CHRZEŚCIJANIN
EWANGELIA—ŻYCIE CHRZEŚCIJAdSKlE-POW TÓRHE PRZYJŚCIE CHRYSTUSA
„ID Ź C IE TEDY I C Z Y Ń C I E U C Z N IA M I W SZYSTKIE N A R O D Y , C H R Z C Z Ą C J E W IMIĘ O J C A , I S Y N A , 1 D U C H A Ś W I Ę T E G O “
„A LBOWIE M NIE W STYDZĘ SIĘ Z A E W A N G E L J Ę C H R Y S T U S O W Ą , P O N I E W A Ż JE ST M O C Ą B O Ż Ą KU Z B A W IE N IU K A Ż D E M U W IE R Z Ą C E M U "
Rok XX W arsz aw a , Listopad 1948 Nr 1
T R E Ś Ć : Słow o W stęp n e — O d R e d a k c ji — C echy o d ro d z o n eg o c h rze śc ija n in a — P o cieszy ciel — M elo d ie G a lile j
skie —. N iech się stan ie w ola Tw oja — O b ło k i d żdżyste — S reb ro w y k u p u — Z życia K o ścio ła — Z je d n o czony K o śció ł E w angeliczny — O dezw a do B raci na Z ao lziu — R ocznica w G ró d k u — Szkoła B ib lijn a -—
X V I Z jazd Z w iązk u E w angelicznych C h rześcijan — O dezw a w spraw ie D o m u S tarców — K ro n ik a — O fia ry .
S ł o w o w s t ę p n e
R z e k ł Jezu s C h ry s tu s : „ Id ź c ie ted y i czyńcie u c zn iam i w szystkie n a ro d y , chrzcząc je w im ię O jca i Syna i D u ch a Św iętego, ucząc je p rzestrzeg ać wszyst
k ieg o com W am p rzy k azał. A o to Ja n i je s t z W am i p o w szystkie d n i, aż do skończenia św iata. A m en .“ (M at. 28,19— 20).
Dzięki łasce dobrotliwego pasterza naszego oglądać już możemy początki dzieła Pańskiego na ziemi naszej, a wiem y, że „większe rzeczy nad tę ujrzy m y“ (Jan 1,50 stąd też jeszcze jedna przyczyna radości ludu Bożego. To co było pragnieniem g arstki jeno żywych chrze
ścijan, głęboko wierzących, ufających Jezuso
w i Chrystusowi, pragnieniem zanoszonym w m odlitw ie do Boga Wszechmogącego, to w łaśnie zaczyna być podejm owanem tu i ow
dzie, nieśm iało jeszcze, naw et przez przeciw ne nam k ieru nk i relig ijne i w ten sposób rzucone przez nas hasło: „w każdym polskim domu — Pism o Święte! — zaczyna się coraz bardziej rozpowszechniać. Radujem y się z tego (Filip.
1,18).
Z tych w skazań Pańskich i dalszych idących w ślad za nim i w ynika radosne stw ierdzenie, że dar łaski Bożej — Zbaw ienie je st dostępne i ofiarow ane darmo k a ż d e m u człowieko
wi, a więc każdemu Polakowi. Każdy ma do
stęp osobisty, bezpośredni do Zbawiciela, każ
dy może wziąć od P ana oczyszczenie i moc do życia w edle przykazań Pańskich, ...„tym, któ- Idąc za wskazaniem Pańskim i w ykonując
to posłannictw o oparte na autorytecie samego Zbawiciela, zm artw ychw stałego i żyjącego, i obecnego wśród ludu Jego— ...a oto Jam jest z Wami... aż do skończenia św iata“... — mamy do w ypełnienia wśród naszego narodu, od n a j
bliższych poczynając, tę w łaśnie m isję aby każdy b rat — Polak i każda siostra — Polka usłyszeli w naszym pięknym języku sitowo Ew angelii — Dobrej Nowiny. Na nas w łaśnie, dzieciach Bożych, odkupionych całkowicie krw ią Baranka, te n obowiązek i odpowiedzial
ność — spoczywa (1 P io tra 2,9) i dlatego nie ustajem y w m odlitw ach za naw róceniem i od-, rodzeniem naszego narodu.
Słowo Boże mówi: „A toć jest ufanie, które mamy od Niego, iż jeślibyśm y o co prosili w e
dług woli Jego — słyszy nas. A jeśli wiemy, że nas słyszy, o cokolwiek byśm y prosili tedy wiemy, iż m am y te rzeczy o któreśm y Go pro
sili“ (1 Jan a 5,14—15). Wiemy, że wedle woli Pańskiej prosim y o objaw ienie Ew angelii na
szem u narodowi — i z radością o czeku, jemy w ypełnienia woli i obietnicy Bożej.
Ew. Ś w . M a t. 2 8 . 1 9
R z y m . 1, 1 6
Str. 2 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1
rzy Go przyjęli dał moc stać się dziećmi Boże- m i“ (Jan 1,12). ,
W idzimy dokoła siebie wiele serc szukających Boga, i znacznie więcej jeszcze tęskniącycn, często podświadomie, do spotkania się z obja
wioną Praw dą, Jezusem Chrystusem. N apeł
nione sale, w których głoszone je st Słowo Bo
że, silne przebudzenie duchowe, coraz liczniej
sze naw rócenia, świadczą o niesłabnącej a po
tęgującej isię tęsknocie za Słowem Bożym.
Chcemy podzielić się z naszymi rodakam i tym szczęściem, które mieszka w sercach naszych.
Szczęściem ofiarow anym nam przez Jezusa Chrystusa. Świadczymy, że jedynym i praw dziwym szczęściem jest być dzieckiem Bożym.
To je st w łaśnie jedyne, w łaściw e nasze m iejsce i przeznaczenie — pow rót do Boga, do rą k n a
szego miłościwego Pasterza, z których nic i n ik t w ydrzeć nas nie zdoła (Jan 10,28).
Wołał P an Jezus: Pójdźcie do m nie wszyscy (Mat. 11,28) i my śladem P ańskim wołam y i nie przestaniem y wołać do naszego narodu:
pójdźmy wszyscy do Jezusa! Do Jezusa — a nie cło w yznania, religii czy obrządku. Do Jezusa — a nie do tradycji, formy czy nazwy. Do żywe
go, zm artw ychw stałego Zbawiciela — który k a ż d e m u mówił: tego co do m nie p rzy
chodzi nie odrzucę go precz (Jan 6,37). W ierzy
my, że w szystkie obietnice Pańskie są Tak
•i Amen, w ierzym y więc też, że i nasz naród uw ierzy i przyjdzie do Jezusa Chrystusa i w eź
m ie z. Jego dobrych, m iłościw ych rąk dar Zba
w ienia, dar Synostwa.
Z przykazania Pańskiego przestrzegania wszystkiego Słowa Bożego, w ynika też istota pow ołania kościoła, co też i w nazw ie — eccle- sia — znalazło swój wyraz. Kościół to jest zgromadzenie, P an Jezus bowiem pragnie zgro
madzić dzieci Swe do jednej owczarni (Jan 10,16). I z ostatniej m odlitw y P ana Jezusa przed pojm aniem Go widzimy, jak Jego troską i życzeniem było, aby w szystkie dzieci. Jego były w jedności (Jan 17,21) i aby w łaśnie po tej duchowej jedności św iat otaczający poznał dziatki Boże i oddał chwałę Panu.
D latego też rezygnujem y z nazw, tytułów , aspiracji organizacyjnych i osobistych, trad y cji — a to dla służby Jezusowi i z posłuszeń
stwa Jego rozkazowi.
Za rozkazaniem P ańskim ,,rozszerzyliśmy serca nasze“ (2 Kor. 6,11), abyśmy mogli w łaś
nie iść razem w czasach dokończenia Kościoła Pańskiego, Kościoła Powszechnego, wierzym y bowiem w Kościół Powszechny. W ierzymy też, że dokończenie Kościoła m a być sław niejsze i wspanialsze, niż założenie i początek (Agg.
2,10) oraz, że sama jego konstrukcja prowadzi do koniecznej jedności i może się dokonać je dynie w jedności. Jako jedność też Kościół m a oczekiwać tak w yglądanego przyjścia Zba
w iciela, k tó ry przyjdzie zabrać Swoich do sie
bie, w ypełniając obietnicę Swą... „abyście gdziem J a jest i wy b y li“ (Jan 14,3).
W tak cudowny sposób m a połączyć się Ko
ściół ze Swym Pasterzem (1 Tess 4,17) i być za
chowany przed ciężkimi doświadczeniami, ja kie przyjść m ają na świat.
O takież „rozszerzenie serc“ wołam y i do in nych (2 Kor. 6,13), pragnąc jedności ze wszyst
kim i, którzy się uczniam i Pańskim i nazywać chcą. N ie chodzi tu o jakąś mechaniczną n ie
jako jedność, po ludzku pomyślaną, jedność za wszelką cenę. W pracy dla P an a może być mo
wa o jedności w ynikającej ze zm ienionych przez Jezusa C hrystusa i rozszerzonych serc.
Taka jedność może być dokonana przez Niego i dla Niego jedynie. Jeżeli pozwolimy Jezuso
wi działać w naszych sercach — dokona się dzieło jedności. Ani nasze talen ty, osobiste za
lety, rozum, doświadczenie czy w ykształcenie n ie m ają w tym dziele znaczenia i nie mogą odgrywać zasadniczej roli. N aw ołując do jedno
ści, uśw iadam iam y też dzieci Boże, że przyjście Pańskie jest bardzo bliskie (Łuk. 21,31), i że Pan jest omal we drzwiach, przeto naw ołujem y do czujności w edle Słowa Bożego (Łuk. 21,36).
Pragnienie realizow ania całkowitego tych rozkazań Pańskich było podstaw ą i powodem całej działalności Braci uwieńczonej powoła
niem Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego.
Stanisław K rakiew icz
„ . . . N ie s a m y m c h le b e m c z ło w ie k ż y ć b ę d z ie , a le k a ż d y m s ło w e m p o c h o
d z ą c y m z u s t B o ż y c h “ E w . S w . JVlat. Ą, Ą
D R O D Z Y B R A C IA I S I O S T R Y !
P rzychodzim y do W as z pierw szym numerem „Chrześcijanina“, mając tę radość w sercu, że pow szechnem u pragnieniu posiadania własnego czasopisma stało się wreszcie zadość. Pragniemy, aby pismo nasze stanowiło wierne św ia
dectwo naszej wiary w Jezusa Chrystusa i było w yrazem chrześcijańskiej spo
łeczności, w jakiej żyjemy. Powinno ono w yrażać i realizować pełną treść zawartą w swej nazwie. Ma być skromne i proste a zawierać bogatą treść duchową. Słu żyć ma sprawie Ewangelii, i opowiadać o cudownym dziele Zba
wienia. Służąc Jezusowi Chrystusowi, służyć ma każdem u, który miłuje łub miłować pragnie Zbawiciela naszego. W ten sposób też służyć będziem y z miłością Narodowi i Krajowi naszem u. N iech nam błogosławi w tej służbie Chrystus Pan. Módlmy się o to wszyscy.
R e d a k c j a
C echy odrodzonego chrześcijanina
„A b y ł n ie k tó ry człow iek z Faryzeuszów , im ie n ie m N ik o d em , księże żydow ski.
T en p rzy szed ł do Jezusa w nocy i rz e k ł M u : M istrzu ! w iem y, żeś p rzy szed ł od B oga n au czy cielem , bo n ik t tych cudów czynić n ie m oże, k tó re T y czynisz, jeślib y B óg z n im n ie był. O d p o w ied ział Jezus i rz e k ł m u : Z ap raw d ę, zap raw d ę p o w ia d am ci — J e śli się k to n ie n a ro d z i n a now o, n ie m o że w id zieć K ró lestw a B ożego“ (Jan 3, 1— 3.)
Z przy tocznego Słowa Bożego w idzim y jak Nikodem, żyd wysokiego książęcego rodu i przynależny do najbardziej ortodoksyjnej sekty Faryzeuszów, przychodzi do Pana Jezu
sa w nocy a chcąc Mu swoje uznanie wyrazić, nazywa Go i M istrzem, i posłanym od Boga na uczycielem. Jezus jednak nie bacząc na ten czysto ludzki hołd, odpowiada na najw ażniej
sze pytanie: -—• jak osiągnąć zbawienie, mó
wiąc, że „kto się nie narodzi znowu, nie może widzieć królestw a Bożego“. Oto je st pierwszy, podstawowy w arunek, aby móc wyznawać, że się w ierzy w Boga, „Jezusa C hrystusa i żywot w ieczny.“ Na w stępie zaznaczyć też należy, że jest w ielka różnica między człowiekiem w ie
rzącym bez odrodzenia (narodzenia na nowo) z .Ducha Bożego, a człowiekiem wierzącym przez odrodzenie z wody i Ducha, o którym Pan Jezus mówił do Nikodema, Jezus Chrystus rzekł potem do tych żydów, którzy Mu uw ie
rzyli: „Jeśli wy zostaniecie w Słowie Moim, praw dziw ie uczniam i moimi będziecie“ (Jan 8,31). I widzimy, że nie tylko n ie pozostali w Słowie Jego, ale zgorszyli się i w chwilę później chw ycili za kam ienie, aby Go Kamie
nować. To w łaśnie był przykład uw ierzenia, lecz bez odrodzenia się z wody i ducha. W dal
szym ciągu pragniem y w ym ienić parę cech charakteryzujących wierzącego, narodzonego z wody i Ducha Świętego chrześcijanina.
1) Odrodzeni, to jest na nowo narodzeni z Du
cha Bożego, w sposób żywy i gorący w ierzą w Syna Bożego, który zbawił ich i uw olnił od grzechów, jak pisze Apostoł Jan: „każdy kto w ierzy, że Jezus jest Chrystusem , z Bo
ga się narodził“ (1 Jan a 5,1). Ta żywa w ia
ra nie jest czemś chw iejnym , jakim ś m a
rzeniem, nie jest też procesem myślowym, ale jest darem łaski Bożej i mocy, spraw u
jącej w człowieku nowe życie, W iara ta i jej sku tk i są zupełnie niezrozum iałe dla czło
w ieka nieodrodzonego, w ykraczają poza zdolność rozum ienia i pojm ow ania rozumu ludzkiego. W iara ta m a potw ierdzenie, świadectwo Ducha Świętego dające zupeł
ną pewność zbaw ienia. „Kto w ierzy w Sy
na Bożego ma świadectwo sam w sobie“
(1 Jan a 5, 10). A w liście do Żydów czyta
my o w ierze, że „przez nią świadectwo otrzym ali p rzo d k o w ie W iarą Enoch
Str. 4 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1 przeniesiony został, aby nie oglądał śm ier
c i .... albowiem przed przeniesieniem otrzy
m ał świadectwo, że się {podobał Bogu“.
(11, 2 — 5). Tak samo i Abel przez, takie świadectwo w iedział jasno i pew nie, że jest przed Bogiem uspraw iedliw iony. Tak więc Stwierdzamy, że gdzie jest żywa w iara, tam i. żywe, pew ne świadectwo w sercu. Pierw si chrześcijanie przez w iarę otrzym ali w cza
sach apostolskich! potw ierdzenie, świadec
two, że są dziećmi Bożymi. „Tenże Duch poświadcza duchowi naszemu, żeśmy dzieć
mi Bożymi“ (Rzym. 8, 16), albo: „Wy wszyscy jesteście dziećmi Bożymi przez w iarę w Jezusa C hrystusa“ (Gal. 3, 26).
Identyczne świadectwo otrzym uje i w dzi
siejszych czasach każdy na nowo narodzony do K rólestw a Bożego człowiek, i tego św ia
dectwa nie może wmówić w siebie, ani nie może otrzym ać od żadnego człowieka, a tylko może być ono udzielone przez Ducha Świętego — : „Jesteście zapieczętowani Du
chem Św iętym obiecanym “ (Efez. 1, 13).
K to tej pieczęci Ducha Św. nie m a i św ia
dectwa nie posiada w sercu, spraw dzić się musi czy wogóle napraw dę w Boga wierzy.
2) następną charakterystyczną cechą odrodzo
nego chrześcijanina jeist miłość. Nie ta ludz
ka, zmysłowa, uczuciowa, zm ienna i n ie
trw ała, ale m iłość Boża, która przez Ducha Świętego w lana do serca została. Stąd też lna nowo narodzony m iłu je przedewszyst- kiem Boga, za Jego dar łaski i miłości — Jezusa Chrystusa, Syna Bożego zesłanego na ra tu n e k w niew olę grzechu zaprzedane
go grzesznika. M iłuje Jezusa C hrystusa za Jego miłość do nas i ofiarę Ciała i K rw i za grzechy nasze, przez k tó rą zw alił przegrodę („średnią ścianę“) dzielącą nas od tronu łaski Bożej. M iłuje rów nież tych, którzy przez w iarę w Jezusa C hrystusa z odrzu
conych od łaski grzeszników, dziećmi Bo
żymi się stali. P an Jezus powiedział:
„Stądci poznają wszyscy, żeście uczniam i moimi, jeśli miłość mieć będziecie jed n i ku drugim (Jan 13, 35). Miłość do Boga Ojca, do Jezusa C hrystusa i do dzieci Bożych, jest m iernikiem w iary naszej, w edle którego możemy zbadać czy stosunek serca naszego do Boga jest praw y. Psalm ista D aw id tak mówi w swojej złotej pieśni: „Tyś Pan mój
a dobroć m oja nic Ci n ie pomoże, ale św ię
tym , którzy są n a ziemi i zacnym, w k tó
rych wszystko kochanie m oje“ (Ps. 16, 3).
Znaczy to więc, że jeślibyśm y rzekli, iż Boga m iłujem y, a tych, którzy są Jego — nie m iłujem y, — taka m iłość nie m a w ar
tości. Miłość od Boga dana m iłuje wszyst
ko, co i On m iłuje.
3; Dalszą z kolei cechą żywego chrześcijanina jest w jego życiu i obcowaniu — spraw ie
dliwość. Bóg jest spraw iedliw y pod każdym względem. Bóg nie potępi niewinnego, a winnego nie uspraw iedliw i, ubogiego nie poniży a bogatego nie podwyższy. Bóg nie m a względu na osobę. „Kto m i zgrzeszył tego wymażę z ksiąg m oich“ (2 Mojż, 32, 33), rzekł Bóg do Mojżesza. Tą samą spra
wiedliwość w idzim y w Jezusie Chrystusie.
Jezus m iłow ał m iłosierdzie i sąd, a niena
w idził niepraw ości i obłudy. O Nim to mó
wi Słowo Boże w Psalm ie 45: „Umiłowałeś sprawiedliwość, a nienaw idziłeś n iep ra
wości, przełóż pomazał Cię o Boże! Bóg Twój olejkiem wesela nad uczestników Twoich“ (w. 8). A w Nowym Testamencie czytam y: „Albowiem K rólestw o Boże nie jest pokarm, ani napój, ale sprawiedliwość i pokój i radość w Duchu Św iętym (Rzym.
14, 17). Pow iedział też Jezus: „Królestwo Boże w ew nątrz Was je st“ (Łuk. 17, 21). Sa
mi przeto rozsądźmy w obliczu Boga, czy m ieszka w nas -sprawiedliwość K rólestw a
Bożego,
4) Wspomnimy na koniec jedną cechę życia odrodzonego chrześcijanina, a jest nią m ię
dzy innym i, z wyżej przytoczonego Słowa Bożego — radość. Już w Starym Testam en
cie widzim y, że P an Bóg gniew ał się na lud Swój za to, że nie służył P anu Bogu Swe
m u z uciechą i z weselem serca, m ając wszystkiego dostatek“ (5 Mojż. 28, 47). A prorok Nehemjasz ta k mówi: „...wesele Pańskie jest siłą w aszą“ (Neh. 8, 10). Na- koniec zaś Jezus Chrystus powiedział:
„Tomci wam pow iedział aby wesele moje w w as trw ało, a wesele wasze aby było zu
pełne" (Jan 15, 11), Ducha Świętego n a zyw ał P an Jezus: „pocieszycielem“. Słowo Boże o nowonarodzonych dzieciach Bożych tak mówi: „A jeśli dziećmi Bożymi jesteś-
eie tedy i dziedzicami; dziedzicami Boży
mi a współdziedzicami Chrystusow ym i“
(Rzym 8, 17). Poświadczenie w sercach dzieci Bożych przez Ducha Świętego stanu łaski już na ziemi, daje ta k w iele radości, będącej zapowiedzią tej radości niezmąco
nej, k tórej dożywać będzie lud Boży na w ieki w K rólestw ie niebieskiem . Tej wspa
niałej radości dożywają jedynie ci, którzy zerw ali zupełnie z grzechem i przeżyli od
rodzenie z Ducha Bożego. Rzec jeszcze na koniec należy, że w szystkie przytoczone ce
chy charakterystyczne duszy odrodzonej, powodujące stan radości i pokoju w sercu, trw ają ta k długo, jak długo człowiek pozo
staje w prostocie, niew inności, szczerości i posłuszeństwie wobec Ducha Świętego.
Apostoł Paw eł obawę swą o wierzących Ko- ry n tja n w yraża w sposób następujący: „Lecz boję się aby jak wąż zwiódł Ewę chytrością swoją, Itak też i um ysły wasze nie zostały ska
żone, odpadając od prostoty względem Chrys
tusa" (2 Kor. 11, 3).
Spraw dzajm y się przeto n a każdy dzień czyśmy nie odpadli od prostoty w iary, odpa
dając tym samym od Jezusa Chrystusa.
Przytoczyliśm y tu ta j możliwie krótko u ry w ki jedynie z niedościgłych bogactw błogosła
w ieństw a Bożego, k tóre jest nam dane w Jezu
sie Chrystusie, ale i tych kilka przytoczonych całkowicie wystarczy, aby uw ielbić Św ięte Im ię naszego drogiego Zbawiciela.
Karol Sniegoń.
P o c i e s z y c i e l
„Lecz p o cieszyciel on, D uch Św ięty, k tó reg o p o śle O jciec w im ie n iu m oim , onci w as nauczy w szystkiego i p rz y p o m n i w am w szystko, co k o lw iek w am p o w ied ziałem “ . (Jan 14,26).
Bóg — Stworzyciel może być poznany z cu
downego dzieła Jego stw orzenia tak, że nie m ając naw et pisanego Zakonu i objaw ie
nia woli Bożej, człowiek może Go poznać, czcić i Jem u służyć. Człowiek więc je st odpo
w iedzialny za swoje, stanowisko, jakie zajm uje względem Swego Stwórcy.
Bóg — Zbawiciel, Jezus Chrystus może być poznany w Jego dziele odkupienia, które
go każde serce ludzkie, m niej lub więcej św ia
domie pragnie, I jeśli w stosunku do dzieła Zbaw ienia zajmie przez w iarę odpowiednie stanowisko — ma w Nim swój udział poświę
cenia, a w dodatku żywot wieczny.
N ajtrudniejszem jest zajęcie przez człowie
ka odpowiedniego stanowiska względem Du
cha Świętego, gdyż działanie Jego je st niew i
doczne i czysto w ew nętrzne. D ziałanie Ducha Świętego w praw dzie ujaw nia się w odnowie
niu i przem ienieniu um ysłu, całego ducho
wego w nętrza człowieka, co się staje widoczne dla otoczenia. U ludzi bowiem, których Duch Św ięty mógł odnowić, „stare rzeczy przem i
nęły, a oto w szystkie now ym i isiię stały “ (2 Kor.
5,17). Możność działania Ducha Świętego w nas musi być ta k w ielka, aby mógł On przeniknąć całą naszą istotę i dowolnie nią rozporządzać.
Jest to spraw a najtrudniejsza do dokonania w człowieku. Już rozeznanie tylko, czy działa w nas D uch Św ięty, czy też um ysł ludzki — stanow i często poważną trudność.
Jakże pow inniśm y być wdzięczni P anu n a
szemu za niepojęty dar łaski — Ducha Ś w ięte
go i objaw ienie Go nam jako Pocieszyciela.
Niczego Itak nie potrzebujem y w boju nasze
go ziemskiego życia, jak w łaśnie owej praw dziwej pociechy. Człowiek — w ygnaniec z ra ju, odczuwa w głębi swej isto ty tęsknotę za pow rotem do siwego prawdziwego, od Boga da
rowanego szczęścia.
Gdy Zbór Jerozolim ski przechodził okres ciężkiego prześladow ania, gdy w ielu zapłaciło życiem za swoją w iarę w Ukrzyżowanego, a Saul dyszał groźbą i m orderstw em przeciwko uczniom Pańskim (Dz. Ap. 9, 1), wówczas sam Z m artw ychw stały Zbaw iciel u jął się za swoi
mi i poskrom ił Saula Tarseńczyka, przem ienia, jąc go w jednej chwili z wroga śm iertelnego i nieprzyjaciela spraw y Bożej — w gorliwego ucznia i „w ybrane naczynie“ Swoje. I m iały wówczas Zbory pokój w całej Judei, G alilei i Sam arii, budując się i chodząc w bojaźni P a ń skiej, a roźmnażając się przez pociechę Ducha Świętego. (Dz. Ap. 9, 31)
S t r . '6 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1
■ Tak więc i u nas jeśli Zbory wierzących ma
ją się m nożyć, to potrzeba nam nie tyle sły n nych kaznodziei, ile obecności i pociechy Du
cha Świętego. Duch Św ięty musi mieć moż
ność pocieszać będących w doświadczeniach, w cierpieniach, w sm utku. Urząd Pocieszycie
la trzeba pozostawić Temu, którem u jest on dany przez, Boga. Jakże często przez brak roz
poznania obecności Ducha Świętego, jak też przez brak zrozum ienia Jego urzędu — nie da
je się Mu odpowiedniego, miejsca, a więc i mo
żliwości udzielenia praw dziw ej, potrzebnej po
ciechy. Apostoł mówiąc o praw dziw ych cechach
K rólestw a Bożego tak powiada: „Albowiem Królestwo Boże nie jest pokarm ani napój, lecz sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym, a kto w tych rzeczach służy Chry
stusowi, m iły jest Bogu, a przyjem ny lu
dziom“ (do Rzym. 14, 17, 18).
Przetoż powróćmy do jedynego, mającego w artość dla Boga stanu w iary — liczmy się z obecnością Ducha Świętego; pozwólmy Mu na spełnienie Jem u przez Boga powierzonej misji Pocieszyciela, a praw dziw a radość stanie się naszym udziałem.
Karol Kaleta
M e l o d i e G a l i l e j s k i e
Wczoraj przyjechaliśm y z H aify nad jezioro Galilejskie. Droga nasza prow adziła przez Na
zaret. Gdy schodziliśmy z gór, m inąw szy Kanę Galilejską, błysnął przed nam i lazur nieba, lecz nie w górze, a u naszych stóp — to morze G alileiskie. Oto ono przed nam i; niby rozlana błęk itn a em alja, w opraw ie szmaragdowych i am etystow ych gór. A tam , w dali, w b łę k it
nym tum anie migoce gigantyczna, pokryta śniegiem góra Her mon.
Brodziliśm y przy brzegu, pod palm am i, wśród trzcin. Chłopiec, który był z nam i łowił ryby. Wieczorem z, za Herm ońskich wyżyn wzeszedł księżyc. Rzucił snop św iatła na je
zioro — woda rozbłysła w prom ieniach sre
brzystych.
Cicho śpiew aliśm y pieśń o wielkości Stw ór
cy i marności stworzenia. Zbudziłem się. nocą.
Fale szemrzą pod oknami. „Cóż to śpisz?“ szep
czą jakgdyby i „wstań i słuchaj!“. Tak pluska
ją i m ów ią cichutko o tym , co przeszło, a było tak (piękne, jak bajka. On był tu ta j, sam C h ry stus.., On słuchał mowy tych fal. On uciszał ich burzliw y gniew. U zdraw iał, nasycał, wskrzeszał. Chodził po wodzie. Uczył P io tra chodzić po falach. O! cóż to za radość w ie
dzieć, że to nie baśń, lecz: coś, co było p raw dą — to nie był sen.
O cóż (to za szczęście wiedzieć, że owa rze
czywistość należy n ie tylko do przeszłości, lecz jest rzeczywistością dzisiejszego dnia, „Jezus C hrystus wczoraj i dziś, tenże i na w ieki“ . Ucisz się, a i ty usłyszysz Jego głos idący ku
tobie z galilejskich głębin. Biegną fale, z m e
lodyjnym pluskaniem liżą przybrzeżne kam ie
nie, pieszczą, w ołają, przynoszą natchnienie.
Przybliża się ranek. Śpiew ają ptaki. Palm y poruszają gałązkam i — pozdraw iają zbliżanie się świtu. Oto już słońce błysnęło np wscho
dzie, złocistym rąbkiem tarczy spogląda z za gór Gadareńskich. I oto za chwilę już świeci cno w całej okazałości swojej „podobne obliczu (przychodzącego P an a“.
Słup św iatła, niby "miecz połyskujący, opuś
cił się, przebił Gadareńsikie góry. Tak kiedyś przyjdzie On, Chrystus, Słońce św iata w pora
nek dnia bez zachodu, rozdwoi, rozsiecze Oliw
ną górę .. Stado białych gcłęt i, poderwało się ku niebu, dźwięcznie klaskając skrzydłam i.
Trzciny zadrżały i zabłysły złotymi strzała
mi.. Całe jezioro zrzuciło -sizarą mgłę, zaiskrzy
ło się, zaczęło igrać niebieskim i i zielonymi falam i, stało się odbiciem nieba. Tak też du- s-za ludzka, spotka wszy Chrystusa, gdy otwo
rzy się przed Nim, zaczyna odbijać Jego obraz, b łyska i iskrzy się pod życiodajnym i prom ie
niam i, oblekając się w uduchowione piękno.
O wczesnej godzinie porannej siedzę pod zwisającą skałą, u Stóp figi. Pachną zwiędłe liście. Cisza i milczenie. Szmer liści, opada
jących z drzewa, w ydaje się być głośnym dźwiękiem. W yraźnie słychać rozmowę ry b a ków i głos chłopca z łódki dalekiej. Rozma
w iają oni po — arabsku. P ow ietrze przejrzy
ste. Brzeg „krain G adareńskich“, odległy o 9 kilom etrów, w ydaje się bliski. Widać drze
wa, pochyłe zbocza pokryte zielenią, i żółte, nagie skały. Tam w dole, pod skałą szemrze źródło czystej, krystalicznej wody. Strum yk płynie w artko i burzliw ie w lew a się do mo
rza, Srebrzyste ry bk i sto ją w wodzie rzędami, stoją n ie na dnie, lecz w wodnej toni. pyszcz
kami obróciwszy się w kierunk u ujścia stru m ienia, pracując silnie płetw am i, aby u trzy mać się przeciwko prądowi, chciwie p iją czy
stą, górską wodę. Stoją, jakby modląc się, cze
kają, szukają wody w wodzie, I od nich moż
na się czegoś nauczyć.
We wczesną godzinę poranka szukaj 'tej wo
dy żyw ej. Pij z górnych źródeł wodę ewange
licznej wieści. ' Nie pływ aj leniw ą m yślą po pow ierzchni słów i wyuczonych tekstów. Szu
kaj drogocennych pereł pod niepozorną musz
lą perłow ą sk rytą na dnie, pod pokryciem prostych słów i przypowieści, szukaj w głębi
nie.
W siadamy w łódkę i odpływam y od brzegu na w olną przestrzeń. Fale rosną, podnoszą się, zalew ają nam czółno. Czyż nie tak samo fale grzechu i pokus chcą zatopić duszę człowieka?
Zginienie bliskie. Próżne w ysiłki. Nie pomo
gą i wiosła. Lecz gdzież jest Chrystus? Nie śpi tym razem w łodzi naszej. On siedzi na p raw i
cy Ojca, jako Orędownik, Obrońca, jako K apłan najwyższy na Boskim tronie. Czy i w twoim sercu On rów nież króluje? Prośże Go! A On jak i kiedyś — rozkaże wichrom i falom:
„Umilknij, uśm ierz się“ i stanie się cisza wielka. I tobie On powie z cichą wymówką m i
łości: „Czemuś ta k bojaźliwy, o mało w i er- ny?"...
Na drugi dzień w południow ą godzinę sie- clliśmy w dużą, rybacką łódź. Rybak galilejski dał nam za towarzyszy podróży trzech swoich synów, w yrostków.
„Umówiliśmy się, że pojedziemy z tob ą“ , pow iedziała żona, „a ty posyłasz tak ie pacho
lę ta “ — „Jaszyt (proszę państw a — po arab
sko), nie bójcie się“ pow iada rybak z uśm ie
chem: „tam na morzu zobaczycie coś takiego, że będziecie zadowoleni". W yruszyliśmy. Ci
cho. Nie słychać fali. Przyczaiło się morze, jakgdyby oczekując czegoś.
Nasze czółno bezszelestnie ślizga się po wo
dzie. Z wioseł cichutko spadają krople, m igo
cą w słońcu. Nagle słyszymy dość głośny chlu- pot wody. Jego źródłem —jakieś igraszki stada
ryb. Tu i tam nagle w ynurza się tłu ste ciało, lśniące w słońcu b ru n atn ą barw ą, pokazuje grzbiet lub b iały brzuch. M uśnie powierzch
nię w ąsatym pyszczkiem, zamiecie swym sprę
żystym ogonkiem i.., zginęła pod wodą. Tyl
ko ślady, bańki pow ietrzne w idnieją w tym miejscu. Oto pod samą łodzią błysnęła w ąsata paszcza, szyderczo uśm iechnięta, niby szydzą
ca z nas, synów k u ltu ry i chce powiedzieć:
„Dobrze nam tu być, w wodzie i pod wodą. K ą
pać się w falach i grzać w prom ieniach słoń
ca". I wesoło pluskają, przew racając się w wo
dzie, pijane radością. Nie boją się ludzi, tak jak niegdyś w raju , przed grzesznym upadkiem rodzaju ludzkiego, przed upadkiem króla przy
rody — człowieka. Przypom ina się Ewangelia praprzyrody, najp ierw stw orzona dla radości wszelkiego stw orzenia. Wszystko stworzenie tu taj praw dziw ie chw ali Stwórcę, Chrystusa chwali i dąży ku Słowu, radując się życiem.
Weseli się bez słów, w yrażając to ruchem i (pluskiem, lecz za to całem jestestw em . Tak weseli się radośnie niem a ryba. A cóż ty czło
w ieku, ty korono stw orzenia, m ający dar ję
zyka, dar słowa i pieśni? O czym śpiewasz?
Do kogo wznosisz pieśni chwały? Oto jesteś sm utny, z a tru ty zw ąpieniem i przygnębiony.
A przecież król twój przyszedł i woła cię do utraconego przez ciebie raju, pierwszego, ja snego szczęścia wśród Bożej przyrody. C hry
stus przyniósł wieść błcgą, wieść przebacze
nia, pokoju, miłości. K rw ią swoją zapłacił za nią. P rzyjm ij tę wieść z w iarą dziecinną, z prostotą rybaków galilejskich.
Chłopiec łow ił ryby w jeziorze. Wziąłem cd niego w ędkę i zarzuciłem ją. Trzykrotnie połów mi się udał, wyciągnąłem rybkę z wo
dy. Ale srebrzysta rybka szybkim ruchem , już w pow ietrzu zerw ała m i się z haczyka. N ie
zręczni z nas rybacy, a chcielibyśmy być ry bakam i ludzi. Oto znowu rybka chwyciła, ale niezbyt głęboko połknęła przynętę — i uciekła z powrotem do morza, „do św iata • w róciła".
Nie w ystarczy tylko kazać, wołać, pociągać i nęcić — trzeba umieć całkowicie ze św iata wyprowadzić, oddzielić, (przymusić odejść i za
pomnieć wszystkiego, co ze św iata pochodzi—
zostawić ojca, sieci rybackie. Trzeba serce zniewolić pięknością i miłością Chrystusa.
Tak w ołał Sam Zbawiciel do rybaków g alilej
skich: „Pójdźcie za Mną, a Ja uczynię was ry
S tr. 8 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1 bakam i dusz ludzkich“. I oni pozostawiwszy
ojca i robotników w łodzi poszli do Jego szko
ły. On nauczył ich tajem nicy apostolstw a — jak łowić ludzi w złote sieci praw dy. To nie łatw a sprawa, a w ynik i tru d jej — to tru d miłości.
W idziałem to wczoraj — o wieczornej po
rze — rybacy zarzucili sieci. Weszli w chłod
ną wodę. W m arcu jest ona zimna jak lód.
W tym czasie Jord an w lew a w G alilejskie mo
rze swe chłodne wody, spływ ające ze szczytu Hermo nu, gdzie topnieją ogromne, śnieżne masy.
Rybacy kostnieją z zimna. Lecz spotkała ich za to suta nagroda, W yciągnęli sieć pełną ryb. Z jakąż radością w yciągali zaplątaną w sieci zdobycz, drgającą jak żywe srebro.
Ryb było dużo, z pół setki. W yciągali jedną po drugiej, w rzucając ją do kosza. Jednej ry b ce udało się jakoś wyskoczyć z kosza. Błysnę
ła p łetw ą i przepadła w wodzie. Rybacy śm ie
li się dobrodusznie, chwaląc zręczność ryby, walcząc o życie i wolność — chytrzejszą b y
ła od człowieka. Czyżby dzielili z nią jej r a dość?
P otem starann ie składali sieci, szykując je na przyszły połów. Sieci gęste, mocne, całe.
Jeśli w naszych sieciach są dziury niejasności i niedomówień, pobłażania grzechom, chęć przypodobania się ludziom, czołobitność przed światem , dziury rozum ow ania i m oderniz
m u — to nic dziwnego, że ryba w yślizguje się z nich.
Dzień w końcu marca. Morze — gładkie jak lustro. Tylko gdzie niegdzie rozchodzą się ko
ła n a wodzie. To n urek w raca z głębiny po podwodnym połowie. Jedziem y łódką do Ka- pernaum . Jechać trzeba praw ie pół godziny Po drodze spotykam y czajki, ciężkim lotem podryw ają się z kam ieni przybrzeżnych czar
ne. dzikie kaczki. Nad wodą stoją żórawie. Oto jesteśm y w K apernaum , a raczej w jego r u inach. M iasto to, ta k jak C hrystus P an prze
powiedział, zostało zburzone; zostały tylko stosy kam ieni z synagogi, w której On wzywał do (pokuty. „Biada tobie K apernaum ;“ ...
Spotyka nas zakonnik - franciszkanin. Pro
wadzi nas do ru in synagogi. Po obu stronach drogi stoją rzędam i starodaw ne, kam ienne, ręczne żarna. P rzed nam i resztki synagogi, tej sam ej, k tó rą zbudował rzym ski setnik.
Czytam z Ew aneglii św. Jan a rozdział o cu
downym nasyceniu pięciu tysięcy ludzi i sło
wa Chrystusa o chlebie żywota, k tó ry zstąpił z nieba dla w szystkich łaknących praw dy. Sło
wa te były pow iedziane w tym w łaśnie m iej
scu.
S tary zakonnik z długą b iałą brodą, w b rą
zowym habicie w yjaśnia am erykańskim tu rystom znaczenie ruin . Pokazuje w y ry te na kam ieniach żydowskie symbole — siedm iora- m ienny świecznik, gwiazdę Dawida, skrzynię przym ierza; z drugiej strony — ślady rzym skiej k u ltu ry — w yobrażenie orła, zdobiącego godła rzym skich legionów, a także piękne ko- rynckie kolum ny rozpowszechnione w okresie rzymskiego panow ania. Kończy swoje w yjaś
nienia słowami apostoła P iotra, zwróconymi do Chrystusa: „Panie! do kogóż pójdziemy?
Ty masz słowa żywota wiecznego“. To samo i ja czytałem z Nowego Testam entu, stojąc w cieniu za kolum ną zatopiony w e świętych wspom nieniach. T utaj w tej synagodze, na kam ieniach stał On i mówił: „Jam jest chleb żywota... Ojcowie wasi jedli m annę na pusz
czy...“ Myślę, że przy tym w skazywał On na w yryte w ścianie kam iennej naczynie z m an
ną, — i dziś można je jeszcze widzieć. Tak, tu w łaśnie głosił C hrystus Pan: „Kto w ierzy we M nie ma żywot wieczny... Przychodzącego do M nie nie w yrzucę precz!“ Mam w rękach bardzo starą książeczkę — Nowy Testam ent w w y tartej skórkowej oprawce, kartk i bardzo już pożółkły. K upiłem go w dzień swego n a w rócenia, za czasów studenckich. Czytałem go w w ięzieniu, w czasie w trącenia m nie tam za pracę ewangeliczną. S tara książka o wiecznej Praw dzie, k tó ra się w ypełniała, w ypełnia i w ypełni.
Witem przybiega do nas chłopczyk — arab z naszej łódki. Twarz w ystraszona. „Prędzej!
Z pow rotem do łódki! M usimy jechać... Rijch, rijch (wiatr), burza!“ Idziem y do łódki. Ojciec chłopca, m łody ale doświadczony rybak, drżący i blady, krzyczy w przerażeniu, popędza nas, byśm y w siadali. Nic to dziwnego: tu ta j w łaś
nie, niedawno doświadczony sportowiec le
dwie un iknął zguby, łódka zaś jego rozbiła się w drzazgi o kam ienie. Innym razem w czasie takiej burzy ciężka łódź w ywrócona została dnem do góry, jechała w niej grupa młodych Żydów, z których jeden utonął. Wskoczyliśmy
do łódki. G ładkie dotąd lu stro morza nagle rozbiło się w kaw ałki, zaszumiało, pociem nia
ło. Niebo zasępiło się i pokryło czarnymi chm uram i. W iatr przeciw ny nam, pędzi fale w prost na nas. Łódką podrzuca, niby skorupką orzecha. A rab w iosłuje ze w szystkich sił; n a
tęża m uskuły rąk, woła do synów aby zdjęli żagiel. Siły ich słabną, w yczerpani usilnie je
dnak w iosłują. Rybak kieru je łódź k u brzego
wi, chce wysadzić nas n a ląd — płynąć dalej jest niemożliwe. Ale i na brzeg wysadzić — trudno. P rąd niesie nas od brzegu, chce rzucić na kam ienie,
Ledw ie w ygrzebaliśm y się. Wyskoczyliśmy i po w ielkich, śliskich okrągłych kam ieniach dobrnęliśm y do brzegu. Dalej poszliśmy p ie
szo przez zieleniejące pole. Czy nie tu taj może Jego uczniowie, przechodząc w sobotę rw ali kłosy?
Weszliśmy na górę. Morze groźne i piękne błyska jak stal, dyszy grozą śmierci. Nisko chylą się gałęzie przybrzeżnych drzew, euka
liptusów i palm. Fale przed tym niebiesko- błękitne, 'teraz szaro-zielone, a przy brzegu — ziemisto-brązowe, poryw ają piasek z dna m or
skiego, Kosmate ich grzyw y w biegają n a brzeg i rozbijają się w yrzucając słupy białej piany.
Omywają czarne kam ienie bazaltu, — pozosta
łości pracy w ulkanów i ich kipiącej lawy.
W uszach świszczę w icher. Lecz wściekłość fa
li głośniejsza niż w ia tr — ry k i szum bałw a
nów, jakby dyszących gniewem i zemstą. Nie dziw, że uczniowie Chrystusowi zlękli się b u rzy n a morzu. Przez złowieszcze w ycie w ichru przebiło się w ołanie o ratunek: ,,Panie, nie dbasz, że giniem y?“ A On w stał i uśm ierzył i fale i w icher. N astała w ielka cisza.,. Jakież to szczęście być w yratow anym , słać na tw ar
dym, mocnym brzegu! N aw et po tej ziemskiej burzy i tylko na chwilę... Ale jakże cudowniej być w yratow anym z pęt grzechu i niebezpie
czeństwa wiecznego potępienia i stanąć na skale zbaw ienia wiecznego!
Morze lazurowe, ciche, jasne, łaskawe, to obraz Chrystusa m iłosiernego, przyzyw ające
go delikatnie k u zbaw ieniu: „Przychodzącego do M nie nie wygonię precz“. O n ie odtrącaj ręki w yciągniętej, ani odwracaj się od tego wołania!
Morze burzliw e, gniew ne, groźne jak stal miecza — to inne Jego oblicze karzące grzech, wypędzające przekupstw o ze św iątyni, Chry- stus-Sędzia. Ten obraz w krótce stan ie się rze
czywistością, Oto On przychodzi sądzić niebo i ziemię. Jakże ostoisz isię przed obliczem J e go gniewu? Oczy Jego jako płom ień ognia — przenikające m yśli i tajnie w ew nętrzne czło
w ieka. O, śpiesz i ratu j się, w yjdź na brzeg!
Odpowiedz na zew Jego z prostotą rybaków G alilejskich i jak niegdyś P io tr, w y znaj: „Pa
nie! Do kogóż pójdziemy. Ty masz słowa ży
w ota wiecznego“.
Wieczór n ad morzem. Za eukaliptusow ym gajem purpurow e niebo, krw aw y zachód. Od
blask zachodu zaróżowił wschodni kraniec nieba. N aw et fale b łękitn e, zielone, igrają ró żowym blaskiem . Ogniste fale na zachodzie i wschodzie, a pośrodku lazur, kipiący zielono- p erlistą pianą. Morze całe jak muszla perłowa, lecz żywa, dysząca, pełn a łaski, ciepła i św ia
tła. Słońce w krótce zaszło za góry G alilejskie, Zagasły ognie. Morze i brzeg oblekają się w si
ną mgłę. Podniosłem m aleńką muszlę, k tó rą fala w yrzuciła na brzeg. Ona, podobnie jak morze, lśni w szystkim i barw am i tęczy... Żywy obraz i podobieństwo morza. Morze to w sta
rożytności nazyw ano G enezaretskim . I teraz w języku staro-żydowskim zwie się — „Jam K in n ereth “, co znaczy — „morze h a rfy “.
S tru n y jej kiedyś przebierał Sam Chrystus, budząc w sercu zapom nianą pieśń o straconym raju w zyw ał do życia Bożego tu ta j, na ziemi W zywał by być przejrzystym jak jezioro, dla nieba otw artym odbiciem nieba, a jednocześ
nie być n a ziemi w ciele Bogu poddanym i Bo
ga noszącym...
Tutaj niedaleko leży Góra Błogosławieństw, z której On m ów ił: „Błogosławieni, ubodzy duchem, albowiem ich jest K rólestwo N iebie
skie... Błogosławieni cisi, czyści sercem “...
Gdy pociem niało i fale zagasły, w dań b łys
nęły ognie Tyberjady i przybrzeżnych żydow
skich kolonii. Jedna z nich zowie się Magdala.
Poszedłem do domu i w ziąłem skrzypce, aby i one swoim śpiewem odpowiedziały n a ten zew galilejski. O, gdybyśmy wszyscy posłusz
n i byli w ołaniu tych fal galilejskich, w zyw ają
cych nas k u pierw szym dniom, pierwszej m i
łości chrześcijaństw a Chrystusowego!
Str. 10 C H R Z E Ś C I J A N I N Nr 1 Dyskutowałem z młodzieńcem przejętym
duchem dzisiejszych czasów. W ierzy on w przyrodę, w siebie, w swój naród, Chrystusa odrzuca. „Cóż dało chrześcijaństwo historii w ieków ?“ spytał m nie ze zw ątpieniem . Zna on tylko relig ię burżuazyjną, świecką, bez życia i postępu, bez w iary, miłości i bez spraw iedli
wości. Zna on Ew angelię skażoną, religię s ta r
ców, „czarne chrześcijaństw o" bez św iatła i bez radości. Nie zna on wieści wiecznej Ew angelii, w swej prostocie galilejskiej, wzy
wającej do św iętej przyrody pierw szych dni stw orzenia, odnowionej z Boga, ku życiu tr u du świętego, ku w ierze Cieśli z N azaretu i prostych rybaków galilejskich. Mój dysku
tu jący m łodzieniec nie lubi Żydów i pow tarza błąd Izraela — to jest zaparcie się Mesjasza.
Lecz byli tu ta j i Żydzi. I oni napaw ali się pięknością niebieskiego jeziora; tu taj — ku
„Jam -K innereth“, przybyli, aby odpocząć od trw óg palestyńskiego niepokoju. „Czemu, cze
m u nasz naród ta k cierpi?"—m ów ili. Spytałem ich: „Czy w ierzycie jeszcze w Boga Żywego, Stwórcę Wszechmogącego, k tó ry zgodnie ze słowami proroków, może tw orzyć cuda i dzi
siaj? Czy czytaliście Ewangelię? Tam jest klucz, w yjaśnienie i rozstrzygnięcie problem u cierpienia narodu żydowskiego, zarówno jak i tych, którzy go nienaw idzą". Tysiącletnie żydowskie zagadnienie, to zagadnienie stosun
ku do Mesjasza. Jedynie tylko C hrystus, On jedyny ukróci krzyw dę narodu-tułacza i w pro
wadzi go do ziemi ojców, do k raju przez Boga obiecanego. “I w rócą się w ybaw ieni przez P a na, przyjdą na Syon z radosnym w ykrzyka- niem, radość wieczna będzie nad głowami ich;
znajdą radość i wesele, a sm utek i wzdychanie uciecze“. Tak prorokow ał Izajasz, Boży pro
rok.
Klucz do rozw iązania kryzysu duchowego obejmującego m rokiem narody, całą ludzkość, jest tam — w głębinach G alilejskiego jeziora,
w św iętej prostocie, w dziecięcej serdecznej miłości ku Chrystusowi, w przyjęciu dziecin
ną w iarą Ojcowskiej Miłości, objawionej w ofiarnej śm ierci C hrystusa na Golgocie za wszystkich i za wszystko. W ierzymy — przy j
dą do niej narody, tęskniące za rajem utraco
nym, za braterstw em zapom nianym , za pow ro
tem dzieci zbłąkanych do błogosławionych Ojca rąk.
Uśmiech lazurowy, św ietlane zjawisko gali
lejskie, znowu zajaśnieje w śród chmur. Niebo zapom niane przypom ni isobie człowiek i ujrzy je w Chrystusie. Przypom nim y sobie i zrozu
miemy, że przeznaczone nam przecież dąże
nie ku niebu i gwiazdom, ku słońcu Praw dy, Praw dy Ukrzyżowanej i Zm artw ychw stałej...
„I morza więcej nie będzie" ta k pow iedzia
ne jest w O bjaw ieniu św. Jan a o Nowym N ie
bie i Nowej Ziemi. Nie będzie tam burz i ciem
ności, wodnych przestrzeni, dzielących ziemię, nie będą więcej tonąć okręty, ani rozbijać się 0 skały. Lecz czyż nie będzie ta m piękności morza Galilejskiego?.., „O, nie w idziało tego oko, i na serce ludzkie n ie w stąpiło, co na go
tował P an tym, którzy Go m iłują". Morze po
wołane do tego, aby odbijało lazur nieba 1 św iatłość słońca. Lecz kiedyś skończy się ten okres odbijania jedynie praw d K rólestw a Bożego a nastanie dzień przem ienienia, prze
pojenia na wskroś K rólestw em Bożym.
On, C hrystus, Duchem Swoim napełni wszelkie stworzenie. I będzie królestw o św ia
tłości dnia niezachodzącego, niewysłowionej piękności, „I będzie Bóg w szystkim we wszyst- kiem ". Przejdzie i przem inie cień i odbicie.
N astanie wieczna, jasna, pełna rzeczywistość.
Chw ała przychodzącemu porankowi! Chwała Tobie, któryś nam św iatło pokazał!
W łodzim ierz F. M arcinkowski
„ B ło g o s ła w io n y n a r ó d k tó r e g o B o g iem je s t P a n , lu d k t ó r y o b r a ł so b ie za
d z ie d z ic tw o " P s a lm 33, 12
Niech się stanie w ola Twoja
(Mat. 26,42).
Przenieśm y się na chwilę na pogranicze Azji i A fryki w okres poprzedzający naszą erę 0 1500 l a t Znajdziem y się w tedy w w ielkim obozie ludzi w ędrujących po puszczy. Są to Izraelici. Nie wydobyli naw et miecza z poch
wy a mimo to zdołali przeciw staw ić się całej potędze Faraona. Sam Bóg za nich walczył, sam Bóg ich żywił, sam Bóg ich prowadził, Izrael bowiem był Jego ludem, a wyszedł na puszczę po to, by służyć swemu Bogu. Dziw
ny to był lud, nie siał, n ie żął, i był zawsze go
tów do dalszej drogi. W najdrobniejszych szczegółach był zależny od swego Boga. Była to cudowna zależność* Za tę zależność w arto było złożyć swą „wolność“. Bóg objawił swe
m u ludowi Swą chwałę, a lud Jego przeżywał co dnia nowe cuda i oglądał nowe w spaniałoś
ci. Ośrodkiem życia Izraela b ył Bóg i Jego chw ała w idzialna w postaci obłoku w dzień, a słupa ognistego w nocy.
Na rozkaz Boży lud ten wybudował z do
brow olnych darów przybytek. P rzybytek ten został w ybudow any ściśle w edług wskazówek Bożych. Był on miejscem, gdzie Izrael spoty
kał się z Bogiem, i trw ało to przez pół tysiąca lat. Izraelita jednak mógł się zbliżyć do Boga dopiero po złożeniu ofiary, po oczyszczeniu się w dzień pojednania (3 Mojż. 23, 26-32). Nie śm iał on pokazać się przed Bogiem bez krw i;
krw ią tą skraplał on ubłagalnię (3 Mojż.
16,14). Cudowny obraz krw i C hrystusow ej!
Chrystus, najwyższy K apłan przyszłych dóbr wszedł do najśw iętszej św iątnicy większego 1 doskonalszego przybytku nie przez krew ko
złów i cielców, lecz przez w łasną krew (Zyd.
9, 11-12). P rzelanie tej najkosztowniejszej krw i było konieczne, aby moje i tw oje grzechy mo
gły zostać odpuszczone. A stało się to na Gol
gocie, na krzyżu. Krzyż to najw iększe w yda
rzenie w histo rii zbawienia, co więcej — w h i
storii całego wszechświata. Tam Chrystus cierpiał, tam przelał Swoją krew , tam niósł ciężar grzechu całego św iata, tam zaznał go
ryczy śmierci. Na krzyżu odniósł zwycięstwo nad (szatanem, grzechem, śmiercią. Na krzyżu dokonało się nasze zbawienie.
Kiedy Chrystus zdecydował się umrzeć za m nie i za ciebie? Czy w Getsemane, czy jesz
cze wcześniej. A może po upadku Adama i Ewy? Nie. C hrystus zdecydował się iść na krzyż przed założeniem św iata (P iotra 1,20 Ef. 1,4). T utaj gubi się ludzkie m yślenie. Jakto, On — Bóg, On — Wieczny, On — Stwórca, On — Sam Sobie w ystarczający, m iałby zaj
mować się przed m ilionam i lat, ba w wiecz
ności, gdy jeszcze czasu nie było, takim p y ł
kiem, jakim jest człowiek i do tego — grzesz
ny człowiek, jakim jestem ja i ty? A jednak Pismo Ś w ięte uczy nas, że Bóg m yślał o nas przed założeniem św iata i przygotow yw ał już w tedy nasze zbawienie.
S tary T estam ent jest pełen obrazów i pro
roctw odnoszących się do m ąk i śm ierci krzy
żowej Chrystusa. Już w ra ju słyszymy zapo
wiedź m ąk naszego Zbaw iciela i zapowiedź Jego zw ycięstw a n ad szatanem (1 Mojż. 3,15).
A braham owi każe Bóg ofiarować Izaaka. Izaak ze zw iązanym i kończynam i i położony na drew nach na ołtarzu — jak iż to wymowny obraz C hrystusa z przybitym i do drzewa krzyża rękam i i nogami (1 Mojż. 22 r.). Dalej B aranek opisany w 2 Mojż. 12 r. i jego krew chroniąca przed niechybną śm iercią wskazuje w w ielu szczegółach na naszego now otesta- mentowego Baranka. Jego wywyższenie na krzyżu, najwym owniej przepow iada wąż m ie
dziany w ystaw iony na drzewcu ( 4 Mojż. 21, 8 — 9). K to z w iarą na niego spojrzał, został żyw, podczas gdy inni m usieli um ierać. Sam P an Jezus w znanym trzecim rozdzielę Ew an
gelii w edług św. Jan a porów nuje siebie do te go wywyższonego węża. Psalm iście Duch Sw.
kładzie w usta naw et słowa, jakie Chrystus w ypowiada na krzyżu (Psalm 22). Tu czytamy także o takich szczegółach, jak przebicie rąk i nóg. Do najszczegół jw szych opisów cierpień i śm ierci tego Męża Boleści wiedzionego n a za
bicie jak baranek, należy wreszcie 53 rozdział księgi proroka Izajasza. I ta k przez cały S tary T estam ent snuje się jak nić czerwona obraz krzyża, na którym nasz Zbaw iciel przelewa Swą krew za nasze grzechy.
Jezus przyszedł n a św iat jako niemowlę.
Został wychowany w N azarecie pod okiem swej M atki M arii i Józefa, którem u przez w ie
le la t pomagał w pracach ciesielskich. P ew ne