Egon Naganowski
Powieść jako esej, esej jako powieść
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 63-85
Egon Naganowski
Powieść jako esej,
esej jako powieść *
Dzieło autotematyczneW C złow ieku bez właściwości głów ny b o h ater Ulrich, b ra t A gaty, pisze dziennik, k tóry przez sw ą szeroką filozoficzną i psychologicz ną tem atykę, o b ejm u jącą wiele kluczow ych zagad n ień powieści, dalej przez bezpośrednie naw iązanie do dziejów rodzeństw a i k ilku in n y ch postaci, a w re szcie przez sw ą d y sk ursyw no-obrazow ą form ę może poniekąd uchodzić za ściśle eseistyczną m in iatu rę całego dzieła lu b przynajm niej jego drugiej Księgi. D ziennik ten i w ogóle sek w en cja rozdziałów dzien nikowi pośw ięconych stanow i ponadto in teresujący w ypadek eseju o pow staw aniu eseju, czyli eseju autotem atycznego. Chw ilam i bezpośrednio ob serw u jem y b o h a te ra-a u to ra w trak cie pisania, uczestniczy m y w dobieraniu, p rzy m ierzan iu lub od rzu can iu po mysłów, sform ułow ań, zdań i słów, w w ypróbow y- w aniu różnych możliwości ujęcia dan y ch problem ów. A przyglądając się procesow i rodzenia się dziennika, jak b y przyglądam y się procesowi rodzenia się Czło
* Jest to fragment rozdziału „Próba określenia poetyki”, któi'y zamyka przygotowaną do druku monografię* o życiu i twórczości Roberta Musila.
Esej auto- tem atyczny
E G O N N A G A N O W S K I
Technika tem atem dzieła
w ieka, rów nież będącego w pew n ych p a rtia c h dzie
łem autotem atycznym , rodzajem powieści, k tó ra „za stan aw ia się n a d sam ą sobą” 1 i „tw orzy d la siebie sam ej s w o je 'w ła s n e reg u ły ” 2, sw oją w ła sn ą „po w ieściow ą m etodologię” 3 i technikę. J u ż w 1911 r. Musil zaznaczył w D zien n ika ch : „N ie m ożna uksz tałtow ać w szystkiego co isto tne (...), n ie uczyniw szy w n iek tó ry ch w ypadkach (...) sam ej tech n ik i kształ tow ania isto tn y m tem atem dzieła” 4. Z araz przeko nam y się n a w y b ran y m przykładzie, ja k a u to r cie kaw ie w pisał w C złow ieka pew ne założenia jego estetyki, ja k z teo rii powieści zrobił o biek t narracji, zwłaszcza — rzecz osobliw a — n arracy jno -eseistycz- nej ch a ra k te ry sty k i sto su nk u U lrich a d o życia. Dzie ło M usila n iew ątp liw ie należy do książek kryjących w sobie „w ew nętrzno-pow ieściow ą reflek sję teo re ty czn ą” 5, k tó ra odnosi się m.in. do epickiego porząd k u fabularnego, p roblem u czasu oraz konstrukcji u tw o ru i je s t pod ty m w zględem re la ty w n ie bliższe
nouveau rom an N athalie S arrau te, R obbe-G rilleta
lub B u to ra niż daw niejszych dzieł autotem aty czn ych w rod zaju P ałuby Irzykow skiego, Fałszerzy G ide’a czy K o n tra p u n k tu H uxleya.
1 J.P. Sartre w przedmowie do Portretu nieznajomego N. Sarraute. Przeł. Z. Jarem ko-Pytowska. W arszawa 1959 C zy telnik, s. 5.
2 A. Robbe-Grillet: Pour un nouveau roman. Paris 1563, s. 11. 3 M. Głowiński: Porządek, chaos, znaczenie. Warszawa 1968, s. 99.
4 Cytaty z pism Musila podaję, jeśli nie zaznaczono inaczej, w edług 3-tomowej edycji hamburskiej, zredagowanej przez A dolfa Friségo: Tagebücher, Aphorism en, Essays tn d R e -
den, 1955; Prosa, Dramen, Spàte Briefe, 1957; Der M ann ohne Eigenschaften, wyd. VII, 1965 (polski przedad tej
ostatniej pozycji jest niestety fatalny i niekomple;ny, t.ak że przytaczam w yjątki w wersji mocno poprawionej lu b w e
własnym tłumaczeniu). * Głowiński: op. cit., s. 94.
O niemożności „naiwnego” opowiadania
W p rzed ostatn im rozdziale pierw szej Księgi Człowieka, podczas nocnego pow ro tu przez uśpiony W iedeń do domu, U lrich w spom ina
uroki nieskom plikow anej egzystencji n a w si i w w iejsk ie życie
zw iązku z tym „przyszło m u do głowy, że p raw o i epicka
rządzące w iejskim życiem, d o którego tęsk n im y n a d - narracja m iern ie obciążeni i złaknieni prostoty, n ie je s t n i
czym innym jak p raw em porządk u epickiej n a rr a cji! Owego n atu ra ln e g o po rząd k u polegającego n a świadomości, że m ożna pow iedzieć: «kiedy to a to się stało, w ydarzyło się tam to!» O to zw ykłe n a stę p stw o rzeczy (...); nanizanie w szystkiego 00 zaszło w czasie i p rzestrzeni n a je d n ą nić, n a sły n n y «w ątek opowieści», z k tórego składa się też w ą te k życia (...). Przew ażnie ludzie są w obec siebie sam ych n a rra to ra m i (...): lu b ią u porządkow aną kolejność fak tó w (...) i dzięki w rażeniu, że ich życiow e losy m a ją swój w ytyczony «bieg», czu ją się jakoś bezpieczni w cha osie. Ale U lrich obecnie zauważył, iż ta p ry m ity w n a epickość w nim się zatraciła” , iż w rozbitym , n ie
przeniknionym i n iepew ny m św iecie „nic n ie daje się już opow iedzieć” w edług lin earn eg o porządku, „n ie podąża za jed n y m «wątkiem », lecz rozpościera się nieskończenie p o gm atw aną płaszczyzną” . W brew tęskn otom i iluzjom ludzi dzieje się ta k w życiu ogólnym i, co za ty m idzie, we w spółczesnej po w ie ś c i Jej „ n a rra cja n ie je s t ju ż linią, ale pow ierzch n ią ” w yraził się B u to r w bardzo podobnych sło w a c h przeszło trzydzieści la t później — „poniew aż n ie tylko n ie sposób opowiedzieć w szystkich w y da rz e ń w ciągu lin earny m , ale n a w e t w e w n ątrz jednej sekw encji zam knąć całego n astęp stw a faktów . P rz e żyw am y czas jak o ciągłość ty lk o w p ew n y ch chw i la c h ” 6. W każdym razie „jeżeli pisarze b u rz ą dzisiaj
6 M. tfutor: P ow ieść jako poszukiw anie. Tłum. J. Guze. Warszawa 1971 Czytelnik, s. 102—103.
E G O N N A G A N O W S K I 66
Co zrodziły wahania Musila
powieść tra d y c y jn ą — pow iada J. Bloch-M ichel — to nie przez kaprys, lecz dlatego, że w te n sposób w y ra ż ają sy tu ację in telek tu alną, w k tórej oni i ich współcześni się znajdują, sytuację, k tó ra n ie sp rzy ja ju ż ekspresji pow ieściow ej” w daw nym s ty lu 7. Świadomość, że n ie je s t możliwe, by „przy pomocy starego, naiw nego to k u opow iadania uchw ycić treści dzisiejszych czasów ” (Musil w jed n y m z w yw ia d ó w 8), leży u p o dstaw poetyki C złow ieka bez w łaś
ciwości. Nasz a u to r od początku sw ej tw órczości
w ah ał się m iędzy aw ersją do zw ykłej n a rra c ji, fa buły, anegdoty, in try g i i akcji a „ in sty n k to w n y m ” przyznaniem im p ew n y ch praw , z czego z jed n ej stro n y zrodziły się u tw o ry z rod zaju Zespoleń, z d ru giej zaś w ro d zaju Trzech kobiet. Bezsprzecznie jed n a k częściej odżegnyw ał się od „opow iadania histo r y je k ” (G eschichtl-Erzahlen — pogardliw e sform u łow anie H erm an n a Brocha) i b u n tu ją c się przeciw ko niem u, zaznaczył w n o tatk ach do C zło w ieka : „Ależ ja po p ro stu n ie chcę (...). I d latego w olałem p odjąć n iestra w n ą próbę. K toś kiedyś m u si zrobić sup ełek w ciągnącej się bez końca n ici” konw encjonalnej n a rra c ji, dobrej dla „niańczynych i w strząsający ch p o w iastek” , d la lite ra tu ry rozryw kow ej i użytkow ej, k tó ra o p e ru je schem atam i. „M imo że to brzm i p a radoksalnie, obecnie o w iele więcej złych pow ieści niż dobrych zasługuje n a m iano u tw o ró w epickich” , co n ajlep iej dowodzi, „iż ep ik a sta ła się czym ś n ie zw ykle problem atycznym ” .
Pisząc sw oją powieść z tak im n astaw ieniem , M usil dał w au to k o m en tarzu z 1932 r. osobliw ą c h a ra k te ry sty k ę jej fab u ły : „H istoria tej powieści polega n a ty m , że historia, k tó ra m iała być opow iedziana, n ie zostaje opow iedziana” . J a k to należy rozum ieć? W e dług daw nych reg u ł fabułę tw o rzy przyczynow o- s k u tk o w y splot m otyw ów , w ątków , sy tu acji, scen
7 Cyt w g Głowińskiego: op. cit., s. 73. * „Wiener Allgem eine Zeitung”, 21 III 1931.
i zdarzeń, k tó re zw iązane z p ragnieniam i, dążeniam i i działaniam i bohaterów k sz ta łtu ją ich los i drogą zaw ęźlenia in try g i o raz zgodnie z przebiegiem obiek tyw nego czasu u k ład a ją się w akcję, ro zw ijającą się w k ie ru n k u takiego lu b innego rozstrzygnięcia p rzed staw ionego k o n flik tu lu b konfliktów . P rzy ty m do elem entów dynam icznych n a rra c ji dochodzą staty cz ne w form ie opisu tła, tj. środow iska, obyczajów, otoczenia, krajo b razó w itp . Jeżeli d o teg o klasycz nego w zorca pow ieściow ej d ram atu rg ii przym ierzy m y C złow ieka, to łatw o zauw ażym y, ja k daleko M u- sil odszedł jed n a k w w iększości w ypadków od tr a dycji, p oniekąd jeszcze bardziej n iż P ro u st a n a w e t Joyce, d o jakiego sto p n ia — m ów iąc słow am i S ar- t r e ’a z przedm ow y do P o rtretu nieznajom ego N atha- lie S a rra u te — „chodzi t u o zakw estionow anie po wieści p rzez n ią samą, o zburzenie jej n a naszych oczach, podczas gdy się ją pozornie b u d u je ” 9. I to często p rzy pom ocy auktorialnego, a w ięc tra d y c y j nego n a rra to ra .
Poetyka pozorów i redukcji
Pozorne podejm ow anie i snucie fabuły, k tó ra jest w istocie n ikła, niespójna i nie k iedy m yląca, pozorne budow anie akcji, k tó ra się nie rozw ija, albo rozw ija tylko w kró tkich, wyizolo w any ch frag m en tach , pozorne ko n stru o w an ie scen i sytuacji, k tó re zaledw ie zam arkow ane rozpływ ają się w rozm yślaniach i d y skusjach, pozorne m alow a nie tła, k tó re przew ażnie rychło zanika lub w cale nie w y stę p u je — w szystko to uderza w w ielu p a r tiach C złow ieka. N iew ątpliw ie nie b ra k w nim u ry w ków , w iększych całości i rozdziałów epicko p lastycz nych, żywo opow iedzianych, nieraz ak cy jnie u jęty ch, żeby przykładow o w skazać na pew ne erotyczne sy
Odejście Musila od tradycji Seks i nor m alna powieść 9 Portret nieznajomego, s. 5.
E G O N N A G A N O W S K 3 08
Redukcja anegdoty
tu acje i p e ry p e tie U lricha z kobietam i, nie w yłącza jąc A gaty (w ogóle seks je s t czynnikiem stosunkow o najczęściej popychającym powieść w k ie ru n k u „nor m aln e j” powieści), na znakom ity opis odwiedzin K lary sy w zakładzie dla obłąkanych, czy na historię rom ansu R acheli z Solim anem , a zw łaszcza na nie k tó re szkice pochodzące z daw niejszych w e rsji dzie ła. Spośród nich trzeb a w ym ienić odm alow anie osob liwego flirtu A gaty z L indnerem , niezw ykle suge sty w n e przed staw ienie szaleńczych rozjazdów K la ry sy po W łoszech, jej p o b y tu w sa n ato riu m i na W yspie Zdrow ia 10, dalej nie pozbaw ione dram aty cz nego napięcia opisy w spółżycia R acheli z M oosbrug- gerem i obrazow e ukazanie „podróży do r a j u ” rodzeństw a. Ale w ym ienione tek sty , choć częściowo bardzo istotne, nie są jed n a k pod w zględem zasto sow anej w nich poetyki typow e dla C złow ieka bez
w łaściw ości. Jego zasadniczą ten d e n c ję estetyczną
cechuje bow iem m niej lub więcej zaaw ansow ana r e dukcja p ierw iastkó w epickich, red u k c ja anegdoty, chw ilam i n iezb y t oddalonej od „anegdoty zerow ej” 11 (stosow anej w sk ra jn y sposób przez nouveau rom an i g ru p ę „Tel Q uel” ). P rzek o n u jem y się o ty m na każdym krok u , zarów no w rozlicznych epizodach, ja k i całych rozdziałach, ba, w całych kom pleksach rozdziałów .
I ta k k ied y U lrich robi z D eotym ą w ycieczkę za m ia sto i w ę d ru je m alow niczą doliną, której o biektyw ne piękno n a rra to r oddaje kilkom a k onw encjonalnym i słow am i, b y potem potrak to w ać k rajo b raz jak o e le m en t ściśle pow iązany ze świadom ością głów nego bo hatera, u la tn ia się n ie ty lko rea ln e tło, lecz rów nież u la tn ia ją się zew nętrzne okoliczności przechadzki obojga kuzynów . Jeszcze w yraźniej w y stęp u je podob n e zjaw isko podczas p ew ny ch odw iedzin gen erała
10 Patrz mój artykuł K la rysa i je j dem ony, drukowany w „Tekstach” 1974 nr 1.
II R. Barthes: M it i znak. Eseje w wyborze i z przedmową Jana Błońskiego. W arszawa 1970 PIW, s. 262.
S tum m a u U lricha. N a b ity ch je d e n a stu stro n ach książki gość i gospodarz w yłącznie ro zp raw iają n a kom pletnie p u stej scenie a „p rzedstaw ien ie” (ten cu dzysłów je s t tu zaiste konieczny) ich w spólnej kola cji, ich zachow ania się i gestów zostało zredukow a n e do trz e ch lakonicznych w zm ianek: „Zasiedli do sto łu ” , g en e ra ł „z niesłychaną uw agą b ra ł na w idelec każdy p laste re k kiełb asy ” i później obaj „sięgnęli po cygara” . Poza ty m i w zm iankam i sy tu a c ja n ie istn ie je. Ale to są w końcu drobiazgi. P rzy p atrzm y się M usilowskiej m etodzie u jm ow ania tem ató w n a p rzy kładzie A kcji Równoległej 12, jednego z naczelnych w ątków dzieła.
W łaściw ie m ożna by przypuszczać, że stanow i ona p rzedm iot epicko nośny, zwłaszcza że ekspozycja obiecująco p rez e n tu je głów nych protagonistów i w i zyty sk ładane u n ich z ojcow skiego n ak azu przez U lricha. Coś się jak b y zaczyna, n a coś się zanosi. P o tej zapowiedzi jed n a k niew iele się dzieje, gdyż n ie baw em w ychodzi n a jaw , że do żadnej ak cji w r a m ach bzd u rn ej A kcji nie dojdzie, że jej bieg je st bie giem jałow ym , nie posuw ającym niczego naprzó d — an i w sensie m ery to ry czn ym , an i powieściowym . O d by w ają się w yłącznie działania pozorne lub dzia łan ia fragm entaryczne, k tóre nie w y w o łu ją skutk ó w i jed y n ie św iadczą o w ielkiej niem ożności Cekańczy- ków. A le n a w e t o owej pow szechnej niem ożności, adekw atnie odbitej w niem ożności zbudow ania akcji powieściowej, n a rr a to r nie ty le opow iada, ile sn u je rozw ażania i każe je snuć bohaterom . S ym ptom atycz n e są pod ty m w zględem zebran ia w sp ra w ie A kcji
12 Przypominam, że ta zm yślona impreza pseudohistoryczna, ironicznie i satyrycznie potraktowana przez Musila, polega na tym, iż grupa osobistości Cekanii (czyli c. -k. monarchii austrowęgierskiej) zamierza przygotować na rok 1918 w ie l ki jubileusz z okazji siedemdziesiątej rocznicy w stąpienia na tron „Cesarza Pokoju”, Franciszka Józefa. Przewidziane uroczystości m ają się odbyć jednocześnie z obchodami trzy dziestolecia panowania W ilhelm a II w Niem czech i stanowić ich polityczno-światopoglądową przeciwwagę.
Akcja bez akcji
E G O N N A G A N O W S K L 70
Po i przed — podobnie jak u Parnickiego
urządzane u D eotym y, raczej ironicznie czy saty ry cz nie zreflektow ane, niż ukazan e w obrazow ych sce nach, rozgryw ających się n a obrazow o nakreślonym tle. N ie w idzim y, ja k w y g ląd ają salony w dom u Tuz- zich, z w y jątk am i nie w idzim y uczestników , a ty lko słucham y ich bezpośrednio zarejestro w an y ch lu b streszczonych przez n a rra to ra w ypow iedzi, poznaje m y ich id ee i m yśli. G dy zaś n a p rzy k ład dochodzi do ostrej k o n fro n tacji m iędzy p acyfistycznym poetą Feu erm au lem a nacjo nalistą H ansem Seppem , to n ie ob serw ujem y jej w prost, lecz dow iadu jem y się o niej z relacji i k om entarza g en erała Stum m a, ta k że po ten cjaln ie dynam iczna scena tra c i c h a ra k te r w y d a rzen ia i s ta je się jeszcze je d n ą odskocznią d la s ta tyczn y ch z n a tu ry rzeczy dyw agacji. W C złow ieku, nieco podobnie ja k w pow ieściach Parnickiego, p rze w ażnie „n ie m a «dziania się», je s t «przed» dzianiem się i ' «po»” 13, nie w yłączając pozornie n ajb ard ziej ak cy jn y ch m om entów w ro d zaju pobicia U lricha przez trzech d rabó w n a p u stej ulicy w nocy i jego poznania się z Bonadeą, k tó ra po tu rb o w an em u u dzie liła pomocy. W ypadki te n ie są pokazane, a ty lk o p rzypo m nian e w rozm yślaniach bohatera, w y ciągają cego z n ich filozoficzne w nioski n a te m a t stosunków m iędzyludzkich i społecznych, sp ortu1, siły fizycznej, duszy, m istyki, teologii itp.
Zwodnicze daty, błędne kola, zatrzymany bieg
Statyczność A kcji R ów noległej podkreśla też fak t, że spotkania poświęcone p a ra d o ksaln em u przedsięw zięciu stanow ią w istocie szereg pow tórzeń tej sam ej sy tu a c ji fab u la rn e j bez rzeczy w iście odw ijającej się fab uły , co sp raw ia, iż k a p i
18 Parnicki w w yw iadzie prasowym o własnych książkach, cyt. w g W. Sadkowski: Polska awangarda. „W spółczesność” 1970 nr 24.
71
taln ie, choć w większości eseistycznym i lu b felioto- now ym i środkam i w yśm iane konw enty kle, o parte na w ałkow aniu przez b ohaterów identycznych lub po dobnych frazesów i schem atów ideow ych, w cale nie z d ają się następow ać po sobie, lecz robią w rażenie jednoczesności. W ogóle posuw anie się obiektyw nego czasu je s t niem al w całym C zło w ieku czym ś iluzo rycznym . G dy n a rra to r podaje, kied y poszczególne rozdziały i w y pad k i się rozgryw ają, pisząc „w ty m czasie” , „niedługo p otem ” , „późnym popołudniem ” , „tego sam ego w ieczoru”, „następnego ra n a ” , „w n a stęp n y ch tyg o d niach ” itp. — to często nie naw iązuje do k o n k retn y c h rozdziałów i w ypadków , b y n ajm n iej nie w iadom o, ja k i je st czasow y p u n k t odniesienia dla u ż y ty ch określeń. Ich dokładność je s t zwodnicza, nieraz niew iele m niej ab su rd aln a niż odpow iedź Clo- va na p y tan ie H am m a w Końców ce B ecketta: „K tó ra godzina? Ta sam a co zaw sze” 14. O bracam y się w sw obodnym „czasie poetyckim ” , a „n a w e t w iążące się ze sobą zdarzenia, k tó ry c h kolejność nie budzi żadnych w ątpliw ości, tw orzą w rzece tego poetyc kiego czasu najw yżej odosobnione w y sp y ” , nie po zw alające się czasowo um iejscow ić. „W ydarzenia, by się ta k w yrazić, p ły w ają ja k ry b y w a k w ariu m , bez rozpoznaw alnego k ie ru n k u ” 15, raz w tę, raz w inną stronę.
W każdym razie czas C złow ieka n a ogół ty lk o pozor nie p o k ryw a się z czasem zegarow ym i z kalend a rzow ym i dniam i, tygodniam i i m iesiącam i, k tó re sk ła d a ją się na u m ow ny „rok u rlo p u od życia” głów nego bohatera, ukazanego w u m ow nym okres ie m iędzy sierpniem 1913 a końcem lipca 1914 r., obejm ującym faktycznie także la ta dw udzieste i trzy d zieste naszego w ieku, nie m ów iąc ju ż o całych obszarach powieści zaw ieszonych poza określonym czasem. N a „poetyc ki czas” dzieła w sk azu je p on ad to zakw estionow anie,
14 S. Beckett: T eatr. Warszawa 1973 PIW, s. 137.
15 U. Karthaus: D er andere Zustand. Z eitstru ktu ren im W er-
ke Robert Musils. Berlin 1965, s. 36.
W innym czasie
E G O N N A G A N O W S K I 72
Postęp wyłącznie intelektualny
zatarcie granic i przem ieszanie p ó r roku. W m ieście „panow ała asfaltow a w iosna, panow ał pozbaw iony cech określonej pory ro k u w iosenny dzień jesien i” — stw ierdza M usilowski n a rra to r. „Z jakiegoś pow odu U lrich odniósł n ieo d p arte w rażenie, że p a trz y w chło- dno-łagodną noc października, choć b ył to późny okres zim y” a tro chę dalej dow iadujem y się, iż bo h a te ra i Bonadeę łączyło coś, co m ogło być „rów nie dobrze nocą październikow ą” jak „styczniow ą” . „P i sano datę m arcową. A le n a m eteorologii n ie zawsze m ożna polegać, niek ied y przesu w a m arcow y w ieczór n ap rzó d lu b wstecz, pom yślała K larysa, k tó re j ciem ność za oknem w yd aw ała się ciem nością letn iej no c y ” . W obec całej tej konfuzji czasowej tru d n o się dziwić, iż skąpo rozsiane w ypadki i sy tu a c je Czło
w ieka rzadko trz y m a ją się czasowej chronologii, do
puszczają różne możliwości uszeregow ania, ty m b a r dziej, że fabuła i akcja n ie toczą się jed n y m torem , lecz gubią się w „nieskończenie pogm atw anej p ła szczyźnie” , k tó rą rządzi praw o sym ultaniczności. „P ierw szy tom ” powieści — pisał M usil po jego u k a zaniu się w liście sk iero w an ym 26 sty cznia 1931 r. do k ry ty k a B ern ard a G uillem ina — „rezyg n uje z w y m iaru czasu, z przebiegu, z czasowego (i chciał bym od razu zaznaczyć: z przyczynowego) rozw oju (...). P rzed tem i Potem nie obow iązują, po stęp je st w yłącznie in telek tu aln y, a nie przestrzen ny . Treść rozpościera się w sposób bezczasowy, w łaściw ie w szystko dzieje się jednocześnie” . W praw dzie w ło n ie A kcji Równoległej odbyw a się — zw łaszcza w ed ług konspektów do fin ału — jakiś proces, jakaś fa ta ln a przem iana, ale i o n a je s t pozorna. O stateczna degrengolada p atriotycznej im prezy (w raz z ideow ą klęską większości bohaterów ) zaw iera się bow iem od początku w jej im m an en tn y m bezw ładzie i dokonuje się siłą bezw ładu, poniew aż żaden z C ekańczyków niczego nie p o trafi dokonać, poniew aż w szyscy sw y m b rakiem działania przy b liżają działania w ojenne. K o row ód groteskow ego tań c a śm ierci zakreśla koło,
w k tó ry m koniec zbiega się z początkiem , a początek z końcem, i jed y n ie osoby się tasu ją, by g enerał Stum m i przem ysłow iec A rnheim , z góry d la siebie przeznaczeni, m ogli sobie podać ręce.
Jeżeli w C złow ieku jak iś istotny w ątek rzeczyw iście się odw ija w sposób linearno-czasow y i przyczyno w o-skutkow y, to w łaściw ie w yłącznie i tylk o w ogól nym rzu cie postęp choroby i rozpad, osobowości K la- rysy. N ajlepiej je s t o n w idoczny w zazębiających się według sen su tek sta ch p rzejęty ch p rzez Frisego z W ybaw iciela (jednego z daw nych w a ria n tó w Czło-
wieka), a u k azu jący ch o sta tn ie etap y obłąkania. P rzedtem bowiem , zwłaszcza gdy b o h a te rk a przeży w a ekstazy „fortepian o w e” i czuje, że „dem ony” stoją za kulisam i, chronologiczny p orządek często całkow icie się w niej m iesza. „Czasowe następstw o przeżyć — pow iada n a rra to r — będące dla in n y ch ludzi p raw dziw y m oparciem , tw orzyło w K larysie zasłonę, k tó ra zarzucała sw oje fałd y je d n ą n a drugą albo też rozpływ ała się w p raw ie już n ie dostrzegal n ym tch n ie n iu ” . Ale, ja k się rzekło, h isto ria m łodej kobiety rozw ija się jed n a k k u tragiczn em u ro zw ią zaniu, k u niew ątpliw ej katastro fie. N atom iast inne w ątki powieści, poza rów nież w daw nym szkicu opi sanym k resem m iłości rodzeństw a, ta k czy inaczej zataczają koło p rzy p o m in ające b łęd n e koło Akcji Rów noległej.
Czyż w błęd nym kole n ie je s t zam knięty los Moos- b ruggera? Pom inąw szy dzieje nieszczęsnego cieśli w przedakcji, k tó re tłum aczą, co rozbudziło w nim m ordercze in sty n k ty w obec kobiet, jego a k tu a ln e za chow anie się d e term in u je w ew n ętrzn y przy m u s m a sakrow ania i zabijania, pow odujący n im z jedn aką siłą, a jego droga w iedzie często w niejasnej kolej ności od zbrodni do sal sądow ych, w ięzień i zakła dów psychiatrycznych, skąd zw alniany lu b u w aln ia n y znów m o rd u je i ta k cykl rozpoczyna się od nowa. Z resztą zgodnie z m etaforyczno-w ieloznaczną w ym o w ą tej postaci. Je j „zegar życia” d a je się „posuwać
Tylko rozwój choroby i roz padu
E G O N N A G A N O W SK 1 74
Ludzię, m ówią, że życie p łynie
lu b cofać”, n atom iast w m onologach w ew nętrznych i sw oistych „innych stan ach ” m istycznych w ogóle n ie m a w skazów ek (jak „zegar życia” w dziw nych przeżyciach W eroniki i K laudyn y z Zespoleń). Dla M oosbruggera, pisze au k to rialn y n a rra to r, „w yda rzen ia odległe i bliskie n ie oddzielały się sztucznie od siebie, a kiedy zlew ały się ze sobą, to to, o czym się mówi, że „«działo się w różnych czasach», nie w y m agało ju ż czerw onej n itk i, k tó rą zaw iązuje się n a szyi jed n em u z bliźniąt, żeby m óc je rozróżnić (...). Ł atw o sobie w yobrazić, iż życie ludzkie p ły n ie n iby n u rt, ale n u rt, jak i M oosbrugger zauw ażał w swoim w łasnym życiu, p ły n ął p rzez w ielką, sto jącą wodę. P o suw ając się naprzód, rozgałęział się w stecz, a w łaś ciw y bieg żyw ota p raw ie że w ty m zanik ał”. P rz y toczone zdania przyw odzą n a m yśl słow a K ierke- gaard a: „Czas ucieka, życie płynie ja k rzek a itd — po w iadają ludzie. N ie m ogę jakoś tego zauważyć, czas stoi i ja razem z n im ” 16. P o ra te ra z odpow iedzieć n a pytanie, ja k n a ty m tle p re z e n tu je się nakreślo na w dziele droga życiow a U lricha, k tó ry z ra c ji sw ej cen traln ej pozycji głów nie d ecyd u je o fabu larn ym układzie i k o n stru k cji całości.
Zaprzeczenie powieści rozwojowej
W zw iązku z pow ieścią M usila nieraz odw oływ ano się do tra d y c ji L a t n a u k i i L a t
w ęd ró w ek W ilhelm a M eistra Goethego, klasycznej
pow ieści edukacyjnej (B ild u ngsrom a n) czy rozw ojo w ej (E n tw icklu n g sro m a n ), p rzed staw iającej k sz ta łto w anie się osobowości i losów jednostki, k tó ra w ze tknięciu z rea ln y m św iatem i na oczach czytelnika
19 S. Kierkegaard: D iapsalm ata. Przeł. J. Iw aszkiew icz. „Twórczość” 1967 nr 10, s. 56.
75
rozw ija się, przem ienia i osiąga „pew ien stopień doskonałości” 17. Tu od raz u w y p ada zaznaczyć, że U lrich m im o pew nych pozorów podobnego procesu nie przechodzi. „Człowiek bez w łaściw ości” , nie u ję ty w k atego riach psychologicznych i w dużej m ierze pozbaw iony znam ion zindyw idualizow anej postaci, sy n tety czn y człowiek m yślący w ogóle, k tó ry nie ak c ep tu je istn iejącej rzeczyw istości i chciałby ją „skasow ać” , je st w o tw a rty m i frag m en tary czn ie za notow anym fin ale dzieła ta k i sam , ja k na jego po czątku i pod ty m w zględem przypom ina Leopolda Blooma lub S tefana D edalusa z Ulissesa Jo y ce’a. Zwłaszcza pod w pływ em fiaska m iłości do A gaty wzbogaca się jed y n ie o szereg dośw iadczeń i ubożeje o kilk a złudzeń (m. in. dotyczących roli i m ożliwości jednostki), by w przy p uszczaln y m dalszym ciągu nie ukończonej pow ieści podjąć now e ek spery m enty, tj. w yruszyć ponow nie k u w ciąż tej sam ej utopii jed ności — w łasnej osobowości, ludzi i św iata. F ak ty cz nie odbyw a w ięc podróż bez końca po obwodzie kuli, zn a jd u jąc się zaw sze ró w n ie blisko i rów nie daleko od celu, choć chw ilam i w y d aje m u się, że ju ż do niego dotarł.
M ożna b y w ięc zestaw ić U lricha raczej z P arsifalem C hretien a d e Troyes czy W olfram a vo n Eschenbach, z poszukiw aczem u to p ijn ego św iętego G raala. „Czło
w ie k bez właściw ości — stw ierd ził a u to r w liście do
W iktora Z uck erk and la — n ie je s t pow ieścią ed u k a cyjną, lecz pow ieścią o duchow ej przygodzie” 18. I to, ja k w w y p ad k u A kcji Rów noległej, n ie ty le opow ie dzianej, ile zreflek to w an ej, co dodatkow o i zasadni czo różni om aw iane dzieło od W ilhelm a M eistra, w którym G oethe w praw dzie te ż nie o p eru je ciągłą
17 K. Morgenstern: Über das W esen des Bildungsrom ans (1820). Cyt. w g B. Hillebrand: T heorie des Romans. T. II. München 1972, s. 15. To w łaśnie M orgenstern na podstawie
W ilhelm a M eistra ukuł termin Bildungsrom an.
18 List z 1 II 1939, ogłoszony w „Wort und W ahrheit” 1967 nr 4, s. 292.
Ulrich jak Parsifal
E G O N N A G A N O W S K I 76
N ikłe ślady wydarzeń
akcją i też nie skąpi rozw ażań, ale je d n a k w pełnym tego słow a znaczeniu opow iada, bo w jego bohaterze, w przeciw ieństw ie do U lricha, „ p ry m ity w n a epic kość” jeszcze się nie „zatraciła” . W sum ie narzuca się w ięc w niosek, że dzieło M usila stanow i w ręcz za przeczenie powieści edukacyjno-rozw ojow ej, której ironiczną paro d ią była przed nim C zarodziejska góra Tom asza M anna.
„Czas nierzeczyw isty”
B rak w ew nętrznego rozw oju idzie w U lrich u w parze z jego iście cekańską nie zdolnością do działania i dlatego rów nież on nie może być m otorem jak ie jś ciągłej akcji w powieści. Trzeba to specjalnie podkreślić, bo k iedyś a u to r kazał m u, a raczej jego poprzednikom , przechodzić in try g u ją c e p e ry p etie w ro d zaju działalności szpiegow skiej czy p róby oswobodzenia M oosbruggera. Z ty ch i podob nych m otyw ów w ukończonej części Człow ieka nic nie pozostało, a w p a rtiac h ze spuścizny, w łączonych do edycji Frisego, zachow ały się tylko n ik łe ślady pew nych d aw nych em ocjonujących w ydarzeń. „Dzia ła n ie ” U lricha obecnie ogranicza się przew ażnie do przyjm ow ania, odw iedzania i spo tyk ania in ny ch osób, z k tó ry m i sty k a się głów nie po to (częściowo w y ją w szy m iłostki z kobietam i), b y prow adzić rozm ow y i dyskusje, zastępujące akcję. W ędrów ki te i k o n tak ty, gęsto p o p rzety k an e jego reflek syjn ym i m onolo gami, w spom nieniam i i skojarzeniam i z kolei zastę pującym i w espół z w yw odam i n a rra to ra epicki to k powieści, o d b y w ają się, podobnie ja k „działania” reszty postaci, w wyżej om ów ionym „czasie poetyc kim ” . Ale n a w e t tam , gdzie zdaje się o n p ły n ąć ko ry te m norm alnej chronologii, je s t w edług M usila „czasem n ierzeczyw istym ” , w którym przeżycia bo h a te ra n ie n a stę p u ją lin earn ie po sobie, lecz w y stę p u ją „na w szystkie stro n y z brzegów ” (z listu do
G uillem ina). Co to znaczy, ilu s tru ją rozdziały 29— 33 pierw szej Księgi. D zieją się one w p raw d zie w ciągu jednego popołudnia, a jed n ak stan o w ią konglom erat nasuw ających się n a siebie płaszczyzn czasowych. Oto B onadea zjaw ia się u U lrich a i dochodzi do dw óch (nie przedstaw ionych, zaledw ie zasygnalizo w anych) stosunków m iłosnych, k tó re chw ilow o prze m ien iają opornego kochanka w „szaleńca z p ian ą na u sta c h ” . W tedy U lrich n agle w idzi i słyszy „jakby przez pow stałą szczelinę” szalonego m ordercę n a sali sądow ej. B ezpośrednio ogląda scenę, k tó ra m oże roz g ry w ała się w przeszłości, może rozegra się w p rzy szłości, a faktycznie rozgryw a się w teraźniejszości w izji, przecinającej się z teraźniejszością odw iedzin Bonadei, p rzy czym w cale n ie wiadomo, czy h alucy- n acy jn e w yd arzen ie odbija rzeczyw isty los M oosbru- ggera, choć niew ątpliw ie nosi ono cechy życiowego au ten ty zm u . Potem n a coraz m niej czułe tête-à -tête, zakończone (nie ostatecznym ) zerw aniem m iędzy przesyconym kochankiem a nienasyconą kochanką, n ak ład a się jeszcze w ynurzona ze w spom nień histo ria z p an ią m ajorow ą, k tó ra ta k ja k p rzed tem w izja ro zpraw y h am u je w ątły n u r t aktualnego d ziania się i poszerza godziny popołudnia o tygodnie* czy m ie siące tam tej daw nej przygody, w skazującej n ie ty lk o w przeszłość, ale i w przyszłość U lricha, bo je s t u b ie
g łą a n ty cy p acją jego późniejszej miłości n a odległość Czîowiek bez
d o A gaty. ' realnego czasu
W olność „człowieka bez w łaściw ości” , będącego czło w iekiem bez realnego czasu, polega w łaśnie n a zdol ności przeskakiw ania czasow o-przestrzennych b arier. Zwłaszcza n a p rogu jaw y i snu, kiedy to łączą się z sobą: „W idok jak iejś łąki o świcie. Z asnuty gęstą w ieczorną m głą o braz w ijącej się doliny rzeki, oglą dany z okien pociągu. P ew n a m iejscow ość n a drugim k rań c u Europy, gdzie pożegnał się ze sw oją ukocha n ą (...). W łosy pod pacham i innej kochanki, jed y n y szczegół, k tó ry z niej pozostał. F rag m enty jakiejś m elodii. Osobliwość czyjegoś gestu. Zapach bijący
E G O N N A G A N O W S K I 78
K ilka epickich wydarzeń
z jakiegoś klom bu z kw iatam i (...)• M ogłoby się w y dawać, że tego rod zaju obrazy są czym ś najbard ziej ulotnym , co m ożna sobie w yobrazić, ale w pew n y ch chw ilach całe życie w n ich się rozpływ a, tylk o one się liczą n a życiowej drodze, ty lko od n ich i k u nim zdaw ała się o na biec” ze w szystkich k ieru n k ó w „cza su nierzeczyw istego” , k tó ry ujednocześnia, ja k w w y pad ku M oosbruggera, w rażenia i „w y darzen ia odle głe i bliskie” , od bierając im w szelki jed n o lity k ieru nek, w szelki p raw dziw y bieg.
Godziny płyną wszerz
W edług listu M usila do G uille- m ina, w d rugim tom ie (tj. drugiej Księdze) C złow ie
ka dzieło m iało n ab rać „ n a rra cy jn e j płynności” , stać
się „p raw ie norm aln ą opowieścią” , poniew aż w raz z zetknięciem się z A gatą „dzianie się zy sk uje dla U lricha sen s”. I rzeczyw iście w pierw szych rozdzia łach II Księgi, od p rzy ja zd u b o h a te ra do rodzinnego m iasta po pogrzeb ojca i początki w spółżycia „rodzi n y we dw o je” , jesteśm y św iadkam i szeregu epicko opow iedzianych zew nętrzn ych w ydarzeń, k tó re roz g ry w a ją się w ciągu k ilk u kolejnych dni, w czasie ściśle i realn ie określonym . G dy teraz czytam y: „pod w ieczór tego sam ego d n ia” albo „następnego ra n a ”, to czasow y p u n k t odniesienia nie budzi żadnych w ątpliw ości, tak ja k nic nie podw aża stw ierdzenia, że podczas w ycieczki rodzeństw a na Szw edzki Sza niec p a n u je „sucha pogoda zim ow a” . W ycieczkę tę n a rra to r opisuje ze stosunkow o w y d atn y m uw zględ nieniem k rajo b raz u i ró żn ych drobnych szczegółów, każąc m. in. U lrichow i i Agacie w stąpić do chaty „słow iańskich” (czytaj: czeskich) p asterzy, k tó rz y zapew ne biorą rodzeństw o za p arę m iłosną. D om nie m ani kochankow ie w praw dzie d y sk u tu ją bez p rz e r w y, ale ich żyw a w y m ian a m yśli odbyw a się n a pla
stycznie odm alow anym tle, nie przeszkadza w zjedze niu przek ąsk i i napiciu się koziego m leka, a kończy żartobliw o-serdecznym pocałunkiem p rzy opuszcza niu w iejskiego dom ostw a.
T akie realisty czn ie odm alow ane sy tu a c je w u c h w y t nej rzeczyw istości s ta ją się jed n a k niebaw em coraz rzadsze, ograniczają się do kilk u , zwłaszcza ero tycznie zabarw ionych, scen w w iedeńskim m ieszka n iu U lricha, św iat i jego zegarow y czas odsuw ają się n a daleki plan, w y p a rte przez „św ięte rozm ow y” , potem zaś przez staty czn y „in n y s ta n ” , k tó ry jeszcze rad ykalniej niż A kcja Rów noległa elim in u je sam ą możliwość ciągłej akcji i o dw ijania się czasu.
J a k U lrich pisze w swoim dzienniku, on i sio stra m ają w rażenie „w zm agania się ” ow ego m istycznego stanu, „ale je s t to w zm aganie się bez p ostępu (...) Czujem y, że każda sek u n d a p o ry w a n as wzwyż, lecz zew nętrznie i w ew n ętrzn ie pozostajem y nieom al w b e zru ch u ” . M ówiliśm y ju ż o ty c h sp raw ach w zw ią
zku z „zaczarow anym ogrodem ” , gdzie rodzeństw o, o derw an e od norm alnego życia, k o n tem p lu je i w ie dzie roślin ny b y t w m ityczno-m istycznej czasoprze strzeni, w przestrzen i uogólnionej „do ran g i sym bo lu ” 19. R ealny w y m iar topografii i czasu przy w raca
dopiero pochodzący ze spuścizny szkic Podróż do
raju, najbardziej akcyjny, dynam iczny i epicki roz
dział, pośw ięcony U lrichow i i Agacie, niem niej i tu , by użyć słów D urrella, ich „zw ykłe uczynki w rze czyw istym św iecie to jak b y zgrzebny w orek, u k ry w ający złotą tk an in ę — jej znaczący coś d eseń ” 20 a liczne sta n y ekstazy z a trzy m u ją koło w ydarzeń. „C hw ila trw a ła — czytam y — n ie o p ad ała i n ie w znosiła się” , „czas rozlew a się niczym jezioro. Go dziny co p raw d a płyną, ale bardziej wszerz, niż w zdłuż. N adchodzi wieczór, lecz czasu n ie ub yło ” .
19 M. Sukosd o przestrzeni u Kafki: W ariacje na tem at po
w ieści. Przeł. A. Sieroszewski. Warszawa 1975 PIW, s. 153.
20 L. Durrell: Justyna. Przeł. M. Skibniewska. Warszawa 1971 Czytelnik, s. 18.
Poryw i bezruch
E G O N N A G A N O W S K I 80
A czy w ogóle „ubyło” go w całej miłości rodzeń stw a, skoro A gata je s t n ie ty lk o kobietą, a le też
anim ą U lricha, ich dzieje zaś są p a ra b o lą w ew nętrz
nej p rasy tu a cji i w ew nętrznego archetypow ego prze biegu bez rzeczyw istego przebiegu, bo „dw a drzew a żyw ota” w iecznie chcą się połączyć, raz po raz zda ją się łączyć, lecz n a trw a łe połączyć nie mogą? Skoro miłość, jakkolw iek byśm y ją pojęli, je s t też
B łędne koło jed y n ie błędn y m kołem u to p ijn y ch m arzeń, sn u ty ch miłosci w try b ie w aru n ko w y m i w czasie, „k tó ry przestał być szybkim n u rtem , posuw ającym nap rzó d w ątek, aby stać się stojącą w odą” 21 ?
Otwarta struktura „biografii idei”
W jed ny m ze sw ych notesów M usil zapisał w 1932 r.: „dziś bardziej chodzi o s tru k tu rę dzieła literackiego, niż o jego bieg” , tzn. o bieg n a rra c ji i akcji. S tru k tu ra C złow ieka, podob nie, choć nieco inaczej niż s tru k tu ra Zaczarowanego
dom u i Zespoleń, opiera się na „fu n kcjo nalnych po
w iązan iach” , na w ielokierunkow ej m oty w acji ideo- w o-filozoficznej przede w szystkim , k tó ra często z pom inięciem psychologicznego praw dopodobieństw a postaci i n astęp stw a zew nętrzn y ch faktów , zestaw ia lub p rze p lata in te le k tu a ln e i em ocjonalne treści, zja w iska i sta n y . I to w edług zasady film ow ej sym ul- taniczności (o F ilm streifen d en ken w spom niał M usil w liście do G uillem ina), paralelizm u, analogii, lu strz a n y ch odbić i różnorakich m ożliwości rozw iązań. W ynika z tego ud erzająca epizodyczność i fra g m en taryczność fa b u la rn a , k tó ra je st m. in. a d e k w atn y m odzw ierciedleniem w ew nętrznego rozbicia Cekanii. P onadto w y n ik a też o tw a rty u k ład dzieła, odpow
ia-21 N. Sarraute o czasie w e w spółczesnej powieści: Era po
d ający otw arto ści jego s tru k tu ry tem aty czn ej, scen- trow anej w U lrichu. Nie ulega w ątpliw ości, że to w g ru ncie rzeczy ek sp ery m en ty m yślow e i uczucio w e oraz skojarzenia głównego b o h a te ra, w spom aga nego przez n a rra to ra , b u d u ją lu źn ą k o n stru k c ję C zło
w ieka bez właściwości, k tó ra „n a w e t w śród X X -
-w iecznych form pow ieściow ych” , nie h o no ru jących tra d y c y jn y c h „p raw ideł g atu n k u , n ależy do n a jb a r dziej n iere g u la rn y ch ” 22 i o tw arty ch , gdyż w iele jej elem entów dałoby się poprzestaw iać, pozw alając — ja k pisze H en ri P o u sseur o sw ojej kom pozycji m u zycznej Scam bi — „na znaczną liczbę kom binacji chronologicznych” . K ażda z n ich b y łab y ta k czy in a czej logiczna w „polu m ożliw ości” 23 rozciągającym się w okół U lricha. A poniew aż on nie ty le przeżyw a rzeczyw istość, ile sn u je o niej reflek sje, b y się z nią duchow o uporać, poniew aż działanie sprow adza się d lań do analitycznego m yślenia, a cała powieść s ta now i niew yczerpalną, w ciąż o tw a rtą „biografię” jego „idei” (określenie M usila), k tó re o d b ijają i w iążą z sobą w szystkie przedstaw ione osoby, w ątki, epizo dy i sp raw y , C złow iek choćby z tego pow odu m usiał w zasadniczy sposób odejść od dotychczasow ej epiki w k ieru n k u szczególnego ro d zaju powieści. Je m u to na zakończenie uw ag o poetyce dzieła M usila trzeba poświęcić kilka słów.
Eseizm figuralno-obrazowy
J e s t rzeczą pow szechnie w iado m ą, że w naszym stuleciu n astąp iła ud erzająca in w azja eseju do prozy n a rra c y jn e j. W praw dzie już daw niej w p latanie w fab u łę pow ieściow ych utw orów m niej lub b ardziej ro zw iniętych rozm y ślań i uczo nych w yw odów było stosow ane przez n a jw y b itn ie j szych pisarzy, by przypom nieć długie rozw ażania na
22 Siikdsd: op. cit., s. 216.
23 Cyt. wg Umberto Eco: Dzieło o tw a rte, Warszawa 1973 Czytelnik, s. 23—24.
Konstrukcja najbardziej nieregularna
E G O N N A G A N O W S K I 82 Zachłanność eseju U Musila przewaga eseizmu
tem a t argot i a rc h ite k tu ry w N ęd zn ika ch W iktora Hugo, historiozoficzne ro zp raw y w W ojnie i p okoju Tołstoja itd. Ale dopiero w X X -w iecznej prozie esej sta ł się zachłanny, zag arn ął całe obszary p rzed tem zajm ow ane przez epicką fikcję, n iejed no k rotnie w y raźnie ją zdom inował. I to n a w e t w n iez b y t re fle k sy jn ie nastaw ionej powieści polskiej. W ystarczy wskazać na linię w iodącą od P ałuby Irzykow skiego, poprzez Je d yn e w yjście i inne książki St. I. W itkie wicza, po Trzecie kró lestw o K uśniew icza. Dzieła te w szystko lub niem al w szystko dzieli z w y ją tk ie m ich ew identnego, choć mocno zróżnicow anego eseiz m u. Coś podobnego odnosi się do Ulissesa Joyce’a (z epizodem IX, bibliotecznym , na czele), F ałszerzy G ide’a, C zarodziejskiej góry i D oktora Faustusa M anna, L u n a ty k ó w B rocha (zwłaszcza trzeciej czę ści, zaw ierającej tr a k ta t o Rozpadzie wartości),
R om an des P h a no typ B enna lub G ry szkla n y c h pa ciorków Hessego, do licznych u tw oró w H ux leya,
Cam usa, S a rtre ’a, Borgesa i innych. A uto rzy ci m o gliby w yznać za P au lem V alerym : „K ocham m yśl, tak ja k in n i kochają nagie ciało” 24; re p re z e n tu ją oni ty p pisarsk i n azy w an y „poeta do ctus”.
N a ty m tle n ieraz zastanaw iano się, czy C złow iek
bez w łaściw ości je st pow ieścią z p artiam i d y sk u rsy w -
nym i, c zy też olbrzym im esejem z p a rtiam i pow ieś ciow ym i. Otóż dzieło M usila n ie je s t a n i jednym , an i drugim . Są w n im rozdziały czysto eseistyczne (np. cały dziennik U lricha, zajm ujący się teo rią uczuć) i eseistyczno-felietonow e (np. c h a ra k te ry sty k a Cekanii), a z drugiej stro n y n ie b rak , ja k p am ięta my, niczym nie obciążonej epiki, lecz głów na jego ten d en cja sprow adza się do p róby stopienia obu środków w ypow iedzi — ze znaczną przew agą eseiz m u.
O ile w tak iej C zarodziejskiej górze M ann s ta ra się
24 Cyt. w g E. Radak: Über die M öglichkeit. „Wort in der Zeit” 1963 nr 6, s. 27.
83
epicko zintegrow ać p ierw ia stk i reflek sy jn e, o ty le M usil w C złow ieku u siłu je reflek sy jn ie zintegrow ać p ierw iastk i epickie. W idać to w budow ie dzieła, w u jęciu w ielu jego fragm en tó w , w idać np. w sposo bie po trak to w an ia ulicznej d em o nstracji p rzed p a ła cem Leinsdorfa, k tó re j obraz zostaje w chłpnięty przez rozm yślania U lrich a i w yłącznie w kontekście z nim i zy sk u je znaczenie. Nie inaczej m a ją się sp ra w y ze sceną U lrich — A rn h eim w m rocznym pokoju, lekko ośw ietlonym przez u liczną la ta rn ię pod oknem . Tło, okoliczności i n a stró j ry s u ją się tu w cale w y ra ziście, n iem niej g ra ją jed y n ie ro lę podporządkow ane go w spółczynnika w w ielkim , rozłożonym na dialo gowe głosy eseju św iatopoglądow ym , k tó ry u jaw n ia k o n flik t osobisty, będący fak ty czn ie k o n fro n ta cją dw óch postaw filozoficznych. P rz y ty m a u to r z re g u ły przedstaw ia w dy sk u sjach (jego bo h atero w ie p ra w ie nigdy nie rozm aw iają „n o rm aln ie” , lecz w iecznie d y sk u tu ją) i reflek sy jn y ch m onologach proces m yśle nia, a n ie gotow e m yśli i dlatego zew n ętrznie p raw ie bezakcyjne dzieło posiada jed n a k pew nego ro d zaju akcję — akcję m yślow ą, pow odującą in te le k tu a ln e spięcia i napięcia, in te le k tu a ln e dzianie się, jeżeli w olno to ta k nazwać. W identy czn y m sen sie istn ieje też w C złow ieku jak iś bieg n a rra c ji, ale jej p rzed m iotem są zwłaszcza idee. Z godnie z d ew izą U lricha: „żyć h istorią idei, a nie dziejam i św iata” .
M usilow ska h isto ria lu b „biografia id ei” je s t opo w iedziana bogato zróżnicow anym i zarazem jedno rodnym językiem , o k tó ry m b y ła ju ż m ow a 25. O bec nie należy n a ń spojrzeć z nieco inneg o p u n k tu w i dzenia. Stanow i on bow iem połączenie naukow ej „ścisłości” z „u lo tn ą logiką d u szy ” (sform ułow anie Musila), ab strakcy jn ej dyskursyw ności z p o etycką obrazowością. N iekiedy a u to r w p ro st p o d k reśla m a- terialność m yśli, ich „n am acalny” b y t: „T ak ja k n a haczyku od w ęd ki zaczepia się p ę k w odorostów za m iast ry by , do p y ta n ia (dyskutującego) g en erała
Żyć historią idei
E G O N N A G A N O W S K I 84
Historia jak chmura i człow iek
przyczepiła się po p lątan a w iązka te o rii” . T eorie w y głaszane przez postacie i n a rra to ra są przew ażnie po parte, zilustrow ane lu b spointow ane porów naniam i i przenośniam i, k tó re u p lasty czn iają tok rozum ow a n ia i w racjo naln ie rozw ijanym tem acie niespodzie w anie o tw ie ra ją fu rtk i w iodące w sferę irracjo n al- no-m glistych skojarzeń, często naw iązujących do ulubionych sym boli au to ra. „Z apew ne — p rzy tak n ął pospiesznie U lrich (w rozm ow ie z Bonadeą). — S port je st b ru taln y . M ożna b y n a w e t powiedzieć, że to osad wszędzie rozpylonej pow szechnej nienaw iści, k tó ra w y ładow u je się w g rach o p arty ch n a walce. Zw ykle tw ierdzi się oczyw iście coś odw rotnego. U trzy m uje się, że sp o rt łączy, w y rab ia koleżeńskość i te m u po dobne; w gru ncie rzeczy jed n a k dow odzi jedynie, iż b ru taln o ść i m iłość nie są bardziej od siebie oddalo n e niż dw a sk rzy d ła w ielkiego, różnobarw nego, n ie m ego p tak a. U lrich położył nacisk n a sk rzy d ła róż nobarw nego, niem ego ptaka, n a m yśl n iezb y t sen sowną, lecz n ie pozbaw ioną o drobiny owej n iesły chanej zmysłowości, z ja k ą życie w sw oim bezm ier n y m łonie rów nocześnie zaspokaja w szelkie ry w a lizujące ze sobą przeciw staw ne łak n ien ia” . A w kon kluzji w yw odów o dziejach ludzkości czytam y: „D roga h isto rii n ie je s t w ięc drogą ku li bilardow ej, k tó ra raz popchnięta toczy się określonym torem , ale przypom ina drogę chm ur, albo też drogę człowieka, włóczącego się po ulicach: t u przyciągnie jego u w a gę jakiś cień, ówdzie g ru p a ludzi czy osobliw e zała m anie fasad dom ów, aż w reszcie znajdzie się w nie znanym sobie m iejscu, dokąd w cale n ie zam ierzał dotrzeć”. Z daniem sam ego M usila język C złow ieka to „język w obrazach, z k tó ry c h żaden nie je s t o sta t n i”, każdy n asu w a n a stę p n e obrazy, tow arzyszące m yślow ej podróży bez końca. Na oryginalnym sp rzę żeniu a b strak cji z oglądow ością polega ch yb a n a j w ażniejszy znak szczególny całego dzieła — m im o licznych w ah ań i niekonsekw encji autora.
pow ieści XX w ieku: „Będziem y zm uszeni do w y n a lezienia nowego określan ia d la rozm aitych książek, k tó re w y stę p u ją pod tą (tj. powieści) m aską. I zupeł n ie możliwe, że w śród n ich pojaw i się taka, której przynależności g atunkow ej n ie zdołam y łatw o u s ta lić (...). N ie pow ie n am o n a w iele o domach, docho dach, zaw odach w prow adzonych charakterów ; w y każe m ało p okrew ieństw a z pow ieścią społeczną czy środow iskow ą. Będzie n ato m iast w ty m podobna do poezji, że nie odm aluje w yłącznie lu b przede w szys tk im stosunków m iędzy ludźm i i ich wspólnego działania, ja k to rob iła powieść dotychczas, lecz przedstaw i sto su nek ducha do ogólnych idei i jego m onologi, prow adzone w sam otności” 26.
P rzew id yw an ia te brzm ią niczym zapowiedź Czło
w ieka — tru d n e g o do nazw ania szczytu w p an o ra
m ie prozy naszych czasów, d la którego n a jtrafn ie jsze w y d a je się określenie: figuralno-obrazow a pow ieść eseistyczna. Jej „królestw o — b y posłużyć się sło w am i M usila — leży pom iędzy relig ią a wiedzą, p o m iędzy przykładem a teorią, pom iędzy araor in te l-
lectualis a poezją” . Poniew aż zaś n ie m a ona osta
tecznie „żadnej form y, to znaczy m a w sobie w szys tk ie ” , poniew aż je s t w sum ie niezw ykle pojem ną pow ieścią bez ustalo n ych w łaściwości — z w szelki mi w łaściwościam i po trosze, m oże ad ek w atn ie w y razić ogrom różnorakich m yśli „człow ieka bez w łaści w ości” i au to ra, k tó rzy od początku do końca dzieła (bez końca) nieu stan n ie p ró b u ją rozw iązać nieroz- w iązalne problem y.
26 Cyt. wg R. Grimm: Rom an des P hänotyp. „Akzente” 1962 nr 5, s. 471.
Nie ma formy i ma w szystkie