• Nie Znaleziono Wyników

Zbieracz Literacki. T. 3, nr 36 (29 sierpnia 1838)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zbieracz Literacki. T. 3, nr 36 (29 sierpnia 1838)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Pismo to wychodzi *

trayrazy w tydzień TTK T> W "■f i l V> A TF

to jest: wPonie- Al I ) I | j I l A I j Zj

działek, Środę i

Piątek, o drugiej LITERACKI.

po południu.

Zaliczenie na 36ść Nrów wynosi Zip.

6 i przyjmuje się w księgarni Czecha*

w handlach Kocha i Schreibera.

Skoda 29 Sierpnia N ” 3 6 . 1838 Roku.

UMIERAM.

I l E G I J E E G O T Y C Z N E .

F orpleasu respast f olo not g r ia v e N o r p e rils g a llierin g near.

C h i l d H a r o l d .

I.

Ja umieram, a wofeoło, Świat tak piękny i tak miody, W szędzie świetnie i w esoło, Ciągłe śpiewy, ciągłe gody—

Po nad łóżkieni życie lata, A ja umrę — Żal mi świata! — Ja umieram, a uademną Nikt łzą jedną nie zapłacze, 1 grób paszczę zamknie ciemną, I już więcej nie zobaczę.

Matki, siostry, jej i krata, Żal mi świata, żal mi świata!

Ludzie! wszakże wy umiecie, Tyle cudów, dziwów tyle, Zróbcie cud, niechaj na św iecie, Przeżyję jeszcze choć chwilę.

Choćby rok, clioćby pół lata, Bom młody i żal mi świata! — Ali! T y plączesz mój aniele, Na co płakać? umrzyj razem!

I wy moi przyjaciele—

Pod jednym spocznijcie głazem.—

Razem dusza niech ulata.

Milczycie?— Nie żal mi świata.

i i.

Zal mi świata, żal mi świata Strach mi grobu, grób głęboko, Grób ciemny, tam nie dolata, Niczyje westchnienie, oko.

Ciasno i smutno w mogile, A na ziemi szczęścia tyle! — Zal mi świata!— przyjaciele Gdy ja umrę, na mym grobie, Posadźcie róż w icie, w iele, Niech na piersiach rosną sobie, Niecli jcilna zscrca wykwita, 1 niech ją zerwie kobieta!

Na głowie dąb posadzicie, Niechaj rośnie tak wysoko, Jak szła myśl, co cafe życie, W niebo posyłała oko.

I niechaj w ieniec dębowy, Zdobi kiedyś mędrców głowy!

W nogach niech fijotki rosną, Drobne, nieszczęśliwe, małe, Go rodzą s ię , giną z wiosną, Chwastami zgłuszone całe.

Niechaj z nich maleńkie dziatki, Zaniosą wianek dla matki.

Nad różą motyl niecli le c i, Motyl co skrzydły zloteini, Godzinkę tylko zaświeci, I ginie nie znając ziemi, Zaledwie wżycia podróży, Jeden widząc krzaczek róży.

(2)

|ojo( 2 8 2 )®}o(

Na dębie słowik niech śpiewa, Ja tak lubiłem słowika ! ■— * Pieśń jego słodka i tkliwa, Niech aź do grobu przenika!

Ab ! i ja kiedyś z zapaleni, Miłośnie jak on śpiewałem.

I . jcstscze, jeszcze na grobie, Kładźcie nu książkę wieczorem, Jeśli ja będę upiorem,

W północ Wstanę, czytać sobie, A gdy noc ściemni się chmurą, Polecę — na gwiazdę którą.

Luba! ty fijolek mały,

Polej łzą, a kwiat z mej róży, Niecli rozkwitły, wybujały, Na wieniec ślubny ci słały, I słowik z mojego drzewa, Niech ci w noc weselną śpiewa!

Kiedyś za to wspomnisz może, JM ilość inoją, łzy, piosenki, I tak długie moje inęki, I tak smutne ślubne ło że!

A wówczas tłmńiącwestóhtilenię, Zmów, ZinÓW — wieczne ocłjw znie-

( nie.

III.

Słabiej m i! coraz słabie j ! W pier- , ( siaeh jedną nogą..

Śmierć stoi; a nad głową już wiszą (jej skrzydła, Już ledwie mdłe powieki obracać

. (się mogą,

Świat mi tęskny i życie i miłość ( obrzydła.

Na cóż się było rodzić, żeby ranną ( porą—

Ledwie na świat wyjrzawszy umie- (rać tak skoro?

Dusza moja już na tym świeeie (przez połowę, Przez połowę na tamtym w yższyin,

( żyć zaczyna, I nieraz słyszę razem tej ziemi ro-

( zmowę,

I w niebie oddalone śpiew y (Jlie- ( rnbina.

I czasem widzę razem ludzi jcdnćin (okiem,

A. drngićm Boga , na niebie wy- ( sokiem.

Potćm usypiam zwolna i głowa się ( chyli,

I sen czarny na oczach cięży mi ( ołowiem,

Śpię i marzę — zbudzony, czylim (spał pół chwili, Czyli dwa wieki — nic powićm.

Wczoraj , d ziś, jutro, w głowic (m i się kręci.

Jakbym już zaczął wjeesmość lute ( miął pamięci.

Budzę się czasem, zdajc mi się (chw ilę,

Ze życie wraca w p terS ii myśli . m l i ( do ę ł W t , . Ze miłość WTaca i nadziei tyle, 1 marzeń orszak godowy, A le zaledwie usta uśmićchem otwo-

( rzę’ .

Śmierć mi siada na piersiach i rzuca ( na łoże.

A nocy ! — Któż policzył te chwile (bezsenne,

W który cli piekielne męczarnie bez (końca,

Zawsze też same, i zawsze od­

imienne ,

(3)

)°*°{

D ręczą aż do wsehodu słońca.

Potem dzień w schodzi, dzień blady ( i d ługi,

I znów noc potem , i znow u dzień ( drugi.

T akie konanie ciała 1 T akie! lecz ( mój Boże !

W sercu i duszy, gdzie czucia i ( m y śli,

Tamto śm ierć! Nad nią cóż w p ie- (k le być m oże, 1 kto to pojmie i kto to ok reśli!

A ja gdy serce stygnie , w głow ie (m y śl topnieje — Głupi! jesz cz e mam jakieś — na-

( dziej e!— nadzieje!!

iy.

Płynie ch w ila, za chw ilą, zachw i- ( lą godzina, A skażdą życie ulata, A każda z nich przypom ina, Trzeba umrzeć ^—clioć żal świa-

(ta ! I

Kiedy św iat zimny, zimną poże- (gnam pow ieką, W eź cie w szyscy po małej pamiątce

( odem nie!

W spom nijcie m n ie, choć będę da- ( le k o , daleko ! Ali! gdy wspomną na ziemi i w nie-

(b ie przyjem nie!

T y matko — w eź ten krzyżyk na (piersiach zw ieszon y, Tow arzyszyl jn* w szę d z ie, w złej

( i dobrej d o li, N ieraz on łzami niemi krwawo był

( zmoczony.

Był razem ze mną w niedoli.

D o niego się m odliłem , gdy dusza (stroskana,

W Bogu ostatnią przeczuła na- ( dzieję.,

O mamo droga 1 O nłaiuo kochana ! N iccli go i twoja Iza zlejeI O jcze! dla ciebie pamiątkę dam

(in n ą ,

Flceik mój stary przyjaciel od ( młodu»

Nieraz ja na nim grałem pieśń (dztćeanną,

W cieniu naszego ogrodu.

D la ciebie siostro, j est bukiet uwię- B vl świeżym dąwujćj, na piersiach

{ spoczyw ał,

Dzisiaj pająki sieć na nim u przędły, A lisjkiiwyyiatr poobrywał*!

Schowaj mój bukiet zeschły i wy- ( bladły,

Z jego listkam i, nadzieje opadły!

Gdy smutną pod kaplicę powiodą (m ię drogą,

A pies niój wierny przed brainą , (z a w y je , , , Gdy mieć n ie będzie na św iccie

(n ik o g o ,

Kiedy go serce nie przyjmie m- (c z y je ,

T y Anno w eź g o , daj kawałek ( ekłeba,

Niechaj on z głodu tue zdycha!

A ja za cieb ie, do nieba — Z mojej mogiły pomodlę się s e i-

( e h a .—

T obie Lneyam e...??... nie dam (księgi żadnej, One to w głow ie pożar rozdniu-

( ehinnj ą zdradny, Zbrzydzą pokój i rolę i w iejskie

(zacisze.

(4)

)°J°( 284 )°{o(

O nieszczęsny kto czyta! szalony (kto p is z e !

T y b ez nich bądź sz c z ę śliw y , mą- ( drość tego św ia ta , (lała zamknięta, cała w j ednem glo-

( w i c —

Kochaj —-każdego jak brata$

B ęd z ie sz mądrym zup ełn ie — (g z ę z ę śłiw y u i w p o łó w ic ,

A j e ś li m iłość lu dzie oddadzą ci O d w szystk ich książek lepiej , du-

/ s z ę znspttRojst-—

R z u ć j e w o g ień . Jani n ato nigdy ( niA miał siły, Jam j e tak kochał — one m nie za-

( b i ł y ! - -

J cst tam z »Z®z01iwyeli czasów ( drogi zbior pani i ą tek, W szy stk ięh lubych m iejsc w i-

( doki

N io słem na papier każden m iły hą- ( t c k ,

G dziem p r z e ż y ł sz c z ę ś c ie w ie lk ie , ( p rzetrw ał żal głęboki!

(id z ie sp oczęła p o smutkach skło- ( potana g ło w a , P od dachami H orodżea, D ołliej ,

( Romanowa

J e st tam nasza kaplica i lu h aO sso- ( w a —

ł w ie le -w w cęfe je s z c z e m ie js c , (gd zie m oje ż y c ie , Z ostaw iłem szczątkam i, gd zie ser-

( ee u lata,''

Dokąd naw et po śm ierci przylecę P obaw ię się pamiątką w a szeg o łe z

{rśwrnta.

T e w idoki przyjni bracie, a sp ój- ( rzaw szy na n i e ,

P ojm iesz ja k straszne Z® św iatem (r o z s ta n ie .

T ob ie m a ły ! cóż

jam był tak -zyfąę u b o g i, Z e j u ż do dania n ie p ra ® fe9 N ic niemain braciszku drogi!

W e ź tam listy naszej m atki, N aszych sió str , mych przyja­

c i e l i.

T o skarbów moich ostatki, L e c z i z niem i śm ierć r o zd zie li!

J ó z e fie ! ty w in em sercu miałeś (m ie js c e brata, D la cieb ie w ło só w tylko zostaw ię

( s t ć j g ło w y , Którą św iat w z g a r d z ił, dla której

(o d świata

D o sta ł się w ie n ie e — łeez w ieniec ( c ie r n io w y ! K ied y c i j e o d d ad zą, ju ż mi zam-

( kną oczy I będę czekał na c ie b ie , T a m , g d zie Bór, nasze dusze roz-

( darte zjednoczy T a m — w n ie b ie !

D la cieb ie luba — ja n ie nie zo- ( staw ię.

T y m nie zapomnij — i bądź tak ( s z c z ę ś liw a , Jakem ja b ie d n y ! ! — U w rót grobu

( praw ic

J e s z c z e za tobą Iza spływ a!!

M oże o sta tn ia , którą w idziały po- ( w ie k i,

M oże p iersi na w ięcej w estebnieii (ju ż n iesta iiie, I usta m oje zamknie cielic poźc-

( gnanie —

C ich e, krótkie — łeeK — N a :w ie k i!!

(5)

)°ł°( 283 )°ł°(

NIEC O O DUCHU

P M u s t i

Rzadko u wieśniaków zdarza się

* szćć c o s p o e z y i, powziętej spo- w ieści ludzi w yższej oświaty. Mają

»>n i , ile mj się sły szeć zdarzyło, po- w ieść o Polifem ie w tćj treści . jaką nam W irgiliu sz w ysławia. Poezva ludu gminnego je s t w ięeej orygi­

nalną, wolną od zawisłych allcgo- ryj. Są to pienia, czyli raczej w eso­

ł e , lekkie, i zw ięźle wydane, nai- grawania się z własnego losu , lub s pożycia zesw eniiprzyjaciółinilub kochanką, często w kształcie ro­

zm ow y, wm elodyi jednemu tylko narodowi właściw ej zawarte, co tak dziw nie charakter jeg o maluje. A le też Grecy i R zym ianie, nie zaraz mieli Homerów? i W irgiliu szów , Pow ieści ludu gminnego poprze­

dziły sztuczne przemiany Owidyu- sza. — Lud nasz opojouy je st j e ­ szcze zabobonem, którego w cie­

mnocie swoim do fikcyi poetyckiej policzyć nigdy nić m ożna; ani się spodziew ać, aby poeta w yższej o- św iaty m ógł s każdego wyobrażenia zabobonnego korzystać. U ludu gm innego sztuka jest tworem nie­

pojętym. Nazywa się ., mamoną.“

Tak w m ieście pewnein, podłngpo- w icści ludu, ukazał się komedyant raz tańcującynalinie, znowu cuda ze sw ym kogutem poczynający.

D ziew ka jed na, której piecu ej mii oczami sw ćm i, ani też poprzedni- czem otrąbieniem omamić nić miał sposobności, odezw ala się w śród tłumu: „ n ic w ierzcie mu lu d z ie,

n ie po linie wysoko zaciągu innej ,.

jak m yślieic, ale po lin ie na ziemi leżącej skacze; nie sosnę w yrwaną s korzeniami ten kogut za sobą w le­

cze , ale prostą słomkę, nitką przy­

wiązaną. “• Oburzony na takie wy­

jaw ien ie tajemnicy swojej kome­

dyant, spojrzał na nią groźnie , i omami! ją . Zdawało jej się natych­

m iast, że się samotna wśród dzi­

kich pól zn ajdu je, iż nagłe wód zebranie coraz ją więcej otacza,że uniknąć groźnego nicbespicczcii- stwa jedyny jesz cz e był sp osób , przebrnąć nurty w ód, zbiera jących się na naj w yższein miejscu , aby się na górzystą dostać okolicę. Ze stra­

chem , całkiem chroniąc od zanu­

rzenia sw ą odzież, okazała się wna- turalnć j postaei za kurę. N ie tak się tłum owi Zebranemu w ydaw ało, który nic byt tą rażą tak , jak ona , om am iony.-^ D la pojęcia u ię c te­

g o , że tańcujący na linie równo­

w agę utrzymuje, zada je sobie'wie­

śniak niepospolitą trudność. Mieni to być cudem , i tworzy sobie cud now y, aby przyczynę wybadafe—

D o utworu iinagiiiacyi Indu gm in­

nego należą straszydła, których je st mnóstwo w powieściach. T e już są w ięcej pnetyekiemi. S tych się nie­

które tu kładą.

M o r a , w halishićm nazwana Zmora, zapewne od zmorzenia;bo pospolicie potwór ten snem zmo­

rzonych ludzi ciężarem swoim przygniata. Jcstto, podług jednych, Widmo naturalne, podług innych człow iek , który róunież w e Anie , pomimo wiedzy i woli swojej , na

(6)

) oi° ( 2 8 R ) ° ł° (

^dręczenie drugich wychodzi. Uei- śn ie n i ciężarem j e g o , pozbaw ieni

« ą tchu i m ow y tal:, że leże ć bez p o­

m o cy m uszą tak d łu g o , aż ich sama mora opuści. N ie raz pom iędzy lu­

d e m , dolegliw ości cierpiącym , w y ­ nikają podejrzenia na in n ych ; stąd ow'e noeuc zasad zk i, z w a śn ie n ia , kłótnie i zem sta,-— N iektórzy w ie ­ śniacy idą spać, zakładają sobie rę­

c e na p iersiach , na k r z y ż , dla od­

w rócen ia mory, S k u teczn iejszy atoli ma być,sposób t e n , k ied y o b le- piw 'szv dzbanuszek now y ciastem , pod poduszki go sobie podłożą. Mo­

ra w* tym razii1 nigdy si,i nie u każę, W i I k o ł e k . Rodzaj ludzi p rze­

m ieniający się w' w itką. W yob rażo­

ny' bywa na starych kartach do gra­

m a. A by go poznać ! przekonać s ię n a o c z n ie , dosyć j e s t w z ią ść w u sta skórkę ch ich a, o b n ićśćg o trzy razy n a o k o ło , nieprzrw róeiw szy tako- w ć j ; natenczas ludzk j postać traci, a w ilczą przybierać poczyna.

W i l. Straszydło w y so k ie, w tć j postaci jak pila. G łow ę atoli ma zu ­ p ełn ie ludzką, tw arz starca zg rzy ­ b iałego z długą, żółtą brodą. Staw a p o sp o licie tam przed człow iek iem , zasypiać m ającym , g d zie ten pa­

trzy . Okropnością postaci sw ojej przeraża go tak , iż go sn u pozba­

w ia . Z resztą n ic szk o d liw eg o nie c z y n i. N apróżno odwraca się g o ­ spodarz z b ićd zo n y ; g d ziek o lw iek okiem r z u c i, w ił mu naprzeciw ko staw a, R vły d o św ia d czen ia , iż u- n iesien i gniew em niektórzy, któ­

r y c h to w idm o co noc odw iedzało, jfWałl się do s z a b li, chcąc j e porą­

b a ć , łub od sieb ie odpędzić. W ił p rzecież w m gnieniu oka usuw a się na każdy zam arli, i za w sze zoslaje w jed n ej od leg ło ści od człoyyieka, i zaw sze ta m , g d zie się patrzy. W e dnie w id zi g o także t e n , którego na udręczenie o d w ied za , roseią- gn io n eg o za belką, skąd żadne spo­

soby w ypędzić go niczdołają. W ia­

dome mu są w szy stk ie dom owe se­

kreta.

K a n i a , K a n i o r a . Znany ptak drapieżny. Kania j e s t je s z c z e dzie­

w ica , n ad zw yczajn ie pięknej i uj­

muj ąeej postaci. Przybyyy a ona oto­

czona obłokiem od w si do w si poił w ie c z ó r , i tani sam otnic spotkane d z ie c i, różnćm i sposobam i i łakol- kaini, stara się na sw oją stronę ująć, iż do n ie j , ja k do matki idą. Ują­

w s z y j e z a ś , odziew ra się gęstym obłokiem , i u n iesiona na nim, ula­

tuje na dzikie*lasy i step y, skąd por- w an c d zieci n ig d y jn ż nic wracają.

W id o k serce rozdzierający! Lud gm in n y, stć j p o w ieści tłumaczy so­

b ie to p r z y sło w ie , którego nieraz na przestrogę u ż y w a :

„ D z ie c i ! Kania le c i.44

——ooooooo—

KARTY POLSKIE DO GRANIA.

(wyjątek srisn t. u.) O d d aw n ego czasu zastanawia­

łem się nad tern, c z y li nie można w y k ry ć, kiedy w P o łs c e gra w karty znaną być p o c z ę ła , od którego z na­

rodów P olacy tę zabawę m iłą, a za­

razem szkodliw ą, prze jęli, i w któ­

rym w ieku najbardziej się upo­

w szech n iła ? K ilkoletnie w yszuki-

(7)

)°I°( 2 8 7 )°ł°(

wania po różnych miejscach i auto­

rach , okazały się hczskiitccznćmi.

Zdaje się jed nak , źe karty wraz z drukiem do Polski w eszły, a jak niektórzy utrzymują, poprzedziły w ynalezienie druku. Z e zaś najpo­

w szech niejsze zdanie uczonych, jakoby Niem cy sztukę drukarską do Polski zaprow adzili, a*zatćm i karty. W jakićj ilości początkowo używano kart? nie wiadomo. Cel kart początkowy był zapewnie nie­

w inny, później' stały się niejako rzem iosłem . Za panowania Z y­

gmunta III. ju ż gorliw i kaznodzie­

j e powstawali przeciw hartowni­

kom; jednak za panowania obu- dwóch Sasów najwięcej w eszły w u ży w a n ie,— w iele familij pogrą­

żyły w n ieszczęściu , ludzi zaś nik­

czemnych w majątki i bogactwa za­

op atrzyły!— W roku zeszłym na­

byłem kilkadziesiąt książek w ję z y ­ ku łacińskim ; między tćmi znajdo­

wało się; 43 in jy /ta w pargainin, w sposobie w łoskim , oprawnych.

S tych jedną w ziąłem dla przej rże­

nia (były to polityki A rystotelesowe w językach greckim i łacińskim , przez Teodora Zuingncra przypi­

sane Księciu Aleksandrowi naSłii- cku R ad ziw iłłow i, zrokn 1382, wydanie B azylejsk ie), i postrze­

głem pośród okładzin pargainino- w y ch , karty do grania polskie na tekturę zamienione. Starałem się jak najostrożniej rozdzielić o n e , a oczyściw szy sk le ju , rospoznałem cztery figury pospolicie tuzami zw ane, cztery króle nakoniach sie­

d zą ce, tyleż w yźników iniźników .

. Osoby tu będące mają ubiór polski jakiego szlachta uboższa w czasie wypraw dawniejszych w ojennych używała, uzbrojone halabardami;

— format tych kart j est z wyczaj ny ;

— w idać, że tc odciski na drzew ie formowane i niezgrabnie ukolory- zowanc. T o mnie naprowadziło na myśl; przejrzałem okładziny w szy­

stkich książek nabytych, i naliczy­

łem 29 zawierających w sobie tektu­

rę s kart polskich: karty te nicod- dziclnc są , — w szystkie figury wy­

m ienione, na jednym pól-arkuszu znajdują się ; 5ck , 6 c k , Tek, 8 ck , 9ek i lOrl: nie znalazłem, może być, źe'lakowych nie używ ano, lub tćż introligator n ić miał pod ręk ą, co zdaje się podobniejszem do pra­

w dy. Karły te muszą być przynaj­

mniej około roku 1580 odbite. Na jednej stych książek jest zapisany rok oprawy 1591. Książki te spro­

w adził z B azylei jakiś Jacek czyli też Jakób Ponetowsl.i i kazał po- oprawiać w Krzepicach. N ie od rze­

czy tu będzie przytoczyć -książki podtytułem: P a ł a s z d u c h o w n y , albo Kazania na św ięta i niedzielę całego roku i t. d . , przez Księdza Gabryela Lwowczyka kaznodzieję Zakonu Kazn. i t. d ., we L w ow ie, u Jana S z e lig i, 1019, yv4ce, str.

7 5 8 , kazanie na Sęodę krzyżową.

Założenie je st: „ Ś w ięć się imię tw oje.“ Kaznodzieja, gromiąc pro­

stym a zrozumiałym sposobem ró­

żne w ystęp ki, przychodzi nare- ście na kosterów i hartowników (tu są dołączone figury na drzewie od­

ciskane); tych karci, i przytacza

(8)

)°ł°( 288 )°ł°(

następną przypowieść: „ B y ł w nie­

której' w si kościółek barzo ubogi daleko uboższy nad o n , o którym iest stara przypomnieć? cli uda Fara sani Pleban dzwoni? albowiem przy tamtey farze y dzwonka n ie b y ło , przy Ltórćy iibożuchćy farze, tak nabożni byli paraliauowie,że zaraz z poranku zszedłszy się na einyn- tarz czekali Księdza ażby im kościół otw orzył, y służbę Bożą odprawił.

Czego nicmOgąC znieść zdrajca zbawienia ludzkiego , w ziął na się postać N ajm ita, roboty Szukające­

g o , ipejsysfawszy doicdiiego chłop­

ka co bogatszego y naliożn i pysze go, służył mu Cały rok barzopilnoy ży­

czliw ie , nieiednaiąc się u n ieg o , y żadney rzeczy napotrzeby sw oic niciipoininaiąc się u niego: A gdy roku dosłużył, począł się brać precz od gospodarza sw ego, który gdy to obaezyl, frasow ał się żc mu odcho­

dził sługa lal; pilny, v potrzebny, J zawolawszy go do sten ie, począł go pytać czegoby cbcial za pier­

w szą służbę, y począł go namaw iać, aby nm y na drugi rok naiąl się słu­

żyć: A le on v na drugi rok nic elieiat sięnaym ować y za pierw szą służbę nieebcąc nic brać: n zck l do gospo­

darza sw ego. W id zę że tu przy tym kościółku nicmasz dzwonka prze­

t o proszę c i ę , abyś iakikolw iek dzwonek kupił aa tę wysługę inoią.

Co Usłyszawszy gospodarz , z chę­

cią się podiął tego , y niedługo się

baiv iąc k upił dzwonek przyłoży­

w szy swoich pieniędzy, do czego się też y gromada ochotnie przyło­

żyła. A gdy iuż dzwonek powie­

szona. gilv w edług zwyczaiu dzwo­

nić poczęto, zaraz poczęło ziein- bnąć v niszczeć nabożeństwo ludz­

kie. Bo każdy mówił a po eóżinain iść tak rycłilo i teraz ci to pierwszy raz dzw oniono. A gdy potymy dru­

g i raz dzyyoniono, leszcze się ocią­

gali niówiąęs P ójd ę gdy ku ewan­

gelicy za dzwonią. A gdy y na ewan­

gelią ża dzw oniono, przedsię. oni niedbali mówiąc: Będziec jeszcze dosyć czasu gdy za dzyyouią ku Bo­

żemu ciału. Które niedbalstw o, gdy obaezyl Xiądz Pleban, zdiąwszy dzwonek ślinki y w niw cez zepso- w al. A li niedługo potyin ziawil się znowu on N ayinit, utyskuiąc na sw ego gospodarza iakoby dzwonka nickiipii, zhtóryni gdy gospodarz poszedł do Plebana, poznał Aiądz z obiaw ienia Bożego, źc to byl prze- eiwnik zbawienia łiidzkiegoit.d .li str. 90. — Pod każdą ligurą czyli lu­

zem kaznodzieja podobne uwagi czyni. Ta przypowieść wypływa sporównania dzwonki maści, zo- wyin dzwonkiem zmyślonym. W dawnych kazaniach i mowach po­

grzebowych najwięcej kaznodzieje na grę w karty powstaw ali, jako najszkodliw szą, ęo szczegół nić | pod panowaniem Zygmunta lllg o w wielu miejscach napotyka się.

Z diiieoid zisiejszym , kończy się przedpłata na ten tom z ło ż o n a .— P ierw szy N u m er T om u IV. w yjd zie w P onied ziałek , to je s t dnia 3 W rześn ia b .r . 6©&)®®®®®s©wQyi(?i©@e@@S!aś)Sfeafe©ss>@®@o@©si©iSi@‘5)Qioć>w.®a«a9

W Krakowie, Czcionkami Józefa Czecha.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Już było. .Nareszcie zuiiżenieopanowahi wszystkich. Tancćrze usiedli, zbrojni zabierali się du odejścia, mandolina ucichła,, wszyscy, o-.. Nagle kłótnia powstała

Przed sześcią w ie k a m i, Kopenhaga była skromną wsią przez rybaków tylko odwiedzaną, i przez morskich rozbójników szukających przed burzą

powrót bladego księżyca wyglą- ilany był przez bićdną dziewicę, jak wygląda astronom zjawienia gwiazdy, od której jego sława, jego życie zależy; a gdy

suej i cnolliwćj dziewoi, któremu każdy rybak spokojnej zaciszy zazdrościł skarbu, co śród nich się zn a la zł, a jednak cieszył się szezęśeiem anielskiej

wsparty, zdawał się gonić myślą i ścigać oczyma te miejsca, kędy Nida radośnie biegała, lecz nie za kwiaty, nie za motylami pu­. ścił młodzian swe

siącu Siórpnia kilka tylko razy uczuć się dato w sali napełnionej 2 3 9 osobami.. W doi cieple oddycha się wstępując na górę prawdziwie halsamieznein

ni Desgareins zajmowała naj- pićrwsze m iejsce, a okropny jej skon może najlepszym być dow odem , do jakiego stopnia przejmowała się duchem r ó l, które

My, jakem mówił, znamy tylko okruszyny Hoffmana, dwie czy trzy powiastki, (bo zapomniałem Pannę Scuderi), ale nie znamy Rsięśniczki Brambilli, nie znamy Marino