215160
X
Polacy i język polski
na Śląsku
p o d
panowaniem pruskiem.
Skreśli}
Dr. Stanisław Karwow ski.
P O Z N A Ń .
Czcionkami Drukarni „Pracy" Sp. z o. p.
1910.
G L i < k A
Już od roku 1163, w którym to s y now ie w ygnanego z Polski W ład y sła
w a, najstarszego syna B olesław a K rzyw oustego, otrzym ali Śląsk za po
m ocą cesarza niemieckiego, rozpoczę
ła się germ anizacya tego kraju, a w XIII w. wielkie przybrała rozm iary. P o pierali ją w ynarodow ieni książęta pia
stow scy, biskupi w rocław scy, zakony i panowie, popierali ją też H absburgo
wie, gdy Śląsk przeszedł pod ich pa
nowanie. a energicznie podjęli ją kró
lowie pruscy od r. 1741
S koro F ry d ery k W . zagarnął Śląsk, zaprow adził w szędzie język niemiecki, zakładał niemieckie osady, w y sy łał żołnierzy — Ślązaków w nie
mieckie okolice.
Tenże król w y raża 1744 r. zarz ą dowi królew szczyzn w W rocław iu niezadowolenie, że polska młodzież
i*
górnośląska nie uczy się po niemiecku religii, pisania, czytania i rachunków .1)
W r. 1764 w ychodzi nakaz, aby m agistraty oddalałj^ polskich nauczy
cieli, nie znających języka niemieckie
go, a w ich miejsce ustanaw iały tylko takich, coby znali obadw a języki — aby dzieci chłopskich i wogóle dzieci z niższych stanów nie dopuszczano do w yższych nauk ani do stanu duchow
nego.2)
Założono naw et rodzaj serninary- ów w Raciborzu i w klasztorze cy ster
skim w Rudzie, w których nauczyciele ćw iczyć się mieli w sztuce uczenia młodzieży po niemiecku,3) a reskrypt z r. 1767 nakazyw ał, aby żadnego chłopca nie przyjm ow ano w naukę, któryby nie okazał świadectwa inspe
kto ra szkolnego, że dostatecznie w ła da językiem niemieckim.4)
*) Die polnische Sprachfrage.. Eine Zusam- mensteilung von dahin einschlagenden Aklen- stiicken und Journalartikeln. Leipzig 1845, str. 136.
’) Tam że.
s) Tam że 137.
*) Tamże.
Nie zaszkodziły jednak w ielce te F ry d e ry k o w i zakusy narodow ości polskiej na Śląsku, gdyż oto, jak opisu
je Juliifri U rsyn Niemcewicz mad- odrżańśką krainę na początku XIX w iek u :
„W szystko na drugiej stronie (Pol
ski) takie jak u nas: taż sam a mowa, strój, obyczaje, położenie kraju, w szystko świadczy, że Polska i Śląsk jednym narodem , jedną b y ły krainą.
Mimo przez tyle w ieków niekorzyst
nych okoliczności, została m ow a pol
ska szczególnie w pospólstwie taką, jaką by'a za Piastów . I któż ją u trz y m ał? Nie szlachta zapewne, tak łat
w o przekształcająca się gwoli ro zka
zów dw orów tych, od których łaski spływ ają; nie niższa nlawet płeć m ę
ska, w ędrująca, służąca w wojsku, li
czącą się rzemiosł u obcych: u trz y m ała ją płeć,żeńska, przeznaczona żyć w tych zagrodach domowych, w któ
rych pradziadow ie ich żyli, chw aląca Boga w tych modlitwach, w tych pie- niach, w których go oni od tylu w ie
ków chwalili, w ty m języku kołysząca
— 6 —
niemowlęta swoje, w tej mowie u- dzielająca im pieszczot i tkliw ych se r
ca macierzyńskiego uczuć."1)
Do tych słów Niemcewicza dodać należy, że, jak to opisuje Maks W aldau (von Haunschild), były radca zie
miański powiatu kozielskiego, w trzechtom ow em dziele swojem o Ślą
sku,2) szlachta po praw ym brzegu O- dry mówiła jeszcze do połowy XIX wieku w domu po polsku.
W epoce wojen napoleońskich nie miano czasu na germanizowanie Ślą
ska, szkoły też były tylko po miastach i w większych wsiach. Dopiero po kon
gresie wiedeńskim zabrała się utw orzo
na w r. 1816 w Opolu rejencya do dzieła. W samym środku polskiego Śląska, w G liwicachs) założono gim- nazyum, z którego rozchodzić się miała niemczyzna, a w nowo utworzonych
') Chociszewski Józef, Podręcznik geografii ojczystej. Poznań 1892, str. 58.
f) „Nacli der Natur".
*) Gimnazyum gliwickie byto spadkobiercą szkoły klasztornej w Rudach. Potthast, Q e- schichte der Cistercienser-Abtei Rauden.
— 7 —
szkołach elementarnych, które także stać się m iały rozsadnikami niemczy
zny, nie uczono, wcale języka polskiego.
W niektórych szkołach — pisał pe
wien duchowny k ato lick ix) — zanie
chano nauki czytania polskiego, religią naw et np. w B aborow ie2) w ykładano PO niemiecku, a niemiecki inspektor szkólny w Głubczycach Stanjek radził
\kkaryuszow i, aby p rzy nauce religii co najwięcej raz po raz używ ał polskie
go języka. Niektóre szkoły w ręcz p ra cowały nad wytępieniem polskiego ję
zyka i to nie tylko w większych m ia
stach, jak Raciborzu i Gliwicach, ale i w mniejszych jak Baborowie i in
nych. W wielu szkołach wiej
skich nie miano żadnych szkolnych książek polskich, nie pisano i nie uczo
no się niczego na pamięć po polsku, nawet zabraniano mówić po polsku.
Nauczycielami i inspektorami szkolny
mi mianowano rodowitych Niemców
') Die polnische Sprachfrage itd. 381.
’) P o niemiecku Bauerwitz. Mapa Górnego Śląska przez ks. J. Gregora. Miiosfaw 1904.
bez względu na to, czy umieli po pol
sku lub nie.
Nawet służby Bożej 'nadużywano ku wyrugowaniu języka polskiego. Bez ko
niecznej potrzeby zaprowadzano w gminach polskich niemieckie kazania, a dzieci szkolne m usiały często śpie
w ać i modlić się po niemiecku, chociaż nie rozumiały tęgo języka.1)
R adca ziemiański powiatu głubczy- ckiego Sedlnitzki oświadczył pewne
mu proboszczowi, że ma do niego zau
fanie, iż niemiecki język zaprowadzi w swej parafii, a naczelny prezes Śląska M erkel zapowiedział dziekanowi a zara
zem inspektorowi szkolnemu M. w K., że nie ma przed nim wspominać, iż w okolicy jego jeszcze mówią po polsku, bo o tern wiedzieć nie chce,2)
W r. 1841 potrzebowano w superin- tendenturach pszczyńskiej, opolskiej i kluczborskiej 38 ewangelickich ducho
w nych i 130 nauczycieli, w ładających językiem polskim, do gmin zupełnie
ł) Tam że 362.
2) Tam że 383.
po lskich’) Także w superintendenturze niskiej i w okolicach Namysłowa, S y
cowa, Oleśnicy i Oławy były całkiem polskie gminy ewangelickie. Ale nawet o tych ewangelików nie dbał rząd.
„W ogóle — p is a ł2) pastor Fiedler z M iędzyborza w r. 1850 — ewangelików Polaków w pruskim Śląsku jest około 120,000. Są gorliwymi wyznawcami ewangelickiego kościoła, kochają swych księży i ojczystą mowę. Ich stan inoral- n}r byłby daleko pomyślniejszy, gdyoy nie nałóg pijaństwa. Co do w ykształ
cenia stoją niżej od Niemców, lecz nie z braku w rodzonych zdolności, tylko jedynie dla tego, że im odjęta jest spo
sobność kształcenia się w ojczystym języku. Cały ich skarb książkow y skła
da się z kilku nabożnych i kościelnych książek, jako też biblii i polskiego kan
cjo n ału (zbioru pieśni nabożnych) i k a zań Dąbrowskiego. W szystkie te książ
ki drukowane głoskami gotyckiemi po większej części w Brzegu, z wielką
’■) Tam że 87.
2) SzkoJa Estkowskiego 1851 str. 168.
— 10 —
przeszkodą w oświacie, bo wszelkie książki i pisma sąsiedniej- Polski dla nich nieprzystępnemu Księża ich, któ
rych w pruskim Śląsku było około 35, muszą po y ięk szej części nabożeństwo w dwóch językach odprawiać. Uczą się zwykle języka polskiego dopiero póź
niej, co dla niejednego ciężarem, od którego chcieliby się uwolnić. Dla tego starają się nabożeństwo o ile możności ograniczyć, czemu się rząd nie opiera."
„Przed 30—40 laty (więc około 1811 r.) byli nauczyciele w tutejszych szkołach, którzy w ojczystym języku uczyli dzieci czytania i najpotrzebniej
szych wiadomości w rełigii. Uczyli ze
psutym dyalektem swych okolic, po
nieważ lepszej polszczyzny nie znali.
Polska książka do czytania, której do nauki używali, składała się z kilku kart, miała na tytule piejącego koguta, po
tem następowało kilka stronnic sylabi
zowania, Ojcze nasz, dziesięcioro p rzy kazań, apostolskie wyznanie w iary i kilka modlitw. Później na początku te
go (XIX) wieku, w ydał w Brzegu ks.
Jan Kutsch, inspektor kościelnego po
— l i —
wiatu byczyńskiego „Książeczkę do sylabizowania i czytania dla szkól ele
m entarnych po polsku i niemiecku.
Książka ta, lubo nierównie lepsza, nie odpowiada obecnie (1851) potrzebom.
T a książka, jako też tłomaczenie pol
skie powszechnie w Niemczech daw niej znanej „Hubnera historyi biblijnej"
były tak długo używane, aż nie przy
szedł rozkaz uważania szkół polskich za niemieckie, wyrugowania z nich n a
tychm iast wszelkich książek polskich, a w ykładania nauk tylko po niemiecku.
Postępow ano tak dłużej niż cały wiek ludzki i przekonano się, że przez to Polaków nie da się przemienić na Niem
ców, a zam iast rozwijać, przytłumiano w nich oświatę, w ykształcenie i religij
ność.“
Największą ewangelicko-polską gmi
ną z całego Śląska była międzyborska, licząca 9000 ludności polskiej. W niej było 19 szkółek, pomiędzy temi tylko jedna zupełnie niemiecka, trz y wiejskie mieszane, a reszta w yłącznie polskie.
Pod dozorem pastora Fiedlera, jako kaznodziei gminy polskiej, pozostawa-
— 12 —
Jo 11 szkól. Zaraz po objęciu urzędu w r. 1836 przekonał się Fiedler o bez
skuteczności i szkodliwości gwałtowne
go zaprow adzania języka niemieckiego.
Protestow ał więc przeciw temu przy każdej sposobności ustnie i piśmiennie u w yższych i niższych władz, w ga
zetach i pismach czasowych. W piśmie z dnia 9 września 1842 r. oświadczył, że państwo wcale się nie troszczy o w ykształcenie polskich duchownych e- wangehekich i zdaje się tylko tolero
wać polsko-ewangelicką służbę Bożą.1) Ponieważ zaś ewangeliccy duchowni zmuszeni byli uczyć się pryw atnie po polsku i za pomocą słownika i gram a
tyki tłomaczyć niemieckie kazania na polskie, które, czytane co niedzielę w\
kościele, przy złej wymowie pozosta
w ały dla ludu niezrozumiałemi i religij
nych jego potrzeb nie zaspokajały, przeto żądał zaprowadzenia języka polskiego jako przedmiotu naukowego w seminaryum ewangelickiem w W rocła
wiu przynajmniej dla tych, coby w pol
skich okolicach urzędować chcieli.2)
' i Szkofa E stkow skiego 1851 str.
2) Tamże 24.
i 13 —
Niezmordowany w swych zabiegach, odczytał na synodzie prowincyonainym w W rocławiu 1844 r. rozpraw ę w in
teresie ewangelickich Polaków Śląska, dom agając się większego uwzględnienia ojczystego ich języka w szkole i ko
ściele. Wniosek jego przyjęto z po- wszechnem zadowoleniem.
P rzez swe podania, przedstawienia i prośby dopiął nareszcie, że w ówcze- snem ewangelickiern seminaryum w W rocławiu jednę godzinę nauki języka polskiego udzielać zaczęto i że mu re- jencya wrocławska poleciła napisanie książeczki, któraby zaw ierała spis naj
potrzebniejszych w yrazów polskich i niemieckich z pytaniami, utworzonemi z poprzednich wyrazów. Książeczka ta (Ein Buchlein fur den Sprachunter- richt) była na to przeznaczona, ażeby nauczycielowi podać sposób przynaj
mniej jakiegokolwiek porozumienia się z dziećmi po niemiecku.
Sam Fiedler starał się o nauczycieli, znających język polski, i na w łasną od
powiedzialność — co było naówczas bardzo śmiałym czynem — zalecił
— 14 —
wszystkim nauczycielom swego nadzo
ru, aby dzieci w wyższej klasie uczyli przynajmniej w jednej godzinie ty g o dniowo czytania polskiego.1)
Jak o potrzeby duchowe ewangelic
kich, tak też i katolickich poddanych polskiej narodowości rząd wcale się nie troszczył. „Przypuściw szy — pisała
„G azeta Śląska" w r. 1842 — że cala ludność polsko-katolicka wynosi 700,000 dusz — wedle urzędowej statystyki było w r. 1864 w rejencyi wrocławskiej 53,474, w rejencyi opolskiej 665,865 Polaków wedle Czyńskiego 1887 r.
923,800 2) — to, licząc na każdą parafią, składającą się z 2000 dusz, tylko je
dnego duchownego i 3 nauczycieli, po- trzebaby do 350 parafii tyluż duch®- wnych i 1050 nauczycieli, znających gruntownie język polski."
Tym czasem język ten nie był wów
czas przedmiotem nauki ani na jednem górnośląskiem gim nazyum ani w kato- lickiem seminaryum nauczyciełskiem
J) Szko/a 1850, str. 367—370.
2) Dziennik Poznański VII. 145.
— 15 —
w Głogówku, gdzie nawet nie wolno było mówić po polsku,1) a w całej pro- wincyi tylko w królewskiem gimnazyum Fryderykow skiem i miejskiej wyższej szkole obywatelskiej w W rocław iu b y li nauczyciele języka polskiego.2)
Dążności germ anizatorskie rejencyi opolskiej popierali ochotnicy. Tak gło
sił bez ogródki konieczność zniemczenia Górnoślązaków w yższy nauczyciel w Gliwicach Józef Heimbrod w piśmie
„Beitraege zur Kenntniss des Elemen- tarschulwesens Oberschlesiens vom J. 1764 bis 1838.“
Uciekano się nawet do haniebnych fabrykacyj celem zohydzenia języka polskiego. Tak w ydal niejakiś dr. Haa- se w Katowicach w strętny pod każdym względem przekład najsłynniejszych poezyi Schillera i Uhlanda nibyio w górnośląskiem narzeczu, jakiem nawet i w najwięcej zniemczonych okolicach dawnej Polski mówić nikomu się nie śniło. Oto kilka przykładów tego po
tw ornego tłom aczenia:3)
') Die polnische SpracMrage 381.
*) Tam że 87.
8) Dziennik Poznański XXXVI nr. 90.
— 16 —
,4 ty ż zuchwalnie joru raubował Zielonej Łąki entfuhrował.
Ten Ritter Toggenburg strasznie sm utnoł boika od Schillera, tak na spas ubersetzowoł przez dr. H.
Ten Ślepy k r ó ls ta r o t ale pieknol boika od niejakiegoś Uhlanda, freśnie Ubersetzowoł przez dr. H.
Nawet w kołach duchownych pano
wała tak zawziętość przeciwko języ
kowi polskiemu, że kanonik Krueger, dyrektor seminaryum nauczycielskiego w W rocławiu, gniewał się, gdy uczeń tego seminaryum Lompa, późniejszy szerm ierz narodowości polskiej, polskie dzieła w wolnych chwilach czytyw ał.1)
Napróżno Karol Koszycki (Ko- schiitzky), właściciel Wielkich W ilko
wic, zażądał 1841 r. w sejmie śląskim, gdzie między 92 deputowanymi nie by
ło ani jednego przedstawiciela narodo
wości polskiej, zaniesienia próśb:/ dc władz, aby polski język jako przed
miot naukowy zaprowadzono w gimna- zyach górnośląskich, a w szkołach lu-
Szkoła 1850 str, 199—203.
— 17 —
dowych głównie w nim ćwiczono mło
dzież — aby „Am tśblatt“ rejencyi opol
skiej także po polsku wychodził, a żia- den sędzia ani urzędnik adm inistracyj
ny nie był ustanowiony na. Górnym.
Śląsku, któryby nie znał języka pol
skiego. Nikt Koszyckiego nie poparł1).
Łagodniej i sprawiedliwiej postępo
wano sobie w owym czasie co do języ ka polskiego w Berlinie. Zbiór praw dla całej monarchii drukowano dla polskiej ludności Śląska po polsku. Natom iast rejencya opolska zamieniła od r. 183!^
Tygodnik urzędow y, który przedtem przynajmniej w znacznej części w poł- skiem w ydaw ano tłomaczeniu, na cał
kiem niemieckie pismo.
N ajw yższa w ładza sądow a w ydala do wszystkich, sądów w polskich okoli
cach ogólne rozporządzenie, aby w spraw ach Polaków spisywano pobo
czne polskie protokóły, ale w r. 1841 nie było w całej prowincyi śląskiej ani je dnego sędziego, któryby był z doi en spisać lub podyktować polski protokół,
‘) Die polnische Sprachfrage 79.
- 18 —
dla tego też spowodowywano strony polskie do zrzekania się polskiego pro
tokółu1).
Jak z sądowymi, tak też było i z innymi urzędnikami. Najw yższa wła
dza żądała w zasadzie od urzędników znajomości obydwóch języków krajo
wych, w praktyce jednak działo się inaczej.
I tak się stało, że około 1000 urzę
dników z w yższych stanów nie potrze
bowało uczyć się po polsku, natomiast 100,000 ludzi prostego stanu musiało uczyć się po niemiecku, ale i to ucze
nie się na niewiele się przydało, bo serce i głowa pozostaw ały puste, a po w yj
ściu ze szkoły i z w ojska Ślązak pow ra
cał pod rodzinną strzechę i w zupełnie polskiem otoczeniu zapominał, czego się nauczył. W praw dzie pewien pro
cent polskich Ślązaków w ynaradaw iał
ł) Tam że 79. P. dr. Rostek z Raciborza posiada dokument, gdzie na początku napisano po polsku: „Zrzekamy się prowadzenia polskiego protokółu." Strony, jak mu wiadomo, nie rozo- m iafy ani sJowa po niemiecku.
— 19 —
się w szkołach, ale główna w arstw a po
zostaw ała polską, nie postępowała je
dnak w oświacie, bo główny przycisk w szkole kładziono na język niemiecki, a o rzeczyw iste wykształcenie rozumu i serca nie dbano.
Aby uzasadnić usuwanie języka pol
skiego ze szkół śląskich, twierdzono ze strony niemieckiej, że język górnoślą
ski jest zepsutą gwarą, że nie m a ża
dnej wartości, a stąd i praw a bytu, że jest przyczyną ogłupienia ludu, jak wogóle w szystkiego złego na Górnym Śląsku i dla tego nie tylko ze szkoły, ale i z codziennego życia jak najspie
szniej w ygnany być powinien.
Przeciwko takiemu pojmowaniu rze
czy już w r. 1792 wystąpił wrocławski profesor Schummel, który umyślnie po
djął wędrówkę po Śląsku, by zbadać zarzuty, jakie czyniono tam tejszem u ludowi polskiemu i jego językowi.
W ręcz on wypowiedział zdanie, że nie ma się praw a wydaw ać sądów uje
mnych o języku, którego się nie zna, i żądał, aby nie pozbawiano Ślązaków7 pol-
2*
y
— 20 —
skich sposobności kształcenia się i w y
doskonalania w języku ojczystym .1) Za językiem polskim ujął się 1S27 r.
w „Oberschlesischer Anzeiger" uczci
wy Niemiec, radca szkolny Ben da, twierdząc, że język ludu górnośląskie
go ma swoje uprawnienie, a zdanie je
go potwierdził pewien sumienny sędzia, posiadający gruntow ną znajomość ję
zyka ludu, wśród którego urzędował.
„Rodowity Górnoślązak — pisał w
„Schlesische Provinzialblatter“ 1827 r, T. I. str. 560 — mówi prawdziwym językiem polskim, niektóre zaś prowin- cyonalizmy, archaizm y, niejaka różni
ca i tw ardość w wymowie, co i w Polsce zachodzi, a od czego żaden ję
zyk nie jest wolny w szystko to je
szcze nie jest mięszaniną rozm aitych na
rzeczy, tak jak nie jest język W iedeń
czyków lub Berlińczyków mięszaniną języków holenderskiego, duńskiego i tak zwanego „Plattdeutsch/*
Z równą trafnością pisał o tym
Ł) Schummel je st autorem broszury p. t.
„Der Oberschlesier verteidigt gegen seine W i- dersacher“ .
— 21 -
przedmiocie w „Schlesische Provinzial- b la tte r" ' (r. 1827) protestancki radca k onsystoryalny Richter, który, przez lat 30 pracując na Śląsku, mógł sobie w yrobić sąd bezstronny. Jego zdaniem zachodzą w języku polskim tej części górnośląskiej ziemi, która do pograni
cza morawskiego przytyka, niektóre morawskie i niemieckie naleciałości, ale mimo to brzmi język ten naw et w .ustach prostego robotnika dziesięćkroć lepiej niż mowa Niemców-wieśniaków około Oleśnicy, W rocław ia i w górno
śląskich powiatach. — Zwykle — doda
je Richter — mówią katoliccy księża i nauczyciele lepiej po polsku od ewan
gelickich, a dzieci polskie uczą się ła
twiej niż niemieckie, w tych sam ych stosunkach żyjące. Uważanie języka polskiego za przeszkodę oświaty jest wielkim błędem; nie język polski, lecz brak dobrych nauczycieli, lekceważenie ludu górnośląskiego, stosunki, wśród których nieszczęśliwi G órnoślązacy bez w łasności^ pod ciężarem poddaństwa żyć musieli — to były główne p rzyczy
ny niskiego stopnia oświaty.“
- 22 —
Aby przekonać się, jakim jest język ludu górnośląskiego, przedsięwziął A- nielewski z W rocław ia 1842 r. podróż pieszą z Opola do W ielkich Strzelec, Toszka, Pyskowic, Gliwic, Królewskiej Huty, Bytomia, Tarnowie, Lublińca, Dobregodnila, M ałapiany i napow rót przez Opole do Brzegu.
„Nieraz — pisze -— zboczyłem z gościńca i wstępowałem do wsi okoli
cznych, a radość moja była nie mała, gdym się przekonał, że rzeczy całkiem inaczej się miały, niż dotąd ogólnie są
dzono. W ym owa ludu po wsiach jest dobitna, ale cokolwiek schłopiała, zupeł
nie J a k w P oznańskiem ; w niektórych miejscach jednak samogłoskę a daleko czyściej wymawiają, a nosowe ą jak francuskie en. Miękkie spółgłoski cz, rz, sz zamieniają na tw arde i to tem wyraźniej, im więcej zbliża się granica krakowska, gdzie, jak wiadomo, owe spółgłoski także tw ardo wymawiają."
„Język jest wogóle, o ile mogłem zbadać z ust ludu, dość płynny i dźwię
czny, germ anizm y jeszcze tak rzadkie, że w istocie dziwić się należy, iż za
— 23 —
biegi germ anizacyjne tak spełzły na niczem.“
„Do obcych przem aw iają w trzeciej
©sobie liczby mnogiej, co także rozpo- wszechnionem jest w Czechach i S ty - ryi, zapewne od czasu zajęcia tych k ra jów przez Austryaków, odpow iadają
»aś „ja“ zam iast „tak“. To są dwa naj
zw yczajniejsze germanizmy. P rz y li
czeniu G órnoślązacy kładą zwykle licz
bę mniejszą naprzód, ale znają też zw y
kły sposób. Tak od jednego i tego sa
mego człowieka w jednem i tem samem zdaniu słyszałem : „Miałem tedy lat ośm dwadzieścia, teraz mam już trz y dzieści pięć“. W yrażenie: ,,Pięknie dziękuję", widocznie niemieckie „Dan- ke schoen“, często pow tarzają. Za to w yrażeń, w prost z niemieckiego języ
ka wziętych, słyszy się nadspodziewa
nie mało. Niektóre są przyjęte z cze
skiego np. składek zam iast piwowar, d ycki zam iast zawsze. Obok nich wiele staropolskich w yrażeń, jak siła w zn a' czeniu dużo, wiadro zam iast węborek."'
Pieniądze liczą na piętaki albo trzy fenygi i to czeskie, reńskie, tw arde pię
— 24 —
taki. Oczywistym dowodem, jak wolno i jak mało rozpowszechnia się tam ję
zy k niemiecki, jest to, że lud po wsiach po większej części nie wie, jak nawet najbliższe' m iasta zowią się po niemie
cku, tak, że dowiedzieć się o drogę tru dno, jeśli się nie zna polskiej ich na
zw y."
„W miastach język już jest bardzo m ięszany, niższa w arstw a mówi z w yjątkiem obcych przybyszów w yłą
cznie po polsku i zaledwie rozumie po niemiecku; bogatsi w ładają obydwoma językam i, ale i wśród nich poznać od razu Polaka. Urzędnicy prawie w szy’
sc y mówią tylko po niemiecku. Żydzi, w których rękach po większej części szynki po wsiach i handel w mniej
szych miastach, rozumieją swój interes ta k dobrze, że język ludu dobrze sobie przyswoili. Po lewym brzegu O dry ję
zy k jest już bardziej zepsuty.111) Niedorzeczność twierdzenia, jakoby mowa Górnoślązaków była zepsutym dyalektem języka polskiego, w ykazy-
l) Tamże.
— 25 —
w al dr. Roger, lekarz przyboczny księ
cia na Raciborzu, w przedm owie do zebranych i w ydanych przez siebie z melodyami „Pieśni ludu polskiego na Górnym Śląsku.“
Cennem było także świadectwo pa
stora Fiedlera, który podczas siedmio
letniego pobytu w okolicy Sycow a i Nam ysłow a zapoznał się gruntownie z językiem polsko-ewangelickich Dolno- ślązaków.1)
„Największą różnicą — pisał — po
m iędzy w ykształconym językiem a tu tejszym stanowi wymowa, po większej części albowiem całą gębą wymawiają, przez co wiele głosów syczących w ła
ściwe brzmienie traci.
Następujące uw agi szczególnie są w a ż n e :
Samogłoska a brzmi zwykle jak o np. Pon, Pan, czasem nawet jak aa np.
zbauw zam iast zbaw, paulić zam. palić, w ans zam. was. Cz w ym aw iają jak i w Polsce, jak c np. cekaj, cego. wies za.ii.
czekaj, czego, wiesz, sceście zamiast
Tygodnik Literacki. B. 1343 nr. 27.
— 26 —
szczęście, ę i ą zwykle jak e i o np.
m iedzy zam. między, panio zam. panią, w ym awiają zaś dobrze w w yrazach dąb, będę, smętek. Są brzmi jak som
np. sąsiek jak somsiek, sąsiad jak som- , siad.
Między ż i z często różnicy nie ro
bią i mówią zaba, z y d zam. żaba, żyd.
Bardzo zepsuta jest wymowa ł, któ
re najlepiej jeszcze w ym awiają w ro
dzaju męskim czasu przeszłego, w był, mówił. Na początku brzmi jak u np.
nawa zam. ława, uaskaw y, ząm. łaska- wy. W środku w yrazów wymawia się jak niemieckie ł np. cale, ciało, mówiła.
Często się zupełnie w ypuszcza np. ba- rog zam. barłóg, zozuje zam. zołzuje.
Zupełnie zaś źle mówią pausc, kauja zam. płaszcz, kałuża.
Co się \y<zzy form gram atycznych,
znajduje się tu wiele archaizmów i dla- * tego też starożytny język polski jest
ludowi naszemu najzrozum ialszy. F o r
m y: rękoma, siestrze, desek itd. u nas przedewszystkiem w używaniu, równie;
i liczba podwójna rzeczowników i słów np. dwie oce, dwie nodze, dwie lecie,
— 27 —
dwie słowie, pojdźma, dajma, pośłijma.
B rat odmieniają regularnie: bratowit, bratem. B ez i przez, równie jak i w P o l
sce, nie rozróżniają wcale.
Germanizmem oczyw istym jest bez
ustanne używanie zaimków przed sło
wami np. ja widział, ty ś widział, on wi
dział, m y widzieli. Zam iast: jesteśm y, m ów ią: m y są. Dzieci mówią o rodzi
cach i starszych w trzeciej osobie licz
by mnogiej np. ojciec śpią, m atka nie byli doma.
P rz y imionach liczbowych kładzie się zwykle mniejsza przed większą np.
dwa dwadzieścia. Lud m iędzy sobą za
gaduje się przez ty, w y, wyższych zaś przez trzecią osobę liczby mnogiej np.
co oni chcą zam. co pan chce, w jego ogrodzie zam. w pana ogrodzie.
B yłoby to rzeczą zbyteczną i za obszerną, gdybym tu w szystkie archai
zm y i germ anizm y przytoczyć chciał.
Przepomniee jednak nie mogę w yra
żenia, którego nam pobratym cy zape
wne zazdroszczą tj. onaczyć ze złożo- nemi za, na, prze, po ifd. Znaczenie je go jest nieograniczone, skoro bowiem
— 28
tutejszem u Polakowi zabraknie jakiego słowa, używ a natychm iast onaczyć.
Z przytoczonych uw ag pokazuje się, że zepsucie tutejszego dyalektu tak wielkiem nie jest. Mogę o tem z do
świadczenia zapewnić, że każdego P o laka, byleby tylko łatwej używał kon- strukcyi, zrozumiemy.
Dla tego też nie chwalę bynajmniej postępowania niektórych księży, kt-ó' rzy na am boni^ używ ają tutejszego gminnego sposobu w yrażania się, aby, jak mniemają, stać się zrozumialszymi.
Ambona jest dziś jedynem miejscem, gdzie wieśniak język ojczysty słyszeć może w zastosowaniu do w yższych po
jęć. To jest więc miejsce, gdzie z naj
większą pilnością trzeba mu tę piękną mowę ukazać w całej zachwycającej postaci, aby go tym sposobem p rzy zwyczaić do szlachetniejszego w y raża
nia się, bo gdzież ma się uczyć po pol
sku? W szkole uczą go po niemiecku, nauczyciele są Niemcy, których um yśl
nie w ysyła się w czysto polskie okoli
ce, by polski język jaknajprędzej stąd w yrugować i niemiecki zaprowadzić."
— 29 —
W iększego jeszcze znaczenia są zdania uczonych, którzy, szczegóło
wemu badaniu języka polskiego, a po
niekąd zgłębieniu narzecza górnoślą
skiego poświęciwszy się, ścisłe graina- tyczno-badaw cze podejmowali w tym kierunku prace.
Znany profesor dr. Bandtke, rodem Ślązak, sw ego czasu rektor szkół w ro cławskich, później profesor i bibliote
karz w szechnicy Jagiellońskiej w K ra
kowie, następującą o mowie G órno
ślązaków umieścił w swej „Polnische G ram m atik11 (str. 360) uw agę:
„Prow incyonalny język polskich ślązaków m a w ysoką w artość, a w szy scy ci, co nim pogardzają, postę
pują sobie niesłusznie. Z języka tego nauczyć się może jak najlepszy Polak wielu w ybornych p rastary ch w y rażeń i nagrom adzić niemało cennych uwag o przejściach w językach polskim i czeskim .11
Także daw ny czeski językoznaw ca S zajarzy k zaprotestow ał w swej
„Geschichte der Menschen S prąehen11 (str. 405) przeciw ko podawaniu po
— 30 —
gardę narzecza górnośląskiego przez dziennikarstwo niemieckie. Zalicza on mow ę G órnoślązaków do sześciu dya- lektów języka polskiego, które się przecież „tak bardzo pomiędzy sobą nie różnią, jak poszczególne narzecza niemieckie."
„Jak w szy scy inni P olacy — mówi Szafarzyk — tak też i Ślązacy mają jeden i ten sam język książkow y.
W szystko w ięc jedno, czy książka w W arszaw ie, Poznaniu, K rakowie albo na Górnym Śląsku napisana. Tylko protestancka gmina w M iędzyborzu posiada śpiewnik z r. 1682 w osobnem napisany narzeczu. T rzeba też w ie
dzieć, że tak zw any śląski dyalekt daw nym i czasy nie tylko na Śląsku, ale także i w Polsce był w używaniu.
W Śląsku przecież zaniedbano mowę polską w szkole i w urzędzie, w skutek czego pozostała na dawnym stopniu rozwoju swego, gdy w literaturze, jak każdy inny język, niejednym uległa zmianom."
Szczególniejszą wiagę położyć na
leży na zdanie dr. L. Malinowskiego,
— 31 —
profesora słowiańskiej filologii na uni
w ersytecie krakow skim , k tó ry w ynik badań swoich nad językiem górno
śląskim ogłosił w pracy : „Ueber die oppelnsche M undart in Oberschlesien"
(Lipsk 1873) i w rozpraw ach w w ar- szawskiem „Ateneum" (1877) i w VIII.
tom ie „Rozpraw Akademii Umiejętno
ści, w Krakowie" (1880). Udowodnił on uderzającego podobieństwa niektórych polskich druków z XV. i XVI. w ieku z dzisiejszym , językiem ludu górnoślą
skiego w okolicy Koźla, oraz stw ier
dził, że polski język na Śląsku nie jest bynajmniej czesko-m oraw sko-pol- sko- niemiecką mieszaniną i że nie różni się w takim stopniu od języka piśmiennego, żeby tenże miał być dla Ślązaka niezrozumiałym.
Najnowsza, bardzo gruntow na pu
b lik a c ja o języku górnośląskim w y szła świeżo staraniem Akademii Umie
jętności w K rakow ie pióra dr. Nitscha, k tó ry cały Śląsk zwiedzili
Przez rząd zaniedbany i germani- zowany, przez ówczesnych hakaty- stów w yszydzany, nie postępował lud
— 32 —
polski na Śląsku w oświacie ani nie miał świadomości narodwej. Urzę
dnikami i nauczycielami byli po wię
kszej części rodowici Niemcy albo zniemczeni Ś lązacy; księża z m ałym i w yjątkam i dla ośw iaty naro lowej z bojaźni nic nie czynili. W edle zape
wnienia Józefa Lom py było pomiędzy nimi zaledwie 20, którzy rozumieć mo
gli w ydaw aną przez E w ary sta Est- kowskiego Szkolę, n. p. Lascy w Li
gocie pod Białą (Ziilz), Stabik w Mi
chałowicach pod Bytomiem, Press- freund w Gliwicach, kanonik Ficek w Niemieckich Piekarach, fundator tam tejszego kościoła, redaktor „Tygodni
ka katolickiego" i w y d aw ca Żyw otów Św iętych Skargi.
Było jednak kilku zacnych mężów, którym dobro ludu polskiego leżało na sercu. Tak zachęcał do czytania pol
skich książek Schemrneł, niegdyś e- wangelicki nauczyciel, później bur
m istrz w Pszczew ie, w reszcie radca ziemiański w Oleśnie, Gruchel, naj
przód nauczyciel, potem burm istrz w Rybniku, Kietłiński, p o c z m i s t r z w
— 33 —
Rybniku, Lis, sztyg ar z Bytom ia, któ
ry w łasnym nakłjadem w y daw ał ksią
żki polskie pobożnej treści, ks. Pol, au
tor gram atyki polskiej, Piekoszew ski, m łynarz w B rzozow icach , pod B y to miem, Gajda, m alarz pokojow y w Lu- beczku w powiecie lublinieckim, któ ry naw et utrzym y w ał czytelnią i zamie
rzał przyw ieść do skutku w ydaw anie
„Tygodnika polskiego11 i zaprowjadzić te atr am atorski polski, M acander, nau
czyciel w W ęzinie w powiecie lubli
nieckim, Schubert, nauczyciel w Luh
beczku. L iteraturą polską zajmowali się ks. H alam a w Dobrodzieniu, H ala
m a w Kluczborku, pastor Plaskuda w Szym onkow ie w powiecie kluczbor- skim, kandydat ewangelicki P russe w W ołczynie, dziekan Ekw art w Siatko- wicach w powiecie o polskim J), Ko- czołd i Peżych, a pierwszym krzew icie
lem ducha narodow ego na Śląsku był Józef Lompa, nauczyciel wiejski w Lubczy pod W oźnikami (ur. 1797 + 1863), k tó ry kształcił się w szkole P i-
') Szkofa 1850 str. 199 -2 0 3 .
3
— 34 —
jarów w Wieluniu. Ruch narodow y nia Śląsku wzm ógł się dzięki działalności P a w ła Stalm acha i Karola Miarki, ur.
1824 w Pielgrzym ow icach pod P szczy ną, zm arłego 1882 r. w Cieszynie, w ła
ściciela i redaktora „K atolika/1 naby
tego od Józefa Chociszewskiego, któ
ry go założył w Chełmnie i przez trzy lata w ydaw ał. Do przyjaciół i opieku
nów ludu polskiego na Śląsku należeli m iędzy innymi biskup Latuszek, bi
skup A dryan W łodarski, ks. Szafra- nek, ks, Lubecki, ks. B ączyk (Bontzek) i ks. C zesław Lubiński (D/amroth), naj
lepszy poeta śląski.
Za staraniem Karola Koszyckiego, Lompy, Smolki i Józefa Łepkow skie- go, który przez niejakiś czas redago
w ał „Tygodnik górnośląski," zaw iąza
ło się 1848 r. w Bytomiu T o w arzy stw o pracujących dla ośw iaty ludu polskiego i zlałożyło czytelnie polskie w Bytomiu, Lublińcu, W oźnikach, Rybniku i M ysłowicach.1)
Dopiero za panow ania F ry d ery ka
Ł) Tam że 1850 str. 137.
— 35 —
W ilhelma IV. zwolnią! zapęd germ ani- zatorski na Śląsku, do czego p rzyczy ni! się znacznie kardynał książę-biskup w rocław ski Diepenbrock (ur. 1798 + 1853), k tó ry w yrzek ł w P iekarach te pam iętne słow a:
„Dałbym uciąć sobie palec z mej ręki, gdybym umiał po polsku, abym się mógł z ludem polskim rozmówić.*1 On to w ziął w szczególną opiekę lud polski na Śląsku, zaprow adził 1849 roku w sem inaryum duohownem w W rocław iu regularną naukę języka polskiego, którą pow ierzył em igranto
wi polskiemu ks. Kraińskiemu. K lery
cy na jego rozkaz musieli uczyć się odtąd po polsku.
K orzystając z ogłoszenia konstytu- cyi, która szkołę więcej zależną od w ładzy duchownej uczyniła, zalecił Diepenbrock inspektorom, którym i zw ykle byli dziekani, pilne czuwanie nad tem, aby dzieciom polskim tylko w ojczystym języku nauki udzielano.
Zachęcał też księży po pfarafiach, aby kształcili się w języku polskim i w tym języku głosili słowo Boże.
3*
— 36 —
A ponieważ dyecezya w rocław ska daw no już zaniechała święcić św iąt patronów polskich, przeto kazał umie
ścić je napow rót w rubryce, a św. Bro
nisław ę ogłosił patronką całego Śląska i dzień 7-go w rześnia nakazał święcić solennie jako jej uroczystość.1)
Tak samo k orzystał z większej swobody pastor Fiedler.2) Zawisłym od siebie nauczycielom polecił połow ę nauk udzielać dzieciom po polsku, a zw łaszcza religii, historyi biblijnej i zdań z Pism a św. W najniższej klasie kazał zaczynać naukę od polskiego głosow ania, a potem dopiero, gdyby dziecko zdań w ojczystej mowie czy
tać się -nauczyło, rozpoczynać niemie
ckie czytanie. W tym celu kazał Fie
dler drukow ać w B rzegu polską „Nau
kę czytania" niemieckiemi głoska
mi, opracow aną na zasadzie Kiszew
skiego „Nauki czytania pod względem polskim, a na zasadzie H arnyscha (Sprechbuch) pod względem niemie-
‘) Szkofa 1851 str. 372—1852 str. 86 a) SzkoJa 185'\ 3 6 7-370.
— 37 —
ckim.“ Dla starszych uczniów zapro
wadzi} polskie tłom aczenie „P rzy jacie
la d z ie d “ P reussa i V ettera, która to książka w y szła w Królewcu.
Na jego przedstaw ienia ukazał się dnia 14-go grudnia 1850 r. re sk ry p t re
jencyi wrocławskiej, ty c zący się szkół, uczęszczanych przez polsko-e;- w angelickie dzieci.
„ Je st zadlaniem szkół piolskich — tak brzmiał reskrypt r) — młodzież o- bok języka niemieckiego tak k ształ
cić,- aby i po polsku dobrze mówić i pi
sać potrafiła. Szczegółow o nadto sta nowi się, ab y w w yższej klasie dosta
teczna liczba godzin do ćwiczenia w czytaniu i stylu w języku niemieckim i polskim w yznaczoną była. W ra chunkach i realiach niechaj p rzew aża język niemiecki, ale w religii uczynić należy język polski wykłaldowym, o- sobliwie tam, gdzie jest językiem Ko
ścioła." W edle rozporządzenia tylko takie książki w szkołach m iały być za
prow adzone, któreby były w obu ję
zykach napisane.
>) Szkofa 1851 str. 168-169.
— 38 —
Na przedstawienie Purkyniego, pro
fesora fizyologii p rzy uniwersytecie w W rocławiu i założyciela Tow arzystw a Jiteracko-słowiańskiego tamże, utwo
rzy ł rząd 1842 r. k ated ry języków sło
wiańskich w Berlinie i W rocławiu. W Berlinie został docentem języka pol
skiego pod koniec 1842 r. W ojciech C y
bulski, którego 1860 r. powołano na profesora literatury polskiej do W ro cławia.
Za staraniem Karola Koszyckiego i za przyczynieniem się kardynała Diepen- brocka zaprowadził rząd w r. 1842 na
ukę języka polskiego jako fakultaty
w ną w gim nazyaeh opolskiem i gliwi- ckiem, 1843 r. także w gimnazyum w Nisie, do którego niegdyś uczęszczali późniejsi królowie polscy Michał Kory- but Wiśniowiecki i Jan Sobieski, 1856 r. w gim nazyaeh głubczyckiem i raci- borskiem, a 1858 r. w gimnazyum gło
gowski em.1)
W Opolu przez dłuższy czas był nauczycielem języka polskiego ks Cy-
*) W iese, 1. 187. 200. 206.
trynowski. W Raciborzu używano g ra
matyki polskiej i W zorów polskich, w ydanych przez Kampmanna, nauczy
ciela przy gimnazyum Elżbiety w W ro
cławiu, później gram atyki Fritza, nau
czyciela przy realnej szkole św. Du
cha w W rocławiu, który w przedmowie niemiebkiej napisał, że książkę jego przejrzał łaskawie „H err K. Libelt"1)
Nauczycielem języka polskiego w Raciborzu był do r. 1875 ks. Jan Krahl,
„curatus Polonorum" (urn. 1910), po
tem „rodow ity Morawianin" ks. Man- derla, w ikary raciborski, później ks Ro- gula, kapelan więzienny. Obecnie udzie
la go p. Nowak, nauczyciel głuchonie
mych.
Zaprowadzono także naukę języka polskiego w seminaryum nauczyciel- skiem w W rocławiu, a p rzy egzaminie wymagano dokładnej jego znajomości.
Egzam inator Rendschmidt popadł w gniew, gdy egzaminand, Niemiec Jan Besta, nie umiał w ytłom aczyć kilku pol-
— 39 —
*) W iadomości te pochodzą od p. dr. Józefa R ostka z Raciborza.
— 40 —
skich słówek i form gram atycznych, chociaż język polski — jak mniemał Rendschmidt, sądząc z nazwiska — był jego ojczystym językiem .1)
W tym też czasie zreformowano katolickie seminaryum nauczycielskie w Głogówku, przeniesione dotąd w r.
1803 z Opola. W tem seminaryum był od r. 1814 językiem wykładowym ję
zyk niemiecki, a języka polskiego w ca
le nawet nie uczono. Na praktyczne tylko ćwiczenia posyłani bywali semi
narzyści do polskiej przedmiejskiej szkoły, gdzie się polskim posługiwali językiem, co jednak 1818 r. ustało.
Seminaryum w Głogówku, jak się dyrektor jego, ks. dr. Schermuly, z du
mą w yraża,2) przyczyniło się walnie od r. 1814— 1845 do germanizacyi Gór
nego Śląska (Schermuly, ksiądz katoli
cki, nazyw a ten okres „die grosse Zeit der Germanisierung Oberschlesiens“ !), w ysyłając niemieckich nauczycieli, któ-
*) Schermuly, Das Lehrer-Sertiinar in Ober- glogau. Breslau 1902. str. 91. 92.
2) Tamże.
— 41 —
rzy ani słowa po polsku nie umieli, do miast i wsi górnośląskich.
Atoli zmieniło się to — jak ubolewa Schermuly — w r. 1844.
Na rozkaz ministra Eichhorna .zapro
wadzono w tym roku w seminaryum we w szystkich klasach język polski ja ko przedm iot nauki w 2 godzinach ty godniowo. W krótce potem powiększono liczbę godzin o 2, a naukę języka nie
mieckiego skrócono o 4 godziny. Odtąd także niemieccy uczniowie mieli co ty dzień 2 lekcye języka polskiego, n aj
przód osobno, potem razem z polskimi uczniami.
Następca Eichhorna Ladenberg (1848— 1850) jeszcze dalej posunął się w względności dla żywiołu polskiego.
Z polecenia jego nakazało wrocławskie kolegium szkolne w końcu r. 1849, co następuje:
„P rzy przyjmowaniu do semina
ryum uczniowie po polsku mówiący mieć powinni pierwszeństwo przed Niemcami, którzy stoją na ty m samym stopniu w ykształcenia, a zasobu wiado
- 42 —
mości niemieckich uczniów w polskim języku nie wolno oceniać łagodniej niż słowiańskich uczniów. Aby sem inarzy
ści lepiej wydoskonalili się w polskim języku, należy dać sposobność uczniom wyższego kursu tak niemieckim jak polskim odbywania prób nauczania dzie
ci polskiego pochodzenia. T aką sposo
bność,; z której dotąd nie korzystano, daje w Głogówku dwuklasowa szkoła przedmiejska."
N ajprzychylniejszym okazał się P o lakom minister Raum er (1850— 1858).
W ysłał on w czerwcu 1851 r. tajne
go radcę Stiehla, bardzo sprawiedliwe
go męża, do Głogówka na rewizyą, a owocem jej było najprzód, że z powodu nieznajomości języka polskiego wielu preparandów w tym że roku nie p rzy jęto do seminaryum, powtóre, że d y rektor Hócker i dwaj nauczyciele, Jó
zef Dorn i W ilhelm Kothe, nie rozumie
jący po polsku, oddaleni zostali, a dy
rektorem m ianowany za przyczynieniem się kardynała Diepenbrocka dnia 17-go kwietnia 1852 r. ks. Juliusz Jiittner
— 43 —
Ten ks. Jiittner, urodzony w Lubliń
cu 1821 r., był księdzem w W . Księ
stwie Poznańskiem od r. 1845 i to naj
przód w ikaryuszem w Szubinie, potem kaznodzieją niemieckiej gminy i nau
czycielem szkoły obywatelskiej w Gnie
źnie. Na tem stanowisku poznał go ks.
Bogedain, naówczas poznański radca rejencyjny i szkolny, na którego polece
nie został ks. Jiittner mianowany 25-go m aja 1847 nauczycielem sem inaryum w P aradyżu.
Zostawszy dyrektorem seminaryum w Głogówku, starał się ks. Jiittner o to, aby język polski był w niem należycie uwzględniany, w czem mu się jednak nauczyciele nieraz sprzeciwiali. Za je
go czasów nie instalowano żadnego Niemca, chyba, że dowiódł znajomości języka polskiego.
Ks. Jiittner zniósł niemiecką szkołę ćwiczeń, a w jej miejsce zaprowadził polską. Kolegium szkolne wrocławskie zażądało wprawdzie, aby niemieccy se
minarzyści mieli sposobność w ykształ
cenia się w niemieckiej szkole miejskiej
— 44 —
w Głogówku, ale odstąpiło od żądania na przedstawienie ks. Jiittnera, że w yż
sza klasa polska szkoły seminaryjnej celowi odpowiada. W pływ ks. Jiittnera i jego przekonania stały się miarodaw- czemi dla katolickich seminaryów Ślą
ską, gdy w r. 1861 został członkiem w rocławskiego kolegium szkolnego.
Zadaniem nowej polskiej szkoły ćwiczeń, w której nauczycielem został 1853 r. Polak, Antonii Cygan (um. 1893), miało być doprowadzenie uczniów do dokładnego zrozumienia języka polskie
go i biegłości w ysław iania się w nim.
Tłomaczono w ięc z polskiego na nie
mieckie i odwrotnie, czytano ustępy polskie i niemieckie z podręcznika, w y
danego przez nauczycieli Bestę i C y
gana, porównywano ciągle wyrażenia niemieckie z polskiemi, religii uczono się tylko po polsku, a w w yższym od
dziale uczniowie w rachunkach i geo
grafii obok niemieckiego używali także polskiego języka.
Życzeniem ministra Paum era, który pięć polskich książek w seminaryum
— 45 —
zaprowadził, było, aby historya, geo
grafia, historya naturalna i rachunki w polskim języku wykładane były, a ję
zyk niemiecki był tylko przedmiotem nauki, słowem chciał seminaryum spol
szczyć, atoli kolegium szkolne w ro cław skie dokonało tego, ż/e sem inaryum pozostało zakładem niemieckim z pol
skim językiem jako przedm iotem nau
kowym, z polską szkołą ćwiczeń i w y
kładem polskim dla uczniów polskich w katechizm ie i historyi ś., oraz pie
śnią polską dlja uczniów polskich.
W podobny sposób urządzono za łożone 1849 r. drugie górnośląskie ka
tolickie seminaryum nauczycielskie w Pyskowicach, w którem każdy bez w y jątku sem inarzysta w polskim języku miał się kształcić. D yrektorem tego za
kładu został Smolka.1)
Za R aum era w yszła też dnia 5 w rze
śnia 1851 r. instrukcya dla preparan- dów, w edle której tylko tacy m łodzień
cy mieli być przyjm owani do szkół preparandtów, któ rzy by posiadali pe
l) Szkofa 1851 str. 327.
— 46 —
wną znajomość języka polskiego. Je
dnym z głównych obowiązków szkoły preparandów miało być dalsze kształ
cenie w języku polskim, a wynikiem na
uki zdolność napisania wypracowania w tym że języku. Jako podręczniki za
prow adzono do tych szkół „Zadania arytm etyczne" Bocka, „W ypisy pol
skie" i „Nowe w ypisy polskie."1) Aby przepis był wykonany, urządzo
no' na Górnym Śląsku 28 stacyi prepa
randów, których kierownictwo powie
rzono pierw szym nauczycielom Pola
kom z w yjątkiem nauczyciela w Cere- kwicy (Deutseh-Neukirch). W szystkie stacye prócz w Cerekwicy i Grobni- kach były w polskich lub morawskich wsiach. Chłopcy z tych stacyi mieli przedewszystkiem prawo do wstąpienia do seminaryum. Dozór ogólny miał dy
rektor seminaryum głogowskiego.
Gdy pewnego razu ks. Jiittner od
byw ał rewizyą, przekonał się, że nau
czyciele, wyszli z niemieckiego semi
naryum , udzielali w kilku stacyach ka-
x) Schermuly.
I
techizm ui historyi biblijnej w niemie
ckim języku, że w Kriapowicach chłopcy umieli tylko niemieckie pieśni, że w kil
ku stacyach polskie w ypracow ania by
ły gorsze od niemieckich, że w innych polscy uczniowie nie znali polskich w y
rażeń na „Divisor, D m dendus, Sum
mę," że w C erekw icy był chłopiec pol
ski, k tóry hie pobierał nauki w polskim języku, że polscy uczniowie więcej pra
cowali w niemieckim niż polskim języ
ku, że nauczyciele mało okazywali zdol
ności w uczeniu po polsku i że prawie nigdzie nie zadawalniało polskie czyta
nie i pisanie, że wreszcie nie uczono się polskiej gram atyki.
O tern wszystkiem doniósł ks. Jiit- tner rejencyi opolskiej, prosząc, aby nakazała surowo uczyć preparandów historyi ś. i katechizmu w polskim ję
zyku. Skutkiem tego w yszedł w czerw
cu 1856 r. dodatek do instrukcyi, który w yliczał 30 pieśni polskich, jakich uczniowie mieli uczyć się na pamięć, i n akazyw ał ustępów z katechizmu uczyć się na pamięć w tym języku, w
— 47 —
— 48 —
którym preparand jako przyszły nau
czyciel miał w y kładać religią.
Dla polsko-ewangelickiej ludności założył rząd 1851 r. w W ołczynie (Kon- stadt) polsko-ewangelickie prosemina- ryum nauczycielskie pod dyrekcyą tam tejszego pastora Prussego, którego u- czniowie po dwuletnim kursie przecho
dzić mieli celem wyższego w ykształce
nia do niemiecko-ewangelickiego semi- naryum w Ziębicach (Miinsterberg).
Wielkie zasługi około utrzym ania polskiego języka na Górnym Śląsku położył ks. Bogedain, pochodzący z śląskiej rodziny niemieckiej, któ ry w r.
1839 był nauczycielem religii katoli
ckiej w Poznaniu, potem tamże radcą rejencyjnym i szkolnym, w reszcie w tym że samym charakterze przeniesio
ny został do Opola.
On to, rewidując szkoły, jego inspe- kcyi podległe, od 25-go sierpnia do 7-go września 1850 r., stwierdził, że lu
dzie niechętni byli szkole niemieckiej, że z 6497 dzieci odw iedzało regularnie szkolę tylko 1673, nieregularnie 3652, a
— 49 —
w cale nie 1172, że w reszcie nauczycie- le byli obojętni i niepilni.
Na jego przedstaw ienie w y d a la re- jencya opolska dnia 20-go stycznia 185,1 roku okólnik do inspektorów szkol i nauczycieli elem entarnych, w którym pomiędzy innemi tak się od zyw ała:
„Także i to złe jako dość powsze
chne wymienić musimy, że wielu nau
czycieli nie przysw oiło sobie takiej bie
głości w polskim języku, jakiej od nich w m iarę polskich książek, do nauki po szkołach używ anych, żądać należy. Ję-, zyk nauczyciela powinien się zgadzać co do zapasu i w yrażenia z językiem , w jakim książka jest napisana."
N akazyw ał w ięc okólnik inspekto
rom, aby pobudzali nauczycieli do na
bycia dokładnej znajomości języka pol
skiego, polecał nauczycielom szkól pol
skich książkę Kiszewskiego „Nauka o świecie", i „Zadania i rozw iązania a- rytm etyczne" Bocka, w ydane w P o znaniu u M ittlera, d aw ał przepisy, jąk ćw iczyć dzieci w niemieckim języku, ale zarazem przestrzegał, a b y się to nie działo z uszczerbkiem dla innych
4
przedmiotów, dozwala! wedle okoli
czności używ ać języka niemieckiego do w ykładu z w yjątkiem religii, która m iała być udzielana tylko w polskim lęi-yku, na śpiew w reszcie polski ko
ścielny kładł przycisk, żądając, aby polskie dzieci polskie śpiew ały pieśni i ich treść dokładnie rozumiały.
„W tych m iastach —- brzm iał dalej okólnik — gdzie dzieci z językiem pol
skim jako ojczystym do szkoły p rzy chodzą, a jednak po niemiecku uczyć się mogą i mają, powinien nauczyciel podług tego, czy nabożeństw o tylko w polskim czy też częścią w polskim, częścią w niemieckim języku się od
praw ia, dzieci także w polskiem c zy ta niu i polskim śpiewie ćwiczyć, aby w czci Boga m iały udział. O ile w udzie
laniu nauki religii m a się polskiego ję
zy k a używ ać,pozostaw ia się do rozpo
znania kapłanom, k tórzy niechaj w tym w zględzie na życzenie sam ychże ro
dziców zw ażają." *)
Ks. Bogedain, starając się usilnie o
— 50 —
») Szkofa 1851, str, 2 4 0-254.
zaprow adzenie języka polskiego i lep
szych książek polskich do szkól ele
m entarnych, w ziął też w opiekę polski śpiew kościelny, k tó ry uległ skażeniu, bo nauczyciele do jego czasów w se- m inaryach zaznajamiali się- tylko z nie
m ieckim śpiewem kościelnym, a śpiew polski jedynie przez podanie w ustach ludu, a osobliwie tak zw anych śpiew a
ków utrzym ał się.
Zbiór pieśni polskiego rolnika P ie- koszew skigo, także śpiewniki Kotzolta, Rongego i Muthwilla nie w ystarczały, w idząc w ięc potrzebę dobrego i do
kładnego śpiew nika dla szkół i semi- naryów , napisał ks. Bogedain odezw ę do duchownych, organistów i nauczy
cieli, aby mu nadsyłali sw e zbiory i sam w y d ał 1852 roku w popraw nej e- d ycyi sw e „Śpiew y nabożne" (druko
w ane po raz pierw szy 1841 roku), do których nauczyciel sem inaryjny T. Klo
now ski dorobił melodye. 2)
O dy radca rejencyjny ks. Barthel chciał, aby sem inarzyści w P y sk o w i
*) Szkoła 1852, str. 291.
— 51 —
4*
— 52 —
cach uczyli się nie czysto polskiego, lecz „górnośląskiego" języka i aby w tym języku b yły książki szkolne dru
kowane, a nauczyciele uczyli dzieci, oparł się temu energicznie ks. Boge- d ain .s)
W roku 1853 ujął się także za G ór
noślązakami Erazm Stablew ski na po
siedzeniu Izby poselskiej z dnia 21-go kw ietnia, w ykazując, że na Górnym Śląsku brakow ało 470 szkół i 580 nau
czycieli, co sam rząd pruski przyznał, i skarżąc się, że od roku 1848 rząd nie obsadzał w akującej katedry słow iań
skich języków i literatu ry przy uniw er
sytecie wrocławskim i że zabraniał u- czącej się tam polskiej m łodzieży na
w et w pryw atnem naukow em stow a
rzyszeniu nabierać w yższej znajomo
ści polskiego języka i lite ra tu ry .4) Jednym z najgorliw szych obroń
ców narodow ości polskiej na Śląsku był Karol Koszycki (Koschiitzky) z Wielkich Wilkowic, jakkolwiek sam mało umiał po polsku.
3) Tamże, str. 528.
*) Tam że 1853, str. 173.
— 58 —
P o przejściu Śląska pod rząd pru
ski miano wzgląd na ludność polską o tyle, że potrzebne do w iadom ości jej rozporządzenia i praw a krajow e, tu dzież przepisy urzędów policyjnych ziemskich ogłaszano równocześnie w języku polskim. Osobliwie, gdy u sta
nowiono rejencyą opolską, zaczęła ona w ydaw ać raz na tydzień „Dziennik u- rzędowy,** w którym zaw sze w sz y st
kie postanow ienia jej i rozporządzenia, o ile ty czy ły się ludności polskiej, o- głaszane by w ały w polskiem tłom a- czeniu. R edakcyą tego tłom aczenia zajmował się do r. 1838 radca szkolny w yznania ewangelickiego, a były rad ca konsystoryalny Richter. P o jego odejściu z Opola zaprzestano dawać re
gularnie tfomaczeń polskich i kiedy niekiedy tylko umieszczano je w
„Dzienniku urzędowym.*4 W począt
ku b yw ało to częściej, później coraz rzadziej, aż w reszcie od roku 1841 za
niechano prawie zupełnie, tak, iż w y
jątkow o tylko ogłaszano po polsku o- strzeżenie, że popisowi, żeniąc się, nie uwalniają się od służby wojskowej.
— 54 —
Koszycki ’) tedy, czując praw dzi
w ą potrzebę w tym w zględzie Ś ląza
ków, udał się najprzód do naczelnego prezesa Śląska Mer kia w W rocławiu,, pytając o powód zaniechania ogłoszeń polskich w rejencyi opolskiej. W od
powiedzi kazano mu się zw rócić w prost do rejencyi opolskiej. Uczynił to i odebrał odpowiedź, że, ponieważ ludność śląska, po polsku tylko umie
jąca, nie m a dostatecznych w iadom o
ści realnych i językow ych, zachodzi
łaby obawa złego zrozumienia obwie
szczeń rządow ych, gdyby po polsku:
w ychodziły, dla uniknienia przeto te
go, tudzież niepotrzebnych zachodów i kosztów , zaprzestano zupełnie tłom a- czeń polskich.
Tym czasem w stąpił na tron F ry d e
ryk Wilhelm IV. Do niego zaniósł w prost Koszycki 1841 r. prośbę, w której przedstawiał, jakie stąd złe w y
nika, jeśli lud nie jest obeznany z obo:
>) Koschiitzky, Verhandlungen u. authentische Aktenstucke, betreffend die Sprachen-Frage in O berschlesien aus den Jahren 1839-1859. T ar- nowitz 1859.
— 55 -
w iązującem i praw am i. Skutkiem tego w y w iązała się pomiędzy petentem , a różnemi w ładzam i krajow em i obszer
na korespondencya.
W r. 1849 naczelny prezes Schlei- nitz dal Koszyckiemu stanowcze z a pewnienie, że nadal w ychodzić będzie osobny polski dodatek do „Dziennika urzędowego" rejencyi opolskiej i że będzie rozsyłany gminom rejencyi.
Jakoż w y szły 1850 roku d w a num ery takiego dodatku, poazem jednak dal
szego w ydaw ania go zaniechano.
Na nieustanne zażalenia i przed
staw ienia z tego powodu odpowiedział w reszcie 1S54 r. Koszyckiemu mini
ster spraw wewnętrznych, że uwzglę
dnienie języka polskiego w rejencyi o- polskiej jest niepotrzebne ra z dla tego,' że lud polski wogóle „Dzienników u- rzędow ych" nie czytuje, potem dla te-' go, że nie le ży w interesie rządu u- trwalać różnicy ję zyk a polskiego.
Z tą sam ą sp raw ą zw rócił się Ko
szycki 1855 r. do sejmu w formie pe- tycyi. G dy rzecz w ytoczono w ple
num Izby, minister podał za powód,
— 56 —
dla którego przejść należy do porzą
dku dziennego, tę okoliczność, że w yda
w anie żądanego polskiego dodatku kosztow ałoby 3000 talarów rocznie, w ielkie w ięc koszta nie odpow iadały
b y w cale małemu pożytkowi.
Dla obalenia tych argumentów Ko
szycki ofiarował się urządzić w yda
wnictwo takiego dodatku za dziesiątą część kosztorysowej sumy, to jest 300 talarów .
W obec takiej ofiary polecił mini
ster po upływ ie całego roku rejencyi opolskiej, ażeby porozumiała się z Ko
szyckim w zględem w y daw nictw a pol
skiego dodatku i zlała je nań po z a tw ierdzeniu w arunków umowy. Po niejakimś czasie rozm yślił się minister i upoważnił rejencyą opolską, ażeby od początku 1857 r. z w łasnej poręki i w edle w łasnego uznjania polski doda
tek w ydaw ała. Jakoż w yszło przez ciąg roku 1857 pięć ćw iartek takiego dodatku, w r. 1858 jednak tylkc je
dna ćwiartka.
Kiedy skutkiem tego Koszycki zro- bif podanie do rejencyi, prosząc o
częstsze w ydaw anie dodatku, o zamie
szczanie w nim w szystkich rozporzą
dzeń i obwieszczeń, które polskiemu lu
dowi mogą być potrzebne i pożyteczne, jak niemniej o istotne przesyłanie w yda
nego1 dodatku gminom właściwym, od
powiedziano mu, że kontrola nad w y
dawnictwem polskiego dodatku do niego nie należy i że dalsze jego pada
nia w tej m ateryi po prostu do kosza będą w rzucone.
Koszycki zgłosił się znowu do mi
nistra, prosząc o napraw ę złego, ale o- trzym ał odpowiedź, w której minister rejencyi zupełną słuszność przyzna
w ał.
Gdy sprawę znowu poruszono w sejmie, zaprzeczył minister rolnictwa hr. Pueckler, który był poprzednio pre- źeśem rejencyi opolskiej, na posiedze- -nha Izby poselskiej 26 m arca 1859 r., jakoby istniała potrzeba w Górnym SlĄsku wydaw ania polskich Dzienników Urzędowych, twierdząc zarazem , że G órnoślązacy nie są Polakami, lecz tylko po polsku mówiącymi Prusakam i, ani Polakam i być pragną, a poparli