Pismo to wychodzi £
trzy razy w tydzień
f U[W T jW A
to je s t, w Ponie- ■ > ■ _1L I • A A J
działek, Środę i
Piątek, o drugiej LITERACKI.
po południu.
Zaliczenie na 36ść Nrów wynosi Zip.
6 i przyjmuje się w księgarni Czecha, w handlach Kocha
i Schreibera.
Poniedziałek
24
WrześniaN — 9. 1838
Roku.C H A R A R T E R l S T l T i A
PODAŃ GMINNYCH.
PRZEZ 1. X.
Są pewne charaktery lu d z i, które częstćm spotykaniem stały się wszystkim znajome i którym nawet język nadał osobne n azw i
s k a , takim jest D on Kwichot hiszpański, Jacques Bonhomme i pan P ru d ’homme i pan T ra n - quille francuzcy, takim jest John B u li angielski, a u nas pan Z a c ło c k i, H a w ry łło s Potocka , F ilip s Konopi i t. d. — Każda stych osób mająca wyobrażać panujący jeden z narodowych charakterów , weszła w przysło
w ie i zwykle przystosowana bywa do żyjącej swojej kopii.— Trzeba więc wiedzićć co tą są za figury, aby je wszędzie rospoznać i za- determ inować, trzeba znać wszy
stkie ich przym ioty, nałogi, sło
wem cały ich charakter moralny I fizyczny. — Zacznijm y od naj
starszego — Filip a s Konopi. O
niego kłócą się filologowie— je
dni pow iadają, że się nie w porę w y rw a ł s konopi, drudzy, że miał wieś Konopie i był sobie na sej
mie czy sejm iku, gdzie się także w y rw a ł niestosownie.— A le nam to rzecz obojętna — dość, że się w y r w a ł, bo to stanowi wszystko.
— Z re s ztą znamy pana Filip a i całą jego fam ilią i wiemy czego się trzymać. — D aw niej Pan F i
lip nosił się po polsku s tatarska, m iał długie wąsy konopiaste, rze- mićnny pas, wygoloną głowę , był chudy, w y so ki, bibuła nie
pośledni i gawędziarz nieumiar- kow any.— Pan F ilip lubił gości, lu b ił piękne kobićty, którym bar
dzo niezgrabne praw ił grzeczno
ści— lubił w in o , które pijąc za
wsze na kontusz ro zlć w a ł, lu b ił kaszę ja g la n ą , którą sobie gębę p a rzy ł, lubił polowanie na któ- rćm zawsze był głodny, zmokły i zzię b ły , bo się niewczas w y - b ić ra ł, lubił wszystko, a do ni
czego wziąśćsięnieum iał.— Kie
dy był młody, sądzono z wielo-
) ° l ° ( 6 6 ) ° l ° (
m o w n u ś c tje g o , że b ę d z ie w ie lk i ul m ó w c ą , ale ta n ad zie ja prędko z g a s ła , bo w e z w a n y tui O ra to ra ,
> iiis ? u w ą ł ra z pannie m ło d e j, k tó re j m ą z b y ł bez. nosa i u szu , 4e sobie spokojnego te m p e ra m e n
tu o b rała m ę ż a , d ru g i ra z na p o g rze b ie , c h w a lił u bo giego K a - s ztelan ica , że b y ł w z o re m b o g a c z ó w .— P r ó b o w a li go o jc o w ie J e zu ic i , ale ja k <ętdiftezvti, ze pan F ilip zaw sze o tein m ii" i, o c zc ilib y m ilc ze ć p o w in ie n , d ali lim p o k ó j. — O ż e n ił się w ię c , i Z w ie ik ie in je g o p o d z iw ie n ie m , żo n a w itz iĄ i ślubu p o w iła m u s y n a . — P o te m p o m n o ż y ła s ię je - szeze je g o fa m ilia , “i z a c z ą ł m ićć d la w ie k u z.innżz.eiiic p r -w ite ftiię - d z v sąsiada m i. —— W prędce j e d n a k w szyscy go o d s tg p iłl,5 IłO się n ie w ie d zie e ja k im sposobem , b e z na jm uić}s®ćj zb ij c h ę c i, śmifep- te in ie z a d a rł z W o j e w o d ą . — Z o s ta ł w ie g w d om u i k o n lrń tiS ją e b ił k ą łask a w s zó .11 i p r z y ja e ió łtn i, sie d zia ł w lio u o p ia c b , z a tr u d n io ny sw»i n i d z ie r n ii. —- S y n ó w je g o b i ł o d w u n a s tu — i d la tego to d z is ia j, tak się fa m ilia ta n ad - z w w o j n i e r o z r o s ła , że j u ż i d rz e w a jenea lo g ic zn e g o zro b ić n ie p o d o b n a . — U m a r ł s ta ry pan F i l i p , w s a m d z ić ń , k ie d y n a
niego spadla o g ro m n a sukcessya.
— D z ie c i o d z ie d z ic z y ły ) i m ałć- roi o d m ia n a m i s ló s o w n ć m i do d u cha czasu , c a ły je g o c h a ra k te r i w s zy s tk ie tlie s z c z ę fr ia j ale uie- n avf|cie żeby o d z ie d z ic z y ły ó w w ie lk i spadły na n ie b m a ją te k —
r o z w in ą ł się dtiewZMĆ
d ro g ie j lin ii z a p ła c ili, pani F i lip o w a n tA n ia ła ezćm poprzćć s j i r a w y i nic n ie d o s ta ła. P r z y s ła li jej ty lk o a d w e rs a rze stare k r z e s ło , s ta r y zógarefc w s z y ld - Jsrćtowćj k o p e rc ie i staregokonia n ib y to w ić r z c b o w r a — na pa
m ią tk ę po s tr y ju , — T y m Spo
sobem lic z n a fa m ilia F ilip ó w bez m a ją tk u s ie d zia ła d łu g o w Kono
pi ach , a p otem ro zb ie g ła się po k ra ju , po ró z n y e b s ta n a c łu kotu*
d y e y d c b . — Z n a łe m w ie lu F ili
pów d z is ie js z y c h , w szyscy chuć w e fra k a c h i bez w ą s ó w i bez w y g o lm ić j ły s in y f ten że sam uiajfj c h a r a k te r , co ich p ro to p la s ta .—
D o sy ć trz p io to w a e i i c ie k a w i, p o jm u ją rze c zy p rę d k o , ale w g ło w ie ich lic zn e w ia d o m o ś c i, bez k la s s y lik a c y i leżą ja k g ro ch s ka
pustą. W inleressach n ieu m ieję
tn i i n ie ś m ie li, n ie u m ie ją dać so
bie r a d y , c ho ciaż b ard zo dobrze w ie d z ą co p o trze b a ro b ić . R a d zą w s z y s tk im d o b rz e , a sobie n a j-
) o |o( C>7 gorzej i niezawodną jest rzeczą , ż e d łu g o w y r o z u m ia w sz y , jak s o bie postąpić potrzeba , Czy to sk u t k ie m ż y w o ś c i cz y Braku za sta n o w ien ia , czy szczeg ó ln iejszej o r g a n iz a c ji , zrobią p rzeciw n ie jak zrobić m ie li. — JubśzCźyźĆie śc ig a ieb w e w szy stk ich sta n a ch , w e w szy stk ich położen iach życia w każdym w iek u . P a n n y F i li pó- w n y , choć j.u ln e , pełne życia i w e s o ło ś c i, zostają zaw’ś z c pan
n a m i, a w ielu zinićli zdórZały s ię g o r s z e jeszcze od tego p rzy padki i o k tórych ze sm utku i żalu m ów ić n aw et n ic c h e e . — Jeżeli ch eesz tylko poznać członka tćj fa m ilii, uw ażaj b a c z n ie , na n a stęp n e znaki. — K to m ów i o w eselu przy pannie opUszezOnćJ od m ężczyzn i zw ied zio n ej — T o pan F ilip . — Kto przy D o k to r z e , czy ta kotnedye M oliera
— T o pan F ilip . — Kto ch w ali a rty stę j a k i e g o , przed d ru gim p opisującym się w tym że sa m y m p r z e d m io c ie ,
iia przy kład P a g a n in ie g o przed L ip iń sk im , pannę W o łk ó w przed J le y e r o w ą —■ l o pan F ilip . — Kto w latuje z w e so łą tw arzą m ięd zy sm u tn ych -—
T o pan F ilip . — K to s ię ubiera ja s n o na p o g r z ć h , a czarno na ślu b — T o pan F ilip . — Kto s ię
pyta m a tk i— tJdftlo za brzydka panna? — T o moja córka — o d pow iadają m u— 1 to pan F il ip .—■
Kto choruje na sw o im w e s e lu , serd eczn eg o śm iechu dostaję z ro- Spaćzy 1 o fic y n ie z<®taWS4S;m«s łączem , o g łu ch n ie będąc m u zy k ie m , straci rękę będąc hióra- I istą — T ir n ićSzózę śliw V F il i p ja - kiś — n ie z a w o d n ie * — Kto — i t. d. i t. d. i t. d . — S t \ > h przy
kładów dość ja s n o poZńaĆ m ożna p an ów F ilip ó w , dodam t y l k o , że każden m etr tańców k u la n y i professor
f i l o z o f i ipijak , je s t tak że n ie z a w o d n ie , teg o sa m eg o p och od zen ia. — B liziu tćń k i ku
zyn F ilip ó w s K o n o p i, jest s ła - w n v ów naw ig a lo c pan Z ab łock i, k tó reg o u linga fam ilia błąka się po ca ły m kraju. -— Ci którzy p och od zą od n ie g o , mają d alek o m niej zd oln ości od F ilip ó w , m niej je s z c z e m a ją tk u , a w ięcej za- rozu m ien ia. — N ajśm ieszntćfs-ze hi m ą im ion a — . Tert ulia n ó w , A - ganpitów•, F u lg e n e y u s z ó w , A p o l- 1 in ów i t . d . W s z e lk ie g o rodzaju śmifcsiMOŚei { g łu p s tw o należą do nich w v ł ą c z i itr . — F a m ilia ta u bo - ga , trudni się lysiącziićm i speku
la c ja m i , na których naturalnie
w y c h o d z i jak ów pradziad w i s
s z e d ł » » sław nym sw oim m ydle.
)ojo( 68 )«Jo(
— Jeden z nich skupuje zboże w największy głód i chowa go spodziewając się jeszcze większe
go głodu i drożyzny, aż póki mu myszy i stęchlizna niedadzą do zrozumienia, że czas przedawaó ł tracić. — Niepoprawny stratą na zbożu nasz Tyburcy, kupuje obligi wszystkich bankrutów, po
tem spekuluje fasolą i grochem, siemieniem, nóżkami baraniemi, a nakoniec zazwyczaj wraca do instynktowego handlu świec i my
d ła , który mu się udaje, lak jak reszta. — Umiera zostawując dzieci jak maku, a pieniędzy jak na próbkę.— W charakterze jego panujące jest głupstwo i zaro
zum iałość, niesposobność do ni
czego , a chęci do wszystkiego.—
Projekt handlu lodem między Chinami i Ameryką, o którym świeżo (przeszłego roku) czyta
liśm y, jest niezawodnie koncep
tem s tej familii.;— Pan Hawrylło s Potocka daleki kuzyn dwóch poprzednich, najgorzej udaro- wany od natury hogaty, a głupi
• kontent ze swojego głupstwa, jest ostatnim szczeblem, tejtroi- stej drabiny. Szlachcic to od dzia
dów i pradziadów. —- Chodzi z wąsam i, w kapocie, gada tro
chę s chłopska, woli wódkę od
m iodu, a miód od w ina, a piwo od wody, nieumie czytać i nie- dba o nic. Szanuje księdza ple
bana , przypomina dawne czasy, płacze i pijany zasypia. Familia jego dzisiaj przezwała się Hre- czkosiejami, ale jest jednak tą samą w prostej linii. — Gruba niewiadomość i kalibrowe do wie
lu głupstwo odznacza Hawrył- łów , w mieście idąc przez ulicę śpiówają, jedzą bułki i pokazują palcami, na wsi chodzą w płó
ciennej lub bajowej kapocie, kiedy im co mówią o książkach trzęsą głow ą — Szczególniejszym je
dnak i niepojętym fenomenem dzieciom swoim uczyć się każą i radzi s ą , żeby niebyły zupełnie głupiulćókie— ale starszy Pan B
óg, jak pan Hawryłło. — Rysy ich twarzy, bardzo przypominają niektóre pijane twarze Teniersa.
— Zresztą wyznać potrzeba, że wszyscy są bardzo uczciwi lu
dzie , nabożni, rzetelni, a nade- wszystko wesołego humoru.—
D o tego zbioru gminnych obraz
ków, dodać należy pannę, którą Flondrą lub flonderką nazywają.
•— Niedaj Boże znać jej nikomu i kochać— Broń Boże— ożenić się
— za wszystkie skarby świata.
Panna Flondra , umywa się raz
)°I°( 69 )«Jo(
Wtydzićń, nosi suknię dłuższą o ćwierć łokcia od siebie i zbło- coną, trzewiki nowe a przydepta
ne , pończochy białe, ale powa
lane i całe w obwarzanki —*■ Nie- czesze się chyba na niedzielę, jć pieczyste palcami, ucićra nos serw etą, nosi gruszki w chustce od nosa, gryzie orzechy i daje kochankowi do zjedzenia, pluje ua sam środek pokoju, mówi powoli i przeciągając, zićwa szć- rok o, czyta brudne tylko (to jest oczytane) książki i czeka męża do sześćdziesięciu łat życia, prze
glądając się w zapstrzonym od much lustrze. — Sta po
sagu — rzadko m n i ej.
TOURYILLE IANDROYIKA.
CSTĘf ZÓZlCiÓW FRANCCZKIEJ MARYNARKI.
P R Z E Z E D G . S D K .
si .Pan de B iyonoe, wydawszy potrzebne rozkazy dla zapobieże
nia wszelkiemu nieszczęściu, w szedł do swojćj kajuty, gdzie ile m ógł jak najwygodniej wy- eiągnął swe nogi na poduszce.
Oficerowie znajdujący się na sta
tku Capiiane\ oczekujący na od- płynienie swoich szalup , nićmo- gli się wstrzymać od śmićcbu, gdy pan de B iyonne, leżący nie
dbale w ty le k a ju ty , zap ytał s w e g o S te w a r d a , sto ją ceg o na w sc h o dach k aju ty, azali je g o lim on iad ę do lodu w s ta w ił. «W s t a w i ł, naj
ła sk a w sz y panie ! » o d p o w ied zia ł ten że z u sza n o w a n iem , w sk a zu ją c na słu ż ą c e g o , który sta ł przy
w n ijściu do k aju ty, a teraz w ła śn ie n ió sł ob szern e o ło w ia n e na
c z y n ie , kaw ałkiem b aw ełn ian ej m aleryi o k ry te. W tćm n aczyn iu zn ajd ow ała się karafka z o c h ło d zonym napojem , który jen era ł z w y k i b ył pi jać w cza sie obiadu , a najszWZPgóltiićj p o o b ie d z ie . P a n de B iy o n n e , p o str z e g łsz y śm iech o ficeró w , rzeki z o w ą d r w ią c ą , spokojną n ie ilb a lo śe ią , która go z w y k le ch arak teryzow ała : «Jak mi
Bógm iły ! panie de V a n r y , m nie się zda je , że ci panicze śm ieją się z niej p uchow ej p o d u szk i i z m eno zim n eg o lik w o e u , który pijam ! S z e z ę ś c ie tn , Aę na d rw in y tych panów inam pew n e Ićfea rsłw o , podobnie jak o w o z w ie r z e — n iew ićm , jak Się ono n azyw a . które obok I r u et z n y , ma zarazem i lek arstw o na tru cizn ę.*.
P r z y się g a m oa Lu k o lia ! by loby to
nierozsądkiem o d m a w ia ć sobie
w y g o iły dla t e g o , że czło w ie k
jest w o jo w n ik ie m . O so b liw sza lo
g ik ajak m n ie
Bógm i ł y ! N ie -
)°ł°( 70 )°i°(
cbccrieź, m ole dla tego ani jeść, ani pić dzisiaj , że jutro cierpićć głód i pragnienie będziecie mu- ste li, albo dla te g o , żeście może wczoraj ani jed li, ani pili? Dla cz eg ó ż na drodze sław y mamy się bićdzić po czartowsku, gdy j ą z na j większą w ygodą w lekiyee przebyć możemy? Czsdifc zwy- eięztwa Lukulla nad Milryilatem odniesione, mniej były zaszczy
tne luli m niej ważne dla Hzyniu, źe Lokull jadał wieczerzę? Jak sądzisz panie de Vaney ?» — Ile Vancy, człowiek ograniczonego rozum u, i zw y cza jn y cel szy
derstw pana de Biyonne , lulając, jak gdyby zrozumiał Jo nieco wysZąkaitM porównanie klasy
czne, odrzekł. «Zapewne , że nie jenerale, i szkoda wielka, że kawalera Touryille llićma teraz na okręcie naszym ; pan jenerał pewniebyś go z jego dziwactw ulćczył; kawaler te n , jak po- w iadają, ma być tak surowym
W zarządzie swego okrętu, iż ka
żdy oficer jednym tylko służą
cym obchodzić się musi. A to jeszcze nie wszystko ! Czyłiż ort nieprzy właszczył sobie holender
skiego, przesadzonego zwyczaju, i niekaże codziennie myć i ażu
rować pokładu swćj fregaty, jak
gdybyto pałacowa posadzka by- ła ?» — • To prawda , mówią , iż na jego okręcie nadzwyczaj na czystość panuje. • — - A do tego dziwactwa i In jeszcze przydać ttależy, że kawaler de Touryille bardzo śmieszno się ubiera; jakże on nie wygląda slen ii kannazy- nowemi bufam i! Dla lego ja za*
wsze swoje m ów ię, że on jest po inęzku ubraną k o h ićlą !.—
» O n ... k o b ić tą !... On? Auilro- niki wdzięko-urokliwej, kocha- nek tajno - lęskJRwy! ... No, patrz
cież , przysięgam na Apoliiui, mimo woli wiersz ulałem! Tak, w satnćj rzeczy ! A u d ro n i k i w d z i ę k o - u r o k 1 i w e j , k o- c li a
i ie k t a j
i io - I ę s k I iw y ! Na honor ! N apiszę do Rasyłia list wierszem , i od tych słów zacznę: Amlroniki wdzięko - uro
kliw ej, kochanek tajno ■ tęskli- w y ! • — «Ależ, najłaskawszy pc<
n ie , ebeiej mi pow iedzićć, co
to jest za jedna ta Andronika
wdzieko - urokliwa ?» — • Ab ! to
jest ciekawa historya, a przytĄńt
bardzo smutna historya ! Ale eo
do tego seladona s karmazyno-
w ćmi bufami, trzeba ci wiedzieć,
że on wcale nie jest kobićtą i
że rąbie djabelsko, a do tego
już od bardzo dawna. Jak mi
)° i° ( 71 )o{<>(
B
ógm iły ! Lal temu będzie dzie
sięć , ja k objeżdżał morze Śród
ziem ne; zaczął on jako ochotnik na pokładzie fregaty, którą H oc- quincourt w M arsylii na pognę
bienie pnhańców zbudował. W ia domość tę o kawalerze de T o u r- viłle mam od jednego starego, ale ja k skala twardego żeglarza, s którym krążyłem raz pod A l
gierem , gdzie był jednego pal
nego statku kapitanem i stćrni- kiem. B yłto p raw d ziw y pobaniec, szatan z siwą g ło w ą , który po
m im o , że m iał lal sześćdziesiąt za kład em , g r a ł, klął i rąbał po diahelsku ! T y m starym hultajrm był C ruvillier poczciwy. » — «Ja
ko? leń stawny korsarz C ru vil- lier? I ty najłaskawszy panie w i
działeś na własne oczy tego nie
ustraszonego korsarza?" — «A ju ż c i, jak mi B
ógmiły ! T y , jak wid z f dziwisz się tern u ! . .. Działo się to podczas mojćj morskiej w y p ra w y , gdym krążył pod A l
gierem . O d tego korsarza, ja k pow iadam , powziąłem dokładną wiadomość o pićrwszćj wypra
wie morskićj kawalera de T o u r- vitle. S ta ry , poczciwy G ruvilłier służył wtedy za majtka u H oc- q uinconrla, i w tym roku w ła
śnie parzyli djabelsko T u rk ó w .
B y ło to , ile sobie przypomnieć mogę w roku 1 6 5 8 albo 1 6 5 9 , jakoż wyznać potrzeba, iż lo było niezmiernie d ziw no , że len biały i smukły kaw aler, nićma- jący więećj nad szesnaście lub lat siedinuaśeie, szukając przy
gód , a z nich sław y, wszedł po
między lewanckicb, barczystyrb korsarzy, którzy, ja k djabły, czarni byli. S ta ry , poczciwy C ru - villie r powiadał m i, iż w owym dniu gdy kawaler de T o u w ille zaciągnął się do służby, on w ła śnie wtedy znajdował się na po
kładzie fregaty HocnuinCOurta , który go dla porady jakićjś, był do siebie zaprosił. S tary polia- niec C ro y illie r, jakem już nad
m ienił, był rozpustnym ija k dja- beł bezwstydnym.
Sikoroujrzał niebieskie o ko, rumiane lice i niebem nieporosłą, gładką brodę tego młodego kawalera ju ż na głos za w o ła ł, że pan de T o u r- ville nie jest mężczyzną, ale dzie
w czyn ą, którą Hoeauinconrt w ziął na pokład swego okrętu.
Stary grzesznik ten, niezastano- wiwszy się byoajm nićj, nad tćm co m ów ił, zaczął uży wać do niego najnieprzyzwoitszych w yrazów , mówiąc iż wcale nieprzystoi dzie
wczynie ubierać się po męzku.
)°i°( 12 )ojo(
Ale Tourville nic nieodrzekł, tyl
ko odstąpiwszy na krok jeden w t y ł, tuki mu tęgi wyciął po
liczek, ze ciemno - ceglaste lice korsarza, jakby ściana zbladło.
Hocquineourt, który się s począt
ku na głos roześmiał, pospieszył ich uspokoić, lecz juz było za poźno. T ourville, dla udowo
dnienia, ie niejest córką E w y, porwał w rękę szpadę; stary, po
czciwy Cruvillier niemniej był rozgniewanym , klął jak barba- rzyniec., S*przys<<;gał na niebo i piekło, źe w szystko, co mu w drodze stanie, popłata na szczę
ty i na miazgę stłucze. O ba dwaj postanowili wysiąśi? na ląd i na
tychmiast szpadami się rospra- w ić. I tak się stało. Cruyilłićr był jednym z owych dawnych nie
bezpiecznych szermierzy, w ye wi- czonych w szkole weneckiej ; Tuuryille się popisyWW w różnym rodzaju zapaśnictwa . w akademii RenOncourt. Stanęli do rospra- w y . Szpady się w krzyż złożyły, a po kilku śmiałych, przedzi
wnych z obu stron pchnięciach, szkoła wenecka odakademii Re- noiikurckiej wzięła tuk głęboką ran ę, że krew strumieniem try
snęła; co ujrzawszy młoda aka-
demija , w głos się rozpłakała;
liyłoto bowićm po raz pićrwszy, ie krew płynąca widziała. Stary-, poczciwy Cruyillier niegnićwał się przezto na niego byftajntńićj, i owszćrn, od tego dnia był jego najszczerszym przyjacielem i za
wsze nazywał go piękną blondyną przy szpadzie.
(
dalszy ciągnastąpi.)
— ooooooo— .
DOWÓD MIŁOŚCI
M A C IE R Z Y Ń S K IE J
NAWET POMIĘDZY PTASTWEM.