Jl@. 2 9 . Warszawa, d. 18 Lipca 1886 r. T o m V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUM ERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs za w ie : ro c zn ie rs . 8 k w a rta ln ie „ 2 Z p rz e s y łk ą poc zto w ą : ro c zn ie „ 10 p ó łro cz n ie „ 5
P re n u m ero w a ć m o żn a w R e d a k c y i W sz ec h św iata i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k r a ju i zag ran icą.
Kom itet R edakcyjny stan o w ią: P. P. D r. T. C h ału b iń sk i, J . A lek san d ro w icz b. d z ie k an Uniw., m ag. K. Deike, m ag. S. K ra m szty k , W ł. K w ietn iew sk i, J . N atan so n ,
D r J . S ie m ira d z k i i m ag. A. Ś lósarski.
„ W szech św iat11 p rz y jm u je ogłoszenia, k tó ry c h tre ś ć m a ja k ik o lw ie k zw iąz ek z n a u k ą , n a n a s tę p u ją c y c h w a ru n k ac h : Z a 1 w iersz z w ykłego d ru k u w szp alcie albo jeg o m iejsc e p o b ie ra się za pierw szy ra z kop. 7 '/ .,
za sześć n a stę p n y c h ra z y kop. C, za dalsze kop. 5.
A d re s IRecialecyi: IKIra.lrc-wsłsie-IFrzed.m.ieście, U S T r SS.
S ta c y ja m eteo ro lo g iczn a w .G astein.
450 W SZECHŚW IAT. N r 29.
NAJWYŻEJ POŁOŻONA
STACYJA METEOROLOGICZNA
W E U R O P I E
PRZEZ
* W . 2£Z.
W dalszym ciągu w iadom ości, podaw a
nych przez nas o slacyjach m eteorologicz nych, urządzanych na w ierzchołkach gór (patrz W szechśw iat t. IV , Nr 48, t. V , N r 16), zam ieszczam y poniżój krótką, wzm iankę 0 najwyższej ze w szystkich stacyj dotych
czasow ych w E u rop ie istniejących.
W bliskości słyn n ego m iejsca k ąp ielow e
go O astein, w okolicach liczn ie zw ied za
nych przez turystów z pow odu w sp an iałych w idoków , pow stanie w krótce stacyja, która może dostarczyć w iele w ażnych i ciekaw ych danych dla m eteorologii.
P lan urządzenia całkow itej stacyi. został | opracow any przez K om itet tow arzystw a m eteorologicznego austryjackiego w W ie dniu; w prow adzenie w czyn takow ego planu należy zaw dzięczać zapom ogom c. k. M ini- steryjum R olnictw a i H andlu, O ddziału M a
rynarki, T ow arzystw A lp ejsk ich (A lp en - verein) austryjackiego i niem ieckiego, prze
ważnie zaś czynnej pom ocy pana R ojacher w K olm -Saigurn, który z pow odzeniem p ro
w adzi kopalnię złota Rauris, słynną od da
w nych czasów.
W ykonanie budynków w tak n iep rzystę
pnej w ysokości, było jed y n ie m ożliwem przy w spółudziale tego dośw iadczonego górnika 1 je g o robotników, znających dokładnie w szelkie przejścia górskie. Z grona tych to pracowników wybrano także n ależycie przy
sposobionego obserwatora, mającego cały rok przebyć na w ysokości 1 0 000 stóp nad pow ierzchnią morza; w ybór taki zrobiono dlatego, że ciągłe przebyw anie w lodow ej tem peraturze w ym aga n iezw y k łeg o zahar
tow ania i że ścisłe koleżeńskie stosunki, a naw et w ęzły pokrew ieństw a z pozostały
mi w dolinie najlepiej zapew nią zaopatryw a
nie sam otnika w przedm ioty niezbędnej po
trzeby podczas ustawicznej zim y.
Stacyja m eteorologiczna ustanow iona na w ierzchołku góry Sonnblick w łańcuchu gór
skim Tauern leży na wysokości 31 0 0 m e
trów (10100 stóp); położeniem zatem swo • jem o wiele przew yższa dotychczasow e sta- cyje na w ierzchołkach gór: stacyja na B en - N evis leży na w ysokości 420 m; P u y de D o rnę — 14 6 0 m, M ont V e n to u x — 1 9 0 0 m, M onte Cimone — 2160 m, Sftntis— 2 500 m i P ic du M idi — 2 880 m. P rzedstaw ia ona bardzo trw ale zbudow any budynek w czę
ści z drzewa', w części zaś z kam ienia i je st zaopatrzona w najdokładniejsze sam opiszą- ce aparaty, oznaczające w każdej ch w ili tem peraturę, ciśnienie pow ietrza i t. p. P o łączoną je st ona ze światem zapom ocą tele
grafu i telefonu i tym sposobem w ieczorne dzienniki będą m ogły um ieszczać buletyny codzienne o stanie pogody na jednym z naj
w yższych w ierzchołków alpejskiego łańcu-
| cha Tauern, położonego już ponad granicą w iecznych śniegów . U stanow ienie jćj da rów nież m ożność uczonym przeprow adze
nia now ych badań fizycznych, dających się w ykonać tylko w podobnych w yjątkow ych okolicznościach. O tw arcie stacyi nastąpi w ciągu bieżącego lata. co * o
GŁÓWNE FAZY
OBIEGU M A T ERY! W N A T U R Z E
s k r e ś lił
M iik s y m ilija ii F la n in .
W as in d e r Z e it e n ts te h t, k a n n a u e h in d e r Z e it v erg eh e n : S o n n en sy stem e, W e ltth e ile , B erg e, F lu sse, leb e n d e W esen sin d n u r F o r- m en u n d ais so lc k e v e rg iin g lich ; — die M ate
rie, aus d e r sie b e steh e n , is t u n s te rb lic h , so w ie die B ew egung, die a n ih n e n h a fte t.
M ohr. G e sc h ich te d e r E rd e .
I.
P ierw szym i najniezbędniejszym czynni
kiem, przyjm ującym udział w dociekaniach
ducha ludzkiego w celu w yjaśnienia istoty
N r 29. W SZECHŚW IAT. 451 zjaw isk natury, są? zm ysły ludzkie. Im ja
kie zjaw isko jest dla nas dostępniejsze ze w zględu na wrażenie, jakie w nas ono w yw ołu je, tem staranniej przystępujem y do zdarcia z niego zasłony tajemniczości i usiłujem y objaśnić je sobie. Z tego pow o
du zjaw iska fizyczne, rozgryw ające się śród mas w ielkich, bezpośrednio niejako na zm y
sły nasze działające, przedew szystkiem roz
budziły dar spostrzegaw czy pierw szych tw órców potężnego gm achu wiedz}' przyro
dniczej; z tego rów nież powodu w dziecku zjawiska te przedew szystkiem w yw ołują za
interesow anie do tego w szystkiego, co nas otacza. N atom iast trzeba działania wielu innych jeszcze czynników , prócz zm ysłów naszych, dla zdania sobie sprawy choćby tylko z istnienia takich zjaw isk, których oczyw istość nie je st dla nas uderzającą, nie- tylk o ze w zględ u na ich istotę, ale i często ze w zględu na ich skutki. D ziw nem się nam w ydaje takie rozgraniczenie zjawisk, zw łaszcza gdy zdobędziem y prześw iadcze
nie, że ostatecznie w szystkie one co do ja kości swój są jednem i tem samem. W świe- cie m ateryi mamy w szędzie przed sobą ruch i tylko m odyfikacyje, jakim ruch ten ulega zależnie od rodzaju m ateryi, zależnie od swej formy, zależnie od przestrzeni lub cza
su, w których się odbyw a, dają nam tę róż
norodność zjaw isk, ja k ą spostrzegamy.
D la zadaw alającego w yjaśnienia zjaw isk dźw ięku, ciepła, św iatła, trzeba było wieków całych, a przecie skutki tych zjaw isk aż nadto są dla nas w idoczne. Jeżeli zaś po
m yślim y o tem, że zjaw iska w skutkach sw ych dające się po długich dopiero gieolo- giczn ych okresach osądzić lub odbywające się na przestrzeniach nieskończenie m ałych pom iędzy najdrobniejszem i cząstkami ma
teryi są zgoła dla nas nieprzystępne, nie zdziw im y się tem, że w tylu razach jeszcze m usim y się posiłkow ać hipotezami, nad któ
rych opracow aniem tak w ytrw ale i cierpli
w ie pracuje cała ludzkość.
D o zjaw isk tego szeregu w św iecie mate- ryjalnym należą te, bez których istnienia myśl ludzka nie jest zdolną w ytw orzyć so
bie pojęcia o istnieniu w szechśw iata, o jego życiu jako całości organicznej. Jakkolw iek skutki tych zjaw isk w w ielu razach zm y
słom naszym się objawiają, jednak trzeba
było dopiero tych metod naukowych, jak ie-
| mi się obecnie posługujem y w badaniu przy-
| rody, aby zrozum ieć to w szystko, co zjaw i
skom tym tow arzyszy, co stanowi ich sta-
! dyja pośrednie. Żaden z czytelników nie sądzi, że nauka ju ż w szystko wyjaśniła, ani, I że nastąpi czas, kiedy nic jój do zbadania
nie pozostanie; nie zdziw i się więc, jeżeli tu ju ż go uprzedzę, że jak k olw iek dużo już o om awianych zjaw iskach wiem y, nieró
w nie więcej do zbadania jeszcze pozostaje.
G dy po pierw szym ciepłym deszczu wio-
| sennym oko nasze dostrzega zieloność na drzewach i pierwsze drobne listki, m im owo- li pytamy — skąd się to bierze? Pom ijając j zupełnie przyczynę, jaka tę zmianę w y w o
łała, przedew szystkiem staramy się zrozu
mieć, w ja k i sposób materyja, która przecie pod jakąś postacią i przedtem istnieć m usia
ła, zam ieniła się na liść. Jeżeli w iem y, że koniecznem je st nasienie dla w yw ołania ży cia rośliny, to przez to jeszcze nie w yjaśn iliś
my sobie, co się stało z tem nasieniem, nim ono ostatecznie w gotow ą roślinę się prze
obraziło. R ów nież ze skutków, jakim ro
ślina ulega, więdnąc i um ierając, wreszcie znikając z oczu naszych, nie wiem y, jakie koleje przeszła ona. Jedyny wniosek, ja k i 1 z zjawisk tych wyciągam y, jest ten, że ma
teryja zm ienia swą postać; w żadnym razie
! pom yśleć nie możemy, że się ona tw orzy lub [ ginie.
Jeżeli przykład ten w zupełności w ystar
czy dla przekonania o tem, że rzeczyw iście materyja pod względem postaci, w której występuje, ulega zmianom, że cząsteczki,
| materyją składające, w przestrzeni się prze-
| mieszczają, to z drugiej strony, jako jed y n y j tu przytoczony, może nie dać dostatecznego i pojęcia o tem , na ja k w ielką skalę te proce- , sy w naturze się odbywają i jak warunkują tę tak godną podziw u harmoniją, ja k ą w na
turze dostrzegamy.
Zwykliśm y na żyjące istoty spoglądać ja ko na jed yn ych działaczy, w yw ołujących zmiany m ateryjalne na naszej ziem i i zda- waćby się m ogło, że bez istnienia organiz
mów, ziem ia nasza zachowałaby w iecznie
jednę i tę samą postać pod względem swego
układu m ateryjalnego. A le, niewdając się
zupełnie w głębsze, filozoficzne określenie
452 W SZECHŚW IAT. Nr 29.
życia, m ożem y śm iało p ow iedzieć, że poj
m ow ane ja k o suma pew nych mniój lub wię- cój celow ych zmian, istniałoby ono na ziem i i w nieobecności na niej uorganizow anych ustrojów. Pom yślm y o roli w ody na globie naszym . Parując z p ow ierzch n i m órz, kro
ple w ody wzbijają się w atmosferę, skąd, po
łączyw szy się w m ilijony, spadają na ziem ię.
Tutaj woda przedziera się przez skorupę ziem ską, rospuszcza niektóre jej składow e części i unosi do morza. Z biegiem czasu te osa
dy morskie wzrastają do niesłychanej potę
gi. P rzy czy n y , których g ieologija n ow o
czesna szuka w w nętrzu ziem i, z biegiem czasu podnoszą te osady m orskie nad po
ziom w ody, zm uszonej naturalnie spłynąć do m iejsc niżój położonych i w ten sposób z uniesionych z lądu części stałych znów ląd się tw orzy. P rócz tego niejako m echa
nicznego przem ieszczania m ateryi, nie ulega w ątpliw ości, że następują i reakcyje che
m iczne pom iędzy składow em i częściam i w morzu znajdujących się substancyj. T a
k ie zm iany naszćj k u li nie są bespośrednio dla obserw acyi naszćj przystępne, ale po
m im o to n ik t w ątpić n ie będzie, że one rze
czyw iście w niesłychanie d łu gich peryjo- dach czasu się odbyw ają. P om im o więc nieobecności istot żyw ych , istn iałab y ciągła w ym iana m ateryi m iędzy m orzem i lądem na kuli naszej. Z taką samą dokładnością dow iedziony je st w p ły w atm osfery na sko
rupę ziem ską, którój składow e części u lega
ją zw ietrzen iu pod działaniem bezustannem pow ietrza. A w ięc zm iany m ateryjalne n ie zależnie od działania organizm ów istnieją.
N ie mamy żadnego pow odu do p rzyp u sz
czania, że planety, na których z p ow odu w a
runków fizycznych, w ja k ich się one znaj
dują, życia organicznego niem a, że planety te nie ulegają ciągłym zmianom w sw oim u k ład zie m ateryjalnym . „Z ycie organizm ów pojm ow ać można tylk o jako część ży cia po
w ierzchni naszój ziem i“.
Z tego, że i bez organizmów' cią g łe ruchy m ateryi odbyw ałyby się, nie w ynika bynaj
m niej, ażeby obecność organizm ów w p ływ u sw ego na te zm iany nie w yw ierała. P r z eciw nie, przyjm ując u dział w życiu ziem i naszój, organizm y ściśle z życiem tem są zw iązane, a drogi, jak iem i m ateryja przebiega, n iesły
chanie się tylk o kom plikują. K ażd y organizm ,
rodząc się pow staje z materyi, która przed jeg o urodzeniem w innój postaci ju ż istniała;
odżyw iając się, odpow iednio zm ienia mate- ryją, wskazując jej do przebycia pewną sw o istą drogę; w reszcie umierając, ciało sw e p o zostaw ia w p ływ ow i czynników , które znów powodują specyjalną m ateryi przem ianę.
Badając prawa, w edług których takie pro
cesy fizyjologiczne w życiu ziem i się odby
w ają i posiłkując się przy odtwarzaniu u b ieg
łych epok historyi ziem i w m yśli naszej pra
wem analogii, w nioskujem y, że prawa te są niezm ienne. K ażde now e odkrycie, p ozw ala
ją ce w niknąć w istotę jak iegoś zjaw iska przyrody, uchyla nam zasłonę i okazuje św iat now y, ale wsparci na praw dziw ych badaniach przyznajem y, że to, co się tak późno dopiero wyjaśnić dało, odbyw ało się zaw sze w jed n ak ow y sposób, gd y tylko wa
runki jed n e i te same pozostaw ały. P ok ład y wapienne po w szystkie czasy b yły w ytw o
rem procesu życiow ego polipów , szkarłupni, m ięczaków i otw ornic. R ośliny zawsze zdo
b yw ały sobie pokarm, pochłaniając pew ne gazy z pow ietrza i pew ne niezbędne substan- cyje z ziemi, zaw sze jed n ak ow o je w sw ych kom órkach przerabiały, a ich obum arłe ciała pod w pływ em czynników atm osferycznych zaw sze tym samym u leg a ły losom. Zw ierzęta i ludzie, karmiąc się roślinam i, rów nież uży
w ali zaw sze tych samych sposobów do odbu
dow yw ania sw ych ciał, odpow iednio, jak kolw iek bezwiednie, postać m ateryi zm ienia
ją c. Te w ięc drogi, ja k ie m ateryja w ciąg
łych sw ych metamorfozach przebyw ać m ia
ła, zostały jej niejako ju ż z góry zakreślone, A gdy dodam y do tego, że ani jeden atom ani zginąć ani z niczego w ytw orzyć się nie m ógł, m usimy jak o w ynik z dw u tych praw przyjąć trzecie, które w ten sposób pojm u
jem y, że materyja, ciągłym ulegając prze
mianom, odbyw a, że tak pow iem , drogę ko
łow ą. Po przebyciu pewnej ilości etapów na tój drodze pow raca ona do postaci, w której już poprzednio się przejawiła; wciąż się ona odradza, aby znów odbyć drogę tyle razy ju ż przebytą.
Związek, łączący oddzielne ogniw a tego źam kniętego łańcucha, jest tak ścisły, że ni
czego tu dodać ani odjąć nie można. Te zw ierzęta m orskie, które, składając skorup
kę wapienną, tworzą z czasem ogrom ne gó
Nr 29. W SZECHŚW IAT. 453 ry, w m orzu znajdują, w szystkie warunki
do podtrzym ania sw ego życia. Za pokarm służą im rośliny morskie. R ośliny te, rów nież w m orzu czerpią z materyj nieorganicz
nych składow e części do zbudow ania sw ego ciała. N iezbędnym dla nich elem entem jest pom iędzy innem i siarka, gdyż w chodzi ona w skład białka. R ośliny w ięc dostają jej so
bie z utlenionych zw iązków siarkowych, które w formie soli, ja k np. gips zawsze się w m orzu znajdują. Przypuśćm y teraz na chw ilę, że w morzu gipsu niem a— i cóż z te
go wyniknie? B ez gipsu niem a siarki, a więc i białka roślinnego, ani roślin. Bez roślin n ie
ma zw ierząt ani pokładów w apiennych. Idąc krok dalej i uprzedzając ju ż tutaj czytelnika, że cały zapas kwasu fosfornego na lądzie z morza pochodzi i że z morza wraz z pokła
dami wapiennem i zostaje on przyniesiony, w idzim y, że i kw asu fosfornego na lądzie n ie będzie. P oniew aż zaś ten ostatni stanowi rów nie niezbędną składow ą część istot uor- ganizow anycli ja k np. w ęgiel, azot, a w ięc—
w niosek łatw y— życia na lądzie też nie bę
dzie. C ały teraźniejszy porządek na globie naszym został zakłócony. W yjęliśm y jedno ogn iw o z łańcucha warunków życia naszej ziem i, a w szystko stało się niepojętem , nie- m ożliw em . Życie organiczne, tak ja k m y je pojm ujem y, zniknęło.
G enijalne wnioski o tożsamości m ateryi na naszej planecie i najodleglejszych zna
nych nam ciałach niebieskich, zdobyte przez naukę ostatnich dziesiątków lat, zm uszajądo u w zględ n ien ia całego znanego nam świata, gd y chodzi o konstatow anie praw takich, ja k prawo trw ałości m ateryi. D otychczas, za wyjątkiem takich zjaw isk, ja k spadanie aero- litów i t. p., jak w yrzucanie olbrzymich mas wodoru w protuberancyjach słonecz
nych (w yskokach) n ie znam y innych, które- by dow odziły istnienia materyj alnój wym ia
ny pom iędzy ciałam i w przestrzeni w szech
św iatow ej. P ozostając jed n a k na naszej pla
necie, by się przypatrzyć tym wszystkim sta- dyjorn przejściow ym , ja k ie materyja w sw ym nieustannym ruchu przebiega, m ylilibyśm y się, przypuszczając, że tu w śzystko już ro
zum iem y. „Nie posunęliśm y się jeszcze tak daleko w naszój znajom ości procesów ż y cio w ych, abyśm y, poczynając od pew nego m iej
sca tego kółka, m ogli dać obraz całk ow itego
chem icznego obiegu atom ów i ich zm ien
nych związków; tu i owdzie tylko udało nam się coś dojrzeć.” D o tych słów znakom itego w spółczesnego chem ika-fizyjologa H oppe- Seylera dodać można, że jeżeli się to tyczy procesów życiow ych to tembardziej można- by to samo pow iedzieć o całkow itym pro
cesie obiegu m ateryi na ziem i naszej. A le pomimo to przedm iot ten m ógłby posłużyć za m ateryjał do napisania kilku grubych to mów, bo czyż w łaściw ie w szystkie gałęzi chem ii zastosowanej nie są jeg o treścią?
Z pośród tej m asy m ateryjału dadzą się jednak z łatw ością w yjąć niektóre najbar
dziej nas zajm ujące procesy nieskończonego krążenia m ateryi, które, w m ożliw ie stresz
czonej formie opisane, stanowić będą przed
m iot następnych roapraw.
mm mucu m
Z RAPORTU P. SILVESTREGO ')
t ł u m . Z n .
P o wybuchu d. 22 Marca 1883 roku, E tna w ciągu lat 1884 i 1885 okazyw ała szereg zjaw isk seism icznych i w ybuchow ych, które dow odziły, że wulkan nie uspokoił się zu
pełnie. D n ia 18 M aja r. b., o godzinie 11 z rana, głów n y krater środkow y objaw ił czynność n iezw ykłą przez w yrzucanie w at
mosferę w ielkiej obfitości pary, żużlów , pia
sku i popiołu. W spółcześnie przyrządy seis- m iczne i m ikroseism iczne w obserw atory- jum gieodynam iki i fizyki ziemskiej przy uniw ersytecie katanijskim zaczęły okazy-
■) Profesor S ilv eatri, gieolog, b ad acz s p e c y ja ln y objaw ów w u lk an iczn y ch , p rz e d s ta w ił rząd o w i w ło
sk iem u ra p o rt, o b e jm u jąc y hist.oryją p ierw szy ch sze
śc iu d n i w y b u c h u E tn y , k tó reg o stresz czen ie zostało
o d czy tan e w p a ry sk ie j A k a d em ii N a u k śc isły ch
p rz e z p. D au b reeg o . D alszy c ią g opisu w zigto z l i
s tu tegoż uczonego do p. D aubreego. O b ad w a d o
k u m e n ty są ogłoszone w C om ptes re n d u s A k ad em ii
(C II, 1221, 1589).
454 W SZECHŚW IAT. N r 29.
w ać w ielk ie zaniepokojenie. Toż samo po
w tórzyło się we w szystkich obserw atory- jach , pourządzanych na zboczach E tny, w P aterno, B iancarella, B elpasso, A derno, B ronte, Giarre, R iposto, A cirea le i w Zaffe- rana. W strząśnienia te, ja k k o lw iek słabe, były przegryw ką do tego, co potem zajść m iało, podobnie ja k słabe wstrząśnienie, po
przedzające wybuch 1883 roku.
W nocy z d. 18 na 19 M aja, o godzinie w pół do pierw szej, po hukach podziem nych, które nanow o w znieciły obaw ę, rospoczął się szereg w ybuchów na południow ej stro
nie. Ogromna ilość pary z popiołem i la- pillam i w zniosła się w p ow ietrze przeszło na 500 m w ysoko w postaci rozżarzonego snopa. N ad now ym otw orem zaczął się tw orzyć w zgórek rosnący w oczach, który w ciągu trzech dni podniósł się na 100 m ponad sw oję podstaw ę. P rzez ten sam otwór w yd ob yła się obfita ilość law y, która popły
n ęła w postaci rzeki płom ienistej. P o sze
ściu dniach rzeka ta p rzep łyn ęła ju ż cztery kilom etry i posuw ała się dalej jeszcze. B rze
gi jej były nieregularne i okazyw ały rozga
łęzien ia, zależnie od rzeźby gruntu.
W ciągu pierw szej doby, licząc od 12 '/2 w nocy d. 19 M aja, to je s t od początku w y
buchu, naliczono 72 w strząśnięć, którym tow arzyszyły ruchy m ikroseism iczne, zw a ne t r e m i to s. W następnych 24 godzinach było w strząśnień 15, a w ciągu trzeciej do
by — 13.
W Sierpniu 1874 roku E tn a p ęk ła od w ierzchołka aż do podstaw y w kierunku N N E — S S W . P . S ilvestri w yp ow ied ział m niem anie, że po straszliw ym w ybuchu, ja ki przez tę olbrzym ią szparę znalazł sobie drogę, nastąpi inny na południow ym skłonie góry z tej części szpary, która nie zam knęła się po pierw szym . T a przepow iednia ziści
ła się we cztery lata i dziew ięć m iesięcy, to je s t d. 26 Maja 1879 roku. D n ia 22 M aja 1883 r., po dw udniow ych w strząśnieniacli, z tejże szpary w ylała się n ow a ilość law y.
N akoniec, z tej samej szpary, w y p ły n ę ła la
wa 18 i 19 M aja 1886, o lOOOm ponad kra
terem 1883 roku, na w ysokości mniej w ię
cej 1 4 0 0 m . W yszła na św iatło dzienne w tej samej okolicy, co sław n y potok law y z 1669 roku, godny u w agi przez sw oje ol- j brzym ie rozm iary, który doszedł aż do mu- |
I rów K atanii i do morza, czyli o 15 kilom e
trów od sw ego źródła. Szczęściem , teg o roczny potok nie poszedł w tym samym k ie
runku, w bespośredniem sąsiedztw ie mia
steczka N icolosi, liczącego obecnie 3 0 0 0 mieszkańców, lecz w yszedł o 7 kilom etrów dalej na wschód.
Najw ażniejsze dane całego tegorocznego zjaw iska przedstawiają się, ja k następuje:
1-o. W ybuch z bocznego krateru zaczął się 19 Maja o w pół do pierwszej po północy, a skończył się 7 Czerwca, trw ał zatem dni dwadzieścia.
2-o. Okres najwyższej energii wybuchu trw ał od początku zjaw iska do nocy z 23 na 24 Maja. O d tej ostatniej daty do 26 Maja ciągnął się peryjod przerywanej czynności, chociaż w ybućhy b yły ciągle bardzo jeszcze gw ałtow ne. N akoniec od 26 czynność w u l
kanu zm niejszała się stopniow o, aż ustała wreszcie.
3-o. A parat w ybuchow y, który w yrzucał
j kaw ałk i stw ardniałej la w y (bryły, bomby, la p illi i piasek), oraz w ylew ał law ę płynną, tym razem był, ja k na E tnę, nadzw yczajnie prosty. N ależy to przypisać tej okoliczno
ści, że wybuch miał m iejsce pow yżej rozdar
cia utw orzonego w r. 1883 i że je g o aparat zajm ow ał zaledw ie 1 km. Przypom nijm y tutaj, że podczas sław nego wybuchu 1879 r.
aparat w ybuchow y składał się z nader licz
nych elem entów , bardzo złożonych i rozrzu
conych na przestrzeni 10 km. Tegoroczny aparat składał się z k r a t e r u w y r z u c a j ą c e g o i z układu otw orów w ylew ających
płynną law ę, które tu pospolicie nazyw ają u s t a m i o g n i a (bocche di fuoco).
K ra ter w yrzu cający. P rzedew szystkiem , gdy wszczął się wybuch na boku góry, u tw o
rzył się praw dziw y krater wybuchu, to je st wielka jama czy otchłań, która rozwarła się, ja k ju ż pow iedziano, na południow ym skło
nie E tn y, na wysokości 1400 m nad pozio
mem morza, praw ie we środku doliny po
m iędzy M onte Nero z północy, a Monte Grrosso z południa. W krótce jednak ten krater skutkiem obfitości w yrzucanego ma- teryjału usypał dookoła siebie wzgórek, a ten, przyrastając bez przerw y, dosięgną! nieza
d łu go rozm iarów góry, wyniesionej nad po
ziom sąsiedniego gruntu na 140 m, która
Nr 29. WSZECHŚWIAT. 455 w łaśnie otrzym uje tu nazwę krateru w yrzu- !
cającego.
Na m ateryja! opisywanej góry złożyły się szczątki kolejnych warstw przedhistorycz
nej i historycznej law y, które stanowili grunt i podłoże doliny; szczątki te są zm ię- szane ze świeżą law ą z tegorocznego w y
buchu.
N ajgw ałtow n iejszy okres czynności kra
teru trw ał, jak w iem y, od początku wybu
chu aż do nocy 23 Maja. Pośród ciemno
ści nocnych było to w idow isko imponujące dla m ieszkańców K atanii i w szystkich oko
lic aż do południow ych kończyn S ycylii w schodniej. Od 24 do 26 Maja dejekcyje b y ły ju ż przeryw ane i od tej pory słabły co
raz bardziej, przyczem rospaloną masę co
raz wyraźniej zastępow ać zaczęły obfite ilo
ści czarnego piasku, znam ionującego zniża
jącą się fazę działalności wulkanu. Można w ięc pow iedzieć, że głów na masa nowej gó
ry u tw orzyła się w ciągu dni dziewięciu.
Bocche d i fuoco. P rzedstaw iają się w po
staci w ystępów skalistych, utworzonych z żuzlowatej law y i rozłożonych w niew ielkiej odległości jeden od drugiego prawie na wspo
mnianej lin ii pęknięcia z N N E na S S W , któ
ra poniżój przecina także wschodnie zbocze pobliskiej M onte Grosso. Z ow ego pęknięcia w yp łyn ęła naprzód znaczna obfitość law y, która,będąc bardzo płynną, wkrótce częścio
wo zalała dolinę. L ecz kiedy skutkiem tego stosunki poziom ów się zm ieniły, utw orzyły się cztery oddzielne głó w n e centry w yrzu
cające law ę. K ażdy z nich, zbierając dokoła siebie żużle, tw orzące się zw olna na po
w ierzchni wrącej law y, wkrótce przyjął po
stać wzgórka, zw róconego grzbietem ku północy, a pozbaw ionego skłonu południo
wego. Od takiego w zgórka ku południow i szły dw ie rozchodzące się m oreny boczne, ograniczające łożyska, w których płynęła lawa. Ł ożyska law y jed n e w zględem dru
gich nie były rów noległe; potoki law y z po
czątku, na niew ielkiej przestrzeni, były od
dzielone, potem jed n ak złączyły się, tworząc ogólną rzekę, zasilaną przez w szystkie cen
try wyrzucające. N ajw iększe usta ognia znajdow ały się w pobliżu krateru; one to przerwały sw ę czynność ostatnie i wogóle były najw ażniejsze ze w szystkich.
4-o. W ydajność w szystkich razem bocche
di fuoco obliczono w przybliżeniu na 40 do 60 m3 na sekundę. W ciągu pierw szych trzech dni lawa przepłynęła około 4 km z początkow ą szybkością przy w yp ływ ie z otworu = 4 0 —60 m na minutę; następnie w miarę oddalania się i zw iększania jej ilo ści, szybkość zm niejszała się, aż doszła do 18— 20 m na godzinę na ostatnich krańcach strumienia. Skutkiem tego zw olnienia na
stępne 2,5 km law a przepłynęła dopiero w 13 dni i wtedyto zbliżyła się najznaczniej do N icolosi. D nia 30 M aja o godz. 2-6j po południu czoło law y było pod N icolosi na nieznacznej odległości 500 m. N iebespie- czeństwo pochłonięcia groziło miasteczku najw yraźniej, większa część mieszkańców szukała ratunku w ucieczce. Jednakże N i
colosi ocalało: 3 C zerw ca, po ostatnich w y
siłkach wybuchu, czoło law y zatrzym ało się o 327 m od pierw szych zabudowań m iastecz
ka. Od sw ych źródeł aż do tego miejsca la
wa przebyła odległość 6,5 km.
Oceniając tegoroczny całk ow ity w ylew lawy, przyznać należy, że był on niezw ykle znaczny, szczególniej wobec niedługiego czasu trwania wybuchu. W ed łu g przybli
żonej, ja k nateraz, oceny, można przyjąć, że lawa zajęła pow ierzchnię 5,5 km 2 przy śre
dniej grubości 12 m, daje to przybliżoną objętość 66 m ilijonów metrów sześciennych.
Od d. 24 Maja now y krater zaczął wyrzu
cać bardzo w iele piasku, który tw orzył g ę ste obłoki i spadał obficie przez kilka dni w całej S ycylii i w K alabryi. W yrzucanie piasku oznacza koniec działalności w ul
kanu.
D nia 29 Maja, kiedy wybuch ju ż się zm niejszył, nanowo uczuć się dały częste trzęsienia ziem i w zam ieszkałych okolicach E tny, a szczególniej w Zafferana - Etnea, Randozzo, Linguaglossa i Giarre. W nocy d. 2 Czerwca skutkiem gw ałtow n ego wstrzą- śnienia popękały domy i potw orzyły się szczeliny w gruncie ulic w A ci-P atane pod A ci-R eale. N ajgłów niejsze jednak trzęsie
nie ziemi było 5 Czerwca o godz. 12 min. 15 po południu; dało się ono uczuć w całej oko
licy E tny i w starożytnym regijonie flegryj-
skim S y cy lii południow ej. Ruch ziem i
z początku falisty, potem podskakujący,
trw ał osiem do dziesięciu sekund z taką
siłą, że spraw ił liczne zniszczenia. G łów ny
W SZECHŚW IAT. Nr 29.
środkow y krater E tn y , który po silnej erup- cyi d. 18 M aja ju ż tylk o od czasu do czasu w y rzu ca ł k łęb y białej i rzadkiej pary, pod koniec w ybuchu bocznego, 2 C zerw ca, ros- p oczął nanow o w yziew ać ciągły słup g ęste
go dym u i w ielkich ilości bardzo m iałkiego popiołu. A ż do ch w ili, w której b y ł napi
sany list p. S ilvestrego (w yd ru k ow an y w C.
rend. z 28 Czerwca), p opiół ten roschodził się w atmosferze, unoszony przez w iatry na znaczne odległości.
Innym w ypadkiem , godnym zaznaczenia, który tow arzyszył tegorocznem u w ybucho
w i, było to, że w starej m ofecie, zw anej L a go dei P alici albo N aftia (której gazy były w ielokrotnie rozbierane przez Sainte-C laire D ev illea , Fouquego i S ilvestrego), leżącej w S y cy lii południow ej w o k o licy flegryj- skiej, 23 M aja w szczął się w ybuch gazow y, który nieustannie w zburzał w odę m ofety i nawet spow odow ał jej w y lew . N a jż y w szy okres tego w ybuchu trw ał od 23 do 30 M aja, tow arzyszył mu g łu ch y łosk ot pod
ziem ny. P o 30 M aja wrybuch ten zaczął ustawać.
O statnie zjaw isko je st now ym faktem , przem aw iającym na korzyść w yw odu syn
tetycznego, uczynionego przez p. S ilvestre- go na zasadzie studyjów nad w ybuchem E tn y z 1878—1879 roku. A u to r p rzyjm u je m ianow icie, że S ycyliją południow ą prze
cina w ielkie pęknięcie, idące w k ierunku od N N E do S S W i łączące starożytną okolicę wulkaniczną S y c y lii ze w spółczesną. A u tor je st zdania, że pęknięcie to może być u w a żane za siedlisko w spółczesnej w ulkanicznej działalności E tny.
PliZKZ
ćLra, O . B-u.j-wica.st.
D n ia 6 Czerw ca r. b., po dw um iesięcznym pobycie w Paryżu i studyjach nad w ście
klizną, oraz po otrzym aniu królika św ieżo
szczepionego 115 pokoleniem szczepnem w ścieklizny, pożegnałem Pasteura. P o d o bnie szczepione króliki otrzym ało kilku in nych lekarzy: angielska kom isyja z L o n d y nu, dr M ott z N ew -Y orku, Em m erich U ll
man z W iednia, U nkow skij z M oskw y, P ar- szeński i Iw an ow z Sam ary i H am aleja z O dessy.
Z dawnych moich korespondencyj (patrz N ry 17 i 21 tego pisma) znają ju ż czy teln i
cy m etodę, a w części i jej w yniki, obecnie, mam zamiar uzupełnić rzecz niektórem i szczegółam i, potrzebnem i do zaokrąglenia strony faktycznej.
Jak wiadomo, Pasteur za głów ne sied li
sko jad u w ścieklizny uważa ośrodki nerw o
we, t. j . mózg i rdzeń, oraz niektóre gru czo
ły (ślinow e, łzow e). Co do gruczołów nie jest to rzeczą nową: Y irchow m ianowicie p okazyw ał mi pracę H ertw iga z r. 1855, z której widać, że szczepienie gruczołu przy- u sznego i śliny, w y w oływ ało u zw ierząt w ściekliznę, — co do istnienia jad u w ner
w ow ych ośrodkach jestto odkrycie P a steu ra. N ależy dodać, że V irchow n ie w ątpi, że P asteur posiada i szczepi prawdziwą w ściekliznę, o czem do niedaw na jeszcze w ątpiła kom isyja angielska; człon k ow ie jej sądzili, że to co Pasteur szczepi królikom nie je st wścieklizną; dopiero po przeszcze
pieniu rdzenia P asteurow skiego królika na psa przekonali się, że tak je st rzeczyw iście (jak to widać z pryw atnego listu Burdona Sandersona do dra Grranehcra). W ogóle Y irchow zapatruje się bardzo besstronnie na całą sprawę i w ierzy w skuteczność szcze
pień ochronnych w sposób przez Pasteura w ykonyw any. T y lk o ilość osób dotąd le czonych uważa za zbyt wielką: zdaniem je go nie w szyscy byli pokąsani przez psa w ściekłego. C5
P rof. K och wątpi o całej metodzie, prócz tego zaś przypuszcza, że bardzo mała tylko ilość chorych, została pokąsaną przez psy w ściekłe.
Zwracam y uw agę, że prawie każdy chory ma św iadectw o lekarza lub weterynarza:
innym Pasteur kuracyi nie zastosow uje, nie poddaje rów nież szczepieniom takich, u k tó rych w miejscu ukąszenia nie ukazała się krew . T ylko bow iem przy głębszych dra
śnięciach i ranach jad się do ustroju dosta
N r 29. W SZECHŚWIAT.
je, przeniknięcie jeg o w obieg krwi je st nie
zbędnym w arunkiem zakażenia, — a w a
runku tego P asteur ściśle przestrzega.
Zw ażm y następnie, że w edług statystycz
nych danych z pokąsanych przez psa um ie
ra 5%. Jeżeli zatem z 1120 osób (do dnia 10 C zerw ca) zm arło trzy, to przypuściw szy naw et, że ;!/ 4 chorych było pokąsanych przez psy nie w ściekłe, — procent śmiertelności przy m etodzie Pasteura je st m niejszy conaj- mnićj pięć razy. N aw et i w wypadkach po
kąsania' przez w ilk i, szczepień ochronnych za bezw zględne fiasco (jak chce K och) uw a
żać nie można. Statystyka wskazuje bo
wiem, że z pokąsanych przez wilka umiera 80% . T ym czasem z 42 osób podległych Pasteurowskiój kuracyi zm arło pięć zale
dw ie. G dyby i tutaj przypuścić, że tylko
’/* osób była rzeczyw istą w ścieklizną zaka
żoną (co je st nieprawdopodobnem ) to i tak procent śm iertelności zm niejszył się prawie o połow ę.
Zresztą czas i dalsze próby kw estyją tę rosstrzygną.
A teraz słów parę o pracach, jak ie na tem polu prowadzę tu na miejscu. K rólik przy
w ieziony przezem nie z Paryża zaczął cho
rować na siódm y dzień po zaszczepieniu, a przestał żyć na dziesiąty, jak to było do przew idzenia. D zień śmierci można bowiem oznaczyć z m atem atyczną prawie ścisłością:
pom yłka może w ynieść nie więcej jak d w a
naście godzin. W ścieklizna u królików przejaw ia się zw yk le w formie spokojnej — paralitycznej, burzliwa bardzo rzadko m ie
wa miejsce. Choroba rospoczyna się zw ie
szaniem uszu, brakiem apetytu (resp. n ie
m ożnością połykania), osłabieniem kończyn tylnych, następnie przednich, pow olnym ich paraliżem i kończy się wreszcie ogólnym stanem paralitycznym z głow ą przechyloną w tył, poczem zaraz następuje śmierć.
Chcąc teraz przenieść jad na drugiego królika postępuje się w następujący spo
sób:
K rólika, świeżo padłego, kładzie się na brzuchu; po przecięciu skóry i oddzieleniu m ięśni wyjm uje się m ózg i rdzeń przedłu
żony i um ieszcza je na sterylizow anem w płom ieniu naczyniu. Cząstkę takiego rdzenia przedłużonego zaraz po jeg o w yję
ciu zaszczepia się królikow i pod oponę
twardą. W tym celu królik zostaje zachlo- roform ow any i przyw iązany do deski; uprze
dnio jeszcze w ystrzyga się sierść pom iędzy uszami i ponad oczami. D alej robi się cię
cie w kierunku szw u strzałkow ego i ponad kością potylicow ą, poczem zapomocą deli
katnego, um yślnie w tym celu zbudow anego trepana w ycina się krążek kostny i ostroż
nie odrywa go od opony twardej. A żeby igła środkowa nie zagłębiła się zbyt silnie, należy po nadcięciu kości krążkiem trepana schować ją nieco w głąb. Zapomocą strzy
kaw ki Pravaza przebija się opona twarda i wpuszcza się nieco p łyn u zakaźnego. P ły n ten, jak wiadomo, przygotow uje się przez rostarcie cząstki rdzenia w kilkunastu kro
plach sterylizow anego bulijonu. P o zaszy
ciu rany, królik w pół godziny zupełnie przychodzi do siebie i w ciągu pierwszych sześciu dni po operacyi czuje się zupełnie dobrze. Sama operacyja dokonyw a się z za
chowaniem ostrożności przeciw gnilnych, ra
na obmywa się sublim atem lub fenolem i nic ju ż zw ierzęciu nie szkodzi, co m iałem spo
sobność stw ierdzić na dw u królikach i pię
ciu św inkach morskich, które po dwu mie
siącach żyją i są zdrowe; żadne z tych z w ie rząt nie padło wskutek samej operacyi.
W pow yżej opisany sposób zaraz po po- powrocie od Pasteura rospocząłem szcze
pienia na królikach, ażeby otrzymać dosta
teczną ilość rdzeni do szczepień ochronnych na przypadek pokąsania. W krótce nastrę
czyła się sposobność zastosowania praktycz
nego.
Pierw szym , któremu zastosowałem Pa- steurowską injekcyją był Trzaszczka, 8-le- tni chłopiec, przysłany mi przez d raK ryżego.
U kąszony został dawno, jeszcze ubiegłój j e sieni, a w ięc prawdopodobieństwo wybuchu w ścieklizny prawie żadne. Przytem pies, który pokąsał nie b ył badany. Chory, źle odżyw iany, bez apetytu, w nocy m iotał się niespokojnie. Matka życzyła sobie konie
cznie Pasteurowskiój kuracyi. Niem ając widocznej racyi odmawiania, zrobiłem trzy injekcyje, a poniew aż objawy powyższe nie
co się zm niejszyły zaprzestałem injekcyj dalszych.
Następnie przybyła na kuracyją Janina
B. z Białej Podlaskiej, pokąsana przed
35-ciu dniami przez psa niew ątpliw ie wście-
458 W SZECHŚW IAT. N r 29.
k iego, gdyż ojciec je j, lekarz w eteryn aryi, sam robił sekcyją psa i skonstatow ał w ście
kliznę. W tycli dniach dziew czynka mija ju ż okres niebespieczny i zdaje się, że będzie
zdrow a.
P rzy b y ło rów nież sześć osób z O patowa (gub. Radomska). W eterynarz p. C hrzanow ski robił sekcyją psa i p rzy w ió zł mi jeg o rdzeń przedłużony. J est w szelk ie praw do
podobieństwo, że pies b ył w ściek ły. Jedno z dzieci draśnięte bez kr wi n ie zostało szczepione.
W d. 8 L ip ca pies z fabryki stali na N o
wej P radze zerw ał się z łańcucha pogryzł pięć osób, u ciek ł i n ie został odszukany.
W idziałem na m iejscu mocno pogryzioną przez niego ław k ę drewnianą. Jed en z chłopców u legł szczególn ie silnym poranie- niom , chociaż in n i rów nież pokąsani głęboko.
PRZEWIDYWANIE
PRZYM ROZKÓW NOCHYCH
p rz ez
s . ik :.
N ajniższa tem peratura pow ietrza w ciągu doby przypada w każdej porze roku mniej więcej w ch w ili wschodu słońca. Z godność ta tłum aczy się działaniem dw u przyczyn, od których tem peratura pow ietrza zaw isła, m ianow icie ogrzew aniem ziem i przez słoń ce i jej stygnięciem w sk u tek własnego pro
m ieniow ania.
P ow ietrze je st substancyją przecieplającą, prom ienie słoneczne przenikają przez atm o
sferę, nieogrzew ając je j wcale, a przynaj
mniej nieznacznie tylko; w tedy dopiero gdy dobiegają pow ierzchni ziem i, zostają przez nią pochłonięte, w skutek czego ziem ia się ogrzew a i stanow i źródło, z którego pow ie
trze ciepło sw e czerpie. W arstw y pow ie
trza, bespośrednio z ziem ią sąsiadujące, ogrzew ają się najprędzej i najsilniej, a od nich ciepło roschodzi się do w arstw w yż
szych, ju ż to przez przew odnictw o, ju ż przez
prądy, unoszące w górę pow ietrze ciep lej
sze, zatem lżejsze. B ezustannie wszakże i pow ierzchnia ziem i w ysyła także ciepło w przestrzeń św iatow ą, w skutek czego ota
czające ją pow ietrze znow u ciepło traci.
Podczas nocy, gdy słońce znajduje się pod poziom em i ciepła przeto ziem i nie nadsyła, ziem ia wraz z atmosferą stygnie, a tem pera
tura spada bezustannie, dopóki słońce dzia
łania sw ego nie w yw iera, t. j. aż do w scho
du słońca. Skoro natom iast słońce ponad poziom się w znosi, pow ierzchnia ziemi, a za
tem i pow ietrze, znow u otrzym uje ciepło a temperatura zaczyna wzrastać. T o w ła śnie tłum aczy, że tem peratura najniższa za ch od zi około ch w ili wschodu słońca.
W miarę, ja k słońce wyżej się na sk lep ie
niu niebieskiem podnosi, promienie słońca padają pod kątem coraz większym , a tem peratura w ciąż wzrasta. P o południu sło ń ce zaczyna się zniżać, a pow ierzchnia ziem i ogrzew a się słabiej, zawsze jednak jeszcze ilość ciepła, jaką ziem ia otrzym uje, je st w iększą od tej ilości ciepła, jaką traci przez prom ieniow anie, tem peratura w ięc jeszcze się dalej, choć zw olna, podnosi. W kilka jed n a k godzin po południu, gdy słońce w ię
cej się ku poziom ow i zbliży, nadchodzi chw ila, gdy ogrzewająca siła słońca rów no
waży właśnie, stratę ciepła zachodzącą przez prom ieniowanie. W tej ch w ili temperatura dosięga najwyższej swej w ysokości i odtąd znow u opada. P rzy dalszem obniżaniu się słońca przew aga prom ieniow ania ziem i sta
je się coraz znaczniejszą, a tem peratura spa
da coraz prędzej. P o zachodzie słońca p ro m ieniowanie trw a dalej bez przerw y, a stąd temperatura spada bezustannie aż do jeg o wschodu.
D ob ow y ten przebieg tem peratury przed
stawia w różnych m iejscowościach pewne różnice, polegające na tem, że chw ile n aj
wyższej i najniższej tem peratury przypada
ją nieco wcześniej lub później, albo że ob- szerność tego przebiegu, t. j. różnica m iędzy najw yższą a najniższą temperaturą doby, jest w iększa lub mniejsza.
P ow ierzchnia morza ogrzew a się daleko w olniej, aniżeli pow ierzchnia lądu stałego;
pow ietrze nad morzem nie ogrzew a się
w dzień tak szybko, ani też w nocy tak
szybko nie stygnie, ja k nad lądem, dlatego
N r 29. W SZECHŚW IAT. 459 też zm ienność dzienna temperatury w oko
licach nadmorskich je st daleko słabszą, aniże
li w m iejscow ościach śródlądowych. W cza
sie nieba pogodnego obszerność zmiany dziennćj je st większa, aniżeli w czasie po
chmurnym, pow łoka bowiem chmur osłabia zarówno ogrzew anie ziem i przez słońce, jak i stygnięcie jój w skutek w łasnego prom ie
niow ania. W czasie pochmurnym przeto tem peratura w dzień nie może być tak w y
soką, ani w nocy tak niską, ja k w czasie po
godnym . W tym ostatnim razie, przy do
syć naw et wysolciśj temperaturze dziennej, termometr może w nocy schodzić niżćj zera, Występuje tedy przym rozek nocny.
M ożność przew idyw ania najniższej tem peratury, jakićj w nocy oczekiw ać można, przedstaw ia w ażne znaczenie dla rolnika i ogrodnika zw łaszcza w K w ietniu i Maju.
N ie można żądać, aby pod tym względem centralne stacyje m eteorologiczne podawać m ogły dostateczne w skazów ki, wiadomo bo
wiem oddawna, że W miejscach o niew iele m il m iędzy sobą od ległych , występow ać mo
gą bardzo różne minima temperatury noc
nej. Pożądaneby tedy były w skazów ki, na zasadzie których przy pom ocy prostych przyrządów możnaby w nioskow ać z dostate- cznem praw dopodobieństw em o nsijmniejszo
ści tem peratury, ja k a w nocy wystąpić może.
W skazów ki podobne podali dr Lang w M onachijum i p. Kammermann w G ene
wie; w jednym z ostatnich zeszytów czaso
pisma m eteorologicznego, które redagują H ann i K oppen, podał ten ostatni o pracach pow yższych wiadomość, która i dla czytel
ników naszych przedstaw iać może zajęcie.
Zasada L anga polega na obserwacyi pun
ktu rosy. P ow ietrze zawiera zawsze p e
wną ilość pary wodnej; w pewnej tem pera
turze niższój, ilość pary, jaką powietrze w danój chw ili zawiera, czyniłaby je ju ż na- syconem , przy najmniejszem przeto dalszem obniżeniu temperatury wszystka ta para w pow ietrzu ju żb y się utrzymać nie inogła i nastąpiłoby częściow e jej skroplenie, w y
dzieliłaby się rosa. Punktem rosy nazyw a się tedy temperatura, przy której ilość pary rzeczyw iście w pow ietrzu istniejąca, w y
starczałaby do jego nasycenia. W nocy w y
stępuje rosa, temperatura zatem rzeczyw i
ście obniża się do punktu rosy. O tóż L ang
przyjmuje, że stan w ilgotności powietrza w godzinach w ieczornych nie ulega istotnej zm ianie w ciągu nocy, punkt, rosy zatem oznaczony wieczorem stanow i wskazówkę najmniej szóści tem peratury, jaka w ciągu nocy wystąpić może. A zatem przymrozek nocny nie nastąpi, jeżeli punkt rosy pow ie
trza przypada wyżej 0°; obawiać się nato
miast można przym rozka, jeżeli punkt rosy opada niżój punktu krzepnięcia wody.
P u n k t rosy oznaczyć można zapomocą hygrom etru D aniella lub R egnaulta, d ogo
dniejszy wszakże je st psychrom etr czyli ter
mometr w ilgotny. Jeżeli kulkę termome
tru otoczym y cienką tkaniną, którą zw ilgo- cimy, woda napajająca tę tkaninę ulatnia się, co wymaga pew nego nakładu ciepła; cie
pło to zabiera ona term om etrow i, wskutek Czego opada on niżej temperatury pow ie
trza. D opókąd zatem trw a to ulatnianie na w ilgotnym termometrze, poddany on jest ciągłej utracie ciepła; współcześnie j e dnak otrzym uje on też ciepło od powietrza, a pod w pływ em obu tych działań przeci
wnych, spadek termometru po pewnym cza
sie ustaje i zatrzym uje się na pewnćj tempe
raturze, niższćj od tćj, jaką współcześnie okazuje zw yk ły, suchy termometr. Im po
wietrze je st suchsze, im mnićj zaw iera pary wodnej i im wyższą je st temperatura pow ie
trza, tem prędzćj zachodzi ulatnianie na w il
gotnej kulce termometru, tem więcćj traci on ciepła i tem niżćj opada; czyli innem i słow y, im suchsze je st pow ietrze, tem w ięk
s z a