• Nie Znaleziono Wyników

Struktura i autorytet

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Struktura i autorytet"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Anna Nasiłowska

Struktura i autorytet

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (25), 77-83

(2)

Faktyczność

siedzi, patrzy w o k n o

ja nic

nie wytrzymała robi miny

ja tak myślę, co jej powiedzieć aż mówię

— y z nią razem

[z cyklu Garwolin w zimie; z t o m u Oho]

Małgorzata Łukaszuk

Struktura i autorytet

T r u d n o może nawet w to uwierzyć, choć czasy te nie są specjalnie odlegle, a fakty — znane są chyba powszechnie. Jeszcze niedawno było w Polsce tak, że książki Miłosza w żadnej księgarni nie leżały na ladzie ani nawet pod nią. Dopiero w ostat-nich latach tego długiego okresu m o ż n a było dostać je w wydaniach podziemnych — ale też nie wszystko, w wyborze m o c n o znaczonym politycznością. N a uniwersytecie jego nazwisko wymieniano u k r a d -kiem i choć już bez specjalnego strachu, to trochę m i m o c h o d e m , bo przecież — należał do nieobecnych. A nawet wielkich nieobecnych i j a k o „owoc z a k a z a n y " budził szczególne zaciekawienie. Niektóre, jego książki — te przedwojenne — m o ż n a było znaleźć w

specjalis-tycznych bibliotekach, a na czytanie reszty trzeba było mieć specjal-ne pozwolenie z odpowiednimi pieczęciami, wymieniające jakiś szczególny p o w ó d takiej ciekawości. Najlepiej, żeby to był p o w ó d n a u k o -wy — referat czy praca magisterska.

T a nieobecność znaczyła coś więcej, nie była tylko luką w erudycji, białą plamą. T r u d n o wyobrażać sobie polską poezję j a k o górę lodową, k tórej o g r o m n a część jest ukryta. A j e d n a k owa góra jest całością i to d r y f u j ą c ą w jednym kierunku. Miłosz rzeczywiście nie uczestniczył w codzienności polskiej poezji przez wiele lat, był z niej wykluczony, przeniesiony do rejonu wiedzy tajemnej, elitarnych lektur b a r d z o wąskiej grupy. Jan Błoński pisząc w 1973 roku, że o g r o m n e oddziaływanie Miłosza jest „polonistyczną tajemnicą poliszynela'", myślał raczej po profesorsku ' J. Błoński Bieguny poezji, w: Odmarsz, K r a k ó w 1978, s. 203.

(3)

i życzeniowo. Nie, nie było tak dobrze. Z m i a n a , j a k a nastąpiła w ciągu ostatnich kilkunastu lat — wejście poezji Miłosza w normalny obieg literatury, jest dość zasadniczym przekształceniem k a n o n u polskiej poezji, tym bardziej, że Miłosz nie b a r d z o do niego pasował, jego włączenie się spowodowało zasadnicze przekształcenie pewnego obrazu wewnętrznych napięć artystycznych i dyskusji, nie koniecznie toczonych wprost, a jednak czytelnych.

Jeżeli postawimy pytanie: na czyjej poetyce u f u n d o w a n y jest ten domi-nujący głos, jak wygląda pewien wspólny obszar porozumienia i obszar dyskusji? — to jeszcze dziesięć lat temu odpowiedź, że na poetyce Przybosia, wydawała się dość oczywista. Mogę przytoczyć tu na przykład zdanie Janusza Sławińskiego, że dla poezji współczesnej „wspólnym układem historycznoliterackiego odniesienia" jest awangardowy wzo-rzec poetycki, głównie w tym jego wariancie, jaki ukształtowała liryka Przybosia"2. Nie trzeba tego rozumieć zbyt rygorystycznie, układ

od-niesienia to także możliwość pójścia w inną stronę niż Mistrz. Mówimy tu o rozwinięciach, przekształceniach, nie o samym Przybosiu i jakiejś „ortodoksji" jego szkoły, której zresztą nie było, ale o linii rozwojowej, j a k a zaczyna się od Peipera, Przybosia i ukształtowanego w

dwudziesto-leciu wzoru awangardy, który po 1956 roku stał się swego rodzaju „ n o r m ą artystyczną", codziennością polskiej poezji, w której mieścił się i Różewicz, i Białoszewski, i Herbert, i Szymborska. G d y b y zresztą to pytanie zadać z mniejszą starannością językową, natychmiast odsłoni się jego „nienaukowość" i intuicyjny c h a r a k t e r odpowiedzi. Brzmieć o n o przecież może i tak: kto najbardziej wpłynął na polską poezję? Jaki jest najważniejszy autorytet? K t o jest Mistrzem? Nawet świeżo po N o b l u dla Miłosza odpowiedź wydawała się bezdyskusyjna, może już nie tak bezwarunkowa j a k , powiedzmy, dwadzieścia lat wcześniej, gdy pisał swój szkic Sławiński, z j a k i m ś „od — d o " , licznymi zastrzeżeniami, dopowiedzeniami i coraz większym poczuciem, że układ wartości się starzeje, przesuwa w stronę młodszych poetów.

Sprawa ta stała się już przedmiotem dyskusji w latach siedemdziesiątych po artykule Błońskiego Bieguny poezji. Odpowiadali E d w a r d Balcerzan 1 Andrzej Lam.3 Streszczając b a r d z o pobieżnie i prosto: Błoński

re-prezentował pogląd, że poezja polska rozwija się pomiędzy d w o m a biegunami, Przybosia i Miłosza, Balcerzan kwestionował pozycję

Miło-2 J. Stawiński Próba porządkowania doświadczeń, w: Teksty i teksty. Warszawa 1991. 3 Tekst J. Błońskiego Bieguny poezji, wygłoszony pierwotnie na Warszawskiej Jesieni

Poezji w 1973 roku, wywołał polemiczną odpowiedź E. Balcerzana (Polaryzacja sztuki

poetyckiej) i A. Lama (Glosy z ubocza ), przedrukowane następnie w książce Błońskiego Odmarsz, s. 197-233.

(4)

sza j a k o owego bieguna, wskazując „niemodelowość" artystyczną jego twórczości, Lam — podobnie. Ja pisząc o tym dziś, po latach, jakie upłynęły od tamtej dyskusji, widzę, jak waga wahnęła się pomiędzy owymi biegunami: najpierw była b a r d z o silna przewaga Przybosia, teraz wszystko się obróciło. I na d o d a t e k dręczy mnie podejrzenie pewnej powierzchowności, że gdyby nie literacki Nobel dla Miłosza, n a g r o d a ceniona w Polsce niezwykle (i — chyba trochę p o n a d miarę), jego obecność wyglądałaby inaczej.

Sytuację dzisiejszą określiłabym raczej j a k o zamazanie napięć, bliższe chaosu, choć być może na pytanie, kto jest Mistrzem, należałoby odpowiedzieć zdecydowanie — j e s t nim Miłosz. Być może pojawiła się przy tej okazji inna tajemnica poliszynela: że kolejne tomy Miłosza nie zawsze spotykają się z równym zachwytem, j a k to wskazywałyby d r u k o w a n e w prasie recenzje. Przyboś natomiast z n a j d u j e się „w czyść-cu", odwiedzanym czasem przez badaczy. N a d jego d o r o b k i e m zapadła wielka, grobowa cisza, dopiero ostatnio coś zaczęło się zmieniać.4

Włączenie do k a n o n u Miłosza całkowicie przekształca sposób trak-towania poezji. Spróbuję tu naszkicować zaledwie różnicę myślenia, która przecież nie tylko tych dwóch poetów dotyczy, ma znaczenie dla całego współczesnego systemu wartości artystycznych, jest właśnie najlepszym sposobem uchwycenia owej zmiany, która zaszła ostatnio. Przyboś to poezja u f u n d o w a n a na systemie języka, na metaforze, na ścisłości myślenia i wydobyciu nieznanego potencjału ze słów i zdań. Miłosz — to najpierw, w latach debiutu wizyjność, czyli wyobraźnia, a p o t e m p r ó b a osiągnięcia równowagi, spokoju wypowiedzi, odnalezie-nia się między dyskursem a symboliką kulturową. Miłosz powraca d o koncepcji autorytetu, Przyboś — usiłuje pisać od nowa, j a k b y przedtem istniał tylko nienazwany, dziewiczy świat. Przybosia cechuje nieomal bezgraniczne zaufanie do sztuki i jednocześnie maksymalizm wymagań, Miłosz mówi o „nieprzystojności" poezji, wątpi w jej m o c — gdyż „nie ocala". Ponad poezją umieszcza więc instancję wyższą, dziedzinę spraw ostatecznych, gdy ona sama jest c ó r k ą pamięci.

I Miłosz, i Przyboś p o d e j m u j ą wielki dialog z n a u k ą , ich twórczość to p r ó b a sprostania osiągnięciom cywilizacji technicznej, największym d o k o n a n i o m X X wieku. K t o chce się przekonać, j a k różne jest podejście obu poetów — wystarczy, by p o r ó w n a ł ze sobą dwie wydane w tym samym czasie, nierówno cenione, a moim zdaniem p o d o b n i e ważne książki: Ziemię Ulro Miłosza i Zapiski bez daty Juliana Przybosia. Obie są wyznaniami poetów na temat własnego światopoglądu, poetyki,

4 Myślę tu zwłaszcza o artykule E. Balcerzana, a także o wypowiedzi B. Latawiec

(5)

epoki. G d y j e d n a k Przyboś mówi przede wszystkim o warsztacie, jaki chciałby wyprowadzić z pozytywnego d o r o b k u nauki, Miłosz d o k o n u j e r o z r a c h u n k ó w z negatywnym spadkiem historii i kreśli wizję metafizyki ratującej przed ostatecznym upadkiem zagrożoną rozwojem scjentyzmu i wydziedziczoną z Prawdy metafizycznej kondycję ludzką. G d y pierwszy widzi w rozwoju nauki niebywałe wyniesienie człowieka, szczyt zdolności twórczych, któremu kreatywnością sprostać musi wizja poetycka, to drugi z p o d o b n y c h f a k t ó w wyciąga przeciwne wnioski, usiłuje ratować przed nieubłaganą logiką nauki, przywrócić człowiekowi pozaziemską tajemnicę, która stanowi o jego godności.

Opozycja postaw Miłosza i Przybosia nie da się prosto sprowadzić do dylematu: za czy przeciw komunizmowi, choć Przyboś reprezentował „liryczną" wersję wiary w postęp, równość i socjalizm, może najbliższą „lirycznego modelu socjalizmu", o którym pisał Jan Strzelecki. Jeśli mówimy j e d n a k o tradycjach i liniach rozwojowych, to w a r t o wspom-nieć, że całe doświadczenie poezji lingwistycznej, a później N o w e j Fali, da się wywieść z Przybosia właśnie, a nie z Miłosza. Dopiero później, na emigracji, lingwizm Barańczaka zaczął nasiąkać metafizycznością, a Za-gajewski zmienił zaangażowanie na dystans i zadumę artysty, w której m o ż n a rozpoznać Miłoszowskie wątki eschatologiczne.

Mieszają się w następcach dwie przeciwne tradycje: jasna i ciemna, opty-mistyczna i pesyopty-mistyczna. Strona Przybosia to racjonalizm, oszczędność słowa, precyzja, maksymalne stężenie „poetyckości w poezji", optymizm poznawczy, wiara w postęp, wiara w teorię poetycką, konsekwencja, g r a m a t y k a i składnia. Strona Miłosza to wątpienie, fraza poezjo-prozy, f o r m a „bardziej p o j e m n a " — j a k to się mówi w wierszu Arspoetica?, ale i nieczysta. Traktat poetycki z p u n k t u widzenia awangardy nie jest prawdziwym traktatem, bo nie jest teorią, p r o g r a m e m , manifestem, co najwyżej — zbiorem przeświadczeń, świadectwem d o k o n y w a n y c h wy-b o r ó w i gustu. Jest to też różnica tradycji — gdy p o stronie Przywy-bosia zapisać trzeba francuskość, prostotę, klarowność (utożsamiane z elegan-cją), uznanie racjonalizmu za n o r m ę myślenia, w każdym razie współ-cześnie, przywiązanie do Courbusierowskiej utopii, to p o stronie Miło-sza: tradycję anglosaską, utożsamienie metafizyczności z istotą poezji, krytykę racjonalizmu, zachwianie klarownych podziałów, zatarcie kon-turów zdania, wielokształtność. Ideał Przybosia to f o r m a konieczna i jedyna, m o ż n a powiedzieć — matematyczna. Miłosz rozumie swoją sztukę raczej j a k o pojemne g o s p o d a r s t w o treści, poglądów, czego dobitnym przykładem — o b a traktaty, Traktat moralny i Traktat

poetycki. Ten pierwszy model jest awangardowy, modernistyczny, jeśli

modernizm rozumieć j a k o przeciwieństwo postmodernizmu i wyniesienie nowoczesności, ten drugi — odwrotnie, a w a n g a r d o w o ś ć t r a k t u j e j a k o

(6)

wielkie złudzenie, niebezpieczną redukcję. Odrębne są także interpretacje własnego r o d o w o d u . Początek współczesności umieszczają o b a j poeci odmiennie, u Przybosia następuje zerwanie z epoką bezpośrednio po-przedzającą, gwałtowny protest przeciwko poetyce młodopolskiej, gdy Miłosz podkreśla w Traktacie, że „tam nasz początek", t r a k t u j e M ł o d ą Polskę j a k o najbliższą, nieomalże „ d o m o w ą " tradycję. A jeśli obieramy sobie Miłosza na Mistrza, to musimy razem z nim powtarzać, że to „nasz początek..."

T a k a opozycja ma oczywiście pewne podstawy historyczne: wywodzi się przecież z dwudziestolecia międzywojennego. Chodzi o różnicę między tak zwaną pierwszą a drugą a w a n g a r d ą . A chociaż nazwa jest raczej niesłuszna, bo wątpliwe jest istnienie czegoś takiego jak „druga a w a n g a r d a " j a k o spójnego ruchu, to przecież trafnie wyraża przeci-wieństwo między pokoleniem poetów debiutujących w latach dwudzies-tych a nową falą debiutów z końca lat dwudziesdwudzies-tych i początku trzy-dziestych. Przywołując ten kontekst wcale jednak nie chcę sprowadzić całego swojego r o z u m o w a n i a d o dość odległej historii literatury, a zwłaszcza do m o m e n t u powstania owego dualizmu. Odnoszę go d o sytuacji dzisiejszej, m a j ą c w perspektywie co najwyżej dziesięć czy dwadzieścia ostatnich lat, kiedy owe zmiany następowały: od dominacji systemu Przybosiowskiego po „wyniesienie" Miłosza j a k o autorytetu. Jeśli już chcemy patrzeć na sprawę historycznie, to wypada zauważyć, że ów dualizm odrębnych tradycji Przybosia i Miłosza jest i tak w stosun-ku d o dwudziestolecia wyraźnym przesunięciem, reinterpretacją. W dwudziestoleciu uczestnikom życia literackiego wydawało się oczywis-te inne „albo — albo": S k a m a n d r a i A w a n g a r d y (oczywis-tej pierwszej, oczywiś-cie), które wydawało się d u ż o silniejsze, prawie nie do pominięcia. Po wojnie Skamander p o prostu zestarzał się i jeśli ktoś uprawiający dawniej tę poetykę chciał się liczyć w nowym układzie wartości — musiał zmienić styl. D o k o n a ł tego b a r d z o spektakularnie Wierzyński, który p o tomie

Korzec maku (1951) odwraca się od dawnych wzorów, staje się j a k b y

nowym poetą, właśnie post-Przybosiowskim, a nawet później post-Róże-wiczowskim. Iwaszkiewicz d o k o n u j e przemiany może mniej spektaku-larnie, ale jeśli uświadomimy sobie, jak różny jest styl na przykład

Okto-stychów, gdzie wyraźnie pobrzmiewają echa młodopolskie, i Śpiewnika włoskiego, to okaże się, że zerwanie z własnymi początkami jest jeszcze

głębsze. W Oktostychach widać wyraźną zależność od moderny, nie tyl-ko myślową, także artystyczną. I to jest właśnie ta część własnej tradycji, która później musi zostać zanegowana, przynajmniej należy zachować wobec niej dystans.

Jeśli czyta się w Traktacie poetyckim passus dotyczący Przybosia, może wydawać się, że pod słowami tymi drzemie tylko niechęć:

(7)

Awangardzistów było bardzo wielu. Podziwu godny z nich jest tylko Przyboś. W sól, w popiół padały narody i kraje A Przyboś został, tak jak był, Przybosiem.

Wielce podszyty ironią jest ów podziw. Może to nie podziw, przecież ze słów wyłania się coś na kształt ciężkiego zarzutu? Wiele wyjaśnia jednak mniej ironiczna uwaga poczyniona w Ziemi Ulro\ „Pośród mnie współ-czesnych ludzi pióra o jednym tylko myślę z zazdrością. Był to poeta Julian Przyboś."5 Tylko poeta może tak zazdrościć poecie. Ale nie

z p o w o d u poezji, twierdzi Miłosz — z p o w o d u niezmienności. Wcześniej passus o G o m b r o w i c z u , ale ani słowa o zazdrości, zaledwie szacunek, respekt. Rzeczywiście, coś takiego jak „poetyka Miłosza" z trudem dałoby się opisać. Miłosz nie ma jednego głosu, stabilnego artystycznego oblicza, ideowo zmieniał się też m o c n o i, bywa, sam sobie przeczył. Wizja wileńskiej młodości w późniejszej prozie wspomnieniowej to wyraźnie pewna konstrukcja, m o c n o tuszująca na przykład społeczne pasje i lewicowe inklinacje studenta Wileńskiego Uniwersytetu. Nie chcę przez to powiedzieć, że Miłosz fałszuje wspomnienia, po prostu — wybiera, dobiera i obdarza znaczeniem tylko to, co wydaje się z późniejszego p u n k t u widzenia logiczne i znaczące. Taki jest odwieczny przywilej wszystkich piszących o sobie.

Miłosz t r a k t u j e Przybosia znacznie poważniej niż wskazywałby na to

Traktat poetycki, przygląda się jego światopoglądowi. W Ziemi U/ro

pojawiają się trzy niepokojące osobowości wyłączające się z chrześ-cijaństwa — Gombrowicz, Witkacy, Przyboś. Miłosz oczywiście sam określa się odwrotnie, j a k o poeta metafizyczny, miłośnik Blake'a i Swe-denborga. Już tu widać, że Miłosz dziedziczy po Dostojewskim przeko-nanie o konieczności wyboru między religią i n a u k ą . Uważa, że jeśli d o k o n a m y wyboru wiary — to musimy kwestionować naukę, gdyż jest ona ateistyczna. W ten sposób otwiera się pewna przestrzeń dyskusji pomiędzy straszliwym przypuszczeniem Dostojewskiego, że „jeśli Boga nie ma to wszystko wolno", a przekonaniem (może lepiej: wyborem) Miłosza, dałoby się s p a r a f r a z o w a ć j a k o : „tylko jeśli Bóg jest, to istnieje etyka i życie człowieka ma sens".

Znaleźliśmy się w sytucji, w której dyskutowanie z Miłoszem, to j a k b y p r ó b a przekonania deszczu, żeby nie padał. Miłosz sam wyznacza typ sporu: nie artystyczny, ale ideowy. Poglądy Przybosia, a przede wszyst-kim ta ich część, która nie odnosi się bezpośrednio do warsztatu, nie odgrywają specjalnej roli w późniejszym oddziaływaniu tego poety: dalsze linie rozwojowe wieść mogą i w kierunku poszukiwania przeżycia

(8)

metafizycznego, i poezji rozumianej j a k o wyzwalająca gra, zabawa ze słowem czy opis codzienności i przedmiotów.

Istnieją więc różne modele t r a k t o w a n i a metafizyki, co uwyraźniło się zwłaszcza ostatnio. Ja zwykle wolę, jeśli metafizyczność jest rzadkością, wyjątkiem i jest „ t r u d n a " , gdy pojawia się w poezji zasadniczo racjo-nalistycznej, która jej nie wyklucza, choć i nie zakłada z góry. Z g a d z a m się też z niedawną obserwacją E d w a r d a Balcerzana, który pokazywał, j a k „metafizyczność" została utożsamiona z niezależnością:

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych „metafizyczność" poezji oznaczała coś więcej niż popaździernikową „autentyczność": [...] to nie tyle odtrutka na „ukąszenie heglowskie", ile głównie — dla nonkonformistów — azyl przed doraźnością moralistyki opozycyjnej.6

Miłosz stał się nie tylko Mistrzem, ale także Autorytetem. T o coś innego, bo mistrzostwo dotyczy raczej wymagań formalnych i poziomu, autorytet natomiast — obejmuje poglądy, przekonania, przeświadczenia. T o właśnie jest ta zmiana, która się d o k o n a ł a . Nastąpiło to tym łatwiej, że etyczny i religijny wymiar, głęboko zapisany w twórczości Miłosza, wydawał się p o stanie wojennym czynnikiem niezbywalnym wszelkiego myślenia, które chce uniknąć zagrożenia totalitarnego.

Potwierdza się więc teza Błońskiego o dwu biegunach polskiej poezji, tyle że te bieguny są m o c n o przesunięte w czasie i nierównoważne. N a tym drugim, Miłoszowskim, z n a j d u j e się m n ó s t w o t r e ś c i , gdy przed-tem chodziło raczej o możliwości artystyczne. I to właśnie p o w o d o w a ć może obecną dezorientację, rozmycie wartości artystycznych, a zwłaszcza — kryteriów oceny utworu.

Czy jednak m a m y rzeczywiście do czynienia z ostrym przeciwieństwem postaw, z kontrastem?

Jest p u n k t , w którym o b a j poeci spotykają się. Zdumiewający, j a k wiele rzeczy, które dotyczą poezji. Przeciwieństwa stykają się — mówi f r a n -cuskie przysłowie. Wstydliwość uczuć — hasło jeszcze Peiperowskie, z pierwszego okresu awangardy. Przecież Miłosz jest również poetą wstydliwości uczuć, zahamowanej ekspresji, poetą antypsychologicznym. Bo o b a j milczą podobnie, może o tym co najważniejsze. Dla obu zawieszenie głosu zastępuje niedozwolony patos, wielkie słowa i de-klaracje. Być może jest to po prostu wybór epoki, która wielką część prawdy woli kryć w cieniu.

Anna Nasiłowska

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jechałam pospiesznie do domu, ignorowałam pytania i prośby męża i trójki dorosłych dzieci, szłam do kompute- ra i starałam się przypomnieć sobie wszystko, co tego dnia

Adaptacja, jakiej podlega powieść przekształcana w film, sytuuje się w porządku remediacji jako przejście z jednego me- dium do innego, jednak usytuowana jest nieco na uboczu, gdyż

Przeczytajcie uważnie tekst o naszym znajomym profesorze Planetce i na podstawie podręcznika, Atlasu geograficznego, przewodników, folderów oraz map

Podobnie zdaję sobie sprawę, że pogrom jest tylko jednym z przejawów przemocy antyżydowskiej, ze względów jednak na jego spektakularny charakter, wagę zarówno w zakre- sie

Bezsprzecznie następca NFZ, chcąc niejako oczyścić się ze zobowiązań poprzednika, w pierwszej kolejności będzie dążył do zakończenia spraw toczących się przed sądem..

Na rynku krajowym proponujemy współpracę organizacjom sektorowym ryn- ku szpitalnego, takim jak Ogólnopolskie Stowarzysze- nie Niepublicznych Szpitali Samorządowych, Stowa-

nieszczęśliwą minę, że obelgi więzną mi w gardle. I im dłużej doktor Dusseldorf milczy ze swoją zmartwioną miną, tym bardziej ja czuję się

Strona ta w pewien sposób kumuluje wiedzę ze wszystkich źródeł, na które składają się nie tylko książki, lecz także filmy i wywiady z Rowling, dzięki czemu