• Nie Znaleziono Wyników

Panu Profesorowi Henrykowi Markiewiczowi - w odpowiedzi

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Panu Profesorowi Henrykowi Markiewiczowi - w odpowiedzi"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksander Fiut

Panu Profesorowi Henrykowi

Markiewiczowi - w odpowiedzi

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (113), 175-179

(2)

O pinie

Wokół

Traktatu moralnego

Czesława Miłosza

i wątpliwości Henryka Markiewicza

wyrażonych w szkicu

Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym”?,

„Teksty Drugie” 2006 nr 5

Aleksander FIUT

Panu Profesorow i H e n rykow i M arkiew iczow i

- w odpow iedzi

Pozornie p roste i ostentacyjnie naiw ne p y ta n ie Profesora H enryka M arkiew i­ cza: Czego nie rozumiem w „Traktacie moralnym”?1 jest w istocie p y ta n iem zabój­ czym. Stawia bow iem potencjaln y ch interlo k u to ró w (a w in n i n im i być w in ten cji A utora „m iłoszolodzy”) nie tylko z góry na przegranej pozycji, ale także w położe­ n iu wyjątkowo kom icznym : m ają oni bow iem odgrywać rolę m entorów, pouczać jednego z najw ybitniejszych uczonych i najbardziej przenikliw ych in te rp re ta to ­ rów tekstów literac k ich różnych epok. W olne żarty! W szelako b ra k odpow iedzi na owo pytanie m ogłoby zostać u znane albo za objaw lekcew ażenia, albo za p rze m il­ czenie n ad e r w ażnych, poruszonych przez Pana Profesora kw estii. Skoro więc zo­ stałem , niczym G ałkiew icz, w yrw any do odpow iedzi, to odpow iem - ale ani jak G ałkiew icz, an i jak Bladaczka. N ie będę zatem tw ierdził, że m nie Traktat moralny nie zachw yca i nic z niego nie rozum iem , an i tym b ardziej nie będę pow tarzał, że „M iłosz w ielkim poetą b y ł” oraz n ie o d m ie n n ie nas m u si zachwycać. To by po le­ m ikę z góry uniem ożliw iło.

N ie będ ę także P an u Profesorow i, strojąc się w togę znawcy, n ie p o trzeb n ie w yjaśniał, że na przy k ład pojaw ienie się powojów na ru in a c h oznaczać m oże p o ­ zór n o rm aln o ści w św iecie noszącym bolesne i świeże ślady wojny. W ątpliw ość Poety, czy „świt p o k o ju ” „obudził lito ść”, czyli w iększą w rażliwość na lu d zk ą n ę ­ dzę i cierp ien ie, w ydaje się całkiem u zasadniona w obliczu procesu sowietyzacji znacznej części Europy. N ie będę dalej sum iennie wywodził, że „dyscyplina e lim i­ n a c ji” dotyczy n ie tylko sam ych teo rii, któ re pow stawały na drodze rozw oju cywi­

H . M a r k ie w ic z C zego nie r o zu m ie m w „ T ra kta cie m o r a ln y m ”?, „ T ek sty D r u g ie ” 2 0 0 6

n r 5, s. 2 0 5 -2 1 2 . C y ta ty lo k a liz u j ę w te k ś c ie .

17

(3)

17

6

O p in ie

lizacji, a m iały tłum aczyć jej fenom eny (na przy k ład m it o A tlantydzie), lecz ta k ­ że samego sposobu ich rozum ienia, niezbyw alnie naznaczonego historyczną w zględ­ nością i hipotetycznością. N ie będę p rzy p o m in ał, że Poeta woli T ukidydesa od H erodota (choć ocenę tego ostatniego zm ien i w Traktacie poetyckim) zarów no dla­ tego, że w ojny G recji z Persją uznaw ał, ta k jak i K roński, za swego ro d za ju figurę k o n fro n tacji Z achodu ze Z w iązkiem Sowieckim , jak też i z tego pow odu, iż b a r­ dziej odpow iada m u krytycyzm , rzeczowość i pow ściągliwość stylu au to ra Wojny

peloponeskiej niż barw ne opowieści ojca h istoriografii, k tó ry dzieje p oddaje m ora-

listycznej ocenie oraz w ierzy ciągle w ingerencje bogów w świat ludzki. N ie będę argum entow ał, że am b iw alen tn y stosunek M iłosza do m etody m arksistow skiej, a w cześniej heglow skiej, stąd się chyba bierze, że jej zaletą jest uw rażliw ienie w m y­ śleniu na w szechobecny R uch, w adą zaś dialektyka, która unicestw ia pojęcie od­ w iecznej praw dy i n iezm ien n y ch zasad m oralnych, stając się zaś in stru m e n te m ideologii i d o k try n y w k o m u n isty cz n y m system ie to ta lita rn y m , u spraw iedliw ia te rro r i ludobójstw o. W odpow iedzi G om brow iczow i M iłosz w yznawał: „C iągłe skoki z pozycji historycznej w «wiecznościową» i odw rotnie, z tęsk n o tą do takiego ich połączenia, że obie zn a jd ą swój w łaściwy w ym iar - to był i jest dla m n ie n a j­ w ażniejszy pow ód do zm artw ień ” . Tego dylem atu n igdy w łaściwie M iłosz n ie roz­ w iązał. Jedyną odpow iedzią, jaką n a ń znalazł, były pism a Sim one W eil, gdzie dia- lektykę zastąpiła zgoda na nieu su w aln e sprzeczności, z któ ry m i m ożna się uporać rozpaczliw ym aktem wiary, a któ ry ch ostateczne rozw ikłanie pozostaje wyłącznie w gestii ukrytego Boga. N ie będę w reszcie dopow iadał, że mój u lu b io n y fragm ent o g rabarzu, który „grzebie systemy, wiary, szkoły”, ubijając n a d n im i „ziem ię g ład­ ko, piórem , nag an em czy ło p a tk ą ” nie jest jedynie p o rtre te m „jakiegoś stalinow ­ skiego z b ira ” (s. 207). Jest to raczej, jak sądzę, w izerunek kom unistycznego poli- tyka-ideologa, który z tym , co dla niego w ydaje się m artw e, bo stanow i część - skazanego na zagładę przez w yroki h isto rii - dziedzictw a kulturow ego, rozpraw ia się za pom ocą zarów no literatu ry , zakneblow anej przez cenzurę i poddanej p o li­ tycznej tresu rze, jak rów nież te rro ru , w któ ry m czynny udział bierze N K W D , oraz anonim ow ej zbrodni. G orzką, rozpaczliw ą iro n ią pobrzm iew ają słowa: „A wiosny nim a. Zawsze grudzień. / N ie rozpraszajm y jed n ak złu d z e ń ”.

N ie ośm ielę się zatem rozwiewać rzekom ych w ątpliw ości Pana Profesora, bo On to wszystko doskonale wie, lepiej ode m nie! Skoro zaś Profesor nazw ał p odm iot m ów iący Traktatu moralnego Poetą, ja nazw ę po d m io t m ów iący jego tek stu , który z rzeczyw istym A u to rem m a jedynie tro ch ę w spólnego, K o m en tato rem . Tenże K om entator jest fig u rą najw yraźniej dwoistą; czytelnikiem tyleż naiw nym i p ro ­ stodusznym , co dysponującym n ieb ag ateln ą znajom ością rzeczy. Raz podkreśla swoją in te rp re tac y jn ą bezradność, to znów cytuje łacińską m aksym ę św. A ugusty­ na, toczy w p rzypisach po lem ik i z in te rp re ta c ja m i Łukasza T ischnera, jedynego autora obszerniejszego stu d iu m o Traktacie moralnym, koryguje b łą d Poety w ro zu ­ m ie n iu S artre’ow skich k ategorii. N aw iasem mówiąc: ta odm iana egzystencjalizm u była M iłoszow i najw yraźniej obca i m ało się w nią w głębiał. W przeciw ieństw ie do G om brow icza, k tó ry fascynującej debacie z S a rtre ’em pośw ięcił w iele stron

(4)

Dziennika, poeta traktow ał ją z w yraźnym lekcew ażeniem , uznając w yłącznie za

przejaw przejściow ej m ody in telek tu aln ej.

K om entator nie tylko zresztą u d aje naiw ność i błyszczy erudycją, ale także najw yraźniej grzeszy p ed a n te rią . Surowo dom aga się od P oety uściśleń, b ezlito ś­ nie tro p i w jego w yw odach b ra k precyzji, nie bez złośliw ości wytyka m u błędy w rozum ow aniu i p o tknięcia gram atyczne (w pew nym m iejscu zarzuca autorow i na przy k ład niezro zu m iałe posługiw anie się łącznikiem „więc”, s. 208). P ragnie dociec, dlaczego przyszłościow ą iluzję um ieścił poeta w „Taorm inie, m oże w T rie­ ście”; „Co to są «straszliwej nocy stalaktyty»”; „Co to znaczy «pograć w polityczne konie»” (s. 211). Posuwa się naw et do obrazoburczego stw ierdzenia: „Z abrzm i to nietaktow nie, ale w ydaje m i się, że n iek tó re z tych zagadkow ych form uł w ynikły tylko z konieczności zn alezien ia ry m u ” ! Pow staje p ytanie: skąd b ierze się owa u derzająca dwoistość K om entatora? Skąd jego anty h erm en eu ty czn e założenie, że w szystkie form uły, m etafory i obrazy zaw arte w poem acie m ożna do końca w yjaś­ nić bez u ciekania się do znajom ości ich pozatek stu aln y ch kontekstów ? Skąd p rze­ św iadczenie, że ze sprzecznościam i tru d n o się pogodzić „w utw orze poetyckim tak bardzo w ychylonym k u m yśleniu dyskursyw nem u, jak Traktat moralny” (s. 211)? Skąd w reszcie sugestia, że w iersz w inien podlegać ta k im sam ym operacjom an a li­ tycznym , jak rozpraw a naukow a, czyli w inna go cechować jasność, przejrzystość logiczna i konsekw encja w d o b ie ra n iu argum entów ?

N a zapisany przez Pana Profesora „protokół kłopotów i niepow odzeń in te r­ p reta cy jn y c h ” odpow iedziałem k atalogiem w łasnych sugestii i prób le k tu ry wy­ b ran y ch przez N iego tru d n ie jszy c h fragm entów Traktatu, ograniczając się celowo do początkowych fragm entów poem atu. M oją in tencją było bow iem wyłącznie przy­ p om nienie, że lite ra ln e odczytyw anie tego utw oru nie jest w ogóle m ożliw e, zaś uw zględnienie jego k o n te k stu historycznego staje się coraz b ardziej niezbędne. In n y m i słowy, ryzyko dow olnych odczytań Traktatu moralnego m oże być z m n iej­ szone jedynie do k ład n ą znajom ością tyleż całego pisarstw a M iłosza, co zaw ikła- nych i tragicznych zarazem społeczno-politycznych realiów tu ż pow ojennego okre­ su. Szczerze m ów iąc, kiedy czytałem tekst Pana Profesora, m iałem do N iego żal, że w ta k niew ielkim sto p n iu podzielił się z czytelnikiem w łasnym i w rażeniam i, które w yniósł z pierw szej le k tu ry Traktatu moralnego, a także swoją p ryw atną w ie­ dzą o tam tym czasie - o dyskusjach, jakie ukazaniu się p oem atu towarzyszyły, i o ca­ łej ówczesnej atm osferze in te le k tu aln ej. Przecież utw ór te n zaw ierał wyjątkowo silny ła d u n ek w ybuchowy, czego M iłosz był doskonale świadom! (wystarczy p rze­ czytać jego list do Juliusza K rońskiego). U kryte ostrze p oem atu, w ym ierzone w sys­ tem k om unistyczny w jego w ersji stalinow skiej, n aty ch m iast zostało dostrzeżone w k raju . K azim ierz Wyka, k tó ry zam ieścił poem at w kw ietniow ym n um erze „Twór­ czości” z ro k u 1948, sygnalizow ał w liście do autora, że są w tym utw orze m iejsca, które „m ogłyby zostać przeciw ko n ie m u odw rócone”. Iw aszkiew icz tłum aczył się w koresp o n d en cji z M iłoszem , że w ypisyw ał o jego poem acie w swoim felietonie „głupstw a” jedynie po to, żeby zwrócić uwagę na tek st, k tó ry „przem ilczano tak, jakby zu p ełn ie n ie został n ap isan y i w ydrukow any” . P am iętam też, że Jan B łoński

17

7

(5)

17

8

O p in ie

w spom inał, jak to z L udw ikiem F laszenem chodził po P lan tach , recytując z p a ­ m ięci frag m en ty Traktatu moralnego jako o d tru tk ę na poczucie beznadziejności w obliczu rosnącego te rro ru i b ru ta ln e j in doktrynacji.

Z gadzam się całkow icie z K om entatorem , kied y pow iada, że poem at ch a ra k te ­ ryzuje „ciągła oscylacja m iędzy skrajnym pesym izm em a pow ściągliw ym o ptym i­ zm em ” (s. 211). D odałbym jeszcze in n e oscylacje: pom iędzy p u ła p k a m i dialekty- ki heglow skiej a nie do końca w ykrystalizow aną zgodą na istn ien ie n ie u su w al­ nych sprzeczności; pom iędzy zapisem osobistych w ahań i rozterek Poety a potrzebą u dzielenia ra d innym , znajd u jący m się w podobnej sytuacji historycznej, sytuacji nie do pozazdroszczenia; m iędzy n iejasnościam i tyleż zaw inionym i przez autora czy też jego grą z cenzurą, ile stanow iącym i in te g raln ą właściwość te k stu poetyc­ kiego. M oże w łaśnie owe n apięcia spraw iają, że Traktatowi moralnemu tow arzyszy tak niew iele kom entarzy? T rudno zaprzeczyć: aby choć w części uporać się z tym tekstem , należałoby poświęcić m u w yczerpujące stu d iu m , które w ym agałoby n ie ­ m ałej erudycji, zwłaszcza historycznej. Bo te n poem at staje się na naszych oczach nade w szystko historycznym św iadectw em św iatopoglądow ych dylem atów Poety i stanow iących ich tło dram atycznych rozdarć X X w ieku.

D latego p reten sję Pana Profesora, który w ostatniej części swojego arty k u łu ostatecznie zdejm uje m askę i zadaje pytanie: „C zem u to o tym pisać nie chcecie, Panowie? (i P anie)” (s. 212) - p rzyjm uję z pokorą, jako adresow aną także do m nie. Trochę już o Traktacie moralnym pisałem , ale z pew nością za m ało. Prow okacyjne pytania Profesora, Jego próba „h erm en eu ty k i negatyw nej”, ujaw niającej m iejsca w tekście n iezrozum iałe, uśw iadom iły m i, jak dalece - znacznie b ardziej niż są­ dziłem - jest to utw ór in te le k tu aln ie niezborny, zagadkow y i powikłany. O becnie w ydaje m i się, że k luczem do in te rp re ta c ji tego p o em atu m ogłoby być jego zdanie ostatnie, m ające form ę zaklęcia. Jąd ro ciem ności, zdaje się mówić Poeta, nie czeka nas w przyszłości: ono jest „przed n a m i” - tu i teraz. W yrażają go, jak w u C onrada, klęska h um anistycznych ideałów, b ru ta ln a przem oc i polityczny cynizm , ukryw a­ jące się za zasłoną szlachetnej frazeologii, pogarda dla człowieka. W sam ym zaś zaklęciu: „Idźm y w spokoju, ludzie p ro ści” zaw iera się p o stu lat zachow ania choćby pozornego, w ew nętrznego spokoju i p ro sto ty serca w obliczu - praktykow anego na niebyw ałą skalę, a zapow iedzianego już przez C onrada - społeczno-polityczne­ go n ih ilizm u . P ostulat, dla którego jedyne oparcie stanow ią n ie u sta n n ie podw aża­ ne, także przez autora poem atu: p rze k o n an ie o istn ie n iu nadzm ysłow ego m o ral­ nego p orządku, w iara w zwycięstwo rów now agi um ysłu n a d g łu p o tą i kłam stw em , w reszcie krzepiąca w iedza historyczna o rozkładzie, jak iem u z upływ em czasu ule­ gają, naw et najb ard ziej tru jące, filozoficzne oraz ideologiczne toksyny.

Co się zaś tyczy kąśliw ej uwagi po d adresem postm odernistów , którzy, niczym żaba z liścia na liść, „p rzeskakują m ilczkiem przez niezro zu m iałe dla n ic h frag­ m en ty tekstów ” (s. 212) - do p o stm odernistów m am , P anie Profesorze, podobnie jak Pan, dosyć sceptyczny stosunek. Ale czy n ie istn ieje pew ne pokrew ieństw o Pańskiej „herm en eu ty k i negatyw nej” z ich p rocederam i staw iania lite ra tu ry w stan podejrzeń i tropienia sem antycznych pęknięć? A ponadto: czy n ad niezrozum iałym i

(6)

frag m en tam i te k stu nie p rzesk ak u ją też wszyscy ci, którzy p rag n ą m aksym alnie uspójnić swoją in terpretację? Czy nie jest to ukryta bolączka każdej m etodologii, kiedy się ją stosuje z m orderczą konsekw encją w in te rp re ta c ji pojedynczych te k ­ stów literackich?

Abstract

Aleksander FIUT

Jagiellonian U n iversity (K ra k ó w )

To Professor Henryk Markiewicz, Esq.: A Response

M y te x t takes o n th e game p ro posed by Prof. H e n ry k M arkiew icz by asking Traktat moralny [ ‘T h e M oral Treatise'], th e p o e m by C zesław Milosz, som e apparently sim ple and naïve questions. Hence, I re fe r to th e speaking ‘I' created by th e p o e t as to a ‘C o m m e n ta to r' and p o in t o u t th a t he is a dual figure as he com bines a fine uprightness w ith hidden e ru d itio n and excessive pedantry. I d o n 't th in k th a t several m om e n ts being unclear, c o n tra d ic to ry o r in coherent, so aptly indicated by Professor M arkiew icz, can possibly be fully explained, as th e y reflect th e p oet's m oral and w o rld -v ie w quandaries th e p o e t had at th a t tim e as m uch as th e y indirectly testify to th e a u tho r's playing a game w ith th e censorship. M y in te n t was to rem ind th a t it is c o m p le te ly im possible to read Milosz's piece literally, w h ils t taking th e his­ torical c o n te x t fo r its in te rp re ta tio n becom es increasingly indispensable - especially th a t this c o n te x t is be co m in g less and less co m p re h e nsible to y o u n g e r generations o f readers.

17

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uczniowie zapoznawani sąz prawami i obowiązkami ucznia. W biezącym roku szkolnynr uczestntczy|i w dwóch spotkaniach z po|icjantem na temat praw dziecka oraz

Because of the required crude oil storage capacity in the hull, all drilling and production equipment is arranged in modules.. The mud and process modules are located aft of the

13. odpadach ulegających biodegradacji - na|eĘ przezto rozumieó odpady komunalne, które ulegają rozkładowi tlenowemu lub beztlenowemu przy udzia|e mikroorganizmów, zgodnie z

[r]

WieÎkszosÂc badanej grupy dzieci i møodziez´y w wieku szkolnym ze wszystkich typoÂw rodzin w podobny sposoÂb ocenia swoich rodzicoÂw (opie- kunoÂw) jako ludzi

Odwaga l podejmowanie ryzyka demonstrowanie odwag] ] niezaLeżnośc] myŚlenia, a takze ZdoLnośCi do doceniania wysiłkÓw innych osÓb' U liderÓW kompeten.ja ta WąZe

Wszystko było sprzężeniem zwrotnym (dodatnim lub ujemnym), homeostazą układu, stopniami swobody, sterowaniem, systemem itd. Kategorie te miały rozwiązać wszystko

N adto należy podkreślić, że Ks. W uroczystościach pogrzebow ych