb ran ie córki [...]. O b iecałem jej, że córk ę za k ilk a dni od eślę. W tej całej rozm ow ie, która trw ała m oże z 10 m in u t, w y ra ża ła s ię z n a jw ię k sz ą g w a łto w n o ścią , aż do teg o stopnia p osu n iętą, iż zagroziła, że je ż e li za trzy ty g o d n ie córki n ie b ęd zie m ia ła w P o ­ zn an iu , to p rzy śle po n ią m o jeg o syn a. O d esła łem w ię c to d ziecko w k ilk a d n i“ (S. K i e n i e w i c z , E. D e m b o w s k i w oczach ojca. P r z e g l ą d H i s t o r y c z - n y, X L III, 1952, z. 1). R y zy k o w n y w y ja zd stęsk n io n ej m atk i po córk ę m u siał n a stą p ić ju ż w czerw cu lu b w p ie r w sz y c h d n ia ch lip ca 1844. B o w ie m 17 lipca 1844 M inutoli, p r e z y d e n t p o lic ji p o zn a ń sk iej, p oparł p rośb ę D em b ow sk iego, „aby m ó g ł o d w ieźć żon ę do O w iń sk , do ta m tejszeg o zak ład u lecz en ia chorób u m y sło w y c h i z n ią p o zo sta ć“ (A. S k a ł k o w s k i , K a s z t e l a n i c - k o m u n i s t a i je go żona. K u r i e r L i t e r a c k o - N a u k o w y , 1937, nr 38, 39. D o d a tek do I.K.C.). W k ażd ym razie J u lk a zo sta ła o d esła n a przez dziadka n ie „w k ilk a d n i“ p o w iz y c ie A n ie li, lecz zn a czn ie późn iej. L ist K o s i ń s k i e g o w y ja śn ia in n y jeszcze szczeg ó ł z b io g ra fii D em b o w sk ieg o . D otych czas sądzono, że D em ­ b o w sk i p rzeb y w a ł w ra z z żon ą w O w iń sk a ch p rzez k ilk a m ie się c y ( S k a ł ­ k o w s k i , P r z e m s k i ) . K o resp o n d en cja K o s i ń s k i e g o w sk a zu je, że już przed 4 w rześn ia D em b o w scy m ieszk a ją w P ozn an iu , a w ię c ow o „od osob n ie­ n ie “ u n ie m o ż liw ia ją c e D em b o w sk iem u d zia ła ln o ść k o n sp ira cy jn ą n ie trw a ło tak długo.

13 W S zcza w n ie p o zn a ł K o siń sk i A lfred a B o b ro w sk ieg o , zam ożn ego szla ch ­ cica z obw odu w a d o w ick ieg o , i z a p ew n e w c ią g n ą ł g o do p racy k on sp iracyjn ej. W rok p óźn iej, w o k resie g a lic y jsk ie j d zia ła ln o ści D em b o w sk ieg o , K osiń sk i w y k o rzy sta ł tę znajom ość, b y sk o n ta k to w a ć D em b o w sk ieg o z B ob row sk im . Zob. B. L i m a n o w s k i , H is t o r ia ru c h u r e w o l u c y j n e g o w P o lsce w 1846 r. K rak ów 1913, s. 73.

Cytaty

Powiązane dokumenty

dokładności strojenia na zmianę amplitud poszczególnych napięć i prądów przejściowych każdego z elementów filtru układu FC, podczas włączania transformatora

Symphony Orchestra oraz Natalia Gutman – wiolonczela). Stanisław Skrowaczewski i Andrzej Panufnik pojawili się na „Promsach” 5 razy. Było to pierwsze koncertowe wykonanie

[r]

W podobny sposób można określić związki w przypadku pozostałych determinant: u osób posiadających doświadczenie zawodowe poziom wiary w mity powinien być

106/ mgr Henry Cano Dominguez s.. 113/ mgr Ewa

„Prawno-naturalna” retoryka, która jeszcze niemal całkowicie dominuje w Karnowskiej i Fichteańskiej filozofii prawa, filozofii społecznej i filozofii dziejów,

Wyjaśnij, dlaczego terb i cer tworzą związki także na IV stopniu utlenienia (oraz na III – jak wszystkie lantanowce)... Wszystkie lantanowce tworzą związki na III stopniu

Na tym etapie postępowania jest to merytoryczna, a nie formalna (art. 337) kontrola aktu oskarżenia (kontrola oskarżenia), jednak sąd, w większości wypadków, nie