• Nie Znaleziono Wyników

Z podróży. Adres IRed.ałcc37-i: Kiakcwskie-Przedmleścle, 3>Tr ©O. J\S

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z podróży. Adres IRed.ałcc37-i: Kiakcwskie-Przedmleścle, 3>Tr ©O. J\S"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\S 3 5 . Warszawa, d. 30 Sierpnia 1891 r. T o m X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: ro c zn ie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 6 P re n u m e ro w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i z ag ra n ic ą .

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowi* panowie.

A leksandrow ie* J ., Deike K „ D iekstein 8., H oyer II., Jurkiew icz K., Kwietniewski W ł., K ram sztyk 8.,

N atanson J ., Prauss St. i W róblew ski W .

„ W s z e c h ś w ia t11 p rz y jm u je o g ło sz en ia, k tó ry c h treś ć m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą , n a n a stę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w iersz z w y k łeg o d ru k u w szpalcie a lb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za p ierw szy ra z k o p . 7 */»,

za sześć n a s tę p n y c h ra z y k o p . 6, za d alsze kop. 5.

Adres IRed.ałcc37-i: K iakcw skie-Przedm leścle, 3>Tr ©O.

Z podróży.

D a kar (Senegal) 2 8 Lipca 1891 r.

P o wielu przeciwnościach, straciwszy przeszło dwa miesiące czasu, które wiele zmian w pierw otnie zamierzonym p rogra­

mie podróży wywołały, odjechałem z Bor-

<leaux dnia 20 Lipca 1891 roku na statku

„Congo” w towarzystwie przyjaciela i ko- j legi z uniwersyteckiej ławy, p. Witolda Łaźniewskiego. W Rio Janeiro przyłączy ' się do nas p. Ant. Hempel; inni uczestnicy ' w yprawy — brat mój Konstanty, p. Mie­

czysław K orw in ze Lw ow a i porucznik K reusch z G racu, autor najnowszej podró- j ży do P a ra g w a ju — połączą się z nami za dwa miesiące w Buenos Aires. Czas do końca W rześnia poświęcamy na zwiedzenie najbardziej południowych prowincyj b r a ­ zylijskich: Rio G randę do Sul i St. Catha- rina. W Listopadzie wyruszymy przez pam- pasy argientyńskie z Bahia B lanca (przy ujściu Rio Colorado) do granic A raukanii i jeziora Nahnel H uapi; w M aju lub Czer­

wcu do granic Boliwii, nad brzegi Pilco- mayo i Rio Yermejo.

Czas w drodze mamy wyjątkowo piękny, morze aż do znudzenia spokojne i monoton­

ne. Pasażerów moc wielka, przeróżnego gatunku. Główny kontyngiens stanowią bo­

gaci plantatorowie kaw y z prowincyi Sao j P au lo w Brazylii, spędzający zwykle z ro I dżinami k ilka miesięcy w Paryżu; jest też

trochę murzynów, hiszpanów, francuzów z Senegelu; jakiś holender stary, o twarzy j a k b y żywcem z obrazu Teniersa wykrojo­

nej i sympatyczna młoda para angielska.

D nia 21 wieczorem ukazuje się ląd — nie­

wyraźna smuga wśród mgły — to skaliste wybrzeża Asturyi. Przed samym zacho­

dem słońca mijamy bardzo blisko przylądek Finisterre: ozłocone promieniami zacho­

dzącego słońca wznoszą się pokaźne góry wprost z lazurowej toni oceanu; bałwany z hukiem rozbijają się o granitowe u rw i­

ska; na szczytach widnieją obok płatów na­

giej, czerwonawej skały — żółtawo-zielone plamy spalonych słońcem pastwisk gór­

skich. W oddali bieleją śnieżne m ury rozrzuconej w malowniczym nieładzie na stoku góry wioski hiszpańskiej, z panującą nad niemi dzwonnicą kościołka; zielenią

(2)

546 w s z e c h ś w i a t. N r 35.

się nieprawidłowe k w a d ra ty pól u p ra w - j nych...

Złocista tarcza słoneczna zachodzi i szyb­

ko w morzu tonie, rzucając ostatnie skośne promienie na góry i wioski; statek oddala się od brzegu, a uroczy k ra jobraz mgła si­

naw a i zmrok zapadający k ry je p rz e d ocza­

mi naszemi.

Dnia 22 wieczorem, znowu dostrzegam y w oddali wybrzeże. B arw a morza p r z y ­ biera odcień rospuszczonćj farbki. Mnóstwo statków nas mija; delfiny igrają w pobliżu, połyskując w słońcu mokreini grzbietami, mewy i petrele szybują, za statkiem. Przez mgłę słoneczną widzimy wciąż na wscho­

dzie białawą smugę skalistego wybrzeża P o rtugalii, na którem przez lunetę rospo- znać można liczne wioski oraz zielone w in­

nice i sady.

Ciemno j u ż było, gdyśmy do ujścia T ag u wpłynęli. P o lewój stronie czernieją na skalistej wysepce zębate baszty starożytnej wieży A lcantara; dalej, wzdłuż prawego brzegu rzeki, j a k okiem sięgnąć, nieskoń- j

czony szereg św iatełek—to Lizbona.

Ponieważ krótko tylko stać w porcie m a ­ my, wstajemy bardzo wcześnie, aby miasto módz zwiedzić chociaż pobieżnie. Widok, jaki się z pokładu parowca przedstawia, jest istotnie imponujący, a sław a piękności Lizbony zasłużona. Ktoś kiedyś nazwał Lizbonę Byzancyjum zachodu i nie bez ra- cyi. Rozrzucone w malowniczym nieładzie na kilku wysokich wzgórzach na prawym brzegu Tagu, miasto, liczące około 400000 mieszkańców, tw orzy smugę, nieszerszą nad pół wiorsty, to je st tyle co oko widza objąć zdoła, lecz zato długą przeszło milę i piętrzącą się nakształt amfiteatru na s tro ­ mych urwiskach wybrzeża. P onad białe tlomki o płaskich dachach i niezliczonej ilo­

ści oplecionych bluszczem balkonów w ysta­

j ą wysmukłe m inarety i koronkowe gzymsy prześlicznych gmachów publicznych, b u d o ­ wanych przeważnie w stylu m aurytańskim ; gdzieniegdzie grupę domów p rz ery w a biała ściana nagiej skały, lub wiszące ogrody, upięte festonaini bluszczu i wina, uwieńczo­

ne bujnemi koronami drzew palmowych.

N a żółtych i mętnych, j a k fale wiślane, wodach potężnego T ag u , ginących w oddali, kołyszą się liczne okręty przeróżnych na- •

rodowości i przebiegają we wszystkich k ie ­ runkach lotne barki rybackie. J e s t w tym krajobrazie coś z Wenecyi i Neapolu z a ra­

zem. Łodzie ozdobne, o wysokim przodzie w kształcie gondoli, maszty mocno w tył pochylone, olbrzymie trójkątne żagle (bry- gantyny) daleko większe od masztów sa­

mych; ogorzałe postacie m arynarzy i ryba­

ków w zwieszonych na bok długich neapo- litańskich kołpakach—tylko, że barwa czar­

na przeważa — kołpaki i szerokie pasy r y ­ baków są wszystkie tego koloru; nadto wszyscy noszą faworyty, nadające im p e ­ wien typ odrębny.

L e w y brzeg Tagu, dość wysoki, zajmuje kilka wiosek, jak również koszary i forty, wszystkie oślepiająco białe w promieniach południowego słońca.

W mieście ruch wielki, mnóstwo tram ­ wajów zaprzężonych w 3 lub 4 m uły prze­

biega górzyste miasto we wszystkich kie­

runkach, najbardziej strome skały zdobywa się na tram wajach elektrycznych o zębatem kole; in n a linija tram wajów elektrycznych prowadzi do przedmieścia i klasztoru Be- lem, ulubionego miejsca wycieczek miesz­

kańców stolicy.

A m ato r koni, może tutaj wiele ciekawego spotkać: brak zupełny ciężkich perszeronów i ardennow , napotykanych na każdym k ro­

k u we F ran c y i, zastępują j e z lepszym skutkiem doskonałe i rosłe muł}7; natomiast w powozach prywatnych i dorożkach spo­

tyka się nieustannie piękne typy krw i wschodniej. A ndaluzyjską czwórkę karą królewskiego ekwipażu długo w pamięci mieć będe.

Najpiękniejszą częścią miasta j e s t nieza- przeczenie nowa ulica „da L ib e rta d e ” — wspaniały bulwar, ozdobiony szeregami palm oraz kępami kwitnących oleandrów i innych roślin południowych, ocieniają­

cych liczne wodotryski i strugę kryształo­

wą górskiego potoku, ujętego w czarne r a ­ my cementowe. N a początku wznoszącej się stromo ulicy, obok prześlicznego, j a k biała k oronka brabancka gmachu dworca centralnego, utrzymanego w pięknym stylu maurytańskim, stoi wysoki obelisk wolno­

ści, nadający nazwę całej ulicy. Z Rua da L ib erta d e dostajemy się tram wajem elek­

trycznym na stromą skalę, skąd, z prze­

(3)

N r 35. W SZECHŚW IAT. 547 ślicznego tarasu, pokrytego kępami osypa­

nych kwieciem oleandrów i rododendro­

nów, winogron, bluszczu i palm, rostacza się w całej okazałości panoram a miasta i portu.

Wieczorem podnosimy kotwicę, lecz z po­

wodu silnego w iatru od strony morza ol­

brzymi parowiec nasz przez godzinę bes- skutecznie usiłuje zwrócić się przodem ku ujściu Tagu. O godz. 9 ćj wreszcie zdoła­

liśmy się wydostać na morze, a po godzinie latarnie morskie pięknej P ortugalii znikły nam z oczu.

Morze ciągle spokojne zupełnie; tem pe­

ra tu ra nie przewyższa 23° C, tylko ukazu­

jące się zrzadka ryby latające i fosforyzu­

jące żyjątka przypominają bliskość z w ro ­ tnika. Brzegu nigdzie nie widać, pomimo to na pokładzie znajduję latającego motyla, widocznie przez w iatr zaniesionego na peł­

ne morze.

Dnia 28 L ipca w południe ukazują się wybrzeża Senegalu. W D a k a r stajemy dla nabrania węgla. Korzystam ze sposobności aby listy do k ra ju wysłać. J u t r o ruszymy

d a l e j .

Dr J ó ze f Siem iradzki.

Klasyfikacyje w chemii.

W Y K Ł A D w s t ę p n y

profesora Dittea w Sorbonie.

(C iąg d a ls z y ).

P rz y ugrupowaniu metalów trudności j e ­ szcze są większe.

T h en a rd usiłował podzielić ciała te, opie­

rając się na oporności ich względem skom- binowanego działania wody, tlenu i ciepła, trzech czynników, które w naturze i w epo­

kach gieologicznych najnowszych najczę­

ściej sprowadzały substancyje mineralne do ich stanu obecnego, które po dziś dzień jesz­

cze j e modyfikują i które najbardziej uży­

wane są w przemyśle i w laboratoryjach.

Podzielił on metale na sekcyje, w wielu

j wypadkach obejmujące racyjonalnie zbliżo-

| ne rodzaje. Atoli pominiętą została znacz­

na liczba metali naówczas zbyt mało zna-

! nych, aby można było stosowne miejsce oznaczyć. T o też klasyfikacyja Tlienarda posiada raczej praktyczne, niż naukowe znaczenie.

Spodziewano się osięgnąć lepszy rezultat, przyjmując za podstawę klasyfikacyi war­

tościowość. Podzielono więc metale na je ­ dno, dwu, trójwartościowe i t. d., stosownie do tego, ozy łączą się dla dania związków nasyconych z jednym, dwoma, trzema i t. d.

atomami wodoru albo chloru, które p rz y ję ­ to za jednowartościowe. „Wartościowość, powiada W u rtz , jest dla wszystkich ciał głównym środkiem klasyfikowania; rodziny, na jakie podzielił Dumas niemetale, s k ła ­ dają się z ciał o jednakowej wartościowości;

podobnie można roBklasyfikować metale i będzie to bardziej uzasadnionem. aniżeli sztuczne stosunki wysnute ze stopnia powi­

nowactwa ich do tle n u ”.

Rzeczywiście, rodziny Dumasa zawierają

| ciała jednakow ej wartościowości, zauważyć wszakże trzeba, że nic w tem niem a bez­

względnego, gdyż wartościowość ta stosuje się wyłącznie do szeregu związków wzię­

tych za zasadę klasyfikacyi powyższej. Jod, naprzykład, który z równą objętością wo­

doru daje kwas jodowodorny i jest z te ­ go powodu jednowartościowym, łącząc się z trzema objętościami chloru staje się tró j­

wartościowym. Podobnie azot trójw arto­

ściowy w amonijaku jest pięciowartościo- wym w chlorku amonu i t. d. To samo po­

wtarza się z metalami. Klasyfikacyja, o p a r­

ta na wartościowości, doprowadziła do po­

dzielenia ich na gromady heterogicniczne, w których cynk, miedź, rtęć zostały zbliżo­

ne do wapniowców dwuwartościowych, jak one. Złoto, tal i wanad znajdują się razem, jako trójwartościowe. Na liście czterowar- tościowych spotykamy jednocześnie glin, beryl, żelazo, ołów i platynę; do irydu zbli­

żono, jako sześciowartościowe molibden i wolfram. Co więcej, ponieważ zwolen­

nicy wartościowości nie mogą zaprzeczyć, że własność ta zmienną je s t zarówno w me­

talach, j a k i w niemetalach, wypływa stąd, że nietylko dochodzimy do umieszczania w jednaj rodzinie tak różnych cial, j a k

(4)

548 w s z e c h ś w i a t. Nr 35 wzmiankow ane, ale że je d e n i ten sam me- [

tal może znajdować się w k ilk u grom ada ch stosownie do wartościowości, jaką. mu się j daje.

Oczywista, że na tak niedostatecznie określonćj, tak zmiennćj własności, niem oż­

na zbudować całój klasyfikacyi, zwłaszcza ; że hipoteza zmiennćj wartościowości p ie r­

wiastków może być uważana za rosszerze- nie praw a wielokrotności stosunków.

W obec trudności, jak ą p rz edstaw ia po- J

dział metali i niemetali na grom ady dobrze i określone, niektórzy chemicy próbowali stworzyć klasyfikacyją, opartą na ogólnych własnościach pierw iastków. J u ż Berzelius dał w tym względzie p rz ykła d, dzieląc ciała te na podstawie ich własności elektroche­

micznych; ułożył on w ten sposób listę p ier­

wiastków, w którćj każdy z nich je st wzglę­

dem poprzedniego elektro-ujem nym , wzglę­

dem następnego elektro-dodatnim. Szereg otwiera tlen a zamyka potas, elektro doda- j tni względem wszystkich innych. Ażeby ( wskazać, j a k nieliczne własności ciał obej- J muje klasyfikacyja Berzeliusa, wystarcza powiedzieć, że chrom zna jduje się tutaj między arsenem i wanadem, złoto między wodorem i osmem, ołów między cyną i k a d ­ mem, węgiel między borem i antymonem.

U k ła d a ją c tablicę pierw iastków według wielkości ciężarów atomowych, p. Mendele- jew ze swój strony odkrył ciekawe stosunki między temi ciężarami i własnościami ros- patry wanych ciał. Zdaniem jego, własności ciał prostych, skład ich związków oraz wła­

sności tych ostatnich są funkcyjam i peryjo- dycznemi ciężarów atomowych pierw iast­

ków.

Uważa on, że nietylko własności p ie r­

wiastków należących do jednój rodziny zmieniają się prawidłow o, j a k ich ciężary atomowe, tak, że można je za praw dziw e funkcyje uważać, że nietylko między cięża­

rami atomowemi ciał należących do dwu napozór oddalonych rodzin można wykryć jed n ak o w e stosunki przez dodanie albo od jęcie pewnego mnićj więcćj stałego c z y n ­ nika, lecz że istnieją stosunki peryjodycznie i powracające między ciałami, które zajmuje jednakow e miejsce w różnych rodzinach.

Ciężary atomowe pewnego szeregu zawsze jednakow o zmieniające się prz y przejściu

o d je d n ó j rodziny do drugiój tworzą, we­

dług p. Mendelejewa, 12-e kolejnych ró­

wnoległych peryjodów. Oto, j a k on je układa:

Pozostawiając w odosobnieniu wodór,jako je d y n e znane ciało pierwszego szeregu, u k ł a ­ da on drugi szereg z siedmiu ciał, które po wodorze m ają najmniejsze ciężary atom o­

we, następnie trzeci z siedmiu ciał z naj- mniejszemi po tamtych ciężarami atom owe­

mi. W ten sposób powstają trzy następu­

jące linije:

H = 1

L i = 7 B e = 9 ,4 B o = l l C = 1 2 A 3= 1 4 0 = 1 6 F l = 1 9 N a23 M g = 2 4 A l= 2 7 ,3 S i= 2 8 P = 3 l S = 3 2 C I= 3 5 ,5

Dwie tu nas rzeczy przedewszystkiem uderzają: 1) że niektóre odpowiednie ciała drugićj i trzeciój linii, lityn i sód, azot i fos­

for, fluor i chlor i t. p. są ciałami analogicz- nemi o związkach również analogicznych, 2) że cechy pierwiastków modyfikują się w miarę wzrostu ciężaru atomowego. J e ­ żeli bowiem porównywamy związki wodoro­

we i tlenowe pierwiastków jednego szeregu, widzimy, że granica nasycenia tych ciał zmienia się prawidłow o oraz postępowo i to tak, że między dwoma kolejnemi ciałami j e ­ dnego szeregu niemożna wstawić trzeciego;

cztery tylko ostatnie ciała mogą łączyć się z wodorem dla dania nasyconych typów R H t , R H j, R H ,, R H , których własności zmieniają się razem ze wzorem. Istotnie związki fluoru i chloru z wodorem są silnie kwasowemi i bardzo trwałemi, podczas gdy woda i siarkow odór należą do kwasów sła­

bych, mniój względem ciepła opornych, amonijak zaś i fosforyjak są zasadami, ł a ­ two ulegającemi roskładowi, a m etan i k rz e­

mowodór wreszcie — ciałami obojętnemi. P o ­ dobny stosunek zachodzi między wyższemi bezwodnemi tlenkami, np, trzeciego szeregu Naa0 , M g a0 a,A)20 3,Sia0 4, P a0 8,S a0 6,Cla0 t . T u własności zasadowe słabną stopniowo, a nawet, zaczynając od trzeciego związku, spostrzegamy, że zmieniają się one na w ł a ­ sności kwasowe, coraz bardziej wzm agają­

ce się.

Po d ając powyższe uwagi p. Mendelejewa, zauważyć musimy wszakże, że beryl i m a ­ gnez, b or i glin zaledwie słabe mają analo- gije, że sod w połączeniu z wodorem daje

(5)

wodorek, który nie istnieje dla litynu, że wreszcie Na20 i Sa0 8 nie są najwyższemi tlenkami sodu i siarki. Cokolwiekbądź, sze­

reg siedmiu pierwiastków wybranych w po­

wyższy sposób stanowi to, co p. Mendelejew nazywa małym peryjodem.

Prowadząc w dalszym ciągu grupowanie pierwiastków według wielkości ciężarów atomowych na małe peryjody, znakomity chemik rossyjaki ułożył następującą tablicę, w którój linije poziome odpowiadają pery- jodom, a siedem kolumn prostopadłych sta­

N r 35.

nowią naturalne rodziny. Aby kolumny wzmiankowane, czyli gromady zawierały tylko pierwiastki o własnościach analogi­

cznych, p. Mendelejew dodał po trzech pierwszych peryjodach ósmą gromadę do siedmiu pierwotnie przyjętych; g ro ­ madę, w którćj znajdują się ciała o bli­

skich sobie ciężarach atomowych i za po­

średnictwem którćj cynk wchodzi do dru- giój gromady, arsen do piątćj, selen do szóstój, zawierających zresztą pierw iastki analogiczne.

549 _

W SZECHŚW IAT.

K la s y f i k c y j a p ie r w ia stk ó w n a sze reg i p eryjo clyczn e.

I g ro m a d a

II g ro m a d a

I II g ro m a d a

IV

g ro m a d a g ro m ad a VI g ro m a d a

V II

g ro m a d a V III g ro m a d a

T y p M jO T y p M ,0 2 T y p M2Oa T v n Mj0 4 l y p r h4 Tvd

r h3 Tvd

l y p R H , T v n

1 y p R H Tvd

l y p R 2II

S z e r e g p e r y j. I 1 = H w odór

n i i L i= 7 B e = 9 ,4 B = l l C = 1 2 N = 1 4 0 = 1 6 F l = 1 9

lity n b e ry l b o r w ęgiel azo t tle n fluor

»> i i i 2 2 = N a sod

2 4 = M g m a g n e z

2 7 = Al g lin

2 8 = 8 i k rzem

3 l = P fosfor

3 2 = S s ia rk a

3 6 ,5 - C l

ch lo r / F e = 6 6 , Co==59, ) żelazo k o b a lt

C u = 6 8

\ n ikiel m ie d ź /R u 104, l th = 1 0 4

\ r u U n ro d

t n i t ń f l a i r v o

9) IV K = 3 9 C a = 4 0 S c = 4 4 T i= 4 8 V a = 5 l C r= & 2 Ud 55

potas w ap ień sk a n d t y ta n w an ad c b ro m m an g a n

i t V 63==Cu 6 5 = Z n 68— Ga 7 2 = G e 7 5 = A s 7 8 = S e 8 0= -B r

m ie d ź cy n k g al g e rm a n arsen selen brom

19 VI R b = 8 5 S r = 8 7 Y t= 6 8 Z r = 9 0 . N b = 9 4 M o = 9 6

r u b id s tr o n t itr c y rk o n niob m o lib d en \ Pd? 10(1, Ag^- 108

( p a la d s re b ro V II lf.8 = A g 1 1 2 = C d l l 3 = I n H 8 = S n 1 2 2 = S b ! 2 6 = T e 12 7 = 1

s re b ro kadm ind cy n a a n ty m o n te lu r jo d

H V III C s = 1 3 3 B a = 1 8 7 D i= 1 3 8 C e = l4 0 }) ł i

cez b a r y t d y d y m c e r

ł ł IX •» ł* ł ł I ł ł / 0 8 = 1 9 6 , I r 197,

V X J ł » E r = 1 7 8

e rb

L a = 1 8 0 la n ta n

T a = 1 8 2 ta n ta l

W o - 184 w olfram

190 \ osm iry d

< P t - 198, A u — 199 ' p la ty n a zło to

f i X I 1 9 9 = A u 2 0 0 = H g 2 0 4 = T 1 2 0 7 = P b 208=B> ł l t t

istoto rtę ć ta l ołów b izm ut

V X II I I i* »» T b = 2 3 0 i ł d r —240

to r u ra n

1

Ułożona w ten sposób tablica doprow a­

dziła pana Mendelejewa do następujących wyników:

1) Między dwoma sąsiedniemi pierwiast­

kami jednego szeregu, różnica ciężarów ato­

mowych jest mnićj więcćj stała, a w każdym razie w bardzo wąskich granicach, skut­

kiem czego trzeba wstawiać puste miejsca tam, gdzie ona jest zbyt wielka. T a k np., w czwartej seryi między wapieniem i tyta­

nem, których ciężary atomowe są 40 i 48 powinien znajdować się nieznany pier­

wiastek, a to z dwu powodów: naprzód d l a ­ tego, że różnica 48 — 40 je st zgórą dwa razy większa od przeciętnćj różnicy między cięża­

rami atomowemi ciał tego szeregu; powtóre i głównie dlatego, że tytan, analog krzemu i węgla, musi wejść do czwartej gromady, zawierającej ten ostatni. Pozostawione przez Mendelejewa puste miejsce ') odpowiada nieznanemu pierwiastkowi.

xj N a k tó re w eszedi sk a n d później o d k ry ty .

(6)

550 W SZECH ŚW IA T. Nl- 35.

2) Przeciętna różnica między ciężarami ato- mowemi pierwiastków jednego jakiego sz e re ­ gu i odpowiedniemi następnego, jest prawie stałą. D la pierwszych trzech szeregów rów na się w przybliżeniu 16, dla innych zaw artą jest między 24 i 28.

3) Ilości tlenu, potrzebne do utw orzenia wyższych tlenków, w zrastają praw idłow o od początku do końca jed n eg o szeregu, ilości ; wodoru w odpowiednich związkach wodo- j

rowych maleją również praw idłow o w tym j samym kierunku.

4) P om ijając dwa pierw sze szeregi, spo- strzegamy, że szeregi parzyste i nieparzyste i więcój m ają podobieństwa do siebie, niż pa­

rzyste do nieparzystych. Niemetale prze­

ważnie należą do szeregów nieparzystych, metale zaś spotykamy głównie w parzystych.

W piątćj nap rzy k ład gromadzie, wanad, niob i tantal należą do szeregów parzystych, podczas gdy fosfor, arsen i antym on zn a j­

dują się w szeregach nieparzystych. Dalój, ciała szeregu parzystego, lub nieparzystego, lecz jednej gromady, odpowiadają sobie le- piój, aniżeli dwa sąsiednie: wapień naprz., stront, baryt, które w drugićj grom adzie zajm ują rzędy parzyste, bardzićj są do sie­

bie podobne, aniżeli m agnez do wapienia.*

wapień do cynku i t. d. Zauważyć wypada, że pierw iastki szeregów parzystych nie łą ­ czą się wogóle z wodorem i nie dają rodni­

ków organo-metalicznych, ciała zaś szere­

gów nieparzystych często tworzą związki tego rodzaju.

5) Pierwiastki drugiego szeregu zachowu­

j ą się odmiennie od pozostałych. Ich zdolność łączenia się z wodorem i tworzenia rodników organo-metalicznych, zbliża j e do ciał z sze­

regów nieparzystych, nadto, szereg ten nie posiada ósmój gromady, a różnica mię­

dzy ciężarami atomowemi tych pierw iast­

ków i odpowiednich czwartego szeregu je st z a w a rta między 32 i 36, wtedy gdy z małemi w yjątkam i przeciętna różnica ciężarów a t o ­ mowych odpowiednich ciał kolejnych szere­

gów parzystych jest mnićj więcój 46. P . Men- delejew przypuszcza, że modyfikacyje w s to ­ sunkach mas chemicznych sprowadzają od­

powiednie perturbacyje własności, które od nich zależą i ciała należące do szeregu II z dodatkiem wodoru, dla scharakteryzo­

wania ich specyjalnego zachowania się, n a ­ zywa pierw iastkami typowemi.

(dok. nast.).

tłum. A. Ginsberg.

W YCIEC ZK I

W DZIEDZINĘ ETNOLOGII.

Ś W IA T A Z Y JA T Y C K I.

(D o k o ń czen ie).

V.

A ndam ani, których byt i żywot za bie­

głym poznaliśmy przewodnikiem, czynią na nas takie wrażenie, j a k b y byli ludem no­

wym, który niedawno wyszedł z łona p r z y ­ rody i wstępuje dopiero na próg życia w ła­

ściwego rodzajowi swemu. Lecz m atka przyroda z łona swojego coraz to innych

; ludzi nie wyprowadza. Ludzie nie powsta­

j ą nowi, tylko się krzewią, rospleniają, ros- przestrzeniają. Najmniejszą pomiędzy lu­

dami różnicę stanowi wiek. Wszystkie więc są jednakow o stare, lub jednakowo młode.

G dy na andainanów nie już j a k na nowy, lecz ja k na stary popatrzymy lud, powstaje wówczas wnet pytanie, ja k ie przyczyny na tym stopniu k u ltu ry ich zatrzymały?

Na to pytanie odpowiedzieć może tylko przeszłość tego ludu.

Lecz j a k poznać przeszłość ludu, który nie zostawił po sobie żadnych pamiątek h i ­ storycznych, nie posiada żadnych dokum en­

tów pisanych, lub rzeźbionych?

Każda nauka ma swoję metodę.

Podobnie, j a k stojąc na niskim stopniu k u ltu ry lud nie może wydać jednostki; na niskim stopniu kultury stojąc plemię nie może wydać narodu. H istoryją pojedyń- czego narodu zastępuje wówczas historyją plemienia. A za wszelkie dokum enty piś­

mienne muszą starczyć wskazówki etnogra­

ficzne.

(7)

N r 35. w s z e c h ś w i a t. 551 A ndam ani nie są autochtonami na swych

wyspach. P rzybyli więc na nie. I skąd- kolwiekbądź przybyli i jakakolw iekbądź przyczyna zmusiła ich do szukania nowćj siedziby i znalezienia jś j na tych wyspach, stanowią, oni tylko cząstkę jakiejś ludności, gałąź, która się od pnia ogólnego odszcze- piła i wspólną opuściła siedzibę. Siedziba zaś sama i główny pień gdzieś pozostać m u­

siały.

Andamani przedstawiają bardzo wybi­

tny typ rasowy: są oni wogóle krótkogłowi, z nieznaczną skłonnością do prognatyzmu, wzrostu mnićj niż średniego, cerę mają czarną, koloru sadzy, nosy małe, u podsta­

wy dość szerokie, nieco przypłaszczone, choć w większości cebulkowate, włosy czar­

ne rosną im na głowie krzaczysto i niebę- dąc golone, wiją się (obacz fig. 1 i 2).

Po tych przeto tak wybitnych cechach łatwo jest odszukać pokrewne andamanom ludy wśród ras czystych; w krzyżowanych zaś, śledząc typ ich zasadniczy, również można dotrzeć do metysów po nich, a nawet spostrzedz odrodzoną przez atawizm jakąś je d n ę ich cechę w ludach zupełnie im na

pozór obcych.

W ykazanie współplemiennych andama­

nom ludów pozwoli poznać ich ojczyznę właściwą. Poznanie ich ojczyzny u w y d a ­ tni rolę, k tórą te ludy w nićj grają. U w y ­ datnienie roli obecnój da możność wglą- dnąć w przeszłość tych ludów. W taki sposób kwestyja andamańska stanie się kwe- styją całego plemienia, do którego a n d a ­ mani należą.

Najbliższe do wysp Andamańskich w kie­

ru n k u wschodnim, południowym i połu­

dniowo - wschodnim lądy i wyspy są z a ­ mieszkałe przez rasę żółtą. Wschodni p ó ł­

wysep Indyjski zamieszkują: birmani, siam- czycy i annamici. Na przylegającym do Indochin długim półwyspie Malajskim, na wyspach Filipińskich, Sundzkich i otacza­

jących je archipelagach pomniejszych mie­

szkają i gospodarują malajczycy. Dopie­

ro na Nowćj Gwinei i na wschód i pół­

noc od niej rossianych po Oceanie róż­

nych wyspach znajdujemy ludność czarną.

Lecz ci czarni są odmienni od andama- nów; główrną cechę ich stanowi wzrost duży,

1 a przytem mają długie głowy. Są to pa- puowie.

Otóż wśród annamitów na wschodnim brzegu Indo-Chin, wśród malajczyków na półwyspie Malajskim, na wyspach F ilipiń­

skich, Sundzkich i pomniejszych, do nich przyległych, lub je otaczających, na Nowój Gwinei wśród papuów znajdujemy drobne- mi grupami rossianą ludność, którą cechy zewnętrzne zupełnie do andamanow zbli­

żają i za jednoplem ienną z andamanami po­

czytywać dozwalają.

Ludność ta nie ma własnej a wspólnej na­

zwy, tylko wszędzie nosi odmienną, jak b y przygodną, a sobie przez obcych nadaną.

Na wyspach Filipińskich znaną jest ona pod kilku nazwami: na Luzonie jak o aety, co prawdopodobnie oznacza czarni, na Minda- nao jak o hilloony i mamanua, na P an aju jak o aty. Na półwyspie Malajskim jedno- plemiennymi z andamanam i są: mantrasi, sakaje, udaje, binua i inni, przez malajczy­

ków nazywani inaczej urang-utang (ludzie leśni, dzicy). W Annamie jednoplemienni z andamanami są moi.

Z eropejczyków pierwsi hiszpanie zet­

knęli się z tą ludnością. Zajmując wyspy Filipińskie poznali oni aetów. W aetach uderzyła hiszpanów cera czarna, tak różna od cery malajczyków i wzrost mały. N a­

zwali więc ich negrami małymi, Negritos.

W krótce nazwa ta objęła całe plemię, gdyż w miarę poznawania innych g ru p tćj lu­

dności na lądach i wyspach sąsiednich i na nie przechodziła nazwa nadana aetom przez hiszpanów.

Żaden lud z plemienia negrytów nie zo­

stał dotychczas tak dokładnie zbadany i opi­

sany j a k andamani, dzięki pracy E. H . M a ­ na ‘). Ale ze wzmianek o negrytach kilku podróżników po krajach, gdzie się oni znaj­

dują, widzimy, że ku ltu rą nieandamańscy

') T ru d n ą a w łaściw ie m a ło w a ż n ą do celów n a ­ szych je s t rz e c z ą d o ch o d zić o b e cn ie, po p rz y z n a n ia p o k rew ień stw a a n d am an ó w z ty lu In d a m i, po ta k zn ac zn y c h p rz e s trz e n ia c h ro ss ia n y m i, sk ą d oni w ła­

ściw ie n a swe w yspy p rz y b y li, lu b z k tó ry m m ia ­ no w icie z ludów w y m ien io n y c h w bliższy ch z o stają niż z in n e m i zw iązk ach k rw i. P rz y b y c ie n e g r y ­ tów n a A n d am an y , ja k to zobaczym y z tr e ś c i czę­

ści V I, sięga czasów b a rd z o o d d alo n y ch .

(8)

552

negryci wcale nie przewyższają po b ra ty m ­ czych sobie andamańskich '), jakkolw iek j u ż w kilku miejscowościach na Luzonie i M indanao poczęli karczować lasy, wzno­

sić sobie stałe siedliska, hodować zwierzęta domowe i obrabiać pole.

Niestojąc na wyższym stopniu kultury, niż andamani, inni negryci nie mogą dostar­

czyć żadnego realnego m ateryjału do po­

znania przeszłości całego plemienia. Chyba nim, j a k w tym wypadku, będzie c h a ra k ­ ter miejscowości przez nich zajm owanych w każdym k ra ju oraz stosunek do ludności, wśród którćj przebywają.

Nr 35.

nie kierow ała przy obiorze siedliska wola, tylko konieczność zatrzym ania się gdzie­

kolwiek, konieczność ukrycia się przed kimś.

T aki stan rzeczy mógł nastąpić jedynie wskutek najścia na kraj wrogów, wskutek zdobycia k r a ju przez najeźdźców. W y p r o ­ wadzić się przeto daj* z łatwością wniosek, że te kraje, w których się obecnie niby w ukryciu odnajdują negryci, przez nich całkowicie dawnićj zajm ow ane były. W ięc negryci przedstaw iają dawniejszą ludność krajow ą, niż obecnie główni mieszkańcy tych lądów i wysp.

W S Z E C H Ś W IA T .

F ig . 1. K o b ie ta i m ężczyzna. W e d łu g fo to ty p ii K. H. M ana.

Negryci w każdym k raju, gdzie się zn a j­

dują, zajm ują miejscowości od przyrody upośledzone. W je d n y m przebyw ają na wyniosłych górach, w innych zamieszkują gąszcze lasów, lub błotniste doliny, a wszę­

dzie zdała od miejscowości bardzićj zalu­

dnionych, wszędzie jakoby nauboczu, j a ­ koby się kryli. Widocznem jest, że nimi

' ) K ilk a szczegółów in te r e s u ją c y c h d o s ta rc z y ć m o że n o ta tk a d r a M o n tan o : Q u elq u es jo u ra chez les in d ig e n e s d e la p ro v in c e d e M alac ca , w R e r u e d 'E tb n o g r a p h ie , za 1882 r. (str. 4 1 —66).

Jeszcze inna okoliczność potwierdza ten wniosek. Zwycięscy czują zawsze niena­

wiść do pokonanych przez siebie; rospęd w akcyi otrzymany przechodzi u nich w przywyknienie: gniotą więc bescelowo, bezwiednie naw et dręczą. Pokonani, i n ­ stynktowo obawiając się zwycięsców, ustę­

p u ją przed nimi, bezmyślnym trapieni s tra ­ chem. Negryci wszędzie, gdzie się znajdują, są prześladowani przez ludność, wśród któ- rśj się znajdują, zwłaszcza przez malajczy- ków , srogich i przebiegłych. P rze śla d o w a­

nie przybiera charakter otw arty tępienia:

(9)

N r 35. 553 służą bowiem nieraz za cel do miotania po­

cisków, są zabijani j u ż nie wskutek oporu, lecz cichćj uległości, zupełnego pogodzenia się z losem.

VI.

Wyróżnienie czarnych, lecz karłowatych i krótkogłowych negrytów wśród również czarnych, rosłych, długogłowych, o wybi­

tnych rysach twarzy, wyniosłych nosach, o włosach na podobieństwo mioteł okręto­

wych rosnących papuów; dalój wykazanie, niemal obliczenie, rossianych wśród żółtej

Lecz znakomity ten antropolog nie po­

przestaje na tem.

W iemy od pisarzy greckich, że istniał w starożytności jakiś lud, zwany przez nich pygmeami. O tym ludzie krążyły różne baśnie, z których jednakż e dają się wycią­

gnąć pewne charakterystyczne jego cechy.

Najwcześniejszą o pygmeach wzmiankę znajdujemy w Homerze. T ak brzmi ona:

Id ą T ro ja n ie ... d o p ta s tw a p o d o b n i.

J a k o g d y k rz y k się ro z le g a ż ó ra w i pod n ieb io s sk le p ie n iem ,

F ig . 2. W ódz a n d a ra a ń s k i. W e d łu g fo to ty p ii E . H. M ana.

rasy g ru p oddzielnych tych negrytów; na- koniec wyszukanie na przestworzach wo­

dnych od Nowćj Gwinei do wysp A nda- mańskich, od wysp Sundzkich do Japonii, na przestworzach lądowych od Annam u i półwyspu Malajskiego do Gatów zacho­

dnich i od przylądka Komoryn do H im ala­

jów bądźto metysów po negrytach, bądźteż ludów i jednostek, j u ż pojedyńczemi tylko typowemi cechami przypominających odle­

głych swych przodków, którymi byli ciż negryci: jest zasługą naukową A. de Qua- trefagesa.

; K tó re , ja k ty lk o się w y m k n ą p rz e d zim ą i d eszczem u lew n y m ,

j Z a ra z sz y b u ją z h a ła se m d o wód O ceanu fa listy c h , M ężów P y g m eó w p le m ie n iu p rzy n o sząc m o rd

i zag ład ę.

(Ilia d a , U l, 2 —6. P rz e k ła d A. S zm u rły ).

Ju ż sama nazwa pygmei, pochodząca od wyrazu w greckim języku oznaczającego:

pięść, kułak, łokieć, wskazuje niewielki wzrost tego ludu. Stado żórawi, p rzyno­

szące im mord i zagładę — uzupełnia obraz upośledzenia przez naturę. Nieokreślając

(10)

554 W SZECHŚW IAT. Nr 35.

bliżój miejsca ich pobytu, podanie, j a k w i­

dzimy, mieści ich na południu.

D ru g ą o pygm each wzmiankę z n a jd u je ­ my we fragm entach podróżnika i historyka j H ekateiosa (żył w V I stuleciu przed erą naszą). Mieści on pygmeów w najbardziej oddalonej części E giptu, nad Oceanem. | M ord zaś i zagładę przynoszoną im przez j

żórawi tłumaczy w taki sposób, że są rolni- j

kami, więc na ich posiewy rzucają się żó- rawie niby szarańcza. W y stęp u ją c zaś do walki z żórawiami przyw iązują sobie do ! głowy rogi b aranie i na wzór baranów bodą głową (Fragm. Hist. Gaec. I, 18, wyd. D i- dota).

Ktezyjasz, a utor historyi Assyryi, P ersyi i Indyi, tylko we fragm entach nam znanej obecnie (żył pod koniec V stulecia przed erą naszą), znajduje pygmeów w Indyi i tak i o nich prawi: „ W Indyi środkowej miesz- j

kają ludzi czarni, pygmeami zwani; mową od innych In d ó w się nie różnią, tylko b ar­

dzo małą postacią '). K ról indyjski trzy i tysiące pygmeów utrzym uje w swojem oto- J

czeniu, są bowiem doskonałymi łucznikami. | Są oni wielce sprawiedliwi i temiż co indo- j

wie rządzą się p r a w a m i .. (Ctesiae F r a g - menta: De rebus Indicis, 11, wyd. Di- dota)”.

Tenże autor jeszcze następną podaje w ia ­ domość: „Wyżćj kynocefalów, ponad ź r ó ­ dłami rzeki Indu, zamieszkują, j a k u trz y ­ mują, odmienni (od kynecofalów) ludzie: są oni czarni, j a k inni indowie; życie pędzą w próżniactwie, chleba nie jedzą, wody nie piją, lecz, utrzy m u jąc liczne stada krów, owiec i kóz, ich mlekiem żyją, a nadto ni- czem (Op. cit. str. 84)”.

Późniejszy od Ktezyjasza historyk grecki Megastenes, w dziele swem o Indyi, do n a ­ pisania którego skłoniła go podróż do tego kraju, odbyta na roskaz króla Syryjskiego Seleuka Nikatora na początku trzeciego stu­

lecia przed erą naszą, wyliczając ludy za­

mieszkujące Indyje, w liczbie ich mieści pygmeów i opowiada o nich to, co legienda

') „Ow ce ich są w ie lk o ści ja g n ią t, osty i w oły do w ielk o ści ow iec d o c h o d z ą 11 w id o czn ie d la n h a r - m o n iz o w a n ia z p y g m ea m i o to cz en ia z w ierzęceg o d o d a je K tezyjasz.

za czasów powstawania Iliady im przypisy­

wała (Fragm. Histor. Graec. II, 423 — 425).

Aiystoteles powtarzając, j a k twierdzi Plinijusz, co inni o pygm each powiedzieli, uzupełnia to tylko wiadomością, że oni po jaskiniach mieszkają (O p. cit. I I , 180, 425 >).

Z zebranych tu cytat, skoro odrzucimy czem fantazyja ludowa sam fa k t zdołała upiększyć, jasno się przedstawia: 1) że w In- dyjach. jak o też Egipcie południowym, mie­

szkali ludzie zbliżeni do siebie cechami ty- powemi (cerą czarną, wzrostem małym). 2) Że ludność czarna w Indyjach dochodziła

| ku północy do źródeł Indu. 3) Że ludność ta była dość liczną, skoro 3000 wyborowych łuczników dostarczać mogła do obrony króla Indyjskiego.

Otóż w pygmeach, opisywanych przez historyków greckich, A. de Quatrefages wi­

dzi: w afrykańskich negrillów, w azyjatyc- kich negrytów 2),

') By c y ta t n ie m nożyć, o p u szczam p o d a n ą p rz ez H e r o d o ta w ia d o m o ś ć o d w o ja k ic h e ty jo p a c h (to je s t lu d a c h c z a rn y c h ), e g ip s k ic h i w sch o d n ich , w al­

czący ch w w o jsk u X e rx e s a (H e ro d o t V II, 70).

ł ) O to w ja k ic h ro s p ra w a c h ro z w ija A. d e Q ua- tr e f a g e s sw oje p o g ląd y :

E tu d e a u r les M incopies e t s u r la ra c e n e g rito en g e n e ra ł; R ev u e d ’A n th ro p o lo g ie , 1872.

L es P y g m ees d’H om óre, d T Ie ro d o te e t d e P lin e ; J o u r n a l des S a r a n ts , 1881.

N o u v elles e tu d e s su r la d is tr ib u tio n g e o g ra p h i- que d es N e g rito s e t s u r le u r id e n tific a tio n avec les P y g m ees a s ia tiq u e s d e C tesias e t d e P lin e ; Re- vue d ’f ith n o g r a p h ie , 1882.

L es P ap o u as e t les N e g rito s , H om m es fossiles e t ho m m es S au y ag es, 1884.

S tre sz cz a z aś je w o sta tn ie m sw em d ziele: H i- sto ire g e n e ra le d es R a ce s H u m a in e s, w ro z d z iale : X V I, s tr. 839— 410.

Q u a trefa g es je s t m o n o g ie n ista . C h w y ta w ięc i r o z ­ w ija w d u c h u sw ej t s o r y i k a ż d ą k w e sty ją , m o g ącą j ą p o p rz e ć . B y w y p ro w ad z ić lu d n o ść c ałeg o ś w ia ­ t a z je d n e j m iejsco w o ści, k tó r ą d la niego j e s t A zyja i p o g o d z ić z te m is tn ie n ie n e g ró w w A fry ce, p o ­ d e jm u je k w e s ty ją p o c h o d ze n ia i d aw n e g o rossie- d le n ia n e g ry tó w ; p o d o b n ież j a k o p ra c o w a ł te o ry ją z alu d n ie n ia p rz e z m ala jczy k ó w P o lin ez y i d la o b ja ­ ś n ie n ia p o c h o d ze n ia o cea ń czy k ó w (zob. W s z e c h ­ ś w ia t, 1890 r., N r 41, 42).

D la n a u k i b y ło b y rz e c z ą w ielce p o ż ą d a n ą , g d y ­ b y k to z p rz e d s ta w ic ie li lu b zw olen n ik ó w te o ry i

* p o lig ie n iz rau o p ra c o w a ł e fn o lo g iją lub a n tro p o lo -

(11)

N r 35. W SZECHŚW IAT. 555 Utożsamienie negrytów z pygmeami do­

prowadza do ważnych wniosków. Więc w czasach najbardziej oddalonych, których sięgać mogą tylko dokum enty etnologiczne, ludność obu Indyj stanowili negryci i, za­

mieszkując źródła In d u , dochodzili do Azyi środkowej. Więc owi drawidzi, dotychczas za pierwotną, ludność In d y j poczytywani, są metysi, pochodzący z połączenia negrytów z napływającą do Indyj rasą żółtą. Nad zlaną w taki sposób żółtą rasą z czarną za­

panowali dopiero biali aryjczycy.

Dziwne się to rzeczy dzieją na tym świe- cie! K to zdoła obecnie zbadać, jakie to wypadki zaszły przeróżne i przedstawić, j a ­ kie to warunki się zbiegły, by zatrzymać przez ciąg czasu, niedający się obliczyć na­

wet na stulecia i przenieść na koniec X I X , idyllę z nad Indu i Gangesu do wysp A n ­ damańskich.

Pamiętajmy jednakże, że możność ode­

grania idylli w wieku naszym przepłacają andamani swem istnieniem.

1. Radliński.

Czy klimat Euiopy stale się oziębia?

(D o k o ń czen ie).

Trudniejszem od stwierdzenia peryjody- cznych wahań klimatu wogóle było dokła­

dniejsze oznaczenie długości tych peryjo- dów, bo zapiski meteorologiczne nie sięgają daleko przed rok 1 700. Szczęściem znala­

zły się inne notatki, z których B rueckner mógł skorzystać, były to wzmianki o sta­

waniu i ruszaniu lodów na rzekach r u ­ skich i o terminach winobrania, które się­

gają aż do roku 1400, oraz wzmianki kroni- karzów o nadzwyczajnie mroźnych zimach

g iją , w k tó re j p o d staw y te j te o r y i ra z e m z eb ra n e z ró w n ą silą i n a u k ą b y ły b y ro z w in ię te , ja k p o d ­ staw y m o n o g ien izm u w dziele: H isto ire g e n e ra le d e s ra c e s h u m ain e s.

aż do roku 1000. Z tego m ateryjału w yni­

ka stanowczo, że równocześnie na całej zie­

mi waha się temperatura, ilość opadów i ciśnienie powietrza równocześnie w p e ­ ryjodach, mających około 35 lat długości.

Od roku 1020 B rueckner naliczył 25 takich peryjodów, średnia zaś ich długość wynosi dokładniej 3 4 .8± 0,7 lat.

Ze wahanie to obejmuje całą powierzch­

nię ziemi pokazuje się stąd, że 8 9 % obszaru ziemskiego, o ile on w&hodzi w zakres za­

pisków meteorologicznych, peryjodyczność taką wykazały, 11% wykazały zboczenia.

Amplituda, czyli obszerność wahań tem pe­

ratury wynosi dla całej ziemi 0,7(5° C. Przed rokiem 1850 była ona naw et 1° C, odtąd na­

gle się zmniejszyła. W E uropie środkowej wskutek tego wahania posuwają się linije równocieple (izotermy) o 300 kilometrów na północ w peryjodzie ciepłym, a cofają 0 tyleż w zimnym. Co do stosunków baro- metrycznych odznaczają się one w peryjo- dzie ciepłym zaostrzeniem różnic ciśnienia powietrza, w peryjodzie zimnym różnice się

! nieco zacierają. W peryjodach ciepłych spada mniej deszczu, niż w zimnych, a tu 1 głównie obszerne masy lądu stałego w y k a ­ zują znaczne różnice. D la całej ziemi rocz ny opad w peryjodzie ciepłym zmniejsza się

\ o 1 2 % od normalnego, w peryjodzie zim­

nym wzrasta o tyleż odsetek, obszerność

| wynosi więc 24% normalnego opadu rocz­

nego, w środku kontynentów ta amplituda jest daleko większa, np. w Sybcryi zacho­

dniej spada w peryjodzie zimnym 2,31 razy tyle deszczu, ile w ciepłym.

Jakie skutki mogą te peryjodyczne zmia­

ny tem peratury wywierać na losy całych okolic, pokazuje Brueckner na kilku p rz y ­ kładach. Znane jezioro L ake George w No­

wej Walii południowej rozlewało się około lat 1820, 1850 i 1876 12 — 18 km wzdłuż 1 10 km wszerz, a w peryjodach suchych leżących wpośrodku tych lat zupełnie wy­

sychało. Z podróży Stanleya i innych wia­

domo, że Tanganika, Cad i Nyassa peryjo- dycznie podnoszą się i łączą przez rzeki z oceanem, to znów opadają i pozostają bez odpływu. W Europie około lat 1830 i 1860 rzeki miały ta k mało wody, że kom unika- cyja napotykała na coraz większe zapory, przypisywano to wówczas zmniejszaniu się

(12)

556 W SZECH SW IAT. Nr 35.

lasów. Z badań B ruec knera wynika, że la­

ta te tw o rz y ły maxim um peryjodów cie­

płych i suchych. W czasie p eryjodu zim ne­

go od r o k u 1806 — 1820 Newa zam arzała przeciętnie o trzy tygodnie wcześniej, niż w peryjodzie ciepłym pomiędzy rokiem 1821 — 1835; zdarza się wprawdzie i w p e ­ r i o d a c h ciepłych ostra zima z charakterem peryjodu zimnego, ale takie zimy stanowią w yjątek i nie obalają, ogólnej reguły.

Jeżeli peryjody zimne w yw ierają na h a n ­ del wpływ szkodliwy, skutki peryjodów ciepłych są fatalne dla rolnictwa, zwłaszcza w krajach z charakterem stepowym i o k li­

macie suchym. W Am eryce, j a k powiada Brueckner, przyjęto w ostatnim dziesiątku lat jako aksyjomat, że wskutek posuwania u p ra w y ziemi dalej w stepy można je zw ol­

n a zamienić w okolice zamieszkałe, gdyż skoro roślinność j e p o kryje przyciągnie ona więcej opadów atmosferycznych. A k sy jo ­ m at ten znalazł potwierdzenie na jeziorze Słonem w U tah, które od roku 1860 do p o ­ ło w y siódmego dziesiątka wezbrało o 3 m e­

try, a stąd podniosły się także jego d o p ły ­ wy i umożebniły sztuczne naw odnienie oko­

licy przyległej. Ale B ru ec k n er przepow iada mieszkańcom z nad je z io ra Słonego gorzkie rosczarowanie, bo j u ż w ro k u 1888 opadła powierzchnia jego wód do wysokości z r o ­ ku 1864, a dalsze opadanie je s t p ra w d o p o ­ dobne.

W dw u ostatnich stuleciach, podług Bruecknera, stanowiły lata: 1700, 1740, 1780, 1815, 1850 i 1880 ogniska peryjodów zimnych i wilgotnych, lata: 1720, 1760, 1795, 1830 i 1860 stały w środku p e r y jo ­ dów ciepłych i suchych, obecnie więc stoi­

my p rz y końcu peryjodu zimnego, a zaczy­

nający się peryjod ciepły wypełni bieżące i następne dziesięciolecie.

Chcąc ocenić wartość i doniosłość wywo­

dów Bruecknera, trzebaby zagłębić się w ca­

łym ogromnym m ateryjale, ja k im on rospo- rządza, to atoli zdaje się pewnem, że ry tm i­

czne w ahania tem peratury mają miejsce, chociaż nie pow tarzają się może ani tak r e ­ gularnie, ani tak powszechnie, j a k B ru e c k ­ n er przyjm uje. J u ż zresztą przed nim H a h n i F ritz zwracali uwagę na peryjodyczne zbaczania tem peratury łącząc j e z 11 i 55 letniemi peryjodami występowania plam

słonecznych. W i l d w dziele swem: Die R e- genverhaeltnisse des russischen Reiches, P e ­ tersb u rg 1887 r. w yrachow ał niezależnie od Bruecknera z zapisków meteorologicznych w B arn a u lu , że okolica ta przechodziła pe­

ryjod wilgotny około roku 1840, suchy oko­

ło 1864 i znów wilgotny około 1882 roku, które, j a k widzimy, prawie zupełnie zga­

dzają się z peryjodami odpowiedniemi, j a k je wykombinował B rueckner dla całej p o ­

wierzchni ziemi.

I nasz klimat na porzeczu Wisły podlega wahaniom, które, zdaje się, są mniej więcej te same, jak im ulega tem peratura ogólna ziemi. Nietrzeba tego atoli tak rozumieć, jak o b y ju ż każdy szereg lat musiał się ściśle stosować do rytm u owych ogólnych, n o r­

malnych peryjodów, bo czyż np. znajdzie się miesiąc w roku, którego dni będą miały tem peraturę norm alną wyrachowaną c h o ­ ciażby i na podstawie stuletnich doświad­

czeń? Pietkiewicz (Stosunki opadu atm o­

sferycznego w Warszawie, P am iętnik F iz y - jograficzny I X , 159n) odróżnia także w bie- żącem stuleciu trzy epoki dla opadu atm o­

sferycznego w Warszawie, suchą do roku 1830, m okrą do 1872 i znów suchą aż dotąd.

E poki owe nie zgadzają się ani z p ery jo d a­

mi W ilda, ani Bruecknera, które wówczas nie były jeszcze znane. Zresztą Pietkiewicz uważa, że równoczesne wahania klimatu dla całej ziemi nie istnieją, że przeciwnie

„gdy w jednych krajach zboczenia objawia­

j ą się w pewnym kierunku, to w innych, mniej lub więcej odległych, stan powietrza okazuje anomalije wręcz przeciw ne”. Lecz ta teoryja kompensaty tem peratury, którą postawił Dove, a W ojejkow obszernie na przykładach ozasadnia (Die Klimate der E rde , J e n a 1887, niemieckie wydanie j e s t j a k autor powiada poprawniejsze, niż ros syjski oryginał), naw et gdyby się na pe wniejszych niż dotąd opierała podstawach peryjodycznych zmian powszechnej tempe ra tu ry ziemi bynajmniej nie wyklucza a opóźnianie się maximów i minimów pe ryjodycznych na poszczególnych obszarach klimatycznych uwzględniają Sieger i B r u e ­ ckner.

Oprócz 35-letnich wahań klimatycznych rozróżnia B rueckner jeszcze dwa inne, zna­

cznie dłuższe; najdłuższe występują w prze-

(13)

N r 35. 557 szlości jak o epoki lodowe i sprowadzają z u ­

pełny przewrót w naturze. W czasach histo­

rycznych, powiada Brueckner, niemożna było dotychczas stwierdzić, czy epoka taka znów się zapowiada, bo jćj okresy są tak długie i zmiany tak powolne, że trudno ich dostrzedz w tak krótkiój stosunkowo prze­

strzeni czasu, ja k ą rosporządza historyja.

D rugi średniej długości system wahań wy­

stępuje wyraźnie w historyi, najbardziej atoli ujaw niają się peryjody 35-letnie.

Z prac zajmujących się wahaniem tem pe­

ra tu r y wymieniam jeszcze tylko artykuł belgijskiego meteorologa Lancastra, który wykazał, że w ostatnich pięciu latach tem­

p eratu ra E u ropy zachodnićj i środkowćj znacznie się oziębiła, jeżeli bowiem na ma­

pie pociągniemy liniją od W alencyi w Ir- landyi przez Szkocyją północną do północ­

nej kończyny J u tla n d y i i Kłajpedy, nastę­

pnie przez L w ów , cieśninę O tranto i połu­

dniow ą kończynę Hiszpanii, znów do W a ­ lencyi, określimy obszar, którego roczna ciepłota od roku 1886 do 1890 od 1°—2° C była niższą od normalnej. T a k np. w P a ­ ryżu rok 1886 był o 2,4°, 1887 o 2,8°, 1888 o 1,6°, 1889 o 0,8°, 1890 o 1,2° zazimny.

W tym samym czasie, t. j. od roku 1886 do 1890 Norwegija i Laponija miały tempera­

tu rę o 1° C, Szwecyja i F inla ndyja o 0,5° C wyższą, niż zwykle. Ja k ie przyczyny spo­

wodowały to w każdym razie ciekawe zja­

wisko, niemożna na podstawie dotychcza­

sowych badań wyjaśnić, nie wiadomo też, j a k długo ten peryjod zimny dla E uropy zachodnićj potrwa. W późniejszym dopie­

ro czasie po jego ukończeniu i przez poró­

wnanie ogólnćj tem peratury na powierzchni ziemi w tym okresie będzie można orzec, czy to zjawisko potwierdza starą teoryją Dovego o kompensacie tem peratury, czy je s t tylko silniejszem nieco i niezupełnie zegularnem ogniwem peryjodycznego falo­

wania ciepłoty.

Ponieważ woda stojąca i płynąca po zie­

mi, ja k również i napełniająca w formie pary atmosferę, je st ważnym czynnikiem klimatycznym, przeto zwiększanie się, lub zmniejszanie jćj ilości wywiera wpływ na zmianę klimatu, lecz badania tćj sprawie poświęcone pomijam (patrz d r W .G oetz, Die d au e rn d e A bnahm e des fliessenden Wassers

auf dem Festlande der E rde, Yerhandlun- gen d. V I I I deutsch. Geogrt.), bo są one do­

piero pracam i przed wstępnemi, mającemi na celu zwrócenie ogólniejszej uwagi na absorpcyją wody przez zwietrzałą powierz­

chnię planety.

Z powyższego przedstawienia, które za­

mykam, wynika, że dotychczasowe badania nad zmiennością klimatu na ziemi, a szcze­

gólnie w Europie, upraw niają nas tylko do następujących wniosków: Można uznać za pewnik, że własne ciepło ziemi stale się zmniejsza, ale ponieważ tem peratura po­

wierzchni ziemi i atmosfery prawie wyłą­

cznie zależy od słońca, a nie mamy pew no­

ści, czy tem peratura słońca stale się zwięk­

sza, czy zmniejsza, więc też nie wiemy, czy ciepło powierzchni ziemi stale się podnosi, czy opada. Stwierdzono dalój, że w prze­

szłych epokach gieologicznych pojedyńcze obszary ziemi przechodziły i to o ile się zdaje, nie równocześnie, lecz z kolei, pery- jodyczne zmiany klimatu, w których maxi- ma zimnych epok pokrywały lodowcami lądy stałe, stąd nazwano te peryjody epo­

kami lodowemi. Co było w przeszłości, po­

wtórzy się prawdopodobnie i w przyszłości, ale najściślejsze badania zmian flory i fauny w czasach historycznych i porównywanie wprost świadectw pisarzów starożytnych o tem peraturze w E uropie nie dowiodły ani negatywnćj, ani pozytywnćj zmiany klimatu w tćj części świata od mnićj więcćj 3000 lat, wykazały natomiast nieznaczne wahania temperatury o dłuższych, lub krót­

szych peryjodach, których dokładniejsze określenie będzie możebne dopiero w przy- szłem stuleciu, skoro będzie można zestawić dłuższe szeregi ścisłych obaerwacyj meteo­

rologicznych.

D r N adm orski.

Wiadomości

— as. A. Locard. L a Pfichc e t les Poissons des e au x d o u c es. P a ry ż , 1891.

D ziełko to z 847 s tro n ic złożone, z a w ie ra opis sy ste m aty c zn y ry b w ód sło d k ich fran c u sk ic h , p o ­

biblijograficzne.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zasada jest jedna - chodzi o to, aby dziecko w sposób niedestrukcyjny i całko- wicie bezpieczny dla siebie i innych, nauczyło się mówienia o przeżywanych emocjach,

trudno ekscytować się tym, że w scenerii pokoju, w oknie, jakich wiele, w pejzażu, który niczym się nie wyróżnia, człowiek przeżywa swoje małe

2) w przypadku rocznej oceny klasyfikacyjnej zachowania — ustala roczną ocenę klasyfikacyjną zachowania w drodze głosowania zwykłą większością głosów;

Pasieki oprócz tego, że przynoszą miód, mają też przyczynić się do ratowania gatunku zagrożonego zmieniającym się klimatem, chemizacją rolnictwa oraz

Z racji bardzo korzystnego połoŜenia Gminy Jastrowie jeśli chodzi o dostępność komunikacyjną oraz środowisko naturalne, powinno zostać ono odpowiednio wykorzystane na

Dlatego pokonujemy jeszcze tylko kawałek grani, a jeszcze przed Hohberghorn (4219 m) decydujemy się zawrócić.. Co ważne – jednomyślnie, bez żadnych

1, Posiadam akcje w spółkach handlowych z udziałem powiatowych osób prawnych lub przedsiębiorców, w których uczestniczą takie osoby - należy podać liczbę i

Badanie opiera się na wykorzystaniu najbardziej czułej i skutecznej metody Multiplex Real-time PCR, która zapewnia wiarygodną analizę, nawet przy minimalnym stopniu