• Nie Znaleziono Wyników

Głowa pełna głosów : Pessoi i Dennetta koncepcje jaźni

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Głowa pełna głosów : Pessoi i Dennetta koncepcje jaźni"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Arkadiusz Żychliński

Głowa pełna głosów : Pessoi i

Dennetta koncepcje jaźni

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (129), 280-292

2011

(2)

2

8

0

G łowa pełna głosów.

Pessoi i Dennetta koncepcje jaźni

Ic h b in . A b e r ic h h a b e m ic h n ic h t. D a r u m w e rd e n w ir e rst. E rn st Bloch N ä o h à n o r m a s . T o d o s o s h o m e n s sä o e x c e p ç ô e s a u m a re g ra q u e n ä o e x iste . F ern an d o Pessoa

W szkicu zatytułow anym program ow o What is modern? (1965) P aul de M an stw ierdza, że „n ajlepsi now ocześni pisarze i filozofowie uczynili lu d zk ą św iado­ m ość c e n tru m swych zainteresow ań, a język m e d iu m swojej eksp lo racji”1. Oczy­ w iście, ani pisarsk ie próby zgłębienia n a tu ry tożsam ości, an i filozofia p o d m io tu n ie są w ynalazkam i m inionego stulecia, tru d n o jed n ak przeoczyć kluczow ą rolę, jaka p rzypada im od początku now oczesności, i nie dostrzec zwrotów, będących w ynikiem p o stę p u w neurobiologii. W nin iejszy m szkicu, krytycznej spekulacji, chciałbym przyjrzeć się - w ybierając ogląd architektoniczny, a więc u p raszczają­ cy, choć, jak zakładam , nie sym plifikujący - po pierw sze, jaki obraz świadom ości, jaźni, ludzkiego Ja w yłania się z p ism sygnow anych w ostatniej in stan c ji nazw i­ skiem F ern an d a Pessoi oraz, po d rugie, przedstaw ić pokrótce, jakiego ro d zaju re­ w olucyjne zm iany w m y ślen iu o powyższych fenom enach p o stu lu je w spółpracu­

P. d e M a n Critical w ritings, 1953-1978, ed . L . W a te rs, U n iv e r s ity o f M in n e s o ta P re ss, M in n e a p o lis 1989, s. 143.

(3)

jący ściśle z przed staw icielam i n a u k p rzyrodniczych filozof anality czn y D aniel C. D en n e tt. N astęp n ie zaś spróbuję odpow iedzieć na pytan ie, czy (albo: dlaczego) zestaw ienie in tu ic ji i dociekań obydwu osobowości - w ybitnego pisarza i dosko­ nałego filozofa - m oże być pouczające.

Tym, co czyni z Pessoi jednego z najbardziej znaczących twórców literackich, jest dzieło, jakie pozostaw ił, tym zaś, co czyni z niego jednego z najbardziej tajem ­ niczych pisarzy w h isto rii literatury, jest h etero n im ia, czyli oddaw anie pióra we w ładanie rozm aitych postaci, zam ieszkujących w jego głowie. Pom iędzy rokiem 1914 a 1935 ręką Pessoi w odzili A lberto C aeiro, Alvaro de Cam pos, R icardo Reis, Frede- rico Reis, A lexander Search, C harles Search, B ernardo Soares, b aron de Teive, An- tónio M ora, R aphael Baldaya, C harles R obert A non, A.A. Crosse, T hom as Crosse, Jean Seul i Abilio Q uaresm a, by w ym ienić tylko najbardziej prom in en tn y ch akto­ rów. N iektórzy szacują ogólną ich liczbę na p o n ad siedem dziesiąt, nie należy jed­ nak posługiwać się tym te rm in em w sposób inflacyjny, jako że często chodzi prze­ cież o dosłownie jedno czy dwa zdania przypisane danej postaci: tru d n o w takim w ypadku mówić o obdarzeniu jej osobowością. F aktem bezspornym jest stworzenie przez Pessoę ipse co najm niej sześciu kom pletnych biografii literack ich twórców o odm iennych zapatryw aniach politycznych, różnych przekonaniach religijnych i od­ rębnych poetykach. Czym wszakże różnią się owe, jak chce Pessoa, heteronim y od pseudonim ów ? Zasadnicza różnica uw idacznia się na pozór w p orządku funkcjo­ nalnym : pseudonim tw orzym y po to, żeby ukryć nasze Ja; hetero n im po to, żeby je odsłonić. N iekoniecznie jednak: weźmy choćby Sprena K ierkegaarda, którego dzie­ ła podpisyw ali Victor E rem ita, Johannes de Silentio, C on stan tin C onstantius, Jo­ hannes C lim acus, V igilius H aufniensis i H ilariu s B uchbinder - trak tu jem y w szyst­ kie te osobliwe postaci jako pseudonim y jednego m yśliciela, podczas gdy sam K ier­ kegaard z jednej strony tw ierdził, że jego więź z owymi figuram i jest słabsza niż więź pisarza ze stw orzonym i przez siebie b ohateram i, z drugiej jednak podkreślał konieczność pow ołania do życia każdego z nich jako wyraziciela odm iennego aspektu ew olucji jego m yśli2. Z atem nie byłoby nadużyciem określenie owych p seu d o n i­ m ów m ian em heteronim ów , tyle że diachronicznych.

O tóż w łaśnie tym , co w h ete ro n im ii zadziw ia n ajb ard zie j, jest jej synchronicz­ ność. W perspektyw ie d iachronicznej byłaby ona zjaw iskiem stosunkow o łatw ym do w ytłum aczenia, poniew aż oznaczałaby po p ro stu w yciągnięcie ra d y k a ln y ch konsekw encji z ogarniającego nas często poczucia zerw ań i cezur w pozornej ciąg­ łości naszej biografii (co m am w spólnego z ta m ty m grającym całym i p o p o łu d n iam i

Por. J. G a r ff S0ren K ierkegaard. B iographie, p rz e ł. H . Z e ic h n e r, H . S c h m id , dtv, M ü n c h e n 2006. P o d o b n ie rz e c z m a się z r e s z tą w p r z y p a d k u S te n d h a la , k tó re g o p o w sz e c h n ie z n a n e n a z w isk o to p s e u d o n im , je d e n z d w u s tu c z te rd z ie s tu ,

H e n r i-M a r ie B e y le’a.

28

(4)

28

2

w p iłkę chłopcem , z ch ło p ak iem popalającym p apierosy w drodze ze szkoły, z m ło­ dym m ężczyzną piszącym śm ieszne listy m iłosne etc.), konsekw encji w p ostaci zm iany im ienia i nazw iska, aby w te n sposób definityw nie przypieczętow ać od­ czuw ane przez nas p rzeobrażenie tożsam ości. C hociaż tego ro d za ju ekstrem izm należy do rzadkości, sam m ech an izm n ie b u d z i naszego zdziw ienia. Inaczej jest, kiedy ktoś p rzyjm uje k ilka nazw isk równocześnie, tłum acząc, że tylko w te n sposób jest w stanie oddać spraw iedliwość rozm aitym tożsam ościom , jakie tłoczą się w jego um yśle. (Notabene rzeczow nik „tożsam ość”, jak poucza nas słow nik, nie w ystępuje w polszczyźnie w liczbie m nogiej - oto jak gram atyka narzuca n am pew ien ogląd świata). Jesteśm y wówczas sk łonni podejrzew ać, że owa osoba m a p roblem y psy­ chiczne, i n ierzad k o m am y rację; czasem wszakże zbyt p rędko autom atyzujem y nasze in tu icy jn e przek o n an ia, przesuw ając w sferę „szaleństw a” i nieobecności Ja w szystko, co n am nie pasuje. U Pessoi zwykło się diagnozować h isterię czy za b u ­ rzenia osobowości, sam zresztą na to wskazywał: „Pochodzenie m ojej h etero n im ii wywodzi się z głębokiej skłonności do h iste rii [...]. N ie jestem pew ien, czy jestem tylko histerykiem , czy m oże raczej h iste ro -n e u ra ste n ik ie m ”3. Jed n ak niezależnie od tego, czy rzeczyw iście był chory w klin iczn y m sensie tego słowa, chciałbym zaproponow ać nieco in n ą m ożliwość p o strzegania fenom enu wieloosobości.

H isto ria organicznego p o ch o d z en ia zjaw iska h e te ro n im ii („od dzieciństw a m iałem predyspozycje do stw arzania wokół siebie fikcyjnego św iata, grom adzenia wokół siebie przyjaciół i znajom ych, którzy n igdy nie istn ie li” - tam że) oraz p rze­ bieg „dnia triu m fu ” (dia triunfal) dw udziestosześcioletniego Pessoi - czyli owego 8 m arca 1914 roku, kied y to pierw sze w idom e ślady swego istn ien ia pozostaw ił słynny triu m w ira t (czy też uma coterie inexistente), złożony z d w u dziestopięciolet­ niego m istrz a A lberta C aeiro, d w udziestoczteroletniego „inżyniera m e tafiz y k i” À lvara de C am pos i dw udziestosiedm ioletniego klasycystycznego doktora R icar­ da Reisa - opisane w słynnym dziś liście do pisarza i krytyka literackiego Adolfa Casais M on teiro z 13 stycznia 1935 ro k u 4, a więc p o n ad dwa dziesięciolecia póź­ n iej, są zbyt znane, aby je ponow nie opow iadać. Skupm y się zatem na w ybranych aspektach owej osobowej w ielokrotności.

We w spom nianym liście Pessoa zaznacza na m arginesie, m ając na m yśli pow o­ łane do życia fikcyjne postaci, że sam nie wie d okładnie, „czy to one w rzeczyw i­ stości nie istnieją, czy też m oże to ja jestem tym , k tó ry nie istnieje. W tej, jak zresztą i we w szystkich innych spraw ach, nie należy być nazbyt dogm atycznym ” (tam że). K ilka lin ije k dalej pisze, że kiedy w spom ina n iek tó re postaci, „trzeba by 3 F. P esso a D okum ente zu r Person u n d ausgewählte B riefe, h rsg ., ü b e rs . G .R . L in d ,

F isc h e r, F ra n k fu r t/M .1 9 9 8 , s. 162. K o le jn e c y ta ty s y g n a liz u ję w te k ś c ie , p o sk ró c ie D . O r y g in a ł w g z n a k o m ite g o , w zo rco w o z d ig ita liz o w a n e g o A rc h iw u m P esso i (A rq u iv o P esso a), d o s tę p n y je s t n a p ły c ie C D (MultiPessoa - Labirinto M u ltim ed ia ) o ra z n a s tro n ie a r q u iv o p e ss o a .n e t. Je ś li n ie p o d a n o in a c z e j, w a rty k u le z a m ie s z c z a m w ła s n y p rz e k ła d .

4 F ra g m e n ty teg o lis tu w p o lsk im p rz e k ła d z ie por. F P esso a D o A d o lfa Casais

(5)

niesam ow itego w ysiłku”, aby przekonać go o ich nierzeczyw istości. N aw et po trzy ­ dziestu la tac h wciąż jeszcze słyszy, czuje i w idzi daw nych przyjaciół, ba, tę sk n i za n im i. W osobistych n o ta tk ac h zatytułow anych p o śm iertn ie Świadomość wielości Pessoa napisze:

N ie w ie m , k im je s te m , ja k ą m a m d u sz ę . K ie d y m ó w ię z c a łą sz c z e ro śc ią , n ie je ste m p e ­ w ie n , z ja k ą sz c z e ro śc ią m ów ię. J e s te m w r ó ż n o ra k i sp o só b in n y n iż to je d n o Ja , o k tó ­ ry m n ie w ie m d o k ła d n ie , czy o n o is tn ie je (je śli je s t ty m i in n y m i). [...] C z u ję się w ie lo ­ k ro tn y . Je ste m ja k po k ó j z n ie z lic z o n y m i, o so b liw y m i lu s tr a m i, k tó re je d n ą je d y n ą w c z e ś­ n ie js z ą rz e c z y w isto ść w y k rz y w ia ją w fałszy w y c h o d b ic ia c h i k tó r a to rz e c z y w isto ść n ie u k a z u je się w k o ń c u w ż a d n y m z n ic h i u k a z u je się w e w s z y s tk ic h .5

S pójrzm y jeszcze na uwagę B ernardo Soaresa, autora Księgi niepokoju (Pessoa n a ­ zywa go sw oim se m ih etero n im em - um semi-heterónimo - poniew aż „osobowość ta nie jest m oja, nie jest m i jednak także zu p e łn ie obca, chodzi jedynie o pew ne od­ k ształcen ie”; D , s. 167) - który pisze:

S tw o rz y łe m w so b ie ró ż n e o so b o w o ści. T w o rzę je n ie u s ta n n ie . K a ż d e z m o ic h m a rz e ń je s t n a ty c h m ia s t - k ie d y ty lk o p o ja w ia się ja k o m a rz e n ie - w c ie la n e w i n n ą o so b ę i od teg o m o m e n tu je s t to ju ż jej m a rz e n ie , n ie m o je. A b y tw o rzy ć, z n isz c z y łe m się. T a k się w ś ro d k u u z e w n ę trz n iłe m , że is tn ie ję w ś ro d k u ty lk o z e w n ę trz n ie . J e ste m d z ie w ic z ą sc e ­ n ą , n a k tó re j ró ż n i a k to rz y o d g ry w a ją ró ż n e p r z e d s ta w ie n ia .6

Owo stw orzenie różnych osobowości jest z kolei jedynie w yciągnięciem logicznej konsekw encji z faktu, że, jak zauw aża Soares gdzie indziej,

k a ż d y z n a s to g r o m a d a ro z m a ity c h p o sta c i, o b fito ś ć sa m e g o sie b ie . D la te g o te n , k to g a rd z i o to c z e n ie m , n ie je s t ty m sa m y m , k tó ry - w jego o so b ie - c ie sz y się ty m o to c z e ­ n ie m a lb o się n im m ęczy. R o z le g łą k o lo n ię n a sz e g o b y c ia z a m ie s z k u ją ró ż n e g o ro d z a ju lu d z ie , o d m ie n n ie m y ślą c y i czu jący . D o k ła d n ie w tej c h w ili, k ie d y w y k o rz y stu ją c p r z e ­ rw ę w p ra c y - u p r a w n io n ą , bo m a m y d z iś d z ie ń raczej u lg o w y - p rz e le w a m n a p a p ie r te k r ó tk ie im p re s je , je s te m ty m , k tó ry je u w a ż n ie z a p is u je ; ty m , k tó r y się cieszy, że nie m u s i te r a z p ra c o w a ć ; ty m , k tó ry w id z i n ie b o n a z e w n ą trz , s tą d n ie d o s tr z e g a ln e ; tym , k tó ry o ty m w s z y s tk im m y śli; ty m , k tó ry c z u je , że m a z a d o w o lo n e c ia ło i w c ią ż n ie c o c h ło d n e d ło n ie . I c a ły te n m ój św ia t o b cy ch so b ie p o sta c i rz u c a , ja k o ró ż n o ro d n y , lecz z w a rty tłu m , je d e n je d y n y c ie ń - to s p o k o jn e , s k u p io n e n a p is a n iu c ia ło , k tó ry m p o c h y ­ la m się , sto ją c , n a d w y s o k im b iu r k ie m B o rg e s a 7, d o k tó re g o p o d sz e d łe m o d e b ra ć p o ż y ­ c z o n ą o d e m n ie b ib u łę . (K N , s. 305, fr. 396).

F. P esso a, A. M o ra i in ., D ie R ü c k k e h r der G ötter, h rsg ., ü b e rs. S. D ix , F isc h e r, F r a n k f u r t/M . 2008, s. 7. K o le jn e c y ta ty lo k a liz u ję w te k ś c ie po sk ró c ie R.

F. P esso a Księga niepokoju, p rz e ł. M . L ip s z y c , Ś w ia t L ite r a c k i, W a rsz a w a 2007, s. 238, fr. 299. K o le jn e c y ta ty lo k a liz u ję w te k ś c ie p o sk ró c ie K N , p o d a ją c n u m e r s tro n y i n u m e r fra g m e n tu .

C h o d z i, rze c z ja s n a , o k o leg ę z p ra c y S o a re sa , je d n a k D a n ie l B a ld e rs to n , d y r e k to r B o rg es C e n te r n a U n iw e rsy te c ie w P itts b u r g h u , s p e k u lu je p ó łż a rte m , że S o a re s m ó g łb y m ie ć n a m y śli ta k ż e Jo rg e L u is a , k tó ry w m a ju i c z e rw c u 1924 r o k u sp ę d z ił z ro d z ic a m i sześć ty g o d n i w L iz b o n ie (por. D . B a ld e rs to n Borges and Portuguese

literature, „ V ariacio n es B o rg e s” 2006 no 21, s. 157-173). 5 6 7

2

8

3

(6)

28

4

II

O ile F ern an d o Pessoa był, jak sam trafn ie o sobie napisał, „poetą inspirow a­ nym filozofią” (a poet animated by philosophy) (D, s. 19), o tyle D an iel C. D en n e tt, am erykański filozof w ykładający na U niw ersytecie Tufts w M edford, jest n iew ąt­ pliw ie, m im o złożoności poru szan y ch przez siebie tem atów, „filozofem obdarzo­ nym zdolnościam i lite ra c k im i” (a philosopher w ith poetic faculties). D e n n e tt to je­ den z najb ard ziej wpływowych i, rzecz jasna, najb ard ziej kontrow ersyjnych filo­ zofów u m ysłu, czyli dyscypliny staw iającej p y tan ia w rodzaju: Co znaczy być świa­ dom ym ? Czym jest um ysł i czy jest on czym ś różnym od ciała? G dzie leżą granice sztucznej św iadom ości? etc. S próbujm y zrekonstruow ać pokrótce jego poglądy na jaźń, określaną także jako ego, Ja czy, niekiedy, św iadom ość.

„N ie tw ierdzę - pow iada D e n n e tt - że św iadom ość ludzka n ie istnieje; tw ier­ dzę, że nie jest tym , za co ludzie ją często b io rą ”8. Za co zaś ludzie często biorą świadomość? K iedy w naiw ny sposób p ró b u jem y odpow iedzieć sobie na p ytanie, czym b ąd ź kim jest Ja, owo Ja, k tóre zadaje sobie powyższe pytanie, zakładam y na ogół, że posiadam y jakiś n iezależny i odrębny od ciała um ysł, w ram a ch którego w ykształca się nasza jaźń, nasza sam ośw iadom ość i osobowość. Czyniąc tak, wy­ znajem y, zazwyczaj o tym nie w iedząc, d u alizm k arte zja ń sk i, d atu jąc y się od po ­ czynionego przez D escartes’a rozróżnienia substancji na res extensa, rzecz rozciągłą, czyli byt m aterialny, i res cogitans, rzecz m yślącą, czyli św iadom ość, jaźń, czy, jak chcę niektórzy, duszę. Czysta jaźń, k artezjań sk ie Ja, to nie zlokalizow ana p rze­ strzennie św iadom ość sam ego siebie, zdolna do istn ien ia także niezależnie od cia­ ła. O tym , że D escartes b rał tę dwoistość w sposób całkiem dosłowny, świadczą choćby zn am ien n e słowa, jakie m iał wypowiedzieć p rze d śm iercią: „Ça, m on âm e, il faut p a r tir ” („Cóż, m oja duszo, czas się ro zd z ielić/ro zstać”).

N iek tó rzy wszakże, wychodząc od tej in tu icy jn ie przekonującej teo rii jaźni, dochodzą do w niosku, że niew ątpliw ie z d a j e s i ę ona odpow iadać rzeczyw isto­ ści, ale z w ielu pow odów jest tru d n a do zaakceptow ania; osobowej teo rii jaźni p rze­ ciw staw iają oni, za D avidem H u m e ’em , wiązkow ą teorię jaźni (bundle theory o f the

self). H um e, podw ażając pow szechną i quasi-naturalną w iarę w hom ogeniczną jaźń

jako po d m io t lu d z k ich przeżyć i antycypując w spółczesną dek o n stru k cję fikcji trw ałego Ja, pisze w znanym fragm encie Traktatu o naturze ludzkiej n astęp u jące słowa:

C o d o m n ie , to g d y w n ik a m n a jb a r d z ie j in ty m n ie w to, co n a z y w a m m o i m j a, to z a ­ w sze n a ty k a m się n a ja k ą ś p o sz c z e g ó ln ą p e rc e p c ję tę czy in n ą , c ie p ła czy c h ło d u , św ia tła czy c ie n ia , m iło śc i czy n ie n a w iś c i, p rz y k ro ś c i czy p rz y je m n o ś c i. N ie m o g ę n ig d y u c h w y ­ cić m e g o j a b e z ja k ie jś p e rc e p c ji i n ie m o g ę n ig d y p o strz e g a ć n ic in n e g o n iż p e r c e p ­ cję. G d y m o je p e rc e p c je n a p e w ie n c z a s z n ik a ją , ja k n a p rz y k ła d w z d ro w y m śn ie , to ta k d łu g o n ie p o strz e g a m m e g o j a i m o ż n a s łu s z n ie p o w ie d z ie ć , że o n o n ie is tn ie je . [...]

D .C . D e n n e tt Słodkie sny. Filozoficzne przeszkody na drodze do n a u ki o świadomości, p rz e k ł. i w s tę p M . M iłk o w s k i, P ró s z y ń s k i i S -k a , W a rsz a w a 2007, s. 110. K o le jn e c y ta ty lo k a liz u ję w te k śc ie p o sk ró c ie S.

(7)

J e ż e li k to ś z a s ta n o w iw sz y się p o w a ż n ie i b e z u p rz e d z e ń , m y śli, iż m a in n e p o ję c ie s w e ­ g o j a , to, m u sz ę w y z n a ć , n ie m o g ę d łu ż e j z n im ro z u m o w a ć . W szy stk o , co m u m ogę p rz y z n a ć , to to , że o n m o że m ie ć słu s z n o ść ró w n ie d o b rz e ja k ja i że r ó ż n im y się w sp o só b z a s a d n ic z y w tej sp ra w ie . Być m o że je s t to w jego m o c y p o strz e g a ć ja k ą ś rze c z p r o s tą i is tn ie ją c ą n ie p rz e rw a n ie , k tó r ą o n n a zy w a s w o i m j a, c h o ć ja je s te m p e w ie n , że we m n ie n ie m a ta k ie j rzeczy.9

Kogo przekonuje idea stałego Ja, ten, pow iada D ennett, najczęściej wyobraża sobie um ysł na kształt kartezjańskiego kina domowego10 - jak gdyby w mojej gło­ wie znajdow ało się jakieś Ja, jakiś hom u n k u lu s, który, usadow iony w wygodnym fotelu m ózgu, ogląda w ew nętrzny seans urządzony przez oczy, uszy i pozostałe zm y­ sły, i ze swojego ce n tru m dowodzenia jest w stanie zawiadywać całym ciałem . Jed­ nak neurobiologia i filozofia ukazują, że nasz mózg nie funkcjonuje w tak i sposób, że nasze przeczucie jest błędne. M ózg składa się ze zbiorów w spółpracujących ze sobą neuronów, z wyspecjalizowanych m odułów odpow iedzialnych za przetw arza­ nie określonych inform acji. Ż aden m oduł nie przypom ina jednak kom puterowego procesora, czyli jednego, najważniejszego ce n tru m przetw arzania, które m ogliby­ śm y uznać za siedzibę naszej jaźni - ta k im procesorem jest raczej cały mózg. Jaźń wszakże w n im nie zam ieszkuje, tylko raczej pow staje na podstaw ie specjalizacji św iadom ości (będącej z kolei epifenom enem działania sieci n euronów )11. Z atem jaźń, poczucie własnego Ja, samoświadom ość to korelat biologicznego działania glo­ balnej neuronow ej przestrzeni roboczej. O pisując działanie owej przestrzeni, D en ­ n ett - jako alternatyw ę dla klasycznego m odelu kartezjańskiego kina - proponuje m odel w ielokrotnych szkiców (Multiple Drafts Model). O ile „w m odelu kartezjań- skim zakłada się, że istnieje w m ózgu m iejsce, do którego wszystkie nieśw iadom e m oduły przesyłają swoje w yniki, z których na koniec zdaje sobie sprawę publicz­ ność” (S, s. 180), czyli p ostuluje się szeregową, asynchroniczną wizję działania świa­ dom ości - klatka po klatce rejestrujem y zew nętrzną rzeczywistość (wszystkimi do­ stępnym i kanałam i), mózg poddaje ją obróbce i m ontażow i, a następnie wyświetla św iadom ości gotowy film - o tyle m odel w ielokrotnych szkiców zakłada przetw a­ rzanie synchroniczne, gdzie w każdej danej chw ili m am y do czynienia z wieloma rów noległym i zapisam i, nadpisyw anym i stopniowo niczym kolejne wersje artykułu krążącego pom iędzy kilkom a czytelnikam i (stąd nazwa m o d elu )12. Ta palim

psesto-9 D . H u m e T raktat o naturze ludzkiej, p rz e ł. C z. Z n a m ie ro w s k i, F u n d a c ja A le th e ia , W a rsz a w a 2005, s. 330.

10 O k re ś le n ie „ th e C a rte s ia n T h e a t e r ” p rz y ję ło się w p ra w d z ie o d d a w a ć w p o lsz c z y ź n ie ja k o „ te a tr k a r te z ja ń s k i”, ale p r o p o n u ją c in n y p r z e k ła d , id ę tro p e m p o d s u n ię ty m p rz e z a u to r a z n a k o m ite j m o n o g ra fii filo z o fa, k tó r y p isz e : „ D e n n e tt is u s in g « th e a te r» in th e A m e ric a n se n se o f a m o v ie th e a te r, a c in e m a ” (D .L . T h o m p s o n

D aniel D en n ett, C o n tin u u m , L o n d o n - N e w Y ork 2009, s. 19.

11 Por. n p . S. G r e e n fie ld The hum an brain, B a sic B ooks, N e w Y ork 1997.

12 M o d e l te n , co D e n n e tt sz czeg ó ło w o e k s p lik u je , le p ie j w y ja ś n ia p e w n e o b se rw o w a ln e LO00 zja w isk a ; p o m ija m tu sz czeg ó ło w ą re k o n s tr u k c ję w yw odów te c h n ic z n y c h . ГЧ

(8)

28

6

wa w ersja działania św iadom ości13 została opakowana niedaw no w in n ą nośną m e­ taforę, m ianow icie „wpływów w m ózgu” albo „rozgłosu mózgowego” (cerebral cele­

brity) (por. S, s. 180). C hodzo o to, że równoległe procesy k o n k u ru ją ze sobą o uzy­

skanie dom inującego wpływu. Owe procesy m ożem y określić m ianem „m aszyn joy- ce’ow skich”, czyli m aszyn generujących równolegle szeregi stru m ie n i świadomości. Ich kontrolow anie um ożliw ia preinstalow any język. I tu dochodzim y do szczegól­ nie interesującego nas p u n k tu , to jest tw orzenia samoświadom ości.

Z d an iem D en n e tta , um iejętność w ykształcania w łasnego Ja należy do lu d z k ie­ go rozszerzonego fen o ty p u 14, czyli jest zdolnością w ykształconą genetycznie na drodze ew olucji, poniew aż znacznie in tensyfikuje prognozę osiągnięcia sukcesu ew olucyjnego (podobnie jak tam y konstruow ane przez bobry czy a ltan k i budow a­ ne przez altan n ik a). Sposób działan ia ludzkiego um ysłu p rzypom ina kolonię ter- mitów. P atrząc na nią, in tu icy jn ie sądzim y, że m u si być w jakiś sposób całościowo kontrolow ana, podczas gdy w rzeczyw istości okazuje się precyzyjnym konglom e­ rate m pojedynczych m odułów . B rak w n im , jak już zauw ażyliśm y, jakiegoś m ożli­ wego do w ydzielania c e n tru m , któ re zarządza pozostałą całością. Człowiek tym się jed n ak odróżnia od te rm ita - i każdego innego zw ierzęcia - że posiada język, słowa, z pom ocą których n iep rzerw an ie tk a, niczym p ająk swoją sieć, w łasne Ja. I analogicznie do zw ierząt - bobrów konstruujących tam ę, ptaków wijących gniazda - czynim y to w sposób nieśw iadom y: „N asze h isto rie są snute, ale przew ażnie nie m y je snujem y; one sn u ją nas. N asza lu d zk a św iadom ość i nasza n arrac y jn a oso­ bowość są ich p ro d u k tem , nie ich źró d łem ”15.

Żeby obrazowo unaocznić, w jaki sposób nasze h isto rie snują nas sam ych, to jest k o n stru u ją nasze Ja, D en n e tt posługuje się m odyfikacją zapożyczonego z fi­ zyki pojęcia środka ciężkości. K ażde ciało stałe posiada swój środek ciężkości, będący p u n k te m przyłożenia siły w ypadkow ej sił ciężkości działających na p o ­

13 Je d n y m z p ie rw sz y c h , k tó rz y p o ró w n a li lu d z k i m ó zg (m a ją c n a m y śli to, co tu ta j n a z y w a m y św ia d o m o śc ią ) d o p a lim p s e s tu , b y l T h o m a s d e Q u in c e y , k tó ry p isa ł w w y d a n y m w 1850 ro k u d o d a tk u d o W yznań angielskiego opiumisty: „C zy m że in n y m z a te m n iż n a tu r a ln y m i w ie lk im p a lim p s e s te m je s t m ó zg lu d z k i? M ój m ózg w k a ż d y m ra z ie je s t ta k im p a lim p s e s te m ; ta k im p a lim p s e s te m , o c z y te ln ik u , je s t ta k ż e tw ój m ózg. N a k ła d a ją c e się sta le n a sie b ie w a rstw y id e i, o b ra z ó w i u c z u ć s p a d ły n a tw ój m ó zg le k k o n ic z y m św ia tło . K a ż d a k o le jn a w a rstw a z d a w a ła się g rz e b a ć ta m tą , k tó ra s p a d ła p o p rz e d n io . A p rz e c ie ż w rz e c z y w isto śc i a n i je d n a z n ic h n ie z o s ta ła u n ic e s tw io n a ” (T. d e Q u in c e y Suspiria de profundis, czyli dodatek do

„W yznań angielskiego opium isty”, w: te g o ż W yznania angielskiego opium isty i inne pism a,

w yb. i p rz e k ł. M . B ielew ic z, C z y te ln ik , W a rsz a w a 2002, s. 195). M y śl tę z a p o ż y c z y ł o d n ie g o n ie b a w e m C h a rle s B a u d e la ire (por. C h . B a u d e la ire Les Paradis artificiels, w: te g o ż Œ uvres complètes, re d . C . P ic h o is, t. 1, G a llim a r d , P a ris 1975, s. 505).

14 W se n sie n a d a n y m te m u p o ję c iu p rz e z R ic h a rd a D a w k in s a (por. R . D a w k in s

Fenotyp rozszerzony. D alekosiężny gen, p rz e ł. J. G liw ic z , P ró s z y ń s k i i S -k a, W arsz a w a

2007).

(9)

szczególne jego elem enty. O bjaśnijm y rzecz praktycznie: każdy z nas zna n ie p rz y ­ jem ne uczucie, k iedy jego stopy nieoczekiw anie trac ą k o n ta k t z podłożem (kto do diabła w yrzuca na ch o d n ik skórkę od banana?!); w czasie k ilk u m ilise k u n d recep ­ tory zm ysłu rów now agi zaczynają rejestrow ać i przesyłać do dalszej, n iep raw d o ­ podobnie złożonej obróbki dane, pozw alające na optym alne ustaw ienie środka cięż­ kości naszego poruszającego się ciała w zględem działających n a ń sił ciężkości. Jeśli operacja się uda, odzyskam y równowagę, jeśli nie, przew rócim y się. Środek ciężkości naszego ciała jest obiektem abstrakcyjnym („nie m a m asy; nie m a kolo­ ru; nie m a w ogóle właściw ości fizycznych poza czasoprzestrzenną lo kalizacją”16), a jed n ak pozw ala n am na bard zo k o n k retn e zachow anie przestrzennej równow a­ gi; jest pew ną fikcją, aczkolw iek precyzyjnie zdefiniow aną i użyteczną. W an alo ­ giczny sposób p ro p o n u je D e n n e tt traktow ać jaźń - jako abstrakcyjny obiekt, p o ­ ręczną fikcję:

F iz y k i n t e r p r e t u j e , p o w ied zm y , k rz e sło i jego z a c h o w a n ie , i w y m y śla te o re ty c z n y a b s tra k t: ś ro d e k c ię ż k o śc i, n a d e r u ż y te c z n y w p re d y k c ji z a c h o w a n ia k rz e sła w n a jr ó ż ­ n ie js z y c h w a ru n k a c h . H e r m e n e u ta czy fe n o m e n o lo g - alb o a n tro p o lo g - p rz y g lą d a się n ie c o b a rd z ie j sk o m p lik o w a n y m z ja w is k o m p rz e m ie sz c z a ją c y m się w św ie cie - isto to m lu d z k im i z w ie rz ę to m - i m a p rz e d so b ą p o d o b n y p ro b le m in te r p r e ta c ji. Z te o re ty c z n e g o p u n k tu w id z e n ia p r z e k o n u ją c e o k a z u je się z o rg a n iz o w a n ie i n t e r p r e ta c ji w o k ó ł p ew n eg o c e n tra ln e g o a b s tra k tu : k a ż d a o so b a m a j a ź ń (o p ró c z ś r o d k a c ię ż k o śc i). W rz e c z y w is to ­ ści m u s im y z a k ła d a ć is tn ie n ie ja ź n i ta k ż e d la n a s s a m y c h . T e o re ty c z n y p ro b le m au - to in te r p r e ta c ji je s t co n a jm n ie j ta k tr u d n y i w ażny, ja k p ro b le m i n te r p r e ta c ji in n y c h . (C N G , s. 238).

Jak jed n ak pow staje ów użyteczny ab stra k t - jaźń? O tóż załóżmy, że w spo­ m n ia n e już m aszyny joyce’owskie zostały ew olucyjnie zaprogram ow ane na tw o­ rzenie n arrac ji, aby w te n sposób poradzić sobie z organizacją napływ ających in ­ form acji. N iek tó re z tych n a rra c ji ulegają w zm ocnieniu, inne w ygaszeniu, n ajsil­ niejsza narrac ja pró b u je podporządkow ać sobie w szystkie in n e i „uspójnić cały m a teria ł w jedną dobrą historię. Ta h isto ria to nasza au to b io g rafia” (CNG, s. 246). A nasza jaźń jest „główną postacią fikcyjną w c e n tru m tej auto b io g rafii” . Jaźń jest pew nym ab strak tem , podobnie jak ab stra k te m jest środek ciężkości przedm iotu; są to w obydw u w ypadkach pew ne użyteczne sposoby rad zen ia sobie z p rze d m io ­ ta m i albo z n am i sam ym i. (Jak już w drugiej połowie X V III w ieku notow ał Georg C h risto p h L ichtenberg, „założenie, p o stu lat Ja jest p otrzebą p rak ty c zn ą” 17). W tym sensie nasze Ja to artefakt, a m y wszyscy jesteśm y n atu ra ln y m i Lebenskünstler, ar­ tystam i, których głów nym dziełem jest narrac ja scalająca nasze życie w jedną ko ­ h e re n tn ą historię.

16 D .C . D e n n e tt The se lf as a center o f narrative g ra v ity , w: A rguing about the m ind, ed . B. G e rtle r, L. S h a p iro , R o u tle d g e , N e w Y o rk -L o n d o n 2007, s. 237. K o lejn e c y ta ty lo k a liz u ję w te k ś c ie po sk ró c ie C N G .

17 G .C h . L ic h te n b e rg P ochw ała w ątpienia. B ru lio n y i inne pism a , w yb., p rz e k ł., w stę p

i p rz y p . T. Z a to rs k i, s ło w o /o b ra z te r y to ria , G d a ń s k 2 005, s. 239.

28

(10)

28

8

U jęcie D en n e tta m oglibyśm y określić m ia n em polifonicznej te o rii jaźni i p rze­ ciwstawić je teoriom m onofonicznym . W ta k im ro zu m ien iu łatw iej w ytłum aczyć, że zjaw isko osobowości m nogiej (multiplepersonality disorder) nie zawsze m u si być zab u rzen iem dysocjacyjnym (choć czasem n im oczywiście jest), lecz m oże być, w niek tó ry ch przy p ad k ach , po p ro stu w zm ocnioną postacią tego, czego dośw iad­ czam y wszyscy - że nasze narracje u sp ó jn iają się n iek ied y n ie wokół jednego, lecz wokół k ilk u w yim aginow anych centrów. Jak pisze R onald de Sousa, filozof z U n i­ w ersytetu w Toronto:

K ie d y d o k to r Je k y ll p r z e m ie n ia się w p a n a H y d e ’a, o tr z y m u je m y o so b liw ą i n ie s a m o w i­ tą h is to rię . C z y to d w ó c h lu d z i, k tó rz y z a m ie n ia ją się m ie js c a m i w je d n y m ciele? O to coś jeszcze d z iw n ie jsz e g o : ró w n ie ż d o k to r J u g g le i d o k to r B oggle z a m ie n ia ją się m ie jsc a m i w je d n y m cie le . A p r z e c i e ż s ą d o s i e b i e t a k p o d o b n i , j a k j e d n o j a j o - w e b l i ź n i a k i . C z y te ln ik się d ziw i: d la c z e g o w ta k im ra z ie w o g ó le m ó w ić, że się p r z e ­ m ie n ia ją ? C ó ż , d la c z e g o n ie? Je ś li d o k to r J e k y ll m o że p r z e m ie n ić się w c z ło w ie k a ta k o d sie b ie ró ż n e g o , ja k p a n H y d e , to p rz e c ie ż t y m ł a t w i e j s z e m u s i b y ć d la d o k to ra Ju g g le p r z e m ie n ie n ie się w d o k to r a B o g g le, k tó ry p r z y p o m in a go k u b e k w k u b e k . T rzeb a p rz e c iw ie ń s tw a alb o s iln e j ró żn icy , a b y z a c h w ia ć n a s z ą n a tu r a ln ą p e w n o ść , że je d n e m u c ia łu o d p o w ia d a n ie w ięcej n iż je d e n je d y n y d z ia ła ją c y p o d m io t.18

III

S próbujm y podsum ow ać nasze rozw ażania. F en o m en h ete ro n im ii F ern a n d a Pessoi u n aocznia n ad e r p lastycznie p o d su n ię ty przez D aniela C. D en n e tta p o ­ m ysł rozum ienia jaźni jako narracyjnego środka ciężkości czy też - w jego w ypad­ ku - k o n k u ren c y jn y ch środków ciężkości. M ożna tu zauważyć dwie rzeczy: po pierw sze, w łaściwie wszyscy składam y się z m niejszej lub większej liczby hetero- nim ów 19, jednak najczęściej przegryw ają one w alkę o wpływ y i p rze p ad ają w od­ m ętach św iadom ości; jeśli naw et zdarzy się, że uda im się zyskać swoje pięć m i­

18 R. d e S o u sa R a tio n a l hom unculi, w: The identities o f persons, ed. A. O k s e n b e rg R orty, U n iv e r s ity o f C a lif o r n ia P re ss, B e rk e le y 1976, s. 211. C y t. za: D .R . H o fsta d te r, D .C . D e n n e tt The m in d ’s I. Fantasies and reflections on se lf and soul, B a sic B ooks, N e w York: 2000, s. 231.

19 M ia ł ra c ję C z e sła w M iło sz , p isz ąc: „Ten p o ż y te k z p o e z ji, że n a m p r z y p o m in a / ja k tr u d n o je s t p o z o sta ć tą sa m ą o so b ą , / b o d o m n a s z je s t o tw a rty , w e d rz w ia c h n ie m a k lu c z a / a n ie w id z ia ln i g o śc ie w c h o d z ą i w y c h o d z ą ” (C. M iło s z A rs Poetica?, w: teg o ż

Wiersze, t. 3, Z n a k , K ra k ó w 2003, s. 78). W ty m sa m y m u tw o rz e p o e ta p isz e: „ Ja k i

r o z u m n y c z ło w ie k z e c h c e b y ć p a ń s tw e m d e m o n ó w , / k tó re r z ą d z ą się w n im ja k u sie b ie , p r z e m a w ia ją m n ó stw e m ję z y k ó w ”, co z a d z iw ia ją c o d o b rz e k o re s p o n d u je z p rz e d s ta w io n ą p rz e z O liv e ra G . S e lfrid g e ’a p o d k o n ie c la t 50. (i d łu g o

n ie d o c e n ia n ą ) k o n c e p c ją m ó z g u ja k o z b io ru d e m o n ó w , sw o isteg o p a n d e m o n iu m (por. S, s. 179). P o r a z w tó ry z a u w a ż a m y , ja k w ie le w s p ó łc z e sn y c h k o n tr in tu ic y jn y c h te o rii św ia d o m o śc i w y k a z u je z d u m ie w a ją c e z b ie ż n o ś c i z in tu ic ja m i lic z n y c h p o e tó w i p isa rzy .

(11)

n u t, m ało kto z nas m a tyle inw encji (i odw agi), żeby nadać im im iona i pozwolić tworzyć we w łasnym im ien iu . N ie chcę zbytnio przeciążać przew odniej m etafory, zaryzykow ałbym jednak stw ierdzenie, że „zwyczajną osobowość” należałoby wy­ obrażać sobie na kształt czarnej dziury, która w ytw arzając b ardzo silne n arracyjne pole graw itacyjne, przyciąga i w chłania pozostałe Ja. P rzypadek Pessoi pokazuje nam , jak być m oże wygląda rów nież nasza jaźń.

Po drugie, heteronim iczność synchroniczna, by ta k ją nazw ać, jest n iejako od­ w róceniem w p io n ie n atu ra ln e j hetero n im iczn o ści diachronicznej (którą zwykle określam y po p ro stu m ia n em rozw oju, ew olucji czy n a tu ra ln y c h p rzeobrażeń), czyli w ertykalnym w ariantem (albo odstępstw em od) horyzontalnej normy. Co istot­ ne i interesujące, z ewolucją m am y wówczas do czynienia w łaśnie na płaszczyźnie rów noczesności, lecz n iekoniecznie w dłuższej perspektyw ie czasowej. W liście do Adolfa Casais M on teiro z 20 stycznia 1935 ro k u Pessoa pisze:

P a ń sk a o b se rw a c ja , że b r a k u m n ie teg o , co m o ż n a b y n azw a ć z a s a d n ie e w o lu c ją , je s t n ad zw y c zaj tra fn a . S ą w ie rsz e , k tó re n a p is a łe m p rz e d d w u d z ie s to m a la ty i k tó re - n a ile m o g ę to o c e n ić - n ie u s tę p u ją ty m , k tó re p isz ę o b e c n ie . N ie p isz ę le p ie j n iż w ów czas, w y łączy w szy z n a jo m o ś ć ję z y k a p o rtu g a lsk ie g o . [...] N ie ro z w ija m się , lecz p o d r ó ż u ­ j ę. [...] Z m ie n ia m o so b o w o ść, w z b o g a c a m się (tu m o że z a c h o d z i ja k a ś ew o lu c ja ) o z d o l­ n o śc i stw a rz a n ia n o w y c h o so b o w o ści [...]. T a c e c h a m o jej o so b y w y d a je m i się p o ró w n y ­ w a ln a n ie z e w o lu c ją , lecz z p o d ró ż ą : n ie w s p in a m się z p ię tr a n a p ię tro ; n a p ła s k ie j, p ro ste j p ła s z c z y ź n ie p rz e m ie s z c z a m się z m ie jsc a n a m ie jsc e . (D , s. 170).

O dn o tu jm y p onadto, że h etero n im ię niekoniecznie trzeba uznaw ać, jak to się z re­ guły czyni, za fenom en depersonalizacji. M ożna ją także postrzegać jako swoistą repersonalizację, czyli p rzeciw działanie zdom in o w an iu osobowości przez jedną silną n arrację. A zatem drama em gente nie m u si być wcale w yrazem „b rak u au to ­ n o m ii” czy „znakam i p o raż k i”20.

Zauw ażm y w końcu, że przypadek Pessoi mówi także co nieco o owym dziwnym zajęciu zw anym pisaniem . „Lubię mówić. A ściślej - lubię się wysławiać”, powiada Soares (KN, s. 210, fr. 259). A Pessoa pisze gdzie indziej: „Kiedy już zacząłem m ó­ wić - i pisać na m aszynie, co jest dla m nie rów noznaczne z m ów ieniem - ciężko m i się zatrzym ać” (D, s. 163). Pisanie staje się tubą, w zm acniającą poszczególne stru ­ m ienie narracji. Dlaczego? „Jestem w znacznej m ierze prozą, którą piszę”, dopo­ w iada Soares (KN s. 160, fr. 193), czyli jestem , o ile zdołam przelać na pap ier głosy zam ieszkujących m ą głowę tożsam ości. W innym fragm encie czytamy:

C z a se m , w sa m y m ś ro d k u życiow ej a k ty w n o śc i, k ie d y b e z w ą tp ie n ia m a m ró w n ie w y ra ź ­ n ą św ia d o m o ść sie b ie ja k w szy scy in n i, o p a d a m n ie d z iw n e u c z u c ie z w ą tp ie n ia : n ie je ­ ste m p e w ie n , czy is tn ie ję , d o p u sz c z a m m o żliw o ść , że je ste m c z y im ś sn e m , w y o b ra ż a m so b ie n ie m a l c ie le ś n ie , że je s te m p o s ta c ią z p o w ieści, p rz e m ie s z c z a ją c ą się n a d łu g ic h fa la c h s ty lu p o ś ró d p raw d y , k re o w a n e j p rz e z w y b u ja łą n a rra c ję . N ie r a z m ia łe m o k a z ję

20 P. H a m m Z w ycięzcy w przegranej. Fernando Pessoa i R obert Walser, d w a j dalecy krew ni, p rz e ł. A. Ż y c h liń s k i, „T w ó rczo ść” 2006 n r 11.

68

(12)

2

9

0

za u w a ż y ć , że p e w n e p o sta c i z p o w ie śc i m a ją d la n a s ta k ą w y ra z isto ść , ja k ie j n ig d y n ie z d o ła lib y o sią g n ą ć n a s i z n a jo m i i p rz y ja c ie le . (K N , s. 230, fr. 285)

W ielokrotne ego zn a jd u je swój w yraz w swego ro d zaju życiopow ieści, w zap isa­ nych losach p ostaci ta k realnych, a rów nocześnie ta k fikcyjnych, jak, dajm y na to, bohaterow ie S hakespeare’a. Załóżmy, n o tu je Pessoa,

że a u to r ta k d o sk o n a le z d e p e rs o n a liz o w a n y , ja k S h a k e s p e a re , z a m ia s t tw o rz y ć o s o b o ­ w ość H a m le ta ja k o część d r a m a tu , stw o rz y łb y go ja k o z w y k łą oso b o w o ść b e z d r a m a tu

(como sim plespersonagem, sem dram a). N a p is a łb y w ów czas, m o ż n a b y rz ec, d r a m a t z je d n ą

ty lk o o so b o w o ścią, ro z c ią g n ię ty i a n a lity c z n y m o n o lo g . W ty m w y p a d k u n ie m ie lib y śm y p ra w a s z u k a ć w tej o so b o w o ści d e f in ic ji u c z u ć i m y śli S h a k e s p e a r e ’a, c h y b a że fig u ra ta b y m u się n ie u d a ła - b y łb y w ó w czas ty lk o k ie p s k im d r a m a tu rg ie m , k tó ry tu się u ja w n ia . Z p rz y c z y n m a ją c y c h sw e ź ró d ło w te m p e r a m e n c ie [...] z a p ro je k to w a łe m w so b ie o d r ę b ­ n e o so b o w o ści (varias personagens), ró ż n ią c e się m ię d z y so b ą i ró ż n e o d e m n ie , p r z y p is u ­ jąc im w ie rsz e , k tó re n ie są ta k ie , ja k ie sa m , z m o im i id e a m i i u c z u c ia m i, b y m n a p is a ł. (R , s. 17)

Zauważm y, że Pessoa m ówi tu o swoich h etero n im a ch literac k ich (meus heteróni-

mos literdrios) niczym o b o h aterac h literac k ich , tyle tylko że o nieco zm ienionej,

rozszerzonej albo przem ieszczonej p rze strzen i działania.

Pisanie jawi się tu w yraźnie jako jedna z tech n ik siebie, czyli procesów u podm io­ tow ienia prow adzących do k o n stru k cji w łasnej tożsam ości21. Stosunkow o m ało w yrafinow anym in te le k tu aln ie będzie stw ierdzenie, że m ożna uczynić z niego śro­ dek sam opoznania; konstatacja ta straci jed n ak swój pozorny b ra k oryginalności, kiedy dostrzeżem y, co w łaściwie tu znaczy. W nap isan y m na dwa tygodnie przed śm iercią w ierszu Pessoa zapisuje pió rem R icarda Reisa:

N ie z lic z e n i p rz e b y w a ją w nas; K ie d y m y ślę lu b c z u ję , n ie w ie m , K im je s t te n , k tó ry m y śli lu b czu je. Je ste m je d y n ie m ie jsc e m ,

W k tó ry m się c z u je lu b m y śli.

M a m w ięcej n iż je d n ą d u sz ę . J e s t w ięcej ja n iż ja sam . P o m im o teg o is tn ie ję N a w s z y stk ie te ja o b o jętn y . K ażę im m ilc z e ć : m ów ię.

I m p u ls y teg o , co c z u ję L u b n ie c z u ję , k r z y ż u ją się I k łó c ą w ty m , k tó ry m je ste m .

21 Por. M . F o u c a u lt Techniki siebie, w: te g o ż F ilozofia, historia, polityka. Wybór pism , p rz e ł. D . L e sz c z y ń sk i, L . R a s iń s k i, P W N , W a rsz a w a -W ro c ła w 2000, s. 247-275. P o d ty tu ł k sią ż k i o S te n d h a lu a u to rs tw a K rz y sz to fa R u tk o w sk ie g o b rz m i D zie n n ik w y p ra w y po

imię - w rz e c z y sa m e j k a ż d e p is a n ie je s t „ w y p ra w ą p o im ię ” (por. K. R u tk o w s k i Z akochany Stendhal. D zie n n ik w y p ra w y po im ię, s ło w o /o b ra z te r y to ria , G d a ń s k 2005).

(13)

I g n o ru ję je. N ic n ie d y k tu ją T e m u ja, k tó re ja z n a m : p isz ę .22

„N ie w iem , k im jest ten, k tóry m yśli lub czuje” - jak zatem poznać sam ego siebie? K im jest F ern an d o Pessoa? Jak pisze A ntonio T abucchi, m oże w ręcz zrodzić się p o dejrzenie, że „Pessoa nigdy nie istn iał, że jest w ym ysłem niejakiego F ern an d a Pessoi, tegoż hom onim icznym alter ego w oszałam iającym korowodzie postaci, które dzieliły życie z F e rn a n d e m ”23. W rzeczy sam ej, w szak A lvaro de C am pos u m iesz­ cza w Uwagach do wspomnień o moim M istrzu Caeiro (Notas para a Recordacäo do

M eu Mestre Caeiro) w ym owną obserwację: „F ern an d o Pessoa, ściśle rzecz biorąc,

nie istn ieje” (R, s. 62). Lecz także pisząc o sobie sam ym , zauważa: „Z aczynam się poznaw ać. N ie istn ieję”24.

Jakby rek a p itu lu ją c powyższe paradoksy, B ernardo Soares zapisuje: „Poznać siebie znaczy błądzić. W yrocznia, k tóra pow iedziała «Poznaj sam ego siebie», za­ dała pracę cięższą niż w szystkie prace H erkulesa i zagadkę b ardziej zaw iłą niż zagadki Sfinksa. Św iadom ie się nie znać - oto droga” (KN, s. 128, fr. 149). D o­ prawdy, oto lekcja w arta zap am iętan ia - p isan ie jako droga nie do sam opoznania, lecz do uśw iadom ienia sobie iluzoryczności wszelkiego sam opoznania, któ re m ia ­ łoby być pozn an iem swego p r a w d z i w e g o J a .M o je praw dziw e Ja to tylko m oja najsiln iejsza n a rra c ja 25. I oczywiście niekoniecznie sam będę w stanie n ajlepiej ją zinterpretow ać; specjalne prerogatyw y w tym względzie cofnięto autorom już dawno tem u. E l desconocido de si mismo, n iezn an y sam em u sobie, n ap isał o Pessoi Octavio Paz. Jedna z lekcji, jakich udziela Pessoa, pozw ala dostrzec, że Paz opisuje raczej kondycję nas w szystkich, sam ym sobie nieznanych.

W jednej z recenzji Księgi niepokoju przeczytałem kiedyś słowa, które zdają m i się dość sym ptom atyczne: „[Pessoa] p isał w im ien iu [...] h eteronim ów [...], tak skutecznie zam azując swoją praw dziw ą tożsam ość, że do dziś zastępy uczonych pessoalogów nie p o trafią dać praw dziw ego jej o b raz u ”26. Praw dziw y obraz praw ­

22 R. R e is N iezliczen i p rzebyw ają w nas, p rz e ł. M . L ip sz y c , „ L ite r a tu r a n a Ś w ie c ie ” 2003 n r 1 0 /1 1 /1 2 , s. 63.

23 A. T a b u c c h i Wer w a r Fernando Pessoa?, ü b e rs. K. F le is c h a n d e rl, H a n s e r, M ü n c h e n - W ie n 1992, s. 11.

24 A. d e C a m p o s Z a czy n a m się p o zn a w a ć, p rz e ł. M . L ip sz y c , „ L ite r a tu r a n a Ś w ie c ie ” 2003 n r 1 0 /1 1 /1 2 , s. 9.

25 P o d o b n ie m y śla ł, z a n o tu jm y n a m a rg in e s ie , F r ie d ric h N ie tz s c h e , k ie d y p isa ł, że „Ja je s t w ię k s z o śc ią p rz y p o m in a ją c y c h o so b y sił, z k tó ry c h ju ż to je d n a , ju ż to in n a sta je w c e n tr u m ja k o Ja i s p o g lą d a n a in n e , n ic z y m p o d m io t n a w pływ ow y

i u tw ie r d z a ją c y św ia t z e w n ę trz n y . M ie jsc e p o d m io tu z m ie n ia się sk o k o w o ” (F. N ie tz s c h e Nachgelassene Fragm ente 1880-1882, w: te g o ż K ritische Studienausgabe, t. 9, h rsg . G . C o lli, M . M o n tin a r i, dtv, M ü n c h e n 1988, s. 211).

26 Ł. G rz y m isła w s k i Księga niepokoju Fernando Pessoi, „ G a z e ta W y b o rc z a ” 27.08.2007.

29

(14)

29

2

dziwej tożsam ości! U w ażna le k tu ra Pessoi i D en n e tta (a czytanie jest wszak re­ w ersem p isania) pow inna n am uśw iadom ić, że te n sposób ro zu m ien ia jaźni zwo­ dzi nas na m anow ce. D zieło F ern an d a Pessoi - spisane zarów no p iórem , jak i ży­ ciem - m oże pom óc n am zachw iać naszą n a tu ra ln ą pewność, że „jed n em u ciału odpow iada nie więcej niż jeden działający p o d m io t” .

Abstract

Arkadiusz ŻYCHLIŃSKI

Adam Mickiewicz University (Poznań)

The head full of voices. Pessoa and Dennett on the self

When confronted against each other, the concept of the self based on the writings of Fernando Pessoa and the philosophical project of Daniel Dennett reveal an unexpected correspondence: when read through the prism of contemporary philosophy of mind, Pessoa's phenomenon of heteronymity makes apparent the idea, suggested by Dennett, of understanding the self as a centre of narrative gravity, or as competitive narrative centres of gravity. Viewed from the standpoint of Dennett's polyphonic theory of the self, heteronymity (that is, multiple personality disorder) appears as a reinforced, or boundary, form of the common phenomenon of narrations, which form one's self by getting constituted around not a single but several imaginary centres.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zbigniew Strzelecki , Professor of Main School of Economics in Warsaw, manager of the Development Trends of Mazovian Region project, director of the Mazovian Office for

(...) Staram się, sta- ram się dużo robić w domu, ale myślę, że ważne też dla mnie było to, że rzeczy, którymi zajmowałam się badawczo odnosiły się do tego, co było dla

The Editorial Board of Studia Elckie wishes to thank all the Peer Reviewers for their hard work and diligence in re- viewing articles submitted for publication in 2014

In this study we used MCES to: (1) rank the importance of the features that we extracted for users in YouTube, (2) standardize and set criteria, and (3) combine the criteria based

W większych jednostkach handlowych, w których stosuje się programy magazynowe i kasy systemowe lub drukarki fiskalne zasadne jest wprowadzenie czytników kodów

Wspólną cechą obu tych metod jest fakt kontro­ lowania wywiadu w trakcie jego przeprowadzania, przy czym ankieter wie, że dany wywiad jest aktualnie kontrolowany. 30

odpowiedzi na pytanie o trudności napotykane w studiach według „klasy’', w której odpad lub odsiew miał miejsce to okazuje się, że kierunek tych zmian jest

The lowest reading indices (size of possessed book collection, reference books in the collection, number of books bought each year) are recorded in the case of women-teachers