Aleksander Fiut
Gra o tożsamość : problem podmiotu
w poezji Miłosza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 79/1, 39-72
1988
P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X I X , 1988, z . 1 P L I S S N 0031-0514
A L E K SA N D E R FIU T
GRA O TOŻSAM OŚĆ
PROBLEM PO DM IO TU W POEZJI M IŁO SZA *
Z arów no w edług Gom browicza, jak Miłosza, tego, co specyficznie ludzkie, co stanow i o człow ieczeństw ie, nie d aje się uchw ycić sam ego w sobie, poza zw iązkam i z otoczeniem . Ale obydw aj tw ó rcy p rzy p isu ją ty m pojęciom odm ienne znaczenia. G om browicz stale pow tarza, że „Ego”
b y tu je w tru d n e j do zdefiniow ania i uchw ycenia sferze pom iędzy nie
kontrolow anym , podśw iadom ym im pulsem a inw azją Form . N a tu ra po
zostaje d lań obojętna i nieprzenikniona, h isto ria objaw ia się jedynie w p rzeb ran iu niew olących jednostkę idei, tran scend encja jest, co n a j
w yżej, postulatem . „ J a ” odczytuje swą obecność i obrysow uje k o n tu ry po śladach, jakim i odciska się w inn y ch „ ja ”. Dla G om browicza „być” to znaczy — „być z Innym i i wobec In n y ch ” . Miłosz n ato m iast nie u p rzy w ilejo w u je żadnego z w ym ienionych w yżej w y m iarów i do żadnego z nich nie pozwala n a tu ry ludzkiej zawęzić. J e s t ona dla niego rów no
cześnie: zwierzęca, historyczna, społeczna i m etafizyczna. Zarazem — w szystkie te sfery niejako od b ijają się i k rzy żu ją ze sobą w świadom ości poszczególnego indyw iduum . Człowiek może — zawsze w sposób niepeł
n y i niedoskonały — próbow ać zbliżyć się do sw ej istoty, nie zapom inając ani na chw ilę o jej uw ikłaniu w przyrodę, swoiście po jętą historyczność, in n y ch ludzi oraz sacrum. P ró b y te w in n y być przy tym indyw idualne, m om en taln e i pojedyncze. In dyw idualne, bo tylko to, co załam uje się w dośw iadczeniu jednostki, zostaje zanurzone w jej egzystencji, nie zaś ro zp atry w an e teoretycznie, posiada dla poety w iarygodność. M om entalne, gdyż każdy tak i a k t jest ze sw ej n a tu ry je d y n y i niepow tarzalny, okreś
lony przez czas i m iejsce, w k tóry ch zaistniał. Pojedyncze, poniew aż ośw ietlony wówczas zostaje jakiś w yłączony aspekt w spom nianego u w i
kłania, pozostaw iając w cieniu — nie dającą się ująć pojęciowo i tru d n ą do uzgodnienia z innym i rozpoznaniam i — „re sz tę ”.
* F ragm en t książk i pt. M o m e n t w ie c z n y . P o e z ja C z e s ł a w a Miłosza, w y d a n ej przez „L ib ellę” (Paryż 1987).
[Od R e d a k c j i : Z przykrością stw ierd zam y, iż o fa k cie uk azan ia się tej k sią żk i w r. 1987 d o w ied zieliśm y się od autora dopiero w ted y , gdy już nie m ożna było w y co fa ć artykułu.]
Co pow strzy m u je groźbę relaty w izm u i chroni h um anitas p rzed ro z
proszeniem się w różnorakich relacjach? Odpowiedź Miłosza brzm i co
kolw iek anachronicznie na tle m odnych dziś teorii, zgodnie n ato m iast z w ielow iekow ą trad y cją. M niem a więc poeta, iż zw ornikiem auto d efi- n icji człowieka m usi, pom im o m nożących się w ątpliw ości i zastrzeżeń, n ad al pozostać — w yw iedziona głów nie z dogm atu o duszy n ieśm ie rte l
n e j — w iara w istnienie n ieredu k ow aln ej cząstki w lud zkiej n atu rze.
Oczywiście w ia ry te j nie sposób zachować w jej d aw nej postaci; jej fu n d a m e n ty skutecznie zostały podm yte przez biologiczny ew olucjonizm , psychoanalizę czy d eterm inizm historyczny; nie p rzy pad kiem w Traktacie p o e ty c k im m owa o tych, co ,,czas i względność, jak an alfab eta / O dkryw a chem ię, tak nagle o d k ry li” (P 24 1 )1. Może zatem , zdaje się podsuw ać poeta, da się ją ocalić p rzy n ajm n iej w form ie aksjologicznego po stu latu ? Ale i tu ta j sięga k ry zys norm etycznych oraz rosnąca dehu m anizacja życia i sztuki. W rezu ltacie — przedstaw ione w w ierszach usiłow ania u stalen ia, co w istocie ludzkiej opiera się redukcji, cechują stale niepew ność, w ah anie i ro zterka. Rozpięte d ram aty czn ie pom iędzy nieuchw ytnością p rzed m io tu a poddanym ustaw icznej zm ianie k ry te riu m — owe próby szu k ają u zasad
n ien ia tyleż w in d y w id u alnej potrzebie sam ookreślenia, co w dziejach k u ltu ry , k tó re tej potrzebie ciągle zaśw iadczają. M ożna rzec inaczej:
tw órczość Miłosza d aje się odczytać jako zapis niszczącego testu, k tó re m u chrześcijańską koncepcję osoby poddały nihilistyczne im plikacje pew n ych now ożytnych teorii naukow ych, system ów filozoficznych oraz do
k try n polityczno-społecznych, dostrzegalne nie tylko w teorii, ale i w sk u t
kach, jakie w yw ołały w w yobraźni m ieszkańców X X stulecia.
Nie w e w szystkich w ierszach Miłosza, rzecz prosta, prześw iadczenia te m an ifestu ją się z rów ną w yrazistością; nie w każdym utw orze p o ja
w iają się w szystkie cztery w ym ienione w y m iary ludzkiego istnienia i — jak łatw o zauw ażyć — rozm aity nacisk kładzie poeta na ich znacze
nie w kolejnych fazach swego pisarstw a. N iem niej z zastan aw iającą u p o r
czywością pow raca do p y tan ia, co stanow i o człow ieczeństw ie. M noży p rzy ty m oznaki rozdw ojenia, sypie paradoksam i, p iętrzy sprzeczności: „K ró lestw o mówisz. M y nie należym y. / Choć rów nocześnie do niego n a le żąc” — ustala osobliwość zw iązku człowieka z N a tu rą n a rra to r T r a k ta tu poetyckiego (P 235); jeden z rozm ówców w Dużo śpię..., praw dopodobnie M eksykanin, zauważa: „N atu raln ie że kobiety m ają tylko jedną, kato lic
1 W ten sposób od syłam y do: Cz. M i ł o s z , P o e zje . W arszaw a 1981. L iczba po sk rócie w sk a zu je stronicę. P on ad to za sto so w a n e zo sta ły n astęp u jące skróty na ozn a czen ie dzieł Cz. M i ł o s z a , z k tórych pochodzą p rzytaczan e w a rty k u le cy ta ty : H P = H y m n o Perle. A n n A rbor 1983; К = K o n t y n e n t y . P aryż 1958; NZ = N i e o b j ę t a ziem ia. P aryż 1984; PO = P r y w a t n e o b o w ią z k i . P aryż 1972; RE — R o d z in n a Euro pa. P aryż 1959; W — W i d z e n ia nad Z a to k ą S a n Francisco. P aryż 1969. W y stę p u je tu też skrót: P S = E. C z a r n e c k a , P o d r ó ż n y ś w ia t a . R o z m o w y z C z e s ł a w e m M iło szem . K o m e n t a r z e . N e w York 1983.
P R O B L E M P O D M IO T U W P O E Z J I M IŁ O SZ A 41
ką, duszę / ale m y m am y dw ie” (P 304); gdzie indziej, w edle średn io
w iecznych wzorów, dusza toczy spór z ciałem (Gdzie wschodzi słońce i k ę d y zapada, P 403— 404) albo rozum w y rzu ca n ied o statk i człowieczej na tu rz e (Do m o je j natury, H P 35). Słow em — przebrzm iałe daw no kon
cepcje człowieka w y stę p u ją na rów nych p raw ach ze w spółczesnym i, lu dowe w yobrażenia relig ijn e m ieszają się z pogłosam i psychologii głębi, poetycka fan ta zja idzie o lepsze z naukow ą teorią. A w szystko — pół żartem , pół serio. D aje się w ty m w yczytać przekonanie, iż n a p raw d ę niesłychanie tru d n o orzec, co k o n sty tu u je człowieczeństwo. Mimo całego postępu w iedzy pozostaje ono n ad al niedocieczoną zagadką. Czy tru d n o każdą z rozlicznych prób jego zdefiniow ania obalić przez ujęcie przeciw staw ne? Homo sapiens, jaber, ludens, ritualis — w szystkie te i inne fo r
m u ły ch w y tają tylk o część p raw d y i pośpiesznie generalizują. M ało p rzy d atn e ponadto okazują się tra d y c y jn e pojęcia filozoficzne. Poszukiw ać substan cji człow ieczeństw a? Tak, lecz nie zapom inając, ostrzega poeta, że jest ona przen ik n ięta ruchem . Zbliżać się do esencji? Ale w jej ścisłym zw iązku z egzystencją. Pozostaje przeto, co n ajw yżej, uw ażnie w słuchiw ać się w to, co niejasno podpow iada w ew n ętrzn a intuicja, k o n fro n tu jąc ją z wiedzą i dośw iadczeniem oraz n ieufnie odnosząc się do czynionych po drodze ustaleń. „Człowieczość” — u tajo n a w przeczeniu i zatrzaśn ięta w paradoksie, skoro w ydobyta ze sw ojej potencjalności naty ch m iast za
styga w jeszcze jedną, sztyw ną form u łę — może być chyba jedynie po- zaw erbalnie „w yczuta” ; „ w y raźn ieje” zaś, co znam ienne, w k o n fro n tacji z rzeczyw istością poza- czy raczej nie-ludzką: w reflek sji nad „psiością”
(Świadom ość, NZ 75), tam zatem , gdzie bezpośrednie doznanie jest w spom agane znajom ością teorii (w ty m w y p ad k u w iedza o un iw ersa- liach). To zaś, że „człowieczość” „w y ra źn ie je ”, zdaje się w skazyw ać, iż w edług Miłosza poznanie m a c h a ra k te r procesualny, ciągły i nieuk oń - czony — o tw a rty zarów no w przeszłość, jak w przyszłość. Zbiega się w nim natarczyw ość staw ianego sobie przez każdego z nas pytania: kim jestem ? — z rozm aitością odpowiedzi, jakich u dzielały na nie dzieje religii i filozofii.
Z aciekaw ienie Miłosza budzą zarów no sam fenom en dążenia do sam o- w iedzy, ja k — naznaczone czasem i m iejscem pow stania — form y, w k tó ry ch owo dążenie objaw ia się w tra d y c ji k u ltu ra ln e j. Jego w yobraźnia poetycka ożywia ich w ielorakość i bogactw o, ak cen tu jąc przy ty m — choćby przez zaznaczenie autorskiego d y sta n su oraz kontrastow e zesta
w ienie — ich zm ienność i nieostateczność. Rzec m ożna, że tem atem w ie r
szy M iłosza jest nie tyle sam a idea człow ieczeństw a, ile, przebiegający za każdym razem odm iennie, proces przy szp ilan ia swoistości tego, co lu dz
kie. P oeta stale przypom ina, że człow ieczeństw o nie zam ieszkuje nieba abstrakcyjnycH idei, lecz ew oluuje w czasie, n ap ełn iając się now ym zna
czeniem w d an ej fazie historycznego rozw oju. N ieprzeliczone fo rm u ły i obrazy, k tó ry m i przez w ieki ludzkość usiłow ała je określić, mogą w spół
cześnie śmieszyć naiw nością i anachronizm em . P rz eb ły sk u je w n ich je d n a k coś, co nieustępliw ie w ym y ka się językow i pojęciow em u: zasadniczy d ualizm ludzkiej istoty. Rozmaicie w ciągu dziejów nazyw any, d aje się sprow adzić w uproszczeniu, pow iada Miłosz, do opozycji „bosko-ludz- kieg o” i „ludzko-przyrodniczego”. P recy zu jąc dodaje:
Św iadom ość, rozum , św ia tło , łask a, m iłość dobra — nie troszczę się o roz
różn ien ia, w y sta rczy m i, że jest w nas zdolność, która czyn i nas ob cym i, in truzam i w św iecie, isto ta m i sam otn ym i, n ie m ogącym i się porozum ieć z krabem , ptak iem , zw ierzęciem .
„B osko-ludzkie”, w pisane w znaki i sym bole k u ltu ry , przem ienia się i trw a zarazem w h isto rii głównie dzięki zbiorow ej pam ięci, p rzeciw staw iając się „ludzko-zw ierzęcem u” , czyli poddanem u m atem aty czn ej konieczności, insty n kto w nem u , w yłączonem u poza k rąg w artości. K on k lu d u je Miłosz:
N ie u m iem y żyć nago. M usim y stale ow ijać się w k okon n a szy ch k o n stru k cji m y ślo w y ch , naszych zm ien iających się sty ló w filo zo fii, poezji, sztu k i. N a d ajem y sens p rzeciw -sen so w i, n a jściślej ludzka z n aszych czy n n o ści jest ta b ezu stan n a praca prządki. P o n iew a ż n itk i w y sn u te przez n aszych p o p rzed n ik ów n ie giną, przechow ują się, m y jedni pośród isto t ży w y ch m am y h isto rię, p oru szam y się w olbrzym im la b iry n cie, w k tórym sp lata się tera źn iejszo ść i p rze
szłość. T en lab iryn t chroni nas i pociesza, p on iew aż jest an ty-N atu rą. [W 136—
137]
D otknięte tu ta j zagadnienia dałoby się zapew ne opatrzyć bogatym ko
m en tarzem teologiczno-filozoficznym . P rzekracza to zarów no m oje kom petencje, jak zam ysł p rzyśw iecający tej pracy. T rudność też w tym , iż — ja k się rzekło — M iłoszowej reflek sji nie sposób zam knąć w ram ach jed n e j szkoły m yślow ej czy objaśnić zestaw ieniem z system em jednego filo
zofa; poeta raczej staw ia problem y i zaostrza sprzeczności, niż propo n uje gotow e rozw iązania. Bez w ątpienia m a rację M arian S tała zauw ażając w sw ej przenikliw ej in te rp re ta c ji Świata:
zrozu m ien ie poem atu n ie polega n a rozszyfrow an iu znaczeń p oszczególn ych jego części ani na rozpoznaniu w całości e k w iw a le n tu jakiegoś sy stem u filo z o fic z nego, trak tow an ego jako elem en t goto w ej, u trw alon ej h istoryczn ie w ied zy .
Albowiem , jak pisze badacz:
[stan ow i on] próbę n ie ty le odtw arzan ia filo zo fii, ile ży w eg o filo zo fo w a n ia . Jest tak zaś dlatego, iż zrozu m ien ie Ś w i a t a w y m a g a n ie tylk o zrek on stru ow an ia od p ow ied zi p rzed staw ion ych w poem acie, ale też u św ia d o m ien ia zakresu pytań sform u łow an ych w jego ram ie m odalnej 2.
Sądzę, iż tę niezw ykle tra fn ą obserw ację odnieść m ożna do całej po
ezji Miłosza. W ażniejsze od tropienia jej filozoficznych źródeł okazuje się uchw ycenie napięcia pom iędzy zakresem fu n d am en taln y ch p y tań zaw ar
ty ch implicite w tek stach w ierszy a rozm aitością odpowiedzi, jak ich na
1 M. S t a ł a , P o za z i e m i ą Ulro. „T ek sty ” 1981, nr 4/5, s. 137— 138.
P R O B L E M P O D M IO T U W P O E Z J I M IŁ O S Z A 43
te p y tan ia one udzielają. W śród tych p y tań , obok m ed y tacji n ad całością istnienia, rów nie w ażny jest problem isto ty człow ieczeństw a. Są to w ła ściw ie jak b y dw a bieguny tego sam ego zagadnienia: podobnie jak św iat nie daje się pom yśleć bez ludzkiej w nim obecności, „człowieczość” nie m oże się uobecnić bez św iata. Z założenia zaś, że tylko to m a praw dziw ą wagę, co zostało przepuszczone przez f iltr jednostkow ego dośw iadczenia, w ynika jeszcze jedna w ażna konsekw encja: „m ilczącem u” p y tan iu , kim jest człowiek, odpow iadają w M iłoszowych w ierszach „głośne” py tania, kim jestem ja, osobny, postaw iony w tym , a nie innym czasie, w takim w łaśnie m iejscu — słowem, p y tan ia o in d y w idu alną tożsamość. A r a czej — nietożsam ość. N a trę tn ie bow iem p ow racają stw ierdzenia w ro dzaju: „M yślałem [...] / Że zawsze będę ten sam ” (Pieśni Adriana Z ie liń skiego, P 97): „Ten sam i nie ten sa m ” (Sroczość, P 245); „nie mogę zo
stać kim chcę, tylko sobą” (Nauki, P 246); „M yślę o tym co znaczy być ty m a nie in n y m ” (Co znaczy, P 250); „nie p am iętam kim jestem i kim b y łem ” (Na trąbach i na cytrze, P 321); „I byłbym był, kim nigdy nie b y łem ” (Gdzie wschodzi słońce i k ę d y zapada, P 398); „W nocnym pocią
gu [...] m łod y człowiek, ja daw ny, niepojęcie ze m ną tożsam y” (Osobny z e s z y t, H P 74). Bycie sobą jest zatem n u rtu ją c y m problem em , nie zaś niekw estionow aną oczywistością. B oh ater wciąż przebyw a w stanie zagro
żenia w łasnego „ ja ” — przez upływ czasu, nacisk podświadomości, ciężar dziedzictw a, środowisko, kapryśność pamięci. P oszuk uje tożsam ości albo w głębinach sw ojej osobowości, albo p ro je k tu ją c niepokój sam opoznaw - czy w otoczenie. Czy jed n ak — tylko bohater? Ju ż przytoczone c y ta ty pozw alają podejrzew ać, iż całą tę p ro b lem aty kę Miłosz w pisał rów nież w skom plikow aną sieć relacji pom iędzy au torem w e w n ę trz n y m 3, pod
m iotem i w y stę p u ją c ą postacią.
„Negatywna wierność sobie”
P y ta n ia , kto w danym w ierszu M iłosza mówi, w czyim im ieniu w y stę
pu je i do kogo się zw raca — należą do najw ażniejszych, a zarazem n a j
bardziej kłopotliw ych. P odm iot bowiem, jak łatw o zauw ażyć, ustaw icznie zm ienia swe kostium y i przem aw ia rozm aitym i głosami. N ieu chw y tny i proteuszow y, przem ierza sw obodnie czas i p rzestrzeń, p rzy b ierając sobie coraz to inne m iano. Może być dam ą dw oru, X V II-w iecznym szlachcicem, chłopcem przem ienionym w m uchę czy zm arły m w ęd ru jący m w zaśw ia-
8 K ategoria ta, aczk olw iek bez w ą tp ien ia przyd atn a przy w p row ad zan iu roz
różn ień p om ięd zy tek stu a ln ą p rojekcją osob ow ości tw órczej, podm iotem (czy n a r
ratorem ) oraz rzeczy w isty m autorem , nadal pozostaje p ojęciem o p łyn n ych g ra n i
cach i w y w o łu je liczn e k o n trow ersje. P ro b lem a ty k ę tę om a w ia ł polem iczn ie S. S a - w i c k i w pracy M i ę d z y a u t o r e m a p o d m i o t e m m ó w i ą c y m (w: P o e t y k a — i n t e r p r e ta c ja — sacrum . W arszaw a 1981). C zyteln ik znajd zie tam b ib liografię n a jw a ż n ie j
szych opracow ań na ten tem at.
tach. W tych różnorakich w cieleniach n a jb ard ziej chyba uderza łapczyw a chęć ogarnięcia jak najw iększej skali postaw , dośw iadczeń i p u n k tó w w idzenia oraz w parze z ty m idące dążenie do przekroczenia w szelakich ograniczeń ludzkiej n a tu ry : płci, w ieku, pochodzenia społecznego, epoki historycznej, czasokresu pojedynczej biografii czy w reszcie cielesnej po
w łoki.
Ta n ieu stan n a m ask arad a jest bez w ątpienia zabiegiem celow ym i d a je się rozm aicie w ykładać. N ajprościej — jako w yraz p rag nien ia, nieob
cego żadnem u tw órcy, by przeżyć swój los w in n y sposób, w nie w yko
rzy stan y m w ariancie, w skórze kogoś innego, u nieru ch am iając n u r t czasu i zbliżając się do nieosiągalnej pełni doznań. Mówi o ty m otw arcie Gucio zaczarowany (P 291). Obok pasji poznaw czej i łapczyw ości zm ysłów m oż
na wskazać na inne w yjaśn ienie, „pozostając na gruncie M iłoszowej kon
cepcji poezji” :
W tym przypadku w ie lo ść person liryczn ych , d ążen ie do o d n o w ien ia sa m ego sieb ie b y ły b y n a stęp stw em n ieu sta n n eg o p oszu k iw an ia język a zd oln ego u n ieść pożądane treści i jed n ocześn ie ocalić n iep ow tarzaln ość w ła sn e j e g zy sten cji, odrębność jed n ostk ow ego d o ś w ia d c z e n ia 4.
Ma to bezpośredni zw iązek z polifoniczno-dialogow ym c h a ra k te re m w ierszy Miłosza; w edług Błońskiego — potrzeba „w ysłow ienia rozm ai
ty ch doznań i dążności” w y raża się „pow oływ aniem do istnienia m om en
taln y c h sobow tórów ” 5. Ale u k ry tą sprężyną w szystkich ty ch zabiegów jest rów nież — kto wie, czy nie przede w szystkim — antropologiczna reflek sja. Bo skoro istotę „ ja ” d aje się w ysłow ić jedynie m om entalnie, a k tu sam odefinicji m usi dokonyw ać ktoś w sw ej jednostkow ości w y ją t
kowy, niepow tarzalny, od in n y ch odrębny.
W tym m iejscu pojaw ia się zasadniczy problem : o k tó rą z „osób” m ó
w iących w w ierszu chodzi? O autora? Podm iot? B ohatera? Gdzie w ła ściw ie przebiega linia d em ark acy jn a m iędzy nim i? K tó re z w ypow iedzi n a rra to ra wolno, bez ry zy ka błędu, uznać za w yraz au to rsk ich p rze
konań?
Miłosz udziela odpowiedzi na owe p y tan ia zarów no szukając rozw ią
zań na w łasną rękę, jak p o d p a tru jąc i ucząc się od innych. Ju ż w p rze d w ojenn ej recenzji Pani B ovary (sam w ybór powieści jest tu wielce znaczący) pochw alał a u to rsk ą „dążność do jak najw iększego zapom nienia o sobie”, „wolę noszenia m aski, tę wolę obróconą przeciw ko w łasn em u chaosow i”. Pisał: „P rzedm iotem u tw o ru b ardziej niż dzieje E m m y i je j m iłostek jest w yrzeczenie się autora. Tu jest ta n eg aty w n a w ierność sa
m em u sobie [...]” 6. M ówienie „cudzym głosem ” pełni zatem w edług Mi
łosza przede w szystkim rolę sam odyscypliny: sp rzy ja po skram ianiu cha
osu życia w ew nętrznego, p o w strzym u je n ad m iern ą w ylew ność uczuć,
4 M. Z a l e s k i , P o w r ó t Miłosza. „T w órczość” 1981, nr 6, s. 122.
5 J. B ł o ń s k i , W z r u s z e n i e , dia log, m ą d r o ść. „T ygodnik P o w sz e c h n y ” 1980, nr 41.
9 O bron a r z e c z y nie u zn an ych . „A p el” 1938, nr 46, s. 11.
PR O B L E M P O D M IO T U W P O E Z J I M IŁ O SZ A 4 5
zapew nia dyskrecję. Inne „ ja ” pozw ala jak b y uobecnić się i skrystalizo
w ać w łasnem u „ ja ” , ale — przez jego negację, p rzy b ran ie skóry kogoś zasadniczo różniącego się m entalnością, ch arak terem , system em w artości.
Pojęcie „neg aty w n ej w ierności sam em u sobie” pow raca w niem al pro
gram ow ym K ła m stw ie dzisiejszej p o e z j i 7. I tu ta j Miłosz kładzie głów ny nacisk na cele pozaartystyczne. Stw ierd za w praw dzie, że owa w ierność w yraża się „w m askow aniu, w p rzerab ian iu elem entów życia na elem enty sz tu k i” i żąda od kryty kó w , b y odpowiedzieli, „czy użycie tej a nie innej m aski jest dostatecznie uzasadnione”, zarazem jed n ak — co znam ienne — m otyw acji szuka nie w obrębie tek stu , lecz w „dziejach duchow ych” autora.
Czym to tłum aczyć? Polem iką z aw angardow ą koncepcją liry k i zapew ne;
sk u p iając całą uw agę na m iędzysłow nych rozbłyskach znaczeń, poezja ta elim inow ała osobę a u to ra lub przy zn aw ała m u co n ajw y żej ty tu ł sz tu k m istrza. Ale nie jest rów nież w ykluczone, że pro b lem aty k a ta dlatego ta k żywo Miłosza obchodzi, iż stanow i p ro jek cję jego osobistych zm agań w ew n ętrzn y ch, procesu form ow ania się osobowości. M aska może być k a r tą w rozgryw ce o w łasną tożsamość.
Zupełnie inaczej po w ojnie. Z n an y List p ó łp ry w a tn y o poezji p rze su w a uw agę z osoby au to ra na jego stosunek do podm iotu. Szukając r e c e p ty na poezję, k tó ra — bez n adm iernego patosu i po strom anty cznej re to ry k i — pozw oliłaby w yrazić w ażką p roblem atykę, odw ołuje się Mi
łosz do... Ballad i romansów. Podziw ia ich a u to ra za „d y stan s” , „w ciele
nia w strzelców i dziew czyny” , „um iejętność p rzek reślen ia kom plikacji, k tó ry c h m u nie brakło, i użycie prostego języ k a” (K 71). M anipulow anie podm iotem w iąże z pojm ow aną szeroko ironią:
p olega '[ona] przede w szy stk im na zd oln ości autora do przyb ieran ia skóry ró ż
n ych ludzi i, k ied y pisze w p ierw szej osobie, do p rzem aw ian ia tak, jakby prze
m a w ia ł nie on sam , ale osoba przez n iego stw orzon a. Isto tn y sen s u tw oru z a w iera się w te d y w sferze stosu n k u autora do postaci. [K 70]
B rzm i to jak kom en tarz do Tren u Fortynbrasa czy Pana Cogito. P rz e w ro ty artysty czn e, jak widać, d o konują się nie tylko w głośnych m an i
festach. Ile la t upłynąć m usiało, by w poezji polskiej złam ana została hegem onia liry k i hom ofonicznej! A nie wolno zapom inać, iż pisząc te słow a był ju ż Miłosz au to rem Świata i Głosów biednych ludzi.
W tym pobieżnym przeglądzie w a rto chyba przytoczyć jeszcze dw ie w ypow iedzi. P ierw sza z nich, ze w stępu do K o n ty n e n tó w (K 8), n a d a je skłonności do „kroczenia w m asce” sens b ardziej ogólny i uściśla p rze sła n k i takiej p ostaw y czy m etody a rty sty czn ej. W skazując n a rozbieżność w iedzy posiadanej i u jaw n ia n e j, Miłosz zauw aża, iż n akład anie m aski w y n ik ać może z d y scy p lin y arty sty c z n e j („takie i takie zadanie, należy w y konać je gładko, środkam i, jakie są n a jb a rd zie j stosow ne”), rozw agi („nie
k tó re p raw d y są jeszcze zanadto niebezpieczne, lepiej je ukryć, żeby
7 „Orka na U g o rze” 1938, nr 5, s. 6.
nie zostały podjęte przez niepow ołane u sta ”), w reszcie w sty d u przed od
słanianiem sfe ry p ry w a tn e j. A więc i tu ta j, podobnie jak poprzednio, m aska jest jak b y czymś na zew nątrz, z góry d any m czy w y b ra n y m , jed nakże w ew n ętrzn ie spójnym i jednolitym , podczas gdy u k ry w a ją c y się za nią au to r pozostaje zagadkow y i nieokreślony. Tej w łaściw ości — k tó
rej, jak się okaże, Miłosz w swoich w ierszach w znacznym sto p n iu za
przeczy — nie podw ażają uw agi poety o K aw afisie zamieszczone w P r y w a tn y c h obowiązkach. Poza w skazaniem na rozległą tra d y c ję „przezw y
ciężania subiektyw izm u »ja« przez monolog osób będących i »ja«, i »nie ja« (poeci fran cu scy przełom u stulecia, B row ning, Lee M asters), co, n a w iasem mówiąc, św iadczy o św ietnej znajom ości przedm iotu, szczególnie ciekaw a w y d aje się p aralela B row ning— Norwid. Zasadza się ona, jak pow iada Miłosz, na „podobnym dla obu znaczeniu h istorii rozszerzającej nasze »ja«” (PO 41). A nalogicznie u greckiego poety:
w y w o łu je [on] z k ronik zapom niane albo n igd y w nich nie w y m ie n io n e p o sta cie, w c ie la się w te p ostacie, p rzem aw ia ich głosem i tak m ed y tu je nad c zło w ie k iem w ogóle, istotą i przez to także n ieu ch w y tn ą , że ani zaw sze tą sam ą, ani ty lk o zm ien iającą się zależnie od historyczn ego m om entu. [PO 4]
Zabiegi te m ają służyć p rzeciw staw ieniu się „zw ężeniu” poezji do celów autotelicznych, skupieniu jej na grze znaczeń słow nych i oddzie
len iu szczelnym m u rem od zasadniczej p ro b lem aty ki filozoficzno-religij- nej.
Podkłada więc Miłosz pod ten sam chw yt rozm aite znaczenia. Raz jest on jak b y środkiem u trw ala n ia podmiotowości, raz elem entem stra te g ii od kry w an ia wiedzy, to znów orężem w w alce z pew nym typem poezji.
Rządzi nim na p rzem ian d ialek ty k a nieokreślonego i określonego, utajo nego i objaw ionego, subiektyw nego i obiektyw nego. Ciągle też w ah a się pom iędzy biegunem ety k i i estetyki. Czym to tłum aczyć?
Z daniem Zdzisław a Ł apińskiego — zm ieniającą się koncepcją poezji Miłosza. U m ieszczając cytow ane wTyżej (z w y jątk iem dw u ostatnich) w y powiedzi poety w kontekście różnych form porozum ienia m iędzy au to rem a czytelnikiem , badacz tw ierdzi, iż poezja ta ew oluuje stopniow o od „li
ry k i m aski” poprzez „liry kę sy tu acji i c h a ra k te ru ” do „liry ki n aw ie
dzeń” 8. P ierw sza, w edług Łapińskiego, dom inow ała przed w ojną, d rug a pojaw iła się podczas okupacji w Głosach biednych ludzi, by sw ój n a j
doskonalszy kształt osiągnąć w Traktacie po etyckim , trzecia n ato m iast rozw inęła się w okresie po b y tu Miłosza w A m eryce.
O ile w liry ce m ask i sp raw a toczyła się m ięd zy autorem a czy teln ik iem , a w z n ie sio n e w u tw orze k on stru k cje m ia ły jed y n ie osłab iać zbyt groźne, jeśli b ezpośrednie, k on tak ty m ięd zy d w iem a rzeczy w isto ścia m i p sych iczn ym i, zaś 8 Z. Ł a p i ń s k i , S p o tk a n i a auto r sk ie. M iło sz i jeg o c z y t e ln i c y . R efera t w y g łoszon y w listop ad zie 1982 na se sji In sty tu tu B adań L iterack ich P A N w W arsza
w ie, p o św ięco n ej tw órczości C zesław a M iłosza. Za u d o stęp n ien ie m i m aszyn op isu r efera tu serd eczn ie A u torow i dziękuję.
P R O B L E M P O D M IO T U W P O E Z J I M IŁ O S Z A 47
w liry ce sy tu a cji i ch arakteru m ieliśm y po jed n ej stron ie, w sp ó ln ie, autora i czy teln ik a , a po d rugiej p rezen tow an ą ku n aszem u p ożytk ow i św iad om ość stw orzon ej przez autora postaci lub o b iek ty w n y sta n rzeczy — to w liry ce na
w ied zeń p oeta sta je się przek aźn ik iem słó w n ieza leżn y ch od niego i n ie w p ełn i rozu m ian ych .
Skąd konkluzja:
J e śli poprzednio M iłosz p rzyjm ow ał p o sta w ę k ogoś, k to w c ie la się w in n e osoby i m ó w i cu d zym i u stam i, to teraz zach ow u je się tak , jakby to k toś in n y w c ie lił się w n iego i przem aw iał jego ustam i. D a w n iej b y ł reżyserem cudzych gło só w , tera z sam się sta je przed m iotem obcej reży serii, „a n iew id zia ln i goście w chodzą i w y ch o d zą ” ®.
Ta efektow na klasy fik acja budzi szereg w ątpliw ości. Czy n a pew no poeta jest „przekaźnikiem słów niezależnych od niego i nie w pełn i ro
zum ian y ch ” ? „P rzedm iotem obcej reż y se rii” ? Przecież dobiera cudze gło
sy nadzw yczaj staran n ie, całkow icie — m im o stw arzan y ch pozorów — nad nim i p an u je, nie sposób zaś udowodnić, że są one dla niego niezro
zum iałe. Ł apińsk i jakb y bagatelizu je fakt, iż z p u n k tu w idzenia poetyki
„liry ka n aw ied zeń ” niczym nie różni się od „liry k i c h a ra k te ru ”, n ato m iast koncepcja podm iotu-m edium stanow i część kreow anego obrazu au to ra, elem en t pisarskiej strateg ii. J e st ta k być może dlatego, że badacz n iew ystarczająco ak cen tu je różnice pom iędzy rzeczyw istym tw órcą a a u torem w ew nętrzn y m . Czy m ożna uznać za a rg u m e n t rozstrzyg ający c y ta t z A rs poetica?, skoro jest on składnikiem fikcji literack iej, frag m entem sam ooceny podm iotu, k tó ry w cale nie m usi być z au to rem tożsam y? Co w ięcej, m edium iczność — co zresztą sam Ł apiński kilka stronic d alej zauw aża 10 — pojaw iła się u Miłosza już w Trzech zim ach, nie jest więc jego ostatn im w ynalazkiem . Co jed n ak uderza n ajb ard ziej, to zastan a
w iająca rozbieżność Miłoszowej, by ta k rzec, teorii i p rak ty k i poetyckiej.
Dość parad o ksalnie, w okresie zachęcania do w y p raw czytelnika w głąb a u to rsk ie j osobowości — w łasną pryw atność okryw a m ową w izji i sym bolu, g d y tw o rzy liry k ę roli, b ardziej lub m niej d y sk re tn ie su g e ru je sw oje pow inow actw a z w y stęp u jący m i ak to ram i; gdy b u d u je „ ja ” k u ltu row e — jego św iatoobraz p ry w atn ieje.
Liryka nie-osobista
W ypada cofnąć się do początku. J a k już pisałem , w juw eniliach Mi
łosza zaznacza się ten d en cja do tw orzenia postaci, k tó rych związek z tw ó r
cą jest zarazem su gerow any i uchylany. Sugerow any, bo bohaterow ie
9 I b i d e m .
10 I b i d e m , s. 14. Trudno jednak zgodzić się z opinią, że „P anuje tam sem an tyk a aleg o rii, ale a leg o rii p u ste j”. O brazy i sym b ole za w a rte w T r z e c h z i m a c h są, o w szem , trudno p rzek ła d a ln e na język pojęć, n iem n iej k lu cz do w ięk szo ści z nich m ożna zn aleźć w B ib lii i antyku. Zob. J. T r z n a d e l , „... C z y m ja j e s t e m i c z y m oni są?”
( C z e s ła w a M iło sza ś w i a t za grożon y). „T w órczość” 1981, nr 6.
w y stę p u ją w rolach społecznych i postaw ieni są w sytu acjach , k tó re m ogły być udziałem au to ra; uchylone zaś przez w yraźnie się zaznaczający dy stan s wobec ty ch postaci. Dodać tera z należy, że w p arze z ty m idzie in w azja d ram aty czn y ch form wypow iedzi, czy to w form ie m ikrodialogu (np. F ra g m e n ty z poem atu-buffo, Wiersze dla opętanych n ), czy liry k i drugoosobow ej, p rzep latan ej dodatkow o zbiorow ym „m y ” (przykładów na to dostarcza p raw ie każdy w iersz, od K o m p o zyc ji poczynając). Szczegól
nie ciekaw y jest Teatr p c h e ł 12, gdzie w zalążku d a ją się odnaleźć niem al w szystkie używ ane przez Miłosza sposoby m anipulow ania podm iotem . A więc, przede w szystkim , podstaw ow a oscylacja pom iędzy „ ja ” i „ ty ” ;
„Du L y r i k ” już tu ta j staje się form ą w ew nętrznego rozdw ojenia, p rzy czym to „ ty ” może być alter ego, oglądanym z pew ną sy m p atią i zrozu
m ieniem , albo też ironicznym prześm iew cą. Słowa: „S tajesz się bardziej m ąd ry , praw ie doskonały, gdy n a skrw aw ione / tw arze um iesz patrzeć bez kurczow ego uśm iechu tłum iącego ból!” — to jak b y zapow iedź i p re- fig u ra c ja dalszych autoironicznych ocen od Pieśni Adriana Zielińskiego po Osobny zeszyt. Czy jednakże ów ad resat to z całą pew nością p ro jek cja osobowości autora? T rudno zaręczyć, a ta niejasność jest n a jw y raźn iej zam ierzona. P o d trzy m u je ją choćby sąsiedztw o w ypow iedzi, k tó re w y g łaszają osoby bez w ątp ienia różne od autorskiego „ ja ” : jedn y m z n a r rato ró w jest praw dopodobnie przyszły wódz hitlerow ski, już w dzieciń
stw ie m arzący, by „mieć bębenek z ludzkiej sk ó ry ”, dru g im ■— w ypasa
jący bydło w iejski chłopiec. W toku w y n u rzeń tego ostatniego pojaw ia się do datkow a kom plikacja. Oto w spom inany przezeń b rat, k tó ry za Chle
bem w yem igrow ał do A m eryki, z przedm iotu opowieści s ta je się nieocze
kiw an ie jej w spółpodm iotem , by jed ny m zdaniem rozw iać złudzenia ro d zin y o sw ym bogactw ie. W ypada podkreślić, że ten m ik ro cy tat zo
sta je w prow adzony bez zapowiedzi i nie jest zaznaczony cudzysłowem . Trochę tak, jak by głos rozbrzm iał w in n ym głosie.
Je śli tak i stopień kom plikacji dostrzec m ożna już w poetyckich p ier
w ocinach Miłosza, cóż dopiero mówić o jego do jrzałej twórczości. P o
cząw szy od Trzech zim, w szystkie w ym ienione w yżej form y ulegają stop
niow em u w ysu b teln ien iu i pogłębieniu. W jakim k ieru n k u biegnie ewo
lucja? W w ierszach przedw ojennych, pow stałych m iędzy r. 1934 a 1939, w y p ad a odnotow ać zacieranie się g ran icy pom iędzy autorem , podm iotem i bo h aterem ; sta ją się oni jak gdyby w cieleniam i tej sam ej osoby, która n a różne sposoby wieści św iatu zagładę. Sygnałem tego choćby stylis
ty czn a jedność w ypow iedzi, naw iązu jący ch do reto ry k i biblijnej, oraz ch w ie jn y sta tu s podm iotu, k tó ry — zaw ieszony pom iędzy rzeczyw istością a m item , realnością a groźną fan tasm ag orią — łatw o z „ ja ” przedzierzga się w „ ty ” czy „on”. N ajlepszym tego p rzyk ładem Ptaki, Powolna rzeka
11 „Ż agary” 1931, nr 1; 1932, nr 2.
12 „Z et” 1932, nr 3.
P R O B L E M P O D M IO T U W P O E Z J I M IŁ O S Z A 49
czy Roki. T ym tran sform acjo m sp rz y ja m ała stosunkow o ilość alu zji autobiograficznych (n ajw yraźniejsze są one w w ierszu Do księdza Ch.) lub takie ich zaszyfrow anie, że sta ją się nieczytelne: tylko w yznanie po
e ty pozwala dopatrzyć się elem entów k rajo b razu białostockiego w u tw o rze W ieczorem wiatr czy Posąg m a łżo n k ó w uznać za liry k osobisty (zob.
PS 33). N ieporów nanie w ażniejsze, że Miłosz na szeroką skalę stosuje w spom niany chw yt m ik ro c y ta tu czyjejś w ypow iedzi, p rzy czym — co jest nowe — problem , kto mówi, pozostaje o tw arty . O ceniając T r z y z im y z p e rsp ek ty w y czasu, pow iedział poeta rzecz bardzo istotną:
w tym tom ie jest ostateczn ie m asa zagrań, fraz sam oistn ych , k tóre m ają w ła sn ą autonom ię. N azw ałb ym je o p eracjam i em o cjo n a ln y m i, bo ta k ie zd an ie jest zd a n iem bardzo d ram atycznym . (...] R ozm aite w e r sy m ożna w y ją ć z ty c h w ie r sz y i an alizow ać jako ruchy m ow y dram atyczn ej. [...] To jest tak, jak b ym n osił w sob ie n iezliczon ą ilość g łosów , k tóre p rzem aw iają dram atycznie. [PS 25]
N ietrudn o udowodnić, że tak im i sam oistnym i frazam i czy głosam i rozbrzm iew a cały poetycki d y sk u rs Miłosza.
P o w staje zasadnicze pytanie: do jak iej k ategorii liry k i zaliczyć tego rodzaju wiersze? C zytelnik u zbrojony w podręcznikow e rozróżnienie li
ry k i na osobistą, m aski i r o l i 13 — znajdzie się w nie lada kłopocie. P ro blem nie sprow adza się p rzy ty m do określenia d ystan su pom iędzy a u to rem a podm iotem . Miłosz bowiem podważa m ilczące założenie pow yższej klasyfikacji. Jakie? W ypada przypom nieć rzeczy elem en tarn e. O dsyłając do p o p u larn ej w iedzy z zakresu psychosocjologii (skąd m aska i rola), ty pologia ta za pew nik p rzy jm u je spójność osobowości oraz hom ogenicz- ność postaw . Przem aw iający, jak w iadom o, w inien zostać w yposożony we w łasne cechy charakterologiczne i osadzony w ściśle określonym środo
w isku; co za ty m idzie — dysp on u je d ającym się odtw orzyć zasobem w iedzy, system em ocen, językiem etc. In n ym i słowy, podczas le k tu ry po
w sta je jak b y jego „ p o rtre t”, k o n stru o w an y — w arto zauw ażyć — dość a rb itra ln ie , na przecięciu stra te g ii poety oraz oczekiwań, eru d y cji i po
staw y czytelnika. Dość podobnie z autorem , na którego obraz sk ład ają się zarów no pozatekstow e w ypow iedzi tw órcy, jak inform acje o jego ży
ciu. Czy nie jest oczywiste, że ab y odróżnić od siebie owe trz y ty p y li
ryki, m usi się założyć w zględną stabilność i k oherencję zarów no podm io
tu, jak autora? Bez tego przecież nie sposób u stalić ich w zajem nego dy sta n su czy stopnia id en tyfikacji. K rótko m ówiąc, są oni hipostazam i koncepcji osobowości jed n o litej i w ew n ętrzn ie spójnej. Tym czasem tę w łaśnie koncepcję Miłosz k w estionuje; psychiczna jedność nie jest dlań czym ś danym , lecz problem atycznym .
Oczywiście, nie jest tak zawsze. W dorobku Miłosza m ożna znaleźć cały szereg w ierszy, k tóre m ieszczą się w ram ach tra d y c y jn e j liry k i bez-
18 T akie choćby, jak w : E . M i o d o ń s k a - B r o o k e s , A. K u l a w i k , M. T a t a r a, Z a r y s p o e t y k i . W arszaw a 1978, s. 173— 181.
4 — P a m i ę t n i k L i t e r a c k i 1988, z . 1
pośredniej. W ystarczy w ym ienić Obłoki, Piosenkę na jedną s tr u n ę , P r z e d mow ę do tom u Ocalenie, u tw o ry o tem atyce relig ijn ej: J a k że znosiłeś, Im więcej, O aniołach, czy w iersze-listy: Elegia dla N.N., Do Robinso
na Jejfersa, L is t, Do Józefa Sadzika itd. Ich ilość pow iększa się w tom ach Gdzie wschodzi słońce i k ę d y zapada oraz H y m n o Perle. A le i tam , po
m im o rosnącej pryw atności tonu czy aluzji do w łasnego życia, poeta d ąży do uogólnienia 14. Podm iot b ardziej staje się w yrazicielem pew nego św ia
topoglądu, p ostaw y m o raln ej i filozoficznej opcji niż m edium p ry w a t
nych zwierzeń. D ystans zaś osiąga Miłosz rozm aicie. W pierw przez s ty li
zację bądź użycie spatynow anego g atu n k u literackiego. R ozrzut tra d y c ji, do k tóry ch naw iązuje, jest ogrom ny: w iersz W m ojej ojczyźnie np. n a śladuje Mickiewicza, p rzejm u jąca Piosenka na jedną strunę sięga po w zór jeszcze dalej: jest orygin aln ą transpozycją tzw. zw rotki h ejn ało w ej jed no- r y m o w e j15, kom binując 8-zgłoskowiec z 9- i 10-zgłoskowcem. Cóż do
piero mówić o podchw yceniu tonu i zgrzebnej m iary lam e n ta c ji śre d niow iecznej w Piosence wielkopostnejl Stylizacje te n a d a ją przeżyciom podm iotu w y m iar ponadczasowy, nie gubiąc zarazem , co istotne, jego osadzenia w „tu i te ra z ”. A by ograniczyć się do ostatniego przy k ład u : średniow ieczny lam entow nik z pew nością nie pow iedziałby: „Długo b ie
głem po ziemi, [...] / Z żalem i n aw et rozpaczą / Że nie w iem co znaki znaczą” (P 384). Św iat, n aw et w sw ej znaczeniow ej nieprzejrzystości, nie w yw oływ ał w nim bowiem lęku, lecz ufność i podziw dla Stw órcy, a p rze- kładalność znaków k u ltu ry gw arantow ał pow szechnie p rz y ję ty system religijny.
Pow yższa uw aga przyw odzi na m yśl d ru gi sposób, w jak i poeta n ie ja ko przerzuca swe p ry w a tn e doznania, czasem n aw et błahe, w w y m iar uniw ersalny. M ianowicie zam yka je w form ę m orału czy filozoficznej m aksym y. Np. w spom nienie m łodzieńczych kąpieli w jeziorze kończy m .in. zdanie: „Co było in dyw idualne staje się odm ianą ogólnego w zoru”
(R zeki m a leją, p 296). T akich sform ułow ań całe m nóstw o w tej poezji.
W reszcie trzecia m etoda, polegająca na obdarzeniu podm iotu zdol
nością przenoszenia się w czasie i przestrzeni. Rzec m ożna, Miłosz roz
w ija tu ta j i m odyfikuje koncepcję „ ja ” eschatologicznego z Trzech zim.
Tam wszakże w ędrów ki podm io tu -b o h atera uzasadniał k o n tekst m itolo
giczny (np. łódź C harona w Posągu m a łż o n k ó w ) lub prorocze w idzenie (np. w Bramach Arsenału czy Pow olnej rzece), po w ojnie n atom iast owe przem ieszczenia pozbawione zostają w y razistej fa b u la rn e j m otyw acji.
Ciekaw ym tego przy k ład em choćby początek Gdzie wschodzi słońce i k ę d y zapada (P 363):
14 Z nam ienne, że M iłosz o cen ia n eg a ty w n ie K a w i a r n i ą za to w ła śn ie, że te n
„w iersz jest n ied o sta teczn ie u ogóln ion y, zanadto zw ią za n y z a k tu aln ą sytu acją h is
toryczn ą” (PS 65).
15 Zob. Z. K o p c z y ń s k a , O ś m io zg ło s k o w ie c . W zbiorze: S y la b i z m . W rocław 1976, s. 218.
P R O B L E M P O D M IO T U W P O E Z J I M IŁ O S Z A 51
C ok olw iek dostanę do ręki, ry lec, trzcin ę, gęsie pióro, długopis, G d ziek olw iek odnajdą m n ie, na ta fla ch atrium , w ce li klasztorn ej,
w sa li przed portretem króla, S p ełn iam , do czego zostałem w p ro w in cja ch w ezw a n y ,
K to w ypow iada te słowa? P o eta — w ieczny? U cieleśnienie p rzem ie
rzającego czas toposu? P rzem aw iałab y za ty m dostojność m owy. Ale, kilka w ersów d alej, i podm iot się u k o n k retn ia, n ab ierając rysów upodob
niających go do auto ra, i patos ociera się o sty l kolokw ialny. W zniosłość zaś nieoczekiw anie grzęźnie w pospolitości. Po szybow aniu w w ysokich rejo n ach — m yśl „o grypie jak ta o sta tn ia ”. M ówiący jest poetą-w y gnań - cem, nad brzegam i P acy fiku w spom inającym Litw ę. Ze swego pow ołania nie czerpie jed n ak — jak jego rom an ty czn i poprzednicy — ty tu łu do w iecznej chw ały; przeciw nie — w y d aje m u się ono w ielce podejrzane.
P rzeraża go „O brzydliw ość rytm iczn ej m owy, / K tó ra sam a siebie obrzą
dza, sam a p o stę p u je ” . O scylacja pom iędzy „tu i te ra z ” a „tam i zaw sze”, współczesnością a trad y cją, sferą p ry w a tn ą a ogólnoludzką znaczy niem al każde zdanie w iersza. W „codziennym d n iu ” em ig ran t słyszy
„rżenie konia rydzego” z A p o k a lip s y ; w osobistej, przejm u jącej tonem skardze:
I n igd y już n ie u k lęk n ę nad rzeką w m a leń k im kraju Ż eby co w e m nie k am ien n e rozw iązało się,
Żeby nic już n ie b yło prócz m oich łez, łez. [P 363]
— n ietru d n o dosłuchać się pogłosu L ir y k ó w lozańskich Mickiewicza.
Ju ż ten p rzy k ład dowodzi, że liry k a osobista ciąży u Miłosza w s tro nę liry ki m aski i roli. N astępuje w n iej — zauw ażone u K aw afisa — rozszerzenie „ ja ” o w y m iar historyczny, ale odm ienność Miłoszowego po
dejścia w tym , że owo „ ja ” w ęd ru je nie tylko w h isto rii ludzkości, lecz i w obrębie p ry w a tn e j biografii auto ra. Podczas gdy grecki poeta rek o n stru u je sy tu a c je głów nie z przeszłości staro ży tn ej i, w yw ołując z n ieb ytu d aw n e postacie, ocenia ich zachow ania ze współczesnego d y stan su — Miłosz nie tylk o znacznie poszerza zakres przem ieszczeń podm iotu, ale i dba stale o przen ik an ie się w jego dośw iadczeniu rozm aitych czaso
przestrzen i. Dochodzi do tego dw ojako: albo doznania i przeżycia boha
tera lirycznego, z k tó ry m się w znacznym stopniu utożsam ia, u znaje za in d y w id u aln ą odm ianę p arad y g m atu ludzkiej kondycji (jest nim np. w y gnanie, jak w przytoczonym w yżej cytacie czy w Portrecie greckim, oraz kuszenie przez diabła — w Pokusie i Odstąp ode mnie), albo też p rzed
sta w ia dzieciństw o i młodość tego b o h atera z p e rsp ek ty w y jego później
szej w iedzy. Takich ew okacji „siebie daw nego” szczególnie dużo w kali
fo rnijsk im okresie, o tw iera je Gucio zaczarowany. M ożna je tłum aczyć upływ em czasu, k tó ry coraz bard ziej oddala poetę od tam tego brzegu, rozbudzając za nim nostalgię. Ale rów nież — św iadom ym odw róceniem się od am erykańskiego otoczenia (z w y ją tk ie m jego k rajob razu) i czerpa
niem poetyckiego m ate ria łu głównie z tam tego okresu. Że nie są to je dynie sen ty m en taln e w spom inki, przekonać może ten choćby frag m en t:
P rzechadzam się. Już nieludzki. W m y śliw sk im stroju, Tam gd zie nasze puszcze i dom y i dw ory.
Podano chłodnik, a ja w abstrakcji, P rzy zap ytan iach z k ońca m ego w iek u . G łów n ie o praw dę, skąd ona, gdzie ona.
I m ilcząc jadłem kurczaka z m izerią. [NZ 21]
U derzają w ty m w ierszu nie tylko przeskoki czasowe: z te ra ź n ie j
szości w przeszłość — i z pow rotem . B ardziej istotna w y d aje się w izu alna naoczność daw n ych zdarzeń, k tóre dzieją się jak b y na nowo, obecnie.
P o w staje coś n a k ształt czw artego w y m iaru: w spo m in ający nie ty le ocala od zapom nienia czas bezpow rotnie m iniony i zam knięty, ile przebyw a w dw u czasoprzestrzeniach równocześnie. J e s t m łodym m yśliw ym , lecz posiada znacznie później zdobytą m ądrość, albo też — już w ted y staw ia sobie pytania, na które odpowiedzi szukać będzie znowu pod koniec życia (tak w łaśnie, na dw a sposoby, m ożna — jak sądzę ■— rozum ieć sfo rm u łowanie: ,,Przy zap y tan iach z końca mego w ie k u ”). K ró tk o m ówiąc, pod
czas gdy K aw afis rozm yśla o „człow ieku w ogóle” , za środek m ed iaty - zujący uznając tej idei historyczne realizacje, Miłosz n ieu stan n ie poddaje ją próbie jednostkow ego życia. G dy dla pierw szego założoną hipotezą u nifik u jącą jest niezm ienność ludzkiej n a tu ry oraz jedność k u ltu ry śród
ziem nom orskiej, dla drugiego hipotezę tę stanow i pojedyncza, w łasna, biografia, w k tó rej w szakże tam te w y m iary załam u ją się w sposób nie
pow tarzalny. J e st tak zresztą nie tylko w poezji Miłosza: w y starczy p rzy pom nieć Rodzinną E uropę, k tó rej a u to r p a trz y na siebie jak na „obiekt socjologiczny” (RE 10), czy Ziem ię Ulro, gdzie życiowe i in telek tu aln e przygody au to ra od razu n ab y w ają rangi w zoru, p rzyk ładu , uogólnienia.
O statni p rzy k ład skłania do poświęcenia w iększej uw agi aluzjom autobiograficznym . Czem u one służą? Ja k i jest stopień id en ty fik acji a u to ra z podm iotem ? P y ta n ia tym b ard ziej istotne, że rzu to w ane są nie tylko w czas przeszły, ale i w teraźniejszość. K uszony w Pokusie zostaje um ieszczony „Na sk ra ju góry skąd widać neonow e m ia sta ” (HP 16).
Wolno to rozum ieć jako połączenie aluzji do sceny kuszenia C h ry stusa z osadzeniem akcji we w spółczesnych realiach (stąd „neonow e m ia sta ” ).
A le bez tru d u da się rów nież w skazać au ten ty czn ą lokalizację: w y starczy wieczorem stanąć na G rizzly Peak, gdzie obecnie m ieszka poeta, i stam tąd spojrzeć na B erkeley, O akland i El C errito (w spom niane zresztą z nazw y w w ierszu Na trąbach i na cytrze, P 325). N iew ykluczone zatem , że i poprzednio opisana scena rzeczyw iście m iała kiedyś m iejsce. Skłania do tych przypuszczeń fak t, iż w rozm ow ach z C zarnecką Miłosz u silnie podkreśla, że opisy czerpie z a u to p s ji16. Nie przeszkadza to, rzecz prosta,
16 D otyczy to n a w et Zdań! Zob. P S 192.
P R O B L E M PO D M IO T U W P O E Z JI M IŁ O SZ A 53
ich daleko idącym przeobrażeniom . N asycone w izualnym , plastycznym k on kretem (ów kurczak z m izerią — w poprzednim cytacie, czy sk ra j góry, pod który m rozciągają się m iasta — w ostatnim ), odznaczają się jednak ogólnikowością: jej w yrazem sprow adzenie przedstaw ień do n a j
bardziej podstaw ow ych elem entów i daleko posunięta typizacja (mowa o górze i m iastach bez podania ich nazw).
Sugestia autobiografizm u sw oje najw iększe nasilenie osiąga u Miło
sza w łaśnie w A m eryce. Oczywiście, odw ołań do pry w atneg o życia a u to ra jest sporo w całej tej poezji, dają się z niej odtw orzyć dokładnie kolejne m iejsca jego pobytu, czasem w ręcz zam ienia się ona w zapis w rażeń: np.
Notatnik: Sanary, Notatnik: Bon nad L e m a n e m , Notatnik: Pennsylvania.
Ale w okresie k alifornijskim zwiększa się ilość przyw ołań m iejsc i osób, k tó re m ają znaczenie i są czytelne już ty lk o dla sam ego poety. C zytelnik pew nie się nie dowie, kim była owa „panna z kosm ykiem na u ch u ” czy m alarz, ,,co nie szukał idealnego p rzed m io tu ” (Gucio zaczarow any, P 292), nie znani dlań pozostaną „A nna i Dorcia D rużyno” (Miasto bez imienia, P 315), „A lżbieta” (Gdzie wschodzi słońce i k ę d y zapada, P 411), „F ilin a”
(Filina, H P 22) i ty le in n y ch postaci. Ta p ryw atność staje się nową jakoś
cią w w ierszach Miłosza, p rzypom inając nb. późne u tw o ry Iwaszkiewicza.
D odaje opisom au ten ty zm u oraz uw ierzy teln ia ich praw dziw ość. Miłosz nie przekracza w szak granicy d yskrecji, czego n ajw ym ow niejszym do
wodem , iż najbardziej osobiste w iersze sygnuje inicjałam i: N. N. i Y grek Zet. P ryw atn o ści rów nież usiłuje nadać w łaściwości uogólnienia.
W cudzej skórze
W stro n ę liry ki m aski g raw itu je u M iłosza nie tylko liry k a bezpo
średnia, ale i liry k a roli. Bo owszem, są w tej poezji w iersze, k tó ry ch pod
m iot jest bez w ątpienia kim ś różnym od a u to ra i w żaden sposób nie może być z nim identyfikow any. Obok cytow anych już utw orów z kobie
cym n a rra to re m należą tu ta j Siegfried i Erika, Kolędnicy, Rozmowa na W ielkanoc 1620 roku, Mistrz, Z chłopa król, Po drugiej stronie oraz W y ż sze a r g u m e n ty na rzecz d y scy p lin y zaczerpnięte z przem ówienia na radzie powszechnego państwa w roku 2068. Ale i w nich, co ciekawe, a u to r m niej lu b bardziej d y sk re tn ie zaznacza swą obecność. W usta niem iec
kiego czy włoskiego kom pozytora X V II w. w kłada swe credo artystyczne:
„Co z m ego zła powstało, to tylko praw d ziw e”. Z kolei rodowód naw róco
nego podczas k o n trrefo rm acji kalw ina w yw odzi nie przypadkiem — z W ędziagoły, siedziby rodow ej sw ojego ojca. Ja k b y chciał zasugerow ać, że los tego kuszonego w przedziw ny sposób jest i jego udziałem . N aw et tam , gdzie podm iot jest kim ś innym niż au to r, roztrząsane są problem y, k tó re poeta, już bez przeb ran ia, p o d ejm u je w in nych utw orach.
Ciekaw ym tego p rzyk ładem jest w iersz Siegfried i Erika, gdzie h itle row ski lotnik, dokonując pośrednio dem askacji ideologicznych założeń n a
zizm u, obnaża zarazem m itotw órczą zasłonę każdego system u to ta litarn e g o . W oczach fan aty k a h itlery zm stanow i w cielenie odw iecznych tęsk n o t ludzkości do zapanow ania nad ciałem i duszą oraz poddania bieg u h isto rii ty lko w łasnym decyzjom. W spom inając kam panię w rześniow ą, S iegfried opow iada sw ej siostrze z ledw ie tajo n ą dum ą:
T ak, zabijałem . Czy to źle, Eriko?
Szosa szła do m n ie z g w izd em m oich sterów , A tam był chaos, rozum iesz? K olum ny
W ozów , toboły, brud, sk w ar, czołgan ie się, strach, rozprzężona W ola n iezd oln a utrzym ać zam iaru.
Ś m ierteln e isk ry k tóre w te n tłu m b iegły Spod m oich sk rzyd eł, b yły ta k ie czyste! [P 120]
Cóż łatw iejszego od potępienia ludobójstw a. W yrazów m oralnego obu
rzen ia niem ało, jak wiadomo, w — nie tylko polskiej — lite ra tu rz e . Tym b ard ziej oryginalnie i świeżo brzm i głos Miłosza. N ajw y raźn iej nie in
te re su je go patologia zbrodni lub psychologiczne m otyw acje prow adzące do zobojętnienia na m asow ą śmierć. Ź ródła eru p cji niszczycielskich in sty n k tó w k ry ją się w edług niego znacznie głębiej. W czym n a jb a rd zie j w y raził się dem onizm hitleryzm u? Poeta odpowiada: w dążeniu do „czys
tości” . Przeciw staw ionej — jak w pow yższym cytacie — „b ru d o w i”, chaosowi, rozprzężeniu woli. Zam iłow anie hitlerow ców do schludności n a b ie ra w tym kontekście nowego zabarw ienia... Gdzie indziej Miłosz dowodzi:
D iab elsk a pokusa m oże przybierać różną postać. Gdy p rzyb iera p ostać lu- cyferyczn ą, w ych od zi przede w szy stk im asp ek t p ych y i czy sto ści, bo L u cyfer jest duchem w y n io sły m i czy sty m [...] to jest w ła śc iw ie w y p a d ek w ięk szo ści nap raw iaczy lu d zk ości w n aszym stu leciu . Bo oni są tacy czyści, k och ają c z y s
tość. [PS 109]
Ł ad społeczny, praw ny, obyczajow y — nad którego nietrw ałością ubo
lew a Siegfried — b roni zapew ne przed poniżeniem i dem oralizacją, sta jący m i się często udziałem ludzi w yd any ch na pastw ę nagiej w alki o byt.
Dowodem, kreślone n a początku w iersza, sceny z życia n a ro d u niem iec
kiego tuż po klęsce o statn iej w ojny. A le ów ład, gdy zostanie pojęty zb y t sk ra jn ie i oddany w pach t niepow ołanym — przynosi nieobliczalne zniszczenia. „H igiena społeczna”, dążąca do w yelim inow ania ze zbioro
wości w szystkiego, co nie słucha utopii, sprzeciw ia się system ow i o ficjal
n y c h w ierzeń i nie poddaje się uniform izacji — jest, w sam ej sw ej isto
cie, nieludzka. Nie tylko bow iem n eg u je istnienie te j sfe ry człow ieczeń
stw a, o k tó re j stanow i w łaśnie zagm atw anie, ciemność, „b ru d su b ie k ty w n y ” (Tra kta t poetycki, P 242), ale i łam ie e lem en tarn e praw o, by każdy pozostał sobą naw et za cenę w łasnych błędów i słabości. Czyż ideologia to ta lita rn a nie jest, p y ta Miłosz, op arta na u k ry ty m fałszu? Jego w y ra zem — paradoks. Z jed n ej stro n y p rzy znaje ona p rzyw ilej n ieo m y lnej w iedzy i absolu tnej w ładzy g rupie jednostek, która, zapatrzo na w speł
P R O B L E M P O D M IO T U W P O E Z J I M IŁ O S Z A
n ian ą rzekom o m isję dziejową, skrycie pogardza zbiorowością (skąd w w ierszu niezróżnicow any „ tłu m ”), z d ru g ie j — p rzek reśla zasady m o
raln e , k tó ry ch podstaw ą i uzasadnieniem jest poszanow anie godności i su w erenności indyw iduum . D latego u tw ó r kończy ostrzeżenie pod adresem w szystkich „napraw iaczy ludzkości”, k tórzy w y rz u t sum ienia radzi uznać za „przesąd lib e raln y ” .
Podczas gdy Siegfried grzeszył źle p o jętą skłonnością do czystości, przedstaw iciel w ładzy „pow szechnego p ań stw a w ro ku 2068” (P 338— 339) grzeszy lucyferyczną pychą. Logika jego w yw odu w yd aje się nie do od
p arcia i p rzypom ina rozum ow anie W ielkiego In k w izy tora z Braci Kara- m azow . Skoro człowiek jest za słaby, b y unieść ciężar sw ej wolności, a pozostaw iony sobie gubi się w sprzecznościach i sięga daleko poza w łas
n e możliwości, należy poddać go pedagogii ograniczeń. „P raw o Zaciem n ia n ia ” uw aln ia go od poznaw czych niepokojów , „P raw o Z m niejszonych C elów ” — paradoksalnie — ocala jego idealizm : „U bóstw o i gorycz albo
w iem są koniecznym w aru n k iem szczęścia”. N ietru d n o w tej futurologicz
n e j fa n ta z ji doczytać się ak tu aln eg o a d resu politycznego czy odw ołań do — obok D ostojew skiego — W itkacego i O rw ella. Raz jeszcze a u to r dowodzi, że realizacja społecznych utopii zaprzecza ich idealistycznym założeniom . Odbyw a się bowiem kosztem unicestw ienia duchow ych aspi
ra c ji i m etafizycznych p ragnień jednostek oraz łączy się z uzurpow anym p raw em do decydow ania, co dla człow ieka lepsze, a co gorsze. Miłosz u n i
ka łatw y c h potępień. Bo jakkolw iek, wychodzące z fałszyw ych przesła
nek, rozum ow anie sam o siebie k om prom ituje, przytoczone „wyższe” a r g u m e n ty w a rte są zastanow ienia. Czy m ożna np. odmówić słuszności zarzutow i: „Podobnie jak ich wolność [...] / Chleb nie sm akow ał im, bo dość go było w p ie k a rn i”? N iem ało na to dowodów, że sty l k on su m pcyj
ny, opustoszając z w yższych potrzeb, stw arza w a ru n k i do — m niejsza, czy w zgodzie z nim, czy przeciw ko niem u — ubezw łasnow olnienia in d y w id uu m . Podobnie nie pozbawione racji je st stw ierdzenie, iż ucisk państw ow y, rozbudzając idealistyczne dążenia, a zarazem uniem ożliw ia
jąc ich realizację, stw arza pożyw kę dla ko m pensacyjnych zabiegów. Toteż ci, co „złorzeczą zakazom, / Ju ż boją się, że m ogłyby zniknąć zakazy” . Szczególnie zaś przenik liw a jest uw aga, że w świecie, k tó ry unicestw ił n ie re la ty w n e w artości, także praw d a może być tylko drug im członem d ia le k ty c z n e j opozycji — „praw d ą w b re w ” in n ej praw dzie lub innem u k łam stw u. S tąd i pochw ała „cen zu ry i n ie d o sta tk u ” nie jest prosty m szy derstw em . W zdegradow anej rzeczyw istości k a rle je aksjologia. D ia
gnoza naszej k u ltu ry odsłania w końcu jej zasadniczy dylem at, k tó ry prow adzi do rosnącej atrak cy jn o ści ideologii to talitarn y ch . Albo po
w szechne „bezpieczeństw o” za cenę „posłuszeństw a” i „dyscypliny” oby
w ateli, albo w olny w ybór z w szystkim i zw iązanym i z nim niew ygodam i
<P 338— 339).
M iłosz oddaje głos nie tylk o postaciom z teraźniejszości i przyszłości
historycznej, ale i z przeszłości. „Z chłopa k ró l” to ktoś z całkiem innego św iata, inn ej epoki. Czym jest u tw ó r pod tym tytu łem ? Podjęciem s ta rego m otyw u karnaw ałow ego? B ezpośrednią polem iką z rybałtow Tsk ą kom edią P io tra B aryki? N aw iązaniem do tra d y c ji rozciągającej się od S n u nocy letniej Szekspira, przez Pana Jowialskiego F re d ry do Ś lu b u Gom browicza? P oczątek w iersza brzm i w zgodzie z w zoram i przeszłości:
N ie um iem jeść w id elcem . G n iecie m nie korona.
Po d iab ła m n ie ubrali w te ich aksam ity.
K ob ieta w d łu giej su k n i to jest m oja żona.
Jakbym n ie dość m iał d ziw ek z m ojej d w orsk iej św ity . [P 257— 258]
P rzem aw iający jest ted y kim ś postaw ionym w fałszyw ej sy tu acji, poniew aż aw ansow ał ponad przyrodzony m u status. P ro stactw o u m y słu i niew yszukane przyzw yczajenia odbijają się w języku, k tó ry roi się od kolokwializm ów i w y rażeń w ulgarnych. Miłoszowego kró la od jego lite rackich an tenató w różni to, że w ładza nie spraw ia m u satysfakcji, a n ie wygoda położenia stale daje się we znaki. N arzucony urząd, w raz ze zw ią
zanym i z nim p rzyw ilejam i oraz poczuciem dosytu, zam iast cieszyć — d rażni go i nudzi. J e st on zresztą postacią znacznie b ardziej złożoną, niż się na pozór w ydaje. Św iadom ie „stru g a w a ria ta ”, b y w b łęd n y m m n ie
m aniu utrzym ać sw oje otoczenie. K ipiąc nienaw iścią do dw oru, dem as
ku je jego niew olnicze naśladow anie cudzych w zorów („parle fra n s e ”), obłudę, fałsz i służalczość. W geście negacji, przez m yśl o zemście, chce ocalić w łasną tożsamość. Ale zarazem — kom prom ituje sam siebie: jego potrzeby ograniczają się do seksu i n apchania żołądka (stąd m ow a o „tłu s
tej drzem ce”). Tę dwoistość podm iotu zdradza zresztą, p rz y bliższym przy jrzen iu się, sam język: w ulg ary zm y sąsiadują tu z precy zją lakonicz
nego sądu, niezdarność sty lu — ze zdum iew ającą zdolnością do obrazo
wego skrótu.
Słowem, a u to r — w znacznie w iększym chyba stopniu niż jego po
p rz e d n ic y — w ydobyw a na jaw i k om plikuje grę m istyfikacji i d em isty - fikacji, stanow iącą w łaściw ą osnowę h istorii na tem at: „z chłopa k ró l” .
Intronizow any był zazw yczaj obserw ow any i oceniany przez grupę, od k tórej otrzym ał iluzoryczną w ładzę i k tóra sw ą czołobitnością u tw ie r
dzała go w przekonaniu o jego potędze. Toteż celem s a ty ry d aw n y ch autorów staw ały się głów nie jego głupota i nieśw iadom e p od stępu n a maszczenie, z jakim spraw ow ał swe rządy. N ienaruszone n ato m iast pozo
staw ały a try b u ty i pow aga sam ego urzędu. Tym czasem spo jrzenie od w ew nątrz, św iadom e przy tym g ry pozorów, rad y k aln ie zm ienia cały obraz, k a ry k a tu ra ln e m u w y k rzy w ieniu ulega bowiem nie tylk o postać w ładcy, ale i tow arzysząca m u św ita. A uto rska ironia nie om ija ty m ra zem in sty tu cji tronu, skoro za zgodą poddanych, i do tego z przym usu, zasiadł na nim ktoś aż tak p ry m ity w n y.
Miłosz w zasadniczym punkcie m odyfikuje opis znanego zw yczaju karnaw ałow ego. W edług B achtina w ładza króla-błazna była fig u rą m e ta