• Nie Znaleziono Wyników

Słowacki-Cervantes : związki i analogie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Słowacki-Cervantes : związki i analogie"

Copied!
25
0
0

Pełen tekst

(1)

Zofia Szmydtowa

Słowacki-Cervantes : związki i

analogie

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 39, 40-63

(2)

SŁOW ACK I— CERVANTES

ZW IĄ ZK I I A N ALO GIE

Słow acki uczył się hiszpańskiego jed y n ie dla tra g e d ii K ald e-

rona, ja k sam w yznaw ał w liście z 20 paźd ziernik a 1831. Z tegoż

listu w iem y, że ćw iczył się w ted y w znajom ości języka na „Don K i- szocie“, że o ry g in ał rozum iał i że się n im cieszył. W y ry w a ją m u się bow iem spod pióra słowa: „nic rów nego ja k „Don K ih o te“ \ Bliższej c h a ra k te ry sty k i powieści hiszpańskiej ani w zm ianek o in n y ch dzie­ łach C erv an tesa w k o respondencji poety nie zn ajd ujem y . M am y przecież w jed n y m z listów w y raźn y dow ód zżycia się Słow ackiego jako człow ieka z pow ieścią hiszpańską i z jej ty tu ło w y m b ohaterem . J e s t to list z 16 czerw ca 1841 o c h a ra k te rz e osobistym i do ku m en ­ ta ln y m zarazem 2. P isan y do Jo a n n y Bobrow ej, stanow i rodzaj p ro ­ tokółu z p rzeb ieg u dnia, w k tó ry m m iał się odbyć p o jed ynek poety z R opelew skim .

Ścisłość d anych zaw arty ch w ty m liście p otw ierd zają n a jz u ­ pełn iej d w ie rela cje N iedźw iedzkiego przesłane W ładysław ow i Z a­ m oyskiem u, je d n a z 14, d ru g a z 21 czerw ca. Z aw ierają one nad to pew ne szczegóły o zachow aniu się N abielaka, k tó re Słow acki chyba przez delik atno ść pom inął.

N iedźw iedzki został m ianow any przez poetę egzekutorem te s ta ­ m en tu i w tajem niczo n y w e w szystkie m ało b u du jące okoliczności w yzw ania p oety przez Ropelew skiego i jego odstąpienia od p o jed y n ­ ku. Ja k o naoczny św iadek zdarzeń, stw ierd ził N iedźw iedzki w oby­ dwóch listo w n y ch sp ra w o z d a n ia c h 3, że a u to r „B eniow skiego“ za­

1 J. Słow acki, L isty. Wyd. Leopold Méyet. T. I. Lw ów 1890, str. 60. 2 J. Słowacki. L isty. Wyd. M. Kridl. T. III. Warszawa 1915, str. 167—170. 3 Leon Płoszew ski. S łow acki w listach i zapiskach N iedźw iedzkiego.

(3)

SŁOW ACK I — C ER VA NTES ZW IĄ ZK I I A N A LO G IE 4 1

chow ał przez cały czas n iezm ienną odwagę, czujność i zim ną krew . Podniósł N iedźw iedzki i zabaw ną stro n ę p rzyg oto w ań czynionych przez inicjato ró w niedoszłej rozpraw y. „P rzezorność ic h “ — pisał ironicznie o sek un d an tach — „nie p rzestała n a czterd ziestu krokach, ani n a m iejscu m u rem opasanym , k u p ili n ad to k ró lik a i m ieli m u (królikow i) w łeb w ypalić w tej sam ej chw ili, k ied y antagoniści m ierzyć m ieli w e łby swoje... Na ty le m ądrości n ag ro m ad zo n y ch “— szydzi spraw ozdaw ca — „trzeb a było w dan ia się P a ń stw a P la te ­ ró w “ 4. I dalej n a stę p u je opis sytuacji, k tó ra się w y w iązała p rzed w yznaczonym spotkaniem .

„Słow acki m ężnie się znalazł“ — stw ierd za N iedźw iedzki — „m ediację ofiaro w an ą (Panów Platerów ) odrzucił, m ediację m uszę dodać, podstępnie ofiarow aną, bo d aw ali m u ją w tedy , k ied y już m ieli słow o R opelew skiego, że strzelać się nie będzie. Chcieli, żeby Słow acki z e z w o l e n i e m na m ediację ściągnął n a siebie cząst­ kę w stydu... Ale Słow acki nie dał się złowić i n a p a d ł zaraz na se­ k u n d an ta, iż pozw ala rzeczy się przedłużać... Jak o ż było to n a go­ dzinę przed pojedynkiem ... Dopiero w ted y m u pow iedziano, że p rze­ ciw nik strzelać się nie b ędzie“ 5.

N iedźw iedzki nie tylko potw ierdza, ale i w zm acnia słow a listu poety: „w rogi m oje ochłostane w pierw szej i trzeciej pieśni „Be­ niow skiego“, w ydaw cy M łodej Polski, jezuickiego d zien n ik a [...] po­ stano w ili zabić m nie lub upokorzyć [...] ci [...J, któ rzy m ię d o tąd bez­ im ien n ie po różnych pism ach kąsali [...]“ .

Słow acki zdołał zrów now ażyć sk ru p u latn o ść obiek tyw n ego spraw ozdania z p ro sto tą w yzn ań osobistych pisząc o poczuciu sa­ m otności, o próbie, z k tó re j w yszedł zwycięsko, czyniąc d e lik a tn ą alu zję do ukochanej kobiety, w spom inając także o „śm ieszn o -tra- g icznej“ stro n ie pojedy n k u, jak ą był ów pom ysł z królikiem . U ni­ k a ją c św iadom ie em fazy poeta nie pow oływ ał się n a p rzew agi H e r­ kulesa. Nie ten sły n ny m it ożyw iony w „Odzie do m łodości“ n a su n ął m u się, gdy w naczelnym zdaniu listu u jął cały przeb ieg w ypadków , ale zgoła in n y m it arcyludzki, w ielbiony przez ro m an ty k ó w , m it o Don Kiszocie.

Oto w jak im skrócie zam k n ął Słow acki całość zdarzenia:

„ P r z e b y ł e m n a r e s z c i e m ó j d z i e ń D o n k i s z o -

t o w s k i , n o g ę s i l n i e p o s t a w i ł e m n a s z a l i

4 op. cit., str. 16. 5 op. cit., str. 17.

(4)

4 2 ZO FIA ŚZM YDTOW A

i p o d n i o s ł e m w g ó r ę c a ł ą z g r a j ę j e z u i t ó w , p o t e m z d j ą ł e m j ą i p o u p a d a l i w b ł o t o , a l e w b ł o t o , z k t ó r e g o s i ę j u ż n i e w y g r z e b i ą t a k p r ę d k o — n i e c h s p o c z y w a j ą...“ 6.

Iro n ia tej w ypow iedzi o b ejm u je nie tylk o sytuację, ale i sa­ m ego poetę. J e j to n w zw iązku z d ru g ą częścią zdania w skazuje na dwoistość m itu. M ówi on o człow ieku, k tó ry sam jeden rzucał się do w alki przeciw ko wielu. Mówi o sym bolu odwagi, k tó ra nie m a re a l­ nego pola, któ ra tra fia w próżnię. O dw aga ta m a w ięc stro n ę ko­ m iczną zbędnego w ysiłku, ale m a tak że sw oją oczyw istą wzniosłość wobec tchórzow stw a i m ałoduszności przeciw ników . Takie zastoso­ w anie sym boliki w yprow adzonej z powieści hiszpańskiej, każe m y­ śleć o poglądzie szeroko rozpow szechnionym w śród rom antyków , w szczególności zaś o sądzie Schellinga 7. M yśliciel niem iecki z ca­ łym przek on aniem stwierdziły że w oczach czytającego ogółu Don K iszot i Sanczo P an sa są postaciam i m itologicznym i: W arcydziele C ervantesa w idział i podziw iał m it stw orzony przez geniusz indy­ w idualny. S nu jąc z teg o p u n k tu w yjścia dalsze rozw ażania pisał Schelling o boskiej ironii hiszpańskiego poety, k tó ra nie pomniejsza, ale przeciw nie podnosi i oczyszcza b ohatera. Dowodził, że się śmie­ jem y z Rycerza z M anczy, gdyż go kocham y, podobnie jak Grecy śm ieli się ze sw oich bogów 8.

T aką w łaśnie iro n ią i auto iro nią nasycił Słow acki sw oją w y ­ powiedź o analogii z Don Kiszotem , gdy w d n iu niedoszłego poje­ d y n k u poczuł się z nim zaszczytnie spokrew niony.

G otow ał się ja k b o h ater C ervantesa pow ażnie do naznaczo­ nej rozpraw y, nie dał się skusić nam ow om , by postanow ienia po­ niechał, w y stąp ił po ry cersk u do w alki, ty lk o że nie m iał się z kim bić. P rzeciw n ik nie przybył n a m iejsce spotkania. Doszło jak w większości przygód Don K iszota do m an ifestacji odw agi bez ja ­ kichkolw iek sku tk ó w praktyczn y ch . P rz eja w jej okazał się w danej sy tu acji k o m p ro m itacją stro n y przeciw nej. Gotowość bojow a poety była w ty ch w a ru n k a ch zbędna, nie m niej przeto piękna m oralnie

J e śli zw ażym y, w ja k w ażnych okolicznościach życia, bo w dniu pełnej przew agi nad tchórzliw ym agresorem , ogłosił Słow acki swó|

8 J. Słowacki. L isty, str. 167.

7 J. J. A. Bertrand. C ervan tes et le rom an tism e allem and. Paris. Alcar. 1914, p. 193.

(5)

SŁO W A CK I — C ERVA NTES ZW IĄZK I I ANA LO G IE 4 3

try u m f „D onkiszotow ski“, zrozum iem y stanow isko poety polskiego wobec powieści hiszpańskiej, k tó rą przeżył głęboko osobiście jako człowiek, ale i jak o poeta rom antyczny.

W ypow iedź Słow ackiego jako człow ieka sty k a się z u jęty m i tak że w p ierw szej osobie d y g resjam i au to rsk im i w „Podróży do zie­ m i ś w ię te j“ i w „B eniow skim “. W poem acie podróżniczym zapo­ w iada poeta, że go „zorza złota [...jujrzy w siodle i na R ossynancie“ stylizu jąc się w te n sposób na polskiego Don Kiszota. U w ielbienie dla m ęstw a C erv an tesa w y raża Słow acki pośrednio, ale jakże w y ­ m ownie! S y g n alizuje więc bliskość L epanta, nie jako m iejsca sław ­ nej w dziejach bitw y, ale jako m iejscow ości z innego w zględu god­ nej pam ięci, a m ianow icie, że tu „C ervantes, au to r „Don K iszota“

u tra c ił rę k ę “ 9. W ielkość C ervan tesa łączy Słow acki ściśle z jego

tw órczością litera c k ą, w szczególności zaś z jego powieścią. W ska­ zuje bow iem n a au to ra, nie n a człow ieka, k tó ry jako prosty żołnierz w alczył w pobliżu L ep an ta chory, w gorączce, m im o zakazu dow ód­ cy i został od tąd inw alidą.

P o eta polski w y w o łuje niezgodną z fak tam i sugestię, że C er­ vantes u tra c ił w tej b itw ie rękę, podczas gdy n a p raw d ę ra n a w yw o­ łała jed y n ie bezw ład ręki. W zw iązku z tą pom yłką biograficzną pozostają dalsze obrazy i rozw ażania. Słow acki sw em u uw ielbieniu n a d a je ton ironiczny, podobnie ja k poczuciu w yróżnienia, k tó re n a drodze fan tastyczn o -grotesk o w ej okazuje m u a u to r „Don K iszota“ jako g e n i u s l o c i : Oto rela cja poety:

Rzucam się w morze... czy w cudy wierzycie? Z fali stracona ręka Cervantesa,

Jak cień w ielkiego nosa na suficie Wyszła... figow e pokazując godła

Św iatu — a m nie zaś przez fale przewiodła...1*.

Zapew ne dla zabaw ienia czytelnika, Słow acki obdarza świadom ością rzekom o u tra c o n ą przez C erv an tesa ręk ę pisząc:

Ramię nieszczęsne, które zaczynało Czuć, że się jakiś duch oblekał w ciało...

A by spotęgow ać efekt, p rzed staw ia k rążen ie pom ysłu po całym o rga­ nizm ie tw órcy. Łączy też zgoła dow olnie z rokiem 1571 nie ty lko

9 Juliusz Słow acki. D zieła. Opracował L. Piwiński. Wyd. Przeworskiego. Warszawa 1935, str. 68.

(6)

4 4 ZO FIA SZM YDTOW A

genezę „Don K iszota“, ale co w ięcej, stw ierdza, że pow ieść b y ła już wów czas gotowa w sw ej pierw szej części. Oto słowa poety:

Ramię co było w romansu połowie, Potem doznało takiej w ielkiej przerwy...

I sn u je dalej zabaw ne re fle k sje teologiczne na te m a t odpow iedzial­ ności p ośm iertnej dusz i ciał, a także części ciała. S taw ia więc p y ­ tan ie:

Czy dusza za nas płaci solidarnie, Czy członek, co się na ciała pogrzebie Nie znajdzie, w piek le zapłaci za siebie? 11.

In n y obraz w yrosły z podobieństw a do m itu o naro d zen iu A te ­ ny, w iąże Słow acki z w ysokim ale ogólnikow ym w arto ścio w an iem postaci stw orzonej przez w ielkiego pisarza. Dow odzą tego słow a o ,„Don Kiszocie“, że „urodzony w C ervantesa głow ie, Będzie ra d o ­ ścią w strząsn ął w szystkie n e rw y “ 12.

W pieśni VI poeta zachęca w słotny dzień tow arzysza podróży, by dla zabicia czasu podzielili m iędzy siebie role R ycerza i G ierm k a o d tw arzając рюwieść Sancza: „O trz y stu owcach w iezionych przez rzekę... Ty licz, ja będę tro n m ówcy dziedziczył / Je śli chcesz... ty mów, a ja będę liczył...“.

Błędy i niedokładności biograficzne, całkow ita dow olność w tra k to w a n iu n astęp stw a faktów z życia i tw órczości C erv an tesa nie p rzy sła n ia ją zasadniczych sp ra w w yrażonych w poem acie. Słow acki n a w idok L epanta z w ielkim naciskiem w ynosi nie w ażne w y d arze­ nie z h isto rii politycznej, ale zw iązane z nim w y d arzen ia z życia w ielkiego pisarza. Z typ o w y m dla rom anty kó w lubow aniem się w dysonansach poeta polski try w ia liz u je scenę, w k tó re j C ervan tes w sw ojej p ośm iertnej dziw acznej em anacji p ok azu je św iatu figę, jego zaś otacza sp ecjaln ą opieką. W tak ja sk ra w y i „poglądow y“ sposób podnosi Słow acki fakt, że tylk o w y b ra n i m ogą pochw ycić isto tn y sens kom izm u C ervantesa.

Z „P odróży“ w ynika, że a u to r jej c z u ł s i ę p o k r e w ­ n y m h i s z p a ń s k i e m u p o e c i e i r o n i s t ą, ż e w i e l ­

11 op. cit., str. 70. 12 op. cit., str. 69.

(7)

SŁO W A CK I — C ER VA NTES ZW IĄ ZK I I ANA LO G IE 4 5

b i ł g o p r z e d e w s z y s t k i m j a k o t w ó r c ę p o s t a c i D o n K i s z o t a , z k t ó r y m s a m s i ę c h ę t n i e u t o ż ­ s a m i a ł .

W zm ianki o R y cerzu i G ierm ku pow rócą w „B eniow skim “ bez odw oływ ania się do ich tw órcy. B oh atera tytułow ego zestaw ia tu poeta z m ity czny m Ik are m i z Don K iszotem czyniąc go w te n spo­ sób postacią z m itu ja k to było w ro m antycznej sym bolice niem iec­ kiej. Zgodnie z upow szechnionym rów nież w śród ro m an tyk ów ro ­ zum ieniem Don K iszota jako sym bolu poezji wobec Sancza jako p rzedstaw iciela prozy, Słow acki ten w łaśnie k o n tra st w prow adził w re fle k sji au to rsk ie j:

O Boże! ileżbym stw orzył romansów,

Gdybym chciał w szystkich d...ów być zabawą... Wyspą dla grubych naszych Sanczo Pansów, Na której by się uczyli ze sław ą

Syllabizować! Lecz z prozą aliansów

Nie chcę — do wiersza mam, jak sądzę, prawo 13.

Sanczo w y stę p u je tu w pojedynkę, bez Don K iszota jako sym ­ bol p ro stactw a i pospolitości, jako postać zastępcza, zam iast całej gru p y czytelników i k ry ty k ó w pozbaw ionych zm ysłu dla piękna. Słow acki zjaw ia się tu zam iast R ycerza z M anczy.

W tak im sk o n trasto w an iu nie zostało n aw et śladu z b ezin tere­ sow nych poczynań S an cza-gu b ern ato ra, dociekliw ego badacza u k ry ­ ty ch zam ysłów ludzkich, a później ludowego filozofa. S a ty ra w y ­ m agała uproszczenia problem u, zaostrzenia k o n trastu . To samo zja­ w isko w y stąp i w „ F a n ta z y m “. B o h ater ty tu łow y pojaw ia się tu ta j na scenie z zaw odow ym dow cipnisiem Rzecznickim . W pew nym mo­ m encie w śród w y szukanych w ym ysłów zw róconych przeciw ko R zecznickiem u zn ajdzie się i ten:

...O baranie, o którym niegdyś w m istycznym widzeniu Śnił Sanczo Pansa... w niebie niespodzianie.

U jrzaw szy bydło...

Słowa te nie w p ły w a ją na bieg akcji, a ostrością to nu odpow iadają in w ek ty w ie i dlatego w spom niało się o nich w łaśnie tu ta j. U jęliśm y w osobną g ru p ę w ypow iedzi Słow ackiego zaw arte w listach i w pe- ry feryczn y ch dla akcji d y g resja ch autorskich. Są to w yrażone

(8)

4 6 Z O FIA SZM YDTOW A

w pierw szej osobie opinie, żarty , in w ek tyw y. N iem ałą ro lę g ra

w nich ironia i autoironia.

Z nam ienne dla ro m a n ty k a jest przede w szystkim ujęcie tra g i­ kom edii p o jed yn k u w sym bolu przygody D onkiszotow skiej. Sło­ w acki to błędny rycerz, ale w yzw any, nie w yzyw ający, m an iak je d ­ nakże, skoro w ziął na serio w yzw anie tchórza.

S t o i m y t u n a g r u n c i e k o n c e p c j i r o m a n ­ t y c z n e j D o . n K i s z o t a j a k o j e d n o s t k i o b o h a ­ t e r s k i c h p o r y w a c h , k t ó r a n a t l e m a ł o d u s z ­ n o ś c i p r z e c i w n i k ó w u j a w n i a s w ą n i e p o t r z e b ­ n ą ś w i a t u o d w a g ę .

W dygresjach au to rsk ich zarysow ał się b a r d z i e j z a ­ o s t r z o n y k o n t r a s t m i ę d z y D o n K i s z o t e m a S a n c z e m , o d m i e ń n y w s t o s u n k u d o w a r t o ­ ś c i o w a n i a C e r v a n t e s a , u p r a s z c z a j ą c y s y m b o ­ l i k ę p o s t a c i j e g o p o w i e ś c i .

O ty m m usim y pam iętać, gdy przechodzim y od w y znań czy w ypow iedzi poety w św iat jego utw orów .

Z aczynam y od w ątk u epickiego w „B eniow skim “. Sam a u to r

pokazuje n am drogę, gdy zbliża M aurycego K azim ierza z Ik are m i Don Kiszotem . Z n ajd ą się tu oni w jed n y m szeregu, jako ci, k tó rzy przekroczyli granice m ożliwości realn y ch, p o r y w a j ą c s i ę n a r z e c z y n i e w y k o n a l n e , a p r z e c i e ż w i e l k i e .

Słow acki ż a rtu je sobie w p raw d zie z m łodzieńczej n iep ra k ty c z - ności Beniowskiego, ale bierze go pośrednio w obronę i to w nodobny sposób ja k C ervantes, a m ianow icie przez zdyskredy tow an ie jego przeciw ników , ow ej „,p siarn i p a le stra n tó w “ k o rzy stającej z n ie - dośw iadczenia młodzieńca.

Beniow ski opuszcza dom, by w ziąć udział w w alk ach kon fe­ deratów barskich. W yruszając w św iat m a p rzy boku w iernego słu ­ gę, k tó ry w pew nym m om encie w y b itn ie przypom ina Sancza. Za­ m roczony w ódką, widzi na nieb ie kaszę z gwiazd, w śród k tó re j k się­ życ w y d aje m u się szperką. Ta w izja gastronom iczna przypom ina owego b a ra n a ,„z m istycznego w id zenia“ Sancza, z k tó ry m utożsa­ m ia F an tazy Rzecznickiego.

B eniow ski w oczekiw aniu na przygody ry cersk ie doznaje złu­ dzeń, ale otrząsa się z nich p ręd k o i n a tu ra ln ie . Nie podlega bow iem żadnej m anii. Ma jed n ak p ew ne dyspozycje do fantazjow ania. Tak więc czerw ona, koścista rę k a ch w y tająca jego konia za cugle w y d aje m u się ręk ą T a tara czy... diabła.

(9)

SŁO W A CK I — CER VA NTES Z W IĄ ZK I I ANA LO G IE 4 7

K iedy indziej bierze B eniow ski em isariuszkę konfederatów za nim fę zam ieszkującą sta ry , sp ró chn iały dąb. Złudzenie m a pod­ staw ę w osobliw ym s tro ju byłej linoskoczki jak też niezw yczajnym zachow aniu się treso w an y ch gołębi.

W jed nej sy tu acji Beniow ski bard zo się zbliża do R ycerza z M anczy, gdy ja k on a ta k u je bez n a m y słu rzekom ego przeciw nika. D zieje się to w tedy, gdy spostrzega n a p iersiach Saw y p o rtre cik uko­ chanej. Z dziera go gw ałtow nie i n a ty c h m ia st sta je do w alki z do­ m n iem any m ry w alem . Zaczyna się bój o dam ę serca. Poeta polski oscyluje m iędzy pow agą a żartem i tu i p rzy om aw ianiu in ny ch p rzy ­ gód bo h atera. W całości poem atu g ó ru je atm osfera ariosty czn o -baj- ronow ska, w k tó rą w łączają się m oty w y C ervantesow skie i pew ne

w łaściw ości jego techniki. C h o d z i z w ł a s z c z a o m o r a l ­

n ą p r z e w a g ę „ f a n t a s t y k a “‘ n a d l u d ź m i o b d a ­ r z o n y m i z d r o w y m r o z s ą d k i e m .

Przechodząc do d ram ató w Słow ackiego zatrzy m u jem y się przy „ B a l l a d y n i e“ , k tó ra, w edług słów autora, w yszła w św iat z ariostycznym uśm iechem na tw arzy . U w aga nasza skupia się n a

G rab cu -k ró lu . Jak o posiadacz a u ten ty czn ej korony Popielów nie

je st on p rze b ra n y m za k róla ja k b o h a te r kom edii Szekspira czy B a- ryki. Nie o szukają go, jak p ara książęca o szukuje Sancza, dając m u rzekom e gu b ern ato rstw o , by się jego kosztem zabawić.

G rabiec rządzi w edług wzorów fiskalizm u, któ re św ietnie p rze ­ n ik n ął i k tó re zabaw nie rozciąga na życie p rzyrody. Nie opuszcza go rubaszność chłopska, jak n ie opuszcza ona S ancza-gubernatora. G ra ­ biec m yśli i m ów i jak p ro stak d rw iący sobie z powag, k tó re p rz e j­ rzał b y stry m i p rzenik liw y m w zrokiem dośw iadczonego obserw atora. To w łaśnie sp okrew nią go z Sanczem , choć Sanczo m a nad nim o grom ną p rzew agę bezinteresow ności.

N o tu jem y tę analogię ograniczoną do jed n ej sy tu acji i p rz e ­ chodzim y do podobieństw innego ty p u .

Oto w now eli C ervantesa pt. „Z azdrosny E strem ad u rczy k “ sta ry m ąż u k ry w a m łod ziutk ą żonę przed św iatem , m im o to jed n ak do strzeżonego ja k tw ierd za dom u zak rad a się złoty m łodzieniec. W szyst­ ko zdaje się św iadczyć w oczach m ęża o zdradzie ze stro n y m ałżonki, k tó ra z płaczem u siłu je go na próżno przekonać o sw ojej n iew in ­ ności. S ta ry m ąż czuje się w innym , że poślubiając do rastającą do­ p iero dziew czynę n araził j ą na tak ą próbę. P ostan aw ia okazać jej w ielkoduszność. Czując, że nie p rzeży je zaw odu, nie tylko zapisuje

(10)

4 8 Z O FIA SZM YDTOW A

jej m ajątek , ale o sta tn ią w olą n a k łan ia ją do poślubienia owego m łodzieńca. Przem ilcza w testam en cie i w obec reje n ta , dlaczego jego w łaśnie w ybiera. W ysuw ając jako k a n d y d a ta n a m ęża d o m n ie­

m anego uw odziciela składa n ajw ięk szą ofiarę. W krótce b o h a te r u m iera ze zgryzoty, żona zaś, w strząśn ięta do głębi jego szlach etn o ­ ścią, rezy g nu je z życia św iatow ego i w stęp u je do klaszto ru 14.

P ro blem podobny, ale w bardzo złożonym splocie a n tag o n iz­ m ów politycznych i osobistych w y stę p u je w „H o rsztyń skim “. S ta ry m ąż zostaje tu b ru ta ln ie pow iadom iony przez śm iertelnego w ro ga

o rzekom ej zdradzie żony. Ślepy, nie może n a w e t spraw dzić w y ­

razu jej tw arzy. O garnia go rozpacz i zazdrość na m yśl, że go oszu­ k u ją, ale rów nocześnie budzi się w nim w spółczucie dla niej. Nie chce sw ym i p y tan iam i n arażać żony na kłam stw o. P o stan aw ia nie oskarżać, nie dochodzić sw ych praw , ale usunąć się, odebrać sobie życie, choć m a najm ocn iejszą odrazę do śm ierci. Sam obójstw o to będzie wszakże i odpow iedzią n a groźbę m agnata, k tó ry zdobył t y ­ tu ł p ra w n y do usunięcia starca z jego ojcow izny, będzie w ięc m iało dw ie przyczyny.

D ram at Słowackiego n ie m a zam knięcia, z różnych jed n a k a lu ­ zji, z n a stro ju scen, z psychiki b o h aterki, z jej dziedzicznego obcią­ żenia w y n ik n ie obłęd albo śm ierć sam obójcza n a tle obłędu. J a k b o h a te rk a hiszpańska nie będzie się i Salom ea cieszyła z w dow ień­ stw a.

N ow ela C ervantesa w yw ołała w lite ra tu rz e europejskiej silny oddźwięk. Bogactwo tk w iący ch w niej efektów kom icznych zde­ cydow ało o jej w pływ ie n a kom edię. M olier w „Szkole żon“ zacho­ w ał schem at ak cji now eli w sensie takim : obw arow anie i pilnow anie dom u, w k tó ry m s ta ry u k ry w a m łodą przed św iatem , nie zabez­ piecza p rzed w targn ięciem m łodzieńca, k tó re pow oduje u tra tę strz e ­ żonej. M olier zam iast żony w prow adza dziew czynę, zam iast m ęża jej opiekuna, k tó ry kocha, cierp i i budzi w p ew ny ch chw ilach w spół­ czucie uch y lające komizm, ale k tó ry nie w znosi się nigdy n a w yżyny pośw ięcenia. K o n flik t został rozw iązany nie bez akcentów goryczy w du ch u n atu ry zm u .

Słow acki p rzed staw ił w spółżycie H orsztyńskiego z Salom eą jak o h arm o n ijn e i pełne w dzięku. H o rsztyński nie k rę p u je żony, nie

14 W pierwszej redakcji n ow eli zaszedł wypadek uwiedzenia, za które C ervantes obciążył odpowiedzialnośścią przewrotną ochm istrzynię, złotą m ło­ dzież i starca poślubiającego m łodziutką dziewczynę. Najmniej winną ją w łaśnie przedstawił.

(11)

SŁO W ACK I — CERVA NTES ZW IĄ ZK I I A NALO GIE 4 9

otacza jej chorobliw ą zazdrością. Czuje się jej opiekunem , wszak ożenił się, ab y dać jej opiekę. Salom ea n ie uśw iadam ia sobie m i­ łości k u Szczęsnem u, n ie zm ienia serdecznego sto su nk u w obec męża. H etm an dla nasy cenia się zem stą bezpodstaw nie oskarża ją przed H orsztyńskim o zdradę.

Ale k o n flik t je s t zarów no rea ln y w now eli hiszpańskiej jak w dram acie polskim . W now eli działa u ro k młodości, ale nie on zw y­ cięża. Zachodzi pytanie, czy po śm iertne zw ycięstw o wielkodusznego sta rc a m iało m ieć tak że odpow iednik w dram acie? Czy Salom ea o trząśnie się z m iłości do Szczęsnego, o ile dowie się, ja k jej m ąż po­ stąpił? O ty m nic pew nego n ie m ożna powiedzieć. N ależy jed n ak stw ierdzić, że Słow acki stan ął n a in ny m zgoła stanow isku niż M olier, k tó ry dał stu d iu m m iłości egoistycznej i jej bolesnej, ale n ieu n ik ­ nionej porażki. P o e ta polski pozornie bardzo daleko odszedł od no­ w eli hiszpańskiej, bo nie w prow adził zgoła efektów kom icznych. Zbliżył się za to do jej p a rtii końcow ych o w iele bardziej niż M olier, gdy p rzed staw ił w ew n ętrzn e dojrzew an ie swego bohatera: od w n ik ­ nięcia w cudzą psych ik ę przez w spółczucie do poświęcenia.

C en traln y p ro blem now eli C ervantesa je st w dram acie Sło­ w ackiego problem em epizodycznym , o g arniającym niew ielk ą część akcji. Strona psychologiczna została bardziej skom plikow ana. Na­ strój w tej części d ra m a tu s ta ł się w yłącznie pow ażny, z odcieniem idyllicznym o rosnącej przew adze tonów tragicznych. N ajw iększego spotęgow ania doznała stro n a uczuciow a przedstaw ień. Nie m a tu właściwego h iszpańskiej now eli h u m o ru i n a w e t cienia zachow anej do końca przez C erv an tesa żartobliw ości nie prow adzącej przecież do rozdźw ięku z pow agą zdarzenia.

W dram acie o ginącym narodzie, jak im je st „L ilia W eneda“ w ystępu je m isjonarz G w albert, przek on an y o sw ojej m agicznej

w ładzy n a ziem i i ponad ziem ią i jego cyniczny sługa Slaz.

G w alb ert u m artw ia się i biczuje, Ślaz poczytuje to za głupstw o. Po­ ry w y G w alb erta odpow iadają poryw om Don Kiszota. O baj działają nie w porę i nieskutecznie. Ślaz drw i sobie z pana id ealisty ja k San- czo, choć w in ny zgoła sposób. N iew inne, nieszkodliw e dla otoczenia są kłam stw a Sancza. K łam stw a Ślaza pow odują nieszczęścia.

K o n trast m o raln y postaci w iąże się jak w powieści hiszpań­ skiej z k o n trastem w ich w yglądzie. G w alb ert je st otyły, o k rótkich nogach, Ślaz m on stru aln ie chudy, brzydki, o kocich oczach i długim

(12)

5 0 Z O FIA SZM YDTOW A

nosie. O baj więc są n iep ięk n i jak bohaterow ie C ervantesa, p rzy czym otyłość nie jest tu oznaką syb ary tyzm u, ja k nie jest nią w A n - hellim (ksiądz-patriota).

Don K iszot i Sanczo są nierozłączni. R ozstają się w praw dzie, ale n a k ró tk o (poselstw o do D ulcynei, gubernatorstw o). W d ram acie Słow ackiego p oznajem y w zajem n e stosunki pana i sługi z ich ro z­ m ow y (akt II, sc. 2), po k tó re j zaraz Slaz ucieka podpaliw szy złośli­ w ie chatę. Gdy niespodziew anie spotka znow u swego pana, bez n a ­ m ysłu przebierze go w zb ro ję Salm ona wiedząc, że go przez to n a ­ ra ż a na śm ierć. G dy jak o kłam ca ani u L echitów ani u W enedów nie może zagrzać m iejsca, ujrzaw szy G w alb erta skorzysta z jego n a iw ­ ności, aby zaprzeć się spalenia chaty. Nie będzie m u dogadzała rola księżego sługi, ale inn ej ju ż przed sobą nie widzi. Będzie to w ięc w poczuciu Slaza n i e r o z ł ą c z n o ś ć z p r z y m u s u a n i e p r z y w i ą z a n i e jak w powieści hiszpańskiej.

Sanczo lu b ił rozpraw iać, dyskutow ać, opowiadać d y k te ry jk i, m iał szczególne upodobanie w przysłow iach. C hętnie też u żyw ał zw rotów uczonych p rzek ręcając je zazw yczaj w sposób zabaw ny. W dyspucie Sanczo s ta ra się nie ty lk o dorów nać Don Kiszotow i, ale i w ziąć n ad n im górę. To samo p rag n ie osiągnąć Slaz. T em at roz­ m ow y jest w dram acie polskim n a tu ry teologicznej, co w y n ik a z ch a­ r a k te ru m isji G w alb erta. O dbija się to na języku, w k tó ry m w y stę ­ p u je łacina kościelna używ ana także przez Slaza, jako języ k „uczony“. Sanczo stale w yk azyw ał Don K iszotow i jego złudzenia, sp ro ­ w adzając zjaw iska, n a k tó ry ch się znał, do zw ykłych proporcji. Sam jed n ak że oczekiw ał spełn ien ia sw ych prag nień , podobnie ja k Don K iszot po linii życzenia i także na drodze m agicznej. A ni śladu 'tej żądzy przygody w skłonnościach Slaza, ani śladu opiekuńczości, w ie r­ ności, bezinteresow nego przyw iązania. K łam stw o, złośliwość są tu jak ą ś p o trzeb ą isto ty upośledzonej od n a tu ry .

Cechy c h a ra k te ru Sancza Słow acki ta k w y jask raw ił i pogrubił, że dopiero u k ład w zajem n ych stosunków , k o n tra st n a tu r a w reszcie ro la nauczyciela dzieci królew skich p o d jęta przez Slaza-kanclerza w n astęp n y m d ram acie („K rak u s“) w sk azu ją n a n iew ątp liw e p o k re­ w ieństw o p o s ta c i15.

D egradacja Slaza idzie w p arze z jego em ancy pacją jako po­ staci działającej — po ucieczce od pana na w łasn ą rękę.

15 Na analogię m iędzy Sanczem -gubernatorem a Ślazem -kanclerzem zwrócił uw agę A. Górski.

(13)

SŁO W ACK I — C ER V A N TES ZW IĄ ZK I I ANA LO G IE 5 1

Ślaz nie osiąga ze sw oich k łam stw korzyści, ja k nie osiąga ko­ rzyści Sanczo, ale k łam stw a pierw szego m ają okropne n astęp stw a dla n ajszlach etniejszy ch bohateró w i najw ażniejszej spraw y. K łam ­ stw a drugiego zw racają się przeciw ko sam em u zmyślaczowi. Sanczo będzie się m usiał b ronić p rzed konsekw encjam i w łasnego zm yślenia.

Nie ty lk o jed nak że Ślaz odziedziczył od Sancza, co było w nim najgorsze, co tkw iło jed y n ie w zarodku w jego n aturze. Nie lepiej się przed staw ia G w alb ert. Podzielił on z Don K iszotem przeko nan ie 0 sw ojej w ielkiej m isji, o sw oim w p ły w ie na losy św iata. Nie obda­ rzy ł go przecież Słow acki ani konsek w en cją w działaniu, ani stałością odwagi. Z nak św iętości: au reola n ad głow ą robi w rażenie te a tra l­ nego rek w izy tu , a spełniająca się przepow iedziana w izja końcow a zask ak uje i dziwi. W ydaje się tak że czym ś tea tra ln y m .

T ru d no pojąć, czem u to postać ta k chw iejna w w yborze k ie ­ ru n k u działania, nie w olna od niem iły ch odruchów strach u , rozdw o­ jona n a wzniosłość poryw ów i pospolitość reak cji i działań p rak ty c z ­ nych m a być w y b ra n y m narzęd ziem zaśw iata? W szak o G w albercie 1 L echu zarów no m ów i z odrazą P olelum na chw ilę przed śm iercią: „Boże ... pom yśl jak im ty dajesz stw orzeniom C hw ilę try u m fu i u rągo w isk a“. U m ierający ród W enedów nie chce m ieć n a w e t g ro ­ bow ca n a tej ziem i, „gdzie oni żyją!“ N iem ałą w ym ow ę m ają te o statn ie słowa ostatniego obrońcy straco n ej spraw y! Godzą one n ie tylk o w ukazan y w dram acie porządek ziem ski, ale i w jego po rzą­ dek nadziem ski. Lech i G w alb ert to przedstaw iciele zwycięskiego p ań stw a i zwycięskiego kościoła. A le G w alb ert jest ponadto cudo­ tw ó rcą (uśpienie straży Lecha) i w izjonerem . T ak w ięc żywioł s a ty ­ ryczny sięga w „Lilii W enedzie“ także w zaśw iaty. W arto podk reś­ lić w spólny powieści i d ram ato w i m otyw złośliwości czarnoksiężni­ ków. W ystęp uje on w żarto b liw y m ośw ietleniu, a więc podobnie jak u C erv antesa — p rzy okazji zbroi Salm ona, a zwłaszcza jego zam k niętej przyłbicy. P rzy p om in a się w danym w yp adk u scena, w k tó re j Don K iszot przy b yw szy do k arczm y z tru d e m p rzeły k a jedzenie nie m ogąc się rozstać z przyłbicą.

C erv an tes był gen ialny m tw ó rcą postaci nie tylk o k o n tra s tu ­ jących ze sobą n a tle su b teln y ch podobieństw stanow iących pod­ staw ę ich w spółdziałania, ale i tw ó rcą jednostkow ych boh aterów o silnie zarysow anych p rzeciw ień stw ach w ew nętrznych. Słow acki przejął ów k o n tra st, ale u su n ą ł cechy w spólnoty stow arzyszonych boh ateró w i nierozłączność ich p rzed staw ił jako w y n ik okoliczności, nie zaś serdecznego zw iązku.

(14)

52 ZO FIA SZM YDTOW A

P rzeciw ieństw w n a tu rz e Slaza zgoła nie w yw ołał, czyniąc go jednolicie płaskim , cynicznym , n ap iętno w any m fizyczną i m oralną brzydotą, ja k T ersy tes czy P a n d a ru s w „T roilusie i K ressyd zie“' Szekspira.

G w alb erta p rzed staw ił w rozdw ojeniu, ale tu gubi się ono w sprzecznościach.

C ervan tes w yróżniał, żeby zbliżyć, dzielił żeby doprow adzić do p ojednania. O s i ą g n ą ł p r z y u d z i a l e p r z e c i ­ w i e ń s t w o b r a z p e ł n i c z ł o w i e c z e ń s t w a , d a j ą c p o c z u c i e b o g a c t w a p r z e j a w ó w n a t u r y l u d z ­ k i e j , d y n a m i k i ż y c i a w e w n ę t r z n e g o . C e c h y a k t y w n o ś c i b o h a t e r ó w , c h o ć p r z e c i w s t a w i o n e s o b i e , n i e z n o s z ą s i ę a n i z a p r z e c z a j ą w z a ­ j e m n i e , m i m o r o z d w o j e n i a , z a ś l e p i e n i a c z y p s y c h o z y .

Ja k że in n a je s t n aiw na ufność Don Kiszota, k tó ra ta k w zru ­ szała Sancza, od naiw n ej, a przecież pozbaw ionej w dzięku naiw ności G w alberta, ja k zupełnie in n e są błędy w jego postępow aniu.

Don K iszot płaci drogo za każdą pom yłkę, czynem dowodząc sw ojej jednolitości. G w alb erta p rzestajem y z biegiem akcji ro zu ­ mieć. Gdy zniknie nam z oczu w ynoszony ze sceny, w rzeszcząc i szam ocąc się ze strach u , zaciera się obraz jego odw ażnej w ędrów ki z L ilią do Lecha. S ty l jego w ypow iedzi byw a natchniony, ale byw a tak że b ajan iem zdziecinniałego starca ja k w ow ym dobroduszno- głupaw ym u ty sk iw an iu n a Slaza, że go nam ów ił do w ejścia n a sosnę.

G dy zobaczym y G w alb erta jako daw cę zw ycięstw a, k tó re Lech sam zdobył n a polu w alki, słow a jego zabrzm ią ja k próżna p rze­ chw ałka. P o w y b u chu w strę tu ze stro n y Polelum przeciw ko Lechowi i G w albertow i nie je s t p rzek o n y w ające w yróżnienie niefortu n nego m isjonarza z końcem d ram atu . W yróżnienie zaś stano w i pojaw ia­ jące się na niebie, a zapow iedziane przez niego cudow ne zjaw isko. Ani sk o n trasto w an ie postaci ani w izerun ek człow ieka o w iel­ kich p oryw ach a trafiająceg o w próżnię, an i w reszcie p ojednanie wzniosłości czy pow agi i kom izm u nie u d ały się Słow ackiem u.

P ró b a połączenia m ajestaty czn ej pow agi m itu ow ianego grozą dziejow ej klęski z sa rk a ty sty c zn y m przedstaw ieniem m otorów akcji m usiała w yw ołać szereg arty sty czn y ch i ideologicznych nieporozu­ m ień. W a t m o s f e r z e n a s y c o n e j k r w i ą i ł z a m i

(15)

SŁO W A CK I — C ER V A N TES ZW IĄ ZK I I A NA LO G IE 5 3

n i e m ó g ł r o z b r z m i e w a ć s w o b o d n i e ó w p r z e ­ d z i w n y ś m i e c h C e r v a n t e s o w s k i , k t ó r y c h o ć g ł o ś n y i n i e r a z o k r u t n y , n i e t ł u m i i n i e n i ­ w e l u j e ż a d n e j z r d z e n n i e l u d z k i c h w a r t o ś c i .

Słow acki nazw ie „G rób A gam em nona“ n iby ostatnim chórem „L ilii W en ed y“. W olą a u to ra w ydzielony z „Podróży do ziem i św ię­ t e j “ uzyska „G rób A gam em nona“ w ten sposób now y przydział. Nie ty lk o „dusza anielska w czerepie ru b asz n y m “, ale i k o n tra st. T erm opile — C h ero neja m iały w skazyw ać na alegoryczną stro n ę d ram a tu . W zastosow aniu do stro n w alczących k o n tra st anielstw a i rubaszności okazał się jed n a k niew y starczający i nieścisły.

T ru d n o nie w idzieć słabości m oralnej ludu, k tó ry m a przew agę w n iezw y k łej sile fizycznej i przew agę liczebną n a d przeciw nikiem . Z aw iniona czy niezaw iniona niem oc w sposób dostateczny nie je s t tu fata listy c z n ie um otyw ow ana. F a t a l i z m o b e j m u j e w p e ł n i o s t a t e c z n y w y n i k w a l k i : k l ę s k ę W e ­

n e d ó w . M yśl o klęsce m oże osłabiać w olę działania, ale może

tak że pobudzać do d esperackiej obrony. W narodzie w ened yjskim rodzina k rólew ska i h a rfiarz e to ci, któ rzy w alczą i podniecają n aró d

do w alk i w ia rą w zwycięstwo. Sam i w iedzą o nieuch ro nn ej p rze ­

granej. Św iadom ość ta sta w ia im przed oczami widm o niew oli.

P rzed n ią szu k ają dla siebie i dla swego lud u ra tu n k u w śm ierci. Sens akcji Rozy polega na p o d trzy m yw an iu w n arodzie woli w alki. W obec n iew ia ry n a ro d u w e w łasne siły Roza łudzi go obietnicą m a ­ gicznej pomocy, choć sam a w ie, że jej czary stra c iły już sw ą moc. W raz z ojcem , braćm i i h a rfiarz am i (Lilia działa najsku teczniej, z całym heroizm em , ale pośrednio służy spraw ie narodu) stanow i ona

osobną, z w a rtą g ru p ę w śród W enedów . G ru p a ta rozum ie całą

okropność niew oli. Je j przede w szystkim chce uniknąć. W yraz „n ie­ w ola“ zjaw ia się wciąż w dram acie w zw iązku z najcięższym i sy tu a ­ cjam i, w jak ich znaleźli się D erw id, Polelum , Lilia. S kargi k róla i synów k rólew skich n a los n iew olników p o d trzy m u je chór (akt II, sc. 3), gdy woła:

O, biada wam, o, biada, niewolnicy!

P rzyw ódcy w dram acie u siłu ją przem óc psychozę niew iary. Do­

p ro w ad zają do o statniej b itw y, k tó ra przechodzi w rzeź, gdyż W e-

nedzi p rz e sta ją staw iać opór. P olelum w obecności zwycięzcy

(16)

5 4 Z O FIA SZM YD TO W A

w d ram acie stoi poza zasięgiem rea ln y ch w ydarzeń. Lech nie o k u je

jej w k ajd an y , nie zaw lecze do swego obozu. Roza w skazu jąc na

łań cuch sk u w ający niedaw no królew iczów , teraz w ydobyty ze stosu, n a k tó ry m spłonęli, zw racając się do Lecha w ypow ie znam ienne sło­ w a zam ykające u tw ó r:

Patrz, co zostało z twoich niewolników!

Roza przez cały bieg ak cji p iln u je hasła, k tó re w „G robie A ga- m em no n a“ skupiło się w sym bolu: T erm opile, gdyż w ola b o h a te rsk a n ie ogarnia ogółu, k tó ry trz e b a sztucznie m agnetyzow ać p rzy pomocy talizm an u , legendy, proroctw a. M agiczna siła R ozy-w różki (odw a­ len ie głazu) prow adzi ją n a bezdroża. To jedno w ie ona n a pewno, że nic nie zapobiegnie klęsce.

Zw yciężeni przeciw staw ien i są zwycięzcom na k ilk u płasz­ czyznach. Lechici pew n i siebie w boju, w życiu dom ow ym są słabi, skłonni do o b żarstw a i p ijań stw a. Zw yciężają, ale ich w ładza nie będzie trw ała. W enedzi są jak b y zatruci, nie m ogą zrobić u ż y tk u z rea ln y ch sił przew ażających n ad siłam i Lechitów . Skąd pow stała ta dziw na niem oc psychiczna? W d ram acie Roza i H arfiarz m ów ią

0 p rzek leń stw ie ciążącym n a W enedach. O statn i bój będzie czę­

ściow ym okupieniem niem ocy narodu, ale n ade w szystko będzie m o­ raln y m try u m fe m rodziny królew skiej.

W szyscy jej członkow ie im p o n u ją w rogom godnością, o fiarno­ ścią, m ajestatem , heroizm em . Z ty ch w ielkich w artości w y rasta w ielkość p rzeg ran ej spraw y.

Poczucie potęgi pokonanych m a D erw id, gdy m ówi G w inonie:

...ja nie mam ludu,

Lecz po narodach już wymordowanych Jeszcze zostaje jakaś moc...

Lelum n a w yzw anie Lecha, aby jed en z synów rzu tem top ora odciął od gałęzi wiszącego za w łosy ojca, rad zi b ra tu , żeby rzu cając topo­ re m m yślał o ty c h ludziach, „co będą czuli H ańbę ze swego zw y­ cięstw a“... (akt II, sc. 3).

P olelum dokonaw szy tego zadania, w yw o łuje zazdrość w L e­ chu. Zw ycięzca poczuł się pokonany. O garnęła go obawa, że przysz­ łość zapam ięta n ie jego podboje, ale te n rz u t toporem : „Ach — czyn W eneda tak i m usi przeżyć Nasze m ogiły“ pow ie Lech Sygoniowi 1 krzyknie, że m usi w rogom „w ydrzeć sław ę“ (akt III, sc. 1).

(17)

SŁOW ACK I — C ER VA NTES ZW IĄ ZK I I ANA LO G IE 5 5

J a k wysoko ceni Lilię w alcząca z n ią G w inona św iadczą jej w łasne słowa:

...Lechoń u Wenedów!

Lechoń — on nie ma takiej córki, (akt II, sc. 1).

A Lech zawoła później: :

Ta córka warta dziesięciu Lechonów (akt IV, sc. 3).

O sław ie p ośm iertnej dw ugłow ego wodza pow ie Roza zw racając się do sk u ty ch ze sobą braci:

A gdy nie będzie was, to jęk żałosny

Przeleci w ieki i zwiąże imiona, (akt IV, sc. 4).

W ielkość pokonanych przew yższa sław ę zw ycięstw a. T ry u m f m o­ ra ln y g ó ru je n ad w y g ra n ą w w ojnie, choć try u m f to niew ielkiej g ru p y w narodzie.

Ten sam problem chw ały zw yciężonych, choć w innej proporcji, w in nych w y m iarach i w innym stosun k u do h isto rii znalazł w y ra z w trag ed ii C ervantesa pt. „N u m an cja“ napisanej około r. 1585 16.

C ervan tes m iał za sobą fak ty historyczne u trw alo n e zarów no w relacjach staro ży tny ch R zym ian ja k i w k ron ikach ojczystych, różniące się w praw dzie w szczegółach, ale zgodne w punkcie głów ­ nym , w ty m m ianowicie, że N um ancja, gród iberyjski, położony w dolnym biegu rzeki Duero, zdobyty przez Scypiona po zb u rzeniu K artag in y , nie dała try u m fu zwycięzcom, ale sam a zdobyła sobie n ieśm ierteln ą sławę.

Heroiczny p atrioty zm obrońców N um ancji uzyskał silny w y ­ raz uczuciow y w trag ed ii C ervantesa. „Toteż gdy w r. 1809 F ran cu zi oblegali Saragosę, w ystaw iono ta m „N u m an cję“ aby krzepić ducha obrońców 11. W ro ku 1937 poeta hiszpański R afael A lb erti w p ro w a­ dził w staw k i do te k s tu traged ii, a m ianow icie w łączył do sceny I oktaw y swego au to rstw a o aluzjach skiero w any ch przeciw ko M

us-16 Według Rudolfa Schevilla N um ancja mogła powstać w latach 1581— 1590. Ricardo Rojas sądzi, że została napisana przed r. 1585.

17 Józef Dierżykraj-M orawski. L iteratu ra hiszpańska, W ielka L iteratu ra

(18)

56 ZO FIA SZM YDTOW A

soliniem u. Tak zak tualizow an ą „N um ancję“ w ystaw iono rów nież

w M adrycie. A lb erti zaś pisał w dołączonym do niej w stępie: „w ierzę, że C ervantes, poeta i żołnierz, doznałby uczucia dum y, będąc obec­ nym n a p rzed staw ien iu sw ojej sz tu k i“ 18.

H um aniści hiszpańscy szczegółowo opracow yw ali h isto rię bo­ haterskiego grodu na podstaw ie źródeł rzym skich i rodzim ych k ronik.

Naoczny św iadek zdarzenia, Polibiusz, p rzyjaciel Scypiona, opisał oblężenie N um ancji, ale p raca jego się nie dochow ała. O m ów ił ją wszakże A ppian z A lek san d rii w w. II. Dzieło A ppiana w yszło w H iszpanii po g reck u w r. 1557. S tąd zaczerpnął C ervantes, po­ średnio czy bezpośrednio, wiadom ość o d ług otrw ałej w ojnie toczącej

się ponad 16 lat. Inne źródło m ówiło o zab ijan iu k obiet i dzieci

przez w ojow ników g rodu (D. A ntonio de G uevera „E pistolas fam iliä ­ re s “ 1548). K roniki rodzim e dostarczyły autorow i w ielu szczegółów, w których, jak zazw yczaj w kronikach, fak ty m ieszały się ze zm yśle­ niam i. D ziałały także na pow stanie „N u m ancji“ u tw o ry literack ie. Z nich to zapew ne przeszły do trag ed ii m otyw y dotyczące w iern ej p rzy jaźn i dw óch nierozłącznych m łodzieńców czy m iłości narzeczo­ nego, k tó ry za cenę swego życia dostarcza dziew czynie u pragn ion y przez nią p rz e d m io t19.

O w rażen iu d ecy d ują w szakże nie te literack ie m otyw y, ale h istoryczna w aga zdarzenia.

P isarze rzym scy oceniając b ezstron nie m ęstw o N um ancji,

św iadczyli o pozornym n ad n ią zw ycięstw ie Rzym u. Cycero N u­

m an cję nazw ał: „T erro r im p e rii“, L ucjusz F lo ru s stw ierdził, że nie było ani jednego jeń ca w N um ancji, którego m ożna było przep ro ­ w adzić w kajdanach , nie było też żadnej zdobyczy, gdyż pokonani nie m ieli bogactw , bro ń zaś sam i zaw czasu spalili. Nie w aha się też F lorus powiedzieć, że Rzym osiągnął w tych w a ru n k a ch try u m f tylko z im ienia („T rium phus fu it ta n tu m de n om in e“) 20.

B ohatersk i gród w tra g e d ii C ervan tesa re p re z e n tu je daw ną Iberię, p atrio ty zm m iejscow y sta je się w y razem powszechnego pa­ trio ty zm u 21. W szyscy m ieszkańcy N um ancji sta n ą na jed n y m

pozio-18 Плавскин. „Национально—героическая трагедия Сервантеса Нумансия. Сервантес. Статьи и материалы“ Издательство Ленинградского Государственного Ордена Ленина Университета, стр. 78. 19 op. cit., str. 67, 68. 20 op. cit., str. 67. , » 21 op. cit., str. 69.

(19)

SŁOW A CK I — C ER VA NTES ZW IĄ ZK I I A N A LO G IE 5 7

mie, w szyscy w y b io rą dobrow olną śm ierć, aby nie dostać się do n ie ­

woli. Uosobiona H iszpania skarżąca się n a w iekow ą niew olę pod

w ładztw em F enicjan, G reków , k tó ra spadła na nią — jak m ówi — z jej w łasnej w iny, w sk u te k niezgody jej synów, w idzi w N um ancji jed y n ą ostoję wolności.

T ragedia C ervantesa podzielona na 4 a k ty zaw iera dużo m a ­ te ria łu epickiego. Nie w ystarczy tu m ówić o akcji, trzeb a rozpatrzeć bliżej fabułę.

Po 17 lata ch w alki z N u m an cją żołnierze rzym scy popadli w ob­ żarstw o, p ijaństw o i rozw iązłość. Scypion w zyw a ich do otrząśnięcia się z gnuśności. Nie w ym aga jed nak że od nich m ęstw a, gdyż zarzą­ dza odcięcie g rod u od dowozu żywności.

Scypion odrzuca dw ie propozycje m ieszkańców N um ancji, je ­ dną dotyczącą honorow ej k a p itu la c ji i drugą, żeby w ojnę ro zstrzy g ­ nąć pojedynkiem . K apłan i obleganego grodu sk ład ają ofiarę bogom, ale ogień nie chce się palić. Z ry w a się burza, dem on w y ry w a z rą k

k apłan ó w zw ierzę o fiarn e i rozrzuca ogień. C zarow nik M arquino

p ró b u je wróżby. W skrzesza tru p a , którego przym usza do u jaw n ien ia przyszłości. W rócony do życia m łodzieniec zapow iada, że N um ancja zginie z w łasnych rą k i że R zym ianie nie odniosą n ad n ią try u m fu . W różbita rzuca się w grób, by n ie doczekać pow szechnej zagłady.

P o n ieu d an y ch p ró bach zakończenia w ojny z honorem m iesz­ kań cy grodu z b ie rają się n a n arad ę, k tó rej przyw odzi Teogenes. W zywa on zebranych, by znieśli n a stos cały swój dobytek. M ają go

spalić a potem um rzeć. U licam i m iasta ciągną w yczerpani głodni

ludzie niosąc sw e rzeczy. M łody M orandro p rz e ję ty bolesną sk arg ą na głód narzeczonej sw ojej, L iry , postanaw ia zdobyć dla niej chleb

w obozie rzym skim . W raz z n im biegnie nieodłączny przyjaciel

Leoncio, k tó ry ginie z r ą k w rogów . R anny M orandro w raca do grodu, p o d aje splam iony w ła sn ą k rw ią chleb Lirze i kona.

S en at N um ancji w y d a je d e k re t o śm ierci k obiet i dzieci. M ęż­ czyźni, k tó rzy p rag n ęli zginąć w w alce z Rzym ianam i, po stan aw iają zostać, by spełnić stra szliw y obow iązek w obec sw oich rodzin. D w aj chłopcy, a b y u nik n ąć śm ierci ch o w ają się: jed en bardzo już osłabły w pobliżu, d ru g i na wieży.

Scypion zdum iony ciszą do w iad u je się od M ariusza i J u g u rty , k tó rzy w chodzą n a m ur, że w m ieście w idać jezioro krw i, tru p y i po­ pioły. Teogenes poniósł śm ierć w płom ieniach po zabiciu żony i dzieci.

(20)

5 8 ZO FIA SZM YDTO W A

M ariusz podziw ia N um an cję i w alkę R zym ian uw aża za bezce­ lową. Scypion p rag n ie zdobyć choćby jednego jeńca, k tó ry um ożli­

w iłby m u odbycie try u m fu . Życzenie naczelnego w odza zdaje się

spełniać. Na w ieży w idać postać chłopca, ostatniego z m ieszkańców grodu. J e s t to ów V iriato, k tó ry się schow ał, aby ujść śm ierci. A le n apróżno obiecuje m u Scypion łaskę. Chłopiec w yraża żal, że nie podzielił losu w spółrodaków . Do Scypiona woła:

Za późno, okrutny, ofiarujesz miłosierdzie,

i dla okupienia przejściow ego lęku, k tó ry m u kazał się u k ryć, rzuca się z w ieży i um iera.

Scypion w y raża podziw dla dziecka, zdolnego do ta k heroicznej śm ierci. Śm ierć ta — ja k sam stw ierd za — pozbaw iła go chw ały zw ycięstw a.

Słow a rzym skiego wodza potw ierdza uosobiona Sław a, głosząc, że wielkość N um ancji, jed y n a w św iecie i w y jątko w a głośną będzie od jednego do drugiego bieguna, godną u trw ale n ia w poezji i w h i­ storii.

Oprócz Sław y i H iszpanii w y stę p u ją w trag edii: rzeka D uero,

W ojna, Choroba, Głód. W szystkie te postacie alegoryczne — ja k

słusznie orzekł A ugust W ilhelm Schlegel („U eber d ram atisch e K u n st u n d L ite ra tu r“) w ychodzące n a zakończenie aktów , p ełn ią fu n k cję

podobną do chóru w trag ed ii greckiej. O ne też w iążą przeszłość

z przyszłością, u stalając n ajw yższe m iejsce dla N um ancji w dziejach H iszpanii w ielbiącej wolność i honor.

G dybyśm y chcieli opatrzyć „N um an cję“ i „L ilię W enedę“ ja ­ kim ś hasłem o rien tu jący m w k ie ru n k u ich ideologii, hasło to

brzm iałoby dla obydw óch u tw oró w jednakow o: G l o r i a v i

c-t i s.

Idąc po tej linii w idzim y w y raźne analogie.

R zym ianie i Lechici m ają skłonność do ob żarstw a i p ijań stw a. J e d n i i d ru d zy nie będą m ieli try u m fu ze zw ycięstw a, s ta n ą bow iem w obec tru p ó w i zgliszczy. Je d n i i d ru d zy będą zazdrościli zw ycię­ żonym , będą ich podziw iali. W tra g e d ii C erv an tesa b o h atersk i gród re p re z e n tu je H iszpanię ja k w dram acie Słow ackiego rodzina króla i h a rfiarz e re p re z e n tu ją W enedów. W obu u tw o rach m am y a k ty sa­ m obójstw a dokonane dla unikn ięcia niew oli. O statni, k tó ry um iera w „L ilii W enedzie“ to Polelum , w N um ancji, po Teogenesie ginącym w płom ieniach, V iriato.

(21)

SŁO W A CK I — CER VANTES ZW IĄ ZK I I ANA LO G IE 59

I Polelum i V iriato odrzucają łaskę zwycięzców. Nie chcą żyć w niew oli. N ad stosem W enedów ukaże się cudow ne zjaw isko, po zgonie V iriata w y stąp i Sław a głosząca w ielkość N um ancji.

Z arów no w hiszpańskim ja k i w polskim dram acie klęska leży w nieodw racalnym w y ro ku przeznaczenia. W obu sztu kach m ów ią o ty m w różby, w obu o d by w ają się m agiczne p ra k ty k i z trupam i. Rzeka D uero biada nad w yrocznym , nieszczęśliw ym dniem , k tó ry nadszedł dla N um ancji, m ówiąc, że o dn iu ty m zadecydow ały gwiazdy.

Teogenes p rzed rzuceniem się w płom ienie n arzek a na straszn y los grodu, na k tó ry sprzysięgła się F o rtu n a i Niebo nie znające m iło­ sierdzia:

Fortuna en dano nuestro conjurada; Cielos, de justa piedad vacios...22.

Ten gorzki żal do potęgi nadziem skiej z n ajd u je bardzo bliski odpow iednik w p rzed śm iertn ej skardze Polelum :

...Boże! Patrzaj z nieba

Na tych dwóch ludzi przed stosem Weneda Konającego — patrzaj na tych ludzi I pomyśl, jakim ty dajesz stworzeniom Chwilę tryumfu i urągowiska (akt V, sc. 8).

S karga ta w zm acnia poprzedzające ją w akcie II (sc. 3) w ołanie chóru: „Gdzie spraw iedliw ość boska?“

Na straszn e przeznaczenie n aro d u n arzek a Roza, ja k n a rz e k a ją bohaterow ie N um ancji ze św iata ludzkiego i uosobiona H iszpania.

W trag ed ii hiszpańskiej w y stę p u ją dw aj nierozłączni p rz y ja ­ ciele, z k tó ry c h jed e n m a narzeczoną. Ich przebicie się przez szeregi n iep rzyjació ł budzi zd um ien ie i podziw w Scypionie ja k w L echu rz u t toporem Polelum . L ilia jest ja k L ira narzeczoną jednego z n ie ­

rozłącznych tak że b raci-przy jaciół. W ystąpienia chóru przynoszą

ośw ietlenie sytu acji, zapow iedzi n a przyszłość, ale i słow a podziw u dla bo h aterstw a i słow a w spółczucia. C hór sław i w ielką przeszłość Polski, płacze n a d jej niedolą. I n ie ty lko chór to robi. Roza zapo­ w iada, że w ieki odległe b ęd ą pam iętały o w alczących do ostatka.

22 Miguel de C ervantes Saavedra. Obras C om plétas Edicion de la Real

(22)

6 0 Z O FIA SZM YD TO W A

Chór w trag ed ii Słow ackiego p ełn i więc tę sam ą rolę, ja k ą w trag ed ii C erv antesa m ają postacie alegoryczne. H iszpania m ów i o niezgodnych synach, k tó rzy sp ro w ad zają na k ra j nieszczęścia,* o N um ancji zaś jak o o b o h atersk iej red u cie wolności, która odnow i się z popiołów ja k Feniks. H iszpania w y raźn ie stw ierdza, że je d n a tylko N um ancja ta k ukochała wolność:

Sola Numancia...

y a costa de su sangre ha m antenido La amada libertad suya primera... Do acabarâ su vida, y no su fama, Cual fénix' renovàndose en la llam a 23.

Sym bolikę popiołów rozw inie Roza zapow iadając, że z nich w łaśnie w yjdzie m ściciel. Nie ty lk o w ięc chór, ale i w różka W enedów zbliża się w sw ej roli do alegorycznych postaci z „N u m ancji“, aby ostatn ia zabrać głos w utw orze, ja k to uczyniła uosobiona Sław a w trag ed ii hiszpańskiej.

K ieru n ek ideologiczny obu u tw o ró w idzie w y raźn ie po linii uw ielbienia m ęstw a zw yciężonych i zapow iedzi ich sław y p o śm iert­ nej. N uta fatalizm u pobrzm iew a raz po raz w obu dziełach. W o s- t a t n i e j b o w i e m i n s t a n c j i i t u i t a m d z i a ł a p r z e z n a c z e n i e . K l ę s k a j e s t n i e o d w r a c a l n a , a l e " h e r o i z m m o ż e j ą p r z e k s z t a ł c i ć w t r y u m f m o ­

r a l n y n i w e l u j ą c y z w y c i ę s t w o w r o g ó w , k t ó r e s t a j e s i ę t y l k o c z y s t o z e w n ę t r z n y m s u k c e ­ s e m . W obu u tw o rach ci co dzisiaj w y g rali w przyszłości upadną, w obu m ów ią o ty m wróżby.

Jeżeli się pam ięta, że H iszpania n azyw a N u m an cję jed y n ą osto­ ją wolności i h onoru w zapasach z najeźdźcą, to w „L ilii W enedzie“ jej odpow iednik stanow i g ru p a przyw ódców narodu.

W trag ed ii hiszpańskiej d e k re t S e n a tu zn a jd u jąc y podstaw ę w woli ludności głosi śm ierć w szystkich m ieszkańców g rodu z w łas­ n ych ich rąk. W tra g e d ii polskiej Roza zachęcając do w alki z w ro ­ giem o bietnicą zw ycięstw a, chce także zgonu swoich. W yznaje to sam a w rozm ow ie z w odzam i: „T rzeba W as było w szystkich oszu­ kać i śm ierci Pędzić, jak białą trzo d ę owiec, w g a rd ło “ (akt V, sc. 5.).

(23)

f

j

^ Gw ozdiew w rozpraw ie pt.: „C ervantes i trag ed ia h ero izm u “

słusznie u ją ł prob lem b o h atera „N u m an cji“ w n astęp u jący m

sform ułow aniu: „W ro li b o h atera trag ed ii została przedstaw io na nie pojedyńcza silna osobowość, ale wola zbiorow a n a ro d u h iszp ańsk ie­ go, jego pogarda śm ierci, jego gotowość do sam oofiary, jego poryw p a trio ty c z n y i płom ieny pęd do w ielkości“ 24.

T ak jest istotnie. Nie tylko postacie n azw ane z im ienia, ale także bezim ienni m ieszkańcy N um ancji św iadom ie i dobrow olnie w y b ie ra ją śm ierć.

Słow acki skom plikow ał p roblem dzieląc W enedów na g rup ę rządzącą, zdolną do w ielkich ofiar dla ojczyzny i wolności, i na ogół w ym ag ający sztucznych podniet, podległy niem ocy. Nie zm ienia to fak tu , że ja k w „N u m an cji“ ta k w „Lilii W enedzie“ w przeznaczeniu

leży klęska szlachetnych obrońców k ra ju . W obu u tw o rach zw y­

ciężeni u n ik n ą niew oli i zginą z chwałą.

T rag ed ię C ervan tesa bardzo wysoko cenili: G oethe, Sism ondi, R ic h te r i inni. A. W. Schlegel pisał o niej: „ Je st to dzieło rzadkiej wielkości, rzad k iej doskonałości, m ało znam d ram ató w now ożytnych, k tó re ta k się zbliżają do tra g e d ii sta ro ż y tn e j“ 25.

J e s t praw dopodobne, że poeta polski znając język hiszpański czytał w ory g in ale „N u m an cję“, ta k w ielbioną przez rom anty kó w niem ieckich.

A nalogie są, jak w idzieliśm y, w ielorakie. G łów na dotyczy ideo­ logii: honorow ej klęski zw yciężonych i pozornego try u m fu zw ycięz­ ców. Inne zn ajd u jem y w śród akcesoriów jak: w różby, obrzędy m ak a ­ bryczne. Podobieństw o dotyczy także grupow ania postaci: 1) dwóch n ierozłącznych przyjaciół ginących jed en po d rug im i narzeczona jednego z nich, 2) o statn i z pokonanych, k tó ry odrzuca łask ę w roga i u m iera dobrow olną śm iercią w jego oczach.

W „N u m an cji“ n astró j je st jednolity. Na tle pow agi i grozy sy tu a c ji słyszym y o cierpieniach fizycznych i m oralnych, słyszym y sk a rg i n a los i na Boga. W szystko to o d n ajd u jem y także w „Lilii W enedzie“. B ardziej d łu g o trw ałe są tu n a w e t cierpienia D erw ida, Lilii, Rozy. M ocniej niż w „N um an cji“ b rzm ią też sk arg i na bez­ silność w obec losu.

j SŁO W A CK I — CERVANTES ZW IĄ ZK I I A N A LO G IE 61

24 Сервантес. „Статьи и материалы“ стр. 53.

25 J. J. A. Bertrand. C ervan tes et le rom antism e allem and. Paris Alcan 1914, p. 141.

(24)

6 2 Z O FIA SZM YDTOW A

W dziele Słowackiego, gdzie i pro b lem aty k a i akcja m a ją cha­ r a k te r bardziej złożony i bardziej za w ikłany, po jaw iają się ponadto sceny i postacie o zab arw ien iu groteskow ym . W iążą się one z cha- rak tero lo g ią i tech n ik ą „Don K iszota“. W łączają się w ak cję trag ed ii

pogrubione, n a p raw ach ostrego dysonansu. Na tragicznej m asce

losu u kazu je się grym as sarkazm u. C en traln a rola Slaza w „Lilii W enedzie“ zbliża ją w pew nej m ierze do „T roilusa i K re ssy d y “ Szekspira. D o n k i s z o t o w s k a d w o i s t o ś ć n a t u r y b o h a ­ t e r ó w , k o n t r a s t o w e u s t a w i e n i e p o s t a c i w y m a ­ g a j ą c e u m i e j ę t n o ś c i c i e n i o w a n i a i w o l n e g o t e m p a d z i a ł a ń z o s t a ł y p r z e z S ł o w a c k i e g o w ł ą c z o n e w n u r t a k c j i r w ą c ej k u k a t a s t r o ­ f i e , a k c j i o p o t ę ż n y m m a j e s t a c i e d z i e j o w y m . Ja k ż e tru d n a do skoordynow ania okazała się mnogość w yw ołanych przez poetę przeciw ieństw i m ęczącej w ty m układzie w ieloznacz­ ności.

A przecież dopiero su b te ln a analiza pozw ala w y k ry ć n iek o n ­ sek w encje w m otyw ow aniu przebiegu zdarzeń i niedociągnięcia w c h a ra k te ry sty c e postaci o chw iejnym , niew yraźny m ' ry su n k u , po­ staci tak ich ja k G w alb ert czy Roza. Silna ek sp resja scen, św ietność dialogów przynoszących w alk ę na słowa, śliczne pieśni chóru sp ra­ w iają, że g roteska ani sa ty ra nie p rzysłonią trag edii dziejow ej roz­ jaśnio n ej b o haterstw em ginących.

P ełn ej jedności w rażen ia Słow acki w praw dzie nie osiągnął, ale rozpaczliw ą w alk ę o wolność p rzedstaw ił w ym ow nie.

A n a l o g i a „ L i l i i W e n e d y “ z „ N u m a n c j ą “ w d z i e d z i n i e z a s a d n i c z e j k o n c e p c j i t e m a ­ t y c z n e j j e s t t a k w y r a ź n a , ż e c h y b a ż a d e n z u t w o r ó w b r a n y c h w r a c h u b ę p r z y o m a ­ w i a n i u g e n e z y t r a g e d i i S ł o w a c k i e g o w t a ­ k i m s t o p n i u n i e d a s i ę d o n i e j z b l i ż y ć , j a k w ł a ś n i e t a t r a g e d i a C e r v a n t e s a .

B adania przeprow adzone przez prof. K lein era n ad recepcją S zekspira przez Słow ackiego w ykazały jego skłonność do łączenia tego, co Szekspir rozdzielał k o jarzen ia realizm u z fan tasty k ą, ko­ m izm u z pow agą, do p iętrze n ia i w y ja sk ra w ia n ia efektów grozy czy groteski.

(25)

SŁO W A CK I — CER VANTES ZW IĄ ZK I I A N A LO G IE 6 3

B ad an ia n ad C ervantesem w sk azu ją n a proces bardzo podobny. S ł o w a c k i w j e d n y m u t w o r z e ( „ L i l i a W e n e d a “) ł ą c z y t e c z y n n i k i , k t ó r e p o e t a h i s z p a ń s k i r o z w i j a ł w o s o b n y c h d z i e ł a c h , g a t u n k o w o o d s i e b i e r ó ż n y c h ( „ D o n К i s z o t “ , „N u m a n с j a “). Po­ tęg u je elem en ty groteskow e, obok postaci heroicznych w prow adza n ieje d n o litą fig u rę św. G w alberta, cyniczną i płask ą m oralnie postać Slaza — w ynatu rzo n ego Sancza.

P oeta polski n ie m iał pod nogam i g r u n tu historycznego ja k C ervantes. Nie m ów iły m u nic o trag ed ii W enedów k ro n ik i ojczyste ani pieśni, nie odsłaniało jej także żadne źródło obce. B r a k f a k ­ t ó w r e a l n y c h m u s i a ł z a s t ą p i ć f a k t a m i z r o ­ d z o n y m i z w y o b r a ź n i , i r y z y k o w n y m i n i e ­ k i e d y s k o j a r z e n i a m i l i t e r a c k i m i .

Siła po etycka Słow ackiego spraw iła, ż e s t w o r z y ł d z i e ­ ł o z a w i ł e w p r a w d z i e i n i e d o s y ć k l a r o w n e , a l e d z i e ł o o b o g a t e j e k s p r e s j i , o b a r d z i e j o ż y ­ w i o n y c h i z i n d y w i d u a l i z o w a n y c h a r t y s t y c z n i e p o s t a c i a c h n i ż „ N u m a n с j a", o n e r w i e d r a m a ­ t y c z n y m o d n i e j ż y w s z y m , c h o ć n i e t a k m o ­ n u m e n t a l n e i n i e t a k j e d n o l i t e .

P ro b le m a ty k a renensansow a doznała w dziele ro m an ty k a

większego skom plikow ania. T em at chw alebnej klęski n a b ra ł szcze­ gólnej w agi dla poety polskiego po u p a d k u pow stania. K ry ty cz ­ nie usposobiony do em igracji, nie chciał jej łudzić zw ycięstw em . Nie m ająca za sobą mas, o d erw ana od k ra ju , jakże się m ogła spodziewać w y g ran ej? Słow acki szedł jeszcze dalej, u zn ając całe swe pokolenie za niezdolne do czynu, skazane n a „bezskuteczne u siło w an ia“. Cóż m ieli począć n ajlep si z tego pokolenia, jeśli nie szukać rozw iązania dla sw ej tragicznej egzystencji poza sferą zw ycięstw a.

W znalezieniu sensu dla w ysiłków podejm ow anych na próżno dla n ie dających się un ikn ąć klęsk i zawodów m ógł dopomóc Sło­ w ackiem u C ervan tes jako a u to r „Don K iszo ta“, „N u m ancji“ , a w pew nej m ierze i „Zazdrosnego E stre m ad u rc zy k a “. K ażdy z tych u tw oró w p rzed staw iał try u m f sp raw y p rzeg ran ej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

obecność A. stwierdził Janusz Guzik. Ambrozję bylicolistną odnotowała Halina Galera w parku im. Skłodowskiej- -Curie obok głównego gmachu Wydziału Biologii

Obecność kompozytora w utworze zaznacza się tym intensywniej, im większy i oryginalniejszy jest jego talent oraz — ujmując to zagadnienie bardziej ogólnie. —

Using the framework of technologi- cal mediation, we show how opaque and seductive game mechanics can invite problematic usage patterns, such as excessive use with negative effects

Często przechadzał się aleją lipową i przed m uzeum interesu­ jąc się tym, co się tam działo.. WT nie­ dzielne poranki bądź popołudnia widywaliśm y Jego

Hermanis w jednym z wywiadów powiedział, że obecnie jego ulubionym tematem jest starzenie się, czemu dał wyraz w spektaklu Barysznikow / Brodski. W ostatnich scenach

Wpraw­ dzie aplikant powinien uczyć się przez cale trzy lata, ale wiadomo, że w rzeczywistości aplikanci zaczynają naprawdę uczyć się dopiero na kilka

zobowiązań podatkowych w zakresie podatku od lokali.. Palestra

Kolokwium