M 2 0 . Warszawa, d. 15 Maja 1887 r. T o m V I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA."
W W arszaw ie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztowa: rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w K edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanow ią: P. P. D r. T. C hałubiński, J. A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniewski, J . N atanson, D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślósarski. __
„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść ma jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 */2,
za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.
Adres ZESed-SLlscyi: ZKZrałso-wsłsAe-IFrzed.m.ieście, 3STr 66.
FRANCISZEK KARŁlŃSKI.
' 306 W SZECH ŚW IA T. K r 20.
(Z oknzyi dwudziestopięcio’ecia jego profesury).
P rz e d k ilku dniam i, 12 M aja r. l>., w s p o sób, choć nierozgłośny, lecz pow ażny, o b chodzono w K rakow ie ćw ierćw iekow ą ro cznicę objęcia przez pana F ran c isz k a K a r- lińskiego obowiązków profesora zw yczajne
go astronom ii i m atem atyki wyższej w un i
w ersytecie Jagiellońskim , jakoteż d y re k to ra miejscowego obserw atoryjum astronom icz
nego. N a tem stanow isku w ytrw ała i po
w ażna praca astronom a zjednała mu p ra w dziwe uznanie w gronie tych, którzy taką działalność specyjalną ocenić mogą. Na Ów też dzień jubileuszow y bardzo w ielu spół- czesnych astronom ów z różnych krajów p o winszowania swe nadesłało. N ajbliżsi jeg o koledzy, profesorow ie w ydziału filozoficz
nego u niw ersytetu Jagiellońskiego, w ręczy
li m u adres z uznaniem jego zasług dla n a u ki i dla p rastarej wszechnicy. T ow arzy
stw a naukow e, a w tej liczbie akadem ija um iejętności w K rakow ie, wystosowały doń odezwy, odpow iednie takiej uroczystości naukow ój. L iczni zaś z tylu la t uczniow ie ofiarowali mu m iłą pam iątkę dni a takiego—
album zbiorow e.
K ieru n ek p rac profesora K arlińskiego, p ra c tak specyjalnych, że dla większości icli niem a m iejsca w naszej peryjodycznej lite
ra tu rz e naukow ej, objaśnia, dlaczego w ia
domość o nich nie je s t u nas rospow szech- niona; dlatego właśnie niniejszy a rty k u ł j u bileuszowy poświęcimy przew ażnie k ró tk ie mu omówieniu ju ż trzydziestosześcioletnićj działalności naukow ej naszego astronom a.
P ro f. K a rliń sk i u rodził się w K rak o w ie d n ia 4 P aźd ziern ik a 1830 r. P o u k o ń cze
niu w r. 1846 ówczesnego liceum św. A nny, stu d y jo w ał ta k na uniw ersytecie Jag iello ń skim, ja k i w byłym instytucie technicznym , aż do r . 1853, nietylko m atem atykę, astro- nom iją, fizykę, przedm ioty techniczne, ale także z praw dziw ym zam iłow aniem filozo- fiją, lite ratu rę łacińską i polską, a nadto znajdow ał czas na pracę nad innem i nau k a
mi. W tym okresie, ja k o pobierający sty-
pendyjum J a n a Śniadeckiego, stosownie do ówczesnych w arunków , zastępow ał nauczy
cieli łaciny i m atem atyki w gim nazyjum św. An n y i w b. instytucie technicznym , a tak że złożył na uniw ersytecie Jag iello ń skim znaczną część egzaminów, w y m aga
nych ówcześnie na stopień doktora filo
zofii.
L ecz ju ż w M arcu 1851 r. został zastępcą a d ju n k ta obserw atoryjum w K rakow ie, za d y re k to rstw a biegłego astronom a, profesora M aksym ilijana W eissego i był nim przez la t przeszło cztery. Na tem stanow isku, poza obowiązkowem i robotam i, brał udział w wielkiej pracy W eissego nad katalogiem gw iazd m ięd zy — 15° i -j-45° zboczenia, przez Bessla także obserw ow anych (katalog ten w ydała akadem ija nauk w P etersb u rg u w dw u tomach, w latach 1846 i 1863), ogło
sił (pierwsze ju ż w r. 1851) swe obserw acy- je nad planetam i, księżycem, zakryciam i gwiazd i kom etam i w A stronom ische Nacli- richten (tom y 35, 37, 40), jak o też cały sze
reg arty k u łó w m eteorologicznych w Ja h n a U n terh altu n g en (tomy 6 i 7), oraz w P og- gendorffa A nnalen (tom 93).
W e W rześniu 1855 ro k u przeniósł się do P ra g i czeskiej na posadę ad ju n k ta tam tej
szego obserw atoryjum , skąd w r. 1858 wy
je c h a ł o w łasnych środkach na dłuższy czas do Niemiec, gdzie głów nie pracow ał na o b serw ato ry jum w B erlinie, a prócz tego zw ie
dził obserw atoryja w H am burgu, A ltonie, B onn i Gotha. W peryjodzie praw ie sie
dm ioletniego przebyw ania w P rad ze, nieza
leżnie od pracy obowiązkowej dla obserw a
to ry ju m , dokonał wielu spostrzeżeń i ogłosił liczne a rty k u ły tak astronom iczne ja k i m e
teorologiczne. O statnie we wspólnie z d-rcm Bohm em wyda wa nym roczniku, M agneti- sclie und m eteorologische B eobachtungen zu P ra g (1856 — 1867, roczniki 14—22), o ob- serw acyjach zaś m agnetycznych w K ra k o wie w S itzungsberichte tow. nauk. w P r a dze (1861). Z p rac zaś astronom icznych ogłosił o zakryciu P lejad w A stron. N achr.
(t. 48), tam że o jedn ej komecie (t. 48 i 49), a w w ydaw nictw ie Ziva P urkyn ego a rty k u ły: O zatm eni sluncc... dne 18ćervence 1860 (1860), M hloviny i Y elika kom eta roku 1861 (1861). W P ra d z e również rospoczyna p ra- I cę szczegółową nad planetoidą H estia (46),
N r 20. w s z e c h ś w i a t . 307 k tó rą prow adził jeszcze długo po powrocie
do K rakow a; wyniki jt'j ogłaszał w b erliń skich rocznikach astronom icznych (1861 — 1878), w praskich S itzungsberichte (1860, 1861), w A stron. N achr. (tomy 52 i 92), oraz oddzielnie w w ydanem w K rak o w ie piśmie:
„H estiae planetae m inoris X L V I clem enta nova ex observationibus sex oppositionum annorum 1857 — 1864 ded u cta” (1865, 4-o str. 28). Jeszcze podczas pobytu w P rad ze w yb rały go na członka tow arzystw a n au kowe w K rakow ie (1857) i w P ra d z e (1860).
W końcu M arca 1862 r. został zam iano
wany profesorem zw yczajnym astronom ii i m atem atyki wyższej na uniw ersytecie J a giellońskim , a 12 M aja, ja k ju ż wspomnie
liśmy, objął swe obowiązki profesora oraz d y rek to ra obserw atoryjum w K rakow ie, które dotąd pełni.
U niw ersytetow i Jagiellońskiem u bardzo wówczas zależało na tem, aby kierow nictw o obserw atoryjum odpow iedniej dostało się osobie. T akim w łaśnie pożądanym d y re k to rem okazał się w krótce profesor K arliński, a w ydział filozoficzny, uznając jego naukę i prace, udzielił mu w r. 1866 stopień dok
to ra filozofii honoris cousa. Ceniąc zaś j e go w ielostronne wykształcenie, powagę j e go głosu w spraw ach naukow ych i znajo
mość w ew nętrzno-adm inistracyjnych u rz ą
dzeń uniw ersytetu, trzy k ro tn ie pow ierzał mu jak o dziekanowi, kierow nictw o swych spraw , oraz poruczał mu rcprezentacyją sw ych interesów w senacie akadem ickim.
Liczne objawy uznania po ważnego sp o tykały prof. K arlińskiego i poza uniw ersy
tetem Jagiellońskim . I tak, astronom owie, zaw iązujący w Niemczech w r. 1863 tow a
rzystw o astronom iczne, zaprosili go do g ro na spółzałożycieli tćj doniosłej dla ogólniej
szych prac astronom icznych instytucyi; g o r
liw y w niój udział d y rek to ra obserw atory
ju m w K rak o w ie je s t jednym więcej węz
łem, wiążącym je z innem i dostrzegalniam i świata. T ow arzystw o K opern ik a (C oper- nicus - Y erein) w T oruniu, austryjackie to
warzystwo m eteorologiczne w W iedniu (oba w 1865) i tow arzystw o w ojskow o-naukow e w K rakow ie (1882) w ybrały go na swego członka honorow ego, byłe tow arzystw o nau k ścisłych w P a ry ż u na członka kores- j
po ndenta (1873), a akadem ija um iejętności I
w K rakow ie, zaraz w chwili swego zaw iąz
ku, na członka czynnego (1874). Nadto od roku 1867 prof. K arliński został członkiem austryjackiój komisyi europejskich pom ia
rów stopni w W iedniu, czynny wciąż b ra ł u dział w jej pracach, a naw et, ja k podczas ostatniej kadencyi, przew odniczył jej czyn
nościom. Za pracę w tój komisyi, ja k ró
wnież w uznaniu zasług w zawodzie n a u czycielskim, ja k wyraźnie powiedziano w d y plomie cesarskim, otrzym ał ord er kaw aler
ski F ranciszka-Józefa, co w A ustryi n ie je st rzeczą spospolitowaną.
Zaznaczenie p rac naukow ych, podjętych przez prof. K arlińskiego po jego powrocie do m iasta rodzinnego, najwłaściwiej rospo- cząć od w zm ianki o jeg o troskliwości o ob
serw atoryjum . J a k sam to wypowiedział, jeg o poprzednikow i (1825 — 1862) profeso
rowi Weissemu, choć obcemu naszemu n a
rodowi, należy się zasługa podniesienia na- nowo, od czasu ustąpienia J a n a Śniadeckie
go (1803), znaczenia naukowego dostrzegal
ni krakow skiej, wcielenia jć j do grupy czyn
nych i um iejętnie prow adzonych obserw a- toryjów , związania je j stosunkam i z obser- w atoryjam i zagranicznem i. D yrektor K a r
liński dołożył skutecznych usiłowań, aby ją, utrzym ać na tem stanowisku w ciągłym po
stępie. W y jed n a ł podwyższenie od r. 1871 nader doówczas skrom nego funduszu co-
| rocznego na środki naukow e, w ydobył nad- I zw yczajną na tenże cel dotacyją (1872—4), zapobiegł, przez w ykołatanie kosztownej popraw y części budynku (1873), jego ruinie, a nadto, wobec powiększającej się pracy rachunkow ej z pom nażającą się ilością ma- tery ja łu obserwacyjnego, uzyskał drugiego obserw atora z tytułem asystenta (1877). Na-
j leży znać m iejscowe w arunki dokładnie, } aby zrozumieć, dlaczego te szczegóły po- I dnosimy, widząc w nich re z u lta t wielce kło-
| potliw ych zabiegów, jak ie m ógł podjąć ty l
ko ten, którem u wielce szło o dobro obser-
! w atoryjum . Możeby tu wypadało wyliczyć choć ważniejsze z licznych przyrzą.dów, skrzętnie nabyw anych stopniowo z tych n ie
wielkich wogóle, mimo owych starań, fun duszów; ale w takim razie należałoby p o wiedzieć także o tem, co ju ż było przed ćwierćwiekiem , czego uzupełnieniem były nowe nabytki, a to zajęłoby zbyt wiele m iej
308 W SZECHŚW IAT. N r 20.
sca. N atom iast zaznaczym y ogólnie, że ob
serw atoryjum w K rak o w ie nig d y nie rości
ło sobie praw a do tego, aby m iało być zali
czone nietylko do obserw atoryjów p ierw szego, ale chociażby drugiego rzędu. Do tego potrzebaby innego budynku, większych lub cenniejszych n arzędzi, sutszego uposa
żenia. A le, jak o zak ład trzeciego rzędu, nie u stępuje m iejsca żadnem u podobnem u.
S tan jego je s t lepszy od stanu najbliższych obserw atoryjów w P ra d z e i we W rocław iu, oraz, jeżeli m ożna wnioskować z publikacyj, od obserw atoryjum w W arszaw ie. D odat
kowo nadto zaznaczym y, że bib lijo tek a za
k ład u przedstaw ia n ad e r stara n n y dobór dzieł i w ydaw nictw astronom icznych, m e
teorologicznych i częściowo m atem atycz
nych i je st we wzorowym utrzym yw ana po
rządku, wszystkie zaś daw niejsze, wyszłe z użycia, p rz y rzą d y są troskliw ie, ze w zglę
du na ich ważność dla h isto ry i nauki, prze
chow yw ane, co podobno niew szędzie dziać się zw ykło.
T ru d n o tu szczegółowo wyliczać wszyst
kie ogłoszone z prac, dokonanych przez dy
re k to ra K arlińskiego. O w ielu z nich k ró t
ką możemy w tym m iejscu zrobić w zm ian
kę, p raw ie w yłącznie tylko wskazówkę, gdzie je znaleść można. — W spom nieliśm y ju ż o prow adzonej dalej w K rak o w ie pracy nad asteroidą H estia. P rócz niój, prof. K a r
liński zajm ow ał się wielu planetoidam i i z tej g rupy badań ogłosił: o widzianej d. 9 Sierpnia 1861 ro k u przez P ogson a planecie (A str. N achr., tom 57), o m ałych planetach (5) — (72) w berlińskim roczniku astrono
micznym na r. 18G5 (str. 313— 400), o p la
netach (84) i (85) w A str. N achr. (tom 66), tam że o m ałych planetach w latach 1864—
1866 (tom 66) i w latach 1866— 1868 (t. 90), a nadto w rocznikach tow arzystw a nauko
wego krakow skiego: „Spostrzeżenia planet m niejszych K lio i J o w obserw . k ra k .” (1866, tom 33, str. 393—430).—Z licznych bardzo pierw szych dostrzeżeń, obserwacyj, obliczeń elem entów i efem eryd kom et wiele opubli
kow ały A stronom ische N achrichten w róż
nych sw ych tom ach (59, 60, 61, 62, 66, 72, 75, 90, 91, 92), a także rocznik (na r. 1884) paryskiego B ureau des longitudes. — O bser- w acyja przejścia M erkureg o przez tarczę słońca d. 6 M aja 1878 r. została ogłoszona
w A str. N achr. (tom 92). — Spostrzeżenia n ad gw iazdam i spadającem i były pom iesz
czone w A str. N achr. (tom 69), oraz w cza
sopiśmie austryjackiego tow arzystw a m eteo
rologicznego (1867 i 1868) i tamże o meteo
rze pułtuskim 30 Stycznia 1868 r. (1868).—
Co do gw iazd stałych, wspomnimy tu o za
znaczeniu odkrycia (14 m arca 1867 roku) zm ienności gw iazdy R Kr uka , ogłoszonem w A str. N achr. (tom 69) *). — W roku 1877 ogłosił prof. K arliń sk i: „W yznaczenie sze
rokości gieograficznej środka kopuły zacho
dniej w obserw atoryjum krakow skiem ” (Ros- p ra w y w ydziału m at.-przyr. akad. urn., tom IY , str. 5 2 —67), op arte na obserw acyjach w r. 1870 przejść gwiazdy a Ł abędzia przez płaszczyznę pierw szego koła w ierzchołko
wego; dodatkow o podaje au to r w tój pracy w yw ód system atyczny odpow iednich wzo
rów Saw icza.—T eoretyczne prace astrono
m iczne prof. K arlińskiego są: „U eber das K eplersche P roblem , specieU bei den P la - neten, und B em erkungen iiber die A ende-
j ru n g der G ausschen M ethode der Auflosung des K eplerschen P roblem bei grossen E x- c e n tric ita te n ” (1862, A str. N achr., tom 57, str. 183— 192). „U eber die schnellste P ra- xis d e r Auflosung d er K eplerschen Glei- chung bei grossen E xcentricitaten (praskie Sitzungsberichte, 1862, str. 41—43). ,.Iłuch gw iazd stały ch ” w B iblijotece um iejętności przyrodniczych, w ydaw anej niegdyś w K ra kowie (8-o, 1873, str. 24). „P rzyczynek do kalendaryjografii chrześcijańskiej” (R ospra- wy wydz. m at.-przyr. ak. um ., 1881, t.Y IH , str. 62—99), w której autor dlaodpow iednich wyliczeń, o partych na samój wyłącznie da
cie, p rzy jm u je ja k o epokę liczenia tu czasu dzień 0 M arca ro k u 0, t. j. koniec ostatnie
go dnia L uteg o tego roku, przy którego końcu C hrystus się narodził. To przyjęcie u praszcza w yrachow ania, które au to r p rze
prow ad za szczegółow o,rozw iązując również zadania odw rotne; pod tym jeszcze wzglę
dem podane tu sposoby obliczeń zasługują na uw agę, że usuw ają także wątpliwość, czy W ielkanoc ma być obchodzona w sam dzień
') O gw ieździe tej znajdzie czytelnik w zm iankę w W szechśw ieeJe z r. 1882, str. ]3-’.
(Przyp. Red.)
N r 20 w s z e c h ś w i a t . 309 pełni wtedy, kiedy ona w niedzielę się tra
fia, czyteż o siedem dni później, gdyż moż
na odszukać lata, w któryclf ona w sam dzień pełni (IB lub 1 9 K w ietnia) przypada. (Gauss wskazał tylko stulecia, w któ ry ch jed en lub drugi przypadek w yjątkow y zajść może).
N a końcu rospraw y podana je s t niew ielka tabliczka d la obu k alendarzy,będąca je d n a k zestawieniem wszystkich kw estyj kalenda- ryjograficznych; usuw a ona potrzebę wyko
nyw ania za każdym razem znacznej ilości działań arytm etycznych.—T u może miejsce wspomnieć o podniesieniu przez prof. K a r
lińskiego doniosłości rękopiśm iennej pracy zm arłego prof. akadem ii żeglarskiej w F iu - rae, E m ila S tahlbergera z G alicyi, we w ło
skim języ k u napisanój, o nowym sposobie ogólnym oznaczania położenia gieograficz- nego okrętu na m orzu zapomocą spostrze
żeń astronom icznych (S praw ozdania z p o siedzeń wydz. m at.-przyr. ak. um., tom V, 1878, str. 22— 30), ja k rów nież o projekcie uproszczonego sposobu telegrafow ania o spo
strzeżeniach astronom icznych w A str. Nachr.
(tom 66).
Przechodząc do p rac meteorologicznych, po pow rocie do K rak o w a dokonanych, na pierwszem miejscu zaznaczyć winniśm y g o r
liw y udział prof. K arlińskiego w pracach komisyi fizyjograficznćj, pow stałej w tow a
rzystw ie naukow em krakow skiem w r. 1865, a po utw orzeniu akadem ii um iejętności funk- cyjonującój jak o stała kom isyja akadem ic
ka. W pierw szych dw u jej rocznikach re daguje przegląd ogólny czynności komisyi, a we wszystkich dotąd w ydanych dw udzie
stu rocznikach są ogłoszone pod jego kie
runkiem zestaw iane bogate m ateryjały do klim atologii G alicyi, zebrane przez sekcyją m eteorologiczną kom isyi, a nadto ułożone przezeń, jak o wieloletniego przew odniczą
cego tej sekcyi, spraw ozdania z jej działal
ności- N adto w niektórych rocznikach (2, 3 i 5) są ogłoszone dodatkow o jeg o oblicze
nia pom iarów b arom etrycznych, dokona
nych przez A lth a i Jan o tę w T atrach N o
w otarskich. O ddzielnie w ydał w trzech to
mach: „M eteorologische B eobachtungen...
in K ra k a u ” (1871— 75 in 4-o, 1876 — 1886 in 8-o) i „Ueber die periodischen A enderun- gen der L u fttem p eratu r in K ra k a u ” (K ra ków, 1876, 4-o, str. 32 i 2 tablice). O sta
tnia praca wyszła jednocześnie w w ydaw ni
ctwach wydziału m at.-przyr. akad. umiej, p. t. „O okresowych zmianach ciepłoty po
w ietrza w K rak o w ie” (Pam iętnik, tom II), w których także ogłosił: „W yniki jednorocz
nych wym iarów chyżości w iatru w K rak o w ie” (R ospraw y, t. IV , str. 6 8 —72) i także rospraw ę teoretyczną: „U łatwienie oblicze
nia współczynników wzoru Bessla, używ a
nego w m eteorologii do matem atycznego przedstaw ienia zjaw isk okresow ych” (R os
praw y, t. V II, str. 59—66). P rócz tego w rocznikach, wydawanych w W iedniu przez C entralanstalt fur M eteorologie und E rdm agnetism us (1868) i w Z eitschrift d er osterreich. Geselschaft fu r M eteorologie (1867— 1885, tom y 3 - 5 , 7 , 9, 11—1 5,1 7, 19, 20) ogłosił bardzo wiele tak obserwacyj, ja k i badań klim atologicznych i wogóle m e
teorologicznych w K rakow ie, jakoteż prace, mające ogólniejszy dla meteorologów in te res, a w tej liczbie także odnoszące się do zboczeń m agnetycznych. Spólcześnie zaś w miesięczniku w arszaw skim Zdrow ie (N r 16 i następne) wychodzi jeg o rzecz
„O stosunkach klim atycznych K ra k o w a ”.
T ak a działalność w dziedzinie meteorologii posiada w naszych w arunkach szczególną doniosłość.
U niw ersytet Jagielloński m a nadto do za
wdzięczenia prof. K arlińskiem u ogłoszenie kilku prac, odnoszących się do historyi tćj instytucyi.
W r. 1864, ku uczczeniu pięćsetnćj ro cz
nicy pierw otnej erekcyi akadem ii k ra k o w skiej przez K azim ierza W ielkiego, tow a
rzystwo naukow e krakow skie wydało książ
kę zbiorow ą p. t. „Zakłady uniw ersyteckie w K rak o w ie”. W nićj d y re k to r K arliński pomieścił „Rys dziejów obserw atoryjum astronom icznego uniw ersytetu krakow skie- g o ” (str. 70— 143, z których od str. 134 • ej p rzed ru k i trzech ważnych dokum entów).
A u to r mógł sobie zadanie ułatw ić, zaczyna
ją c swę pracę od starań J a n a Śniadeckiego o doprow adzoną przezeń do skutku b u d o wę obserw atoryjum ; pojął je jed n ak głębiej:
zbiera naprzód starannie wszelkie, do d a wniejszych czasów odnoszące się, wiadom o
ści o narzędziach i spostrzeżeniach astrono
micznych w K rakow ie, oraz o poprzednich usiłowaniach założenia dostrzegalni, a póź-
niój przystępuje do dziejów właściw ego ob- serw atoryjum . B ogactw o szczegółów, w zna
cznej części poraź pierw szy wrydobytych z archiw alnych źródeł, k ry ty cz n y rozbiór i obalenie niek tó ry ch rospowszeclm ionycli m ylnych m niem ań, nakoniec ścisłe udow o
dnienie każdego z w ypow iadanych tw ier
dzeń i staranne przedstaw ienie okresu now szego spraw iają, że praca ta je s t w ielkiej doniosłości d la historyi u p ra w ian ia astrono
mii w Polsce, a zarazem je s t p raw dziw ą oz
dobą owego dzieła zbiorow ego.
J u ż w tej pracy, obalając powrtarzane za S tarow olskim przez wszystkich poprzednich bijografów K op ern ik a podanie o tem, że w A kadem ii krakow skićj uczęszczał na w y
k ład y m atem atyki i astronom ii W ojciecha z B rudzew a, przytoczył prof. K a rliń sk i źró
dłow e o owym profesorze A kadem ii w iado
mości. W kilk a la t późnićj, uzupełniw szy je rezultatam i nowszych poszukiw ań, zeb rał w szystkie w zw ięzłą całość p. t. „Y ita M a- gistri A lb erti de B rudzew o” i p rzesłał p ro fesorowi teologii H ip lero w i w B runsberdze, a ten j ą pom ieścił (str. 311— 315) w zbiorze pism i dokum entów , m ających z K o p e rn i
kiem zw iązek, któ ry p. t. Spicilegium Co- pern icanum (Festschrift..., 1873, B rauns- berg) prof. H ip le r ogłosił ja k o w ydaw ni
ctwo tow arzystw a historycznego W a rm ij- skiego w cztereclisetną rocznicę urodzin gie- nijalnego astronom a.
Bocznica ta, ja k wiadomo, była w spaniale obchodzona w K rakow ie, a to, że cała u ro czystość w ypadła podniośle, w znacznćj czę
ści je s t zasługą prof. K arliń sk i ego. G łów nym bowiem momentem obchodu był jego odczyt o K o p ern ik u na publicznern posie
dzeniu U n iw ersytetu Jagiellońskiego- Rzecz ta w yszła z d ru k u oddzielnie p. t. „Żyw ot K o p ern ik a i jego naukow e zasługi” (K ra ków, 1873, 8-o, str. 45 i 8 w ykazów w ykła
dów na wrydziale filozoficznym podczas czte
rech la t od im m atrykulacyi K op ernika), a także w w ydaw nictw ie: Spraw ozdanie se
n atu akadem ickiego U n. Ja g . z uroczystości czterechsetnej rocznicy.... Też same zalety, o których m ówiliśmy przy R ysie dziejów' obserw atoryjum , cechują tę pracę. Każde tw ierdzenie należycie ugru n to w an e, inne wiadomości k rytycznie rozw ażone, a w ą t
pliw e podane ze słusznemi zastrzeżeniam i.
310
Pom im o takiej ścisłości, rosp raw a ta, z p r a wdziwym zam iłow aniem przedm iotu n ap i
sana, m a znakom itą formę interesującego w y kładu . Podnieść jeszcze należy świetne przedstaw ienie znaczenia i doniosłości teo- ry i K o p ern ik a w historyi astronom ii. S ta
nowczo tw ierdzić można, że ta p raca prof.
K arliń sk ieg o je st najlepszą ze wszystkich, k tó re się do K o pernika odnoszą w lite ra tu rze polskiej.
M. A. Baraniecki.
i
0 G R A D Z I E .
B ry ły lodowre, spadające w W arszaw ie w d. 4 M aja r. b. i szerzące spustoszenie,*
w zbudziły niepospolite zainteresow anie się kw estyją: co to je s t grad? skąd się bierze?
ja k ie pojęcia pan ują w dzisiejszej nauce o przyczynach i pow staw aniu gradu? i t. p.
Z am iarem niniejszego a rty k u łu je st odpo
w iedzieć chociaż w części na te pytania: po
w staw anie grad u je st do dzisiejszego dnia zagad ką w nauce, nie może więc ona dać zadaw alniającój odpowiedzi na większą część pytań, odnoszących się do zjaw iska tak ży wro obchodzącego ro ln ik a i ogrodnika, bo niszczącego w ciągu k ilk u m inut cało
roczną ich pracę i nadzieje. Obecnie poda
jem y tylko k ró tk i rys ogólnych naszych wiadom ości o gradzie; specyjalne w ystudy- jo w an ie burzy z d. 4 M aja r. b. może być dopiero w tedy dokonane, gdy nadejdą w do
statecznej ilości odpowiedzi na pytania, po
staw ione w odezwie ńaszśj, umieszczonej w poprzednim num erze W szechśw iata.
Można rozróżnić cztery postaci, w któ
rych w'oda w stanie stałym spada z pow ie
trza na pow ierzchnię ziemi: 1) śnieg, 2) zm arzły deszcz (Eisregen), 3) krupy, kasza lub drobny g ra d (G raupeln, grćsil) i 4) g ra d (H agel, grele).
P ierw sza z tych form nie należy do n a
szego przedm iotu. D ru g a odróżnia się od pozostałych brakiem w ziarnach śniegow e
go ją d ra , w skutek czego ziarn a te są zupeł
nie przezroczyste. Tw orzy się w rzadkich przyp adk ach , gdy niższe warstwry pow ietrza są zim niejsze od górnych i pow staje z k ro
N r 20. _
W SZECH ŚW IAT.
N r 20. WSZECHŚWIAT. 311 pel deszczu zm arzłych przy przebiegu przez j
te dolne,zim niejsze w arstw y. R zadkość zjaw i
ska, pochodząca z rzadkości w arunków przy których się ono tw orzy; małe rozm iary kro
pel zm arzniętych, za czem idzie w zględna j nieszkodliwość takiego deszczu i t. p. — są, \ to powody, dla których zjaw isko to mało by- J ło badane i niewiele dotąd przynajm niej przedstaw iało zajęcia.
W dwu ostatnich form ach spadające ziar- I n a lodowe m ają zawsze jąd ro białe, p ow sta
łe ja k b y ze śniegu; niekiedy ziarn a te two
rzą. zlepki, złożone z wielu połączonych czę
ści. B ardzo rzadko śród nich trafiają się masy zupełnie przezroczyste. P ierw sza for
ma (k ru p ) przytrafia się przeważnie w z i
mie i na wiosnę, wielkość średnicy poje
dynczych ziarn tylko rzadko przechodzi [ 1 do 2 m ilim etrów; przy spadku niem a tych zjaw isk elektrycznych, ja k ie tow arzyszą drugiej formie. D ru g a form a (g rad ) odzna
cza się wielkością spadających ziarn, p rzy trafia się przew ażnie w najgorętszej porze roku i dnia i zawsze jój tow arzyszą silne objaw y elektryczne. Obie te form y mają w iele wspólnego; znakom ity m eteorolog K am tz nie rozróżnia ich n aw et wcale i uwa
ża obie za jed n o i toż samo zjaw isko, podo
bnie ja k deszcz m ały i w ielki, deszcz jesien ny drobny i ulew ny letni. P o d łu g niego rozróżnienie kr up od grad u polega więcej na pew nych w yobrażeniach z góry powzię
tych oprzyczynach tych dw u zjaw isk,aniżeli na faktycznej różnicy. Z tem wszystkiem n a j
znaczniejsza większość m eteorologów uważa te dwie form y za rodzajow o różne zjaw iska.
G rad zw ykle przytrafia się w najgorętszej porze roku i dnia; w zimie i w nocy je s t on w zględnie rzadkim . W szakże niejednokro
tnie można znaleść wiadomości o gradzie zi
mowym (chociaż może były to właściwie krupy); Kiim tz podaje spis kilkudziesięciu burz gradow ych, które przytrafiły się w cią
gu ostatnich czterech stuleci w nocy i o któ
rych wiadomości m ógł zebrać. W ielka b u rz a gradow a, k tó ra szalała nad jeziorem Como i okolicach jego w r. 1787 i k tó ra p o budziła V oltę do rozm yślań nad tym przed
miotem, zakończonych znaną, teoryją gradu, przez długi czas praw ie w yłącznie panuj ą
cą w nauce, miała miejsce w nocy z d. 19 na 20 Sierpnia.
Z mnóstwa zebranych spostrzeżeń ułożył K am tz tablicę, pokazującą ja k często p rzy trafia się grad w rozm aitych godzinach do
by w środkowej Europie. Tablicy tej wszak
że nie przytaczam y tu taj, gdyż w niej nie są rozróżnione k ru p y od gradu; nic zaw iera więc ona dostatecznych danych do odpowie
dzi na to pytanie, ja k często g ra d wielki przytrafia się w nocnych, rannych lub w ie
czornych godzinach. K am tz podaje rów
nież tablicę, zaw ierającą częstość gradów w rozm aitych miesiącach i porach roku, któ rą je d n a k dla przytoczonego wyżej powodu rów nież tutaj opuszczamy. W każdym ra zie w E uropie środkowej koniec wiosny i początek lata są poram i roku, w których najczęściej grady spadają. Ze nie wszędzie je s t toż samo, dow odzą tego spostrzeżenia znakom itego obserw atora Palm ierego, k tó ry pow iada, że przez całe swoje życie nic w idział nigdy we W łoszech burzy grado
wej w zimie; wszystkie grady, o których po
siada dokładne wiadomości m iały, miejsce w lecie i jesieni. (P alm ieri. Lezioni di fisica sperim entale e di fisica terrestre, str.
884. Napoli, 1883).
W tym , ja k i w niektórych innych punk
tach nauki o gradzie, Palm ieri różni się mo
cno od Kiimtza, w którego tablicy dla R zy
mu (Leln-buch der M eteorologie, I I Band, sti\ 513) właśnie najczęstsze grad y p rzypa
dają na zimę i wiosnę. T a różnica tłu m a
czy się bardzo prosto tem, że P alm ieri sta
rannie odróżnia k ru p y (la grand ine m inuta) od grad u (la g ran d in e grossa), gdy tym cza
sem u K am tza obie te rzeczy są połączono w jedno.
Z w racając teraz uwagę na rozmieszczenie burz gradow ych na powierzchni ziemi, na
„gieografiją g ra d u ”, jeżeli można się tak w y
razić, spotykam y niektóre bardzo ciekawe spostrzeżenia, jak kolw iek kw estyja jest da
leką od w yczerpania. T ak niepospolity znawca stron przybiegunow ych, ja k Scores- by, utrzym uje, że g rad je s t wielką rzadko
ścią w wysokich szerokościach gicograficz- nych i poza 70° szer. praw ie nigdy się nie przytrafia. Je d n a k w G rcnlandyi zjaw i
sko nie je st bardzo rządkiem . Pom iędzy zw rotnikam i, na równinach mało wyniesio
nych nad powierzchnią m o rza,grad jest nie
zm ierną rzadkością. H um boldt np. wspo
312 W SZECHŚW IAT. N r 20.
m ina, że podczas swojej podróży na O reno- co słyszał od pewnego zakonnika w misyi P ararzem a, że tam w środku zeszłego stule-' O cia padał g ra d podczas gw ałtow nej burzy i że to je s t jed y n y p rz y k ła d g ra d u na rów ninach nisko położonych pom iędzy zw ro tnikam i, o którym m a wiadomość. W tych sam ych szerokościach gieograficznych, ale w m iejscowościach wyżój położonych nad poziom em m orza, g ra d nie je st wcale rz a d kością. W C aracas np. p rzytrafia się burza grad o w a średnio co 4 lub 5 lat, w In d y jach wschodnich niejednokrotnie spraw ia spusto
szenia.
M ożna zadać sobie pytanie dlaczego g ra d p ad a w Rzymie, Filadelfii, M ontpellier i t. d.
podczas letnich miesięcy, gdy tem p eratu ra wcale nie je s t niższą od tem p eratu ry miejsc położonych pom iędzy zw rotnikam i, a tym czasem na w ybrzeżach C um ana i wogóle na rów ninach niskich m iędzyzw rotniko- wych je st zjaw iskiem nieznancm ?
R óżnica zdaje się pochodzi stąd,że w dniu spadku g ra d u tem p eratu ra w arstw powie
trz a bardzo szybko się zm niejsza z wznoszę- | niem się nad pow ierzchnią ziemi, p rz y n aj- | mniój szybciój aniżeli w zw ykłych w a ru n kach. W letnich miesiącach, w szeroko
ściach odpow iednich położeniu E u ro p y , to zm niejszanie się tem p eratu ry w arstw po
w ietrza, w m iarę rosnącej wysokości nad pow ierzchnią ziemi, je s t zawsze większe an i
żeli w miesiącach zim owych, a także zn a- j cznie większe aniżeli w pasie m iędzyzw ro- tnikow ym , m ianowicie p on ad rów ninam i.
W sk u tek tego spadające ziarn a gradow e po- m iędzy zw rotnikam i dłużój pozostają w w ar
stw ach ciepłych pow ietrza, aniżeli w na
szych szerokościach, — w tych w arstw ach ulegają stopieniu i dostają się na pow ierz- j chnię ziemi ja k o deszcz.
P rzechodząc do naszych stron europej
skich, spotykam y się z ciekawem i faktam i, okazującem i, że g ra d jest zjaw iskiem zupel- ) nie m iejscowem, lokalnem . Są okolice p ra wie zupełnie przez g rad oszczędzane. T ak np. w niektórych dolinach S zw ajcaryi, ja k w kantonie W a llis i w większej części dolin rosciągających się z zachodu na wschód, g rad je st tak rzadkim , że często przez lat 20 ani razu nie pada. P o d łu g L eopolda B ucha w ciepłych dolinach Szw ajcaryi, w których
przytrafiają się k retyn i, g rad nie często p a
da, rów nież tam, gdzie wola są częste, g rad je s t rzad ki, ja k np. w dolnym E ngadinie.
P rzeciw nie w niektórych okolicach S zw aj
caryi na stoku ku W łochom , g rad corocznie czyni takie spustoszenia, że w urzędow ych obrachunkach dochodów i podatków p rzy j
m uje się, że rocznie dziesiąta część wszel
kich produktów rolnych i ogrodow ych prze
p ada z pow odu gradu. Leopold v. Buch s ą dzi dalój, że na znacznych wysokościach g rad nie je s t tak częstym, ja k w nizinach;
z zebranych przez niego spostrzeżeń okazu
j e się, że często w w wielkićj wysokości p a
da tylko deszcz ulew ny bez grad u lub z b ar
dzo niew ielkim , gd y tymczasem w tój samój chw ili g rad w dolinie, bespośrednio niżej le
żącej, niszczy pola i winnice.
(d. c. nast.)
W. K.
0 P R Z E M Y Ś L E G Ó R N I C Z Y M
W D A W N EJ POLSCE.
N ajd aw niejsze śla d y górnictwa siebrno-ofo wianego w golsce.
(Dokończenie).
Tow arzyszący mi przy oglądaniu zrobów pod Siew ierzem , mieszczanin, z zawodu garncarz, u p atru ją cy w tych zgliszczach błyszczu do garnk ów na polewę, czyli, ja k m ówił, n a szkliwo, nic o przeszłości tych zrobów nie um iał mi opowiedzieć. P o d a n ia w szelkie ju ż zam ilkły, chociaż pam ięć o sk arbach podziem nych zawsze się tu jesz
cze wśród ludzi m iejscowych utrzym uje.
— A lbo i to, niech ino pan posłuchają:
Jedn eg o ra n k a pokazał się tu ś k a r b n ik ,—
u b ran y był ja k gó rnik, oni wiedzą?
S kinąłem głow ą że wiem; znaczyło to, że się pokazał duch, w którego w ierzą święcie górnicy w podziem iach pracujący; pod jego pieczą zostaw ać m ają skarby we w nętrzu gór zn ajdu jące się.
— O n śk arb nik , oglądając się za ludźmi, którzy go śledzili, szedł ku tam tćj stronie I i, pokazaw szy ręk ą ot tam, zniknął. W ięc
N r 20. w s z e c h ś w i a t . 313 ktoby hajn ok (tam, w tam tej stronie) szukał
skarbu, pew nikiem najdzie.
T ak opow iadał mój przew odnik, być mo
że—potomek owych kiedyś srebro kopiących tu górników. Za drobny datek, p ra w d a że i za ciepłe słowo, człow iek ten z wdzięcz- j nością rękę mi ucałow ał. P odejrzew ając, j że jestem może jak im kapitalistą, k tó ry tu przyjechał otw ierać góry, rzekł:
— Niech pan tu przyjeżdżają, ja wszyst
ko wiem, wszystko pokażę, — może pan Bóg poszczęści — i swoiby przy tem za- [ robili.
Niestety, skarbnik, którego biedak ten n i
by widział, on duch starej przeszłości, d ar
mo tu błądzi i ludziom wierzącym weń jesz
cze się pokazuje. Za śladem jeg o n ik t się ju ż dziś nie pokw api, bo n ik t ze swoich nie
pyta dzisiaj o skarby naszych gór...
Jeżeli k tóre strony, to okolica podsie- wierska zw racać szczególnie pow inna uw a
gę badaczów przeszłości,—cóż to tu bowiem za ruch potężny m usiał ją ożywiać przed wiekami! J a k widzimy, pełno tu dokoła starych zrobów, n ieraz znaczne przestrzenie zajm ujących. O prócz tych, któreśm y wy
mienili, ja k o naocznie oglądane, są jeszcze obszerne zroby pod B rudzew icam i o milę od Siewierza, także i pod wsią D ziew ki, gdzie, ja k słyszałem , błyszcz, a praw dopodo
bnie i galm an w wielkiej znajdow ać się ma j obfitości. W stronie znów przeciw nej ku Slaw kow u, niebrak tak samo śladów z ró
wnie odległój przeszłości pozostałych. W ie
my np. o zrobach w pobliżu O kradzionow a się znajdujących.
W dalszym ciągu za temi śą, je d n e z g ło śniejszych niegdyś, góry Sław kow skie. B i
skupi krakow scy, do których należał S ław ków i góry okoliczne, wielką zawsze odzna
czali się dbałością o stan górnictw a w ob
szernych swych posiadłościach, przew ażnie j w k ra ju górniczym położonych. Co do j gór Sław kow skich, tych dzieje giną tak sa
mo w owej przedhistorycznej dla górnictw a naszego i nieznanej epoce, ale koniec ich j zachw ycił czasów ju ż wiadom ych, z czego i też i okazuje się, że góry te, jak k o lw iek mo- ' że późniejsze od Siew ierskich, ale zato zn a- ! cznie daw niejsze są od O lkuskich. O tych ostatnich pierw sza wiadomość dochodzi nas z przyw ileju B olesław a W stydliw ego z ro- |
i ku 1257, którym książę zapisyw ał klaszto-
i rowi pp. K larysek w Zawichoście na oło
wiach O lkuskich pewien stały fundusz (dw ie m arki złote), rocznie pobierać się m ający ‘), 0 górach zaś Sławkowskich dowiadujem y się ju ż w r. 1203, z fundacyi biskupa k ra kowskiego F u lk o n a czyli Pełki, k tó ry w y
stawiwszy w Sławkowie kościół św. Ja n a wraz z klasztorem , osadził w tymże kanoni
ków regularnych de Saxia i włożył na nich obowiązek obsługiw ania miejscowego szp i
tala, dającego p rzy tu łek i pomoc spracow a
nym albo schorzałym górnikom okolicz
nym 2). Było to je d n a k w czasie, kiedy g ó ry Sławkowskie zaczęto ju ż zaniedbywać, bo w krótce potem, około roku 1225, biskup Iw o O drow ąż zakonników tych przeniósł do K rakow a,przyczem szpital zapewne sk a
sowano, gdyż odtąd żadnój niem a ju ż o nim wiadomości. Z tego zaś, co opow iada D łu gosz 3), trzeba wnosić, że góry Sław kow skie zaniechane zostały w skutek w yczerpania się ich, co tylko na skutek długotrw ałej eksploa- tacyi mogło mieć miejsce. Przecież ożywi
ły się jeszcze Sław kow skie góry w X V I w ieku i to bardzo, ja k tego dowodzą cieka
we dokum enty, ja k ie nam się udało n ad spodziew anie i tylkoco wydostać z ukrycia 1 ocalić je od zagłady.
Za Sławkowem znajduje się k ilk a czyn
nych dotąd kopalń galm anu do rządu n ale
żących, obok zaraz kopalnie K ram sty w Bo
lesławiu, które w skutek silnej eksploatacyi w ciągu ostatnich lat kilkunastu bliskie są podobno wyczerpania, wreszcie przychodzą najgłów niejsze ze wszystkich, choć dziś nie- . czynne kopalnie O lkuskie, które w dziejach górnictw a naszego stanowią praw dziw ą epo
kę historyczną.
Nie mówimy o innych placach dotąd nie- eksploatowanych, a które ostatnio przyzn a
ne zostały różnym K ram stom , Renardom , Ilen klom v. D onnersm ark, a szczególnie księciu H ohenłohe— tem u ostatniem u w tak i
>) „Duas m arcas a u ri in plnm bo in Ilku9c h “.
Rzyszcz. i Muczkowski — Cof1ex diplom . Poloniae, I, str. 80.
2) Baliński i L ipiński „S tarożytna Polska" II, str. 103.
3) L ib ri Benefieiorum, III, str. 472.
znacznej liczbie, że jeżeli t;ik dalej pójdzie, a rząd nie uzna za właściw e przeszkodzić tem u, to wobec niczem niew zruszonej ap a- tyi naszej obaw iać się trzeba, że całe g ó rn i
ctw o nasze przejdzie w krótce do Niemców, tak ja k ju ż w ich ręce przeszedł cały p r a wie tak zw any zachodni okręg, za czem p rę dzej lub później n astąpi niew ątpliw e zger- m anizow anie t6j części k ra ju , k tó ra swemi skarbam i kopalnem i nęci ku sobie p rzy by
szów od zachodu.
N iem niej bogatym od pierw szego je st i dru g i łańcuch dolom itów, ciągnących się m iędzy B ytoniem a Trzebinią, (ob k a rtę w N -rze 18 W szechśw iata). Na linii tej istniały, w równie odległej przeszłości, bo gate kopalnie srebra pod Bytoniem , a m iesz
czanie bytońscy, którzy je eksploatow ali, byli, ja k fam a niosła, wielce zamożni. A le około roku 1363 czy 13(57 w ydarzyły się w B ytoniu jak ieś niesnaski i zaburzenia, k tó re z m ałych początków doprow adziły owych bogatych m ieszczan do upad k u .
Pew nego razu, ja k mówią, kroniki, miesz
czanie podnieceni na skutek jakow ychś zajść przez rzeźnika L orenza, nap ad li kupą na księży miejscowych, w yw lekli ich z mie
szkania, publicznie na ry n k u osmagali, w trącili potem do więzienia, a proboszcza samego w pobliskim staw ie utopili. B yła tó zbrodnia, k tó ra, ja k w owych wiekach, nie m iała sobie równej. N a stąp iły potem in terd y k ty , procesy, spraw a się w ytoczyła przed stolicę A postolską, trzeba było w y
praw iać do A w inionu wielce kosztow ne p o selstwa, poddać się ekspijacyi, różnym po
bożnym fundacyjom i opłatom , co wszystko nietylko że pochłonęło całą zamożność mieszczan, ale doprow adziło ich, ja k tw ie r
dzi N aruszew icz, do takiej nędzy, że, niebę- dąc w możności dalszego prow adzenia kosz
tow nych rob ó t w m iejscowych górach, w końcu ich zaniechali.
B ardziej praw dopodobnem jed n ak w ydaje się przypuszczenie, że góry B ytońskie ogo
łocone zostały z ołowiu srebronośnego przez długowieczną, ich eksploatacyją, co naw et zdaje się potw ierdzać D ługosz, mówiąc, że k ró l K azim ierz W ielki sta ra ł się o rozw i
nięcie eksploatacyi gór O lkuskich, ze w zglę
du szczególnie na zm niejszającą się w ydaj
ność gó r B ytońskich i Sław kow skich.
314
Na drugim końcu tejże linii dobywano ta k samo srebro pod T rzebinią. N iew iado
m y je s t rów nież początek gór Trzebińskich, przetrw ały one je d n a k znacznie dłużej od innych, o których dow iadujem y się dziś ty l
ko ze śladów po nich pozostałych. W roku 1415 król W ładysław Jag iełło nadal M iko
łajow i czyli Clausow i K issingerow i, miesz
czaninowi krakow skiem u, właścicielowi I T rzebini i gór okolicznych, przyw ilej na praw o m agdeburskie, oraz na w yprow adze-
j nie sztolni odpływ ow ej, t. j. odprow adzają
cej wodę zalew ającą kopalnie, przyczem za
strzeg ł olborę, t. j. część procentow ą, należ
ną skarbow i królew skiem u. K opalnie te J czynne-by ły i w X V I wieku.
W r. 1524 k ró l Zygm unt wypuścił adm i- n istracy ją tych gór, czyli praw o do pobie-
! ran ia olbory wraz z olborą O lkuską Sewe- I rynow i Bonerow i ‘). Ja k ie były ich dalsze losy, niew iadom o, wszakże podobno jeszcze przed laty kilkudziesięciu kruszec z nich dobywano i ostatecznie zaniechano ich, nie z powodu w yczerpania się, lecz dla braku środków dalszego onych prow adzenia. Dziś góry T rzebińskie, liczące za sobą mnogie w ieki, a mimo to mogące, ja k się zdaje, nie
m ało jeszcze dać pożytku, stoją zalane wo
dą, przeciw którój, ja k powiedzieliśm y, ju ż za W łady sław a Ja g ie łły do n ajra d y k aln iej
szych środków zaradczych się uciekano.
O innych kopalniach, niegdyś na tejże linii istniejących, dziś pamięć całkiem zagi
nęła, świadczą jed n ak że stare zroby, ja k ie się i tu taj spotykają, że pracow ano tu ró wnie skrzętnie ja k na linii poprzedniej 2).
P o za Będzinem ku Czeladzi, w miejsco
wości zw anej S y b irk a, je s t kilkanaście sta
rych spadlisk. Są to właściwie ślady nie robót dobyw czych, lecz tylko poszuki
wań. Je d n a k przed laty, za św ietnych cza
sów g órnictw a rządowego, otw arto i tu szyb dobyw czy, postaw iono m aszynę, pobudo
wano obszerny, dotąd stojący, gm ach na m ieszkania dla robotników , wszystko dla
N ^20 .
') Łabęcki, G órnictw o — Corpus ju ris m etallici.
str. 235.
2) Z naczne zroby w idzieć m ożna pod Żychci- cami, te przecież pochodzą z czasów ostatnich już, gdyż kopano tu na galm an.
W SZECHŚW IAT.
N r 20. WSZECHŚWIAT. 315 galm anu. Zamało go tu przecież znale
ziono, to też w końcu, przed laty 12, zam
knięto szyb, m aszynę rozebrano, a budynki w gruzy się rossypały. W ięcej podobno od galm anu je st tu ru d y żelaznej, pod wierz
chem znajdującej się. Tej kilka znacznych hałd stojących dotąd można widzieć. Co do błyszczu, na linii tćj, o ile wiemy, obfi
tu je weń szczególnie plac, czyli tak zwany odw ód na B obrow nikach pod Czeladzią, bę
dący własnością sukcesorów L u d w ik a G ra- biańskiego, gdzie rów nież obficie znajduje się także galm an. A le bliskość rzeki B ry- nicy czyni ekspłoatacyją tego odw odu bez większych nakładów niemożliwą, przeto ża
dnych robót dotąd tu nie przedsiębrano.
Jak k o lw iek szczupłym , jakeśm y to ju ż nadm ienili, jest zasób wiadomości, odnoszą
cych się do początkow ych dziejów górni
ctw a naszego, przecież i z tego, cośmy opo
wiedzieli, okazuje się, że jak b ąd ź daleko sięgnąć w przeszłość, górnictw o to było za
wsze prow adzone na bardzo pow ażną skalę, a ja k wnosić należy ze śladów dotąd pozo
stałych, do podziw ienia racyjonalnie. Do
byw anie ołow iu srebronośnego, wyszedłszy od czasów niepam iętnych ze Szląska, a je żeli wierzyć podaniu, od gór Tarnow skich, przez B ytoń w je d n ę stronę na Siew ierz, W ojkowice, U jejsce, S ław ków i Bolesław, a z drugićj około B ędzina przez Trzebinię, szło ciągle w k ie ru n k u szlaków , doprow a
dzających do najbogatszego ze w szystkich złoża pod Olkuszem. Można niebezzasa- dnie z tego wnosić o pilnem i um iejętnem przed w ielu wiekami prow adzeniu poszu
kiw ań górniczych, za śladem których, o ile odkryw ano pola nowe, opuszczano daw niej
sze mniej obfite, lub długą, ekspłoatacyją wyczerpane. Pochód ten nie zatrzym ał się i nie utknął w połowie, ale przeszedł w ca
łej długości część k ra ju uposażoną, oprócz innych ciał kopalnych, w ołów i srebro, a bulla papieża Inocentego II z roku 1136, ju ż bardzo, ja k to widzimy, odległą p rze
szłość naznacza dla jednego z etapów owćj drogi, choć etap ten praw dopodobnie był nie pierw szym . C ały ten jed n ak że okres, jakkolw iek był ruchliw ym i niezatarte do
tąd ślady tój ruchliw ości pozostaw ił, zali
czyć trzeba do czasów zupełnie niepam ięt
nych. Przecież i tak korzyść, ja k ą dziś z ros-
patrzenia się w ow^j spuściźnie p rzed w ie
kowej, w nieprzeliczonem m nóstwie ping czyli zapadłych szybów odnosimy, je st nie
małą, albowiem ślady te rzucają bardzo sza
cowne światło na gospodarstw o i byt n a
szych niegdyś praojców, służąc przytem , mimo wielce zmienionych okoliczności i wa
runków , niejako za wskazówkę nader z a chęcająca dla naszój własnej przedsiębior
czości i przem ysłu.
Korneli Kozłowski.
S ubstancyja, nosząca powyższą nazwę, 0 ile wiadomo, je s t bardzo mało rospowsze- chnioną w natu rze i znaczenie jć j fizyjolo- gicznć nie je st znane. Głownem siedliskiem jć j je st naskórek niektórych roślin, Bos- puszcza się w wrodzie i alkoholu, a z jodem tw orzy połączenie barw y niebieskiej, które łatw o otrzym ać można w postaci igieł k ry stalicznych.
P ierw sza wiadomość o występowaniu ros- puszczalnego krochm alu w naskórku dw u roślin podał Sanio w roku 1857 i nazw ał go krochm alem bezkształtnym . W krótce potem fakt ten potw ierdził Schenk (1857), a chociaż substancyją tę uznaje za wodan węgla ze względu na to, że pod wpływem śliny przechodzi w cukier, w aha się je d n a k poczytyw ać j ą za krochm al dlatego, że po łączenie jój z jo dem odbarw ia się w wodzie.
Naegeli naw et uw ażał j ą za ciało biał
kowe.
Bliższem zbadaniem tego przedm iotu za
j ą ł się dopiero w ostatnich czasach botanik francuski J . D ufour, który doszedł do prze
konania, że substancyja w mowie będąca przedstaw ia niew ątpliw ie krochm al rospusz- czalny.
D ziałając na naskórek liściowy niektó
rych roślin, ja k np. m ydlnik lekarski (Sapo- n aria officinalis), wodnym rostw orem jo d u 1 jo d k u potasu, wywołujem y jed n o stajn e za
barw ienie niebieskie zaw artości komórek.
A lkoholowy rostw ór jo d u początkowo nie
316 W SZECH ŚW IAT. N r 20.
w yw iera żadnego działania, albow iem tw o
rzące się połączenie jo d u z krochm alem ro s
puszcza się w spirytusie i dopiero po odpa
row aniu niebieskie połączenie z jodem staje się widocznem. N ajlepiój rospuszcza się krochm al ten w wodzie, mnićj w ab so lu t
nym alkoholu, tru d n o w eterze, benzynie i chloroform ie. W stanie stałym krochm al rospuszczalny przedstaw ia się albo ja k o cia
ło bespostaciowe białego lub żółtego koloru, albo też w postaci sferokryształów lub igieł krystalicznych, k tóre się otrzym ują przy stopniowem parow aniu rostw oru. O d zw y
kłych ziarn krochm alow ych różnią się te kryształy brakiem zdolności w chłaniania j
(im bibicyi);ani kw asy ani zasady nie w yw o
łu ją w nich pęcznienia. D latego też rospa- tru je D u four pełączenie z jodem nie ja k o j
zjaw isko w chłaniania, ja k u ziarn k rochm a
lowych, lecz jak o połączenie chem iczne p rzy zupelnem zachow aniu formy. O grzane do zupełnego osuszenia, k ry ształy p rzy jm u ją zabarw ienie żółte, tracą budow ę k ry stalicz
ną i rossypują się w krople, które się je d n a k od jo d u jeszcze zabarw iają, lecz p rzy dal- szem ogrzew aniu tracą zdolność zabarw ia
nia się, w ypełniają się dużemi pęch erzy k a
mi pow ietrza i czernieją. Zapach, ja k i się ! przytem rozw ija, przypom ina zapach ziarn '' krochm alow ych przy odpow iedniem tra k to waniu.
Co się tyczy połączenia jo d u z krochm a
lem, to otrzym yw anie jeg o najlepiój się uskutecznia przy działaniu rostw oru jo d u w spirytusie. Połączenie to przedstaw ia się w postaci igieł niebieskich, długo zacho
wujących się w pow ietrzu bez ro składu, k tó ry wszakże ostatecznie następuje. Ros
puszcza się w spirytusie, wodzie, glicerynie, kw asach i zasadach. W am onijaku rospu- szcza się ten jodo-krochm al z kolorem żół
tym, pod wpływem kw asu siarczanego p rzy jm u je kolor bru n atn y , następnie czer
nieje. P rz y powolnem ogrzew aniu krysz
tały niebieskie bledną, budow a krystaliczna ginie, a p rzy dalszem ogrzew aniu substan- cyja staje się b run atn ą, nakoniec czarną.
Jeżeli jo d działa n a kilka różnych substan- cyj, to przekłada te, do których m a większe pow inow actw o i te przedew szystkiem za
barw ia, więc z m ięszaniny krochm alu i b ia ł
ka zabarw ionym zostaje krochm al. Jeż e
li położym y k ry sz ta ł jo d u na naskórku m ydlnika, to przedew szystkiem więc z a b a r
wia się krochm al płynny, późniój dopiero następuje zabarw ienie protoplazm y i ją d ra na żółto, a nakoniec zabarw i się błona ko
m órkow a. Jeżeli płynnem u krochm alow i tow arzyszą ziarna krochm alow e, co ma m iejsce w kw iatach powyższej rośliny, to n ajp ierw zabarw iają się ziarna. W y nika stąd, że w stanie płynnym ma jo d większe pow inow actw o do ziarn krochm alow ych, aniżeli do krochm alu płynnego. P ozostaw my odw rotnie w zetknięciu zabarw ione j o dem na niebiesko ziarn a krochm alow e i nie
bieskie połączenie jodo-krochm alu rospusz- czalnego na pow ietrzu, to ziarn a krochm a
lowe się odbarw ią, gdy jodo-krochm al ro s
puszczalny pozostanie bez zm iany. P o n ie
waż rospuszczalny jod o-kroch m al ro sp atru - j e au to r ja k o połączenie chemiczne, zab ar
wianie zaś ziarn krochm alu od jo d u p o czytuje za zw yczajne zjaw isko w chłaniania, to przytoczone w powyższem dośw iadcze
nia konstatują, w edług D ufoura, rzad ki fakt podw ójnego roskładu, polegającego na tem, że je d n e ciało (jod) oddziela się od drugie
go (rospuszezalnego krochm alu), z którem zw iązane je s t chemicznie, ażeby się połączyć z innem ciałem (ziarnam i krochm alu), z któ
rem chemicznie się nie łączy. F a k t ten b y ł
by bardzo ważny, gdybyśm y się mogli upe
wnić, że t. zw. przez D ufoura jo do -k ro ch m al w rzeczy samćj przedstaw ia połączenie chemiczne, czego jed n ak au to r wcale nie udow adnia.
P . D ufou r przytacza jeszcze w swojój pracy bardzo ciekaw e wiadomości, tyczące się różnokolorow ego zabarw ienia rospusz- czalnego krochm alu od jo d u , działającego w stanie gazowym. A u to r dowodzi, że nie
bieskie zabarw ienie rospuszezalnego kroch
m alu je st następstw em działania jo d u i wo
dy, g dy bow iem krochm al nasz poddam y działaniu p ary jodow ćj, to zabarw i się on tylko na ko lo r żółty lub czerw ony, a k ro p la wody w ystarcza, ażeby zabarw ienie to zm ie
nić na niebieskie. Być je d n a k może, że na zabarw ienie to w pływ ają sole zaw arte w wo
dzie. W iadom o bowiem, że i ziarn a kro ch m alowe zab arw iają się na kolo r czerwony, jeżeli jo d zaw iera w sobie sole.
Co się tyczy składu chemicznego rospusz-
N r 20. w s z e c h ś w i a t . 317 czalnego krochm alu, to autor utrzym uje, że
w żaden sposób nie może on być zaliczony ani do ciał białkow ych, ani do glukozydów , nie może być również uw ażany za taninę, albowiem nie daje reakcyj właściwych tym ciałom. W inien być zaliczony raczój do wodanów węgla, lubo potw ierdzenie tego domysłu w ym aga przeprow adzenia dokła
dnej analizy chem icznćj, którój dotąd nie dokonano. K rochm al rospuszczalny wy
stępuje w nask órku liści, łodygi i kwiatów;
niekiedy w kom órkach znajdują się ziarna krochm alow e przed zjaw ieniem się kroch
m alu rospuszczalnego, co pozw ala, w edług j
naszego zdania, m niemać, że ostatni tw orzy j
się z ziarn krochm alow ych. Znaczenie fi*
zyjologiczne tój substancyi uw aża autor za podrzędne, chociaż obserw acyje jego, we
dług nas, prow adzą do wniosku wręcz prze
ciwnego. Zw ykle ziarna krochm alow e ro
ślin, ja k wiadomo, w ciemności zanikają | w raz z ciałkam i chlorofilowemi, podczas ] gdy krochm al rospuszczalny w tych w arun- j kach zmianie nie ulega. W ystępując w ro- i ślinie bardzo wcześnie, pozostaje on do śmierci organów i przed odpadaniem liści nic ulega wessaniu. Również tw orzy się krochm al ten u m łodych roślin, hodow a
nych bez przystępu światła. Otóż pówyż- j
sze fakty pozw alają wnosić, że krochm al j
rospuszczalny stanowi ja k b y substancyją za
pasową, z której roślina korzysta w w arun
kach dla niój niekorzystnych, w w arunkach, w k tórych tw orzenie się krochm alu przez \ asym ilacyją je st niemożebnem, ja k n p . w b ra
ku światła. Sanio je s t zdania, że krochm al j
rospuszczalny dostarcza pożyw ienia kom ór
kom naskórkowym .
S. Grosglik.
W sprawie stypendyjów wieczystych
IM 1 ES U
M I K O Ł A J A K O P E R N I K A
przy uniw ersytecie warszaw skim .
W przedm iocie tym , żywo niew ątpliw ie I obchodzącym czytelników naszego pisma, p. L u d w ik Jen ik e, b. re d a k to r T ygodnika j
Ilustrow anego, ogłasza w N r 227 tego pi
sma artyk uł, którego najw ażniejsze ustępy przytaczam y:
„D nia 19 L utego r. b. upłynęło lat czter
naście od chw ili, gdy W arszaw a obchodziła uroczyście czterechsetną rocznicę urodzin wielkiego twórcy astronom ii tegoczesnej.
Pow stała wtedy myśl utw orzenia przy uni
wersytecie tutejszym stypendyjów wieczy
stych im ienia K opernika, dla odznaczają
cych się studentów oddziału nauk m atema
tycznych. U stanow iono naw et w tym celu kom itet, złożony z obywateli m iasta, który zająć się m iał zbieraniem ofiar dobrow ol
nych. Czynność ta jednak, dla niew iado
mych mi powodów, nie doszła do sk utku i kom itet na stypendyja w mowie będące nie zebrał żadnego funduszu.
„P rasa zato polska z całą gorliwością oby
w atelską zajęła się grom adzeniem potrze
bnego kapitału i dzięki wyłącznie je j stara
niom zam iar szlachetny doszedł do skutku.
Sama redakcyja T ygodnika Ilustrow anego, którem u wtedy m iałem zaszczyt przew o
dniczyć, jeszcze pod dniem 21 P aździern ik a 1874 roku złożyła gotowizną w ówczesnym B anku polskim sumę rs. 12398 kop. 70, na
desłaną je j, drobnem i po większój części składkam i, przez kilkanaście tysięcy ofiaro
dawców, z różnych okolic k ra ju . Dowód depozytow y na tę sumę, im iennie wysta
wiony, do dziś dnia naw et znajduje się w ręku podpisanego. Inne redakcyje pism naszych czasowych uczyniły to samo z po- siadanem i przez siebie kwotam i. G otow iz
nę . zamieniono następnie na listy zasta
wne T ow arzystw a kredytow ego ziemskie
go i cały k ap itał stypendyjalny, wynoszący rs. 16100 w listach zastaw nych i rs. 7 kop. 54 gotowizną, znajduje się obecnie w depozycie warszawskiego kan to ru B anku państw a, pod adm inistracyją tutejszego uni
w ersytetu, rosporządzającego corocznie pro
centami od powyższej sumy.
„Z woli M onarchy; m inister oświecenia, pod dniem 23 L utego 1876 roku, zatw ier
dził przepisy stypendyjów wieczystych, imie
nia M ikołaja K opernika, których p arag ra f 9-ty brzmi ja k następuje.
„Nazwiska studentów, otrzym ujących stypendyja lub wsparcia jednorazow e z pomienionój sumy stypendyjalnej, ogła-
szają się w gazetach 11 ') L utego, ja k o w dzień urodzin w ielkiego astrono m a”.
„W ypłatę stypendyjów oraz w sparć z fu n duszu wieczystego im ienia K o p ern ik a ros- poczęto z dniem 11 L u teg o 1877 r., a pierw szym stypendystą, ja k o tem T ygodnik I l u strow any doniósł w swoim czasie, był J u - lija n K a ro l T re j, w arszaw ianin, pośw ięca
jący się specyjalnie astronom ii Od tego czasu u p ły n ą ł okres 10-letni, a w ładza un i
w ersytecka, nie ogłosiła ani razu nazw isk o b d a r o w a n y ch m 1 o d z i e ńcó w ”.
„O gół nasz, któ ry z zacną, i gorącą skw a- pliw ością złożył kapitał, j a k na stosunki miejscowe dość poważny, ma praw o dom a
gać się, aby go o obrocie jeg o w dow ich sze- j lągów zaw iadam iano, ja k to i sam pan m i- j n ister ośw iaty w przepisach u z n a ł za p o trzebne. Do takićj samźj względności ma praw o i prasa polska, którćj poczuciu oby
w atelskiem u u n iw ersy tet w yłącznie stypcn- dy ju m K opernika zawdzięcza. Dziesięcio- j
letnie przeto m ilczenie p rzypisać chyba m ożna przepom nieniu o przepisie ustaw y.
„W yręczając władzę u n iw ersytecką w speł
nieniu tego obow iązku, postarałem się o nie
k tó re szczegóły i podaję do wiadomości po
w szechnej, że na stypendyja i w sparcia w y- ) płacono ogółem przez la t dziesięć rs. 8 267 kop. 50”. ‘
P o m ijając końcowe uw agi au to ra tego a rty k u łu , dzielim y w raz z nim przekonanie, że nazw iska stypendystów z funduszu im ie
nia K o p ern ik a przez w ładzę uniw ersytecką do wiadomości powszechnej podaw ane być w inny.
818
Towarzystwo Ogrodnicze.
P o s i e d z e n i e s i ó d m e K o m i s y i t e o ry i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c l i p o m o c n i c z y c h odbyto się dnia 5 M aja 1887 roku, w lokalu Tow arzystw a, o godzinie 8 w ie
czorem.
') Pom yłka chronologiczna. Pow inno być 7 (1 9 ) ,
Lutego. (Przyp. L . J . )
4) Z m a rł na posad/.ie m łodszego a d ju n k ta O bser
w atoryjum w arszaw skiego.
(Przyp. Red. W szechśw iata).
N r 20.
1. P ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został od
czytany i przyjęty.
2. P. F lau m mówił .,o zjaw iskach chem icznych w ru rk a c h w toskow atych“ . Przem ów ienie p. 11.
będzie drukow ane w jed n y m z najbliższych num e
rów W szechświata.
K B 0 N I K A M U K O W A .
ASTRONOM1JA.
— Nowy atlas widma słonecznego. W eW rześuiu 1885 r., niedaw no zm arły astrofizyk obsefw at. w Nicei T hol lo n ') , złożył akadem ii nauk w P ary żu nowy rysunek w idm a słonecznego od linii A do B, k tó ry przew yż
sza bogactw em w szystkie dotychczasowe na tem po
lu p ra c e . Jakkolw iek rysunek te n obejm uje ty lk o trz e c ią część całego w idm a w idzialnego, posiada j e d n ak długość 10,2 m i zaw iera przeszło 8200 linij, z k tó ry ch 2 900 je s t pochodzen-a słonecznego, 866 pochodzi od atm osfery ziem skiej, a 246 jest n astęp stw em zejścia się linij słonecznych i ziem skich. R y sunek cały składa się z 32 tab lic, a każda z n ich p rzed staw ia odpow iednią część w idm a w czterech ró żn y ch w ejrzeniach: 1) gdy słońce je st w odległo
ści zenitalnej 80°, a pow ietrze małą. tylko ilość p ary zaw iera; 2) gdy odległość zenitalna słońca wynosi 60°, a pow ietrze je s t praw ie p arą w odną nasycone;
3) g d y przy tej sam ej odległości zenitalnej słońca pow ietrze je s t bardzo suche i nakoniec 4) w idok w idm a obserwow anego zew nątrz atm osfery ziem
skiej. 1 mm skali k a rty = ,/3n odległości linij D| i D.2, b łą d praw dopodobny każdej zm ierzonej długości nie przechodzi ł/ 720 pow yższej odległości.
L inije ziem skie dzieli p. Thollon na dw ie grupy.
J e d n a obejm uje linije takie, które zależą jed y n ie od odległości zenitaluej słońca i praw dopodobnie s ta now ią widmo absorbcyjne tlenu; linij ty ch je s t 130.
L in ije drugiej grupy są daleko liczniejsze i przy tej samej odległości zenitalnej słońca zależą od obfito
ści p a ry wodnej w atm osferze, pochodzenie więc swoje niew ątpliw ie parze wodnej zaw dzięczają; ro z
dzielone są w siedm iu grupach po całem w idm ie.
D okładny rysu n ek w idm a słonecznego daje możność rosstrzygnięcia, czy w idm o pozostaje zawsze jed n a- kiem , czy też ulega zm ianom peryjodyeznym , zaw i
słym od obfitości plam na słońcu; w ten też spo;ób m ożliw em będzie w ykazanie obcych pierwiastków , k ló reb y się do naszej atm osfery dostać mogły, ja k np. pył K rakatoa. W edług d o jtiz tż e ń Thollona w i
dmo słoneczne n ie posiada rzeczywiście tej sta te c z ności, ja k ą m u się zw ykle przypisuje; okolica m ia now icie m iędzy B i C, zdaje się, że w yraźnym zm ia
nom ulega, co w ypływ a zw łaszcza z porów nania k a rty , o k tó rej mow a, z k artą A ngstrom a. Atlas Thollona, owoc p ra c y czteroletniej, zam ieszczony
') Ob. nekrologiją w N r 19 W szechświata.
W SZECHŚW IAT.