• Nie Znaleziono Wyników

AUGUST KUHDT.(Wspomnienie pośmiertne).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "AUGUST KUHDT.(Wspomnienie pośmiertne)."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J V ° . 4 3 . W arszawa, d. 21 października 1894 r. T o m X I I I

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

I Komitet R edakcyjny W szech św iata s ta n o w ią P a n o w ie : D e i k e K ., D ic k s te in S ., H o y e r H , J u r k ie w ic z K ., K w i e t n i e w s k i W ł., K r a m s z t y k S ., M o r o z e w ic z J „ N a - ta n so n J ., S z to lc m a n J ., T r z c iń s k i W . i W r ó b l e w s k i W .

P r e n u m e r o w a ć m o ż n a w R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia t a *

i w e w s z y s t k ic h k s ię g a r n ia c h w k r a ju i z a g r a n ic ą .

A d r e s IEEed,a.ł5:c3r:L: I d r a . ł c o - w s f e i e - I ^ r z e d . m . i e ś c i e , 3STx © Q .

PRENUM ERATA „W S ZEC H ŚW IA TA ".

W W a rsz a w ie : r o c z n ie rs. 8 k w a r t a ln ie „ 2 Z p rz e sy łk ą pocztow ą: r o c z n ie „ l o p ó ł r o c z n ie „ 5

AUGUST KUHDT.

(Wspomnienie pośmiertne).

Dziwne zaiste fatum prześladuje wiedzę fi­

zyczną w Niemczech: właśnie w epoce, gdy doszła ona do świetnego rozkwitu mnogością i wzorowem wyposażeniem przybytków, dla niej przeznaczonych, a jeszcze bardziej talen­

tem mężów, jej się poświęcających, śmierć wyrywa kolejno tych, którzy stali na ich czele, którzy nauce niemieckiej przodowali, byli jej chlubą. W r. 1887 rozpoczął się ten żałobny szereg śmiercią G ustaw a Kirchhoffa, następnie ubył Clausius, w świeżej pamięci je s t zgon nieodżałowanego a jDrzedwcześnie zm arłego H . H e rtza, zaś przed kilku m iesią­

cami osieroconym został berliński instytut fizyczny przez śmierć swego dyrektora A ugu­

sta K u n d ta ’).

') Już po skreśleniu niniejszego wspomnienia nadeszła wieść o nowej stracie, jaką nauka ponio­

sła przez śmierć jednego ze swych największych przedstawicieli H. v. Helmholtza. (p. a.)

Znane są dobrze wszystkim, zajmującym się fizyką, a i podziwiane ogólnie prace K und­

ta , oryginalność jego pomysłów, zdum iewają­

ca technika doświadczalna, niezawodna pew­

ność otrzym anych przez niego rezultatów.

Sądzę jednak, że same tylko drukiem ogło­

szone badania i odkrycia tego uczonego, mi­

mo całej ich doniosłości, bynajmniej nie wy­

czerpują tej sumy zasług, jakie około nauki położył i nie d ają jeszcze zupełnej miary tego, czem by ł dla wiedzy fizycznej, co ona z jego śm iercią straciła. Jakkolw iek ram y niniejszego wspomnienia nie zezwalają na rozwinięcie dokładnego obrazu działalności zm arłego uczonego, postaram się choć w n aj­

ogólniejszych rysach przedstawić ten ruchliwy żywot, poświęcony sprawie nauki.

A . K u n d t, urodzony w r. 1839 w Szwery- nie, w M eklemburgii, po ukończeniu szkół i niemając jeszcze dokładnie wytkniętej dro­

gi przyszłej działalności, ud ał się w r. 1859 n a studya do Lipska, gdzie słuchał wykładów nauk m atem atycznych i przyrodniczych. Lecz wkrótce, po trzech sem estrach, przeniósł się do Berlina; pobyt w tem mieście wywarł de­

cydujący wpływ na jego dalszy kierunek n au ­

kowy. Czasy to niezbyt, zdaje się, odległe,

a przecież o ileż od obecnych odmienne! Gdy

(2)

WSZECHSWIAT.

N r 42.

spoglądam y dziś na wspaniałe instytu ty nau­

kowe, zaopatrzone we wszelkie przyrządy i urządzenia, potrzebne do badań ścisłych, jakie posiadają nietylko m iasta stołeczne, ale naw et m ałe uniw ersytety w Niemczech, to trudno nam je s t cofnąć się myślą w te czasy, gdy B erlin nie posiadał żadnych instytutów uniwersyteckich, a nauki przyrodnicze były wykładane ex cathedra.

P rzed rokiem 1870 ani dla fizyki, ani dla innych nauk przyrodniczych nie było tani za­

kładów uniwersyteckich, a jeśli mimo to czasy owe wydały pierwszorzędnych badaczów, to zasługa w tem niektórych ówczesnych profe­

sorów berlińskich, którzy własnym kosztem utrzym ywali pryw atne pracownie i otwierali do nich przystęp młodym utalentow anym adeptom wiedzy. Do dziś żywem je st w B er­

linie wspomnienie zasłużonego fizyka, G ustaw a M agnusa, k tó ry skupiał dokoła siebie grono młodych uczonych, pracujących nad fizyką w jego pryw atnem laboratoryum i był tw órcą

„colloąuiów,” t. j. swobodnych zebrań, m ają­

cych na celu referow anie i krytykowanie bie­

żącej lite ratu ry naukowej; on to przez długi czas był ogniskiem i duszą owego kółka, do którego w pewnej epoce należeli m. i. W erner Siemens, E m il du Bois Reym ond i... ówcze­

sny lekarz sztabowy H erm an H elm holtz.

Tam też, po przybyciu do B erlin a pocią­

gnięty został młody K u n d t i o dtąd wiernym był fizyce. M agnus w krótce ocenił talent, niepospolitą energią i wysoki zm ysł praktycz­

ny K u n d ta i ofiarował mu posadę asystenta u siebie.

W y bór dziedziny, ku której zwrócił się w swych badaniach K u n d t w owej epoce, świadczy o oryginalności, k tó ra go i nadal nie przestała cechować. Tym działem fizyki, którym się nikt praw ie podówczas nie zajm o­

wał, wobec panującego poglądu, że nic już ciekawego z niego wydobyć niemożna, była akustyka. Do niej jed n ak w łaśnie zwrócił się K u n d t i wykonał szereg badań, zarówTno interesujących pod względem metody, jako- też ze względu na doniosłość otrzym anych re ­ zultatów.

W yjaśniw szy w sposób najzupełniejszy za­

uważone przez B iota podwójne załam anie w drgających prętach ja k o skutek drg ań po­

dłużnych, z a b ra ł się następnie do badania d rg ań , wywoływanych w powietrzu i gazach

przez drgania podłużne. Celem wykazania fal stojących w rurach, wypełnionych powie­

trzem , użył on metody lekkich proszków, np.

likopodium, które w m iejscach silnego ruchu powietrza, w międzywęźlacb, bywają przez ten ruch porywane i zmiatane i u k ład ają się w oryginalne prążkowane figury, noszące n a­

zwę odkrywcy, podczas gdy w miejscach spo­

czynku powietrza , w węzłach, proszek pozo­

staje na miejscu. M etoda ta nietylko je st w zasadzie nader prostą, ale nadto prowadzi do nadspodziewanie dokładnego pom iaru dłu ­ gości fal. Rozwinięcie tej metody dało po­

czątek całemu szeregowi ciekawych badań, odnoszących się do prędkości rozchodzenia się dźwięku w gazach, cieczach i ciałach s ta ­ łych, do drgań cienkich warstewek powietrza, ale niewątpliwie najważniejszem zastosowa­

niem jej było wykonane przez K u n d ta wespół z W arburgiem oznaczenie prędkości dźwięku, a stąd dalej stosunku ciepła właściwego przy stałem ciśnieniu i przy stałej objętości dla pary rtęci. P rzypadek ten był dla tego nie­

zmiernie ważnym, źe na podstawie gęstości pary rtęci prawo A vogadra kazało przypusz­

czać, źe cząsteczki tej pary są jednoatomowe.

a znowu wedle teoryi cynetycznej gazów sto­

sunek ciepła właściwego przy stałem ciśnie­

niu i przy stałej objętości dla wszelkich g a ­ zów jednoatom owych winien się równać 5/3.

Doświadczalne sprawdzenie teoretycznego przewidywania było niemałym dowodem, przem awiającym na korzyść młodej teoryi.

Tymczasem K und t, który po habilitowaniu się na uniwersytecie berlińskim w r. 1867, w ro ­ ku następnym otrzym ał był profesurę na poli­

technice w Zurychu, został powołany w roku 1870 na k ated rę fizyki w W iirzburgu jak o następca R. Clausiusa. T utaj zajęła uwagę K u n d ta inna kategorya zjawisk, a mianowi­

cie optyczne zachowanie się ciał wybitnie po­

chłaniających, które niem ałą trudność stano­

wiło dla teoryj optycznych, a które wydawało się pod niektóremi względami wręcz nieprzy- stępnem do bezpośredniego badania doświad­

czalnego. Z anim jed n ak z a b ra ł się do spe- cyalnego badania m etali, które miało mu zjednać sławę pierwszorzędnego eksperym en­

ta to ra , za ją ł się on ciałam i silnie pochłania-

jącerni i silnie odbijającem i pewne szczególne

barwy. Z uwagi n a ścisły związek między

odbiciem a załam aniem , owo wybitne, szcze­

(3)

N r 4 2 . WSZECHSWIAT. 6 5 9

gólne odbijanie pewnych barw naprowadziło

go na myśl, źe prawdopodobnem jest szcze­

gólne, nienorm alne łam anie odnośnych pro ­ mieni, innemi słowy, zjawisko anomalnej dy- spersyi. P ra c a Christiansena, który ogło­

sił odkrycie anomalnej dyspersyi fuksyny, przyspieszyła wydanie pierwszej o tym przed­

miocie rozprawy K u n d ta, w której nietylko nagromadzony był obfity zasób faktów, ale nadto rzecz cała wziętą, była z ogólniejszego stanowiska. Dalsze prace K u n d ta nad ano­

malną, dyspersyą dostarczyły dogodnej m eto­

dy badania tego zjawiska i przyczyniły się znacznie do wyjaśnienia jego charakteru.

Nic dziwnego, że gdy w r. 1872, po aneksyi Alzacyi i Lotaryngii i założeniu uniwersytetu niemieckiego w S trassburgu, obsadzano k ate­

dry' pierwszorzędnemi siłam i naukowemi, Kundtow i powierzono k ated rę fizyki. N ie­

spożytą, zasługą K u n d ta z tej epoki jest urządzenie tamecznego instytutu fizycznego, który ściśle według jego wskazówek został zbudowanym i urządzonym i je st dziś jeszcze, po dwudziestu kilku latach, wzorem zakładu fizycznego. In sty tu t ten był ulubionem dzie­

łem K undta, a niebawem począł się zapeł­

niać przybyszami ze wszystkich krajów E u ro ­ py, z A m eryki i Japonii, pragnącym i wy­

kształcić się w sztuce badania eksperymen­

talnego pod kierunkiem sławnego profesora.

I tak, ja k ongi M agnus w Berlinie, tak potem K u n d t w S trassb u rg u stał się ogniskiem, do­

ko ła którego poczęli się grupować młodzi fi­

zycy, ale już nietylko niemieccy, lecz wszel­

kich narodowości, a wszystkich K u n d t umiał zjednać dla siebie i dla swojej nauki, zachę­

cić, zapalić.

A przytem „szkoła” K u n d ta odznaczała się tem, źe w niczem nie krępow ała oryginal­

ności uczniów i nietylko jej nie krępowała, lecz pielęgnować i rozwijać się j ą stara ła . Bo jedynem i wspólnemi znamionami „szkoły”

było kierow anie się w badaniach doświadczal­

nych teoretycznem i punktam i widzenia, dąże­

nie do dokładności rzeczywistej a nie pozor­

nej, staranie o nabycie techniki, pozwalającej przezwyciężać wszelkie trudności eksperymen­

taln e, a przedewszystkiem krytycyzm w oce­

nianiu istotnej wagi i wartości spostrzeżeń.

Poza tem wolność była zupełną i każdy upraw iał tę gałąź nauki, k tó ra go najbardziej pociągała, wybierał tem at i, o ile możności,

s ta ra ł się najsamodzielniej obmyśleć metodę doświadczalną. To też instytut strassburski był podówczas niejako n a m ałą skalę obra­

zem całokształtu nauki i wszystkie co najży­

wotniejsze kwestye były tam badane jedn o­

cześnie przez przedstawicieli najróżniejszych narodowości, wszystkie ważniejsze pojaw iają­

ce się prace dyskutowane i krytykowane na wznowionych przez K u n d ta magnusowskich

„colloąuiach.”

Obfitym też był plon pracy naukowej instytutu strassburskiego, jak i w ykazują współczesne czasopisma naukowe.

Przodow ał n aturalnie K u n d t, który prócz uzupełnień dawniejszych badań i wielu in­

nych prac, o których nie wspominam, ogłasza z W arburgiein badania nad wewnętrznem tarciem i przewodnictwem ciepła gazów roz­

rzedzonych, bad a wpływ ciśnienia na napię­

cie powierzchni cieczy, za pomocą niezmier­

nie prostej metody posypywania kryształów proszkiem, będącym mięszaniną siarki i minii, bada ich własności termo-, aktyno- i piro- elektryczne, a wreszcie przystępuje do całego szeregu badań z zakresu optyki i elektroopty- ki, w których, skutkiem swej niepospolitej techniki eksperym entalnej, w wielu razach otrzym uje decydujące rezultaty tam , gdzie inni znakomici badacze napróżno się o nie kusili.

A więc wykazuje podwójne załam anie świa­

tła w cieczach lepkich, będących w ruchu;

bada optyczne zachowanie się kwarcu, znaj­

dującego się w polu elektrycznem; wespół z Rontgenem wykazuje skręcenie płaszczyzny polaryzacyi w gazach i parach, umieszczo­

nych w silnem polu magnetycznem, któro F a ra d a y napróżno wykryć usiłował; wykazu­

je podwójne załam anie św iatła w warstwach metalu, powstałych przez rozpylenie katody w rurce geisslerowskiej; nakoniec udaje mu się otrzym ać jednorodne warstwy m etali tak cienkie, że są zupełnie przezroczystemi i przy ich pomocy wykazuje kolosalne skręcenie płaszczyzny polaryzacyi św iatła w polu m a­

gnetycznem w m etalach takich, ja k żelazo, kobalt i nikiel, a w związku z tem bada t. z w.

magneto-optyczne zjawisko K e rra, t. j. zmia­

ny św iatła przy odbiciu od powierzchni nam a­

gnesowanej. Lecz nietylko cieniutkie prze­

zroczyste warstewki m etali jednostajnej g ru ­

bości udaje mu się otrzymać; w dalszym ciągu

(4)

660

WSZECHSWIAT.

N r 42.

przez trafn e zmodyfikowanie procesu elektro­

litycznego otrzym uje przezroczyste pryzm aty metalowe i mierzy zw ykłą m etodą współczyn­

niki załam ania m etali, a tem sam em daje n a ­ reszcie optyce m etali pewną podwalinę do­

świadczalną.

Gdy w r. 1888 prof. v. H elm holtz pow oła­

ny został n a stanowisko prezesa państwowego instytutu fizyczno-technicznego, berlińska ka­

ted ra fizyki doświadczalnej p rzy padła K und- towi w udziale. I n a tej k ated rze obok w łas­

nych bad ań , które tym razem były głównie dalszem rozwinięciem prac, rozpoczętych w S trassbu rgu, K u n d t rozw inął tak ja k i tam obfitą i w spaniałą działalność nauczycielską.

Lecz, niestety, zaledwie la t kilka trw a ł ten ostatni okres jego życia: d. 21 m aja r. b.

wielki eksperym entator zakończył życie w Isra elsd o rf pod L ubeką po długiej i cięż­

kiej chorobie, z k tó rą mężnie walczył do ostatka.

Śm ierć K u n d ta — to wielka niepowetowa­

n a s tra ta dla nauki. Ubył w nim uczony, który, choć sam nie teoretyk, w badaniach Swych wychodził zawsze z głębszych teo re­

tycznych punktów widzenia i um iał im z nie- jnospolitą przenikliwością n adać kształty po­

chwy tne dla metody eksperym entalnej; który z niezwykłą śm iałością b ra ł się do rozwiąza­

nia najtrudniejszych zagadnień doświadczal­

nych i... rozwiązywał je ; który stwarza! m eto­

dy, uderzające p ro sto tą i trafnością; o k tóre­

go krytycyzm ie i jasności m yślenia naukowe­

go a pewności w obserwowaniu świadczy fakt, że, m ając do czynienia z najsubtelniejszem i zjawiskami fizycznemi, nigdy nie dał się wprowadzić w b łąd i innych w błąd nie wpro­

wadził. A le dalej, w K undtcie strac ił świat naukowy nauczyciela, którego wykłady, wsparte nieprzebranem mnóstwem doboro­

wych, często zdumiewających doświadczeń, były jedynem i w swoim rodzaju i który wy­

kształcił liczny zastęp uczniów, rozsianych dzisiaj po całej kuli ziemskiej. Między inny­

mi do liczby uczniów i asystentów K u n d ta należał przedwcześnie zgasły prof. Z ygm unt W róblew ski.

S tarałem się skreślić, o ile pozw alały ram y artykułu, sylwetkę naukow ą zasłużonego uczonego i nauczyciela; nie tu ta j miejsce na ocenę jego przymiotów osobistych. P o p rze­

stanę na stwierdzeniu, że wszyscy ci, którzy

mieli sposobność poznać go bliżej, zachowali dlań, obok wdzięczności, prawdziwy szacunek i serdeczne wspomnienie.

Leon Kiecki.

O P I U M ,

Od niepamiętnych czasów d atu je wśród ludzkości użycie środków odurzających i n a r­

kotyzujących, ja k gdyby człowiek od równie dawnych czasów czuł potrzebę zapomnienia otaczającej go rzeczywistości i szukał z nie­

złomnym uporem dla myśli swojej „sztucz­

nych rajów ,” ja k nazywa B eaudelaire alkoho­

lizm, opiumizm, morfinizm. N ie znamy ani jednego dzikiego plemienia, któreby nie uży­

wało napojów7 podniecających, a najdaw niej­

sze pomniki piśmiennictwa, indyjskie Yedy, wspominają z uniesieniem o „Som a,” trun ku wyskokowym, sporządzanym zapewne z owo­

ców bananu, nadając mu miano „pocieszycie­

la, zbawcy, ożywczego słońca.”

Zm ieniają się tylko środki, w których czło­

wiek czerpie chwilowe odurzenie. Świat euro­

pejski znalazł je w alkoholu etylowym i po­

k ry ł ziemię plantacyam i wina, brow aram i i gorzelniami, obracając n a ten cel poważną część uprawianego zboża. W schód, żądny głębszego upojenia, zwrócił się po nie do h a ­ szyszu i opium.

Opium, znane przynajm niej ze słyszenia każdem u, je s t zaschniętym sokiem mlecznym, otrzymywanym z niedojrzałych makówek.

Zarówno ja k wszystkie soki mleczne, ta k i opium w stanie świeżym, je st białe, płynne i nieco lepkie. W ysuszone przybiera barw ę b ru n atn ą, posiada charakterystyczny odurza­

jący zapach i smak nadzwyczajnie gorzki.

N ie rozpuszcza się bez reszty w żadnym ze znanych rozpuszczalników; największa ilość, około 60 % j eg° przechodzi w roztw ór w spi­

rytusie 35% . Mocny spirytus i woda od­

dzielnie W Tzięte rozpuszczają go bez porówna­

nia mniej. Roztwory opium są to płyny

przezroczyste, brunatne, z dość silną reakcyą

(5)

N r 4 2 . WSZECHSWIAT. 6 0 1

kwaśną. Suche opium zapala się trudno, ale

ra z zapalone wydaje bardzo kopcący żółty płomień i pozostawia z początku znaczną ilość węgla, a następnie 3—8 % popiołu. P r e ­ p a ra ty opium, przygotowane w glicerynie i oglądane pod mikroskopem, przedstaw iają b ru n atn ą masę, w niektórych miejscach prze­

zroczystą, w której widać tu i owdzie znaczną ilość okruszyn makówek, dostających się przy nieostrożnem zbieraniu, krople tłuszczu, ziar­

na mączki, czasami nawet kryształki cukru.

C iała te uważane są za domięszki i opium w dobrym gatunku powinno być od nich wol­

ne. Jak o ść opium określa się ilością alkaloi­

dów, których kryształki grupam i tkwią w brunatnej masie, okazując najczęściej po­

stać drobniutkich, błyszczących, jedwabistych igiełek. Z biegiem czasu kryształy te zmie­

n iają formę i, łącząc się z sobą, tworzą kryształy nowe dość znacznej objętości. T a ­ kim je st zewnętrzny wygląd opium.

M ak (P apaver somniferum), z którego otrzym ują opium, je st przedstawicielem nie­

zbyt licznej rodziny makowych (Papavera- ceae) i odznacza się wysoką —0,5 do 1,5 m, gołą, silną łodygą, bezogonkowemi ochwytu- jącem i łodygę liśćmi; koroną z 4-ch płatków o średnicy 8— 10 cm; płatk i te są białe, purpurowe, lub białe z fioletowemi plamkami u podstawy. Owoc—jest to duża, niepękają- ca torebka, rozdzielona wewnątrz licznemi przegródkam i, idącemi od ścianek zewnętrz­

nych w kierunku środka, ale niestykającemi się z sobą i tworzącemi jedno tylko gniazdo.

M ak ten lub jego odmiany, gdziekolwiek bądź uprawiane, wszędzie pozwalają zbierać opium. Przew ażnie jednak upraw iają go w Azyi Mniejszej, Chinach, Indyach i Persyi, gdzie zasiewany na przestrzeni setek mil kw.

daje zajęcie tysiącom ludzi. Zasiew m aku ciągnie się zwykle od listopada do m arca.

System ten m a tę dogodność, źe mak dojrze­

wa niejednocześnie, przez co w czasie zbioru można się posługiwać mniejszą ilością rąk ro­

boczych. Z a wyłączeniem Indyj upraw a m aku i zbieranie opium odbywa się wszędzie jednakowo. Z a wzór może służyć A z ja M niejsza, gdzie zasiewają odmianę m aku j 0 białych lub czerwonych płatkach. Gdy mak dosięgnie 0,5 m wysokości, wtedy wierzchołki jego ścinają, wskutek czego się rozgałęzia 1 bardzo często daje do 40-tu kwiatów,

a w następstwie makówek na jednej łodydze.

W kilka dni po opadnięciu kwiatów, gdy główki m aku są jeszcze zielone, robotnicy ro*

bią na nich poprzeczne nacięcia, co wymaga pewnej wprawy i zręczności, by nie przeciąć ich nawskroś, przez co opium wylewałoby się na wewnątrz i nie mogło być zebranem. Czę­

sto okręcają w tym celu ostrze noża szm atka­

mi, pozostawiając swobodnym tylko koniec takiej długości, aby nie był w stanie przeci­

nać makówek. W yciekający z poczynionych nacięć biały sok w prędkim czasie gęstnieje i przybiera barwę brunatną. Zwykle naci­

n ają makówki jednego dnia po południu, a drugiego ju ż o wschodzie słońca opium może być zbierane. Robotnik zeskrobuje je nożem i następnie składa na suchy liść maku.

P rzy tym sposobie zbierania każda główka maku dostarcza od 0,01 do 0,03 g opium.

Najzręczniejszy zatem robotnik zaledwie je st w stanie zebrać około 3 ch funtów (1 oko) podczas zbioru. Złożone na liściach opium, przypominające z wyglądu powidła śliwkowe, podsuszają n a słońcu lub na ogniu,, a n astęp­

nie formują z niego bochenki różnej wielko­

ści—od śliwki do głowy małego dziecka. B o­

chenki te, bardzo jeszcze miękkie, obwijają suchemi liśćmi maku i następnie sprzedają jeżdżącym po wsiach urzędnikom państwo­

wym, gdyż we wszystkich tych krajach sprze­

daż opium stanowi monopol państwa. B o­

chenki te um ieszczają w koszach i pudłach drewnianych, a w celu zabezpieczenia ich od zlepiania się, przesypują je nasieniem szcza­

wiu końskiego. T ak opakowane opium przy­

wożone jest wyłącznie do m iasta Smyrny, do­

kąd zwykle dochodzi w m aju lub czerwcu, sprzedaż jedn ak miewa miejsce dopiero w sierpniu lub wrześniu, a to dlatego, źe świeżo przywiezione je s t jeszcze bardzo wil­

gotne i ulega wysuszaniu. Najwięcej opium dostarczają prow incje tureckie K a rag isar, A fim o-K aragisar i H e we.

W podobny sposób postępują wszędzie z m ałem i tylko zmianami.

Z bieranie opium w Indyach W schodnich znacznie różni się od powyższego. Zanim zobaczymy n a czem ta różnica polega, zazna­

czymy naprzód, że mak upraw iają w Indyach tylko w niektórych prowincyach, a mianowi­

cie: 1) w Pendźabie, gdzie, jakkolwiek opium

posiada wysoką wartość, jedn ak produkują je

(6)

662

WSZECHSWIAT.

N r

4 2

.

wyłącznie do miejscowego użytku; 2) nad brzegam i G angesu, pomiędzy m iastam i M ur- szidabad i A g ra ; pod upraw ę m aku całkowi­

cie je st zajęty olbrzymi pas ziemi, zajmujący 800 k m długości i 350 szerokości; 3) wresz­

cie, n a płaskow7zgórzu M alwa, gdzie bardzo obszerne p la n ta c je z roku na rok jeszcze się powiększają, Opium wolno tu ta j zbierać i sprzedawać każdem u, ale wywóz zagranicę obłożony je st bardzo wysokiem cłem państwo- wem, które w7ynosi około 6-ciu rupij (3 rs. 80 kop.) za funt angielski.

Sprzedaż opium otrzymywanego nad G an­

gesem stanowi własność państw a i pod g roź­

b ą surowych k a r opium musi być oddawTane specyalnio do tego wyznaczonym urzędnikom za ustanowioną przez władze cenę. Z biór opium tem się różni od innych, że tam , gdy m ak dojrzewa, co m a miejsce około połowy lutego, nieczekając aż kwiaty opadną, rob o t­

nicy sami je obrywają i nadcinają makówki podłużnie nożami, m ającem i 4 lub 6 ostrzy równolegle idących. N a każdej makówce robią nacięcie raz na dzień, na drugi dzień opium zb ierają i ro b ią nowe nacięcie, pow ta­

rzając tę czynność dopóty, dopóki opium nie przestanie wypływać. W taki sposób otrzy­

m ują z każdej makówki około 0,1 g, t. j. prze­

szło 3 razy więcej opium, niż gdzieindziej.

K ażdy robotnik je s t zaopatrzony w blaszaną łyżeczkę i garnek do zbierania opium. P o niejakim czasie n a dnie g arn k a odstaje się brun atn y, m ętny płyn, t. zw. passewa, k tó rą ostrożnie zlewają, a gęstą m asę zostawiają w tychże garnkach przez kilka tygodni, czę­

sto j ą m ięszając, aby prędzej podsychała.

W takim stanie opium je s t składane do k an ­ torów państwowych, gdzie spećyalni urzędni­

cy określają W niem procent wiłgoci (powinno być 3 0% ) i rozdzielają n a 4 funtowe bryłki.

N astępnie n ad a ją każdem u kawałkowi k ształt kulisty i oblepiają je ciastem przygotow anem z mięszaniny potłuczonych makówek, opium i passewy. Ciasto takie chroni opium od wy­

sychania.

N a jesieni opium je s t już przygotow ane na sprzedaż w pudłach, zawieraj ącj7ch po 40 sztuk. Dochód państw a angielskiego z tej sprzedaży wynosi od 90-iu do 120-tu tysięcy funt. szter., czyli od 9 do 11 milionów rubli.

Ł atw o zauważyć, źe takie olbrzymie ilości opium nie są produkow ane wyłącznie do

użytku lekarskiego. W Chinach np., pomimo źe cały indyjski zbiór opium tam je s t wysyła­

ny, upraw iają m ak w takich ilościach, ja k nigdzie w świecie. Tam , gdzie około 75%

męskiej ludności pali opium, rzecz naturalna, przywożone z zagranicy nie wystarcza. Bez względu na przeszkody, jakie staw iają władze, upraw a m aku rozwija się tam coraz więcej i ilość otrzymywanego corocznie opium m a dosięgać bajecznej cyfry 800000 pudów. Do­

starczają je przeważnie prowincye Szi-Czu- An, Kwei-Czu i Ju -n ań , skąd przez góry roz- nosiciele, tak zwani kuli, dostarczają je do m iasta Szaszich, a stam tąd rozwożą po całem państwie.

W E uropie nie upraw iają m aku w takiej

•ilości, aby otrzymywać z niego opium. P o ­ chodzi to głównie z powodu zbyt drogiego robotnika, ja k również z pow7odu warunków klimatycznych. W krajach cieplejszych, ja k Indye, Azya M niejsza i t. d., m ak zasiany w listopadzie dojrzewa już w lutym lub w m arcu. Po zebraniu opium otrzym ują z m aku bardzo wiele produktów ubocznych, ja k olej, makuchy (pozostałość po wypraso­

waniu oleju z nasion), które po części służą za nawóz, po części zaś za pokarm dla bydła, wreszcie łodygi zaw ierające w7 sobie bardzo wiele potażu. Zaorawszy pozostałe po m aku pole i użyzniwszy je, zasiewają ryż, który doj­

rzewa podczas la ta i daje zwykle w tych wa­

runkach plon bardzo obfity. T ak więc w cią- gu-roku jedno pole daje dwa zbiory—m aku i ryżu, co w zimniejszym klimacie europej­

skim je s t niemożliwem.

Tylko w7 Rumelii w ostatnich czasach za­

częto uprawiać m ak w znacznych ilościach.

D odać trzeba, że europejskie opium należy do najlepszych. W a rto ść tego produktu oce­

nia się podług zawierającej się w7 nim ilości alkaloidów, a głównie morfiny. Otóż w ho­

dowanych w E uropie odm ianach m aku osię- gnięto największą jej ilość. T ak np. nie­

mieckie opium dało 20% morfiny, bułgarskie 20,73% , opium, otrzym ane przez aptekarza francuskiego A u berg iera z okolic Amiens, za­

wierało nawet 22,9% . Do celów lekarskich ogólnie je st używane opium z Azyi Mniejszej, jak o najwięcej m ające morfiny; bardzo do­

brem także je st opium rum ełijskie. W ogóle

ilość i jakość opium, otrzymywanego w ró ż­

(7)

N r 42.

WSZECHSWIAT.

663 nych krajach, dadzą się wyrazić w n astępują­

cej tablicy:

Miejsce pochodzenia

ilość otrzy­

m ana wyr.

w pudach

ilość morfiny wyr. w %

Chiny 800 0 0 0 2 — 5 %

Indye W schodnie 150 000 4 - 7 % Azya M niejsza 2 0 — 40 0 0 0 8 - 1 6 %

1 ’ersya 1 5 — 20 000 8 - 1 6 %

R um elia 3 — 4 000 1 0 °|o— 2 0 0|°

K aukaz ilość nie­

wiadoma

1 7 2 - 3 %

A naliza chemiczna wykazała, że opium nie je st związkiem chemicznym, ale mięszaniną najróżnorodniejszych ciał, które można po­

dzielić na dwie grupy: składniki drugorzędne, stanowiące przeszło 50% opium i alkaloidy.

Do pierwszych należą wosk, kauczuk, gu­

my, woda i t. p. Tłuszczu, mączki i garbni­

ka nie znaleziono w opium. Cukru znalezio­

no zaledwie ślady. B arw nik i ten składnik, obecności którego opium zawdzięcza swój za­

pach, nie zostały dotychczas wydzielone.

Do składników drugorzędnych, ale właści­

wych tylko opium należą trzy ciała o reakcyi obojętnej: mekonina (C 10 H ,0O4), mekoizyna (C6 H a (O H )2 (C H 3)2), opionina (wzór nieu­

stalony).

W skład opium wchodzą także trzy kwasy:

mekonowy (C, H 4 0 7 + 3H 20 ), mleczny i siar­

czany.

Kwasy te znajdują się w opium w postaci soli magnezowych i wapiennych, a także w postaci soli lóżnych alkaloidów. Najwięcej zaw iera się kwasu mekonowego od 3— 5% , będącego podstaw ą charakterystycznej reak­

cyi, k tó rą się posiłkujemy przy wykrywaniu najdrobniejszych ilości opium. W tym celu, opium rozpuszczone w nader słabym kw. sol­

nym um ieszczają w dyalizatorze; po pewnym czasie woda w naczyniu zewmętrznem zabar­

wia się na ciemno-czerwono po dodaniu chlor- niku żelaza, wskutek obecności kwasu meko­

nowego, a zatem i opium także.

Przechodzim y teraz do najważniejszych składników opium— do alkaloidów. Opium zawiera ich szesnaście, jakkolwiek nie wszyst­

kie jednocześnie można w niem wykryć. B a r­

dzo wiele alkaloidów wytwarza się, jak o p ro ­ d u k ty rozk ładu innych ciał w m iarę dojrze-

J wania maku, lub też pod działaniem wpływów

| atmosferycznych. M orfina np. znajduje się

| przeważnie w młodych, zielonych jeszcze m a­

kówkach. W makówkach dojrzałych niema jej wcale, lub są tylko nieznaczne ślady; ślady morfiny odnajdowano także nawet w liściach i łodygach maku.

Morfina zajm uje pod każdym względem pierwsze miejsce w rzędzie alkaloidów opium.

O dkryta w 1816 r. przez S erturnera zyskała w prędkim czasie ogromny rozgłos i jako środek lekarski i jako zgubny narkotyk, uży­

wany bardzo często, zwłaszcza n a Zachodzie.

Fizyologiczne jej działanie znane je st po­

wszechnie. Oddziaływa ona n a organizm uspokajająco i wywołuje głęboki sen. W więk­

szych dozach działa śmiertelnie. P rzy nało- gowem używaniu rujnuje organizm bardzo szybko, wywołując ogólny rozstrój nerwów, organów traw ienia, szybki upadek sił, a czę­

sto sprowadza u tra tę zmysłów lub śmierć.

Leczenie morfinistów je s ttru d n e m i nierady- kalnem; bardzo wielu wyleczyć się nie daje lub też do nałogu powraca w prędkim czasie.

S tan moralny morfinisty je st nader przykry.

Odczuwa on całą krzywdę, ja k ą sobie wyrzą­

dza, lecz nie je st w stanie wyrzec się ulubio­

nego narkotyku. Bez niego staje się nie­

zdolnym do życia. Po zastrzyknięciu jej jjod skórę (sposób zwykle przez morfinistów p ra k ­ tykowany), choremu chwilowo pow racają siły i energia, ale wbrew dość rozpowszechnione­

mu mniemaniu, nie doznaje on nigdy rozkosz­

nych halucynacyj; jak ie sprowadza używany n a W schodzie haszysz. Im dłużej trw a n a ­ łóg, tem więcej morfiny choremu potrzeba, obserwowano, że chory zużywał jej 2 do 3 g dziennie, chociaż 0,06 do 0,10 g w ystarcza do wywołania śmiertelnego zatrucia u dorosłego, lecz nienawykłego do morfiny człowieka.

N ałóg ta k silnie opanowuje swoję ofiarę, że ta się wszystkiego wyrzeka i na wszystko naraża, byle go zadowolnić. Często się zda­

rza, że morfiniści żebrzą lub k ra d n ą morfinę, gdy im jej odmówią.

M orfina (C n H 13N 0 3- p H 20 ) znajduje się w opium w postaci soli kwasu siarczanego i mekonowego. Ilość jej waha się pomiędzy 2 % — 24% ; przeciętnie bywa od 10% do 16% . D aje się długo przechowywać, jeżeli dobrze jest zabezpieczoną od wpływów atm osferycz­

nych. P od wpływem wilgoci i znajdującego

(8)

6 6 4 WSZECHSWIaT. N r 4 2

się w powietrzu amoniaku, m orfina rozkłada

się i przechodzi w oksymorfinę (C i 7 H t8N 0 3)2 -|-3H 20 . Zwłaszcza, jeżeli świeże jeszcze, wilgotne opium je s t poddane wpływom po­

wietrza i wilgoci, znaczna część morfiny ulega rozkładowi.

W celu otrzym ania morfiny wodne roztwory opium tra k tu ją amoniakiem, a następnie ete­

rem. Otrzymansj, morfinę oczyszczają przez kilkakrotną krystalizacyą. P rzygotow ana w taki sposób morfina przedstaw ia duże, bez­

barwne kryształy, słupy czworoboczne u k ła ­ du tetragonalnego, bardzo gorzkiego smaku, trudno rozpuszczające się w wodzie, łatwiej w alkoholu etylowym i amylowym. K ry sz tały te zupełnie się nie rozpuszczają w eterze i chloroformie. N ajlepiej rozpuszcza się m or­

fina w wodzie zakwaszonej kw. m ineralnemi, lub w silnie alkalicznych roztw orach. R eak- cyą posiada alkaliczną, ja k wszystkie wogóle alkaloidy. Ogrzewana ostrożnie na blaszce platynowej topi się i częściowo u latnia; przy podwyższeniu tem p eratu ry spala się całkowi­

cie, niepozostawiając żadnych śladów po so­

bie. Do wykrycia morfiny najczęściej używa­

ne są reakcye z kwasem azotnym i chlorni- kiem żelaza; z pierwszym morfina d aje poma­

rańczowe, z drugim błękitne zabarwienie.

N iezm iernie czułym je s t także odczynnik F roedego (1 część m olibdenianu sodu na 100 części kw. siarczanego) zabarw iający roztw ór morfiny n a żywą barwę fioletową.

P rzy ogrzewaniu morfiny ze stężonym kwa­

sem solnym w ciągu kilku godzin przy 100° C.

następuje oderwanie jednej cząsteczki wody:

C| 7 H

j

9 N 0 3= H 2 0 + Cn H |7 N 0 2 i powstaje nowy związek, zwany apomorfiną.

A pom orfina je s t ciałem bezkształtnem , białem , lekkiem , trudno rozpuszczającem się w wodzie i łatw o w alkoholu. P o d 'wpływem św iatła i pow ietrza ro zk ład a się i zabarw ia n a zielono, trac ąc do pewnego stopnia swoje fizyologiczne działanie, polegające głównie na wywoływaniu silnych wymiotów, po zastrzyk- nięciu jej w drobniejszych naw et ilościach pod skórę.

K odeina (Cn H , 8C H 3N 0 3 + H 20 ) czyli me­

ty lomorfina, o dkryta w 1832 r. przez Robi- queta, znajduje się w opium w ilości 0,2 do 0,4% . J e s t to ciało bezbarwne, krystaliczne.

K ry sz tały należą do system u rombicznego.

Ł atw o rozpuszczają się w wodzie i spirytusie,

a zwłaszcza w eterze, czem się różnią od m or­

finy. S m ak jej je s t słabo gorzki, reakcya silnie alkaliczna; z odczynnikiem F roedego naprzód zielone, następnie błękitne zabarw ie­

nie. Fizyologiczne jej działanie je st zbliżo- nem, ale daleko słabszem od wywieranego przez morfinę, nie wywołuje też nałogowego używania.

W ostatnich czasach otrzym ano kodeinę z morfiny drogą syntetyczną. N arkotyna (C22H 23N O ,), odkryta przez D erosnea w 1803 r., znajduje się również ja k morfina i kodeina już w makówkach, ilość jej w zwykłem opium nie przewyższa 7°/0; przez um iejętne przygo­

towanie jednak, wskutek rozkładu innych alkaloidów, ilość narkotyny powiększa się znacznie i dochodzi do 14% . O trzym uje się narkotynę z opium w postaci dużych, błysz­

czących igieł, nierozpuszczających się w wo­

dzie, a za to bardzo łatw o w chloroformie i spirytusie. N arko ty na nie rozpuszcza się również w ługu potażowym i wodzie baryto­

wej, czem się różni od morfiny. Od innych alkaloidów różni się tem, źe je s t wyjątkowo słabą zasadą, niedziałającą zupełnie na czer­

wony papier lakmusowy. Sole narkotyny po­

siadają reakcyą kwaśną i ro zk ładają się ł a ­ two, naw et pod działaniem wody.

Inn e alkaloidy znajdują się w opium w nie­

wielkich ilościach i nie stanowią o jeg o ja k o ­ ści. Fizyologiczne ich znaczenie mniej jest ważne i dla tego można je pominąć.

W opium, przygotowywanem do palenia, t. zw. Tschan-du, główne znaczenie m a n a r­

kotyna, której ilość powiększa się tem b a r­

dziej, im um iejętniejszem je st przygotowanie.

Żeby otrzym ać dobre Tschan-du, poddają n a ­ przód opium wpływom atmosferycznym, n a ­ stępnie p ra ż ą je na żelaznych blachach, przy- czem większa część morfiny ulega rozkłado­

wi. T ak przygotowane opium rozpuszczają w wodzie, poczem p a ru ją dopóty, dopóki Tschan-du nie zgęstnieje; wówczas suszą czas pewien jeszcze n a wolnem powietrzu i osta­

tecznie przechowują w szczelnie zamkniętych

naczyniach. Tschan-du przedstaw ia masę

jednostajną, pi'awie czarną, k tó ra tw ardością

przypom ina świeżo przygotowany kit; m asa

ta całkowicie rozpuszcza się w wodzie i przed ­

staw ia roztwory przezroczyste, ciemno-bru-

natne. Z d arza się często, że Tschan-du by­

(9)

N r 42.

WSZECHSWIAT.

665 wa zafałszowane ekstraktam i rozmaitych ro­

ślin i innemi surogatami.

Przygotowywaniem Tschan-du zajm ują się specyaliści, bardzo poszukiwani i dobrze płatni, gdyż wym aga ono wprawy, zręczności, a także różnych sekretów im tylko wiado­

mych. Z tego powodu tylko bogatsze klasy m ogą pozwalać sobie na przygotowywanie opium w domu, a źe jednocześnie w małych dozach kupcy sprzedają niechętnie, przeto większa część ludności pali w publicznych fajczarniach. Urządzenie ich je s t bardzo proste. K ażdy przychodzący dostaje żądaną porcyą opium i zajm uje miejsce przy ogólnym stole; fajkę służącą do palenia musi mieć z sobą. F a jk i są zawsze zrobione z bambu- su, w którym je s t wydrążony kanał; otwór w jednym końcu fajki ma metalową lub bursz­

tynową obsadę. K a n a ł ten nie jest przewier­

cony na wylot, ale dochodzi zwykle do 3/ 4 długości fajki. W miejscu, gdzie kanał się kończy, znajduje się na bam busie umieszczo­

n a żelazna wypukła miseczka. W miseczce tej je s t również kanał jeszcze węższy, łączący się z pierwszym. K aw ałek Tschan-du n ak ła­

dają na ta k ą miseczkę za pomocą żelaznego drucika, nadając mu formę stożkowatą. K a ­ wałki opium byw ają zwykle wielkości ziarnka grochu; 2 lub 3 kawałki wywołują zwykle sil­

ne odurzenie. Długoletni palacze są jednak w stanie wypalić znacznie więcej (7,5 do 10 g), zachowując przytem jeszcze trochę przyto­

mności. Samo palenie odbywa się w ten spo­

sób, że palący, nałożywszy opium na miseczkę, przekłuw a w niem dziurkę dla dostępu po­

wietrza, następnie przykłada do ognia i po­

ciąga wydobywający się, silnie odurzający dym; rozżarzać należy za kaźdem wchłania­

niem dymu, gdyż Tschan-du się nie pali i od­

ję te od ognia prawie natychm iast gaśnie.

Palenie opium, również ja k używanie mor­

finy, nie wywołuje tych objawów, co używa­

nie haszyszu. Nieprzyzwyczajeni zwykle już po wypaleniu 1— 2 kawałków opium dostają silnych wymiotów i często zapadają w głęboki sen, po którym następuje dotkliwy, długo- trw ający ból głowy. Człowiek do palenia przyzwyczajony odczuwa z początku silne podniecenie nerwowe, ja k po użyciu alkoholu, które w m iarę dłuższego palenia ustępuje ociężałości i utracie świadomości, poczem na­

stępuje sen. N ałóg ten, równie ja k alkohol

i morfina, rujnu je organizm ludzki nadzwy­

czaj szybko. Znany badacz i podróżnik, P rze- walski, który zwiedzał chińskie fajczarnie, opisuje je w bardzo smutny sposób. W edług jego słów, znajdowały się tam grom ady ludzi, z których jedni, przytomni jeszcze, głośno i zapalczywie kłócili się między sobą; drudzy, ju ż odurzeni, starali się trzym aną z wysiłkiem fajkę przyłożyć do ognia, podczas gdy inni leżeli tu i owdzie na podłodze, rzucając się niespokojnie, chrapiąc ciężko i rozmawiając sami z sobą w męczącym śnie gorączkowym.

Po wytrzeźwieniu się z takiego stanu nastę­

puje zwykł# niemiłe uczucie osłabienia i bez­

władności, ja k zwykle bywa po nadmiernem użyciu alkoholu.

W ostatnich czasach ogłosili drukiem po­

czynione nad tą kwestyą spostrzeżenia dwaj lekarze angielscy: Ayres, inspektor szpi­

tali z Hong-K ong i Callutn. Spostrzeże­

nia te znajdują się jed n ak w sprzeczności z temi, które zebrano dawniej. A yres utrzym uje, że palenie opium niewięcej je st szkodliwem od używania alkoholu, a nawet palenia tytoniu. W szystkim wiadomo, mówi on, źe m iarka alkoholu przyjęta przez głod­

nego człowieka, wywiera nieskończenie sil­

niejsze zaburzenia niż u człowieka sytego.

J a k alkohol, tak i opium działa głównie, zwłaszcza gdy je st przyjm owane w um iarko­

wanej dozie, n a organizmy wycieńczone pracą i głodem. Obserwował on kilkunastu pacyen- tów, którzy pomimo palenia opium zachowali zdrowie i siły, a naw et bardzo łatw o odzwy­

czajali się od nałogu. A yres próbował także skutków palenia na sobie, ale ja k utrzy­

muje, doza z 7,5 g nie wywarła na niego żad­

nego działania. Callum potwierdza te b a ­ dania, mówiąc, że palacze opium, jacy się' znajdowali między więźniami powierzonymi jego pieczy, odzwyczajali się od palenia b a r­

dzo prędko, gdy na jego rozkaz zaprzestano wydzielania im codziennej porcyi opium. Z d a­

niem jego, nałóg ten nietak silnie wyniszcza organizm, ja k alkohol lub eter, którego w ostatnich czasach zaczęto używać w Anglii, a zwłaszcza w Irlandyi. Callum utrzym uje, że palacze opium w Chinach są bez porów na­

nia zdrowsi i silniejsi od alkoholików. Oba- dwaj wreszcie zgadzają się na to, że straszne skutki palenia opium, jakie zauważono w nie­

licznych fajczarniach na zachodzie Europy,

(10)

6 6 6 WSZECHSWIAT.

przypisać należy przeważnie znajdującym się tam że innym używkom, ja k morfina, alkohol i t.

p.

Takie są ostatnie obserwacye, ogłoszone przez zajm ujących się tą kwestyą. Jed n a k że wiadomości podane przez obu lekarzy nie są jeszcze dostatecznemi, gdyż fakty zebrane przez nich m ogą być tylko sporadycznemi wypadkami, gdy tymczasem znajdują się w sprzeczności ze spostrzeżeniam i, poczynio- ; nemi w ciągu długiego szeregu la t przez ty ­ siące uczonych i podróżników.

B . N owiński.

N O W Y PRZYCZYNEK

do teorji przyswajania wolnego azotu

p r z e z r o ś l i n y m o t y l k o w e .

AViadomo, że rośliny motylkowe obdarzone są zdolnością przysw ajania azotu z powietrza oraz źe zdolność ta znajduje się w związku z wytwarzaniem przez ich korzenie brodawek napełnionych osobliwemi ciałkam i—bakteroi- dami. Powstawanie brodawek, ja k niewątpli­

wie dowiodły doświadczenia, zostaje w zależ­

ności od zakażenia bakteryam i, dla każdego gatu n k u roślin właściwemi, z których (jak dotąd przypuszczano tylko) pow stają wspo­

m niane wyżej bakteroidy ').

• W ja k i sposób jed n ak przyczyniają się bakterye do zwiększenia ilości azotu w ro ­ ślinie?

N a to pytanie nie mieliśmy żadnej odpo­

wiedzi prócz przypuszczeń. Jed n o z nich, o ile się zdawało, dość naturalne, wypowie­

dziane było przez p. Praźmowskiego. Sądził on, źe bakterye przysw ajają azot z powietrza a następnie, przemienione w bakteroidy, zo­

stają przez roślinę wchłonięte.

') P o r. „P rzysw ajanie azotu z p ow ietrza”

w W szeełiświecie 1893, w N r 41 i 42 oraz k ro ­ nikę naukow ą na str. 7 3 4 tegoż roku.

Pierw szą część tego przypuszczenia po­

tw ierdziły w ogólnym zarysie poszukiwania B erthelota, który wykazał, że bardzo liczne organizmy niższe są obdarzone zdolnością przyswajania azotu z powietrza. D rug a na­

suwać m ogła pewne wątpliwości ').

Bliższe jed nak badania wykazały, że w ła­

śnie bakterye brodawkowe (Bacillus radicola Beyerink) nie w ykazują szczególnej zdolności przyswajania azotu. Z drugiej znów strony, przem iana bakteryi w bakteroidy następuje w brodawkach bardzo wcześnie (a więc w cza­

sie, gdy nie zdążyłyby jeszcze przyswoić znacznych ilości azotu) wchłonięcie zaś tych ostatnich, które zresztą podaje w wątpliwość Molier, zaczyna się wtedy, gdy roślina już przyswoiła znaczną ilość azotu. W reszcie cała m asa bakteroidów je s t zbyt nieznaczna, aby m ogła wytłumaczyć wielki stosunkowo przyrost tego pierw iastku w roślinie.

Nowe b ad an ia Nobbego i H iltn e ra 2) posu­

nęły cokolwiek dalej wiedzę naszę na punkcie tych ta k niespodziewanych a zagadkowych zjawisk. Udowodniły one naprzód, źe przy­

swajanie azotu zostaje w zależności nie od bakteryj lecz od bakteroidów, powtóre, źe bakteroidy powstają z bakteryj drogą niezu­

pełnego dzielenia.

J u ż w r. 1891 autorowie zauważyli pewne osobliwości w doświadczeniach nad grochem.

Bośliny jego w yrastające w gruncie pozba­

wionym azotu i zaszczepione czystemi hodo­

wlami bakteryi grochowej, wypróbowanemi już poprzednio, tworzyły bardzo szybko b ro­

dawki, których obecność jed n ak nie okazy­

w ała żadnego wpływu na rozwój roślinki;

przeciwnie wyglądały one gorzej, niż nieza- szczepione. K orzenie ich chociaż obfitowały w wielkie brodawki, nie były jed n ak rozgałę­

zione, a badanie mikroskopowe wykazało, że nie zaw ierają wcale bakteroidów, lecz tylko niezmienione bakterye.

Podobneź zjawisko obserwowano i w roku 1892; świadczyło ono o tem , że zebrane na wiosnę bakterye uległy przez czas, który

‘) P or. cytowany wyżej artykuł str. 664.

2) W odurch werden die knóllchenbesi'zenden Legum inosen befiihigt, den freien atm ospliarischen Stickstoff fur sich z u yerwerthen? Land. wirthseb.

Yersucbst. 1893, str. 459.

(11)

N r 42.

WSZECHSWIAT. fi67

u płynął między zbiorem a doświadczeniami

(wykonanemi w końcu lipca), pewnym zmia­

nom. B akterye hodowane były na żelatynie z wyciągiem grochowym i asparaginą; auto- rowie przypisują, więc zmianę przyrostowi siły żywotnej tych organizmów, wskutek b a r­

dzo posilnego odżywiania przy częstem p rz e­

noszeniu na now7e podścielisko. Objawiało się ono w tem, 1° że bakterye rosły szybciej na żelatynie; 2° że zakażenie dotknęło więk­

szą ilość włośników; 3° że brodawki powsta­

wały wcześniej niż zwykle.

K iektóre z roślinek grochu w szeregu do­

świadczeń z r. 1892 rosły n a gruncie zaopa­

trzonym w pożywienie azotowe. Zakażone tem i samemi bakteryam i, rozwijały się one je d n a k pomyślnie, a w brodawkach ich znale­

ziono bakteroidy. S tąd wnoszą autorowie, że n a rozwój bakteroidów ujemnie oddziaływa wzmocnienie bakteryj, dodatnio zaś— wzmoc­

nienie rośliny przez nawóz azotowy.

P rzytem rośliny hodowane na gruncie azo­

towym i zakażonym bakteryam i były widocz­

nie lepiej rozwinięte niż te, które rosły na po­

dobnież unaważonym, ale niezakażonym bak­

teryam i gruncie. W ynika stąd, źe brodawki są pożyteczne dla rośliny i wtedy, gdy gru n t zaw iera azot.

W yniki swoich badań Nobbe i H iltn er for­

m ułują w następujący sposób:

1° Brodawki, w których nie w ytw arzają się bakteroidy, okazują się raczej szkodliwemi, niż pożytecznemi dla rośliny. Niezmienione bakterye zachowują się względem rośliny, ja k pasórzyty i są przez nią zwalczane.

2° Niezmienione bakterye, zdaje się, nie m ają nic wspólnego z przyswajaniem azotu przez rośliny strąkowe.

3° Im żywotniejsze są bakterye, tem mniej­

szą m ają skłonność do tworzenia bakteroi­

dów; im silniejsze są rośliny tworzące brodaw­

ki, tem łatwiej następuje przem iana bakteryj n a bakteroidy.

4n Dopiero od chwili wytworzenia bak te­

roidów zaczyna się, o ile się zdaje, przyswaja­

nie azotu.

W celu potwierdzenia tych wniosków roz­

poczęto doświadczenia, w których do szcze­

pienia wzięte były bakterye świeżo otrzym a­

ne z brodawek grochu i robinii w czystych kulturach, niewzmocnione jeszcze przez dłuż­

sze odżywianie na żelatynie.

N iektóre rośliny (łubin, akacya) zakażone tem i bakteryam i zostawały zupełnie wolne od brodawek w ziemi zawierającej azot, prze­

ciwnie zaś tworzyły je w piasku pozbawionym azotu. T łum aczą to autorowie w tak i spo­

sób: bakterye wzięte od grochu i robinii, k tó ­ re powodowały niechybnie wytworzenie bro­

dawek w roślinach tegoż gatunku zarówno w gruncie zawierającym azot, ja k i w bezazo- towym, mogą dostać się do łubinu i akacyi jedynie wtedy, gdy rośliny te zaczynają cier­

pieć na brak pożywienia azotowego. N a ko­

rzyść tego przem aw iała i ta okoliczność, źe brodawki powstawały jedynie na młodych ko­

rzonkach.

T ą opornością na zakażenie rośliny dobrze odżywianej Nobbe i H ilkner tłum aczą inny spostrzegany przez nich fakt, mianowicie, że brodawki tworzą się w głębszych warstwach ziemi jedyuie wtedy, gdy bakterye znajdują się wyłącznie w tych warstwach; gdy bowiem znajdują się one i

av

warstwach powierzchow­

nych, wytworzone na wyżej leżących rozgałę­

zieniach korzeni brodawki, wzmacniają rośli­

nę w takim stopniu, źe bakterye nie mogą z tak ą łatwością dostać się do nowowyrasta- jących korzonków.

Brodawki, które wytwarza roślina w bez- azotowym gruncie, są zawsze większe, niż w gruncie zawierającym azot; ale gdy pierw­

sze zawierają przeważnie niezmienione bakte­

rye lub początkowe stopnie wytwarzania bak­

teroidów, w drugich znajdują się. same b akte­

roidy. R oślina wrięc tem energiczniej wywo­

łuje przemianę bakteryj w bakteroidy, im jest lepiej odżywianą.

Spostrzeżenia te stwierdzają najzupełniej przypuszczenie p. Prażmowskiego, że bakte­

roidy powstają z bakteryj pod wpływem pro- toplazmy komórek rośliny zakażonej. Rów­

nież i sposób powstawania bakteroidów, szcze­

gółowo opisany przez niemieckich autorów, zgadza się najzupełniej ze spostrzeżeniami p.

Prażmowskiego. P ow stają one mianowicie skutkiem niezupełnego dzielenia się bakteryj.

Odbywa się to w taki sposób: początkowo cała m asa plazmy bakteryjnej zgromadza się w dwu biegunach silnie zwiększonej laseczki;

bieguny te barw ią się tak, jak i niezmienione

bakterye, przeciwnie zaś, środkowa część b ak ­

teroidów zachowuje się obojętnie względem

barwników. Stopniowo ilość takich niebar-

(12)

6 6 8 WSZECHSWIAT.

N r 42.

wiących się przerw w zrasta, a jednocześnie zwiększa się bakteroid, tworząc rozgałęzienia.

Co do sposobu, w7 ja k i odbywa się przy­

swajanie azotu, niem ożna nic wywnioskować z dotychczasowych doświadczeń. Autorowie skłonni są do m niem ania, że m a tu miejsce spraw a analogiczna z oddychaniem, a m iano­

wicie z oddychaniem skrzelowem zwierząt (?).

W ł. M. Kozłowski.

SEKCYA CHEMICZNA.

Posiedzenie 11-te w r. 1894 Sekcyi chemicznej odbyło się d. 22 września 1894 r. w budynku M uzeum przem ysłu i rolnictw a.

P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został od­

czytany i przyj ę+y.

D r Zofia Jotejk o wykładała^ co następuje:

Trzeciorzędow e aminy i dw uam iny nitrozowa- ne, grupy arom atycznej, p rzedstaw iają ciekawą i właściwą im reakcyą: poddane dystylacyi ze stę­

żonym roztw orem p otażu gryzącego, ro zk ła d ają się na nitrozofenol i aminę drugorzędow ą. Reak- cya ta daje nam za*em nowy sposób otrzym yw a­

nia tych zasad drugorzędowych.

P aranitrozodw um etyloanilina, dystylowana z po­

tażem gryzącym , ro zk ład a się w tem peraturze w rzenia i dw um etyliak dystyluje się z p a rą wod­

ną, a nitrozofenat potasu pozostaje w naczyniu dystylacyjnem . Reakcya odbywa się łatw o, z a ­ stosowana je d n a k do dwuaminów bardziej złożo­

nych, staje się daleko trudniejszą.

M orley i B eilstein sądzili że dwuetylenodwufe- nilodw unitrozodw uam ina nie da rozłożyć się w ca­

le potażem gryzącym . B ischler je d n a k , opierając się na nowszych swych badaniach nad piperazyną dowodzi, że reakcya ta je s t m ożebną ale bardzo tru d n ą do przeprow adzenia. P. Jo 'e jk o p rzygo­

tow ała przedew szystkiem dwuetylenodwufenilo- dwuaminę, w czem posługiwała się wskazówkami L ellm anna i Schleicha, a otrzym aw szy j ą w stanie czysfym i krystalicznym , przeprow adziła j ą w zw iązek nitrozowy za pom ocą azotonu sodu, rozpuściw szy poprzednio w kwasie solnym zmię- szanym z octowym. O trzym aw szy dwuetyleno- dwufenilodw unitrozodwuam inę, rozłożyła ją , dy- styłując z potażem gryzącym . D ys'ylow ała w r e ­ torcie ustawionej na kąpieli olejnej, której tem pe­

ra tu ra była stale utrzym yw ana na wysokości 250°.

D ystylat dawał je d n a k odczyn bardzo słabo a lk a­

liczny. W ówczas przedystylow ała do suchości, zwiększyła znacznie siłę ognia i ogrzewała reto rtę

w misce żelaznej, otoczywszy j ą niewielką w ar­

stw ą piasku, pozw alającą na znaczne podwyższe-

! nie tem peratury. W tych w arunkach nastąpił rozkład nitrozowanej zasady na niłrozofenol i dwu- etylenodwuaminę czyli piperazynę. T a wydziela się w postaci mieniącej się pary, k tó ra skropliw ­ szy się w oziębiaczu i szyi retorty, k rystalizuje się w małe białe igły. Chloroplatynian piperazy­

ny k rystalizuje się w piękne żółte tabliczki, pod­

wójnie załam ujące światło, mieniące się pod m i­

kroskopem polaryzującym . Analiza ilościowa dała 3 9 ,3 3 % P t. Hoffmann otrzym ał 3 9 ,3 4 % . W edług obliczenia 3 9 ,2 9 % . Spraw dziła także reakcyą Baum anna i p u n k t topliwości. P rz ek o ­ nała się zatem , że M orley i Beils*ein wygłosili fał­

szywe przypuszczenia, gdyż dwuetylenodwufeni- lodw unitrozodwuam ina, rozkłada się potażem g ry ­ zącym w wysokiej tem peraturze, na nitrozofenol i dwuetylenodwuaminę.

W podobny sposób otrzym ała inną zasadę, do ­ tychczas jeszcze nieznaną: ełylenodwum efylodwu- fenilodwunitrozodwuam inę i rozłożyła j ą po+ażem gryzącym na ni*rozofenol i etylenodwumetylodwu- aminę P rzyrządziła przedew szystkiem etyleno- dwumetylodwufenilodwuaminę, k tó rą otrzym ała dwoma sposobami: 1 °) działaniem brom ku etyle­

nu na metyloanilinę, 2 °) działaniem jo d k u metylu na etylenodwufenilodwuaminę. Za pomocą tych dwu sposobów otrzym ała tęż sam ą zasadę: k ry ­ stalizuje z trudnością, trzy m a się długo w stanie oleistym , wreszcie ścina się w białe igły, któ re topią się w 24°. Analiza ilościowa dała 1 1 ,3 % N , W edług obliczeń 1 1 ,6 % . Pierw szy sposób otrzy ­ mania tej zasady je s t daleko łatwiejszy. D rugi je s t znacznie bardziej skomplikowany, reakcya wymaga tem peratury najm niej stu sfopniowej, gdy p u n k t wrzenia jo d k u m etylu je s t 43,8°, należy zatem uciec się do ru re k zatopionych i działać pod ciśnieniem.

Otrzymawszy etylenodwumelylodwufenilodwu- aminę nitrozow ała j ą azotonem sodu, rozpuściw ­ szy poprzednio w kwasie solnym zmięszanym z octowym. N itrozow aną zaś zasadę poddała dystylacyi z potażem gryzącym . Ja k poprzednio, dystylowała w re ‘orcie us'aw ionej na kąpieli o le j­

nej, a pod koniec zwiększyła znacznie siłę ogdia i ogrzew ała reto rtę w kąpieli piaskow ej. P a ra pochodząca z rozkładu zasady skropliła się w oziębiaczu: m iała ona mocny zapach am oniaku a odczyn silnie alkaliczny. Płyny otrzym ane n a początku i przy końcu dystylacyi zostały oddziel­

nie poddane odparowaniu, z kwasem solnym, na kąpieli wodnej, poczem otrzym ane kryształy zo­

stały osuszone zupełnie, przez odparowywanie w próżni wobec kw asu siarczanego.

Chlorowodan przedstaw ia się pod mikroskopem polaryzującym ja k o mięszanina dwu ciał, je d n o z nich należy do układu równoosiowego i k ry sta ­ lizuje się w kształcie charakteryzującym salm iak—

drugie, podwójnie załam uje światło, są to długie białe igły. Rozdzielenie tych dwu soli okazało się bardzo trudnem do uskutecznienia; po wielu

(13)

WSZECHSWIAT. 6 6 9 próbach udało się pannie J . rozdzielić je przez

częściowe rozpuszczanie w alkoholu absolutnym do którego dodaw ała kroplę wody. Salmiak nie rozpuszcza się, chlorowodan zaś drugiej zasady, j e s t niezmiernie łiygroskopijny i rozpuszcza się łatw o, poczem ścina się prędko w długie białe igły. W 1 en sposób oczyszczona i skrys‘alizowa- na sól daje chloroplatynian krystalizujący się w żółtych cienkich igłach podwójnie załamujących światło. Analiza ilościowa chlorowodanu dała 4 4 ,0 6 °(0 Cl. L iczba teoretyczna: 4 4 , l ° / 0 Cl, co w skazuje, że otrzym ane ciało je s t etylenodwume- tylodw uam iną.

O pierając się na tych kilku wybitnych reak- cyach, p. Jotejko sądzi, że można powiedzieć ogól­

nie, że trzeciorzędow e aminy i dwuaminy nitrozo- wane z grom ady arom atycznej, dają się rozłożyć potażem gryzącym na nitrozofenol i aminę drugo- rzędową. Reakcya ta je s t tem łatw iejszą im czą­

steczka je s t mniej złożoną: dwum etyloanilina ni- trozow ana np. łatw o podlega rozkładowi. Daleko trudniej je s t rozłożyć w podobny sposób dw uety- lenodwufeniłodwunitrozodwuaminę, a piperazyna j e s t p rzyrządzaną fabrycznie zupełnie inną meto­

dą. W reszcie e ‘ylenodwumetylodwufenilodwuni- trozodw uam ina jeszcze trudniej podlega rozkła­

dowi, przytem reakcya je s t daleko bardziej skom­

plikow aną, gdyż pod koniec jej zasada zupełnie się rozkłada, przyczem wydziela się amoniak.

Reakcya ta może być również zastosowaną do pochodnych naftalinu. Friedlander, Welmans i Hantzsch robili podobną próbę z a-nnftyliakiem nitrozowanyrn. W edług nich, rozłwór wodny ni- trozodw um etylo-a-naftyliaku, osadza wkrótce a-nitrozonaftol, a chlorowodan dw um etyliaku po ­ zostaje rozpuszczony.

Co zaś dotyczę etylenodwumetylodwufenilo- dw unitrozodw uam iny, to rozłożenie jej po*ażem gryzącym dało 15°/o dwuaminy drugorzędowej w stosunku do ilości, k tó rą powinna być otrzym a­

na teoretycznie. Stąd wniosek, że opisana re a k ­ cya więcej może przedstaw iać wartości teorefycz- nej, ja k o próba syntetyczna, aniżeli wartości praktycznej.

Następnie p. Br. Zna‘owicz mówił o propono­

wanej przez siebie zmianie w sposobie otrzym y­

wania antracenu chemicznie czys*ego. Jak wia­

domo, dystylarnie smoły gazowej otrzym ują an tra­

cen, pozostaw iając na czas dłuższy w spokoju t. zw. olej antracenowy, t. j . te części dystylatu, któ re przechodzą w tem peraturach powyżej 270°

i aż do końca dys ylacyi. Z oleju tego, szczegól­

niej w chłodzie, osiada m asa brunatno oliwkowa, k tó ra, oddzielona za pomocą błotniarki lub cen­

try fu g i od oleju, zaw iera 2 5 — 30°/o czystego an­

tracenu i zwie się w handlu antracenem surowym.

P rzem ysł poprzestaje na produkcie, który zostaje po wymyciu na zimno antracenu surowego t. zw.

n aftą rozpuszczającą czyli mięszaniną ciekłych węglowodorów arom atycznych z p. wrz. około 150° i przedyśtylow aniu w strum ieniu mocno przegrzanej p ary wodnej. Tak oczyszczony pro ­

d u k t je s t proszkiem szaro żóPo zielonawym z za­

wartością czystego Ct4 H l0 około 5 0 — 60°/o i w tym stanie ju ż może być użyty w fabrykach barwników ali z ary nowych, a to z tej racyi, że an- trachinon, pierwszy p ro d u k t przejściowy, daleko łatwiej może być oczyszczony od samego antrace­

nu. W stanie chemicznej czystości antracen w tej chwili nie ma znaczenia technicznego lecz wyłącz­

nie tylko naukowe, fabryki przeto nie przygoto­

w ują go zupełnie w tym stanie. W pracowni naukowej otrzym anie czystego antracenu należy do zadań trudniejszych, tak, że ciało to je s t je d ­ nym z preparatów nieczęsto społ ykanych w kolek- cyach naukowych w stanie zupełnej czystości.

Ażeby oczyścić antracen handlowy, B erthelot rad zi oddystylować z tego ostatniego wszystko, co przechodzi poniżej 350°, pozostałość przekry- stalizować wielokrotnie z nafty rozpuszczającej, następnie z alkoholu, a nakoniec sublimować w tem peraturze o ile można najniższej, nieprze- chodzącej punktu topliwości. W edług Fritzsche- go, roztw ór antracenu nieczystego w benzolu, za­

barwiony na żółto, odbarwia się podczas wrzenia w świetle slonecznem i osadza po ochłodzeniu czysty węglowodor niezabarwiony. Schuller za­

leca sublimowanie w tem p. wrzenia i w szybkim strum ieniu powietrza. Zeidler przemywa octanem etylu, dopóki ten się barw i, a następnie k rystali­

zuje z kwasu octowego i sublimuje. War*l\a dy- s ‘yluje surowy antracen z siarką. Są wreszcie

■wzmianki w literaturze, że przez dodanie pewnej ilości kw. azotnego do roztw oru antracenu suro­

wego w alkoholu etylowym można usunąć zanie­

czyszczenia. Wszysłkie te sposoby s% albo w wy­

konaniu trudne, albo zaw odzą zupełnie, ja k p.

Znatowicz przekonał się, pow tarzając j e prawie wszystkie z kolei. Chcąc mieć prze*o antracen czysty, należy go o'rzymyw’ać za pomocą reakcyj syntetycznych, albo też przez rozkład jego po ­ chodnych, co jedno i drugie przeds'aw ia niemało trudności.

P an Zn. doszedł do wniosku, że je d n ą z p rzy ­ czyn tych trudności je s t m ała rozpuszczalność antracenu w zwykłych rozpuszczalnikach i niewła­

ściwość snblimowania go w zwykłej atm osferze, ponieważ ulega on w tych warunkach częściowe­

m u rozkładowi. Wychodząc ze spostrzeżenia, że zdolność rozpuszczania an4racenu w płynnych wę­

glowodorach aromatycznych w zrasta razem z pod-

j wyższeniem się punktów wrzenia w szeregu tych ostatnich, p. Zn. poprobował rozpuszczać an tra­

cen w alkoholu amyłowym i przekonał się, że istotnie ten ostatni w temp. wrzenia rozpuszcza antracen znacznie— może 1 0 ra z y —więcej, niż alk. ełylowy. Jeszcze lepszym rozpuszczalnikiem je s t oc!an am ylu.— Jeżeli do roztw oru antracenu w alk. amyłowym nasyconego przy wrzeniu i utrzym ywanego W tem p. niewiele od tej ostatniej niższej dodam y ostrożnie m ałą ilość kw asu azo t­

nego dymiącego, to w mięszaninie tw orzy się co­

kolwiek dw unitroantrachinonu, który z zan’e- czyszczeniami (chryzenem i t. p.) wydaje charak­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pacjent został wypisany ze szpitala z Hb-9,2 g/dl oraz następującymi zaleceniami: dalsze leczenie w Poradni Lekarza Rodzinnego, wskazana konsultacja chirurga onkologa, dalszą

Jak wykazano rozdęcie dynamiczne płuc to nie tylko cecha ciężkich postaci POChP, lecz występuje również u osób z łagodną postacią choroby [7], co powoduje to, że nawet

Planowanie opieki z wyprzedzeniem jest ciągłym i dynamicznym procesem refleksji oraz dialogu między osobą chorą a jej bliskimi oraz profesjonalistami

personelem pielęgniarskim. 2) Wiek, płeć, wykształcenie, a także czas, który upłynął od przeszczepienia nerki i zdiagnozowania choroby wpływały na

Głównym celem pracy było zaprezentowanie autorskiego narzędzia badawczego – Skali Wydolności Opiekuńczej (SWO), służącego do oceny wydolności

Oprócz pozwolenia wodnoprawnego, przedsiębiorca planujący prowadzenie działalności w zakresie demontażu pojazdów wycofanych z eksploatacji, zobowiązany będzie

,PDJH + – low resolution elements with respect to rows, high resolution elements with respect to columns of the picture.. ( ) +/