• Nie Znaleziono Wyników

Listy do Jerzego Pietrkiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Listy do Jerzego Pietrkiewicza"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Witold Gombrowicz

Listy do Jerzego Pietrkiewicza

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (127-128),

313-328

(2)

Archiwalia

W itold GOMBROWICZ

Listy do Jerzego Pietrkiewicza*

Tul'si Kamila Bhambry Wprowadzenie

W ro k u 2007 zm arł w L ondynie Jerzy P ietrkiew icz, zasłużony profesor lite ra tu ry polskiej na uniw ersytecie londyńskim , poeta, prozaik, i tłum acz. W d okum entach, które pozostaw ił, znaleziono siedem listów od W itolda G om brow icza, pisanych w la tac h 1959-1966, któ re tu ta j zostają opublikow ane po raz pierw szy1.

L isty te są dla badaczy lite ra tu ry w yjątkowo ciekawe. A utor p rzedstaw ia w n ich swoje poglądy na tem at problem ów przek ład u . Twórca Ferdydurke zw rócił się b o ­ w iem do P ietrkiew icza, byłego znajom ego z przedw ojennej W arszawy, z prośbą o pom oc w zn a le zie n iu odpow iedniego tłum acza angielskiego tej w łaśnie pow ie­ ści. G om browicz, który jak najściślej kontrolow ał obcojęzyczne p rzekłady swoich dzieł - w pierw sze hiszpańskie i francuskie tłu m aczen ia sam był intensyw nie za­ angażowany. Jed n ak n a d tłu m ac ze n iem zleconym w 1959 lub 1960 ro k u przez lo n ­ dyńskie w ydaw nictw o M acgibbon & K ee2 nie m ógł osobiście czuwać, skoro, jak m ów ił, „po an g ielsk u an i w zą b ” . G dy E ric M osbacher dokonał już p rzek ład u , poprosił P ietrkiew icza o o pinię dotyczącą jego stylu. Z daje się, że Gom browicz abso lu tn ie nie był w stanie się uspokoić, za n im nie upew nił się, że dzieło zostało zw eryfikow ane przez osobę, której ufał. Pojaw ia się zatem pytanie: zatem pytanie: k im był P ietrkiew icz, i jakie były sto su n k i m iędzy n im a au to rem Ferdydurke?

* Redakcja „Tekstów Drugich” bardzo dziękuje Pani Ricie Gombrowicz za uprzejmą

zgodę na publikację listów Witolda Gombrowicza do Jerzego Pietrkiewicza. Jakiekolwiek wykorzystanie zamieszczonych tu tekstów Witolda Gombrowicza wymaga osobnej zgody spadkobierczyni praw autorskich Pani Rity Gombrowicz. Chciałabym podziękować dr Ursuli Phillips za zwrócenie mojej uwagi na te listy.

Literatura polska w przekładach (red. D. Bilikiewicz-Balnc i in., Biblioteka

Narodowa-Instytut Bibliograficzny, t. 1: 2000, t. 2: 2005, t. 3: 2008, hasło 1041) nie podaje tego pierwszego wydania; przekład Mosbachera wymieniony jest jedynie w późniejszym, londyńskim wydaniu Penguin z 1989 roku, w serii Penguin

Twentieth Century Classics.

31

(3)

31

4

Jerzy Pietrkiew icz, urodzony w 1916 roku na Z iem i D obrzyńskiej, w rodzinie chłopskiej, od 1934 studiow ał w W arszawie, gdzie równocześnie debiutow ał jako literat: publikow ał wiersze, utwory prozą i artykuły w czasopismach. To w tym okresie poznał Gombrowicza. P onad trzydzieści lat później w spom ni o tam tych czasach, o starszym koledze, który prowokacyjnie dłubał w idelcem w zębach w Ziem iańskiej; o jego rów nie drażniącej grze na pianoli i o w spólnych nocnych spacerach po W ar­ szawie3. D rogi ich się rozeszły w 1939 roku: Gom browicz po w ybuchu w ojny nie wrócił z Argentyny, a Pietrkiew icz, k tórem u słaby stan zdrowia nie pozwalał przy­ stąpić do służby wojskowej, przedostał się do A nglii. Zdobył stypendium na studia lite ra tu ry angielskiej na uniw ersytecie St A ndrew s w Szkocji, a otrzym awszy dy­ plom M.A., rozpoczął na uniw ersytecie londyńskim studia doktoranckie, pisząc roz­ praw ę na tem at form liryki angielskiej i polskiej. W 1947 zaczął w ykładać język polski w School of Slavonic and East E uropean Studies na tym sam ym uniw ersyte­ cie. Pisał utw ory w języku angielskim , w tym siedem powieści, podpisując je „Peter- kiew icz”. T łum aczył poezje z angielskiego na polski i odw rotnie; najbardziej znany jest w świecie anglojęzycznym jako tłum acz wierszy K arola Wojtyły. W 1964 roku został profesorem nadzw yczajnym , a n astęp n ie otrzym ał profesorskie „personal c h a ir” . W latach 1972-1977 był kierow nikiem D ep a rtam e n tu Języków i L ite ra tu r Słow iańskich. O trzym ał nagrodę Zw iązku Pisarzy P olskich na O bczyźnie i prze­ szedł na em eryturę w 1980 ro k u 4. W Polsce jego sława stale rośnie; w m aju 2000 odbyła się w T oruniu konferencja naukow a poświęcona jego dorobkowi, której owo­ cem jest publikacja Jerzy Pietrkiewicz - inna wersja emigracji5.

Podczas swojej k arie ry naukow ej P ietrkiew icz interesow ał się G om brow iczem 6. N ie tylko prow adził zajęcia na te m at jego tw órczości, ale rów nież opublikow ał arty k u ł The Fork and the fear. Remembering Gombrowicz (Widelec i lęk. Wspomnienie

o Gombrowiczu), k tó ry w 1998 ro k u został w ykorzystany jako w stęp do an gielskie­

go w ydania dram atów G om brow icza7. O spotkaniu w Vence, we F rancji, gdzie G om ­

3 J. Peterkiewicz Widelec i lęk. Wspomnienie o Gombrowiczu, w: Literatura polska w

perspektywie europejskiej. Studia i rozprawy, przel. A. Olszewska-Marcinkiewicz i Ignacy

Sieradzki, wyb. i oprac. J. Starnawski, PIW, Warszawa 1986, s. 342-348. Artykuł został napisany w 1970 roku. Pierwodruk: „Encounter”, London 1971, s. 15-18.

4 Na podstawie: E. Głębicka Jerzy Pietrkiewicz, hasło w: Współcześni polscy pisarze

i badacze literatury. Słownik biobibliograficzny, red. J. Czachowska, A. Szałagan, WSiP,

Warszawa 1999, t. 6, s. 348-352. Mirosław Adam Supruniuk podkreśla jednak, że hasło jest „pełne błędów i bałamutnych informacji”, a stwierdzenie, iż Pietrkiewicz „stale współpracował z londyńskimi «Wiadomościami» (od 1960), jest fałszywe (M.A. Supruniuk Jerzy Pietrkiewicz w polskim Londynie, czyli o konieczności posiadania

adresu, w: Jerzy Pietrkiewicz - inna wersja emigracji: materiały Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej 11-12 maja 2000 r., red. B. Czarnecka, J. Kryszak, Regionalny

Ośrodek Studiów Ochrony Środowiska Kulturalnego, Toruń 2000, s. 219. 5 Jerzy Pietrkiewicz - inna wersja emigracji.

6 J. Starnawski Jerzy Pietrkiewicz: badacz literatury polskiej i porównawczej, w: Literatura

(4)

brow icz zam ieszkał w 1964 roku, P ietrkiew icz opow iada w swojej własnej a u to ­ b iografii, In the scales o f fate. A n Autobiography8. W ydaje się, że stosunki m iędzy n im i były długotrw ałe, ale nie bliskie. W 1961 roku G om browicz w spom niał o Pietr- kiew iczu dwa razy: w Dzienniku k rótko w ym ienia go w kontekście pisarzy em igra­ cyjnych, a we Wspomnieniach polskich pisze o n im jako jednym z m łodych lite ra ­ tów, którzy dosiadali się do jego stolika w Z iem iańskiej:

Potrzebowałem ofiar... Byłem uszczęśliwiony, gdy nawinął mi się ktoś prostoduszny a go­ rący, z którym mogłem igrać jak kot z m y sz ą . I zdarzało się, że te ofiary przeistaczały się w wyznawców, nawet w przyjaciół - stąd powstała paczka, do której w późniejszych latach należeli Stefan Otwinowski z żoną, panią Ewą, poeta Staś Piętak, Lipiński, redak­ tor „Szpilek” też z żoną, Jerzy Pietrkiewicz i inni. [...] Ale przecież wielu z tych niewyro­ bionych potem wyrobiło się i nawet na czołowe wysunęło p o z y c je .9

K orespondencja m iędzy G om brow iczem a P ietrkiew iczem zachow ała się tylko we fragm entach. M am y siedem listów G om brow icza do dawnego kolegi (praw do­ p odobnie są przechow yw ane w zbiorze Peterkiew icz T rust w L ondynie, jednak nie otrzym ałam p otw ierdzenia), lecz nie w iadom o, ile ich w sum ie napisał. Istn ie ją rów nież dwa listy P ietrkiew icza znajdujące się w archiw um G om browicza w Be­ inecke Rare Books L ib rary na Yale U niversity.

Czytając listy G om brow icza do Pietrkiew icza, m a się w rażenie, że chociaż m ało w iedział o guście i stylu kolegi, którego stracił z oczu dw adzieścia lat w cześniej, to w spraw ie w ydania Ferdyduke ufał m u bezw arunkow o. A jed n ak ta k nie było. G om brow icz w ykazywał P ietrkiew iczow i w dzięczność za w sparcie i w eryfikację p rze k ład u , a jed n ak w idocznie zlekcew ażył jego radę, aby zrezygnow ać z p rze d ­ m ow y do Ferdydurke, i dalej przekonyw ał wydaw nictw o, nalegając na jej p u b lik a ­ cję. Po śm ierci G om browicza P ietrkiew icz w spom ina o tej w ym ianie opinii: „D w u­ k ro tn ie błagałem go, żeby zrezygnow ał z osobistej przedm ow y, któ rą n ap isał dla pouczenia angielskich krytyków jego tw órczości” 10. K iedy się okazało, że p rze d ­ mowa w k ońcu nie została um ieszczona, P ietrkiew icz przekonyw ał G om browicza, by pogodził się z tym faktem . W liście datow anym 1 stycznia 1961 pisze do zm ar­ tw ionego autora: „N ie m a się czego bać. Pańska powieść stoi na m ocnych nogach, także w przekładzie. M osbacher to w szystko in te lig e n tn ie zrobił, a krytyka na pew ­

7 W. Gombrowicz Three Plays: Princess Ivona, The Marriage, Operetta; introd.

J. Peterkiewicz; transl. K. Griffith-Jones, C. Robins and L. Iribarne, Marion Boyars, London 1998.

8 J. Pietrkiewicz In the scales of fate. An autobiography, Marian Boyars Publishers Ltd.,

London 1993, s 113-114.

9 W. Gombrowicz Wspomnienia polskie. Wędrówki po Argentynie, Wydawnictwo

Literackie, Kraków 1999, s. 111-112.

(5)

31

6

no w yczuje oryginalność k sią żk i” 11.

W arto w tym m iejscu wyjaśnić kilka faktów dotyczących pow stania tego p rze­ k ła d u i w rócić do kw estii w yboru tłum acza. K iedy G om brow icz po raz pierw szy zw rócił się do swojego kolegi, mowa była o zaangażow aniu niejakiego D avida [Joh­ na] W elsha. N iczego więcej z listów G om brow icza się o n im nie dow iadujem y, lecz z odpow iedzi Pietrkiew icza, datow anej 25 w rześnia 1959 roku, w ynika że p an W elsh to jego stu d e n t i że w edług op in ii profesora, „zna p olski w yśm ienicie”. P ie trk ie ­ wicz dalej pisze, że „ tru d n o [...] pow iedzieć, czy to najlepszy tłum acz, ale nie ma w ielu do w yboru. In n i są po p ro stu okropni. Oczywiście, m ógłby Pan sobie za­ strzec, aby tłu m aczen ie było z francuskiego, ale już chyba na to za p óźno” . N ie wiemy, dlaczego w k ońcu nie doszło do um ow y m iędzy D avidem W elshem a M ac- gibbon & Kee. W iem y jedynie, że W elsh w n astęp n y c h la tac h przełożył na angiel­ ski Lalkę Bolesława P rusa [The Doll], Popiół i diament Jerzego A ndrzejew skiego

[Ashes and Diamonds] i kilka utw orów T adeusza Konwickiego. W ygrał nagrodę tłu ­

m aczy W arszawskiego ZaiKSu. Jego dorobek jako anglojęzycznego historyka lite ­ ra tu ry polskiej jest rów nie im ponujący: opublikow ał m onografie o Jan ie K ocha­ now skim , Ignacym K rasickim i innych p isa rz ac h 12. Z atem nie wygląda na to, że nie byłby k o m p e ten tn y m tłum aczem . A jednak zam iast W elsha do p rze k ład u Fer­

dydurke zaangażow any został Eric M osbacher, który języka polskiego nie znał wcale.

Jego p rzek ład opiera się na tłu m ac ze n iu fra n c u sk im 13. W ielu czytelników chw ali to tłu m aczen ie jako ud an e - udało się na przy k ład zachować G om browiczowski h u m o r - lecz porów nując je z polską Ferdydurke, okazuje się, że b ra k u je k ilk u w ątków tek stu ; poza tym są w n im liczne nieścisłości w ynikające z podw ójnego p rocesu tłum aczen ia. W 2000 ro k u Yale U niversity P ress zaleciła przetłu m aczen ie

Ferdydurke z polskiego na angielski am erykańskiej tłum aczce polskiego p ocho­

dzenia, D an u c ie B orchardt i dopiero dzięki niej czytelnicy anglojęzyczni m ają dostęp zarów no do całości tek stu , jak i twórczej żywiołowości jego stylu.

W chwili, kiedy Gombrowicz zwrócił się do Pietrkiew icza, sam już m iał za sobą dw ukrotne dośw iadczenie p roblem u tłum aczenia Ferdydurke - z g rupą przyjaciół w Buenos A ires przełożył ją na hiszpański, a z dziennikarzem R olandem M a rtin na

11 W tym miejscu chciałabym podziękować Beinecke Library za udostępnienie mi

listów Pietrkiewicza do Gombrowicza podczas mojej kwerendy 11.11.2010 roku. 12 Na podstawie: J. Starnawski Jerzy Pietrkiewicz, s. 16.

13 Literatura polska w przekładach podaje fałszywą informację, że przekład Mosbachera został zrobiony z języka poskiego (hasło 1041, s. 99). Por. W. Bolecki Dodatek

krytyczny: przekłady, w: W. Gombrowicz Pisma zebrane, t. 2: Ferdydurke, red. W.

Bolecki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007: „Ferdydurke, tłum. z franc. Eric Mosbacher, London 1961, wyd. Mac Gibbon [sic] and Kee” (s. 755). Skoro przekład francuski George’a Sédira opublikowany został dopiero w 1973 roku, Mosbacher musiał korzystać z pierwszej wersji francuskiej, tłumaczonej przez „Brone”. Za tym pseudonimem kryje się współpraca Gombrowicza z Rolandem Martin nad

(6)

francuski. Sam podkreśla, jak bardzo ma tej pracy dosyć (list z 12.02.1961). Podczas bliskiej w spółpracy z tłum aczam i m usiał się przekonać, że kom petencja lingw istycz­ na, m im o że jest absolutnie konieczna, sama w sobie nie wystarcza, aby powstała d o b r a wersja obcojęzyczna tak eksperym entalnej powieści. D oszedł więc do ta ­ kiego w niosku: „najw ażniejsze, żeby tłum acz był artystą, nie w yrobnikiem . [...]. I żeby m iał poczucie h u m o ru i poezji oraz tem peram ent, tudzież żeby książka n a­ praw dę m u się podobała” (28.07.1959). Jest w tym stw ierdzeniu coś zaskakującego, a nawet pewna ironia. Gombrowicz tak zaciekle starał się przecież utrzym ać kon­ trolę n ad in terp retacjam i swoich dzieł. Publikow ał przedmowy, pisywał kom enta­ rze i w yjaśnienia, dopilnowywał najdrobniejszych szczegółów każdego wydania. Skąd więc tak liberalne podejście do tłum aczy? Gom browicz w iedział dobrze, jakie cechy pozw alają tłum aczom stworzyć żywe, radykalne i zachowujące specyfikę jego h u ­ m oru dzieło. W iedział, że m usi zm niejszyć presję i pozwolić tłum aczowi, który l u b i

F e r d y d u r k e , na pew ną wolność artystyczną, aby te n wyraził swoje własne „poczu­

cie h u m o ru i poezji, oraz te m p eram en t”.

Z perspektyw y tran slato lo g ii ta wypow iedź G om browicza w zaskakujący spo­ sób zapow iada zm iany w refleksji n a d p rak ty k ą tłum aczenia. P odobne w ym aga­ nia i postaw y pojaw iły się w szerszym zakresie dopiero w raz z po ststru k tu ralisty cz- nym i ru ch a m i em ancypacyjnym i w tran slato lo g ii, tzn. w la tac h 80. i 9014. W p ra k ­ tyce jeszcze przez d ługi czas przew ażał m odel „rep ro d u k cji”, „podrzędności” i „słu­ żalczości” tłum acza wobec autora oryginału. Powoli przy jm u je się sta tu s tłu m a ­ cza jako niezależnego artysty tw órczego, a rola tłum acza zyska na u zn a n iu , co n a j­ m niej w teorii. Je d n ak w praktyce kw estie ta k subtelnych cech, jak te m p eram en t, poczucie h u m o ru czy w yczucie poezji, do tej pory rzadko są b ran e pod uwagę, a k iedy p ro d u k cja tłu m ac ze ń k ieru je się głów nie reg u łam i rynkowej konk u ren cji, co mówić o osobistym u p o d o b a n iu 15. A jed n ak G om browicz, kiedy podkreślił, ja­ kie to w ażne, aby istniała sym patia tłum acza do dzieła, w yraził niezw ykle istotny problem .

D o kw estii w łasnej sym patii do dzieła odwoływali się co najm niej dwaj tłu m a ­ cze Ferdydurke - nie w iedząc oczywiście o treści listów tu ta j przedstaw ionych. Po pierw sze, G eorges Sédir, k tóry w 1973 ro k u stworzył d rugą fran cu sk ą w ersję po „B rone”, w ersję n ie ste ty n ie sta ra n n ą, p ełn ą błędów, upraszczającą i cen zu ru jącą

Ferdydurke. Przyznaw ał on, że nie jest przek o n an y co do tw órczości Gom browicza

i podkreślał, iż nie pokryw a się ona z jego w łasnym stylem i osobistym i z a in te re ­

14 Por. B. Pettersson The postcolonial turn in literary translation studies. Theoretical

frameworks reviewed, < http://www.uqtr.ca/AE/vol_4/petter.htm>.

15 O związku między precyzją przekładu a osobistymi preferencjami tłumacza pisze

Douglas Robinson. Badacz podkreśla, że „nuda lub awersja wobec dzieła spowodują, że praca nawet kompetentnego tłumacza stanie się niestaranna i zawodna” (Becoming a translator. An accelerated course, Routledge, London 2003, s. 41); jeśli nie podano innych informacji, wszystkie niepolskie cytaty tłumaczyła

(7)

31

8

sow aniam i. Pisał naw et: „K iedy przetłum aczę jego Ferdydurke, nasze dw uznaczne sto su n k i zerwą się n are szc ie16. Czy to zbieg okoliczności, że człowiek, który Ferdy­

durke n ie ro zu m iał i nie lubił, ta k kiepsko ją przetłum aczył? Z obaczm y jeszcze, co

o osobistym stylu i w łasnych preferen cjach pisze am erykańska tłum aczka D an u ta B orchardt. Swoją pierw szą reakcję na Kosmos G om brow icza opisuje tak: „powoli olśniło m nie, jak p ię k n ie by to zabrzm iało po an g ielsk u ”17. D alej w yjaśnia, że jej w łasny styl p isan ia, dość idiosynkratyczny, w zbudził w niej „pociąg do tw órczości G om brow icza” 18. Tego pow inow actw a artystycznego, o k tórym pisze B orchardt, n ie da się precyzyjniej opisać lub ująć w jakieś reguły. P rzede w szystkim liczy się fakt, że tłum aczka sam a podkreśla spo n tan iczn e n atch n ie n ie , aby przetłum aczyć G om browicza. Jak on sam by się ucieszył, gdyby usłyszał, w jaki sposób B orchardt w spom ina swoją pracę n ad Ferdydurke: „Jestem pew na, że G om brow icz zn ak o m i­ cie się baw ił przy tym , ta k sam o jak ja!”19. Z atem wygląda na to, że Ferdydurke w końcu doczekała się takiej tłum aczk i-arty stk i, jaką G om browicz opisywał w swo­ im pierw szym liście do Jerzego Pietrkiew icza.

***

Uwagi edytorskie

Pierw sze cztery listy są pisane na m aszynie, ale podpisy (za pierw szym razem p e ł­ ne im ię i nazw isko, w kolejnych już tylko inicjały) są odręczne. N a niek tó ry ch listach są też ręczne dopiski, co zaznaczono w przypisach. O rtografię i in te rp u n k ­ cję popraw iono zgodnie z obecnym i n o rm am i. Słowa skrócone rozw inięto (b. - bardzo, W iad. - „W iadom ości”). N ie dotyczy to oczywiście Gom browiczowskiego zw yczaju skracania ty tu łu Ferdydurke na Ferdy.

16 G. Sédir Deux traducteurs, „Cahier de l’Herne” vol. 14, s. 326.

17 D. Borchardt Translating Witold Gombrowicz’s „Ferdydurke” - a lecture, < http://

www.corpse.org/archives/issue_5/critical_urgencies/borchar.htm>.

18 Tamże.

(8)

Drogi Panie Jerzy,

n ap isałem list do Pana, ale Bóg raczy w iedzieć, czy go w ysłałem , chyba się zaw ieruszył, więc piszę drugi. D ow iaduję się od G iedroycia, że Pan silnie p oparł m ą Ferdydurke u M acgibbon Kee, za co b ardzo jestem P an u w dzięczny i proszę, aby Pan i n ad a l przyjaznym okiem swoim doglądał tej sprawy. Pisze m i też O ’Ke­ effe (m anaging ed ito r tejże firm y), że na tłum acza p ro p o n u ją D avida W elsha z tym , iż Pan podjął się łaskaw ie k o n tro li przek ład u . P rzypuszczam , że te n W elsh także przez Pana został wskazany. Otóż gdyby tak było, niech Pan do m n ie nie zw lekając kilka słów n apisze na te m at tego tłum acza: kto zacz, czy będzie tłu m a ­ czył z polskiego czy z francuskiego, czy m ożna całkow icie m u ufać etc. Sam Pan rozum ie, że dla m n ie spraw a p rze k ład u jest fu n d am e n taln eg o znaczenia nie tylko ze w zględu na A nglię, ale i na Stany.

D la m n ie najw ażniejsze jest, żeby tłu m acz był artysta, nie w yrobnik, i żeby pierw szorzędnie w ładał angielskim , tj. m u si być rodow ity A nglik (bo ta k ie C onra- dy jak Pan rzadko się zdarzają). I żeby m iał poczucie h u m o ru i poezji oraz te m p e­ ram e n t, tu d z ież żeby książka n apraw dę m u się podobała. N a tu ra ln ie to jest ideał, ale w każdym razie należałoby jak najb ard ziej do niego się zbliżyć. Pańska k orek­ ta ew entualna jest n ie zm iern ie w ażna, ale z dośw iadczenia wiem , że tłum aczenie już gotowe m ożna tylko w szczegółach popraw ić, więc jed n ak już w pierw szej w er­ sji to pow inno być na poziom ie. M yślę też, iż w k ażdym razie p rze d pow ierzeniem m u tej pracy należałoby poprosić o p rzetłu m aczen ie jednego rozd ziału na próbę. Proszę, n iech Pan z łaski swojej m n ie oświeci co do w szystkich tych punktów , ja zaś, jak m ów i Szekspir, zapiszę te dowody p rzy ja źn i do księgi, k tó rą co dzień od­ czytuję.

K tóż by przeczuł wówczas, w Z iem iańskiej, że po la tac h będę pisał do Pana do L o ndynu z A rgentyny i że Pan urzeczyw istni się w prozie i to angielskiej. D ziw nie się plecie na tym świecie. U tw orów Pana n ie znam , bo po angielsku an i w ząb, ale p rzy p o m in am sobie doskonałą prasę o P anu, opublikow aną kiedyś przez „W iado­ m ości” i m niej więcej w yobrażam sobie, jak i co. Czy Pan nie zam ierza tego puścić w Polsce? To byłoby dla Pana ciekawe, a tam na pew no m iałoby sukces. O m nie przypuszczam coś niecoś Pan zasłyszał, a m oże wyczytał z „K u ltu ry ”. Teraz znacz­ nie m i się popraw iło w sensie finansów , bo Ferdy, a też inne m oje rzeczy idą we fran cu sk im , n iem ieckim , w łoskim , więc kto wie, czy na przyszłe lato nie n ad jad ę do Paryża i L ondynu. Ferdy jak d o tą d d zielnie sobie poczyna i chyba rzeczywiście wyskoczy na książkę o dużym prestiżu . W łaśnie odsyłam M acgibbonow i p o d p isa­ ną już um owę na angielskie w ydanie.

31

(9)

3

2

0

Proszę n iech Pan n apisze o sobie, bo losy Pana m i niezn an e - i m am nadzieję, że nie stracim y k o n ta k tu . Jeszcze raz bardzo dziękuję i su m itu ję się, że P anu czas zabieram . W iele pozdrow ień

W itold G om browicz 28.VII.59

V enezuela 615 dep. 5 B uenos A ires

H iszpańskiego egzem plarz Ferdydurke n ie m am , ale m ają m i przysłać z „in te­ r io ru ”, więc w tedy P an u prześlę.20

(10)

Życzenia noworoczne!21

Drogi Panie Jerzy,

jestem w strach u , bo Ferdydurke m a urodzić się 30 stycznia, a ja w tej A nglii, jak w lesie, sam jeden, bez k ontaktów z A nglikam i i tylko z b an d ą rodaków, którzy by m n ie w łyżce wody utop ili. Polecam się więc bardzo, pow ołując się na zadaw ­ nio n ą naszą przyjaźń. Jeśliby Pan m iał okazję zm usić kogoś do p rzeczytania, to już jest w ażne - bo najczęściej się zdarza, że ja w ta k im człow ieku (o ile jest roz­ garnięty) zyskuje sobie poplecznika. A gdyby te n ktoś m ógł gdzieś coś napisać, to n a tu ra ln ie jeszcze w ażniejsze. D la m n ie pro b lem n ajtru d n iejszy to zm usić ludzi do w ysiłku, żeby książkę przeczytali i jako tako zasym ilow ali.

Pisał m i O ’Keeffe, że Pan po z b a d an iu tłu m aczen ia w ydał raczej pozytywne orzeczenie. Jak n ajbardziej jestem zobow iązany za te n tru d , który, m am nadzieję, został w ynagrodzony przez wydawcę.

Ferdy w N iem czech już od dwóch m iesięcy fu nkcjonuje. Sporo prasy m i przy­

syłają i w każdym razie m yślę, że b ardziej znany ta m się stanę (o co n ie tru d n o , bo d otąd nic o m n ie nie było w iadom o), n iek tó re recenzje sygnalizują, że książka jest sensacją literack ą, m a już swoją legendę etc., ale źle się stało, że nie daliśm y k o ­ m en tarza ułatw iającego zrozum ienie jej pro b lem aty k i - z czego ucieszne pow stają niepo ro zu m ien ia. M yślę, że ani tam , an i w A nglii, ani nigdzie nie będzie się zbyt szparko sprzedaw ać, ale g ru n t w tym , żeby przygotować teren dla następnych m oich rzeczy. I jestem praw ie pewny, m im o w szystko, iż za rok lu b dwa najdalej stanę się kim ś w lite ra tu rz e Z achodu - to tylko kw estia dalszych w ydań, które już się robią.

O ileż Pan szczęśliwszy, ze swoją angielszczyzną! I ze swoją lite ra tu rą , która nie potrzeb u je ta k się p rzedzierać, jak m oja, o ileż b ardziej skuteczna, jeśli idzie o zdobyw anie sobie ludzi! Ale każdy m usi pchać swoją taczkę. K łaniam się, Panie Jerzy, i polecam się

przerażo n y W.G. 19.XII.60 W enezuela 615 dep. 5 Buenos A ires22 21 Dopisek ręczny.

22 Adres dopisany ręcznie.

32

(11)

3

2

2

M nie by chodziło o d otarcie do c z o ł o w e j kry ty k i i literatu ry , zwłaszcza tej b ardziej „ n o w o c z e s n e j ” - i o d o tarcie do środow isk awangardy. O baw iam się, że O ’Keeffe nie zdziała wiele w tym sensie, a Pan m a dostęp do tych ludzi.

Jakby Pan kom uś chciał książkę przesłać, proszę w prost zwrócić się do T im o ­ th y O ’Keeffe, M A CG IBBO N & K EE, 29 G reat P o rtlan t Street, L ondon W 1*

(12)

Drogi Panie Jerzy,

na list z 1 stycznia dopiero te ra z odpisuję, ale bo jeździłem (tu teraz lato), a też m nóstw o p iln y c h rzeczy m iałem do p isa n ia i załatw ienia. D om yślam się, że to O’Keeffe Pana inspirow ał, żeby Pan m nie uspokajał - ale ja, choć rzeczywiście na p u n k cie angielskim strachliw y, m am k o n k retn ą przyczynę do zdenerw ow ania, tę m ianow icie, że w skutek u p o ru O ’Keeffe Ferdy ukazuje się w A nglii bez k o m e n ta­ rza, k tó ry by jej sens m niej więcej w yjaśnił - a te n defekt kosztow ał m n ie już w N iem czech sporo zu p ełn ie idiotycznych n ie p o ro z u m ie ń z czytelnikam i i kryty­ ką. Trudno. Jestem b ardzo pesym istycznie nastrojony, jeśli idzie o te re n angielski, ale ostatecznie to tylko jedna z licznych bitew , jakie na rozm aitych fro n ta ch w yda­ ję; i chyba w krótce po angielsku Pornografia ukaże się.

Jak najb ard ziej P an u jestem zobow iązany za tyle życzliwości i za to, że Pan już książce pom ógł. Pojęcia nie m am , co się z n ią dzieje, zresztą za w cześnie jeszcze na reakcje prasy.

Pyta m nie Pan o końcowy w ierszyk Ferdydurki. Ju ż sam nie wiem , dlaczego we fra n cu sk im przek ład zie zginął, m oże już nie chciało się nam , te p rzekłady to po ­ tw orna piła, ja b rałe m udział w ydatny w dw óch, tj. h isz p ań sk im i francuskim , i m am dosyć!

C iekaw ym , P anie Jerzy, czy i k ied y się zobaczymy. Ja przecież m uszę kiedyś do tej E u ro p y się w ybrać i o L ondyn zahaczę. Piszę dla F.E.23 m oje w spom nienia z Polski (jeszcze tego nie n ad a ją i w ogóle nie w iem , czy nadadzą), ta m i o P anu gęsto w spom inam .

W idzę, że z Pana ro m an ty k już patologiczny, bo żeby z wydawcy forsy nie d u ­ sić (czy ta k m ożna się wyrazić?) za ko n tro lę tłu m aczen ia, to skandal.

Uszanow anie! W.G. 12.II.61

23 Free Europe, czyli Radio Wolna Europa; chodzi o teksty, które po śmierci

(13)

3

2

4

Drogi Panie Jerzy,

jak najb ard ziej dziękuję za pism o pobudzające na duch u , ale obaw iam się, że p rzyjaźń Pana nałożyła szkła pow iększające. Ja co praw da po angielsku raczej p rzeczuw am i wyczuwam niż co wiem , ale rzuciw szy okiem na św istki prasow e, k tó re już tu po przyjeździe zastałem , wcale nie w idzę, żeby to ta k ie try u m faln e było. N ib y coś ta m ględzą, ale sam i nie w iedzą co i to w szystko ta k ie s o b i e . po paryskiej prasie, któ ra k rzyku naro b iła, ta k m i to sm akuje jak lim o n ad a po m oc­ nym w inie. Rów nież w N iem czech o wiele silniejsze odgłosy były. Ale m oże to tak u W as w szystko flegm atycznie odbywa się, zresztą za w cześnie jeszcze, żeby w yro­ kować, Ferdy jest z tych lokomotyw, co to bardzo w olno ru szają - m oże jeszcze się rozpędzi. Ale, pow tarzam , nie bardzo w idzę Brytyjczyków zaczytujących się tym utw orem , to inna m entalność.

N ie jestem Pana o pinii, że lepiej bez kom en tarza, w ręcz przeciw nie, m yślę, że up ó r O ’Keeffe (którego błagałem o zam ieszczenie k ilk u n a stu linii) będzie i jego, i m n ie sporo kosztow ał. To sam o m ów i B roncel24.

N iez m ie rn ie m nie cieszy, że tłu m aczen ie dobrze w ypadło - to najw ażniejsze. B ardzo P anu dziękuję za w spółdziałanie w tej spraw ie. N apiszę do M osbachera z podziękow aniem .

Bóg zapłać, Panie Jerzy, i proszę, niech Pan książkę podpuszcza, gdzie trzeba. M oje rzeczy m uszą sobie czytelników wyłapywać jednego po drugim , czasem wy­ obrażam sobie nostalgicznie, jak błogo m usi się czuć autor, który jest CZYTELNY.

N isk i poklon z pozdrow ieniem W.G.

6.III.61

24 Zdzisław Broncel (1909-1998) - poeta, publicysta, autor sztuk teatralnych i audycji

(14)

Drogi Panie Jerzy,

szkoda gadać, bez Pana tu obyć się nie m oże, m yślę, że Pan sam co do tego nie m iał z łu d z e ń ... H am ilto n ukończył tłu m aczen ie Pornografii. Pojęcia nie m am , jak to w y s z ł o . to m łody tłum acz, o któ ry m nic m i nie w iadom o. B ardzo proszę, niech P an z łaski swojej okiem n a to rzu ci i p o r ó w n a z p o l s k i m o r y g i n a ł e m - w ystarczy k ilka stron. I prosiłbym , żeby m i Pan p rzesłał swoją diagnozę. Jakby nie było dobre, proszę w skazać, kom u dać do popraw ienia i w ogóle ojcowskiej rady u dzielić, bo ja jak tabaka w rogu, nic nie wiem . N ajw ażniejsze, żeby się dobrze czytało i żeby szczypta poezji i w dzięku, tu d zież perw ersji etc. były zachow ane.

Bóg zapłać!

Tutaj od 3 d n i leje, że nie daj Boże. N ic specjalnie nowego. K upiłem dw ukon- kę, czyli m ałego C itroena, którym R ita w yjeżdża na wsze strony. P rem iera Iwony była przedw czoraj w T h é â tre de F rance, prasy jeszcze nie w idziałem , tylko te le­ gram od Kota Jeleńskiego, że podobnież sukces.

K łan iam się nisko W am obojgu i pozdraw iam . U szanow anie. D ziękuję. P rze­ praszam . Z pokłonem W.G. 1.X.1965

3

2

5

(15)

3

2

6

Drogi Panie Jerzy,

Bóg zapłać, już n ap isałem do M rs. Boyars25, że Pan dał swoje i m p r i m a t u r . W iem , że Pan był ak u ra t w sytuacji, w któ rą H em a r w staw iał W ittlin a: „m am ko­ rek tę i g rypę” . M am n adzieję, że już i jedno, i drugie przeszło.

Pańska rada, aby A nglikom oszczędzić autorskiego kom en tarza, w ydaje m i się b ardzo słuszna, ale z drugiej strony trzeba koniecznie, żeby ktoś m n ie w prow a­ dził, przedstaw ił, skom entow ał. Jeleń sk i m a napisać k ró tk ą przedm ow ę, która też pew nie pójdzie do w ydania am erykańskiego - nie będzie to ocena, a raczej in fo r­ m acja o dziejach m oich w E uropie.

Ja też kiepsko się m iew am , nie wiem , astm a czy serce, pew nie i to, i to, a w d o d atk u katar.

B ardzo bym ch ę tn ie jaką powieść Pana przeczytał. Ale m ogę tylko po fra n cu ­ sku lub hiszpańsku.

F otki doskonałe. R ita b ardzo n im i zaepatow ana i przesyła W am w iele serdecz­ ności. Ja takoż. M am nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. U szanow anie

W.G. 10 Nov. 1965

25 Marion Boyars w latach 1963-1975 razem z Johnem Calderem prowadziła

wydawnictwo Calder and Boyars, które opublikowało drugie wydanie Ferdydurke (Calder and Boyars, London 1965 [1966]).

(16)

Drogi Panie Jerzy,

jak najb ard ziej zobow iązany jestem za łaskaw e słówko co do p rze k ład u Iw ony. Ja jak tabaka w rogu, bo po angielsku ani w ząb. Cieszę się też, że H am ilto n p rzy ­ pad ł P anu do g ustu. N iestety, do A nglików jakoś szczęścia nie m am , recenzje o Por­

nografii n ie tylko nieszczere, ale w ręcz niedorzeczne, m oże jeszcze się rozkręci.

Z n o tk i o nas dw óch w „W iad[om ości]” w idzę z pociechą, że i Pan tym razem n a ­ tra fił na opory - ale z tego wnoszę, że pew nie to książka najlepsza.

P oprosiłem G iedroycia, aby P anu mój d zien n ik 61-66 podesłał, w raz z Operet­

ką. N ie w ątpię, że uszczęśliw iam P ana tym hojnym darem , więc zw alniam Pana

z obow iązku w yrażenia tego szczęścia na piśm ie, in n y m i słowy, proszę czasu nie tracić cennego. Życzenia gw iazdkow o-now oroczne dla Was obojga, uszanowanie!

W.G. 16.XII.66

3

2

(17)

3

2

8

Abstract

W ito ld GOMBROWICZ

Letters to Jerzy Pietrkiewicz.

Introduction: Tul’si Kamila Bhambry (University of London)

This is the first publication of Witold Gombrowicz's letters to Jerzy Pietrkiewicz (or Peterkiewicz, 1916-2007), a professor of Polish literature at the University of London, a translator, poet, and prose writer. Searching for a suitable translator for his novel Ferdydurke, Gombrowicz turned for advice to his acquaintance from prewar Warsaw. These letters, dating from 1959 to 1966, will provide stimulating material for literary scholars, as Gombrowicz straightforwardly discusses in them his views on translation.

Bhambry's introduction first presents Peterkiewicz's life and work, tracing his acquain­ tance with Gombrowicz. She then outlines the troubled history of Ferdydurke s English trans­ lations, and finally discusses Gombrowicz's reflexions on the role of the translator. Gombrowicz describes his ideal translator, whose work would render Ferdydurke s creative and playful qualities. Thus, the translator must have a „sense of humour and poetry, as well as temperament", he must be „an artist", and must feel a certain sympathy with the work. Given that Gombrowicz usually tried to control how his works would be interpreted, Bhambry sees his attitude towards translators as surprisingly liberal, and suggests that this openness might be due to Gombrowicz's own experience of translating Ferdydurke into Spanish and French. Contextualising two translators' comments on their work on this novel, Bhambry presents Gombrowicz's emancipatory vision of the ideal translator as forshadowing poststructuralist developments in translatology.

C opyright © R ita G om browicz, 2011 All rig h ts reserved

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tę historię Owen Gingerich opisał w Książce, której nikt nie przeczytał (Warszawa 2004), ale znam ją także bezpośrednio z ust Owena.. W 1946 roku przypłynął on do

To drzewo, cokolwiek byśmy o nim nie myśleli, zasługuje na to, by dostać się do niego piechotą przez lądy i morza, czego my właśnie dokonaliśmy wystawiając się

Wynika stąd potrzeba wnikliwego doboru treści przekazywanego materiału, być może okrojonego, który jednak będzie bardzo spójny, a jednocześnie potrzeba wskazywania uczącym

To chwyciło i Biernat, Sęp, Żółkiewski (rzecz cenzuralnie nie do pokaza- nia dawniej), nawet Sjem niewieści (będzie) i Listopad, nie wiadomo dlaczego zgaszony zupełnie

 jeśli w przypisach powołuje się wyłącznie na jedną pozycję danego autora, to przy drugim i następnych powołaniach się na daną publikację można stosować zapis

Uczestnik moźe przejrzeć te listy, których tematy go zainteresują i odnieść się do tych wątków dyskusji, które wydadzą mu się ważne.. Najciekawsze listy

Zresztą te mogły ujawnić się tylko w niewielkim stopniu, gdyż przy pisaniu opierał się na popularnym i napisanym w latach 1333 — 1345 komentarzu Waltera Burleigha do

Osamelosť môže byť podľa psychológov vnímaná aj ako osobnostná črta predstavuje relatívne stabilný vzorec prežívania, alebo ako osobnostná premenná, ktorú