• Nie Znaleziono Wyników

O sugestji myślowej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "O sugestji myślowej"

Copied!
226
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)

DR JULJAN OCHOROWICZ

w swej pracowni w Wiśle na Śl. Ciesz, (rok 1901).

Z e z b io ró w A. P o d ż o rsk ie g o w W iśle.

(7)

DR JULJAN OCHOROWICZ

0 SUGESTII MYŚLOWEJ

Z PRZEDMOWĄ DRA KAROLA RICHETA

p ro f. fiz jo lo g ji uuniw. p a ry sk ie g o

1 9 3 7

N A K Ł A D E M R E D A K C J I » L O T O S U « W K R A K O W I E

(8)

T y t u ł o r y g i n a ł u f r a n c u s k i e g o :

„DE LA SUGGESTION MENTALE“

Przełożyła według pierwszego w ydania:

J a n i n a D e m b o w s k a D u n i n o w a Przedmowę do polskiego wydania napisał : J ó z e f Ś w i t k o w s k i

P r a w a p r z e d r u k u z a s t r z e ż o n e Copyright by J. K. Hadyna, Kraków (Poland) Drukarnia Paw ła Mitręgi w Cieszynie

(9)

N apisał CHARLES RICHET

profesor u n iw e rsy te tu paryskiego, la u re a t n agrody Nobla

K siążka ta, k tó re j sam ty tu ł p rz e s tra s z y za p ew n e tych, co boją się w szelkiej now ości, nie jest jed n ak dziełem im aginacji, lecz dociekań.

W ielka ilość p rz y to c z o n y c h p rz e z a u to ra faktów , to ow oc jeg o o bser- w a c y j i b ad ań , p rz e p ro w a d z a n y c h w spólnie z najro zm aitszy m i e k s p e ry ­ m en tato ram i.

J e st to z b ió r fak tó w i dociekań tra k tu ją c y c h o sugestji m y ślo w e j;

dok um enty z e b ra n e ta k p rec y z y jn ie i w ta k w ielkiej ilości, że nie m a drugiego d z ie ła podobnego.

Sam ty lk o z b ió r z a o b se rw o w a n y c h fak tó w nie b y łb y do stateczn ie p rz e k o n y w a ją c y , p o n iew aż trz e b a pon ad to umieć, o b se rw o w a ć . I w łaśn ie pod ty m w zg lęd em k ry ty k a J. O ch o ro w icza jest odpow iednio p o w ażn a

* i su ro w a, jak n a ta k tru d n y p rze d m io t p rz y sta ło . D om inującą c e c h ą tego dzieła jest w o la d obrej i tra fn ej o b serw acji, nie po zw alającej sobie na żadne uchy len ia, p rz y z w y c z a je n ia niesłuszne, upodobania św iad o m e lub podśw iadom e. S ta ra się a u to r w y elim in o w ać w s z y stk ie m ożliw e p rz e ­ są d y i iluzje, p rz e sa d z a ją c n a w e t w tej ostrożności.

Z adanie p odjęte b y ło b a rd z o tru d n e, ale dokonane ze ścisłością. A by dow ieść istnien ia sug estji m y ślo w ej, a u to r o b ra ł sy ste m u su w an ia w szy stk ieg o , co jest błęd n e i zw o dn icze.

B łędó w sz u k a O ch o ro w icz w p rzy p a d k a c h . P rz y p a d e k s p ro w a d z a nieraz n a d z w y c z a jn e sk o jarzen ia faktó w . T am , gdzie rząd zi p rzy p ad ek , nie m ożna o trz y m a ć p ew n o ści m a te m a ty c z n e j; ale jest oprócz tego spraw dzian m o raln y , k tó ry p o trafi czasem b ron ić sła b y c h punktów .

Otóż te w sz y stk ie tru d n o ści d r O cho ro w icz s ta r a się usunąć. W sw ej skrupulatności dochodzi n a w e t do tego, że fa k ty o c z y w iste u w a ż a za przy p u szczaln e i tylko dzięki kilku b a rd z o zd e cy d o w a n ie jasn y m e k sp e ­ rym entom zd o b y w a głębokie p rzek o n an ie o istotności faktów , czem dzieli się ze sw ym i czytelnikam i.

(10)

IV

Nie p rzy p u sz c z am jednak, a b y jego k siążka, mimo tak jasn y ch i licz­

n y c h udow odnień, p rz e k o n a ła w sz y stk ic h , a cho ćby tylko w iększość.

Z b y t d o b rze w iem z w ła sn eg o dośw iadczenia, jak b ardzo tru d n o jest u w ie rz y ć n a w e t w to, co się w idziało, o ile ideje w y p ły w a ją c e z ty ch o b se rw a c y j od biegają daleko od b an aln y ch , ogólnie p rz y ję ty c h form naszej w ied zy.

D opiero nied aw n o w idziałem fak t ta k zd u m iew ający, że zo stałem o d raz u p rze k o n a n y . Dziś już k rę c ę z n ied ow ierzaniem głow ą. Za sześć m iesięcy z ap ew n e już nic nie pozo stan ie z m ojej w ia ry . 1 tu w łaśn ie k ry je się ta d ziw n a anom alja n aszej inteligencji, k tó rej nie w y s ta rc z a logiczny i e k sp e ry m e n ta ln y dow ód, jeśli nie jest p o p a rty , że ta k się w y ra ż ę, p r z y ­ zw y czajen iem intelektualnem . Jeśli godzi w n a sz ą ru ty n ę m y ślo w ą, jest w y g n a n y i w yśm iany.

I to się p o w szech nie n a z y w a z d r o w y m r o z u m e m , T en z d ro ­ w y rozum k a ż e o d rzucić w sz y stk ie nieo czek iw an e no w e ideje, to ten z d ro w y rozum , k tó ry reguluje n asze m niem ania i postępow anie.

Na nieszczęście, ten z d ro w y ro zsąd ek , k tó ry ta k b a rd z o gloryfiku­

jem y, jest tylko ru ty n ą , p rzy z w y cz a je n ie m intelektualnem . R o zsądek dni dzisiejszych nie jest ro zsąd k iem z p rze d d w u stu łat, ani nim nie będzie z a 2.000 lat. Z d ro w y rozum z p rz e d d w ó ch ty się c y lat u w a ż a ł, że słońce k ręc i się koło ziem i i u k ła d a się do snu w O ceanie. P rz e d dw u stu la ty nie w ierzono, że m ożna się sk o m un ik ow ać z P ek in em w przeciąg u jed­

nego dnia i o trz y m a ć odpow iedź. Z d ro w y rozum dni dzisiejszych w y sy ła jed n ak depeszę i o trzy m u je odpow ied ź p łatn ą. D zisiejszy rozsąd ek każe u trz y m y w a ć pięć m iljonów ż o łn ie rz y i ty le ż k ara b in ó w . C z y za d w a lub tr z y w ieki z d ro w y rozum nie będzie u w a ż a ł teg o z a a b su rd ?

W sz y stk o co m ów ię nie o z n a cz a w cale, że u w a ż a m sugestję m y ­ ślo w ą za już dow iedzioną i u g ru n to w a n ą ; p rz y k ła d y n a p ra w d ę p rz e k o ­ n y w a ją c e s ą dość rza d k ie i n ao g ół jeśli są p rze k o n y w ają ce , to nie są bez z a rz u tu — a k ied y s ą b ez z a rz u tu , nie są p rze k o n y w ają ce . Ale z d a rz a ją się i takie, k tó ry m nic z a rz u c ić nie m ożna i p rz e k o n y w a ją dostatecznie.

W łaśn ie tak ie p rz y k ła d y p rzy to c zo n e są w tej p ra c y i łatw o m ożna je osądzić.

P o z a zbio rem faktów , zam ieszczon e są teo rje. Nie uw ażam , a b y one m ia ły w ie lk ą w a g ę . N ajw ażniejsze jest uw ypuklenie faktu jakiejś łą c z ­ ności m ięd zy d w om a osobnikam i, k tó ra sa m ą p rzy p a d k o w o śc ią w y tłu ­ m ac z y ć się nie da.

I to jest podług m nie n ajw ażn iejszy , g łó w n y punkt p ra c y J. O cho- row icza.

(11)

N iezależnie od u sto su n k o w an ia się n aszeg o do sam eg o zagadnienia sugestji m yślow ej, należy się p. O ch o ro w iczo w i w ielki szacu n ek i u z n a ­ nie za w ielkie oddanie sp ra w ie , z a w y trw a ło ś ć , z a p o g ard ę jak ą ż y w ił do panujących opinij i z a uk ochanie p ra w d y .

A to jest p o ch w ała, jak ą m u p rz y z n a ć m u szą w s z y s c y ludzie dobrej woli.

C h a r l e s R i c h e t.

Paryż, 1887.

(12)
(13)

Czem b ył O chorow icz dla nauki polskiej.

Nie jest to p rzy p a d k o w e, że pom niki s ta w ia m y dopiero zm arły m , a b a rd z o rzad k o ż y w y m . W ielk ie p ra w d y i w ielkie o d k ry c ia trud no to ru ją sobie d ro g ę do u m y s łó w : m u szą b y ć setk i ra z y sp ra w d zo n e i o sta ć się p rze d n ajn ied o rzeczn iejszy m i n a w e t zarz u ta m i, zanim s ta n ą się w ł a ­ sn o ścią og ółu ośw iecon eg o . Nie w y s ta rc z y — jak z a u w a ż a w sw ej p r z e d ­ m ow ie R ichet — d ow ó d logiczny i e k sp ery m en taln y , jeżeli nie jest po ­ p a rty „ p rz y z w y c z a je n iem in telek tu aln em 41.

D ziałalność n a u k o w a O ch o ro w ic za p rz y p a d ła n a sc h y łe k w ieku XIX i p o c z ąte k XX, k ied y to m ate rja listy c z n e pojm ow anie św ia ta szło tak daleko, że p rz e ja w y inteligencji ludzkiej u chodziły za p ro d u k t zm ian c h e ­ m iczny ch w m ózgu, a ciało ludzkie z a sko m plikow any m echanizm , p o ru ­ s z a n y siłam i elektrochem icznem i. W takich poglądach nie b y ło o c z y ­ w iście m iejsca na su g estję m y ślo w ą, na telekinezę, na ektoplazm ę i ty m podobne „niedokładności o b serw acji", sp rzeciw iające się z d ro w em u ro z ­ sądkow i.

P o trz e b a b y ło dopiero długoletniego „ p rz y z w y c z a je n ia intelektual- n ego“, a b y now e fa k ty w y ż ło b iły sobie odpow iednie to ry m y ślo w e ; a b y z dziedziny „n ien au k o w y ch b red n i“ p rz e s z ły do p rzedm iotów , o k tó ry c h

„m ożna pom yśleć", a b y n astęp nie w z n io sły się do „h ip o tezy śm iałej, ale praw d o p o d o b n ej", a w re szc ie z o s ta ły uznane z a „niew ątpliw ie istn iejące11.

Nic z a te m dziw nego, że w y d a n e p rz e d pięćdziesięciu la ty dzieło

„De la sugg estion m entole" mimo p o p arcia po w agą prof. R ich et‘a okazało się z razu p rze d w cz e sn em , a znajduje uznanie dopiero dziś, g d y już dzie­

siątki i setki b ad aczó w ró żn y ch n a ro d ó w p o tw ie rd z iły e k sp ery m en tam i w łasnym i p ra w d z iw o ść fak tó w p rze z O ch o ro w icza p rze d staw io n y c h . U nas tych b a d a cz ó w b y ło niew ielu; o stw ie rd z en ia ch fak tó w p rzez n a ­ szego ro dak a o d k ry ty c h d o w ia d y w a liśm y się dopiero od obcych, jest to z atem rzetelna z a słu g a W y d a w c y , że n aszej lite ra tu rz e n aukow ej p rz e ­ k ła d dzieła O ch orow icza p rzy sw o ił.

G dyby O chorow icz p isał sw e dzieło po polsku, nie zn ala z łb y — w o b e c b rak u czyteln ikó w do stateczn ie p rz y g o to w a n y c h — na nie na-

(14)

VIII

k ład c y , lub z n alazłszy , n a ra z iłb y go na s tra ty . W y b ra ł języ k francuski, ten jęz y k n ietylko d y p lo m ató w lecz i n au kow ców , k tó rz y p rag n ą sw e dzieła u dostępnić tak ż e p o za w łasn em podw órkiem . Z nalazł go rąceg o rze c z n ik a w osobie sła w n eg o fizjologa, prof. R ich et‘a, k tó ry go już d a rz y ł p rzy jaźn ią, i dzieło poszło w św iat, b u d ząc w szęd zie uznanie p ierw sz y c h pow ag naukow ych. T aine u znał je za „n ajw y b itn iejszą p rac ę p sy cho log icz­

ną lat o sta tn ic h ", iM yers za „najlep szą k siążkę, jak ą p o siad am y w ty m przedm iocie", interesow ali się nią M orselli, L om broso i B ozzano we W ło ­ szech, P o d m o re, Lodge, W allace i C ra w fo rd w Anglii, B ernheim , C ourtier, Liebeault, D urville, F lam m arion, De R oohas i C h a rc o t w e F ran cji, S chrenck-N otzing, P e te r, M attiesen, G ru n ew ald i inni w N iem czech;

w d w a la ta po u k azan iu się p ierw sz e g o w y d a n ia w y sz e d ł drugi nak ład francuski, z a ś w c z te ry lata w p rze k ład z ie angielskim F itz g e ra ld a w N ew Yorku, a w P o lsce na palcach po liczy ćb y m ożna ty ch , k tó rz y ją znali.

Z a „ S u g e stją m y ślo w ą " poszło 26 p ra c m niejszych i w ięk szy ch , d ru ­ k o w a n y c h w „A nnales des scien ces p sy c h ią u e s" w lata ch 1909— 1912, jak np, „L es phenom enes lum ineux et la p h o tographie de l‘invisible, L es ray o n s rigides et les ray o n sX x , R ad io grap hie des m ains, L es m ains flui- diąues et la p ho to g rap h ie de p ensee" i inne. D opiero, g dy sła w a n auk o w a polskiego b a d a c z a i o d k ry w c y z a c z ę ła zw o ln a p rz e sią k a ć tak ż e do P o l­

ski, m ożna b y ło z a ry z y k o w a ć w y d a n ie czegoś w ojczyźnie.

Sposobność n a d a rz y ła się w niedługim czasie potem , g d y O choro- w iczo w i pow iodło się sp ro w a d zić do W a rs z a w y głośne m edjum w łoskie, E uzapję P aladino , znane już w św iecie n au k o w y m z licznych e k sp e ry ­ m entów , jakie p rze p ro w a d z ili z niem n ajw ybitniejsi uczeni zagraniczni.

S p raw o zdan ie ze sw y ch b a d a ń ogłosił O chorow icz w r. 1913 w „Z ja­

w iskach m edjum icznych" (pięć tom ików ), k tó re mimo aż n a z b y t w y raźn ej rez e rw y polskich kół naukow ych z y s k a ły n iebyw ałą poczytność u ogółu ośw ieconego.

Z rozu m iała b y ła ta re z e rw a w o b ec człow iek a, k tó ry niedaw no s tr a ­ cił veniam legendi n a u n iw e rsy te cie lw ow skim za sw e, z b y t odbiegające od u zn an y ch nauk o w o to ró w , w y k ła d y z psychofizjologii, a n ad o m iar u trz y m y w a ł się p rz e w a ż n ie z leczenia „m agn etyzm em ż y w o tn y m ", ja k ­ kolw iek nie po siad ał d o k to ra tu m ed y c y n y , lecz tylko filozofji (1873 w Lipsku). Je d n ak ro sn ą c a za g ran ic ą sław a — m ianow ano go w r. 1905 członkiem red ak cji „A nnales des sciences p sy c h ią u e s" w espó ł z p ie rw - szem i p ow agam i św ia ta — zd o b y ła m u przynajm niej to drobne z a d o w o ­ lenie, że w r. 1912 ten sam u n iw e rsy te t lw ow ski udzielił m u gościnnie sali na w y k ła d y publiczne o „fo to grafow an iu m yśli".

Ja k tru d n o i jak późno w p o ró w n an iu z uznaniem u ob cych p rz y c h o ­ dziło uznanie u sw oich, o p o w iadają niedom ów ienia — a czasem sa r-

(15)

k a ź m y — O ch o row icza w pom niejszych jego p ra c a c h z ró żn y ch lat, z e b ra n y c h razem w 1917 r. w dw u to m o w em dziele „P sy ch o lo g ja i m e d y ­ cyn a". Nie uw zględ nił w niem a u to r ty lk o ro z p ra w sw y c h z czasów u n iw ersy teck ich , u w a ż a ją c je trafn ie z a n ied o jrzałe lub nieaktualne.

N iesłychanie doniosłą jego z a słu g ą jest to, że z niezach w ian ą o d w ag ą głosił o d k ry te p rzez sie b ie -p ra w d y , chociaż w ów czesnem nastaw ien iu um y słó w w y d a w a ły się w p ro st sp rzeczn em i ze zd ro w y m rozsądkiem . W sza k b y ły to p ra w d y , o d k ry w a n e w niesko ńczo ny ch i nieskończonej cierpliw o ści w y m a g a ją c y c h e k sp ery m en ta ch i o b serw acjach , p ro w a d z o ­ ny ch nie na p rzed m io tach m a rtw y c h , ani n a w e t nie na z w y k ły c h isto tach ży w y c h , lecz n a szczeg óln y ch , k a p ry ś n y c h osobnikach, o bejm ow anych n a z w ą ogólną: „m e d ja u. S am o d k ry ł kilka, tak ich w y b itn y c h m edjów (T om czy kó w n a, P o p ielsk a, C zern igiew icz, D om ańska i inne); a poniew aż w P o lsce — jak i w sz ę d z ie z re s z tą — b y ły rzad k o ścią, jeździł do k rajów , gdzie je inni b a d a cz e odk ry li, i n o w y m i e k sp ery m en ta m i sp ra w d z a ł w y ­ niki d aw n iejszy ch . W y n ik i b a d a ń u jm o w ał w e w nioski tak d alece śm iałe i now e, że g o d ziły w p ro s t w p o d s ta w y uznanej psychologii i biologji; nie w a h a ł się jed nak o g łasz a ć je drukiem i ponosić b a rd z o n iera z dotkliw e n a s tę p s tw a sw ej odw agi.

D ro g a dla innych b a d a cz ó w polskich b y ła p rzezeń u to ro w an a , ale dość długo p o z o s ta w a ła p u sta ; zw o ln a dopiero zaczęli p ojaw iać się na niej n astę p c y . B ez p o ró w n a n ia szy b ciej d o k onała się ew olucja w u m y ­ słach o św iecon eg o ogółu c z y ta ją c y c h ; z a in tere so w a n ie zagadnieniam i, k tó re d o ty ch c z a s k r y ły się pod m ianem okultyzm u, c z arn o k się stw a , sp iry ty zm u , n a w e t zabobonu, w z ro sło w d w ójnasób z chw ilą, g d y p rz y ­ najm niej n iek tó re ze z ja w isk o trz y m a ły stw ie rd z en ie ek sp ery m en ta ln e i w y jaśn ien ie n a u k o w e.

M iała A nglja sw e g o C ro o k e s‘a, F ra n c ja R ich et‘a, N iem cy S ch ren ck - N otzinga, R osja A ksako w a, a P o lsk a m ia ła ró w n e g o tam ty m O ch o ro w i­

cza. R óżnica m iędzy nam i a innym i k rajam i b y ła ty lk o ta, że tam ci pio­

nierzy m ieli w o k o ło siebie licznych to w a rz y s z ó w p ra c y , a nasz pionier nietylko s ta ł sam otn y, lecz jeszcze w a lc z y ć m usiał z u przedzeniam i i niechęcią ty ch, k tó rz y z racji sw e g o sto pnia n au k o w eg o pow inni byli iść z nim raz e m pod jed n y m sz ta n d a re m .

Nie b y ł jed nak całkiem o sam otniony: z am iast ty ch, k tó rz y byli po ­ winni, stanęli p rz y nim m alu czcy , jego c zy teln icy , a tu i ów dzie tak że b ad acze p ry w a tn i, m oże laicy , m oże dyletanci, ale p ra c u ją c y sz cz e rze i z głęboką w ia rą w s z ta n d a r O ch o row icza. Oni to do rzu cali sw e cegiełki do fundam entów p rze z niego p o ło żo n y ch i dzięki ty m w sp óln ym u siło­

w aniom dorobek p a ra p sy c h ic z n y P o lsk i nie jest w ś ró d n a ro d ó w kultu­

raln y ch najuboższy.

(16)

X

Bez niego, b ez tego w ielkiego uczonego, z a g ra n ic a m oże do dziś nie w ie d z ia ła b y nic o istnieniu w P o lsce czynnego z a in te re so w a n ia z a g ad n ie ­ niam i p a rap sy ch iczn em i i o p ro w a d z en iu w ty m k ierunku b ad a ń sa m o ­ dzielnych. P o trz e b a b y ło dopiero genjalnego um y słu O cho row icza, i m oże ta k ż e p o trz e b a b y ło kłó d rzu c a n y c h m u pod nogi, ż e b y o b ad an iach pol­

skich d o w ied ziały się inne n a ro d y k u ltu raln e. Z chw ilą zaś, g d y uznanie obcych odbiło się echem w P o lsce, sam p rzed m io t b a d a ń u z y sk ał u nas stem pel n au k o w y , lub przynajm niej p ó łn au k o w y . To, czem u pośw ięcił p ra c ę całeg o ż y c ia O chorow icz, p rz e sta ło b y ć śm iesznem i niegodnem c z ło w ie k a nauki, a z aczęło w ch od zić w k rą g — jeżeli jeszcze nie studjów u n iw e rsy te ck ic h — to przyn ajm n iej te m a tó w w ru chu u m y sło w y m aktu aln y ch.

A spuścizna, k tó rą nam zo sta w ił, jest b a rd z o b o g a ta . Ju ż w jednej ze sw y c h ro z p ra w m ło dzień czy ch z a k tu a liz o w a ł n anow o s p ra w ę istnie­

nia „m ag n ety zm u leczniczego", od lat pięćdziesięciu w y k re ślo n e g o z bio- logji i m ed y c y n y . Z ak tu alizo w ał ją niety lk o w sło w ie druko w anem , lecz i w czynie, p ro w a d z ą c obok stu d jó w ek sp ery m en ta ln y c h tak ż e zdum ie­

w a ją ce często w y n ik am i leczenie p ra k ty c z n e ch o ry ch , ro zw in ą ł bow iem w sobie w y b itn e w ła ściw o śc i m ag n e ty cz n e . D o św iad czen ia w tej p ra k ­ ty c e z eb ran e d o s ta rc z y ły mu n o w y c h arg u m e n tó w n a obronę realności i sam oistności m agnetyzm u , w ciąż jeszcze w n auce m ieszanego z sugestją.

O b se rw a c je som nam bulizm u w z d a rz a ją c e m się n iera z sam o rzu tnem lub sp ro w ad zo n em uśpieniu m ag n ety czn em z w ró c iły jego z a in te re so w a ­ nia w k ierun k u z jaw isk p rzen o szen ia m yśli i jasnow idzenia, a ow ocem b adań było w łaśnie dzieło: „De la su g g estio n m entale", stw ierdzające po raz p ie rw s z y w nauce now oczesnej rze c z y w isto ść fak tó w tego rodzaju. P e w n e analogje som nam bulizm u m ag n e ty cz n e g o i tra n s u m edjal- nego zn alazł O chorow icz w po d jęty ch ró w nocześnie niem al badaniach u m edjów polskich i obcych. O ddał się tej now ej dziedzinie studjów z w ła śc iw y m m u zapałem , z a ch o w u jąc gru n to w n o ść n au k o w ą i najdalej p o su n ięty k ry ty c y z m ; g ro m ad ził m a te rja ł d o św iad czaln y , dzielił się w y ­

nikam i b a d ań z p ierw sz e m i p o w agam i św ia ta n a tem polu, lub b ra ł udział w b ad an iach w spólnie p ro w ad zo n y ch .

W y n ik iem p ra c w ty m kieru n k u b y ły w spom n iane w yżej „Z jaw iska m edjum iczne“. To dzieło m ogło już b y ć w y d a n e po polsku, g d y ż inne k raje p o sia d a ły w tej dziedzinie o bszern e p ra c e sw oich bad aczó w , a zain­

tere so w a n ie n aszego ogółu b y ło po ru szon e św ieży m i ekspery m en tam i w a rsza w sk im i z E uzapją P alad in o . Nie b y ła to już p ra c a ta k p rze ło m o w a dla nauki całego św ia ta , jak „S u gestją m y ślo w a", lecz raczej p o p u lary z a ­ to rs k a dla P o lsk i; p rzy n io sła jednak w iele n o w y c h szczegó łów , cennych tak ż e dla zag ran icy , jak np. o b se rw ac je z jaw isk m edjalnych p rzez obecne

(17)

n a se an sa c h oso b y jasn o w id zące, o b se rw ac je indyw idualności m edjów p o z a tran sem , c e ch y sam eg o tra n su etc.

Z d arzało się p rz y te m o czy w iście, jak z d a rz a się każd em u niem al o d k ry w c y n o w y c h p ra w d , że n iek tó re z nich uogólniał O ch orow icz z b y t pochopnie, lub w y ja śn ia ł je hipotezam i za słab o p o d p artem i. B y ło tak np. z „ m e talo tera p ją ", k tó re j sk u teczn o ść z a le ż y — jak się później o k a ­ zało — od stop nia „ se n z y ty w n o śc i“ ch o reg o i nie m oże b y ć uogólniania, lub podobnież z „prom ieniam i" sz ty w n y m i i prom ieniam i Xx, będącym i ty lk o jed n ą z form w y stę p o w a n ia ek to p lazm y .

N atom iast e k sp e ry m e n ty z fo to g rafo w an iem w y o b ra ż e ń m yślowych*

k tó re w chw ili o g ło szen ia ich d rukiem („L es m ains fluidiąues e t la pho to­

grap hie de p en see" 1912) m ało w z b u d z iły z a in te re so w a n ia — m oże w o b e c ró w n o czesn y ch , m niej śc isły ch nau ko w o, p ra c B a ra d u c ‘a i D ar- g e t‘a — d a ły O ch o ro w iczo w i p o d sta w ę do rozw in ięcia p rzy ję te j dziś w nauce ogólnie h ip o te z y „ideoplastji m edialnej".

Ja k w idać z tego b a rd z o pobieżnego*) n aszkicow ania, z y sk a ła nauka polska w O ch o ro w iczu p rz e d sta w ic ie la n a m iarę św ia to w ą, a to sz cz e ­ gólnie w dziedzinach, k tó re z a g ra n ic ą u p raw ia n e b y ły z ro sn ącem stale zain tereso w an iem , a u nas b ez Niego m oże do dziś jeszcze n ależały b y do te m a tó w pom ijanych w nauce ścisłej, a godnych co n ajw yżej uw agi n iep rz y g o to w an y c h n auk o w o d y letan tó w .

Lwów, 1937. J ó z e f Ś w itko w ski.

*) Obszerniejsze studjum o Ochorowiczu i jego dziełach znajdzie C zytelnik w pracy L u d w i k a S z c z e p a ń s k i e g o p. t. „O k u l t y z m “ fak ty i złudzenia. Dwa tomy w jednym : I. Medjumizm w spółczesny i w ielk ie medja polskie; II. Spirytyzm w spółczesny.

B azein 500 stron, w tekście przeszło 60 ilustracyj. Kraków 1937. (Przyp. wyd.).

(18)
(19)

Jestem niezm iernie szczęśliwa, że tłumacząc pracę dra J. Ochorowicza „O sug estji m y ślo w e j“ m o gę przyczynić się do spopularyzowania tego nieprzeciętnego dzieła i wzbogacenia tern p o lskiej literatury m etapsychicznej. Praca ta nietylko podniosła w swoim czasie studja nad zjaw iskam i nadprzyrodzonem i do ka teg o rji nauk ścisłych, ale stw o rzyła szko łę dociekań, system rzetelnych badań, niedopuszczających do egzaltacji i zb y t p o ­ chopnych w niosków .

W ierząc, że i w dobie obecnej ta szkoła badań oddać m oże w Polsce usługi, w dzięczna jestem redaktorow i „Lotosu", iż p o ­ w ierzył m i tłum aczenie te j pracy, zaś panu J. Ś w i t k o w s k i e - m u składam na tern m iejscu serdeczne podziękow anie za tro ­ skliw e przejrzenie rękopisu polskiego przekładu.

Janina Dembowska-Duninowa.

(20)
(21)

W L U B L I N I E P O Ś W I Ę C A M

CZŁONEK KORESPONDENT

( - ) J . OCHOROWICZ

(22)
(23)

„niemożliwe“ — nie jest roztropny. Arago.

C z ę ś ć I.

W poszukiwaniu fenomenu.

Granice możliwości rozszerzają się...

Metoda doświadczalna, po ugruntowaniu psychologii pozytywnej, wpro­

wadza nas w krainę cudowności!

Hipnotyzm jest już własnością nauki, a sugestją, której przejaw y najbar­

dziej nas zdumiewają, codzień znajduje nowych obrońców, starających się wytłumaczyć coraz trudniejsze do zrozumienia zjawiska.

Zagadnienie sugestji myślowej jest jednak bardzo skomplikowane. Ocena z 1784 roku „I m a g i n a c j i i i m i t a c j i " nie znajduje już zwolenników., lecz nie mogąc znaleźć wyjścia, zarzuca się nauce, że pogrążyła się w okul­

tyzmie.

Gdy się raz przekroczy tę granicę i uzna sugestję myślową za fakt — cóż pozostaje jeszcze bardziej niezwykłego do badania?

Ale, niech tam! Praw da nie istnieje poto, aby straszyć naukę. Praw da może być absolutnie niezgodna z utartem i przekonaniami, co nie powinno czynić ją niegodną gorliwego studiowania — nic bowiem nie przyczynia się tak do postępu, jak odkrycie niezgodne z królującemi teorjami.

Lecz tu jest problem... Czy to jest naprawdę odkryciem? Czy jest to prawdą?

W tern zagadnienie całe się mieści.

Spróbujmy usunąć skrupuły i zaostrzyć kontrolę, podwajając środki ostrożności i ściśle badając fakty. Każda próba jest pouczająca, choćby oka­

zała się jedynie złudą. W ysiłek podjęty dla wytłumaczenia jakiegoś zjawiska doprowadzić musi do zrozumienia złudy, o ile ta istnieje — i to jest już dużym rezultatem.

A teraz, kochany czytelniku, jeśli jesteśmy zasadniczo w zgodzie, udajmy sie w nodróż na poszukiwanie fenomenu.

(24)

R o z d z i a ł I.

Pozorna sugestją myślowa.

W yznać muszę, że jeszcze rok temu nie wierzyłem w myślową sugestię.

Nietylko nie wierzyłem, ale samo zagadnienie nie wydaw ało mi się dość po­

ważne, by je traktow ać jako studjum naukowe. Mimo to kilkakrotnie poczy­

nałem robić próby, które dostarczyły mi ciekawego materjału.

W roku 1867*) po raz pierwszy zrobiłem w Lublinie doświadczenie na młodym 17-letnim człowieku, dość trudnym do uśpienia, który jednak po zapadnięciu w sen somnambuliczny okazał się bardzo czułem medjum. Np. rozpoznawał wszystkie osoby, które bodaj jednym palcem dotknęły jego pleców. Pewnego razu rozpoznał 15 osób zrzędu i dodać muszę, że większość tych osób przyszła już po lego zaśnięciu.

W ahał się pewien czas przy rozpoznawaniu, o ile dana osoba nie należała do jego zwykłego towarzystwa — chociaż jedną panią poznał odrazu, pomimo, iż widział ją raz jedyny przed kilku dniami. Mnie rozpoznawał zawsze bez namysłu.

Jakaż jest tego przyczyna?

Na zasadzie twierdzeń m agnetyzerów zachodzi wielka różnica między do­

tykiem m agnetyzera, a osoby postronnej, bowiem dotknięcie m agnetyzera jest dla somnambulika przyjemne, bądź obojętne — dotyk osoby obcej jest zwykle przykry... »

Przyczyną tego jest nawiązanie kontaktu z osobą uśpioną. Twierdzenie to jednak nie wyczerpuje zagadnienia, bo czem jest właściwie owo nawiązanie kontaktu?

Zagadnienie to komplikuje się jeszcze ciekawym objawem, że nawiązanie kontaktu nie odgrywa żadnej roli w hipnotyźmie.

Zahipnotyzowany albo odczuwa przykrość przy dotknięciu każdego, albo nie odczuwa jej wcale. Słuchać może każdego lub nikogo i obudzony być może przez kogokolwiek.

Zgoła inaczej rzecz się przedstaw ia w t. zw. śnie magnetycznym, w yw o­

łanym nie przez nieożywiony przedmiot, jak świecąca kula, brylant... lecz przez samego magnetyzera, a zwłaszcza przez głaski mesmeryczne.

Pozatem każda osoba ma indywidualny sposób dotknięcia, a dotyk, ciepło, uścisk ręki mogą być łatwo rozróżniane.

i Są zwierzęta, zwłaszcza koty, które nie znoszą pieszczoty obcej ręki.

Łatwo to zaobserwow ać można, gdy ktoś pogłaszcze śpiącego kota. Jeśli będzie to ręka jego pana, kot przeciągać się zacznie rozkosznie — jeśli dotknie go ktoś obcy, kot zerwie się niezadowolony i ucieknie.

*) W tym samym roku wyszła moja pierwsza praca p. t. „M agnetyzm “ (W arsza­

wa — Gazeta Polska 1867 r.).

(25)

Wrażliwość -wyczuwania potęguje się przez pewne odosobnienie ekspery­

mentalnego objektu, koncentrację uwagi, ćwiczenia i przyzwyczajenie. Zcza- sem takie nawiązanie kontaktu staje się potrzebą, niezbędną koniecznością.

Odwrotnie, każde nieoczekiwane, nieprzewidziane zetknięcie wywołuje w y ­ raźny niepokój.

Ale czem wytłumaczyć rozróżnianie osób zupełnie obcych?

Rozpoznać kogoś — znaczy odczuć przedewszystkiem jego osobowość psychiczną, tę żywą organizację, działającą wewnętrznie, której namacalne, zewnętrzne przejawy są tylko słabem jej odbiciem. Jeżeli stwierdzamy żywe oddziaływanie jednej osobowości na drugą, to znajdujemy w tem odpowiedź bezpośrednią i względnie w ystarczającą. Osoba dotykająca skupia swą uwagę na potwierdzeniu swej osobowości: — oto jestem — i zapytaniu: — poznajesz mnie? — W szyscy obecni potwierdzają myślowo te słowa, w pływ ając tem samem na tworzenie się sugestji. Żeby jednak dopuścić podobne tłumaczenie, trzeba wpierw dowieść, że sugestją myślowa wogóle istnieje, gdyż te ekspe­

rymenty same przez się nie dowodzą jeszcze jej istnienia.

Rozpatrzmy teraz inne objaśnienie sugestji myślowej, bardziej naturalne, choć więcej skomplikowane, które scharakteryzować można raczej jako s u g e s t j ę s p o s t r z e g a n i a , ponieważ w stanie uśpienia notuje się znacznie więcej spostrzeżeń, niźli na jawie. Podczas snu wyobraźnia rysuje nam znacznie subtelniej i wyraziściej cechy charakteru znanych nam osób, ich przyzwyczajenia, sposób mówienia, nieskończoność znaków szczególnych, które wymykają się z pod naszej zwykłej świadomości. Jest to zrozumiałe, że somnambulik, pozbawiony możliwości rozproszenia myśli, koncentruje znacznie łatwiej całą swoją świadomość na postrzeganiu i zapamiętywaniu różnych wrażeń zewnętrznych.

Podaję jedno robione przeze mnie doświadczenie.

Somnambulik mial oczy zawiązane. Zwracałem mu jednak ciągle uwagę na ota­

czające go osoby, których każde poruszenie styszal dokładnie. Znajdował się we własnem mieszkaniu, wszystkie więc odgłosy domowe były mu dobrze znane: skrzypie­

nie drzwi, mebli, podłogi. Znał bliżej 8—10 osób, które brały udział w doświadczeniu.

Na dany znak jedna część osób zaczęła głośno mówić. Te dobrze znane głosy somnam­

bulik powoli rozróżniał i orjentować się zaczynał w kierunkach, z których one pocho­

dziły. Najbardziej zastanawiającym faktem było rozpoznanie przez somnanibulika mło­

dej osoby, którą widział przedtem raz tylko. Rozpoznawał ją widać z bardzo- subtel­

nych szczegółów. Szelest jedwabnej sukni, z którego mógł się domyśleć, że stoi za nim kobieta, i to kobieta obca, gdyż żadna z domowych nie posiadała podobnej. Dotyk rączki był tak nieśmiały i delikatny, iż wyczuć można było, że jest to młoda panna, a nie zamężna kobieta, a z pośród panien, mogących znaleźć się w tym domu, tylko P. W. mogła posiadać taką suknię.

W przytoczonem opowiadaniu mógł mieć miejsce domysł, nie zaś sugestją myślowa.

Jeszcze jedno doświadczenie bardziej zastanawiające. Dałem książkę do ręki temu samemu młodemu człowiekowi, uprzednio otw orzyw szy ją i poleciłem mu czytanie. Młody człowiek był już pogrążony we śnie i oczy zawiązane miał chustką. Odrazu powiedział, iż jest to drugi tom powieści Kra­

szewskiego p. t. „Świat i poeta“, lecz nie mógł zacząć czytać. Musiałem mu podpowiedzieć 3 pierwsze słowa, a w tedy przeczytał już płynnie całą stro­

nicę. Kiedy zamykałem książkę, odrazu przeryw ał czytanie — choć mógł ją przeczytać i zamkniętą. Szło mu to jednak o wiele gorzej, robił omyłki, zatrzy­

mywał się, dopóki go nie poprawiłem i znów słowa nie podpowiedziałem.

(26)

4

To doświadczenie można tłumaczyć przeczytaniem myśli moich, które uśpiony czytał. Ale tylko do pewnego stopnia przypuszczenie to jest możliwe, gdyż jeśli nie wypowiedziałem ani słowa, same moje nieme myśli nie budziły w nim oddźwięku. Nie mógł nic przeczytać i nic rozpoznać.

Nie zraziło mnie to mało udałe doświadczenie i zacząłem robić ponownie próby bezpośredniej sugestji myślowej. Kazałem młodzieńcowi powtarzać moje gesty, które w ykonyw ałem przy drzwiach otw artych w sąsiednim pokoju, a następnie przejść przez kilka pokojów i wrócić do mnie z zawiązanemi przez cały czas oczami. Doświadczenia te daw ały pewne zadawalniające rezultaty, gdyż młodzieniec w ykonyw ał rozkazy, lecz tylko w tym wypadku, jeśli był uprzedzony przed uśpieniem, że będzie musiał wypełniać zlecenia. Inaczej eksperym ent zawodził.

Przyszło mi więc do głowy objaśnienie następujące: Ja i moje medjum byliśmy przyjaciółmi, mieszkaliśmy razem, to też zżyliśmy się i mieli często te same myśli i pragnienia. Gesty, które kazałem mu w ykonyw ać lub pow ta­

rzać po sobie, były mu dobrze znane, nietrudne do odgadnięcia. Pamiętam, że pierwszym moim rozkazem było: — podnieś praw ą rękę. — To jest rozkaz, który przychodzi zawsze pierw szy do głowy w takich razach, a więc jeśli mnie przyszedł na myśl, mógł przyjść i jemu. Czyli sugestją myślowa nie była tu oczywistą.

W W arszaw ie w 1869 roku rozpocząłem na nowo doświadczenia z młodą W łoszką, która miała specjalną łatwość opowiadania tego, co widzi w e śnie somnambulicznym. Mówiła dużo i ciekawie, lecz z własnej ochoty i inicja­

tywy. Nie mówiła natomiast nigdy na mój rozkaz. A więc nie mogło tu być m owy o sugestji myślowej.

Cały szereg doświadczeń z tego okresu dawał rezultaty połowiczne — sugestją myślowa była jedynie pozorna. Oto kilka jeszcze przykładów:

Jeden starszy poważny pan, podczas seansu spirytystycznego, widząc łatwy entuzjazm i egzaltację osób, które poprostu podświadomie posuwały stolik, powiedział głośno: — uwierzę w duchy, jeśli powiedzą mi imię mojego dziadka, — Ów pan sam był już w podeszłym wieku, nie przypuszczał więc, aby ktoś z obecnych mógł coś wie­

dzieć o jego dziadku. — Duchy mogą nie znać imienia pańskiego dziadka — odparł kie­

rownik seansu — ale niech pan skoncentruje swą myśl na tem imieniu, a duchy powie­

dzą je panu. — Stolik począł wystukiwać litery i imię było trafnie wystukane. — Ależ to djabelstwo — pomyślał staruszek i postanowił nie brać więcej udziału w żadnym seansie.

Ody mi to opowiadał, podejrzewałem, iż był to przejaw sugestji myślowej, ale niedługo zmieniłem swój sąd, gdyż następne seansy zbiły mnie z tropu. Raz odgady­

wać miały duchy imię babki jednej nieobecnej damy. Imię zostało odgadnięte, ale jedna z obecnych panien przyznała mi się, że o imieniu tem słyszała. Mogła więc bez specjal­

nej chęci działać podświadomie. Postanowiłem więc wymyślić imię sam, aby już nikt o niem wiedzieć nie mógł. Stół wystukał słowo „zezowaty", co oczywiście nie miało związku z tem, co pomyślałem. Podświadomość medjum postępowała sobie zupełnie fantastycznie, nie można więc było skonstatować żadnej sugestji.

W 1872 roku ponowiłem doświadczenia z młodą Niemką, bardzo w raż­

liwą, o zakroju histerycznym, która wpadała w różne rodzaje snu, z przyspie- szonęm lub 'zupełnie zamierającem biciem pulsu. Doświadczenia robione z nią opublikowałem w Lipsku p. t. „ B e d i n g u n g e n d e s B e w u s s t w e r - d e n s“, 1874 r.

Poznałem ją na balu. Zwróciła moją uwagę swemi pięknemi i ciekawemi rysami tw arzy. Zacząłem się jej przypatryw ać i zauważyłem, że ilekroć spojrzałem na nią, zw racała głowę w moją stronę, choć widziałem ją z dru­

(27)

giego pokoju, w ten sposób, że ona widzieć mnie nie mogła. Postanowiłem posłać jej nakaz myślowy, aby do mnie przyszła. W kilka minut ujrzałem, iż panienka wstaje z fotela, chwilę stoi niezdecydowana, potem podchodzi do mnie. Popatrzała na mnie chwilkę i powróciła do salonu. W kilka tygodni potem poznałem ją bliżej i namówiłem na dalsze eksperym enty. Usypiała dość trudno, spała snem lekkim i przeryw anym . Już nie udało mi się więcej dokonać z nią jakiegoś doświadczenia, co było dla mnie niespodzianką po pierwszym pozornie tak udanym eksperymencie. Zastanowiłem się nad tem głębiej i przyszedłem do przekonania, że to, co poczytyw ałem za eksperyment, było tylko zbiegiem okoliczności, wypływającym z ciekawości panienki, która 0 mnie dużo słyszała i chciała mnie poznać. Zatem całe doświadczenie było impulsem własnej jej woli, a nie przejawem sugestji myślowej. Chcąc się ze mną poznać, szukała mnie ustawicznie wzrokiem i zw racała główkę w moją stronę, aby mnie zobaczyć. Poniew aż siedziałem w drugim pokoju, trudno jej było przyjrzeć się mnie, w stała więc i podeszła, ja zaś zainteresowany jej urodą sądziłem, że dałem pierw szy impuls chęci zbliżenia i eksperym ento­

wania. Gdy uprzytomniłem sobie swoją pomyłkę, byłem tak rozczarowany, że postanowiłem więcej z ładnemi młodemi kobietami nie robić ekspery­

mentów. Te dotychczasowe w szystkie niepowodzenia tak mnie zraziły do badania przejawów sugestji myślowej, że, nabraw szy do nich wyraźnego wstrętu, przepuściłem niestety przez palce kilka okazyj eksperymentowania z niepospolitemi medjami.

Przypominam sobie jeszcze jedno deprymujące zdarzenie. Byłem raz na produkcjach pewnego eksperym entatora-prestidigitatora, w rodzaju vice-hra- biego Gaston. Komponował on wiersze, czytał z zamkniętemi oczami, odgady­

wał myśli. To był wieczór napraw dę ciekawy dla psychologa. Nie stwierdzi­

łem tu żadnych pospolitych oszustw, ale radziłbym każdemu psychologowi 1 badaczowi zjawisk sugestji przejść przez podobny egzamin dla w ytrenow ania swej spostrzegawczości, by łatwo nie w padać w zasadzki.

Biała magja jest raczej dziełem przenikliwych studjów nad przejawami świadomości, uwagi, podświadomych skojarzeń, wyobrażeń i ich refleksów, niż wrodzonych uzdolnień psychologicznych. — Trzeba się nauczyć podcho­

dzić do tych zjawisk, aby nie być oszukanym.

Opowiem więc o tych sztuczkach, których byłem świadkiem, a które do­

wodziły jedynie tylko pewnej asocjacji myśli. W ystarczy przed kimś rozłożyć karty z taką zręcznością, aby ten zauw ażył jedynie ową kartę, którą się chce mu podsunąć. Jeśli takie próby łatw o się udają, dowodzi to wrażliwości postrzegania danego uczestnika. Eksperym entator, o którym wyżej wspomnia­

łem, odkrył tę metodę i stosował ją przy wszystkich mentalnych operacjach.

Np. przygotował sobie pewną ilość kopert, w których były kartki z napisa- nemi słowami, jak: perła, murzyn, róża i t. d., poczem naw iązyw ał pozornie nic nieznaczącą ogólną rozmowę z publicznością. Służyła mu ona jednak do nawiązywania tematów, mających narzucać sugestywnie uczestnikom w toku rozmowy słowa zanotowane u niego w kopertach. Znienacka zw racał się do poszczególnych osób, pytając, jakie słowo zaw iera trzym ana w jego rękach koperta. Oczywiście zaskoczony słuchacz wymieniał słowo mające najbliż­

szy związek z poruszonym przed chwilą tematem.

Podobne sugestje myślowe zdarzają się na każdym kroku, tylko nie zwraca się na nie uwagi, tymczasem kuglarz wyciągnął je na światło dzienne i zrobił

(28)

6

z nich użytek. Są to jednak skojarzenia postrzegawczo-wrażeniowe, nie mające nic wspólnego z sugestją myślową. Podczas moich rozważań na tem at sugestji m yślowej doszedłem do przekonania, że zawsze przy podobnych ekspery­

mentach wyłaniają się dwa równorzędne zagadnienia: — 1. W jaki sposób odgadł myśl zapytany? 2. Dlaczego eksperymentator zadał takie, a nie inne zapytanie? Dopóki oba te zagadnienia nie są jasno wytłumaczone, dopóty eksperyment nie może mieć żadnych wartości naukowych.

Ilekroć zbiera się kilka osób i rozmawia przez czas pewien, tw orzyć się poczyna wspólny łańcuch ich inteligencji. Jeśli jedna z nich potrafi w yrw ać się i izolować swą myśl od reszty, będzie zdolna do robienia objektywnych spostrzeżeń, na które nie stać już tych, którzy podświadomie złączyli swe myśli w zbiorowy mechanizm. Tym zbiorowym mechanizmem myśli można np. w ytłum aczyć zjawisko powstawania jednocześnie jednej myśli lub pytania u dwóch czy więcej osób przebyw ających ze sobą.

Przypominam sobie, kiedy będąc sekretarzem Towarzystwa, które miało na celu wydanie Encyklopedji nauk, sporządziłem zawczasu protokół jednego z naszych zebrań, konkluzję którego zgóry przewidywałem. Na zebraniu tem dyskutowaliśmy na tem at, czy należy zarezerw ow ać w Encyklopedji miejsce dla nauk teologicznych. Zaznaczam, że do zebrania tego należało dwóch księży. Znając wszystkich członków Tow. i ich poglądy, zaryzykowałem zro­

bić doświadczenie, przewidując możliwy przebieg dyskusji i rezolucję. Istotnie miałem zaledwie parę słów do zmiany, gdyż jak przypuszczałem, orzeczone zostało: Teologja nie może być rozpatryw ana gdzieindziej, jak tylko w dziale Historji Religij.

Do doświadczeń z kategorii kojarzenia w rażeń zaliczyć można następujące przykłady: Rozmawiając razu pewnego o polityce kolonjalnej, usłyszałem dźwięki fortepianu. I rzecz znamienna, że gdy po raz drugi w innych okolicz­

nościach usłyszałem tę samą melodję, rozmowa o polityce kolonjalnej p rzy­

pomniała mi się natychmiast.

Za drugi podobny przykład służyć może zdarzenie z moim przyjacielem M. S., zamiłowanym szachistą. Często w czasie największego skupienia, nie zdając sobie spraw y, gwizdał pod nosem ulubione arje. Najczęściej z „M a- d a m e A n g o t “. Razu pewnego, słysząc jego gwizd, zacząłem mu wtórow ać przez wybijanie taktu ręką po stole. Tym razem jednak nucił on m arsza z „Proroka". — Słuchajcie — szepnąłem do swoich sąsiadów — zrobimy mu kaw ał i każemy mu zagwizdać „Madame Angot“. — Mówiąc to, zacząłem wybijać takt jego ulubionej arji. Przyjaciel mój natychmiast zmienił melodję i zaczął gwizdać „Madame Angot“. W szyscy parsknęli śmiechem, on jednak zatopiony w szachu królowej, nawet tego nie zauważył.

— Pow tórzm y próbę i powróćmy do arji z „Proroka11 — rzekłem i zmie­

niłem takt. Przyjaciel mój również zmienił melodję na fugę M ayerbeera, i tym razem podświadomie. Czy to była sugestją m yślowa? Chyba tylko kojarzenie wyobrażeń.

Znów jeden eksperym ent pozornej sugestji myślowej. Leczyłem jedną sta­

ruszkę, usypiając ją na pół godziny, aby w tym śnie odpoczęła nerwowo.

Sen taki wzmacniał jej organizm na kilka dni. Po kilku tygodniach leczenia spróbowałem obudzić ją przez nakaz myślowy. Staruszka obudziła się nie­

zwłocznie. Byłem zachw ycony tym dowodem sugestji myślowej, lecz gdy następnym razem zleciłem jej wypełnić inne nakazy myślowe — nie spełniła

(29)

żadnego. Kilkakrotne próby nie dały żadnego rezultatu. Cóż się okazało?

Oto, że staruszka budziła się sama, niezależnie od moich rozkazów, jedynie tylko przez przyzwyczajenie. Do półgodzinnego snu już się przyzw yczaiła i ani wcześniej, ani później się nie budziła, choć w ysyłałem rozkazy myślowe 0 różnych porach.

W 1881 r. we Lwowie byłem świadkiem seansu magnetycznego, urzą­

dzonego przez p. Donato. Jego medjum, panna L., spała w e foletu z zawiąza- nemi oczami, podczas gdy p. Donato chodził między publicznością, zbierając różne polecenia, dyktowane mu pocichu, na ucho, a które p. L. miała w yko­

nać. A więc — miała się powachlować wachlarzem p. X., otworzyć chapeau- claque p. Y. i włożyć mu go na głowę, zdjąć bransoletkę z ręki p. Z., aby oddać ją p. N. i t. d. Następnie p. Donato podszedł do swego medjum, nie zbli­

żając się do niego więcej jak na dwa kroki, prosił, aby panna L. zechciała zejść do publiczności i wykonać to, o co go uprzednio proszono. Efekt był oczywiście wielki, gdyż widocznem było, że nie miało miejsce żadne porozu­

mienie ani z p. Donato, ani z publicznością.

W jaki sposób panna L. rozw iązała nieme polecenia? Jej magnetyzer objaśniał to długotrwałemi ćwiczeniami magnetycznemi. Je st to wytłum acze­

nie dość trudne do przyjęcia, ale niemniej prawdziwe.

W nauce o magnetyzmie istnieje zjawisko, mało studjowane dotychczas, choć już podjęte przez p. Richet, t. j. p r z y c i ą g a n i e m a g n e t y c z n e . W ystarczy zbliżyć rękę do ramienia medjum, aby ono podniosło je i wodziło w kierunkach poruszeń ręki m agnetyzera. Aczkolwiek to samo zjawisko spo­

strzegamy między magnesem a żelazem, to jednak nie należy robić tu porów­

nań. Zjawisko pierwsze należy do kategorji zjawisk psychicznych — drugie do objawów fizykalnych. Uwaga ta ma znaczenie postronne, ważne dla nas jest to, że wielka ilość somnambulików posiada tę własność, być może zdobytą 1 udoskonaloną przez ćwiczenia, które tak wysubtelniają umiejętność w yczu­

wania, że do złudzenia przypominają przenoszenie myśli. Na początku medjum ulega wpływowi tylko na odległość bliską i odgaduje kombinację poruszeń mało skomplikowaną. Następnie w draża się do coraz bardziej złożonych, a prawie niewidocznych wskazań swego m agnetyzera, wykonywając je pod­

świadomie, a nawet czasem z pełną swoją wolą. Oto, w jaki sposób panna L.

wypełniała rozkazy dawane jej bez słów. A więc istnieją sposoby, pozwalające symulować sugestię myślową. Sposobami temi są efekty akustyczne, które pozwalają usłyszeć szept na kilka m etrów odległości przez umiejętne m anewro­

wanie palcami przy ustach. To też gdy próbowałem u siebie robić próby z p. L., wyniki były prawie żadne, gdyż nie pozwoliłem p. Donato w ykony­

wać gestów. Jedyną obserwacją, zdobytą z tych seansów, było potwierdze­

nie znaczenia kontaktu między m agnetyzerem a jego medjum, w yrażające się uczuciem przyjemności przy dotyku m agnetyzera, a przykrości przy dotknięciu osoby postronnej. Ponieważ kontrola była ścisła, medjum nie mogło widzieć, kto z tyłu do niego podchodzi. Rozpoznawało zatem osoby jedynie przez dotyk. Może wiele osób zarzuci mi mój sceptycyzm, moją niewiarę w istnienie sugestji myślowej, skoro w każdym eksperymencie doszukiwałem się omyłek, złudzeń, czy podstępów, ale wolę zbytek ostrożności i kontroli, niż funkcję upiększania. W bardzo wielu wypadkach zauważyć mi się dało, jak niby ma}oznaczne powiększenie jakichś szczegółów tw orzy błędne pozna­

(30)

8

nie i błędne teorje. Są one tylko przejawem naszego entuzjazmu, nie zaś rze­

telnych dociekań.

Stwierdzenie istnienia sugestji myślowej jest dlatego tak trudne, że mamy do czynienia tylko z zewnętrznymi przejawami, które mogą pochodzić od tysiąca różnych przyczyn, ale ich źródła pochodzenia są zasłonięte przed naszemi oczami. Jakąż bowiem namacalną różnicę widzimy między dwoma mózgami, w ysyłającym i podobne myśli, między dwoma aparatam i telefonicz­

nymi, połączonymi wspólną rozmową, a np. dwoma zegarami, nastawionymi na tę samą godzinę, między których mechanizmami nie istnieje przecież żaden związek?

W łaśnie tych subtelnych nici, wiążących dwa fizyczne aparaty, dostrzec nie możemy. Zatem zagadnienie — czy w danym momencie istnieją — czy nie?

W tej dziedzinie żaden z uczonych nie dał wyczerpujących objaśnień do czasu dra Bemheima. P rzyjdą czasy, kiedy zrozumiane będzie działanie prądu magne­

tycznego w przestrzeni, choć dziś jeszcze uznać nie chcą snu somnambulicz­

nego. A jednak, jeśli medjum usypia w parę minut po wysłaniu rozkazu myślo­

wego — musi ta myśl w ytw arzać fluidy magnetyczne, które usypiają medjum (post hoc, ergo propter hoc).

Te gorzkie rozczarowania, trw ające tak długo, wystarczyły, abym stracił zupełnie ochotę do prób dalszych. Lecz powraca się zawsze do swej pierwszej miłości.

W ykładając na uniwersytecie we Lwowie na wydziale psychologii fizjo­

logicznej, specjalnie poświęciłem się studjom nad hipnozą. Uczniowie moi z wielką chęcią poddawali się eksperymentom. Pewnego więc razu zebrałem tam najpodatniejszych moich uczniów w sali politechniki, gdzie przy zupełnej ciemności i izolacji sprawdziliśmy doświadczenia barona Reichenbacha. Sie­

dzieliśmy przez 3 godziny w zupełnej ciemności nad owemi doświadczeniami, lecz niestety ani jedno twierdzenie niemieckiego chemika nie dało się uza­

sadnić. Natomiast zrobiliśmy zupełnie nowe spostrzeżenie, mianowicie, że somnambulik widzi o wiele lepiej świecenie m aszyny elektrycznej, niż my w szyscy na jawie. Promienie światła, dla naszych oczu już niewidoczne, widziało trzech moich uczniów w e śnie somnambulicznym.

Jeden z nich, silny, zdrowy, w yjątkow o okazałej postaci, w rażliw y był na hipnozę, ale nie na sugestię czy halucynację. Uśpiony, momentalnie dosta­

w ał ogólnego skurczu mięśni. Jeśli chcieliśmy wydobyć z niego jakie słowo, trzeba było przedtem rozluźnić jego mięśnie zupełnie skręcone. W tedy dopiero odpowiedzieć mógł na pytanie, ale budził się natychmiast. Nie można go było nigdy wprowadzić w sen somnambuliczny, ponieważ z letargu przechodził odrazu do pełnej świadomości. Był tak skłonny do skurczów, że w ystarczało zbliżyć jeden palec lub magnes, rzucić snop św iatła lub utkwić skupiony w zrok na obnażoną jakąś część ciała, by to miejsce dostało skurczów spazm atycz­

nych. Jeśli myślowo posyłałem mu rozkaz, aby wypełnił jaki ruch — nigdy nie posłuchał, ale ta ręka czy noga, która miała ów ruch wypełnić, zaczynała dostawać drgawek. Jeśli oprócz rozkazu i utkwienia wzroku wykonywałem jeszcze gesty, somnambulik powtarzał je, lecz dostawał skurczów coraz gwał­

towniejszych; wkońcu skręcało go tak, że już żadnego ruchu zrobić nie był w stanie, jak paraliżem rażony. Musiałem mu robić delikatnie, ale długo m a­

saże, aby skurcze puściły. Przekonałem się w tedy, że z a h y p n o t y z o w a - n e g o każdy może obudzić i zahypnotyzowany każdego będzie słuchał.

(31)

M a g n e t y z o w a n y natomiast słucha tylko swojego m agnetyzera, uspo­

kojony może być tylko przez niego czyto zapomocą masażów, głasków, czy dmuchań i dotknięć — ale nie na rozkaz myślowy,

Drugi mój uczeń, równie dobrze zbudowany, ale słabowity, gruźliczy i bardzo wrażliwy, poprostu przewrażliwiony, we śnie somnambulicznym mie­

w ał ciekawe halucynacje i poddawał się najrozmaitszym sugestjom.

1 - s z y s e a n s . S o m nam bulik m iał polecone liczyć od jednego do pięć­

dziesięciu i zaprzestać liczenia tylko n a rozkaz m yślow y, d any n a odległość.

K ilkakrotnie pow tarzaliśm y tę próbę i za każdym razem m ed ju m zatrzym yw ało się przed w ydaniem rozkazu.

2 - g i s e a n s . D otknąłem k a rk u m edjum , d a jąc m u rozkaz m yślowy, aby w stało, podeszło do łóżka i u siadło n a niem . T ym czasem m ed ju m spuściło głowę i usiadło na ziemi u m oich nóg. Możliwe, że mój dotyk pop ch n ął go k u ziemi, co poddało m u domysł, że chcę, aby u siad ł n a podłodze; lecz rów nie dobrze mógł usłuchać rozkazu m yślow ego p a n a B., k tó ry m u ta k i w łaśn ie rozkaz posłał.

3 - ci s e a n s . W szyscy k aza liśm y m u podnieść p ra w ą nogę, czego m ed ju m nie uczyniło, choć m iało w idoczną ochotę do tańczenia.

4 - t y e k s p e r y m e n t prow adziłem w yłącznie sam, sk u p ia ją c siły m yśli i wzroku i w ykonyw ając gesty. Z najdow ałem się o 2, 3, 4, 5, 6 kroków od m e­

djum, zależnie od jego ruchów . M edjum m iało oczy zaw iązane — w ykonyw ało jednak w szystkie ru c h y zgodnie z m ojem i rozkazam i, ale tylko w tedy, gdy w y­

konywałem odpow iednie gesty. M ogłem n aw et m yśli nie sk u p iać — słu ch ał mnie i bez nich; lecz nie m ogłem przeryw ać w ykonyw ania gestów, gdyż odrazu przestaw ał m nie słuchać.

5 - t y e k s p e r y m e n t . M edjum we śnie som nam bulicznym m iało oczy za­

wiązane i uszy pozatykane. B yłem oddalony od niego o 4—5 m e tró w i w ykony­

wałem ru ch y p rzy ciąg a n ia i odpychania. W ciągu całej godziny w szystkie próby udaw ały się. Główną uw agę zw róciliśm y n a spraw dzenie, czy isto tn ie m ed ju m wyczuwa m oją obecność. Chow ałem się w n ajd alsze k ąty , p rzy ciąg ając go g e sta­

mi do siebie. Użyłem w szystkich sposobów, aby nie w yw ołać m o ją osobą n a j­

lżejszego h a łasu . N ałożyłem inne obuwie, a jeden z m oich uczniów naślad o w ał odgłosy mojego chodu. Z m ieniałem od czasu do czasu głos etc. Szedł za m n ą nieustannie, o d n ajd u ją c m nie w każdej kryjów ce. P o su w ając się, w ietrzył no­

sem, ja k c h a rt n a polow aniu. (Byłem jedynym palaczem w tem tow arzystw ie i ubranie moje było p rzesiąk n ięte zap achem tytoniu.)

Zdefinjować można owo doświadczenie jako przejaw przyciągania:

1. przez niezwykłą wrażliwość na moje gesty, 2. przez wrażliwość na moje ciepło rąk, 3. przez wyczulony zmysł węchu.

Nie miało to jednak nic wspólnego z sugestją myślową.

W kilka dni później zaczęliśmy now y eksperyment, który tem różnił się od innych, że somnambulikowi pozostały po nim niektóre wspomnienia.

6-ty eksper. Sen nie był zupełny. Jeden z moich uczniów zaczął medjum w błąd wprowadzać, co odniosło ten skutek, że somnambulik począł się oczy­

wiście mylić, a potem puścił wodze swojej fantazji sennej i w ykonyw ał ruchy, których nikt mu robić nie kazał. Czyli rezultat był zupełnie negatywny.

Jeszcze jeden chybiony, lecz b. znamienny eksperym ent z pewną młodą histeryczką, w czasie którego medjum dostało skurczów palców i chwilowego paraliżu. Było nas dwóch m agnetyzerów: dr B. i ja. Każdy z nas dotknął jednym palcem jej głowy, nakazując, by wzięła do ręki pewien przedmiot.

W odpowiedzi na to popadła momentalnie w sen, lecz sen ten był dość szcze­

gólny — lewa połowa jej ciała podlegała mojemu wpływowi, zaś praw a w pły­

wowi dra B. Mogła głos mój usłyszeć jedynie lewem uchem, podczas gdy

(32)

10

słowa dra B. chwytała uchem prawem'. Jeżeli dotykałem jej prawego ramie­

nia, zdradzała zupełną nieczułość, ani wzrok nie reagował, ani sugestia myślowa.

Ciekawe doświadczenie miałem z księciem C. Siedział wygodnie we fotelu w zupełnej równowadze ciała. Dwie panie uklękły koło niego, trzym ając go za ręce i tw orząc w ten sposób zamknięte koło. Nakaz był taki, aby książę założył nogę na nogę i znajdującą się na górze lekko kołysał. W parę minut rozkaz był wypełniony. Tu właśnie zagadnienie się komplikuje, gdyż niełatwe iest poruszanie nogą, gdy się ma jednocześnie ręce oparte w nieruchomej pozycji. Nic więc dziwnego, że po pewnym czasie obiawił ochotę do zmie­

nienia męczącei go pozy. Został jednak w strzym any wzrokiem pań, które mu wciąż to samo nakazyw ały. Zatem, będąc uśpionym, tak odczuwał posyłany mu wzrokowo nakaz, że pod jego wpływem wypełniał czynność, która go nużyła. Podczas tego wieczoru wykonałem jeszcze jedno doświadczenie, które się w ydać może narzucaniem woli na odległość. Znając wrażliwość hrabiny D„

stanąłem naprzeciw niei i utkwiłem w niej w zrok przez kilka minut, poczęm odszedłem krokiem przyspieszonym. Mimo śmiechu i przeszkód ze strony zgromadzonych gości, a nawet mimo pewnego oporu ze strony hrabiny, zmu­

szona była postępować ciągle za mną. To doświadczenie w ydaw ać się może aktem narzucania woli siłą wzroku. A jednak ono tem nie było. Siła wzroku, skupienie przy równoczesnem podnieceniu w ytw orzyły stan przymusu, który można określić jako o k r e s o w y m o n o i d e i z m .

Eksperym ent z hrabią S. przy udziale tych samych dwóch pań nie odniósł żadnego rezultatu. Hrabia S. jednak bardzo' był wrażliwy, gdyż bez hipnozy mógł wpaść w stan takiego odrętwienia, że nie czuł nic i nie reagował, gdy wbiłem mu igłę w palec. Doświadczenia tego rodzaju zresztą nie zawsze dowodzą wrażliwości. Zobaczymy w dalszym ciągu, jakie są różnice między hipnotyzmem a kumberlandyzmem. Cały szereg eksperymentów z innemi osobami przekonał mnie o tem.

P a n i S., k o rp u le n tn a lecz anem iczna, m ed ju m z am atorstw a, od czasu do czasu podlegająca okresom h is te rji k atalep ty czn ej, zap ad ła w sen. N akazałem jej siłą w zroku, aby dotknęła m ej brody. W yciągnęła rękę, lecz nie dotknęła m nie.

P a n i A., w ątła, chuda, nerw ow a, ale naogół zdrow a. W czasie sean su n a ­ k azałem jej m yślą, by wstał-a, podeszła do p an a S. i pocałow ała go. M edjum zbli­

żyło się do w sk azan ej m yślow o przeze m nie osoby, lecz niepew nie zatrzym ało się p y ta ją c : „Czy m am kogo pocałow ać?11

P an n ie R., lim fatycznej, lecz zupełnie zdrow ej osobie, n ak azałem m yślow o podejść do p ian in a . M edjum podeszło i zapytało: „Czy m am zagrać?"

K azałem jej n astęp n ie pocałow ać p a n n ę J. Po pew nem w a h a n iu zaczęła m ów ić: „M am kogoś pocałow ać — kogo? czy ciebie, M aniu? Nie; to ciebie, J a ­ dziu."

Innym razem zapytałem ją myślowo, jaka jest moja myśl w tej chwili — twierdząca czy zaprzeczająca. Ledwie to pomyślałem, w ykrzyknęła: — Pan myśli że — „tak“ ! W łaśnie było odwrotnie. A więc poza tem jednetn pytaniem resztę moich nakazów myślowych pozornie odgadywała. W łaściwie nie mia­

łem w tedy o tem żadnego zdecydowanego sądu i dlatego zacząłem w celu sprawdzania tych zjawisk system atyczną obserwację nad chorymi. Rezultat był zadziwiający. Zrozumiałem, że twierdzenia m agnetyzerów nietylko mogą być słuszne, ale że i stosowanie magnetyzmu, racjonalne i metodyczne, dopro­

(33)

wadzi zapewne do skonstatowania faktów bardziej jeszcze godnych podziwu.

Dziś zaczynają już pracować w tym duchu i zczasem — wierzę — całą czeredę histeryków uleczą tą metodą.

Zajęty studjami terapeutycznemi, zawiesiłem moje dociekania przejawów sugestji myślowej. Jednakże chorzy pobudzali niekiedy moją uwagę w tym kierunku. Jedna np. z moich pacjentek odgadywała zawsze, czerń ją dotkną­

łem (ręką, linją, słuchawką), choć tego nie widziała; zawsze trafnie opowiadała mi, czy moje wrażenia dnia były przyjemne czy też przykre. Podlegała cho­

robie dość skomplikowanej, którą określiłem jako nerwicę gruczołowo-bledni- cową, a która trzymała ją w łóżku od lat 30-tu. W ybitnie wrażliwa, była jednak niepodatna na hipnotyzm i metaloskopję. Zajmujący atoli szczegół:

moja ręka wydawała się jej zawsze ciepłą, naw et wtedy, gdy była znacznie chłodniejsza od tem peratury jej ciała. Ponieważ zawsze zachowywałem się wobec niej jednakowo, przeto jej zdolność odgadywania moich nastrojów psychicznych — zdumiewała mnie nieraz. Nie przypisywałem jednak tego bez zastrzeżeń jakimś zdolnościom specjalnym. W iele szczegółów mogło przecież naprowadzić ją na pewme wnioski. Np.: w y raz oczu, tw arzy, timbre głosu etc. Jest to jednak faktem, że odgadyw ała zawsze, czy przed przyjściem do niej dotykałem już jakiego chorego. Mogła się jednak tego domyśleć z pewnych oznak mojego zmęczenia, lub z obliczenia spóźnienia czasu, albo też przez jakieś wrażenia zmysłu powonienia.

Inna znowu chora posiadała podobny talent odgadywania nastroju osób, z któremi codziennie przebyw ała. B yła usposobienia histerycznego i bardzo na hipnotyzm wrażliwa. Charakterystyczne było to, że odgadywała myśli już po przebudzeniu się ze snu somnambulicznego1, ale jeszcze przed otwo­

rzeniem oczu i zupełnem otrzeźwieniem. Czy było to istotnie przenoszenie myśli? — Nie przypuszczam. Mimo to zdarzyło się kilka ciekawych w ypad­

ków, świadczących o wrażliwości w yczuwania przez medjum nastroju p sy­

chicznego otaczających je osób. Np. w e śnie zauw ażyła przygnębienie i smutek obecnej panny B., pytając o ich przyczynę.

Wkońcu trzecia z moich pacjentek, cudzoziemka, nie rozumiejąca ani słowa po polsku, w e śnie somnambulicznym robiła ciekawe spostrzeżenia nad polskim językiem. Było to jednak histeryczne i kapryśne medjum, przeto pozornie udałe z nia próby uważałem za przypadek, mimo że istotnie w rażli­

wość jej była wielka; np. nawet na jawie stawiała trafne diagnozy chorób, dotknąwszy ręką cierpiącego. Chcąc się przekonać o słuszności jej diagnozy na własnej osobie, spytałem ją, na co jestem chory. — Na nic — odparła. — Czasem ma pan uderzenia krw i do głowy, gdy za wiele pracuje, lecz żadnej choroby w panu niema i nigdy nie było. — To było prawdą. Postanowiłem jeszcze raz zdobyć dowód jej trafnej diagnozy i przyprowadziłem jedną ze swoich chorych, o bardzo skomplikowanej i trudnej do określenia chorobie.

Miała ona zaatakowane praw e płuco przy zapaleniu obustronnem, chroniczny katar krtani, bardzo częste migreny, zaburzenia obiegu krw i i procesu tra ­ wienia, oraz ogólne osłabienie i wyczerpanie. Mimo tylu dolegliwości chora przez nadzwyczajną odporność organizmu w yglądała dobrze i trudno było podejrzywać ją o chorobę. Somnambuliczka, wziąw szy chorą za rękę, w y re­

cytowała wszystkie jej dolegliwości. Za mało tylko wyczuła, jakiego w e­

wnętrznego zniszczenia dokonały choroby, ale symptomy ich opisała dokład­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zwolenników SLD cechuje średnio wyższy makiawelizm niż wybor- ców pozostałych partii i osób niegłosujących, jednak różnica ta jest statystycz- nie istotna jedynie w

Wykorzystanie wybranych instrumentów gospodarki elektronicznej… 303 Z przedstawionych danych wynika, iż spada odsetek przedsiębiorstw wyko- rzystujących systemy CRM, natomiast

a number of valuable information about selection criteria of succinite among popula- tion groups dealing with its exploitation and about criteria which were followed while

Przez chwilę rozglądał się dokoła, po czym zbliżył się do cesarskiego podium i kołysząc ciało dziewczyny na wyciągniętych ramionach, podniósł oczy z wyrazem

of chemical elements in the object on the display tube is· possible.. The scanning method has the advantage that magnification, field of view, and, in

W reszcie stałe wyznanie, że Bóg działa w historii, wyznanie, które jest doksologią powinno również towarzyszyć teologicznej analizie historii

Ф р о л о в а то, что это выборная должность, следовательно, человек ее занимающий, вос­ принимается вне иерархической государственной машины, на

Kenmerkend voor de logistiek in OZ Export is dat er bij elk proces per klant gebufferd wordt, bijv. Orders worden niet in hun geheel vrijgegeven, want er wordt gewerkt