• Nie Znaleziono Wyników

cŁ i —77

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "cŁ i —77"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

c Ł

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N AUK OM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PRENUMERATA „WSZECHŚW IATA44.

W W a rsz a w ie : rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2.

Z p rz e sy łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

D R . S T E F A N R A B A U D .

RO ZW Ó J PO JĘ Ć TERATOLOGICZNYCH;

EM BRYOLOGIA A N O R M A L N A .*) Isto ty żywe przedstaw iają się naszej uw a­

dze w postaciach najrozm aitszych. Rozm ai­

tość tę zwykliśm y sprow adzać do nieznacz­

nej ilości kategoryj ogólnych, opartych na podobieństw ach i różnicach stale dających się zauważyć.

Lecz czasami spotykam y, jak o w yjątki, po­

staci niezwykłe, które nie dają się zam knąć w ram kach ustalonych kategoryj układni- czych. Takiem i są np. cyklopy, obdarzone okiem pojedyńczem ,osadzonem w środku tw a­

rzy ponad nosem zm arniałym , lub otocefale o dwu uszach, złączonych pod brodą; symele o goleniach zrośniętych powierzchniam i ze- w nętrznem i lub ektrom ele o skróconych lub niezupełnych kończynach. Takiem i są isto­

ty dziwne o ciele zd woj on em, podwójnej gło-

A rty k u ł n in ie jsz y d r. R a b a u d a , znanego te ra to lo g a fra n cu sk ieg o , za w iera zestaw ien ie ory ­ g inalnych p o jęć a u to ra o biologicznem znaczeniu potw orności. W y g ło szo n y ja k o w stęp do k u rsu em bryologii anorm alnej w S orbonie, został n a ­ stę p n ie um ieszczony w „ R evue S cie n tifiq u e‘‘.

P rz e k ła d podajem y za uprzejm em zezw oleniem Szan. A utora.

wie lub miednicy, i t. p. Zdziwieni stajem y przed istotam i takiem i: niepojętem zdaje się nam ich istnienie. Zwiemy je istotam i anor- malnemi lub potworam i.

Lecz sam a nazwa „potworność14 niem a żad­

nego znaczenia określonego; nie poucza nas ona wcale o całości tych form dziwnych, które napozór nic nie m ają pomiędzy sobą wspólnego, prócz swej niezwykłości. T ym ­ czasem te szczególne istoty m ają głębokie znaczenie biologiczne, które postaram y się wyjaśnić, śledząc rozwój pojęć o istocie po­

tworności w ich historycznym przebiegu.

I.

Potw ory oddaw na zw racały na siebie uw a­

gę powszechną. N ajdaw niejsi autorowie, za-

j

równo poeci ja k myśliciele, mówią o nich z podziwem, niepozbawionym domieszki trw ogi, a opartym n a gruncie przesądu. W i­

dziano w nich bądź dzieło szatana, bądź ob­

jaw gniew u bożego, bądź płód stosunku czło­

wieka ze zwierzęciem. Nieraz najtęższe n a ­ w et skądinąd um ysły w spraw ach, dotyczą­

cych potworności, daw ały się unieść po ry­

wom w yobraźni bezkrytycznej, snując na kanw ie przypadków teratologicznych—ba­

śnie cudowne.

Panow anie ty ch m niem ań przesądnych trw ało przez wieki długie. Podczas gdy in ­ ne dziedziny biologii: morfologia zew nętrz­

27 (1162). W arszawa, dnia 3 lipc^/ 1904 r. Toill X X III.

i — 77 - - - -

(2)

418

W S Z E C H Ś W IA T

J\la 27 na, anatom ia i fizyologia, powoli w kraczały

n a drogę badania naukow ego, teratologia pozostaw ała poza niem i daleko: zdaw ało się przez czas dłu g i niemożliwem związanie form potw ornych z innem i postaciam i żywe- mi. A ż do końca X V III stulecia zanotow ać m ożna zaledwie kilka um ysłów przenikliw - szych (Arystoteles, A m broży P are, M ontai- gne), które ośmieliły się zaprotestow ać prze­

ciw nadprzyrodzonem u pochodzeniu potw or­

ności,—-głosy ich jed n ak przebrzm iały bez echa wśród powodzi baśni fantasty czny ch.

Pierw szą próbą w yprow adzenia nauk i o po­

tw orach z dziedziny fan tazy i b y ły dzieła H al­

lera. M e próbow ał on protestow ać przeciw przesądom współczesnych, lecz p o starał się o ułożenie spisu znanych podówczas obser- wacyj teratologicznych, oddzielając ziarna p raw dy od plew fantazyi. P ra c a ta była konieczną i w inna poprzedzać w szystkie in ­ ne. Początkiem bowiem każdego badania naukow ego m usi być przedew szystkiem oce­

n a w artości naukow ej faktów badanych:

w ten sposób przygotow any być m usi g ru n t dla wszelkich przyszłych poszukiw ań. Sam H aller nie w yprow adzał ze swej pracy żad­

nego w niosku ogólniejszego 1), dotyczącego stosunku potw orów do ogółu isto t ożywio­

nych. M usim y jed n a k zauważyć, że dla um ysłu owoczesnego, przyćm ionego w p ły ­ wem panujących pojęć teologicznych, spro­

w adzenie teratologii do zoologii nie było rzeczą łatw ą. Mogło to być jed y nie w y n i­

kiem prac późniejszych, owocem wielkich w ysiłków myśli, o partych na wiedzy nie­

zw ykle rozległej. Stało się to udziałem Ste­

fan a G eoffroy Saint-H ilairea.

G dy S. G eoffroy S aint-H ilaire p rzy stąp ił do studyów n ad potworam i, m iał on ju ż za sobą la t wiele p rac y n ad an atom ią porów ­ nawczą zwierząt. P race te utw ierdziły go w przeświadczeniu, że ciało zw ierząt n ajroz­

m aitszych składa się zawsze z m ateryałów podobnych, ułożonych p o dłu g pew nych sta ­ ły ch zasad, że poszczególna budow a różnych grup zoologicznych odpow iada jednem u „pla­

now i złożenia". W ychodząc z ty ch zasad

Z d an ie to m usim y p rz y ją ć z p ew nem i za­

strzeżeniam i; por. mój a r ty k u ł z r, z. w e W s z e c h - św iecie p. t. „S ta n o w isk o A . v. H a lle ra w histo-

r y i em bryologi£“ . J . T .

G eoffroy Saint-H ilaire m usiał w drodze ro ­ zum ow ania logicznego przypuścić, że i orga- nizacya potw orów zależy również od t e ­ go plan u ogólnego. „Sprowadzenie potw o­

rów do ty p u powszechnego budowy jest ła­

tw ą i konieczną dedukcyą, koniecznem tw ierdzeniem odw rotnem teoryi o jedności budow y organicznej. Gdyśm y się ju ż prze­

konali, że całe klasy państw a zwierzęcego są ustalone podług jednego i tegoż samego typu, byłoby tru d n e m i w prost bezsensow- nem przypuszczenie istnienia wielu różnych typów w obrębie jednego i tegoż samego g a ­ tu n k u 11 i).

B yło to jednak tylk o czysto teoretyczne w łączanie potw orności do szeregu form no r­

m alnych; pozostawało jeszcze dowieść, w j a ­ ki sposób potw ory zbliżają się do zw ykłych typów budow y. Zachodziła tu trudność wielka, praw ie nieprzezwyciężona, pomimo teory i „jedności p la n u “, a w ypływ ająca z pa­

nującego podówczas m niem ania, że ustroje w pierw szych ju ż chw ilach swego istnienia są zupełnie podobne do postaci dojrzałych;

niepodobieństw em było wobec tego w y tłu ­ m aczyć zależność zboczeń od owych „planów złożenia1*, prow adzących do pow stania po­

tw orności. T u taj wielką pomoc znalazły teo- rye teratologiczne w rodzącej się embryolo- gii norm alnej. Dzięki pracom K. F. W olffa już w owe czasy zaczął przew ażać pogląd, że ja jk o przedstaw ia z początku masę obo­

jętn ą , k tó ra następnie tylko staje się b a r­

dziej złożoną, zwolna kształtującą się i roz­

w ijającą: znaną już była, aczkolwiek w za­

rysach ogólnych, histo rya pow staw ania za­

sadniczych narządów .

Zestaw iając te zaczątkowe pojęcia embryo- logiczne ze sw oją teoryą „jedności p la n u “, S. G eoffroy Saint-H ilaire m usiał dojść do prześw iadczenia, że rozwój zarodkow y je s t pow olnem w ypełnianiem zgóry zakreślone­

go planu. A poniew aż plan te n m iał być jed n y m dla w szystkich zwierząt, przeto n a­

stępstw o okresów rozw oju osobnikowego w oczach jego było związane siłą konieczno­

ści z p rzy ro d ą sam ą isto t żywych. Te okre­

sy były dla niego jedynem i, k tó re m ogą is t­

nieć wogóle; wszelkie inne przypuszczenie

Iz y d o r G eoffroy S ain t-H ila ire : „E ssa is d e Z oologie g e n e ra le " . 1 8 4 1 . S tr. 199.

(3)

j\ó 27

W SZ E C H ŚW IA T

419 miało sprow adzać naukę do szeregu bezład­

nego faktów, niedających się zrozum ieć 1).

W ten sposób istota potw orności również łatwo daw ała się określić. K ażdy osobnik, bądź norm alny, bądź uchylający się od ty p u swoistego—m usiał przejść całą seryę okre­

sów rozwojowych; w niektórych p rzypad­

kach pewne z tych okresów m ogą być pom i­

nięte: te lub inne okolice tworzącego się cia­

ła zarodka m ogą uledz w strzym aniu lub przynajm niej zwolnieniu w zrostu. W ykształ­

cony pod wieloma względami potw ór pozo­

staje częściowo zarodkiem , stosując się nie­

zupełnie do ogólnego „planu budow y“.

W ten sposób pow stała „teorya w strzym a­

n ia

rozw oju“ (arret de developpem ent) 2).

N ie

będziemy jej tu roztrząsać szczegółowo i ograniczym y się do rozpatrzenia jej stosun­

ku do ogółu ruchu naukowego owej epoki

i

w pływ u na ogólny kierunek pojęć biolo­

gicznych. Pod tym względem stanow iła ona p unkt zw rotny w historyi nauki. „Na m iej­

sce pojęcia isto t dziwnych, niepraw idłow ych, teorya w strzym ania rozw oju postaw iła poję­

cia bardziej prawdziwe, bardziej filozoficz­

n e —częściowego przetrw ania stanów i na- rządków zarodkowych, które w ystępują u po­

tw ora obok narządów zupełnie w ykształco­

nych. Zjaw iska potworności dzięki tej teo­

ryi zostały powiązane pom iędzy sobą; ich znaczenie, ich stosunki w zajem ne m ogą być wreszcie uchwycone i zrozum iane" 3).

B ył to pierwszy etap naukow y w rozwoju teratologii; teorya ta w ykazała w sposób jas­

ny a dosadny, że pow stanie potworności za­

leży od procesów em bryonalnych i w ystę­

r ) I. G eoffroy S ain t-H ila ire: „ T ra ite d e T e ra - to lo g ie“ , 1 8 3 7 , t. I I I , s tr . 4 3 5 .

2) T erm in te n został poraź p ierw szy u ży ty w r. 16 6 2 przez H a rv e y a , k tó ry oznaczył nim proces tw o rzen ia się np. w arg i zajęczej. P óźniej H a lle r i K . F . W o lff stosow ali go do oznaczenia przyczyn eksom falii i n ie k tó ry c h in n y c h p o tw o r­

ności. A u th e n rie th uogólnił p ojęcie w strzy m an ia rozw oju, lecz i on nie stw o rzy ł p o d ty m w zglę­

dem żadnej w yraźnej te o ry i. T a dopiero została utw orzona przez S t. G eoffroy S a in t-H ila ire a (1 8 2 1 ) i, niezależnie o d niego, przez M eckla (1 8 1 2 ). N a­

leży je d n a k przypuszczać, że m ianow icie Geof­

fro y S ain t-H ila ire w p ły n ą ł stanow czo n a u g ru n to ­ w anie tei te o ry i (M eckel: „ H a n d b . d. P ath o ł.

A n at. 1812).

3) I . G eoffroy S ain t-H ila ire: T ra ite d e T erato- logie. 1 8 3 2 . t“ I , s tr . 1 8 .

puje w pewnych określonych w arunkach, nie zaś drogą przypadku. Ju ż ta sama okolicz­

ność zmusza nas do uznania Stefana Geof- froy Saint-H ilairea za twórcę teratologii no­

woczesnej.

Teorya w strzym ania rozwoju, jako zasad­

niczego procesu teratologicznego, została p rzyjęta praw ie powszechnie. Lecz wprędce wywiązał się spór zacięty o najbliższe przy­

czyny tego zjawiska: walka pomiędzy pre- form istam i a epigenetykam i znalazła tu no­

we pole. D otąd jeszcze pam iętny je s t spór, w którym Lem ery i W inslow, jako następca Meckla, wypowiadali się za hypotezą potw or­

ności wrodzonej w znaczeniu preform izm u, podczas gdy epigenetycy z S. Geoffroy Saint-H ilairem na czele uznaw ali w pływ de­

cydujący w arunków zew nętrznych. Tw órca teratologii chciał naw et dowieść swych tw ier­

dzeń na drodze doświadczalnej: zdaje się wszelako, że nie udało mu się w ykonać tych zamysłów, zresztą S. Geoffroy Saint-H ilaire sprow adzał w pływ y zew nętrzne do b ru ta l­

nych oddziaływ ań m echanicznych: ucisku owodni łub przyrostów łożyskowych.

II.

Stefan Geoffroy Saint-H ilaire założył pod­

waliny naukowe teratologii i pozostawił sy­

nowi swemu Izydorowi pracę dalszego roz­

w ijania i stosow ania swej teoryi. T en zno-

| wu zbadał niezm iernie szczegółowo wszelkie znane za jego czasów typy potworności i sta­

rał się wyjaśnić ich pow stanie na zasadzie oj­

cowskiej teoryi w strzym ania rozwoju. W ten sposób utw orzył on pewną ilość grup po­

tworności, grup o rozmaitej w artości układ ­ ni czej, i ustalił system atykę teratologiczną, w ypływ ającą całkowicie z owej teoryi za­

sadniczej. T a pierwsza próba uklasyfikow a- nia potworności stanow i w ynik usilnej w ie­

loletniej pracy i w ybornie charakteryzuje ówczesny stan nauki. Nie m iała ona jed n ak wpływu ta k znacznego, jakiegoby się można było spodziewać. Próba ta, przedstaw iona w form ie zdecydowanego postulatu, została też, niestety, w tej właśnie postaci przyję­

ta. Od owego czasu teratologia, zaliczona przez Geoffroy Saint-H ilairea-ojca do zakre­

su nauk zoologicznych, nagle została sam a

„w strzym ana w rozw oju4', ta k jak g d y b y do ­

szła już do kresów możliwego w tej dziedzi-

(4)

420

W S Z E C H ŚW IA T

JSii> 27 nie poznania. Nieznacznie, teo ry a w strzy ­

m ania rozw oju stała się dogm atem . I wpręd- ce przestano m yśleć o tem , żeby spraw dzać ją przez zestaw ianie z mnożącemi się wciąż nowemi odkryciam i teratologicznem i, lecz odw rotnie—te ostatnie naginano do ram teo­

ryi-dogm atu.

T eorya ta, głęboko zakorzeniona w um y­

słach następców dw u w ielkich teratologów francuskich, m iała za sobą wszelkie pozory prawdziwości. N astępnie została ona przez C. D arestea utw ierdzona n aw et zapom ocą bezpośrednich spostrzeżeń embryologicznych.

B ezw ątpienia, D areste nie w ierzył w w yłącz­

ność „w strzym ania rozw oju1'j a k o powszech­

nego objaw u teratogenetycznego, lecz, p rzy ­ puszczając, że często zdarzające się zboczenia w tw orzeniu się owodni pow odują n a stę p ­ nie w sposób m echaniczny zniekształcenia samego zarodka,—uznaw ał pośrednio udział owego niedorozw oju błon zarodkow ych za jed y n ą niem al przyczynę potw orności.

Jeżeli z p u n k tu wadzenia rozstrzygnięcia istoty procesów nienorm alnych poszukiw a­

nia embryologiczne, zapoczątkow ane przez D arestea, nie w prow adziły żadnej w ażniej­

szej popraw ki do teoryi panującej, niemniej przeto w ydały one z drugiej stro n y wyniki n a d e r doniosłe. Obaj G eoffroy Saint-H ilai- reow ie przypuszczali, że potw orność je s t wy­

nikiem specyalnego przystosow ania się za­

rodka, lecz nie poparli tego żadnym dowo­

dem faktycznym . C. D aresteow i zaś p rzy ­ padł w udziale zaszczyt w ykazania drogą doświadczalną, że utw o ry teratologiczne zja­

wiają się u zarodków często ju ż w stadyach rozwojowych niezm iernie w czesnych—i to daleko wcześniejszych, niż m ożna to było przed nim przypuszczać. On to w ykazał, że zboczenia zarodkow e są zw iązane jaknajści- ślej ze zm ianam i środow iska, w którem roz­

w ija się now y organizm .

Rzeczy te w ydają się nam dziś ju ż banal- nemi: nie były one jed n ak oczywistem i sa­

me przez się. D la uzasadnienia ty ch pojęć w sposób niezbity trzeba było nieustannej czterdziestoletniej pracy, posiłkującej się licznem i a niezm iernie urozm aiconem i do­

świadczeniam i. W szystko było do zrobienia na nowo: należało w prost stw orzyć terato - genię doświadczalną, ustalić jej m etody, ob- myślc ć kierunki. Bezw ątpienia tłum aczenie |

otrzym anych przez D arestea rezultatów nie­

zupełnie dziś nas może zadowolić. Aby ocenić należycie jego pracę należy pam iętać o w arunkach epoki, o niedokładności stoso­

w anych przez niego środków badania, zwró­

cić uw agę, że badanie zarodków zapomocą lupy nie może dać wyników zupełnych i ści­

słych. Przesadne przypisyw anie znaczenia decydującego zboczeniom owodni nie może przeciw w ażyć zasługi utw orzenia całej n o ­ wej dziedziny b ad ań —teratogenii doświad­

czalnej.

Pom im o to w szystko teorya „w strzym ania ro zw oju 14 panuje i dziś niepodzielnie w te r a ­ tologii. Nieznaczne, nieśm iałe próby jej sk ry ­ tykow ania opierają się na podstaw ach b a r­

dzo kruchych. T ak np. prace J . Guerina, 0 w artości o wiele niższej niż daw ne prace Saint-H ilaireów , nie m ogły zachw iać powagi ty ch ostatnich.

D ok try n a w strzym ania rozw oju dotyczy w yłącznie staty k i i cynem atyki teratologii;

jej dynam ika nie m a dotąd żadnej teoryi przew odniej. B ezw ątpienia, zgodzono się już daw no, że potw orność polega na m odyfika- cyi rozw oju zarodkowego. D areste już w y­

kazał istnienie bezpośredniej zależności p o ­ m iędzy tem i m odyfikacyam i a w pływ am i zew nętrznem i, lecz o istocie tej zależności nie m ógł nic powiedzieć. Zw rócenie się do w pływ ów czysto m echanicznej n a tu ry nie- tylko nic nie tłum aczy, lecz w prost oddala trudność, gdyż pozostaje wówczas w yjaśnić 1 przyczynę zwężenia owodni, przyrostów łożyskow ych lub innych czynników tegoż rodzaju. W iele różnych przypuszczeń powo­

łano do życia: przedew szystkiem , zwrócono się do niejasnego pojęcia ataw izm u. P onad I w szystkie jed n a k najniebezpieczniejszem ,

J

a dążącem do powszechnego owładnięcia um ysłam i je s t przeświadczenie, że potw or­

ność je st chorobą wrodzoną. Takie pomie-

| szanie pojęć spowodował Izydor Geoffroy Saint-H ilaire, któ ry, chociaż starał się -okre­

ślić granicę pom iędzy chorobą a anom alią, nie m ógł jed n a k nietylko dać w tej mierze

| stanow czego sp raw dzianu (którego dziś nam dostarcza badanie histologiczne), lecz naw et j sam nieraz m ieszał objaw y potw orności z pro ­

cesam i patologicznem i.

(CDN)

Tłum . J a n T u r.

(5)

Ku 27 W SZ E C H ŚW IA T

421

V . B JE R K N E S , prof. uniw. w Sztokholmie.

Z A G A D N IE N IE P R Z E P O W IA D A N IA P O G O D Y Z E S T A N O W IS K A M E C H A N IK I

I F I Z Y K I , i)

Jeżeli, ja k każą zasady m yśli przyrodo- znawczej, kolejne stany atm osferyczne w y­

pływ ają w edług pew nych określonych praw ze stanów poprzednich, tedy jasnem jest, że w arunkam i koniecznemi i dostatecznem i ra- cyonalnego rozw iązania problem atu przepo­

wiedni meteorologicznych będą następujące:

1. Trzeba znać z dostateczną dokładnością stan atm osfery w pew nym czasie;

2. Trzeba znać z dostateczną dokładnością praw a, w edług k tó ry ch jeden stan atm osfe­

ryczny przechodzi w drugi.

I.

D ostarczanie wiadomości o stanie atm o ­ sfery w odpowiednich, oznaczonych umową, czasach jest zadaniem m eteorologii obserwa- | cyjnej. Zadanie to nie zostało dotychczas rozw iązane w zakresie w ystarczającym dla racyonalnej prognozy pogody. Osobliwie do- tkliw em i są dwie luki. Popierwsze, stacye, biorące udział w codziennem zapisyw aniu pogody, są wyłącznie stacyam i lądowemi.

Na morzu, które stanow i cztery piąte po­

wierzchni kuli ziemskiej, a przeto musi po­

siadać wpływ górujący, nie prowadzi się do­

tychczas system atycznych dziennych obser- wacyj pogody. Następnie, dostrzeżenia, zbie­

rane przez regularne obserwowanie pogody, dotyczą jedynie samej powierzchni kuli ziem­

skiej, pozostawiając nas w zupełnej nieśw ia­

domości tego, co się dzieje w górnych w a r­

stw ach powietrza.

Atoli środki techniczne, k tóre umożliwią nam wypełnienie obu ty ch luk, są już w na- szem posiadaniu. Telegrafia bez d ru tu po­

zwoli na wciągnięcie parowców, odbyw ają­

cych stałe podróże, do szeregu stacyj, wysy­

łających dzienne depesze o pogodzie. A wiel­

kie postępy, dokonane w ciągu la t ostatnich przez m eteorologię aeronautyczną, pozwala-

x) M eteorologische Z e itsc h rift, 1 9 0 4 .

ją tuszyć, że stanie się możliwem codzienne obserwowanie górnych w arstw atm osfery bądź zapomocą stacyj stałych na lądzie, bądź też latających—na morzu.

Rychło więc nadejdzie czas, gdy będziemy posiadali czy to codzień, czy w oznaczone dni zupełną dyagnozę stanu atm osfery. Tem samem stanie się zadość pierwszem u w arun­

kowi oparcia przepowiedni pogody na zasa­

dach racyonalnych.

II.

N asuw a się tedy pytanie drugie: czy zna­

my dostatecznie praw a, według których z d a­

nego stanu atm osferycznego w yłania się n a­

stępujący?

Spraw y atm osferyczne są kom binacyą p ro ­ cesów m echanicznych i fizycznych. D la każ­

dego z ty ch procesów zasady m echaniki lub fizyki pozwalają nam napisać jedno lub k il­

ka rów nań m atem atycznych. W arunkiem dostatecznej znajomości praw , rządzących zmianam i stanów atm osferycznych, jest, by ilość otrzym anych w ten sposób rów nań nie­

zależnych była rów na ilości zaw artych w nich niewiadomych. S ta n atm osfery w danym dowolnym czasie będzie pod względem me­

teorologicznym oznaczony, jeżeli w czasie tym będziemy mogli obliczyć dla każdego p unktu prędkość, gęstość, ciśnienie, tem p e­

ratu rę i wilgotność powietrza. Prędkość, jako wektor, wyobrażona jest przez trzy wielkości skalarne, czyli przez trzy składowe prędkości, a więc idzie o wyznaczenie 7-iu wielkości niewiadom ych.

Celem wyznaczenia tych niewiadom ych możemy wypisać następujące równania:

1. Trzy hydrodynam iczne rów nania ru ­ chu. Są to związki różniczkowe między trzem a składowem i prędkości, gęstością i ci-

j

śnieniem.

2. Rów nanie ciągłości, w yprow adzające

| zasadę zachowania masy podczas ruchu.

Rów nanie to jest także związkiem różnicz­

kowym i zawiera składowe prędkości i gę­

stość.

3. Rów nanie stan u pow ietrza atm osferycz­

nego, które je s t zależnością w postaci skoń­

czonej między gęstością, ciśnieniem, tem pe­

ratu rą i wilgotnością dowolnej m asy powie­

trza.

(6)

422

W S Z E C H Ś W IA T

JM® 27 4. Dwie główne zasady teoryi m echanicz­

nej ciepła, które pozw alają na napisanie dwu związków różniczkow ych, form ułujących, ja k się zm ieniają w zachodzących zm ianach sta­

nu energia i entropia dowolnej m asy po­

w ietrza. R ów nania te nie w prow adzają ró w ­ nież do zagadnienia żadnych now ych nie­

w iadom ych, gdyż energia i en trop ia w y raża­

ją się zapomocą ty ch sam ych zm iennych, któ re wchodzą do rów nania stanu, i u sta n a ­ w iają związek m iędzy zm ianam i ty c h w iel­

kości a zm ianam i innych wielkości, rozw a­

żanych jak o znane. Tem i innem i w ielko­

ściami są: popierwsze, praca, dokonana przez masę pow ietrza, a oznaczona przez te same zmienne, które wchodzą do rów nań d y na­

m icznych; następnie ilości ciepła, zaczerp­

nięte zzew nątrz albo wydzielone nazew nątrz, który ch znajomości dostarczą nam dane fizyczne o pochłanianiu prom ieniow ania lub o w yprom ieniow yw aniu oraz o ogrzew aniu się pow ietrza za zetknięciem z ziemią.

Zauw ażm y, że zagadnienie znakom icie się upraszcza, jeżeli nie zachodzi zgęszczanie | się lub parow anie wody, to jest, jeżeli ilość | pary wodnej, zaw artej w m asie pow ietrza,

j

je s t składnikiem stałym . M am y natenczas o jed n ę niew iadom ą mniej i pom inąć m oże­

my jed no z rów nań, to m ianowicie, które w ynika z drugiej zasady term odynam iki.

Z drugiej strony, jeżelibyśm y m usieli się liczyć z kilku zm iennem i składnikam i atm o-

j

sfery, ted y dru g a zasada d ałab y nam dla każdego nowego składnika nowe równanie.

M ożemy więc wypisać 7 niezależnych rów ­ nań, zaw ierających 7 norm alnie zachodzą­

cych zm iennych. O ile tedy m ożem y się ju ż teraz zoryentow ać w zagadnieniu, m usim y wnieść, że posiadam y w ystarczającą znajo­

mość praw procesów atm osferycznych, by zbudować na niej racyonalne przepow iednie pogody. Musimy wszakże przyznać, że w sku­

tek niezupełności naszych wiadomości, po­

m inęliśmy, być może, jakieś w ażne w da­

nej dziedzinie czynniki. Przypuścić m ożna w pływ d ziałań kosm icznych nieznanego nam rodzaju. N astępnie, wielkim zjaw iskom atm osferycznym tow arzyszy dłu g i szereg zjaw isk pobocznych, np. elektrycznych i op­

tycznych, i nasuw a się pytanie, czy wśród ty ch zjaw isk tow arzyszących niem a żad­

nych, któreby w sposób uczuw alny oddzia­

ły w ały na bieg procesów atm osferycznych.

O ddziaływ ania takie niew ątpliw ie istnieją.

Tęcza np. sprow adza zm iany w rozkładzie

! w chłoniętej przez prom ieniow anie energii słonecznej, a napięcia elektryczne wyw ierają znaczny w pływ na spraw y zgęszczania się.

Ale niem a dotychczas oznak, by tego ro ­ dzaju procesy w pływ ały w sposób dający się ocenić na procesy atm osferyczne. Jakkol- w iekbądź, m etoda naukow a w ym aga, aby przedew szystkiem zacząć od zagadnienia mo­

żliwie najprostszego, a w*ięc od powyżej po ­ staw ionego zagadnienia, które prow adzi do

| 7-iu ró w nań z 7-iu zmiennemi.

III.

Z ty ch 7-iu rów nań jedno tylko, rów nanie stanu m a postać skończoną. Sześć pozosta­

łych są rów naniam i o pochodnych cząstko­

w ych. Rów nanie stan u pozwala na w yru­

gow anie jednej z 7-iu zmiennych, zadanie sprow adza się więc do zcałkowania układu 6-iu rów nali o pochodnych cząstkowych o 6-iu zm iennych i do uw zględnienia w arun­

ków początkowych, danych przez obserwa- cye nad stanem początkow ym atm osfery.

O ścisłem analitycznem zcałkowaniu tego u k ład u rów nań nie może być mowy. Toż wiadomo, że naw et obliczenie ruchu trzech punktów , działających wzajem na siebie we­

dłu g praw a ta k prostego jalc newtonowskie, przechodzi o wiele środki, jakiem i rozporzą­

dza współczesna analiza m atem atyczna. Nie m ożem y wńęc spodziewać się, że potrafim y to zrobić dla ruchów wszystkich punktów atm osfery, którem i rządzą oddziaływ ania da­

leko bardziej skomplikowane. Ale naw et gdybyśm y um ieli wypisać ścisłe rozwiązanie analityczne, to nie dałoby nam ono tego, czego potrzebujem y. Albowiem rozwiązanie, aby posiadało stosowalność praktyczną, m u ­ si przedew szystkiem mieć postać przejrzy­

stą, a przeto pom ijać m nóstwo szczegó­

łów, k tó re weszłyby do każdego rozw iązania ścisłego. Przepow iadanie powinno

Avięc

do- tyczeć w iększych przestrzeni i dłuższych przeciągów czasu, np. od stopnia południka do stopnia po łu d n ik a i z godziny na godzi­

nę, nie zaś od m ilim etra do m ilim etra i z se­

k u nd y na sekundę.

Porzucam y więc zupełnie myśl o anali-

(7)

M 27

W SZ E C H ŚW IA T

423 tycznych m etodach całkow ania i zagadnie­

nie przepow iadania pogody form ułujem y w następującej praktycznej postaci:

Na podstaw ie obserwacyi w yobrażam y stan początkow y atm osfery zapomocą szeregu map, w skazujących rozkład 7-iu zmiennych w poszczególnych w arstw ach atm osfery. B io­

rąc te m apy za p u n k t wyjścia, należy n a ­ kreślić nowe m apy tego samego rodzaju, przedstaw iające nowe stany atm osfery z g o ­ dziny na godzinę.

Rozwiązanie zagadnienia w tej postaci w y­

m aga m etod graficznych oraz kom binacyi m etod graficznych i rachunkow ych, które wyprowadzić należy bądź z równań, o po­

chodnych cząstkowych, bądź też z zasad dy- nam iczno-fizycznych, stanow iących podsta­

wę ty ch rów nań. Niema żadnej racyi w ą t­

pić zgóry o możliwości w ypracow ania takich metod. W szystko sprow adza się do tego, by się powiodło rozłożyć to zagadnienie, k tó ­ re jako całość niezm iernie jest trudne, na szereg zagadnień częściowych, z którychby żadne nie nastręczało trudności nieprzezw y­

ciężonych.

IV.

W celu przeprow adzenia tego rozkładu na zagadnienia częściowe pow ołujem y ogólną zasadę, na której się opiera rachunek nie-

• skończonostkowy z kilku zmiennemi. A by ułatw ić rachunki praktyczne, m ożna z a stą ­ pić jednoczesne zm iany kilku zm iennych przez kolejno po sobie następujące zm iany poszczególnych zm iennych lub poszczegól­

nych grup zmiennych. P rz y zm ianach nie- skończonostkowych dałoby to ścisłe m etody rachunku nieskończonostkowego. Zaś w r a ­ zie zm ian skończonych da to m etody przy­

bliżone rachu nk u różnic skończonych, oraz k w ad ratu ry m echanicznej, z k tó ry ch tu ta j korzystać m usim y.

Ale zasady tej nie m ożna stosować na śle­

po, albowiem prakty czn a w artość m etody zależeć będzie przedewszystkiem od um ie­

jętnego naturalnego ugrupow ania zm ien­

nych, któreby doprowadziło do zagadnień częściowych, oznaczonych pod względem m atem atycznym i fizycznym oraz przejrzy­

stych. Doniosłość decydującą będzie m iał przedewszystkiem pierw szy rozkład. Musi

on być dokonany w edług naturalnej linii dem arkacyjnej w zagadnieniu głównem.

A ta k a natu raln a linia dem arkacyjna is t­

nieje. J e s t nią linia graniczna między p ro ­ cesami specyalnie dynamicznem i a specyal- nie fizycznem i, które łącznie stanowią cało­

k ształt spraw atm osferycznych. R ozkład wzdłuż tej linii granicznej prow adzi do roz­

bicia zagadnienia głównego na zagadnienia częściowe: czysto hydrodynam iczne i czysto term odynam iczne.

Łącznię, wiążącą zagadnienia: hydrodyna­

miczne i term odynam iczne, można, w rzeczy samej, bardzo łatw o zerwać, ta k łatwo, że teoretycy hydrodynam iki ustaw icznie z tego korzystali, by uniknąć jakiegokolw iek po­

ważniejszego zetknięcia się z meteorologią;

łącznią tą jest rów nanie stanu. Jeżeli p rzy j­

miemy, że w rów nanie to nie wchodzą tem ­ peratu ra i wilgotność, tedy otrzym am y uży­

wane zwykle przez hydrodynam iko w rów na­

nie „dodatkow e14, które jest jedynie zależno­

ścią między gęstością a ciśnieniem. To do­

prow adza nas do badania ruchów płynów w w arunkach, usuw ających wszelkie bezpo­

średnie uw zględnianie procesów term odyna- micznych.

Z am iast usuwać zupełnie tem peraturę i wilgotność z rów nania stanu, możemy je uważać dla krótkich odstępów czasu za wiel­

kości dane, biorąc ich w artości bądź z obser­

wacyi, bądź z poprzedzających rachunków . Skoro zagadnienie dynam iczne zostało roz­

wiązane, tedy zapomocą m etod czysto term o ­ dynam icznych oblicza się nowe w artości tem peratury i wilgotności. W artości te uw a­

ża się znowu za dane, rozw iązując zagadnie­

nie hydrodynam iczne dla następnego odstę­

pu czasu; i tak dalej.

V.

Posiadam y tedy ogólną zasadę, na której winien się oprzeć pierwszy rozkład zagad­

nienia głównego. W praktycznem jej prze­

prow adzaniu pozostaje jeszcze wybór m ię­

dzy kilku różnemi drogami, zależnie od spo­

sobu, w ja k i w prow adza się hypotezy o tem ­ peraturze i wilgotności. Ale w niniejszem ogólnem roztrząsaniu niem a racy i wchodzić w to bliżej.

N astępne głów ne pytanie brzmi: znaleźć

(8)

424

W S Z E C H Ś W IA T

Af» 27 dostatecznie proste rozw iązania każdego z za­

g a d n ie ń częściowych: hydrodynam icznego i term odynam icznego.

Rozw ażm y naprzód zagadnienie h y dro ­ dynam iczne, k tó re je s t właściwem zagad­

nieniem głównem; albowiem rów nania d y n a ­ miczne są właściwem i rów naniam i progno­

zy. One jedynie w prow adzają do zagad nie­

nia czas, jako zm ienną niezależną; rów nania term odynam iczne nie zaw ierają czasu. ■

Otóż zagadnienie hydrodynam iczne dosko­

nale się nadaje do rozw iązania graficznego.

Z am iast rachunków z trzem a rów naniam i dynam icznem i wprowadzam y pro ste kon- strukcye równoległoboków dla odpowiedniej ilości punktów , dopełniając to dla punktów pośrednich zapomocą interpolacyi graficz­

nej, albo też poprostu na oko. G łów na tru d ­ ność polegać będzie na uw zględnieniu ogra­

niczenia swobody ruchów , w ynikającego z rów n an ia ciągłości oraz z w arunków g ra ­ ficznych. Ale spraw dzenie, czy rów naniu ciągłości staje się lub nie staje zadość, m ożna również przeprow adzić w edług m etod g ra ­ ficznych, przyczem liczyć się m ożna z topo­

g rafią pow ierzchni ziemi, dokonyw aj ąc kon- strukcyi n a m apach, które w sposób zw ykły przedstaw iają tę topografię.

Rozwiązanie hydrodynam icznego zagad­

n ien ia częściowego nie n astręczy więc wiel­

kich trudności m atem atycznych. Przecież dotkliw ą luką w poznaniu czynników, z któ- rem i trzeb a się liczyć, je s t niezupełna znajo­

mość oporu tarc ia podczas ru chu mas powie­

trza; bo tarcie zależy od różnic prędkości w ich nieskończenie m ałych częściach, g d y m eteo­

rologowie są zmuszeni rozw ażać jed y nie r u ­ chy średnie znacznych mas pow ietrza. Nie m ożna więc korzystać z w yrazów, dotyczą­

cych tarc ia w rów naniach hydrodynam icz­

nych, z zastosowaniem znalezionych w labo- rato ry ach współczynników tarcia, lecz nale­

ży w prow adzić em piryczne dane o rzeczyw i­

stym oporze przeciw ruchow i w ielkich mas pow ietrza. Otóż posiadam y ju ż dostateczne takie dane, by przystąpić do pierw szych prób obliczania zgóry przyszłych ruchów pow ietrza, a sam e te próby dostarczą z cza­

sem koniecznych popraw ek i dopełnień.

Term odynam iczne zagadnienie częściowe jest pod względem m atem atycznym znacznie prostsze, niż hydrodynam iczne. Z rozw ią­

zanego zagadnienia hydrodynam icznego za­

czerpnąć tylko trzeba pracę, dokonaną przez m asy pow ietrza podczas zaszłych przesu­

nięć. Skoro znam y tę pracę oraz ilości cie­

pła, w chłonięte i wydzielone przez prom ie­

niow anie podczas danego odstępu czasu, zna­

ne zasady term odynam iczne pozwolą nam n a nowe wyliczenie nowego rozkładu tem ­ p e ra tu ry i wilgotności. R achunki nie będą pod względem m atem atycznym trudniejsze, niż podobne rach u nki dla eksperym entów laboratoryjnych, w których m asy powie­

trz a znajdują się w spoczynku w zamkniętej przestrzeni. Obszerne prace przygotow aw ­ cze w tym względzie zaw arte też są w b a­

daniach H ertza, v. Bezolda i innych.

Podobnie, ja k w zagadnieniu hydrodyna- micznem, głów na trudność polegać tu będzie na niedokładnej naszej znajomości rozm aitych czynników , któ re m uszą wejść do rachunku.

W artości: ilości ciepła, otrzym yw anych przez m asy pow ietrza w skutek różnicy między wy- prom ieniow yw aniem a pochłanianiem pro­

m ieniow ania; ilości wody, parujących ponad pow ierzchniam i mórz, lub spadających w po ­ staci deszczu z wody zgęszczonej w obło­

k ach —będą, początkowo przynajm niej, oce­

niane w sposób bardzo niepewny. Ale i tu posiadam y ju ż dostateczne wiadomości, by rozpocząć pierwsze próbne rachunki, a dal­

sza p raca w ty m k ierunku da nam stopnio­

wo coraz to dokładniejsze w artości stałych, ściągające się do różnych lądów i mórz, do różnych wysokości atm osfery, różnych sta­

nów pogody, różnych gęstości obłoków i t. d.

VI.

Pew nem jest, że na naszkicowanej powy­

żej drodze nie napo tka się nieprzezwyciężo­

nych tru dn ości m atem atycznych.

G dy m etody graficzne zostaną należycie w ypracow ane, gdy w ygotow ane zostaną t a ­ blice pomocnicze, w tedy poszczególne działa­

n ia okażą się zapew ne również łatw o wyko- nalnem i. I ilość ty ch działań poszczególnych niekoniecznie będzie bardzo duża. Ilość ta zależeć będzie od długości odstępów czasu, dla k tó ry ch rozw iązuje się dynam iczne za­

gadnienie częściowe. Im krótszem i będą te przez nas obrane odstępy czasu, tem żm ud­

niejsza będzie robota, ale też tem dokład­

(9)

No 27 W SZ EC H ŚW IA T

425 niejszy rezultat; jeżeli nadam y im długość

znaczną, ułatw im y sobie ogrom nie rach u n ­ ki — ale na koszt dokładności. Ostatecz­

nych wyników co do tego, jaki w ybór jest najstosowniejszy, dostarczy nam dopiero do­

świadczenie. N aw et jeżeli je s t w ym agana wielka dokładność, odstępy godzinne jak n aj- pewniej w ystarczą. Albowiem wyjątkow o tylko się zdarzy, że m asy pow ietrza prze­

biegną w ciągu godziny więcej niż jeden sto­

pień południka, albo że drogi, przez nie prze- bieżone, wykażą w ciągu godziny znaczniej­

szą krzyw iznę. A wobec tego wolno je s t wykonywać prostą konstrukcyę rów noległo- boków zapomocą odcinków prostych. Skoro zdobędzie się dostateczne doświadczenie, a przeto wyćwiczy się oko i instynkt, będzie zapewne m ożna ograniczać się o wiele dłuż- szemi naw et odstępam i czasu, np. 6-godzin- nemi. Przepow iednia pogody na 24 godziny w ym agałaby natenczas 4-krotnego p rzepro­

wadzenia konstrukcyi hydrodynam icznej i 4-krotnego obliczenia term odynam icznej popraw ki tem p eratu ry i wilgotności.

W obec tego jest możliwe, że w przyszło­

ści m etoda tego rodzaju stanie się podstaw ą codziennych praktycznych przepow iedni p o ­ gody. Jakkolw iek wszakże będzie się to przedstaw iało pod względem praktycznym , to w każdym razie głębsze badanie naukowe procesów atm osferycznych będzie musiało prędzej czy później być prow adzone w edług m etody, opartej na praw ach m echaniki i fi­

zyki. Będzie to z konieczności m etoda tego samego rodzaju, co powyżej naszkicowana.

Skoro zaś tak, tedy narzuca się ogólny plan badań dynam iczno-m eteorologicznych.

Głownem zadaniem m eteorologii obserwa­

cyjnej będzie regularn e dostarczanie jednocze­

snych dostrzeżeń ze w szystkich części atm o­

sfery: na powierzchni ziemi i w w arstw ach górnych na lądzie i na morzu.

Pierw szem zadaniem m eteorologii teo re­

tycznej będzie natenczas w ypracow anie na podstaw ie ty ch obserwacyj możliwie przej­

rzystego obrazu fizycznego i dynamicznego stanu atm osfery w chwili dostrzeżeń. A obraz ten m usi posiadać postać tak ą, by nadaw ał się jako p u n k t w yjścia do przepow iadania pogody w edług racyonalnej m etody dyna- miczno-fizycznej.

Ju ż to pierwsze, w stępne zadanie bardzo

j jest rozległe. Boć rozumie się, że daleko

j

je s t trudniej przedstaw ić stan atm osfery na w szystkich wysokościach, niż, jak to się obecnie dzieje, jedynie n a wysokości pozio­

m u morza. Nadto, pomimo postępów i udo­

skonaleń, możliwość do bezpośredniego ob­

serw owania górnych w arstw atm osfery za­

wsze pozostanie bardzo ograniczoną. D latego koniecznem jest, by obserwacye w arstw g ór­

nych możliwie najlepiej wyzyskiwano, aby treść ich wyżym ano do cna. Z wielkości bezpośrednio obserwowanych trzeba w ypro­

wadzić rachunkow o, o ile tylko się da, dosta­

teczne wartości dla wielkości, nie dających się w prost obserwować. W tym celu w yzy­

skać trzeba praw a, wiążące ze sobą rozm aite wielkości. Zatem , ju ż w konstruow aniu c a ­ łokształtu stanu atm osfery n a podstaw ie ob­

serwacyj sporadycznych, stosować trzeba na szeroką skalę m etody dynamiczno-fizyczne.

D rugiem wreszcie i najwyższem zadaniem meteorologii teoretycznej będzie konstruow a­

nie z tego obrazu stanu atm osfery w chwili początkowej,—obrazów' stanów przyszłych bądź w edług naszkicowanej tu taj metody, bądź w edług innych m etod tego rodzaju.

Zestaw ienie skonstruow anych ta k obrazów z obrazami, których potem dostarczą obser­

wacye, da poczęści ogólną kontrolę trafności metody, poczęści zaś wskazówki co do lep­

szych wartości wielkości stałych oraz udo­

skonaleń samej metody.

Tłum . m. h. h.

B IO LO G IA I CHEM IA.

(Dokończenie).

Chcąc przeprow adzić ogólną klasyfikacyę nauk, dochodzi się wkrótce do wniosku, że nauki nie istnieją obok siebie, ale że jed n a d ru g ą ogarnia; i to w sposób ta k dziwnie w zajem ny, że się to dokładnie daje przed­

staw ić tylko na wzorze geom etrycznym . Przedm iotem w szystkich n auk są przede­

wszystkiem fak ty życiowe człowieka. K a ż ­ dy poszczególny fa k t składa się z nieskoń­

czonej liczby składników; z tych bierze się pod uw agę tylko niektóre, zależnie od celu, jaki m am y na m yśli, reszty się nie uw zględ­

nia. W ten sposób nauka obejm uje tem wię­

(10)

426 JSS 27 cej faktów , im m niejsza jest liczba uw zględ­

nionych składników ; i naodw rót: obejm uje tem więcej zgadzających się ze sobą skład­

ników , im szczuplejsza jest liczba faktów , które ogarnia. D latego też jed n a i ta sama nauk a jest w jed nym kierunku najrozleglej- sza, a w innym naj ciaśniej sza i naodw rót.

A by panom choć w przybliżeniu dać wyo­

brażenie o ty m stosunku, przedstaw ię tu n a­

stępujący szkic sum aryczny, n a którym licz­

ba faktów życiowych przedstaw iona je s t p o­

ziomo, a uw zględnione sk ład n ik i—pionowo.

P sychologia : Biologia ________ Chem ia

I F izy k a

L

_ G eom etry a

_________ M atem atyka

1___ N auka o w ielorakościach

Widzicie panowie, że n au ka o wielorako- ściach (przez nazw ętę rozum iem naukę, w zglę­

dem której m atem atyka, czyli n au k a o wiel­

kościach jest tylko częścią) je s t najrozle- glejszą i jednocześnie najciaśniejszą nauką, poniew aż rozciąga się na w szystkie fa k ty życiowe, ale uw zględnia tylko jed n ą jed y n ą ich stronę (mianowicie tę, że każd y z nich je s t oddzielnym i odrębnym objektem); ty m ­

czasem psychologia, naodw rót: je s t najcia­

śniejszą, a obok tego i naj rozleglej szą nauką, zajm uje się bowiem wyłącznie zjaw iskam i, związanem i z życiem ludzkiego m ózgu (albo, jeżeli kto woli, z życiem duszy ludzkiej), ale tu stara się uw zględnić w szystkie możliwe składniki. W idzimy, że w szeregu, rozpoczy­

nającym się od nauki o wielorakościach, każda nau k a n astęp n a opiera się n a poprze­

dzającej, a le j ą prześciga, poniew aż opraco­

w uje nowe, dotąd nie rozw ażane strony, czyli składniki; zakres swój tem sam em zacieśnia,

j

ograniczając się wyłącznie n a przedm iocie, do którego składniki te się odnoszą. I tak, m atem atyka zajm uje się w ielorakościam i, ale tylko takiem i, które m ają wielkość, a geo- m etiy a wielkościami, ale tylko takiem i, k tó ­ re posiadają własności przestrzenne. F izy k a tra k tu je o przedm iotach przestrzennych o ty ­ le, o ile w nich czynne są rozm aite rodzaje energii; chemia zajm uje się przedm iotam i fizycznem i, nacechowanemi różnicam i jako-

ściowemi, obok innych rodzajów energii w nich zaw artych. Biologia, w edług tego system u, je st nau k ą o przedm iotach chemicz­

nych, k tóre w ykazują stan energetyczny sta- cyonarny, t. j. o takich, które m ogą się od­

żyw iać i rozm nażać. Psychologia wreszcie dotyczę istot żywych, o ile te wykonyw ają funkcye duchowe; a więc w p raktyce o gra­

nicza się niem al wyłącznie do czynności d u ­ chow ych człowieka, jako jedynych, co do k tó ry ch m am y mniej więcej pewne dane.

Zbyteczną praw ie je st wzm ianka, że po­

dział ten je s t dowolny: schem at nasz w ska­

zuje tylko głów ne stopnie, z których każdy da się jeszcze podzielić n a różne inne dzia­

ły — w takim razie tylko różnice będą m niej­

sze I tak, pom iędzy biologię a socyologię w staw ić można socyologię i psychologię lu­

dów; pom iędzy fizykę a chem ię—chemię fizyczną i t. d. Nie potrzebuję się nad tem dłużej rozwodzić. W ażniej szem byłoby może zamieszczenie pom iędzy m atem atyką a geo- m etry ą chronologii, t. j. nauki o praw ach czasu (wcale nie n au k i o czasach historycz­

nych, geologicznych i astronomicznych). Ale rozw ażania te zadalekoby nas zaprowadziły.

Dla naszego zagadnienia, o ile ono doty­

czę biologii, zasadniczem jest to, co n astęp u ­ je: Biologia opiera się na w szystkich n au ­ kach poprzednich, zacząwszy od nauki o w ie­

lorakościach, skończywszy n a chemii; to znaczy, że w szystkie zjawiska biologiczne podległe są praw om ty ch nauk. Identycznie ta k samo obracają się wszystkie zjaw iska chemiczne w zakresie m atem atyki i fizyki dlatego, że żadne zjawisko chemiczne prze­

czyć nie może tym praw om (o ile one są słuszne). Ale praw a m atem atyczne i fizycz­

ne nie w yczerpują tego, co się da powiedzieć 0 zjaw iskach chemicznych, a jakościowe róż­

nice m ateryi, które stanow ią treść chemii, nie m ogą być w yczerpująco przedstaw ione 1 opracow ane zapomocą środków i m etod ta m ty c h nauk. P rzyczyny należy szukać w tem , że chem ia ma od nich bogatszą wie- lorakość. Czy kula naładow ana 100 w olta­

mi elektryczności je s t ze złota, czy z węgla, to nie stanow i żadnej różnicy, jeżeli wielkość ich je s t jednakow a, o ile rozw ażam y w niej zjaw isko fizyczne, a ja k w tym przypadku—

elektryczne. Ale jeżeli spalim y dwie kule

jednakow ej wielkości, z których jed n a b ę­

(11)

,\ś 27

W SZ EC H ŚW IA T

427 dzie z siarki, a dru g a z węgla, to chemicznie

różnica będzie kolosalna. T ak samo nie róż­

ni się składem chemicznym ciało człowieka żywego od um arłego; biologicznie zaś różni- ; ca między niemi jest zasadnicza; gdyż czło-

j

wiek żyw y odżywia się i rozm naża, a um ar­

ły —nie. Może mi, panowie, w tym punkcie zrobicie niektóre zarzuty; nie zdaje mi się jednak, abyście rzecz samą w zasadzie zmie­

nili; co najwyżej m ożnaby dać nieco obszer­

niejszą definicyę życia.

Stąd w ynika już bezpośrednia odpowiedź na tylokrotnie staw iane pytanie: czy praw a chemiczne i fizyczne są w ystarczające do wytłum aczenia w szystkich zjaw isk biologicz­

nych? Odpowiedź będzie brzm iała z jednej strony: tak, z drugiej: nie. T a k —ile że wszy­

stkie zjaw iska biologiczne mieszczą się w ob­

rębie możliwości, przew idzianych przez ta m ­ te nauki. Nie—ile że w ty ch granicach fak ty biologiczne z pewnością w ykazują większą wielorakość, niżby się to dało wyczerpująco przedstaw ić zapomocą fizyki i chemii.

Może dowodzenie to będzie jaśniejsze, jeżeli rozpatrzym y analogiczny stosunek pomiędzy m atem atyką a fizyką. Z pewnością, w szyst­

kie zjaw iska fizyczne dadzą się podporząd­

kować pod pojęcie wielkości i z tego też względu można fizykę uważać za część m a­

tem atyki. Ale i to je st pewne, że środkam i samej tylko m atem atyki nie m ożna wyczer­

pująco przedstaw ić zjaw iska fizycznego. J e ­ żeli np. chodzi o zjaw isko fizyczne, związa­

ne z przejściem p rąd u elektrycznego przez dany przew odnik, to możemy je przedstaw ić m atem atycznie w każdym stopniu przybliże­

nia, k tó ry daje się osiągnąć zapomocą zna­

nych sposobów analizy; ale czem się zjaw i­

sko to różni od zjaw iska przew odnictw a cie­

pła w tem samem ciele, tego m atem atycznie wyrazić nie możemy; tu bowiem w ystępują nowe rodzaje w ielorakości, wchodzące w za­

kres fizyki, a nie m atem atyki.

M echaniści kładą nacisk na jednę sprawę strony, a w italiści na drugą. S tąd w ynika oryginalne zjawisko: w obu obozach badacze znakomici i rozw ażni w ygłaszają tw ierdze­

nia napozór zupełnie sprzeczne, a chociaż praw da może być tylko jedna, m y uważam y jednych i drugich za ludzi sum iennie poszu­

kujących praw dy.

Te ogólne rozw ażania niew ątpliw ie nabie­

rają dopiero w artości dla zajm ujących nas kwestyj przez dokładne zbadanie nowych składników, które' stanow ią różnicę między objektam i biologicznemi i chemicznemi. R óż­

nicę tę określam y zazwyczaj jednym w yra­

zem, a tym jest „życie“. Jeżeli się zapytam y 0 cechy tego pojęcia, dające się wykazać 1 mierzyć, to odpowiemy, co następuje: Isto ­ ty żywe są to przedewszystkiem tw ory sta- cyonarne, a nie stałe; szybkie zm iany zacho­

dzą w nich w te n sposób, że przybytek z ubytkiem niem al się kom pensuje tak, że stan ogólny wykazuje tylko powolne zm iany (nadto praw ie wszystkie peryodyczne). P o ­ nieważ w szystkie zmiany fizyczne można sobie wyobrazić jako przekształcanie się roz­

m aitych rodzajów energii w czasie i w prze­

strzeni, przeto cechą zasadniczą istot ży­

wych jest, że ich energia ta k co do rodzaju, jak co do ilości, je s t mniej więcej stała, cho­

ciaż przepływ a przez nie nieustanny prąd rozm aitych energij. P od ług ogólnych praw energetyki może to zachodzić tylko w t a ­ kiej formie, że istoty żywe pobierają eneigię z potenCyałem wyższym, a oddają ją z poten- cyałem niższym. E nergia przepływ ająca zu­

żyta zostaje na zmiany, z których się składa­

ją rozm aite funkcye życiowe (ruch, w ytw a­

rzanie ciepła, rozm nażanie i t. d.).

Ta cecha zasadnicza właściwa jest nietyl- ko istotom żywym, ale i różnym tworom nieorganicznym . Świeca paląca się, której k n o t doprowadza do płom ienia stopiony tłuszcz, w miarę ja k się tenże spala; albo m otor benzynowy, który zapomocą regula­

to ra sam sobie odmierza dopływ benzyny tak, że szybkość swoją u trzym uje na pozio­

mie stacyonarnym , m a identycznie tę samę właściwość, i dlatego zwykliśm y mówić o „płom ieniu życiatt, albo o „maszynie n a ­ szego ciała.“ A jed n a k ani płomienia, ani m aszyny nie zaliczam y do istot żywych — nie m ają one właściwości zachow ania swego b y ­ tu. J a k się spali tłuszcz i zbraknie benzyny, to płom ień gaśnie, a m otor staje; oba bo­

wiem nie mogą same w swoim czasie zaopa­

trzyć się w nowy tłuszcz lub benzynę.

Można sobie wyobrazić w praw dzie jeszcze jeden regulator, k tó ry będzie pom pował no­

w ą benzynę do rezerw oaru, gdy jej tam zbraknie. Ale ostatecznie i ta się wyczerpie;

albo się złamie jed n a z pracujących w m aszy­

(12)

428 W S Z E C H Ś W IA T K 27

nie części, dość że przerw anie ru ch u je s t nie­

uniknione. W pierwszym przyp ad ku m a­

szyna m ogłaby siebie samą, lub inną jak ą w ciągłym u trzym ać ruchu, g dy b y m ogła sama gdzieś pójść po nową benzynę; w d ru ­ gim zaś zaradziłaby złemu, g d y by zepsute części m aszyny sam a m ogła zastąpić nowe- mi; albo też m usiałaby przed złam aniem zbudować dru gą m aszynę, k tó rab y w każdej chwili pracę swojej poprzedniczki w dalszym ciągu m ogła w ykonyw ać. G dyby istn iała tak a m aszyna, m usielibyśm y ją nazw ać is to ­ tą żywą.

Określenie to może się w ydać dowolnem.

W szak m iędzy innem i znakom ity jeden b a ­ dacz wypow iedział zdanie, żer g dy b y n aw et możliwe było sztuczne zbudow anie tw o ­ ru, obdarzonego w szystkiem i w łasnościam i i czynnościam i danego ustroju, tw ó r ten nie byłby właściwie żyw ą istotą. N a to można- by m u odpowiedzieć jednem ty lk o zapy­

taniem : g dyby przypadkiem n ap o tk ał ów sztuczny tw ór, w ja k i sposób odróżniłby go od „właściwego “ organizm u, skoro oba, w e­

dług założenia, byłyby zupełnie jednakow e, t. j. obdarzone identycznie tem i samemi własnościami? Czego nie m ożna rozróżnić, to w zasadzie m usi być uznane za jed n ak o ­ we czyli identyczne.

Co do dowolności określenia, ta nie jest tak wielka, jak b y się zdawało. W jakiż sposób tw orzym y nasze pojęcia? W te n spo­

sób, że w wielkiej liczbie zjaw isk w ybieram y cechy podobne, a pom ijam y różnice.

D la chem icznych tw orów stały ch substan- cye chemiczne są tem pojęciem, którem obej­

m ujem y przedm ioty z jednakow em i swoiste- mi własnościami, i pojęcie tak ie możemy stw orzyć dlatego, że poszczególne substan- cye, np. siarkę, znajdujem y i w ytw arzam y w najrozm aitszych okolicznościach, a swoiste jej własności okazują się zawsze tem i samemi.

Daleko trudniej znaleźć odpowiednie w a ru n ­ ki do tw orzenia pojęć, gdy chodzi o tw ory, w których zachodzą zm iany chemiczne Aże­

by tw ory takie m ogły wogóle służyć za przedm iot do tw orzenia pojęć, m uszą p rz y ­

najm niej zew nętrznie w ydaw ać się trw ałe- mi, inaczej bowiem nie możemy ich utożsa­

miać; innem i słowy: ponieważ w edług zało ­ żenia nie są one stałe, muszą być p rz y n a j­

m niej stacyonarne. Ale i te się nie n ad ają

do tw orzenia pojęć, jeżeli nam się nie przed­

staw iają zawsze pod tą samą form ą. Tw o­

ram i fizycznem i tego rodzaju są: rzeki, chm u­

ry, fale; zasadniczą ich cechą jest pewien k sz ta łt przestrzenny, do którego powstania w aru n k i znajdują się z łatw ością i często.

Chemiczne tw o ry stacyonarne o wiele są rzadsze z powodu trudniejszych w arunków pow staw ania; jedyny, k tó ry potrafię w ym ie­

nić, je s t płom ień, do którego pow stania po­

trzeb ny je st tylko tlen, bardzo pospolite resztki roślinne i tem p eratu ra od 400° do

500°.

Je d n a k i ta najprostsza kom binacya niezm iernie rzadko pow staje sama, t. j. bez w spółudziału człowieka.

K ażd y z łatw ością zrozumie, że dowolne pow staw anie tworów, które obok własności stacyonarnych posiadałyby jeszcze i zdol­

ność sam ozachowawczą, t. j. zdolność ud a­

w ania się do właściwych źródeł energii, uw ażane być m usi za zjaw isko w yjątkow o rzadkie. A dopiero w tedy gdy tw ó r taki po­

siadać będzie zdolność reprodukow ania p o ­ dobnych sobie istot, m ożna będzie przypuścić możliwość ta k częstego spotykania go, że będziemy w stanie utw orzyć sobie odpowied­

nie pojęcie ogólne. Z tej więc strony rzecz ta k się przedstaw ia: rozw ażania te nie wy­

św ietlają kw estyi, w jak i sposób organizm y pow stały; ale uczą nas, że nie bylibyśm y n i­

g dy doszli do pojęcia organizm u jako tw o ru chem icznego stacyonarnego, gdyby tw ory te nie posiadały jeszcze i własności przysw aja­

nia i odtw arzania. Te własności n apo ty k a­

m y też zawsze u tw o ru chemicznego stacyo­

narnego, k tó ry nazyw am y isto tą żyw ą, i w n ich to tk w i cecha nowa, sw oista biolo­

gii, odróżniająca ją od chemii. N a tym punkcie słuszność jest po stronie witalistów.

Jeżeli jed n ak z poglądem tym łączym y tw ierdzenie, że „dlatego“ nigdy nie zdołam y w ytłum aczyć isto ty życia, to dowodzi, że po­

m ieszaliśm y kw estyę naukowej system atyki z dru g ą kw estyą, badania doświadczalnego.

W ytłum aczyć znaczy tu, ja k wogóle wszę­

dzie w nauce, w ykazać faktyczne zw iązkir istniejące pom iędzy poszczególnemi szerega­

m i zjaw isk. Chemiczne wyjaśnienie życia ju ż m am y; n ik t nie w ątp i o tem , że naw et w yobrazić sobie nie m ożna życia bez proce­

sów chem icznych, zw iązanych z uw alnia­

niem energii. Zbyw a nam tylko na w yczer-

(13)

j\a 27

W SZ E C H ŚW IA T

429 pojącej analizie poszczególnych procesów |

chemicznych, zachodzących w istocie żywej.

N iektóre z nich znam y w zarysach ogólnych, ja k zjawisko utleniania w tkankach, traw ie­

nia w przewodzie kiszkowym i t. p. Ale większa ich część jest nam nieznana. Czy potrafim y, znając naw et w szystkie procesy, zbudować ów organizm , tego obecnie roz­

strzygnąć nie możemy. W iele je st rzeczy, któreśm y pojęli i w ytłum aczyli, a których nie um iem y zrobić. Organizm żyw y zarów­

no może należeć do tej kategoryi, ja k i do tam tej, obejmującej rzeczy, które rozum ie­

my i sami um iem y zrobić. Ale to dopiero daleka przj^szłość pokaże.

P rzedstaw ię jeszcze jaśniej rzecz tę na przykładzie. W przestrzeni, gdzie niema wcale elektryczności, możemy ją w każdej chwili wytworzyć. Innem i słowy: możemy inną energię zamienić na elektryczną i otrzy­

m ać ją z dwum a jej czynnikam i: z masą elektryczności i z potencyałem . A energii ciężkości nie możemy w ten sam sposób utworzyć; możemy tylko już istniejącą ener­

gię powiększyć, lub zmniejszyć, oddalając lub przybliżając ciała ciężkie. Przyczyna te ­ go je s t jasn a. Masy elektryczności w ystępu­

ją zawsze w rów nych ilościach dodatnich i odjem nych, ta k że algebraiczna ich suma rów na się zeru. W skutek tego można, bez obrazy praw a zachow ania pojemności, w y ­ twarzać dowolne m asy elektryczności, skoro suma ich zawsze będzie zerem. Ale odpo­

wiedni czynnik energii ciężkości je st propor- cyonalny do masy, z konieczności zatem ma zawsze wartość dodatnią, której ta k samo ja k m asy nie możemy ani w ytworzyć, ani zmienić. W obecnej chwili nie m ożna prze­

widzieć, czy wobec dokładnej analizy życia nie w ystąpią czynniki takie, których nio można stworzyć. Mojem zdaniem, to, że ży ­ cie może być dowolnie zniszczone, n aprow a­

dza nas na przypuszczenie do pewnego stop­

nia praw dopodobne, że tylko trudności tech­

niczne, nie zasadnicze, stoją dotąd na prze­

szkodzie do dowolnego stw arzania życia.

Jakież to są trudności? Odpowiedź na to pytanie ju ż znamy; trudności polegają na tem, że każdy organizm , naw et najprostszy, jest przyrządem niezm iernie skom plikowa­

nym , w który m liczne i różnorodne reakcye tak przebiegają obok siebie, że wzajem nie

sobie dopom agają w sprawie zachowania ży­

cia. W ty m celu nieodzownem jest, aby szybkości tych spraw były do siebie wzajem ­ nie celowo przystosowane. M aszyna samaby się rozbiła, gdyby ruch w szystkich jej części nie odbyw ał się z jednaką peryodycznością oraz we właściwej fazie dla każdej poszcze­

gólnej części. Rozwiązanie tego zadania po ­ lega na tem, że rozm aite części związane są ze sobą tak ściśle, że tylko ruchy celowe są możliwe. T akie przym usowe powiązanie spraw chemicznych możliwe jest i w orga­

nizmie; niekiedy powstaje to samo przez się:

np. w przewodzie traw iennym , gdy substan- cye konieczne do zamierzonych reakcyj, zo­

stają wydzielane w rozm aitych przestrzen­

nie odrębnych częściach przew odu i m iesza­

ją się z m asą pokarm ow ą w jednym tylko kierunku przepływającą. W obrębie poje­

dynczej kom órki niebardzo jest praw dopo­

dobne takie mechaniczne rozw iązanie zada­

nia. Nadto, zadanie to i u istot żywych roz­

wiązane bywa, stosow nie do w arunków , za­

pomocą najrozm aitszych środków.

Środkiem tego rodzaju jest regulowanie szybkości reakcyi zapomocą katalizatorów czyli enzymów. Obecność tak ich substancyj w rozm aitych częściach organizm u znana ju ż była Berzeliusowi; Berzelius, a potem Ludw ig wypowiedzieli przekonanie, że enzy­

m y odgryw ają w organizmie ogólną i bar­

dzo ważną rolę. Nowsze badania potw ierdzi­

ły i pogłębiły ten pogląd. Zdaje się napraw -

| dę, że tylko bardzo mała liczba tkanek po­

zbawiona jest enzymów, ogrom na większość posiada ich cały szereg i to jednych obok d ru ­ gich. Dawniejsi badacze utrzym yw ali, zgod­

nie z ówczesnym stanem nauki, że zadaniem enzymów jest wywoływanie pew nych re ­ akcyj i w ytw arzanie tym sposobem niektó­

rych substancyj; m y zaś możemy pogląd ten rozwinąć i pogłębić, przypisując jeszcze en- I zymom właściwość regulowania potrzebnych szybkości. Najnowsze doświadczenia nad procesam i kiełkowania nasienia wykazały, że

j

istnieje tu pewnego rodzaju związek przy-

* musowy; ukazują się tu jedne po drugich enzymy, rozpuszczające mączkę, utleniają­

ce, przysw ajające i t. p. i - t o w takim po­

rządku, w takiej ilości i w takich miejscach, że niezm iernie zawiły proces rozwoju całej

■ roślinki przebiega praw idłow o i celowo.

Cytaty

Powiązane dokumenty

A Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem domu tego, ponieważ i on jest synem

c) wypełnienie zobowiązań zawartych w złożonej przez siebie deklaracji. Członek wspierający będący osobą prawną działa w Stowarzyszeniu za pośrednictwem

trójkącie? Długość przekątnej... Jej długość wynosi. Jest to tak s iln e sterowanie, że utrudnia ono obserwatorowi ocenę tego, w ja k ie j mierze uczniowie są

2) kształcenie słuchu. Uczeń otrzymuje promocję do klasy programowo wyższej z wyróżnieniem, jeśli w wyniku klasyfikacji rocznej uzyskał średnią ocen co najmniej 4,75 oraz

Jednak zasadnicze treści odnoszą się do osoby Aleksandra Wielkiego, który przekonany o swej sile i uniesiony pychą ogłasza się panem świata i synem Jowisza

Sandomierskie Centrum Kultury realizuje zadania w dziedzinie wychowania, edukacji, upowszechniania i promowania kultury, rozwijania i zaspokajania potrzeb kulturalnych

Pełna oferta pakietów dostępna na stronie www.mercedes-benz-trucks.com Osuszacz jednokomorowy.. od 253

III Liceum Ogólnokształcące dla Dorosłych w Zespole Szkół Ogólnokształcących Nr 2 im. Jadwigi Królowej w Nowym Targu /LOD/ rozszerzenia: geografia, j.angielski.