• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXXIII.JSTa 1 (1647).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXXIII.JSTa 1 (1647)."

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W Warszawie: rocznic rb. 8, kwartalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową rocznie rb. 10, półr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Redakcyi „W sz ech św iata" i we wszystkich księgar­

niach w kraju i za granicą.

TYGODNIK POPULARNY, POSWIĘCOIY IIU K O I PRZTRODIICZYNI.

Tom X X X III.

JSTa 1 (1647). W a rsz a w a , dnia 4 stycznia 1914 r.

Redaktor „W sz e c h św ia ta “ p rz y jm u je ze sprawami re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A JVb. 37. T elefon u 83-14.

P I E R W S Z A P O L S K A S T A C Y A B I O ­ L O G I C Z N A D L A B A D A Ń W Ó D

S Ł O D K I C H .

(S ta c y a nad je z io r e m D rozdo w iek iem k olo Gródka J a g ie llo ń s k ie g o w Galicyi)..

Od w ielu ju ż la t p rzy ro d n icy polscy odczuwali potrzebę założenia s ta c y i bio­

logicznej dla bad ań lim nologicznych (flo­

ry i fau n y wód śródlądo w y ch ). Jeszcze przed l a t y d w u d z ie stu kilku myśl tę po d­

j ą ł sęd ziw y nasz uczony, zn a k o m ity zo­

olog, prof. A. W ierzejski, p e r t r a k t u ją c z b aro n em B ru n ick im w sp raw ie założe­

nia s ta c y i takiej w L ub ie n iu W ie lk im nad ta m te js z e m jeziorem. T ru dn o ści ma- te ry a ln e s ta n ę ły na przeszkodzie urzeczy­

w is tn ie n iu tej myśli, jak k o lw ie k p o d no ­ szono j ą później w ielo kro tnie n a zjazdach p r z y ro d n ik ó w i lekarzy polskich oraz s t a ­ rano się w pro w adzić j ą w życie w pol- skiem T o w arz y stw ie przy ro d n ik ó w im.

K op ern ik a we Lwowie. P rzed la ty mniej więcej ośmiu b y ła chwila, w której z d a­

wało się, że t a myśl, t a k bardzo u p r a ­ gniona, uleg n ie ju ż n ieb a w em zrealizo­

w aniu. Zdawało się, że Tow. im. K oper­

n ik a we Lw ow ie u z y s k a ja k ie ś s c h ro n ie ­ nie dla s ta c y i nad jeziorem J a n o w sk ie m oraz fu n d u sz n iew ielki n a u rządzenie p r a ­ cowni. Ale i to okazało się złudzeniem;

b r a k zrozum ienia dla tej s p ra w y u osób wpływ ow ych (w zarządzie je d n e j z in- s ty tu c y j fin a n so w y c h we Lwowie), które i jeziorem JanowTsk iem i fu nd u sz a m i od- powiedniem i rozporządzićby się mogły, s ta n ą ł n a przeszkodzie w p row ad zen ia w czyn owej myśli. Tym czasem w s z y ­ stkie, niem al bez w y ją tk u , n a ro dy k u l t u ­ ralne ościenne fu nd ow ały ta k ie stacye i la b o ra to ry a limnologiczne. My jedni nie podążyliśmy pod ty m w zględem za innymi. Ale nareszcie polskie Tow. p r z y ­ rodników im. K opernika zdobyło się na czyn energiczny i piękny, i p ierw sza pol­

s k a sta c y a lim nologiczna s ta n ę ła n a d j e ­ ziorem Drozdowiokiem , pod Gródkiem Jagiellońskim , o pół godziny koleją _od Lwowa.

Sta cya p rz e d s ta w ia n a razie b u d y n e k zupełnie już ukończony, a że m a również fundusz n a zakup no n a jn ie z b ę d n ie js z y c h przyrządów, przeto w iosną w czesną ro z ­ pocznie się w niej r u c h i życie, zim a zaś przejdzie jeszcze n a przy g o to w a n iac h

rdzeniach w e w n ę trz n y c h .

S‘0 «*'

(2)

2 W SZECHSW IAT N i 1

J a k k ażda rzecz, c h oc ia ż b y n a jp i ę k n ie j ­ sza i n a js z la c h e tn ie js z a , a w z am iarach n a jid e aln iejsz a, t a k i s ta c y a Gródecka m iała ciężkie chw ile w k ró tk ic h sw ych dziejach, alb ow iem nie obeszło się, n ie ­ s te ty , bez tego, a b y myśl założenia jej nie znalazła ludzi n ie c h ę tn y c h . D latego też pod ając opis i dzieje dotych czasow e sta c y i, p o s ta ra m się też w y k a z a ć d o n io ­ słość n a u k o w ą i n s t y t u c y i tego rodzaju, in s ty tu c y i, k tó ra u nas p o w s ta ła dzięki ofiarności k r a j u i osób p r y w a tn y c h i dzię­

ki n iezw ykle e n e rg icz n e m u z a k rzątn ięciu się około tej s p r a w y Z arządu polskiego T o w a rz y s tw a p r z y ro d n ik ó w im. K o p e rn i­

k a we Lw ow ie.

S ta c y e lim nologiczne is tn ie ją w e w s z y ­ s tk i c h n iem a l k r a ja c h E u ro p y, a sporą ich ilość p osiada ta k ż e A m e ry k a . O g ra ­ n icz a ją c się na Europie, w y m ien ię po­

k r ó tc e n a jw a żn ie jsz e z nich. W A u s try i i n a W ę g rz e c h istnieją: S ł y n n a sta c y a n a d je z io re m Lunz, w pięknej okolicy p odalpejskiej (600 m n a d p. m.), założo­

n a w r o k u 1905 przez d -ra K u p e lw e ise ra i prof. W o lte re c k a z Lipska. J e s t to w sp aniale u rzą d z o n a i n s t y t u c y a z d o ­ świadczalnem u s ta w k a m i, b asen am i, s z k la r ­ niam i, a j e d n ą z w ielk ich je j z a słu g n a ­ u k o w y c h było p rze p ro w a d z en ie w niej o b sz e rn y c h i g r u n to w n y c h s tu d y ó w n a d zm ien nością różnych w o d ny c h u stro jó w z w ierzęcych . S t a c y a n a d s ta w e m Hirsch- b e r g w C z ech ach , założona w ro k u 1906 przez T o w arz y stw o p op iera n ia nauki, sz tu k i i l it e r a tu r y niem ieckiej w Cze­

chach. P ie rw s z y m je j d y r e k t o r e m był zm a rły n iedaw n o d o k tó r R. v. Len- denfeld, profesor zoologii w u n i w e r s y t e ­ cie niem ieck im w P ra d ze . S ta c y a ta po­

z o s ta je w z w ią z k u ścisłym z i n s t y t u te m zoologicznym u n i w e r s y t e t u n iem ieck iego w Pradze. W ro k u 1907 hr. W a ld s te in udzielił w s w y m z a m k u d w u pokoi na pom ieszczenie stacy i, później p rzeznaczo­

no dla niej d o m ek m u ro w a n y p a r te r o w y o p o k o ju o trz e c h oknach. S ta w Hirsch- b e rg (G ro sste ic h -H irsc h b e rg ) m a 350 h e ­ k ta r ó w pow ierzchni i j e s t g łę b o k i średnio n a 3,5 m, n a jw ię k s z a g łę b ia dochodzi 6 m.

Głównem z a d a n ie m s ta c y i je s t „ m o g iichst ein g e h e n d e E r fo r s c h u n g eines e in z e ln e n

W a ss e rb e c k e n s " . Liczne, cenne bardzo ro zpraw y, zwłaszcza zoologiczne, o p a trz o ­ ne tab lic a m i pojawów rocznych różnych g a tu n k ó w sk orup iaków niższych, a także inne pu b lik a c y e fa u n isty c z n e , florystvcz- ne, hydrog ra fic z ne w zbogaciły lite r a tu r ę n a u k o w ą dzięki tej stacyi.

Czesi pom yśleli również o s ta c y i słod­

kowodnej. W r. 1888 A. F rits c h , profesor zoologii u n i w e r s y t e tu czeskiego w P r a ­ dze, urządził p rzen ośn ą sta c y ę biologicz­

ną w postaci p ro s to k ą ta o 12 m kw adr, powierzchni, d w u o knach i d w u m ie j­

sc ac h do pracy, 1000 kg wagi. P r z e n o ­ szono j ą n a d różne staw y , je z io ra i rzeki (zwłaszcza Elbę i je j dopływ y) w C ze­

chach, w ro k u zaś 1892 baron D ercseny i ofiarował s ta ły b u dyn ek na pom ieszcze­

nie stacyi, jed n o p ię tro w y , m u ro w a n y do- m e k o 18 m2 powierzchni, z la b o r a to r y u m o 12 ma i pokojem m ie s z k a ln y m 6 m; s t a ­ cya ta z n a jd u je się nad staw em U n ter- Poeernic, 30 a krów pow. i 2 — 3 m g ł ę ­ bokości; j e s t to właściwie sz tu c z n e z b io ­ row isko wód pow stałe przez u tw o rze n ie tam n a Mołdawie. W c z te rn a s tu tom ach

„Archiv fur L a n d e s d u rc h f o rs c h u n g Boh- m e n s “ z n a jd u je m y olb rzy m ią liczbę r o z ­ p raw f a u n is ty c z n y c h i f lo ry s ty c z n y ch , w y k o n a n y c h w znacznej m ierze dzięki t y m sta c y o m biologicznym.

Z innych stacyj a u s tr y a c k ic h w y m ie ­ n im y jeszcze n a s tę p u ją c e , k tó re różnią się od poprzednich tem, że prócz k i e r u n ­ k u czysto teo re ty c z n e g o , m ają także na widoku cele p rak ty c zn e , ry backie. Z ty c h najw a żnie jsz e są „Teichw irtsch afliche V e r s u c h s a n s t a ł t “ we F r a u e n b u r g u w Cze­

chach, zakład pow stały w r. 1906 dzięki su b w e n c y i k sięcia Adolfa S c h w a rz en b e r- ga oraz Tow. ry b a c k ie g o a u stry a c k ie g o . Istn ie je ta m kilkanaście sta w k ó w do­

św ia d c z a ln y c h oraz wiele s ta w ó w n a t u ­ ralnych. Prócz czysto p ra k ty c z n y c h , lic z ­ ne b a d a n ia naukow e, niem ałej w a rto śc i te o re ty c z n e j, w y kon ane we F r a u e n b e r g u , ogłoszone zostały w „ M itte ilu n g e n der T e ic h w irts c h a flic h e n V e r s u c h s a n s ta lt in F r a u e n b e r g “. Dalej zasłu g u je n a u w a g ę K rólew sk o -W ę g ie rsk a s ta c y a biologiczna dla r y b a c t w a i g o s p o d a rs tw a staw ow ego w Budapeszcie, bardzo piękn ie u r zą d z o n a

(3)

M 1 WSZECHSWIAT 3 bogato uposażona, założona s ta r a n ie m

K rólew sk iego w ęgierskiego T o w arz y stw a p rzy ro d n ic z e g o oraz Król. węg. M inister­

s t w a ro ln ic tw a. D y re k to re m j e s t dr. M.

K orbuly. Ma ona wielkie znaczenie go ­ spodarcze, ale i teoretyczne, n au k o w a jej doniosłość nie j e s t mała, poniew aż do z a ­ k r e s u j e j działania należy m iędzy inne- mi: „badanie fizyologii i biologii ryb, rak ó w oraz u s tro jó w ro ślin n y ch i zw ie­

rzęcych, s ta n o w ią c y c h n a tu r a ln y p o k a rm ty c h z w ie rz ą t" .

Niem ożna w reszcie nie w spom nieć t u ­ taj o biologicznym zakładzie d o św iad­

czalnym prof. d-ra P r z ib r a m a w W iedniu (Biologische V e r s u c h s a n tsta lt), założonym w r. 1903 p r y w a tn e m i środkam i przez d-ra P rz ib ra m a , d-ra F ig d o ra i L. v. P o rt- heim a, obecnie sub w enc y o n o w a n y m przez min. o św ia ty w W iedniu. Z a k ład ten znakom icie u rz ą d z o n y ma olbrzym ie z n a­

czenie w h isto ry i biologii la t o statnich, zw łaszcza w dziedzinie zoologii e k s p e ry ­ m e n ta ln e j, ale, działalność jeg o j e s t ta k szeroka i t a k zn acznie w y b ie g a poza za­

k r e s działania z w y k ły c h stacyj biologicz­

n ych n a d z b iorow iskam i wód słodkich, że go z te m i o s ta tn ie m i n a w e t poró w ny ­ wać niem ożna, a te m mniej do katego- ryj t y c h stacyj go zaliczyć, zwłaszcza, że z a k ła d w ie d e ń sk i nie j e s t n a w e t położo­

n y nad ż a d n em zbiorow iskiem wód, ma bow iem zupełnie odrębn e cele i zadania.

Ze s ta c y j s ło d kow od n ych niem ieckich n a jb a rd zie j z n a n a j e s t sta c y a biologiczna n a d je z io re m Plon w Holsztynii, założona przez dzisiejszego jej d y r e k t o r a prof.

d-ra O. Z a c h ariasa w r. 1890. M iastecz­

ko Plon dało g r u n t i b u dynek, to w a rz y ­ stw a nau k ow e, ry b ac k ie oraz osoby p r y ­ w a tn e udzieliły funduszów n a urządzenie stacyi, a p r u s k ie min. ośw iaty w y z n a ­ czyło su b w e n c y i rocznej 5 000 m arek . S ta c y a pozostaje w śc isłym związku z nie- k tó re m i u n i w e r s y t e ta m i niemieckiemi.

Od r. 1909 o d b y w a ją się w niej k u rsy f e r y jn e hydrobiologii i planktologii, t r w a ­ j ą c e przez trz y tygodnie. Bardzo liczne

i n a d e r cen n e zdobycze naukowe, do ko ­ n a n e w s ta c y i Plon, umieszczone zostały w 12 to m ach „ F o rsc h u n g s b e ric h te d er bio­

log. S ta tio n in P ló n “ (1 8 9 3 -1 9 0 3 ), a od

roku 1906 w „Archiv fur Hydrobiologie und P l a n k to n k u n d e " (1896— 1909). Jezioro Plon m a powierzchnię 30 km,2, a n a jw ię k ­ sza jego głębia dosięga 60 m.

Inne s ta c y e biologiczne słodkow odne niem ieckie m ają przew ażnie c h a ra k te r raczej p r a k ty c z n o -ry b a c k i niż czysto t e ­ oretyczny; do nich należą np. „Teich- w irsc h a ftlic h e V e rs u c h s ta tio n d er Land- w ir ts c h a fts k a m m e r fur die P rovinz Schle- s ie n “ w T r a c h te n b e r g u , założona w roku 1895, pod zarządem d-ra H o łe n ne ra oraz k róle w sk o -b a w a rsk a s ta c y a biologiczna dośw iadczalna w Monachium, pozostająca od r. 1900 pod św ia tły m k ieru n k ie m prof.

0. Hofera i królew sk i i n s t y t u t ry b ac k i nad jez io re m Miiggelsee we F r id r ic h s h a - gen pod Berlinem, założony w 1893 r., obecnie pod k ie r u n k ie m prof. Schiem en- za. Te d w a ostatn ie zakład y, ja k k o lw ie k o celach głównie p rak ty c zn yc h, m ają też doniosłe znaczenie naukowe, zwłaszcza zakład b a w a rsk i, w k tó ry m dokonano wielu z n a k o m ity c h b a d a ń n a d patologią ryb i w y k r y to m nó stw o n iez n a n y c h do­

tąd p a so rz ytów ry b , szczególniej z g r u p y p ierw otniaków , co d la zoologii ogólnej nie m ałe miało znaczenie.

Do bardzo w y b itn y c h i z n a n y c h n ależy d u ń s k a sta c y a biologiczna u n i w e r s y t e tu w Kopenhadze, położona n a d jez io re m Fiirsee, o 969 h e k ta r a c h pow ierzchni i do 40 w dochodzącej głębokości. S ta c y a ta pozostająca pod k ie ru n k ie m z nakom itego limnologa i zoologa prot. C. W esenberg- L u n d a mieści się w dom u je d n o p ię tro ­ wym, d re w n ia n y m o 3 p ok ojach i może w ygodnie pomieścić 6 osób. Z a kład po­

siada bardzo b o g a tą bibliotekę lim nolo­

giczną. Budżet s ta c y i od r. 1908 wynosi r e g u la rn ą dotacyę od u n iw e r s y t e tu w s u ­ mie 5 000 ko ro n oraz spe cy a ln y zasiłek roczny 1500 k. z fundacyi Carlsberga.

S ta cy a po sia d a bard zo bogate zbiory limnologiczne, okazy fau n y i flory wód słodkich, zwłaszcza zaś c enny z b ió r plank- toniczny. Liczne, n a d e r cenne i ważne b a dania naukow e, dotyczące s tu d y ó w f a u ­ n isty c z n y c h n a d m sz y w io ła m i i w r o tk a ­ mi, n a d plan k to n e m , głównie zaś nad rozm ieszczeniem sezonowem i n a d zm ien­

nością ró żn y c h form zw ie rz ą t niższych

(4)

4 WSZECHSWIAT JVE 1 i roślin w odny ch, nad g a z am i wód je z io ­

ra, osadam i dna, pochodzeniem i p o w s t a ­ w a n ie m m a rg lu i to rfu ze s ta n o w isk a biologicznego i ch em icznego i t. d. ogło szone zostały w „D an sk f e rs k v a n d Bio- lo gisk L a b o r a to riu m " (Op. I —XII) i w in ­ n y c h czasopismach n a u k o w y c h .

Ze sta c y j sło d k o w o d n y c h b e lg ijsk ic h w spom nę o „ S ta tio n biologiąue d ’Over m eire", założonej s k ro m n e m i bard zo ś r o d ­ k a m i p r y w a tn e m i przez d - ra E r n e s t a R o usseau w r. 1906. W r e d a g o w a n y c h przez o s ta tn ie g o „A n n ales de Biologie l a c u s t r e “ z n a jd u je m y s zereg b a d a ń n a u ­ k o w y c h , w y k o n a n y c h w tej stacyi.

Ze s k a n d y n a w s k ic h stacyj biologicz­

n y c h z a słu g u je n a u w a g ę r y b a c k a i bio­

log iczn a s ta c y a s z w e d z k a w A neboda, k tó re j d y re k to re m j e s t dr. 0. N o r d ą u is t z L u n d u , założona s ta r a n ie m z n a k o m ite ­ go biologa prof. G. R etziu sa oraz d-ra N o r d ą u is t a w r o k u 1908. Tow. r y b a c k ie szw edzkie i rząd ofiarow ali fu n d u sz e na je j założenie; rz ą d udziela su b w e n c y i r o ­

cznej. Mieści się on a n a d jeziorem Stra- k e n i p o sia d a n a d to d w ad zieścia pięć s ta w k ó w d o św iad czalny ch . Do d o skonale u r z ą d z o n e g o l a b o r a to r y u m tej s ta c y i p rz y ­ j e ż d ż a ją często s tu d e n c i u n iw e rs y te tó w szw edzkich. Cele je j sta n ow ią : b a d a n ia n a d biologią i hodowlą r y b sło d ko w o d­

n y c h , b a d a n ia hyd robiologiczne oraz d o ­ c ie k a n ia z dziedziny „ewolucyi e k s p e r y ­ m e n ta ln e j" (w y n ik i n a u k o w e o d p ow ied­

n ic h b a d a ń pom ieszczone zo stały m iędzy in n em i w „ In te rn a tio n a le s Revue d. Hy- drobiol. u. H y d ro g r." 1909).

Z r o ss y js k ic h s ta c y j biologicznych słod­

k ow o d n y c h w s p o m n ę o d w u n a jw a ż n ie j­

szych. J e d n ą z n ich j e s t s ta c y a C. To­

w a r z y s tw a p r z y r o d n ik ó w w P e t e r s b u r g u prof. Borodina, założona w r. 1906 p r y ­ w a tn e m i ś ro d k a m i o s ta tn ie g o , k tó ry j e s t jej k iero w n ikiem . C. Tow . p rzy ro d n ik ó w w P e t e r s b u r g u udzieliło s u b w e n c y i 5 000 r u b li n a je j urządzenie. Z p oczątku (1897— 1905) m ieściła się ona n a d je z io ­ rem Bołogoje, później przen iesio n a zo­

s ta ła n a d jezioro Seliger. Stc cya o t w a r t a j e s t od m aja do w rz e śn ia i u ż y w a n a t y l ­ ko do b ad ań n au k o w y c h , p ro w a d z o n y ch przez członków T o w a rz y s tw a . W y n ik i

badań, w niej d ok on anych , dotyczące faunistyki, flo rysty k i, s y s te m a ty k i i eko­

logii ogłoszone zostały w w y d a w n ic tw a c h c. A k a d e m ii um iejętno ści w P e t e r s b u r ­ gu oraz w p u b lik a c y ac h Tow arzystw a.

D ru g a s ta c y a ro ssy jsk a, to założona przez T o w arz y stw o przy ro dn ikó w w S aratow ie w r. 1900 nad W ołgą. D y r e k to ra m i jej byli naprzód prof. Zykoff, z kolei dr. Sko- rikow , wreszcie dr. Meissner, o trzy m uje ona s ty p e n d y u m roczne od min. ośw iaty w wysokości 1500 rb. rocznie; l a b o r a to ­ r y u m j e s t bardzo dobrze urządzone. Bo­

g a ta bardzo fauna i flora W ołg i została j u ż dotąd n a d e r s k rz ę tn ie o pracow ana dzięki tej stacyi, a wyniki b a d a ń ogło­

szone są przew ażnie w „ T ru d ac h" Tow.

p rzyrod nik ów w Saratow ie.

P r a n c y a posiada rów n ież s z ere g słod­

kow odnych stacyj biologicznych, które są przew ażnie ściśle zw iązane z u n i w e r ­ s y te ta m i lub w p rost do nich należą, ale po większej części są to in s ty tu c y e ta k praktyczno -ryb ack ie, j a k o też i teoretycz- no-biologiczne. Tu należą, z n a jw a ż n ie j­

szych: „Station lim nołogiąue a Besse-en- C hand esse e t L a b o ra to ire de piscicultu- re a C l e rm o n t- P e r ra n d (Puy-de - DSme)“.

Założona w r. 1893 przez prof. P a w ła Gi- roda do celów limnologii i p is c y k u ltu r y (m iędzy innem i znakom icie urządzon a p s tr ą g a rn ia ). Obecnie d y r e k to re m je j j e s t prof. Karol B ry ant, profesor „Ecole de M ćdecine" w C lerm o n t-P e rra n d (Puy-de- Dóme). Położona j e s t w prześlicznej oko­

licy górskiej n a w ysokości 1 000 m w k r a ­ inie licznych je z io r alpejskich, oraz licz­

n ych s tr u m ie n i i rzek górskich , o b fitu ­ j ą c y c h w różnoro dn ą Horę i faunę. L a ­ b o ra to ry u m stacy i j e s t bardzo dobrze wyposażone, n a d to istnieje ta m nader b o g a ta kolekcya lim nologiczna fauny i Hory miejscowej. P ozostaje ona w ści­

s ły m zw iązku z lab o ra to ry u m zoologicz- nem u n i w e r s y t e tu w C l e r m o n t - P e r r a n d .

D r u g a s ta c y a to „ S tatio n pour la pisci- c u ltu r e e t la h y d ro b io lo g ie ” u n i w e r s y ­ t e t u w Grenoble. Założona w ro k u 1901 przez prof. L. L eg era, k tó ry j e s t jej d y ­ re k to re m . W ielka ilość hodow anego ta m n a r y t k u ry b łoso sio w aty ch pozw ala n a różnego rodzaju dośw iadczenia i b a d ania

(5)

JS6 1 WSZECHSWIAT 5 z dziedziny patologii ryb. B adania nad

a k lim a ty z a c y ą (Salwo irideus, T r u tt a ła- rio, Salvelinus fontinalis, S. umbla), nad w zrostem i o dżyw ianiem się ryb, a szcze­

gólniej n a d p ierw o tn iak a m i pasorzytują- cemi na r y b a c h i inny ch niższych k r ę ­ gow cach— oto n a jw a żn ie jsz e k ieru n k i b a ­ dań nau k o w y c h , k tó re p row adzone są w s ta c y i w Grenoble z w ielkim pożyt­

kiem dla biologii. Pięknie urządzone la­

b o rato ry u m z zim nem i i o grzew anem i a k w a ry am i, bog a te m uzeum zaw ierające kolekcyę ry b słodkow odnych P ra n c y i oraz modele ich anato m ii a tak ż e kolek- cya p a s o rz y tó w r y b ic h — w sz y stk o to u ł a t ­ wia b a d a n ia naukow e, któ ry c h wyniki z n a jd u je m y między inn em i w „Travaux du L a b o ra to ire de P is cic u ltu re de 1’Uni- versitć de Grenoble".

W re sz c ie trzecia w a ż n a sta c y a fra n ­ c u sk a sło d ko w o dn a to „ S tatio n pour la p is c ic u ltu re et hydrobiologie de l ’Univer- site de T o u lo u se “. Założona pierwotnie w celach czysto p ra k ty c z n y c h , u t y l i t a r ­ nych, prze o b ra ziła się w zakład m ający tak ż e nie małe znaczenie n aukow e. D y ­ re k to r e m jej je s t prof. L u d w ik Roule, profesor zoologii w uniw. w Tuluzie.

B udżet j e j w r. 1909 w ynosił 8 100 f r a n ­ ków, z czego u n iw e rs y te t udzielił 4 000 franków , res z tę m in is te ry u m ro ln ic tw a oraz to w a r z y s t w a rybackie. I ta sta c y a p o s ia d a b o g a tą ko lekcyę ry b słodkow od­

nych zachodnio - europejskich i możliwie w s z y s tk ic h r a s tych ryb, a także zbiór e m b ry o n ó w i p o sta c i m łodocianych ryb oraz p rep a ra tó w anatom icznych. B adania w y k o n y w a n e w s ta c y i ogłaszane są w „ B u lle tin u w y d a w a n y m przez nią.

I s tn ie ją ta k ż e nieliczne stacye podobne we W łoszech (np. w Medyolanie), w A n ­ glii zaś z n a jd u jem y , j a k o w k r a j u w y­

bitnie m orskim , tylk o nadm orsk ie stacye biologiczne.

W id z im y więc z kró tk iego tego p rze­

glądu, że w sz y stk ie k u ltu ra ln e n aro d y E u ro p y p o sia d a ją sta c y e słodkowodne, a w A m e ry c e północnej nad każdem n ie ­ m al w ię k s ze m jez io re m z n a jd u je m y p o ­ dobne in s ty tu c y e , niek tó re bogato w y po ­ sażone, ale pom inę ju ż tu ich wyliczanie.

P a k t y powyższe, a zwłaszcza se tk i do­

niosłych b a d a ń n a u k o w ych, w y k o n a n y c h w s tacyach ty c h i d ru k ie m ogłoszonych, św iadczą przecież bardzo w ym ow nie o po­

żyteczności in sty tu c y j tego rodzaju.

J ó z e f N u sbaum -H ilarow icz.

(Dok. nast.).

E. E. FO U R N IE R cTALBE.

P R Z E S T R Z E Ń M I Ę D Z Y G W I A ­ Z D A M I.

1. Odkąd „balony s o n d u ją c e " zmarłego T eisserenc d e B orta i b a d a n ia Alfreda W e g e n e ra p rzyzw yczaiły nas do u w a ż a ­ nia atm o sfe ry za s k ła d a ją c ą się z wielu w a rstw s półśrodkow ych i o drębnych, r ó ­ żnych co do s w y c h w łasności fizycznych i n a w e t co do s k ła d u chemicznego, p r z e ­ strzeń, z n a jd u jąc a się poza gazow ą po­

włoką ziemi, zdaje się być bardziej od­

ległą i d o p raw d y bardziej tajem niczą, niż kiedykolw iek. N igdy może nie było m ię ­ dzy uczonym i tak ie j różnicy z a p a try w a ń n a prze strz e ń między gw iazdam i. „Eter"

przestrzeni przeszedł różne koleje losu.

N iebieska kula o g n ista A le k s a n d ry jc z y ­ k ó w , w iry p la n e ta r n e K artezyusza, m u ­ siały ustąpić m iejsca s p rę ż y s te m u ciaiu s tałem u Y ounga, P r e s n e la i S to kesa, k tó ­ re znów m usiało z niknąć w obec ete ru e le k tro m a g n ety c zn e g o M azw ella. W d a ­ nej chwili m am y conajm niej t r z y teorye, bronione przez ludzi odpowiedzialnych.

J e d n a ze szkół uw aża e te r za środowisko, niepoddające się ciśnieniu, bardzo s z ty w ­ n e i bardzo gęste. D r u g a uważa go za złożony z cząsteczek daleko m niejszych od elektronów. Trzecia zaprzecza istn ie ­ n ia eteru i próbuje go w y k re ślić z rzęd u pom ocniczych pojęć fizycznych.

T rudno zaprzeczyć, że to o statnie tw ierd z en ie coraz bardziej dziś przew aża.

P rz y p is y w a n o jeg o powodzenie p raw u rozwoju ludzkiego, k tó re każe m u się w a ­ h ać m iędzy d w iem a a lte rn a ty w a m i, aż zajdzie fakt, k tó ry go ostatecznie p o ­ pchnie w j e d n y m lub w d ru g im k i e r u n ­

(6)

fi W SZECHSWIAT N o i

k u . Czy ta k , czy in ac z e j, ż y je m y w cza­

s a c h re w o lu c y jn y c h , k t ó r y c h dążności s k ie ro w a n e są raczej k u emisyi, aniżeli k u falowaniu, k u cząstec z k om p rzeciw ko cieczom, k u b u d o w o m a to m is ty c zn y m raczej, niż k u c iągłym . T a k w ięc w id z i­

m y przed sobą o t w a r t ą p rze p a ść pustej p rz e s trz e n i, k tó rą , j a k się zdawało, raz n a zawsze z a p ełn iliśm y eterem .

2. N ie k tó rz y cieszyć się z tego będą;

ci m ianow icie, co u w a ż a li pojęcie lluidu w szędobecnego za u w ła c za jąc e ich in d y ­

widualności, za p rzeczen ie sa m o św ia d o ­ mości, tego oddzielenia się od w s z y s tk i e ­ go, co s ta n o w i d u m ę u m y s łu ludzkiego.

U m y s ły te bardzo c h ę tn ie się godzą z po­

ję c ie m p rze strz e n i, tw o rzą c e j wielkie dziedziny nicości, o liarującej im w tedy, j a k płótno jeszcze nie zam alow ane, n i e ­ skoń czo ne możliwości z d a rz e ń i d o ś w ia d ­ czeń. Poprzez tę nicość o t r z y m u ją w ie­

ści z in n y c h św iatów , r ó ż n o b a rw n e p r o ­ m ienie św ietlne, lecz po p rze jś c iu p o ­ słów w ich s k rz y d la ty m locie, próżnia w r a c a do swej p ie r w o tn e j czystości.

Lecz, co się w t e d y s ta j e z je d n o ś c ią w sz e c h św ia ta ? Czyż u m y s ł lu d zk i nie w y m a g a powszechnego spoidła, n ie p rz e r­

w aneg o łań cucha, łączącego c a ły ś w ia t widzialny? Z apew ne, lecz czemuż sz u k a ć te g o łączn ika w czem ś fizycznem , j a k e te r, k t ó r y sa m s ta n o w i nowe z a g a d n i e ­ nie, a n a w e t c a ły zbiór zag adn ień ? T a ­ k ą odpowiedź m a ją ci, k tó rz y przeczą i s tn ie n iu e te r u i c h cielib y go w y k re ślić ze ś w ia ta i z nauki.

3. Zbadajm y tę p u s tą p rz e s trz e ń . Gdzie j ą znajdziem y? Oczywiście, poza a tm o ­

s fe rą ziem ską. N iem ożna je j znaleźć w n a j ­ doskonalszej próżni sz tu czn ej, w której is tn ie ją ty sią c e m ilionów c z ąsteczek w k a ż d y m c e n ty m e tr z e sześc ien n y m . M u­

sim y przekroczyć troposferę, w k tórej się z n a jd u ją c h m u ry , i d o trz e ć do g r a n ic y zm ierzchu, oddalić się o 70 k ilo m etró w od po w ie rz c h n i ziemi. Z tej dziedziny c h m u r ja r z ą c y c h , m u s im y się wznieść przez atm osferę, złożoną głów nie z w o ­ doru, do okolicy, gdzie zorza północna k ró lu je z w y sok o ści ł u k u ś w ia tła stałego, k tó re g o widm o św ia d cz y p o n iek ąd o ob e c ­ no śc i gazu, p odobnego do coronium sło­

necznego. W znosim y się w ten sposób n a w ysokość 200, 300, a n a w e t 400 kilo­

m e tró w i d o się g a m y poziomu, w k tó ry m ani n ieb ie sk i zmierzch wodoru, ani zorza, ani b lask m e te o ry tó w nie w y k a z u ją obec­

ni ści ja k ie jk o lw ie k b ą d ź atm osfery. A j e ­ d n a k czuły m an o m e tr w y k a z a łb y nam tu ta j próżnię, podobną do lab o ra to ry jn e j, i dopiero po w zniesieniu się n a wysokość, o dp ow iadającą mniej więcej promieniowi ziemi, z n a jd u je m y się w przestrzeniach m iędzygw iazdow ych.

4. P rz e s trz e n i m iędzy gw iazdam i nie m ożemy uw ażać za próżnię, o ile nie do­

w iedziem y, że znaczne w niej p rz e s trz e ­ nie są pozbawione wszelkiego ciała w a ż ­ kiego. P r o s ty r a c h u n e k w yk aże nam, że ze względów o p ty cz n yc h tru d n o się na to zgodzić. P rz y p u ść m y , że poza naszą a tm o sfe rą z n a jd u je się w ielka próżnia, tak a , j a k ą o trz y m u je m y w r u rc e szklanej, dochodząca do sto milionowej części atm osfery. P r z e s trz e ń ta b y ła b y z a te m milion ra z y bardziej p rzez ro cz y sta od n a ­ szej atm osfery, pochłanianie więc ś w ia tła w przestrzeni n a odległości 800 milionów kilom etrów , byłoby rów ne p ochłanianiu zachodzącem u obecnie w naszej własnej atm osferze, której grubość, g d y b y a tm o s ­ fera była jed noro dna, w ynosiłaby tylko 8 kilom etrów . Jow isz n a p rz y k ła d b yłb y widzialny, tak, j a k g d y b y nasza a tm o s ­ fera m iała d w a ra z y w iększą nieprzezro- czystość i w zenicie p o sia d a łb y b lask tak i, ja k i m a te ra z n a 30 mniej więcej stopniach ponad w ido k ręg iem .

Lecz t a k a próżnia nie j e s t b y n a jm n ie j p rz e s trz e n ią pustą. Pod c iśnieniem stu- milionowej części a tm o sfe ry i wr te m p e ­ r a tu r z e 0°C gaz z aw iera 275 000 milionów cząsteczek w c e n ty m e trz e sześciennym . Nie m ożem y tego nazw ać „p rz e strz en ią p ustą".

Rozpatrzm y tę sp ra w ę z innej strony.

W y o b ra ź m y sobie całą m a te ry ę u k ła d u słonecznego, to j e s t słońca, p lanet, s a t e ­ litów i asteroid, rozłożoną je d n o s ta jn ie w kuli, o pro m ie n iu ró w n y m odległości N e p tu n a od słońca, kuli takiej, j a k a m o­

gła istnieć przed u tw o rze n iem się planet.

Gęstość tej kuli m gławicowej b yłab y w p rzy bliże niu ró w n a gęstości próżni,

(7)

W SZECHSWIAT 7 o k tórej mówiliśmy, m oglibyśm y widzieć

poprzez całą tę kulę tak , j a k przez a tm o ­ sferę ziem ską, dziesięć m z y g ę stsz ą od naszej, lub tak, j a k w idzim y księżyc w pół god ziny po je g o wschodzie.

5. G d yby ta k a próżnia rozciągała się bardzo daleko w p rzestrzeni, jej działa­

nie a b s o rp c y jn e pręd k o b y się ujawniło.

P a k t, że n a w e t teraz pochłanianie świa tła w p rz e strz e n i j e s t k w e s ty ą sporu i że tyle j e s t pod ty m względem wątpliwości, dowodzi, że p rze strz e ń , dzieląca nas od gwiazd, m usi być albo zupełnie pusta lub daleko bardziej p usta od naszej n a j ­ doskonalszej próżni. Mamy n a stę p u ją c y sposób ocenienia w p rzybliżeniu n a jd a l ­ szej g ra n ic y gęstości m ate ry i w prze­

strz e n i m iędzygwiazdow ej. U w ażajm y a tm o sfe rę za „jednorodną*, to j e s t za po­

s ia d a ją c ą wszędzie tę sarnę gęstość, t a ­ ką j a k n a pow ierzchni ziemi. Możemy uważać, że ciśnienie je j rów ne j e s t j e ­ dnej atm osferze, a je j w ysokość wynosi około ośm iu k ilom etrów . G d y by śm y p a ­ trzyli przez r u r ę p rosto p a d łą o długości ośmiu k ilo m etró w , g w ia z d y ponad nami św ie ciły b y z blaskiem nieco p rzy ćm io ­ nym przez p o chłanianie powietrza. Otóż to pochłanianie byłoby prawie to samo, g d y b y ś m y podwoili długość r u r y i g d y ­ b y ś m y j ą w ypełnili po w ie trz em o ciśnie­

niu pół atm o sfe ry , naogół m ożem y brać dowolną długość r u r y i odpowiednio zm nie jsz a ć gęstość powietrza. O trzym a­

m y zaw sze pochłanianie rów ne p oc h ła ­ nianiu naszej atm osfery. Jeżeli przedłu­

ż y m y na szę r u r ę aż do drogi N eptuna, d ługość tej r u r y w ynosić będzie 4400 milionów kilo m etrów , a g ęstość powie­

t r z a w niej będzie p ię ć s e t pięćdziesiątą częścią milionowej części gęstości a tm o ­ sferycznej, czyli mniej niż p i ą t ą częścią gęstości najdo skon alszej próżni, j a k ą s z tu c z n ie o trz y m a ć możemy. Jeżeli prze­

d łu ż y m y r u r ę do najbliższej g w iazd y s ta ­ łej, pow ietrze będzie dziesięć ty sięcy r a ­ zy rzadsze, lecz każd y c e n ty m e t r sz eś­

cienny będzie jeszcze za w iera ł pięć m i­

lionów molekuł.

P ro m ie ń drogi mlecznej w edług n a j ­ no w sz y c h obliczeń n ie m a więcej nad pięć

t y się c y la t św ia tła x), g d y odległość do najbliższej gw iazdy stałej, Alfy, w c e n ­ taurze, w y no si 4,4 lat ś w ietlnych . Jeżeli więc p rze d łu ży m y naszę r u rę do g ran ic naszego w idzialnego światła, będzie on jeszcze za w iera ł pięć ty s ię c y molekuł w c e n ty m e trz e sześciennym . A zatem, g d y b y cała kula naszej d rogi mlecznej z aw ierała pięć ty s ię c y cząsteczek gazów p ow ietrza na c e n ty m e t r sześcienny, nie m oglibyśm y w ykazać z całą pew nością ich obecności ś ro d k a m i optycznem i.

Gdyby cała m a te ry a z a w a rta w ew nątrz drogi mlecznej b y ła j e d n o s ta jn ie rozłożo­

na, g d y b y je j sto milionów gwiazd były ro zcałkow ane i rozłożone w j e d n o w ie l­

kie ciało m gławicowe, gęsto ść m ate ry i, tym sposobem otrzy m anej b y łab y niższa od pięciu ty się c y c z ąsteczek w c e n ty m e ­ trze sześciennym . N a w e t to n a d z w y c z a j­

ne rozrzedzenie, ściśle biorąc, nie może stanow ić „ przestrzen i p u ste j".

6. Doszliśm y t e r a z tylk o do wniosku, że g d y b y cała p rze strz e ń , d o stę p n a n a ­ szym zm ysłom , zaw ierała pięć ty się c y cząsteczek pow ietrza w c e n ty m e trz e sze­

ściennym , nie z a uw a ż ylib yśm y tego i prze­

strz e ń m iędzy gwiazdam i w y d a w a ła b y się równie pustą, j a k się w y d aje obecnie.

Lecz czy n a p ra w d ę zaw iera tyle cząste­

czek? Możemy odpowiedzieć tw ierd z ąc o co do u k ła d u słonecznego. S eeliger do­

wiódł, że m a t e r y a niesły ch an ie rozpro­

szona, sta n o w ią c a św iatło zodyakalne, w inna mieć gęstość, k tó ra b y ła b y w s t a ­ nie w yw ołać z aburzenia w r u c h u księży­

ca i p rzesunąć perihelium drogi M erk u­

rego. I g d y b y u k ła d słoneczny zaw ierał w całej swej objętości m a te ry ę w ten sam sposób podzieloną, ca łk o w ita m asa tej m a te ry i sta n o w iła b y mniej od t r z y ­ dziestej części objętości księżyca. Może­

my więc u w a ż a ć za rzecz pew ną, że układ słoneczny zaw iera w całej swej objętości cząsteczki gazu odległe m niej więcej o m ilim etr, je ż e li nie mniej j e s z ­ cze.

i) To znaczy, że promień św ietlny zużyć mu­

si pięć tysięcy lat na przebycie drogi równej te­

mu promieniowi. (Prz. tł.).

(8)

8 W SZECHSW IAT JMe 1 D oszliśm y w te n sposób do w y o b r a ż e ­

n ia sobie p rz e s trz e n i g ę sto p o k ry te j ma- t e r y ą n a całej swej rozciągłości. Lecz chociaż cząsteczki są naog ó ł odległe o pół m ilim e tra , odległość t a j e s t m ilion raz y w ię k sza od ich ś re d n ic y , ta k , że bardzo m ałe ciało, j a k e le k tro n , n aogół winno znaleźć sw o b o d n ą d ro gę poprzez c z ą s te c z ­ ki n a p r z e s trz e n i mniej więcej dziesięciu k ilom etrów .

Jeżeli więc p r z e s trz e ń do teg o s to p n ia obciążona j e s t m a te ry ą , skąd się ona b i e ­ rze i dlaczego nie j e s t p r z y c ią g a n a przez p la n e ty lub przez słońce i w c ią g n ię ta do ich atm osfer?

Odpowiedź n a to znaleźć m ożem y w tem , że w s z y s tk ie planety, k tó re nie są b a r ­ dzo blizkie b e z w z g lę d n e g o z e ra t e m p e ­ r a t u r y , m u sz ą t r a c ić c z ąstec z k i swej a tm o sfe ry , w s k u t e k zjaw isk a, zbliżonego do pa ro w a nia cieczy. R u ch ciep ln y g a ­ zów n a d a je ich c z ąsteczko m w ie lką r ó ­ żnorodność prędkości, z g ru p o w a n y c h oczy­

w iście dokoła ś re d n ie j w artości, zależnej od t e m p e ra tu ry . , P rę d k o śc i, p rz e k r a c z a ­ j ą c e p e w n ą w a rto ść , ta k ą , j a k ą m iałoby ciało, s p a d ają ce z n iesko ń czo no ści na pla­

ne tę , muszą, jeżeli p o siad ają k ie r u n e k pionowy, w y rz u c a ć cząsteczki, p o s ia d a ją ­ ce tę p rę d k o ś ć poza granic ę, w której d o sięg łob y j e p rzy c iąg a n ie ciążenia pla­

n e ty . Musi to często zachodzić w n a j ­ dalszej g r a n ic y a tm o sfe ry , a zwłaszcza d la cząsteczek , k t ó r y c h śre d n ia p ręd k o ść w danej te m p e ra tu rz e d o sy ć j e s t duża.

T a k ie m i są najlżejsze cząstec z k i w odoru lub helu i te w łaśnie g in ą na jła tw ie j.

W t e n sposób w y ja ś n ić b y m ożna ubóstw o w o d o ru naszej w łasnej a tm o s fe r y i z u ­ p e łn y b r a k a tm o sfe ry n a księżycu.

Słońce, choć posiad a te m p e r a t u r ę nieco w y ż sz ą n a d pięć ty s ię c y °C, ma również w ie lk ą siłę ciążenia, k t ó r a więcej niż p rzew yższa pręd k o ść ciepła. Lecz słońce s k u tk i e m swojej siły j e s t n a jo d p o w ie d ­ n iejsz y m ze w s z y s tk ic h c z y n n ik ó w u k ł a ­ du słonecznego do u t r z y m a n i a pew nej g ę sto ś c i m a te ry i w p rz e s trz e n i m iędzy- gw iazdow ej. Działanie to pochodzi z ci­

ś n ie n ia ś w ia tła , ciśnienia w y p ro w a d z o n e ­ go n a przód z te o r e ty c z n y c h rozw ażań p rze z Bartolego, n a s tę p n ie dokładnie

s pra w dzone g o przez dośw iadczenia Lebe- dewa, Nicholsa, Hulla, P o y n tin g a i in ­ nych.

7. Ciśnienie ś w ia tła słonecznego na ziem ię w y nosi 74 000 ton. Ciśnienie to m a na ru ch ziemi ten sam w pływ , ja k i m ia ła b y kula, ważąca 2V2 w y s trz e li­

w a n a na ziemię co s e k u n d a z p ręd k o śc ią św iatła. W y d a je się to czemś bardzo wielkiem, lecz j e s t czem ś t a k m ałem w o ­ bec siły p r zy c iąg a n ia słonecznego, że n ie ­ m ożna zauw ażyć jeg o działania na z ja ­ w iska astronom iczne.

Rzecz m a się zupełnie inaczej, jeżeli dane ciało j e s t bardzo małe. Dla r ó ­ w n y c h gęstości siła p rzy c iąg a n ia zmienia się proporcyonalnie do sześcianu p ro m ie ­ nia ciała, a ciśnienie św ia tła do k w a d r a ­ tu promienia. W m iarę zm niejszania się ciała ciśnienie św ia tła staje się stop n io ­ wo w iększem od siły p rzy c iąg a n ia i o s ta ­ tecznie ciało będzie raczej odpychane p rzez światło słoneczne, aniżeli przycią­

g a n e przez m asę słońca. N a s tę p u je to w tenczas, g d y ciało, m ające gęstość, ró ­ w ną średniej gęstości ziemi (5,7), będzie miało śre d n ic ę ró w n ą 27-mio milionowej części c e n ty m e tra . W ielkość ta w yraża również długość fali św ia tła nadfiołko- wego. G dyby ciało było bardziej gęste lub szersze, byłoby p rzy ciąg ane ku słoń­

cu. G dyby było m niejsze lub lżejsze, b y ­ łoby odpychane i ostatecznie usunięte z u k ła d u słonecznego.

N ajciekaw szą własnością ty c h „ c z ą s te ­ czek w rów now adze “ j e s t to, że pozostają one w ró w now ad ze w ja k ie m k o lw ie k b ą d ź o dd alen iu od słońca. Siła ciążenia i c iś ­ nienie św ia tła są odw rotnie proporcyo- naln e do k w a d r a tu odległości. A z a te m ciało, z n a jd u jąc e się w rów now adze pod działaniem ś w ia tła słonecznego w odle­

głości rów nej odległości ziemi, od słońca będzie również w równowadze na drodze N eptuna.

Te ciała w rów n ow ad ze są bardzo cie­

kawe. P ły w a ją one w u k ładz ie słonecz­

nym, j a k r y b y w wodzie. P rzyb liżają się, lub oddalają stosow nie do każdej z m ia­

ny ja s n o ś c i światła. P o trz e b a ich t r z y ­ dzieści ty się c y milionów na j e d e n gram . Każde takie ciało s k ła d a się z biliona

(9)

J\6 1 W SZECHS WIAT 9 m niej więcej atomów, a ty le ich p o trze­

ba dla u tw orzenia m ałego mikro-organi- zmu. G d y by ew olucya życia org anic zn e ­ go na ziemi nie podlegała rozwojowi s to ­ pniow em u i jed n o ro d n e m u , b y lib yśm y s k ło n n i do uw ażania ty c h „ciał w ró w n o ­ w adze" za coś, co przenosi z arod k i życia z je d n e j p lan e ty na drugą. G dyby kiedy s p ra w a ta została podniesiona, byłoby ciekaw em zebrać „pył m eteorów " z n a j ­ w yż sz y c h części a tm o sfe ry i w y szu kać w nim ciała o średn icy , w a h a jąc e j się od 1U do 1,5 m ikrona. Ta o s ta tn ia średn ica b y ła b y ś re d n ic ą ciał w równowadze, m a ­ j ą c y c h g ęsto ść wody, j a k większość ży­

w y c h kom órek.

Należy zaznaczyć, że owe ciała w ró ­ w now adze m ogą nie obracać się dokoła słońca. J e s t to j e d y n a postać m atery i, m og ąca istn ieć w u kładzie słonecznym, bez krąż e n ia po swej orbicie, ciała, za­

równo większe, j a k mniejsze, są albo od ­ p y c h a n e albo o statecznie pochłonięte.

K ażda inn a m a t e r y a m eteoryczna, stale zw iązaną z u k ład e m słonecznym, obraca się dokoła słońca. Drogi, przeb ieg an e przez ciała niebieskie, m ogą być zazw y­

czaj p raw ie koliste. Jeżeli b y ły b y niemi, ziemia b y ła b y niejako śro d k o w y m k le j­

n o tem pierścienia m a te ry i, otaczającego drogę ziemi i raz e m z nią w y k onyw ują- cego w c iągu ro ku całkow ity obrót d o ­ koła słońca.

Deszcze m eteoró w będą sp ad ały tylko w tedy, g d y ziem ia przechodzić będzie przez o rb itę roju m eteorów o w iększym mimośrodzie. J e s t to tro c h ę nieoczeki­

w a n a re h a b ilita c y a „wirów" K artezyusza.

8. N a w e t g d y b y nie było ciał w r ó ­ w now adze na pro m ien iu św ia tła słonecz­

nego, samo światło słoneczne napełniło­

by p u s tą p rzestrzeń. Czyż ono samo nie j e s t energią, a czy m asa i e n e rg ia nie są zasadniczo równoważne? E in stein , ów wielki i n a tc h n io n y rew olucyonista, k tó ­ rego e le k tro m a g n e ty c z n a „teo ry a w zględ ­ ności" każe n am sp ra w d za ć w sz y stk ie nasze s ta r e i drogie teory e przestrzen i i czasu, uw aża że g r a m m a te ry i rów ny j e s t 9 X 1 0 20 ergom i n a o d w ró t uw a ż a tę o lb rz y m ią en e rg ię za ró w n o w ażn ą pod ka ż d y m w zg lęd em masie je d n e g o gram a.

Ja k a ż więc j e s t „masa" tego w sp an iałe­

go ś w ia tła , zalewającego cały u kład sło­

neczny? T rz eba liczyć około 550 000 k i ­ logram ów dla s k o ru p y o g rub ości takiej, przez j a k ą przechodzi św iatło przez je- dnę s e kundę. „Masa" ta j e s t co s e k u n d a w yrzucana ze słońca. W ypełn ia układ sło­

neczny. Rozchodzi się w przestrzen i mię- dzygw iazdow ej z coraz m n ie jsz e m n a tę ­ żeniem, lecz ilościowo się nie zmienia.

Przechodzi w tej p rzestrzen i przez n ie ­ pojęte odległości, dochodząc do brzegów naszej drogi mlecznej w ja k ie pięć t y ­ sięcy lat. A j e d n a k te pięć ty się c y lat nie w y s ta rc z a ją dla znaczniejszego zm niej­

szenia się m asy słońca. M usielibyśm y pomnożyć przez d w adzieścia bilionów m a ­ sę św ia tła słonecznego, będ ą cą w całej kuli naszej drogi mlecznej, ażeby d oró ­ wnała olbrzymiej m asie słońca. Nie m o­

żemy więc oczekiwać znaczniejszego zm niejszenia masy słońca w s k u te k je g o prom ieniow ania ś w iatła, rów now ażnego m ateryi.

R ozw ażm y to n a małej skali. Ilość energii pod p o s ta c ią ś w ia tła słonecznego, padając pionowo n a c e n ty m e tr k w a d r a ­ towy um ieszczony w odległości, równej odległości słońca od ziemi, ró w n a j e s t l 3/i m iliona ergom. E n e rg ia ta z a w a rta j e s t w słupie o długości t r z y s tu tysięcy kilom etrów, gdyż t a k a j e s t przestrzeń, j a k ą w s e k u n d ę p r ze b y w a św iatło. E n e r ­

gia, z a w a r t a w k a ż d y m c e n ty m e trz e s z e ­ ściennym tego słu p a ta k j e s t mała, że jako m asa o dpow iada d w udziestej piątej części a to m u wodoru. „Masa" ś w ia tła słonecznego w okolicach o rb ity ziemi b y ­ łaby więc rów no w ażn a c z te rd z ie stu a t o ­ mom w o d o ru na litr. Masa ta sam a w s o ­ bie j e s t niez na c zn a . Z ga d z ała b y się do­

brze z pojęciem „ przestrzen i p u ste j". Lecz j e s t ona ob darzona w ielką szybkością i jej e n e rg ia w y s ta rc z y ła b y do o grzania gram a wody o dw a i pół s to p n ia C przez jed n ę m inutę.

9. Nic nie m ówiliśm y o n a tu rz e ś w i a ­ tła słonecznego. Mogliśmy milcząco j ą uważać za złożoną z p o przecznych tal eteru, t a k j a k to przed dziesięciu la ty w szyscy przypuszczali, i j a k dziś jeszcze uw aża olbrzym ia większość. Lecz istnieje

(10)

10 W SZECHSW IAT J\£ 1

dzisiaj n ow a te o r y a „ k w a n t" , p o d a n a g łó ­ wnie przez M aksa P l a n c k a i jeszcze b a r ­ dziej rew o lu c y jn a, aniżeli te o r y a w z g lę d ­ ności E in s te in a . Nie m o że m y b a d a ć p rz e ­ strz e n i m ię d z y p la n e ta rn e j, n ie rzu c iw sz y okiem n a to n ow e pojęcie. K ró tk o m ó­

wiąc, p rzy puszczam y, że e n e rg ia p ro m ie ­ niu ją c a w y s y ła n a j e s t w oddzielnych ilo­

ściach, p rzy czem ilość ow a zm ienia się w raz z częstością i j e s t w łaściw ie w zglę­

dem niej p ro porcy onaln a. W e d łu g pojęć no w o c z e sn y ch św iatło p o w s ta je w s k u te k p rz y sp ie sz e n ia ład u n k ó w e le k try c z n y c h , g d y ty m c z a s e m pole m a g n e ty c z n e po­

w s ta je s k u tk ie m ich r u c h u nieprzyspie- szonego. Owe ł a d u n k i e le k try c z n e są to zw yk le e le k tro n y i ich p rz y s p ie sz e n ie po­

chodzi z siły śro dko w ej, e le k t r o s t a t y c z ­ nej, k t ó r a j e u t r z y m u je w d r g a n iu lub w r u c h u ob rotow ym . To d rgan ie lub r u c h obrotow y m a p e w n ą okresow ość lub częstość i t a właśnie częstość w y z n a ­ cza o bjętość cząsteczki energii, w y r z u c a ­ nej ze źród ła św iatła.

T a śm ia ła hypo tez a m ia ła na celu zro­

zu m iałe w y ja ś n ie n ie d o ś w iadczalny ch p r a w p ro m ie n io w an ia , o d k r y ty c h przez S te fa n a , B o ltzm a n n a i W iena. J e s t to d o ty c h c z a s j e d y n a h y p o tez a , d a ją c a r o ­ z u m n e i m ają ce pozory słu szno ści w y j a ­ śn ie n ie ty c h p r a w i w te m leży je j siła i p r z y c z y n a j e j w z r a sta ją c e j p o p u la rn o ­ ści. Owe ilości energ ii s ą nad zw yczaj małe. Id ą od t r z y bilionowej części e rg a (czerw one) do sześciobilionow ej części (fiołkowe). A żeby oko dostrzeg ło św iatło, 300 erg ó w m u si co s e k u n d a wchodzić do ź re n icy i p a d a ć n a te n sa m e le m e n t s i a t ­ kówki. P oniew aż przypuszczam y, że k a ­ żde k w a n t u m j e s t oddzielne i ró żne od inn ych , m ożem y sobie w yobrazić, że są one j a k b y p ozo staw ian e n a linii, idącej od ok a do odległej gw iazdy, p rz y p u ść m y , do g w ia z d y siód m ego rzędu. T r z y s ta k w a n tó w , sta n o w ią c y c h m in im u m k o n ie ­ czne do widzenia, z n a jd ą się więc n a od­

ległościach l 000 kilo m etró w . Dla św ia tła słonecznego ilość k w a n tó w , wschodzących do ok a w y n osiłb y mniej więcej try lio n n a se k u n d ę , ta k , że k a ż d y c e n ty m e t r pro­

m ie n ia ś w ia tła słonecznego z a w ierałby ich więcej, niż milion. C a łk o w ita ilość

e n e rg ii z a w a rte j w c e n ty m e tr z e sześcien­

n y m św ia tła słonecznego posiada 58 m i­

lionową część erga, co mniej więcej od­

pow iada 16 milionom k w a n tó w . Po nie­

waż t a k j e s t z p ełn em ś w ia tłe m słonecz- nem, m ożem y tw ierdzić, że w całej n a ­ szej drodze mlecznej j e s t wszędzie p r z y ­ na jm nie j jed n o ą u a n tu m św ia tła n a c e n ­ t y m e t r sześcienny. Lecz przeciw nie a n i­

żeli m oleku ły m a te ry a ln e , a to m y i elek ­ tro n y , owe ą u a n t a nie m ogą zmienić, ani s tra c ić swej szybkości. D ążą dalej w sw ym p ierw o tn y m kieru n k u , dopóki nie n a p o t ­ k a ją ciała, z niemi zgodnego, p o sia d a ją ­ cego tę sam ę częstość, s ta n o w ią c ą część ich własnej n a tu r y , j a k również isto ty ciała, od którego pochodzą.

B iegną wzdłuż swej drogi nieugięcie prostej w nieskończonej p rze strz e n i aż do chwili s p o tk a n ia ciała, n a s tro jo n e g o na ich ton w łasn y.

10. O statnie b a d a n ia nad zorzą pół­

nocną S to e rm e ra i B irk elan d a dow od zi­

łyby, że zorza pochodzi być może z pro­

m ien iow ania ciałek, idącego od słońca do ziemi. C iekawe j e s t, n a czem p olega to prom ieniow anie ciałek. Rozchodzi się ono z szy bk ością b lis k ą szybkości św iatła.

T a k a szybkość nie dowodzi b y n a jm n ie j, żeby c ząsteczk i b yły n iem a te ry a ln e . Z n a j­

d u je m y olbrzym ie szybkości, zbliżone do s zy bk ości ś w i a tł a w c z ą stec z k a c h m ate- r y a ln y c h w y r z u c a n y c h przez rad, i ich zd um iew ającej energii (w porów n aniu z ich masą) dowodzi możność ciągłego u trz y m y w a n ia r a d u w t e m p e ra tu rz e o k il­

ka stopni wyższej od te m p e ra tu ry oto­

czenia. Lecz prom ienio w anie ciałek, t w o ­ rzące zorzę północną, nie może się s k ła ­ dać z cząsteczek, n a w e t ta k m ałych, j a k

„prom ienie A l f a “ radu, g d yż są one a to ­ m am i helu i podlegają ty m sam y m p r a ­ wom z etk nięcia, zboczenia i z a tr z y m y w a ­ nia się, co z w ykłe cząsteczki gazowe.

Otóż ś re d n ia d ro g a sw o bo dn a c ząsteczki gazow ej j e s t w p ro sty m s to s u n k u do ilo­

ści m olekuł w je d n o s tc e objętości. J e s t do niej od w rotnie proporcyonalna. W prze­

s tr z e n i o c iśnie n iu stum ilionow ej części a tm o s fe ry d ro g a ta ró w n a j e s t m niej w ię­

cej j e d n e m u metrowi. W p r a w d o p o d o b ­ nej próżni p rze s trz e n i m iędzygwiazdow ej

(11)

AB 1 WSZECHSWIAT

(zaw ierającej 5 000 cząsteczek na c e n ty ­ m e tr sześcienny) w yniesie mniej więcej milion kilometrów'. N a w e t w tej n a d z w y ­ czajnej próżni było b y zdum iew ające, g d y ­ by c z ąstec z k a p rze b y w ała sto pięćdzie­

s ią t m ilionów kilo m etró w bez z a tr z y m a ­ nia się. J e s t to tem b ardziej n iep ra w d o ­ podobne, że w m iarę, j a k się zbliżam y do słońca, g ęstość m a ta ry i rozproszonej około niego się powiększa.

Inaczej rzecz się m a z p rom ieniam i ka- to d aln e m i lub z odjem nem i ład u n k a m i elektry czno ści, w wielkiej ilości wyrzu- canem i, k tó re n a zyw am y elektronam i.

Mają one znacznie większą zdolność p r z e ­ nikania, aniżeli atom y lub cząsteczki.

„Prom ienie B e t a “ radu , k tó r e są w rz e ­ czyw istości szybk iem i prom ieniam i kato- d a ln e m i (elektronam i), m ają własność p rze n ik an ia mniej więcej sto razy w ięk­

szą, aniżeli prom ienie Alfa. Zatem w o ­ bec przypuszczalnego sto p nia próżni mię dzygw iazdow ej m o g ły b y bez zatrzym an ia prze n ik ać aż do ziemi. P ak t, że zorza niezaw sze j e s t widzialna, dowodziłby, że istn ieje m iędzy słońcem a nam i p ew ien stopień próżni, zazwyczaj niższy od s to ­ p n ia próżni m ię dzygw iazdow ej, i w y s t a r ­ czający, ażeb y przeszkodzić elektronom , w y r z u c a n y m przez słońce dojść do ziemi.

S t a r a n n e z b a d an ie ilościowe w e d łu g m e­

tod w s k a z a n y c h przez A r r h e n iu s a dróg, po k tó ry c h dążą te prom ienie prze n ik li­

we, d o sta rc zy nam d any ch, k tó re pozwolą ocenić dosyć dokładnie obecny stopień próżni w układzie słonecznym. Musi on w yno sić mniej więcej 10—16 atm osfery, to znaczy, być t a k odległym od n a j w i ę k ­ szej p różni doświadczalnej, j a k próżnia t a j e s t odległa od ciśnienia a tm o s fe ry cz ­ nego. S topień ten m usi się bez w ą tp ie ­ nia zm ien iać wraz z oddaleniem od słoń­

ca i g ęsto ść prze strz e n i musi by ć daleko m n iejsza w p rze strz e n ia c h m iędzygwia- zdowych. bardzo odległych od gwiazd.

Poza n a szą d rogą m leczną gęstość m a ­ t e ry i może się t a k zmniejszyć, że się z n a jd z ie m y wobec próżni praw ie bez­

w zględnej. Lecz z n a jd ą się wszędzie

„ ą u a n t a ś w ia tła " i im większa j e s t p ró­

żnia, tem j e s t praw dopodobniejsze, że p r z e s trz e ń zostanie z a g a rn ię ta przez e le k ­

tro n y w locie i przez e le k tro n y p rom ieni Alfa, k tó re nie bę d ą pochłonięte w s k u ­ tek zderzeń z cząstec z ka m i gazu. Im w iększa będzie próżnia, te m m a te ry a , j a ­ k ą ' o n a zaw iera, będzie bardziej blis'<a s ta n u „m ateryi pro m ieniu jącej" Crooke- sa, k tó ra się s k ła d a nie z m n ó stw a czą­

steczek, przypadk ow o się p otrą c ają c y ch , lecz z tak ich, które dążą w sz y stk ie wzdłuż swojej drogi, „żyją sw em własnem ży­

ciem", niezależne je d n e od drugich.

11. Zapełniliśm y p rze strz e ń między- gw iazdową k w a n ta m i św iatła. D odaliśm y do nich elek tro n y , posuw ające się z tą sam ą praw ie p rędkością, przechodzące obok bilionów cząsteczek gazu, które ich nie z a trz y m u ją . W idzim y p rzestrzeń, n a ­ wet spo ko jną prze strz e ń międzygwiazdo- wą, zaludnioną m olekułam i, lecz t a k m a- łemi, że m uszą one przeb y ć milion k ilo ­ metrów, zanim się ze sobą zetkną. U m ie ­ ściliśm y w p rz e strz e n i m iędzyg w iazdo­

wej ciałka w ię k szy c h rozm iarów , złożo­

ne z m ilionów molekuł, z b y t lekkie, aby j e przy c iąg a ła m asa słoneczna, w alcząca z ciśnieniem ś w ia tła słonecznego. P o s ia ­ liśmy w u kładzie słonecznym niezliczoną ilość ciałek w rów now adze, m ały c h s k u ­ pień m a te ry a ln y c h , je d y n y c h w o lny ch o byw ateli u k ład u , w s k u te k tego, że są w rów n ow adze m iędzy ciążeniem a ci­

śnieniem św ia tła i nie są zmuszone biedź wzdłuż orbit, ta k , j a k ich olbrzym ie sio­

stry, p lanety. N astępn ie m am y m niejsze planety, lekkie sk u p ie n ia m ate ry i, które n a z y w a m y k om etam i i ro ja m i meteorów.

Czy wrszystko to nie w ysta rc z a , aby nas uwolnić od h o rro r vacui? Stoim y n a r o z ­ s ta jn y c h drogach. Czy znik nie e te r e le k ­ tro m a g n e ty c z n y ? Czy wielkie uog óln ie­

nie Maxwella, k tó re bezpośrednio w y w o ­ łało odk ry cie tal H ertza i tele g ra fu bez drutu, ulegnie losowi astron om ii geocen- trycznej i n a u k i oddzielnego p o w s ta w a ­ nia g a tu n k ó w ?

Nie m ożemy powiedzieć, co będzie w przyszłości. Miejmy nadzieję, że fala (może w ypadałoby n a w e t nie używ ać t u ­ taj w y ra z u „fala") fizyki ciałek, k tó ra w tej chwili zalewa tyle u sta lo n y c h po­

jęć, nie zmiecie c e n n y ch i poważnych

(12)

12 W SZECHSW IAT M 1

w y n ik ó w szkół p o p rzed n ich . Będzie dla niej o lb rz y m ie m za d an ie m w cie le n ie w szy­

s tk ic h ty ch wyników , w y s ta w ie n ie ich w n o w em i lepszem ś w ie tle i w y k azan ie, w j a k i sposób m og ą się łąc z y ć z nowem i f a k ta m i i ze świeżo o d k r y te m i p ra w a m i.

Może się n a m u k a ż e n o w y eter, złożo­

n y z ciałek? W k ażd y m razie e te r s t a ­ roży tn ej filozofii zupełnie j e d n o r o d n y , bez żadnej budow y, j e s t rzeczą m a rtw ą . E t e r ten j e s t filozoficznie niem ożliw y, gdyż czyni p r z e s trz e ń bezw zględną, za m iast w zględnej. Gdy d o c h o d z im y do ro z m ia ­ rów t a k m ałych, że nie m a r ó ż n ic zk o w a ­ nia, nie dojdziem y do niczego innego, dzieląc jeszcze bardziej. Można z je d n e j s tr o n y dążyć do św ia tów i u k ładó w g w i a ­ ź d z is ty c h coraz w ię k szy c h ; z d ru gie j j e ­ d n a k s tro n y istn ieje g ran ic a, n a g a ś c i a ­ na, w k tórej p r z e s trz e ń n iem a sen su i nie po ddaje się pom iarom . Istn ie je p e w n a form a względności, k tó ra m usi t r y u m f o ­ wać: w zględno ść p o m iaru długości i cza­

su. Zarówno długość, j a k i czas są n ie ­ skończone i do n ieskończoności dzielić się dają.

W s z e c h ś w ia t j e s t nieo g ra n ic z o n y w obu k ie r u n k a c h . I s t n i e j ą w w ielkiej ilości u k ł a d y g w iazd poza n a s z y m u k ład em , lecz im są rozleglejsze, tem mniej s k u ­ pione.

I s t n i e j ą u k ła d y atom ó w i p od -atom ów w e w n ą tr z naszeg o u k ład u , lecz coraz d robniej z iarniste, o c z ą s tk a c h bardziej sk u p io n y c h , w m ia rę, j a k schodzim y w zdłuż ska li długości. U m y sł ludzki nie p ow in ien się cofać przed ty m n ie s k o ń ­ czonym szeregiem nieskończoności i r z e ­ czy n iesk oń czen ie m ałych. Cały n a sz o r ­ g anizm s k ła d a się z h o r d y ciał o rg a n ic z ­ n y c h napółniezależnych. N asza św ia d o ­ mość j e s t w yn ikiem , ob razem życia t r y ­ lionów k o m ó re k naszeg o ciała. J e d n a k ­ że w y d a je nam się j e d n ą i nierozdzielną.

Nasz u m y sł j e s t zdolny do c a łk o w an ia i do zrozum ienia, i to z jaw isk o p o jm o w a ­ n ia może być bardzo dobrze po w tórzone na w iększej skali w czasie i w p rze strz e n i.

N asze w ła sn e życie umysłowre j e s t do w o­

d em i ręk o jm ią głębokiej je d n o ś c i w s z e c h ­ ś w ia ta , wobec któ rej m a m y prawo roz ­ p a tr y w a ć możliwości ja k n a jro z le g le js z e ,

n ieskończone i złożone, zarów no w cza­

sie, j a k w przestrzeni.

Tłum. H. G.

A T L A N T Y D A .

Od czasu w y p ra w y a fry k a ń s k ie j Leona F r o b e n iu s a k w e s ty a A t la n ty d y zaczęła w zbudzać w n iem ieckich kołach n a u k o ­ w yc h żywsze zain tere sow a n ie , a i we F r a n c y i j e s t ona obecnie ro z trz ą s a n a w szechstro nn ie. Z agadnienia g eo g ra fic z ­ ne, geologiczne, fito- i zoogeograficzne, w reszcie h isto ry cz n e n a w e t pozo stają w ścisłym związku z ty m przedm iotem , k tó re m u bajeczne podania s ta ro ż y tn o śc i n a d a ją u ro k szczególniejszy.

W niejednej sta re j legendzie, przez długi czas uw ażanej za u tw ó r czystej w yobraźni, odnaleziono obecnie j ą d r o prawdziwe, całkiem o dp ow iadające r z e ­ czywistości. N a w et wiadomości, p od a­

w ane przez sta re g o H erodota, nie są ju ż dziś bran e w yłą c zn ie za bajki. W obec tego j e s t rzeczą zupełnie słu szną zbadać p o d s ta w y geologiczne po dania o A t l a n ­ tydzie, czem w łaśnie z a jm u ją się ro zp ra ­ wy, k tó re p o d a je m y na zakończenie.

I lis to r y a A t l a n t y d y z aw iera się w dwu dyalogach P la to n a . W j e d n y m , m a j ą ­ cym t y t u ł „Tim aeus", ro z m a w ia ją Timae- us, S o k ra te s , H e r m o k r a te s i Kritias. Ten o s ta tn i opow iada o podróży Solona do E g ip tu , podczas której je d e n z k apłanów w Sais opisał mu n a jw ażniejsze czyny b o h a te r s k ie a teńczyków . N a jg łó w n ie j­

sz y m j e s t opór przeciw n ajazdo w i ludu, k tó ry zam ieszkiw ał w y sp ę A tlan ty d ę . W y s p a ta b y ła położona poza słupam i H e r k u le s a i b y ła w iększa od Libii i Azyi (Mniejszej). Przez w y sp y inne, można było dostać się z A t l a n t y d y na ląd, o ta ­ c z ają cy Morze Śródziem ne i w części po­

zostający pod w ładzą królów A tla n ty d y , g dyż panow ali oni nad L ib ią do E g ip tu i n a d E u ro p ą do Morza T yreńskiego.

M ieszkańcy A t l a n t y d y n ajechali E g ip t i G recyę, lecz zostali pobici przez a t e ń ­ czyków. Później w y s p a A tla n ty d a ze

(13)

JN5 1 WSZECHS WIAT 13 w s z y s tk ie m i jej m ieszkańcam i 7ostała

p ochłonięta przez morze. K a ta stro fa za­

szła w ciągu 24 godzin. Brzegi Morza Śródziem nego zostały przytem tak ż e za­

lane, w s k u t e k czego zgin ęły wojska, w y ­ słane z A tlan ty d y .

W d ru g im dyalogu K ritias opisuje w y ­ spę A tla n ty d ę : J e s t ona o p asan a p ie r ­ ścieniem gór, o tw ie ra ją c y m się n a połu­

d n iu i otac z a ją c y m sz ero k ą żyzną p ła s z ­ czyznę, o c h ra n ian ą przezeń przed zimnym powiewem w iatrów północnych. W gó ­ rach z n a jd u ją się liczne wsi, n a r ó w n i­

nie zaś j e s t położone piękne wielkie m ia ­ sto, któ re g o pałace i św ią tyn ie są z b u ­ dow an e z k a m ie n i o kolorze czerwonym, c z arn y m i białym. Opis odpow iada do­

skon ale znaczniejszej p r z e s trz e n i ląd u m niej więcej w okolicy w ysp Azorskich, k a m ie n ie czerwone i c z a rn e —-jest to na- pewno lawa, białe za ś—k am ień wapienny.

R ozpatrzm y t e r a z p o d s ta w y geologicz­

ne po d an ia o A tlan ty d z ie . N a jw y b itn ie j­

szym ry se m w u k s z ta łto w a n iu d n a Oce­

a n u A tla n ty c k ie g o j e s t obecność podwój­

nego ro w u o k ie r u n k u południkow ym z rozdzielającem go p a sm em , szerokiem średnio na l 500 k ilom etró w i tworzącem razem z oceanem wygięcie w kształcie l ite r y S m iędzy przy ląd k am i S. Roque a Galmas. W „kotlinie wschodnio-atlan- t y c k i e j “ w znoszą się wierzchołki Made- ry, w y sp K a n a r y js k i c h i w y sp Zielonego P r z y lą d k u . W yspy A zo rsk ie są położone na „p ro gu atla nty c k im ",, będąc najw yż- szemi z pom iędzy licznych je g o w ynio­

słości. K otlina w schodnia Oceanu A t l a n ­ ty ck ie g o j e s t zupełnie w y ra ź n ą okolicą w ulka n ic z ną . Od w y sp Gougha i T rista n d ’A c u n h a do Islandyi i J a n a M ayena w s z y s tk ie j e j w y sp y są z b u do w an e p r a ­ wie w y łączn ie ze s k a ł w u lkanicznych.

W ro k u 1838 pewien o k rę t widział w y ­ buch po d m orsk i n a 22° długości zachod­

niej n a rów niku , a więc między w ysp ą W niebow zięcia a wyspam i Zielonego P r z y ­ ląd k a . P a k t y te dowodzą, że k o tlina w scho d n ia Oceanu A tla n ty c k ie g o j e s t nie bardzo s ta łą s tre fą s k o ru p y ziemskiej.

W u lk a n y bez z n a cz n y c h zapadnięć nie istn ieją.

L a te m 1898 roku okręt, z a ję ty u k ł a d a ­ niem k abla pom iędzy B restem a p r z y lą d ­ kiem Cod, po sz u ku ją c k a b la ro z e r w a n e ­ go, n a 47° szerokości północnej i 29°40' na zachód od P a r y ż a , 500 mil na północ od w y sp Azorskich, na głębokości 3 100 m etrów odkrył dno m orskie o c h a r a k te ­ rze g ó rzy sty m , z w ysokiem i szczytam i, stro m em i pochyło ściam i i głębokiem i d o ­ linami. S zczyty są skaliste; szlam z n a j ­ duje się tylk o w dolinach. Szczypce son ­ dy z osta ły zn acznie uszkodzone przez skały i w y c ią g n ę ły k a w a łk i tachylitu.

Ta law a s z k lista m ogła s tw a rd n ie ć , z d a ­ niem T erm iera, tylk o n a powierzchni zie­

mi. Na głębokości 3 000 m etró w m agm a, w s k u te k panu ją c e g o tam ciśnienia, m u ­ siałaby być sk ry sta liz o w a n a. Ponieważ ta law a s z k lis ta zacho w ała jeszcze c a ł­

kowicie swe cienkie ostrza, więc z a p a d ­ nięcie je j w głębię m o rs k ą musiało się odbyć w krótce po je j w y b u c h u i z w iel­

ką szybkością. Okolica t a j e s t położona o 900 kilom etrów na północ od wysp Azorskich, m iędzy niemi a Islandyą. M u­

siały tu przeto w czasie geologicznie n a j ­ nowszym n a s tą p ić wielkie zapadnięcia.

W epoce średn io-k red ow ej gran ic a po­

łudniow a T e ty d y (brzeg północny ląd u brazylijsko - afry k ań skieg o) przechodziła mniej więcej około dzisiejszych w y sp K anaryjskich, g d y ty m c z as e m wyspy Zie­

lonego P r z y lą d k a należały jeszcze do l ą ­ du stałego. Niewiadomo jeszcze, czy A l­

py m ają ciąg dalszy w obrębie Oceanu A tlantyckiego, j a k to przypuszcza Ter- mier. W k a ż d y m razie, w łasności oko­

licy, położonej na zachód od słupów H e r ­ kulesa, m usiały uledz w trzeciorzędzie zmianom znacznym . M adera i w y sp y K a n a ry jsk ie ju ? w g ó rny m miocenie b yły oddzielone od lądu stałego, lecz r u c h y w okolicy A t la s u p rze jaw iły się jeszcze w czwartorzędzie w postaci fałdowań.

P u n k t, w k tó ry m d epresy a Morza Ś ró d ­ ziem nego krzyżuje się z Oceanem A t l a n ­ tyckim , był zapewne w y sta w io n y na szcze­

gólnie silne r u c h y w sk orupie ziemskiej.

Poniew aż r u c h y były poczęści napew no czwartorzędowe, więc człowiek mógł być św iadkiem ty c h ostatnich .

H istorya A tla n ty d y , p o d a n a przez P la ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

[r]

czasopiśmie należy ocenić pozytywnie. Niewątpliwie istnieje potrzeba prowadzenia.. recenzent stwierd~ że wkład naukowy wniesion) w omawianym tu cyklu publikacji można

Niestety, pogarszaj¹ca siê jakoœæ dolomitów zalegaj¹cych w innym, du¿ym i udostêpnionym z³o¿u tego regionu – ¯elatowa – by³a przyczyn¹ zaniechania wykorzystania tej

W czterech gatunkach roœlin: œwierk pospolity Picea abies, sosna zwyczajna Pinus silvestris, modrzew europejski Larix decidua oraz mech rokitnik Pleurozium schreberii z terenu

Skutecznoœæ usuwania b³êkitu metylenowego, czerwieni Kongo, p-chlorofenolu i benzenu z roztworów wodnych przez pirolizat opon, produkty jego karbonizacji i aktywacji oraz dla

zarówno jako dziecka pochodzącego, jak sama pisze, z rodziny &#34;z problemem alkoholowym&#34; jak i profesjonalistki' zajmującej się od piętnastu lat prowa- dzeniem

Porównując wyniki uzyskane przez kobiety z wynikami mężczyzn, stwierdzono wiele różnic statystycznie istotnych; ponieważ profil podgrupy kobiet jest wyższy,.. w