• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik. R. 2, nr 56/57 (23/30 grudnia 1945)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik. R. 2, nr 56/57 (23/30 grudnia 1945)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Rok li Kraków, dnia 23— 30 grudnia 1945 r. Nr 5 6-57

C A N A LE T TO W A R S Z A W A stare M IA STO (sz ty c h z 1172 r.)

W A C Ł A W O S T R O W S K I

A

WISŁA

Spoglądam z okna pracow ni, w k tó re j po-

■ . os, mmc- a ; ■ plastyczne now ej W arsza- m p la n ie bezładnie rozrzuco-

; " j p a rk łaz-icnkąwski,; jSosza-l za nim rozległa, płaska do-

■oką w stęgą rzeki; w głębi i s c . mci: ■ k o n tu ry zabudow ań o p a r­

tych o ścianę lasu. Słońce w yłania się zza chm ur, prom ienie jego ożyw iają n ajp ierw przygasły m asyw p ark u , ślizgają się po n a d ­ w iślańskich łąkach, ro zjaśn iają nagle szarą ta lię wody, w reszoie m u sk a ją zam glony las n a horyzoncie i nikną. M ajestatyczna rozle­

gła dolina Wisły, zazw yczaj ja k b y przycichła, ożywiła się na krótko, olśniła i znów zam ilkła.

■T cby w ydobyć w pełni piękno tego k r a j­

obrazu? J a k ujarzm ić Wisłę, w prząc ją do 1 ompozycji plastycznej stolicy?, Ja k uchw y­

cić w dłonie jej potężny n u rt, aby obdarzyć n,ż o całą jej krasą?.

)k Wisły najsiln iej przem aw ia do nas, :: jesteśm y w bezpośredniej jej bliskości, patrzym y n a jej ruchliw e wody, gdy znu- '-.oi zgiełkiem m iasta słucham y jej szumu.

■ - wielkość Wisły odczuwamy,' odm ierzając io okami n a moście szerokość jej koryta. B ul- w .r nadbrzeżne i gęsto przerzucone mosty

•■■ ■ -Im ają k o n ta k t z woda, m ieszkańców .s to ­ ra. rozsiadłych po obu stronach rzek. K ram y c u /k w a r iu s z y na zacienionych b u lw arach z Sekw any; w dole cich a śc ie ż k a tuż po- iad chjodną ta flą wody: sie la n k a w sam ym erce P aryża. Tam iza to p rzede w szystkim

" - p o rt; w zdłuż jej brzegów, zw łaszcza p rr ijściu do morza, rozłożyły się składy i fabryki. A le 'ta m , gdzie w ybrzeże dostępne je st d.a publiczności, ław ki stojące w śród so­

czystej zieleni tworzą- oazę w kam iennej p u ­ styni wielkiego m iasta.

Ale Tam iza m a koło m ostu w estm in ste r- skiego tylko 235 m etrów , SekW ana liczy około 150 m etrów szerokości, rzeka M oskwa je st je ­ szcze węższa. Inaczej Wisła. M ost P oniatow ­ skiego ciągnie się » a długości pół kilom etra, jego w iadukt je st jeszćze dłuższy, cała b u ­ dow la m a ,1200 m etrów długości. Jeżeli n aw e t po przeprow adzeniu reg u lacji ta fla Wisły zwęzi się, szerokość, jej doliny pozostanie n ie­

zm ieniona. Na południe od m ostu P oniatow ­ skiego wysoki brzeg rzeki oddala się jeszcze od jej koryta, dolina .Wisły rozszerza się m a­

jestatycznie. K ażda rzeka tw orzy zaporę w o r­

ganizm ie m iasta. Gdy .szerokość^ jej je st n ie ­ znaczna, łatw o ją przezwyciężyć, ale w m iarę tego jak rośnie, w oda oddala obydw-a brzegi, zw iązki między nim i słabną, aż w reszcie m ia ­ sto w ybiera sobie tylko jeden z nich. S ta lin ­ g rad je st takim m iastem jednobrzeżnym , ciągnącym ■ się na długości dziesiątków k ilo ­ m e tró w w zdłuż n abrzm iałej w odam i d o ­ pływ ów Wołgi. Dolina Wisły osiąga na te ­ ren ie W arszawy ta k ą szerokość; że m iasto le ­ w o- i praw obrzeżne nie tw orzy tak organicznej całości, ja k w stolicach nad Tam izą, S ekw a­

ną czy Moskwą. N aw et znaczne zw iększenie lic zb y 'm o stó w niew iele by pomogło, n ie w y­

pełniłyby ich nieprzerw ane potoki wozów i przechodniów , spieszących w jed n ą i drugą stronę, charakterystyczne dla typowych sto -

Kc obubrzeżnyeh. Zresztą w niew ielkich od­

stępach w zniesione długie w iad u k ty i m osty pozbaw iłyby W arszaw ę uroku, jakim dom i­

n u je n a d . innym i stolicam i •^m ajestaty czn y /!,, rozległych persp ek ty w w zdłuż doliny rzeki.

Dlatego k rajo b raz Wisły pow inien mieć w swej śródm iejskiej p artii inny c h a ra k te r aniżeli na odcinkach peryferyjnych. Pomiędzy m ostem Poniatow skiego i Cytadelą dolina' Wi­

sły zwęża się, obydwa' brzegi zbliżają, się do siebie. N atu ra wyznacza ten frag m en t doliny na przepraw y. Istotnie — tu pow staje m iasto średniow ieczne na brzegu lewym, a po p rz e ­ ciwległej stronie ludne osiedla; tu zw iązki między obydwom a brzegam i są i pow inny być n ad al n ajsilniejsze; tu w y ra sta ją m osty łą ­ czące .W arszaw ę z P ragą. Na tym odcinku m iasto ma n a jb a rd z ie j, dw ubrzeżny c h a rak te r;

liczba m ostów dla ru ch u osobowego' pow inna tu być możliwie w ielka. Być może, że i dalej na północy trzeb a będzie wznieść dalsze m o­

sty, aby powiązać Żoliborz i B ielany z pro ­ jektow aną na przeciw ległym brzegu w ielką dzielnicą przem ysłow ą.

N atom iast na. południe od m ostu P oniatow ­ skiego k ra jo b ra z .zm ienia się. W ysoki, brzeg oddala się od k o ry ta rzeki, dolina Wisły je st co.raz szersza i rozleglejsza. Ze S karpy zstę­

p u je k u dolinie sta ry drzew ostan p a rk u U ja ­ zdowskiego i: Łazienek., Na przeciw ległym , brzegu zabudow a uryw a się n a Saskiej K ę­

pie, -za' nią ciągną się podm okłe tereny , n i e - budow lane. Na tym odcinku Wai-szawa sta je się m iastem jednobrzeżnym , związki m iędzy obydwom a brzegam i słabną. N astępny m ost pow inien być zbudow any dopiero znacznie, dalej, będzie on służyć raczej ruchow i daleko­

bieżnem u, om ijającem u m iasto. P rzecinanie rozległych- p erspektyw długim i m ostam i i w iaduktam i byłoby niepożądane. Wisła zm ie­

nia tu swój ' .kierunek. * Na północy płynęła rów nolegle do m iasta, tej-az odchyla - się ku wschodow i tak, że oś- jej biegnie w prost na śródm ieście z jego piętrzącą się -zabudową. ' Z adaniem u rb an isty jest zw iązanie kom po­

zycji dzielnic centralnych z tą os,ią i u k sz tał­

tow anie w spaniałej perspektyw y, ja k ą sam a n a tu ra n a m iasto otw iera.

' A co począć z Powiślem ? Przed w ojną z a ­ budow yw ało się ońo coraz gęściej. L uki m ię­

dzy domami w ypełniały się, bezładny konglo- .m e ra t domów m ieszkalnych, gm achów p u -

EUGENIUSZ ZIELIŃSKI A

MOTYW Z

Październikowe, odarte, jątrzone dziobem przez'-.>rony bądź wierne do ostatka niezabliźnionej swej męce — o widmo róży rycerskiej, co lontem trwasz zapalonym I gęstym dymem pożarów , w popłochu wiejesz przez serce.

blićznych i fab ry k w ypełniał dolinę rzeki, z a ­ słaniał spojrzenie n a Wisłę, zakryw ał Skarpę, k tó ra przez w ieki była elem entem dom inu-

■Jącynj w k rajo b raz ie W arszawy. .Dziś P o w i­

śle, zasłane rozbitym i strzępam i zabudow ań, je st w ielkim sczerniałym ód dymu pogorze­

liskiem , z którego gdzieniegdzie tylko w yła­

n ia ją się ocalałe budynki.

Zabudow a, ja k ą człowiek w ciągu długich dziesiątków lat uparcie zniekształca) k ra j­

obraz Powiśla, rozsypała się nagle w gruzy.

N ieoczekiwanie można zetrzeć z oblicza m ia ­ sta grzechy przeszłości, zdaw ało by się nie do odrobienia. Było by grzechem naszym, gdy- byśmy nie -wyzyskali tej jedynej szansy.

P ierw sza m yśl, jąk a się nasuw a: nie dopuścić do ponow nej zabudow y Powiśla, n a d a ć m u ch a rak te r możliwie zbliżony do naturalnego krajobrazu, pokryć . je zielenią, . zam ienić w . w ielki p a rk publiczny. .Myśl -to bardzo po­

n ętn a — ale czy ulec pokusie? Czy w al zie­

leni, odw iedzanej na ogół przez niew iele osób, nie oznaczałby w yludnienia Powiśla, czy nic oddaliłby śródm ieścia od rzeki?. Czy nie byłby już przesadnie w ielki w z e sta w ie n iu ,z p otrze­

bam i m iasta i jego możliwościam i gospodar­

czymi? Jeśli' eheorny zacieśnić więzy W ar­

szawy, ż. Wisłą, Powiśle nie może być m artw e.

Trzeba je 'z n ó w ożywić. Można je n aw e t czę­

ściowo zabudow ać -— ale zupełnie inaczej niż daw niej. Nie budyrtkam i przem ysłow ym i lub biurow ym i, dla 'k tó ry c h stanowczo nic tutaj m iejsce; nie .domami czynszowymi zyskiiją- Ćópmi w yjątk o w e walory- sy tu acji tylko dla swoich m ieszkańców . Należy przekształcić Po­

w iśle w rozległy te re n w ypoczynkowy stolicy, um ieścić tu lokale zw iązkowe, kluby, kina, sńle koncertow o, wystawy', k aw iarnie, oprzeć o S k arp ę o tw a rte am fiteatry , słowem zre ali­

zować tu bogaty p ro g ram wczasów i rozryw ek k u ltu ra ln y ch -wielkiego m iasta. B udynki po ­ w inny być niew ysokie, aby nie zasłaniały spojrzenia ze S karpy na W isłę i odw rotnie na S karpę; rozstaw ione z rzad k a i otoczone zie­

lenią, aby nadać k rajo b raz o w i Powiśla w ła ­ ściwy c h a rak te r; w reszcie rozplanow ane z m y­

ślą o p erspektyw ach na rzekę. Na południe o d ' 'm o stu Poniatow skiego zabudow ę trzeba bę­

dzie coraz bardziej ograniczać, skupienia zie­

leni powiększać, "a tereny, położone na po­

łu d n ie od załom u . Wisły, przeznaczyć ! całko­

w icie na cele sportow e ze stadionam i ćw i-

CHOPINA

Zmiłuj się widmo następne ręki wróconej z zaświatów . po lo, by ziemi szmal lichy ugłaskać niby aksamit, krwawić okrutnie i wiedzieć, że łylko przez lo i za to 7 huczą błękitne popioły w trumnie, co gra pod palca

czebnym i i olim pijskim , terenam i sportów wodnych, parkam i ltp.

Na Powiślu zachow ały się niew ielk ie.zw ar­

te. phriic nowszych budynków mieszkalnych.

Nie można ięh dziś burzyć; przeciw nie, trze­

ba je doprow adzić do stanu używalności. J e d ­ nakże tak t u rato w an ia ich nic powinien prze­

słaniać nam w ielk ieg o 'za d an ia, jakie przed nam i stoi: doprow adzenia całego Powiśla eto stanu zgodnego z w yznaczoną mu fu nkcją - W organizm ie m iasta i z .jego włłiściwynl o b ra­

zem przestrzennym . Wysokie, . zw arte . bloki piieszkalne z program em tym nie dadzą się , pogodzić. Być może, że nie będzie nam dane

wym ieść Powiśle do czysta; obowiązkiem n a­

szym jest przekazać to zadanie pokoleniu n a ­ stępnem u. P lany urbanistyczne realizują się często na przestrzeni stuleci. N ajw spanialsze założenie urbanistyczne P aryża, wiodące o d ' L uw ru poprzez Tuileric, P lac Zgody, Pola Elizejskie do Placu Gwiazdy, spraw ia dziś w rażenie jednolicie skom ponow anej m onu­

m entalnej całości. W rzeczywistości n arastało ono stopniowo w ciągu długich wieków. Ale wszyscy jogo w spółtw órcy wyczuwali z n a­

komicie sugestie k rajobrazu nadsekw ańskic- go; ń K atarzyna M edyccuszka, k tó ra do-Tui-- lerii dw ór przeniosła; i Ludw ik XIV, k tó ry wyciął w łosic drogę k u wzgórzu ChaiWotp i Napoleon I, który ńa nim' tuk tryum falny począł wznąsic; i Ludw ik .Filip, k tó ry budo­

w ę doprowadzi) do końca; i w reszcie N a­

poleon III. który usunął rudery, do o statniej chwili całość szpecące. P ro je k t urbanistyczny nie muśi " dostosowywać się do m o ż liw o śc i1' realizacyjnych la t najbliższych — b y le b y : był dobry i b y le 'g o istotnieR v m ia rę sił w życic

wcielano, '

■ Brzeg p raski je st rów nież zeszpecony bez­

ładną zabudow ą. S aska K ępa służyć może za przykład niepowodzeń, jal&mi się zakończyły, próby planowego kierow ania rozw ojem War-- ssaw y w okresie m iędzy dw iem a wojrtamk;

Teren położony w pobliży' rzeki, o w aru n k ac h n atu raln y ch nie' sprzyjających zabudowie, do niedaw na jeszcze pokryty zielenią, io s ta ł roz­

parcelow any i zabudow any. Drzewa, padły . u stęp u jąc m iejsca budynkom . S taran o się n a ­ dać budow nictw u c h a ra k te r uporządkow any i skom ponow any. R ezultatom je st jedynie geom etryczny porządek sipci ulic, nato m iast budynki są ze sobą zupełnie nie zgrano, u d e­

rz a ją przypadkow ością i różnorodnością u - kształtow ania architektonicznego, tw orzą ca­

łość bezładną, szpecącą k rajo b raz doliny Wi­

sły. Z abudow ą innych fragm entów praw ego brzegu p rze d staw ia obraz nie lepszy. Ale P rag a w yszła z opresji w ojennej w zględnie dobrze i o burzeniu w iększych p a rtii za b u ­ dow anych nie może być dziś mowy. N atom iast należy rozw ażyć wzniesienie,, pom iędzy istn ie­

jącą zabudow ą a' sam ą rzeką, budynków , k tó ­ re za słaniając p rzynajm niej częściowo dalszy plan, sw ą o d b ijającą się w zw ierciadle w ód a rc h ite k tu rą w zbogaciłyby obraz brzegu, p r a ­ skiego.

Rzeka przejaw ia sw ą całą wielkość nie ty l­

ko, gdy na n ią 'p a tr z e ć z bliska, ale także, , gdy spojrzeć z oddalonego m iejsca w zniesie-

(2)

Sit). 2 O B S A D Z E N I E Nr . 56—5?

I nego. Wzgórzom, z których roztacza się rozległa perspektywa na rzek» i , otacza­

jącą ją, zabudowę, zawdzięczają swój urok Rzym, Budapeszt czy Praga. Dochodzi tu do głosu już. nie tyle sama rzeka, ile cała jej do­

lina. W Warszawie takim terenem, z którego Wisła ukazuje się w pełni swego majestatu

; knasy; jest krawędź wyżyny warszawskiej, górny' brzeg Skarpy. Roztacza się stąd wspa­

niały rozległy widok. Podobnie jak Powiśle, obszary położone na krawędzi górnego ta- / rasU powinny, być wyzyskane dla celów współ­

życia zbiorowego. Tu jest właściwe miejsce dla budynków organizacji społecznych, za­

wodowych, czy politycznych, albo dla ośrod­

ków życia kulturalnego, jak muzea itp. Spa­

cer wzdłuż całej Skarpy musi być dostępny dla wszystkich. K ilka • najciekawszych per­

spektyw wymaga szczególnie starannej opra­

wy architektonicznej. Trzeba przy tym pa­

miętać, że Skarpa warszawska ma stosunkowo niewielką wysokość i budynki na niej Wzno­

szone nie mogą być .zbyt wielkie, aby jej ogromem swym nie przytłaczały,

W każdym zdrowym okresie rozwoju mia­

sta zabudową znakomicie wczuwała się w kra­

jobraz i wyzyskiwała-jego walory. Ale zawsze szukała czego innego. W Warszawie średnio­

wiecznej — naturalnej obronności stromych zboczy. W siedemnastowiecznej — monumen­

talności położenia na wysokim brzegu." Dziś szukamy przede wszystkim — samego krajo­

brazu, staramy się wydobyć pełnię jego na­

turalnego piękna. Każda epoka wyzyskuje też głównie te elementy krajobrazu, które jej od­

powiadają, które 'są w skali jej poczynań.

y ^ k y - Dla średniowiecza elementem takim byJ peł wysokiego brzegu, na którym się całe miastek pomieściło. W skali- Warszawy ma­

gnackiej był nie sam cypel, ale znaczny od­

cinek Skarpy. Elementem krajobrazu, o który powinna być oparta kompozycja przestrzenia przyszłej Warszawy, nie jest już Skarpa — ale cała rozległa dolina Wisły z jej brze­

giem niskim i wysokim, z szeroką taflą wo­

dy, ze wspaniałymi amfiteatrami przez na­

turę w Skarpie wykrajanymi, z rozległymi łąkami pad wodą, z bujną zielenią ku niej podchodzącą. I to nie' dolina rzeki na odcinku samego śródmieścia, lecz od Czerska i Góry Kalwarii na południu, po Modlin i Zegrze na północy; Na całej tej przestrzeni powinna być Wisła osią przyszłej Wielkiej Warszawy, kośćcom, wokół którego narastać będą , nie

tylko miejsca zamieszkania, ale także tereny pracy i wczasów mieszkańców stolicy.

Dla efektu przestrzennego wielkiego mia­

sta posiada rzeka — zwłaszcza tak wielka jak Wisła — znaczenie szczególnie doniosłe. Po ciasnocie osaczonych budynkami ulic otwiera ona przed nami przestrzeń rozległą, majesta­

tyczną, swobodną. Małości dzieła człowieka przeciwstawia wielkość przyrody. Wkompo­

nować miasto we wspaniałą scenerię natu­

ry — oto zadanie, jakie stoi przed urbanistą^

.Jeśli uda nam się wsłuchać w wymowę Wi­

sły, wyczuć jej. sugestie, dostosować do niej zabudowę, wówczas zadanie to spełnimy.

I wtedy Warszawa będzie równie piękna, jak jej rzeka, a zarazem inna niż Londyn, Paryż czy Moskwa.

Wacław Ostrowski

M IC H A Ł K A C Z O R O W S K I

P r z e b y t e s z la k i

Zacznę od wyznania. Nie doceniałem wła­

snego przywiązania do Warszawy. .W dzie­

ciństwie jeszcze ze wzruszeniem myślałem 0 dawnej Warszawie, o- jej pomnikach z okre­

su wojen szwedzkich, powstania Kościusz­

kowskiego,. Nocy Listopadowej. Warszawa ówczesna, Warszawa z końca X IX czy po­

czątków X X wieku wydawała się tak na wskroś mieszczańska, ' skomercjalizowana i brzydka, że budziła raczej uczucie odrazy.

„ Z biegiem lat- stosunek ten przeobraził się niepostrzeżenie. I dopiero wrzesień 1939 ro­

ku, dopiero bomby niemieckie sprawiły, że ódczułęm głębię przywiązania własnego do miasta, co więcej, do każdego jego elemen­

tu. Każde uderzenie w mury miasta spra­

wiało nieomal ból fizyczny. Toteż, gdy przy­

stąpiliśmy do pierwszych dyskusji nad spra­

wą odbudowy Warszawy, skłonny byłem przyjąć koncepcję wymuszenia na okupan­

cie pełnej odbudowy zniszczeń, pełnego od­

tworzenia Warszawy przedwojennej. Była to postawa czysto emocjonalna. Rozważanie te­

matu doprowadziło.oczywiście do rewizji po­

glądów. Poprzez szereg lat pracy w podzie­

miu, czy na pół w podziemiu, doszliśmy do sformułowania wizji Warszawy jutra, więżą­

cej W jedną logiczną całość dzielnice cen­

tralne z osiedlami podmiejskimi, zdającą się stwarzać jej mieszkańcom najlepsze warun­

ki do rozwoju wtasnych i zespołowych sił . (wytwórczych, organizować współżycie, od­

poczynek i najkorzystniejsze warunki ynie- .. sżkaniowe. Miał to być ośrodek, który bez nadmiernego skupienia ludności na ciasnej przestrzeni miał zapewnić społeczeństwu . Wszystkie korzyści współżycia wielkich mas ludności. Była to próba podjęcia na wielką skalę przebudowy całej aglomeracji warszaw­

skiej. I to wszystko w okresie dalszyęh cio­

sów, masowego niszczenia ludności, burze­

nia ghetta 1 wreszcie pamiętnego roku 1944.

W oczaęh naszych ginęły całe dzielnice, w proch się zamieniały najszacowniejsze za­

bytki, 1 ponownie zarysowały się dwie po­

stawy — jedna emocjonalna, zmierzająca do odtworzenia Warszawy jeśli nie w szczegół łach, to do tego stopnia, by odzyskała cha­

rakter stolicy i druga — racjonalistyczna, która, poszukiwała rozwiązania najkorzyst­

niejszego z punktu widzenia interesów kra­

ju. Stajałem się wyzwolić w rozważaniach swoich z nacisku emocjonalnego i tego wy­

siłku. dokonać' musi każdy, kto chce problem Warszawy .przemyśleć do końca.

Warszawa 'w 1939 roku była ciężko pora­

niona. Własnym wysiłkiem, kosztem uszczu­

plenia posiadanych rezerw, kosztem ograni- ' ożenią spożycia zasklepiła rany. Nie wyrów­

nała strat, nie odtworzyła wspaniałych i sze­

regowych zniszczonych budowli, ale uzdro­

wiła uszkodzone. Usunęła braki w urządze­

niach użyteczności publicznej. Mocą własne­

go wysiłku odtworzyła pełną zdolność do ży­

cia miasta.

Zniszczenia w 1944 roku powaliły miasto., Różnica była nie tylko ilościowa; w naj­

istotniejszym zarysie pozostały szczątki, nie­

zdolne do wykonywania podstawowych funk­

cji w 'życiu kraju, a więc roli central­

nego ośrodka dyspozycji, wielkiego ośrod­

ka twórczości kulturalnej, w szczególności produkcji przemysłowej. W ślad za tym wy­

schły źródła dochodów miasta, a pamiętaj- - my, że Wafszawa, jak każde miasto, w zasa-ć dzie budowana była z dochodów własnych.

Oczywiście można twierdzić.' że, jak każ­

da wielka metropolia, Warszawa była poli­

pem ssącym soki organiczne z całego kraju;

w każdym jednak razie odnosi się to tylko do części jej wpływów, podstawę jej docho­

dów zawsze stanowiła praca wykonywana na jej obszarze — i jeśli wyniszczenie ludności i zniszczenie dóbr materialnych uniemożli­

wiają wykonywanie tej pracy, to( tym samym odcięte zóstaje źródło, z którego mogłaby być podjęta odbudową.-

Odbudowy nie rozumiemy już prymitywnie .ja k o technicznego odtwarzania przedwojennej rzeczywistości. Odbudowa to nie restytucja określonej ilości m3 budynków, metrów bie­

żących ulic, mostów i kanałów. Odbudowa —- to stwarzanie warunków objektywnyćh dla wykonywania istotnych funkcyj kulturalnych.

W stolicy, z natury rzeczy, są one nad wyraz bogate i to jest jęj cechą, że na małej prze­

strzeni skupiają się najróżniejsze przejawy życia intensywnego i tą różnorodność jest bo­

daj najistotniejszą cechą życia współczesnej metropolii. Powiedzmy szczerze, nie byliśmy podówczas — w okresie lubelskim — zdolni do wyznaczania zasięgu funkcji stolicy, nie byliśmy zdolni do określenia, jakie elementy życia chcemy przerzucić z Warszawy na inne

ośrodki. _

Zresztą sformułowanie negatywne nie było istotne. W tym momencie ważne było formu­

łowanie pozytywne: stworzenie warunków dla ożywienia miasta. Rozważaliśmy tę sprawę wielokrotnie jeszcze przed rozpoczęciem ofen­

sywy zimowej.

Odczuwaliśmy w pełni naszą słabość w sto­

sunku do ogromu problemu, naszą słabość ma­

terialną i koncepcyjną. I dlatego przyjęliśmy . rozwiązanie, które w założeniu swym miało budzić siły wciąż nowe dla odbudowy mia­

sta. W dniu 30. X II. 1944 Biuro Planowa­

nia i Odbudowy przy Prezydium P.K.W.N., zaczątek dzisiejszego Ministerstwa Odbudo­

wy, zgłosiło wniosek przeniesienia siedziby władz państwowych do Warszawy. Wniosek ten został uchwalony już po przekształceniu P.K.W.N. w Rząd Tymczasowy R. P., na po­

siedzeniu Rady Ministrów w połowie stycz­

nia 1945 r. Dzisiaj sprawa wyda je się nan»

ocźywista, podówczas jednak silnie zarysowa­

ły się'tendencje do przesunięcia stolicy na zachód. Nawet po uchwaleniu tegoż wniosku, z chwilą wyzwolenia Łodzi, Krakowa, Pozna­

nia, gdy okazało się, że tamte ośrodki wyszły omal nietknięte z zawieruchy, ujawniły się si- ,ły zmierzające do rewizji powziętej uchwały, do przerzucenia stolicy chociażby czasowo do jednego z tych ośrodków.

Przeciw nam rzucono potężne argumenty.

Że w zrujnowanej Warszawie nie mogą funk-

• cjonbwać władze państwowe, że przy najwyż­

szych nawet wysiłkach nie stworzymy wa­

runków dla bytowania i pracy urzędników, że brak wody, kanałów, przy wielu niepocho- wanych trupach nieuchronnie spowoduje za­

razę, że istnieje obiektywny brak pomiesz­

czeń dla urzędów, ba, nawet że ocalałe bu­

dynki są podmlnowańe, że trudne są do roz­

minowania, i prędzej czy później ruhą grze­

biąc użytkowników. Twierdzono wreszcie, że agitujemy za Warszawą z powodów czysto emocjonalnych. Że nie wolno tak wielkiego , ciężaru nakładać ną słaby aparat państwa

polskiego.

Rozważając dzisiaj tę dramatyczną dysku­

sję stwierdzić wypada, że interes rządzenia formowanym państwem 'uzasadniał przenie-.

sienie stolicy z Lublina do innego ośrodka, położonego bliżej ziem odzyskanych, dysponu­

jącego niezniszczonyml środkami komunika­

cyjnymi, gmachami publicznymi, mieszkania­

mi i gwarantującego lepsze bezpieczeństwo.

Zdawaliśmy jednak sobie sprawę, że wszel­

ka nowa siedziba wymagałaby wielkich na­

kładów, które pochłonęłyby znaczną część naszych zdolności 'inwestycyjnychj że w ta­

kiej sytuacji odbudowa Warszawy unosiłaby się tylko na wąskim strumieniu do4acji bu­

dżetowych, z natury rzeczy zbyt szczupłych dla rozwiązania tak kapitalnego zadania.

W tych warunkach odbudowa Warszawy ugrzęzłaby w trudnościach budżetowych.

'Praktycznie oznaczałoby to przekreślenie Warszawy w układzie polskim. Tego zaś nie wolno było dopuścić, bynajmniej nie ze wzglę­

dów emocjonalnych. Sprawę definitywnie przecięły najwyższe czynniki państwa.

W końcu stycznia rb. prezydent Krajowej Rady Narodowej i prezes Rady Ministrów udali się do Warszawy, gdzie oświadczyli, że nie zamierzają już- stolicy opuścić i że w najbliższym czasie osiądzie tutaj rząd;

Była to decyzja bohaterska. W okresie formowania państwa, wobec braku łączno­

ści i komunikacji, osadzenie władz central­

nych w mieście zrujnowanym, odciętym od reszty kraju, oznaczało mnożenie trudności, których rząd miał i bez -tego ponad miarę;

Była to decyzja świądcząca o zdolnośęi władz państwowych do pracy na długiej fali, rezyg­

nacji z drobnych korzyści ,dnia dzisiejszego dla. wielkich osiągnięć jutra. Było to rów­

nocześnie stwierdzenie, niezaprzeczalnej sto­

łeczności' Warszawy.

W dniu 31 stycznia r. b. odbyło się pierw­

sze posiedzenie Rady Ministrów w Warsza­

wie. Jednogłośnie postanowiono przystąpić do odbudowy Warszawy, przy czym uzriano to za jedno z /najdonioślejszych zadań państwo­

wych? W konsekwencji powołano BOS i przy­

stąpiono do praćy, Pojawiły. się nowe anty­

nomie. Koncepcji odbudowy organicznej, kon­

cepcji stworzenia najlepszych warunków dla odbudowy Warszawy przez ' wprzęgnięcie wszystkich sił twórczych do tej wielkiej pracy, koncepcji odbudowy humanistycznej, zmierzającej do podtrzymania działalności miasta — przeciwstawiono koncepcję techno­

kratyczną, według której bytować na obszarze Warszawy mieli tylko pracownicy odbudowy i ich obsługa. I dopiero z chwilą zakończenia pierwszych etapów odbudowy wracać miały do Warszawy, ewakuowane instytucje, by pod­

jąć czynności w warunkach możliwie najlep­

szych. Pońtijając inne powołane powyżej argumenty-nadmienię, że postępując 'tą drogą można było by stworzyć miasto wspaniałe, ale różne od Warszawy sprzed 1 sierpnia 1944 r., miasto, nie nawiązujące do tradycji i ciągło­

ści jego pcący, Nie wracąłyby do,Warszawy po latach dawne instytucje,, ale raczej two­

rzylibyśmy .'nowe. Dłuższy bowiem pobyt każ­

dej z nich poza Warszawą siłą zasiedzenia stwarza tysiączne powiązania z miejscem po­

bytu, w kpnsekwencji -czego ;nie wróciłaby już' cała instytucja, ale' najwyżej jej fragmenty.

Decyzja najwyższych władz państwowych natychmiastowego osiedlenia się W zrujnowa­

nej stolicy przekreśliła czystą koncepcję tech­

nokratyczną. I dlatego już bez spięć drama­

tycznych przyjęliśmy narzuconą, przez życie koncepcję' odbudowy organicznej, której tre­

ścią jest wzbogacanie życia Warszawy i wy­

konywanie tych elementów technicznych, które warunkują ten_ proces. Niezależnie od powyższego technokratyzm domagał się jed­

nolitości w dziedzinie odbudowy Warszawy.

A zatem twierdzono, że najłatwiej i najlepiej odbuduje się miasto, jeśli cała dyspozycja spoczniew jednym ręku, jeśli według lo­

gicznej kolejności odbudowane czy odąemon- _ towane będą dzielnica za dzielnicą. Nie jest potrzebny udział w odbudowie jakichkolwiek sił innych — publicznych czy prywatnych.

Nie jest pożądany remont budynków przez właścicieli, gdyż to wprowadzi chaos na ryn­

kach wykonawstwa; pracy i materiałów. Ten dylemat z łatwością rozstrzygnęło życie. Nie poddały się jednolitemu kierownictwu BOSu urzędy centralne. Podjęły akcję budowlaną celem szybszego załatwiania sprawy lokali dla siebie i swoich pracowników. Drogą tą po­

szły i inne instytucje torując drogę dla osób prywatnych. Te ociągały się początkowo w y - - raźnie. A wykazały tak wspaniałą dynamikę W latach 1939/40! Obecnie z założonymi ręka­

mi patrzyły, jak niszczały ich uszjeddzone nie­

ruchomości i trzeba było szeregu aktów ze strony rządu, stwierdzających, że własność budynku jest nienaruszona, nadania przywi­

lejów osobom odbudowującym swe budynki w zakresie dys.pozycjf lokalami i wreszcie u- ruchomienia kredytpw remontowych, by skło­

nić je do działania. Wreszcie pod koniec te­

gorocznego sezonu rozpoczęły się masowe'na- ' prawy dachów i inne roboty podejmowane

przez właścicieli prywatnych. W ten sposób wprzęgnięte zostały do odbudowy wszystkie siły, jakie można było wyzyskać.

Z kolei. dylemat ostatni. -Gdy podejmowa- . liśmy dzieło odbudowy Warszawy trwała je­

szcze wojna. Z gołymi rękami przystąpiliśmy do pracy, której rozmiary z punktu widzenia .gospodarczego i technicznego przerastają do­

tychczas spotykane zadania. Nie mieliśmy środków transportowych, sprzętu, wykwali­

fikowanych sił api- organizacji, zdolnej opa­

nować sytuację. . Posiadanie tych elementów warunkowało sprawne wykonanie pracy, a zatem efektywność rzucanych na Odbudo­

wę środków. Wzgląd gospodarności nakazy­

wał wykonanie prac przygotowawczych, zgromadzenie Sprzętu, środków transporlo-;

w.ych, zorganizowanie aparatu ludzkiego, a dopiero potem we właściwej skali przystąpie­

nie do pracy. Jednakowoż potrzeby zarówno aparatu państwowego, jak i stale rosnącej

ludności Warszawy były pilne. Poza tym wszelkie opóźnienia odbudowy przedłużały groźne procesy niszczenia wielkich wartęści kulturalnych i gospodarczych. Wreszcie, śro­

dowisko Warszawy należało wprowadzić w rytm pracy nad odbudową. Z tych też względów sądziłem, że nie wolno nam zwle­

kać; przystąpiliśmy bez przygotowań do pra­

cy. Pracowaliśmy drogo, mało wydajnie i nie nowocześnie. W czasie pracy podjęliśmy wy­

siłki celem jej udoskonalenia; niewątpliwie, mamy w jej dziedzinie pewne osiągnięcia. Są one jednak niedostateczne. Warunkiem bo­

wiem sprostania olbrzymiemu zadaniu od­

budowy jest pełne unowocześnienie metod pracy w zakresie prefabrykacji, mechaniza­

cji i organizacji pracy. Z tym się wiąże pro­

blemat finansowy. Odbudowa stolicy wymaga wielkich środków, które zmobilizować w kra­

ju wyczerpanym wojną, w państwie montu­

jącym aparaturę, nie jest łatwo. I zdawać so­

bie musimy sprawę, że koszty te ciężko obar­

czą nasze społeczeństwo. Zakres prac odbu­

dowy wyznacza zdolność naszego społeczeń­

stwa do ponoszenia ofiar na rzecz jutra; im' większe ofiary dzisiaj, tym szybsze tempo od­

budowy, tym w krótszym czasie pokonać mo­

żemy depresję kulturalną, w jaką nasze dzie­

j e — i ostatnie zniszczenia wojenne — wpro­

wadziły kraj.

Niezależnie od powyższego musimy redu­

kować program odbudowy do niezbędnego miniipum... Nie odbudujemy Warszawy tak wielkiej, jaką planowaliśmy przed- wólhąć' Zbyt wiele utraciła krwi. I ponadto nie wolno odtwąrzać w stolicy zrujnowanych warszta­

tów pracy i mieszkań dla pracowników, jeśli na Zachodzie brak rąk roboczych W wyposa­

żonych zakładach wytwórczych, jeśli stoją mieszkania . próżne. I dlatego redukujemy funkcje Warszawy, zwłaszcza wytwórcze.

Wreszcie osiągnięcia. Funkcja stołeczności Warszawy wydaje się być mocno osadzona i bezsporna. Dalej, w Warszawie pod koniec pierwszego sezonu odbudowy mieszka 1 uzy­

skuje środki do życia blisko 500.000 osób.

Większość tej ludności korzysta' z usług miej­

skich zakładów użyteczności. Ma dach nad głową i warsztaty pracy. Na ruinach bujnie rozwija się życie. Urzędy centralne, uczel­

nie wyższe, szkoły średnie i powszechne, towarzystwa naukowe, szpitale, niezliczone, placówki handlowe, bary, kawiarnie. Bez wątpienia aktywność nie zawsze skierowań"', jest we właściwym kierunku, bez wątpienia miasto jako całość pracuje mało wydajnie, rie dopisuje komunikacja. Gdy pokonamy te trud­

ności, stworzymy warunki dla poprawy sto­

sunków. Ale bezwładne w końcu stycznia miasto dźwiga^ się powoli, prostuje grzbiet, coraz sprawniej wykonuje funkcje polityczne.

Warszawa żyje i pracuje. Warszawa jest mia­

stem żywym. To jest ' największe osiągnię­

cie odbudowy. . Michał Kaczorowski

ZNAKOMITE W Y R O B Y

t t

^ u c h a r d

/ /

NAJLEPSZYM P O D A R K IE M NA GWIAZDKĘ

M i C O O C H R O H E - P B IF O

A H G IH A i CHOROBAMI Z P R Z E Z IĘ B IE N IA

I T O ł U J E ł l Ę P A S T Y L K I

D r « W A M D E R A tM A C IH E .M IE FARBlDA ZĘBÓW

(3)

Wr 56—57 O D R O D Z E N I E Str. 3

1

Elan Stanisławowa

Historia kultury mówi nam, że w epokaoh,*

które charakteryzowały się mocną organizacją społeczną, ludzie rozwiązywali wielkie zagad­

nienia techniczne. W epokach słabszych sku- , piali swe wysiłki raczej na sprawach drob­

nych — całość zagadnień wymykała im się z rąk.

Ta prawda historyczna znajduje potwier­

dzenie' w .urbanistyce.

Miasta powstawały we wszystkich epokach.

W odwiecznym procesie budowy miast wy- ' siłek twórczy szedł w bardzo rozmaitych kie- lUnkach. ' W pewnych • okresach krystalizo­

wała się forma przestrzenna domu mieszkał-’

nego, świątyni,' budynków służących wymia­

nie towarów. Stopniowo wysiłek skupiał się na placach, ogrodach i całych zespołach archi­

tektonicznych. Wreszcie, w miarę wzrastania ' izliwości ó ig ." z w yjno-społecznjtoh i tech- v. i. .1: . ejmowoi całość miasta.. Z kolei, gdy możliwości te słabły, brakowało już energii do tworzeni;, miast. Wysiłek twórczy o tał się i- detalu r odnistycznego. W innych

.j/cze momentach wracał znów do zagadnie- . nia poszczególnego budynku lub nawet do spraw wnętrza, mebli i zdobnictwa, osiągając

’ w

tej dziedzinie wyniki pełne subtelnego smaku i wyrafinowania. Tak działo się do czasu, gdy nowy przypływ mocy politycznej i społecznej pobudzał na nowo inicjatywę twórczą w dziedzinie budowy miast.

Te obserwacje historyczne łatwo dopro­

wadzają do przekonania, że świadectwem we­

wnętrznej moćy epoki, u której progu stoimy, byłaby mocna twórczość urbanistyczna. (Mó­

wiąc o tej nadchodzącej epoce mam oczywiście na myśli długi, nie dający się objąć prze­

widywaniami okres, wobec którego zmia­

ny kulturalne i polityczne bieżących lat są tylko epizodami). Ta mocna twórczość urbani- jest jednakże' nie tylko świadectwem z.wi; p lecz i odwrotnie — jej wa­

runkiem. Coraz większa ilość łudzi nabiera dziś przeświadczenia o bezwzględnej potrze­

bie urbanistyki. Jest to znakiem nie tylko mocy nadchodzącej epoki, lecz jej szczegól­

nego charakteru. Rozpoczynamy bowiem epo­

kę planowania. W każdej dziedzinie życia społecznego, gospodarczego, technicznego, wy­

stępuje coraz silniejsza tendencja do plano­

wania i to w coraz szerszym zakresie. Ruchy ludności, zdobywanie surowców, przemysł, wymiana towarów, produkcją energii, upra­

wa roli, wszellcie badania naukowe — a więc dziedziny, które do niedawna były raczej przedmiotem obiektywnych badań (jak gdyby były zjawiskami niezależnymi od woli czło­

wieka), teraz stają się przedmiotem subiek­

tywnych tendencji planistycznych. W sferze zjawisk ekonomicznych.— nie tyle badainy życic gospodarcze, ile je budujemy. W sferze . ;sk przestrzennych -— nie tyle obserwu­

jemy rozwój zaludnionego krajobrazu, ile go

tworzymy. . \

W urbanistyce wielkomiejskiej konieczność p anowania całości miasta jest dla nowocze- s; sgo umysłu bezsporna. Nie dla wszystkich

■jc-.toak-to planowanie całości jest równo- ne z urbanistyką, to znaczy z organiczną kompozycją architektoniczną całości. Niektó­

rzy ludzie, nawet architekci, wyobrażają so-

S T A N IS Ł A W D Z IE W U L S K I

Miasto-monumenf

bię planowanie całości miasta w formie roz­

mieszczenia na jego obszarze przybliżonych stref wysokościowych zabudowy (z ewentual­

nym oznaczeniem procentu zabudowania działki), sieci komunikacyjnej, .kanalizacyjnej i innych inwestycji technicznych. W Wyobraźni tych ludzi miasto pozostaje nadal (jako kon­

tynuacja form dziewiętnastowiecznych) po­

wierzchownie uporządkowanym chaosem,

■w którym charakter skończonych'kompozycji noszą jedynie pewne zgubione w tym chaosie detale. Tak pojęte planowanie miasta nie jest jednak równoznaczne z urbanistyką — po­

dobnie jak uporządkowanie 'składu mebli przez ustawienie z osobna krzeseł, stołów i łóżek nie jest równoznaczne z urządzeniem mieszkania.

Zwolenników uporządkowanego chaosu zdemaskować nietrudno. Poznaje' się . ich przede wszystkim po naiwnym liberalizmie urbanistycznym, w myśl którego każdy nie­

omal efekt plastyczny da się ' zastosować w każdym punkcie miasta. Zręcznie zapro­

jektowany zamknięty dziedziniec zawsze’ zy­

ska pochwałę „spókoju i klasyczności", otwar­

ta przestrzeń zdobędzie legitymację,„dostępu słońca i powietrza", efektownie narysowany drapacz nieba uznany zostanie za pożądany

„akcent wysokościowy", każde dwa budynki o dowolnym odstępie dadzą się połączyć „osią kompozycyjną". Niesłychanie trudno będzie

Mont Saint-Michel przekonać takich ludzi, że rozwiązanie zna­

komite w 'ty m punkcie miasta jes-t zupełnie złe w innym i odwrotnie. Ten sam liberalizm urbanistyczny sprawi, że w bezpośrednim są­

siedztwie istniejących założeń zabytkowych będą projektowane nowe, podobne do. nich za­

łożenia, stwarzając dla tamtych niebezpiecz­

ną, często zabójczą .konkurencję. Jak dobrze zaprojektowany budynek zawiera ograniczo­

ną ilość efektów architektonicznych i nie znosi . przeładowania nawet dobrymi pomysłami, tak dobrze zaprojektowane miasto hie może być*

przeładowane „monumentalnymi założeniami1'1’

cz.y „osiami kompozycyjnymi". Jak w dobrym budynku zachowana jest hierarchia szczegół łów — od najważniejszych do podrzędnych, tak w całości miasta występują fragmenty naczelne oraz podrzędne. Tych naczelnych jest oczywiście niewiele. Jak w architekturze pro­

stota i umiar, są zawsze cnotami, tak w urba­

nistycznej gtrulcturze miasta — te same cnoty , są nieprzemijające. Wydaje się niestety, że na naszym terenie owe-cnoty są jeszcze ciągle bardzo rzadkie, tym rzadsze, im o większą, ca- . łość terenową chodzi. Twórca każdego nie­

omal budynku usiłuje stworzyć z niego akcent dominujący, a z każhego założenia monumen­

talnego — centralne'założenie miasta. Gdyby nie hamować tych tendencji, mielibyśmy mia­

sto złożone z samych centralnych założeń.

Scharakteryzowane powyżej błędy-urbani­

styczne płyną między innymi, z fałszywego przeświadczenia, że dwóch pobliskich założeń' czy placów monumentalnych nie ogląda się równocześnie i. że wskutek-tego efekty jed- neger nie wchodzą w drogę efektom drugiego.

Przeświadczenie to. jest fałszywe podwójnie:

po pierwsze prawie zawsze znajdą się punk­

ty,-z których, jeśli nie widzi się wyraźnie,*to odgaduje się zhrysy obu założeń, po drugie — i to jest*najważniejsze — w chwili kontem­

placji pewnej całości architektonicznej dziąła w nas pamięć innej, poprzednio oglądani i świadomość ich wzajemnego układu prze­

strzennego. Ta prawda psychologiczna jest jedną z najistotniejszych tajeipnie sztuki ur­

banistycznej. Poznajemy ją w formie prymi­

tywnej, stojąę na jakimkolwiek placu: dwu przeciwległych jego ścian nie możemy prze­

cież oglądać równocześnie. Mimo lo podo­

bieństwa lub różnice w architekturze tych

ścian rozstrzygają o efekcie plastycznym-ca­

łości. W ropnie bardziej skomplikowanej po- 'znajemy tę praw dę,, przechodząc z jednego wnętrza architektonicznego do drugiego. Gdy spojrzenie na jedną ścianę placu dzieliły se­

kundy od spojrzenia ha drugą ścianę, to te­

raz nasze kolejne spojrzenia dzielą już mi­

nuty. Wtargnęły tu. ponadto dodatkowe wra­

żenia odebrane po drodze.' Mimo to pamięta­

my pierwsze wrażenie doskonale i mą ono wpływ decydujący na następne. Rozumując dalej, a raczej obserwując dalej konsekwent-, nie, dojdziemy do przekonania, żę na efekt architektoniczny dowolnego punktu w mie­

ście mają w zasadzie wpływ wszystkie pozo­

stałe punkty miasta, choćby odległości między nimi wyrażały się kilometrami. Sprawę kom­

plikuje fakt, 'że poruszamy się po mieście z szybkością rozmaitą. Że obok naturalnego sposobu oglądania architektury, jakim jest piesza przechadzka, używamy dziś obficie spo­

sobu bardziej sztucznego, jakim jest komuni­

kacja mechaniczna, która przenosi nas bez po­

równania szybciej z miejsca na miejsce. Fakt używania szybkiej komunikacji zwiększył wielokrotnie współzależność -architektoniczną poszezególnych punktów w mieście i wzbo­

gacił niesłychanie naszą wrażliwość na wza­

jemną zależność kompozycyjną nawet' odleg­

łych założeń. Tym się tłumaczy fakt, że od­

wieczne- zasady kompozycji urbanistycznej,

które dały tak doskonałe dzieła w zakresie małych miast antyku czy średniowiecza, ma­

my prawo i musimy przenieść na dzisiejsze wielkie miasta, pomimo że wzrok nasz, ani /ytm kroków, ani sposób odbierania wrażeń nie zmieniły' się od tamtych czasów.

' Będziemypoczy wiście Ay dalszym ciągu orga­

nizowali zespoły architektoniczne, dostoso­

wane do' powolnego ruchu człowieka pieszego.

Skala ich zawsze pozostanie zbliżona do skali tych założeń, które przekazała nam historia.

Równocześnie jednak te same bryły archi­

tektoniczne. staną się częściami, składowymi innych większych założeń, dostosowanych do szybkiego . ruchći samochodowego. Obie te"

.skąle -będą się nakładały i uzupełniały, nie mącąc jedną _ drugiej, w nowoczesnym urba­

nistycznym kontrapunkcie.

Istniejącą w naszej wyobraźni zależność odbieranych kolejno wrażeń architektonicz­

nych rozumieć należy nie tylko w tym pro­

stym sensie, że po wnętrzu ciasnym silnie działa rfa Pas — prawem kontrastu — wnę­

trze rozległe, lub że po budynkach niskich przytłacza nas widok budynku wysokiego. Za­

leżność tych wrażeń jest bowiem bardziej zło­

żona. Krążąc po mieście budujemy w wy­

obraźni, świadomie .łub podświadomie, kom­

pozycję całości i ustalamy hierarchię ząlożeń architektonicznych całego miasta lub jego .wielkiej części. Dopiero tai,zarysowana w wy4- obrażni hierarchia przesądza o efekcie arty­

stycznym miasta jako całości. Ona dopiero sprawia, że oddzielne fragmenty krajobrazu miejskiego cieszą nas jako', fragm enty‘więk­

szego dzieła sztuki.

, Kręte-uliczki Wenecji są inne przez to, że wyprowadzą prędzej czy później na plac św.

Marka. Idąc nimi oczekujemy^niewypówie- dzianej rozkoszy wydostania się na pjac i dzięki temu nie są ani nudne ani długie.

Przebiegamy je w ustawicznym podnieceniu.

Piać zaś .nie byłby tym samym placem, gdyby obok Piazetbi nie uderzały fale — jest to sprawa istotna nawet ' wtedy, gdy stoimy' w głębi placu i nie Widzimy ani kawałka la­

guny. Pamiętamy jednak, że opa tam jestl Dlategę już stojąc w głębi placu wyczuwamy go jako wspaniałe monumentalne okno na szeroki świat.

t '

Plan Poznania

Uliczka Uffizi byłaby dość smutnym za­

ułkiem przy placu Signorii, gdyby- nic wy­

biegała swoim drugim końcem nad Arno — a przecież idąc jej wnętrzem nie widzimy rzeki. Wiemy tylko, że ona tam płynie.

Plac de la Concorde dlatego' tak olśniewa swą niebywałą rozległością, że, aby się nań dostać,- musieliśmy kilometrami krążyć po ciasnych uliczkach lewego brzegu albo znu­

żyć się zgiełkliwym, korytarzem wielkich bul­

warów..

' Rynek Starego Miasta wydaje się ogromny

• 'po plątaninie • wąziutkich uliczek. Ponury majdan Placu Inwalidów na Żoliborzu nie robi wrażenia wielkiego wśród monotonnie szerokich ulic całej dzielnicy. Krakowskie Przedmieście straciłoby połowę uroku, gdyby za jego wschodnią ścianą nie opadał wysoki brzeg Skarpy ku Wiśle, mimo że tej różnicy poziomów nigdzie prawie nie widać. Zyska natomiast połowę uroku, gdy poniżej niego Powiśle zostanie oczyszczone z zabudowy f gdy będziemy wiedzieli, żc wystarczy zajrzeć w jedno z nielicznych okien jego ściany r wschodniej, aby ujrzeć zieloną dolinę Wisły.

Nowy Świat byłby inny, gdyby kończył 'Kię zamkniętym placykiem i nic wpadał w jasną perspektywę Alei. Aleję nic byłyby Alejami, gdyby nic prowadziły do Belwederu i gdyby na ich krańcu nie czekał nas najpiękniejszy . spacer po Łazienkach.

Tymi tajemniczymi zależnościami, których źródłem jest pamięć wzrokowa, tłumaczy się fakt, że pierwsze wrażenia odbierane w obcym mieście są nieraz tak zdumiewająco różne od « późniejszych wrażeń z tych samych miejsc.' Różnica ta wynika głównie z tego, że oglą­

dając jakieś miejsce po raz pierwszy nie zna­

liśmy,

a

więc nie pamiętaliśmy, miejsc są-' siednich. Podobnie człowiek poznany w po­

dróży wydaje nam Się nieraz kimś zupełnie innym niż ten sam człowiek później, gdy go odwiedźaiwy w jego domu i znamy już jego najbliższą rodzinę.

Zanotowane powyżej obserwacje nie są je­

szcze pełnym obrazem naszej wrażliwości na urbanistyczną strukturę miasta. Wrażliwość ta jest bowiem nie tylko czysto wztpkowcj - natury, lecz również, natury uczuciowej i in­

telektualnej. Obserwując miasto przeżywamy je nie tylko jako zjawisko arohiteklonfczner, lecz również, świadomie lub podświadomie, jako wielką instytucję społeczną. Te dwa spo- ' soby przeżywania są oczywiście współzależne.

Podobnie jak budynek uznajomy za piękny nie tylko dlatego, ponieważ jego proporcje są doskonałe, lecz również dlatego, ponieważ wyczuwamy jego przystosowanie do spraw­

nego zaspokojenia szeregu potrzeb życia ludz­

kiego, tak miasto uznamy za piękne nic tylko dzięki jego ładowi architektonicznemu, lecz także dzięki wyczuciu; że jego budowa sprzy­

ja harmonijnemu współżyciu wielkiej gro­

mady mieszkańców. ' 1

Chodząc w dawnej Warszawie po okolicach ulicy Kruczej, odczuwaliśmy — poza mono- • tonią wrażeń architektonicznych — nudę i smutek mieszkań, których okna wychodziły ria beznadziejne ulice lub ciemne podwórza.

Chodząc po okolicach Żelaznej łub Muranow- skiej — odczuwaliśmy już nic smutek lecz rozpacz. Dzielnice fabryczne wpajały nam przekonanie, że praca , w tym mieście • jest ’ przekleństwem,

Na Starym Ąfieście natomiast, o' jle potra- ' fil.iśmy odtworzyć sobip główne zaryśy śred­

niowiecznej organizacji życia na tle jego wą­

skich uliczek (rozumiejąc przy tym,' że wnę­

trza bloków' były wówczas na ogół niczabudo-

•fil 1

Plan teoretyczny Seaniozziego

(4)

Sir. 4 O D R O D Z E N I E ■ Nr 56—57 wiine i zazielenione) — czuliśmy harmonią

form przestrzennych z życiem, dla którego zostały stworzone i to poczucie potęgowało i pogłębiało nasze zadowolenie estetyczne.

Umieszczenie budynków wśród zieleni daje nam zadowolenie nie tylko dzięki kontra­

stowi kształtów, faktury i barwy i pie tyl­

ko dlatego, że zieleń jest jednym z natural­

nych zjawisk samych przez się miłych oku ludzkiemu, lecz również dlatego, że to zesta­

wienie kojarzy się w naszej świadomości z błogosławieństwem wypoczynku w bezpo­

średnim sąsiedztwie miejsca, pracy lub miesz­

k an ia.

Jeśli w ten sposób poszczególne zespoły bu ­ dynków czy dzielnice, działają na naszą wraż­

liwość nie tylko za pośrednictwem wzroku, lecz również skojarzeń myślowych i uczucio­

wych — podobny charakter ma nasza reakcja na strukturę całego miasta. Jesteśmy pod­

świadomie wszyscy — architekci i nieąręhi- tekci — o wiele bardziej urbanistami niż nam się wydaje. Jednym z najmilszych i najcie­

kawszych przykładów wrażliwości urbani­

stycznej jest Prus. Zarówno uwagi o Powiślu warszawskim jak wspaniały opis Paryża w „Lhlce" są tego dowodem. Analizując Pa­

ryż Prus zachwyca się nie tyle architekturą fragmentów, ile budową calpści. Szuka zależ­

ności między wyglądem dzielnic a życiem, które się w nich toczy. Najżywsze zadowole­

nie intelektualne a niewątpliwie także .este­

tyczne sprawia mu przebieganie ogromnego miasta wzdłuż i wszerz i różnorodna kolej­

ność wrażeń. Można by powiedzieć, że o in­

tensywności tych wrażeń decyduje raczej ich

kolejność w czasie niż w przestrzeni. Podob7 nie do Prusa wszyscy przeżywamy miasto w czasie — jest to czas naszej wędrówki po jego obszarze. O ile przestrzeń, dająca się ob­

jąć wzrokiem jest ograniczona i dlatego skala założeń architektonicznych jest również o- graniczona, czas wędrówki po mieście (dzięki fenomenowi pamięci) jest nieograniczony, a zatem i skala dzieła urbanistycznego jest nieograniczona. Może nim być nie tylko samo miasto, lecz cały wielki zespól miejski ciąg­

nący się dziesiątkami kilometrów lub wresz­

cie cały region. Dlatego nie tylko urbanistyka ..ięjska, lecz również planowanie regionalne jeąt zarówno "nauką techniczną jak sztuką

Dwadzieścia kilka lat temu wybitny archi­

tekt holenderski Oud rzucił hasło: „wychowa­

nie przez-architekturę". Dziś rzucamy hasło:

„wychowanie przez urbanistykę". Jeśli do­

magamy się budowy miasta jako jednego zwartego dzieła sztuki i techniki, to nie tylko po to, żeby zaspokoić nasze najistotniejsze po­

stulaty spoleczńe i tęsknoty estetyczne, lecz również dlatego, ponieważ wierzymy w o- żywczy wpływ dobrze skomponowanego mia­

sta na psychikę mieszkańców. Nie , tylko bo­

wiem nowe formy życia zbiorowego tworzą nowe formy przestrzenne, ale i odwrotnie:

formy przestrzenne prowokują życie. Dlatego my urbaniści możemy osiągnąć rzecz ogrom-' nej wagi: przez nasz twórczy udział w budo­

waniu nowych form życia — wychowywać zarazem obywateli miasta na jego wspóltwór- c° w - S tan isław D ziew u lsk i

W szy stk ie ilu s tra c je z p ierw sze g o to m u „ U rb a n i­

s ty k i" p ro f. T o łw iń sk ieg o .

R O M A N -P IO T R O W S K I

Od Śnieżnej do B elw ederu

Odbudowa Warszawy. Słowa powtarzane przez setki,, tysiące i miliony. Jakąż wielką skalę znaczenia kry je w sobie to zdanie od obojętnego stwierdzenia, poprzez wszystkie stopnie uczuciowości, aż do czynnej współ­

pracy. Jednak istotna jego treść jest zrozu­

miała jedynie dla tych, którzy bezpośrednio, na miejscu, włączeni są czynniez w tryby tej machiny. 1

Tylko dla nich mają 'słowa te grozę wy­

szczerzonych ruin, rozwalonych, unicestwio­

nych dzielnic, pustkowia gruzu, śmiertelnych potrzasków wiszących ścian; dla nich cho­

wają wesele młodej zieleni 1 żachwyt barwy kwiatu, wychylającego się zza połamanej kra­

ty ' opuszczonego ogrodu. Dla nich oznaczają ruch nicspokojnyph tłumów, przewalających się z brzegu na brzeg, życie kipiące w po- ' szczerbionych korytach ulic, żywioł nieopa­

nowany, niesforny. Ićh rpęczą wjzją mozol- . nego, upartego wgryzania się w obumarte miasto, trudem porządkowania ulic 1 domów.

Tak, bo tylko temu, kto gorliwie przyłoży ręce do pracy w ukochanym - mieście, .dane jest zaznać rozkoszy normowania życia, do­

stąpić radości skrzętnego nizania w pamięci codziennych, nikłych, na pozór niewidocznych postępów. Jego też jest udziałem strach, t

» obłędny strach, że pracy nic podoła, że nie ogarnie całości, żc dawne tego niespokojnego miasta błędy odżyją i zbraknie sil na walkę z nimi. I jemu tylko znane są obezwładniające ,

•. momenty zniechęcenia i opuszczenia rąk przed nieustępliwą, tępą, ponurą pustynią rumo­

wisk. * i

Bo odbudowa Warszawy — to człowiek w zmaganiu się z dramatem głupoty i sza­

leństwa, szereg scen na ruchomej' taśmie dziejów.

Dziwne z nas pokolenie. Ugniatamy w rę­

kach historię jak glinę i nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dni nasze są pełne wydarzeń wspaniałych w swym patosie i my jesteśmy w nich nie widzami, lecz aktorami.

Gdyby mierzyć czas ubiegły ilością zdarzeń t pracy, to tych dziesięć ostatnich miesięcy starczyłoby za sporo lat dawniejszych. Zro­

zumienie tegę odkrywa ,narn prawdę zmian, Jakie Zaszły w naszym życiu. Bo~jeśllby na­

wet cały kraj powrócił po wstrząsach wo­

jennych do normalnego bytu, dja pracowników- odbudowy Warszawy droga powrotu do daw­

nych ich norm pracy jest zamknięta. To, co w pracy robotnika czy inżyniera budowlane­

go było uświęcone tradycją nawyku, oka­

zuje się nieprzydatne i stawać się będzie co­

raz bardziej nieistotne i zbędne. Jeszcze dzi­

siaj tkwią oni w- dawnych formach produkcji, czepiają się ich kurczowo, by nie zagubić się w wirze zadań. Lecz nicwspóhnicrność wy­

siłków z wynikami wskazuję nieuchronnie na

• to, że trzeba będzie odrzucić dawne doświad­

czenie jak zbędny rekwizyt i szukać nowej miary, nowego sprawdzianu.

Ąle nic rozumieją tego i-zrozumieć jeszcze nie mogą ludzie postronni. Dla nich pierwsze' kroki w przyszłość, stawiane przez architek­

tów, wydają się utopią. Dla nich realna je s t, tylko Warszawa wczorajsza, brama w drugim czy traecim podwórku, ciemne, zatęchłe scho­

dy i to mieszkanie frontowe", zawieszone nad hałaśliwą ulicą,,dudniącą we dnie i w nocy, pełną kurzu i zaduchu. I ten ballcon zagu­

biony na którymś tam piętrze w kamiennej pustyni, o w i n i • naiwną zielenią groszków i nasturcji. Jakże byliby zdziwieni, dowiedziaw­

szy się, że t-ównie wielkimi jak architekci

„fantastami" są zrównoważeni inżynierowie i twardzi robociarze. Że dla tych solidnych pracowników nieznoś.ne stało się lepienie do­

mów w klatkach prymitywnych rusztowań, że i ich ogarnęło zbożne szaleństwo tworze­

nia nowych form na nowy ład. Ale tego nie

‘ pojmie stateczna' dusza mieszczańska. Nie pojmie i pojąć nie chce. Mieszczuch starannie omija i unika widoku wytwornych w swej prostoció i lekkości, a potężrfych w sile dźwi­

gów rusztowań stalowego , odbudowującego się mostu. Wpatrzony z pozornym oburzeniem, ale z wewnętrznym zachwytem, w tandetne

•oblepianie fcklepami rumowisk Warszawy, Cieszy się wl swej kramarskiej duszy i marzy o tym, żę przecież się filc nie zmieniło, ma­

rży o „dawnych dobrych czasach". Chcjalby

wszystkich i wszystko ściągnąć do poziomu rozumowania kategoriami własnej parceli i własnej czynszówki, wypełnionej po brzegi, do ostatniego kąta suteryn, wypłacalnymi lo­

katorami.

Mieszczuch, zastraszony początkowo, pod­

nosi dziś głowę i staje się napastliwy, jak ta paniusia z Mokotowa, która piszc do ministra (obywatela ministra — a jakże) skargę, że jej w mieszkaniu odremontowanym za kredyty państwowe ośmielono się wstawić drzwi jed- noskrzydłowe, na miejsce dawnych, parad­

nych —1 szerokich. • /

Tak nieporadna jes( jeszcze ta odbudowa Warszawy. Wyglądem swej niezaradności mo­

że łudzić ludzi. A jednak w tym, co już zro/

biono, tkwi olbrzymi wysiłek nie tylko tych robotników, techników i inżynierów, pracu­

jących w Warszawie, ale całego kraju. Nie­

uznawanie tego co widzą i przyznają ob«y,

• jest pomniejszaniem samego siebie, każdego z nas.

Wielkość tej pracy można jednak zmierzyć etapami jej osiągnięć. • z

Jakże niedawne to czasy, gdy całe życie stolicy skupiało się niepodzielnie niemal na Pradze. Brzeg warszawski był ziemią zaka­

zaną, gdzie podminowane ulice i domy czy­

hały na nieostrożnego śmiałka. Dokąd wyru­

szano tylko na dzienne wędrówki po zdobycz, rzadziej do pracy. Z nabożnym podziwem mówiono o tych nielicznych, co odważali się

„tam", zamieszkać. Praga zaśmiecona, z ku­

pami' tającego śniegu, niechlujna, rojna, pełna ' ludzi w najfantastyczniejszych okryciach, ze

’ swym charakterem egzotycznym, była jakby parodią Stolicy. Warszawa zniszczona, niedo­

stępna, ponura, zachowała (jednak cały maje­

stat rzeczy tragicznych, zapatrzona w swą wielkość pustymi otworami okien. Życie jed­

nak z niej Wyciekło, a teraz wsączało się (Jrobnymi strugami pierwszych prac, których ośrodki tkwiły ma Pradze.

Tam na Otwockiej w gmachu szkolnym roz­

siadł się, a raczej tłoczył zarząd miasta. Na Targowej pośpiesznie, na gwałt naprawiano i odnawiano gmach dawnej dyrekcji kolei na przyjęcie urzędów państwowych, które miały tutaj ściągnąć z porzuconego Lublina.

Czyż można bez wzruszenia wspominać tnę- ly piętrowy domęk na Śnieżnej, siedzibę rzą­

du? Nie wc wszystkich ,oknach'były szyby, pomagano sobie okiennicami. 'W kilku po­

kojach mieściły się biura Prezydenta, premiera i jeszcze kilku ministerstw. Jakich — dokład­

nie nikt nic wiedział. Najfantastyczniejsze połączenie ludzi i spraw. Kogóż tąm nie moż- « na było spotkać. Jakich spraw tam się ńie za­

łatwiało. Do Ministerstwa 'Administracji Pu- ■ blicznej — jeden pokój na parterze — przy­

jeżdżały delegacje z wydzieranych Nierńcom Ziem Mazurskich ze swoimi troskami; jedno­

Przyszła dzielnica Chopina z lotu ptaka

cześnie zjawiał się wójt cży starosta, by po­

radzić się bezpośrednio u' wiceministra w swo­

ich kłopotach, przychodzili ludzie, by dowie­

dzieć się co słychać w "Krakowie, czy będzie już można jechać do Poznania. Obok zaraz załatwiało się sprawy samochodowe; po dru­

giej sttonic sieni naradzano się nad szkol­

nictwem. Jeśli brakło stoika dla interesanta, pożyczało się z sąsiedniego resortu. Minister wychodząc ze swego „gabinetu" po prostu za­

myka! drzwi na klucz, chował go do kieszeni i wtedy cale ministerstwo było nieczynne. Pa­

miętny jest fakt, gdy na jednym z pierwszych posiedzeń Rady Ministrów, zwołanym do Warszawy, w czasie długich, nużących obrad w ciasnym, zadymionym pokoju, pragnienie dawało się wszystkim we znaki. Premier za­

żądał wody. Po długim oczekiwaniu dyżurny \ ordynans wniósł szklankę tego płynu. Pre­

mier po wypiciu połowy zawartości odstawił szklankę, którą natychmiast »pochwy,eił naj­

bliżej siedzący minister 1 chciwie wychylił do dna. Pozostali patrzyli z zadrością — wię­

cej wody nie było.

Pierwsza radiowa wiadomość o uchwałach konferencji krymskiej dotarła wieczorem no Śnieżną, gdzie przy świeczkach — elektrycz­

ność nie dopisała tego wieczoru — toczyły się jak zwykle narady, tym Jazem w sprawach odbudowy'. Prezydent przechodząc przez po­

kój, w którym obradowano, osobiście zaprosił obecnych na kolację, celem zakomunikowania im ważnych nowin. Po godzinie w gabinecie premiera zebrałę. się. kilka osób. W kącie po­

koju przy zwyczajnym okfągłym stole, przy­

krytym na tę uroczystość.obrusom, na którym pysznił się półmisek z tylu kanapkami, ilu było zebranych, przy świetle paru świeczek w przygodnych podstawkach, dowiedzieli się obecni z ust Prezydenta o postanowieniach konferencji, mających'odegrać tak wielką ro­

lę w dziejach naszego państwa i całego świata.

Padąły słowa proste, zdania' nieobmyśiane, niewyszukane. Płomienie świec chwiały się, rzucając głębokie cienie. Po krótkim przemó­

wieniu zapadło głębokie milczenie; ,wyęzu- walo się powagę chwili. I mimo woli nie­

którym z obecnych przypomniało się zebranie W noc Sylwestrową pierwszego posiedzenia' Krajowej Rady Nafodowej w zajmowanej je­

szcze przez Niemców' Warszawie. Podobny prymityw akcesoriów i podobnie ■ urzekający patos wydarzeń.

W miesiąc później — narady -w widnych, wielkich salach dawnego gmachu dyrekcji kolejowej; dywany, telefony, wygodne meble..

A wreszcie przyjęcia zagranicznych gości w Belwederze, ż którogo okien nie widać zut

pełnie gruzów i ruin. Dokoła cisza drzew par- kpwych, cisza i skupiona praca wewnątrz pa­

łacu. To są kamienie drogowe na szlaku wę­

drówki Warszawy ku odbudowie.

Ale są i inne wskaźniki mniej widoczne.

Pierwsze dni odbudowy, gdy niewiado- . my byl jeszcze stan zniszczenia miasta.

Zwały gruzu, ponure rumowisko i gromady, szkieletów potwornie okaleczonych budyń-*' ków. Miasto bez wody, elektryczności, bez gazu, bez komunikacji. Uporczywe obejmo­

wanie świadomością wielkości strat, ogromu zadań. Odrzucenie w.ciągu paru dni po kolei Wszelkich złudzeń co do możliwości normal­

nego zorganizowania pracy. I - ten moment ' wyzwolenia się z niepewności beznadziejnego

szukania jakichś ■ ułatwień, stwierdzenia, że wszystko trzeba zaczynać od nowa, niemal ra­

dość z dogrzebania się do dna własnej nędzy, do twardego gruntu rzeczywistości, na której" i można oprzeć się. twardo, wyprężyć ramiona i wziąć się do roboty. Biuro — dom na Cho- cimskiej, prawic niezniszczony, brak mu prze­

cież tylko szyb, okna i drzwi wyłamane, siwy mróz na ścianach, wiatr mroźny hula po pię­

trach. Nic to. Tę ruderę zamieni się w parć tygodni w biuro tętniące pracą. Ściągą się

i

jakieś niedobitki mebli, urządza sję pracoW- • nie. A tymczasem na Pradze w jednym z po" i kojów mieści się cały sztab odbudowy przed­

sięwzięcia o rozmiarach dotychczas niespo' tykanych. Pokój nie opalany, zimny, nie zaw­

sze jest gdzie się umyć, posiłki o najfanta­

styczniejszych porach w różnych przygód-, nych stołówkach. Czasem na cały dzień musi wystarczyć kawałek czarnego chleba i kubek herbaty. Wieczorem pracę i narady przy ską­

pym świetle świeczki, I od rana do nocy przewijają się przez ten pokop tiuiuy łosób. Ileż twarzy znajomych, a tak trudnych do rozpoznania pod skorupą," jaką bieda,na­

kłada na człowieka. Jakże można w tyih obrośniętym, niedomytym oberwańcu poznać wytwornego kolegę z lat dawnych. Prawie . nikt nic pyta o warunki pracy; każdy chce tylko pracować.dla Warszawy. Radość pierw­

szych dni tworzenia, gdy z zamętu zdarzeń i myśli* wyłaniają się pierwsze zręby orga- . nizacji.

. Dziś nie sposób objąć pamięcią kolejności wydarzeń, wszystko zlewa się w jeden nie­

przerwany wir narad, decyzji, uniesień i śmier­

telnego znużenia, które człowieka obalało w ciężki, parogodzinny sen. Z tej mgławicy wyłaniają się tylko niektóre momenty, szcze­

gólnie jaskrawo tkwiące w pamięci jak drza­

zgi. Nie zawsze wiadomo dlaczcga ten, a nie inny szczegół wbił się w pamięć. Niezapom­

niane jednak zostaną tygodnie walki o utrzy­

manie dpewnianego mostu u wylotu Karowej przed naparem lodu. W dzień i w noc trwało zmaganie się z narastającym wałem kiy.

Z godziny na godzinę oczekiwało się wiano- ,, mości, że zagrożone przęsła ńie wytrzymały, że połączenie z Warszawą, zostało zerwane na szereg dni, a może tygodni.W zmaganiach tych zwyciężyła uparta wola człowieka.

A później blask pierwszych latarni ulicz­

nych w Warszawie, radosny plusk pierwszego strumienia wody z hydrantów, dzwonek pierw­

szego tram w aju.' z

Zazwyczaj miarę efektu pracy zamyka się - w kolumny liczb statystycznych, w obojętne formuły, których ukryty sens wiadomy jest jedynie dla wtajemniczonych. Można mierzyć jednak przebytą drogę również obrazami.

Niech zatem tych kilka obrazków, przywoła­

nych z przeszłości ubiegłycfy miesięcy, da

, świadectwo prawdzie. • \

Roman Piotrowski

W. poprzednim (55) numerze „Odrodzenia" z dnt»

18 grudnia: Julian Przyboś: W sprawie pisarstwa ludowego. — Ksawery PruszyńsKl: Dzieje emigracji londyńskiej. Po śmierci Sikorskiego. — Leonard podhorski-Okolów: Kolęda. — Witold Pietrusiewlcz:

Rostek. — Koman Bratny: Pieśń. — Tadeusz Peiper:

Hitleriana. — Jerzy Zawieyski: O poezji Juliana Przybosia. — b: Matlsse-o malarstwie. — Anna Ka-' mleńska: Wyobraźnia. — Przegląd teatralny: Ta­

deusz Breza: W teatrach krakowskich. — Zofia Kwa­

k ó w : Teatr marionetek w Lublinie. — Komunikat. — Antoni Trepińąkl: Gawęda o książkach. — zb: Prze­

gląd p r ą s y . J ó z e f Bieniek: List ze wsi. — Stefan Żółkiewski: o, poziom'dyskusji. — Paweł Ettlngęr:

Polska za granicą. — js: Węgiel i ludzie. — 3 ilu­

stracje. — 8 stron. ' .

I

Cytaty

Powiązane dokumenty

Teraz, kiedy przyszła ta praw ­ dziwa wiadomość — tamto wydało się tylko jeszcze jednym sposobem samoudręczenia.. Za mało jest samych

Pierwszego* września zrobiliśmy pierwsze walne zebranie literatów polskich. Było to bardzo żałosne Widowisko. Obecnych było koło pięćdziesięciu osób. Ale z tego —

niej, za caratu, pogłębieniu i rozszerzeniu wiedzy teoretycznej, ale również interesom i potrzebom narodów Związku Radzieckiego. Rzeczywistością stało się to, o

dzi, przez którą się przewija mnóstwo jeńców włoskich i francuskich, można obserwować, jak co zgrabniejszy spośród nich wyszukuje sobie już po kilku dniach

Dzieje Polski odbywają się nie tylko nad Odrą i Nisą, ale w każdym słowie, które ugruntuje prawdę o ziemi sięgającej po Nisę i Odrę, i w każdej

Ale może Parnas ma dwa wierzchołki i tylko na jeden z nich trzeba się wspinać, bo ' drugi jest tak niski, że niedostrzegalny.. ■ Wyraziłem kiedyś myśl,

Pierwszy rozkwitły, biały, zieleniejący się jeszcze baldach hortensji położyła siostra Gold na zaciśniętych, pełnych zaskorupiałej śliny ustach Rózi, myśląc

Sprawa przez to jest ważna, ponieważ od świadomego swoich celów realizmu powieści Prusa zdaje się, być droga niedaleka do na­.. turalizmu, jako rzekomo