• Nie Znaleziono Wyników

Grupy nieformalne w Kościele z katolickiego punktu widzenia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Grupy nieformalne w Kościele z katolickiego punktu widzenia"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Yves Congar

Grupy nieformalne w Kościele z

katolickiego punktu widzenia

Collectanea Theologica 42/4, 15-37

(2)

C oU ectanea T h eologica 42(1972) f. IV

Y VE S CONGAR OP, ST R A SB U R G

GRUPY NIEFORMALNE W KOŚCIELE Z KATOLICKIEGO PUNKTU WIDZENIA

Sądzę, że ze względów metodologicznych słuszne będzie w yjaś­ nić n a wstępie w jakich w arunkach przychodzi mi referować po­ wierzony temat. * Przemawiam jako ostatni. Nie stało się to napew - no dlatego, jakoby mój sąd był tak m ądry czy tak ogólny, ażeby mógł stanowić (podsumowanie. Jest to naw et raczej niewygodne, bo prawdopodobnie wszystko, co było do powiedzenia, zosftało już po­ wiedziane. Gdy przed naszym zjazdem przygotowywałem tekst swo­ jego przemówienia, nie wiedziałem co powiedzą inni — toteż mogę się powtarzać. Co więcej tem at tego zjazdu był w ciągu ubiegłych trzech lat często poruszany i to w sposób tak doskonały, że trudno wyobrazić sobie, że można by zrobić lepiej. W zakresie pytań, jakie należało postawić i wniosków nasuw ających się z punktu widzenia katolickiego, co najm niej czterech z moich braci^teologów powie­ działo już najw ażniejsze.1

Chciałbym dodać jeszcze pewne spostrzeżenia. Zapoznając się z dokum entacją dotyczącą naszego zagadnienia stanąłem wobec po­ czynań niekiedy mało istotnych, często jednak stawiających w ym a­ gania sumieniu i życiu. Jakaż bujność! Czuję się jak autor słownika, zmuszony do szeregowania na fiszkach żywej poezji. Chciałby on zapewne prosić o wybaczenie. B e r n a n o s pisał: „Darzymy sza­ cunkiem służbę, intendentów, prefektów policji, oficerów i kartogra­

* T ek st w y k ła d u Y. C o n g a r a O P podczas k o lo k w iu m w S trasb u rgu , o d b ytego w d n iach 13— 15 m aja 1971 г., tłu m a czo n y za zgodą w y d a w n ic tw a z k siążk i: L e s g ro u p e s in fo rm e ls d a n s VEglise. D e u x iè m e co llo q u e d u C e r -

d icS tr a sb o u rg , 13— 15 m a i 1971, w y d . R en é M e t z i Jean S с h 1 i с k,

S trasb ou rg 1971, 273— 300. (adres w y d a w n ictw a : C erdic P u b lica tio n s, P a la is U n iv ersita ire , P la c e de l'U n iv ersité, 67 Strasb ou rg, France).

1 P rzytaczam tu w y łą czn ie fra n cu sk ie w y p o w ie d z i k atolick ie: H. D e n i s ,

L e s c o m m u n a u té s d e b a se s o n t-e lle s VEglise?, L u m ière e t V ie (1970) nr 99, 103— 132; P. T o u l a t , L e s „ p e tits g ro u p e s” e t VEglise, n ie p u b lik o w a n y d o­ k u m en t sek reta ria tu ep isk op atu , lu ty 1970; P. A. L i é g é , D e n o u v e lle s c o m ­

(3)

16 Y V E S C O N G A R OP

fów, ale nasze serca są z tymi, którzy idą n a śmerć”. Ja jestem tu kartografem ... Nie tylko w tym rzecz, że gdy mapa nie odpowiada terenowi, to ona jest w błędzie, a teren ma rację. Spraw a mogłaby się mocno skomplikować, gdyby g ru n t nie był stały. Teolog nie jest jednak zwykłym kartografem. Nie jest on w najmniejszej mierze kimś, kto cokolwiek ustala. Natom iast pod w arunkiem że czyni to z pokorą, dyskrecją, krytycznym zrozumieniem, cierpliwością i sza­ cunkiem — jest on tym, do którego należy w yjaśnianie planu po­ siadającego wartość norm atyw ną i ustalającą. W tej m aterii może on odwoływać się do mapy, która istniała wcześniej niż teren i na je j podstawie teren ten osądzać...

Bardziej niż kiedykolwiek należy postawić sobie dziś pytanie; 0 czym mówimy? Różnorodność słów budzi wątpliwości, czy mam y tu do czynienia ze zjawiskiem jednorodnym. Mówi się o grupach nieform alnych, podstawowych, spontanicznych, marginalnych, dzi­ kich lub małych. Jednocześnie mówi się również o wspólnotach podstawowych, o małych wspólnotach, czyli o Kościołach wolnych (Rosemary R u e t h e r), o Kościele podziemnym, o drugim Kościele czy Kościele paralelnym . Georges C a s a 1 i s mówił naw et o „wspól­ notach płynnych” ! Mamy już trzy czy cztery rzeczowniki i co n aj­ mniej dwanaście przymiotników. Można dokonać ich krytycznego przeglądu.

„ G r u p a ” jest term inem najszerszym. Sam z siebie nie mówi on nic poza tym, że chodzi o pewien zesppł osób zebranych lub takich, które się zbierają. Rozróżnia się także grupy -podstawowe, niew iel­ kie, których członkowie porozumiewają się między sobą bezpośred­ nio i osobiście, oraz grupy wtórne, większe, w których w ystępuje bezosobowy elem ent organizacji lub * struktur. „W s p ó 1 n o t a ” w sensie dosłownym oznacza życie wspólne, przynajm niej częścio­ wo, w oparciu o wspólną bazę ekonomiczną, ze wspólnym ideałem duchowym, który nie musi koniecznie być ujęty w system ideolo­ giczny. W spólnota nie może obyć się bez kilku stru k tur czy reguł, w yrasta ona jednak ponad płaszczyznę „społeczności” (Gesellschaft)

1 prawodawstwa. W szerszym znaczeniu zespół związany jest luź­ niej, może jednak istnieć niezależnie od tego, czy w ytw arza jakieś dobra lub przynosi zysk, np. wspólnota parafialna. Do term inu „wspólnota” porównać można term in „ z j e d n o c z e n i e ” (com­ m unauté — communion) p rzyjęty przez B o q u e n a , który niew ąt­ pliwie zastosować można również do grupy L é g a u t a . 2 Jest to

2 N ie m ając na m y śli w ła sn ej g ru p y M. L ó g a u t sfo rm u ło w a ł jej id ea ł w I n t r o d u c ti o n a Vinte llig ence d u p a s s e e t de Vavenir d u C h r is ti a n is m e , Pa ris, 1970: „W p r z e c iw ie ń stw ie do r e lig ii o p a rty ch na au torytecie, r elig ia oparta na w e z w a n iu n ie p o w sta je p oczątk ow o ja k o p ew n a społeczn ość, która ro zw ija się w śród lu d zi przede w szy stk im przy p om ocy środ k ów socjologiczn ych ; r o z ­ szerza się ona przez k o n ta k t„ in d y w id u a ln y i p rzez o so b isty w p ły w , na który trzeba o d p ow ied zieć. C zyni to zaś' d y sk retn ie, w p r z e c iw ie ń stw ie do

(4)

spekta*-G R U P Y N IE F O R M A L N E 17

wspólnota nie prowadząca wspólnego życia, z w yjątkiem okazyj­ nych spotkań. Pozostaje słowo „K o ś c i ó ł”. Można by je odnieść do wszelkich wspólnot praktykujących Eucharystię, które zacho­ w ują więź ze swym właściwym biskupem. Oczywiście wokół spo­ sobu używania tego słowa może powstać cała eklezjologia, może ono jednak posiadać wyłącznie sens opisowy i socjologiczny. Uży­ wane w związku z naszym zagadnieniem może być niejednoznaczne. Wrócimy do niego później.

Przyjrzyjm y się pobieżnie przymiotnikom. „M a ł e w spólnoty” to chyba określenie najogólniejsze i najbardziej opisowe. Co więcej towarzyszyć mu musi słowo ,w spólnota”. „ N i e f o r m a l n y ” to przym iotnik uświęcony przez ty tu ł naszego kolokwium. Można by zadać sobie pytanie, czy nie jest to uprzyw ilejow anie pewnego okre­ ślonego modelu grup. Istnieją grupy formalne, na przykład te, które są zintegrowane ze społecznością parafialną. Dostrzegam w yraźnie wartościujący sens słowa „nieform alny” : jest ono równoznaczne ze słowem „nieinstytucjonalny” o ile przyjm iem y zwykłą definicję instytucji jako pewnej stru k tu ry stosunkowo trw ałej, uzależnionej od jakiegoś au to ry tetu i wcześniejszej w stosunku do jednostek, któ­ re znajdują w niej wzorzec swych zachowań i określenie swej roli w grupie. Można by je nazwać „ s p o n t a n i c z n y m i”. Ale grupy, które w ten sposób powstają, mogą zostać zinstytucjonalizowane i stać się oficjalnymi. Czyż nie tak rzecz się miała z zakonami? „M a r g i n a l n e ” mogłoby znaczyć to samo, co nieform alne czy spontaniczne, ale jednocześnie wskazywać by mogło wolę pozosta­ nia na marginesie i niechęć by zostać ,odzyskanym”. W rzeczy samej, podobnie jak w przypadku określenia grupy „ d z i k i e ”, term in ten nie jest odpowiedni w stosunku do wielu grup, które uważają się za przynależne do Kościoła, nie w yrażając żadnej k ry ­ tycznej kontestacji, a ponadto w swej świadomości spełniają najzu­ pełniej klasyczną czy naw et centralną część program u Kościoła, a mianowicie jego powołanie do stawania się braterską wspólnotą.

Często daje się priorytet określeniu ,,grupy lub wspólnoty p o d ­ s t a w o w e ”. Aczkolwiek jest ono — jak się w ydaje — trudne do przełożenia na język niemiecki (K. B e r g n e r w swym tłum aczeniu P. A u d e t a pisze Stam m gem einde — czy oddaje to sens?). Jest to term in najbardziej wszechstronny, jeśli rozumieć go będziemy w n a­ stępującym sensie: grupy czy wspólnoty powstałe nie w w yniku jakiegoś ogólnego planu duszpasterskiego lub z inicjatyw y jakiejś instytucji (np. Akcja Katolicka czy trzecie zakony), lecz w ypły­

k u larn ego zasięgu m a so w y ch m a n ife sta c ji i środ k ów prop agan d ow ych , ja k im i p osłu gu ją się re lig ie oparte na au torytecie. C złon k ow ie r elig ii opatrej na w ezw a n iu nie są izo lo w a n y m i jed n ostk am i, n ie m niej pozostają sam otni. Są oni tego tym bardziej św iad om i, im lep iej rozu m ieją natu rę jej w ew n ętrzn eg o w ezw a n ia i im g o rliw iej od p ow iad ają na nie w w o ln o ści ducha i n iezłom n ej w y trw a ło ści, im w ięk sze czynią p ostęp y w w iern o ści...” (s. 227; por. s. 285).

(5)

18 Y V E S C O N G A R OP

w ające całkowicie z inicjatyw y oddolnej. Spotykam y się jednak również z bardziej szczegółowym użyciem tego określenia. W nie­

zm iernie interesującym zeszycie „Lum ière et Vie” tak właśnie zaty­ tułowanym, kanonik G o n z a l e z - R u i z uzasadnia to określając m ianem „podstaw y” tych, którzy odczuwają brak łaski i stanowią tym samym w ybrany g run t objawienia i daru Bożego: maluczcy, ubodzy, wyzyskiwani i ucisk an i.3 Często jednak w Stanach Zjedno­ czonych — jak przynajm niej w ynika z ankiet przeprowadzonych

przez o. Rocco C a p o r a l e — skład tych grup nie odpowiada owej idealnej wizji. Przedstaw ia się on tak rzeczywiście w Sâo Paulo u o. Dominika B a r b é , z tym, że nie stanowi on jako taki niezbęd­ nego elem entu w wymienionych przez niego wspólnotach podsta­ wowych. 4 Chodzi tam dosłownie o zbudowanie od nowa lub zapo­ czątkowanie Kościoła w takich w arunkach środowiskowych, w któ­ rych establishm ent istniejącego Kościoła oddala go i czyni obcym dla ubogiej ludności robotniczej. Chodzi — jak się chętnie mawia — 0 „narodzenie się Kościoła” poprzez odbudowę podstawowej tkanki chrześcijaństwa. W tym sensie określenie „wspólnoty podstawowe” w ydaje się być bardzo odpowiednie. Rzeczywiście w Sâo Paulo 1 niewątpliw ie w wielu innych miejscowościach, właśnie w takich wydziedziczonych grupach ludzkich dokonują się te narodziny. Czy jest to przypadkowe, m aterialne, czy też formalne? Nie wykluczam, że jest w tym coś więcej niż m aterialne spotkanie. „Ubogim głosi się Ewangelię”. Wszelako w naszym k raju wiele „wspólnot podsta­ wowych” w dosłownym sensie odtw arzania podstawowej tkanki chrześcijaństwa, wywodzi się z klas średnich i środowisk k u ltu ral­ nych, niezależnie od tego że i u nas m ają miejsce doświadczenia podobne jak w Sâo Paulo.

Nie będę się na tym miejscu zajmować typologią grup podsta­ wowych. Należałoby jednak wspomnieć, choćby w sposób bardzo

niekompletny, o ich różnorodności, aby tym lepiej uwidocznić ich cechy wspólne. Niektóre z nich wywodzą się z duchowości wspólno­ towej. Ma to miejsce w przypadku grup rodzinnych, w yprzedzają­ cych o niem al dwadzieścia lat współczesny ruch m ałych wspólnot. Taką grupą są włoscy Focolari, należą do nich również grupy objęte przez międzynarodowe centrum wspólnot Maxa D e l e s p e s s e w Brukseli. Są także wspólnoty typu misyjnego, poprzez które Kościół odradza się lub rodzi w określonym miejscu czy środowisku. Są również grupy typu ewangelicznego, związane lub nie z pew nym instytutem religijnym : świeckie bractw a Karola od Jezusa, ojca L a t a s t e itp. G rupy te nie charakteryzują się kontestacją ani

3 «J. M. G o n z a l e z - R u i z , G e n è s e des c o m m u n a u té s d e base en c o n ­

t e x t e e cclésia l, L u m ière et V ie (1970) nr 99, (Les C om m unautés de base),

43— 59.

(6)

G R U P Y N IE F O R M A L N E 19

aktyw nie reform istycznym stosunkiem do stru k tu r kościelnych. Chcą one jedynie odpowiedzieć w konkretny sposób na ewangeliczne wezwanie do braterskiego podziału i wzajemnej pomocy, do pew­ nego dobrowolnego zubożenia, do intensywności chrześcijańskiego życia. Na skraju drugiego skrzydła znajduje się underground n a j­ bardziej krytyczny. Zaś pomiędzy nim i cała gama tych, którzy

w m ałych grupach szukają tego, czego nie znajdują w form ach wielkiego Kościoła. Jest to w końcu ów wspólny w yróżnik w szyst­ kich grup nieform alnych, którym i się zajm ujem y na tym miejscu — w s z y s t k i c h , pod warunkiem , że pozostawimy na boku (nie przez wzgardę ale ponieważ nie należy to do owego homogenicznego i niem al światowego tem atu, którym m am y się zajmować) grupy konserwatywno-obronne, których poglądy w yrażają np. we F rancji Jean M a d i r a n, Jean O u s s e t, P ierre D e b r a y czy B ernard P r o u d h o m m e . Są to jednak ugrupowania powstałe dla pew ­ nych akcji czy reakcji, a nie prawdziwe grupy nieform alne lub małe wspólnoty.

Odwrotnie, o w s z y s t k i c h grupach nieform alnych można po­ wiedzieć, że dążą do dania tym , którzy potrzebują, tego czego Koś­ ciół jako całość im nie daje i prawdopodobnie dać nie może. „Wszy­ stko wypływa, jak się wydaje, z powszechnej niezdolności Kościoła do dania tym, którzy najgłębiej przejęci są Ewangelią, możliwości życia nią w tradycyjnych stru k tu rac h ”.5 Chodzi więc o odkrycie na nowo Kościoła, jednocześnie w nim i poza jego zinstytucjonali­ zowanymi organizmami — czasami p r z e c i w nim, lecz najczęściej po prostu o b o k nich. Ostatecznie więc celem jest odnowa eklezjo­ logii. Jeśli tedy chcemy ukazać jej sens i jej wartość nie zapomi­ nając jednocześnie czym uw arunkow any jest ten zabieg z jednej i z drugiej strony, musim y określić ściślej, jakim i motywami kieruje się ten ruch. Podobnie jak wszystkie aktualne kontestacje jest on nierozłącznie związany ze swymi motywacjami: kontestuje się coś, co dla dzisiejszego człowieka nie przedstawia już rzeczywistego sensu.

Możemy wyróżnić dwa wielkie motywy, które choć często w y­ stępują razem, jednak równie często jeden jest tak dominujący, że pófŁwjala mi to omawiać je kolejno. Otóż są grupy, które przede wszystkim zm ierzają do życia w ew nętrzną działalnością Kościoła, oraz grupy, które realizować chcą w życiu polityczne konsekwencje wiary.

W ewnętrzna działalność eklezjalna

Przez „wew nętrzną działalność eklezjalną” rozumiemy zasadni­ czo a) wspólne życie braterskie, b) dawanie w yrazu wierze i etyce,

5 G. C a s a l i s , L'Eglise d e s „p e t i t e s c o m m u n a u t é s ”, P arole et M ission, 12 (1969) nr 47, 533— 547; 533.

(7)

20 Y V E S C O N G A R OP

c) kult, d) wartość znaku w świecie. Założenia te, zwłaszcza pierw ­ sze i dwa ostatnie, stanowią istotę dążeń zakonników i zakonnic.

W s p ó l n e ż y c i e b r a t e r s k i e

Bez w ątpienia powszechne w arunki życia społecznego z jego atomizacją, superorganizacją, mechaniczną uniform izacją kadr, ści­ słym przeznaczeniem każdej godziny itd., odgryw ają swą rolę w od­ czuwanej przez człowieka potrzebie odnalezienia siebie w zespole, w którym byłby on znany i uznawany, gdzie miałby swój osobisty udział i wkład. To poczucie frustracji i alienacji odczuwane jest również w Kościele, w anonimowości dużych parafii, gdzie tuż obok siebie znajdują się nieznajom i i gdzie niczego się nie wymienia i niczym się nie dzieli, lub w formalizmie wspólnot zakonnych, z których wszelkie nowatorstwo jest niem al instytucjonalnie w ygna­ ne. Poszukuje się takich form działalności Kościoła, które nie byłyby niczyje, które w yrażałyby myśli i uczucia, poprzez które napraw dę się uczestniczy. Tu również znajduje się istota tego, co nazywam y dem okratyzacją, pod w arunkiem właściwego rozumienia tego te r­ minu. 6 Dążenie to, jak wiele innych, pozornie nowych i rew olucyj­ nych, sięga w rzeczywistości do najgłębszej n atu ry i najautentycz­ niejszych wymagań chrześcijaństw a: aby było ono braterstw em , a więc miejscem, gdzie ludzie w zajemnie się znają i uznają, gdzie mówią do siebie po imieniu, gdzie odczuwa się przynależność wszy­ stkich do tej samej grupy, w której dokonuje się wymiana i współ­ udział. Tym właśnie jest m ała grupa. Pozwala wyrazić siebie do głę­ bi, z całą szczerością. Nic nie narzuca, z w yjątkiem tego, co czło­ w iek sam sobie narzuci ze względu na innych, a mogą to być wysokie wymagania. W takiej grupie można być w zgodzie z sam ym sobą i odnaleźć swe własne miejsce. Nie m a więc poczucia aliena­ cji... G rupa taka pozwala n a wymianę, na wysłuchanie innych, na korzystanie z ich zaskakujących pytań, z ich lojalności, a w ten sposób n a pogłębianie siebie i staw anie się prawdziwszym. Myślę ponadto, że potrzeby towarzyskie rozmaicie przejaw iają się w

róż-8 N ie lu b ię tego w ielo zn a czn eg o term in u . U ży w a n y jest on często w N ie m ­ czech. W 63 num erze „C oncilium ” z m arca 1971 r. R. P e s c h , K. L e h m a n n i N. G r e i n a c h e r w yjaśn iają, że n ie chodzi o dem ok rację jako sy stem p o lity czn y , lecz o p ew n e w artości ch arak teryzu jące sposób w sp ółżycia. G dy chodzi o id eę K ościoła jako b raterstw a, została ona św ie tn ie w yłożon a przez J. R a t z i n g e r a , Die ch ristlich e B r ü d e r l i c h k e i t , M ünchen, 1960; II w yd. 1965; tłum . franc.: F rères da n s le C h r i s t , P aris, 1962, a także artyk u ł w D i c ­

ti o n n a ir e de S p i r i t u a l i t é , t. V, kol. 1141— 1167, zw łaszcza J. P. A u d e t a z za sto so w a n iem do o m a w ia n eg o p rzez n as p rzedm iotu, w: Le p r o j e t é v a n ­

g é li q u e d e J é s u s , P aris, 1969, 135— 159, a także w: P r ie s te r u n d Laie in d e r c h r i s tl ic h e n G e m e in d e . D e r W e g in die ge g e n se itig e E n t f r e m d u n g , w: D er p r i e s te r li c h e D i e n s t , t. I, Freiburg, 1970, 115— 175.

(8)

Z I

nyjch epokach. Np. na Zachodzie wieki XII i XIX były pod tym względem zupełnie niepodobne. Naszą epokę charakteryzuje potrze­ ba małej grupy, swojskiej i serdecznej, potrzeba bliskości. Jest to niewątpliwie reakcja przeciw anonimowości makroonganizacji w ieku techniki, ale jednocześnie przeciw Kościołowi, w którym hierarchia o kształcie piram idy i nadm iar reglam entacji życia społecznego za­ graża zdławieniem ducha wspólnoty.

Gdy chodzi o życie zakonne można je rozpatryw ać bądź jako teren, n a którym (powstają małe grupy, bądź jako coś, co samo się rozdrabnia, wchodząc jako składnik do wspólnot laickich lub m ie­ szanych z punktu widzenia wyznaniowego. Zakonnicy mogą odgry­ wać w grupie wspólnotowej rolę pobudzającą lub podstawowej ko­ m órki: m a to właśnie miejsce w grupie Poudrière w Brukseli. Krótko mówiąc, są to bądź małe grupy życia zakonnego, bądź życie zakonne w grupach podstawowych. Obecnie zajmę się pierwszym aspektem.

Istnieje bardzo szerokie dążenie, co najm niej w tym samym stopniu rozpowszechnione w życiu zakonnym kobiet jak mężczyzn, do tworzenia wspólnot, w których przeżywać można w całej praw ­ dzie braterstw o, .polegające na wzajemnym poznaniu i kontakcie osobowym, wolne od ciężaru anonimowych stru k tu r i sztyw nych reguł, nieodłącznych od wielkich wspólnot klasycznych. Te ostatnie posiadały równowagę; za dużo im zawdzięczam, podobnie jak wielu mych współbraci w ypróbowanych w apostolskim życiu Kościoła, abym mógł pominąć milczeniem ich wartość. Muszę jednak uznać ograniczoność pewnej formy życia, która w tej postaci, w jakiej dziś występuje, wywodzi się ze ściśle ustalonego świata religijnego. Traktowano w nim życie zakonne jako coś, co posiada doskonałą spoistość wewnętrzną, gdzie każda wspólnota dostatecznie liczna, jest jak gdyby małym państwem, ze swymi określonymi prawami, z przepisami ascetycznymi samymi dla siebie. Taka wspólnota peł­ niła swą służbę dla ludzi i świata, a naw et człowieka dla podejmo­ wania gości u siebie, ale były to jak gdyby funkcje i działania skierowane n a zewnątrz, wypływające z pewnego jądra, którego w gruncie rzeczy nie naruszały.

Wszystko to je9t dziś mniej lub bardziej zakwestionowane. Za­ miast ascezy samej dla siebie domagają się ascezy w służbie lu ­ dziom, która może być wymagająca, naw et bardziej, ale w inny sposób, podczas gdy poprzednia wydaje się sztuczna i pozbawiona sensu. Próbuje się odnaleźć, w formie dostępnej i czytelnej dla współczesnego człowieka, wartość znaku, jaką musi posiadać życie zakonne i jaką niegdyś posiadało, a której dziś — jak się wydaje — dla wielu już nie ma. Pragnie się, by możliwość goszczenia ludzi nie była czymś szczególnym, lecz by polegała na całkowitej otw ar­ tości danej wspólnoty, na dzieleniu się z ludźmi z zewnątrz, naw et

(9)

2 2 L U i N U A n u r

z tymi, którzy nie są już napraw dę na zewnątrz, n a dzieleniu z nim i stołu, ^poszukiwań, modlitwy. Wychodząc od tych dość powszechnych dążeń, dokonam pewnego rozróżnienia. Dążenia małych wspólnot braterskich mogą zostać zrealizowane w ich własnych ramach, po prostu poprzez pragnienie w ym iany i ludzkiej jedności, przez po­ trzebę przezwyciężenia sztywności bezosobowej reguły, faw oryzu­ jącej postępowanie osobne i zamknięte; mogą one być związane ze służbą ludziom, włączeniem się w ich życie, z pracą lub zaangażo­ waniem apostolskim. Ten pierwszy kierunek poszukiwań związany jest bardziej z określonym przywódcą czy grupą przywódców. W nie­ wielkiej jedynie mierze -kwestionuje on istotną tradycję danego in­ sty tu tu zakonnego. Formule tej grozi tymczasowość. Zagraża jej, że

zgrupuje ona mężczyzn czy kobiety, z których każde ma własne problemy, którzy nie będą w stanie wejść do szerszej wspólnoty i szybko wyczerpią ograniczone środki.

Drugi kierunek poszukiwań jest niewątpliw ie bardziej płodny. Grupa ulega większym zmianom zarówno w zakresie swej działal­ ności praktycznej, jak i koncepcji życia zakonnego, dzięki przyjętym obowiązkom i rozw ijaniu właściwych im potrzeb, jednym słowem poprzez życie świata, z którym pozostaje w symbiozie. Może to p ro­ wadzić do głębokich rewizji i przekształceń. Ściślej biorąc zagadnie­ nie sprowadza się do zachowania tożsamości i łaski związanej z za­ łożeniem. Nie mówiąc o niebezpieczeństwie zaniknięcia życia m odlit­ wy. Pomimo to jednak w ydaje się, że na przykład Małym Braciom się to udało. Ale to jest łaska związana z ich powstaniem. Czy innym, którzy m ają inne powołanie i inną łaskę, uda się to również?

Ś w i a d c z e n i e o w i e r z e i e t y c e

W w ielu grupach dokonuje się w ym iana n a tem aty wiary. Być może punktem wyjścia byw a w ty ch rozmowach Pismo święte, ale nie jest to tym samym co kółko biblijne. Często chodzi o umocnie­ nie się w wierze, wówczas gdy wspólna parafia nie może sprostać tem u zadaniu. Wszyscy posiadamy pew ną ogólną znajomość proble­ mów krytycznych dotyczących Biblii, historii, filozoficznych podstaw rozumności wiary. Rozmawia 'się z niewierzącymi, których szczerość jest wymagająca. Kto dziś, jeśli posiada wiadomości i jeśli reflek­ tuje, zgadza się w 100% z oficjalną nauką „Kościoła” ? Niektórzy naw et odczuwają to jako pewną form ę „nacisku”, jako zagrożenie wyobcowaniem. Klasyczna forma tego nauczania nie zadowala ani nie interesuje. Pastor G. C r e s p y trafia w sedno wskazując, że w obecnej 'kulturze poznanie dedukcyjne, wychodzące z pewnego założenia normatywnego, zastąpione zostało przez doświadczenie, a odkryto na nowo osobistą żywą treść wiary, odnoszącą się do

(10)

osoby C h ry stu sa.7 Powstaje zatem potrzeba „odbudowania w iary ”, a przynajm niej w yrażenia jej na nowo.

Chodzi ponadto o coś innego. Mówiono o niejasno odczuwanej, palącej potrzebie „w eryfikacji chrześcijaństw a”. 8 Spraw a ta posiada wiele aspektów. Nie można wykluczać krytycznej w eryfikacji inte­ lektualnej, której zazwyczaj poszukuje się w apologetyce, ale na ogół problem nie na tym polega. Chodzi raczej o upraw nienie się poprzez działanie i przemyślenia, prowadzące do własnego odkrycia, że chrześcijaństwo rzeczywiście zawiera tę Ewangelię, to życie sa­ kram entalne, to posługiwanie, które wielki Kościół ukazuje w for­ mach wywołujących sprzeciw. Istnieje w ty m wszystkim jakaś prawda, którą próbuje się odnaleźć i na nowo wyrazić. Poszukuje się zgodności lepszej niż owa zgodność wielkich społeczności, odczu­ wana jako fikcyjna, pomiędzy tym co jest wyznawane n a zewnątrz, a tym co się myśli i czyni w rzeczywistości. Dotyczy to przede wszy­ stkim etyki osobistej i społecznej. Oczywiste jest, że wielki Kościół, a naw et parafie, nie mogą sprostać tej potrzebie tam, gdzie chodzi na przykład o takie problemy jak regulacja urodzin, szkolnictwo, rozwój ekonomiczny, pokój czy rozbrojenie, wchodzące w skład program u ‘ socjalistycznego. Tego rodzaju tem atyka byw a już w mniejszym lub większym stopniu zaw arta w owej w ersji chrześ­ cijaństwa, którą się akceptuje. Wrócimy jednak do tych zagadnień przy omawianiu drugiej kategorii małych grup, o której wspomi­ naliśmy.

K u l t

Potrzeby liturgiczne małych grup w ynikają również i przede wszystkim z ich niezaspokojenia. Podczas bardzo liczebnego zebrania czujemy się bardziej widzami niż uczestnikam i, gdyż przebyw a się obdk innych ludzi, nie naw iązując z nim i osobistego kontaktu. Może to mieć miejsce rów nież w przypadku m ałych zebrań, dziesięlcio czy piętnastoosobowych w jak iejś kaplicy; ja k zauważa Et. A m o r y nie są to tym samym „małe grupy”, ponieważ „m ała grupa” m usi istnieć w oparciu o znajomość, uznanie i akceptację przez każdego z jej uczestników osobowości wszystkich pozostałych. Z drugiej strony k u lt określony je st przez formy, k tó re nie m ają związku z konkretnym życiem, jakie w ystępuje w rodzinie, w zawodzie, w społeczności politycznej czy w ydarzeniach dnia codziennego. Z tej świadomości, a także z niezm iernie żywej świadomości k ró­ lewskiego kapłaństw a każdego ochrzczonego człowieka, rodzą się

7 G. G r e s p y , L es im p a c ts d e n o tr e c u ltu re sur les c o m m u n a u té s d e

b a s e , L u m ière e t V ie (1970) nr 99, 61— 76 (64?— 70).

8 W. de В г о u с к e r, C o m m u n a u t é s d e base p o u r les c h r é t ie n s d e

(11)

najwartościowsze przejaw y współczesnego poszukiwania, świeckiej litu rg ii”. Nie zawsze m usi to być Eucharystia, o czym słusznie p rzy ­ pomina nota komisji episkopatu francuskiego oraz nota biskupów belgijskich, dotyczące mszy małych g ru p .9 Szczególnie podkreślić trzeba rolę Słowa Bożego, nie tylko studiowanie, lecz również w ysłu­ chiwanego i przyjmowanego jako bezpośrednie działanie Boże — opus Dei. Z drugiej strony nasze grupy podstawowe nie są jed y ­ nymi, 'które korzystają z Eucharystii małych grup, lub Eucharystii domowych. Żadna wspólnota nie może jednak zostać scalona, jeśli nie dojdzie w niej do łamania Chleba eucharystycznego.

Eucharystia jest jednocześnie instytucją i wydarzeniem. Jest ona zawsze celebrowana w sposób miejscowy i specjalny, a w swej naturze i logice zawiera całkowitą, powszechną otwartość, która musi zostać w taki czy inny sposób wyrażona. Powinniśmy również dążyć do uznania i podkreślenia znaczenia więzi istniejącej pomiędzy Eucharystią a posługą (diakonia), służbą malucźkim i ubogim. N aj­ intym niejszym i najbardziej osobistym obrzędem będzie zawsze celebracja „ofiary całego Kościoła”, czegoś co należy do K o ś c i o ł a , a nie do osób czy do grupy ludzkiej, jaką osoby te tworzą. Oczy­ wiście przewodniczy tem u wyświęcony kapłan. Obecnemu odkryciu na nowo podstawowej, chrześcijańskiej równości wszystkich w ier­ nych {KK 32) powinno towarzyszyć i w rzeczywistości tow arzyszy odkrycie istniejącej między nim i różnicy funkcji. Zagadnienie to dotyczy nie tylko samego faktu, ale stru k tu ry sakram entalnej. Nie mogę na tym miejscu zajmować się sprawą doboru używanych tekstów. W niektórych krajach, szczególnie w Holandii i Stanach Zjednoczonych, używa się często „eksperym entalnych” liturgii eucharystycznych, których są dziesiątki. Nieliczne przypadki, kiedy miałem Okazję w nich uczestniczyć, (pozostawiły we mnie poczucie głębokiego niedosytu. Nie miałem bynajm niej poczucia, że w y ra­ ziłem siebie, a także nie znalazłem w ty m wyrazu w iary ani eucha­ rystycznego sensu Kościoła. Niezależnie od zagadnień pełni w iary eucharystycznej czy katolickiej dyscypliny, w ydaje się, że tego rodzaju celebracje mogą być ważne jedynie wówczas, gdy w yrażają one napraw dę poczucie wspólnoty chrześcijańskiej. Spotykam y się tu jednak ponownie z niebezpieczeństwem partykularyzm u, szczególnie niepokojącym gdy chodzi o S akram ent Jedności.

9 D ocum ent, cathol., nr 1559, 15 m arca 1970, s. 278— 283. N ota k o m e n ­ tuje in stru k cję A c tio pa sto ra lis Ecclesiae K on gregacji K ultu B ożego z dnia 30 gru d n ia 1969 r. (A A S, 1969, 806). Por. La M a iso n -D ieu (1969) nr 100: R. C o f f y, L a si gn ificati on du p h é n o m è n e „g ro u p es”, 123— 129, a tak że

B. D. M a r 1 i a n g e a s, R é fle x i o n s sur les m e s s e s de p e t i t s groupes, s. 130— — 138; F. N i k o l e s c h , Die Feier d e r M es se im k le i n e n K reis , L itu rg isch es Jahrbuch 20(1970) 40— 52; Et. A m o r y , R é f le x i o n s sur les m e s s e s de p e t i t s

groupes, L um en V itae 26(1971) 80— 88, gd zie cy to w a n y jest tek st b isk u p ó w

(12)

L i t t U t ' Y ! N I J t J ? U K J V l A J - . J N J l i

25;

Ś w i a d e c t w o w o b e c ś w i a t a

Jakie jest miejsce grup nieform alnych, gdy chodzi o znak, który powinien dać światu? Może ono być bardzo różne. Czasem grupa jest tak skierow ana do wewnątrz, że stanowi znak jedynie dla swych własnych członków. Natom iast wspólnoty o wielkim nasileniu miło­ sierdzia i miłości braterskiej są znakiem ogromnie oddziałującym,, tym bardziej, że są homogeniczne z najgłębszą n atu rą Kościoła. Posiadają one niezwykłą wartość objawiania świętości i Chrystusa. Natomiast grupy odpowiednio krytyczne, zaangażowane politycznie, mogą być znakiem tak rzadkich wartości jak wolność i nadzieja. Kościół zbyt mało ukazuje wyzwolenia i nadziei, by mógł pozbawić się tego świadectwa. Z pewnością jednak czystość, autentyczność jest podstawową w artością świadectwa. Z drugiej strony, znak Koś­ cioła, naw et jeśli się zakłada, że będzie szczególny i częściowy, musi zachować w ew nętrzną zgodność z naturą, celami i środkami teg o ; Kościoła.

Przeżycie politycznych konsekwencji wiary

Świadomość społeczna naszej epoki jest głęboko i nieodwracalnie* zdeterminowana wiedzą o konfliktach i dram atach, które, choć od­ ległe geograficznie, stały się dzięki inform acji niezmiernie bliskie, a naw et nękające: w ojna w Wietnamie, Trzeci Świat, problem czarnych w Stanach Zjednoczonych, sytuacja społeczna i ruchy rewolucyjne w Ameryce łacińskiej, w ojna izraelsko-arabska, opo­ zycja przeciw reżimowi F r a n c o itd. Być może przębudzenie poli­ tyczne chrześcijan rozpoczęło się z zewnątrz. Jest to norm alne i moglibyśmy w ty m odnaleźć rozróżnienie dokonane przez Georges C r e s p y ’ e g o pomiędzy dedukcją z przesłanek norm atyw nych i z doświadczenia. Z Ewangelii wywieść można tylko całkiem ogólne zasady. Oto dlaczego, jak pisał B e r n a n o s , „Kościół” potępia wprawdzie agresję, ale pow strzym uje się od wskazania, kto jest agresorem. Od dawna mówiono chrześcijanom, że należy się anga­ żować. Mówiono to jednak wychodząc z zasad ogólnych. Za dobrze znam historię katolicyzmu społecznego, a także A kcji Katolickiej, abym mógł sądzić, że to nic nie dało. Nastąpiło jednak odkrycie przez chrześcijan tego co polityczne. Owo przejście od elem entu społecznego do politycznego było nie bez znaczenia w niektórych sytuacjach kryzysow ych Akcji Katolickiej młodych. Uzasadnić to można na drodze spekulacji, a naw et dedukcji. Jest to postępowanie zupełnie poprawne, a naw et bardzo ważne.

Wykażemy, że zbawienie jest nie tylko „wieczne”, ale również doczesne: „Ktokolwiek odrzucałby doczesność ludzką, odrzuca

(13)

wiecz-26 I V H . S Vjr*

ność Bożą”. 10 Chrześcijaństwo jest z istoty swej nadzieją dla wszystkich ludzi! Uzasadnienie teoretyczne poprzedza i jednocześnie następuje po przeżyityim doświadczeniu. Ono to właśnie, zostało w następujący sposób zinterpretow ane i sformułowane przez F ra n ­ çois B i o t :

,,Od daw na już ze wszech śtron zapraszano chrześcijan do zaan­ gażowania się w pdlitykę. Pouczono ich w porę i nie w porę, że ich opowiedzenie się za C hrystusem i przyjęcie jego wym agań miłości braterskiej w stosunku do w szystkich ludzi może być au ten ­ tyczne jedynie pod w arunkiem , że zostanie przeżyte w codziennej rzeczywistości, dla stworzenia sprawiedliwego i wolnego świata, wyzwolonego z wszelkich form ucisku i wyzysku.

Jesteśm y obecnie świadkami czegoś w rodzaju odwrócenia po­ rządku zadań: zamiast o wierze i polityce, mówi się o polityce i wierze. Mogłóby się to wydać zwykłą grą słów. W rzeczywistości w ywołuje to zmianę mentalności i postaw. Gdy mówimy o w ierze i polityce tak czy inaczej zakładam y w podtekście (co nie musi być nieprawdziwe), że praw o chrześcijańskie dopuszcza przyjm ow anie pewnych poglądów politycznych, a inne ew entualnie wyklucza, podobnie jak skutek zaw arty jest w przyczynie.

Może wówczas powstać niebezpieczny pogląd, że w iara chrześci­ jańska może być ukonstytuow ana sama w sobie, zanim w yrazi się ona w postaci swych konsekwencji, w walce politycznej. Podobnie jak dość długo mogło się wydawać, że Kościół mógł być ukonsty­ tuow any sam w sobie, zanim zaistniał kontakt między nim a tym , co niegdyś nazywano i do dziś jeszcze nazyw a się światem. I na odwrót, gdy mówimy o polityce i w ierze zakładamy, że uznanie i przyjęcie Chrystusa nie wyprzedzają działalności politycznej, lecz przeciwnie, są pew nym sposobem odczytania tej działalności, w k tó ­ rej wierzący odnajduje sytuację pierw otną.” 11

W ydaje mi się, że problem eklezjologiczny w yrażony w ten sposób, ze spokojem i pozorną naiwnością, zasługuje na uwagę. Powrócimy do niego później. Oto fakt, ilulśfcrujący omawiane przez nas obecnie zagadnienie; ukażemy go przy pomocy następujących tekstów, pochodzących ze Stanów Zjednoczonych:

,,Wspólnota Chrześcijan z samej swej definicji pow inna być odpo­ wiedzialna za wykorzenianie niesprawiedliwości i zła, a tym czasem

10 K. B a r t h, cy to w a n y przez A. D a r t i g u e s , Que d i t e s - v o u s du C h r i s t ?, P aris, 1969, 117. Por. K D K 39, 57.

11 L es réunions de B o u rg es et de L ourdes. D es signes su r no tr e r o u t e , H ebdo TC nr 1373, 29 p aździernik 1970, 17. O d syłam y rów n ież do J. G u i- c h a r d , C o m m u n a u té s de hase et c o n t e x t e p o l i t i q u e , L u m ière et V ie (1970) nr 99, 77— 102, który stw ierd za na s. 97: „grupy n ie posiadają żadnej sa m o ­ d zielnej in icja ty w y : w szy stk ie są u zależn ion e od p ro b lem a ty k i p o lity czn ej p o w sta łej poza n im i.” — V andalino k oło T u rynu m oże tu być w ażn ym i r e ­ p r e z en ta ty w n y m p rzyk ład em , por. IDOC nr 37, 1 sty czn ia 1971, 60.

(14)

G R U P Y N IE F O R M A L N E 27

wspólnota ta n aw et nie myśli wkroczyć na arenę, gdzie toczy się walka! Na ironię losu najaktyw niejsi tw órcy niesprawiedliwości i zła w naszym świecie zajm ują w ybitne miejsca w szeregach chrześcij ańskiej wspólnoty.

Przytłoczeni jesteśm y świadomością klęski moralnej instytucjo­ nalnego chrześcijaństw a. Klęśką Kościoła w nazistowskich Niem­ czech, klęską Kościoła amerykańskiego, k tó ry nie potępił atomowego bombardowania Hiroszimy ani w ojny w W ietnamie i odmówił udzie­ lenia otw artego poparcia w realizow aniu p raw obywatelskch. Są to sprawy zbyt oczywiste, by można je było ignorować.” 12

W konkluzji staw ia się jeszcze bru taln iej wspom niany wyżej problem eklezjologiczny: ,,Funkcja Kościoła podziemnego polega na wykazywaniu, że ruchy na rzecz pokoju i wolności są praw dziw ym Kościołem”. 13

P aul E v d o k i m o v pisał w roku 1958: ,,Kościół posiada posłan­ nictwo wyzwalania, ale w yzw alającym i są in n i”. 14 Można by dysku­ tować z ty m stwierdzeniem. Niemniej w yraża ono dokładnie to, co dla wielu chrześcijan obecnej doby stało się nie do przyjęcia. Odrzu­ cają oni słowa, za którym i nie postępuje konsekw entne w stosunku do nich działanie, odrzucają ,,ortodoksję” bez ,,ortopraktyki”. W yta­ czają oskarżenie przeciw rozdżwiękowi pomiędzy deklaracjam i a skutecznym działaniem. P iętnują również poparcie, jakiego wielkie Kościoły w praktyce udzielają istniejącem u status quo, naw et w ustrojach czy strukturach uciśku, ulegając złudzeniu, że zachowują w ten sposób polityczną bezstronność.

Oczywiście Kościół oficjalny czy jego hierarchia nie może działać w taki sam sposób jak wierni. Papież potępia wyścig zbrojeń i złudną równowagę utrzym yw aną przy pomocy terroru. Są tacy, którzy chcieliby, żeby robił coś więcej, wszyscy jednak wiedzą, że nie może odesłać książecżki wojskowej, ani też — jak to zrobili bracia B e r r i g a n — spalić archiwów biura mobilizacyjnego... Stąd w łaśnie bierze się powstawanie m ałych grup, jeśli nie na marginesie, to na pograniczu wielkiego Kościoła. O to właśnie chodzi. Ich członkowie uważają, że w ten w łaśnie sposób spełniają zadania, którego nie spełnia Kościół i którego, tak i jaki jest, być może nie jest w stanie spełnić. Wiele m ałych grup w ten sposób powstało i niejedna z nich poza tym i zadaniam i m a na celu reform ę życiowej działalności Kościoła. G rupy o tendencjach politycznych stosują

12 T ek sty Ja m esa E. P. W o o d r u f f a i M ary D a ł y , cy to w a n e przez M. F o x , L'Eglise so u te rra in e en A m é r i q u e , P arole et M ission, 12(1969)

325— 343, a szczeg ó ln ie ss. 327 i 330.

13 Joh n P airm an n B r o w n , t a m ż e , 331.

14 La f e m m e e t le sa lu t du m o n d e , P aris, 1958, 18. Z acytu jm y raz jeszcze G. B e r n a n o s a : „Bóg n ie w y b iera tych sam ych ludzi, aby strzeg li jego S łow a i aby je w y p e łn ia li” (L e t t r e a u x A n g la i s , s. 245).

(15)

28 Y V E S C O N G A R OP

zresztą do Kościoła swą analizę 'krytyczną, domagają się od niego w yjaśnień i nie tracą nadziei, że uda się im sipowodować w ten sposób jego ewolucję.

Interpretacja i ocena eklezjologiczna

Omawiać będziemy następujące zagadnienia: 1) Wspomnimy pokrótce o niebezpieczeństwach zagrażających małym grupom. 2) Powiemy sobie, co jest w ich najgłębszej istocie najwartościowsze. 3) Poruszym y poważny problem nowej eklezjologii, z którym zetknę­ liśmy się już przy omawianiu grup o ukrytym tle politycznym.

N i e ' b e z p i e c z e ń s t w a

To co konieczne zostało już powiedziane. Nie można jednak w sposób uczciwy głosić pochwał tego co pozytywne, jeśli się p rzy ­ najm niej nie określiło tego, co problem atyczne. Chodzi o zachowanie chrześcijańskiej tożsamości i o uznanie wymagania, by chrześcijań­ stwo było wspólnotą. Chrześcijaństwo nie jest czymś, co można by wymyślić, ani na odcinku w iary, ani na polu jego sakram entów , ani w kontynuacji misji apostolskiej przez jego m inisterium . W ty m sensie jest ono instytucją. Strzec się należy wieloznaczności niektó­ rych k ry ty k odnoszących się do „instytucji”. Jeszcze przed zaistnie­ niem Kościoła, wiara, będąca jego początkiem, jest wspólnotowa. Dlatego też osobiste przeżycie w iary nie może nie zmierzać na spot­ kanie w iary innych i w iary całego Kościoła, w jego synchronicznej i diachronicznej rzeczywistości. Zgodnie z tradycją rzeczywistym K ryterium i środkiem prow adzącym do tej jedności jest u trzy m y ­ wanie wspólnoty z biskupem, który ze swej strony trw a w łącz­ ności z członkami Kolegium i jego przewodniczącym. Jedynie pod warunkiem , że będziemy je traktow ać nieco żartobliwie, możemy bez niepokoju słuchać tw ierdzeń w rodzaju: Mój zespół jest m oim Kościołem, albo: Nie um iałbym uczestniczyć w Eucharystii celebro­ wanej inaczej, niż dzieje się to w naszej m ałej wspólnocie. Małej grupie grozi zacieśnienie do w ł a s n y c h problem ów i zatracenie właściwych wymiarów zagadnień, dotyczących czy to Kościoła, czy społeczeństwa. Unikać należy wyizolowania, wyłączności bycia „wśród swoich”, a trak tu jąc rzecz ogólnie — rozdrobnienia Kościo­ ła. 15 Unikać należy zamykania się w postaw ie krytycznej czy nega­ tyw nie kontestacyjnej: wszyscy są solidarni w miłości ze w szystkim i i ze wszystkim.

15 N a tem at w łą czen ia m ałych w sp ó ln o t w całość K ościoła por. M ax D e - l e s p e s s e , R é v o lu t io n é v a n g é liq u e ? , P aris, 1970, 34, 89, 96.

(16)

G R U P Y N IE F O R M A L N E 29

E l e m e n t y n a j b a r d z i e j w a r t o ś c i o w e

W swym dziewiątym wniosku kongres teologiczny „Concilium’’ w Brukseli stw ierdza co następuje: „Jesteśm y świadkami narodzin poszukiwania nowych form wspólnot podstawowych. Zjawisko to nabiera wielkiego znaczenia eklezjologicznego”. Gotów jestem pod­ pisać się pod tym zdaniem. Jest to w edług mnie zjawisko w swej istocie bardzo pozytywne, pod w arunkiem , że będzie to autentyczne chrześcijaństw o i zachowana zostanie łączność z całością.

Małe grupy dokonują relatyw izacji instytucji co jeśli nie jest jej negacją lub faktycznym wykluczeniem — może stanowić odpowiedź dla autentycznych poszukiwań.

Sobór uznał różnicę pomiędzy Kościołem a Królestwem Bożym. Kościół nie pow stał dla siebie, ale by prowadzić do tego K rólestw a, być jego zapoczątkowaniem, jego znakiem, to znaczy znakiem nadziei. Królestw o to przezwycięża rozróżnienie pomiędzy Kościołem a św iatem .16 Je st zakończeniem h istorii mocą C hrystusa zm artw ych­ w stałego,-jest przezwyciężeniem sprzeczności i alienacji, na które ludzkość cierpi i które są jednocześnie dla niej bodźcem do w ysiłku i postępu. Jeśli zatem istnieje jakaś odległość, a więc jakaś prze­ strzeń pomiędzy Kościołem a K rólestw em i jeśli to Królestwo jest końcem historii świata i jednocześnie Kościoła, jeśli wreszcie Kościół, dzięki temu co jest w nim historyczne, nosi n a sobie piętno przem i­ jającego w ie k u ,17 kontestacja jego form społeczeństwa w imię Ew an­ gelii, posiada zasadnicze uzasadnienie. Część obowiązków przypada­ jących Kościołowi w ypełniają w łaśnie grupy nieform alne, bardziej lub mniej prawidłowo, w zależności od przypadku.

Pod tym względem, a także pod innymi, o których w krótce powiemy, grupy -te Stanowią kontynuację, nie ciągłą ale jednocześnie nieprzerwaną, różnych ruchów krytycznych: wczesnego monachizmu w łonie powstającego Kościoła, erem ityzm u XI wieku, później, po­ cząwszy od tego momentu, dalszego ciągu ruchów duchowych mniej lub bardziej antykościelnych, pod pew nym i aspektami homo­ genicznych, pod innym i zaś heterogenicznych, a także grup ducho­ wych, o których mówili nam R a p p , P e t e r czy F r e u n d , jak lollardowie, a w łonie protestantyzm u ecclesiolae pietystyczne,

klasy” m etody Styczne i inne.

Przyznać trzeba, że wielki Kościół nie może sprostać w szyst­ kiemu, czego oczekuje się dziś od chrześcijan, spełnić wszystkiego, do czego oni sami dążą. I odwrotnie, żadna ze wspólnot podsta­

16 N iech m i b ędzie w oln o odesłać do rozdz. III m oich: Jalo ns p o u r une

th é o lo g ie du L aic at, Paris, 1953. Por. ró w n ież J. B. M e t z , N o tre Eglise

a - t - e l l e beso in d fune n o u v e ll e ré f o r m e ? L a r é p o n s e d*un c a th o liq u e r o m a in ,

C on ciliu m (1970) nr 54, 75— 85.

(17)

30 Y V E S C O N G A R OP

wowych nie może łudzić się, że zrealizuje wszystkie bogactwa* wszystkie funkcje Kościoła; wspólnoty te są często „i słusznie, wyłącznie jednowymiarowe, zmierzające do jednego określonego celu, lecz w inny pozostawić o tw arte w stosunku do innych obsza­ rów Kościoła”. 18

Insty tu cji grozi niebezpieczeństwo stan ia się dla siebie absolutem, na skutek klerykalnej eklezjologii o kształcie piram idy, nieco „urzeczowionęj” i mechanicznej. Kościół byłby zatem wielką orga­ nizacją, kierow aną przez władczą hierarchię, organizacją, której klientelę obowiązywałoby wyłącznie przestrzeganie przepisów i w y­ konywanie praktyk. Czy jest to karykatura? Niezupełnie. Właśnie przeciw tendencji stania się czymś takim pow staw ały ruchy laickie w okresie od X II do XV w ieku i reform atorzy w w ieku XVI. Tym ­ czasem Kościół, mimo przerostów instytucjonalnych, je st n ieustan­ nie tw orzony aktualnie przez Boga. Mówiąc o m ałych grupach prawdopodobnie nadużyw a się Ducha św. i charyzmatów: nie wszystko można im przypisywać; wiele zjawisk w ynika z ogólnych w arunków psychosocjologicznych. Ale faktem niezaprzeczalnym pozostaje naw rót w sposobie patrzenia n a Kościół i w jego życiu do charyzm atów i oddziaływania Ducha świętego. 19 Ograniczone rozm iary wspólnoty nie są konieczne do tego, b y Ewangelia stała się w niej w ydarzeniem („tam gdzie dwóch albo trzech...”), zdarza się to jednak we wspólnotach i w m ałych grupach, staw iających sobie ewangeliczne wymagania. Specyficznie laickie hasło „rew izji życia” służyło często za narzędzie w grupach Akcji K ato lick iej.20

Stworzony przez Boga Kościół składa się z ludzi, a naw et dokład­ niej — tw orzony jest przez ludzi. Któż mógłby tem u zaprzeczyć? Teoretycznie nikt. W praktyce fak t ten zapoznany jest przez p ira ­ m idalną i „urzeczowioną” eklezjologię, w której wszystko określone

18 P. A. L i e g e , dz. cyt., 21.

19 W zw ią zk u z p oru szan ym przez nas tem atem por. M. C henu, C a r is m i

et G r u p p i s p o n ta n ei, Sacra D octrin a nr 59, 1970, 431— 445.

20 Z a cy tu jm y tu, w zw ią zk u z tym co m ó w im y dalej o c z ło w ie k tu -c h r z e ś- cijan in ie, n a stęp u ją ce zdania L. L o c h e t a na tem a t rew iz ji życia (S u p p le­ m en t de la V ie S p iritu elle, nr 6 6, w rzesień 1963, ss. 445 i 447): „Istn ieje, jak m i się w y d a je, rodzaj „odkrycia”, w ła śc iw e g o czasom d zisiejszym , r o z w ija ­ jącego id eę W cielen ia, które d otyczy w a rto ści ch rześcija ń sk ich z a a n g a żo w a ­ nych w ży cie cod zien n e, w w yd arzen ia i h isto rię — n a w et tę „ św ieck ą ”, sk ła ­ niając nas do o d n a jd y w a n ia ich w w ierze, ab yśm y u czestn iczy li w e w s z y s t­ kich p lan ach B ożych d otyczących życia lud zk iej w sp óln oty. Istn ieje n ie z a ­ p rzeczaln ie jak iś n o w y ak cen t w tej w iern o ści w ew n ętrzn y m dążeniom do życia w C h rystu sie i w K ościele... J est to n ow y w ym iar życia osob istego i w sp ó ln o to w eg o , zob ow iązu jący do n o w eg o sp ojrzen ia na w szy stk o , do d o ­ strzegan ia w w ierze B oga przych od zącego do nas — jeśli w oln o m i się tak w yrazić — z dołu, czyli z p łaszczyzn y życia codziennego, w sp otk an iach z in n y m i ludźm i, w w yd arzen iach . K ied yś w reszcie trzeba dostrzec tę p ra w ­ dę, że ży cie ew a n g elicz n e zaw iera p od w ójn ą w iern ość S ło w u Bożem u: p r z y ­ chodzącą z nieba i rodzącą się z ziem i.”

(18)

G R U P Y N I E F O R M A L N E 31

zostało z zewnątrz, z góry i m aterialnie, w której ludzie stanowią jedynie masę, bierną m aterię i gdzie Kościół nie jest praw dziw ie wspólnotą ani jednością osób. 21 Dla dawnych ojców, Kościół był „braterstw em ”. Mówiło się o nim „my chrześcijanie”. 22 To co oni czynią i czym są w swej ludzkiej egzystencji -poprzez Jezusa Chrystusa i 'dla niego, jest również Kościołem. Od dw udziestu lat obserw uję uderzający fakt, k tó ry można by określić jako ponowne odkrycie czym jest chrześcijanin, jako odrodzenie tkanki chrześci­ jańskiej w ludzkiej społeczności mężczyzn i kobiet. Nie oznacza -to oczywiście jakoby przedtem nie było chrześcijan! Bez w ątpienia było ich wielu, nie mówiąc o tym, że klerykalny i „urzeczowiony” system stosować się mógł do w ielu pogan uczęszczających na mszę, poszczących w piątek i subw encjonujących pryw atne sźkoły... Chrześcijaninem nazyw am człowieka, k tó ry przejął się osobiście zasadami Ewangelii i zgodnie z nim i postępuje na własną odpowie­ dzialność, zarówno w zakresie swego życia rodzinnego, jak zawodo­ wego, obywatelskiego i politycznego: jednym słowem .tego, kto osobiście przyjm uje na siebie obowiązki człowieka w Chrystusie.

Jasne jest, że podstawowe wspólnoty, jeśli są autentyczne i zdrowe, są ty m miejscem, gdzie w yraża się i form uje tego typu chrześcijan. Podobnie świeccy o głębokiej duchowności i przenikli­ wym umyśle, ja k np. zupełnie nam bliski M arcel L ś g a u t, zalecają odrodzenie tkanki samego Kościoła poprzez małe grupy o bardzo intensywnym życiu duchowym:

„A ktualny kryzys katolicyzmu nie od razu zostanie zażegnany. Nie ulega wątpliwości, że Kościół do skrajnej decentralizacji, p rzy ­ pominającej rozdrobnienie Kościołów lokalnych okresu początko­ wego. Aby zachować wierność Bogu w stosunku do ludzi, będzie on rzeczywiście musiał podejmować najrozm aitsze inicjatywy, tak zróżnicowane są dziś potrzeby i możliwości ludzkie w różnych krajach, a naw et na tym samym miejscu. Inicjatyw y rodzić się będą pod wpływ em silnych i w ytrw ałych indywidualności religij­ nych, gdyż żaden z góry założony plan tu nie wystarczy, naw et gdyby został ustalony przez autorytet, opierający się na najwyższych tradycjach, natom iast pozbawiony odpowiedniego charyzm atu, k tó ­ rego nie może zastąpić żadna władza. Powstawać będą one n ajpierw w ew nątrz niewielkich i odznaczających się dużą zawartością duchową wspólnot, stanowiąc ich owoc i rację bytu. G rupy te, po­ zbawione większego znaczenia społecznego, niezorganizowane, nato­ miast bardzo organiczne, doprowadzą do pow stania zupełnie nowej

21 In teresu ją ce w sk a zó w k i w T e s t i s ( = M. B l o n d e 1), La s e m a in e

sociale de B o r d e a u x et le M o n o p h o r ism e . W yj. z A n n a les de P h ilo so p h ie

chrétien n e, P aris, 1910; L. L a b e r t h o n n i e r e , La notion c h ré tie n n e de

l'a u to r ité, P aris, 1955.

22 Por. K. D e l a h a y e , Ecclesia M a t e r c h e z les P è r e s d e s tr o is p r e m i e r s

(19)

'32 Y V E S C O N G A R OP

koncepcji jedności Kościoła, k tó ra wyróżniać go będzie od innych religii, mniej lub bardziej związanych struk tu raln ie z jakąś społecz­ nością polityczną, określającą ich tożsamość oraz ich trw an ie”.23

Marcel L é g a u t ukazuje nam, ja k niezbędne jeśt dla Kościoła jego istnienie na największej głębokości własnej, odnowienie przezeń do głębi swej tkanki duchowej. Istnieje wszakże dla Kościoła jeszcze jedna konieczność, a mianowicie jego istnienie jak gdyby poza sobą samym, zaś grupy nieform alne mogą być jednym ze sposobów zadośćuczynienia tej konieczności, a to z dwóch powodów.

1) Nie w ystarcza już istnienie Kościoła w jego własnych ram ach: w sakralnych ram ach katechezy, celębraćji, a naw et w ram ach świeckich działań i organizacji noszących stem pel katolicki. Wielu ludzi już do nich nie przychodzi. Tworzenie i przekazywanie k u ltu ry odbywa się gdzie indziej. Ludzie są z innych kręgów i gdzie indziej żyją. Trzeba, jak mówił kardynał S u h a r d , „wyjść poza siebie i pójść do n ich”. Od dawna już Kościół znajdował środki, przy pomocy których w ten właśnie sposób udzielił się św iatu; w gruncie rzeczy jednym z nich jest uświęcenie małżeństwa, a także w yspe­ cjalizowana A kcja Katolicka. Istnieje jeszcze wiele innych, a wiele innych możemy sobie w yobrazić.24 Zaliczyć do nich można również małe grupy.

2) Coraz częściej spotyka się ludzi ,,m arginesu”, którzy bądź są wierzący i religijni, ale nieprafctykujący i naw et niezwiązani z ży­ ciem parafii, bądź też szukają, pociągnięci cło Chrystusa, nie mogąc jeszcze (być może przez długi czas) przyjąć w iary, dyscypliny i p rak ty k kultowych wielkiego Kościoła. Potrzebujem y Kościoła— —progu, rodzaju Kościoła katechum enów. Istnieją oczywiście w spól­ noty przyjm ujące katechumenów, wielu jednak ludzi nie można zaliczyć ściśle biorąc do katechum enów. Istnieją ,,grupy w drodze”. Powinny istnieć również grupy, w których ludzie szukający, z m ar­ ginesu, niewierzący, a naw et ateiści mogliby dzielić z również poszu­ kującym i chrześcijanam i pytania, sposób rozumienia, służbę i zaan­ gażowanie. Nie można pozbawiać Ewangelii owego rysu, który uważany był za charakterystyczny i specyficzny dla niej naw et przez ówczesny judaizm, tak ortodoksyjny jak ąum rański, a miano­ wicie, że ogarnia ona i rein teg ruje w sobie ludzi marginesu: sam arytan, celników, kobiety upadłe, trędow atych itd. Można zgodnie z praw dą powiedzieć, że Ewangelia nie wychodzi jedynie z centrum ku peryferiom, nie tylko zstępuje z wyżyn ku dołom, ale również na odwrót. 25 Czy nie jest to właśnie jedną z funkcji grup nieform alnych w stosunku do wielkiego Kościoła?

23 M. L e g a u t, La pass ion de l’Eglise, E tu d es 333 (1970) 417— 430; 426. 24 K ilka słó w na ten tem at w m oim p rzem ó w ien iu podczas k on gresu w B ru k seli w e w rześn iu 1970; por. C on ciliu m nr 60, D od atek 1970, 153— 154.

25 Por. J. R o b e r t , D es p r o p h è t e s p o u r a u jo u d ’hui, P arole et M ission, 12(1969) 564— 574.

(20)

G R U P Y N IE F O R M A L N E 33

N o w a e k l e z j o l o g i a

W niektórych wypowiedziach podziemnego Kościoła Ameryki, we francuskim „horyzontalizm ie”, jak również w niektórych pró­ bach przystosow ywania apostolstwa, spotykam y się z dość rad y k al­ nymi sform ułow aniam i problem atyki Kościoła, które według mnie wymagają poważnej krytyki. W tę problem atykę wprowadzić nas może tekst Rosemary R u e t h e r; która mówi o Kościele podziem­ nym jako o całkiem nowym sposobie pojm owania samego Kościoła. Ten nowy sposób polega po prostu na negacji potrzeby istnienia takiego Kościoła, który uw ażałby siebie za coś więcej czy coś innego, niż to czym jest człowiek w św iecie.26 Widzę dwa pokrew ne choć różne sposoby podejścia do tego tem atu.

Pierwszy pochodzi od Soboru W atykańskiego II, którego w kład w dziedzinę eklezjologii może pod wieloma względami stanowić podstawę dla nowej koncepcji, a) Podejm uje się różnicę eschatolo­ giczną pomiędzy Kościołem a K rólestw em Bożym. K rólestwo Boże spełnia się w świecie pozakościelnym; „Bóg działa poprzez historię ludzkości i nadaje sens każdemu z ludzkich czynów,,, 27 a dokonuje się to bez pośrednictw a instytucji kościelnej. „Podczas gdy teologia pierwszych wieków podkreślała, że wszędzie gdzie jest Kościół, tam jest Królestwo Boże, owa nowa teologia podziemna podkreśla, że wszędzie tam , gdzie jest K rólestw o Boże, jest również Kościół. Kościół jako określona wspólnota, posiadająca historyczną ciągłość, nie ma już obecnie znaczenia. Kościół pow staje (happens) wszędzie, gdzie ludzie stają się przyjaciółmi, wszędzie gdzie mężczyźni i ko­ biety naw zajem dźwigają swoje ciężary, wszędzie gdzie wspólnota ludzka jest w sposób konkretny realizow ana i spełniana...” 28 Jest to jak gdyby przeniesienie pun k tu ciężkości, rodzaj desakralizacji czy „ex-sakralizacji” Kościoła i sakralizacji doczesności lub poli­ tyczności.

b) Sobór W atykański II określił Kościół jako Lud Boży. Udzielił on priorytetu, a naw et p rym atu wartościom chrześcijańskiego życia w stosunku do w artości organizacji społecznej i autorytetu. Uznał świeckich za pełnopraw nych członków Kościoła. Są to, jak powiada Theodor M. S t e e m a n , „rewizje o tak szerokim zakresie, że tru d n o przewidzieć ich sk u tk i”. 29 Niemniej S t e e m a n pokazuje te ogrom­ ne skutki. Istnieje zatem Lud Boży, k tóry nie zamyka się w gra­ nicach kościelnych, którego życia i działania nie determ inuje

26 L'Eglise so u te rra in e , G em b lo u x 1970, 52.

27 A. N e s t i, L e p h é n o m è n e d e s c o m m u n a u té s de hase en m a r g e d e s

in s titu tio n s de l'Eglise, en Italie, IDOC, nr 22, 15 k w ie tn ia 1970, 42— 72; 45.

28 R ichard M c B r i e n, L'Eglise s o u te rra in e a u x E ta ts-U n is, C oncilium nr 49 (1969) 91— 101; 99.

29 L'Eglise sou terrain e. A s p e c t s et d y n a m i s m e d u c h a n g e m e n t da n s le

cath olicism e c o n te m p o r a in , IDOC, nr 3, 1 czerw ca 1969, 61— 94; 74.

(21)

I V J V O C U i N U n n

instytucja, gdyż pochodzą one od Boga: „ze względu na to, rzeczy- wiste podstaw y życia Kościoła znajdują się poza Kościołem; Kościół nigdy nie może rościć sobie praw a do przedstaw iania i wcielania w pełni tego, co jest transcendentnym źródłem jego istnienia...” 30 Jednakże, podczas gdy Lum en gentium powiada: Lud Boży pod panowaniem uobecnionego Mesjasza to Kościół widziany, określony i uformowany, natom iast wszyscy ludzie m ają w rozm aitym stopniu w różny sposób uczestnictwo w tym Ludzie Bożym, Theodor M. S t e e m a n odróżnia od Kościoła oficjalnego i instytucjonalnego „Kościół w ogóle”, szerszy od poprzedniego, do którego przynależą grupy nieform alne Kościoła podziem nego.31 Z kolei Rosemary R u e t h e r mówi o „Kościele w olnym ” : „Wolny Kościół wykracza poza sztuczne granice pomiędzy instytucjam i kościelnymi i nie- kościelnymi i w ten sposób uczestniczy w jaśniejszym uśw iada­ m ianiu nam czym Kościół jest, oraz gdzie jest on w rzeczy­ wistości”. 32

Cytowałem już na innym m iejscu głęboką myśl Paula E v d o k i m o v a : „Można stw ierdzić gdzie Kościół jest, lecz nie można stwierdzić gdzie go nie m a”. Mniej poetycznie form ułuje to kardynał J o u r n e t, mówiąc o Kościele form ującym się, o Kościele dążącym do celu poza w idzialnym i granicam i Kościoła katolickiego. Problem polega n a tym, co oznacza utw orzenie „powszechngo sak ra­ m entu zbaw ienia” jako pewnej pozytywnej instytucji, historycznej i publicznej, opartej na pozytyw nym O bjaw ieniu i na Wcieleniu Słowa, na jego acta, dicta, et passa in cam e i wreszcie na zesłaniu jego Ducha Świętego w Zielone Świątki. P raw dą jest, że pomiędzy „sakram entem ” Kościoła a duchową rzeczywistością łaski istnieją zarazem norm alne powiązania i liczne rozbieżności. Jest to być może najgłębszy problem eklezjologiczny, ten sam, który w edług współczesnej monografii B. Ch. M i l n e r a 33 dominuje w eklezjolo­ gicznej myśli K a l w i n a . P raw dą jest, że nie można powiedzieć gdzie niema Kościoła. Natom iast można powiedzieć gdzie j e s t . To co na ten tem at tw ierdzą cytow ani przez nas autorzy nie odpowiada rzeczywistości.

Z drugą drogą nowej eklezjologii zetknęliśm y się już w sform u­ łowaniach P. B i o t a i Johna P airm an B r o w n a (por. przyp. 11 i 13). Źródeł tej tenedencji można doszukiwać się również w soborze, ale wiąże się ją często ze w spaniałym określeniem C hrystusa przez Dietricha B o n h o e f f e r a : „człowiek dla innych”. Przeniesiono je na Kościół, mówiąc o „Kościele dla innych”, o Koś­ ciele solidarnym z ludźmi. U niektórych przym iotnik wchłonął

30 T a m ż e , 8 8. 31 T a m ż e , 6 8, 88— 89.

32 S c h is m of C o n scio u s n ess , C om m on w eal, 31 maj 1968, 331 (M. F o x ,

art. cyt., 334).

(22)

G R U P Y N IE F O R M A L N E 35

rzeczownik: Kościół jest równoznaczny z „byciem dla innych” , z „solidarnością z ludźm i”. Oto z czym walczą od lat, nazyw ając to

horyzontalizmem. Cytowany już te k st Rosemary R u e t h e r

(przyp. 26) dość dobrze to ilustruje. A oto inne cytaty: „Mamy poważne zastrzeżenia co do każdego Credo, które w yrażałoby coś innego niż zespół hipotez i wolę życia miłością”. 34 Kościół to „po prostu ludzkość, energia zespolenia się dla jakiegoś dzieła w ludzkiej historii, rozsadzająca wszystkie granice przestrzeni i czasu”. 35

Tę samą tendencję spotykam y w kw estii w iary i jej przekazy­ wania. Nie byłoby podstaw do krytyki, gdyby chciano bądź wycho­ dzić od życia ludzkiego, bądź do niego napraw dę dochodzić, bądź też utrzym ywać, że Bóg nie mówi do nas nigdy o sobie nie mówiąc jednocześnie o nas. Wszystko to jest praw dą. Niepokojące jest n a­ tomiast, gdy spotykam y się z twierdzeniem , że Boga spotyka się jedynie w w ydarzeniach, w konkretnym doświadczeniu naszej „współludzkości”, że nie należy już powoływać się na określony przekaz czy liczyć na to, że jakaś kategoria tego co religijne może stanowić sferę posiadającą a priori w łasną autonomię i w łasną treść. Nasuwa się4pytanie, postawione przez Jacques G u i c h a r d a : „Czy religia jest pierw otną, ideologiczną — w m arksistowskim znaczeniu — form ą czasu, w jakiej pojaw ia się nowa idea, lub nowa siła rewolucyjna? Czy zatem musi później zniknąć, gdy ruch rew olu­ cyjny uzyska w łasną bazę naukową? Czy jest więc pochodnią „archeologii”, czy też zachowuje jakąś trw ałą funkcję, różną od funkcji politycznej?”.36 Lub też, mówiąc językiem eklezjologii: czy Kościół jest po prostu równoznaczny z sensem, z ukrytym dążeniem świata, im m anentnym w stosunku do jego sił i jego historii, czy też jest on — i czy po to istnieje, gdyż do tego sprowadza się jego posłannictwo — uwieńczeniem szeregu celowych działań Bożych, nie dających się sprowadzić wyłącznie do sił historycznych i spo­ łecznych, cechujących to co stworzone w porządku naturalnym ? Czy istnieją jakieś rzeczywistości w porządku n a d p r z y r o ­ d z o n y m , czy też istnieje wyłącznie ludzkość? Oto co sto trz y ­ dzieści lat tem u stało się treścią dram atu L a m e n n a i s . I praw do­ podobnie jest nią dziś (w sposób nieuświadom iony choć rzeczywisty) dla nowej eklezjologii, pow stającej na tle niektórych doświadczeń małych grup.

Czym byłaby jedność takiego nowego Kościoła? Upragniona przez mężczyzn i kobiety, którzy w iarę otrzym ali od innego

34 N o tr e c o m b a t (G roupes T.C.) nr 39— 40, s. 23 — cyt. przez J. G u i ­ c h a r d a , art. cyt., 97. Por. tego sam ego autora H o m m e s n o u v e a u x , n o u v e a u x

chrétiens? , P aris 1971.

35 J. C a r d o n n e l , In terv iew , L e N o u v el O bservateu r, dn. 4 listop ad a 1968, cy to w a n y przez J. d e F a b r e g u e s , L'Eglise, e sc la v e ou e spoir du

m on de, P aris 1971, 186; liczn e cy ta ty o podobnej treści, ss. 186, 194— 195, 208.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Taki sposób postępowania jest uprawniony jedynie wówczas, gdy założymy, że metoda, którą się posługujemy, poszukując prawdy, sama już jest prawdziwa, sama już

Nine devices (four hooks and five hands) were quantitatively tested (Hosmer model 5XA hook, Hosmer Sierra 2 Load VO hook, RSL Steeper Carbon Gripper, Otto Bock model 10A60 hook,

Cyfrowy wyścig zbrojeń sprzężony z systemem kapitalizmu nadzoru jawi się tutaj jako proces, który na poziomie deklaracji ma prowadzić do postępu cywilizacyjnego

„stawiam tezę” – udało mi się podkreślić, że niniejszy artykuł prezentuje nie dogma- ty, a moje poglądy na problem czytelności dokumentacji graficznej.. W każdym razie

Produkt biopodobny jest wytwarzany z wy- korzystaniem budowy lub funkcji leku referencyjnego, jednak różnice pomiędzy biologicznym produktem re- ferencyjnym a biopodobnym są

T en prowokacyjny tytuł jest związany z II Kongresem Kardiologii po Dyplomie, który odbył się w kwietniu.. Sesja dotycząca elektrokardiografii poruszyła właśnie

Dla każdego dokumentu można ale nie trzeba podawać jego DTD; wte- dy proces zwany parsingiem bez walidacji weryfikuje pewne ogólne reguły budowy dokumentu sprowadzające się do

Przegląd stanu broni nuklearnej Nuclear Posture Review jest najważniejszym dokumentem prezentującym doktrynę nuklearną Stanów Zjednoczonych oraz plany w zakresie