• Nie Znaleziono Wyników

Powieść jako esej, esej jako powieść

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Powieść jako esej, esej jako powieść"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Egon Naganowski

Powieść jako esej, esej jako powieść

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 63-85

(2)

Egon Naganowski

Powieść jako esej,

esej jako powieść *

Dzieło autotematyczne

W C złow ieku bez właściwości głów ny b o h ater Ulrich, b ra t A gaty, pisze dziennik, k tóry przez sw ą szeroką filozoficzną i psychologicz­ ną tem atykę, o b ejm u jącą wiele kluczow ych zagad­ n ień powieści, dalej przez bezpośrednie naw iązanie do dziejów rodzeństw a i k ilku in n y ch postaci, a w re ­ szcie przez sw ą d y sk ursyw no-obrazow ą form ę może poniekąd uchodzić za ściśle eseistyczną m in iatu rę całego dzieła lu b przynajm niej jego drugiej Księgi. D ziennik ten i w ogóle sek w en cja rozdziałów dzien­ nikowi pośw ięconych stanow i ponadto in teresujący w ypadek eseju o pow staw aniu eseju, czyli eseju autotem atycznego. Chw ilam i bezpośrednio ob serw u­ jem y b o h a te ra-a u to ra w trak cie pisania, uczestniczy­ m y w dobieraniu, p rzy m ierzan iu lub od rzu can iu po­ mysłów, sform ułow ań, zdań i słów, w w ypróbow y- w aniu różnych możliwości ujęcia dan y ch problem ów. A przyglądając się procesow i rodzenia się dziennika, jak b y przyglądam y się procesowi rodzenia się Czło­

* Jest to fragment rozdziału „Próba określenia poetyki”, któi'y zamyka przygotowaną do druku monografię* o życiu i twórczości Roberta Musila.

Esej auto- tem atyczny

(3)

E G O N N A G A N O W S K I

Technika tem atem dzieła

w ieka, rów nież będącego w pew n ych p a rtia c h dzie­

łem autotem atycznym , rodzajem powieści, k tó ra „za­ stan aw ia się n a d sam ą sobą” 1 i „tw orzy d la siebie sam ej s w o je 'w ła s n e reg u ły ” 2, sw oją w ła sn ą „po­ w ieściow ą m etodologię” 3 i technikę. J u ż w 1911 r. Musil zaznaczył w D zien n ika ch : „N ie m ożna uksz­ tałtow ać w szystkiego co isto tne (...), n ie uczyniw szy w n iek tó ry ch w ypadkach (...) sam ej tech n ik i kształ­ tow ania isto tn y m tem atem dzieła” 4. Z araz przeko­ nam y się n a w y b ran y m przykładzie, ja k a u to r cie­ kaw ie w pisał w C złow ieka pew ne założenia jego estetyki, ja k z teo rii powieści zrobił o biek t narracji, zwłaszcza — rzecz osobliw a — n arracy jno -eseistycz- nej ch a ra k te ry sty k i sto su nk u U lrich a d o życia. Dzie­ ło M usila n iew ątp liw ie należy do książek kryjących w sobie „w ew nętrzno-pow ieściow ą reflek sję teo re ­ ty czn ą” 5, k tó ra odnosi się m.in. do epickiego porząd­ k u fabularnego, p roblem u czasu oraz konstrukcji u tw o ru i je s t pod ty m w zględem re la ty w n ie bliższe

nouveau rom an N athalie S arrau te, R obbe-G rilleta

lub B u to ra niż daw niejszych dzieł autotem aty czn ych w rod zaju P ałuby Irzykow skiego, Fałszerzy G ide’a czy K o n tra p u n k tu H uxleya.

1 J.P. Sartre w przedmowie do Portretu nieznajomego N. Sarraute. Przeł. Z. Jarem ko-Pytowska. W arszawa 1959 C zy­ telnik, s. 5.

2 A. Robbe-Grillet: Pour un nouveau roman. Paris 1563, s. 11. 3 M. Głowiński: Porządek, chaos, znaczenie. Warszawa 1968, s. 99.

4 Cytaty z pism Musila podaję, jeśli nie zaznaczono inaczej, w edług 3-tomowej edycji hamburskiej, zredagowanej przez A dolfa Friségo: Tagebücher, Aphorism en, Essays tn d R e -

den, 1955; Prosa, Dramen, Spàte Briefe, 1957; Der M ann ohne Eigenschaften, wyd. VII, 1965 (polski przedad tej

ostatniej pozycji jest niestety fatalny i niekomple;ny, t.ak że przytaczam w yjątki w wersji mocno poprawionej lu b w e

własnym tłumaczeniu). * Głowiński: op. cit., s. 94.

(4)

O niemożności „naiwnego” opowiadania

W p rzed ostatn im rozdziale pierw szej Księgi Człowieka, podczas nocnego pow ro­ tu przez uśpiony W iedeń do domu, U lrich w spom ina

uroki nieskom plikow anej egzystencji n a w si i w w iejsk ie życie

zw iązku z tym „przyszło m u do głowy, że p raw o i epicka

rządzące w iejskim życiem, d o którego tęsk n im y n a d - narracja m iern ie obciążeni i złaknieni prostoty, n ie je s t n i­

czym innym jak p raw em porządk u epickiej n a rr a ­ cji! Owego n atu ra ln e g o po rząd k u polegającego n a świadomości, że m ożna pow iedzieć: «kiedy to a to się stało, w ydarzyło się tam to!» O to zw ykłe n a stę p ­ stw o rzeczy (...); nanizanie w szystkiego 00 zaszło w czasie i p rzestrzeni n a je d n ą nić, n a sły n n y «w ątek opowieści», z k tórego składa się też w ą te k życia (...). Przew ażnie ludzie są w obec siebie sam ych n a rra to ­ ra m i (...): lu b ią u porządkow aną kolejność fak tó w (...) i dzięki w rażeniu, że ich życiow e losy m a ją swój w ytyczony «bieg», czu ją się jakoś bezpieczni w cha­ osie. Ale U lrich obecnie zauważył, iż ta p ry m ity w n a epickość w nim się zatraciła” , iż w rozbitym , n ie­

przeniknionym i n iepew ny m św iecie „nic n ie daje się już opow iedzieć” w edług lin earn eg o porządku, „n ie podąża za jed n y m «wątkiem », lecz rozpościera się nieskończenie p o gm atw aną płaszczyzną” . W brew tęskn otom i iluzjom ludzi dzieje się ta k w życiu ogólnym i, co za ty m idzie, we w spółczesnej po­ w ie ś c i Jej „ n a rra cja n ie je s t ju ż linią, ale pow ierzch­ n ią ” w yraził się B u to r w bardzo podobnych sło­ w a c h przeszło trzydzieści la t później — „poniew aż n ie tylko n ie sposób opowiedzieć w szystkich w y da­ rz e ń w ciągu lin earny m , ale n a w e t w e w n ątrz jednej sekw encji zam knąć całego n astęp stw a faktów . P rz e ­ żyw am y czas jak o ciągłość ty lk o w p ew n y ch chw i­ la c h ” 6. W każdym razie „jeżeli pisarze b u rz ą dzisiaj

6 M. tfutor: P ow ieść jako poszukiw anie. Tłum. J. Guze. Warszawa 1971 Czytelnik, s. 102—103.

(5)

E G O N N A G A N O W S K I 66

Co zrodziły wahania Musila

powieść tra d y c y jn ą — pow iada J. Bloch-M ichel — to nie przez kaprys, lecz dlatego, że w te n sposób w y ra ż ają sy tu ację in telek tu alną, w k tórej oni i ich współcześni się znajdują, sytuację, k tó ra n ie sp rzy ja ju ż ekspresji pow ieściow ej” w daw nym s ty lu 7. Świadomość, że n ie je s t możliwe, by „przy pomocy starego, naiw nego to k u opow iadania uchw ycić treści dzisiejszych czasów ” (Musil w jed n y m z w yw ia­ d ó w 8), leży u p o dstaw poetyki C złow ieka bez w łaś­

ciwości. Nasz a u to r od początku sw ej tw órczości

w ah ał się m iędzy aw ersją do zw ykłej n a rra c ji, fa ­ buły, anegdoty, in try g i i akcji a „ in sty n k to w n y m ” przyznaniem im p ew n y ch praw , z czego z jed n ej stro n y zrodziły się u tw o ry z rod zaju Zespoleń, z d ru ­ giej zaś w ro d zaju Trzech kobiet. Bezsprzecznie jed ­ n a k częściej odżegnyw ał się od „opow iadania histo­ r y je k ” (G eschichtl-Erzahlen — pogardliw e sform u­ łow anie H erm an n a Brocha) i b u n tu ją c się przeciw ko niem u, zaznaczył w n o tatk ach do C zło w ieka : „Ależ ja po p ro stu n ie chcę (...). I d latego w olałem p odjąć n iestra w n ą próbę. K toś kiedyś m u si zrobić sup ełek w ciągnącej się bez końca n ici” konw encjonalnej n a rra c ji, dobrej dla „niańczynych i w strząsający ch p o w iastek” , d la lite ra tu ry rozryw kow ej i użytkow ej, k tó ra o p e ru je schem atam i. „M imo że to brzm i p a ­ radoksalnie, obecnie o w iele więcej złych pow ieści niż dobrych zasługuje n a m iano u tw o ró w epickich” , co n ajlep iej dowodzi, „iż ep ik a sta ła się czym ś n ie ­ zw ykle problem atycznym ” .

Pisząc sw oją powieść z tak im n astaw ieniem , M usil dał w au to k o m en tarzu z 1932 r. osobliw ą c h a ra k te ­ ry sty k ę jej fab u ły : „H istoria tej powieści polega n a ty m , że historia, k tó ra m iała być opow iedziana, n ie zostaje opow iedziana” . J a k to należy rozum ieć? W e­ dług daw nych reg u ł fabułę tw o rzy przyczynow o- s k u tk o w y splot m otyw ów , w ątków , sy tu acji, scen

7 Cyt w g Głowińskiego: op. cit., s. 73. * „Wiener Allgem eine Zeitung”, 21 III 1931.

(6)

i zdarzeń, k tó re zw iązane z p ragnieniam i, dążeniam i i działaniam i bohaterów k sz ta łtu ją ich los i drogą zaw ęźlenia in try g i o raz zgodnie z przebiegiem obiek­ tyw nego czasu u k ład a ją się w akcję, ro zw ijającą się w k ie ru n k u takiego lu b innego rozstrzygnięcia p rzed ­ staw ionego k o n flik tu lu b konfliktów . P rzy ty m do elem entów dynam icznych n a rra c ji dochodzą staty cz­ ne w form ie opisu tła, tj. środow iska, obyczajów, otoczenia, krajo b razó w itp . Jeżeli d o teg o klasycz­ nego w zorca pow ieściow ej d ram atu rg ii przym ierzy­ m y C złow ieka, to łatw o zauw ażym y, ja k daleko M u- sil odszedł jed n a k w w iększości w ypadków od tr a ­ dycji, p oniekąd jeszcze bardziej n iż P ro u st a n a w e t Joyce, d o jakiego sto p n ia — m ów iąc słow am i S ar- t r e ’a z przedm ow y do P o rtretu nieznajom ego N atha- lie S a rra u te — „chodzi t u o zakw estionow anie po­ wieści p rzez n ią samą, o zburzenie jej n a naszych oczach, podczas gdy się ją pozornie b u d u je ” 9. I to często p rzy pom ocy auktorialnego, a w ięc tra d y c y j­ nego n a rra to ra .

Poetyka pozorów i redukcji

Pozorne podejm ow anie i snucie fabuły, k tó ra jest w istocie n ikła, niespójna i nie­ k iedy m yląca, pozorne budow anie akcji, k tó ra się nie rozw ija, albo rozw ija tylko w kró tkich, wyizolo­ w any ch frag m en tach , pozorne ko n stru o w an ie scen i sytuacji, k tó re zaledw ie zam arkow ane rozpływ ają się w rozm yślaniach i d y skusjach, pozorne m alow a­ nie tła, k tó re przew ażnie rychło zanika lub w cale nie w y stę p u je — w szystko to uderza w w ielu p a r­ tiach C złow ieka. N iew ątpliw ie nie b ra k w nim u ry w ­ ków , w iększych całości i rozdziałów epicko p lastycz­ nych, żywo opow iedzianych, nieraz ak cy jnie u jęty ch, żeby przykładow o w skazać na pew ne erotyczne sy ­

Odejście Musila od tradycji Seks i nor­ m alna powieść 9 Portret nieznajomego, s. 5.

(7)

E G O N N A G A N O W S K 3 08

Redukcja anegdoty

tu acje i p e ry p e tie U lricha z kobietam i, nie w yłącza­ jąc A gaty (w ogóle seks je s t czynnikiem stosunkow o najczęściej popychającym powieść w k ie ru n k u „nor­ m aln e j” powieści), na znakom ity opis odwiedzin K lary sy w zakładzie dla obłąkanych, czy na historię rom ansu R acheli z Solim anem , a zw łaszcza na nie­ k tó re szkice pochodzące z daw niejszych w e rsji dzie­ ła. Spośród nich trzeb a w ym ienić odm alow anie osob­ liwego flirtu A gaty z L indnerem , niezw ykle suge­ sty w n e przed staw ienie szaleńczych rozjazdów K la­ ry sy po W łoszech, jej p o b y tu w sa n ato riu m i na W yspie Zdrow ia 10, dalej nie pozbaw ione dram aty cz­ nego napięcia opisy w spółżycia R acheli z M oosbrug- gerem i obrazow e ukazanie „podróży do r a j u ” rodzeństw a. Ale w ym ienione tek sty , choć częściowo bardzo istotne, nie są jed n a k pod w zględem zasto­ sow anej w nich poetyki typow e dla C złow ieka bez

w łaściw ości. Jego zasadniczą ten d e n c ję estetyczną

cechuje bow iem m niej lub więcej zaaw ansow ana r e ­ dukcja p ierw iastkó w epickich, red u k c ja anegdoty, chw ilam i n iezb y t oddalonej od „anegdoty zerow ej” 11 (stosow anej w sk ra jn y sposób przez nouveau rom an i g ru p ę „Tel Q uel” ). P rzek o n u jem y się o ty m na każdym krok u , zarów no w rozlicznych epizodach, ja k i całych rozdziałach, ba, w całych kom pleksach rozdziałów .

I ta k k ied y U lrich robi z D eotym ą w ycieczkę za m ia ­ sto i w ę d ru je m alow niczą doliną, której o biektyw ne piękno n a rra to r oddaje kilkom a k onw encjonalnym i słow am i, b y potem potrak to w ać k rajo b raz jak o e le ­ m en t ściśle pow iązany ze świadom ością głów nego bo­ hatera, u la tn ia się n ie ty lko rea ln e tło, lecz rów nież u la tn ia ją się zew nętrzne okoliczności przechadzki obojga kuzynów . Jeszcze w yraźniej w y stęp u je podob­ n e zjaw isko podczas p ew ny ch odw iedzin gen erała

10 Patrz mój artykuł K la rysa i je j dem ony, drukowany w „Tekstach” 1974 nr 1.

II R. Barthes: M it i znak. Eseje w wyborze i z przedmową Jana Błońskiego. W arszawa 1970 PIW, s. 262.

(8)

S tum m a u U lricha. N a b ity ch je d e n a stu stro n ach książki gość i gospodarz w yłącznie ro zp raw iają n a kom pletnie p u stej scenie a „p rzedstaw ien ie” (ten cu­ dzysłów je s t tu zaiste konieczny) ich w spólnej kola­ cji, ich zachow ania się i gestów zostało zredukow a­ n e do trz e ch lakonicznych w zm ianek: „Zasiedli do sto łu ” , g en e ra ł „z niesłychaną uw agą b ra ł na w idelec każdy p laste re k kiełb asy ” i później obaj „sięgnęli po cygara” . Poza ty m i w zm iankam i sy tu a c ja n ie istn ie­ je. Ale to są w końcu drobiazgi. P rzy p atrzm y się M usilowskiej m etodzie u jm ow ania tem ató w n a p rzy ­ kładzie A kcji Równoległej 12, jednego z naczelnych w ątków dzieła.

W łaściw ie m ożna by przypuszczać, że stanow i ona p rzedm iot epicko nośny, zwłaszcza że ekspozycja obiecująco p rez e n tu je głów nych protagonistów i w i­ zyty sk ładane u n ich z ojcow skiego n ak azu przez U lricha. Coś się jak b y zaczyna, n a coś się zanosi. P o tej zapowiedzi jed n a k niew iele się dzieje, gdyż n ie­ baw em w ychodzi n a jaw , że do żadnej ak cji w r a ­ m ach bzd u rn ej A kcji nie dojdzie, że jej bieg je st bie­ giem jałow ym , nie posuw ającym niczego naprzó d — an i w sensie m ery to ry czn ym , an i powieściowym . O d­ by w ają się w yłącznie działania pozorne lub dzia­ łan ia fragm entaryczne, k tóre nie w y w o łu ją skutk ó w i jed y n ie św iadczą o w ielkiej niem ożności Cekańczy- ków. A le n a w e t o owej pow szechnej niem ożności, adekw atnie odbitej w niem ożności zbudow ania akcji powieściowej, n a rr a to r nie ty le opow iada, ile sn u je rozw ażania i każe je snuć bohaterom . S ym ptom atycz­ n e są pod ty m w zględem zebran ia w sp ra w ie A kcji

12 Przypominam, że ta zm yślona impreza pseudohistoryczna, ironicznie i satyrycznie potraktowana przez Musila, polega na tym, iż grupa osobistości Cekanii (czyli c. -k. monarchii austrowęgierskiej) zamierza przygotować na rok 1918 w ie l­ ki jubileusz z okazji siedemdziesiątej rocznicy w stąpienia na tron „Cesarza Pokoju”, Franciszka Józefa. Przewidziane uroczystości m ają się odbyć jednocześnie z obchodami trzy­ dziestolecia panowania W ilhelm a II w Niem czech i stanowić ich polityczno-światopoglądową przeciwwagę.

Akcja bez akcji

(9)

E G O N N A G A N O W S K L 70

Po i przed — podobnie jak u Parnickiego

urządzane u D eotym y, raczej ironicznie czy saty ry cz­ nie zreflektow ane, niż ukazan e w obrazow ych sce­ nach, rozgryw ających się n a obrazow o nakreślonym tle. N ie w idzim y, ja k w y g ląd ają salony w dom u Tuz- zich, z w y jątk am i nie w idzim y uczestników , a ty lko słucham y ich bezpośrednio zarejestro w an y ch lu b streszczonych przez n a rra to ra w ypow iedzi, poznaje­ m y ich id ee i m yśli. G dy zaś n a p rzy k ład dochodzi do ostrej k o n fro n tacji m iędzy p acyfistycznym poetą Feu erm au lem a nacjo nalistą H ansem Seppem , to n ie ob serw ujem y jej w prost, lecz dow iadu jem y się o niej z relacji i k om entarza g en erała Stum m a, ta k że po­ ten cjaln ie dynam iczna scena tra c i c h a ra k te r w y d a­ rzen ia i s ta je się jeszcze je d n ą odskocznią d la s ta ­ tyczn y ch z n a tu ry rzeczy dyw agacji. W C złow ieku, nieco podobnie ja k w pow ieściach Parnickiego, p rze­ w ażnie „n ie m a «dziania się», je s t «przed» dzianiem się i ' «po»” 13, nie w yłączając pozornie n ajb ard ziej ak cy jn y ch m om entów w ro d zaju pobicia U lricha przez trzech d rabó w n a p u stej ulicy w nocy i jego poznania się z Bonadeą, k tó ra po tu rb o w an em u u dzie­ liła pomocy. W ypadki te n ie są pokazane, a ty lk o p rzypo m nian e w rozm yślaniach bohatera, w y ciągają­ cego z n ich filozoficzne w nioski n a te m a t stosunków m iędzyludzkich i społecznych, sp ortu1, siły fizycznej, duszy, m istyki, teologii itp.

Zwodnicze daty, błędne kola, zatrzymany bieg

Statyczność A kcji R ów noległej podkreśla też fak t, że spotkania poświęcone p a ra d o ­ ksaln em u przedsięw zięciu stanow ią w istocie szereg pow tórzeń tej sam ej sy tu a c ji fab u la rn e j bez rzeczy­ w iście odw ijającej się fab uły , co sp raw ia, iż k a p i­

18 Parnicki w w yw iadzie prasowym o własnych książkach, cyt. w g W. Sadkowski: Polska awangarda. „W spółczesność” 1970 nr 24.

(10)

71

taln ie, choć w większości eseistycznym i lu b felioto- now ym i środkam i w yśm iane konw enty kle, o parte na w ałkow aniu przez b ohaterów identycznych lub po­ dobnych frazesów i schem atów ideow ych, w cale nie z d ają się następow ać po sobie, lecz robią w rażenie jednoczesności. W ogóle posuw anie się obiektyw nego czasu je s t niem al w całym C zło w ieku czym ś iluzo­ rycznym . G dy n a rra to r podaje, kied y poszczególne rozdziały i w y pad k i się rozgryw ają, pisząc „w ty m czasie” , „niedługo p otem ” , „późnym popołudniem ” , „tego sam ego w ieczoru”, „następnego ra n a ” , „w n a ­ stęp n y ch tyg o d niach ” itp. — to często nie naw iązuje do k o n k retn y c h rozdziałów i w ypadków , b y n ajm n iej nie w iadom o, ja k i je st czasow y p u n k t odniesienia dla u ż y ty ch określeń. Ich dokładność je s t zwodnicza, nieraz niew iele m niej ab su rd aln a niż odpow iedź Clo- va na p y tan ie H am m a w Końców ce B ecketta: „K tó ra godzina? Ta sam a co zaw sze” 14. O bracam y się w sw obodnym „czasie poetyckim ” , a „n a w e t w iążące się ze sobą zdarzenia, k tó ry c h kolejność nie budzi żadnych w ątpliw ości, tw orzą w rzece tego poetyc­ kiego czasu najw yżej odosobnione w y sp y ” , nie po­ zw alające się czasowo um iejscow ić. „W ydarzenia, by się ta k w yrazić, p ły w ają ja k ry b y w a k w ariu m , bez rozpoznaw alnego k ie ru n k u ” 15, raz w tę, raz w inną stronę.

W każdym razie czas C złow ieka n a ogół ty lk o pozor­ nie p o k ryw a się z czasem zegarow ym i z kalend a­ rzow ym i dniam i, tygodniam i i m iesiącam i, k tó re sk ła­ d a ją się na u m ow ny „rok u rlo p u od życia” głów nego bohatera, ukazanego w u m ow nym okres ie m iędzy sierpniem 1913 a końcem lipca 1914 r., obejm ującym faktycznie także la ta dw udzieste i trzy d zieste naszego w ieku, nie m ów iąc ju ż o całych obszarach powieści zaw ieszonych poza określonym czasem. N a „poetyc­ ki czas” dzieła w sk azu je p on ad to zakw estionow anie,

14 S. Beckett: T eatr. Warszawa 1973 PIW, s. 137.

15 U. Karthaus: D er andere Zustand. Z eitstru ktu ren im W er-

ke Robert Musils. Berlin 1965, s. 36.

W innym czasie

(11)

E G O N N A G A N O W S K I 72

Postęp wyłącznie intelektualny

zatarcie granic i przem ieszanie p ó r roku. W m ieście „panow ała asfaltow a w iosna, panow ał pozbaw iony cech określonej pory ro k u w iosenny dzień jesien i” — stw ierdza M usilowski n a rra to r. „Z jakiegoś pow odu U lrich odniósł n ieo d p arte w rażenie, że p a trz y w chło- dno-łagodną noc października, choć b ył to późny okres zim y” a tro chę dalej dow iadujem y się, iż bo­ h a te ra i Bonadeę łączyło coś, co m ogło być „rów nie dobrze nocą październikow ą” jak „styczniow ą” . „P i­ sano datę m arcową. A le n a m eteorologii n ie zawsze m ożna polegać, niek ied y przesu w a m arcow y w ieczór n ap rzó d lu b wstecz, pom yślała K larysa, k tó re j ciem ­ ność za oknem w yd aw ała się ciem nością letn iej no­ c y ” . W obec całej tej konfuzji czasowej tru d n o się dziwić, iż skąpo rozsiane w ypadki i sy tu a c je Czło­

w ieka rzadko trz y m a ją się czasowej chronologii, do­

puszczają różne możliwości uszeregow ania, ty m b a r­ dziej, że fabuła i akcja n ie toczą się jed n y m torem , lecz gubią się w „nieskończenie pogm atw anej p ła ­ szczyźnie” , k tó rą rządzi praw o sym ultaniczności. „P ierw szy tom ” powieści — pisał M usil po jego u k a ­ zaniu się w liście sk iero w an ym 26 sty cznia 1931 r. do k ry ty k a B ern ard a G uillem ina — „rezyg n uje z w y m iaru czasu, z przebiegu, z czasowego (i chciał­ bym od razu zaznaczyć: z przyczynowego) rozw oju (...). P rzed tem i Potem nie obow iązują, po stęp je st w yłącznie in telek tu aln y, a nie przestrzen ny . Treść rozpościera się w sposób bezczasowy, w łaściw ie w szystko dzieje się jednocześnie” . W praw dzie w ło­ n ie A kcji Równoległej odbyw a się — zw łaszcza w ed ­ ług konspektów do fin ału — jakiś proces, jakaś fa ­ ta ln a przem iana, ale i o n a je s t pozorna. O stateczna degrengolada p atriotycznej im prezy (w raz z ideow ą klęską większości bohaterów ) zaw iera się bow iem od początku w jej im m an en tn y m bezw ładzie i dokonuje się siłą bezw ładu, poniew aż żaden z C ekańczyków niczego nie p o trafi dokonać, poniew aż w szyscy sw y m b rakiem działania przy b liżają działania w ojenne. K o­ row ód groteskow ego tań c a śm ierci zakreśla koło,

(12)

w k tó ry m koniec zbiega się z początkiem , a początek z końcem, i jed y n ie osoby się tasu ją, by g enerał Stum m i przem ysłow iec A rnheim , z góry d la siebie przeznaczeni, m ogli sobie podać ręce.

Jeżeli w C złow ieku jak iś istotny w ątek rzeczyw iście się odw ija w sposób linearno-czasow y i przyczyno­ w o-skutkow y, to w łaściw ie w yłącznie i tylk o w ogól­ nym rzu cie postęp choroby i rozpad, osobowości K la- rysy. N ajlepiej je s t o n w idoczny w zazębiających się według sen su tek sta ch p rzejęty ch p rzez Frisego z W ybaw iciela (jednego z daw nych w a ria n tó w Czło-

wieka), a u k azu jący ch o sta tn ie etap y obłąkania. P rzedtem bowiem , zwłaszcza gdy b o h a te rk a przeży­ w a ekstazy „fortepian o w e” i czuje, że „dem ony” stoją za kulisam i, chronologiczny p orządek często całkow icie się w niej m iesza. „Czasowe następstw o przeżyć — pow iada n a rra to r — będące dla in n y ch ludzi p raw dziw y m oparciem , tw orzyło w K larysie zasłonę, k tó ra zarzucała sw oje fałd y je d n ą n a drugą albo też rozpływ ała się w p raw ie już n ie dostrzegal­ n ym tch n ie n iu ” . Ale, ja k się rzekło, h isto ria m łodej kobiety rozw ija się jed n a k k u tragiczn em u ro zw ią­ zaniu, k u niew ątpliw ej katastro fie. N atom iast inne w ątki powieści, poza rów nież w daw nym szkicu opi­ sanym k resem m iłości rodzeństw a, ta k czy inaczej zataczają koło p rzy p o m in ające b łęd n e koło Akcji Rów noległej.

Czyż w błęd nym kole n ie je s t zam knięty los Moos- b ruggera? Pom inąw szy dzieje nieszczęsnego cieśli w przedakcji, k tó re tłum aczą, co rozbudziło w nim m ordercze in sty n k ty w obec kobiet, jego a k tu a ln e za­ chow anie się d e term in u je w ew n ętrzn y przy m u s m a­ sakrow ania i zabijania, pow odujący n im z jedn aką siłą, a jego droga w iedzie często w niejasnej kolej­ ności od zbrodni do sal sądow ych, w ięzień i zakła­ dów psychiatrycznych, skąd zw alniany lu b u w aln ia­ n y znów m o rd u je i ta k cykl rozpoczyna się od nowa. Z resztą zgodnie z m etaforyczno-w ieloznaczną w ym o­ w ą tej postaci. Je j „zegar życia” d a je się „posuwać

Tylko rozwój choroby i roz­ padu

(13)

E G O N N A G A N O W SK 1 74

Ludzię, m ówią, że życie p łynie

lu b cofać”, n atom iast w m onologach w ew nętrznych i sw oistych „innych stan ach ” m istycznych w ogóle n ie m a w skazów ek (jak „zegar życia” w dziw nych przeżyciach W eroniki i K laudyn y z Zespoleń). Dla M oosbruggera, pisze au k to rialn y n a rra to r, „w yda­ rzen ia odległe i bliskie n ie oddzielały się sztucznie od siebie, a kiedy zlew ały się ze sobą, to to, o czym się mówi, że „«działo się w różnych czasach», nie w y­ m agało ju ż czerw onej n itk i, k tó rą zaw iązuje się n a szyi jed n em u z bliźniąt, żeby m óc je rozróżnić (...). Ł atw o sobie w yobrazić, iż życie ludzkie p ły n ie n iby n u rt, ale n u rt, jak i M oosbrugger zauw ażał w swoim w łasnym życiu, p ły n ął p rzez w ielką, sto jącą wodę. P o suw ając się naprzód, rozgałęział się w stecz, a w łaś­ ciw y bieg żyw ota p raw ie że w ty m zanik ał”. P rz y ­ toczone zdania przyw odzą n a m yśl słow a K ierke- gaard a: „Czas ucieka, życie płynie ja k rzek a itd — po w iadają ludzie. N ie m ogę jakoś tego zauważyć, czas stoi i ja razem z n im ” 16. P o ra te ra z odpow iedzieć n a pytanie, ja k n a ty m tle p re z e n tu je się nakreślo na w dziele droga życiow a U lricha, k tó ry z ra c ji sw ej cen traln ej pozycji głów nie d ecyd u je o fabu larn ym układzie i k o n stru k cji całości.

Zaprzeczenie powieści rozwojowej

W zw iązku z pow ieścią M usila nieraz odw oływ ano się do tra d y c ji L a t n a u k i i L a t

w ęd ró w ek W ilhelm a M eistra Goethego, klasycznej

pow ieści edukacyjnej (B ild u ngsrom a n) czy rozw ojo­ w ej (E n tw icklu n g sro m a n ), p rzed staw iającej k sz ta łto ­ w anie się osobowości i losów jednostki, k tó ra w ze­ tknięciu z rea ln y m św iatem i na oczach czytelnika

19 S. Kierkegaard: D iapsalm ata. Przeł. J. Iw aszkiew icz. „Twórczość” 1967 nr 10, s. 56.

(14)

75

rozw ija się, przem ienia i osiąga „pew ien stopień doskonałości” 17. Tu od raz u w y p ada zaznaczyć, że U lrich m im o pew nych pozorów podobnego procesu nie przechodzi. „Człowiek bez w łaściw ości” , nie u ję ty w k atego riach psychologicznych i w dużej m ierze pozbaw iony znam ion zindyw idualizow anej postaci, sy n tety czn y człowiek m yślący w ogóle, k tó ry nie ak c ep tu je istn iejącej rzeczyw istości i chciałby ją „skasow ać” , je st w o tw a rty m i frag m en tary czn ie za­ notow anym fin ale dzieła ta k i sam , ja k na jego po­ czątku i pod ty m w zględem przypom ina Leopolda Blooma lub S tefana D edalusa z Ulissesa Jo y ce’a. Zwłaszcza pod w pływ em fiaska m iłości do A gaty wzbogaca się jed y n ie o szereg dośw iadczeń i ubożeje o kilk a złudzeń (m. in. dotyczących roli i m ożliwości jednostki), by w przy p uszczaln y m dalszym ciągu nie ukończonej pow ieści podjąć now e ek spery m enty, tj. w yruszyć ponow nie k u w ciąż tej sam ej utopii jed ­ ności — w łasnej osobowości, ludzi i św iata. F ak ty cz­ nie odbyw a w ięc podróż bez końca po obwodzie kuli, zn a jd u jąc się zaw sze ró w n ie blisko i rów nie daleko od celu, choć chw ilam i w y d aje m u się, że ju ż do niego dotarł.

M ożna b y w ięc zestaw ić U lricha raczej z P arsifalem C hretien a d e Troyes czy W olfram a vo n Eschenbach, z poszukiw aczem u to p ijn ego św iętego G raala. „Czło­

w ie k bez właściw ości — stw ierd ził a u to r w liście do

W iktora Z uck erk and la — n ie je s t pow ieścią ed u k a­ cyjną, lecz pow ieścią o duchow ej przygodzie” 18. I to, ja k w w y p ad k u A kcji Rów noległej, n ie ty le opow ie­ dzianej, ile zreflek to w an ej, co dodatkow o i zasadni­ czo różni om aw iane dzieło od W ilhelm a M eistra, w którym G oethe w praw dzie te ż nie o p eru je ciągłą

17 K. Morgenstern: Über das W esen des Bildungsrom ans (1820). Cyt. w g B. Hillebrand: T heorie des Romans. T. II. München 1972, s. 15. To w łaśnie M orgenstern na podstawie

W ilhelm a M eistra ukuł termin Bildungsrom an.

18 List z 1 II 1939, ogłoszony w „Wort und W ahrheit” 1967 nr 4, s. 292.

Ulrich jak Parsifal

(15)

E G O N N A G A N O W S K I 76

N ikłe ślady wydarzeń

akcją i też nie skąpi rozw ażań, ale je d n a k w pełnym tego słow a znaczeniu opow iada, bo w jego bohaterze, w przeciw ieństw ie do U lricha, „ p ry m ity w n a epic­ kość” jeszcze się nie „zatraciła” . W sum ie narzuca się w ięc w niosek, że dzieło M usila stanow i w ręcz za­ przeczenie powieści edukacyjno-rozw ojow ej, której ironiczną paro d ią była przed nim C zarodziejska góra Tom asza M anna.

„Czas nierzeczyw isty”

B rak w ew nętrznego rozw oju idzie w U lrich u w parze z jego iście cekańską nie­ zdolnością do działania i dlatego rów nież on nie może być m otorem jak ie jś ciągłej akcji w powieści. Trzeba to specjalnie podkreślić, bo k iedyś a u to r kazał m u, a raczej jego poprzednikom , przechodzić in try g u ją c e p e ry p etie w ro d zaju działalności szpiegow skiej czy p róby oswobodzenia M oosbruggera. Z ty ch i podob­ nych m otyw ów w ukończonej części Człow ieka nic nie pozostało, a w p a rtiac h ze spuścizny, w łączonych do edycji Frisego, zachow ały się tylko n ik łe ślady pew nych d aw nych em ocjonujących w ydarzeń. „Dzia­ ła n ie ” U lricha obecnie ogranicza się przew ażnie do przyjm ow ania, odw iedzania i spo tyk ania in ny ch osób, z k tó ry m i sty k a się głów nie po to (częściowo w y ją w ­ szy m iłostki z kobietam i), b y prow adzić rozm ow y i dyskusje, zastępujące akcję. W ędrów ki te i k o n tak ­ ty, gęsto p o p rzety k an e jego reflek syjn ym i m onolo­ gami, w spom nieniam i i skojarzeniam i z kolei zastę­ pującym i w espół z w yw odam i n a rra to ra epicki to k powieści, o d b y w ają się, podobnie ja k „działania” reszty postaci, w wyżej om ów ionym „czasie poetyc­ kim ” . Ale n a w e t tam , gdzie zdaje się o n p ły n ąć ko­ ry te m norm alnej chronologii, je s t w edług M usila „czasem n ierzeczyw istym ” , w którym przeżycia bo­ h a te ra n ie n a stę p u ją lin earn ie po sobie, lecz w y stę ­ p u ją „na w szystkie stro n y z brzegów ” (z listu do

(16)

G uillem ina). Co to znaczy, ilu s tru ją rozdziały 29— 33 pierw szej Księgi. D zieją się one w p raw d zie w ciągu jednego popołudnia, a jed n ak stan o w ią konglom erat nasuw ających się n a siebie płaszczyzn czasowych. Oto B onadea zjaw ia się u U lrich a i dochodzi do dw óch (nie przedstaw ionych, zaledw ie zasygnalizo­ w anych) stosunków m iłosnych, k tó re chw ilow o prze­ m ien iają opornego kochanka w „szaleńca z p ian ą na u sta c h ” . W tedy U lrich n agle w idzi i słyszy „jakby przez pow stałą szczelinę” szalonego m ordercę n a sali sądow ej. B ezpośrednio ogląda scenę, k tó ra m oże roz­ g ry w ała się w przeszłości, może rozegra się w p rzy ­ szłości, a faktycznie rozgryw a się w teraźniejszości w izji, przecinającej się z teraźniejszością odw iedzin Bonadei, p rzy czym w cale n ie wiadomo, czy h alucy- n acy jn e w yd arzen ie odbija rzeczyw isty los M oosbru- ggera, choć niew ątpliw ie nosi ono cechy życiowego au ten ty zm u . Potem n a coraz m niej czułe tête-à -tête, zakończone (nie ostatecznym ) zerw aniem m iędzy przesyconym kochankiem a nienasyconą kochanką, n ak ład a się jeszcze w ynurzona ze w spom nień histo­ ria z p an ią m ajorow ą, k tó ra ta k ja k p rzed tem w izja ro zpraw y h am u je w ątły n u r t aktualnego d ziania się i poszerza godziny popołudnia o tygodnie* czy m ie­ siące tam tej daw nej przygody, w skazującej n ie ty lk o w przeszłość, ale i w przyszłość U lricha, bo je s t u b ie ­

g łą a n ty cy p acją jego późniejszej miłości n a odległość Czîowiek bez

d o A gaty. ' realnego czasu

W olność „człowieka bez w łaściw ości” , będącego czło­ w iekiem bez realnego czasu, polega w łaśnie n a zdol­ ności przeskakiw ania czasow o-przestrzennych b arier. Zwłaszcza n a p rogu jaw y i snu, kiedy to łączą się z sobą: „W idok jak iejś łąki o świcie. Z asnuty gęstą w ieczorną m głą o braz w ijącej się doliny rzeki, oglą­ dany z okien pociągu. P ew n a m iejscow ość n a drugim k rań c u Europy, gdzie pożegnał się ze sw oją ukocha­ n ą (...). W łosy pod pacham i innej kochanki, jed y n y szczegół, k tó ry z niej pozostał. F rag m enty jakiejś m elodii. Osobliwość czyjegoś gestu. Zapach bijący

(17)

E G O N N A G A N O W S K I 78

K ilka epickich wydarzeń

z jakiegoś klom bu z kw iatam i (...)• M ogłoby się w y ­ dawać, że tego rod zaju obrazy są czym ś najbard ziej ulotnym , co m ożna sobie w yobrazić, ale w pew n y ch chw ilach całe życie w n ich się rozpływ a, tylk o one się liczą n a życiowej drodze, ty lko od n ich i k u nim zdaw ała się o na biec” ze w szystkich k ieru n k ó w „cza­ su nierzeczyw istego” , k tó ry ujednocześnia, ja k w w y ­ pad ku M oosbruggera, w rażenia i „w y darzen ia odle­ głe i bliskie” , od bierając im w szelki jed n o lity k ieru ­ nek, w szelki p raw dziw y bieg.

Godziny płyną wszerz

W edług listu M usila do G uille- m ina, w d rugim tom ie (tj. drugiej Księdze) C złow ie­

ka dzieło m iało n ab rać „ n a rra cy jn e j płynności” , stać

się „p raw ie norm aln ą opowieścią” , poniew aż w raz z zetknięciem się z A gatą „dzianie się zy sk uje dla U lricha sen s”. I rzeczyw iście w pierw szych rozdzia­ łach II Księgi, od p rzy ja zd u b o h a te ra do rodzinnego m iasta po pogrzeb ojca i początki w spółżycia „rodzi­ n y we dw o je” , jesteśm y św iadkam i szeregu epicko opow iedzianych zew nętrzn ych w ydarzeń, k tó re roz­ g ry w a ją się w ciągu k ilk u kolejnych dni, w czasie ściśle i realn ie określonym . G dy teraz czytam y: „pod w ieczór tego sam ego d n ia” albo „następnego ra n a ”, to czasow y p u n k t odniesienia nie budzi żadnych w ątpliw ości, tak ja k nic nie podw aża stw ierdzenia, że podczas w ycieczki rodzeństw a na Szw edzki Sza­ niec p a n u je „sucha pogoda zim ow a” . W ycieczkę tę n a rra to r opisuje ze stosunkow o w y d atn y m uw zględ­ nieniem k rajo b raz u i ró żn ych drobnych szczegółów, każąc m. in. U lrichow i i Agacie w stąpić do chaty „słow iańskich” (czytaj: czeskich) p asterzy, k tó rz y zapew ne biorą rodzeństw o za p arę m iłosną. D om nie­ m ani kochankow ie w praw dzie d y sk u tu ją bez p rz e r­ w y, ale ich żyw a w y m ian a m yśli odbyw a się n a pla­

(18)

stycznie odm alow anym tle, nie przeszkadza w zjedze­ niu przek ąsk i i napiciu się koziego m leka, a kończy żartobliw o-serdecznym pocałunkiem p rzy opuszcza­ niu w iejskiego dom ostw a.

T akie realisty czn ie odm alow ane sy tu a c je w u c h w y t­ nej rzeczyw istości s ta ją się jed n a k niebaw em coraz rzadsze, ograniczają się do kilk u , zwłaszcza ero ­ tycznie zabarw ionych, scen w w iedeńskim m ieszka­ n iu U lricha, św iat i jego zegarow y czas odsuw ają się n a daleki plan, w y p a rte przez „św ięte rozm ow y” , potem zaś przez staty czn y „in n y s ta n ” , k tó ry jeszcze rad ykalniej niż A kcja Rów noległa elim in u je sam ą możliwość ciągłej akcji i o dw ijania się czasu.

J a k U lrich pisze w swoim dzienniku, on i sio stra m ają w rażenie „w zm agania się ” ow ego m istycznego stanu, „ale je s t to w zm aganie się bez p ostępu (...) Czujem y, że każda sek u n d a p o ry w a n as wzwyż, lecz zew nętrznie i w ew n ętrzn ie pozostajem y nieom al w b e zru ch u ” . M ówiliśm y ju ż o ty c h sp raw ach w zw ią­

zku z „zaczarow anym ogrodem ” , gdzie rodzeństw o, o derw an e od norm alnego życia, k o n tem p lu je i w ie­ dzie roślin ny b y t w m ityczno-m istycznej czasoprze­ strzeni, w przestrzen i uogólnionej „do ran g i sym bo­ lu ” 19. R ealny w y m iar topografii i czasu przy w raca

dopiero pochodzący ze spuścizny szkic Podróż do

raju, najbardziej akcyjny, dynam iczny i epicki roz­

dział, pośw ięcony U lrichow i i Agacie, niem niej i tu , by użyć słów D urrella, ich „zw ykłe uczynki w rze­ czyw istym św iecie to jak b y zgrzebny w orek, u k ry ­ w ający złotą tk an in ę — jej znaczący coś d eseń ” 20 a liczne sta n y ekstazy z a trzy m u ją koło w ydarzeń. „C hw ila trw a ła — czytam y — n ie o p ad ała i n ie w znosiła się” , „czas rozlew a się niczym jezioro. Go­ dziny co p raw d a płyną, ale bardziej wszerz, niż w zdłuż. N adchodzi wieczór, lecz czasu n ie ub yło ” .

19 M. Sukosd o przestrzeni u Kafki: W ariacje na tem at po­

w ieści. Przeł. A. Sieroszewski. Warszawa 1975 PIW, s. 153.

20 L. Durrell: Justyna. Przeł. M. Skibniewska. Warszawa 1971 Czytelnik, s. 18.

Poryw i bezruch

(19)

E G O N N A G A N O W S K I 80

A czy w ogóle „ubyło” go w całej miłości rodzeń­ stw a, skoro A gata je s t n ie ty lk o kobietą, a le też

anim ą U lricha, ich dzieje zaś są p a ra b o lą w ew nętrz­

nej p rasy tu a cji i w ew nętrznego archetypow ego prze­ biegu bez rzeczyw istego przebiegu, bo „dw a drzew a żyw ota” w iecznie chcą się połączyć, raz po raz zda­ ją się łączyć, lecz n a trw a łe połączyć nie mogą? Skoro miłość, jakkolw iek byśm y ją pojęli, je s t też

B łędne koło jed y n ie błędn y m kołem u to p ijn y ch m arzeń, sn u ty ch miłosci w try b ie w aru n ko w y m i w czasie, „k tó ry przestał być szybkim n u rtem , posuw ającym nap rzó d w ątek, aby stać się stojącą w odą” 21 ?

Otwarta struktura „biografii idei”

W jed ny m ze sw ych notesów M usil zapisał w 1932 r.: „dziś bardziej chodzi o s tru k tu rę dzieła literackiego, niż o jego bieg” , tzn. o bieg n a rra c ji i akcji. S tru k tu ra C złow ieka, podob­ nie, choć nieco inaczej niż s tru k tu ra Zaczarowanego

dom u i Zespoleń, opiera się na „fu n kcjo nalnych po­

w iązan iach” , na w ielokierunkow ej m oty w acji ideo- w o-filozoficznej przede w szystkim , k tó ra często z pom inięciem psychologicznego praw dopodobieństw a postaci i n astęp stw a zew nętrzn y ch faktów , zestaw ia lub p rze p lata in te le k tu a ln e i em ocjonalne treści, zja­ w iska i sta n y . I to w edług zasady film ow ej sym ul- taniczności (o F ilm streifen d en ken w spom niał M usil w liście do G uillem ina), paralelizm u, analogii, lu ­ strz a n y ch odbić i różnorakich m ożliwości rozw iązań. W ynika z tego ud erzająca epizodyczność i fra g m en ­ taryczność fa b u la rn a , k tó ra je st m. in. a d e k w atn y m odzw ierciedleniem w ew nętrznego rozbicia Cekanii. P onadto w y n ik a też o tw a rty u k ład dzieła, odpow

ia-21 N. Sarraute o czasie w e w spółczesnej powieści: Era po­

(20)

d ający otw arto ści jego s tru k tu ry tem aty czn ej, scen- trow anej w U lrichu. Nie ulega w ątpliw ości, że to w g ru ncie rzeczy ek sp ery m en ty m yślow e i uczucio­ w e oraz skojarzenia głównego b o h a te ra, w spom aga­ nego przez n a rra to ra , b u d u ją lu źn ą k o n stru k c ję C zło­

w ieka bez właściwości, k tó ra „n a w e t w śród X X -

-w iecznych form pow ieściow ych” , nie h o no ru jących tra d y c y jn y c h „p raw ideł g atu n k u , n ależy do n a jb a r­ dziej n iere g u la rn y ch ” 22 i o tw arty ch , gdyż w iele jej elem entów dałoby się poprzestaw iać, pozw alając — ja k pisze H en ri P o u sseur o sw ojej kom pozycji m u ­ zycznej Scam bi — „na znaczną liczbę kom binacji chronologicznych” . K ażda z n ich b y łab y ta k czy in a ­ czej logiczna w „polu m ożliw ości” 23 rozciągającym się w okół U lricha. A poniew aż on nie ty le przeżyw a rzeczyw istość, ile sn u je o niej reflek sje, b y się z nią duchow o uporać, poniew aż działanie sprow adza się d lań do analitycznego m yślenia, a cała powieść s ta ­ now i niew yczerpalną, w ciąż o tw a rtą „biografię” jego „idei” (określenie M usila), k tó re o d b ijają i w iążą z sobą w szystkie przedstaw ione osoby, w ątki, epizo­ dy i sp raw y , C złow iek choćby z tego pow odu m usiał w zasadniczy sposób odejść od dotychczasow ej epiki w k ieru n k u szczególnego ro d zaju powieści. Je m u to na zakończenie uw ag o poetyce dzieła M usila trzeba poświęcić kilka słów.

Eseizm figuralno-obrazowy

J e s t rzeczą pow szechnie w iado­ m ą, że w naszym stuleciu n astąp iła ud erzająca in ­ w azja eseju do prozy n a rra c y jn e j. W praw dzie już daw niej w p latanie w fab u łę pow ieściow ych utw orów m niej lub b ardziej ro zw iniętych rozm y ślań i uczo­ nych w yw odów było stosow ane przez n a jw y b itn ie j­ szych pisarzy, by przypom nieć długie rozw ażania na

22 Siikdsd: op. cit., s. 216.

23 Cyt. wg Umberto Eco: Dzieło o tw a rte, Warszawa 1973 Czytelnik, s. 23—24.

Konstrukcja najbardziej nieregularna

(21)

E G O N N A G A N O W S K I 82 Zachłanność eseju U Musila przewaga eseizmu

tem a t argot i a rc h ite k tu ry w N ęd zn ika ch W iktora Hugo, historiozoficzne ro zp raw y w W ojnie i p okoju Tołstoja itd. Ale dopiero w X X -w iecznej prozie esej sta ł się zachłanny, zag arn ął całe obszary p rzed tem zajm ow ane przez epicką fikcję, n iejed no k rotnie w y ­ raźnie ją zdom inował. I to n a w e t w n iez b y t re fle k ­ sy jn ie nastaw ionej powieści polskiej. W ystarczy wskazać na linię w iodącą od P ałuby Irzykow skiego, poprzez Je d yn e w yjście i inne książki St. I. W itkie­ wicza, po Trzecie kró lestw o K uśniew icza. Dzieła te w szystko lub niem al w szystko dzieli z w y ją tk ie m ich ew identnego, choć mocno zróżnicow anego eseiz­ m u. Coś podobnego odnosi się do Ulissesa Joyce’a (z epizodem IX, bibliotecznym , na czele), F ałszerzy G ide’a, C zarodziejskiej góry i D oktora Faustusa M anna, L u n a ty k ó w B rocha (zwłaszcza trzeciej czę­ ści, zaw ierającej tr a k ta t o Rozpadzie wartości),

R om an des P h a no typ B enna lub G ry szkla n y c h pa­ ciorków Hessego, do licznych u tw oró w H ux leya,

Cam usa, S a rtre ’a, Borgesa i innych. A uto rzy ci m o­ gliby w yznać za P au lem V alerym : „K ocham m yśl, tak ja k in n i kochają nagie ciało” 24; re p re z e n tu ją oni ty p pisarsk i n azy w an y „poeta do ctus”.

N a ty m tle n ieraz zastanaw iano się, czy C złow iek

bez w łaściw ości je st pow ieścią z p artiam i d y sk u rsy w -

nym i, c zy też olbrzym im esejem z p a rtiam i pow ieś­ ciow ym i. Otóż dzieło M usila n ie je s t a n i jednym , an i drugim . Są w n im rozdziały czysto eseistyczne (np. cały dziennik U lricha, zajm ujący się teo rią uczuć) i eseistyczno-felietonow e (np. c h a ra k te ry sty k a Cekanii), a z drugiej stro n y n ie b rak , ja k p am ięta­ my, niczym nie obciążonej epiki, lecz głów na jego ten d en cja sprow adza się do p róby stopienia obu środków w ypow iedzi — ze znaczną przew agą eseiz­ m u.

O ile w tak iej C zarodziejskiej górze M ann s ta ra się

24 Cyt. w g E. Radak: Über die M öglichkeit. „Wort in der Zeit” 1963 nr 6, s. 27.

(22)

83

epicko zintegrow ać p ierw ia stk i reflek sy jn e, o ty le M usil w C złow ieku u siłu je reflek sy jn ie zintegrow ać p ierw iastk i epickie. W idać to w budow ie dzieła, w u jęciu w ielu jego fragm en tó w , w idać np. w sposo­ bie po trak to w an ia ulicznej d em o nstracji p rzed p a ła ­ cem Leinsdorfa, k tó re j obraz zostaje w chłpnięty przez rozm yślania U lrich a i w yłącznie w kontekście z nim i zy sk u je znaczenie. Nie inaczej m a ją się sp ra ­ w y ze sceną U lrich — A rn h eim w m rocznym pokoju, lekko ośw ietlonym przez u liczną la ta rn ię pod oknem . Tło, okoliczności i n a stró j ry s u ją się tu w cale w y ra ­ ziście, n iem niej g ra ją jed y n ie ro lę podporządkow ane­ go w spółczynnika w w ielkim , rozłożonym na dialo­ gowe głosy eseju św iatopoglądow ym , k tó ry u jaw n ia k o n flik t osobisty, będący fak ty czn ie k o n fro n ta cją dw óch postaw filozoficznych. P rz y ty m a u to r z re g u ­ ły przedstaw ia w dy sk u sjach (jego bo h atero w ie p ra ­ w ie nigdy nie rozm aw iają „n o rm aln ie” , lecz w iecznie d y sk u tu ją) i reflek sy jn y ch m onologach proces m yśle­ nia, a n ie gotow e m yśli i dlatego zew n ętrznie p raw ie bezakcyjne dzieło posiada jed n a k pew nego ro d zaju akcję — akcję m yślow ą, pow odującą in te le k tu a ln e spięcia i napięcia, in te le k tu a ln e dzianie się, jeżeli w olno to ta k nazwać. W identy czn y m sen sie istn ieje też w C złow ieku jak iś bieg n a rra c ji, ale jej p rzed ­ m iotem są zwłaszcza idee. Z godnie z d ew izą U lricha: „żyć h istorią idei, a nie dziejam i św iata” .

M usilow ska h isto ria lu b „biografia id ei” je s t opo­ w iedziana bogato zróżnicow anym i zarazem jedno­ rodnym językiem , o k tó ry m b y ła ju ż m ow a 25. O bec­ nie należy n a ń spojrzeć z nieco inneg o p u n k tu w i­ dzenia. Stanow i on bow iem połączenie naukow ej „ścisłości” z „u lo tn ą logiką d u szy ” (sform ułow anie Musila), ab strakcy jn ej dyskursyw ności z p o etycką obrazowością. N iekiedy a u to r w p ro st p o d k reśla m a- terialność m yśli, ich „n am acalny” b y t: „T ak ja k n a haczyku od w ęd ki zaczepia się p ę k w odorostów za­ m iast ry by , do p y ta n ia (dyskutującego) g en erała

Żyć historią idei

(23)

E G O N N A G A N O W S K I 84

Historia jak chmura i człow iek

przyczepiła się po p lątan a w iązka te o rii” . T eorie w y ­ głaszane przez postacie i n a rra to ra są przew ażnie po­ parte, zilustrow ane lu b spointow ane porów naniam i i przenośniam i, k tó re u p lasty czn iają tok rozum ow a­ n ia i w racjo naln ie rozw ijanym tem acie niespodzie­ w anie o tw ie ra ją fu rtk i w iodące w sferę irracjo n al- no-m glistych skojarzeń, często naw iązujących do ulubionych sym boli au to ra. „Z apew ne — p rzy tak n ął pospiesznie U lrich (w rozm ow ie z Bonadeą). — S port je st b ru taln y . M ożna b y n a w e t powiedzieć, że to osad wszędzie rozpylonej pow szechnej nienaw iści, k tó ra w y ładow u je się w g rach o p arty ch n a walce. Zw ykle tw ierdzi się oczyw iście coś odw rotnego. U trzy m uje się, że sp o rt łączy, w y rab ia koleżeńskość i te m u po­ dobne; w gru ncie rzeczy jed n a k dow odzi jedynie, iż b ru taln o ść i m iłość nie są bardziej od siebie oddalo­ n e niż dw a sk rzy d ła w ielkiego, różnobarw nego, n ie­ m ego p tak a. U lrich położył nacisk n a sk rzy d ła róż­ nobarw nego, niem ego ptaka, n a m yśl n iezb y t sen ­ sowną, lecz n ie pozbaw ioną o drobiny owej n iesły­ chanej zmysłowości, z ja k ą życie w sw oim bezm ier­ n y m łonie rów nocześnie zaspokaja w szelkie ry w a ­ lizujące ze sobą przeciw staw ne łak n ien ia” . A w kon­ kluzji w yw odów o dziejach ludzkości czytam y: „D roga h isto rii n ie je s t w ięc drogą ku li bilardow ej, k tó ra raz popchnięta toczy się określonym torem , ale przypom ina drogę chm ur, albo też drogę człowieka, włóczącego się po ulicach: t u przyciągnie jego u w a ­ gę jakiś cień, ówdzie g ru p a ludzi czy osobliw e zała­ m anie fasad dom ów, aż w reszcie znajdzie się w nie­ znanym sobie m iejscu, dokąd w cale n ie zam ierzał dotrzeć”. Z daniem sam ego M usila język C złow ieka to „język w obrazach, z k tó ry c h żaden nie je s t o sta t­ n i”, każdy n asu w a n a stę p n e obrazy, tow arzyszące m yślow ej podróży bez końca. Na oryginalnym sp rzę­ żeniu a b strak cji z oglądow ością polega ch yb a n a j­ w ażniejszy znak szczególny całego dzieła — m im o licznych w ah ań i niekonsekw encji autora.

(24)

pow ieści XX w ieku: „Będziem y zm uszeni do w y n a ­ lezienia nowego określan ia d la rozm aitych książek, k tó re w y stę p u ją pod tą (tj. powieści) m aską. I zupeł­ n ie możliwe, że w śród n ich pojaw i się taka, której przynależności g atunkow ej n ie zdołam y łatw o u s ta ­ lić (...). N ie pow ie n am o n a w iele o domach, docho­ dach, zaw odach w prow adzonych charakterów ; w y ­ każe m ało p okrew ieństw a z pow ieścią społeczną czy środow iskow ą. Będzie n ato m iast w ty m podobna do poezji, że nie odm aluje w yłącznie lu b przede w szys­ tk im stosunków m iędzy ludźm i i ich wspólnego działania, ja k to rob iła powieść dotychczas, lecz przedstaw i sto su nek ducha do ogólnych idei i jego m onologi, prow adzone w sam otności” 26.

P rzew id yw an ia te brzm ią niczym zapowiedź Czło­

w ieka — tru d n e g o do nazw ania szczytu w p an o ra­

m ie prozy naszych czasów, d la którego n a jtrafn ie jsze w y d a je się określenie: figuralno-obrazow a pow ieść eseistyczna. Jej „królestw o — b y posłużyć się sło­ w am i M usila — leży pom iędzy relig ią a wiedzą, p o ­ m iędzy przykładem a teorią, pom iędzy araor in te l-

lectualis a poezją” . Poniew aż zaś n ie m a ona osta­

tecznie „żadnej form y, to znaczy m a w sobie w szys­ tk ie ” , poniew aż je s t w sum ie niezw ykle pojem ną pow ieścią bez ustalo n ych w łaściwości — z w szelki­ mi w łaściwościam i po trosze, m oże ad ek w atn ie w y ­ razić ogrom różnorakich m yśli „człow ieka bez w łaści­ w ości” i au to ra, k tó rzy od początku do końca dzieła (bez końca) nieu stan n ie p ró b u ją rozw iązać nieroz- w iązalne problem y.

26 Cyt. wg R. Grimm: Rom an des P hänotyp. „Akzente” 1962 nr 5, s. 471.

Nie ma formy i ma w szystkie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jednak decydując się na wysłanie swoich pociech do tego typu orkiestry (a z moich obserwacji wynika, że wszystkie działają na dokładnie tych samych zasadach)

a szczególnie nauk społecznych, które wyodrębniły się od polityki, dokonuje zwrotu, zamykając pewien cykl poprzez powrót nauki do polityki, teorii do prak­. tyki

Na podstawie szczegółowych informacji zawartych na kartach tytułowych dru­ ków funeralnych można ustalić, że Haase samodzielnie tłoczył w Szlichtyngowej od lutego 1716

Zbrodnia pomorska 1939 nie obejmuje całości wydarzeń, do jakich doszło na Pomorzu na początku okupacji niemieckiej, i różnych metod ludobójczej polityki niemieckiej, lecz

Trans- fer wiedzy jest także realizowany poprzez jednostki rozwoju biznesu, których głównym celem jest tworzenie jak największej liczby powiązań pomiędzy świa- tem akademickim

As part of the IMPACT Evaluation of European Perpetrator Programmes project, in the present study 134 domestic violence perpetrator programmes from 22 European countries answered

Два эпизода рассказа зеркально накладываются друг на друга: в газетной строке героиня для одного только Глебова является из мертвого мира точно

Only expressive features, such as smile height: vertical distance between lips at centre of smile divided by length of face, smile width: distance between mouth inner corners