• Nie Znaleziono Wyników

Jednodniówka "Mrówka"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Jednodniówka "Mrówka""

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

J E D N O D N I Ó W K A

„ M R Ó W K A ”

U w r ó t r a j u .

E w a . - Chodź, A dam ie, nie k łó ć się z nim, on m a p a s k u d n y miecz w rę k u . O w oc ju ż i ta k d o j­

rzały; sam n ie z a d łu g o z d rz e w a spadnie.

(2)

Kwestja żargonu.

Wśród trosk przeróżny cli, co nam życie mącą I szarpią nieraz, j a k żarłoczna bestja, Jest na porządku dziś sprawą palącą

Świeżo wyrosła żargonowa kwestja.

Jeden się śmieje z niej, a drugi widzi W sprawie tej objaw rasowego sprytu;

Różne są zdania — a tymczasem żydzi Clicą z tego zrobić kwestję swego bytu.

Z hasłem wolności i w imię swobody Tw orzą placówki żargonu i szańce

I nikt z nas stawiać nie myśli przeszkody, G d y im ta k miłe ję z y k a łamańce.

Kwitła wszak ongi wolność na tej ziemi, Naród nasz miłość swobody ma w łonie, Więc gdy chcą żydzi, niechaj między swemi

Myślą i mówią i piszą w żargonie.

Niechaj się biorą do swojej roboty, Do której żargon ma im być podnietą, Tworząc chedery oraz Jesziboty

I do dawnego powracają Ghetto.

Jeśli lat pięćset żyją między nami, A ję z y k polski gniewa ich i złości, To dowód tylko - niech się nikt nie mami,

Ze trudno tutaj mówić o łączności.

Lecz niech nie myślą, byśmy my, polacy, W zachwyt wpadali nad łamaną mową I przykładając dłonie do ich pracy,

Mieli kulturę wspierać żargonową.

My dziś jesteśmy, j a k po latach głodu, G dy kraj w ucisku życie wiódł ponure, Więc dbać o rozwój polskiego narodu,

Polską nam trzeba rozwijać kulturę.

Wieki bronimy od germańskiej fali Starego Lechów i Piastów zagonu, Więc czyż podobna, byśmy się dziś dali

Germanizować z pomocą żargonu?

Wolności chcecie — lecz kto wolność łączy Z ideą swoją, niech nie zapomina,

Ze wolność jed n y ch w tem miejscu się kończy, W którem dla drugich szkoda się zaczyna.

Nie wierzcie temu, kto z zamętu celem Na bój o żargon w Polsce was

p o p y c h a

: Wrogiem wam taki, a nie przyjacielem,

Zła to je st rada i przysługa licha.

Żargonu z polskim w jednym stawiać rzędzie Nie da, kto dobra kraju je s t świadomy, Choćbyście potem mieli głosić wszędzie:

„To czarna sotnia!... chcą robić pogromy!”

Niema porównania.

- W P e r s ji od ty g o d n ia też rew o lu cja.

— A d u ż o j u ż p o w ie s ili?

— P ią ty tysiąc.

- - E , co mi to z a r e w o lu c ja !

W LIPCU 1907.

R zecz się d zieje w sali lic y ta c y jn e j.

K o m o rn ik . — Z o s ta ła do s p rz e d a n ia b u d k a s u ­ flera, k u r t y n a z R ozm aitości i p r e z e s Ile rs z e lm a n ze złotym z e g a rk ie m . W eźm iem y to ostatnie. P r e z e s H e r s z e lm s n z z e g a rk ie m złotym , ocenione ra z e m na 50 rubli i 5 k o p ie je k . K to d a je w ięcej?

P a n G lu c k sk in d . — Ile j e s t w a r t sam z e g a r e k ? K o m o rn ik . — P ię ć d z ie s ią t rubli.

P a n G lu c k sk in d . — T o j a d a m j e s z c z e 10 k o ­ p ie je k , niech stra c ę .

„jViucha“ , przed sądem.

C hoć s p r a w a biednej „M uchy” dość b y ła mozolna, U d a ła się p rz e d z iw n ie i „ M u c h a ’" j e s t wolna;

O m inęła b ie d a c z k ę cie m n ic a i k r a t a ,

Lecz cóż z teg o ? Choć wolna, a j e d n a k nie lata.

Dobra zemsta.

- Nie wiesz, dla c z e g o w u ro c z y s te święto B o ż e g o Ciała, p o c z t a p rz e z cały dzień b y ła o tw arta?

— Bo p o c z ta w a r s z a w s k a g n ie w a się n a P a n a Boga, że p o z w a la t a k na n ią n a p a d a ć i c h c ia ła wi­

d ocznie w ten sposób się zemścić.

Biedna bułka.

W ogóle j u ż b y ł a nieduża,

Sztuk d ziesięć, j a k nic, z ia d ł chłop dziarski, P o m im o to j e s z c z e zmalała,

G dy p rz y s z e d ł s t r a j k p ie rw sz y p ie k a rs k i.

Dziś dziecko p ó łro c z n e p r z y piersi D w a n a ś c ie g a ł e c z e k z ag arn ie.

Aż n a ra z ogłosić c h c ą lo k au t, W s z y ś c iu tk ie w a r s z a w s k ie p iekarnie.

W „ P o r a n n y m ” j u ż p ie rw sz e są s trzały , N a b ra u n in g n ie je d e n c j ł e k z e rk a , N a jw ię c e j j e d n a k ż e się m artw i K o c h a n a w a r s z a w s k a k a jz e r k a . I płacze: — W p ie k a r n ia c h n a s tą p i Czas zgody, czy ży d to czy goim, L e c z eryim się k o sz te m to stanie?

Nie w aszym , p ie k a r z e , lecz moim.

G dy lo k a u t przem inie, j a zginę, U tr a p ie ń czas p rz e jd z ie i m ęki, Bo k to b y mnie w te d y z je ś ć p ra g n ą ł, W z ią ć musi m i k r o s k o p do ręki.

Tytuły artykułów wstępnych o Kole nolskiem w „Przeglądzie Porannym”

G R O C H Z K A P U S T Ą ! R A K A R Z E D R U G I E J DUMY!

D M O W S K I, JAKO L E G A L N Y BANDYTA!

D O N O G I, PSY !

N O W O D W O R S K I „ P O L S K O B Ó J C A ! ” Z P I A N Ą NA U ST A C H !

(3)

Zwycięzca z pod Nowego Dworu.

P a n naczelnik ra d P o w r a c a do miasta.

„Niem a co... j a m cliwat!

S k o b e le w — i b a s ta ! ” D um ny robi g e s t

I j e s t p e łe n wiary, Że d ostanie „ k r e s t ”

Z a w zięte „ s z t a n d a r y .”

W K S I Ę G A R N I .

— Niech p a n odeśle do w y d ziału tajnej p o l i ­ cji d la n o w e g o re fe r e n ta , p a n a Silina, dw ieście ro s y js k ic h e le m en tarzy , k i l k a ty s ię c y c z y sty c h p a p i e r ­ k ó w i atlas.

— P o co mu ro s y js k ie elem entarze?

— K a ż d e g o zło dzieja, k tó r e g o złapiem y, b ę ­ dziem y uczyli po ru sku, ażeby p a n Siłin m ó g ł się z nim rozm ówić.

— P o co mu p a p ie r k i?

— P a n Siłin, j a k w y ch o d zi z R a tu sz a na m ia­

sto, to chce rz u c a ć po d r o d z e papierki, bo inaczej j a k o nietutejszy, nie trafi z pow ro tem .

— A n a co mu atlas?

— J a k t o na co? P rz e c ie ż pan Siłin w ogóle d o ty c h c z a s nie wie, gdzie W a r s z a w a leży.

Porcja sieczki.

— B e rliń c z y c y p r z y jm u ją d z ie n n ik a rz y an g iel­

skich j a k koni, bo dali im p o r c j ę sieczki.

— Nie cz y ta łe m o tem.

— §Nie czytałeś? A m ow a W ilusia do A ngli­

k ó w , to co?

S u w o rin . — T a k my i podzielili się ro b o tą . J a n a p is z ę feljeto n czy k o tem, że P o la k i to same rewo- lu cjo n e ry ; P io tr P io tro w ic z udow odni, że "oni czyste b u n to w szczy k i; I w a n Iw an o w icz p r z e k o n a świat, że oni urodzone miatieżniki; S a w a S aw icz za rę c zy , że oni ż y ją tylko z f a b r y k a c j i bomb, a j u ż N ikita N ikitycz tam sobie też coś nie b ą d ź z d r o w e g o o ty c h p o lja c z y s z k a e h z n a jd zie i n u m e r gotów .

N a pole i w las,

N a ł ą k i w ś ró d kwieci, P o s z ły sobie raz

P o d W a r s z a w ą dzieci.

R a d o ś ć w o c zach w re, Śmiech płynie bez końca, D u sz a im się rw ie

Do nieba, do słońca.

W tem p r z y j e ż d ż a w kłus P a n n ac z e ln ik k rew k i:

Dzieci — z g ro z o zgróz! — M ają c horągiew ki!

T o j e s t j a w n y bunt!

W ię c w o ła s tra ż n ik ó w — L o ja ln o ść to g r u n t

P ę d z ić b u ntow ników . P r z y b y ł c a ły rój

Policyjnej armji, R azem z nimi w bój

W stąpili żandarm i.

P i e r z c h a j ą j a k dym, D ziew częta, c h ło p a k i I s y p ią się im

G uzy i siniaki.

W r ó g o s ta tn i zbiegł, Z w y c ię s tw o — do kata!

P a n n a c z e ln ik rzekł:

„Molodc.y r e b ia ta !r>

K r ę c ą w ą s y swe P o lic y jn e zuchy:

„R a d z i sta ra ć się !’’'1 O k rz y k płynie głuchy.

NA S E S J I W R E D A K C J I „ N O W E G O W R E M JI."

(4)

T a je m n ic zy reżyser. — „ L o k a u t ” zuriick! T e r a z „ S t r a j k ” n a niego p ó jd z ie i o b e d r z e go do reszty.

Korespondencja braterska.

I. N. Połusztannikow

Młodszy okołotoczny.

l/^arszazua

Prywiślinje Rosyjskie.

Miły ilj.a !

D a w n o j u ż m y z tobą gaw ędy nie w ied li, no u m n ie czasu nie było, bo p o A w s tr ji je ź d z ić m u sia ł.

I iv Lem bergu b y ł i iv P erem yszlii i w innych a w stryj- skich grodach, a n a dniach ze m n ą ta k a p rzy g o d a z d a r z y ła się, że j a chory leża ł i zim n ą w odą boki o k ła ­ d a ł. C zy ta ł ty może w gazetach, że w A w s tr ji w y ­ bory do ich n iej D u m y b y ły ; p a r a d a p r z y te m w ie lk a , p o m yślisz: galow y dzień. C ała a w stry jsk a a r m ja od ra n a w yszła n a m iasto -i n a p o zycja ch p r z e d wybor- n em i d o m a m i sta n ęła . A p o lic ji, brat, b y ła ta k a p rze p a ść, że niew iadom o, sk ą d to się n a b ra ło . C hy­

ba oni naszych policejskich, z R o sji, zn a czy —- p o ż y ­ czyli i n a ten dzień iv p o lic a je ich p rze m ia n o w a li.

K ie d y j a ten p a r a d n y występ obaczył i w ojska tyle i policji ćmę u jr z a ł, ta k a m nie tęsknota do o jczyzn y rodzonej w zię ła , że do U rbana za jść m u s ia ł i trzy c za rki ży tn ió w k i, nie oddychając, je d n ą po d ru g ie j w yp ił.

N u , w ybory zaczęli się, n aruszenie sp o ko ju p r z y - tem straszne i k r z y k i i g w a łt. J u ż , j u ż m y ś la ł ja :

a w stryjskie ko za k i p r z y le c ą i n a h a jk a m i rozpędzać zaczną. N o choć 10 A w s tr ji ko n sty tu c ja je s t i k r a j to c y w ilizo w a n y, m ó w ią — a kozaków u nich niem a.

Z n a czy: m y, b ra t, górą n a d n im i. Od czasu do cza­

su to n a ro d o w i lu d zie , to so cja listy pochody p o m ie­

ście ro b ili, m nie po słu żb ie w y p a d ło do pochodów na- leżyć, żeby w ie d zia ł, ilu n a szych w arszaw skich aw stryj- s k i spokój n a ru sza . T a k n a jp ie rw z narodow em i j a chodził, a p o te m do socjalistów p r z y s ta ł. Z pierw - szem i o r a ł n a całe g a rd ło : „marsz, m a rsz, D ąbrow ­ ski!'1'' no choć zabij, nie w iem , ja kieg o to D ą b ro w ­ skiego w o ła ją . W n a szym u czą stku , p o m n ę, je s t aż sześć D ąbrow skich; ty b y , b ra t w y śled ził, może to któ ­ r y z nich. A z so c ja lista m i chodząc, k r z y c z a ł j a :

^sę d zia m i wówczas będziem m y ! v choć w ierzyć tem u m n ie się nie chce. N o bo gdzie im sęd zia m i być, nie to ju ż o m irow ych m yśleć, a p ro sto g m in n em i być, k ie d y ich ża d n a toładza nie lubi, bo bezspokojny ele­

m en t oni. C hodził j a ta k godzin k ilk a z tem i pocho­

d a m i, aż w końcu, czort w głow ie p rzem iesza ło się:

do narodow ych p r z y s z e d ł i o sędziach im śpiew ać za­

czął. U słysza ł io je d e n i p ro sto , nic nie m ów iąc, k u ła k a m n ie w bok i k rzy c zy : „ach ty, socjał, czego tobie t u r Cóż m n ie m ów ić z ta k im , co się n a lu- dziach nie zn a ! S ło w a nie rze k łs z y , to łeb je m u d a ­ j ę , n a to d iu g i p rzy sk o c zy ł i m nie w d ru g i bok w ali.

Z a ty m p o szli in n i, ta k że nie zliczyć, ile ra zy w boki j a dostał. M ożeby m n ie się k rzy w d a na zdrow iu sta ła , no a tc stry jsk i p o lic a j p r z y s k o c z y ł i „p o d tele­

PRZEMYSŁ

POiSfii

(5)

g r a f,71 znaczy: do ichniego u c zą stk u m n ie p o w iódł.

T a m m y siej j a k bra t z bratem rozm ów ili i w ró cił j a do d o m u i do zim n e j w ody się w z ią ł. T ru d n o , brat: słioiba nie zabaw a, a je ż e li k ie d y i boki p r z y ­ tem u c ie rp ią , r a d b ą d ź, bo zasługę będziesz m ia ł i p oszanow anie u w ła d zy .

O bejm uję ciebie b ra tn im uściskiem

T r y fo n .

W A P T E C E .

P r y n c y p a ł do p ra co w n ika . — N a ó sm e g o s p r o ­ wadzić d ziesięć b a lo n ó w oleum ricini. W tym dniu ro z p o c z y n a się w W a r s z a w ie z jazd k o b iet.

— Czy p a n sądzi, że te panie się r o z c h o r u j ą ?

— One nie, ale ich m ężow ie i dzieci.

PAN OSMALA.

N i e p r z e p a r t ą do rozgłosu c h ę c ią silnie p arty , Do w a rs z a w s k ic h g o s p o d a rz y s k re ś lił list otw arty , A w ty m liście, j a k o try b u n rzym ski, dum nie kroczy, Bo o tw o rz y ł g o s p o d a rz o m na rz ecz w ie lk ą oczy.

K ró tk o t r w a ł a j e d n a k ra d o ść , sm u tn y j u ż Osmala, Bo się w s p r a w ę d e l e g a c j a g o s p o d a rz y w d ała, K t ó r a rzekła: O, Osmało, nie ró b tyle strach u , T o, co ty w iesz, d a w n o w ie d z ą j u ż w ró b le n a dachu, Ż a d n e j nowej nie o d k ry łe ś g o s p o d a rz o m k a rty , S z k o d a było i d w ó c h g ro s z y na twój list otw arty.

N A ULICY ROZBRAT.

— Panie! Panie! P a n mi zabierasz w o re c z e k , a w nim ostatnie tr z y ruble! T o rozbój!

— Nie, to tylko p r a k ty c z n e zasto so w a n ie r a d D umy, J a p a n u robię: „p rzy m u so w e w y w ła sz c z e n ie.”

A n g licy , n a r ó d silny i plem ię zażarte,

O d czu ł to na swej s k ó r z e n i e g d y ś B o n a p a rte , O d czu je może i ten, co sam n iesp o k o jn y , P r z e z z b ro je n ie n a r o d u p c h a do c ią g łe j w ojny:

Ale n ie je d n a k o w e d la n ich losu wzorki:

Ów miał św. H elen ę, ten b ę d z ie miał T w o r k i .

(6)

J e s z c z e o H u r e e .

H u rk o list now y n ap isa ł

I s tra s z n y m gniew em w nim p a rs k a , T w ie r d z ą c , że nic go nie hańbi

S p ó łk a z L id w a le m szw indlarska.

W s z y stk o w z u p ełn y m p o r z ą d k u , S ą d go uwolni c o p rę d z e j,

Bo g d y ch ło p może chcieć chleba, Je m u c h cieć wolno pieniędzy.

P z y p u s z c z a ć trz e b a , iż w k ró tc e N a d z ie ja H u rk i się ziści I b y ły w ice-m inister

Z win się i g rz e c h ó w oczyści.

Alb ow iem s ta ry j u ż G o e th e T ę p r a w d ę w y r z e k ł figlarnie:

M ałych z ło d z ie jó w w ieszają, W ielcy r a b u j ą b e z k a rn ie .

N O W O C Z E S N Y D J O G E N E S .

— Z p o c z ą tk u m yślałem , że to j a j e s t e m tym człowiekiem , k t ó r y wie, j a k z b aw ić R o s ję , o k a z a ło się je d n a k , że nie. I d ę t a k ie g o s z u k a ć i n a p e w n o z n a j ­ dę w Berlinie, z r e k o m e n d a c ji m o je g o p r z y j a c i e l a M endelsona, k t ó r y mi j e s z c z e n ig d y nie n a s t r ę c z y ł złego interesu.

Po powrocie z Warszawy.

— A robicie j a k i e p o s tę p y w szkole?

—- N ib y robim y, alo niech ojciec wie, że co do n a u k , to W a r s z a w a w p o ró w n an iu z Kijowem, stoi w tyle.

— Co się stało?

— T am , p ro sz ę ojca, j a k nie chcieli ucznio­

wie z sem in arju m iść do egzam inu, to o drazu p o d ­ palili sz k o łę , a u n a s najw yżej d y re k to ro w i palto p o d r z e m y albo s tłu c z e m y oku lary .

Nowe kłamstwa.

W a rsza w sk ij /M le w n ik do śm iechu p o ru s z a I do d o b re g o p o b u d z a humoru:

Tw ierdzi, że Macierz ofiary wym usza N a w e t od ro sja n — p o d g r o ź b ą teroru.

K łam stw o — c o d zien n y to D n ie w n ik a pacierz, Z a to mu p ła c ą , t a j e g o natura,

L ecz g d y b y z r o s ja n k to d a ł coś n a Macierz, Czyż by się z te g o s ta ła w niebie dziura?

O św ia ta rów nie d r o g a w szy stk im ludom, O na w ludzkości leży interesie;

K to s p r z y j a cudzym o św ia to w y m trudom , K o rz y ś ć w łasn em u n a ro d o w i niesie.

W a rsza w sk ij D n ie w n ik tego nie zrozum ie, W sz e lk a o św ia ta w b u r z a go i złości, Bo on żyć w św ietle nie może, nie umie

I j a k ć m i e — je m u p o t r z e b a ciemności.

T w ie rd z i też D n ie w n ik z p i a n ą u oblicza I g łu p stw a w sw o jem tw ie rd z e n iu nie widzi, Ze nie p o la c y p o m n ik M ickiew icza

W znieśli w W a rs z a w ie, lecz b o g a c i żydzi.

L u b y D n iew n ilcu ! sam w id ziałeś przecie, J a k się na cel t e n s y p a ł y groszaki,

W ięc t a k b e z c zeln ie łg a ć , j a k w twej gazecie Może j e d y n i e h e t k a la d a ja k i.

W ieszczow i sw em u p om nik n a z n a k części W zniósł c a ły n a r ó d , p r z y zdarzonej porze, A tobie za nic w g ło w ie się nie mieści,

J a k bez su b sy d ju m u zrobić się coś może.

— N a co też w tych dniach umarł były p o w ­ staniec, c z a p n ik Manes z R adom ia?

—■ Czy j a wiem? Może go k to z B undu z a ­ strzelił za to , że b ę d ą c żydem, w ro k u 1863 p o m a ­ g a ł P o lak o m ?

DROBNE OGŁOSZENIE. ’

Posady i prace.

p e ż y s e r a , u z d o ln io n eg o w k a żd y m k ie ru n k u , p o sz u k u je D y- ' re k ej a T e a tr ó w R ząd o w y ch w W a rs z a w ie do k iero w n ic tw a p o ls k ą sc e u ą . W y m a g a ln a j e s t u m ie ję tn o ść m ilcze n ia n a ek sce ­ sy D y re k c ji, o b s a d z a n ia ró l a r ty s tk a m i, p ro teg o w an em u p rzez D y re k c ję , o ra z d o n o sz e n ia D y re k c ji, co a r ty ś c i n a p ró b a c h m ó­

w ią o D y re k c ji. K a n d y d a c i, od p is a rz y p ro w e n to w y ch w łą e z - czn ie, m a ją p rz e d zja w ien ie m się w k a n c e la rji, z ło ż y ć k o n k u r­

so w y e g zam in u c z ło n k a k o m isji te a tra ln e j p. K ry w o sz eje w a, k tó r y ja k o ex -tło m ac z w p o lic ji z h e b ra jsk ie g o n a ro s y js k i, zn a w y śm ien icie w y m a g a n ia scen y p o lsk ie j. P o s a d a do o b ję c ia z a ­ ra z , p en sja, a c z k o lw ie k n ie w y p ła c a ln a , ale p rz y z w o ita .

(7)

Zajęcze

S l ( Ó r l ( i . S zy m o n Askenazy.

W R adzie P a ń s t w a po lsk ie lo rd y Siedli, żądni łask ;

U ich b o k ó w nie lś n ią k o rd y , W oczach nie g r a b la sk . Znikli w cen tru m , niby n u rk i,

W p a d łsz y w m orski p rą d , D r ż ą n a nich z a ję c z e sk ó rk i,

G d y się ozwie r z ą d .

N ie p rz e m ó w ił żyw em słow em Ż a d e n w ś r ó d nich mąż, Z K a s a tk in e m i D u rn o w e m

I d ą z g o d n ie wciąż.

P r z y r z ą d z a j ą dłońmi swemi R e a k c y jn y farsz;

W c ią ż brzm i h asło m ię d z y niemi:

„ N a p r a w i c ę m a r s z ! ” Chce g a b in e t zaufania

S ło d k i s p o ży ć tort, Z a r a z mu się nisko k ła n ia

K a ż d y p o lsk i lord.

I by w b la sk u sw ym nie z a g a s ł B iu ro k ra c ji świat,

K ażdy z nich, j a k k a m e r-fa g as, Do u słu g j e s t ra d .

S zw ank im s p ra w ił n a rozum ie Ich g o d n o ści szych,

J a k e g ip sk ie s ie d z ą mumje, N a fo te la c h sw ych.

W t a k t k i w a j ą j a k figurki, G dy r z ą d zacznie grać, — W y p c h a ć te z a ję c z e skórki,

Do m uzeum dać.

J e s t p ro f e s o r e m zw yczajnym we Lw ow ie, P a n i e L. P e r e t z , co p a n n a to powie?

P e w n ie j u ż w sm u tk u p a n niezm iernym tonie, Z e A s k e n a z y nie m ó w i w żargonie?

P ociesz się, pociesz, p an ie L. P e re tz u , Z ż a rg o n e m swoim zostaniesz n a piecu, Bo ch o ć b y ś k r z y c z a ł g w a łtu n a jg o rę c e j, D a przy szło ść P o lsc e A sk e n a z ó w więcej, A z całej t w o je j ż a rg o n o w e j h e c y S ta n ie się tylko, że zn ik n ą P e re tz y .

Nie w ierzy.

— N o w y d y r e k t o r B anku P a ń s t w a w W a r s z a ­ wie, b a ro n T y z e n h a u z e n , powiedział, że on p a tr z y ty lk o na p r a c ę , — w y zn an ie i pochodzenie dla niego to nic.

— C zy on p rz y je c h a ł z Rosji?

— N o tak.

— Czy aby nap ew n o ? W idziałeś p a s p o rt?

jyietółaścńo-g toiOar.

By nie zam arzła p olityki sfera

W iluś też w podróż po n o się wybiera-,

Chce, niczern E d w a r d , w w sz e c h św ia to w y m tłumie, R obić, j a k m ó w ią handlow cy: w „ ro z u m ie ” . L e c z n a nic b ę d ą w o ja ż e r s k ie susy,

Wiluś w „ ro z u m ie ” m a sam e auszusy, On m ó g łb y ro b ić to i w dużych ra m a c h , J e d y n ie : w „ b in d a c h ”, albo w „ t e le g r a m a c h 11.

N ie b e z p ie cz n y g a t u n e k n ie m ie c k ie g o ż a r ło k a , j e d y n y k tó r e g o się j a k ognia, boi.

(8)

mmjLu.

A DUMA GADA...

U p ły n ą ł k a w a ł c z a su duży,

W y p a d k i szybko szły n a zmianę, O d k ą d mieliśmy, p o ś ró d burzy,

R óżne wolności obiecane.

W olności d o t ą d n a p a p ie rz e ,

N ik t w r a m y p r a w n e ich nie w k ła d a , R z ą d znowu o stro za łeb bierze,

A D um a g a d a , g a d a , gada...

S w o b o d a s ło w a j e s t p odobno, Ale z nią t r z e b a b y ć zostrożna, Z a la d a bow iem s p r a w ę d ro b n ą

D o „ u la ” d o s ta ć się dziś można.

K to j e s t innego z r z ą d e m zdania, T e n w t a r a p a t y z a r a z w p a d a , Ciągłe a r e s z ty i zesłania,

A Duma- g a d a , g ad a, gada...

J e s t n ie ty k a ln o ść osobista,

L e c z n as złudzeniem ona karmi:

N ik t z tej w olności nie korzysta, Broni p o lic ja i żandarm i.

D z ia ła ją s traże i o c h ra n y , J a k dla w id o k ó w ich w y p a d a ; P r z y g n io tły lud w o je n n e stany,

A D um a' g a d a , g a d a , g a d a ...

W y ro k i 'śmierci p i s z ą są d y , K a t w y k o n y w a j e bez trudu, Ju ż zcichłyl-\yolnościowe p r ą d y ,

I o re fo fm a c h ani dudu.

C ie m n o ś ć 'z e św iatłem to c z y b o je I d a ls z ą w a lk ę z a p o w ia d a ; R z ą d , t a k j a k robił, robi s w o j e /

A D um a g a d a , g a d a , gada..'.

Dzięki Bogu.

— S ły szałeś? D y r e k c j a te a t r ó w z a b ro n iła a r t y ­ stom g ry w a ć po za te a tra m i rz ą d o w e m i.

— Ale um rzeć z g ło d u D y r e k c j a im nie za­

broniła?

— Nie.

-— D z ię k i Bogu, choć ta d r o g a do w y jś c ia z m atni im została.

!£) cukierni na j£)zihi~$>ass.

— Jo jn e , Jojne! Ja m a m z m a r tw ie n i e . S yn m ój nie clice m ó w i ć ze m n ą p o p o ls k u , t y lk o w żargonie.

— A ile w a s z s y n m a lat?

— D zie w ięć .

— W y się u s p o k ó jc ie . W t y m w ie k u w yście te ż b y li z u p e ł n i e jeszcze g ł u p i p u ry c .

— C o to jest, że t a p o lic ja tak ciągło r o b i r e ­ wizje?

— B o o n a chce coś znaleźć.

— C o o n a chc e znaleźć?

— Jak w y się d z i w n i e p y ta cie , S y m ch a . G d y ­ b y p o lic ja w ie d z ia ła , co o n a chce zna le źć , t o b y nie r o b i ł a rew iz je.

— A w y M ojsie, ja k ie g o jesteście z d a n i a o ż a r ­ gonie ?

— Ja go k o c h a m d la b r z u c h a .

— C z y w y z n ie g o żyjecie?

— N ie, ale jak go nie k o c h a ć , to m o ż n a d o ­ sta ć t r o s z k ę k u l ą w b r z u c h .

— Ja z u p e ł n i e n ie w i e m , d o k ą d w t y m ro k u ż o n ę w ysłać?

— C z y o n a je st stara?

— O n a jest b a r d z o stara.

— T o w y ją w y ślijcie w i e c z o r e m z k ilk o m a r u b l a m i w o k o lic e F i l h a r m o n j i ; t a m są lekarze, co ją o d r a z u ze w s z y s t k i e g o w y lec zą .

LIST OTWARTY RODICZEWA

do w szy stk ich p rzeciw n ik ó w polity czn y ch .

N iech wie o tem tak i albo inny synek, K tó ry chciałby w y zw ać mnie n a p o j e d y n e k , Czy to b ę d z ie stary, czy to b ę d z ie młody, Ze j a zaw sze zn ajd ę j a k o w e ś p rz e s z k o d y . Szulginowi pow iem , że nie było sporu, H urce z w ie lk ą r a c ją , że niem a honoru, Dla innego cofnę znowu słowo moje, Bo widzicie, j a się...

trochę k u li boje.

J)rnk A. M ichalskiego, Chm ielna ‘27. Telefon 2715.

— A co s ły c h a ć w D u m ie ?

— N ic w ie l k ie g o , t a m p ę k ł a je d n a ściana.

— C z y ze starości?

— N ie , z g a d a n ia .

— Ja k to , śc ia n a g a d a ła ?

— Ś c ia n a nie g a d a ła , ale je d e n p o s e ł b lis k o tej śc ia n y g a d a ł o te m , ż e b y w o g ó l e tak d u ż o w D u m i e n ie gadać.

Do P o la k ó w .

P r z e s ta ń c ie ż p is a ć do B jornsona, T ło m a c z y ć P o l s k ę w c z o ła pocie, J a k o n asz w r ó g p a n B jó rn so n sk o n a, Bo trudno rozum w lać - idjocie!

W ydaw ca: W ładysław Krasuski R akow iecka 7 (Mokotów).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pozw olę sobie w yrazić panom serdeczne podziękow anie za to, że zgodziliście się zostać członkam i B ady O piekuńczej naszego niem ie­.. ckiego

Gdzieś zapodzieli się złodzieje, Złodzieje z eleganckich sfer, Skończyły „śpiew ne” swe koleje.. K aro,

Co na kruchych nóżkach stoi, Każde państwo kwiat młodzieży W szybkostrzelne fuzje zbroi... MUZEUM

Plw aniem istniało jedy nie, Co też i śm ierci przyczyna.. 3talint«, fflflflicnS, Cufembnrflł. ffTnubnnb buvd) b SiptBitioi' bitlcil fflatli* mćfllicb.. lewie bet

Szczytnych haseł niema w piórze, Ożywienia b rak w gawędzie, Śpią narodu nawet Stróże,.. Ciemno wszedzie, sennie

Już śnieg topnieje, Samorząd nam się śmieje, W powszedni dzień i w święta Komisja nim

przez E ugenjusza Św

Praca zbiorowa pod red, E.Syzdek Platerówki