• Nie Znaleziono Wyników

CO NAM ZOSTAŁO Z TYCH LAT?(DYSKUSJA PANELOWA W KOMITECIE SOCJOLOGII PAN)*Zygmunt Gostkowski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "CO NAM ZOSTAŁO Z TYCH LAT?(DYSKUSJA PANELOWA W KOMITECIE SOCJOLOGII PAN)*Zygmunt Gostkowski"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

S TU D IA SO C JO L O G IC Z N E 1991, 1-2, (124-125) PL ISSN 0039 - 3371

C O N A M Z O ST A Ł O Z T YC H LAT?

(DYSKUSJA PANELOWA W KOMITECIE SOCJOLOGII PAN)*

Zygm unt Gostkowski

P o lsk a A k a d em ia N a u k

SKUTKI PROCESU DEZOLUCJI ZASOBÓW LUDZKICH W SCHYŁKOWEJ FAZIE ISTNIENIA PRL

Pojęcie dezolucji jak o procesu degradacji - wyniszczenia - adaptow ała w od­

niesieniu do gospodarki i społeczeństwa w Polsce w okresie P R L A nna Giza- -Poleszczuk w pracy Uspołeczniona przyroda i znaturalizowane społeczeństwo (w zbiorze pod red. M irosławy M arody pt. Co nam zostało z tych lat). Pojęcie to było pierwotnie wprow adzone przez historyków gospodarki feudalnej (W itold Kula:

Teoria ekonomiczna ustroju feudalnego. W arszawa 1983) na oznaczenie rządzących nią mechanizmów: istota ich polegała na niezdolności do racjonalnego kalkulow ania własnych działań gospodarczych przez podm ioty gospodarujące w sytuacji, gdy zaangażow ane w produkcję czynniki m a się „za d arm o” lub też nie sposób je oszacować. Jedyną granicą dla dezolucji jest objawiające się za późno zniszczenie substancji m ajątkow ej i dalszej zdolności produkcyjnej; wynika to z braku dzia­

łających z wyprzedzeniem sygnałów inform ujących o efektach takiego rodzaju

„gospodarow ania” - zejścia tych sygnałów na poziom naturalny, fizyczny ( ruina m ajątku trwałego, wzrost umieralności, wyczerpanie zasobów itp.).

Dezolucja komunistyczna okazała się bardziej niszcząca niż feudalna, gdyż komuniści dysponowali o wiele efektywniejszą technologią eksploatacji zasobów przy braku własności prywatnej - co stwarzało ogromne obszary bezpańskości majątku:

ziemi, lasów, złóż itp. Zarazem na szczeblu decyzji centralnych dysponowano zafałszowanymi, „upiększającymi” stan rzeczy wskaźnikami, opartym i na zagrego­

wanych danych. Fałszerstwa te były „indukow ane” propagandą sukcesu i interesem bezpośrednich dostarczycieli statystyk - co powodowało „samooślepienie” decydentów.

Procesowi dezolucji towarzyszyło i intensyfikowało go „rozm iękczanie” i subiek- tywizacja limitów i standardów (fizjologicznych, społecznych, technologicznych), ograniczających utylizację zasobów przyrody, społeczeństwa, jednostki. W efekcie ostatecznym - „dezolucja przyrody oznaczała nie tylko ekologiczną katastrofę, ale również dezolucję zasobów społecznych, psychicznych, biologicznych” (Giza-Polesz- czuk, s. 212). Cytow ana auto rk a wysunęła hipotezę, wedle której działania dezolucyj- ne wcześniej natrafiały na opór w dziedzinie rzeczywistości fizycznej, natom iast

D y sk u sja o d b y ła się n a z eb ra n iu p len a rn y m K o m ite tu S ocjologii P A N 18 stycznia 1992 r.

P rezen tu jem y cztery w y stąp ien ia w p ro w ad z ające o ra z n ad esła n e n am głosy w dyskusji.

(2)

6 CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H LAT?

najpóźniej - jeśli nie w ogóle - w dziedzinie rzeczywistości psychicznej i społecznej (s. 206).

M ożna by dointerpretow ać tę hipotezę autorki, rozciągając pojęcie „rzeczywistość fizyczna” na rzeczowe, m aterialne kom ponenty infrastruktury zaspokajania potrzeb ludności - a więc takie, jak wyposażenie mieszkań, m otoryzacja indywidualna, łączność i kom unikacja, szpitalnictwo itp. K om ponentam i zaś z dziedziny „rzeczywis­

tości psychicznej i społecznej” byłyby kom ponenty czysto ludzkie -- tj. „zasoby”

zdrowia, wykształcenia, kwalifikacji, tkwiące w społeczeństwie.

Otóż właśnie „zasoby ludzkie” - jak wykażemy niżej na podstawie statystycznej analizy danych - ulegały w ostatnim okresie PR L jednoznacznej i intensywnej dezolucji, szczególnie pod względem stanu zdrowotnego, pomimo wzrostu wskaźników material­

nych warunków życia i postępu w ilościowym rozwoju infrastruktury opieki zdrowotnej.

Ów kontrast świadczy o głębokiej dysfunkcjonalności rzeczowych, materialnych komponentów infrastruktury, mającej przyczyniać się do polepszania „jakości życia” .

N iektóre wskaźniki obrazujące dynamikę rozwoju tej infrastruktury w okresie trzynastolecia przedstaw ia tabela 1.

Tabela 1

W skaźniki 1975 r. 1987 r.

L iczba sam o ch o d ó w osobow ych n a 1000 m ieszkańców 30.5 110.4

P ro c e n t m ieszk ań p rzy łączo n y ch do sieci w odociągow ej 55 80

P ro c e n t m ieszk ań z ao p a trz o n y c h w wc 41 67

P ro c e n t m ieszk ań z gazem sieciow ym 31 43

Z użycie energii elektrycznej n a 1 m ieszk ań ca w g o sp o d arstw ie dom o w y m

w K w h 203 452

L iczba a b o n en tó w T V n a 1000 m ieszkańców 189 261

L iczba p ry w a tn y ch a b o n e n tó w telefonicznych n a 1000 m ieszkańców 25 73 Źródło: Roczniki Statystyczne G U S. Z tego źródła pochodzą też wszystkie inne dane użyte w niniejszym opracow aniu.

Należy dodać, że przyrosty powyższych wskaźników były zawsze znacznie wyższe dla wsi niż dla m iasta - w wyniku czego nastąpiło wyraźne zmniejszenie dystansu cywilizacyjnego między ludnością wiejską a miejską, chociaż poziom wszystkich tych wskaźników był ciągle wyższy w m iastach. P onadto - w wyniku procesu urbanizacji w ciągu 13 lat - liczba województw zurbanizow anych wzrosła z 17 do 25, a liczba ludności zamieszkałej w tych województwach zwiększyła się o około 7,5 miliona.

Jak wyglądała w tym okresie dynam ika kom ponentów infrastruktury służby zdrowia (w przeliczeniu na 10 000 ludności), ukazuje tabela 2.

Tabela 2

In fra s tru k tu ra służby zdrow ia 1975 r. 1987 r.

L iczba lekarzy 17 20,5

L iczba fa rm a ce u tó w 3.8 4,1

L iczba p ielęgniarek 37,9 50,8

L iczba d en ty stó w 4,7 4,7

L iczba łóżek szpitalnych 66,3 65,9

Również w dziedzinie infrastruktury służby zdrowia nastąpiło znaczące zmniej­

szenie dystansu między województwami zurbanizow anym i a wiejskim w których przyrosty wymienionych wyżej wskaźników były relatywnie znacznie wyższe; i w tej

(3)

CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H LAT? 7 dziedzinie, w wyniku urbanizacji - o 7,5 m iliona mieszkańców więcej znalazło się w bliższym zasięgu placówek opieki zdrowotnej.

Tymczasem analiza ewolucji niektórych negatywnych wskaźników stanu zdrowotnego ludności przynosi rezultaty dowodzące, że następowało wydatne pogorszenie w tej dziedzinie.

Liczba zgonów na choroby nowotworowe (na 10000 ludności) w latach 1975-1989 wzrosła z 15,7 do 19 - tj. o 21%; a udział procentowy tych zgonów w ogólnej liczbie zgonów wzrósł tylko w okresie 1980-1989 z 17,4% do 19%. Liczba zgonów na choroby układu krążenia w okresie 1975-1989 wzrosła z 37,8 do 50,1 - tj. o 32,5%; a ich udział procentowy w ogólnej liczbie zgonów wzrósł między 1980 a 1989 r. z 44,7% do 49,9%.

Łącznie więc te dwa rodzaje chorób spowodowały w latach 1980 i 1989 odpowiednio aż 61,1% i 68,9% zgonów - a więc ich śmiercionośność wzrosła.

W ykryta tu, diachroniczna dysfunkcjonalność służby zdrowia - jej wzrastająca nieefektywność - uzyskała potwierdzenie w wynikach analiz korelacyjnych, d o k o ­ nanych punktow o, tj. w poszczególnych latach, na podstawie danych z 49 woje­

wództw.

Obliczono współczynniki korelacji r Pearsona między wskaźnikam i umieralności na choroby now otw orow e i choroby układu krążenia a wskaźnikam i infrastruktury służby zdrowia. Przytoczymy tu tylko wyniki dotyczące związków między um ieral­

nością na te choroby a liczbą lekarzy i łóżek szpitalnych. Od 1975 do 1989 r.

w artość r dla związku między liczbą lekarzy a liczbą zgonów na choroby now o­

tworowe wzrosła z 0,28 do 0,68; oznacza to, że - paradoksalnie - im więcej było w województwie lekarzy, tym większa była tam liczba zgonów, a zjawisko to nasiliło się w badanym okresie. Odpow iadające tym dwóm wartościom r współ­

czynniki determinacji (tj. r2) wynosiły zatem 7,8% i 46,2% ; o tyle więc wzrósł udział lekarzy w wyjaśnianiu zmienności wskaźnika zgonów na choroby now o­

tworowe ( w sensie teorii regresji i korelacji).

D la wskaźnika łóżek szpitalnych wartości r również wzrosły: od zera do 0,46.

T ak więc, podczas gdy w 1975 r. dostępność łóżek szpitalnych nie pozostaw ała w oczekiwanym, „norm alnym ” ujemnym związku korelacyjnym z um ieralnością na nowotwory, to w 1989 r. wskaźnik łóżek szpitalnych korelow ał dodatnio z liczbą zgonów (przy tym jego udział w wyjaśnianiu zmienności wskaźnika umieralności wyniósł 21% ). Nie stwierdzono również oczekiwanych, znaczących „norm alnych”

korelacji ujemnych między pozostałym i wskaźnikam i personelu służby zdrowia a um ieralnością chorobow ą (były one albo paradoksalnie dodatnie, albo bliskie zeru).

Jest więc oczywiste, że m am y tu do czynienia z korelacją pozorną, spow odow aną ingerencją jakichś czynników chorobotw órczych, silnie skorelowanych dodatnio z lekarzam i i łóżkam i szpitalnymi - i to czynników tak silnie chorobotw órczych i śmiercionośnych, że niweczą oczekiwany ochronny wpływ służby zdrowia.

Jak wykazała dalsza analiza korelacyjna, do czynników takich należy urbanizacja, a w szczególności urbanizacja wielkomiejska (mierzona procentem ludności zamiesz­

kałej w m iastach powyżej 200 000 tys.), oraz związane z nią zagęszczenie terytorialne pojazdów sam ochodowych; wchodzi więc w grę zatrucie środow iska naturalnego, jakie niesie z sobą urbanizacja.

W ystąpiły więc bardzo wyraźne różnice wartości współczynników korelacji między procentem ludności miejskiej a um ieralnością na now otw ory dla województw wiejskich i zurbanizow anych; dla tych pierwszych r wynosiło w 1975 r. zero, a w 1989 r. tylko 0,31. N atom iast dla grupy województw zurbanizow anych wartość

(4)

8 CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H L A T ?

r wzrosła z 0,66 do 0,72. W śród województw tych korelacja ta, przy użyciu wskaźnika urbanizacji wielkomiejskiej, wzrosła z 0,64 do aż 0,84! P onadto korelacja z zagęszczeniem na 1 km 2 liczby pojazdów sam ochodowych była w województwach zurbanizow anych ustabilizow ana w całym badanym okresie na bardzo wysokim poziomie: między 0,9 a 0,8 (w województwach wiejskich zaś na poziomie między 0,6 a 0,13 w zależności od roku). W arto dodać, że najwyższe wskaźniki umieralności na now otw ory miały województwa warszawskie i łódzkie - zajmujące najwyższą pozycję pod względem wskaźników służby zdrow ia i niewątpliwie lepiej wyposażone w aparaturę medyczną i specjalistyczny personel lekarski!

Należy na koniec podać jeszcze jedną informację, tłum aczącą katastrofalną nieefektywność służby zdrowia w przeciwdziałaniu um ieralności na nowotwory:

otóż w całym kraju, w 1980 r. było zaledwie 123 specjalistów onkologów, a w 1989 r. liczba ta spadła do 100 (por. Rocznik Statystyczny 1990, tab. 2(756), s. 493).

Stanowi to zaledwie 1,9 i 1,3 prom ila ogółu zatrudnionych w Polsce lekarzy.

Jeśli chodzi o znacznie bardziej ważące ilościowo zgony na choroby układu krążenia, to szczegółowsza analiza wykazała, że - przeciwnie niż w wypadku zgonów na choroby nowotworowe - ich liczbowy wzrost był nieco większy wśród ludności wiejskiej niż miejskiej:

na wsi w latach 1975-1989 wynosił on 33,7% (z 40,3 do 53,9 zgonów), a w mieście 33,3% (z 35,7 do 47,6 zgonów); widać jednak, że poziom umieralności na wsi był zawsze wyższy niż w mieście: o 12,9% w 1975 r. i o 13,2% w 1989 r. W tym jednak wypadku wystąpiły bardzo słabe korelacje dodatnie między umieralnością a wskaźnikiem lekarzy i łóżek szpitalnych:

stosunkowo najsilniejsza z paradoksalnych korelacji dodatnich wystąpiła w 1989 r. dla lekarzy w 25 województwach zurbanizowanych (0,63); świadczy to również o nieefektywno­

ści służby zdrowia w zapobieganiu umieralności na te choroby. I tym razem wyjaśnienia tej nieefektywności można - choćby częściowo - dopatrywać się w zdumiewająco niskiej liczbie kardiologów wśród ogółu lekarzy: podczas gdy w 1980 r. było ich tylko 152, to do 1989 r.

liczba ta wzrosła do zaledwie 298 (co stanowiło 3,6 promile ogółu zatrudnionych lekarzy!).

Stwierdzono również, że czynnikiem stosunkow o najwyraźniej związanym z um ie­

ralnością na choroby układu krążenia była wielkomiejskość: w 1987 r. korelacja między liczbą zgonów a wskaźnikiem wielkomiejskości wynosiła 0,5. O kazało się również, że urbanizacja wykazywała związek lekko krzywoliniowy z umieralnością:

do progu 50% ludności miejskiej w województwie związek ten był ujemny, a powyżej tego progu - dodatni (pom im o znacznie łatwiejszej dostępności szpitali i opieki lekarskiej w województwach zurbanizowanych!).

Powyższe ustalenia w arto zinterpretow ać odwołując się do koncepcji dezolucji komunistycznej. Otóż narastającą nieefektywność służby zdrowia zdaje się wyjaśniać zjawisko ,,naturalizacji ról” , om awiane przez Gizę-Poleszczuk w cytowanej pracy.

Polega ono na tym, że rola zawodowa (np. lekarza), m ająca być środkiem osiągania określonych, ogólnych celów (leczenie ludzi poprzez wykonywanie racjonalnych działań), przekształcała się w cel: np. określona praca zmieniała się w „posiadanie eta tu ” , leczenie - w „pobyt w szpitalu” czy uzyskanie „zwolnienia z pracy” itp.

A utorka pisze: „naturalizacja ról polega więc na zastąpieniu możliwości działania nakierow anego na pewne « a b s tr a k c je » (tj. określone ogólne cele - Z.G .) - przy­

działem zinstytucjonalizowanych ról” (s. 171) „Z asada naturalizacji ról dotyka obu wymiarów ról (biernego i aktywnego), bowiem w tym samym stopniu, w jakim pacjent m a praw o do wizyty w przychodni, lekarz m a praw o do etatu, a nie profesjonalnego wykonywania zaw odu” (s. 171).

(5)

CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H LAT? 9 W takich w arunkach szpital zakażał żółtaczką, przepełnione przychodnie z „przydzielonym ” lekarzem rejonowym i tłum am i czekających chorych i kaszlących pacjentów zakażały grypą itp.

D oskonalą egzemplifikacją „subiektywizacji” i „rozm iękczenia” limitów' i stan ­ dardów jest fakt, że do specjalistycznego leczenia chorób powodujących 19% (rak) i 50% (choroby układu krążenia) ogółu zgonów - służba zdrowia m iała do dyspozycji zaledwie 1,3 i 3,2 prom ila ogółu zatrudnionych lekarzy! Powszechne było również lekceważenie i nieprzestrzeganie limitów i norm dotyczących np.

emisji trucizn, skażenia w'ody, powietrza, gleby itp.

Inne dane potw ierdzają pogorszenie się w' ostatnim dziesięcioleciu PR L kondycji zdrow otnej zasobów ludzkich. W latach 1978-1988 nastąpił więc wzrost o 39.4%

wskaźnika inwalidztwa (liczba inwalidów' na 1000 ludności wzrosła z 71 do 99).

W 1988 r. wśród wszystkich osób, które zaprzestały aktywności zawodowej, ci, którzy przeszli w stan spoczynku z pow odu inwalidztwa, stanowili 39,3%. A wśród ogółu inwalidów procent najciężej poszkodowanych (I grupa) wzrósł najbardziej w najm łodszych grupach wieku: w grupie 0-17 lat z 33,3% do 38,9% , a w grupie 18-29 lat z 17,2% do 21,7%. Z tym przerażającym obrazem sytuacji zdrowotnej korespondują dane o stanie zdrowia młodzieży szkolnej: w 1985 r. w grupach wieku 6, 10, 14, 18 lat około 30% uczniów miało wady i zaburzenia kwalifikujące ich do stałej opieki lekarskiej; do 1989 r. procent ten wzrósł najbardziej w dwóch pierwszych, najmłodszych grupach wieku: o 2,5 i o 2,8 punktów procentowych.

W sposób najbardziej syntetyczny zjawisko pogorszenia się kondycji zdrowotnej obrazuje przeciętna oczekiwana liczba lat dalszego trw ania życia dla osób z w ybra­

nych roczników. Otóż - mówiąc najogólniej - w 1989 r. przeciętne dalsze trwanie życia mężczyzn w wieku 15, 30, 45 i 60 lat cofnęło się do najgorszego okresu sprzed około trzydziestu pięciu lat, tj. do połowy lal pięćdziesiątych - przy tym najbardziej dotknięci zostali mężczyźni w wieku 30 lat: ich oczekiwana liczba lat dalszego trwania życia, wynosząca w 1989 r. 39,3 lat, uległa skróceniu w porów naniu z najlepszym okresem 1965-1966 (41,7 lat) o bezwzględną różnicę wynoszącą 2 lata i pięć miesięcy (tj. o 5,8% ) U pozostałych grup wieku absolutne regresy były mniejsze, lecz dla ich porów nania należy różnice te przedstawić jako procent w stosunku do najlepszego okresu, tj. gdy liczba dalszych lat trw ania życia była największa. Okaże się wtedy, że regresm dotknięci zostali najbardziej mężczyźni w wieku 45 lat (różnica o 7,6%).

Tabela 3 podaje liczbę lat, o jaką uległo skróceniu przeciętne oczekiwane dalsze trwanie życia mężczyzn w' 1989 r., w porównaniu z najlepszym okresem 1965-1966 (1975-1976 dla zerowej grupy wieku).

Tabela 3

W iek 0 1 15 30 45 60

L iczba lat 0,5 2,1 2,3 2,4 2,0 0,7

L iczba lal ja k o p ro c en t 0,7 3.0 4.1 5,8 7.6 • 4,5

Obliczenie oparte na Roczniku Statystycznym G U S 1990, tablica 33 (91).

Systematyczny wzrost procentow o wyrażonych ubytków lat trw ania życia, następujący wraz z wiekiem (poza grupą wieku 60 lat) - świadczy o tym, że czynniki powodujące te ubytki m ają charakter środowiskowy: im dłużej organizm

(6)

10 CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H L A T ?

podlega jego szkodliwym wpływom - tym bardziej maleje długość życia. Świadczy to o stopniu pogorszenia się środowiska, jakie nastąpiło od 1965 r.

Kobiety dotknięte zostały regresem w znacznie mniejszym stopniu. W arto też zwrócić uwagę na fakt, że we wszystkich grupach wieku liczba oczekiwanych dalszych lat trw ania życia w 1989 r. była wyraźnie mniejsza wśród ludności m iast, co d odatkow o potw ierdza wzrost relatywnej (do pogarszających się tam w arunków środow iskow ych) nieskuteczności in frastru k tu ry opieki z d ro ­ wotnej - znacznie bardziej przecież dostępnej i rozwiniętej w m iastach niż na wsi.

Nasuwa się nieodparcie pytanie: z jakiego powodu w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych - w porównaniu z latami sześćdziesiątymi - nastąpiło tak dramatyczne pogorszenie się kondycji zdrowotnej społeczeństwa? Jedynym sensownym wyjaśnieniem jest pogorszenie warunków środowiskowych, będące efektem dezolucji zasobów naturalnych w ciągu ostatniego ćwierćwiecza władzy komunistycznej w Polsce.

N a koniec parę słów o przejawach regresu w dziedzinie „zasobów wykształcenia” ; problem ten wiąże się o tyle z omawianymi dotąd przejawami degradacji środowiska i zdrowia, że dla przeciwdziałania jej niezbędne są wysoko kwalifikowane kadry:

lekarzy, inżynierów itp. Tymczasem w latach 1980-1989 drastycznie zmalały liczby absolwentów na wszystkich kierunkach studiów: np. o 64% na prawie i administracji, o 48% na rolniczych. N a medycynie spadek ten był stosunkow o najniższy, bo wynosił 7% . Jest to jednak niewątpliwie spadek dotkliwy, jeśli brać pod uwagę ogrom potrzeb opieki zdrowotnej. Spadkom tym nie towarzyszyło - poza kierunkami hum anistycznymi - znaczące zwiększenie liczby studentów w latach 1985-1989.

Oznacza to, że w nadchodzącym dziesięcioleciu wystąpić musi w kraju ostry deficyt wysoko kwalifikowanych kadr - nawet jeśli nie nasili się emigracja do krajów EW G.

A ntonina Kłoskowska

U niw ersytet W arszaw ski

MODELE I RZECZYWISTOŚĆ KULTURALNA

Paul F. Lazarsfeld ogłosił niedługo po wojnie artykuł, w którym rozważał zadania pollstera, czyli badacza opinii publicznej z 1950 r. wobec historyka 1984 r.1. Rozciągając skromne, a nawet nieco pejoratywne określenie pollster na socjologów empiryków w ogóle w arto rozszerzyć także i nieco przeform ułow ać Lazarsfeldowskie zagadnienie związków socjologii z historiografią. Czy socjolog pragnący retrospek­

tywnie zanalizować okres Polski Ludowej pozostaje jeszcze socjologiem, czy staje się historykiem dziejów najnowszych?

Socjologowie podejm ujący się określonego powyżej zadania nie tracą na ogół zawodowej identyfikacji i nie są świadomi niebezpieczeństwa upraw iania socjologii

1 P .F . L azarsfeld: The O bligation o f the 1950 P ollster to the 1984 H istorian. „ P u b lic O p in io n Q u a rte rly ” W in te r 1950.

(7)

CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H LAT? 11 historycznej, a nawet jej w ym agań2. O konsekwencjach tego przeoczenia będzie dalej mowa. Awantażem socjologicznych analiz bliskiej przeszłości może być natom iast skłonność i umiejętność wykorzystywania m ateriałów wcześniejszych, podów-czas aktualnych prac socjologicznych, które właśnie Lazarsfeld uważał za legat socjologa dla późniejszego dziejopisarza.

Charakterystyka i ocena przeszłości jest oczywiście uwikłana w próby przedstawie­

nia spadku tej przeszłości i jej wpływu na aktualną sytuację przeobrażającego się społeczeństwa. To zaś jest niewątpliwie upraw niona sfera socjologicznych analiz. Takie właśnie zagadnienie podjęto w dyskusji na zebraniu K om itetu Socjologii PAN.

Określając tem at, albo raczej m otto zebrania, odwołano się do tytułu op ub ­ likowanej niedaw no zbiorowej pracy zatytułowanej: Co nam zostało z tych lat3.

Usprawiedliwia to sięganie do tego zbioru także w niniejszych uwagach.

A utorzy zbioru nie znali lub nie pamiętali zapewne dalszego ciągu cytowanego kabaretow ego tekstu Tuwima, w którym poeta odwoływał się do ,,miłości pierwszej”

i jej pam iątek. Nie mieli zam iaru wspom inać PR L jako utraconego przedm iotu sentymentów. W prost przeciwnie.

Julian Tuwim wrócił do PR L kierowany tym samym popędem , który w pierwszej zagranicznej podróży podyktow ał m u wersy: „A wrócić muszę, muszę, bo kłamałem, że ojczyzną jest świat”4. G dy Gom browicz po 1939 r. rzucał transatlantyckie diatryby na walący się kraj, Tuwim przesyłał nostalgiczne Kwiaty polskie i wrócił wierząc, że otw arta piorunem wojny Polska będzie biedna, ale czysta. Racja rozum u była po stronie G ąbrowicza. Po jego stronie - racja serca, która zawodzi.

Przed śmiercią (1953) doświadczył wielu zaszczytów i musiał doznać wiele goryczy najczarniejszego stalinowskiego okresu w kraju. Gdy jednak inni idąc z panegirycz- nym nurtem pisali wiersze do Bieruta (Iwaszkiewicz) lub do Stalina (Broniewski), on kazał swojej córce kłaniać się „ludziom m aleńkim, bo to są ludzie ogrom ni” . Pozostał tu wierny swoim dawnym wierszom z Biblii cygańskiej.

Przykład Tuwima, sprow okowany przypadkiem przez redaktorów wspomnianego tom u, wskazuje, ja k bardzo złożony jest problem charakterystyki minionego okresu socjalizmu i tego, co z niego zostało, chociaż nie był on bynajmniej dla większości Polaków okresem miłości. Złożoność ta dotyczy zwłaszcza spraw kultury, do których te uwagi będą się ograniczać.

Inny poeta m inionego okresu pisał już w 1956 r.:

Nie wiem, czy nowi ludzie zrozumieją dram at, którego byliśmy podm iotem , żywiąc pomiędzy nędzą a nadzieją wzniosłe oszustwa i dwuznaczne cnoty5.

2 N a p o g ra n ic zu socjologii i h isto rii u sy tu o w a n a jest fran c u sk a szk o ła h isto ry k ó w z k ręgu „ A n n a le s” . W P olsce socjologię h isto ry cz n ą re p re z en to w a ł p rzed e w szystkim S. C zarn o w sk i, a w okresie p ow ojennym N . A s so ro d o b ra y i jej uczniow ie, w h isto rio g rafii zaś W . K ula.

3 Co nam zostało z tych lat... Społeczeństw o p o lskie u progu zm ia n y system ow ej. P o d red. M.

M a ro d y . L o n d y n 1991 A neks.

4 J. T uw im : Podróż, z to m u Słow a we krw i (1927), w zbiorze W ybór p o e zji (W arszaw a 1949). T ek st Co nam zostało z tych la t / M iło ści pierw szej sta n o w i p o czątek k a b areto w ej p iosenki T u w im a z 1930 r.

5 M . Ja stru n : L egenda z to m u Gorący popiół (1956), cyt. za E. B alcerzan: P oezja p o lska u· latach 1939 1965. W arsz a w a 1982, s. 181.

(8)

12 CO N A M Z O S T A Ł O 7. T Y C H LAT?

Ludziom, których pamięć pokoleniowa nie sięga poza 1968 r., trudno jest rzeczywiście zrozumieć nie tylko owe dramaty, ale w ogóle znaczne zróżnicowanie podokresów socjalistycznej epoki. Dotyczy to także socjologów, których retrospektywne studia odznaczają się często ahistoryzmem. Przykłady takiego ahistoryzmu zawiera cytowany tom. A chociaż nie odnosi się to w jednakowym stopniu do wszystkich rozdziałów, wynika z ogólnych modelowych założeń i ambicji. Tymczasem objęcie jednym modelem całego ponad-czterdziestolecia może być dokonane tylko na poziomie znacznej ogólności, a w każdym razie prowadzi do zatarcia swoistości nie tylko podokresów, ale zwłaszcza dziedzin społeczno-kulturowej rzeczywistości.

Właśnie w odniesieniu do kultury daleko posunięte generalizacje stają się ryzykowne, a wartościujące założenia prowadzą do uproszczeń i błędów rzeczowych.

Swoistość cech socjalizmu na gruncie polskim wyrażała się przede wszystkim w sferze życia artystycznego i intelektualnego. Tylko w Polsce, zwłaszcza w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, socjologia mogła się rozwinąć - mimo socjalizmu - ze względną swobodą. Dzięki temu powstała obszerna dokumentacja epoki, utrwalona właśnie w materiałach, które socjolog tamtych lat mógł przekazać późniejszemu historykowi lub socjologowi uprawiającemu retrospekcję. Mające przeważnie formę raportów, rezultaty empirycznych badań nie zawsze zawierają tylko prawdę, a zwykle nie całą prawdę na temat badanych wycinków rzeczywistości. Od schyłku lat siedemdziesiątych, jawnie publikowane materiały były uzupełniane drukami drugiego obiegu, ale dostęp do danych pozostał niepełny. Nie tylko jednak można, ale i należy wykorzystywać obecnie tamte materiały. Ponadto mnożą się wciąż nowe relacje, ilustrujące zwłaszcza indywidualny aspekt historycznego procesu. Te relacje odkrywają obszary konsekwentnego oporu lub zawiłe racje kompromisów i przeobrażeń postaw.

Am bicja wtłoczenia tak złożonej a delikatnej materii w jeden schem at inter­

pretacyjny stanowi wyraz odwagi, ale zmusza do poniesienia kosztów ryzyka. Tak jest właśnie z tomem Co nam zostało z tych lat.

Inne ryzyko polega na próbie ustalenia siatki pojęciowej obowiązującej wszystkich w spółautorów zajmujących się różnymi stronam i życia społecznego m inionego okresu. Taki zabieg jest również wyrazem ambicji wybiegającej ponad najczęstsze praktyki, polegające na wyłącznie opisowym ujęciu zgrom adzonych, czysto statys­

tycznych danych. Ale tu z kolei grozi niebezpieczeństwo doraźnej konceptualizacji, która nie uwzględnia podstawowej literatury przedm iotu i nie jest p o ddana próbom szerszego empirycznego zastosowania.

Rozpatrzm y dla przykładu tabelę 1 (s. 24) wspomnianej już publikacji poświęconej legatowi socjalistycznej przeszłości. W yodrębniono tu sześć obszarów „przestrzeni społecznej” (do których należy także przyroda) w sposób budzący liczne wątpliwości.

Dlaczego „ p raca” i „rodzina” znajdują się w kolumnie „jednostka” , a „p rzy ro da”

w kolumnie „społeczeństwa”? Dlaczego „fizyczne trwanie” jest związane z pracą, a nie z rodziną, jak np. w koncepcjach Spencera charakteryzującego instytucje podtrzym u­

jące? Dlaczego norm y wiążą się z tożsam ością, ale wyłączone są z nich cele i sensy, więc chyba - wartości? Dlaczego zwłaszcza „interakcja” występuje jako wyodrębniona kategoria tego samego poziom u, co np. rodzina i praca, jak gdyby wszystkie te kategorie społecznej działalności, a także i inne, jak polityka i - chyba - kultura, nie były realizowane w toku interakcji? Czy autorzy w swojej dydaktycznej działalności umieliby wytłumaczyć studentom , dlaczego ujmują tutaj interakcję w sposób tak odbiegający od potocznego socjologicznego rozumienia?

(9)

CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H L A T ? 13 O ile w większości dotychczasowych analiz społeczeństwa Polski Ludowej empiria dom inuje nad refleksją teoretyczną, o tyle w wymienionej tutaj wersji przerost koncepcji teoretycznych powoduje oderwanie się od danych faktycznych i m anipulow anie ogólnikami. Odbija się to zwłaszcza na ujęciu zagadnień kultury.

W prow adzone jest najpierw pojęcie kultury społecznej, tak jakby wszelka kultura w podstaw owym i pierwotnym rozum ieniu nie była społeczna6. N astępnie ta społeczna k ultura sprow adzona jest do moralności, nauki i sztuki, a w ostatecznej konkluzji staje się w całości m oralnością (s. 188), chociaż skądinąd np. obyczaje określone są jak o uogólnione formy kategorii estetycznych. A utorka odwołuje się w tym w ypadku do W ebera (Maxa?) i D urkheim a, ale nie wskazuje, gdzie ci autorzy m ają dokonywać takiej redukcji (s. 198, przypis 6). Religia i polityka nie są uwzględnione w kategorii „kultura społeczna” 7.

Traktow anie np. estetyki jak o formy czy funkcji m oralności sprzeciwia się całej teoretycznej tradycji, ciągnącej się od Arystotelesa poprzez - nawet w pewnej mierze Tom asza z Akwinu - do K anta i zwłaszcza Ossowskiego. Socjolog polski powinien przynajmniej czuć się zobowiązany do skom entowania takiej negacji.

Estetyka Ossowskiego jest jednak całkowicie nieobecna w tym rozdziale, a sam au to r ledwie wspom niany w bibliografii.

W sposób niezamierzony, takie ujęcie kultury, a zwłaszcza sztuki, bliższe jest inspiracji Tołstoja, a nawet realizmu socjalistycznego, z jego swoistym panm oraliz- mem, odnoszonym do m oralności socjalistycznej, i ze stalinow sko-żdanowską koncepcją twórców jako „inżynierów dusz” .

Zostaw iając jednak na boku schem at teoretyczny nie podobna się zgodzić na sposób interpretacji danych empirycznych i wynikający stąd obraz kultury polskiej w m inionym półwieczu. Złożona i zmienna m ateria tej kultury wtłoczona jest w jednolity model i sprow adzona do abstrakcji, określonej dość zaskakująco jako

„naturalizacja kultury” (s. 163, 171). Prowadzi to do obrazu społeczeństwa całkowicie zniewolonego i biernego, żyjącego w świecie schematów, a nie realnych kulturalnych doświadczeń, lepszych lub gorszych, ale - od pewnego okresu — wybieranych zgodnie ze swoim gustem: od masowo aprobow anych seriali telewizji Macieja Szczepańskiego i lat osiemdziesiątych, stanowiących literalne przeniesienie telewizji zachodniej, po niekiedy lepszą produkcję własną (Hanuszkiewicza T eatr 1963, O pow iadania profesora Tutki, K abaret Starszych Panów, T eatr poniedziałkowy).

W sferze pośredniej funkcjonowało kino m oralnego niepokoju. A na biegunie przeciwnym serialowej sztuce - teatr Grotowskiego i teatr K anto ra, muzyka Pendereckiego, Lutosławskiego, Góreckiego. N ajbardziej dotknięta ograniczeniami sztuka słowa szukała od dwudziestu lat oparcia w kanałach drugiego obiegu. I to także zostało z tam tych lat - nie dzięki systemowi, lecz przeciw niemu, ale jako kultura w Polsce. N au k a w wielu dziedzinach, od połowy lat pięćdziesiątych nie była krępow ana systemowymi ideologicznymi więzami. Naw et w dziedzinie socjologii możliwe było rozwijanie czysto teoretycznych koncepcji neutralnych wobec m ark­

6 P o r. A. K ło sk o w sk a: Socjologia ku ltu ry. W arszaw a 1983, s. 111, passim .

7 P om inięcie religii w ro zw aż an iach w sp o m in an eg o tu z b io ru dziw i i ze w zględu n a p rzy jęte w nim pojęcie k u ltu ry u to żsam ian ej z m o raln o śc ią, a więc sferą n ieo d łączn ą o d religii, i ze w zględu n a rolę K ościoła k atolickiego w Polsce, stanow iącego jed y n ą to lero w a n ą oficjalnie instytucję ideologii altern aty w n ą w obec u stro ju i od g ry w ająceg o w ażn ą rolę w krystalizacji o p o ru społeczeństw a, k tó re m iało być przecież w tym zb io rze p rz ed m io tem c h ara k te ry sty k i.

(10)

14 CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H L AT?

sizmu i prowadzenie badań empirycznych, wszelako pod warunkiem , aby nie wyciągać z nich bezpośrednio krytycznych politycznych wniosków. Nie m ożna więc było mówić całej prawdy, ale pewną część, często istotną dla wybranych dziedzin.

To, co było zakazane w publicznych środkach przekazywania wiedzy, sztuki i informacji, znalazło miejsce w drugim obiegu kom unikow ania. To także jest spadek ubiegłego okresu, świadczący o oporze społeczeństwa przeciwko zniewoleniu przejawiającemu się, nawet w złagodzonych form ach, w ostatnich dziesięcioleciach.

Bez uwzględnienia tej strony życia kulturalnego „pod socjalizmem” uzyskuje się wypaczony obraz całości życia społeczeństwa odróżnionego od państw a z jego oficjalnymi instytucjami. Tego przemyślanego odróżnienia właśnie brak w niektórych obrachunkow ych analizach izolujących „system ” od rzeczywistości życia.

Ambicje uwzględniania stosunku między jednostką a społeczeństwem zobowiązują zwłaszcza do rozpatrzenia danych odnoszących się do indywidualnych przypadków twórców przeżywających dramat, o którym mówi cytowany powyżej tekst Jastruna. Pouczająca dla psychologa społecznego powinna być analiza biograficzna dramatu Broniewskiego, Ważyka - poety awangardy i politruka kultury w pierwszych latach PRL, autora Poematu dla dorosłych i przejmującego wiersza Qui tacent clamant, poświęconego węgierskiemu powstaniu 1956 r. Lista przykładów, które można uznać za krzyżowe przypadki, jest ogromna. Przynajmniej elementarna znajomość tych danych jest niezbędna dla badacza kultury doby socjalizmu w Polsce z punktu widzenia psychosocjologii. Niezbędna jest też znajomość faktów zawartych przynajmniej w diariuszach kultury tamtej doby8.

Z p unktu widzenia K om itetu Socjologii najbardziej właściwym zadaniem wydaje się analiza dorobku, stanu i postaw samej socjologii i socjologów. Analiza ta może stanowić ciekawy przyczynek do socjologii, a zarazem studium bardziej ogólnych problem ów ludzkich postaw. Bo i socjologowie byli podm iotem niejednego d ram atu 9.

M irosława M arody

U n iw ersy tet W arszaw ski

CO SIĘ STAŁO Z POSTAW AMI I WARTOŚCIAMI SPOŁECZEŃSTW A POLSKIEGO?

Prawie zupełnie zniknęły ostatnio z języka polskiej socjologii dwa pojęcia - postaw i wartości. F ak t ten wydaje się tym bardziej interesujący, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a nawet do połowy lat osiemdziesiątych, były

8 P o r. zw łaszcza M . F ik: K ultura p o lska p o Jałcie. L o n d y n 1989; J. K a rp iń sk i: P o rtrety lat. W arszaw a 1990. M im o tendencyjności n a uw agę zasługuje o p raco w an ie B. Fijałkow skiej P o lityka i tw órcy (W arszaw a 1985), k tó reg o a u to r k a m o g ła w y k o rzy stać a rch iw a K C P Z P R . P o n a d to liczne m ate ria ły publicystyczne zaw ierają refleksje n a tem a t k u ltu ry w okresie so cjalizm u i w sk azu ją, że nie była to w yłącznie k u ltu ra socjalizm u. P o r. tak że A. K ło sk o w sk a: S ocjalistyczna p o lity k a kulturalna a rozw ój k u ltu ry. „ K u ltu r a i S połeczeństw o” 1990 z. 3.

9 Je d n ą z p ró b c h ara k te ry sty k i o k resu so cjalizm u zaw iera zeszyt „ K u ltu ry i S połeczeństw a” z V III Z ja zd u Socjologicznego (1991 n r 1). P o r. tak ż e tom : B u n ty i służebności uczonego. Pod red. J.

K ulpińskiej. Ł ó d ź 1992. Z tej ostatniej pozycji a u to rz y cy to w an eg o to m u oczywiście nie m ogli k o rzy stać, ale pow in n i uw zględnić wiele m a te ria łó w tam zaw arty ch i analogicznych.

(11)

CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H L A T ? 15 to pojęcia, na których koncentrow ała się większość badań przez nas prowadzonych.

Oczywiście, nie znaczy to, że Polacy przestali mieć postaw y i wartości, nie znaczy to nawet, że socjologia polska radykalnie zmieniła pole swych zainteresowań badawczych. Niemniej jednak zjawiska przez nią badane są obecnie werbalizowane w nieco innym języku - opinii, poglądów, oczekiwań itp.

Zm ianę tę m ożna by oczywiście wyjaśniać w term inach zewnętrznych wobec rzeczywistości badanej przez socjologów. W nauce, podobnie jak w innych dzie­

dzinach życia, pojaw iają się przecież „m ody” na pewne pojęcia, na pewne teorie lub - ujmując rzecz bardziej uczenie - następuje wym iana paradygm atów myślenia.

Zm iana języka byłaby w tym układzie pochodną otwarcia na Zachód. Wyjaśnienie takie wydaje się jednakże o tyle nie satysfakcjonujące, iż we wcześniejszym okresie socjologia polska była w tym względzie dość oporna na płynące z Zachodu

„now inki” . M im o relatywnie częstych kontaktów z socjologią zachodnią, mimo wiedzy, iż używa się w niej nieco innego języka do opisu rzeczywistości, zainte­

resowanie postaw am i i wartościam i pozostawało przez długie lata osobliwością polskiej socjologii. Ż adna inna socjologia nie przywiązywała aż takiego znaczenia do przem ian mających miejsce w świadomości społecznej, zaniedbując prawie całkowicie sferę działań społecznych.

Ta osobliwość polskiej socjologii - lub polskich socjologów - miała, moim zdaniem, głębsze uzasadnienie w naturze rzeczywistości społecznej, która nas wówczas otaczała. Najkrócej rzecz ujmując, była to rzeczywistość, której kształt instytucjonalny, a więc ten najbardziej dla socjologa interesujący, w niewielkim tylko stopniu wyznaczany był przez swobodne działania społeczeństwa. Pom ija­

jąc okresy tzw. wydarzeń, kiedy to zresztą ważniejsze wydawały się być emocje i nastroje społeczne, którym daw ano wyraz, niż konkretne zachow ania, p od ­ stawowe czynniki wyznaczające kształt systemowy przestrzeni społecznej były efektem decyzji relatywnie wąskiej grupy osób, do których socjolog nie miał w zasadzie dostępu i których nie mógł badać. Sprzyjało to rodzeniu się przeko­

nania, iż działania społeczeństwa są w pewnym sensie „mniej ważne” , a jedn o­

cześnie mniej prawdziwe, gdyż wymuszone, ograniczone i zniekształcone narzuco­

nymi rozwiązaniami systemowymi.

Inaczej mówiąc, sfera działań rzeczowych - by użyć określenia Ossowskiego - postrzegana była jako m ało interesująca dla socjologów, gdyż do pewnego stopnia artefaktualna. Będąc sferą zachow ań systemowo wymuszonych, niewiele m ogła nam powiedzieć o społeczeństwie, o tym, co go animuje, co jest dla niego ważne. W ydaje się, iż to przekonanie - nigdy zresztą wprost nie wyartykułowane - dobrze ilustrują losy pojęcia zaproponow anego swego czasu przez profesora

Lutyńskiego, a mianowicie pojęcia działań pozornych. Oddaw ało ono świetnie umowność, sztuczność, nieprawdziwość tego, co działo się w sferze zachowań społecznych. Z drugiej jednakże strony, jak sądzę całkowicie wbrew intencjom autora, wzmacniało przekonanie, iż działaniami nie w arto się zajmować, gdyż stanow ią systemowy artefakt.

N a tym tle niepom iernie zyskiwała na znaczeniu sfera świadomości społecznej.

Ludzkie dążenia, pragnienia, postaw y i wartości - w przeciwieństwie do zachowań - stawały się w gruncie rzeczy jedyną form ą i s t n i e n i a społeczeństwa, poprzez k tórą mogło ono w sposób nieskrępowany przejawiać swe autentyczne oblicze.

Co więcej, już od czasu pierwszych większych badań nad postaw am i - m am tu

(12)

16 CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H L AT?

na myśli badania studentów W arszawy przeprow adzone przez Stefana N ow aka z zespołem - zaczęto zdawać sobie sprawę, iż przem iany zachodzące w świadomości społecznej są ważne nie tylko dla nich samych, lecz również poprzez fakt, iż w sposób pośredni wpływać m ogą na decyzje władz. Badania postaw i wartości stały się w tym układzie dziedziną, z której płynęły pierwsze ostrzegawcze sygnały o mogącym mieć miejsce wybuchu społecznego niezadowolenia, ja k również 0 kierunku społecznych oczekiwań wymuszających zmiany instytucjonalne.

O tyle, o ile praw om ocne jest form ułowanie uogólnień na podstaw ie subiek­

tywnych odczuć, nie wydaje mi się, by w owym okresie większość socjologów m arzyła o zmianie ustroju, m am natom iast głębokie przekonanie, iż większość z nas pragnęła różnych konkretnych zmian w ram ach istniejącej rzeczywistości systemowej. Badanie postaw i wartości daw ało w tym układzie, z jednej strony, możliwość przewidywania sytuacji sprzyjających takim zmianom („nastroje społeczne się pogarszają, coś się na pewno wydarzy” ), z drugiej zaś strony, stanowiło koronny argum ent w naciskach, jakie intelektualiści próbow ali wywierać na władzę („to nie tylko nasze postawy, wartości, tak sądzi większość, lub tyle a tyle % społeczeń­

stw a”). W obu w ypadkach wyniki badań postaw i wartości podbudowyw ały nadzieję na systemowe reformy.

O bok czynników, nazwijmy je, „ontologicznego” (większa prawdziwość postaw 1 wartości w zestawieniu z działaniami) i „barom etrycznego” (nastroje spadają, coś się zmieni), na rzecz zajm owania się problem atyką postaw i wartości pracow ał również czynnik „epistemologiczny” . Polska socjologia - nie ona zresztą jedynie - swą siatkę pojęciową, teorie i narzędzia badawcze zapożyczała z socjologii światowej, głównie amerykańskiej. Ze względów, których nie muszę w tym gronie szerzej wyjaśniać, okazywało się, że problem atyka postaw i wartości daje się najłatwiej zainplantow ać do naszej rzeczywistości. Już np. badacze struktury społecznej znajdowali się w zdecydowanie gorszej sytuacji próbując przenieść na grunt polski teorie i m etody gdzie indziej rozwijane. Odbiciem tych trudności był odżywający co pewien czas spór o to, czy w socjalizmie realnym w ogóle istnieje stru ktu ra społeczna.

N a karierę pojęć postaw y i wartości złożyło się więc kilka czynników - reszty dopełnił m echanizm naśladowczy, skłaniający m łodych adeptów socjologii do zajm owania się tym, czym zajm ują się uznane socjologiczne osobistości. Apogeum tej kariery przypada na przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy to opublikow any został artykuł Stefana N ow aka o wartościach społeczeństwa polskiego, będący - jak się później okazało - bezbłędną wręcz zapowiedzią wszystkiego tego, co stało się podstaw ą ruchu Solidarnościowego. Odchodzenie od pojęć postaw i wartości zaczęło się natom iast w połowie lat osiemdziesiątych.

Pojawił się wtedy bowiem problem , z którym wielu socjologów próbow ało się na różne sposoby intelektualnie uporać, ten mianowicie, że wyniki badań postaw i wartości wskazywały na całkowite wręcz odrzucenie systemu, a system trw ał i nic się nie działo. Tym samym rozerwany został do końca ten nikły związek między sferą świadomości społecznej a sferą społecznych działań, jaki wcześniej istniał: badania postaw i wartości przestały pełnić swe funkcje „barom etryczne” , przestały antycypować tzw. wydarzenia społeczne.

M ini-karierę - bo tru d n o to porównywać z karierą dwu om awianych tu pojęć - zrobiło w tym okresie pojęcie przystosowania, a ściślej, różne jego odmiany.

(13)

CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H L AT? 17 Usiłowaliśmy przy jego pom ocy wyjaśnić coraz bardziej widoczny rozdźwięk między sferą symboliczną a sferą działań rzeczowych, które mimo iż nie wynikały z akceptacji systemu, na pewno nie były skierowane na jego obalenie czy choćby instytucjonalną modyfikację. W kontekście rozwijającej się wówczas „drugiej ekonom ii” pojęcie przystosowania zyskiwało charakter dynamiczny, a nawet - co zabrzmi paradoksalnie - pozwalało na wykazanie istnienia elementów „systemowego norikonform izm u”

w działaniach mających na celu realizację dążeń nie związanych z kształtem systemu politycznego.

Przechodząc do współczesności należałoby powiedzieć, że ów rozdźwięk między sferą symboliczną a sferą działań rzeczowych utrzym uje się nadal, choć towarzyszy m u radykalna zm iana znaków. To w sferze symbolicznej m am y przede wszystkim do czynienia z akceptacją dokonujących się przeobrażeń systemowych, podczas gdy w sferze działań rzeczowych wydają się dom inować zachowania, które aczkolwiek nie są skierowane w prost przeciwko założonej transform acji, na pewno jej nie wspom agają ani nie przyspieszają. Stawia to socjologów w szczególnie kłopotliwym położeniu. M amy oto do czynienia z sytuacją, w której postaw y i wartości społeczeństwa polskiego mogłyby wreszcie zostać zharm onizowane z jego działaniami, a nie są.

Pojęcia postaw i wartości stają się w tym układzie niewygodne przede wszystkim dlatego, iż samo ich użycie zmusza do staw iania pytania o źródła niezgodności między sferą symboliczna a sferą działań. Jednocześnie istnienie owej niezgodności trudn o obecnie wyjaśniać interwencją czynników systemowych, jak miało to miejsce w latach sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych, lub przez odwołanie do pojęcia przystosowania, jak próbow ano to robić w okresie późniejszym. Tym przede wszystkim, jak mi się wydaje, tłumaczyć m ożna ucieczkę socjologów od pojęć postaw i wartości i zastąpienie ich mniej zobowiązującymi, gdyż słabiej związanymi z działaniami, pojęciami takimi, ja k opinie, poglądy, oczekiwania itp.

Zm iana ta - niezależnie od przyczyn za nią stojących - jest jednak jedynie zabiegiem magicznym, odsuwającym, lecz nie rozwiązującym problem u, który istniał od zawsze w badaniach postaw i wartości i który jedynie z nową ostrością daje o sobie znać w obecnych polskich w arunkach. Chodzi mi tu mianowicie o odczuwalny brak porządnej teorii wiążącej pojęcia postaw i wartości z działaniami.

Badaniom w tych dziedzinach towarzyszyło zwykle, najczęściej nie wyartykułowane, przekonanie, i ż w n o r m a l n y c h w arunkach ludzkie postawy i wartości przekładają się bezpośrednio na działania. Przekonanie to, jak dotąd, nie m usiało być w polskiej socjologii weryfikowane, gdyż istniejące niezgodności zawsze m ożna było tłumaczyć tym, iż m am y do czynienia z „nienorm alnym i” , w takim lub innym sensie, warunkam i. D opiero obecna sytuacja społeczna negliżuje owo wyjaśnienie i skłania do poszukiw ania odpowiedzi w sferze teoretycznej, a nie politycznej.

Sądzę, iż punktem wyjścia do poszukiw ania takich odpowiedzi pow inna być krytyczna refleksja nad dotychczasowymi ustaleniami dotyczącymi postaw i wartości społeczeństwa polskiego. K ilka szczególnie pytań wydaje się dla owej refleksji podstawowymi.

Po pierwsze, czy to, co zwykliśmy uznawać za wartości, wynikało z wyborów - ja k to nazywa A nna Giza-Poleszczuk - *,strategicznych” , a więc takich, które są behawioralnym i odpowiedziami na konkretne wyzwania konkretnej rzeczywistości społecznej, czy też m iało u swych podstaw wybory autoteliczne, będące wyrazem

(14)

18 CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H LAT?

poszukiw ania swoistego sacrum. By użyć przykładu - czy szczególne miejsce, jakie rodzina i życie rodzinne zajmowało w w yborach polskiego społeczeństwa, było efektem dążenia do poszukiw ania i kultyw owania tego szczególnego typu więzi międzyludzkich i związanych z nimi doznań, czy też raczej stanowiło odpowiedź na pustkę i dezorganizację życia publicznego, rodzaj ucieczki, a jednocześnie paliatyw u łagodzącego dolegliwości związane ze społecznym funkcjonowaniem jednostek? Lub - by sięgnąć do innej dziedziny - czy wybór n aro d u jak o jednej z podstawowych grup odniesienia był odbiciem szczególnej roli, jak ą poczucie wspólnoty narodowej odgrywało w kształtow aniu społecznej tożsam ości jednostek, czy też raczej pró bą poszukiw ania takiej płaszczyzny uw spólniania interesów, któ ra pozwoliłaby na przeciwstawienie się państw u jak o reprezentantow i tychże inte­

resów?

Po drugie, jaki jest związek między w yboram i w sferze sacrum a wyborami w sferze codziennego życia społecznego lub - by być konsekwentnym - w sferze profanum l Czy związek ten da się opisać raczej jak o dążenie do „sakralizacji” życia codziennego czy też odw rotnie - jak o próbę rozdzielenia tych dwóch sfer życia społecznego? I dalej, czy opowiedzenie się za określonym zbiorem wartości pociąga za sobą autom atycznie akceptację instytucji i osób występujących w imieniu owych wartości? Jakiego typu wymogi instytucjonalne wiązane są - by znów posłużyć się konkretnym przykładem - z wysokimi rangam i przypisywanymi w wyborach polskiego społeczeństwa religii i w artościom składającym się na tzw. etos Solidar­

ności?

Po trzecie, jaki wpływ na sposób akceptow ania różnego typu wartości wywarły doświadczenia ostatnich lat? K tóre spo.śród wartości autotelicznych zmieniły się w „strategiczne” lub odwrotnie, które - pod wpływem nowych doświadczeń - w miejsce bezwarunkowej akceptacji zyskały akceptację warunkową? Czy np.

przywiązanie polskiego społeczeństwa do wolności słowa mogło zostać zachwiane (i do jakiego stopnia) pod wpływem oglądania wystąpień w trakcie kam panii wyborczych? Jaki wpływ na rozumienie innej uznanej wartości, jak ą była godność, wywrzeć mogły takie posunięcia państw a, ja k np. regulacja rent i em erytur bądź zniesienie odznaczeń z okresu PRL-u?

W ymieniam tu najbardziej podstaw owe i oczywiste pytania, jakie nasuw ają się, gdy włączamy hasło „co się stało z postaw am i i wartościam i społeczeństwa polskiego” . O statnie z tych pytań wydaje mi się szczególnie istotne. Myślę, że nie tylko socjologom, ale i ludziom mogło być w poprzednim okresie „wygodnie”

z niem ożnością weryfikowania wartości przez siebie uznawanych. M ożna było opowiedać się za dem okracją, gospodarką rynkow ą, wolnością słowa itp. bez konieczności doświadczania na sobie różnego typu negatywnych efektów tych stanów rzeczywistości społecznej. Przejście od akceptacji do realizacji tych wartości m usiało zaowocować nowymi doświadczeniami, a w konsekwencji zarów no n aras­

taniem złożoności samego aktu akceptacji, jak i większym bogactwem i zróż­

nicowaniem postaw wobec instytucji, osób, zachowań z wartościami tymi związanych.

Sądzę, iż krytyczna refleksja nad wcześniejszymi ustaleniami, dotyczącymi postaw i wartości społeczeństwa polskiego, mogłaby prowadzić przede wszystkim do dwóch istotnych skutków. Po pierwsze, pozwoliłaby zawęzić nadm ierną moc eksplanacyjną, jak ą pojęciom postaw i wartości przypisywali wcześniej polscy socjologowie, a nadal czynią to z upodobaniem polscy politycy. Po drugie, skierowałaby naszą uwagę

(15)

CO N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H LAT? 19 na inne, pozaświadom ościowe czynniki w arunkujące ludzkie wybory zarów no w sferze symbolicznej, jak i w sferze działań rzeczowych. W obu wypadkach pozwoliłaby wykorzystać nagrom adzoną wiedzę o wartościach i postawach społeczeń­

stwa polskiego m iast odkładania jej do archiwów polskiej socjologii.

Andrzej R ychard

P o lsk a A k a d em ia N a u k

KRYTYCZNA SOCJOLOGIA INSTYTUCJI REALNEGO SOCJALIZM U A POZNAW CZE WYZWANIA TRANSFORMACJI:

ILE KONTYNUACJI A ILE REWIZJI?

Pytanie, jakie chcę tu zadać, brzmi: jak a jest użyteczność pewnej części polskiej socjologii dla wyjaśniania dokonującej się transform acji? N ajpierw więc wypada zdefiniować, o jak ą część polskiej socjologii chodzi.

Nazywam ją „socjologią krytyczną instytucji realnego socjalizmu” . Generalnie chodzi mi tu o ten obszar analiz, który dotyczył studiów instytucjonalnych, badań nad władzą, polityką, gospodarką i wpływem tych systemów instytucjonalnych na życie społeczne, na społeczną strukturę, mechanizmy pow staw ania nierówności i zasady społecznej ruchliwości. D o wybitnych przedstawicieli tego n u rtu analiz zaliczyć m ożna J. Staniszkis, W. N aro jk a czy też W. M orawskiego.

W ypowiedź swą ograniczam do tego n u rtu analiz, ponieważ jest mi on najlepiej znany. Nie oznacza to jednak, że pewne zarysowane tu hipotezy na tem at silnych i słabych stron tego podejścia (czy też tej grupy analiz) nie opisują sytuacji w polskiej socjologii w ogóle.

Wypowiedź m oja m a zdecydowanie charakter w prowadzenia do dyskusji, nie jest w żadnym w ypadku skończonym referatem. Dlatego też więcej będzie tu pytań i wstępnych, hipotetycznych odpowiedzi, czasem zbyt upraszczających, niż sądów w pełni udokum entow anych.

Jakie były - i są - podstaw owe cechy krytycznej socjologii instytucjonalnej realnego socjalizmu? W zasadniczym nurcie tych analiz koncentrow ano się na opisie i wyjaśnieniu funkcjonow ania systemu, źródeł jego trw ania i systemowych uw arunkow ań funkcjonow ania społeczeństwa. Analizy skupione były raczej na poziomie m akro niż na poziomie m ikro. W ekstremalnej postaci zdarzało się niekiedy słyszeć sąd, iż w zasadzie społeczeństwo nie istnieje, istnieją jednostki, toczące ze sobą i z systemem zaprogram ow aną niezależnie od nich grę. W toku tej gry jednostki i grupy starają się co praw da modyfikować jej reguły, adaptując grę do swoich potrzeb i aspiracji, jednakże-jej zasadnicze reguły są tworzone na poziomie systemu, poza jednostkam i. Społeczeństwo pojawiało się jak o zbiorowy podm iot w okresach buntu, gdyż krytyczna socjologia instytucjonalna dokum en­

tow ała w sposób stosunkow o najpełniejszy brak społecznej legitymizacji systemu, czy też wręcz jego odrzucenie.

(16)

20 CO N A M Z O S T A Ł O 7. T Y C H LAT?

Jednostki grające z systemem i społeczeństwo buntujące się przeciw systemowi:

to dwie strony opisu społecznej natury Polski zawarte w omawianej tu koncepcji.

W zasadzie w żadnej z nich nie ma społeczeństwa jak o zróżnicowanego zbioru grup, o rozm aitych interesach i wartościach: są dwie ekstrem alne wizje. Albo zatom izowane jednostki, albo zunifikow ana całość.

Oczywiście upraszczam tę rekonstrukcję do granic przyzwoitości. Ale też zarazem sądzę, że oddaw ała ta wizja podstawowe cechy ówczesnego systemu społeczno- -instytucjonalnego i dość dobrze wyjaśniała jego naturę. Zasadniczą tezą tego podejścia była więc teza o pewnej dwoistości natury ówczesnego układu społeczno- -instytucjonalnego: system był masowo odrzucany, lecz jednocześnie ludzie w nim także masowo uczestniczyli, byli w nim zakorzenieni, nawet wtedy, gdy buntowali się przeciw niemu. Zwrócenie uwagi na tę dwoistość i stosunkow o dobre jej rozpoznanie uważam za największe osiągnięcie tego nurtu.

Jego rezultatem było odrzucenie upraszczającej wizji systemu jak o konstrukcji wyłącznie sztucznej, bo narzuconej, i odpowiadającej jej wizji społeczeństwa jako całości zniewolonej i biernej. N u rt ten wskazywał bowiem, iż system - mimo małego poparcia - zyskał własną dynamikę rozw oju i wytworzył mechanizmy swej reprodukcji nie zawsze wbrew społeczeństwu, a często z jego udziałem, choćby niechcianym. W ydaje się, że stanow iąca p u n kt wyjścia do dzisiejszej dyskusji praca Co nam zostało z tych lat, pod redakcją M irosławy M arody, mieści się w tym nurcie, stanow iąc jed n ą z jego bardziej oryginalnych manifestacji.

Powstaje jednak kwestia następująca: do jakiego stopnia obecnie zorientow anie na system może być szansą poznawczą, a do jakiego stopnia stwarza to poznawcze ograniczenia? W om awianym tu nurcie społeczeństwo istnieje tylko wobec - czy też w relacji do - systemu: zarów no kooperując z nim, jak i usiłując odrzucić ten system. Taki p unk t widzenia, oddając naturę tego, co było, pozostaw ia jednak pewien niedostatek. Oczywiście, były liczne analizy społeczeństwa per se - wywodzące się z polskiej szkoły studiów nad stratyfikacją, ale proponow ane przez nie wizje struktury społecznej nie zawsze odkrywały zasadnicze linie podziału. Analizy systemowo-instytucjonalne wniosły do studiów znaczenie miejsca we władzy i stosun­

ku do władzy jak o jednego z podstawowych wym iarów stratyfikacji.

Generalnie m ożna stwierdzić, że był to trafny sposób odczytywania natury systemu m onocentrycznego i towarzyszącego m u sposobu organizacji społeczeństwa.

W jakim jednak stopniu podejście, którego główne rysy przedstawiłem poniżej, może być przydatne do wyjaśnienia procesów transform acji?

Odpowiedź jest, m oim zdaniem, niejednoznaczna. Uw ażam , że krytyczna soc­

jologia instytucjonalna stosunkow o najlepiej objaśnia trw anie i upadek systemu komunistycznego, a więc paradoksalnie dwa procesy sprzeczne wobec siebie. Zawodzi natom iast przy próbie objaśnień zmiany społecznej, budowy nowego społeczeństwa i jego instytucji.

To, że trwanie i upadek m ogą być dobrze zrozum iane w ram ach tego nurtu analiz, wynika ze wspomnianej wcześniej dwoistej natury systemu, analizowanej w ram ach om awianego nurtu. Dość dobrze znamy m echanizm y zarów no włączające ludzi w system, ja k i mechanizmy jego odrzucania (które doprow adziły do upadku systemu). M echanizm y włączające, dzięki którym niekiedy nawet wówczas, gdy system odrzucano, wzmacniało to jego naturę, są opisane w wielu pracach polskich socjologów. Dziś, gdy tak często odwołujemy się do dziedzictwa realnego socjalizmu,

(17)

CO N A M 7 ,0 S T A Ł O Z T Y C H LAT? 21 do dziedzictwa, które zostało w nas, to właśnie dzięki dorobkow i tego nurtu możemy owo dziedzictwo wskazać. Dziś wiele tez, stawianych przed laty bez możliwości empirycznej weryfikacji, przechodzi pozytywny test. Widzimy, jakim ograniczeniem dla transformacji jest nie tylko dziedzictwo kooperacji z komunizmem, ale też dziedzictwo walki z tym systemem. Pewne tezy ogólne - np. teza J.

Staniszkis o buncie nietransform acyjnym - nabierają bardzo konkretnego i spraw­

dzalnego sensu.

Opisywany tu nu rt analiz osiąga granice swej użyteczności, gdy dochodzi do wyjaśnień tego, co nowe, do wyjaśnień zmian. G dy życiem społecznym usiłowano sterować centralnie - co nie znaczy, że skutecznie - wówczas studiowanie owego centrum i polityki było niezbędnym sposobem poznaw ania całego społeczeństwa.

Studiowanie systemu było w pewnym stopniu zastępczym studiowaniem społeczeń­

stwa, skoro bez owego systemu społeczeństwo prawie nie istniało.

Jednakże w ram ach tego paradygm atu nie da się wyjaśnić procesów obecnej transform acji. Sądzę, że powoli wyczerpuje się przydatność perspektywy wyłącznie makrosystemowej. Powstają nowe zjawiska w strukturze społecznej i instytucjonalnej.

Ten proces strukturalizacji społecznej przebiega i przebiegać będzie w dużym stopniu oddolnie, a często wbrew' intencjom elit politycznych, jakiekolwiek by one były. Studiując wyłącznie „system ” coraz częściej możemy być zaskakiwani nowymi zachowaniami społecznymi i politycznymi, których źródła tkwią głęboko we wzorach podstawowej organizacji społecznej, w elem entarnym społecznym ładzie. W ydaje się, że nie jest przypadkiem , iż nauki społeczne były w pewnym sensie zaskoczone ostatnim i zjawiskami ze sfery zachowań wyborczych: najpierw fenomen Tymińskiego, potem wyniki wyborów parlam entarnych ukazały prognostyczną słabość socjologii, w której poznanie społeczeństwa zostało sprowadzone do masowego upowszechniania wyników badania opinii publicznej, opartych na bliżej nie określonych założeniach co do natury tej opinii. Przedstawiłem ten pogląd w sposób m ocno wyostrzony, ale sądzę, że oddaje on istotę rzeczy.

W ydaje się, że dotychczasowa socjologia krytyczno-instytucjonalna odzwiercied­

lała w swej naturze jeszcze jedną cechę systemu, który był obiektem jej badań.

System realnego socjalizmu charakteryzow ał pewien niedorozwój funkcjonalny, jeśli m ożna to tak określić. Polegał on na tym, iż nie było jasnego przyporządkow ania poszczególnych funkcji systemowych konkretnym strukturom . N iektóre z nich pełniły wiele funkcji, inne zaś pełniły funkcje, które w „norm alnych” systemach przypisane były do wyspecjalizowanych struktur. Ta cecha systemu pozw alała np.

form ułow ać tezę o przedsiębiorstwie przemysłowym jak o o najważniejszej instytucji politycznej systemu (W. M orawski), co istotnie oddaw ało naturę tego systemu.

M ożna powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z małym zróżnicowaniem funkcjonalnym systemu i że ta pewna niejasność strukturalno-funkcjonalna oznaczała niski stopień rozw oju systemowego, jeśli przyjmiemy „m odernizacyjny” punkt widzenia, zgodnie z którym specjalizacja i dywersyfikacja są wskaźnikam i rozwoju.

Chcę powiedzieć, że te cechy systemu odzwierciedlały się w nauce system studiującej. Jego niedookreślony charakter doprowadził do utworzenia, też w pewnym sensie niedookreślonej, poddyscypliny zajmującej się studiowaniem relacji między systemem politycznym a gospodarczym (czy też systemu polityczno-gospodarczego, bo jego części były w zasadzie nierozdzielne) oraz relacji między tak określoną całością a społeczeństwem.

(18)

22 C'0 N A M Z O S T A Ł O Z T Y C H L A T ?

W efekcie doszło do charakterystycznej symbiozy między częścią socjologii i political science, a właściwie to socjologia podjęła problem atykę z pogranicza political science i ekonomii. Silną stroną tego związku był fakt, iż w zasadzie był to sposób na realizowanie badań multidyscyplinarnych, i to jest niewątpliwie warte kontynuacji. Jednakże m ożna przypuścić, że w m iarę „systemowego rozw oju”

coraz bardziej będzie zarysowywała się potrzeba podejm owania bardziej wyspec­

jalizowanych badań w tych dziedzinach, które do tej pory były w zasadzie połączone.

Nie oznacza to jednak, że te bardziej wyspecjalizowane poddyscypliny nie będą ze sobą współpracować. Sądzę, że możliwy będzie zupełnie nowy rodzaj współpracy, niejako „na wyższym poziom ie” .

W ydaje się, że dla sprostania poznawczym wyzwaniom dokonującej się trans­

formacji socjologia polska powinna poszerzyć repertuar swych odwołań do tradycji teoretycznych. Myślę, iż m ożna zaryzykować twierdzenie, że przynajmniej ta część socjologii, o której się tutaj wypowiadam, była w pewnym sensie zakotw iczona w podejściu funkcjonalnym i jednak, także do pewnego stopnia, w marksizmie.

D om inacja „systemowego” punktu widzenia, obecność założenia, że logika systemu jest nieredukow alna do logiki jego elementów - to chyba cechy charakteryzujące tę socjologię.

Tymczasem dziś, dla zrozum ienia sensu dokonujących się przekształceń, ta oferta teoretyczna powinna być poszerzona o podejścia niezbyt popularne w Polsce do tej pory, ale ważne, jeśli chcielibyśmy studiować społeczeństwo i jego transform ację nie tylko z perspektywy makrosystemowej. Takie podejścia, jak koncepcje z kręgu rational choice, podejścia wykorzystujące nowe osiągnięcia m ikroekonom ii i teorii psychologicznych, badanie social networks, czy też tzw. podejście neoinstytucjonalne, niosą ze sobą - jak sądzę - pewne szanse poznawcze. D odać należy, iż w ram ach tych podejść często zatraca się tradycyjny podział na dyscypliny i badacza oraz jego pracę, raczej definiuje to, że jest np. neoinstytucjonalistą, niż to, że jest psychologiem, socjologiem czy też ekonomistą. To też wydaje się być signum temporis.

Poszerzenie teoretycznej oferty może doprow adzić do tego, że cenne i konieczne studia w ram ach perspektywy makrosystemowej zostaną uzupełnione analizami m ikroinstytucjonalnym i czy też mikrosystemowymi. W efekcie, obok badania transform acji na poziomie globalnym, podjęta będzie nie mniej ważna problem atyka

„transform acji na co dzień” , czyli „staw ania się" społeczeństwa i jego instytucji poprzez procesy oddolne. Dopełnienie tej perspektywy uwolnić może polską socjologię od realnego w przyszłości zarzutu, iż skupiając się na badaniu społeczeń­

stwa z punktu widzenia systemu, co było uzasadnione w tzw. okresie m inionym, obecnie nadal pozostaje w tej perspektywie. O ile jednak w okresie kom unistycznym była to perspektywa „antysystem ow a” , bo badano odrzucanie systemu, o tyle teraz jest to raczej perspektywa „prosystem ow a” , u jej podstaw leży sym patia dla transform acji. I to właśnie m ogłoby stać się podstaw ą zarzutu, iż socjologowie studiują społeczeństwo z perspektywy elit czy też establishm entu. Z arzut taki, jakkolw iek byłby demagogiczny w swej ostrej postaci, wskazuje jednak, iż ważne jest dla socjologii (czy też dla socjologii instytucjonalnej) pam iętanie o perspektywie m ikro, oddolnej.

Jest jeszcze jeden element określający poznawczą specyfikę polskiej socjologii i pewne jej ograniczenia. Obok dominacji perspektywy m akro w poznaniu struktury instytucjonalnej jest też dom inacja pewnego typu podejścia w dziedzinie poznaw ania

Cytaty

Powiązane dokumenty

Władza zgodziła się na zrealizowanie wszystkich naszych postulatów socjalnych, które dotyczyły m.in.. przeprowadzenia wolnych wyborów do Rady Zakładowej, podwyżek,

Aby się dostać do środka, trzeba było mieć mocne łokcie i przedrzeć się przez tłum niedopitków, a potem pokazać cieciowi banknot stuzłotowy.. Niektórzy naklejali go sobie

Biorąc pod uwagę te obserwacje, możemy stwierdzić, że jeśli K jest ciałem liczbowym, do którego należą współrzędne wszystkich punktów danych do wykonania pewnej konstrukcji,

„Niechaj nam w Jasełkach nikt nie przedstawia, że Jezus urodził się w Palestynie” 1 – Betlejem polskie Lucjana Rydla jako szopka literacka.. Szopka w kulturze polskiej

Rozum nowożytny, który Habermas w swym Dyskursie określa jako instrumentalny bądź celowy, jest według Hobbesa po prostu kalkulacją, kalkuluje bowiem użycie określo- nych

Ale zażądał, by poddano go egzaminom (ostrość wzroku, szybkość refleksu), które wypadły pomyślnie, toteż licencję, w drodze wyjątku, przedłużono na rok. Kilka lat

Polskie uniwersytety i wydziały są na bardzo dalekich miejscach w międzynarodowych rankingach, niewielu jest również naukowców wywodzących się z Polski w czołowych

Czy jednak pozbycie się Żydów było trak- towane jako modernizacja (tak, o ile uznaje się ideę państwa narodowego.. i nacjonalizm za nowocześniejszy), czy też mimo posługiwania