• Nie Znaleziono Wyników

Tradedia oświeceniowo-sentymantalna w Polsce przed rokiem 1795

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tradedia oświeceniowo-sentymantalna w Polsce przed rokiem 1795"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

Józef Kelera

Tradedia

oświeceniowo-sentymantalna w

Polsce przed rokiem 1795

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 49/3, 67-96

(2)

JÓZEF KELERA

TRAGEDIA OSW IECENIOW O-SENTYM ENTALNA W POLSCE PRZED ROKIEM 1795 *

W yjaśnienia w ym aga przede w szystkim term inologia i dość szczególny zakres om aw ianych tu ta j zjaw isk. W orkow ate i mało precyzyjne historycznie pojęcie tragedii „klasy cy stycznej“ (lub naw et, ze specjalnym akcentem p ejo raty w n y m stosow any, term in „tragedia p s e u d о к 1 a s у с z n a “), pojęcie m ające obejm ować całość specyficznego m odelu p rodukcji trag ed io p isarsk iej: od Cor- neilLea i R acin ea, poprzez C rébillona, W oltera, L a h a rp e ’a i cały zastęp tragediopisarzy p rzedrew olucyjnych (B aculard d ’A rnaud, L em ierre, S aurin , du Belloy), aż po Józefa C heniér, Franciszka W ężyka i Alojzego Felińskiego — to pojęcie jest stanow czo nie dość p rzy d atn e i nie w ystarczające przy analizie obejm ow anych nim tra d y c y jn ie zjaw isk literackich na p rzestrzeni w ieku XVIII. Sto lat trw ają cy , p erm an en tn y rozkład traged ii racin ow skiej, dokonujący się poprzez rosnącą in filtrację m ieszczańskiego sen ty ­ m entalizm u, elem entów m elodram atyczno-w idow iskow ych i pu- blicystyczno-agitacyjnych, doprow adza w drugiej poł. X V III w. do uk ształtow ania się odrębnego niem al, schyłkow ego gatunku, k tó ry w ypadałoby nazw ać roboczo tragedią klasycystyczno-ośw ie- ceniową (w odróżnieniu od tragedii „m ieszczańskiej“ w sensie ściślejszym — angielskiej i niem ieckiej, także „ośw ieceniow ej“ , ale zdecydow anie antyklasycystycznej). Tragedia ta, tłum aczona współcześnie w Polsce obok tragedii siedem nastow iecznej x, nie

* A rty k u ł ten je s t p rzy sto so w a n y m fragm en tem p racy znacznie obszer­ n iejszej, trak tu jącej o tra g ed ii k la sy c y sty c z n o -o św ie c e n io w e j w P olsce w w iek u X V III. P isa łem tę pracę przed trzem a la ty i dość dobrze w id zę teraz jej n ied ostatk i, tk w ią ce w niej m im o p ew n y ch przeróbek p ierw otn ego tekstu. J e żeli jed n ak d ecyd u ję się obecnie na p u b lik ację tego fragm entu, robię to g łó w n ie z u w a g i na brak w d otych czasow ej literatu rze naukow ej gru n tow n iej szych i bardziej sy stem a ty czn y ch na poru szan y tu tem at opra­ cow ań.

1 Od roku 1744 do 1799 dokonano w P o lsce co najm n iej 33 p rzekładów fran cu sk iej traged ii k la sy cy styczn ej z X V II i X V III w .; p rzew ażn ie druko­ w an ych w sp ó łcześn ie, w n iek tórych w ypadkach — później, dochow anych w ręk op isie lu b w pośred n im ty lk o p rzekazie in form acyjn ym . M arian S z y j

(3)

-68 JO Z E F K E L E R A

w ydostała się u nas praw ie — na p rzestrzeni w. X V III — poza obręb szkolnych scen konw iktow ych i p ry w atn y ch scen m agnac­ kich 2. Nie znalazła też w zasadzie ciekawszego oddźw ięku w o ry ­ ginalnej twórczości pisarzy polskich przed rokiem 1795. P a ro k ro t­ nie jed nak , dla określonych celów, usiłow ano ten rodzaj d ra m a ­ tyczny w ykorzystać i u nas.

Ja k , kiedy i dlaczego? Dlaczego tak rzadko i dorywczo? Odpo­ wiedź, w m iarę zadow alająca i dostatecznie udokum entow ana, m o­ głaby być jedynie owocem gruntow nej książki. W ram ach a rty ­ kułu zm uszony jestem pew ne najogólniejsze i w yjściow e tw ie r­ dzenia przytoczyć bardzo skrótow o i bez dowodu. O graniczam się przecież — by nie nadużyć zbytnio k red y tu czytelnika — do stw ie r­ dzeń dość oczyw istych i narzucających się p rzy w łaściw ym , h i­ storycznym spojrzeniu na m ateriał.

Pierw sze polskie przekłady klasycystycznej trag edii francus­ kiej z lat c z te rd z ie sty c h 3, gryw ane na scenie szkolnej pijarskiego Collegium N obilium w W arszawie, b y ły najpierw otniejszą u nas — 0 brzasku polskiego Oświecenia — literack ą szkołą racjonalizm u 1 logicznej analizy; b y ły szkołą w ym ow y klarow nej i zdyscypli­ now anej, k tóra m iała w yrugow ać sarm acko-barokow e krasom ów - stwo. Z tych szkolnych doświadczeń w y ra sta pierw sza polska tr a ­ gedia „oświeceniow a“ — Tragedia Epam inondy S tanisław a K o­ narskiego, w ystaw iona na scenie pijarsk iej w roku 1756. Je st to u tw ó r zdecydow anie ag itacyjny i dy daktyczny, polityczny i m o­ raln y : pod osłoną antycznego „k ostiu m u “ fab u ły w ym ierzony z całą siłą przeciw ko liberum veto (pendant do przygotow yw anego przez au to ra dzieła O s k u te c z n y m rad sposobie), sław iący nade w szystko heroizm cnót- obyw atelskich. W kilka lat później dwie

к o w s к i (Dzieje n o w o ż y t n e j tr a g e d ii p ols kie j. Typ p seu d ok lasyczn y. 1661— 1831. K rak ów 1920, s. 1—33, 410) o d n otow u je tych p rzek ład ów o siem ­ nastow ieczn ych 26, z przyd atk iem zaś N i e m c e w i c z o w s k i e g o prze­ kładu A ta l ii — 27 (drukow ana w r. 1805, ale p rzetłum aczona praw dopo­ dobnie w petersb u rsk im w ięzieniu ). L udw ik В e r n а с к i (Teatr, d ra m a t

i m u z y k a za S ta n i s ł a w a A ug u sta . T. 2. L w ów 1925, passim ) dorzuca 6 prze­

k ład ów d alszych, S zy jk o w sk iem u nie znanych.

2 Z w y ją tk iem W o l t e r o w s k i e j M er o p y, granej w r. 1792 na scenie B o g u s ł a w s k i e g o . Por. B e r n a c k i , op. cit., p a s s im (zw łaszcza w szy st­ kie z esta w ien ia rep ertu arow e w obu tom ach).

3 P ierw sze, jeśli p om inąć oczyw iście dw a odosobnione, sied em n a sto w iecz­ ne przek ład y M o r s z t y n ó w .

(4)

T R A G E D IA O S W IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W P O L S C E 69

oryginalne trag ed ie d ru k u je W acław R z e w u sk i4. Obydw ie sto­ sunkowo nieźle w ierszow ane, przem ycające w szakże — w w y ­ jałow ionym do cna z dram atycznej zaw artości schem acie racinow - skim — aluzje polityczne o ten d en cji zdecydow anie w stecznej, po­ kryw ającej się dokładnie z a k tu aln y m stanow iskiem politycznym

autora, podówczas hetm an a polnego koronnego, adw ersarza F am i­ lii i przeciw nika wszelkich istotniejszych reform ustrojow ych. Są to więc — zjaw isko w Polsce osiem nastow iecznej bez precedensu i bez n astęp stw — tragedie klasycystyczne, ale nie ,,oświeceniowe“ . Ale pionierski eksperym ent K onarskiego przez długie lata rów ­ nież nie znalazł «naśladowców. Szeroki fro n t działalności reform a­ torskiej, zaham ow any na odcinku bezpośrednich reform ustro jo­ wych, przesunął się w yraźnie ku problem atyce obyczaj owo-cywi- lizacyjnej i w ychow aw czej, której giętkim szerm ierzem stała się n ajpierw nowo narodzona rodzim a kom edia, później zaś — stop­ niowo — wodew il i dram a. T ragedia w swej „ośw ieceniow ej“ — publicystycznej i politycznej specjalizacji, obciążona sztyw nieją­ cym kostium em historycznym i rygory sty cznym jed n ak sche­ m atem form y, nie mogła być przy d atn a dopóty, dopóki nie w y ­ nikła w k ra ju potrzeba wspom ożenia długofalow ej akcji wycho­ wawczej przez doraźną publicystykę dużego form atu, walczącą o określone i stosunkow o bliskie cele. W ówczas dopiero spróbo­ wano sięgnąć ponow nie do tragedii.

Pierw szym po dłuższej przerw ie tragediopisem polskim został Józef W ybicki, sek retarz kom isji projektodaw czej i faktyczny re ­ d ak tor tek stu tzw. kodeksu A ndrzeja Zam oyskiego, au to r sły n­ nych Listów patriotycznych, k tó rych przedłużeniem i dodatkow ym argum entem w okresie najgorętszej w alki o kodeks stać się m iała tragedia Z y g m u n t A u g u s t 5. Był to wszakże zupełny niew ypał — utw ór w yjątkow o niedołężny i m im ow olnie groteskow y, naw et na tle p aru innych osiem nastow iecznych tragedii tego typu w P ol­ sce. T ragedia tra k to w a n a przede w szystkim jako tram polina p u ­ blicystyczna okazyw ała się w efekcie odskocznią nieproporcjo­ nalnie słabą wobec potrzeb, zam ierzeń i w kładanych w nią w y­ siłków. Toteż w okresie S ejm u W ielkiego, kiedy to p

ubiicysty-4 Ż ó ł k i e w s k i (W arszaw a 1758) i W ł a d y s ł a w p o d W a r n ą (L w ów 1760). O bydw ie tragedie, jak w ięk szo ść pub lik acji R z e w u s k i e g o , drukow ane pod im ien iem syn a — J ó z e f a .

5 W ydana d rukiem u D u f o u r a w r. 1779, m ięd zy dw om a sejm am i, na -których w a ż y ły się losy kodeksu.

(5)

70 JO Z E F K E IjE R A

ka polityczna w darła się w ysoką falą na scenę te a tru narodow ego, trag edia została, w zasadzie, zaniechana i zastąpiona przez form y bardziej giętkie (komedię polityczną, w odew il z ak tualnym i k u p le ­ tam i, dram ę pseudohistoryczną).

K ilka n astępnych prób stw orzenia tragedii, podjętych w ciągu lat osiem dziesiątych i na w stępie lat dziew ięćdziesiątych, m a już c h a ra k te r nieco o d ręb n y i wiąże się ściśle z rozkw item sen ty m en -' talizm u w liry ce tego okresu. Nie rezygnując do końca z p u b li­ cystyki, tragedie te — u kładające się w pew ien ciąg chronolo­ giczny i będące zarazem przejaw em pewnego procesu literack ie­ go — stopniow o tracą c h a ra k te r doraźnej wypov4edzi agitacyjnej.

Jednocześnie rozłam ują coraz głębiej i śm ielej stru k tu rę tragedii klasycystycznej ; w prow adzają do niej — obok rozpow szechnionych już i zadom ow ionych w tragedii pow olterow skiej akcesoriów w i- dow iskow o-m elodram atycznych — elem enty liry k i i epiki- sen­ ty m en taln ej , w yrosłe z osobistych doświadczeń i z w arsztatów pisarskich ich autorów . Chodzi o trzy „ośw ieceniow o-sentym ental- n e“ tragedie trzech różnych poetów: Niemcewicza, K arpińskiego i K niaźnina, stanow iące daleki i najsłabiej przez historię lite ra tu ry upraw iony m argines twórczości każdego z w ym ienionych pisarzy. S próbujem y tu ta j prześledzić owe trag ed ie bardziej system a­ tycznie.

1

N ajw cześniej pisze swą tragedię Niemcewicz. Ten najbardziej w szechstronny — na przełom ie dwóch wieków i na przestrzeni lat blisko czterdziestu — d ra m a tu rg polski, w yk orzystujący w szystkie ak tu aln e g atu n ki sceniczne, m a w śród historyków lite ra tu ry dobrze ustaloną m arkę przysięgłego publicysty — publicysty z tem p e ra ­ m entu, z zam iłow ania, a przede w szystkim z edukacji politycznej, jak ą odebrał w latach Sejm u Wielkiego. Nic więc dziwnego, że znaw cy Niemcewicza, szczególnie w yczuleni na polityczną aluzję i zakam uflow aną publicystykę w jego utw orach, bez tru d u rozpo­ znali i określili w łaściw ą treść pierw szej jego tragedii: Władysław pod Warną. (Nie rozpoznał jej jedynie Szyjkow ski, re je s tra to r dzie­ jów tragedii.) Ju ż w 1921 r. Ignacy C hrzanow ski opublikow ał k ró ­ ciutką n o tatk ę pt. „W ładysław pod W arną“ Niemcewicza jako utwór ten d en cyjn y, gdzie — w poszukiw aniu owej „tendencji, którą za­ wsze trzeba mieć na względzie, kiedy się ro zp a tru je u tw o ry

(6)

Niem-T R A G E D IA O S W IE C E N IO W O -S E N Niem-T Y M E N Niem-T A L N A W P O L SC E 71

cewicza“ 6 — w oparciu o ko n tek st historyczny tragedii, pisanej w latach 1786— 1787, w skazał bezbłędnie podstaw ow ą ideę i sens polityczny sztuki: pro tu reck i i an ty ro sy jsk i, an ty m ilitary sty czn y, w ym ierzony przeciw ko p ro jek tom w ojny z T urcją u boku R o s ji7. W niew iele lat później genezę trag ed ii opisał szczegółowo, i w sumie raczej trafn ie, J a n D ihm 8. Do w yw odów D ihm a niew iele właściwie m ożna dorzucić; trzeba je tylk o nieco uporządkow ać.

D atę pow stania tragedii, w ydanej d ru k iem znacznie później, bo dopiero w r. 1803, określił w przybliżeniu i najbardziej a u to ry ta ty w ­ nie sam Niemcewicz: „pisana w latach 1786 i 1787“ 9. W praw dzie wypow iedzi Niemcewicza na tem at chronologii ty ch sam ych utw o­ rów w łasnych nie zawsze się z sobą p o k ry w ają i o Władysławie pod Warną m am y np. rów nież inform ację autorską nieco odm ienną (w tym że r. 1803 głoszącą, że d ram at pow stał „ L a t t e m u p r z e ­ s z ł o с z t e r n a ś с i e“ 10), w skazującą na rok 1789 jako term inus ad q uem napisania tragedii, wszelako te dw ie w ypow iedzi autorskie, biorąc pod uw agę pew ną nieokreśloność i rozciągliwość znaczeniową drugiej z nich, nie pozostają wobec siebie w zasadniczej sprzeczno­ ści, znacznie w iększa natom iast precyzja stylizacyjna inform acji pierw szej każe się na niej oprzeć stanowczo. D ihm także przyjm uje tę w łaśnie inform ację za obow iązującą, a płynącą z niej wiedzę uściśla danym i biograficznym i, z k tó ry c h w ynika, że jeśli w m arcu 1787 Niem cew icz w yjechał w kolejną, bardzo urozm aiconą podróż do F ra n cji i Anglii, z k tó rej w rócił dopiero po dziesięciu m iesią­ cach, to trag ed ia m usiała być napisana przed 10 m arca 1787 (data

«1. C h r z a n o w s k i , „ W ł a d y s ł a w p o d W a r n ą (‘ N ie m c e w i c z a ja k o u t w ó r

te n d e n c y j n y . P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X IX , 1921, s. 117.

7 W arto p od k reślić, że C h r z a n o w s k i w odczytaniu a lu zji p o lity cz­ n y c h tej tra g ed ii id zie w szczegółach znacznie dalej, że rad by on np. w postaci k róla W ład ysław a, zakochanego n ieszczęśliw ie w E lżbiecie, w i­ d zieć alu zję do k o ch liw eg o (z rezu ltatam i p rzecież raczej p om yślnym i!) S ta n isła w a A u gu sta. Te su g estie n ie w y d a ją się już jednak przekonujące i n ie zn ajd u ją p ok rycia an i w tekście, gdzie m ela n ch o lijn y rom ans W ła­ d y sła w a jest w isto cie najbardziej k on w en cjo n a ln y m m o ty w em fab u larn o- k o m p o zy cy jn y m , ani w ak tu aln ym , nie n azb yt p an egiryczn ym w obec króla u sp o so b ien iu N iem cew icza, k lien ta i d w orzan in a C zartoryskich.

8 J. D i h m , N ie m c e w i c z ja k c p o l i t y k i p u b li c y s t a w czasie S e jm u C z t e ­

ro letn ieg o . K rak ów 1928, s. 16— 21.

9 J. N i e m c e w i c z , P is m a ró żne w i e r s z e m i prozą. T. 1. W arszaw a 1803, k. nlb. 6r.

(7)

72 JO Z E F K E L E R A

w yjazdu), czyli dokładniej — „pod koniec 1786 r., albo też w dwóch pierw szych m iesiącach 1787 [...]“ 41.

Zarów no najogólniejsza sy tuacja polityczna przedsejm ow ych lat osiem dziesiątych, kiedy to rozegrała się w k ra ju b atalia o p ro jek t udziału Polski w w ojnie z Turcją, jak rów nież w ynikła z tej sytuacji i w alki dość obfita produkcja literacka są, z grubsza biorąc, znane i w litera tu rz e naukow ej opisane (od stro n y historycznoliterackiej — zwłaszcza w latach ostatnich) u , wiele przecież spraw zasadniczych pozostaje tu nie w yjaśnionych do końca. W śród nich przede w szyst­ kim ówczesna pozycja i polityka C z a rto ry sk ic h 13. Dla tragedii Niemcewicza o ty le to istotne, że początkujący poeta — jakkolw iek do końca życia przyjaciel C zartoryskich, ale dość rychło od nich ty lk o luźno uzależniony, a później, przez długie lata, p olityk i p i­ sarz bardzo sam odzielny — w tedy jest wciąż jeszcze dorosłym ucz­ niem i w ychow ankiem , ad iu tan tem i pupilem generała ziem podol­ skich. W ty m stanie rzeczy bardzo uzasadnione w yd aje się p rzy p u ­ szczenie D ihm a, że in icjaty w a napisania i koncepcja trag ed ii w yszły od C zartoryskiego 14; z całą natom iast pewnością m ożna tw ierdzić, iż zrodziły się w porozum ieniu z opiekunem poety i w zgodzie z zało­ żeniam i polityki księcia, której celom m iały służyć. I tu w yłania się w ażny szkopuł: sprzeczność, być może — pozorna, m iędzy n ad er śliską w ty m czasie i pełną łam ańców polityką Czartoryskiego a b a r­ dzo p rzejrzy stą i jednoznaczną, w k onkretnej sytuacji bezw zględ­ nie postępow ą ideą tragedii.

Nie chciejm y spraw y zanadto- upraszczać. C zartoryscy byli na pew no przeciw nikam i w ojny z T urcją pod jakim kolw iek pozorem i w jakiejkolw iek konfiguracji, a ich przejściow y antykrólew ski sojusz z przyszłym i hersztam i Targow icy nie oznacza bynajm niej utożsam ienia p latfo rm y politycznej efem erycznych sojuszników ani, ty m bardziej, w tajem niczenia P u ław we w szystkie m achinacje

11 Por. D i h m, op. cit., s. 17.

12 Z opracow ań o góln iejszych por. przede w szystk im : W. K a l i n k a , S e j m C zte r o le tn i. T. 1, cz 1. K rak ów 1895, ks. I, rozdz. III i IV, zw łaszcza

s. 66— 122. Z ujęć sp ecjaln ych , historyczn oliterack ich , por. ostatn io prace R. K a l e t y : K a r u z e l ( P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X LII, 1951, z. 3/4),

S p a r t a n k a (artyk u ł w m aszyn op isie, użyczony mi uprzejm ie do w glądu).

Por. rów nież J. K e 1 e r a, P o e z ja J a k u b a Jasińsk iego. Zarys m onograficzny. W rocław 1952, s. 29— 35.

1Я Por. K a l e t a , Spa rta n k a .

(8)

TR A.GEDIA O SW IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W P O L SC E 73

i zam ierzenia Szczęsnego Potockiego i jego kliki. W iele faktów w ska­ zuje raczej na to, że p rzy całym sw ym politycznym sprycie i ko­ ronkow ej dyplom acji dali się C zartoryscy okpić, że zostali w ciągnię­ ci w rozgryw kę, k tó rej nici trzy m ał w palcach kto inny. Stąd m o­ żliwość pewnego rozdźw ięku m iędzy subiektyw nym i intencjam i i za­ łożeniam i ideologicznym i a obiektyw ną w ym ową śliskich sojuszów; stąd możliwość o trzym ania przez Niemcewicza, względnie uzgod­ nienia z C zartoryskim , pew nych ,,czystych“ i zupełnie „przyzw oi­ ty c h “ dy rek ty w , skierow anych przeciw ko królew skim planom w cią­ gnięcia Polski do w ojny z T u rcją i w tej dążności po kryw ających się z ten d encją całego przedsejm ow ego obozu postępu i z narodow ą racją stanu.

Pisze tedy Niem cewicz trag ed ię o „kw estii p o lsk o-tu reckiej“ . N ajm niej kłopotu spraw ia m u zapew ne w ybór właściwego kostium u historycznego — na nied o statek epizodów m ilitarnego obcowania polsko-tureckiego w przeszłości skarżyć się przecież nie można. A le założeniem Niemcewicza je st propaganda a n t y w o j e n n a , któ rej służyć może nie analogia pierw szej lepszej w ojny, tylko — w7o jny ze stro n y Polski zaczepnej, niepotrzebnej, nie leżącej w in teresie naro d u i tragicznej w skutkach. Takiej analogii dostarczają przede w szystkim dzieje W arneńczyka, anegdotycznie w ykorzystane już w praw dzie przez Rzewuskiego do celu zgoła odm iennego, ale n a ­ praw dę adekw atne w łaśnie dla koncepcji ideow o-politycznej N iem ­ cewicza, pozw alające w ygrać całą arg u m en tację an ty m ilitary sty cz- ną, prow adzące w prost do postaw ienia kapitalnego problem u wro jn y „spraw iedliw ej“ i „n iesp raw ied liw ej“ .

W ybór kostium u był pierw szym i najbardziej udanym pociągnię­ ciem początkującego tragediopisarza. Dalej poszło nieco m niej po­ m yślnie. K onflikt podstawkowy oparł Niemcewicz na dwugłosie k ró ­ lew skich doradców7: cnotliwTego i sędziwego wodza Tarnow skiego, k tó ry ogniście pero ruje za dotrzym aniem zaprzysiężonego T urkom pokoju, oraz W ęgra H uniadego, in try g a n ta i z d r a jc y 15, nałado w a­ nego am bicją i m arzącego o koronie, czyniącego w szystko, by skło­ nić króla do zerw ania pokoju i w ydania T urkom b itw y, k tó ra po­ w inna przynieść W ładysławowu zgubę. Ten dwmgłos, ukazujący

15 Stosu n ek postaci d ram atyczn ej do h istoryczn ego H uniadego jest o c z y ­ w iście bardzo d ow oln y, z czego się sam autor po latach tłu m aczy, p o c z y ­ tując to sobie za u sterk ę. Por. N i e m c e w i c z , P ism a różne w i e r s z e m

(9)

74 JO Z E F K E L E R A

w najprostszej postaci starcie przeciw staw nych o rien tacji politycz­ nych, dopełnia d ram a tu rg m elancholijnym tró jk ą te m m iłosnym , w k tóry m dw ie osoby są zakochane śm iertelnie i nieszczęśliw ie, trz e ­ cia zaś (Huniady) w ykorzystuje m iłość dla swej zbrodniczej in try g i politycznej. Ów tró jk ą t m iłosny i dw ugłos p olityczny to już dwa grzyby w barszcz, nienajgorzej zresztą pom yślane, ale d ram aty czn ie za tru d n e dla deb iu tan ta, k tó ry m a am bicję pokazać w pełnej, roz­ winiętej postaci i tragiczną miłość, i polityczną d ysputę, a na do­ b itk ę chce jeszcze wcisnąć garść koniecznych, chw alebnych w za­ m ierzeniu wyw odów reform atorskich. Dla realizacji ty ch celów roz­ porządza jed n ak niew ielkim zapasem um iejętności i dośw iadczenia, nade w szystko zaś — ograniczoną, zesztyw niałą, skonw encjonali­ zowaną i dość ru d y m e n tarn ie opanow aną w działaniu a p a ra tu rą klasycystycznej tragedii.

Szablonowe i nieporadne jest zwłaszcza prow adzenie in try g i i akcji. Troje b ohaterów spowiada się kolejno tro jg u konfidentom — i to jest ekspozycja, ciągnąca się bez m ała przez dw a a k ty i o k ra ­ szona jedną zaledw ie żywszą sceną starcia głów nych antagoni­ stów, H uniadego i Tarnow skiego. Ju ż jedn ak w akcie III następu je właściwe rozw iązanie — zostaje podjęta decyzja w ojny i k onflikt podstaw ow y w zasadzie wygasa. Mimo to przez n astęp n e dw a a k ty trzeb a czekać na katastrofę, k tó ra m usi to rozw iązanie ideologicz­ nie skom prom itow ać. I to dw uaktow e czekanie na k a ta stro fę, k tóre sta ra się Niem cewicz jakoś urozm aicić i w k tó ry m dopiero zaczyna przejaw iać inw encję dram atu rgiczną, jest już po trosze jak b y in ny m dram atem . B ohaterow ie przeżyw ają teraz na scenie senne w i­ dzenia, podczas któ ry ch zjaw y um arłych (niewidoczne) ostrzegają ich przed zdradą. Potem żalą się bohaterow ie na św iat i życie w m elancholijno-łzaw ych skargach, dobrze znanych z pewnego ty p u liry ki senty m entaln ej. Tu w reszcie w prow adza Niemcewicz do akcji czynnik zaskoczenia (denuncjacja H uniadego przez kochającą go Elżbietę), pom ijając bez sk rupułów elem entarną choćby m oty w a­ cję psychologiczną, ale uzyskując nieco ciekawszą scenę zbiorową, o pew nym nerw ie dram atycznym .

Nie udało się Niemcewiczowi stopić w jedną b ry łę konw encjo­ nalnej in try g i m iłosnej z ukostium ow aną pu blicy sty k ą polityczną (być może, zapom niał o aforyzm ie W oltera: „królestw o m iłości t r a ­ gicznej jest niepodzielne“ 16). W kon struk cji i w m ate rii dialogu

(10)

(pod-T R A G E D IA O S W IE C E N IO W O -S E N (pod-T Y M E N (pod-T A L N A W PO L SC E 75

widać w yraźnie: z jednej strony, łam anie się ze schem atem fabuły, nie m ieszczącym w szystkich haseł politycznych, któ re chciał Niemce­ wicz koniecznie wygłosić i rozw inąć, z drugiej — św iadom ą a rty ­ stycznie dbałość o w topienie tych haseł i wyw odów ideow ych w tok d ram atyczny. To dru g ie powiodło się częściowo w zakresie propa­ gandy anty w o jen n ej, prow adzonej polem icznie, językiem dośw iad­ czonego oświeceniowego an ty m ilitary zm u , przez tęgiego oratora Tarnow skiego, kiedy niekiedy przez samego w ahającego się króla, k tó ry na chw ilę przed powzięciem decyzji określa ew entualną w ojnę, w znow ioną w brew zaprzysiężonem u pokojowi, jako „ w o j n ę n i e ­ s ł u s z n ą “ 17. Mniej zręcznie n atom iast radzi sobie Niem cewicz z uzupełniającym i podstaw ow ą tendencję hasłam i reform atorskim i, k tó re byw ają do te k stu zasadniczego po prostu „doklejone“ . Tak w ygląda np. zalecenie królow i kodyfikacji p raw i rozciągnięcia opieki praw nopaństw ow ej na chłopów, brzm iące w tragicznym w ierszu dość w yraziście, ale w sposób w idoczny dosztukow ane:

W pośród burz n iech tro sk liw o ść tw o ja nie ustaw a, W róć w ew n ętrzn ą spokojność przez zb aw ien n e praw a; N iechaj się sp ra w ied liw o ść rozciąga jednaka

Na p yszn ych p an ów i na lich ego w ieśn ia k a 18.

W oświeceniowej trag edii sceny, lub naw et całe akty, b y ­ w ają konstruow ane dla wygłoszenia jednej doniosłej „kw estii“ po­ litycznej. Niemcewicz cały ak t IV poświęca w pew nym sensie na do­ prow adzenie do sytuacji, w k tó rej W arneńczyk, w przeczuciu śm ierci, w ygłasza przed zgrom adzonym rycerstw em swój politycz­ ny testam ent. Z asługują w nim na uw agę — obok postulatu znie­ sienia wolnej elekcji i przyw rócenia dziedziczności tro nu (oczywi­ ście częściowy anachronizm w dom niem anym w. XV 19) — bardzo

k reślen ie J.K.): „Si l’a m o u r n ’est pas tr agiq ue, il est insip ide; e t , s’ i l e s t

t r a g i q u e , i l d o i t r é g n e r s e u l : il n ’e st pa s fa it pour la seconde p la c e “.

17 N i e m c e w i c z , P is m a różne w ie r s z e m i pro zą, s. 384. P o d k reślen ie J. K.

18 T am że, s. 403.

19 A nachronizm częściow y, bo d ziedziczność tronu syn ów J a g ie łły w P o l­ sce, jak w iadom o, form aln ie uznana n ie b yła. O w yb orze ich jednak — zw łaszcza o w yb orze K azim ierza, k tórego n a stęp stw o na tronie nie zostało zap ew n ion e zaw czasu, jak n a stęp stw o W ła d y sła w a — d ecyd ow ała m o żn o - w ład cza rada królew sk a, p rototyp późn iejszego sen atu , n ie zaś w oln a e le k ­ cja szlachecka, czyli „obrania b u rzliw e“, zaw arow an e w „u staw ach “.

(11)

76 JÓ Z E F K E L E R A

znam ienne sondowanie możliwości ugody m iędzy C zartoryskim i a Stanisław em A ugustem i ostrożne propozycje, określające najogól­ niejszą płaszczyznę jakiegoś m odus vivendi dla stro n obydw u. P o ­ wiada W arneńczyk w owym ,,testam encie“ m iędzy innym i:

Tak chlubne dla w oln ości, w skutkach n ieszczęśliw e,

W y m a ż c i e z w a s z y c h u s t a w o b r a n i a b u r z l i w e , A przez w zgląd k rw i J a g ie łłó w i zw iązek przym ierza

P o m nie zgodnie ogłoście królem K azim ierza. Ty go w sp ieraj m ądrością i rady tw oim i, N iech pam ięta, że rządzi nad ludźm i w oln ym i,

G a r d z ą c w a ś n i e i m a ł y c h n i e s n a s e k p r z y c z y n y , N iechaj dobro p ow szech n e m a za cel jed yn y;

N i e c h a j n a r ó d k r ó l o w i w i a r y d o c h o w u j e ,

L e c z n i e c h k r ó l z g r a n i c w ł a d z y s w e j n i e w y ­ s t ę p u j e . W tenczas kraj, w za jem n y m i ogn iw y zw iązany,

B ędzie szczęśliw y w ew n ątrz, zew nątrz p ow ażany: Tak jest, w śród obyczajów , m o c ą p r a w i z g o d y , P rzychodzą do w ielk o ści n ajsłab sze n a r o d y 20.

K to wie, czy w chw alebnej intencji pogodzenia C zartoryskich z królem nie przekroczył tu Niemcewicz swoich przypuszczalnych pełnom ocnictw ? Czy nie powiedział za wiele i czy nie dlatego m. in. pozostała tragedia szesnaście lat w rękopisie? 21

P rzy w szystkich bowiem słabościach — zw ichniętej konstrukcji, konw encjonalnych płyciznach i elipsach m otyw acyjnych, szablo­ now ym p rym ityw izm ie idealnie cnotliw ych i szlachetnych a nie­ szczęśliwie zakochanych bohaterów — nie jest to b y n ajm niej, w k o n k r e t n e j s y t u a c j i h i s t o r y c z n o l i t e r a c k i e j , tragedia ani tak bardzo zła, ani pozbawiona pow ażniejszych am bi­

nie bardziej jask raw e i nie w y n ik a ją ce z n agin an ia „k ostiu m u “ do progra­ m ow ej w y p o w ied zi p olityczn ej. Oto np. W arneńczyk, urodzony w r. 1424, opow iada sw ej bogdance, jak to ojciec, W ład ysław Jagiełło, p a so w a ł go na rycerza „w polach g ru n w a ld zk ich “ (tamże, s. 360), czyli c z t e r n a ś c i e i a t p r z e d u r o d z e n i e m s i ę b o h a t e r a .

20 Ta m że , s. 405. P o d k reślen ie J.K.

21 N a leży tu także u w zględ n ić n ie bezzasadny d om ysł D i h m a (op. cit., s. 20) o istn ien iu dw óch red ak cji tragedii, z k tórych p ierw sza, nieznana, m ogła być w w ięk szy m jeszcze stopniu nasycona p o lity czn y m i aluzjam i. Za d om ysłem D ihm a p rzem aw ia poniekąd in form acja autorska ( N i e m c e ­ w i c z . P is m a różne w i e r s z e m i proz ą, s. 330; p o d k reślen ie J. K.): „podczas rabunku P u ła w w 1794 ręk op ism tragedii tej zaginął; za pow rotem m oim , m iędzy p apieram i p o zo sta ły m i w W arszaw ie, zn alazłem sztukam i niektóre sceny; z tych, k t ó r e t e r a z w y d a ć m o ż n a , czy teln ik o w i o fia ru ję“.

(12)

T R A G E D IA O SW IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W P O L S C E 77

cji a rty sty czn y ch czy naw et pewnego istotnego now atorstw a w za­ kresie gatun k u . P rzy n ajm n iej na gruncie polskim. Na jej dobro godzi się odnotow ać odbiegającą od łatw ego szablonu kreację H unia­ dego — postaci negaty w n ej, k tó ra nie jest p ry m ityw ny m czarnym c h arak terem . Niemcewiczowski H uniady, ideolog w ojny, to nie tani dem agog ko m p ro m itujący się każdą „kw estią“ , ale gracz polityczny dużego fo rm atu , obdarzony przez au to ra zręcznością i logiką argu ­ m entacji. Tym ciekawsze są jego starcia z Tarnow skim , na m iarę m ożliwości Niem cewicza w yostrzone językow o, o celniejszym , b a r­ dziej w a rtk im i sp raw nym dialogu, w k tó ry m niekiedy błyśnie n a­ w et w k ró tk iej, jedno- lub dw uw ierszow ej replice, jakiś celny afo­ ryzm .

Ale „ n a p ię tą “ d ram atycznie sytuację potrafi Niemcewicz ukształtow ać także nieco odm iennym i środkam i. Tak jest np. w sce­ nie odpraw y posła tureckiego K aram beja — napięcie, stopniow ane w dialogu, k u lm in u je tu ta j w profetyczno-w izyjnym przekleństw ie K aram beja, po czym, w edle autorskiej wskazówki, „słychać grzm ot przeraźliw y i p io ru n uderzający na pow ietrzu [...]“ 22.

Owe p ioru ny przeraźliw e i „uderzające na pow ietrzu“ tudzież proroctw a i w idzenia w m rocznej scenerii k ry p t grobow ych (te o statnie nie w prow adzone jeszcze na scenę, ale b arw nie zrelacjo­ nowane); m elancholijno-gorzki „ból św iata“ zrozpaczonych kochan­ ków i próby w yrazu uczuć chw ilam i bardzo szczerych, prostych, nie rozłożonych na cząstki; rozbudow ane didaskalia autorskie i efek­ ty św ietlne, orszaki statystów poubieranych w rycerskie zbroje; n a ­ tłok pospolitych scenicznych rekw izytów , ja k stolik i krzesło, na k tó ry m trag iczn y b o h ater po prostu ś p i (ale „w sp arty na hełm ie“), z którego „poryw a się“ i na k tó re „rzuca się“ w tra k c ie nieprzytom ­ nego monologu — to w sum ie p stro k a ty i bezładny zestaw akceso­ riów i treści m elod ram atyczno-prerom antyczno-sentym entalnych, ja k na pierw sze ich w kroczenie do ośw ieceniow o-klasycystycznej traged ii polskiej zupełnie dostateczny. K o n sty tu ty w n a niew ątpliw ie dla utw oru fak tu ra klasycystyczno-ośw ieceniow a, w yrażająca się i w sposobie ideow o-politycznej, publicystycznej wypowiedzi, i w k on stru k cji fabuły, in try g i, znakom itej większości scen i dialo­ gów, i w ustalonej jednobarw nej koncepcji postaci — zostaje tu w całości pow ażnie zmącona, choć jeszcze daleka od rozbicia.

W ładysław pod Warną stoi na poziom ie solidnego rym opiskiego

(13)

78 JO Z E F K E L E R A

rzem iosła, w k tó ry m tra fia ją się i g ru dk i poezji — tak ie j, jak ą osią­ gał sentym entalizm lat osiem dziesiątych. Nie m ógł to być rez u lta t dwóch ani czterech tygodni p rzysiadyw ania fałdów , ale owoc co- najm niej w ielu miesięcy i w ielu mozołów. W efekcie tru d zm arno ­ w any, bo gdyby naw et u tw ó r zyskał placet C zartoryskiego i w yszedł d rukiem naty ch m iast, to i tak jego e w en tu aln a skuteczność pro pa­ gandow a nie pozostaw ałaby w żadnym stosu nk u do n ak ład u pracy: nie tylko dlatego, że nie m iał n a razie żadnych szans ujrzen ia sceny, ale bardziej jeszcze dlatego, że ciężka k o lu b ry n a klasycystycznej tragedii sw ym zam kniętym , skończonym i nieprzenik liw ym gm achem przytłaczała w yw ody publicystyczno-propagandow e, nie eksponując ich w sposób dostateczny. W zestaw ieniu z in ny m i, upolityczniony­ mi i upolityczniającym i się form am i literack iej w ypow iedzi, ta póź­ na klasycystyczno-ośw ieceniow a traged ia stano w iła rażąco niepro­ d u k ty w n e z p u n k tu w idzenia celów propagandow ych w yd atko w a­ nie tw órczej energii.

Niemcewicz m usiał to jakoś zrozum ieć, czy choćby wyczuć — m niej lub bardziej świadom ie, bo do trag ed ii nie w racał przez lat z górą trzydzieści. W latach Sejm u W ielkiego zrew olucjonizow ał — upolitycznił polską kom edię, osiągając sukces sceniczny i p rop ag an­ dowy n a skalę niebyw ałą, zdystansow any dopiero sukcesem K rako­ w ia ków i górali. G dy nie stało czasu naw et n a porządną kom edię, w p arę dni składał prozą agitacyjne, ak tu aln e, pełne inw ektyw i pochwał, okraszone piosenką d ra m y pseudohistoryczne, zupełnie wówczas straw n e scenicznie i gorąco o k la sk iw a n e 23. Ale nie były to osobiste ty lko doświadczenia Niemcewicza; należały one do całego pokolenia pisarzy politycznych S ejm u W ielkiego. W ślady Niem ­ cewicza jako jeden z pierw szych w kracza n iefo rtu n n y tw órca Z y g ­ m u n ta A ugusta — z kom edią polityczną Szlachcic mieszczaninem, k tó ra w raz z Niem cewiczow skim P ow rotem posła i Bogusławskiego Dowodem wdzięczności narodu w ypełnia niem al w całości re p e rtu a r te a tru narodow ego w roku m ajow ej u s ta w y 24. K om edia i wodew il w sp arte niekiedy specjalną odm ianą d ram y p seu d o h istory czn ej, któ ­

2* M ow a o czy w iście o K a z i m i e r z u W i e lk i m , „dram ie h isto ry czn ej“ w y ­ sta w io n ej w teatrze narod ow ym w p ierw szą rocznicę K o n sty tu cji 3 Maja. 24 W ojciech B o g u s ł a w s k i (D zieła d r a m a t y c z n e . T. 1. W arszaw a 1820, s. 70, w stęp ) pow iada:

„Te trzy sztu k i [P o w r ó t posła, D o w ó d w d z ię c z n o ś c i n a ro d u i Szlachcic

m ie szc z a n in e m ], bez żadnej zap ew n iając przesady, u trzy m a ły przez rok cały

(14)

T R A G E D IA O S W IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W P O L SC E '79

ra dla potrzeb doraźnych doskonale w yręcza tragedię w jej funkcji kostium ow o-publicystycznej — spełniają teraz w szystkie tea tra ln e zadania lite ra tu ry walczącej i najbardziej zawzięcie p o lity k u ją- cej. Przydatność i potrzeba trag ed ii na pierw szej linii fro n tu walki politycznej zostają ty m sam ym ostatecznie zredukow ane do m ini­ mum.

2

Z upełnie jednak nieoczekiw anie zyskuje tragedia, w łaśnie w la­ tach W ielkiego Sejm u, azyl przejściow y i zuchelek nowej gle­ by w p isarstw ie dw óch sztandarow ych tw órców sentym entalizm u w Polsce: K arpińskiego i K niaźnina. N iepodobna w tej sytuacji uniknąć pytania: co mogło skłonić obu poetów, tra d y c y jn ie w ym ie­ nianych jednym tchem i obok siebie, choć w istocie tak bardzo różnych, do zajęcia się trag ed ią na w stępie lat dziew ięćdziesiątych?

Zapewne, in sp ira c je ideow o-artystyczne, drogi kształtow ania się koncepcji tw órczych ty ch dw u chorążych sentym entalizm u pol­ skiego, były w ty m punkcie, jak i w innych, dla każdego z nich bardzo swoiste. M ożna przecież, i trzeba, zwrócić uwagę na oko­ liczności szczególnie znam ienne, określające w najgrubszych k o n tu ­ rach niew ątpliw ą praw idłow ość zjaw iska. Oto jak ry su ją się one najogólniej i najbardziej skrótowo.

W ypróbow any arsen ał poetycki K arpińskiego i K niaźnina nie był żadną m iarą przystosow any do bezpośredniej w alki i ostrej agitacji politycznej, jak ie rozgorzały w raz z sejm em i ogarnęły w szystkie gałęzie piśm iennictw a. Doświadczenia sentym entalizm u, zwłaszcza te n ajcenniejsze — ludowe, zdyskontuje w monecie politycznej i agitacyjnej Bogusław ski w przededniu insu rekcji ko­ ściuszkowskiej. Ale to, co w r. 1794, na fali w zbierającej ludowej rew olucji, dostrzegł, zrozum iał i ocenił Bogusław ski — niezw y­ kłej inw encji, bystrości i rzutkości p ra k ty k te a tru i a g i t a c j i m a s o w e j — m usiało jako form a ideowa i a rty sty czn a pozostać zupełnie niedostępne, nieprzeczuw alne dla K arpińskiego i K niaź­ nina w r. 1790, czy n aw et w 1792. W wielkiej batalii, jak a rozw i­ ja ła się i rozpalała coraz jaśniej przed ich oczyma, nie mogli i nie potrafili być szerm ierzam i czołowej grupy. Nie m yśleli jed n ak po­ zostać na uboczu w ielkiego rozbudzenia narodow ego, k tó re — przy wszystkich sejm ow ych p ro jek tach reform , w zrastającej aktyw izacji nowych sił społecznych i niebyw ałym ożyw ieniu in te le k tu a ln y m —

(15)

80' JO Z E F K E L E R A

w yrażało się najdobitniej (w sytuacji stałego zagrożenia b y tu p a ń ­ stwowego) rzeczyw istym i osiągnięciam i i przerastającą je w ielo krot­ nie w rzaw ą wokół pow iększenia i unow ocześnienia narodow ej arm ii.

Rozbudowa arm ii pozostaw ała, od początku sejm ow ych obrad 25, w sam ym cen tru m uwagi publicznej i m im o że ta k bardzo opiesza­ ła, stała się jednym z najm ocniejszych bodźców rosnącego en tu zjaz­ mu patriotycznego. W ty m stanie rzeczy pochw ała cnót rycerskich i bo h aterstw a m ilitarnego, apologia pośw ięcenia się dla ojczyzny oraz w szystkie obiegowe hasła p atriotyczne, zw iązane z ideologią i poczynaniam i obozu reform y, zyskały w alor tak jednoznaczny i nie podlegający dyskusji, jak rzadko w dziejach. W w aru n k ach nieustan n ej groźby najazdu i w ojennych przygotow ań o bronnych w yrosły teraz (pogardzane nieco w typow ej ideologii Oświecenia) t r a d y c j e r y c e r s k i e , w zory heroicznego p atrio ty zm u w ko­ stium ie antycznym czy narodow ym , do rangi pierw szorzędnego środka oddziaływ ania ideowego. I to była jedy na pow ażna n u ta, na jaką mogli się w ty m czasie nastroić pisarze głęboko przeżyw a­ jący przebudzenie narodow e, ale niezdolni do bezpośredniego za­ angażow ania się w bieżącą w alkę polityczną.

Czy owa ,,n u ta“ lub, ściślej mówiąc, tem atyk a i ten dencja m u ­ siały zadecydować o podjęciu form y tragedii? N iekoniecznie. T em a­ ty k a rycersko-heroiczna m ogła się skądinąd układać w tra d y c y jn e schem aty epickie — w edle sław ionych wzorów antycznych lub no­ wych, rapsodyczno-,,osjanicznych“ (od tych zresztą wzorów, jak zobaczym y, K arp iń sk i nie będzie po trafił odejść już w trak cie p i­ sania tragedii). Ale w ielka klasycy styczna epika s e r i o (w od­ różnieniu od epiki „buffo“ — w poem atach heroikom icznych) stała w w. X V III gorzej jeszcze niż tragedia, z czego na ogół zdaw ano sobie spraw ę (por. słynne fiasko W o jny okocimskiej K rasickiego); nowe zaś doświadczenia epiki sentym entalnej nie b y ły na tyle przetraw ione, by m ogły posłużyć program ow o i system atycznie do rozw inięcia szerokiego obrazu heroiki patriotycznej i rycerskich, bohaterskich trad y cji narodow ych. Pokazał później Niemcewicz, jak giętkim in stru m en tem propagandy patriotycznej mogą być, odpo­ w iednio przekształcone i przystosow ane, drobne form y epiki se n ty ­

25 A u k cja w ojsk a do 100 ty sięcy została, jak w iadom o, u ch w alon a już w końcu p aździernika 1788, a w ięc zaled w ie po dw u tygodniach obrad S e j­ m u W ielkiego.

(16)

T R A G E D IA O S W IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W P O L S C E 81

m en taln ej. Ale N iem cew iczow skie d u m y historyczne — choć najbardziej udane a rty sty c z n ie — są jeszcze zaledw ie na poły św iadom ym eksperym entem . W tych w arunkach tragedia, m ająca najb ard ziej u g ru n to w an y k re d y t w zakresie nośności wszelkiego typu heroiki, m usiała się w ydać obydw u poetom narzędziem n a j­ bardziej n a tu ra ln y m , p rzy czym ciągle nie bez znaczenia m ogła być, właściwa poetyce ośw ieceniow ej, możliwość w plątania bardzo a k tu ­ alnych, zakam uflow anych aluzji bezpośrednich, z któ ry ch K niaź- nin i K arp ińsk i k o rzy sta ją w praw dzie znacznie oszczędniej niż inni, ale z nich b y n a jm n ie j nie rezygnują.

K arp iński pisze i w y d aje swoją tragedię w roku 17 9 0 26. P rze­ byw a wówczas stale w sejm ującej W arszaw ie i bacznie śledzi roz­ wój w ydarzeń, jest pełen entuzjazm u dla poczynań reform atorskich i ap ro b u je zasadniczą o rien tację polityki zagranicznej stronnictw a patriotycznego; lęk a się najazdu rosyjskiego, ale w ierzy w p rzyjaźń p ru sk ą, a naw et rad b y złożyć następstw o po Stanisław ie Auguście i dziedzictw o k oro ny polskiej w ręce króla p ru sk ie g o 27. Od lutego 1790 jest K arp iń sk i św iadkiem zasadniczej in tensyfikacji poczy­ n ań zw iązanych z rozbudow ą arm ii i przygotow aniem obrony k r a j u 28. Pisze te d y dzieło „ry cersk ie“ : o m łodym książęciu, obroń­ cy k ra ju i pogrom cy najezdniczych R u s i n ó w ; o św ietnym zw y­ cięstw ie hufców polskich, w ielokrotnie słabszych liczebnie od p rze­ ciw nika; o b o h a te rstw ie i w spaniałom yślności; o założeniach ideo­ w ych spraw iedliw ej w o jn y obronnej.

Bo i w tym u tw o rze, „w ojennym “ i „ry cersk im “ , nie u stępuje K arpiński ani na jo tę z zasadniczych pozycji oświeceniowego an ty - m ilitaryzm u. Z ałożenia an ty m ilitary sty czn e akcentu je naw et znacz­ nie dobitniej niż Niem cewicz, pośw ięcając ich w ykładow i jedną z centralnych scen trag ed ii. W ojna to bezw zględne zło, choć n ie ­ kiedy zło konieczne; to zbrodnia wobec ludzkości i należy jej na w szelki sposób u n ik ać. T ylko w ojna obronna jest w ojną spraw iedli­ wą, tylko w tak ie j w o jn ie nieustraszoność i waleczność mogą za­ błysnąć praw dziw ą h e ro ik ą i praw dziw ie patrio tyczn ą ofiarnością. A oto jak dobry i fleg m aty czn y (w traged ii Król) W ładysław H

er-28 B o le sła w III. T raged ia. W arszaw a 1790.

27 Por. F. K a r p i ń s k i , P a m i ę tn i k i. W ydał I. M o r a c z e w s k i . Poznań 1844, s. 115— 117. — K. M. G ó r s k i , P is m a li terackie. W arszaw a 1913, s. 591— 598 i pass im.

28 Por. K a l i n k a , op. cit., t. 2, cz. 1, s. 128.

(17)

82 JÓ Z E F K E L E R A

m a n 29 tłum aczy swem u starem u hetm anow i zbrodniczość w ojen feudalnych:

M yślałem , jak daleko w in n i są królow ie, A lbo ci, w k tórych ręku ludu życie, zdrow ie, K iedy często, za drobne m ięd zy sobą sprzeczki, L udzi n iew in n y ch krocie ciągną do potyczk i. Żle sp ał pan n iecierp liw y , zdechł p ies ulu b ion y; W tem m u p od ch leb n y słu ga donosi ze strony,

Że sąsiad w sz y stk ie p ań sk ie sp raw y w śm iech obraca —

W n e t w o j n a : p s a , n i e s t r a w n o ś ć k r e w l u d z k a o p ł a c a 80.

I k o n k lu d u je ów król nie wojowniczy:

B roń się, a nie napastuj — oto p raw o w o j n y ! 31

W ładysław H erm an to jedno z k olejnych w cieleń literackich S tanisław a A ugusta. K arpiński, nieustannie p rete n d u ją c y do łaski i szczodrobliwości królew skiej, m a dość powodów, b y i ty m razem nie przepuścić okazji zręcznego pochlebienia królow i, k tó ry zresztą p rzy stęp u je wówczas do w spółpracy z obozem p atrio ty czn y m i ja k nigdy przedtem ani potem zasługuje na cieplejsze słowo. Chw ali go też w tragedii książę Bolesław w ierszem aż nadto p rzypom inającym w yw ody K rasickiego z saty ry Do króla, choć o ileż bardziej n aiw ­ nym :

P olacy, król w a s kocha! Wy m ruczycie w ciszy, Że spokojny, zbyt dobry. K tóż dobrocią grzeszy? 32

Tak otw arty ch aluzji i bezpośrednich zw rotów jest jed n ak w tr a ­ gedii K arpińskiego stosunkow o niewiele. A utonom ia fabuły wo­ bec bagażu p ub licy sty k i została tu posunięta dalej niż w k tó re jk o l­ wiek z poprzednich polskich tragedii oświeceniowych, sam a zaś fabuła, znacznie barw niejsza i bardziej urozm aicona, w szystkim i szparam i w ycieka z prokrustow ego schem atu tragedii klasycystycz- nej. D la przeprow adzenia koncepcji ideowej w ystarczyła K arp iń sk ie­

29 T aka je s t o czy w iście ta osob istość u K a r p i ń s k i e g o . 30 B o le s ł a w III, k. nlb. 18v— 19r. P od k reślen ie J.K.

31 T a m że , k. nlb. 19r.

32 T a m że , k. nlb. 3r. Por. u Ignacego K r a s i c k i e g o (P ism a w y b r a n e . T. 2. W arszaw a 1954, s. 10):

D obroć sęrca m onarchom w ca le n ie p rzystoi: To m i to król, co go się k ażdy człow iek boi,

(18)

T R A G E D IA O Ś W IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W P O L S C E 83

mu w zasadzie ogólna, „ry cersko -bo h aterska“ tonacja utw oru. I do­ piero w zakończeniu w zm acnia ją dodatkow o, skupia i zam yka bez­ pośrednio odezwą o doraźnym walorze publicystycznym . Książę Połowców, k tó ry zaw arł z Bolesławem przym ierze na polu w alki, mówi:

T ylk o bądźcie tak m ężn i jak dziś z B olesław em , A d ob iw szy się ch w a ły , sza b li w aszej praw em , S ta n ie c ie tam , gdzie się w a s m oc sam a zaboi; I św ia t w yzn a, że P olak na sw ym m iejscu s t o i 33.

T ym m obilizującym zapały narodow e apelem kończy się tra g e ­ dia w w ersji pierw otnej z 1 7 9 0 r o k u . W dw a lata później znacz­

ną część nie rozprzedanego n akładu rzuca K arpińsk i ponownie na ry n ek księgarski ze zm ienioną k a rtą tytułow ą i dodrukow aną sce­ ną o statnią 34. W nowej w ersji tragedia nosi ty tu ł Judyta, królowa polska. W ten sposób zaakcentow ane zostało przesunięcie w intencji au to ra ośrodka zainteresow ania na osobę tej bardzo nieudanej bo­ haterki. J u d y ta — żona W ładysław a H erm ana i m acocha Bolesława, wzorem F ed ry zakochana w pasierbie, jednocześnie żądna w ładzy i zm ierzająca do niej ,,po tru p a c h “ — w obliczu zupełnego fiaska swoich zbrodniczych przedsięw zięć tru je się i przed śm iercią zostaje w niesiona na scenę; nie ty le jed n ak d la w yznania win i popełnionych zbrodni, ile dla rzucenia „w strząsającego“ przekleństw a na Po­ laków . N iem ka Ju d y ta , w scenie d o p i s a n e j w r. 1 7 9 2, taki w róży los polskiem u plem ieniu i takich wzyw a dlań nieszczęść:

N iech brat w ła sn y p o w sta je na b raterską duszę, N iechaj n astęp cę w a si w y jd ą na poddane I niech cału ją ręce h ańbą ich zm azane.

33 B o le s ł a w III, k. nlb. 44r.

34 S tw ierd zen ie to w y n ik a ponad w szelk ą w ą tp liw o ść z zesta w ien ia rzekom ych dw óch w ydań, będących w istocie jed n ym n ak ład em (id en tycz­ n ość k ształtu dru k arsk iego aż po w szy stk ie błędy), w r. 1792 opatrzonym in n ym ty tu łem i u zu p ełn io n y m jed n ą sceną. W ynik tego zesta w ien ia sfo r­ m u ło w a ł już E s t r e i c h e r (X IX , 143), za nim m on ografista K arpińskiego,

G ó r s k i (op. cit., s. 599), za n im i zaś obydw om a K o r b u t (L it e r a tu r a p o l­

ska, w yd. 2, t. 2, s. 113). D ziw n e przy tym w szy stk im , że S z y j k o w s k i

(op. cit., s. 94), znający, jak się okazuje, z au top sji j e d y n i e w e r s j ę p ó ź n i e j s z ą , w iad om ość o istn ien iu w ersji w cześn iejszej (zaczerpniętą ok rężnie z p ijara B i e l s k i e g o W y b o r u ró ż n y c h g a t u n k ó w p o e zji —

cz. 3, W arszaw a 1307) podaje w tryb ie „podobno“, przy czym nic oczy­ w iśc ie n ie w ie o b raku w w e r sji p ierw otn ej — dodanej później scen y k oń ­ cow ej.

(19)

84 JÖ Z E F K E L E R A

A te łotry azyjsk ie, co dziś z w am i w zgodzie, N iech zalęk n ion ych P ia stó w płoszą po narodzie. Oby k ied y k rew która, k rew m oja niem ieck a, Ż elazne k ład ła jarzm o na sarm ackie dziecka; B y nad nim i n ieczu li w ła śn i bracia stali, A n i ich p od zw ign ęli, ani żałow ali.

N iech ta R uś, co przed w aszym p ierzch ała żelazem , P olak a tw ard ym k ied y ś p rzyciska ukazem ,

N iech w a sze spodli im ię, rządzi się w d z ie d z iz n ie !35

K o n stan ty M arian Górski, w nik liw y skądinąd m onografista K arpińskiego i b y stry k ry ty k , nie dostrzegł w przekleństw ie J u d y ­ ty treści politycznej i aktualnego sensu dopisania ostatniej sceny w roku 1792. W edle Górskiego, K arpiń ski po prostu, puszczając

drugi raz w św ia t n ie rozebrane egzem plarze jako J u d y t ę , p r z y p o m ­ n i a ł s o b i e , ż e t r z e b a c z y t e l n i k a o b j a ś n i ć c o d o l o s u g ł ó w n e j b o h a t e r k i t r a g e d i i . D od ał zatem , p o p ełn ej nastroju scen ie V III, now ą, gdzie J u d yta w y zn a je, że otruła M ieczysław a, a nie m ogąc p ozb aw ić życia pasierba, sam a zażyła tr u c iz n ę 30.

W zględy czysto kom pozycyjne, k tó re w ysuw a G órski, i tu oczy­ wiście nie są do pogardzenia. W ystarczy jed n ak odrobina uwagi, przy w łaściw ym spojrzeniu na orientację a rty sty c z n ą oświeceniowej tragedii, by ocenić w pełni sens zakończenia utw oru mobilizu^ąco- heroicznym apelem M ikroda w r. 1790 i złow różbnym p rzekleń­ stw em Ju d y ty w dw a lata później. O ile p i e r w s z y w a ria n t tra ­ gedii był jednoznacznie an ty ro sy jsk i (cała fabuła osnuta wokół b itw y z najezdniczym i książętam i „ru sk im i“) i m obilizujący „du­ cha rycerskiego“ do przew idyw anej w ojny obronnej z najazdem wojsk carycy, p rzy czym, jeśli idzie o żonę H erm ana, akcentow ana była nie ty le jej „niem ieckość“ ,- ile cesarskie koligacje i płynąca stąd pycha, to w arian t d r u g i w oltą końcowej sceny rozszerza i przenosi ideow e odium także na drugiego rozbiorcę, fałszyw ego i zdradzieckiego sojusznika w dobie S ejm u W ielkiego. U zupełnio­ ną i przem ianow aną w ersję tragedii, opatrzoną d atą 1792, można więc um iejscow ić ponad wszelką w ątpliw ość w drugiej połowie tego roku — po zw ycięstw ie Targow icy. W skazuje na to niezbicie sty li­ zacja „przekleństw a J u d y ty “ .

P ro b lem aty k a arty sty czn a J u d y t y dla Szyjkow skiego w yczerpu­ je się w bardziej niż kiedykolw iek pow ierzchow nej rejestracji „w pływ ów “ ; utw ór K arpińskiego rzekom o zachowuje;

35 J u d y ta , k r ó l o w a po lska. W arszaw a 1792, k. nlb. 44v. 34 G ó r s k i , op. cit., s. 606. P o d k reślen ie J K.

(20)

T R A G E D IA O S W IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W PO L S C E 85

w s z y s t k i e z a s a d n i c z e w ł a ś c i w o ś c i p s e u d o k l a s y c z n e — n a le ż y do typ u R acin e’a d zięk i kreacji postaci t y t u ło w e j 37.

Z nacznie więcej m a do powiedzenia o Judycie Górski, dostrze­ gający w tej tragedii epickość fab u ły i d ram atyczną „nieprzydatność te m a tu “ 38, nietrafność pom ysłu, k tó ry „nie posiada żadnego d ra ­ m atycznego węzła, nie nad aje się do scenicznego obrobienia“ 39. G ór­ ski stw ierdza w Judycie faktyczny b rak jedności akcji i b rak m a­ teriału na pięcioaktow ą tragedię; w ytyka dowolność w trętó w epic­ kich i dram atyczną m artw otę, bezruch, nieudolność konstrukcji. K onkludując powiada:

W p orów n an iu do jasn ej, w p rost geom etryczn ej k on stru k cji dram atu pseu d ok lasyczn ego, u tw ó r K arp iń sk iego p rzed staw ia się jak n i e z d a r ­ n a , n i e p o r z ą d n i e p o g m a t w a n a g a w ę d a 40.

J e st to niew ątpliw ie ocena zbyt surow a, choć w zasadniczych, rzeczowych konstatacjach na pew no tra fn a. Specyfika artystyczna J u d y ty to specyfika u tw o ru przedstaw iającego k o m p l e t n ą r o z ­ s y p k ę f o r m y t r a g e d i i o ś w i e c e n i o w o - k l a s y c y - s t y c z n e j . P raw da, że zadecydow ała o niej bezpośrednio fabuła — par excellence epicka, układająca się w łańcuszek relacji b a ta li­ stycznych i gawęd, p rze ry w a n y lirycznym i żalam i i skargam i. P ra w ­ da, że poza aktem I, w k tó ry m w ojacy szykują się do w ym arszu, a m łody Bolesław spiera się z k rólew skim rodzicem o pozwolenie uczestniczenia w w ypraw ie, aż do a k tu V nic się nie dzieje, wobec czego kolejne doniesienia z pola w alki i przedw czesne lam en ty nad B olesławem — który, ja k się okazuje, m a być zagrożony sk ry to ­ bójczym m orderstw em , ale w raca zdrów i cały — zm uszony jest K arpiński łatać poprzyszyw anym i ni w pięć, ni w dziewięć h i­ storyjkam i. Mówiąc językiem nowszej term inologii, jest to utw ór w istocie „bezkonfliktow y“ , zbrodnicze bow iem m achinacje Ju d y ty spalają na panewce poza sceną, na scenie zaś są jedynie powodem lam entów , lecz nie starcia sił, poglądów, uczuć, racji. B rak też ja ­ kiegokolw iek konfliktu w ew nętrznego — J u d y ta podejm uje swe de­ cyzje bez w ahań i rozterek, inni tylko lam en tu ją.

O ile jed nak m onografista K arpińskiego m a praw o uznać ten m izerny d r a m a t y c z n i e u tw ó r za jedną z najm niej w sum ie

37 S z y j к o w s к i, op. cit., s. 95. P o d k reślen ie J. K. 34 G ó r s k i , op. cit., s. 601.

39 Ta m że.

(21)

86 JÓ Z E F K E L E R A

udanych pozycji dorobku poety, to dla h istoryk a g atu n k u m a J u ­ dyta, m imo w szystko, bardzo specjalną, w pew nym sensie fra p u ją ­ cą barw ę i fa k tu rę artysty czn ą, której w arto poświęcić więcej uwagi. W gruncie rzeczy bowiem słabość dram atyczna tej tragedii jest nie tylk o i nie tyle naw et skutkiem dram aturgicznej nieporadności autora, ile w ynikiem przecięcia się i zderzenia w szystkich wzorco­ w ych konw encji i schem atu klasycystycznej tragedii z całkowicie odm iennym kręgiem artystyczn ych dośw iadczeń K arpińskiego. „Ko­ chanek J u s ty n y “ był a rty stą zbyt żyw iołow ym , zbyt prostolin ijny m i bezpośrednim , b y nagiąć się w stopniu jako tako koniecznym do innego, obcego m u ty p u twórczości, innego „ w a rsz ta tu “ , innego s ty ­ lu; był zanadto sobą jako pisarz, by w następstw ie owego zde­ rzenia zboczyć — choćby doraźnie i jednorazow o —- z w łasnej drogi. Toteż poetyka J u d y t y je st poetyką praw dziw ie „om nibu­ sową“ , a rozpatrzenie i określenie jej składników może być zajęciem wcale pouczającym z p u n k tu w idzenia losów tragedii.

G órski, przyk ład ając do tragedii m iarę rzeczyw istych rygorów klasycyzm u i w edle nich stosując po trosze „ k ry ty k ę im m an e n tn ą “ , w y ty k a K arpińskiem u przede w szystkim dysonansow e „obniżenie to n u “ — prozaizm y, zw roty o stylizacji bardzo zbliżonej do co­ dzienności, bardzo „sw ojskie“ , potoczne, niekiedy ludow o-idiom a- tyczne, pozostające w bezpośrednim sąsiedztw ie z k o n struk cjam i o wysoce k o tu rn ow ym i patetycznym zakroju. Górski ma zresztą nieco racji — tu i ówdzie tak ie bardzo bliskie sąsiedztw o różno­ rodnych pokładów stylistycznych daje efekty niem al h um ory­ styczne. W ogóle jednak owych k o n stru k cji koturnow ych i tonacji „dostojnej“ w m anierze typow ej dla klasycyzm u jest w tragedii K arpińskiego stosunkow o niezbyt wiele. Oczywiście, m usi przeważać styl jako tako „podniosły“ , ale styl podniosły n ią m usi być stylem w ytw ornym . A w łaśnie styl podniosły K arpińskiego wywodzi się z doświadczeń w yraźnie innych niż doświadczenia pełnych języko­ wej precy zji i ogłady dialogów klasycystycznej tragedii.

Te „inne“ doświadczenia w znacznym stopniu w iążą się z nie­ daw n ym przekładem Psalmów. Nie one jedne przecież narzucają m elodię. Je st w Judycie, jak powiedziano, dużo b ata listy k i — bata­ listycznych relacji, k tó re nierzadko przy b ierają barw ę hom erycką. Ale k lim at hom erycki, pom ieszany z psalm icznym , sięga głębiej — aż po symbiozę heroiki batalistycznej z prostotą uczuć i z codzien­ ną, zw ykłą, jak najdalszą od k o turnó w intym nością działań i zajęć.

(22)

T R A G E D IA O S W IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W PO L S C E 87

Oto, na przykład, jak przedstaw ia sobie książę W ładysław pow rót z niew oli odbitych Rusinom jeńców:

S zczęśliw e m atki sy n ó w sw oich odzyskaniem ! D om w asz cały p rzeciw nim w y jd zie z pow itaniem . K ażda łzam i radości om yje i zliczy

R any, które rozdrapał pow róz n iew oln iczy; Ł o ż e s a m a u ś c i e l i , z a g r o z i h a ł a s u ,

B y i m n i e p s u t o d a w n o ż ą d a n e g o w c z a s u ! 41

Tezy o „hom eryckości“ i psalm icznej tonacji tego dowolnie w y ­ branego fragm entu nie b ierzem y oczywiście à la lettre. Będą to, w najlepszym w ypadku, „hom eryckość“ i psalm iczność przepuszczo­ ne przez g ruby filtr sentym entalizm u — takie, jak ie m ogły w yjść spod pióra K arpińskiego. Chodziło jed nak o w skazanie podstaw owej różnicy m iędzy „w ysokim to n em “ tragedii K arpińskiego a rzeczyw i­ sty m kotu rno w y m stylem klasycystycznych dialogów. Te w p rzy ­ bliżeniu określone elem enty „wysokiego to n u “ J u d y t y to jedna w a r­ stw a jej mozaikowej poetyki.

D ruga w arstw a to doświadczenie te a tru m ieszczańskiego — łzawej komedii, d ra m y obyczaj o w o-rodzinnej. To także drugie w traged ii źródło in ty m n y ch prozaizm ów i d etali obyczajow o-rea- listycznych. Rozsiane są dość obficie — w yław iać ich i prezen­ tować kolejno nie m a celu. Jak o pars pro toto niechaj posłuży „k w estia“ , z jaką po hałaśliw ym w ym arszu w ojaków na w ypraw ę zw raca się do swej żony W ładysław H erm an. T roskliw y m ałżonek powiada:

N asze zam ięszan ia D otychczas cię, Ju d yto, w strzy m a ły od spania, Choć byś bezpiecznie m ogła na w szy stk ie hałasy, W tenczas, gdy ja przy tobie czuję, m ieć sw e w c z a s y 42.

Trzecia w arstw a poetyk i J u d y t y to obecność epiki senty m ental­ nej — w tej specyficznej odm ianie gatunkow ej, której podw aliny w litera tu rz e polskiej położył w łaśnie K arpiński. Mówiąc krócej i prościej — chodzi o s e n t y m e n t a l n ą d u m ę , najoczywiściej w plecioną w tok tragedii. Pow iedziano już, że nie m ając po akcie I czym w ypełnić n astępnych, w k tó ry ch nic się nie dzieje, łata je K arp iń sk i różnym i opowieściami — w staw kam i epickim i, n a rra c y j­ nym i dygresjam i, k tó ry m tylko na auto rsk ie „słowo h o n o ru “ p rzy ­

41 J u d y ta , k r ó lo w a p ols ka, k. 39v— 40r. P o d k reślen ie J.K. 42 Ta m że , k. 12r.

(23)

88 JO Z E F K E L E R A

znać m ożna jakikolw iek związek z w łaściw ą akcją. Taką epicką dygresją jest opow iadanie Zbisław y o k siążętach ruskich, gdzie re ­

m iniscencje hom eryckie w opisie tu rn ie ju m ieszają się w yraźnie z w pływ am i m aniery „osjanicznej“ . Takąż dy g resją jest opow iadanie W szebora o otruciu M ieczysława, ukształtow ane wr „ re g u la rn ą “ , skończoną, sen ty m en taln ą dum ę. Z fak tu w plecenia jej w tok t r a ­ gedii w ynika oczywiście p arok rotne przeryw an ie, niejako „pod­ sycanie“ n a rra c ji k ró tk im i pytaniam i i zdaniam i w trącony m i słu ­ chających na scenie osób, niem niej jest to niew ątpliw ie dum a: i w zasadniczych cechach k o n strukcji, i w tonie prostej, elegijnej gaw ędy-sagi, m iejscam i w yraźnie podszytej tonacją ludow ej pieś­ ni — i w specyficznym nasyceniu em ocjonalnym opow iadania, i w epizodach zdecydow anie lirycznych. W arto, dla uchw ycenia pokrew ieństw a tonu, zestaw ić słynne żale L u d g ard y z Durny o L u d ­ gardzie z żalam i o trutej E udoksji, żony M ieczysława (Eudoksja, bliska śm ierci, każe się prow adzić do swej sypialni):

T am w szed łszy , tuż przy łóżku sta ł, co dzień b łagany, P osąg P rzeczy stej, z srebra szczerego odlany,

Co córce, żegn ając ją, tk liw a m atk a dała I do n iego jej zdrow ie, szczęście p rzyw iązała. D o nóg tego posągu k siężn a się n a ch y li I ze łzam i tak zacznie: „Żleśm y Ci słu żyli, D ziew ico niezm azana!.. M oże m y ś li b łęd y ,

M oże m niej baczne serca, języ k a zapędy, Ż eśm y z m ężem na taką karę za słu ży li; D ziew ico niezm azana, żleśm y Ci służyli!.. Już Ci św ie c y m ą ręką n ie b ęd ę zlep iała, Żeby po całej nocy przed Tobą gorzała;

Już skroń T w y ch nie u w ień czę k w ia ty codziennym i, Z najdziesz za m nie zd atn iejsze słu żeb n e na ziem i. A le k ied y m ię w szy stk o opuszcza, gdy ginę, Ty, Pani, nie odstępuj m n ie przez tę god zin ę“ 4S.

Z tą ogólną m elodią „żalów “ w iąże się po trosze w arstw a czw arta, odm ienna od ep icko-sentym entalnej. Je st to m ianow icie szczególna w arstw a senty m en talno-liry czna, o dość ciekawej sty ­ lizacji — ta sam a, na m arginesie k tórej napisał kiedyś S tanisław Pigoń ciekaw y a rty k u ł porów naw czy: Echa „ T re n ó w “ w „J ud ycie “ K a r p iń s k ie g o u . W spom niano już o żalach i lam en tach nad Bole­ sław em , w ypełniających, na przem ian ze w staw kam i epickimi,

43 T am że, k. 24r.

(24)

T R A G E D IA O Ś W IE C E N IO W O -S E N T Y M E N T A L N A W P O L SC E 89

środkow e akty tragedii — czas oczekiwania na pow rót wojowników z w ypraw y. Pigoń a rc y tra fn ie uchw ycił stylizację ty ch lam entów na T re n y Kochanowskiego, w ykazał ich daleko idącą zależność frazeologiczną od wzoru. I nie kończy się ta zależność na samej frazeologii:

N a Trenach [...] jest w zo ro w a n y cały przebieg ew olu cji b oleści ojcow ej W ład ysław a H e r m a n a 45.

Z am iast wszakże „w ybuchu boleści p raw dziw ej“ 46 m am y tu, zdaniem Pigonia, tylko „gadatliw ą, nieudolną lam en tację“ 47.

Racja Pigonia, w y n ikająca z prostego zestaw ienia lirycznych lam entów w Judycie z Trenam i K ochanowskiego, jest niezaprzeczo­ na. Sam Pigoń jednak przyznaje, że tra fia ją się K arpińskiem u w tych „żalach“ m iejsca praw dziw ie udane, a trzeb a dodać, że nie są to w yłącznie „ k lejn o ty zapożyczone“ . W łaśnie w owej liryce „tren o w o -lam en tacy jn ej“ , z ulubionym w poetyce sentym entalizm u m otyw em skargi przeciw losowi, w łaśnie w widocznej symbiozie z klim atem arty sty czn y m poezji Kochanow skiego zdobywa się K a r­ piński parokrotnie na bardzo ciekaw ą, śm iałą, oryginalną m etafo­ rykę, autentyczność n a stro ju i rzeczyw iste przeżycie kształtow ane­ go obrazu. Jedno z ciekaw szych osiągnięć w zakresie obrazow ania — nota bene nie bez widocznej „podpórki“ z Kochanowskiego — w arto wyłowić (są to żale Zbisław y, „am antki p o zy tyw nej“):

Z bisław a, ty lu k sią żą t w nuka, w ten czas płacze, Gdy sm utek n isk ie strzech y om ija w ieśn iacze!... Próżnoś, m atko starow n a, z G recyi bogatej Na m ą w y p ra w ę drogie p rzep łacała szaty, Co nam do dom u łodzie p rzy n iesły p ływ aczk i, D zieło cierpliw ej pracy carogrodzkiej szw aczki,

K t ó r ą g d y m o ż e m i ł o ś ć s z c z ę ś l i w i e j d a r z y ł a , M y ś l i s w o j e p o c i e n k i e j j e d w a b n i c y s z y ł a ! Jak się zgodzą z tym zb ytk iem w e so ły m m e żale?

Z raną w sercu, p rzybrana nędza o k a z a le !...48

J e st oczywiście i w arstw a p iąta — chyba ostatnia, jak ą da się w ypreparow ać — m im o w szystko podstaw ow a i k o n sty tu ty w n a dla samego s z k i e l e t u tragedii. Będą to owe bardziej „reg u larn e“ p artie dialogów, w k tó ry c h istotnie nagina się K arpiń sk i do mowy

45 Tam że, s. 9. 46 T a m ż e . 47 Tamże.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bez zastosowania trybu seryjnego dostęp do pamięci odbywałby się zgodnie ze schematem 5-5-5-5, który wynika z konieczności użycia pełnego opóźnienia wymaganego przy

Jak od daw na wiadomo dram aturgom , naw et najczystszy dram at nie jest w zupełności dram atyczny: to znaczy nie może być przedstawiony w całości, nie można

Rów­ nież na wyższym poziomie kształtują się wskaźniki struktury wydatków przeznaczonych na ubiór, przy czym co jest bardzo charakterystyczne, wydatki przeznaczone na

Since the short results in a leakage current that pulls the cell voltage in the same direction as the resulting fault, the faulty behavior is attributed as a soft fault, and

Ani żadnego paradoksu w twierdzeniu, że jako świadomy podmiot człowiek jest wtórny i zależny od bytu niepodmiotowego, a zarazem od niego różny - odróżniony przez

Metodologicznie chybiony jest pogląd, jakoby nauka powstawała tak, iż najpierw wskazuje się przedmiot zamie- rzonego badania, niczym pole do uprawy; potem szuka się stosownej

Wariacją n–elementową bez powtórzeń ze zbioru m–elementowego nazywamy uporząd- kowany zbiór (n–wyrazowy ciąg) składający się z n różnych elementów wybranych z

Miejscem prezentowania poezji mogą być ściany bu- dynków, galerie handlowe, wnętrza trolejbusów, a nawet.. „wytatuowane" wierszami