• Nie Znaleziono Wyników

Kościuszko w Ameryce : jego bohaterskie czyny w walce o niepodleglość Stanów Zjednoczonych : obraz historyczny

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kościuszko w Ameryce : jego bohaterskie czyny w walce o niepodleglość Stanów Zjednoczonych : obraz historyczny"

Copied!
82
0
0

Pełen tekst

(1)

35 039

D ZIECI I M tO D ZIEŻY

(2)

/ d

3 5 0 3 9

1 N.p.s,

(3)

%

(4)
(5)
(6)

T a d e u s z K o ś c iu s z k o

u ro d ź. 1746. f 1817 r.

(7)

B I B L I O T E C Z K A d l a D Z I E C I i M Ł O D Z I E Ż Y K U R O Z R Y W C E I N A U C E.

rEBsia-żeczOsa, 2C22HI.

jego bohaterskie czyny w walce o niejoflległość

Stanów Zjednoczonych.

O B E A Z E C I S T O ^ ^ C S I Ń r ’^ "

napisał dia młodzieży

9C. % %.

„D a jm y d ow ód, zę n ie g in ie D aw n e m ęstw o , p o św ięcen ie..

W in c e n ty P o l.

W Złoczowie

nakładem i drukiem O. Zukerkandla i Syna

p o d zarzad em W ilh e lm a Z u k e rk a n d la . 1890.

(8)

oom alt

w

< y*

» X a

< i \

\m ®

W I E L M O Ż N E M U P A N U

FERDYNANDOW I BA D A Ń CZ Y K O W 1

c. k, Inspektorowi szkół ludowy® ,

g o r l i w e m u k r z e w i c i e l o w i o ś w i a t y w dowód szacunku i trwałej pamięci

p ośw ięca

AUTOR.

(9)

P o czątek i rozwój osad w Am eryce Północnej. — Ich u cisk i pochw ycenie za broń. — „T ow arzystw o S ta r- ców .“ — Początek wojny z Anglikam i i ogłoszenie nie­

podległości Stanów Zjednoczonych. — Pomoc F ra n cy i.—

P rzyb ycie do Am eryki Lafayette’a i Kościuszki.

f lf d k r y c ie A m eryki je st jed nem z ow ych olbrzym ich histo ry czn y ch w ydarzeń, k tó ­ r y c h sk u tk i dla dziejów ludzkości są niezm iernego znaczenia. E u ro p ie u to ro ­ wano^ now ą drogę.

Św iat stary zw racał zdziwione i p o ­ żądliw e oczy kit owej nowej p ó łk u li ziemi, której się p rz y p a try w a n o w po- ran n em złocistem przeźroczit cu d o w ny ch

(10)

b aśni, u ro czy c h opow iadań. Ż ądza wie­

d zy i chciwość złota, sław y, panow ania, zam iłow anie p rzy g ó d i wolności popę­

d z a ły odtąd tysiące m ieszkańców E u ro p y poprzez burzliw e m orze k u w ybrzeżom now ej części św iata, k tó ra icli gościn­

nie przyjm ow ała.

Je j niezm ierne puszcze, jej niezba­

dane, niep rzy stępn e lasy dziewicze ofia­

ro w a ły chętnie ochronę tym szlachetnym mężom, k tó rz y u n ik a ją c ram ienia sam o­

woli, albo religijnego prześladow ania sw ych zaślepionych w spółbraci narażali się raczej na najw iększe niebezpieczeń­

stw a i niedostatek n a wolnej ziemi, aniżeliby mieli b y li dłużej znosić niego­

d n y ucisk w swej ojczyźnie. O żyw ieni gorliw ością, k tó ra zw y k ła człowiekiem kierow ać w no w ych przedsięw zięciach, rozw inęli podziw ienia god ną energią *)

*) siłę woli.

(11)

i w ytrw ałość i starali się w skrzętnem , pracow item życiu zapom nieć n a wiclok swej młodej ojczyzny — o niepow o­

dzeniach, k tó re icli za g n a ły poza morze.

Mieli oni atoli pierwej p rzeby ć jeszcze uporczyw ą w a lk ę : w y p a d a ło im — ujarzm ić dzikie zw ierzęta i od nich się obronić, zwalczać i ucyw ilizow ać b a r ­ b arzy ń sk ic h krajow ców , znosić g łó d i niedostatek wszelkiego rodzaju, osuszać m oczary, przetrzebiać lasy, zao p atry w ać rzeki groblam i i karczow ać niezm ierne przestrzenie.

Lecz dziewicza ziemia w y n ag ro d ziła ich tru d y sto k ro tn ie: k lim a t i ludzie staw ali się spokojniejszym i i łag o d n iej­

szymi. W k ró tk im czasie po w staw ały tam bezpieczne m ieszkania, wsie i k w i­

tnące m iasta, gdzie daw niej zaledw ie odpow iednie schroniska m ia ły ja g u a r i kajm an pośród ciem nych lasów i w ód szlam istych.

(12)

W ten sposób po w stały powoli osa­

d y :* ) New-Hcimpsclure,*) M assachusetf) Rhode-lsland,3) Connecticut,4) które n o siły w spólną nazw ę A n g lii Nowej; a z nim i p o łą c z y ły się późnićj W irginia, Nowy Jork, Pensylw ania, D elaware, 5) JYew- J e r s e y j) M aryland, 7) K arolina Północna i Południowa, tudzież Georgia.6) T e trz y ­ naście prow incyi stano w iły pierw otnie niepołączoną wielość — różnorodną po­

chodzeniem , obyczajam i, form ą rządu, relig ią i sposobem życia. Lecz w szystkie osad y p o zostaw ały pod zw ierzchnością A nglii. R ząd b ry tań sk i, oceniając w ar­

tość ty c h posiadłości b y ł w ciągu stu ­ lecia dosyć ro ztro p n y m w p o p ieraniu ich we w szelki sposób i dostarczaniu im posiłków . W tento sposób k w itły

*) Czytaj: ]) Niu-Hemsżir, 2) Messeczu- sets, 3) Rod-Ajlend, 4) Konnetikot.

B) Dellewer, c) Niu-Dżersi, 7) Merilend, 8) Dżordżye.

(13)

też osady, że aż radość b y ła n a to p a ­ trzeć; a nieliczni przybysze, dzieci w szelkich krajów stali się pow oli p o ­ tężnym p ó łn ocno-am erykańskim n aro ­ dem. D ziecko dojrzało w m łodzieńca, uczuło swą silę i dow iedziało się o mocy, k tó ra w niem tk w iła. P rzedew szystkiem odznaczali się północni A m ery kan ie od­

da w na g o rącą miłością wolności. I j a k ­ żeby m iało owo zam iłow anie zupełnej swobody, które już ty le przeszkód po­

konało, obum rzeć pośród niezm iernych p u s ty ń A m eryki, gdzie nie znano euro­

pejskiego z b y tk u i rozpieszczających rozryw ek, gdzie nieustann a p raca w zm a­

cniała ciało i m u siała zdwoić samodziel­

ność charakteru1? ! W y p a d a i to mieć na pam ięci, że w a m ery k ań sk ich osadach b y ła tylko je d n a klasa lu d u : d la b o ­ gaczów i m o carzy E u ro p y nie b y ły te stosunki w ow ych osadach siłą p rz y ­ ciągającą — dlatego nie do stały się

(14)

poza m orze żadne przyw ileje, żadne stó su n k i lenności. T u ta j m iał znaczenie ty lk o p ra c u ją c y stan średni. K ażd y czuł się w rozleg ły ch ziem iach, które u p raw iał, swoim w łasn y m p a n e m ; i tru d n o h y go b y ło przekonać, że swoje szczęście obok O patrzności zaw dzięczał tak że łasce angielskiej królow ej. Czuł się on niezaw isłym , bo osobista wolność je st potężną dźw ignią wolności o b y w a­

telskiej ! N adto do u trz y m a n ia do nie­

podległości dążącego ducha w prow in- cy acli p rzy cz y n iło się wielkie oddalenie od w łaściw ej siedziby rząd u — tak, iż m inistrow ie załedwo tuta] zdołali się­

g n ą ć swoim w pływ em .

W te n sposób z postępem czasu i w m iarę dojrzew ania pólnocno-am ery- kańsk ieg o narodii rozw olnił się węzeł, k tó ry łą c z y ł o sady z krajem ojczystym . N iebaw em p ro tek to r Cromwell dał pierw ­ szy pow ód do niezadow olenia poza oce­

(15)

anem w ydaniem ta k zwanego A k tu na ­ wigacyjnego, k tó ry zakazyw ał, a b y k tó ry obcokrajow y o kręt w b ry tań sk icli osa­

dach tru d n ił się handlem , albo też do samej A nglii w prow adzał in ne to w ary ja k p ło d y swego k raju . N adto rozpo­

rządzenie czyli b il z 8. k w ietnia r. 1764.

n ało ży ł cło, które m iało b y ć składanóm gotów ką za przeróżne w prow adzone a r ty ­ k u ły , i zaprow adził p ap ier stem plow y i taksę od stem pli. K rępo w ało to i krzyw dziło w swobodzie i h an d lu za­

m iłow anych m ieszkańców A m eryki P ó ł­

nocnej.

T eraz nadeszła w ażna chw ila, k tó ra w zyw ała całą ludność A m eryki P ó łn o ­ cnej do b ronienia sw ych praw . Zw ołano tćż ogólne zgrom adzenie czyli generalny kongres w r. 1765. w N ow ym Jo rk u , k tó ry się do pom inał spraw iedliw ości u angielskiej k o ro n y , lecz napróżno.

Owszem rząd angielski u ż y ł su ro w y c h

(16)

środków celem zabezpieczenia p o słu ­ szeństw a sw ym now ym rozporządzeniom . P o k rzy w d zo n ą A m erykę P ó łn o cn ą owio­

n ą ł św ięty zap ał ja k b y potężny płom ień.

W szy stek lu d stan ął pod b ro n ią ; naw et kaznodzieje w zyw ali relig ijn y gm in do o b ro n y w im ię wolności, k tó rą nie bez słuszności uzn ali za spraw ę nieba.

W szędzie — ja k za czasów wojen k rz y ­ żow ych w ydo b y w ało się z piersi A m e­

ry k a n w strząsające h asło : „ T a k a je st w ola b o ż a !“ Ż aden człowiek nie chciał się w y łączy ć od słu żb y dla o jczy zn y ; naw et wiekiem pochyleni staruszkow ie zebrali się i utw orzyli ta k zw ane „ T o ­ w arzystw o S tarcó w .44 B yli to sędziwi w ychodźcy, k tó rzy w E u ro p ie w woj­

sk u służyli. N a ich czele stał k a p ita n — p raw ie s tu le tn i! Lecz m łodzieńcza siła p rzen ik ała członki naw et ty c h g o d n y ch w eteranów n a m yśl, że w alczyć mieli

(17)

za wolność i niepodległość swej drogiej ojczyzny.

W reszcie spotkali się A n glicy z Ame­

ry k an am i pod L ax ingtonem : i od tego dnia, w k tó ry m się wiele k rw i przelało, roznieconą została pochodnia w ojny.

W ojska A nglii sta ły pod dow ódz­

tw em G ogea, Iłowego, Clingtona i B u r - gogne’a — A m eryk anie m ieli n a czele dzielnego Washingtona,*) k tó rem u k o n ­ gres nie bez oględności p ow ierzył n a ­ czelne dowództwo.

Od tego czasu ro zgorzała wmjna w całej zaciekłości. A toli osady jeszcze się silniej k u sobie zbliży ły , og ło siły swą niepodległość i tw o rz y ły od tej chw ili związek czyli unią pod n a z w ą :

„Stany Zjednoczone Am erylci Północnej A Z początku w ojny nie pow odziło się now em u p ań stw u : zab rakło W asliingto-

*) Czytaj: Ueszingtfna.

(18)

now i w ojska, pieniędzy i w szelkich po­

trzeb. A n g licy w padli ze wszech stron z w ielką siłą i n ap ierali n a A m erykan, k tó ry c h szeregi b ra k i nędza przerze­

dzały. C ałe p u łk i zaczęły się naprzód rozw iązyw ać tak , iż się zdaw ało, że sp raw a wolności u p ad ła. A toli bo h ater W ash in g to n nie stracił du ch a. Jego odw aga, jego śmiałość, roztropność i stanow czość o caliły k raj — srodze uci­

śniony. W reszcie zdaw ało się, że m iała dla A m ery k an zaśw itać łaskaw sza, p ię­

k niejsza przyszłość. M łody b ohater L a fa yette *) u k aza ł się n a am erykańskiej ziemi, p ra g n ą c gorąco w alczyć pod sztandarem wolności. F ra n c y a objaw iała sp rzy jające usposobienie i obiecała w końcu, zniew olona do tego usiłow a­

niam i szlachetnego B enjam ina Franldi- na — czy n n ą pomoc. P o długiem wa-

*) Czytaj: Lafajet.

(19)

b an iu się d o trzy m ała słow a; a 5. lip ca ro k u 1778. w p ły n ą ł a d m irał h rab ia d ’E sta in g z 12. liniow ym i okrętam i w p rzy sta ń D elaw are.

N a francuskim statk u zn ajdow ała się także szczupła g a rs tk a szlach etn ych Polaków , a m iędzy nim i — Tadeusz Kościuszko !

(20)

Morze. — W ysiadanie na ląd Francuzów. — Ich radosne powitanie przez Am erykan pod dowództwem Washingto­

na. — Życie w obozie. — Spotkanie się Kościuszki z przyjacielem Puław skim . — Życzliw e przyjęcie Ko­

ściu szki przez Washingtona.

żdy żyw ioł po siada swe piękności, swe u ro k i; żaden atoli nie czyni tak w spaniałego w rażenia n a nas ja k woda w swern zespoleniu t. j. morze.

Morze -— wiecznie ru ch liw y , n ie­

p rzejrzan y ogrom w ody z m iry adam i sw y c h fal i bałw anów , które się pienią i tańczą, k tó re m ile ig rają, a rozgnie­

w ane k u nieb u się podnoszą, któ re b ę ­ d ąc obrazem naszego istnienia przed n aszy m i oczym a pow stają, ro zp ły w ają, ciągle się o dnaw iają i znow u n ik n ą ! Morze z sw ym i św ietnym i b arw odcie-

(21)

niam i, z swem dnem cudow nem i ba- jecznem, z niezliczonym tłu m em sw ycli ry b i potw orów , które w ed łu g powieści strzegą jego skarbów , z kry ształo w em łonem , gdzie spoczyw a ty le ty się cy zm ęczonych i u śp io n y ch rozbitków , k tó ry c h głow ę zdobi k o ro n a z czerw o­

n y c h korali. Morze — to w swej p ię­

kności sztraszliw e i w zniosie m orze:

w jak ież roskoszne m arzenia w p raw iają człow ieka jego o brazy !

I T adeusz K ościuszko n ap aw ał się teraz w idokiem tej piękności i tej g rozy morza. O p a rty o b u rtę liniow ego o k rętu

„ Z w ycięstw o“ *) spog lądał n a n iep rzej­

rzane, w spaniałe morze, n ad którem m ło d y dzień św itać zaczynał.

W szystko naokoło niego m ilczało;

*) Właściwa francuska nazwa tego f r a n ­ cuskiego okrętu była „Yictoire" (czytaj Wi- ktoar) — po polsku „Zwycięstwo. “

(22)

sły c h a ć b y ło ty lk o w ta k t łopocące k ro k i n a pokładzie okrętu. M ajestaty ­ cznie u n o siły w ody 12 liniow ych ok rę­

tów i trz y w ielkie freg aty * ) F ra n c y i, k tó re tu taj stały n a kotw icach. B y ła to flota, k tó rą dow odził adm irał h rab ia d ’E slain g , i k tó ra S tanom Zjednoczo­

n y m m iała przyw ieść pożądaną pomoc—

ta sam a flota, k tó ra Tadeusza Kościuszkę i jeszcze więcej szlach etny ch w ojow ni­

ków z E u ro p y przyw iozła. D la nich i d la K ościuszki m iał się stać w łaśnie teraz św itający dzień — dniem w ażnym poniew aż go głów nodow odzący je n e ra ł W ash in g to n , k tó ry ty lk o w nieznacznem odd alen iu od w ybrzeża założył b y ł obóz, w y zn aczy ł n a przyjęcie europejskich ochotników .

N ajbliższem i najdroższem , co zie-

*) F re g a ta : lekki wojenny o kręt o trzech m asztach.

(23)

. m ia dla K ościuszki m iała, b y ła jego oj­

czyzna, której atoli chwilowo nie m ógł dopomóc, albow iem cary c a K a ta rz y n a II., k tó ra pod owe czasy praw ie w szech­

w ładnie w P olsce panow ała, śled ziła przez sw ych ludzi b y strem okiem wszelkie usiłow ania swój kraj m iłu ją cy c h P o la ­ ków w celu osw obodzenia się z pod tego jarzm a. D lategoto w łaśnie K o ściu ­ szko, k tó ry pierw szy i gorąco do tego dążył, w idząc niebezpieczeństw o d la sie­

bie w ojczyźnie, której chwilowo dopo­

móc nie m ógł, zw rócił się tam , gdzie pod sztandaram i szlachetnego uciśnio­

nego n aro d u m ógł b y ł w alczyć za praw a ludzkości. D lategoto biło w nim teraz serce ta k potężnie, ponieważ m iał w stąpić w szeregi ow ych dzielnych wo­

jow ników , oglądać za k ilk a godzin tego męża, k tó ry m się jego stulecie m iało prawo szczycić t. j. W ash ing ton a!

T ym czasem zaw itał ra n e k ; a z nim

(24)

obudziło się ruchliw e w ielostronne ż cie. W szystk o roiło się n a okrętac B ę b n y g ło siły ra n n ą po bu dk ę; przer źliw y głos piszczałki w y d aw ał rożka:

okrętow ej czeladzi i m ajtkom — a tul ro zno siła je dalej. T oż krzy k i, w ołań i h a ła s y sp ęd ziły ciszę, k tó ra jeszc:

p rzed k ilk o m a m in utam i p an o w ała i m orzu i n a flocie. K ażd y zabierał s do w skazanego m u przez ad m irała zl jęcia.

W godzinę później rozpoczęło sj w y siad an ie n a lą d ; a K ościuszko sti n ą ł z fran cu sk im i p u łk a m i n a z i en w olności. R ozkaz w ypełniono w naj w iększym p o rz ą d k u ; a od działy wojsk:

k tó re się b y ły n a ląd dostały, ruszył;

n a ty c h m ia st k u głów nej kw aterze Wa sh ingtona.

W eso ły zap ał p anow ał pośród szere gów w aleczny ch F ran cuzó w . Każdem i tę tn iło serce radośnie n a m yśl, iż mia

(25)

f

pod nogam i g ru n t, że o d b y ł n u d n ą służbę n a okrętach i m iał w k ońcu w stą­

pić n a pole ch w ały . C horągw ie pow ie­

w ały w świeżem ran n em p ow ietrzu;

ochoczo g ra ła m u zy k a, której w tóro­

w ały wesołe pieśni.

P o k ró tkim czasie do tarło do prze- 1 dniej straży am ery kań skieg o w ojska.

Śpiewanie u sta ło ; ściślej z w a rły się sze- 1 regi — a o dd ziały w ojska p rz e c ią g a ły ' w dum nćj postaw ie przed d łu g im fro n ­

tem A m erykan, k tó rzy je, m ając n a czele dzielnego Washingtona ze sztabem przyjęli wśród odgłosu m u z y k i z ro z­

w iniętym i sztandaram i.

B y ła to p iękna, u ro czy sta chw ila, kiedy się obie arm ie p o w ita ły grzm ią- eóm: „ H u r a ! “ C horągw ie p o c h y liły się ku ziem i; a m u z y k a b o h a te rsk ą melo- dyą podniosła k u n ieb u czci i w olności spragnionego duch a. W słońcu, oświeca- jącem w spaniale to w ojenne w idow isko,

(26)

p o ły sk iw a ła b ro ń we wszelkich k ie ru n ­ k ach . Skoro się atoli i F ran cu zi u sta­

wili, a k u nim szparko n ad jech ał Wa­

shington, ten pow szechnie czczony b o h a­

ter, k tó reg o sław a ju ż oddaw na przenio­

sła się b y ła poza morze, i nielicznym i, ale ję d rn y m i słow y przybyszów powi­

ta ł, wówczas p o rw ał w szystkich św ięty zapał; i daleko ozwało się ziemią w strzą­

sające w o ła n ie : „N iech żyje wolność.\ niech żyje W ashington! “

S zlachetnem u wodzowi oczy łzam i zaszły, g d y ż i teraz sp ełn iły się jego n ad zieje; potężna F ra n c y a d o trzym ała słow a i p rz y sła ła pomoc. M ógł te d y te­

raz n a pew ne liczyć, iż m ógł b y ł w krótce uw olnić i uszczęśliwić A m erykę.

P o zd raw iając uprzejm ie objechał n a ­ stępn ie szeregi n o w o p rz y b y ły c h ; a jego serce zadrżało z roskoszy n a w idok szlachetnej postaw y ty c h piękn ych , sil­

n y c h wojowników, z k tó ry c h tw arzy

(27)

k u niem a śm iałość i rad o sn a odw aga się uśm iechały. A rm ie ki-ajowców i n o ­ w o p rzy b y ły ch łą c z y ły jed en d ach , je ­ d n a m y śl; je d n i i d rudzy zdobyli ju ż sobie w aw rzy n y n a różn ych p ó łk u la c h ziemi, a teraz mieli wieść w spólnie bój, należący do dziejów świata!

G d y o b rządk i p rzy jęcia przy by szów zakończyło uroczyste nabożeństw o, od­

dalił się Washington, a F ran cu zi roz­

bili pospiesznie potrzebne nam ioty. K o ­ ściuszko zaś p o d ąży ł z ty m i w szystkim i, k tó rzy mieli b y ć przedstaw ionym i g łó ­ wnodowodzącem u, kn domowi, przed k tó ry m on b y ł zsiadł z konia.

Myśl o w ażności najb liższych chw il ta k dalece zap rzątn ęła głow ę Kościuszce, że zaledwo zw rócił uw agę n a tłu m tu i tam g a rn ąc y ch się osób, k tó ry w istocie b y ł zajm ującem w idow iskiem . N adcho­

dzili i odchodzili oficerowie, a d ju ta n c i pędzili n a k on iach tu i tam , p rz e k u ­

(28)

p n ie podaw ali swe środki żyw ności; a do n ich cisnęli się zewsząd żołnierze.

M arkietanki*) częstow ały ich napojam i.

Z lew ały się z sohą uniform y, b roń n a j­

ró żnorodniejszych g atu n k ó w i tw arze we w szelkich odcieniach k o lo ru : od lśn ią­

cego się czarnością M urzyna aż do przej­

rzystej białój p łci E u ro p ejczyk a. A toli u m ło d y c h i u starych, u m ęszczyzn i u niew iast, u oficerów i u szere­

gowców, w chodzie i w działaniu u - w y d a tn ia ła się ow a pow aga, k tó ra sta­

now i cechę pó łn o cn y ch A m ery kan ta k w yraźnie, iż ty lk o zdaleka od obozu F ran cu zó w d o la ty w a ły wesołe pieśni.

D la K ościuszki nie m iało znaczenia to w idow isko, g d y ż stał, zatopiony w m y ­ ślach, w k tó ry c h ju ż daleko w g łąb k ra ju się zapuścił i w iódł sw ą w ale­

*) N iew iasty, sprzedające obozującemu woj­

sk u jad ło i napoje.

(29)

czną gro m ad kę k u śm iały m zw ycię­

stwom !

D opiero teraz, k ied y się tłu m roz­

stąpił, a g ęsty tum an zapow iedział zbli­

żanie się k ilk u jeźdźców , po d niósł Ko­

ściuszko do g ó ry oczy i u jrza ł n ad b ie­

gającego cw ałem m ęszczyznę, m niej w ię­

cej tego samego co on w ieku. Jeździec, za k tó ry m zdążali dwaj oficerowie, za­

ledwie zd o łałb y b y ł zw rócić n a siebie jego uw agę, g d y b y n a sobie nie b y ł m iał polskiego stroju. T o zauw ażenie przenikło Kościuszkę, ja k b y elek try czn a iskra. S zybko w y su n ął się n a p rz ó d ; a- toli w tej samej chw ili po zn ał go także i jeździec i z słow am i: A, oto je st ten

„ s ta ru c h !“ W itam , w itam w A m e ry c e !“

zsiadł z konia i rozprom ieniony ra d o ­ ścią p rz y g a rn ą ł Kościuszką w swe r a ­ m iona.

Zdziwienie K ościuszki b y ło ta k w iel­

kie, że zaledwo po k ilk u m in u tach zdo­

(30)

ła ł przem ówić. P o z n ał on w sw ym ziom­

k u szlachetnego hrabiego Puławskiego, jed n eg o z sw ych tow arzyszów m łodo­

ści, z k tó ry m ta k często b y w ał w dom u księcia Czartoryskiego! Kościuszce w y ­ d aw ała się teraz A m ery k a więcej swoj­

ską. J a k ż e to szczęśliwa b y ła w różba:

pierw szym , kto go n a obcej ziemi po ­ w itał, b y ł ziom ek, ów s ły n n y mąż, k tó ­ r y w sobie łą czy ł podziw ienia godną stanow czość am ery kańskiego p a rty z a n ­ ta*) z niew zruszoną odw agą polskiego b o h atera w olności!

P u ła w sk i zajął się n aty ch m iast g or­

liw ie ziom kiem i dow iedziaw szy się o życzeniu p rzy jaciela u d ał się bezzw ło­

cznie do głów nodow odzącego.

W ashington p rz y ją ł go uprzejmie, g d y ż go w ysoce cenił, wiedząc, jak

*) Przew ódca m ałych oddziałów żołnierzy, walczący podjazdam i.

(31)

znaczpe u słu g i ten wódz i jego k o n n i­

ca u n ii już b y li w yśw iadczyli. Z godził się też zaraz na jego prośbę; a h ra b ia P uław sk i pospieszył się, a b y osobiście przedstaw ić swego przyjaciela.

Jak żeż m ocno biło serce Kościuszce, k ied y stan ął po raz pierw szy n ap rze­

ciw najw iększego m ęża swego s tu le c ia ! Washington b y ła to postać rosła, szla­

chetna. O czy m iał ogniste i pełne d u ­ cha, nos orli, u sta ściśnięte i w yso­

kie czoło. S k rom ny m u n d u r, w ja k im stał pośród bły szczących od sreb ra i zło­

ta oficerów swego sztabu, stroił go nie­

skończenie k orzystnie i dodaw ał m u u- szanow anie nakazującej pow agi.

K ied y weszli do niego dwaj P o la c y , b y ł on zajęty w ykończaniem jakiegoś planu. P o d p a rty lewą ręką, w skazyw ał praw ą n a m apę, któ ra przed nim b y ła rozpostarta. Z daw ało się też, że się n a ­ radzał z L afa y etteh n i je n erałam i W a y -

(32)

n e ’m, H o w e’m i V e rp la u k ’em. L ecz skoro ty lk o spostrzegł przybyszów , pow stał n a ­ ty c h m ia st od stołu i p rz y stą p ił do nich z pro sto tą zw ykłego obyw atela.

— W ita m ! — rzek ł pow ażnie, a przecież łagodnie do now ego p rzy b ysza K ościuszki i uściskał m u serdecznie rę ­ kę. P o lecił m i waszmości m ąż dzielny.

C hętnie służyć będę, jeśli się ty lk o da.

Co waszmośó zam yślasz tu taj czy nić?

— P rz y b y łe m w alczyć ja k o ocho­

tn ik za niepodległość A m e ry k i! — od­

pow iedział K ościuszko stanowczo.

— D obrze! —• rzekł dalej wódz, k tó ry zw y k ł b y ł zwięźle się w yrażać.

I cóż możesz waszmość zdziałać?

— Proszę mię w ystaw ić na prób ę!—

od rzekł spokojnie K ościuszko.

W ashington, któ rem u się spo do bały pro sto ta i stanow czość P o lak a , spojrzał n a niego uprzejm ie, zwrócił się n a stę ­ p n ie do sw ych jen erałó w i z a w o ła ł:

(33)

— Sądzę, że p rzy jaciel naszego w a­

lecznego P u ław sk iego w sam ę porę p rz y ­ b y w a, a b y okazać swe zdolności. P o ­ zostaniem y p rzy n aszy m p lan ie zaczy- pienia miejscowości Stoney-Point, K o ­ m enda należed będzie do je n e ra ła W a y - nego. Jen erało w ie H o we i Y e rp la u k w spierać go b ędą sw ym i oddziałam i w o js k a ; m a rg ra b ia zaś de F le u ry i wasz- mość, mój now y p rzy ja cielu , będziecie im tow ai-zyszyli. Bliższe szczegóły zn aj­

dą się w instrukcyi*).

P ow iedziaw szy to pożegnał uprzej- inem skinieniem P o la k a i pow rócił do stołu, n a k tó ry m zn ajdow ała się m apa.

P u ław sk i i K ościuszko w yszli n a wolne powietrze. K ościuszko u ścisk ał z wdzięcznością rękę ziom kow i i zaw ołał r

— C hw ała B o g u ! wreszcie będę m ógł pod sztandarem wolności w alczyć, a lb o ’ um ierać.

*) Rozporządzenie wojskowe.

(34)

— Zw yciężać m ło d zien iaszk u ! — zauw ażył P u ła w sk i — i zyskiw ać w a­

w rzyn y, ale nie um ierać... No, ale po­

wiedz m i T a d e u s z u ! ja k się ci podobał głów nodow odzący ?

— P o d o b a ł się m i nieskończenie!—

odrzekł z zapałem K ościuszko. Jestto w ielki m ąż! W ierzaj m i: u niego serce je st n a swojem m iejscu. T a k ie je st m o­

je zdanie.

(35)

Zaatakowanie tw ierdzy Stoney-Point przez „Synów st ra ­ conych.“ — Ich pieśń bojowa, bohaterska w aika i zgon.

Zdobycie tw ierdzy przez dowód cę Kościuszkę. — Śm ierć jej komendanta.

g e n e r a ł W ay n e nie u k ry w a ł przed so- : b a by n ajm niej w ielkich, p raw ie n iep o­

k o n an y ch przeszkód, ja k ie się n asu w a­

ły zdobyciu Stoney-Point, tej ta k n a d ­ zw yczajnie silnej, od p rz y ro d y w sp a r­

tej tw ierdzy. W y p a d a ło przebrodzić rno- [ czary, w spinać się na sk ały , torow ać sobie drogę przez praw ie niezwiedzane lasy, zanim b y ło m ożna dostać się do f-miejsca przeznaczenia, poniew aż tu ta j zajmowali dobre drogi jed y n ie A nglicy.

A mimoto b y ły to ty lk o d ro b n ostk i wobec w ysileń, jak ie m usiano czynić podczas ataku , tem więcej, ponieważ-

(36)

b y ło rzeczą znaną, że S to n ey -P o in t b ro n iła załoga silna i w aleczna!

P rz ed jak im iż atoli przeszkodam i zad rż y p o ry w ająca odw aga narodu, w al­

czącego o w olność i swój b y t? N aw et nieliczne w ojsko W ay n eg o ożyw iała ona, a n aw et się w zm ogła w niem aż do szalonej zuchw ałości. J u ż podczas rozpoczęcia m arszu sta n ął n a czele te ­ go p ochodu pew ien oddział w b o ju o wolność A m eryk i północnej pod nazw ą

„S y n ó w S tra c o n y c h “ ta k bardzo s ły ­ nącej g a rstk i w aleczników i o b rał so­

bie za zadanie usunięcie z drogi p rze­

szkód. T eraz, k ied y z nadejściem dnia p rz y b y to do ostatniej kryjów ki, w y ­ su n ą ł się nap rzó d porucznik tej g arstk i Giblou i w y p ro sił dla siebie i dla swoich lu d zi w obec bliskiego a ta k u pozwolenie do zerw ania ostrokołów tw ierdzy. J e n e ­ rało w i W a y n e w obec tego postanow ie­

n ia cisn ęły się łz y do ócz, ponieważ

(37)

wiedział, że w ziąć n a siebie to z a d a ­ nie znaczyło, narażać sie na pew ną śmierć.

K ościuszce zaw rzało w p iersi serce.

I on pro sił o pozwolenie p rzy łączen ia się do „S ynów s tra c o n y c h ;14 lecz jeg o pro śb a nie odniosła sk u tk u , g d y ż o trz y ­ m ał od je n e ra ła kom endę n ad m ały m oddziałem z rozkazem posuw ania się naprzód tuż za nim i i, w razie m ożno­

ści, zajęcia podczas a ta k u w ielkiego pięciokątnego szańcu, k tó ry tw ierdzę od p o łu d n ia o chraniał.

Grdy i resztę rozkazów w ydano, za­

częto się posuw ać naprzód, a A m e ry ­ kan ie opuścili las. D opiero teraz, g d y się nieprzyjacielskie o ddziały p rz y sp ie ­ szonym k ro k iem k u tw ierdzy zb liżały , poznali A ng licy z nadejściem d n ia g ro ­ żące niebezpieczeiistwo. L ecz p rz y ro d a nap raw iła to, czego zaniedb ała opie­

szałość.

(38)

A m ery kanie natrafili niespodzianie n a bagno, któ re icli pow strzym yw ało w dalszym pochodzie ta k , że je tylko, powoli m ogli przebyó. W tem rozpoczęli A n g lic y szalony ogień k artaczow y ; lecz chociaż g rzm iały działa i św istały kule, a ludzie bez w y d an ia z siebie głosu p ad ali n a ziemię, w tórow ała tem u w szyst­

kiem u potężny m b oh aterskim tonem zw ycięstw a bojow a m uzyka. Toż h u k straszliw y dział i ta m uzyka, ostatnie w estchnienia u m ierają cy ch i bliska w ła­

sn a śmierć, to w szystko rozszerzało pierś a ta k u ją c y c h i n ap ełn iało ich lw ią od­

w agą .

N agle zag ra ła m u z y k a h y m n n aro ­ dow y ; w śród ra d o sn y c h okrzyków , choć n a śm ierć znużone p o m k n ęły się n a ­ przód kolum ny*), śp ie w a ją c :

*) O ddziały wojska.

(39)

„Śmiało o, bracia! naprzód ruszajmy, Bo to dla drogiej ojczyzuy czynimy;

W postanowieniu się nie wahajmy:

Z wolą — z wrogami wnet się sprawimy.

Li sprawiedliwość naszym puklerzem I honor chorągwią je st dzisiaj naszą:

Bo tylko — gdzie honor za cel obierzom, ISfas więzy poddaństwa juz nie ustraszą.

Plemieniem kłamców, ludzi uciskiem Z całego serca, wiecznie gardzimy;

Dlatego więzy zerwijcie z zyskiem — Choćby krw i ceną! To wam chwalimy.

Wrogów ognisty niech oręż straszy:

To dla wolności, ojczyzny naszej 1“

M ała g arstk a „S ynów straco n y c h ^ z ulubioną piosnką n a u stach rz u c iła się na ostrokoły i zd arła w szystko, co m ogła p o ch w y cić; lecz jeszcze szale- niej h ro iła śmierć pośród ich szeregów : i w pół godziny czterej ran n i, k tó ry c h z w alki w yniesiono, b y li sm u tn ą resztk ą ty c h bohaterskich m ło d zień có w !

Lecz oni utorow ali drogę. K o ściu­

szkę, k tó ry stał tuż za nim i ze sw ym i ludźm i, p o rw ał o g nisty , b o h atersk i za­

pał. H u k dział, grzm iąca m u zy k a, do­

(40)

d ające d u ch a śpiew y, k tóre dla n ieje­

d n ego sta ły się pieśnią grobow ą, krew, k tó ra około niego pły n ęła, w estchnie­

n ia um ierający ch, k tó rzy u jego bok u p a d a l i: to w szystko po ryw ało go ja k b y niew idzialnym i ręk om a do boju. O w ła­

d n ą ł nim zapał c u d o w n y ; w jego g ło ­ w ie w irow ała burzliw ie m yśl zw ycię­

stw a. Toż w ołając: „N aprzód w iara!11 rz u c ił się n a czele swoich ludzi n a ­ przeciw nieprzyjaciołom . Ale i jego p rz y ją ł p ie k ie ln y ogień, k t ó r y — ciągle u trz y m y w a n y jego żołnierzom nie p o ­ zostaw iał czasu do n ab ijan ia broni, a n aw et zag rażał odpędzeniem od tw ier­

d z y . Lecz K ościuszko lotem b ły sk a w i­

c y n ak az ał dać ognia i nie n ab ijają c strzelb now ym i ła d u n k am i zatk n ąć n a

n ie b a g n e ty !

— Teraz za m ną d zie ci! ■—• zaw o­

ł a ł potem , w skazując szpadą n a gw ia- zd o w a ty szaniec.

(41)

W przyspieszonym k ro k u rz u c iły się k o lu m n y z zatk nięty m bag n etem n a obw arow ania S to n ey -P o intu. A n g lic y d o trzy m ali dzielnie p la c u ; nie w alczo­

no ju ż w szeregach, lecz m ąż w m ę­

ża, pierś przeciw ko piersi. W reszcie za­

częła się cliwiać załoga. Grdy to z a u ­ w aży ł kom endant, k tó ry pośród g ra d u k u l z zim ną k rw ią z tw ierdzy w alce się p rzy p a try w ał, p o słał n a ty c h m ia st now y posiłek w zagrożoną część w a­

row ni z rozkazem , a b y nie u stępow ać

„n ęd zn ym p ow stańcom .“ Z daw ało się teraz, że się szczęście m iało odw rócić:

k u le n o w o p rzy b y ły ch A nglików tra fia­

ł y celnie, row y w y p e łn iły się tru p a m i.

A m erykanie zaczęli ustępow ać.

W tem w yrw ał K ościuszko u p ad ające ­ m u chorążem u z ręk i sztandar, w y w in ą ł nim w pow ietrzu i zaw ołał g ro m k im głosem : „Kto je s t żołnierzem , niech p o ­ steru je za inna. / “ P raw ie w tćj samój

(42)

cliw ili udało się także m argrabiem u de F le u ry w y d ra p ać n a przedw ałek i, p od­

czas g d y K ościuszko zatk n ął cliorą- giew pótnocno-am erykam ką, zerw ać n a dó ł królewską. L otem m yśli dodał ten p rz y k ła d odw agi n astęp ujący m oddzia­

łom : zw rócili się w ojow nicy i zaatako ­ w ali niep rzy jació ł z podw ójną n a ta r­

czyw ością. J a k dziki górski potok, zła­

m a n y o groblę spieniony i z bukiem p rzeciska się przez przerw ę i pustosząc w szystko z sobą p o ry w a : ta k teraz w p a ­ d ły n a nieprzyjaciela zastępcy K ościu­

szki. N a nic się nie zdał wszelki opór;

nap ró żn o dozw alali się B ry ta ń cz y cy za­

b ija ć setkam i — m usieli ustąpić, zajęto Stoney-P oint.

W a lk a zw olniała. T y lk o załoga je ­ dynego szańca trz y m a ła się je sz c z e : zdaw ało się, ja k o b y nie m iała p rz y ją ć żadnego p ard o n u. S trzelała ona w y ­ trw ale; a k ie d y w iatr dym i p arę roz­

(43)

pędził, w i (lad b y ło k o m en dan ta tw ier­

dzy, siedzącego w ygodnie n a law ecie działa i napom inającego z cy garem w ustacli sw ych żo łn ierzy: „Raczej u - mrzeć aniżeli się poddać „niegodziw ym p o w stań co m !“

W k w ad ran s później u m ilk ł i ten p u n k t, ponieważ w aleczni ob ro ń cy p o ­ legli, a k o m endan t leżał n a law ecie działa, p rzeszy ty czterem a kulam i.

(44)

Odludna gospoda — Powitanie zabłąkanych Francuzów p rzez Am erykan. — Opowiadanie sędziwego w ojaka

o bohaterskich czynach Kościuszki pod Monmouth.

Ip o m ięd zy D elaw arem a H udsonem wznosi się szereg wzgórków, porosłych dziew iczym i lasam i. T o w łaśnie b y ło m iejsce, gdzie w głębi lasu stała go­

spoda, w której się zw ykli b y li zatrzy­

m y w ać ludzie, odw iedzający jezioro On- ta ry o i jeg o okolicę. B y ł to skrom ny z o k rąg lak ów w y staw io n y b ud y n ek , k tó r y nie będąc ociosany od stro n y zew nętrznej w y g lą d ał poniek ąd dziko i ponuro. T u ta j atoli w cieniu w spa­

n ia ły c h drzew ow ocow ych stojąc n a łące, otoczony naokoło lasem w y daw ał się ten dom ek dosyć m iły m i m ógł ty lk o pocieszać znużonego w ędrowca.

(45)

Zw łaszcza dzisiaj b y ł te n obrazek b a r ­ dzo ożyw iony, ponieważ hufiec F r a n c u ­ zów, k tó ry się z głów nej arm ii pod­

czas prześcigu z pow odu nieznajom o­

ści okolicy zab łąk ał, p rzy stan ą ł tu ta j n a dobre.

Z w łaściw ą sobie wesołością i r u ­ chliw ością wzięli n a ty c h m ia st w posia­

danie to dobre miejsce, w yw lekli, co się dało nabraó, stołów i ław ek w cień w span iały ch drzew i kazali sobie p rz y ­ nieść w szystko najlepsze z k u ch n i i p i­

w nicy. K ied y się to w szystko pojaw i­

ło na stołach, i zaspokojono pierw szy głód i pragnienie, w szczęła się powsze­

chna wesołość i rozmowa. A toli ju ż p o chwili p o w y p ad ały w szystkim z r ą k noże i widelce, albow iem sta ry hufcem dow odzący sierżant, p rzy słu chaw szy się zaw o łał: „D o b ro n i!11

O chota u c ic h ła ; i w jednej chw ili zam ieniło się przed k ilk u m in utam i ta k

(46)

wesołe tow arzystw o w hufiec, najzupeł­

niej gotów do b ronienia życia aż do ostatniej k ro p li krw i w razie n ie p rz y ja ­ cielskiej zaczepki. D ośw iadczony sier­

żant, rozglądnąw szy się po okolicy p o ­ stan o w ił u ży ć gospody za rodzaj tw ier­

dzy . O bsadził też zb rojn y m i okalające j ą g an k i i rozdzielił resztę ludzi u o- kien, k tó re teraz m iały służyć za otw o­

r y do strzelania. P otem oczekiw ano n ie ­ cierpliw ie na nad ciąg ający ch w celu dow iedzenia się, czy b y to b y li n ie p rz y ­ jaciele.

B ęb n y oz w ały się głośniej; aż w re­

szcie w y c h y lił się pochód z ukrytej leśnej drogi. Stało się to atoli zb y t po­

m a łu ta k , iż w nim F ra n cu zi poznali odd ział sprzym ierzonej am erykańskiej arm ii, k tó ry pow itali okrzykiem : „Niech żyje rzeczpospolita, niecli żyje W ashing­

ton /“

N ow o p rzyb yli zaw ahali się n a chw i-

(47)

i l ę ; a icli przew ódea k azał swoim lu ­ dziom stanąć, dom yślając się zd rad y . Lecz w krótce przeko nał się o stanie rzeczy, poniew aż się o tw arły drzw i g o ­ spody, a k u niem u załoga tej nowej tw ierdzy spokojnie w yszła i ok azała się b y ć zab łąk an ą cząstką głów nej a r­

mii. K ościuszko, g d y ż on b y ł dow ódcą tego oddziału, pow itał ich uprzejm ie i wszedł n aty ch m ia st w raz z sw ym i ludźm i, k tó rzy po ta k d łu g im m arszu odpoczynku i pożyw ienia potrzebow ali, do spokojnej gospody.

Jeśli tutaj pierwej radość i ochota p an ow ały, to teraz scena bardzo się o- żyw iła. Poniew aż liczba gości do w iel­

kich w zrosła rozm iarów , a gospodarz swój dom urządził ty lk o n a nieliczne odw iedziny, m usiał w ięc zarżnąć k il­

koro b y d lą t w obliczu z g ło d n iały c h i przyrządzić je n a ich przyjęcie.

Podczas tego, zw łaszcza g d y K o ­

(48)

ściuszko z ro ztro p n y m nam ysłem roz­

staw ił b y ł placów ki we w szelkich' kie­

ru n k a c h , a potem się sam usunął, u- siad ła w iększa część A m eryk an na m iękkiej m uraw ie i pocieszała tym cza­

sowo w y g ło d zo n y żołądek, ły k a ją c chciw ie z p o d an y ch im od F rancuzów p e łn y c h szklanic.

W ciągu rozm ow y z a p y ta ł stary sierżant zw iąz k o w y ch :

— K to je st w aszym przew ódcą?

— Ja k to : — zaw ołali oni — jesteś ju ż k ilk a ty g o d n i w A m eryce i nie znasz g o ? Je stto w aleczny Tadeusz Kościuszko, szlach etn y P o la k !

— K os... K ośck... do lic h a : te n a­

zw isk a! — zaw ołał o g n isty F ran cuz. — J a k to nam je tru d n o w y m ó w ić ! D o­

brze, że się go zna po czynach! On w iódł F rancuzó w , k ied y zdobyw ali S to n ey -P o in t.

— A czy b y ł k to z was — za­

(49)

p y ta ł stary A m erykanin, p rzy ostatnim atak u n a M onm outh?

-—• J a nie! — odrzekli sierża n t i reszta ludzi, k tó ry ch teraz sporo p rz y ­ było.

— A więc — m ów ił dalej s ta ry A m ery k an in — muszę w am to opo­

w iedzieć: ja k i sobie tam h o n o r zask ar­

b ił w łaśnie ten K ościuszko, k tó ry je s t w aszym przew ódcą. W iecie, ja k i prze­

strach o g arn ął b y ł A nglików , skoro adm irał d ’E steing n a ląd w ysiadł. Od- daw na żyw iona nienaw iść o b y d w u n a ­ rodowości w y b u ch ła św ietnym płom ie­

niem, ja k g d y b y się ch ciały b y ły w za­

jem nie pochłonąć. A toli A nglicy, zw a­

ni od A m erykan „C zerw onokapotow y- m i“ zatrw ożyli się i cofnęli. W te d y postanow ił W ash in gton natrzeć n a n ic h i d ał w ty m w zględzie zlecenia je n e ­ rałom W ay nem u , L ee’m u i sw em u u lu ­ bieńcowi L afayettem u; K ościuszko dow o­

(50)

dził k o m p an ią ochotników , a ja sam b y łe m za tru d n io n y p rz y jen erale W ay - nem. P rzeb ieg a tak u zna każdy. Skoro w ojsko pod C oryehem poprzez D ela­

w are się przepraw iło, ścigało n ieprzy­

ja ciela aż w okolicę M onm outhu, gdzie A ng licy zajęli trw a łe stanow isko. W a ­

shington w y słał do L ee ’a rozkaz n a ta r­

cia n a A nglików , g d y b y zam yślali d a­

lej się ru szy ć. W n iepo jęty atoli spo­

sób je n e ra ł L ee n ietylk o tego rozkazu nie w y p ełiiil, ale naw et się cofnął pod pierw szym naciskiem A nglików w nie­

ładzie. Skoro się o tern głów nodow o­

d zący dow iedział, sta ra ł się ten b łą d n ap raw ić i k a z a ł W ay n e h n u i L afay et- tem u p o m kn ąć się nap rzód ze zna­

c z n y m oddziałem w ojska. Rozpoczął się teraz zacięty bój, w k tó ry m w zięła tak że u d ział i ow a kom p an ia ochotni­

ków , k tó rą dow odził K ościuszko. O d­

z n a c z y ła się ona w b o ju ta k dzielnie,

(51)

iż ją obydw aj jenerałow ie zauw ażyli mimo straszliwej w alki, k tó ra ich ota­

czała. K ościuszko okazał p rz y tern ta k w ielką przytom ność d u ch a i ta k w y b i­

tne zdolności, że ze sw ym najdalej w y su n iętym oddziałem zd o łał przedsię­

b rać reg u larn e atak i w ścieśniętym szyku.

W reszcie udało się połączonym u siło ­ w aniom osiągnąć w y tk n ię ty cel; a k ie d y nadszedł wieczór, b y ł n iep rzy jaciel od-- p a rty poza swe daw niejsze stanowisko.-

Skoro L afayette znalazł się przed.

W ay nem , z a p y ta ł go o d r a z u :

— P rz y ja c ie lu ! kto dzisiaj dowo­

dził pierw szą kom p an ią?

— B y ł to ów P o la k , •— odpow ie­

dział z a p y ta n y — k tó ry się ju ż ta k : bardzo odznaczył p o d S to n ey -P o in t.

J e s t on szlachetnego ro d u , ale b ie d n y i n azy w a się, jeśli m nie pam ięć n ie - zawodzi, Kościuszko.

(52)

— Muszę z nim jeszcze dzisiaj po­

m ów ić: ■— zaw ołał L afa y ette — on je st zrodzony n a w o d z a !

P otem zabaw ili się obaj z sobą k ilk a d r w ił; n astępnie dosiadł m arg rab ia zno­

w u konia i pojechał k u wsi, gdzie mieli o- bozow ać ochotnicy. T u ta j p rz y b y ł L a ­ fay ette ju ż późnym wieczorem. Zesko­

czy ł n aty ch m ia st z konia i u d a ł się do n am io tu waszego teraźniejszego prze- w ódcy, k tó ry -—-jeszcze c ały krw ią, p y ­ łem i potem o blan y przed m ały m stoli­

kiem n ad m apam i siedział, m ając obok siebie pióro i papier.

Możecie sobie w yobrazić jego ździ- wienie, gdy go tak późno i niespodzianie odwiedził jenerał. Lafayette pochw ycił jeg o rękę, uścisnął ją serdecznie i za­

w ołał :

— W aszm ość się i dzisiaj odzna­

czyłeś oględnością i m ęstwem ; pozwól się waszmość n azyw ać moim bratem .

(53)

— M ówiąc to p rz y g a rn ą ł zdziwio­

nego i zaw stydzonego K ościuszkę w swe uściski.

— Od owego czasu są L a fa y e tte i K ościuszko je d n ą d u s z ą !

— T o w ielki m ą ż : — zaw ołał sta- : r y sierżant z zapałem — praw d ziw y

F rancuz! T ow arzysze! napełnijcie szklan­

ki. N iech nam ży je ten K ościuszko!

T u ta j z grzm otem odbiło się o la sy w o ła n ie : „Niech żyje Kościuszko ! N iech żyje bohater z p o d Monmouth !

(54)

A7.

W iadom ość o nieszczęściu m iasta Wiomingu. — W y­

ruszenie Kościuszki na odsiecz. — W ieczorna cisza w doiinie rzeki Susguehanny. — Naczelnik kwakrów.

M arkw ald z rodziną. — „ E ia iy w iik.“ — Kościuszko zbaw cą w niedoli.

fffdy się to działo pod gospodą, p rze­

b y w a ł K ościuszko na m ały m wzgórku, poza dom em i spożył tam skrom ny obiad bez nap itku . W jego sercu p a ­ no w ał sm utek, g d y ż ciem ne m ilczące b o ry w y w a rły n a nim w rażenie g łęb o ­ kiego rozrzew nienia. S ław a, ja k ą ju ż sobie zdobył, nie cieszyła go bardzo, g d y ż nie znał ołtarza, n a k tó ry m m ógł­

b y b y ł poskładać swe w aw rzynow e wieńce. P o śró d olbrzym iej, wzniosłej p rz y ro d y obudziło się w jego duszy w ym ow ne prześw iadczenie, że zdała od o jczy zn y b y ł sam o tny m n a św iecie!

(55)

N iebaw em przebudził go z z a d a m y jak iś szmer. K ie d y się obejrzał, stał przed nim starzec, a u jego b o k u sm u ­ k łe kw akierskie*) pacholę, blade, w zru­

szone i drżące.

— Czego chcecie? -— z a p y ta ł spo­

kojnie K ościuszko.

— Ł aski, łask i i m iłosierdzia b r a ­ cie ! — zaw ołało żałośliw ie pacholę. — P rzy b y w am z sąsiedniego m iasta Wio-

‘ oningu, co ty lk o sił starczyło. Ach, jeśli posiadasz litość dla bliźnich, natenczas pospiesz na pom oc biednem u m iastu, które, zdradzone w h an ieb n y sposób przez In d y a n i A nglików zostało n a p a ­ dnięte i splądrow ane, a teraz stoi w j a ­ sn ych płom ieniach! M iałem pospieszyć do głów nej kw atery, k ied y znalazłem tu -

; taj ciebie i tw y ch ludzi, lecz za daleka

*) Kwakrowie byłato relig ijn a sekta, k tó ra w Ameryce Północnej żyła pracow icie i po­

bożnie.

(56)

d ro g a do obozu. Z apozna b y ła b y pomoc, g d y b y ś jej ty nie przyniósł, albow iem A ng licy i In d y a n ie srożą się z rów nem okrucieństw em przeciw nieszczęśliwej bratn iej gm inie.

Jeszcze nie dom ów iło w szystkiego pacliolę, a ju ż w y d ał K ościuszko roz­

kaz do w yruszenia. N ie p y ta ł się on trw ożnie o potęgę Iro kezan i A nglików , nie m y śla ł już teraz o sobie i o sw ych boleściach : cierpiąca ludzkość stała m u je d y n ie n a oczach. T u taj p o trzeb a b y ło

stanow czości, energii i p o s p ie c h u ! Z szybkością natchnionego ducha, z p o ry w a ją c ą w ym ow ą stan ął K o śc iu ­ szko p rzed frontem w ojska i zaw ołał:

— Przyjaciele: wasi bracia w Wio- m ingu są w niebezpieczeństwie! A nglicy i Ind yan ie na pa dli na niewinnych i Sze­

rzą mord i pożogą! Ich żony, ich dzie­

wice, ich dzieci krzyczą, wołając o ratu­

nek. Czyż sie zachwiejecie w postanowię-

(57)

n iu , czy się zawahacie w ykonać p o w in ­ ność! N i e ! Pójdziecie za m ną i śmiałą ręką zgromicie dzikich nieprzyjaciół kra ­ j u i wolności, hoście dzielni m ężow ie!

N ie otrzymaliśmy na to żadnego rozka­

zu , ale to nakazuje ludzkość. K to je st męszczyzną, niech p rzy stą p i i pospieszy za mną !

P ow iedziaw szy to dosiadł b o h ater konia. A m erykanie i F ra n c u z i otoczyli go w śród rad o sn y ch ok rzy k ó w i p o d ą ­ żyli szybko ja k b u rza za przew ódcą.

G łębokie milczenie pan ow ało nao­

koło ; zdaw ało się, iż c ała p rzy ro d a, naw et w iatry s p a ł y ; i ty lk o tu i ów­

dzie spadło kwiecie cicho ja k b y w b a ­ śni z p ełn ych bieli gałęzi i u k ry ło się, upojone roskoszą w w ysokiśj traw ie.

W szystko b y ło ta k ciche, rozległe, w iel­

kie i wzniosłe! A p o n ad w oniejącą zie­

m ią legło w g łębo k im ciem nym lazu ­ rze sklepienie n iebio s; z jeg o bezm iaru

(58)

zw isały n a dół d ro ga m leczna z cie­

m n y m i skazam i i m iry a d y gw iazd ja k ­ b y b iałe i złociste kw iecie nadziem skiej k ra in y . K siężyc p ły w a ł w pianie swe­

go b la sk u i św iecił jaśniej od nieb, w y ­ lew ając b lade św iatło ponad dolinę, od­

zw ierciedlał się w to niach S u sąu elian n y i w zad u m aniu opierał o dalekie, d a ­ lek ie góry.

M iasto W iom ing cieszyło się n a jz u ­ pełniejszym spokojem , chociaż on b y ł p o d o b n y do owój ciszy, k tó ra zw y k ła poprzedzać burzę. P o d m iastem w p ię­

k n y m z a k ą tk u m ieszkała tutaj p raco­

w ita i cnotliw a gm in a kw akrów . W je ­ d n y m z cichych, sch lu d n y ch domów ż y ł ich sędziw y naczelnik M arkw ald, z n an y pod im ieniem J a n a z rodziną t. j. z dw iem a córk am i M aryą i B ertą i z p rz y b ra n y m synem P aw łem .

P aw eł, podsłu chaw szy w łaśnie przed chw ilą rozm ow ę Irok ezan , k tó rzy się

(59)

b y li wśród w ieczornego zmrokxr do o- g ro d u n a zw iady zakradli, u w iad om ił 0 tern ojca M arkw alda, objaw ił m u swój dom ysł, iż In d y an ie m yśleli o napadzie, 1 w zyw ał do uzbrojenia się, a sam w y ­ szedł w ty m celu z m ieszkania.

S ędziw y M arkw ald nie u tra c ił zw y­

kłego spokoju; ty lk o łza z a b ły sła w j e ­ go oku, g d y zaw ołał pow ażnie i uro­

czyście:

■— W iom ing: nadszedł twój upadek;

dni gniew u P ańskiego i dośw iadczenia ju ż się zbliżają!

P otem zw ołał swą rodzinę i dom o­

w ników i oznajm ił im w łasne i P a ­ w ła d o m y s ły ; a poniew aż k w ak rom za­

b ran ia ła relig ijn a zasada u żyw an ia b ro ­ ni, przeto nap om in ał ich, a b y dla uczczenia B oga i swej w iary znosili b y li ze stałością i uległością te w szyst­

kie cierpienia, ja k ie b y n a nicli przyjść m iały.

(60)

P o n iejak im czasie pow rócił P aw eł i zm ierzając do głów nej izb y m ieszka­

nia, gdzie sędziw y M arkw ald spędzał czas n a m odlitw ie ze swoimi, u sły szał w oddaleniu n ie w y raź n y hałas. N agle p a d l strzał jeden i drugi; potem p ad a­

ło ich coraz więcej, w zm agał się h a ­ ła s: niech y b nie napadnięto n a W iom ing!

Z śm iertelną trw o gą w pad ł P aw eł do izb y i u jrzał przed sobą w strząsa­

ją c y duszę obraz.

P rzez okno przeg ląd ało krw aw e n ie­

bo: W iom ing stał w ja sn y c h płom ie­

niach! S traszliw a łu n a ośw iecała pło- w em św iatłem izbę, dokoła której sie­

dzieli cicho i nieruchom o m ieszkańcy z b la d ą ja k u trup ów tw arzą. P o d o b n i do m arm urow y ch figur, do ciał bez d u szy spoglądali przed siebie; a ich drżące u sta p o ru szały się kurczow o.

W pośro d k u stał sędziw y b ra t Ja n . P o d o b n y do Mojżesza n a górze S y ­

(61)

naj stał on tu taj ja k o p od n iosła postać i w yciągnął, błogosław iąc n a d sw oich ręce z świętą pow agą i n atch n ien iem m ęczennika n a obliczu. P o siw iałe p ie r­

ścienie włosów, spływ ające na dół z pod szerokiego kw akierskiego kapelusza, sre­

b rz y sta b roda, blade oblicze z w yrazem spokoju i stanow czości pod n osiły jeszcze więcej urok tej pięknćj postaci.

PT jego stóp leżała na klęczk ach m łoda córka M arya i drżąc u k ry w a ła tw arz w pow łóczystych fałd ach jego szaty. W śród grobow ej ciszy, ja k a n a ­ około panow ała, do latyw ało okropne biadanie m iasta, strzelanie w alczących i ry k dzikich In d y a n , k tó rz y w tr y u m ­ fie głosili swój śpiew bojow y.

K ied y P aw eł w p ad ł do izb y , sta­

n ą ł jak w ry ty . Z im n y dreszcz czci o- g a rn ą ł go, skoro zobaczył M arkw alda, k tó ry stojąc nieruchom o n a m iejscu z błyszczącym i, radością rozprom ienić-

(62)

n y m i oczym a sp o g ląd ał w płom ienne niebo, ja k g d y b y ju ż teraz b y ł oglądał rajskie roskosze. U zbrojony m łodzieniec zadrżał w obec spokoju starca ; owszem przejął on jego duszę tak w szechw ła­

dnie, iż m iał ju ż odrzucić b ro ń i umrzeć z ty m i św iętym i, g d y go u jrzała siostra M arya, z okrzykiem k u niem u się rzu­

ciła i objęła go kurczow o.

W tej chw ili ozw ał się r y k In d y a n dookoła dom u. B y ły to w y cia piekiel­

ne ■— straszliwe, przerażające, nieopisane w rzaski, w k tó ry c h się łą c z y ły dzika radość, krw iożerczość, clięć ra b u n k u i try u m fu jąc a uciecha zw y c ię stw a !

W szystko d rżało ; ty lk o J a n i jego córka B erta pozostali nieporuszonym i.

P a w e ł stracił praw ie całkiem p rz y ­ tomność. B y ł on je d y n y m uzbrojonym w dom u, k tó ry otaczały setki dobrze u zb ro jo n y ch Irokezan, i k tó ry nie b y ł n aw et zatarasow any. Cóż m ógł u czy n ić—

(63)

zwłaszcza, g d y go jeszcze obejm ow ały ram iona u k ochanej siostry, g d y go ona b ła g a ła : „R atuj n a s ! “ T o rozdzierało m u serce. In d y a n ie poodbijali k o lb am i dolne d r z w i; a jed en z n ich w y lazł n a p rastare drzewo w ogrodzie i zaglą­

dnąw szy oknem do izby zgrom adzonych kw akrów już się m iał do niej rz u c ić ; lecz P aw eł d ał ognia z swej strzelby, a In d y a n in sk rzy w ił się i sp ad ł n a w znak z drzew a.

Po chw ili rozległo się jeszcze s tra ­ szliwsze w ycie. Do izb y w p a d a ły k a ­ m ienie i strz a ły ; zatrzeszczały d rzw i—- a dzicy zw ycięzcy w padli z ok rzyk iem

■radości do dolnej części dom u. N iebez­

pieczeństwo b y ło n ag lące; głośno o d z y ­ w ał się popęd zachow aw czy, więc cze­

ladź M arkw alda po chw y ciła b a g n e ty i pałasze, które im P aw eł rzu cał. D w aj słudzy zatarasow ali drzw i naprędce. P a ­ weł i dwaj u zbrojeni starali się b ro n ić

(64)

o kien przeciw do stający m się do n ich In d y an o m . Ale w szelkie usiłow ania nie s k u tk o w a ły ; drzw i u le g ły naciskow i a tak u jąc y ch , icli g ó rn a część się zała­

m ała.

O k ro p n y o k rzy k try u m fu podnieśli teraz n a p a d a ją c y dzicy. Ciemne posta­

cie cisn ęły się do w y ło m u; lecz P aw eł strzelił dw a ra z y do nich i to sku te­

cznie, ja k można b y ło w nioskow ać z ję ­ ków boleści. Z anim atoli zdołał pow tór- ; nie nabić, ju ż drzw i całkow icie w ybito ; a izbę n a p ełn ili In d y an ie . N aprzód w y­

sk o czy ła ok ro p n a postać naczelnika In- d y a n C aracterichea, zw anego dla okru- tności „B iały m W ilk iem “. Jego prze­

w racające się oczy szu kały ofiary wście­

kłości. U jrz a ł on Bertę, k tó ra stała u bo­

k u ojca w św iętym spokoju. D ziki w y ­ w in ął około g ło w y swój tom ahaw k*),

*). W ojenny toporek Indyan.

(65)

a nieszczęśliwa B erta u su n ęła się do nóg- ojca, podczas g d y jego n a ziemię obalono i zatkano m u usta.

W tej chw ili d a ł się słyszeć głos b ęb n a ; ro złeg ły się strzały , a o k r z y k :

„Za Boga i rzeczpospolitą!1,1 zw iastow ał przy b y cie A m erykan. N ag łe pojaw ienie się am ery k ań sk ieg o w ojska w znieciło po strach i trw ogę pośród I n d y a n ; toż z szybkością m yśli o puściła najw iększa ich część izbę i dom, zabierając z sobą zakneblow anych M arkw ald a i k ilk o ro dziew cząt. P o został ty lk o C aracteriche i trzej jego tow arzysze. W ściekłość

„B iałego W ilka “ zw róciła się osobliw ie przeciw Paw łow i, k tó ry o b rzu co n y za­

bitym i sam jed en m ężnie się b ro n ił.

Młodzieniec, stojąc o ch ran iał ciało M a­

ry i, k tó ra leżała zem dlona n a ziemi.

Poniew aż nie m iał czasu do n a b ic ia strzelby, u ch w y cił j ą za lufę i w y w ija ł gniew nie k o lb ą naokoło siebie. L ecz

(66)

Irokezanie um ieli się zręcznie u ch y lać i zbliżali się coraz więcej k u niemu.

Mimoto nie u stąp ił P aw eł ani n a piędź z obranego stanow iska i b ro n ił się

Z n ie sły ch an ą w alecznością. Lecz b o ry ­ k a ł się z czterem a dzikim i ta k , iż go ju ż siły o p adały , k ie d y m u w k r y ty ­ cznej chw ili p rz y b y ł n a pom oc — K o­

ściuszko, k tó ry w p ad ł do izby, m ając w lewej ręce pistolet, w praw ej szpadę.

B ędąc jeszcze n a dole poznał 011

z dzikiej w rzaw y, ja k a go dolaty w ała z g ó ry , iż tam pew nie potrzebną b y ła pom oc. R ozkazał więc naty ch m iast F ran cu zo m pod przew odnictw em sier­

żan ta p o d ąży ć nap rzó d k u W iom in- gowi, podczas g d y część jego ludzi sta­

n ę ła p rzed dom em M arkw alda. Z d ru ­ g ą g a rstk ą o d eb rał on najpierw In d y a- nom d olną część dom u. In d y an ie , przy- w iedzeni do ostateczności, bron ili się z odw agą rozpaczy i m ścili n a bić-

(67)

d n y ch ofiarach, które w p a d ły w ic h ręce. W straszliw y sposób pokaleczone, pozbaw ione sk ó ry n a głow ie tr u p y w y ­ rzucali oni o knam i dom u.

K ościuszko i jego ludzie zadrżeli, w i­

dząc te okrucieństw a, lecz w łaśnie d la ­ tego zdwoili swe usiłow ania tak, iż po zerw aniu w k ilk u chw ilach szańców przyszło do p o ty k a n ia się wręcz.

K ościuszko rad b y ł ocalió życie po­

zostałych jeszcze ludzi i sądził, że ich należało szukać n a górze. Z lw ią te d y odw agą przeb ił się przez zbite m asy nieprzyjaciół, dostał się szczęśliwie n a w schody i stan ą ł w izbie w chw ili, k ie ­ d y jeden z I n d y a n potężn y m ciosem chciał pozbaw ić życia P a w ła . K u ła K o ­ ściuszki pow aliła dzikiego n a ziemię on sam potćm n a ta rł gw ałtow nie n a C aractericlie’a. „ B ia ły W ilk “ zaczął się bronić; uderzenie jeg o to m ah aw k a p o kruszyło szpadę K ościuszki tak, iż.

(68)

się zdaw ało, iż b ezb ro n n y bo h ater miał teraz zginąć. L ecz zanim C aracteriche zd o łał d ru g i raz uderzyć, o b ją ł K o­

ściuszko olbrzym iego In d y a n in a tak m ocno ram ionam i, iż on nie m ógł już .użyć swój broni. „ B ia ły W ilk “ poznał odrazu w zrastające niebezpieczeństwo, u w o ln ił się nagle z ram ion K ościuszki i zn ik ł z tow arzyszam i z izby. T a w al­

k a trw a ła ty lk o k ilk a c liw il; a A m ery ­ k an ie stali się w ty m czasie panam i dom u. L eżało z ab ity ch 28 In d y a n ; re­

szta uciekła.

(69)

Upadek Wiomingu. — Pomoc i szlachetna m iłość b li­

źniego Kościuszki — Jego radosne powitanie w obozie.

— Washington p r z y j a c i e l e m Kościuszki. — Mo­

g iła Kościuszki.

U f a W iom ing sp ad ła tym czasem s tra ­ szliwa katastrofa. T ej samej nocy, k ie ­ d y się od b y w ała w alk a w dom u M ark- w alda, napadło 600 ludzi n a najw ięcej k u południow i w y su n ięty fort, k tó ry gm ina b y ła w zniosła w celu o ch ro n y m iasta. S ła b ą załogę w krótce pokonano i w y c ię to ; następnie w y la ła się dzika czerń n a m iasto. Straszliw e w ycie w y ­ straszyło jego m ieszkańców ze snu i za­

nim się oni opam iętali, w darli się ju ż In d y a n ie i A ng licy do m ieszkań i ra b o ­ wali, burzyli, co ty lk o im w ręce w p a­

dło. W k ilk u m in u tach stan ął W io­

m ing w płom ieniach.

(70)

"

T w ierd za nie m ogła się utrzym ać, w ięc oczekiw ano najstraszliw szych o- stateczności, g d y nadciągnęli w ysłani przez K ościuszkę F ran cuzi.

P o w itan o ich w śród rado śny ch o-j krzyków . F ra n c u z i złączyli się natych­

m iast z załogą, a przez to tw ierdzę u- ratow ano. W k ró tc e potem pojaw ił się sam K ościuszko i odpędził z sw ym i ju ­ n ak am i i resztę dzikich po 2-godzinnym b o h aterskim i uporczy w y m boju.

A le ja k ie ś uczucia b u rz y ły się w du­

szy ludzkiego zw ycięzcy. N a prochem oczernionem obliczu bo hatera zajaśnia­

ł y łz y w spółczucia n a w idok nieskoń­

czonej niedoli. P iękne, kw itnące mia­

sto W iom ing zam ieniło się w jednę k u p ę g ruzów ; a w śród nich leżeli mę- szczyzni, k obiety, dzieci i starcy, po­

ran ie n i b a rb a rz y ń s k ą ręką, napełniając pow ietrze ję k a m i boleści!

Spełniło się więc straszliw e przeczu­

(71)

cie M a rk w a ld a : raj S u sq u eh an n y znikł z ziemi !

K ościuszko b y ł zanadto szlachetny, a b y się m ógł b y ł ty lk o litow ać n a d pow szechnem nieszczęściem ; czuł, iż tu ­ taj w ypadało działać i to działać sz y b ­ ko. Skoro w ięc ty lk o w y d ał w ojskowe ro zk azy do zabezpieczenia k ilk o rg a p o ­ zostałych ludzi, ju ż sam pospieszył ra ­ tow ać nieszczęśliw ych. T oż w y lał swą miłość, try sk a ją c ą nieskończenie hojnie z jeg o młodzieńczej piersi n a bliźnich.

T u ta j u k lę k n ął obok rannego i opa­

try w ał jego r a n y w łasnym i rękom a, tam pocieszał ro zp aczający ch ta k łag o ­ dnie, iż osy chały aż do znużenia spła­

kan e oczy. N a innem m iejscu pom agał przenosić ciężko ra n n y c h n a nosze, a b y ich m ożna by ło przeprow adzić do for­

tu, gdzie znow u sam rozdzielał m ałą ilość pożyw ienia, ja k ą m ógł zabrać d la zgłodniałych.

Cytaty

Powiązane dokumenty

— Na samym zaś spodzie obrazu powalone o ziemię, wijące się z boleści i broczące we krwi postacie rannych, w tak szalonych niektóre i rozpaczliwych

Dla uczelni typu akademickiego problem obsady personalnej jest problemem kluczowym, a zarazem najtrudniejszym — tam gdzie myśli się na serio o odpowiednim poziomie szkoły. W Poznaniu

Previously, a statistical scintillation detection algorithm using a calibration based approach was applied to an EM-CCD based gamma camera with a micro-columnar scintillator 165 and

feeding planning, 26 fine motion planning, 27 fixture planning, 26 grip planning, 27, 99 gross motion planning, 27 scheduling, 28 stability analysis, 27 subassembly planning,

205 Antidumping Act nakazuje Ministrowi Skarbu, aby ustalił on ich „rzetelną wartość&#34; „na podstawie normal­ nych kosztów, nakładów i zysków odzwierciedlonych bądź

a) Będą one mieć charakter dobrowolny i będą nimi kierować poszczególne kraje, uwzględniając różne realia krajowe, możliwości i poziomy rozwoju oraz będą respektować

strzeni historycznych zdarzeń, na które składają się rozmaite -decyzje i poczynania człowieczej!jakby kryje się pod osłoną czysto ludzkich dzia­ łań,

toelichting: in de praktijk zien we bij nieuwe beleids(integratie)vragen 'gewoon' nieuwe planfiguren geïntroduceerd worden; speciaal voor de integratie van