RECENZJE 405
w krajach sąsiednich. Podsum owania takiej pracy zespołowej powinny by się zna
leźć w zakończeniu każdego tomu, lecz zakończeń tych w ogóle brak. Może przy
niesie je tom III lub IV?
W ydawnictwo n ie poskąpiło ilustracji — na wkładkach poza tekstem , zn aj
dujemy dobre, czytelne facsim ilia 224 stron tytułow ych dzienników i periodyków.
Jest to ozdoba tekstu, która m ogłaby go też wzbogacić, gdyby autorowie w spółpra
cowali ściślej z ilustratoram i. Charakteryzując układ czasopisma, czcionkę, w i
nietę itp. autor m ógłby przecie odwoływać się do ilustracji i na odwrót: podpis pod ilustracją nie m usi ograniczać się do powtórzenia nazwy i daty czasopisma (i tak widocznej na zdjęciu), lecz m oże rów nież w skazyw ać na jakieś jego cha
rakterystyczne cechy 5. N ie szkodziłoby m.in., w m iarę m ożliwości, w skazanie autora figurującego na zdjęciu artykułu, zwłaszcza jeżeli wchodzi w grę w ybitny dzien
nikarz. Te i podobne rady może dadzą się zużytkować przy następnym wydaniu książki. Zw ażywszy niski nakład 3000 egzem plarzy, reedycja ulepszona i popra
wiona okaże się potrzebna już niedługo. Książka na pewno znajdzie pilnych czytelników. Od autorów i naczelnego redaktora będą oczekiwali jeszcze dodatko
wego w ysiłku, który uczyni z niniejszej syntezy narzędzie pracy w pełni n ie
zawodne.
Stefan K ieniew icz
Peter D. M c C l e l l a n d , Causal Explanation and Model Building in History, Economics and N ew Economic History, Cornell U niversity Press, Ithaca and London 1975, s. 290.
W końcu lat pięćdziesiątych dziejami gospodarczym i Stanów Zjednoczonych zaczęli interesow ać się ekonom iści, w ykształceni w konstruowaniu sform alizowa
nych m odeli i stosow aniu metod ilościowych. Dało to początek kierunkowi po
szukiwań, znanem u obecnie pod nazwą „nowej historii gospodarczej” albo „klio- m etrii”. Zaznaczyć wypada, że ekonomiści ci b yli przede w szystkim reprezen
tantami kierunku neoklasycznego, charakteryzującego się m iędzy innym i znacz
nym stopniem form alizacji i m atem atyzacji rozważań. Takiej w łaśnie ekonomii naucza się na am erykańskich uniw ersytetach, a z drugiej strony tylko wów czas, gdy twierdzenia mają postać sform alizowaną (tzn. równań lub układów rów nań) można się kusić o próby ich kw antyfikacji. Jednak ograniczenie ekonomii neoklasycznej polega na tym , że jej aparat pojęciow y da się z powodzeniem (jak dotąd) stosow ać jedynie do gospodarki, w której dominującą rolę pełnią stosunki rynkowe.
Autor om awianej książki, starając się przedstaw ić narzędzia nowej historii gospodarczej, a zw łaszcza ośw ietlić jej założenia ukryte i zwrócić uwagę na ogra
niczenia nie dające się uniknąć, stanął przed trudnościam i m etodologicznym i o ogólniejszym charakterze. W rezultacie próby ich przezwyciężenia powstała książka, w której w prawdzie nowa historia gospodarcza pełni rolę kluczową, lecz która stała się rodzajem rozprawy poświęconej m etodologii historii w ogóle. W pięciu rozdziałach om awia M c C l e l l a n d kolejno ogólne k w estie związane
? modelami, teoriam i i w yjaśnianiem przyczynowym ; w yjaśnienia przyczynowe w historii; w yjaśnienia przyczynowe i konstrukcję m odeli w ekonomii; rozumo
wania · kontrfaktyczne w historii, ekonomii i nowej historii gospodarczej i w resz
cie w yjaśnienia przyczynowe w nowej historii gospodarczej.
W szelkie w yjaśnienia, zdaniem McClellanda, zaw sze polegają na takim upo
rządkowaniu faktów emiprycznych, by były one zgodne z jakąś ogólnie pojętą
5 Do o b o w ią z k ó w w y d a w n ic tw a n a le ż a ło p r z y k a ż d y m f a c s im ile z a m ie sz c z e n ie s k a li.
4 0 6
zależnością przyczynową, m ówiącą, że ilekroć zajdą przyczyny Cb...,Cn, tylekroć mieć będziemy do czynienia ze skutkiem E. Jednak uogólnień takich nie można poprzedzać słowem „zawsze”, lecz jedynie słowem „przypuszczalnie”, a to dlatego że każde uogólnienie siłą rzeczy powstaje na drodze abstrakcji, która przecież może pominąć jakieś istotne warunki w ystąpienia skutku danego rodzaju.
Ilekroć w ięc historyk pragnie coś w yjaśnić, tylekroć m usi się odwołać do jakichś uogólnień. Nie znaczy to jednak, by za każdym razem dokładnie je przed
stawiał. Są one przecież bardzo liczne, a ich dokładność bywa rozmaita, opisa
nie zaś dowodów na ich prawdziwość w ym agałoby nieraz przytoczenia całości jego w iedzy i doświadczeń, dotyczących ludzkich zachowań. Zauważmy na m ar
ginesie, że uogólnienia te pełnią podobną rolę jak „wiedza pozażródłowa” w rozu
m ieniu Jerzego T o p o l s k i e g o .
Historyk zainteresow any jest przede w szystkim w yjaśnieniem tego co jed nostkow e i w yjątkowe. Potrzebuje uogólnień, nie one jednak są głów nym celem jego pracy. Przeciw nie ekonomista, ten jest przede w szystkim zajęty tym co typow e i przeciętne, dąży do form ułowania generalizacji potrzebnych mu do przew idywania i kontrolowania rzeczywistości. Ekonomię McClelland rozumie, w ślad za Alfredem M a r s h a l l e m , nie tyle jako pew ien „korpus w iedzy” o rze
czyw istości, lecz raczej jako pew ną aparaturę, zespół instrum entów pojęciowych, pozwalających tę rzeczyw istość pojmować. Ekonomia dostarcza stwierdzeń o za
leżnościach, które mogą w św iecie realnym zachodzić i które w cale nie muszą być intuicyjnie oczywiste.
Nowa historia gospodarcza w łaśnie z teorii ekonom ii czerpie te uogólnienia, które służą jej do konstruowania w yjaśnień przyczynow ych i tłum aczenia obser
wowanych faktów.
Om ówienie jej narzędzi badawczych, czyli w pierwotnym zamierzeniu autora zasadniczy temat pracy — zajm uje mniej niż jedną trzecią jej objętości. Po op i
saniu interpolacji i ekstrapolacji arytm etycznej, pozwalających uzyskać inform a
cje brakujące w dostarczonych przez źródła szeregach chronologicznych, autor charakteryzuje opracowaną przez W. L e o n t i e f a analizę nakładów i w yników (input-ou tput analysis). Nie jest ona zbyt często stosowana przez kliom etryków ze względu na w ielką pracochłonność statystyczną. Zalety jej polegają na tym, że um ożliwia ocenę pośredniego i bezpośredniego w pływ u dowolnych zmian w popycie ostatecznym na strukturę produkcji. Słabość tej techniki polega nato
m iast na całkowitym pom ijaniu czynników, które popyt określają. Gdy się sto
suje tę metodę, założyć trzeba, że w szelkie cjobra produkowane są przy n iezm ien
nych „korzyściach skali” (tzn. że jeśli nakłady zw iększyć dwa razy, to i produkcja dwa razy wzrośnie), oraz że każde dobro da się produkować jedynie przy po
m ocy jakiejś jednej kom binacji czynników produkcji. Zdaniem autora, narzędzie to nie ma sobie równego, jeśli chcem y ocenić jaki jest w pływ krótkookresowych m ałych zmian zewnętrznych na złożoną strukturę produkcji. Im jednak rozpatry
wana zmiana jest w iększa a przedział czasu dłuższy — tym bardziej niepewne stają się uzyskiw ane rezultaty. Nie da się zaś tej techniki zastosow ać do analizy zmian rozm iarów popytu, ani do badania czynników określających strukturę produkcji (jest to bowiem określone przez zjaw iska znajdujące się poza zasię
giem modelu), ani wreszcie do analizowania przyczyn i skutków zmian technicz
nych (bowiem metoda (t^a w ym aga przyjęcia założenia stałości tzw. w spółczynni
ków technicznych).
Dla analizowania zagadnień tego rodzaju, a w szczególności dla określania względnego w pływ u różnych czynników na w ielkość dochodu społecznego, klio- m etrycy sięgają zazwyczaj po modele popytowo-podażowe. Historyk może np.
dysponować pełnym zestawem informacji o kształtowaniu się w czasie, z jednej
407
strony dochodu narodowego (lub w ielkości produkcji jakiegoś dobra), a z drugiej strony rozmiarów czynników w pływających na wzrost {spadek) dochodu czy produkcji, takich jak liczba ludności, wysokość dochodów, poziom cen. Jednak nawet najpełniejszy zestaw takich danych sam przez się nie odpowie na p yta
nie, w jakim stopniu na przykład na wzrost produkcji jakiegoś dobra w płynął spadek jego ceny, a w jakim — wzrost liczby ludności. A przecież odpowiedź na pytanie tego rodzaju m oże m ieć niebłahe znaczenie dla zrozumienia określo
nego zespołu zjawisk. ^Aby jednak móc jej udzielić, trzeba się posłużyć modelem ekonomicznym, który pozwala prowadzić rozum owanie polegające na k o
lejnym „wyłączaniu” działania poszczególnych czynników (a w ięc pozwalającym na postępowanie kontrfaktyczne). Model taki m usi przyjm ować w ystępow anie pewnych relacji przyczynow o-skutkow ych zarówno od strony popytu, jak i od strony podaży. N ie wchodząc w szczegóły jego budowy (wyjaśnienie tego zaj
m uje autorowi kilkadziesiąt stron druku) w spom nieć wypada o założeniach, jakie trzeba przyjąć, konstruując taki model. Założyć w ięc trzeba, że zarówno docho
dowa, jak i cenow a elastyczność popytu są stałe. (Może to być słuszne — w p ew nym przybliżeniu — w wypadku jakiegoś jednego dobra, ale gdyby konsekw entnie wyobrazić sobie stałą elastyczność popytu na w szystkie dobra, to m ielibyśm y do czynienia ze św iatem , w którym zmianom dochodu nie towarzyszyłyby zmiany struktury popytu, co jest oczyw iście nieprawdziwe). Aby uwzględnić kształtow a
nie się podaży i w p ływ czynników ją określających, trzeba z kolei założyć, że wraz ze wzrostem produkcji koszty rosną wprost proporcjonalnie, oraz że rynek charakteryzuje się doskonałą konkurencją (czyli produkty wytwarzane przez róż
ne firm y niczym się nie różnią, sprzedawcy i nabyw cy doskonale się orientują w sytuacji rynkow ej, a udział każdego z osobna w ziętego przedsiębiorstwa w g lo balnej produkcji jest znikomy). W reszcie przyjąć trzeba, że dochód globalny (lub wielkość produkcji jakiegoś dobra) jest funkcją kilku czynników (pracy, kapitału, ziemi i produktywności) oraz że rozm iary produkcji m ają stałą elastyczność w zglę
dem w ielkości nakładów. U m ożliwia to posłużenie się w obliczeniach tzw. funkcją C o b b - D o u g l a s a . W ten sposób kliom etryk „przy pomocy garści założeń, zdumiewająco m ałej ilości danych i przeprowadzanej od czasu do czasu analizy ekonometrycznej może — — rozwiązać zagadki skrajnie skom plikowane, związane z relatyw nym znaczeniem przyczynow ych sił składających się na historyczny proces. Bez tych założeń — jest zgubiony, a przynajm niej traci sw ą zdolność ana
lizowania problem ów historii gospodarczej” (s. 2 0 1).
Zasadność założeń jest tu oczyw iście sprawą kluczową. W każdym wypadku obowiązują historyka zw yk łe reguły postępowania, a w ięc dążenie do stw ierdze
nia, na ile przyjm owane założenia oraz uzyskiw ane w yniki zgodne są z innym i przekazami historycznym i. Trudność pow staje wów czas, gdy dwa różne m odele są w równym stopniu zgodne z obserwow alnym i faktami. N aw et jednak w ówczas, gdy problem tego rodzaju się nie pojawi, kliom etryk m usi sobie zdawać sprawę, że jego w yjaśnienie przyczynow e n ie m ówi, jak było naprawdę, a jest jedynie pewnym przybliżeniem rzeczywistości. Jakie jednak przybliżenie jest przybliże
niem dostatecznym — na to odpowiedzi naukowej udzielić się nie da, badacz tę kw estię rozstrzyga za każdym razem zgodnie z w łasnym i preferencjam i i w łas
nym stanow iskiem poznawczym.
W gruncie rzeczy postępow anie kliom etryka nie różni się w sposób zasadniczy od podejścia historyka „klasycznego”. Zarówno jeden, jak i drugi w yjaśnia fakty, podporządkowując je jakiejś ogólnej zależności przyczynowej, która już z racji swej ogólności pom ija szereg okoliczności w ystępujących w św iecie rzeczyw istym . Różnica m iędzy nim i sprowadza się do tego, że dzięki precyzji teorii ekonomicznej kliometryk m oże jaśniej przedstawić sw e założenia i w ykryć ew entualne sprzecz
ności między nim i oraz lepiej m oże przedstawić działające mechanizmy. Ko
4 0 β
rzysta tu z tej w ielkiej zalety teorii ekonomicznych, która polega na dostarczaniu listy prawdopodobnych zależności przyczynowych, w cale niekoniecznie intuicyjnie oczywistych.
Jednak ze w zględu na charakter teorii ekonom icznych rozum owania tego ro
dzaju dają się stosow ać jedynie do tej kategorii zjaw isk, które określa się zw ykle jako „czysto ekonom iczne”. Im bardziej badacz jest zainteresow any stroną in sty
tucjonalną zjaw isk gospodarczych, czynnikam i politycznym i, kulturalnym i i sp o łecznym i, tym mniej m oże skorzystać z teorii ekonomicznej (oczywiście w neokla- sycznym rozumieniu) i tym m niej są dla niego przydatne m etody wypracow ane przez kliom etrię. Zdaniem autora — trudno tu się z nim n ie zgodzić — „użytecz
ność teorii ekonomicznej w pełni zależy od rodzaju staw ianych pytań, a na w iele pytań staw ianych przez historyka o szerokich zainteresowaniach nie da się od
pow iedzieć w oparciu o te uogólnienia przyczynowe, które stanow ią jądro w sp ół
czesnej teorii ekonom icznej” (s. 223).
Książka McClellanda, której tezy tu przedstaw iliśm y, zajm uje w ięc um iar
kowane stanowisko, tym sam ym też nie będzie budzić zasadniczych sprzeciw ów ani też nie w yw oła burzliwej dyskusji. Wartość jej polega nie tyle na n ow a
torstw ie spojrzenia, ile przede w szystkim na przedstaw ieniu w sposób niezm iernie przejrzysty procedur w yjaśniania, stosow anych przez nową historię gospodarczą.
Tym samym czytelnikowi prac tego kierunku dostarcza m ożliwości ich krytycznej oceny. Fakt, że M cClelland abstrahuje całkow icie od oceny m erytorycznego do
robku kliom etrii, początkowo może trochę bulw ersujący, w łaściw ie pomaga, a nie przeszkadza w lepszym zrozum ieniu tego kierunku badań. Książka jest może za mało zwięzła w w yw odzie, zwłaszcza w partiach poświęconych ogólnej m etodo
logii historii; w pływ a na to zapewne znaczna liczba powtórzeń. Rozdział o w y jaśnianiu przyczynowym w historii w ydaje się powierzchowny, a przytoczenie
tam różnych stanowisk metodologicznych, choć samo w sobie ciekawe, w iąże się z zasadniczym w ątkiem pracy dość luźno. Uderza zresztą kontrast m iędzy tym rozdziałem, gdzie autcr analizuje przede w szystkim stanow iska w spraw ie przy- czynowości, a rozdziałem o kliom etrii, gdzie analizie poddaje w yjaśnienia fak tycznie stosowane. W łaśnie dzięki tem u ostatniem u rozdziałow i książka jest zna
komitym , krytycznym wprowadzeniem do m etodologii nowej historii gospodar
czej. Przekonuje, że jakiekolw iek byłyby ograniczenia i niedoskonałości kliom etrii, to jest ona w spaniałym przykładem w ysiłku naukowego na drodze do zrozumienia przeszłości. Pokazuje jednocześnie, że jak bardzo n ie byłyby doskonałe narzędzia opracowane przez nauki społeczne — a być może nie tylko społeczne — nigdy nie otrzymamy odpowiedzi ostatecznych, a ocena na ile możemy zaufać tym, które uzyskujem y — zaw sze m usi pozostać oceną pozanaukową.
Jacek Kochanowicz
„ Ronald J. R o s s , Belaguered Tower: The D ilemma of Political Catholicism in Wilhelmine Germ any, U niversity of Notre Dame Press, Notre Dam e — London 1976, s. 218-
Książka R. J. R o s s a , poświęcona Rzeszy, podejm uje problem, którego niektóre komponenty S9 w ażnym czynnikiem dziejów społeczeństw a polskiego w zaborze pruskim. W pierwszym rzędzie oczyw iście jest ta książka próbą w y jaśnienia niektórych przyczyn, które sprawiły, że rozwój nowoczesnego sp ołe
czeństwa niem ieckiego nie ukształtow ał się według m odelu liberalno-dem okratycz
nego, że .„Niemcy nie dokonały przełom u w kierunku społecznej i politycznej nowoczesności” (s. 3). Am erykański badacz analizuje przede w szystkim struktury