• Nie Znaleziono Wyników

Bitwa pod Grochowiskami

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Bitwa pod Grochowiskami"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Bitwa pod Grochowiskami

Bitw a p od G rochow iskam i była jedną z w ażniejszych bitew pow sta­

nia styczniow ego, a jej następstwa b y ły rów nież bardzo pow ażne. Na tem at tej b itw y dużo jest w zm ianek w różn ych opracow aniach, dużo m iejsca pośw ięcili je j pu b licyści i literaci.

Bitwa ta stoczona w śród nieznanego kom pleksu lasów, składająca się z kilku odrębn ych epizodów nie zharm onizow anych jakąś wspólną m yślą, bez aktyw nego udziału dow ództw a n aczelnego b yła n iezrozu­

m iała naw et dla je j uczestników . Dla n ależytego je j zrozum ienia n ie­

zbędne jest dokładne poznanie terenu i to takim jakim b y ł w ow ym cza­

sie. R ów nież znajom ość m iejscow ej tra d y cji p ozw o li na zrozum ienie n iektórych epizodów i na w łaściw e w yciągn ięcie w niosków .

U rodzony w tam tejszej ok olicy, uzyskałem w latach 1913— 1914 dużo inform acji od starych w ieśniaków , k tórzy jak G rzegorz Rusak, Jan R u ­ sak, Stanisław Janiczko, M aciej N owak, za m łodu b y li św iadkam i w y ­ darzeń. Zapiski na temat b itw y pod G rochow iskam i zacząłem sporzą­

dzać w 1918 r. uw zględniając te ty lk o fakty, co do k tórych nabrałem pew n ości na podstaw ie rela cji w ielu osób. N ajw ięcej w iadom ości u zy ­ skałem od m o je j ciotk i A n n y N owak, zm arłej w 1941 r. w w ieku lat 88.

W czasie pow stania miała zaledw ie lat 10, ale będąc przyjaciółk ą córk i karczm arza i pom agając je j w obsłudze klientów , tkw iła n ieja k o w n a j­

w ażniejszych spraw ach wsi. B yła niezm iernie dum na z tego, że pogłaskała ją p o g łow ie P ustow ójtów na...

*

11 m arca 1863 Marian L angiew icz ogłosił się dyktatorem . Nastąpiło to na skutek usiłow ań różnych osób zm ierzających do uaktyw nienia p o ­ wstania oraz na skutek intryg osób m ających różn e w ty m cele i spekula­

cje. Langiew icz b y ł przekonany, że dyktaturę ofia row a ł m u T ym czasow y Rząd N arodow y. Ogłoszenie się Langiew icza dyktatorem zw róciło na niego baczniejszą uwagę n ieprzyjaciela.

Na spotkanie Langiew icza z M iechow a w y ru szy ł m a jor Bentkow ski na czele trzech rot piechoty, p ół szw adronu dragonów i 40 kozaków , a z Olkusza m ajor Jabłoński na czele trzech rot piech oty, 60 ob jeszczy- k ów i dw óch armat. Książę Szachow skoj, dow ódca okręgu m iechow skie­

go, pow iadom ił o tej w ypra w ie płk Czengierego, dow ódcę okręgu kie­

leckiego i w ezw ał go na pom oc 1.

W n o cy z 12 na 13 m arca m ajor B entkow ski zaatakował czaty obozu pow stańczego biw ak u jącego w Sosnów ce. L angiew icz w ym knął się z obław y i udał się na półn oc w kierunku M iechow a, a następnie skrę-

1 S. G e s k e t, W o je n n y je d iejs tw ia 1863 godu , Warszawa 1894, s. 106 n.

P R Z E G L Ą D H I S T O R Y C Z N Y , T O M L X I I , 1971, z e sz . 3

(3)
(4)

cił na wschód. W krótce jednak m ajor B entkow ski w padł pow tórn ie na tropy L angiew icza i odtąd szedł za oddziałem polskim śledząc kierunek

je g o marszu.

Plan sytuacyjny bitwy pchotniczego oddziału kosynierów z 7 i 3 rotą pułku smoleńskiego

1. P o w s t a ń c y p r z y b y l i s p o d g r o b e l k i , w r o z s y p c e . 2. O d d z ia ł m a j o r a N ie w ia d o m s k ie g o . 3. O d ­ d z ia ł ż u a w ó w p o d d o w ó d z t w e m R o c h e b r u n a . 4‘. O d d z ia ł s t r z e l c ó w u f o r m o w a n y z r o z b i t k ó w . 5. O d d z ia ł k o s y n i e r ó w (o k . 300 lu d z i) p o d p o w ó d z t w e m p u łk o w n ik a D ą b r o w s k ie g o . 6. 7 r o t a , n a k t ó r ą s k ie r o w a n e b y ł o p ie r w s z e u d e r z e n i e k o s y n i e r ó w . 7. 3 r o t a , n a k t ó r ą s k ie r o w a n e b y ł o d r u g ie u d e r z e n ie k o s y n i e r ó w . 8. S z w a d r o n d r a g o n ó w p o d d o w ó d z t w e m m a j o r a Z a - g r ia ż s k ie g o . 9. R o z b i t k o w i e 7 r o t y . 10. R e s z t k i 3 r o t y . 11. S z a r ż a r o t m is t r z a N o w a k a n a f u r g o n y .

16 m arca L angiew icz w yru szy ł z Zaryszyna, m ając zamiar dotrzeć na n ocleg do Z a w o rzy k o ło Chrobrza. W dniu tym płk C zengiery, na w ezw anie Szachow skoja, w yru szy ł z K ielc o godz. 5-ej rano na czele czterech rot piechoty, d w óch szw adronów dragonów , czterech dział i 65 k o z a k ó w 2. M aszerow ał szosą w kierunku M iechow a. W Chęcinach

2 Tamże, s. 119.

Plan sytuacyjny bitwy pod Grochowiskami 1-8 marca 1863 r. (s. 450) 1. O b ó z L a n g ie w ic z a . 2. C z a c h o w s k i z b a t a li o n e m . 3. R o e h e b r u n z ż u a w a m i — 2 k o m p a n ie . 4. K o lu m n a p o w s t a ń c z a w m a r s z u . 5. L a n g ie w ic z z e s z t a b e m — 20 lu d z i. 6. K o m p a n ia s t r z e le c k a . 7. K a w a le r ia p o d d o w ó d z t w e m C z a p s k ie g o . 8. C z e n g ie r y — 2 r o t y , H. s z w a d r o n , i a r m a t y . 9. J a b ł o ń s k i — 3 r o t y , 50 k o z a k ó w , 2 a r m a t y . 10. B e n t k o w s k i — 3 r o t y . 11. D r a g o n i B e n t k o w s k i e g o — p ó l s z w a d r o n u . 12. A r m ia p o w s t a ń c z a w r o z s y p c e . 13. K i e r a w n o w z d w o ­ m a r o t a m i p i e c h o t y . 14. Z a g r i a ż s k i ze s z w a d r o n e m d r a g o n ó w . 15. O c h o t n ic z y o d d z ia ł k o s y ­ n i e r ó w . 16. O d d z ia ł s t r z e l c ó w N i e w ia d o m s k i e g o . 17. S o r n i e w w m a r s z u — 2 r o t y , 1 s z w a d r o n .

18. P o s t e r u n e k p o ls k i. 19. L a n g ie w ic z n a z w ia d a c h .

L e g e n d a : k o l o r c z a r n y — w o j s k a p o ls k ie , k o l o r b i a ł y — w o j s k a r o s y j s k i e , |~| — k o m p a n ia l u b r o t a p i e c h o t y , Δ — k a w a l e r ia — d r a g o n i, X — a r m a t y , ..—...— ..— d r o g a a r m ii L a n g ie w ic z a .

(5)

dow iedział się od Ż y d ów , że L angiew icz po całodziennym marszu za­

trzym ał się w Chrobrzu. Nie tracąc czasu, w ysłał z tą w iadom ością podch orą żego Burakow a do Szachow skoja.

Tym czasem armia Langiew icza zamiast w Z a w orzy zatrzym ała się 16 m arca ok oło godz. 10-ej na n ocleg w Chrobrzu. L angiew icz zdecydo­

w ał tak w ostatniej ch w ili za nam ow ą ch łopów — przew odn ik ów : do Z a w orzy b y ło jeszcze kilka kilom etrów , a w o jsk o b y ło z m ę cz o n e 3.

Sztab rozlok ow a ł się w pałacu W ielopolskiego. Oddział żu aw ów zain­

stalow ał się w suterenach pałacu i w oficynach, a w szystkie inne od­

działy zajęły kw atery na wsi.

L angiew icz do późna w n o cy kon ferow a ł z Łukaszew skim o spra­

w ach powstania. D ok tor Julian Łukaszewski, działacz dem okratyczny z Poznańskiego, p rzy b y ł w tym dniu do obozu, jak sam podaje, b y za­

ciągnąć się ja k o ochotnik do oddziałów pow stańczych. W rzeczyw istości zaś, b y w ybadać m yśli Langiew icza odnośnie Rządu N arodow ego, je g o zam ierzeń i stosunku d o „b ia ły ch ” . W toku rozm ow y Łukaszew ski w y ­ w nioskow ał, że L angiew icz pozostaje w m niem aniu, iż dyktatura je g o została ustanowiona za zgodą Rządu N arodow ego. Łukaszew ski delikat­

nie napom knął, że inicjatorem je g o dyktatury b y ł k to inny — „b ia li” , ale Rząd znając go ma nadzieję, że nie zdradzi idea łów pow stańczych.

G d y Łukaszew ski sugerow ał, że biali będą chcieli, b y dyktator postę­

p o w a ł w edług ich m yśli, L angiew icz odpow iedział: „N iech o n i m yślą, co chcą, a ja będę ro b ił to, co ja ch cę” 4.

Z rana 17 marca dano żołnierzom n ieco w oln ego czasu. K ilkunastu pow stańców , rodak ów pińczow skich, dostaw szy przepustki, p ojech a ło odw iedzić sw oje rodziny. Sztab u lokow an y w salonach W ielopolskiego chciał rów nież w ykorzystać okazję i chociaż na ch w ilę zapom nieć o tru ­ dach życia pow stańczego. Jeden ty lk o L angiew icz zastanawiał się co dalej robić. Szef Sztabu W ładysław B entkow ski (nie m y lić z m a jorem w o jsk rosyjsk ich teg o sam ego nazwiska) radził, b y m iejscow ość tę opu ścić ze w zględu na brak w aru n k ów obrony. L an giew icz postano­

w ił jednak zatrzym ać się tu kilka dni, b y dać m ożność w y p oczą ć w o j­

sku i kon iom p o kilk u dn iow ym m a rszu 5.

O k oło godz. 13-ej, gdy zaczęto się krzątać k oło obiadu (pierw szego o d w yruszenia z Sosnów ki) p rzyjech a ł ta jn y agent Langiew icza, Ż yd, przyw ożąc w iadom ość, że z P iń czow a w yru szyło ju ż praw ą stroną N idy w o jsk o rosyjskie, aby zaatakować pow stań ców w Chrobrzu. B y ł to p raw dopodob n ie ten sam Ż yd, k tóry poprzedniego w ieczora p ow ia d o- w ił Czengierego o pob y cie Langiew icza w Chrobrzu. L an giew icz posta­

n ow ił przeto usunąć się na lew ą stronę N idy, ja k o że Chroberz do p rz y ­ jęcia bitw y się nie nadawał.

O k oło godz. 13,30 p rzy jech a ły kurierki Langiew icza: Prendow ska, Deskur, Stencel i opow iedziały o kozakach ścigających je od P ińczow a aż do M ło d z a w 6. P otw ierdzili te w iadom ości ch łopi w ra ca ją cy z ja r­

m arku z Pińczow a, L angiew icz w ydał przeto rozkaz d o szykow ania się d o przepraw y. Za m iejsce następnego biwaku, na podstaw ie m apy top o­

graficznej, w ybrał G rochow iska. M iejscow ość ta położona pośrodku d o ­ syć dużego kom pleksu lasów, a w ięc w p o z y c ji — jak się w y d a w a ło —

3 W . B e n t k o w s k i , N ota tk i os o b is te z r o k u 1863, Kraków 1'916, s. 74.

4 J. Ł u k a s z e w s k i , Z a b ór p ru sk i w czasie p ow sta n ia s ty c z n io w eg o , Jassy 1870, s. 285.

5 W . B e n t k o w s k i , op. cit., s. 77.

6 J. P r e n d o w s k a , M o je w sp om n ien ia , Kraków >1:962, s. 95.

(6)

m ocn ej, nadawała się zdaniem L angiew icza na k ilk u dn iow y pob yt. B li­

ska odległość (8 km) pozw alała na p rzy b y cie tam przed nocą.

O koło godz. 15-ej cała arm ia pod osłoną żuaw ów zaczęła się prze­

praw iać przez w ąski m ost na lew ą stronę N idy. P o przejściu oddziału przeszli i żuawi, a saperzy p o d dow ód ztw em kpt. H ajkow skiego zapalili m ost, oblew ając go sm ołą i okładając słomą, gdyż w o js k o rosyjsk ie ju ż się zbliżało. O ddział żu aw ów pozostał p rzy m oście (po le w e j stronie Nidy), b y nie dopuścić R osjan d o gaszenia ognia.

L angiew icz tym czasem ciągnął w kierunku G rochow isk. P och ód od­

b y w a ł się bardzo pow oli, b o rozm iękła rędzina oblepiała obuw ie, kopyta końskie, koła w ozów . G d y czoło k olu m n y b y ło ju ż w odległości 2 km od m ostu, to jest w m iejscu, gdzie d o . tej d rogi dochodzi z praw ej stron y droga z Zagości, zobaczył L angiew icz na lew o, w odległości około 1,5 km, n a w zgórzach krzyżanow ickich jakieś w ojsko. P oniew aż przez lornetkę nie m ożna b y ło rozpoznać co to za oddział, w ysłał ułana S tojow sk iego (na ochotnika) na rozp o zn a n ie 7. D opiero, gdy ten w p ołow ie drogi został ostrzelany i zaw rócił, zrozum iał Langiew icz, że to oddział rosyjski.

P orw a ł w ięc pierw szy od czoła batalion z pułkow nikiem C zachow skim i szybkim m arszem zajął porosłe krzakam i w zgórza po obu stronach drogi w iodącej na G rochow iska.

D zięki szybkiej d e cy zji uprzedził kozaków i w ten sposób zabezpie­

czy ł sobie praw e skrzydło. K ozacy nadjech aw szy u siłow ali zepchnąć z tego w zgórza pow stańców , ale im się to nie udało.

Pozostała część armii skręciła w tym czasie z drogi prow adzącej na G rochow iska i skierow ała się na praw o, drogą d o Zagości. Podczas n ie­

obecn ości Langiew icza pow stało zamieszanie, a naw et panika; ludzie k tórzy nie doszli jeszcze d o skrzyżow ania dróg, zaczęli uciekać w p o p ło ­ chu, na przełaj przez pola, w stronę Zagości. P rzodow ała w tym kaw ale­

ria pod dow ództw em gen. Czapskiego. T abory ciągnące z tyłu zobaczyw ­ szy w ojsk o rosyjsk ie i panikę w ojska pow stańczego, skręciły z drogi na p ra w o i przez pole skierow ały się w stronę Zagości. P rzy zjeżdżaniu z drogi kilka w ozów z żyw nością i w ódką w y w ró ciło się w row ie, a w oź­

n ice w yprzęgłszy k on ie pozostaw ili je.

Szef Sztabu Bentkow ski widząc sam otny odział żuaw ów p rzy palą­

cym się m oście oraz przygotow ania dragonów rosyjskich do ataku, zw ró­

cił się d o pierw szego z brzegu szw adronu kaw alerii i w ezw ał rotm istrza do uszykow ania się w linię bojow ą, b y tym sposobem odstraszyć drago­

n ó w od ataku. R otm istrz odpow iedział, że tu jest pułkow nik, a w ięc m oże on ty lk o je g o słuchać. Z w rócił się w ted y B entkow ski do pu łkow n i­

ka, ten jednak zasłonił się obecnością g e n e ra ła 8.

D ow ódcą b ryga d y kaw alerii (2 pułki) b y ł zw olennik M ierosław skiego gen. Czapski. Szef sztabu zaczął w ięc prosić Czapskiego, aby zatrzym ał kaw alerię w ucieczce, co m oże odstraszyć dragonów od szarży na żua­

w ów . Zaznaczyć należy, że B entkow ski, chociaż szef sztabu, nie m iał stopnia oficerskiego, nie m ógł w ięc w ydaw ać rozkazów generałow i. D la­

tego prosił go ty lk o i przedkładał korzyści. Czapski jednak odbąknął, że konie pom ęczone i podążył na czele sw ych pułków w u cieczce w stro­

nę Zagości. P o jakim ś czasie, gdy R osjanie n ie nacierali, zdołano ucieczkę tę zatrzym ać, a naw et posunąć się trochę naprzód.

L angiew icz ustaw iw szy na w zgórzu strzelców i p ob y w szy p rz y nich 7 Tamże, s. 102.

8 W . B e n t k o w s k i , op. cit., s. 94 n.

(7)

kilka minut, pozostaw ił ich tam pod dow ództw em Czachow skiego, a sarn pow rócił do głów nego korpusu. Tu ustaw ił w ojsk o w dw óch liniach, p o obu stronach drogi w iodącej do Zagości i oczekiw ał ataku w ojsk ro sy j­

skich.

Oddział żuaw ów pod dow ództw em Rochebruna doczekaw szy spalenia mostu, skierow ał się w stronę głów n ych sił pow stańczych, idąc w praw o od drogi, na ukos przez pola. R osjanie zobaczyw szy tak m ały oddziałek z dala od głów n ych sił pow stańczych, w ysłali na niego szw adron drago­

nów . R ochebrun w idząc kłusującą ku sobie kaw alerię, nie ty lk o że nie dopuścił do popłochu, ale z zimną krw ią rozw inął żuaw ów w linię bo­

jo w ą i zakazał strzelać, aż zbliżą się na dogodną o d le g ło ś ć 9.

D ragoni zbliżyw szy się w pełn ym galopie na około 300 k roków p o - schodzili z k on i i prób ow a li natarcia spieszeni. G dy i to nie zrob iło na żuawach wrażenia, w siedli na konie i odjechali tak szybko, jak p rz y je ­ chali, gdyż n iektórzy żuaw i zaczęli już strzelać bez rozkazu. R osjanie skierow ali w ted y na nich ogień artyleryjski. P ocisk i rozryw a ły się to przed to za linią żuaw ów , nie w yrządzając im szkody 10; ty lk o pod R o - chebrunem zabito konia.

Tym czasem żuaw i m aszerow ali w ogniu w n ajlepszym porządku.

D ziało się to na oczach pozostałych w ojsk polskich i rosyjskich. P o blisko godzinę trw ającym marszu dobili do sw oich, gdzie p rz y ję to ich ok rzy­

kam i życzliw ości i podziw u.

Z a częło się ju ż zm ierzchać, a obie strony stały w gotow ości b o jo w e j, lecz żadna nie zdradzała och oty do akcji. Jedynie na w zgórzach porosłych krzakam i, przy drodze prow adzącej w kierunku G rochow isk, trwała utarczka C zachow skiego z kozakami. P o dłuższym harcow aniu kozacy usadow ili się po lew ej stronie tej drogi, a Czachow ski ze sw ym batalio­

nem p o praw ej. D roga ta w ięc dla pow stańców była zamknięta.

K ie d y na dobre zaczęło się ściem niać, R osjanie zaprzestali ognia, a pow stań cy przeszedłszy w kolum nę m arszową, ruszyli w p och ód przez Zagość, kierując się drogą okrężną ku G rochow iskom .

Tak zakończyła się potyczka p od Chrabrzem , czy też jak niektórzy nazyw ają pod Zagością. P otyczk a ta to zapow iedź, a raczej pierw szy etap b itw y, jak a rozegrała się w dniu następnym , o 6 km dalej, pod G roch o­

wiskam i. P olskie straty b y ły n iew ielkie — 5 p oleg ły ch i ok oło 20 ran­

nych. Inne natom iast straty b y ły duże i brzem ienne w skutkach, c o się też niebaw em pokazało.

K olum na pow stań ców posuw ała się przez Zagość, W iniary, K ostki Duże, W ełecz. C iem ność b yła w ielka, w arunki marszu u c ią ż liw e u . Ż o ł­

nierze ustaw ali ze zm ęczenia. P ew n e zamieszanie, spraw iała łuna ognisk na biw aku rosyjskim . P ow sta ń cy k ierując się na Zagość oddalali się od zam ierzonego celu — G rochow isk. Szli m arszem flan kow ym , a niekiedy naw et zbliżali się do biw aku rosyjsk iego w Leszczach. W y w o ły w a ło to n iezadow olenie w szeregach pow stańczych, że m im o tak uciążliw ego m arszu n iew iele odbili się od nieprzyjaciela.

O koło godz. 22-ej odział p rz y b y ł do W ełcza Starego. Tu zatrzym ano się na odpoczynek, a dyktator ze sztabem w stąpili do dw orku dzierżaw cy, gdzie jasne światła w oknach kazały się dom yślać, że m ieszkańcy nie śpią. W rozm ow ie z dzierżaw cą L angiew icz dow iedział się, że do G ro­

chow isk jest jeszcze przeszło 3 km ciężkiej leśnej drogi, a poza tym , 9 Tamże, s. 97.

10 S. G r z e g o r z e w s k i , W sp om n ien ia o so b iste, Lwów 1903, s. 95.

11 W . B e n t k o w s k i , op. cit., s. 106.

(8)

że nie m a tam żadnej wsi, a ty lk o folw a rk ; nie będzie w ięc gdzie prze­

n ocow a ć w znośnych w arunkach.

Tym czasem na dw orze zgłodniali i zm ęczeni żołnierze n iecierpliw ili się, a czas w ydaw ał im się niezm iernie długi.

Na w prost dw orka stał oddział żuaw ów , k tóry przed kilku godzina­

m i swą dzielną postaw ą zadziw ił całą armię i w zbudził respekt w roga.

W oddziale tym b y li m łodzi studenci p rz y b y li zza granicy, w śród nich zaś zw olen n icy M ierosław skiego, którzy szerzyli w obozie n iezad ow ole­

nie z L a n g ie w icz a 12. K orzystając z postoju rozp oczęli dyskusję na tem at kolportow an ej przez południem w C hrobrzu „P rotesta cji” M ierosław ­ skiego przeciw dyktaturze Langiew icza. Jakiś zw olennik M ierosław skiego p rzyw iózł kilkadziesiąt egzem plarzy tego „św istk a” , a inni zaczęli go przepisyw ać i k o lp o r to w a ć 13. „O n nas źle prow adzi — L angiew icz zdra j­

ca” . W końcu zdania te zaczęto skandow ać zrazu cicho, a potem coraz głośniej: „L a n -g ie -w icz nas źle pro-w a-d zi, L a n -gie-w icz zdraj-ca. R oz- strze-lać L an -gie-w i-cza , roz-strze-la ć” 14. R echebrun ja k o Francuz nie rozum iał tych słów , a w ięc nie reagow ał.

W ojsku w ydano zaraz rozkaz zajm ow ania kw ater na nocleg. K o la cji nie w ydan o żadnej, gdyż tabory z żyw nością i furażem , które na począt­

ku potyczk i u ciekły na przełaj do Zagości, p ojech a ły potem (gdy zanosiło się na bitw ę) dalej w ty m sam ym kierunku to jest na p ołu dn iow y-w sch ód, zatrzym ując się dopiero w Skorocicach. P rzed św item dnia następnego p ojech a ły dalej i nie p ołą czyły się już w ięcej z armią. Także w óz kan­

celaryjny, sztabow y z papieram i i mapami, na którym p ojech a ł sekretarz T om czyński i kurierki, nocow ał rów nież w S korocicach w e dw orku i ró w ­ nież n ie dołączył do a r m ii15.

Zm ęczen i żołnierze kładli się gdzie popadło. M ało szczęśliw ców dos­

tało się do dom ów — w iększość spała w stodołach i stajniach. N iew ielu także udało się zdobyć u gospodyń coś do jedzenia. Zresztą zm ęczenie b y ło silniejsze od głodu. K on ie ja k o tako nafutrowano_ zarekw irow anym sianem. W n ocy około godz. 2-ej p rzy b ył Czachow ski ze sw ym batalio­

nem. P ozostaw ion y na p orosły ch krzakam i w zgórzach, w pobliżu fo l­

warku Leszcze, stał tam dłu go nie w iedząc co robić, aż w reszcie podążył na poszukiw anie oddziału. W M arzęcinie dow iedział się o p ob y cie arm ii w W ełczu. Żołn ierze je g o b y li tak zm ęczeni, że kładli się do snu naw et pod płotem .

W n o cy pod w p ły w em propagandy M ierosław skiego i głodu, rozpoczę­

ła się dezercja żołn ierzy w kierunku G a lic ji16.

P łk C zengiery w dniu 17 m arca o św icie w y ru szy ł z Jędrzejow a i po forsow n y m marszu przez Im ielno, Skow ronno dotarł do P iń czow a około godz. 13-ej 17. Z bliżając się do P iń czow a zauw ażył kilku uciekających jeźdźców , których schw ytano. B y li to pow stań cy p rz y b y li do Pińczow a w odw iedziny do sw ych rodzin. Od nich u pew n ił się, że L angiew icz rze­

czyw iście obozu je w Chrobrzu. Chcąc w prow adzić Langiew icza w błąd,

12 S. S z u l c , P a m iętn ik kapelan a, [w:] A . G i 11 e r, P olsk a w w a lce, 1868, s. 110.

13 O rozmiarach agitacji świadczyć może fakt włączenia się w nią takich ludzi jak np. Deskur, syn kurierki Langiewicza (J. P r e n d o w s k a , op. cit., s. 100).

u K. S о к a 1 s к i, P a m iętn ik i z 1863 r., „Straż Polska” nr 31, 1.913; S. G r z e ­ g o r z e w s k i , op. cit., s. 100.

15 J. P r e n d o w s k a , op. cit., s. 104.

16 P. B u r c z a k - A b r a m o w i c z , „Czas” nr 155, 1913.

17 S. G e s k e t, op. cit., s. 120.

(9)

C zengiery przeszedł pod P iń czow em na p ra w y brzeg N idy i doszedłszy d o Skrzypiow a (1,5 km) zaw rócił z pow rotem na lew y. Praw ą stroną N idy zbliżało się tym czasem w o jsk o rosyjsk ie pod dow ództw em m ajora B entkow skiego, które szło z M iechow a, nie przez P ińczów , lecz przez G óry-M łodzaw y, a w ięc szlakiem Langiew icza. C zengiery zaś lew ym brzegiem przez Pasturkę udał się na K rzyżan ow ice, gdzie kozacy postę­

p u ją cy przodem u jrzeli z w ierzch ołków w zgórz w ysu w a ją ce się z C h ro- brza kolu m n y pow stańcze, ju ż w w iększej części będące na lew ym brze­

gu. D opiero gdy w szyscy pow stań cy przepraw ili się na l e w y brzeg N idy 1 spalili za sobą m ost, p rz y b y ło w ojsk o rosyjsk ie d o Chrobrza prawą stroną N idy pod dow ództw em m ajora B entkow skiego. P rz y b y ło w ięc za późno.

Podczas p oty czk i p od C hrobrzem przeciw nikiem Langiew icza b y ł w ięc jed yn ie Czengiery. M ajor B entkow ski dopiero w ieczorem przeszedł na le w y brzeg i w raz z C zengierym biw akow ał na folw arku Leszcze, zajadając chleb i p op ija ją c w ódk ę z pozostaw ionych przez pow stańców w y w ró co n y ch w ozów . W n o cy w ysłał C zengiery posłańca do Stopn icy z rozkazem d o m ajora Zagriażskiego, b y ten z całą załogą stopnicką (2 ro ty piechoty, 1 szw adron dragonów , 25 kozaków ) w dniu następnym , tj. 18 m arca, p rz y b y ł w okolice P ińczow a i w ziął udział w bitwie.

Rankiem 18 m arca rozlok ow an ie w ojsk rosyjsk ich było następujące:

na folw arku Leszcze (gdzie dziś osiedle K om binatu G ipsow ego) stało 7 rot piechoty, 2,5 szw adronu dragonów , 120 kozaków i 4 działa. W D zia­

łoszycach biw akow ał m ajor Jabłoński, k tóry szedł śladam i Langiew icza od kilku dni. Rankiem tego dnia w yru szył do Chrobrza. M iał on 3 roty piechoty, 60 ob ejszczyk ów konnych i 2 działa. W S topnicy stacjon ow ały 2 r o ty piechoty, 1 szw adron dragon ów i 25 kozaków pod m ajorem Z a - griażskim, k tóry w edłu g rozkazu C zengierego m iał w ziąć udział w ataku na pow stań ców w o k olicy P ińczow a 18.

Tak w ięc w bitw ie p od G rochow iskam i zagrażało pow stańcom razem 12 rot piechoty, 3,5 szw adronu dragonów , 1,5 setki kozaków , czyli ok o ło 2400 bagnetów , 700 szabel i 6 dział. D oliczając inne słu żby pom ocnicze:

tabory, sanitariuszy oraz ob jeszczyk ów p rzyją ć trzeba siły te na ok oło 3500 żołnierzy.

Rankiem 18 m arca armia Langiew icza zaczęła się szykow ać d o w y ­ m arszu z W ełcza. N iem ało kłopotu spraw iał brak pożyw ienia. W e wsi n iew iele można b y ło zarekw irow ać, gdyż liczyła ona zaledw ie kilkanaś­

cie dom ów . Chleba nie starczyło naw et dla sztabu i oficerów . Żołn ierze na własną rękę starali się o jakąś strawę, któr§ gotow ali w w y p o ż y cz o ­ n y ch kotłach i w iększych garnkach. Nie w szyscy jednak b y li tak p o m y ­ słow i, b y u gotow ać sobie kaszy lu b ziem niaków, które to artykuły b y ły jeszcze do zdobycia. W iększość, oczekując na dostarczenie chleba, sło­

n in y i w ódki, była głodna.

O godz. 8-ej armia w yru szyła ku G rochow iskom . D ow ództw o tyln ej straży zlecił dyktator p u łk ow n ik ow i B orzysław skiem u. Z W ełcza Sta­

rego skierow ano się n a jp ierw na w schód, skręcono następnie na półn oc ku piaszczystym i zarosłym krzakam i w zgórzom , a następnie skręcono na z a c h ó d 19.

M anew r ten w prow adził w błąd Rosjan, k tórzy znaleźli się tu w g o­

dzinę później, stracili ślad i skierow ali się na połu dn iow y-w sch ód. M ały 13 Tamże, s. 125.

19 W . B e n t k o w s k i , op. cit., s. 108.

(10)

oddziałek pow stańców składający się z kilku w ozów i kilkunastu ułanów w ysłał płk. W in n icki (intendent) do Buska po żyw ność. Cała zaś armia pom aszerow ała leśną drożyną przez las w ełecki do lasu boguckiego. Na gran icy tych lasów, w odległości 1,5 km o d karczm y stała budka p rz y ­ drożna służąca za schronienie dla gajow ego. P rzy tej w łaśnie budce B o rzy - sław ski ustawił batalion piech oty pod dow ództw em płka Czachow skiego, dla strzeżenia ty łó w od stron y W ełcza, skąd jak sądzono m ogli nadejść R osjanie. Cała zaś armia skręciła na praw o — na półn oc — ku G ro­

chow iskom .

D yktator ze sztabem w y jech a ł trochę naprzód, b y w yszukać m iejsce p o d obozow isko. Z e w zględu na to, że G rochow iska składały się ty lk o z kilku zabudow ań gospodarczych i jed n eg o dom u m ieszkalnego, nie b y ło m ożności pom ieścić tu naw et części w ojska. L angiew icz w y b ra ł m iejsce na zrębie p o w y cięty m lesie, m iędzy strum ykiem a lasem (zwa­

n ym „Z a b o rca ” ), p o obu stronach drogi prow adzącej do Bogucic. P o lew ej stronie drogi ro zło ży ły się tabory, a p o praw ej, gdzie stały jeszcze sągi, cała armia. N im w ojsk o pościągało d o biwaku i rozłożyło się, była godz. 10-ta 20.

Zaczęto rozglądać się za iedzeniem , b o głód w szystkim dokuczał.

R ozpa lon o ogniska, rozkopano kopce z ziemniakami. Niestety, ziemniaki b y ły przem arznięte i przew ażnie zgniłe. P u stow ójtów n a z kilku ułanami pojechała d o B ogu cic p o zakupy żyw n ości przynajm niej dla starszyzny sztabow ej 21. Intendent W innicki w ysłał kilka w ozów pod m ałą eskortą d o okolicznych wsi, żeby zarekw irow ać chleba i innej, żyw ności dla ludzi oraz furażu dla koni. O ddziałki takie p ojech a ły do W ełcza, Galowa, Szań­

ca i do B ogucic. P ow sta ńcy suszyli tym czasem przy ogniskach zm oczone n ocn ym deszczem odzienie i piekli kartofle. T y lk o oddział żu aw ów goto­

w ał w kilku m ałych kociołkach prosiaka (zarekw irow anego gajow em u W ach ow i) zasypanego kaszą jęczm ienną.

Sztab zajął kw aterę w dom u leśniczego (późniejszy dom L u dw ik ow ­ skiego). B entkow ski w ystaw ił dw a m ałe posterunki, jeden przy p ołą ­ czeniu się drogi prow adzącej z B ogucic z drogą prow adzącą z Marzęcina, a drugi po lew ej stronie drogi do G alowa, na skraju lasu galow skiego, p rzy budynku gajów ki. P osterunków p o zew nętrznych stronach lasu nie w ystaw iono. Sztab zastanawiał się c o dalej począć. O kazało się, że nie m a m ap topograficzn ych -— zabrał je poprzedniego dnia sekretarz T om - czyń sk i i odjechał z nim i na b ryczce Prendow skiej '-2. D yktator p rz y ch y ­ lał się do tego, żeby w tym m iejscu, jako bezpieczn ym i dosyć w ygodn ym , parę dni zabawić, ażeby dać niezbędny ludziom i koniom odpoczynek.

A rm ia Langiew icza liczyła w tej ch w ili ok oło 3000 ludzi. Siły te liczy ­ ły 2 pułki piech oty z 3 batalionam i każdy, 2 pułki ja zdy oraz batalion żuaw ów śm ierci. Brygadą piech oty dow odził gen. Śm iechow ski, p ierw ­ szym pułkiem płk Dąbrow ski, drugim płk Czachowski. B rygadą kaw a­

lerii dow odził gen. Czapski, pierw szym pułkiem płk Ulatowski, drugim płk Bajer. Batalionem żuaw ów śm ierci dow odził płk R ochebrun.

O ddział żuaw ów oraz jeden batalion w każdym pułku pieszym uzbro­

jo n e b y ły w niezłą b roń palną; żuawi m ieli karabiny belgijskie. Reszta piech oty nosiła kosy i piki. K aw aleria była stosunkow o najlepiej uzbro-

20 Tamże, s. 109.

21 Tradycja żywa do dziś w Bogucicach.

22 J. P r e n d o w s k a , op. cit., s. 102.

(11)

jona, a naw et ja k o tako um undurowana. K ażdy jeździec m iał lancę, pałasz i pistolet.

O prócz teg o b y ł d ob orow y oddziałek złożon y z 20 tzw. g ew altygierów ; w szyscy na koniach, doskonale uzbrojeni, składający się w przew ażnej części z oficerów . Tabor składał się blisko ze 100 w ozów . Na kilku w o ­ zach m ieściły się bagaże dyktatora i głów nej kw atery, drukarnia p o ło ­ wa, apteka, na kilku bagaże różnych pu łk ów i oddziałów , na kilku amu­

nicja. Druga część taboru dźw igała zapasy chleba, mięsa, mąki, kaszy, słoniny, w ódki i furażu. Tej jednak pod G rochow iskam i ju ż nie było.

N aczelnym lekarzem b ył dr L udw ik B ukow iecki. Lekarzy obozo­

w ych b y ło kilku, m iędzy innym i Lew enhardt i K utek.

K apelanem armii b y ł ks. Kam iński. K apelanam i poszczególn ych od ­ działów byli: ks. Konarski, ks. Szulc, ks. M ajew ski, ks. Szym ański, ks.

W rześniak. P onadto stale przy Langiew iczu b y ł ks. K acper K otkow ski, k tóry pełnił fu n k cje naczelnika cy w iln eg o w ojew ód ztw a sandom ierskiego.

P od G rochow iskam i księży K am ińskiego i K otk ow sk iego nie było.

Intendentem b y ł Tom asz W in n icki w randze pułkow nika, kw ater­

m istrzem gen. Aleksander W aligórski, oficerem dyżurnym gen. A nton i Jeziorański. Szefem Sztabu b y ł W ładysław Bentkowski.

L angiew icz m iał czterech adiutantów, k tórym i byli: H enryka P u sto- w ójtów n a, Zygm u n t Brockhausen, B ronisław A bram ow icz, Gustaw Reutt.

Ten ostatni w czasie bitw y pod G rochow iskam i leżał w szpitalu, a za­

m iast n iego pełnił tę fu n k cję Jan Zglinicki.

A rm ia nie posiadała pieca do w ypieku chleba, ani kuchni p olow ej, ani ch ociażby odpow iedniej ilości k otłów do gotow ania straw y. W p rz y ­ padku braku chleba nie b y ło m ożliw ości ugotow ania mięsa, kaszy lub kartofli, które to artyku ły m ożna b y ło zarekw irow ać.

O koło godz. 13-ej w rócili furażerzy z W ełcza z próżn ym i wozam i, przynosząc w iadom ość, że w e wsi tej jest w ojsk o rosyjskie. W p ół g o­

dziny potem w ró ciły w o zy z G alow a przyw ożąc n ieco owsa i siana. T o­

w arzyszący im ułani opow iadali, że zaledw ie trochę furażu udało im się porw ać, b o drugim końcem w si p rzy b yli rosy jscy dragoni, także za fu ra ­ żem. P o ch w ili w ró cili fu rażerzy z B ogucic z próżn ym i w ozam i, don o­

sząc, że i w tej w si jest w ojsk o r o s y js k ie 23.

P o z y cja pow stańców była w ięc krytyczna. Stali pośród nieznanego la­

su, bez żyw ności, otoczeni (jak się zdawało) ze w szystkich stron oddzia­

łami, których siły naw et nie znali. Sam o w praw dzie obozow isko zda­

w ało się bezpieczne, ale nie w ych odząc z n iego pow stań cy pom a rliby z głodu, tym czasem zaś w ojsk rosyjsk ich m og ło się zebrać jeszcze w ięcej.

D yktator zdecydow ał się w ięc, ażeby opuścić las i przenieść się w inne strony. P oniew aż W ełecz zajęty b y ł przez n ieprzyja ciela i sądzono, że tam są głów n e je g o siły, postan ow ion o udać się na G alów . A diutanci roznieśli rozkazy, żeby przerw ać gotow anie, pogasić ognie, zaprzęgać w ozy, k u lbaczyć konie i m ieć się w pogotow iu do w ym arszu. B y ło w tedy ok oło 14,30.

O koło godz. 15-ej zam eldow ano B entkow skiem u, że od G alow a uka­

zują się Rosjanie. P od jech a ł w ięc do posterunku przy chacie gajow ego.

P rzyw oła ł g a jow eg o W acha, kazał m u w ejść na dach, obserw ow ać przed­

pole od strony G alow a i m ów ić co zobaczy, grożąc m u pistoletem , że go

23 W. Bentkowski wsi Bogucice nie wymienia, wspomina jednak o powrocie furażerów „z jakiejś innej w si” , w której było również wojsko rosyjskie. Z za­

chowanej do dziś tradycji wiadomo, że chodzi o Bogucice.

(12)

zabije, jeżeli nie będzie m ów ił praw dy. W ysłał także kilku ułanów drogą d o Galowa.

Z relacji g a jow eg o w yw n ioskow ał B entkow ski, że n ieprzyja ciel jest w pobliskich zaroślach. Z a w rócił w ięc, b y donieść o tym dyktatorow i.

L edw ie p rzyjech a ł przez grobelkę, ujętą chruścianym płotem , na m o ­ kradle, nadbiegli w ysłani ku G alow u ułani, w ołając: „M oskali widać, M oskale są, M oskale idą” .

O ficer stojący z plutonem piech oty p rzy dom ku g a jow eg o opuścił posterunek i p ow rócił do sw o je g o pułku nie m eldu jąc o tym nikom u.

A rm ia pozostała bez żadnej przedniej straży.

B entkow ski p rzy b yw szy do głów n ego obozow iska zam eldow ał d y k ­ tatorow i, ze m nożą się oznaki o ruchach w ojsk rosyjskich od strony G alow a. L angiew icz odparł głośno: „T o lepiej, to p ójd ziem y na ich sp ot­

kanie!” B y ł on zapew ne przekonany, że o d stron y G alow a jest co n a jw y ­ żej m ały oddział dragonów , w tej w si furażeru jących .

Następnie B entkow ski przeprow adził R ochebruna z żuawami, przez grobelkę na m okradle ku zagajnikow i p o lew ej stronie drogi do G alow a i dał mu instrukcje, żeby rozsypał część żuaw ów w tyraliery, a z resztą w odw odzie za nim i postępow ał. W róciw szy d o obozow iska p olecił B ent­

kow ski jednem u z kapitanów piechoty, żeby ze sw oją kom panią strzelec­

ką uszykow ał się w p od ob n y sposób jak R ochebrun, p o praw ej stronie drogi i naprzód lasem postępow ał. Ten jednak polecenia tego ju ż nie w ykonał.

P łk Borzysław ski zadysponow aw szy Czachow skiem u stojącem u na straży tylnej, żeb y cofał się pow oli, w rócił do dyktatora. Langiew icz w raz ze sztabem stanął na łączce po lew ej stronie drogi galow skiej w odległości o k o ło 50 m etrów przed grobelką i dał rozkaz do wym arszu.

B yła godz. 16-ta, gdy głów na kolum na ruszyła w pochód. K ied y czoło kolu m n y znalazło się za grobelką, obok zabudow ania gajow ego, da­

ły się słyszeć strzały karabinow e od strony lasu galow skiego, w którym znajdow ał się R ochebrun z żu a w a m i2i.

W szystko w strzym ało się w rozpoczętym ruchu. Zaraz też odezw ały się arm aty od połu dn iow ego zachodu (z B ogucic); pociski ro zry w a ły się tam, gdzie przed chw ilą b y ło obozow isko. N iebaw em też zagrzm iały w n ie­

w ielkiej od leg łości działa ustaw ione przy drodze galow skiej, śląc na g ro ­ belkę, na kolum nę ogień kartaczow y. W krótce potem sypnął się spoza krzaków i gęstw iny na zgrupow anie pow stańców gęsty p lu ton ow y ogień piech oty n ieprzyjacielskiej.

Stało się w idoczne, że R osjanie m ieli n ajdokładniejsze w iadom ości o obozow isku pow stańczym . U staw iw szy działa oraz piechotę w zagajni­

ku, otw orzyli ogień działow y i karabinow y w kierunku obozu, śląc kule przez lekką elew ację ponad n iew ysoki zagajnik. N iespodziew any ogień w y w o ła ł w kolum nie pow stańczej p rze ra że n ie 25.

M okradło i grobelką leżały n ieco niżej od reszty lasu i b y ły przez to m niej narażone na kule lecące górą, w szyscy przeto zaczęli cisnąć się w to m iejsce. Na grob elce w śród chruścianych opłotk ów pow stał ścisk.

N iebaw em rozległ się huk strzałów k arabinow ych na tyłach pow stań ­ czych, o d strony, gdzie b y ł Czachow ski. Nie ulegało w ątpliw ości, że p o ­ w stańcy zostali otoczeni.

Gen. Czapski czując się zagrożonym w nieodpow iedn im dla kaw alerii 24 W . B e n t k o w s k i , op. cit., s. 118.

25 Tamże, s. 120.

(13)

terenie zw rócił się do dyktatora o dyspozycje, gdzie ma zająć stanowisko.

R ozejrzaw szy się L angiew icz wskazał m u kawałek w oln ej przestrzeni m iędzy bagnami, a rzadkim lasem, obok zabudow ań folw arczn ych . Czapski uznał jednak to m iejsce za n iezbyt bezpieczne, pokłusow ał dalej z całą brygadą w zupełnym nieładzie i w ięcej na polu b itw y nie pokazał się.

Zatrzym ał się dopiero w K rakow ie.

T abor salw ow ał się w różne strony, jak m ógł, w śród pieńków , drzew , korzeni, łam iących się i w y w ra ca ją cy ch w ozów . K łą b nierozw iniętej jesz­

cze piech oty zaczął przesuw ać się w stronę bagna, dokąd nie d och od ziły kule, zrazu p o w o li i nieśm iało, a gdy nikt na to nie reagow ał, całą kupą, w zupełnym rozprzężeniu przesunął się na m oczary.

Na grob elce (i k oło n iej) zostały jeszcze 2 bataliony kosynierów , na w p ó ł do ziem i przytulone, żeb y lepiej się uchronić od kul. Przerażenie w śród nich b y ło tak w ielkie, że n ie m ogli się zdobyć naw et na ucieczkę.

K pt. K ow alski ukląkł w śród sw oich żołnierzy i w raz z nim i odm a w iał litanię do Matki Boskiej i m odlitw ę konających. K siądz A g ryp in K on ar­

ski z k rzyżem w jedn ej ręce i rew olw erem w drugiej, zachęcał kosyn ierów do ataku. G d y to nie odniosło rezultatu, zaczął przem aw iać, z podn iesio­

n y m krzyżem w ręku o potrzebie pośw ięcenia życia za ojczyzn ę, o zasłu­

dze śm ierci z ręk i n ieprzyja ciela itp. 26.

D yktator, a w k oło niego Jeziorański, W aligórski i inni sztabow cy stali na koniach nieruchom o. Z pow odu nieznajom ości sytu a cji nie w y d a n o w ojsku żadnego rozkazu. L angiew icz ok azyw ał najw iększą determ inację i zimną krew , ale m ilczał zupełnie, patrząc przed siebie ze zm arszczonym i brw iam i. Stali w najgorętszym ogniu.

M ało k to w tej kupce nie m iał konia lu b odzieży uszkodzonej ale też m a ło k to odniósł szw ank osobisty. T y lk o na sam ym początku kartacz urw ał głow ę W itoldow i Zachertow i, adiutantow i W aligórskiem u. P łk B o - rzysław skiem u kule p orozryw a ły obszerny je g o w łoski płaszcz, drasnąw ­ szy go ty lk o lekk o w krzyże.

T ym czasem ogień karabinow y R ochebruna w lesie galow skim w id o cz­

nie się oddalał. M ożna b y ło rozeznać po strzałach, że żuaw i posuw ają się naprzód: jednocześnie ogień nieprzyjacielski zaczął n ieco słabnąć.

B entkow ski dom yślając się, że żuaw i biorą górę, przyszedł do prze­

konania, że ja k ie takie poparcie żuaw ów i na pozór chociaż zaczepne w y ­ stąpienie skłoni n ieprzyja ciela d o zupełnego odw rotu. P osk oczył w ięc ku kosynierskiem u batalionow i na grobelce w zyw a ją c dow ódcę, żeby u fo r­

m ow ał sw ój oddział w linię p o praw ej stronie drogi i szedł naprzód krza­

kam i z ok rzyk iem „h u rra !” . D ow ódcą tym b y ł m łod y oficer, daw niej z w ojsk a rosyjskiego, znany d o tej p o ry ja k o odw ażn y i d ob ry dow ódca, m a jor K oskow ski. T ym razem jednak, uległ ogóln ej panice, a m oże też czem u innemu (był zw olennikiem M ierosław skiego) i odw aga mu nie d o ­ pisała. Zam iast zachęcać batalion lub iść naprzód, zaczął się z koniem sw oim cofa ć od grobelk i w ty ł i na praw o, ku m okradłu.

B entkow ski zagrodził m u drogę i d ob y w szy rew olw eru , groźbą i p roś­

bą zachęcał ludzi, żeby szli naprzód, przedstaw iając, że im się nic nie stanie, gdy będą prędko biegli, w ezm ą n ieprzyjacielskie arm aty itd.

Przyszła m u z pom ocą P ustow ójtów n a, która w ołała d o kosyn ierów :

„N ie b ó jcie się dzieci, nic w am nie będzie, idźcie naprzód” 27. K a rol B a­

liński (brat poety) także zachęcał i dodaw ał ducha.

2* Tamże, s. 122.

27 Tamże, s. 126.

(14)

Niestety, nic n ie potrafiło poru szyć w y lęk n ion ych kosynierów . Na nalegania B entkow skiego, żeb y zeszli z grobelki i szli naprzód odezw ały się głosy: „P rzecież tu jest płot i nie można p rzejść” . Przerażeni ludzie uw ażali chruściany płot za nieprzebytą zaporę. G d y płot ten (z praw ej strony) obalono, zw rócił się B entkow ski do m ajora K oskow skiego: „N o dalej m ajorze — m acie teraz przejście — szyku jże co prędzej batalion na p ra w o ” . A le skutek b y ł w ręcz przeciw n y. D otąd batalion stał jak za­

czarow any w śród opłotków . Obalenie płotu od strony praw ej, ku której u ciekły w szystkie rozpierzchłe h u fce z kaw alerią na czele, w y w a rło p o ­ d ob n y skutek, jak g d y b y podniesiono upust w ścieśnionym korycie. Cała chm ara ludzi zaczęła się w y lew a ć z grobelk i na m okradło i n ie m yśląc o szykow aniu się p o praw ej stronie drogi, podążyła za kaw alerią i in n y­

m i uciekinieram i. M ajor K osk ow sk i przew odn iczył na koniu tej ucieczce.

W szystko w nieładzie salw ow ało się na pra w o w krzaki, a ty lk o m ałe grupki na le w o w las. G robelką i plac k o ło niej opustoszały.

L angiew icz stał jeszcze o k o ło 5 minut, na siw ku w spartym przednim i nogam i na olbrzym im kam ieniu n iby postum encie, bez żadnego ju ż zgoła w ojska, m ając k o ło siebie ty lk o sztab (około 20 jeźdźców ). Ostatni opuścił to m iejsce ks. A gryp in K onarski i udał się na lew o za m ałym oddział- k iem porucznika Staw eckiego.

P ocisk i a rtyleryjskie o d strony B ogu cic padały nadal na m iejsce zaj­

m ow ane przed chw ilą przez pow stańców .

L angiew icz w ciąż m ilczał. W pew nej chw ili B entkow ski odezw ał się do płk. B orzysław skiego: „N ie ma naw et satysfa kcji dać się w takiej b it­

w ie za b ić” 28.

Na koniec orszak ru szył na w schód, w kierunku dokąd uszła rozp ro­

szona armia pow stańcza. M oczary, przez które przedzierał się sztab z Lan­

giew iczem , porosłe b y ły kępam i olszyn i krzew am i, m iędzy k tórym i b y ły w ąskie ty lk o przesm yki, co n a jw yżej na dw a konie. W pew nej ch w ili Je­

ziorański, W aligórski i B orzysław ski znalazłszy się sam i w przesm yku, z dala od pozostałych sztabow ców , przystanęli z in icja tyw y Jeziorańskiego na małą naradę. Doszli d o wniosku, że obecna k rytyczn a sytuacja pow sta­

ła dlatego, że jest tu dyktator — należy m u w ięc podsunąć m yśl, b y opu ścił oddział i udał się d o G alicji, a oni pojadą z nim r a z e m 29.

G dy w ięc za chw ilę p ołą czyli się z L angiew iczem zakom unikow ali mu swą prop ozycję. L an giew icz odpow iedział, że zamiar taki ju ż pow ziął, ale w obecnej sytu acji n ie m oże tego uczynić, bo je g o w yja zd zdem ora­

lizow ałby cały obóz. O dpow iedziano mu, że nie w oln o mu narażać sw ojej osoby, a obow iązkiem je g o jest żyć dla spraw y pow stańczej, której sym ­ b olem jest w ładza dyktatorska. G dy za ch w ilę dołączył do nich B en tkow ­ ski, L angiew icz rzekł: „W yszukaj też na mapie, m ój szefie, i w ytn ij drogę m niej w ięcej bezpieczną dla kilkunastu koni do granicy g a licy jsk iej” 30.

P o kilku m inutach orszak sztabow y znalazł się w ok olicy, gdzie była w iększa część rozproszon ej armii.

Tym czasem odgłos strzałów arm atnich p o w o li słabnął, rzedniał, w resz­

cie ustał zupełnie. W lesie zapanowała cisza. W tedy dyktator odezw ał się do sw ego otoczenia: „M usim y p ojech a ć na rekonesans; chciałbym się rozpatrzeć w p o z y cji n aszej” 31.

28 Tamże, s. 129.

29 B. B u r c z a k - A b r a m o w i e z , „Czas” nr 139, 1913; „Goniec” nr 165 iz 30 lipca 1863.

30 W . B e n t k o w s k i , op. cit., s. 130.

31 Tamże, s. 132.

(15)

R u szył w ięc, a za nim cały orszak na półn ocn y-w sch ód, nie osiągnąw ­ szy jednak skraju lasu zaw rócili w kierunku zachodnim . B entkow ski zau­

w ażył, że brnąc w ten sposób m ożna tylk o pobłądzić lub w paść w ręce kozaków . Na to L angiew icz ironicznie odpow iedział: „ B o w idzisz szefie, ja się bardzo boję, w ięc dlatego w las ja d ę” 32. B y ło to skierow ane (jak m ożna się dom yślać) do jad ącego ob ok Jeziorańskiego.

G dy orszak posuw ał się grubym lasem dalej w kierunku zachodnim , d oszły odgłosy strzałów karabinow ych i różne sygnały dawane na w o jsk o ­ w y ch trąbkach. P och od ziły one z tego m niej w ięcej m iejsca, gdzie sku­

piona była w iększość będących w rozsypce pow stańców . Z tłum aczenia tych sygn ałów przez kpt. L en ieckiego (daw niej oficera rosyjskiego) w y ­ nikało, że to n o w y atak w ojsk rosyjskich na będących w rozsypce p o ­ w stańców . M ożna było dom yślać się, że atak przyszedł od strony w schod­

niej, która do tej p ory uważana była za bezpieczną. Z den erw ow ał się tym dyktator i zw rócił się do gen. Jeziorańskiego z drażliw ym pytaniem :

„ W której w łaściw ie stronie jest n iep rzy ja ciel?” . Jeziorański w zru szyw szy ram ionam i odpow iedział opryskliw ie: „ A skądże ja to m am w iedzieć;

w szędzie jest” . Langiew icz zm arszczył brw i, zaciął w argi i nic nie odpo­

w iedział. Orszak posuw ał się dalej przez około 20 m inut w zupełnym m il­

czeniu.

W pew nej ch w ili usłyszano n ow e syg n a ły na trąbce; oznaczały one od w rót w ojsk rosyjskich. Zaczęto się w ięc dom yślać pom yśln ej sytuacji.

W tej sytu acji L angiew icz zaw rócił, a za nim cały sztab. Z a częło się już ściem niać, a dyktator w racał ze sztabem bez żadnego rozeznania co do rozm ieszczenia i sił n ieprzyjacielskich, naw et bez rozpoznania sw eg o p o­

łożenia. Gen. Jeziorański ja k b y się n ie dom yślał, że to należało d o jego obow iązków .

G łów n odow odzący w ojskam i rosyjskim i płk C zengiery rankiem tego dnia (18 marca) rozesłał z L eszczy k ozak ów w poszukiw aniu arrtiii p o ­ w stańczej. Sam zaś z całym oddziałem udał się w kierunku przypuszczal­

n ego marszu pow stańców , to jest na Zagość. Stąd w ysłał m ajora B ent­

k ow sk iego do Buska na czele 3 rot piech oty i p ół szwadronu dragonów , a sam pom aszerow ał dalej na w schód d o H ołudzy. Tu ok oło godz. 12-ej dow iedział się od oficera przysłanego przez m ajora B entkow skiego, że p o ­ w stańcy zabrali zapasy żyw n ości w Busku i że ob ozu ją w lesie pod G ro­

chow iskam i.

Z H ołudzy w ysłał C zengiery płka Sorniew a na czele 2 rot piechoty, szw adronu dragonów i 65 kozaków w kierunku Stopn icy za taboram i pow stańczym i, które poprzedniego dnia odłączyły się od głów nej k olu m ­ ny. Sam z pozostałą częścią (2 roty piechoty, 1 szw adron dragonów , 4 dzia­

ła) udał się do Buska, dokąd, p rzy b y ł przed godz. 14-tą. M ajora B en tkow ­ skiego w ysłał n iezw łoczn ie do B ogucic, b y z tej strony zaatakował p o ­ w stańców . Z Buska w ysłał rów nież szw adron dragonów pod dow ództw em kpt. Czutti z rozkazem , ażeby, kłusem dopadli do Szańca i czekali dal­

szych rozkazów . Sam, po ch w ilow y m odpoczynku, na czele pozostałego oddziału (2 roty, 4 armaty) udał się za nim 33. W Szańcu dragoni spotkaw - szy kilkunastu fu ra żu ją cych pow stań ców zarąbali ich i posunęli się do G alow a, a następnie w p ob liże obozu pow stańczego. P rzed godz. 16-tą nadszedł tu rów nież C zengiery z piechotą i zajął p o z y cję b ojow ą w zaro­

32 Tamże, s. 133.

33 S. G e s k e t, op. cit., s. 126, 127.

(16)

ślach na przeciw lasu galow skiego. W skazów ek udzielał mu m iejscow y chłop nazw iskiem B ożek 34.

W lesie tym , jak w iadom o, szef sztabu B entkow ski usadow ił żuaw ów Rochebruna. R ozciągnął on część żu aw ów w tyralierę, a z pozostałą częś­

cią postępow ał kilkadziesiąt m etrów za pierw szą linią. W odległości około 100 m od drogi galow skiej b y ł zrąb szerokości ok oło 150 m przez całą szerokość lasu. Idący tym zrębem żuawi, gdy znaleźli się na szczycie wzniesienia, zobaczyli przed sobą w od leg łości ok oło 400 m w ojsk o ro­

syjskie rozlokow ane na półn ocn ej kraw ędzi w ąskiej łączki, jaka znajdo­

wała się tuż za lasem. Łączka w półn ocn ej części przechodziła w zarośla, a następnie w coraz w iększy las. P rzy drodze galow skiej stały 4 armaty, na pra w o od drogi na niezarośniętej przestrzeni szw adron dragonów , a na le w o od drogi piechota, k tórej liczb y nie można b y ło ocenić.

R ochebrun zorientow aw szy się w sy tu a cji podzielił sw ój oddział na dw ie części — p rzy czym d ow ód ztw o nad pierw szą częścią idącą praw ym skrzydłem (przy drodze galow skiej) p ow ierzył kpt. W o jcie ch o w i K o m o ­ row skiem u, a sam z drugą częścią przesunął się na lew o — naprzeciw piech oty rosyjsk iej. Na szczycie wzniesienia, na zrębie, pozostaw ił chorą­

giew pułkow ą z asekuracją.

Obie stron y otw a rły n iezw łocznie ogień. Żu aw i w śród gęstych salw nieprzyjacielskich, ostrzeliw ując się, szli naprzód, przew ażnie lasem, z lek ­ kim spadem w kierunku nieprzyjaciela. Z ręb em posuw ał się pluton pod dow ód ztw em por. P ostolskiego i sierżanta G rzeg orzew sk ieg o35. Na nich to jako najbardziej w idoczn ych skierow ał się ogień nieprzyjacielski. Ż u ­ aw i przystając za gru b ym i drzew am i i m ając doskonałe karabiny b e lg ij­

skie przerzedzali szeregi n ieprzyjaciela.

R och ebru n w idząc przew ażające siły w ysłał posłańca do sztabu o p o ­ m oc. Ten spotkał p o drodze kpt. W ierzbińskiego z kom panią k osyn ierów i przekazał m u polecen ie R ochebruna. W ierzbiński zebraw szy kom panię n iezw łocznie poszedł naprzód. G dy b y ł 100 m przed końcem lasu, spotkał płka R ochebruna, k tóry jak szalony przebiegał szeregi krzycząc: en avant, en avant! W ierzbiński zapytał go, co ma rob ić ze swą kompanią, R och e­

brun krzyczał w ciąż en avant! 3β. P oszedł w ięc W ierzbiński naprzód. Gęste jednak pociski tak przerażały kom panię, że kosynierzy p o je d y ń czo i grup­

kam i pozostaw ali w krzakach. Na skraj lasu w y szło ich zaledw ie pięciu, tj. kpt. W ierzbiński, por. Jan Słow acki, por. Herman, p od oficer N ow icki i jeden k o s y n ie r 37. W ob ec tego W ierzbiński cofn ął się w głąb lasu. P o ­ zostałe 2 kom panie m ajora N iew iadom skiego rów nież nie w y sz ły z lasu i nie brały udziału w tej części bitw y, gdyż u zbrojen i przew ażnie w strzel­

b y n iew iele m oglib y zdziałać przeciw dalekonosným karabinom rosyjskim . C ały ciężar b itw y sp oczyw ał w ięc na żuawach. P o kilkum inutow ej strzelaninie szw adron dragonów rosyjskich, doznaw szy znacznych strat w koniach i ludziach, p ierw szy uciekł z pola walki, pozostaw iając na placu kilkanaście trupów . W y rw a ło się w ted y 25 żuaw ów i z okrzykiem

„h u rra !” rzucili się na arm aty. A rty lerzyści ro sy jscy nie zdążyli zaprząc koni, pozostaw ili w ięc arm aty a sam i u ciekli za dragonam i.

Ż u aw i zdobyli arm aty, nie zabrali ich jednak, gdyż nie m ieli koni, 34 Według tradycji chłop ten był bratem urlopnika z wojska rosyjskiego Karola Bożka, przywódcy bandy antypowstańczej.

35 S. G r z e g o r z e w s k i , op. cit., s. 104 nn.

30 St. W i e r z b i ń s k i , O pisan ie w o je n n y c h w y p ra w , fw :] A. G i 11 e r, P olsk a w w a lce 1863, s. 156.

37 Tamże, s. 157.

7

(17)

którym i m oglib y je uprow adzić. T ym czasem kpt. K om orow sk i w idząc, że piechota rosyjska atakuje R ochebruna, zebrał sw oją kom panię i p o ­ spieszył na pom oc. Ż u aw i stoczyli tu b ój z piechotą Czengeriego. Atak odparli i sami przeszli do ataku.

Las, w którym znajdow ali się żuawi, b y ł dosyć rzadki, a ogołocon e z liści dęby u m ożliw iały w idoczność n ieprzyja ciela na znaczną odległość.

G dy R osjanie zobaczyli żuaw ów R ochebruna w y ch y la ją cy ch się z lasu, rozpoczęli ogień rotow y i rów nocześnie zaczęli w y ch yla ć się coraz bardziej z zarośli.

K om orow sk i przyszedł w ted y z pom ocą R och ebru n ow i ze sw ym oddzia­

łem , zw olnionym ucieczką dragonów . Żuaw i rozp oczęli ogień, a że odle­

głość m iędzy w alczącym i w ynosiła niespełna 100 m — trup padał gęsto.

R ochebrun przebiegając szeregi w ołał „psia krew ■— która godzina” — w ięcej po polsku nie umiał. W yd aw ało się, że lada chw ila przyjdzie do w alki na bagnety. R osjanie jednak nie w ytrzym ali. P od osłoną unoszącego się dym u, poderw ali się i szybkim i skokam i uciekli niknąć w krzakach.

D o u ciekających odd a n o jeszcze kilka strzałów 38.

W czasie tej bitw y, gdy żuaw i odstąpili od zdobytych armat, a rty le- rzyści rosy jscy p ow rócili z końm i i zdołali uprow adzić działa.

R ochebrun nie ścigał nieprzyjaciela, pozostaw ił oddział na czatach, a sam poszedł do sztabu, b y przydzielon o m u p om oc niezbędną d o p o­

ścigu.

C zengiery w popłochu, szybkim marszem dotarł do G alow a i zabary­

kadow ał się w m urow an ych chlew ach i stajniach. W ypędzono inwentarz żyw y, p ow y b ija n o w m urze okienka strzelnicze i· w w ielkim strachu ocze­

kiw ano ataku pow stańców 39. Ten jednak nie nadchodził. C zengiery oba­

w iając się pozostać na n oc w tak bliskim sąsiedztwie pow stańców , udał się na n ocleg do M łyn ów .

M ajor B entkow ski w ysła n y przez Czengierego z Buska, przyb ył p o ­ spiesznym m arszem do B ogu cic o godz. 15,15. Tu spotkał się z m ajorem Jabłońskim p rzy b y ły m przed kilku godzinam i z D ziałoszyc. Obaj d ow ód­

c y uzgodnili plan działania: Jabłoński m iał atakow ać pow stańców od za­

chodu, a B entkow ski od południa. M eldunek o tym w ysłali p u łk ow n ik ow i Czengierem u, k tóry m iał atakow ać od .północy.

Jabłoński pod przew odn ictw em m iejscow eg o chłopa, P iotra W aligó­

r y 40, udał się na skraj lasu, ustaw ił armatę, a gdy usłyszał strzały spod G rochow isk, rozpoczął kanonadę, nie zbliżając się d o pola walki. N astrze- law szy się p ow rócił nad w ieczorem do B ogucic.

M a jor B entkow ski natom iast udał się z p ow rotem szosą w stronę Buska. P rzy karczm ie (dzisiejsze osiedle tzw . „G ościn iec” ) pozostaw ił p ó ł szw adronu dragonów , a z piech otą -(3 roty) skierow ał się na drogę p r o ­ w adzącą na G rochow iska. P rzy drodze tej w odległości 1,5 km od karczm y stał, jak w iadom o, batalion Czachow skiego.

W tym czasie do B entkow skiego zgłosiło się dw óch ch łopów z M arzę- cina (jeden nazw iskiem K arcz) i zaproponow ali mu, że m ogą go krótszą drogą n aprow adzić na obóz pow stańczy. Bentkow skiem u p ro p o zy cja ta

38 S. G r z e g o r z e w s k i , op. cit., s. 107.

39 Tradycja do dziś żywa o panicznej ucieczce wojsk rosyjskich do Galowa i zabarykadowaniu się w chlewach.

J0 Piotr Waligóra został za to powieszony przez płk Bończę 27 maja 1863 wraz z trzema innymi skazanymi. Po odjeździe Bończy zdołano go odratować.

Żył długo. W kilkanaście lat potem zdawał relacje z tych wypadków Waleremu Przyborowskiemu.

(18)

b yła bardzo na rękę. Stracił b ow iem dużo czasu na drogę do B ogucic i z pow rotem , a w edług uzgodnienia z C zengierym on m iał pierw szy rozpocząć atak 41.

Tak w ięc w ojsko rosyjsk ie zeszło z drogi w las na le w o i idąc za prze­

w odn ictw em ch łopów , przeszło w odległości ok oło 300 m k oło obozu Cza­

chow skiego. B entkow ski nie zauw ażył obozu polskiego, n ie został r ó w ­ nież zauważony.

O koliczność ta b yła przyczyn ą w ielu nieporozum ień. Zanim m ajor Bentkow ski doszedł d o skraju lasu, rozległy się strzały karabinow e i ar­

m atnie od strony obozu pow stańczego. C hłopi doprow adziw szy B en tkow ­ skiego d o skraju lasu zaw rócili z pow rotem . U szedłszy o k o ło 200 m zoba­

czy li z lew ej strony kolum nę pow stańczą idącą w kierunku G rochow isk.

B ył to batalion C zachow skiego. D ostał on przed chw ilą rozkaz zw inięcia obozu i udania się za głów ną częścią arm ii w kierunku G alowa. Nim je d ­ nak w yruszył, usłyszał strzały karabinow e i armatnie. A poniew aż doch o­

dziły on e nie z przedłużenia drogi prow adzącej na G rochow iska, le cz z le ­ w ej strony i to p od znacznym kątem, przeto Czachow ski nie poszedł drogą, lecz przez las w kierunku strzałów. Idąc pospiesznie, zauw ażył rów n ież ow y ch dw óch ch łop ów idących w przeciw ną stronę. Chcąc zasięgnąć od nich języka (szli bow iem z kierunku, skąd d och od ziły strzały) począł ich przyw oływ a ć. Ci jednak zamiast podejść, poczęli uciekać. Czachow ski o d ­ dał do nich kilka strzałów na postrach, ale ci jeszcze szybciej uciekli w gęstwinę.

Strzały oddane przez C zachow skiego usłyszał m ajor Bentkow ski, a p o ­ niew aż było to na je g o tyłach, nie u derzył ju ż na głów n y obóz pow stań­

czy (na co się szykow ał) lecz zm ieniw szy fron t oczekiw ał na atak z tej strony. G dy batalion C zachow skiego zbliżał się w kolum nie m arszow ej do skraju lasu, został ostrzelany przez nieprzyjaciela. C zachow ski odp ow ie­

dział, przyszło do starcia.

S ytu acja była w tej ch w ili taka, że batalion C zachow skiego b y ł o d cięty od głów n ych sił pow stańczych przez 3 roty rosyjskie rozstaw ione w linii b o jo w e j w zdłuż kraw ędzi lasu, a m a jor B entkow ski znalazł się m iędzy dw om a oddziałam i pow stańczym i. D o w ó d cy ci nie w iedzieli, że nastąpiło to bezw iednie. K a żd y z nich pod ejrzew a ł drugiego·, a w ięc Czachow ski Bentkow skiego, że go odciął, a B entkow ski C zachow skiego, że g o okrążył.

Takie m niem anie o przeciw niku w zbu dziło lęk w ob u dow ódcach. K ażdy z nich pragnął jak n ajszybciej u w oln ić się z n iew ygodn ego położenia.

Czachow ski skierow ał batalion w praw o, na le w e sk rzyd ło n iep rzy ja ­ ciela, gdzie nastąpiło krótkie starcie na bagnety. P o czym , ostrzeliw ując się, odskoczył dalej w praw o, na p o łu d n io w y w schód, sądząc, że cała armia Langiew icza została zniszczona i że sam z pozostałym batalionem pow inien ratow ać się na własną rękę. Tak też uczynił. P osuw ając się la­

sem na w schód, w yszedł na M ikułow ice, pom aszerow ał na R a k ów i da­

lej w G ó ry Św iętokrzyskie 42.

41 Według tradycji Karcz działał z zemsty za rzekome zabicie przez powstań­

ców jego krewnego nazwiskiem Szafran. Ten faktycznie dostał cięcie szablą przez głowę od oficera powstańczego za to, że prowadził na powrozie powstańca, by oddać go za 5 rubli władzom rosyjskim. Nie został jednak zabity, żył długo, starzy ludzie jeszcze pamiętają jego twarz zeszpeconą blizną.

42 Biorąc pod uwagę tradycję, dokładną znajomość terenu, wszystkie frag­

mentaryczne wzmianki w pamiętnikach oraz wiadomości w źródłach rosyjskich (Gesket), dochodzi się do wniosku, że w takich właśnie okolicznościach doszło do odłączenia się Czachowskiego od Langiewicza.

(19)

M ajor B entkow ski natomiast, zadow olony, że udało m u się (jak m n ie­

m ał) w y rw a ć z otoczenia, nie próbow ał naw et atakować g łów n eg o ob ozu pow stańczego. W ielkim łukiem , idąc n a jp ierw na północn o-zach ód, później na północ, w reszcie na półn ocn o-w sch ód, obszedł trw ożliw ie p ole w alki w odległości o k o ło 1,5 km. G dy znalazł się w półn ocn ej części lasu, od stron y Galow a, nie znalazł ju ż C zengierego. P ospieszył w ięc je g o ślada­

m i d o M łynów .

R ozproszona p rzy grobelce armia pow stańcza przesunęła się na wschód, na m oczary. W iększość pow stańców zebrała się w odległości ok oło 1,5 km od grobelk i k ryją c się w gęstych zaroślach. Jedyn ym zw artym oddziałem b y ł batalion m ajora N iew iadom skiego, złożon y z dw óch kom panii strze­

leckich pod dow ództw em M ossakow skiego i K obera, oraz kom panii k osy ­ n ierów pod dow ództw em kpt. W ierzb iń sk ie g o 4S. Pozostałe m asy pow stań­

cze b y ły w zupełnym nieładzie.

Tu to przyszedł płk R ochebrun (po odparciu ataku C zengierego), b y żądać p om ocy do ścigania w roga. Z ebran ym oficerom R ochebrun w roz­

gorączkow aniu opow iadał, jak go pozostaw ion o sam ego w n ajgorętszym ogn iu z m ałym tylk o oddziałem , jak je g o żuaw i m ężnie w alczyli, jak rzu cili się na arm aty i b y lib y je zdobyli, g d y b y przyszła im pom oc.

W rozgorączkow aniu nie szczędził ostrych słów oficerom . Jeden z nich odpow iedział, iż dziw na to rzecz, że R ochebrun, k tóry tak pięknie innych poucza, sam pozostaw ił w lesie sw oich żołnierzy i przyszedł tu n iep o­

trzebnie. Na to R ochebrun w ykrzyknął, że nie m a ju ż żuaw ów , w szyscy p o le g li z h o n o r e m 44. W ted y jeden z w yższych o fice ró w pow iedział:

„W sty d żebyś i ty ja k o dow ódca n ie podzielił ich losu ” 45.

W śród tego sporu nadeszła w iadom ość o zbliżaniu się n o w y ch oddzia­

łó w n ieprzyjacielskich od Buska. R ochebrun w ysłał gońca z poleceniem ściągnięcia żuaw ów , a sam zachęcał, b y zorganizow ać n aprędce jakiś oddział, k tóryb y przeciw staw ił się zbliżającym się w ojskom rosyjskim . O ficerow ie dotknięci w sw ych uczuciach w yrzu tam i R ochebruna zaczęli gorąco w zyw ać i zachęcać żołn ierzy do pójścia na ochotnika.

D w ie kom panie strzeleckie m ajora N iew iadom skiego w ysu n ęły się kilkaset m etrów naprzód i zajęły stanow isko na skraju lasu tw orząc och ron ę dla reszty pow stańców . One też zatrzym ały zbliżającego się nie­

p rzyjaciela dając salwę ze sw ych flint m yśliw skich.

N ow ym oddziałem nieprzyjacielskim b yła załoga ze Stopn icy p od do­

w ództw em m ajora Zagriażskiego, składająca się z 2 rot piech oty, szw a­

dronu dragonów i kilku w o z ó w taborow ych p od eskortą. Zagriażski o godz. 16-ej odp oczyw ał na rynku w Busku. Razem z n im biw akow ał podpu łkow n ik Sorniew , w ysłan y przez C zengierego za taboram i pow stań­

czym i; nie znalazłszy ich zaw rócił d o Buska. U słyszaw szy kanonadę spod G roch ow isk Zagriażski w yru szył niezw łoczn ie w tym kierunku ie, Sorniew natom iast pod pretekstem jakiegoś polecenia pom aszerow ał szosą do B o­

gucic.

Tak w ięc w kierunku G roch ow isk podążały ty lk o 2 ro ty (3-cia i 7-а) pułku sm oleńskiego i szw adron dragonów Zagriażskiego. P iechota szła skrajem lasu, a dragoni drogą. P ierw sza szła 3 rota pod kom endą sztabs­

kapitana K ieraw now a, ona też pierw sza została zatrzym ana strzałami,

43 S. W i e r z b i ń s k i , op. cit., s. 155.

44 W . B e n t k o w s k i , op. cit., s. .147.

45 P a m iętn ik i je n e r a ła A n to n ieg o J eziora ń sk ieg o t. I, Lw ów 1913, s. 253.

46 S. G e s k e t, op. cit., s. 131.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Това личи и от първото значение на ФЕ в български и френски език водя за носа някого и mener qqn par le nez (чийто образ е преосмислен и

Конфигурация, размер и характер расположения ареала в северо-восточной Польше свидетельствует о его инновацион- ности и позволяет предположить, что стимул

Aby przeprowadzić ćwiczenie Sfera niebieska, przygotuj duży brystol lub tablicę, kredki, kolorowy papier i wycinarkę do gwiazdek oraz zdjęcia nocnego nieba z różnych miejsc: z

The mystical visualization is the state of mind you need to attain to imagine yourself in another place, when your praying carries you off to the heavens in search of God or back

It was privately founded in t h e 19th century, and now serves as a department of the university library.The library's original inner city building was destroyed during the war,

We expect that an in- version scheme, which uses the reflection response as input data, features a better-defined solution space because the objective func- tion to be minimized

Microfluidic devices produce monodisperse droplets with a high-level of control over size and contents, making them useful for applications in biotechnology, material

Ślagi, z okazji 30-lecia Jego p racy nauk ow ej, W ydział Filozofii Chrześcijańskiej zorg anizow ał Sym pozjum pt.. Biblijny zapis