• Nie Znaleziono Wyników

Z dziejów dawnego teatru szkolnego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z dziejów dawnego teatru szkolnego"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Pigoń

Z dziejów dawnego teatru szkolnego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 43/1-2, 287-311

(2)

1

Szkolny te a tr pijarski nie był ta k szeroko rozbudowany i czynny, jak jezuicki. P rzy najskrupulatniejszej rejestracji zdołamy się do­ liczyć zaledwie dwudziestu kilku kolegiów, o których istnieją re ­ lacje, że odbywały się лу nich widoлviska teatralne. Nie jest ich, co praw da, л\йе1е mniej niż jezuickich, których liczba, o ile wiadomo, ró\\rnież nie przekracza trzydziestki1, ale pod tvzględem aktywności, a zwdaszcza pod Avzględem bogacOva repertuaru, te a tr pijarski zostawał daleko w tyle za swym rywalem, a naw et się u niego musiał zapożyczać.

Pod tym 5vzględem rozpniwa niniejsza nie zmieni ллТе1е w pozna­ nym stanie rzeczy, tyle że лу dzieje literatu ry teatralnej луше81е nowe паглливко ргасоллтпка, pośrednio doda nieco ллûadomości o je ­ dnym z ośrodkóлy i rzuci trochę śллiatła na korelacje między reper­ tu aram i obu kongregacji.

Ośrodkiem jest Podohniec, jedno z najstarszych лу prowincji

polskiej (założone лу 1642 r.) i z łaski Lubomirskich zasobne ognisko

oświatowe na Spiszu. O teatrze лу pijarskim kolegium podolinieckim

ллйету bardzo nieлviele. Właściwie tylko tyle, ile ллтпшё луо1по z je­ dynego zacł^yan eg o program u, śлyiadczącego, że te a tr tak i tam istniał, że лу r. 1668 dano лу nim лл^олу1вко na cześć drugiego rodu

protektorów, O palińskich2. N a tym się ллтШшлу1е nasze wiadomości uryw ają.

Z D Z IE JÓ W DAWNEGO TEATRU SZKOLNEGO

1 St. W i n d a k i e w i c z , Tea tr kolegiów jezuickich w dawnej Polsce. K raków 1922, s. 3.

2 L u d w ik S im o n , D y k c jo n a rz teatrów polskich. W arszaw a 1935, p o z. 62; w id ow isk o p t. N a v i s antiq u is sim a D o mus O palin s cian i 22 Octobris A . D . 1068. P rogram — rkps лу Mu z. C zapskich w K rakow ie.

(3)

W r. 1782 kolegium podolinieekie zostało oderwane od prowincji polskiej, a związane z węgierską, potem więc już o teatrze polskim mowy tam być nie mogło. Ale przedtem ? Ale przez całe niemal półtora stulecia działalności kolegium? H istoria nie m iałażby tam nic do zanotowania?

Otóż właśnie do tej szczupłej historii można będzie dorzucić nieco szczegółów, uw ydatnić pewne osiągnięcie tego kolegium na polu naszej literatu ry dram atycznej. Osiągnięcie to wiąże się z n a ­ zwiskiem ks. P io tra Kra'suskiego S. P.

2

O ks. Piotrze K rasuskim wiemy dotąd tylko tyle, ile podał ks. Szymon Bielski. Oto stosowny ustęp jego dzieła:

P etru s K rasu sk i a S. D a n iele, p atria K ra su sv in terra L u covien si, e x a c to v ita e religiosae tiro cin io e t stu d ioru m cursu, S cholis inferioribus d ocen d is, p o s t e lo q u e n tia e tra d en d a e ad m o tu s, I n s titu tu m nostrum egregie p r o m o v it. D ein p ro fesso n s n ostroru m in D om o p ro b a tio n is F odo- lin ii ac m a g istri n o v itio ru m m unere fu n gen s, ex im ia m orum su a v ita te ac v ir tu tu m ex em p lo ju v e n e s n o stro s com p lu rib n s annis in v ia D o m in i ac littera ru m cu ltu ra la u d a b iliter in s titu it.

E e sid e n tia e S an d ecen sis Superior fa ctu s, p a tern a so licitu d in e coin- m od a eid em p ro v id it, e x tern is aeq u e ac n ostris ob can d orem an im i ac- cep tissim u s. D em u m e x in cisio n e v e n a e gan gren a in p ed e co n tra cta , nihil cura m ed ici p ro ficien te , p la cid issim e ex p ira v it S an d ecii d ie 19 N o v em - bris 1765; v ix it annos 47, in C ongregatione 27.

S eq u en tes t r a g o e d i a s s a c r a s carm ine p a trio e x la tin o tra n stu lit e t in m a n u scrip tis su is r elin q u it: n em p e J o se p h a jr atribus venditus, II D a n ie l i n la cum m issu s , I I I Sennacherib A s s y r i o r u m rex a f iliis in t e r -

fecLus, IV Sanctu s Ilerm en egildu s -ju s su p a ir is i n carcere ob j i d e m strung ida- tus, V Conversio S. A u g u s ti n i.

Has tra g o ed ia s ju v e n e s n ostri B acclian alioru m tem p ore an im i relaxan d i cau sa p riv a tim u tiliter r e p r a e se n ta v e r u n t3.

Z krótkiej tej i nieco zdawkow'cj zapiski da się ustalić parę faktówr. Urodził się K rasuski w r. 1718 wT miejscowości Krasuse, raczej Krasusze, niedaleko Łukowa. Była to „okolica” szlachecka, zamieszkała przez rozgałęziony, ale chudopacholski ród Krasuskich. Od dwudziestego roku życia związał nasz P io tr swTe losy z zakonem

3 Sim on B i e l s k i , Vita et scrip ta quorundam e Congregatione Cler. lieg.

Scholarum V i a r u m i n p ro v in c ia polona pro jessorum, qui operibus editis P atriae et Ecclesiae p r o p i c ii s nom en su u m memorabile fecerunt. V arsoviae 1812. U stęp

(4)

pijarskim. Kiedy się dostał jako profesor do Podolińca i kiedy go porzucił, nie da się ściśle ustalić. Musimy przyjąć za inform atorem , że był ta m „wiele la t” . Wnosić wolno, że działalność literacką roz­ wijał tylko w tam ty m kolegium i na jego potrzeby. W Sączu przy obowiązkach superiora brakło na nią czasu, a oczywiście i podniety.

W dzieje naszej literatu ry wprowadził to nazwisko dopiero Bielski. Bentkowski go nie znal, a H. Juszyński podał o nim tyle tylko, ile się mógł dowiedzieć od Bielskiego. I ten stan rzeczy nie uległ zmianie właściwie do dziś dnia. Jest to, można powiedzieć, nazwisko całkowicie zapomniane: nie widnieje w Korbucie, ani naw et w Estreicherze. Dzieł swych K rasuski najwyraźniej drukiem nie ogłosił, a rękopisy ich, wspomniane przez Bielskiego, uległy po­ tem zatracie.

Kie całkowitej wszelako. Niewiadomą drogą dostał się do działu rękopisów biblioteki Pol. Akademii Umiejętności spory kodeks mieszczący utw ory dram atyczne: Tragoediae sacrae versu patrio in

Collegio Podolinensi schńptae a P. Petro a S. Daniele Scholar. Piar.

J a k widzimy, jest to właśnie dzieło ks. P io tra Krasuskiego. U stala to ostatecznie i miano zakonne autora rozwiązuje wczesna n o ta tk a rękopiśmienna n a karcie tytułow ej kodeksu. Tekst jest w dwóch miejscach kreślony i zam azany, ale da się odczytać: Bibliotheca

Domus Podolinensis Scholar. Piarum — post fata P. Petri KrasusM . Oretur pro eo. 1766. Słowo Podolinensis zostało zatarte, a na nim

nadpisano: Sandecensis. N o tatka świadczy, że kodeks powstał w P o - dohiicu, ta m też zapewne został oprawiony; autor go ze sobą nie zabrał, i dopiero później, już po śmierci autora (1765), może wła­ śnie przy odłączaniu Kolegium od prowincji 1782 r., przewieziono go do Sącza.

Że n o ta tk a jest rzetelna, że mamy w ręku rzeczywiście kodeks Krasuskiego, widać to również ze zgodności, jaka zachodzi między inform acją ks. Sz. Bielskiego, a zawartością kodeksu. Zgodność jest wyraźna, aczkolwiek nie całkowita, co pozwala mniemać, że Bielski kodeksu w ręku już nie miał, a informacje swe czerpał bo ­ dajże z tradycji czy jakichś nie dość dokładnych kronikarskich zapisek. W ykaz jego jest bowiem ułamkowy.

Kodeks zawiera te k sty pięciu dramatów. A mianowicie : Daniel.

Tragoedia (stron 60); Joseph a fratribus venditus. Tragoedia (stron

68); Joseph Aegypto praefectus. Tragoedia (stron 66); Joseph

fratres agnoscens. Tragoedia (stron 68); Sennacherib impietatis

suae poenas exolvens. Tragoedia (stron 100).

(5)

J a k widać, spośród wspom nianych przez Bielskiego nie ma tu dram atów o św. Hermenegildzie ani o św. A ugustynie; o Józefie natom iast jest więcej, niż Bielski wspomniał, bo cała trylogia d ra­ m atyczna. Ponieważ kodeks doszedł nas w stanie nie uszkodzonym, wnosić wolno, że obie wymienione przez Bielskiego sztuki znajdo­ wały się w osobnych rękopisach. K om binując obie informacje, uzyskujem y ty tu ły siedmiu dram atów , które wyszły spod ręki P. Krasuskiego i któ re według wszelkiego prawdopodobieństwa stanow ią cały jego dorobek literacki.

3

O dram atach tych podał już ks. Bielski informację, że są prze­ kładam i poetyckim i: carmine patrio ex latino translatae. Tak jest rzeczywiście, aczkolwiek sam tłum acz nigdzie słowem tego nie za­ znaczył. Łacińskie pierw otypy tych „tragedii” ustalić można z cał­ kow itą pewnością. Spośród pięciu dochowanych, cztery pierwsze przełożone zostały z oryginałów ks. Gabriela Fr. Le J a y a T. J ., ostatnia z ks. K arola Porée T. J . Z dwu nie dochowanych pierwsza w zięta zapewne od tegoż ks. Porée, druga, o św. Augustynie — może z ks. J . Suriusa. Ten o statn i domysł opiera się tylko na zbieżności tytułów . J . Surius w ydał лу r. 1617 dwa tom y Moratae poeseos, z nich w pierwszym mieści się d ram at p t. Lucta carnis et spiritus in

S. Augustini conversione4. W dostępnych wykazach repertuaru

teatrów jezuickich innej sztuki na poiyyższy tem at nie znajdujem y. J a k \vidać, są to wszystko autorzy jezuici. D ram at szkolny jezuicki stanął w w. X V II i X V III na ta k wysokim poziomie roz­ woju, że kolegia innycłi zgromadzeń wychowaiyczych mogły, a po­ niekąd musiały sowicie z niego korzystać. Tak było widać i w kole­ giach pijarskich, i to naw et po reformie Konarskiego, który, ja k лу1ету, także teatrow i szkolnemu w ytknął nowe tory, właśnie od jezuickich odmienne. In icjatyw a reform atora atoli docierała i\ńdać dość opieszale do kolegiów prowincjonalnych.

Ale bo też autorzy, do których sięgnął K rasuski po pierw otypy swych przekładów, byli nie lada mistrzami, a działalność ich była przejawem nie byle jakiego odrodzenia te a tru jezuickiego. Obydwaj oni są czynni л у sam ym ośrodku о л \ ^ о odrodzenia, obaj są

czo-4 P. B a h l m a n n , J e su ite n -D ra m e n der nieder rhein isehen O rdensprovinz. L ip sk 189С). — K s. J . Surius zm arł w H>31 r.

(6)

łowymi jego przedstawicielami i głównymi sprawcami na pograniczu w. X Y II i X V III. Ośrodkiem tym było przodujące naówczas kole­ gium jezuickie we Francji, paryski Collège Louis le Grand. Ks. Ga­ briel Le J a y wraz z ks. Karolem Forée i ks. du Cerceau to trójca dram aturgów , którzy jezuickiemu dramatowi szkolnemu nadali nowy kształt i nowy sens, a te atr szkolny podnieśli ли ty m właśnie kształcie na szczyty udoskonalenia.

Gabriel F r. Le J a y był na swój czas osobistością ли zakonie nie­ pospolitą5. Urodzony ллт P aryżu w 1657 г., лтугогпй się jako w^ycho- луалуса i nauczyciel retoryki i poetyki. Uczył w różnych kolegiach, najdłużej лу wymienionym paryskim, którego był do śmierci (zm. лу 1731 r.) dyrektorem. Z uczniôiv jego najwięcej sławy (choć zapewne nie chluby dla jezuickiej pedagogii) przyniósł m u W olter, wycho- луапек tego właśnie kolegium. Był Le J a y dużym erudytą, dosko­ nałym dydaktykiem , w ybitnym kaznodzieją i utalentow anym poetą. Z dzieł jego znaczniejsze: Le triomphe de la religion sous Louis le

Grand (1687), Les devoirs du chrétien (1703); tłum aczył też dzieła

budujące i паиколге z języka greckiego i włoskiego, ale przede ivszystkim лув1алуй się jako poeta, a zwłaszcza jako dram aturg.

Znakomitego ^ v a rz y s z a i лузройлуогс^ znalazł on лу ks. K arolu

Porée. I ten był nauczycielem retoryki i poetyki лу Collège Louis

le Grand, а лу nim przez długie lata (zm. 1711) był filarem te a tru

szkolnego, autorem (pierwsza jego sztuka, Brutus, została wysta- wiona w r. 1708) i reżyserem 6. D ram aty вллте лvydał w dwóch tom ach:

Tragoediae latinae (Paryż 1735, ponoivnie 1715), a po śmierci jego

луу0апо jeszcze jego Tabulae dramaticae (1719). 1

Obydwu reform atorom przyszło działać w луагипкасЬ osobli- лууск. StaroŚAYiecki, deлyocyjny dram at szkolny został zepchnięty z ллт!оллгт Tvspanialymi zdobyczami пйвкгголу, klasyków X V II л у.,

wydał się teraz nieporadny, niekształtny i prostacki. Копкупиолуас go лу starej formie było niepodobieństwem. Ale z drugiej strony

pisać po Corneille’u i Racinie nie po to, żeby się zgubić w tłum ie średnich ich naśladoлycóлv, można było tylko licząc, że się zdoła tworzyć od nich lepiej albo t eż. . . inaczej.

5 Nouvelle B io gra phie Générale, t. Х И Т.

6 E . B o y s s e , L e Théâtre des Jésuites. P aryż 1880, s. 26 i p a s s i m .

(7)

Le J a y porw ał się n a twórczość dram atyczną rozumiejąc, że może, że powinien — inaczej, że należy лу petvnej mierze zawrócić z drogi, na k tó rą wproAyadzili d ram at klasycy. Miał pełną ś\\dado- mość tej poiyinności. Jego zdaniem oivoczesny te a tr francuski, a c z 1 stan ął na szczycie artyzm u, zeszedł pod реллтут względem na zdrożne таполусе. M e odmaiyiał on uznania obu m istrzom :

M agno — p isa ł — T h eatro G allico d ecn s ac sp len d orem C ornelius ac R acin u s co n tu lere, quorum stu d io a tq u e opera in earn d ig n ita te m eva- sit, u t v e te r is G raeciae gloriam aem u laretu r. Cui si quid u ltra v id ea tu r op ta n d u m , u n u m hoc praecari lic e a t, n e, qui d ein cep s T ragoed ias exara- b u n t G alii S ériptores, a feren d is u ltriu sq u e v e stig iis u n q u am d éclin en t7.

M e można tvszelako zaprzeczyć — ciągnie dalej autor — że tragedie tych mistrzów \vskazują pewne znamię jednostronności. U sunąć ją nie obniżając jakości w ykonania — oto zadanie, o które A\rarto się pokusić i które właśnie stawia sobie śmiało nasz autor.

A t n em o d ep reh en d et u sp iam n o stris in T ragoed iis friv o la s am asio- rum p ertu rb a tio n es ac n a en ia s, q u as n eq u e v e tu s Graecia suain in scenara a d m isit, n eq u e ip sa T ragoed iae m a iesta s p a titu r.

Jed n ym slotvem, według tego, obaj mistrzowie-klasycy spro- tyadzili tragedię europejską z drogi tyytyczonej jej w głębokiej starożytności, a zatem w ystępując jako dram aturg z tą świado­ mością, liczy Le Ja y , że to on raczej będzie bliższy duchowi tr a ­ gedii antycznej niż tyielcy jego świeccy poprzednicy francuscy.

Zresztą ta k śmiało staw iając postulat odnowienia dram atu, bynajm niej nie \yierną restytucję antycznego d ram atu klasycz­ nego ma Le J a y na celu. Chodzi m u natom iast o przechrześcijanie- nie dram atu, o zmianę jego tem aty k i i o przystosowanie teatru jako narzędzia \yychowawczego do współczesnego modelu kultury.

D otknął on ty c h spraw w obszernej przedmowie do wczesnego swego d ram atu : Josephus fratres agnoscens (1695). Śmiało w ystąpił ta m przecrwko u ta rtem u przesądowi, jakoby tylko historia i m i­ tologia antyczna obfitowały лу tem aty przydatne dla tragika. W czym- żeż jej ustępuje historia bohaterstw a wyznawców i męczenników wczesnochrześcij ańskich ?

E n i m v e r o q u i d h a b e a t C h r i s t i a n a v e l j u d a i c a m a g n a n i m i t a s , q u o d v o l g r a e c a e , v e l r o i n a n a e f o r t i t u d i n i s e a d a t ?8

7 Bibliotheca Rhetorum... A u ctore P. Gab. F ranc, le J a y e S. .1., t. 4.

In g o lsta d ii e t A q g u sta e V in d el. 1758, s. 10.

(8)

Jeżeli zaś o te a tr szkolny chodzi, to rolę wychowawczą spełnić i cel moralny osiągnąć może tylko dram at unikający wątków ero­ tycznych, zbudowany na czystych motywach heroicznych, słowem: dram at bez kobiet; Le J a y był jednym z wczesnych i wymownych szermierzy tej koncepcji d ra m a tu 9.

Je st rzeczą jasną, że koncepcja ta, dogodna ze względów użytko- wo-szkolnych, mieściła w sobie także doniosłe postulaty stru k tu ­ ralne. Z jej im pulsu wyniknie potrzeba zwracania się do tem atów opartych przede wszystkim na namiętności władzy, sprow adzają­ cych się zatem do rozgrywek pasyj czysto męskich, a więc do prze­ różnego rodzaju intryg dworskich, spisków pałacowych itp. Pod ty m względem może nie bez znaczenia była ona także dla d ram atu r­ gii ucznia Collège, W oltera.

W założeniach tych i tendencjach sekundował Le Jayow i wiernie kolega młodszy, ks. K. Porée. W wielkiej swej Oratio didascalica o teatrze (1733) postawił 011 sprawę na ostrzu miecza, głosząc dobitnie, że ani tragedia, ani komedia лу całym swym dotychcza­ sowym dorobku nie jest лу dziele Avychowania chrześcijańskiego

przydatna, oivszem szkodliwn, że jest (żeby się posłużyć skądinąd \vziętym, późniejszym term inem ) szkołą zdrady i zarazy.

T a n ti erat sc ilic e t T lieatruim fim estare cu p id in eis facib u s e t in eo Scholam erigere, u b i A m or te n e a t scep tru in , p o n a t leges, in v e r ta t m ores, do- m in atu m trib u a t fem in is, serv itu tem viris, p aces regat et bella, lium aiia d iv in a q u e v io le t iura, et solu s iiro N u m in e liab eatu r; ubi dem uni to ta m o ccu p et scenam m ollis et \d o len ta cu p id itas, quam a T heatro sem per e x il­ iere d e c u it 10. '

I 011 jest zdania, że przygniatająca wszechwładza erotyki spro- лу a dziki te a tr ówczesny 11a manowce, odiviodht daleko naivet od uznanych za yvzorcowc ujęć antycznycłi.

O "tragoedia — w oła k azn od zieja e s te ty k i — in felix T ragoedia! quae lu gen d is alien is ca sib u s in v e n ta es, tu os ip sa casus luge! R ecordare, qualis olim fueris apud prim os p aren tes tu o s: quam apud A escliylu m c a sta e t ani- m osa, quam apud Sop h oclem severa et virilis, (piani a p u d E u rip id em ini- serieors e t bum an a! V ide, q u alis ho die sis apud serös n ep o tes tu o s ; quam per am ores corrupta et corruptrix, lioc v id e et erubesee! Si tu a agn oscis opprobria, si tu a sen tis v u ln era — inge m isce!

9 E . B o y s s e , о. с., s. 94 i 11.

10 Caroli F o r é e e S. J. sacerd otis, O ratiom x quotquot reper iri potuerunt

omnes... M oguntiae e t F ran cofu rti ad M. 1756, s. 103. N ie zaw ad zi za zn a czy ć,

że ks. P o r é e ’go Oratio de theatro została od razu przedrukow ana w P ozn an iu u jezu itó w w r. 1748 (zob. E s t r e i c h e r , X X V 6).

(9)

Jeżeli ta k jest w dziedzinie poważnej tragedii, jeżeli ta k skar­ lała ona w w ym iarach i zadaniach, cóż dopiero mówić o płochej komedii pomolierowskiej ! Ше o budującej i wychowawczej jej roli mówić, lecz o rozkładowej i niszczycielskiej. Uderza też w nią kazno­ dzieja bezpośrednio gwałtowną, obcesową d iatry b ą:

Quid si in tu a m u ltip lici sch ola h om in es ad n eq u itia m m agis quam ad v ir tu te m in s titu a s? Quid si ju v e n c u li e t a d o lescen tu la e per te condis- sc u n t sim p lic ita te m an im i exu ere, fu r tiv o s ign és alere, con n u b ia ex libi- d in is con silio, n o n e x p a ren tu m ju d icio contrahere? Quid si per te edo- cen tu r n u p ta e — con ju gialis p a c ti jura infringere, m aritorum v ig ila n tia m fallere, m aritos m od is in d ig n is illu d ere? ... Quid si tu o s con su efacis disci - p u lo s v itio p atrocin ari, v ir tu te m exp lod ere, et a p u d te om n is fere hom o n eq u am — salsu s est, lep id u s, fe s tiv u s ; vir con tra probus sit per te — in- su lsu s, in e p tu s, rid icu lu s... E tia m ridere p erg is? ...

A p age te , m agistra m orum im p rob a, corruptrix anim orum p essim a, • rei fam iliaris pern icies, d iscip lin ae d o m estica e la b es e t ruina!

J a k widzimy, kazanie o dramacie współczesnym skończyło się po prostu łam aniem świec, egzorcyzmem i ekskomuniką Talii, za­ równo jak Melpomeny, wyświecaniem szatańskiego posiewu z przy­ bytków teatralnych. JeżeU więc Ratio studiorum zakonów wycho­ wawczych włączała te a tr szkolny jako integralny współczynnik wy­ chowania, to oczywiście nie mógł być nim te a tr o repertuarze, jaki tryum fow ał podówczas na scenach świeckich. Ten mógłby być tylko

w oczach kaznodziei-dram aturga czynnikiem rozstroju i rozkładu.

Odrodzenie prawdziwe może więc sztuka dram atyczna osiągnąć, jego zdaniem, jedynie w chrześcijańskim teatrze szkolnym, opie­ rającym konflikty tragiczne znowu na podłożu wzniosłego hero­ izmu, na w ątkach Pism a świętego i na m artyrologii11. Do tych wyso­ kich postulatów dociągali obaj nauczyciele-dram aturdzy w Collège Louis le G rand tragedię zarówno jak komedię, jak naw et b a le t12.

W myśl tych założeń programowych, wszystkie sztuki Le Jay a, jak i Porćego, należą do gatunku tragedyj (i komedyj) bez kobiet, a więc m ają na uwadze wyłącznie te a tr szkolny.

11 Sw oją drogą trzeb a stw ierd zić, że k la sy czn a traged ia francuska, z w ła sz­ cza C orneille’a, za zn a czy ła sw ój w p ły w w tw órczości L e J a y a . W budow ie jego k o n flik tó w d ra m a ty czn y ch d u żą rolę od gryw a Vhonneur b oh aterów .

12 L e J a y k om p o n o w a ł sam b a le ty , k tóre w p rzed staw ien iach Coli. L ouis le Grand z a ję ły m iejsce d a w n y ch in term ed iów ; je st on też au torem diiżej t e o ­ rety czn ej rozp raw y o b a lecie: L iber de Choreis dram aticis (o sta tn ia część t. 5

(10)

Le J a y zaczął swą twórczość dram atyczną wystawiając w r. 1693 w swym kolegium tragedię Eustachius martyr, potem dając co parę la t poszczególne części trylogii o Józefie patriarsze i tragedie: o D a­ nielu (1701), Damoklesie, Abdolonimie (1703). A kiedy opracował wielki swój fundam entalny podręcznik retoryki i poetyki, 5-tomową

Biblioiheca Rhetorum (1725 i n.), gdzie podawał prawidła i zarazem

przykłady wszystkich gatunków literackich, to włączył weń także swe utw ory dramatyczne. Wypełnił nimi piąty tom dzieła (Liber

dramaticus).

Podręcznik ten, wielekroć przedrukowywany, stał się funda­ m entem sławy europejskiej Le J a y a ; używano go długo po kole­ giach nie tylko F rancji: w №emczech, Włoszech. Eównie szeroko rozeszły się i oddziaływały jego utw ory dramatyczne. Trafnością doboru tem atów , przy których tego rodzaju podstawowe ogranicze­ nie nie dawało się odczuć, umiejętnością zwięzłej konstrukcji dram a­ tycznej, dobrym tokiem łaciny, nie bez przyczynienia się zresztą potężnego wpływu zakonu, uzyskał on to, że utw ory jego weszły niejako w żelazny repertuar teatru szkolnego, przede wszystkim, ale — jak zaraz zobaczymy — nie wyłącznie jezuickiego.

O podręczniku Le Jay a wiemy, że posługiwano się nim u nas przy nauce poezji i wymowy jakoś od połowy лу. X V III ллгса1е głę­

boko w wiek X IX , i to лу szkołach klasztornych zarôtvno jak śtviec- k ic h 13, zanim go wypchną stam tąd полуе podręczniki: Domairona, czy polskie Piramotvicza, ks. Р. Chrzanotvskiego, czy inne. А лугаг z podręcznikiem popularyzmvaly się лу Polsce przykładotye utw ory

jego au to ra — krasomówcze, hryczne, niemniej dram aty. Х а голлтш z uttvorami ks. Porćego były one tłumaczone i grane. Ks. K rasuski nie był jedynym ich miłośnikiem i propagatorem.

6

Z ks. Porćego przełożył Krasuski dtva dram aty: tragedię o śay. Hermenegildzie i drugą — o Sennacheribie.

Przekład pierwszej, jak się rzekło, nie doch'otval się, toteż tw ier­ dzenie powyższe ma tu Ayartość jedynie domysłu. Tem at św.

Herme-13 N a św iad ectw o m ożem y przyw ołać zabaw ną a n egd otę, p rzekazaną przez E . H elen iu sza (Iw an ow sk iego): Już dobrze po śm ierci C zackiego (tzn. po r. 1813) w iz y to w a ł F ilip P la ter szk ołę w W in n icy. L ekcje w y m o w y i p oezji d a ­ w ał ta m n a u czy ciel Z ajączkow ski. N ieza d o w o lo n y z p o stęp ó w w izy ta to r z a p y ­ ta ł: „W ed łu g jak iego pan w y k ła d a a u to ra ? ” „W ed łu g L e J a y a ” . „W id ać to , bo i u czn iow ie, i p an le ż y c ie ” (tzn. nic nie u m iecie). (Zob. W s p o m n ie n i a lat m i ­

(11)

negilda opracował dram atycznie jeszcze лу лу. X Y II an to r francuski,

ks. Caussin (1664). Porée uformował zeń 5-aktową tragedię (1718). Przedsta5yla ona гулуо1 i męczeńskwo królettdcza лvizygockiego z końca V I stulecia. K iedy ojciec jego, król Leoлvigild, popadł w he­ rezję arianizm u, Hermenegild opierał mu się, wywołując naw et b u n t zbrojny. Ale wzięty do шелуоИ, został on ostatecznie w Se-

луИ И ścięty z rozkazu ojca, a z poduszczenia m acochy14.

Tragedię o św. Hermenegildzie g ^ y a n o u nas w teatrach szkol­ nych jezuickich: w Przem yślu (bez podania roku) i лу Wilnie (1754),

nie wiadomo czy po polsku i w czyim przekładzie. Wnosząc z do­ chowanych programów, opierano się na 4\rersji 5-aktotyej, a лvięc autorstw a chyba Poréego. K iedy ją daлyano w Podolińcu лу tłum a­

czeniu ks. Krasuskiego, nie da się ściśle ustalić. Zaznaczyć wreszcie 5yarto, że przekład tego dram atu, pióra ks. J . Hołubowicza, tyydano u nas jeszcze w drugiej ро!олл1е w. X I X 15, а ллггполлпопо naлyet z po­ czątkiem w. X X .

Колушег i te m at drugiej tragedii, o Sennacheribie, królu asy­ ryjskim , m a w dziejach d ram atu jezuickiego dłuższą tradycję. D ra­ m at pt. Ezechiasz i Sennacherib 5vysta4yiano лу Xiemczech лу 1661 r.

i później16; dram aturg J . H. Carpani ogłosił inną jego wersję już po wydnikxnyaniu dzieła Poréego (1746) 11. W repertuarze te a tra l­ nym szkolnym był to więc również tem at (mimo влл^ drażlrwości : ojcobójstwo!) dość 8рори1агуголуапу. R edakęja Poréego przedsta­ wiona była w P aryżu po raz pierwszy w r. 1728. Popularność jej wkroczyła również w granice Polski. Poza Podolińcem doczekała się ta tragedia reprezentacji w kolegium jezuickim w W itebsku луr. 1766,

choć ani autora, ani nazwiska tłum acza przy ty m nie podano. 'W ia­ domość m am y jedynie z dochoлyanego program u teatraln eg o 18.

14 E . B o y s s e , о. c., s. 2(54.

15 Zbiór utworów dra m atycznych dla młodzieży. T arn op ol 1874. W yd aw ca ks. J ó z e f H o ł u b o w i c z T. J . N a p ierw szy m m iejscu : Hermenegild, męczennik

za wiarę. T r a je d y a w 5 aktach, n a p is a n a po łacinie przez ks. Porée T. J . W e

w stę p ie ży cio r y s ks. P o rée’go.

18 N icolau s C a u s s i n , Tragoediae sacrae. P a ry ż 1620 (m. in. Hermenegil-

dus). P . B a h l m a n n , о. c., s. 157, p o d a je, że traged ię Esechias u n d Sennacherib

grano w D u sseld o rfie w 1661 r. T em a t S en n ach erib a przew inie się jeszcze przez Melodie hebrajskie B y r o n a .

17 P. B a h l m a n n , o. c.

18 W ł. T r ę b i c k i , U wagi n a d dziełem „ S ta r o ż y tn y teatr w Polsce” przez K . Wł.

Wójcickiego (druk. w B i b l . W a r s z . IV , 1843.), zob. s. 353, gd zie p od an o sz c z e ­

(12)

W oparciu o Księgi Królów (r. 4, 19) Tobiasza (r. 1) i Izajasza (r. 37) podaje ona historię króla asyryjskiego, k tó ry doznawszy klęski od wojsk izraelickich i zmuszony do ustąpienia spod Je ro ­ zolimy, wraca do Niniwy i nakłania ucha kapłanowi swemu, doma­ gającem u się, by dla przebłagania bóstwa poświęcił na ofiarę krwawą dwóch najstarszych synów. Uzyskawszy zgodę ojca, arcykapłan wprowadza chłopców do świątyni, gdzie m ają ponieść śmierć. P rzej­ rzawszy jego zamiary, młodzi królewicze, aczkolwiek już odurzeni kadzidłam i ofiarnymi, wyrywają kapłanowi miecz i wszczynają rozruch, którego ofiarą obok arcykapłana padł także Sennacherib, ponosząc śmierć z ręki syna.

F abułę tę, dosyć szczupłą, rozciągnął au to r na aktów pięć, sztu­ kując ją w ątkam i z własnej inwencji. Najznaczniejszy wiąże się z osobą Anaela, młodego H ebrajczyka, wziętego do niewoli i ocalo­ nego dzięki przyjaźni, jaką go otoczył trzeci, najmłodszy syn Sen- nacheriba i jego ostatecznie następca, Assaraddo. Anael reprezentuje tu niezłomny h a rt wyznawcy jedynego Boga i mimo woli on to w ła­ śnie staje się przyczyną zamierzonej ofiary dwóch królewiczów, a pośrednio i śmierci króla. Sennacherib mianowicie ślubował był bóstwu swemu ofiarę ogólnie, nie określając jej, a tylko dw ukrot­ nie większą, niż najwyższa ofiara złożona ли Izraelu. Od Anaela w ła­ śnie dowiedział się wnet potem, że bywały tam wypadki ofiarowy­ wania dzieci na śmierć; A braham poświęcił w ten sposób syna Iz a ­ aka, a wódz Jeftes córkę. Tą to drogą wszedł w dram at nasz m otyw — znacznie zresztą przeistoczony — Ifigenii.

Jakżeż sobie radzi K rasuski w swym zadaniu tłum acza1? Trzeba przyznać, że nie dość konsekwentnie. Stopień wierności wobec prze­ kładu bardzo tam jest niejednolity. Początkowo, w pierwszych dwóch aktach, zastrzega sobie t ł u m a c z szerokie granice swobody;

przerabia raczej niż tłumaczy. Jużci treści z ak tu лу a k t nie przenosi, ale w obrębie ak tu gospodaruje bardzo swobodnie. Z grubsza tylko trzym a się porządku scen, ale fabułę rozszerza, scen tych przym naża liez skrupułów. Porće dał ich лу akcie 1 —5, w akcie I I również 5, razem 10. Tłumacz tę ilość podA\-aja: ma ich лу akcie I —11, а лу a k ­

cie I I — 9, razem 20.

N олуусЬ. elementÔAV t r e ś c i лУ8ге1ако n ie лургоw a d z a , zad oл vala s ię r o z s z e r z e n ie m i U A v y d a tn ien iem yyątkÓAY z a s t a n y c h . R z e c z z n a ­ m ie n n a : p o c z y n a s o b ie p r z y t y m z peAvną t r w a łą k o n s e k w e n c j ą , z m ie r z a m ianoA vicie d o z a o s t r z a n ia k o n f lik tó w . U P o r é e g o n p . d o - w ó d c a s t r a ż y p r z y b o c z n e j o z n a j m ia k r ó t k o k r ó k n y i, ż e b ę d z ie t r u d ­

(13)

ność z uwięzieniem jeńca hebrajskiego Anaela, bo królewicz Assa- raddo ujm uje się za nim :

T H A R B A N E S

E tia m ne v in c lis com p rim i A n aëlem velis? Iliu m ne ju b ea s cum suis pariter m ori?

S E N N A C H E R I B

Q uidni ju b erem ?

T H A R B A N E S

E s t filio charus tu o.

S E N N A C H E R I B

Id v eile d eb et filiu s, quod v u lt p a te r !19

Z tych czterech wierszy buduje tłumacz całą osobną scenę. Ofi­ cer zdaje tam sprawę, jak to królewicz czynnie sprzeciwił się wyko­ naniu rozkazu:

M iędzy in s z y m i k ied y zaś A n ael w z ię ty , A ssaraddo ja k o b y o sy p a n y żarem

O gnia, nie ty lk o z w ielk im p o czą ł n a m nie sw arem F u k a ć, ła ją c, rzu cać się, lecz n ad to p rzy boku B roń którą m iał, szy b k ieg o n ie litu ją c kroku, K oło m nie ta k nacierał, żem zaled w ie rany N ie w ziął i b ron iąc się w oalem zm ord ow an y.

S E N N A C H E R I B

To zn ow u o so b liw sza , to p ięk n a now ina! O ficyjera jed en p ok on ał dziecina?

B roń b yło k a za ć w y d rzeć, a rozkaz u czyn ić.

N A R B A L

P a n ie, w ty m m nie b y n a jm n iej nie m ożesz obw inić. T ak je s t, broń odebrano n iezn aczn o m u z ręk i...

i ta k dalej idzie jeszcze kilkanaście wierszy opowiadania. M e można zaprzeczyć, że dram atyzacja m om entu została tu wyraźnie wzmoc­ niona. Podobnież w innej scenie — lakoniczne dosyć odezwanie się królewicza do ojca zamienia tłum acz w długą, płomienną tyradę, wygłoszoną w obronie przyjaciela H ebrajczyka. Takich wypadków przytoczyć można sporo.

M ech wolno będzie przedstawić jeszcze jeden. W scenie 2 ak tu Y Assaraddo przestrzega braci, by nie szli do świątyni na ofiarę, gdyż tam czeka ich śmierć z ręki podstępnego kapłana, k tó ry zdołał ojca usidlić całkowicie. U Porćego starszy z braci oświadcza krótko,

19 Caroli P o r é e e S o c ie ta te J e su Tragoediae, ed ita e opera P. Ch. G r i f f e t . L u te tia e P arisioru m 1745, s. 245.

(14)

że nie boi się zasadzki, dopóki ma ли ręku miecz; arcykapłan sam padnie ofiarą swego podstępu.

A t si quis in n os d exteram arm a v it p atris, E t sacra su a sit im p ia , — h anc te s to r m anum , Qua n u llus e x ta t certior te s tis D eu s, lia n e testor! Ip se hac ipse m a cta tu s m anu F ie t sacerdos v ic tim a et prim us suo A ram cruore p o llu e t20.

W wersji polskiej pofolgował sobie królewicz w oburzeniu bez ogródek, nie pożałował pogróżek i wyzwisk:

P rzew rotn ość tego mi kap łan a

D ob rze od d aw n ych czasów p on iek ąd doznana. W iem o w y b ieg a ch jego, że w ierzące u szy Ł a tw o sen ty m e n ta m i dziw nym i n ap u szy P o d k szta łtn ej p ob ożn ości zm yślonej pozorem . L ecz jeżeli zm iarkuję, że on ojcu torem I p o d n ietą srogości jest na s y n y w łasne, P o p rzy sięg a m na słoń ce, które św ieci jasne

N am — tu ta m i je s t św iadkiem , ta w aleczn a ręka, P ew n iejsza nad w szech bogów , że w p unkcie ponęka T ak jego, jako in n y c h , k tó rzy są na zdradzie. P op jed en n a ofiarę bogom m nie sw ym kładzie! Czy n ie m a w ołu , osła, barana lub skopa? N ie ta k będzie! L ecz pierw ej ja p ołożę p opa T rupem , i co m iał m oją krw ią sw oje paść oczy, W w łasnej się jego ciało z duszą krwi ubroczy!

Nie trzeba podkreślać, ileż wyższa jest tu taj tonacja oburzenia, o ile w ujęciu polskim wzrosła dynam ika scysji, o ile wyraz kon­ fliktu się udram atycznił. Że tek st się przez to rozciągnął — no, to trudno.

Taka intensyfikacja konfliktu nie wpływa wszelako na sposób prowadzenia akcji; toczy się ona w przekładzie tym i samymi na ogół co i w oryginale toram i; tłumacz nie zmierza do jej przebudowy zasadniczej. Zwłaszcza w trzech aktach końcowych nałożył on so­ bie pod tym względem więzy : odtwarza prawie ściśle scenę za sceną, nie powiększając już wcale ich liczby. W ogólnej budowie utw oru pozwolił sobie tłumacz na drobną jedynie zmianę, i to właśnie na redukcję. Uszczuplił mianowicie zespół aktorów o jedną, mało zresztą znaczącą osobę.

(15)

Ale zarówno w pierwszych dwócli jak i w końcowych aktach nie um iał się on zdobyć na zwięzłą lakoniczność tekstu, cechującą tak wybitnie pierwowzór. Tłumaczenie nasze — jak widzimy — jest rozwlekłe, objętościowo przydaje tek stu niemalże w dwójnasób. Oryginał mieści się w 1008 wierszach; tłumacz na jego wyrażenie potrzebował wierszy .1969.

Skoro jednak mielibyśmy już przyzwolić na te jego amplifi- kacje, wypadnie się zgodzić, że K rasuski na ogół zadaniu swemu po­ dołał niezgorzej. Zachował tok wiersza potoczysty, nie przysypał swym wielosłowiem dynam iki dram atycznej, owszem, starał się ją podnosić, a zwłaszcza w scenach uczuciowych osiągnął wcale dużą siłę w yrazu i wzruszenia.

7

Eecepcja utworów ks. Le J a y a była лу naszej literaturze znacznie szersza i bogatsza, niż to było przy jego młodszym towarzyszu. Obejmowała ona, jak to się już rzekło, jego podręcznik szkolny, ale także i utw ory literackie, i to bynajm niej nie tylko dram aty.

Do Avczesnych ch\\ralcó\v jego zasługi literackiej i do gorliwych krzewicieli sławy należał niedoszły jezuita Józef Epifani MinasoAvicz. 1 jego zapewne uczono w młodości z podręcznika Le Jay a, w szkole więc już miał on sposobność poznać stanowiący część tom u IV

Liber carminum. Upodobał go sobie i postanowił uprzystępnić czy­

telnikowi polskiemu,

w zią w szy p och op do tłu m a czen ia — jak sam w y z n a ł — n ie ty lk o z ro zm a ­ ito śc i rzeczy o so b liw y cli, p o sp o licie u m y sł c z y ta ją c y c h z u k o n te n to w a ­ niem za b a w ia ć zw y k łej, a le też z gła d k o ści sty lu i w yboru m yśli z n a k o m i­ tego z ty c h ob u za let a u to r a 21.

Ju ż w drugiej części Zbioru rytmów polskich (1.755) pomieścił Minasotvicz tłum aczenia kilkunastu obrazków poetyckich, ane­ gdot i fraszek, przestruganych — poAAdedzielibyśmy — na polskie. Zbiór ten avzbogacił on niebawem, obrazki uporządkował av grupy (biblijne, mitologiczne i historyczne greckie, historyczne rzymskie, t\rreszcie „wiersze różnego argum entu” ) i całość wydał av osobnym tom ie pt. Przypadki znakomite (W arszawa 1779). Znajdziesz tam

21 P r z y p a d k i zn akom ite, częścią z h isto rii P is m a św ., częścią z dziejów sta ­

ro żytn ych greckich i rzym sk ich w zięte, w ierszem ła ciń sk im przez ks. Gr. Fr. L e

J a y S. J. ok reślon e, rym em zaś p o lsk im przez J. E . M i n a s o w i c z a . . . p rzeło ­ żon e. W arszaw a 1779, na karcie 3 v.

(16)

wszystkiego pod dostatkiem : powiastkę o Samsonie, i o Judycie, i o Andromasze, i o Annibalu, i o Julianie Apostacie, ale zarazem fraszki o Kupidynie, gadki o kawie i ,,czekolacie” , „powieść do śmiechu o kowalskim miechu” itp.

Sięgnął wreszcie Minasowicz i do twórczości dram atycznej Le Jay a, przełożył dwie jego komedie: Vota (w przekładzie: Żądze

ludzkie, komedia w 1 akcie prozą, 1773), oraz Bevocata Virtutem inter et Fortunam Concordia (tytuł polski: Zgoda między Cnotą i For­ tuną przywrócona, drama w 1 akcie prozą. 1774). N a czyj użytek

hyły one tłumaczone, czy doczekały się wystawienia przez jaki ze­ spół teatralny — nie wiadomo.

N atom iast dram aty „historyczne” Le Ja y a miały u nas szersze i dobrze potwierdzone zastosowanie.

Tak np. dram at o Abdolonimie, ogrodniku sydońskim, przez obrót rzeczy fortunny i przez łaskę Aleksandra Wielkiego wynie­ sionym z nagła na tron królewski (znamy tę przygodę z prze­ pysznej humoreski Sienkiewicza: Co się raz stało w Sydonie), dram at ten parokrotnie był wystawiany w kolegiach jezuickich (w Sandomierzu 175^ już powtórnie, w Kielcach 1799), a naw et w ydany osobno drukiem w Sandomierzu w 1754 r. (tłumacz ks. P u ttk a m er T. J . ) 22. D ram at o Damoklesie (Damocles sire Philo­

sophas regnans, 1703) przełożył i wystawił niewątpliwie w kolegium

warszawskim Bohomolec pt. Filozof panujący (drukowano go w 2 tomie Komedyj, 1757). D ram at o Danielu grano лу kolegium je­ zuickim лу Krożach 1759 а wnet potem w Nowogródku 1761, gdzie

go też wydano drukiem (dedykację J . Suchodolskiemu podpisał ks. Chanecki, może też y\Tięc on był tłum aczem ?)23. Wreszcie część I trylogii o Józefie przełożył i yyydał ks. bp J . Załuski лу Zebraniu

rytmów, t. 2 (1754) p t. Józef przez swych braci zaprzedany. Tragedia bez persony niewieściej... paraphrastice wierszem polskim tłumaczona w drodze wschowskiej r. 1752 przez JoZefa.

8

Miał zatem ks. P io tr Krasuski poprzednikóyy niemało, kiedy się zdecydoyyał (zapewne także jakoś po 1750 r.) przekładać paraphrasice dzieła dram atyczne sławnego już лу Polsce autora francuskiego.

22 E s t r e i c h e r , N11 2; X X I 152.

23 W ł. T r ę b i c k i , о. c., s. 340 (autor przedrukow ał cały program te a tra ln y w y d a n y w K rożach 1759), s. 344; zob. E s t r e i c h e r X V 34.

(17)

Z dziewięciu ogłoszonych „trag ed y j” Le Ja y a w ybrał on i prze­ łożył cztery. Dlaczego w ybrał te, a nie inne? Odpowiedzieć można tylko domniemaniem. Pewne się wydaje, że nie wchodził tu w grę wzgląd n atu ry artystycznej. Między tłum aczonym i brak dram atów późniejszych i całkowicie dojrzałych, jak dw ukrotnie opracowy­ wany Abdolonimus, jak Curiositas multata seu Gygis annulus. Wzglę­ dem decydującym dla tłum acza przy wyborze był bodajże tem at. Daniel mógł go pociągnąć jako wspaniały wzór tryum fującego wy- znawstwa, miły zresztą tłumaczowi jako p atron jego imienia za­ konnego (Petrus a S. Daniele). Trylogia zaś o Józefie wybijała się n a czoło nie tylko szczegółowością opracowania, ale swym głębszym znaczeniem alegorycznym.

W żywym odczuciu ówczesnym był przecież Józef prefigurą Chrystusa; losy jego ziemskie i ich obrót zapowiadały przyszłego Zbawiciela. To głębsze znaczenie wyłożył sam Le J a y w osobnym poemaciku, Christus in Josepho adumbratus, przełożonym u nas przez Minasowicza. J a k z Józefem bracia, ta k z Chrystusem obeszb się ludzie, któ ry m on niósł wybawienie z niedoli wiecznej.

M ylę się? Czy n ie obraz to , cierpiący C hryste, Tw ój ?...

T y ś od Ojca w ieczn ego zesła n y z k rain y G órnej...

B y ś u lż y ł u cisk braci i z n ich zło ży ł brzem ię O rzechow e. Cóż się dzieje? Za ta k w ielk ie dary Śm ierć n iesłu szn ą od n osisz, n iegod ziw e k a r y !24

To właśnie spowodowało, że postać tę osnuto legendą już w apo­ kryfach średniowiecznych. Z tego też stanowiska patrzyli nabożni widzowie ówcześni na udram atyzow aną historię Józefa; wzgląd na to był więc zapewne współczynny również przy decyzji tłum acza i organizatora widowiska w Podolińcu.

Jeżeli teraz spojrzym y na jakość w ykonania tych przekładów ks. Krasuskiego, pierwszym, co się nam nasuwa przed oczy, stwierdzeniem będzie to, że są one wykonane właśnie paraphrastice. W drobnym stopniu są to przekłady, w wyższym — przeróbki. E z u t oka w ystarczy, by nas w ty m upewnić.

Co je czyni przeróbkam i, to лу piertvszym rzędzie ic h ... dłużyzny. Widzieliśmy to już w przekładzie Sennacheriba. M e dorównywał Polak Francuzom ani w przybliżeniu z\vięzłością wyrazu. Co orygi­

(18)

nał wypowiada słowem jednym, na to tłumacz potrzebuje słów dwóch, czasem trzech. Widać to i tu ta j od razu лу stosunkach liczbowych. Pięcioaktowy Daniel ma лу oryginale 1130 wierszy, лу tłumaczeniu

wyciągnęło się to na 1810; pierwsza część trylogii o Józefie ma u Le J a y a 777 yvierszy, u Krasuskiego 1800 z okładem; takie same mniej więcej stosunki zachodzą pomiędzy tekstam i dлvu pozosta­ łych części trylogii. W sлvej sлvadzie tłumacza jest Krasuski nie- prześcigniony. Drugi tłumacz Józefa przez swych braci zaprzeda­

nego, Załuski, голутег słów nie żałuje, ale bądź co bądź jest po-

лvściągliлvszy ; jego przekład т а wierszy 1277, tzn. o 500 wię­ cej niż oryginał, ale o 600 niemal mniej od przekładu ks. K ra ­ suskiego.

Ta rozpasana луутоллтозс i sллтoboda naszego tłum acza wdziera się także лу w^ymętrzną strukturę dzieła przekładanego. Tłumacz

влуоЬойте przym naża mu scen, nayvet aktóyy. Tak np. Josephus Ae-

gypto praefectus ma u niego ogółem scen 37 луоЬес 30 oryginału.

W jednym tylko Danielu ma Krasuski o 1 scenę mniej, ale to jedynie dzięki temu, że копсолуу monolog Dariusza zblokoyyał ze sceną poprzedzającą лу całość. Pod лvzględem struk tu ry najsy\u>bodniej so­

bie począł tłumacz w Josephus a fratribus venditus, gdzie sztukę 3-aktoy\7ą rozłożył na 4 akty. I pod tym лvzględem zdystan- soy\rał róлvnież Załuskiego, k tóry się zmieścił лу trzech obrazach

oryginału. W ukształtow aniu zaś akcji najsлvobodniej się tłumacz odsunął od pierwowzoru, wproyyadzając лу dram at o Józefie лу Egip­

cie dwie osoby nowe, których nie zna oryginał. Potrzebę ich nale­ żało naturalnie uzasadnić лу yyątkach akcji, które wskutek tego

yyypadło tłumaczoyyi stosoy\mie rozszerzyć.

Zachodzą też лvypadki odwrotne : pewne elementy akcji лу ory­

ginale u Le Ja y a istniejące tłumacz pomija. Так пр. лу dramacie

Josephus Aegypto praefectus au tor rozyyiązayyszy głóyyny konflikt,

jaki tam zachodzi między Józefem a pałającym doń nienawiścią Putyfarem , a rozyviązayy-szy przez odsłonięcie fałszyлvej podstayvy tej nienayyiści, zam yka go zapoyyiedzią zaręczyn Józefa z Assenethą, córką P utyfara. D ram aturg korzysta tu, jak yyiadomo, z yyątku apokryficznego, z legendy, k tó rą już лул у. X I I I rozpoyvszechnilo Spe­

culum historiale Wincentego z Beauvais. K rasuski całą część sceny

z ową zapoлviedzią po prostu opuszcza, aczkolwiek legenda ta znana jest i na gruncie naszej literatu ry (zob. Istoria o św. Józefie Patry-

jarsze starego zakonu... z r. 1530). D robna to atoli rekom pensata

(19)

Mylne atoli byłoby mniemanie, że ową nadwyżkę objętości przekładów n ad objętością oryginałów spowodowało jedynie nieowład- nięcie przez tłum acza trudnej sztuki zwięzłości. Owszem, tłumacz daje dowody, że sztuki tej niekiedy dosięgał. Istnieją ustępy, w k tó ­ rych lakoniczność w yrazu polskiego przewyższa naw et zwięzłość francuską bez stra ty treści. K iedy np. poseł w tejże sztuce dono­ si o samobójczej śmierci Efei Putyfarow ej i pow tarza jej przedzgonne wyznanie o niewinności Józefa, na wyrażenie tego wyznania spotrze- bował Le J a y wierszy dziesięć, tłum acz nasz bez wszelkiej straty zmieścił je w czterech. Trafia się to z rzadka, ale się trafia i gdzie indziej., M e tylko więc przyrodzona swada tłum acza spowodowała owe przygniatające dłużyzny. A zatem cóż poza nią?

Bywa tak, że tłum acz nie zadowala się wątkiem treściowym przekładanego d ram atu i wzbogaca go dodanymi szczegółami. Wspomniało się tu już, że лу d ram at Josephus Aegypto praefeetus лyprowadził tłum acz dwie osoby, których oryginał nie ma. Są to dwaj kupcy Madianici, siedzący razem z Józefem w wdęzieniu egipskim. W prowadzenie to pociągnęło za sobą w skutku przymnożenie d ra­ m atu o scen sześć i pół (I 1, 2; I I część 6, 7, 8; У 6, 7), ale też рогллтШо tłumaczowi silniej niż лу oryginale umotywować релупе etapy w rozwoju akcji. Z гогтоллу tych kupców гшаполуМе pozna­ jem y okrucienstovo więzienia, jakie znosili razem z Józefem. Z ich prośby wniesionej przed faraona, by raczej kazał ich stracić, a nie karał niewinnego i śллdątobliлyego Józefa, poznaje następnie władca, jakiej zacności jest ów więzień, k tó ry m u ллте1 trapiące go sny луу- tłumaczy. Ich лvystąpienie w akcie У umożliwi wreszcie rozpozna­ nie Józefa, jego pochodzenia i przeszłości; okazuje się bowiem, że są to ci sami kupcy, którzy wykupili Józefa od śmierci z rąk za­ jadłych braci.

W yniknie, со ргалуЬа, z tego uzupełnienia pewna текопвеклуеп- cja: Józef siedząc z kupcam i czas dłuższy л у więzieniu nie rozpoznał swych wybaлvców, choć dzielił z nimi poprzednio długie podróże; usiłuje on się tłum aczyć, ale czyni to w sposób niewystarczający. M ekonsekwencja to wszelako nie większa od owej, której się dopu­ ścił sam au to r sztuki, gdy chcąc usunąć z treści d ram atu drażliwą scenę uwodzenia Józefa przez Putyfarow ą, o tym stosunku zam il­ czał zupełnie, a za przyczynę śmiertelnej nieimyiśei, jak ą P uty- farowa ścigała Józefa, podał nie wybuch jej namiętności, lecz... sen ллптеЬпу, ukazujący jej dotychczasoлvego телуокйка w purpurze

(20)

■ królewskiej. To w niej zapaliło tak ą nienawiść, że aż ją pchnęła w końcu do samobójstwa.

9 '■

To by była jedna przyczyna rozdłużania przeróbek dram atycz­ nych Krasnskiego: przydane nowe elementy treści. Jest jeszcze druga, niemniej istotn a i znamienna.

Nie trudno się dosłuchać, że między przekładem a oryginałem zachodzi i tu taj także wyraźna różnica tonacji; niejednako były strojone oba instrum enty twórcze.

Styl Le Ja y a wyznacza się — jak to się już rzekło — lakoniz- mem, zwięzłością, ale i myślową klarownością, zdyscyplinowaniem intelektualnym ; cechuje go racjonalizm ujęty w zaprzęg poezji. Francuska clarté ma w tym autorze dobrego przedstawiciela. Nie dziwota; miał on za sobą nie tylko kulturę artystyczną, odziedzi­ czoną po wielkich tragikach klasycznych, ale i kulturę racjonali­ styczną po K artezjuszu.

U Krasuskiego jest zgoła inaczej. Przyglądając się uważniej jego przekładowym wydłużeniom spostrzeżemy, że w ystępują one szczególnie w ydatnie w partiach nie dyskursywnych, ale właśnie uczuciowych. Tak zresztą było i w przekładzie Poróego. Gdzie tłu ­ macz m a wyrazić uniesienie afektu, pasję, tam daje się ponosić ferworowi, specyfikuje je, cieniuje, udokładnia, a przede wszystkim — rozciąga. Tam też właśnie najczęściej podnosi tonację wyrazu.

Zobaczymy to na przykładzie.

Syn P u ty fara Apries, wstawiając się za Józefem, swym p rzy ja­ cielem, oznajmia ojcu, że faraon wypuścił go już z więzienia. Zaciekły w gniewie m agnat nie tai, że go to dotknęło. A utor wkłada mu w usta słów niewiele, odsłaniających jednak dość wyraźnie podrażnioną zawziętość i gniew:

P U T I P H A R

E rgo d ev o ta m n ęci M ihique dudum v ictim a m e m anibus rapi Im p u n e patiar? E cq u is infandum nefas A g g r e ssu sf... Ibo, nil m oror; quisquis scelus P atrarit, a u t qui sceleris e x tite r it com es, Sit am icu s ille, sanquine au t n a tu s m eo, P er astra ju ro: vin d icem a gn oscet m a n u m 25. 25 Bibliotheca B hetorum , t . 5, s. 183.

(21)

A oto co z tej wcale powściągliwej wypowiedzi zrobił niepowścią­ gliwy tłum acz:

W ięzien ie o tw orzon o, i to są n ie żarty.

Ś cierpięż, a b y z ło cz y ń c a z rąk m i b y ł w y d a rty , B y te u sz ły n a sucho zu ch w a ło ści cu dze? N ie zd ołam n ieb a w zru szyć, to p iekło p ob u d zę N a p o m o c, a n ie ścierpię u czyn ion ej w zgardy! P rzy p ła ci ży cie m w ła sn y m , k tó r y b y ł ta k hardy! ' N iech b ęd zie m ój p rzyjaciel, n iech n a jb liż sz y k rew n y,

N iech sąsiad n a jw iern iejszy , term in ży c ia p ew n y C zeka go n ieod w łoczn ie, czek a słu szn a kara, P o zn a , co to je s t w oli w k on tr iść P u ty fa ra ! S łow em , jak o J ó zefa mej d zieln ością ręk i W yrw ę, ch o cia żb y ze lw a sam ego p aszczęk i, T ak b iorę na św ia d ectw o d ziś, J o w iszu , ciebie, K tó ry ś c h w a ły m a je sta t z a ło ż y ł n a n ieb ie, Iż je śli w o p iek u n ów J ó zefa p ioru n y N ie u d erzy sz, sw oim i ja w p ęd zę do tru n y!

I ta k jest u Krasuskiego prawie zawsze. Ilekroć w toku dram atu ma dojść do głosu podniecone uczucie, wzburzona namiętność, wszę­ dzie ta m bierze on wyższy register, dokłada uniesienia, ognia, pasji no i . . . frenetycznej wymowy. W ty m znaczeniu trzeba powiedzieć, że przekłady jego są przeliryzowane, przesunięte w tonację p ate­ tyczną. Daleko m u do opanowanej dyscypliny .wyrazu, ta k znam ien­ nej dla oryginałów.

Przyczynę tych przeistoczeń widzieć trzeba zapewne w typie osobowości tłum acza, pobudliwej, widocznie skorej do gwałtownych oddźwięków, wybuchowej, o wyraźnej przewadze uczuciowości nad opanowaniem rozumowym, nad refleksyjnością.

Jednakow oż coś z ty ch przyczyn położyć także musimy na karb charakteru narodowego, a przynajm niej charakteru ówczesnej naszej generacji. Bo nie u samego to Krasuskiego tylko w ystępuje cecha dopiero co spostrzeżona. Nasz tłum acz nie odbiegał pod ty m względem wiele od norm y uw ydatniającej się u innych owoczesnych tłum aczy. K to wie, może by się naw et okazało, że do norm y tej on niekiedy nie dochodzi, że dawał się w swej inklinacji dystansować innym . W każdym razie możemy coś takiego stwierdzić zestawiając przekład Krasuskiego ze współczesną m u wersją Załuskiego.

Trzeba poprosić czytelnika o dłuższą chwilę cierpliwości i uwagi. Zestawimy oto z oryginałem dwie wersje tłumaczeń.

W dramacie Josephus a fratribus venditus zawzięci bracia zmawiają się n a zgubę znienawidzonego przez nich najmłodszego Józefa. Z nich

(22)

jeden tylko, Buben, darzy go uczuciem serdecznym i usiłuje wypro­ sić dlań litość u zawistnych braci: nieehżeż mu przynajm niej życia nie odbierają. W takie słowa ujął tę scenę Le J a y :

R U B E N U S

(cunctos retinens)

Ferrei, in tractab iles E t rigid a n im ium corda! Quaquam te , L evi, Te, care Sim eon, v o sq u e, si non d u m ex cid it F ratern a p ie ta s to t a , si super est am or, Per is ta su p p lex gen u a, quae ten eo , et m eis P erfu n d o la cry m is; quam precor, v en iam date! N e g a tis ? ... E cq u id fle c titis retro ped em ? Quid fu g itis? ah, si fix u m et im m o tu m sed et P u erum im m eren tem perdere; u num hoc, obsecro, A n n u ité sa ltem ; p a rcite innocuas pio

M aculare d ex tra s san q u in e!... en arens prope C isterna: ad im u m fu n e dim issus puer H ic p erea t, oro, quando sic lib itu m est, fam e.

L E V I

B en e e st, R u b en e, quod rogas, d em um p o tes Н ас im p etrare lege, n ih il ultra u t p eta s.

N E P T H A L I

Properem us!

S IB M E O N

l t e , ne fit effugio locu s, A d itu s viarum cin g ite; hie ego cum L evi N em orum in lateb ris in terim excu b ias agam .

R U B E N U S

V alete! jam jam red eo; v o s fa cite in terim , P rom issa n ob is sedulo u t p erstet f id e s 26.

W yrzutów i połajanek ze strony Bubena tu niewiele, krótko wyrażona prośba i jej skutek: bracia godzą się na śmierć głodową Józefa i zaciągają na niego zasadzki.

A teraz jak wyszła ta scena przepuszczona przez polski tem pe­ ram ent tłumacza, ubrana w swadę ks. Krasuskiego:

R U B E N

O bracia, z żelaza o d k u ty M acie u m y sł i serce! n ie m ogą n ic rad y M oje, lecz coraz w ięk sze szerzą się w w a s ja d y . A ch , S ym eon ie, L ew i, A serze, N efta li,

J eżeliście w afekcie b y li ku m nie stali, 26 о. c., t . 5, s. 137.

(23)

J e ż e li m acie szczerej m iłości iskierkę,

Ś cielę się w am p o d sto p y ; n iech że w p on iew ierk ę P o k o rn a p rośba m oja p rzy n a jm n iej n ie idzie! Ł za m i o b m y w a m n ogi b ra tersk ie... O w sty d zie! 0 h ań b o! u m y k a cie n óg w sz y sc y przede mną! N ie g o d zien em ich ścisn ąć? P rzecież n ie darem ną N ie c li się sta n ie su p b k a ch oć w ty m , g d y już z św ia tem Ma się J ó z e f p o żeg n a ć, n ie bądź żaden k atem

N a d n im , nie ch ciejcie m ieczem w ła sn y m krw i zeń to c z y ć , A n i w podłej p o so ce czci rąk g o d n y ch broczyć!

N iech raczej g łod em ch łop iec n ieszczęśliw y ginie. S tu d n ia w y sch ła je s t b lisk o , wdęc go ta m po lin ie S p u ścić dla b ezp iecz eń stw a , zaś k am ien iem z gó ry P rzy w a lcie, b y do w y jścia nie m iał jakiej dziury.

L E V I

Z goda, zgoda! M asz sk u te k p ro śb y sw ej, R u benie.

S Y M E O N

N ie c h ta k b ęd zie, jak prosisz!

H Ü B E N

D zięk i uniżenie O ddaję w am , o bracia, w szczególn ej p am ięci K on serw u jąc te dla m nie w y św ia d czo n e chęci!

SY M E O N

T y lk o z tą k o n d y c y ją , b y ś nas n ie tu rb o w ał J u ż w ięcej, bo ob a czy sz, że będ ziesz żałow ał! 1 to alb ow iem w iele c z y n im y dla ciebie,

Że się ch łop iec w w ylan ej krw i swej n ie zagrzebie W ła sn ej, lecz ty lk o sied ząc w dzień i w noc o głod zie D y sk r e tn ie ż y c ie sk o ń czy sw e, sied ząc n a spodzie. L u b o ć... lecz n ic n ie m ów ię, w str z y m u ję języ k a . N ie b y łem i n ie b ędę m u za n iew oln ik a.

R U B E N

N ie b ęd ę w ięcej prosił.

N E F T A L I

H ej, sp ieszm y , dla B oga!

S Y M E O N

Id źcież, lecz do u cieczk i b y n ie b y ła droga, J a z L ew im tu zasięd ę p rzy n a jb liższy m krzaku, P iln p , k tó ręd y id zie, u w a ża ją c szlaku.

R U B E N

Ż egnam w ięc o d ch o d zą cy ch ; jed n a k w y b a c z y c ie , Że jeszcze resp ek to w i b ratersk iem u d ziecię R az od d aję, d o trzy m a ć p roszę R u b en ow i O b ietn ic, k tó ry vale p o w tó rn ie w am m ow i.

(24)

Uderza naprzód objętość. oddanie tej sceny Francuz spotrze- bował wierszy 20, Polak drugie tyle, bo 39. A po wtóre emfaza. U ks. Krasuskiego wszystko : i w yrzuty, a zwłaszcza prośby — pod­ niesione o kilka tonów wyżej. M epomiarkowany лу slotvie i geście Ruben o ileż dosadniej wryraża tu swoje afekty: pada do stóp braciom, na kolanach idzie za um ykającym i, uniżenie dziękuje za ustępstwo, doprowadza rozmotyę do tonacji patetycznych.

Ale w ich nasileniu nie dochodzi jeszcze krańcóty ostatecznych. Do tych dotrze dopiero Załuski. Jego R uben pofolgmval sobie w prze­ mowie do braci bez jakiegokolwiek już ham ulca:

O krutnicy! Z ty g r y sa m i h irkańskich p u szcz zarów no dzicy! I ow szem , ok ru tn iejsi nad rodzaj zażarty

Lwówy n ad dziki, n a d rysie, n ad sam e lam p arty! B o te nie są zw y cza jn e, b y krew w łasn ą m ia ły Ż łopać i na rod zeń stw o p oryw ać się śm iały. D u sze n ielitościw e! B racia w yrodkow ie!

T ak rozju szon ą w ściek łość k to pojm ie? w y p o w ie? Idźcie! K rew już n iew in n ą żłopcie! ach, co czyn ię? Z apom inam się z ż a lu ... N ie m n ie, lecz p rzy czy n ie Żalu te p rzy p isu jcie słow a, co w ym u sza

N ie z n o śn y w sercu u cisk, k tórym m a je s t dusza N a w y lo t p rzen ik n io n a ; w ięc co m ow a p łoch a W y k ro czy ła , darujcie! N ie zw aża, k to k ocha. * N iech aj m a od p u szczen ie języ k w m ow ie śliski, B o m i rozum odebrał ucisk brata bliski. A ch , jeśli tli się jeszcze m iłość ch oć w iskierce W zgląd m iejcie na ża l, k tórym om dlew a m e serce. J e śli m acie lito śc i ch oć też odrobinę,

N a te m e p rośb y ży cie m darujcie dziecinę! J e śli serce bratersk im zniew olone m acie A fek tem , ej, p a stw ić się nie ch ciejcie na bracie.

(pad a n a kolana)

A ch, przez te n óżk i, co ich u ścisk an iem tło czę, Przez gorzk ich łez p o to k i, co ich z oczu to c z ę , P roszę w as i zak lin am , niech się u k ołysze G niew w asz, dotąd z a c ię ty , niech pardon u słyszę! Możeż b y ć ch w aleb n iejszy? A ch , na k ażdą stron ę Obzieram się, nie w id zę — ty lk o zanurzone W g n iew ie każdego o czy . M ilczycie? M ilczenie T akie n ie zn a czy — ty lk o zgubę, zatracenie! U ciek acie nareszcie? L ęk acie się, zw olnić B y w aszej surow ości nie przyszło? U w oln ić

(25)

J eśli go n ie p o tr a fię od śm ierci.... P rzez sk rytą L igę jeśli sk a z a n y na śm ierć, to za b itą

P rzy n a jm n iej n iech n ie zgin ie śm iercią z w aszej ręki! G inąc z ręk u b ratersk ich , w ięcej b y m iał m ęki. W ięc ju ż na to zezw ó lcie: na dno tej sp u szczo n y Suchej stu d n i — n iech b ęd zie głod em u m o r z o n y 27.

Tu dopiero widzimy, co to znaczy zm iana tonu. Co Francuz powiedział półgłosem, Polak wykrzyczał całą gębą. P rzy tych in ­ w ektyw ach biskupa-tłum acza ksiądz pijar wychodzi jeszcze jako człowiek w afektach powściągliwy i w ich wyrazie bardziej opano­ wany. Także zwięźlej szy ty m razem. Xa przepolszczenie tej sceny spotrzebował Załuski wierszy aż 52, tzn. o 13 więcej niż wielomowny Krasuski.

Ja sn ą jest sprawą, że w obu tych w ypadkach można słusznie mówić nie o przekładach utw oru łacińskiego, ale tylko o wcale swo­ bodnych jego przeróbkach.

Mówiąc o swadzie ks. Krasuskiego jako tłum acza, rozumieć trzeba ten term in лу oboim odcieniu: ujem nym , ale i dodatnim . Swada ta wyraża się także w ллтегвги czystym , regularnym i p ły n ­ nym , dobrze opanowanym. Senary Le Ja y a znalazły odpowiednik w wierszu 13-zgłoskowym, parzyście zrymowanym. Języ k przekładu jest oczywiście językiem w. X V III, tłum acz nie kusi się o jakąś styli­ zację ani też indyw idualizację mowy, na релупо z ich potrzeby naw et nie zda\yał sobie sprawy. Toteż nas nie dziwi, że owi Egipcjanie wo­ kół faraona ,,dyskurują” , „suplikują” , „azard u ją się” , „akkom odują się” , „dyssym ulują” , w yrażają swe „affekty” , „ biorą się na parol” itp. Kie zaskakują nas naw et anachronizm y innego rodzaju, kiedy ciż Egipcjanie mó\yią лу przekładzie naszym o Olimpie, odwołują

się do Толу18га, nota bene nie иролуи^шеш do tego bynajm niej przez autora-Francuza. Takie to już луолусгав przy uprawie tłum aczeń panowały u nas obyczaje. Ks. K rasuski od nich nie odbiegał, choć — jak лvidzieliśmy — był tłum aczem klasy niepośledniej. X a ty m do­ piero лyzięty tle tak i Zabłocki wychodzi лу wartości sobie należytej.

10

Xa zakończenie interesowałaby nas jeszcze sprawa, czy przekłady ks. Krasuskiego pow stały dla луЫвхт] satysfakcji, czy też n a poży­ te k szkoły, czy teksty ich rzeczywiście dostały się na scenę kole­

(26)

gium podolinieckiego, innym i słowy, czy n o tatk a niniejsza należy do dziejów polskiego te a tru szkolnego, czy tylko do dziejów dram atu.

Z całym spokojem powiedzieć można, że tam to pierwsze. O przed­ stawieniach „tragedii świętych” przekładania Krasuskiego, reali­ zowanych siłami młodzieży podolinieckiej, mówi wyraźnie ks. Szy­ mon Bielski:

H as tragoed ias ju v en es nostri B acchanaliorum tem p ore a n im i re- la x a n d i cau sa p riv a tim u tiłiter repraesentarunt.

Ale gdyby naw et tego świadectwa nie było, sam rękopis dostar­ czyłby dostatecznej podstaw y do takiego wniosku.

Rękopis jest czystopisem sporządzonym ręką obcą; kopistów było trzech co najm niej. Charakterystyczne błędy przy przepisy­ w aniu świadczą za tym ponad wszelką wątpliwość. Otóż w tym czysto- pisie raz po razu (najwięcej w dramacie Josephus venditus a fratri-

bus) w ystępują na marginesie dopiski czynione pismem odmiennym —

nie wiadomo: tłum acza czy reżysera? — a podające wskazówki dla aktorów, didaskalia: surgit et oculos detergit, lamentat, subsistit

et sabaudit, eximit glaudium et probat itp. DidaskaUa podobne istnieją

też w oryginale Le Jay a, ale w kodeksie naszym nie zostały one przejęte z oryginału, tylko dodane samodzielnie przez kogoś, kto ich potrzebował, oczywiście instruując młodych aktorów przy przy­ gotowaniu zapustnego przedstawienia. Mamy więc do czynienia z egzemplarzem reżyserskim.

M e ulega wątphwości, że publiczność podoliniecka jakoś po połowie wieku X V III oglądała na scenie kolegium pijarskiego wi­ dowiska biblijne, przygotowane trudem i zachodem ks. P iotra Krasuskiego, chociaż nie możemy sprecyzować ściśle dat, kiedy się to działo. Co do ich pierwowzorów wszelako nie m am y już żadnych wątpliwości.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Do spółki administrującej portalem należy przesłać pismo sta- nowiące sprzeciw wobec przetwarzania danych osobowych, którego wzór można pobrać na stronie internetowej izby..

Medycyna wielkopolska w medalier- stwie – jak wielką historię zgromadził, a z jaką swadą opowiadał Janusz Sob- czyński – to warto było zobaczyć, tego warto

Wszystkie dzieci otrzymują wydruk łamigłówki, choć praca odbywa się w kilkuosobowych grupach.. Każdy zespół ma swojego

Owszem, tak na przykład, kiedy potkniesz się na prostej drodze, nóżka zahaczy o niewidocz- ny kamyk, znienacka zadziała siła grawitacji, tudzież ziemia niebezpiecznie szybko

czerwoną i tańczy z nią , na hasło pszczoły odkłada kartkę czerwoną, bierze żółtą i tańczy z kartką żółtą na hasło mrówki wymienia kartkę na

Chopina: otwarte zajęcia z siatkówki dla dziewcząt z klas 4-7 SP, młodziczka i ze szkół średnich (Prowadzi: KS Stocznia M&W).. Zajęcia taneczne dla dzieci klas

Powoli obniżającą się liczbę seminarzystów zaczęli zastępować studenci świeccy przyjmowani na nowe kierunki, które ks. Bernard (przy współpracy niektórych nowych

Przypomnijmy też, że pod- stawowa idea przedstawionych wyżej założeń jest taka, że po ich przyjęciu można formalnie udowodnić, że pojęcie wiarygodności jest równoważne