O. PAW EŁ SCZAN IEC K I OSB
KSIĄDZ PROFESOR WACŁAW SCHENK HISTORYK LITURGII
(WSPOMNIENIE)
Sąd o litu r g ii b y w a ro z m a ity — zależy, kto go w ypow iada.
H isto ry k odczuw a jak ieś uszan o w an ie dla te m a tu fascynującego
„d łu g im trw a n ie m ”, w sp an ia ły m i ludźm i, k tó rzy zajm ow ali się li
tu rg ią . W y starczy w spom nieć J e a n M abillona „de litu rg ia gal- lic a n a ”, w spom nieć ed y c je s a k ra m e n ta rz y leoniańskiego, g elaz jań - skiego, g reg o riań sk ieg o , p o n ty fik a łó w i ksiąg litu rg ic zn y ch — a r cheologię, k tó ra w y ja śn ia ty le p am iątek , ożyw ia w n ę trza k a te d r i k laszto ró w , w skrzesza postacie n a śred niow iecznych pieczęciach.
Uczyć się trz e b a litu rg ii, żeby rozw iązać enigm atyczne d a ty d o k u m en tó w , odróżnić a rc y b isk u p ó w od archidiakonów , a paschał od in n y c h sprzętów . O d rę b n y języ k — osobliw a łacin a litu rg ii w y m ag a w tajem n icz en ia, k tó re ceni sobie m ediew ista, bo m u p o zw ala śm iało w kroczyć w rozległe dziedziny k u ltu ry sprzed t y siąca la t i zadom ow ić się w o dległych czasach.
I p rzeciw n ie, zrezygnow ać i pom inąć owe litu rg ic zn e dan e w h i
s to rii śred n io w iecza znaczy ty le, co go nie zrozum ieć, an i pojąć o sobliw ej roli, k tó rą g ra w obec epoki now ożytnej i now oczesnej.
A liści litu r g ia n ie p o p rz estaje n a średniow ieczu. W ynalazek d r u k u dopom ógł jej rozw ojow i — w spom nieć arcy d zieła z „oficyn”
J a n a H a llera, P io tra L iec h te n ste in a , Jerzeg o Stuchsa.
L itu rg ia rozciąga się n a szerokie dziedzihy od a rc h ite k tu ry do m a lu tk ic h o b ra zk ó w n a k ielich ac h i p a ten a ch — od ilu m in acji do d łu g o trw a ły c h obrzędów i tra k ta tó w . Uczeni p ra c u ją n ad ty m w szystkim , ale daleko do w y c zerp a n ia tem atu .
L itu rg ia z n a tu r y sw ej oznacza rozciągłość ogrom ną w czasie i p rz estrze n i. P od ty m w zględem u p rz y w ile jo w an e są n iek tó re k r a je, p rzed e w szy stk im Ita lia z R zym em , oddziału jący m n a cały św iat. A le rozciągłość ta sp rz y ja ła zróżnicow aniom . P o w staw ały re g io n y z w łasn ą h isto rią litu rg ii, z o d ręb n y m i problem am i, cho
ciaż litu rg ia re p re z e n tu je te sam e sak ram en ty , ten sam r pk k o ścielny, z W ielkanocą pośrodku. Ta rozm aitość a przecież jedność o tw ie ra p e rsp e k ty w y badaw cze bez ograniczeń. I tu w y ra sta szan sa polskich h isto ry k ó w . Inne, szczęśliwsze k ra je poznaw ały sw ą
204 O. P A W E Ł S C Z A N IE C K I O S B
[2]
przeszłość i m iały szereg uczonych eksploatujących owe zagad
nienia, podczas gdy P olska zapóźniła się znacznie.
T em at uśw iadom iono sobie daw no: litu rg ia tk w i głęboko w ży
ciu, w ku ltu rze środow iska. Dla p rzykładu w ystarczy wspomnieć o pism ach Ja n a Długosza, Ja k u b a W ujka, ks. P io tra S kargi — d a
lej o polem ice różnow ierczej z XVI i XVII w. — n a tra fia się tam litu rg ię na każdym kroku.
P race nad litu rg ią regionalną podejm ow ano już od stu lat, b is
ku p i Józef Bilczewski, A ntoni Nowow iejski, Longin Żarnow iecki, profesorow ie Ja n F ijałek, Tadeusz K ruszyński, p rałaci W ładysław M ąkowski, Zdzisław O bertyński, księża B rykczyński, Jam iołkow ski — szereg uczonych pisało o kultach św iętych, o kielichach, ołtarzach i kościołach. A jednak tem at oczekiwał odkrycia na no wo. P rzyszła chw ila, by powiedzieć, o ś.p. księdzu P rofesorze W a
cław ie Schenku (zm. 1982). Na uw agę zasługują jego nekrologi, w spom nienia pośm iertne, m ateria ły z pośw ięconej Mu sesji (15 IV 1983). Trzeba dodać uw agi na tem at odkrycia, którego dokonał uśw iadam iając ogrom i znaczenie staropolskiej liturgii.
Zw ykle ktoś opracow uje bibliografię prac drukow anych uczo
nego. Tym razem opracow anie tak ie powinno rozciągnąć się sze
rzej, obejm ując także prace, któ ry m i kierow ał na sw ym sem i
n ariu m oraz inspirow ał przyjaciół. O ddziaływ anie Zm arłego poka
załoby się n ajw y raźn iej na tle całej bibliografii, k tó ra dotyczy historii litu rg ii w Polsce. P okazałoby się to, co jest już zrobione, co przybyło w zasięgu P rofesora — czego dotąd b rak u je. Taka bibliografia niechby zaw ierała garść objaśnień aby wspom agać użytkow ników . U łatw iłoby to w ydatnie zorientow anie się w ogro
m ie dokonanego dzieła. Rzecz znam ienna — zm arły P rofesor opublikow ał stosunkowo mało.
D ruga rzecz godna zauw ażenia — mimo ty lu lat pracy, czytania z ołówkiem w ręku, napraw dę uważnego czytania, nigdy nie do
robił się k artoteki, któ rej zazdrościł innym , o ile ją mieli. Sam opanow yw ał dziedzinę dobrą — w ierną pam ięcią. N iestety, w osta
tnich latach zaczynała go ona zawodzić.
Szukając przyczyn i w pływ ów oddziałujących na zm arłego P ro fesora w jego młodości, trzeba — m iędzy innym i w skazać n a tu ra ln ie ruch liturgiczny w Kościele. Zaczęło się gdzieś w opac
tw ach francuskich i niem ieckich około 1850 r. — rozszerzyło się z czasem na Belgię, na Śląsk. Działało tam opactw o b en e d y k ty ń skie w Krzeszowie. Z m arły w spom inał w ielokrotne i w ielostron
ne pow iązania swoje z K rzeszow em i p ragnął aby Tyniec oddzia
ływ ał analogicznie w obecnej sytuacji. Oprócz tego n a Ś ląsku w iedziano, że m iejscowe trad y c je m ają tysiącletnią m etrykę. L itu r
gia m iała licznych protagonistów i liczniejszych jeszcze przeciw ników. Ogień dyskusji zapalał i prow adził jednych do zacietrze
wienia, drugich uspasabiał inaczej, obojętność oznaczałaby ślepotę.
[3] K S . P R O F . W A C Ł A W S C H E N K — H IS T O R Y K L IT U R G II 205 We W rocław iu rozum iano doskonale, czym jest litu rg ia 'w ży
ciu kapłańskim . Możliwe, że studia teologii więcej tam sprzyjały historii niż spekulacjom . Ogrom nie przydało się to w praktyce duszpasterskiej na tere n ach o stare j — ugru n to w an ej kulturze.
K rótki nad er epizod usadaw iający księdza Schenka na stanow i
sku vice-rek to ra Sem inarium , gdzie spraw dził się znakomicie, p rz e
konał, że jest urodzonym wychowawcą, k tó ry z au to ry tetem g ro m adzi około siebie młodzież i k ieru je nią doskonale. P rzyda się to kiedyś — kiedyś w zm ienionych w arunkach.
M om entem zw rotnym okazał się rok 1952, kiedy dość niespo
dziew anie ksiądz Schenk tra fił na K atolicki U niw ersytet Lubelski.
Miał czterdzieści la t życia, wiele doświadczenia, dobrą szkołę te ologiczną w rocław ską-fryburską, znajomość obcych języków, ale brakow ało m u naukow ego stopnia. S tudia w późniejszym w ieku b u dzą sprzeczne uczucia, w ym agają pokory, lecz dają też wiele sa tysfakcji, gdy ktoś ukochał naukę. KUL stw arza środowisko sprzy
jające w ym ianie myśli, m a doskonałą bibliotekę, daje — p rz y n a j
m niej teoretycznie — w olny czas do pracy. Schenk, ulubiony przez profesorów, kolegów — i koleżanki — za swój u ro k tow arzyski jak i za szerokie kom petencje, m usiał skrzętnie gospodarować cza
sem. Otoczyli go podobni m u ludzie pracy, w ykorzystując naw et obojętne spotkania na rozpraw y i dyskusje.
Na S em inarium u ks. prof. M ariana Rechowicza przychodziło się ze szczerego zaciekaw ienia historią — kto by tam inaczej cie
kaw ił się średniow ieczem? Oczywiście tem at przyszłej pracy w y n urzyłby się sam, a w razie potrzeby dałby go M istrz — ale ten M istrz otw arty był na propozycje ze strony swoich wychowanków.
Ustalono tem at dotyczący litu rg ii średniow iecznej na Śląsku.
T rudno wskazać, kiedy począł się zamysł, ale możliwe, że jeszcze w czasie studiów przed w ojną. W rocław ochronił przed zagładą swoje księgozbiory, w któ ry ch reprezentow ana była daw na litu r gia. Z L ublina Śląsk przedstaw iał się jako pomost, przez któ ry przenikała k u ltu ra zachodnia do Polski. P race na stopień d o ty czyły k ultu świętego Stanisław a w św ietle średniow iecznych r ę kopisów z W rocławia. Tą drogą szło spostrzeżenie, że litu rg ia pol
ska ma swoją udokum entow aną historię — że stanow i dziedzinę godną poświęcenia się dla niej: archiw a kated raln e, księgozbiory z opactw i klasztorów , archeologia staw iająca tyle p y tań ile od
powiedzi, a nade wszystko zw iązek litu rg ii z pow ołaniem k a p ła ń skim i terenem , na któ ry m P an kazał pracować. K siądz m agi
ster — z czasem i doktor i docent — a w końcu profesor Schenk przyw iązał się szczerze do KUL-u, jak i w zajem nie został całym sercem przyjęty.
Zalążki daw nych zainteresow ań odtąd rozw ijały się w szechstron
nie w zw iązku z upraw ian y m duszpasterstw em — ono to nada-
206 O. P A W E Ł S C Z A N IE C K I O S B
[4]
wało studiom osobliwe, na w skroś praktyczne cechy. Same studia w iązały w łasny w arsztat i zajęcia dydaktyczno-w ychow aw cze.
Słychać o „szkole” księdza Schenka. Rzeczywiście m iał ucz
niów — ubolewał, że kap ali m u po dw óch-trzech w ciągu roku.
Żalił się że nie k ontynuują prac, ale cenił ich i był z nich dum ny.
Z upływ em la t ich m aszynopisy w ypełniły szafkę, k tó rą pieścił w zrokiem i często wspom inał. A utorzy tych prac m ieli w stęp na jego plebanię i możność korzystania z jego biblioteki. To wszy
stko razem , osobisty dorobek P rofesora, jego duszpasterstw o i p ra ca w ychow aw cza nad m łodym i księżmi, jego biblioteka starannie kom pletow ana — w dziedzinie historii litu rg ii n ap raw d ę już in teresu jąca — jego sem inarium i w ykłady na KUL-u, jego „szko
ła ”, k tó ra tw orzyła rodzaj zakonu, rozszerzając się poza ściślejsze grono uczniów — to wszystko spełniało rolę poznawczą wielkiego
„M isterium ” liturgii — ściślej litu rg ii w Polsce. P rofesor uśw ia
dom ił sobie rychło, że dzieło przekracza siły jednostki. Raz po xaiz m ów ił o śmierci, gotow ał się n a n ią oodzienfnae, wdęc uśw ia
dam iał sobie, że dzieło przekracza także czas, k tó ry m iał i mógł m u poświęcić. Ale dzieło ma być w ykonane. P racow ał zatem i to ta k pracow ał, jakby m iał żyć sto lat.
Czy P rofesor miał ogólną wizję — koncepcję całości — tru d n o zgadnąć, ale jest to praw dopodobne. L itu rg ia łacińska stanow i p e
w ną dziedzinę wspólną w ielu krajo m — Europie środkow ej, a więc odtw arzać ją można hipotetycznie, doszukiwać się źródeł i później
szych ew olucji, które by potw ierdzały tek sty z określonego te re nu. T aką hipotetyczną wizję tw orzą sobie nieraz uczeni, bo to zn a
kom icie dopomaga w dalszej pracy. Nie wszyscy — przez ostroż
ność — o niej mówią, nie chcą bow iem odwoływać, o ile fakt o d k ry ty zm ieniałby cokolwiek. Ale w p rak ty ce tak ie dom ysły są n ad e r użyteczne. Ksiądz Schenk o to pytał, aczkolw iek osobiście skąpił wypowiedzi. Wolno zatem odgadnąć jego myśli. Początki, źródła litu rg ii w Polsce X—X II w. stanow ią w ielką niew iadom ą, jak b y zagadkę, k tórą m ożna w pew nym stopniu rozwiązać. Ilu stro wać to można krzyżów ką w części tylko — na razie — rozw iązaną.
K toś inny, szczęśliwszy doda dalsze słowa, zostaw iając jeszcze w iele do zrobienia. Na w szystkie pytania n ik t odpowiedzi nie zn a j
dzie, jednak odpowiedź na jakiekolw iek pytanie ma podw ójną w artość, u łatw ia bow iem innym odpowiadanie.
Zasadniczo dalsze losy litu rg ii w regionie są też enigm atyczne.
Na szczęście stopniowo n a ra sta ją św iadectw a już to pisane już to nie pisane — tzw. źródła, z których uczeni czerpią w iadom oś
ci. Słowo „źródła” budzi w yobraźnię: strum ień, potok, dopływy, zapory, rzeka, jej ujście. W nauce trzeba niejako spojrzeć od u j ścia rzeki, w górę, ku jej źródłom. Od daw na już używ a się w h istorii m etody retrogresyw nej, k tó rą w Polsce X V III w. p ro p a
gow ał Ja n Potocki, na przełom ie XIX i XX w. Tadeusz W ójcie-
'[5] K S . P R O F . W A C Ł A W S C H E N K — H IS T O R Y K L IT U R G II 207 chowski pisząc Chrobacją (1873) i Kościół kated ra ln y w K rakow ie (1900). M etoda ta narzuca się badaczom liturgii, k tó ra trw a długo, splatając elem enty zm ienne z niezm iennym i.
Wolno przypuścić o księdzu P rofesorze Schenku, że kieru jąc się m etodą „w steczną”, zlecał uczniom opracow yw anie tem atów o w iele późniejszych aniżeli jego zainteresow ania średniow ieczem Śląska. Całość w ym agała uzupełnień, odnalezienia Śląska w k o n tekście Polski, jak i zapytań o początek i dalszy ciąg. Uczniowie zatem opracow yw ali m onografie szczegółów, autorów i przejaw ów , ale rezu ltaty schodziły się na półce Profesora, w jego pam ięci — jak można przypuścić — uzupełniając, oczyszczając ową wizję ca
łości.
Nie łatw o pisać o kim ś innym i ryzykow ać omyłki. Skoro je d nak o tajem nicach opęw iadają pew ne w yrazy zew nętrzne, można przypuścić, że ksiądz Schenk układał inform acje, m arząc o sy n te
zie. W rozmow ach od w ielu lat prow adzonych układało się p rojekt wspólnego dzieła, m ianow icie m onografii Mszy św iętej i jej h isto rii w Polsce. P rzew idyw any term in obracał się około 1987 roku, kiedy by obaj w spółpracow nicy — już em eryci — m ieliby sw o
bodę pisania dzieła życia. D alekim przygotow aniem m iały być analityczne prace w rodzaju „Służby Bożej w daw nej Polsce”, r a czej re je stracja m ateriałów od XI w. począwszy. P am iętam opinię P rofesora na tem at opracow anego kiedyś — kiedyś „pocałunku po
k o ju ” : ten obrzęd o tyle ciekawy, że ma dokum entację względnie bogatą z całego tysiąclecia. Pierw sza w zm ianka w źródłach o po
całunku pokoju pochodzi z „Żyw otu pięciu b ra c i” — później obrzęd ew oluow ał i można studiow ać odm ienne jego przejaw y do dzisiaj.
Analogicznie zachow ały się podstaw y do studium obrzędów ofiaro
w ania, podniesienia, kom unii.
Z m arły P rofesor oglądał E ucharystię w szerokim kontekście, a więc we w nętrzu kościoła, wobec ołtarza, k tó ry ma także b a r w ną historię. W ym arzona m onografia Mszy św iętej obejm ow ałaby więc arch itek tu rę, param entykę, złotnictwo, śpiew, księgi litu r giczne w średniow ieczu. W „Złotym W ieku” druk arstw o święciło trium fy, problem em osobnym staw ały się poszczególne mszały, co więcej autorow ie wstępów, omówień i tra k ta tó w eucharystycz
nych. Osobny rozdział om aw iałby reform ę trydencką, jej p rz y ję cie w Polsce (1564 i 1577), następnie w prow adzenie w życie mimo tych sprzeciwów i „przecieki” na pół legalne, jakże c h a ra k te ry sty czne! Dalej E ucharystia w dobie k o n trreform acji, poczynając od polem iki, kazań i synodaliów poprzez Mszał Rzym ski z 1570 r., k o ń cząc na dew ocjach opisanych przez żyw otopisarzy.
N iestety książka nie została — i nie będzie? — napisana. Z m ar
ły P rofesor o niej m yślał z upodobaniem i z w łaściw ą sobie sy stem atycznością — przygotow yw ał. Oczywiście zarys przedstaw iał się z obow iązującą chronologią, wszakże przygotow ania szły szła-
208 O. P A W E Ł S C Z A N IE C K I O S B
[6]
kiem odw rotnym i nie mówiono o fazie wcześniejszej póki nie po
znano późniejszych przejaw ów . I tak ofiara ludu podczas pogrzebu w Tyńcu, w yjaśnia się w zajem nie z ofiarą ludu w Bytom iu, zanim omówiono ten obrzęd podczas pogrzebu K azim ierza W ielkiego (1370).
W kontekście przygotow ań w zrastała w artość inform acji, których dostarczają starodruki. P rofesor — ile razy? — zazdrościł mi, że nie m ając zajęć dydaktycznych, mogę czytać (ale w to nie w ie
rzył). Odczuwał podziw dla pracy H enryka Kowalewicza, który publikow ał poezje łacińsko-polskie sprzed pięciuset la t i dokum en
tow ał dziesiątkam i św iadectw ze starodruków i rękopisów . O bserw o
w ał opracow ania, które Ju lia n Lew ański poświęcał dram atow i li
turgicznem u. Podobnie można by mówić o śpiew ie kościelnym i w ielu innych spraw ach, któ re pow ojenni badacze b ra li na w arsztat i rozpoznawali.
To w szystko przekonyw ało, że staropolska trad y c ja m a n iew y czerpane bogactw a, któ re czekają na pracow ników . Podziw u P ro fesora prow adził do postanow ień albo rozkazów: ,,Zrób to — Ty to zrobisz!” — albo „Zrobim y to razem !”. Analizę przejaw ów i r e jestrację m iała kiedyś, kiedyś ukoronow ać dojrzała synteza, w po
staci dużej m onografii Mszy św iętej.
A może w następstw ie przyszłyby dalsze p ro jek ty — stopniowo przecież grom adziły się coraz bogatsze m ateriały, n arastała zna
jomość coraz głębsza. Zdum iew ające tysiąc la t obecności litu rg ii w terenie, jej oddziaływ anie w szechstronne, religia, sztuka, k u ltu ra. W praw dzie w Polsce nie w ym yślano żadnych osobliwości, jed n ak adap tacja wzorów im portow anych in teresu je h istoryka — szerzej naw et h istoryka litu rg ii w Europie, poniew aż dochodzą skargi, że, Polska na m apie przedstaw ia się jako b iała plam a. C ie
kaw i wielowiekow e sąsiadow anie z litu rg ią bizantyńską z zacho
w aniem niezależności. W yobraźnia — w yobraźnia tw órcza — pod
suw a setki pytań. O dpow iadał na nie ksiądz Schenk, o ile po
tra fił i m ądrze staw iał dalsze pytania.
W historiografii liczą się także trafn ie staw iane p y tan ia — ktoś inny, szczęśliwszy znajdzie jakąś odpowiedź. O tym w iedział zm arły ksiądz P rofesor W acław Schenk, oczekiwał od uczniów odpowiedzi, sam odkrył ogrom ny tem at, opracow anie zostaw ił innym . Ożywił ich w iarą, że w ielkie dzieło — zadanie w yłania się w zasięgu m o
żliwości.
O. P A W E Ł S C Z A N IE C K I O S B
L’abbé Wacław Schenk, historien de la liturgie.
i(Résumé)
W. Schenk (1913—1932), né en Silésie, y fit ses études. Ordonné prê
tre à Wrocław en 1938, il y rencontra les bénédictins qui relevaient de
\ r
K S . P R O F . W A C Ł A W S C H E N K — H IS T O R Y K L IT U R G II 2 0 9
l’abbaye de Krzeszów (Griissau) et du mouvement liturgique — „Die liturgische Rewegung”. De ces rencontres étalit né son intérêt pour la liturgie, la liturgie locale en particulier. L’abbé Schenk considérait la connaissance de celle-ci comme une nécessité pour, le prêtre.
En 1950, il est nommé vice-recteur du séminaire de Nysa où il fait preuve de son talent en pédagogie. En 1952, (il reprend ses études à l’Université catholique de Lublin où il obtient successivement ses ti
tres de docteur, d’agrégé et de professeur.
Il commença ses recherches par les manuscrits du Moyen-Age con
servés à Wrocław et élargit progressivement le champ de ses inves
tigations. Il se fait des disciples et les entraîne vers un domaine enco
re ignoré, à savoir l’ancienne liturgie polonaise, dont la base était constituée par des monographies relatives au 19e et au 20e siècles mêmes. Schenk a réalisé la synthèse de ces études. Il n’a pas beaucoup publié, et son principal mérite aura été d’encourager celles de ses dis
ciples. Il projetait une oeuvre personnelle, à .savoir l’histoire de la li
turgie en Pologne qui devait combler l’espace laiiissé en blanc sur lia carte historien-géographique de la liturgie en Europe, si l’on peut s’exprimer ainsi. Schenk ne dévoila jamais ce projet, tout en rêvant d’écrire l’histoire de la messe en Pologne, qui aurait été une synthèse, nécessaire pour réaliser ce rêve de sa vie. Il -avait rassemblé dans ce but travaux de maitrise et de doctorat de ses disciples mais un tra
gique accident de la route anéantit son projet. Le grand mérite du professeur Schenk a été d’avoir découvert un immense champ de re
cherche et formé des historiens qui continueront l’oeuvre entamée.
L’histoire locale de la liturgie est en effet d’une richesse surprenante et le seul fait d’avoir posé le problème suscitera des continuateurs.
Les résumés ont été traduits, soit adaptés par T. Wilkanowicz.
14 — N a sz a P r z e s z ło ś ć t. 62
J