TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs z a w ie :
rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2
Z p rz e s y łk ą poc zto w ą :rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata
i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą.
K om itet R edakcyjny
stanowią,: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, 2. N atanson,
D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop.T'h,
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
• M 2 4 . Warszawa, d / l 8 Czerwca 1887 r. T o m V I .
^.dres Kecialsic^ri: mra^o-wsifeie-Frzearn-ieście, 3 S T r 66.
MINERALOGIJA
JAKO NAUKA BIJOLOGICZNA.
(M owa prof. Ju d d a , wygłoszona na rocznem zebraniu T owarzystw a gieologicznego w Londynie).
O d najdaw niejszych czasów rozróżniano w przyrodzie trzy oddzielne państw a: zwie- j rząt, roślin i m inerałów , którym odpow ia
dają trzy działy historyi n a tu ra ln e j—zoolo- gija, botanika i m ineralogija. Siostrzane te nauki do niedaw na rozw ijały się jednocze
śnie i rów nom iernie obok siebie, ale w osta-
itnich latach n astąpił zw rot rzeczy, rozluź- ! niający ten n atu ra ln y zw iązek. W zoolo
gii i botanice w ykształciła się now a metoda, klasyfikacyja i nom enklatura, o parte na w spólnych zasadach, spajających jeszcze ściślejszemi węzły obie te nauki, tak, że obecnie widzim y w nich tylko poddziały | je d n e j, ogólniejszej — bijologii. M inera- 1
logija zaś, znalazłszy się w odosobnieniu, m usiała zaw iązać nowe stosunki — z che-
jmiją, fizyką, a naw et z naukam i m atem aty
cznemu R ozbrat tak i uważam za szkodli
wy dla celów ogólnego i wszechstronnego poznania przyrody.
N iektórzy utrzym ują, że zw ierzęta i r o śliny w zasadniczych swych cechach tak stanowczo się różnią od m inerałów , że n au
ka, trak tu jąc a o n atu rze „organicznej” ko
niecznie musi kroczyć innemi drogam i, a n i
żeli nauka o naturze „nieorganicznej”. Z a
pew niają na's, że ustroje powszechnie znane jak o organiczne i t. zw. procesy życiowe całkowicie się różnią, co do p o e h o d z e i^
i istoty, od zjaw isk, zachodzących w króle
stwie m ineralnem , ustalenie więc fundam en
talnej różnicy pom iędzy naukam i, badają- cemi m ateryją „żyjącą” a temi, które zaj
m ują się m ateryją „nieożywioną” je s t zupeł
nie uzasadnionem . A toli jeszcze w roku 1854 tak ścisły m yśliciel ja k H uxley, usiłu
jąc bliżej określić cechy, rzekomo odróżnia
jące m ateryją żywą od nieożywionej, w koń
cu doszedł do tego wniosku, że „życiowość”
jest tylko ogólnym term inem , służącym do oznaczania szeregu procesów czysto fizycz
nej natury, różniących się jedy nie co do zło
żoności od tych, ja k ie odbyw ają się na ma- tery i „nieorganicznej”.
Niepoślednie znaczenie posiada dla nas
okoliczność, że żadna z dotąd proponow a
nych definicyj życia nie w yklucza procesów, które, ja k to poniżćj w ykażem y, ciągle za
chodzą w ciałach m ineralnych. Z m arły L ew es sk reślił życie ja k o „szereg określo
nych i k olejnych zm ian, ta k w budowie ja k i w składzie osobnika, nienaruszających jeg o tożsam ości”. H e rb e rt S pencer zaś p o
wiada, że „życie je s t określonym związkiem różnorodnych przem ian, zarów no jednocze
śnie ja k i kolejno odbyw ających się odno
śnie do zew nętrznych w spólbytów i n a stępstw (co - existences and sequences)”.
Otóż jeżeli zgodzim y się na którąkolw iek z tych definicyj, to nietrudno wykazać, że m inerały, tw orzące skorupę naszego globu, niew ątpliw ie żyją. Może się to w ydaw ać paradoksalnem , niem nićj je d n a k je s t praw - dziwem, że m inerały odznaczają się „życio- wością” •— istotnie nie wiem, ja k im innym term inem m ógłbym się posługiw ać dla w y
rażenia mej myśli •— w daleko wyższym sto
pniu, aniżeli rośliny, a tem bardzićj zw ie
rzęta; jestto bespośrednie i konieczne n a
stępstw o ich prostszego składu i bardzićj stałćj budow y chem icznćj. Zoolog widzi w tem p rz y k ła d zadziw iającćj żywotności, że ślimaki, któ re, po zanurzeniu w gorącej wodzie, były naklejone na tabliczce w ja - kiem ś m uzeum zoologicznem, po długim naw et czasie znowu mogą ożyć. T a k samo botanik, dla ilustracyi p rz y p a d k u niezw y- klćj żywotności ze św iata roślinnego, p rz y tacza kiełkow anie ziarn zbożowych, w ydo
bytych po kilkatysiącoletniem uśpieniu ze starożytnych grobów egipskich. A le zw róć
my się do p aństw a m inerałów . K ry sz tał k w a rcu rozw ija się i rośnie zgodnie z natu- ralnem i praw am i swego b ytu, a gdy n ie zbędne po tem u zew nętrzne w arunki ustają, dalszy jego wzrost zostaje w strzym any.
K ry sz ta ł wszakże i w tedy zachow uje swą
„życiowość” t. j. możność dalszego rozw oju, zależną od swoistój „organizacyi” albo b u dow y cząsteczkow ej. Możemy zniszczyć tę
„org an izacy ją” i „życiowość”, zależną od pierw szój tylko pod je d n y m względem, w y staw iając k ry sz ta ł na działanie kw asu fluoro
w odorowego lub płom ienia gazu p iorun u
jącego. A le pomimo, że organizacyja i ż y ciowość jeg o zostały w ta k b ru taln y sposób naruszone, kryształ, a naw et każdy jeg o _ 3 7 0
I frag m en t zachow uje nietylko „zapow iednię”
ale praw dziw ą „możność życia”. Mogą go toczyć w iatry i fale i uczynić zeń drobne ziarnk o piasku, mogą go splókać łożysko
we wody jed n ćj form acyi i zatoczyć do in- nój, niechaj proces ten w ielokrotnie się po
w tarza — gdy tylko powrócą przyjazne z e w nętrzne w arunki, chociażby to m iało n a stąpić po upływ ie m ilijonów lat, rozbity i stoczony fragm ent nanow o zacznie rozw i
ja ć p rzepyszne sym etryczne k ształty k ry sz
tału kw arcu i będzie w ykazyw ał „tożsa*
m ość” z pierw otnym oryginałem w nie- m niejszym chyba stopniu, ja k dorosły czło
w iek — z niemowlęciem, z którego wy-
j
rósł.
„Zycie!” „Życiowość!” Zaiste, term iny te są tylk o w ygodnem i schronieniam i dla na-
j
szt$j nieznajom ości seryj skom plikow anych nieco procesów czysto fizycznych, zacho- I dzących w roślinach i zw ierzętach. „O rga-
| nizacyja!” Dlaczegóż mam y się posługiw ać tym term inem dla oznaczenia budowy czą-
| steczkowćj jak iejś ameby albo kom órki drożdżow ćj, a nie stosować go do budowy i kryształu? A le gdyby chciano naw et nale
gać n a różnice tego rodzaju, czyż stanowi to dostateczną podstaw ę dla ustalenia na nićj kla3yfikacyi nauk? M iędzy cyklam i przeobrażeń, dokonyw ających się w zw ie
rzętach, roślinach, a m inerałach bezwątpie- n ia zachodzą pew ne różnice. J a k zw ierzę różni się od rośliny pod tym względem , że nie może ono budow ać swych tkan ek bes- pośrednio z prostych zw iązków św iata m i
neralnego, tak znowu zw ierzęta zarów no j a k i rośliny w tem się różnią od m inerałów , że podczas gdy pierwsze rosną drogą intus- suscepcyi, t. j. przez wstępowanie nowych cząstek pom iędzy ju ż istniejące, te ostatnie natom iast pow iększają sw oję masę drogą apozycyi, t. j . przez osadzanie się nowych cząstek na pow ierzchni. A le najbardzićj w ybitna różnica w procesach życiowych zw ierząt, roślin i m inerałów zachodzi co do szybkości i energii, z ja k ą się one dokony
w ają. Z w ierzęta, w skutek niestałości swej budow y chem icznej, w yróżniają się n ie
przerw aną czynnością i, co za tem idzie, krótkością istnienia. Rośliny, w których procesy te wolniej się odbyw ają, stanowią I pod tym względem most przesklepiający
N r 24.
WSZECHŚWIAT.
N r 24. w s z e c h ś w i a t . 371 przepaść między zw ierzętam i a m inerałami.
W tych ostatnich zaś procesy życiowe ma
nifestują. się w sposób ta k pow olny i nie
rzadko bywają, zawieszone przez tak olbrzy
mie okresy czasu, że jed y n ie gieolog może je rospoznać. Zapew ne, przebieg przem ian w ję tc e (ephem era) je s t bardzo szybkim w porów naniu z temi, ja k ie zachodzą w dębie, ale w skałach znow u, pom iędzy które dąb zapuszcza swe korzenie, odbyw ają się inne procesy, w stosunku do których życie dębu je s t ta k przem ijającern, ja k względem tego
ostatniego życie jętk i.
A jednak że trzy te form y życia m ają ze sobą wiele wspólnego. Rosczyn saletry, w którym , w edług praw polarności, k ry sta
lity łączą się w większe kry ształy z ich re- gularnem i kształtam i, budową cząsteczko
wą i zdolnością dalszego rozw oju, rostw ór cukru, w którym żyje i rozw ija się roślinna kom órka drożdżowa i trzeci płyn, zaw iera
ją c y cząstki roślinne, w któ ry ch rośnie i roz
m naża się am eba — bessprzecznie mogą być
jporów nyw ane ze sobą, jak k o lw iek niepodo- bnemi w ydaw aćby się m ogły wyższe prze
ja w y życia w tych trzech państw ach przy
rody. Nie chciałbym je d n a k przez powyż
sze słowa nasuw ać m yśli, jak o b y m uw ażał takie rosszerzenie znaczenia konw encyjo- nalnych term inów „życie” i „organizacyja”
za praktyczne, a naw et za pożądane. A le w ydaje mi się rzeczą wielkiej wagi, abyśmy jasn o uśw iadom ili sobie ten fakt, że różnice między żyw ą a nieożyw ioną m ateryją nie są, zasadniczem i, że cykle przem ian, pod wielu w zględam i zupełnie podobne do tych, ja k ie zachodzą w królestw ie zw ierząt i roślin, są rów nież charakterystycznem i dla królestw a m inerałów , jakkolwuek w tem ostatniem trudniej j e badać z pow odu nadzw yczaj po
wolnego ich przebiegu.
Skoro w ielka ta p raw d a w zupełności uznaną zostanie, natenczas skończy się roz
b ra t między bijologiją a m ineralogiją i ta ostatnia zacznie korzystać z rew olucyi w po
glądach i m etodach, k tóre przysporzyły ju ż tyle postępów siostrzanym jej naukom .
Czasowy ten ro z b rat pom iędzy bijologiją.
a m ineralogiją nastąp ił nie w skutek wewnę
trznej różnicy w celach, m etodach i p rzed
miotach badania tych nauk, ale dlatego, że podczas gdy pierw sza w ostatnich pięćdzie- I
sięciu latach zrobiła olbrzym ie p o stęp y ,d ru ga posuw ała się naprzód tylko chwiejnemi kroki dziecka. Opóźnienie to m ineralogii należy przypisyw ać dwum przyczynom : P o pienvsze ulepszenie m ikroskopu, oraz jesz
cze bardziej udoskonalenie m ikroskopowej metody badań zapomocą tak z w. cięć, nie
zm iernie rosszerzyły obszar obserwacyi bi- jologicznej; histologija, teoryja kom órki, em bryjologija ze wszystkiemi sweini pło- dnemi odkryciam i m ogły się rozw inąć je d y nie dzięki zastosow aniu tej m etody. P o- w tóre roskw it wiedzy gieologicznej i pa
leontologicznej b y ł głów nym czynnikiem w rew olucyi, zaszłej w poglądach b io lo g i
cznych, k tó ra, zarzucając pojęcie stałości gatunków , zapłodniła wiedzę przyrodniczą potężną ideą rozw oju. A le obie te p rzy czyny zaczynają ju ż oddziaływ ać na odro
dzenie m ineralogii i nie wątpię, że i ona od
niesie z tego rów nież wielkie korzyści, ja k bijologiją.
J a k w ostatniej rezultaty, otrzym ane przez gieologów, wznieciły mnóstwo no
wych zagadnień i zainaugurow ały nową fi- lozofiją, tak też w m ineralogii wywołały one zupełnie nowe poglądy, tyczące się zadania i znaczenia tej nauki jakoteż przedm iotów , przez nią traktow anych. Nie rospatrujem y ju ż m inerałów jed y n ie jako zadziwiających ilustracyj praw m atem atycznych i chemi
cznych, ale ja k o potężne czynniki ewolucyi naszego globu. Zbiory m ineralne, odgry
w ające do niedaw na rolę cieplarni, w k tó rych figurują tylko piękne co do kształtów , acz częstokroć anorm alne u stro je roślinne, w przyszłości będą raczej podobnem i do zielników botanika, w których piękność kształtów i b arw ustępuje na d ru g i plan wobec wożności uw ydatniania n aturalnych stosunków pokrew ieństw a i w yśw ietlania w ielkich zagadnień pochodzenia i rozwoju.
Dzięki zastosow aniu metody badania dro- bnowidzowego i przeniknięciu się nowemi poglądam i, osięgniętemi przez gieologiją, m ineralogija odzyskała przynależne jćj sta
nowisko w rodzinie nauk przyrodniczych.
K ażda nauka, zajm ująca się tw oram i przyrody, przedstaw ia cztery rodzaje zaga
dnień. W stosunku do przedm iotów na
szych badań, możemy staw iać pytania, ty
czące się ich kształtów, czynności, wzajem -
372 WSZECHŚWIAT. N r 24.
nych stosunków albo genezy. N a pierw sze daje odpowiedź m orfologija, n a drugie — iizyjologija, na trzecie — chorologija, na czw arte zaś — etijologija. O tóż postaram się wykazać, że w ielkie zagadnienia św iata m ineralnego ściśle podpadają, pod te same kategoryje i mam nadzieję, że zyskam y cen
ne dane przez porów nanie w każdym z rz e
czonych działów n iedojrzałych płodów b a
dań m ineralogicznych z doskonalszem i re zultatam i, otrzym anem i przez botaników i zoologów.
M orfologija m inerałów przez długi czas b y ła uprawianą, z w yłączeniem innych g a łęzi nauki, zagadnienia bowiem, będące w zw iązku z kształtem i budową, z n a tu ry rzeczy najpierw ściągnęły na siebie uw agę badaczów św iata „nieorganicznego”. N ie
wiele mamy w nauce uogólnień tak pięk
nych i zarazem treściw ych, j a k te, k tóre p o w stały z rospatrzenia wyników , o trzym a
nych przez ścisło pom iary kątów k ry sz ta łów. Stałość, w pew nych ciasnych g ra n i
cach, odpow iednich kątów obok nieskończo
nej rozm aitości form, w ja k ic h mogą w ystę
pow ać kry ształy jednego i tego samego m i
nerału , niem niej je s t zadziw iającą, niż p ro stota praw m atem atycznych, dozw alających sprow adzić te ta k różne form y do jednój ztftadniczćj. A le stu d y ja nad m orfologija m inerałów , które przyrząd, służący do m ie
rzenia kątów — gonijom etr dozw ala dopro-
jw adzić tylko do pewnego p u nktu, mogą być
jposunięte o wiele dalej przez badanie w e
w nętrznej budow y kryształów zapomocą.
ich optycznych i innych fizycznych w ła
sności.
Z najdujem y wtedy nietylko zupełną od- pow iedniość między najdrobniejszem i szcze
gółam i ich zew nętrznej form y i w łaściw o
ściam i budow y cząsteczkowej, ja k to w yka- 1 żuje działanie ich na prom ień spolaryzow a
nego św iatła, ale nadto subtelne różnice j w ich w ew nętrznej organizacyi, których go- nijom etr nie jest w stanie w ykryć, doskona
le się uw ydatniają, przy zastosow aniu an a
lizy optycznój. D la m ineraloga, zaiste, po- laryskop tak. samo u zu p ełn ia gonijom etr ja k dla chem ika sp ektroskop— wagę.
P rac e ostatnich la t dow iodły, że nietylko optyczne, ale i wszelkie inne własności fi
zyczne jaknajściśiej zespolone są z syme-
try ją kryształu. W każdym z nich płasz
czyzny każdej g rup y, zajm ujące to samo p o łożenie względem osi, zdradzają, pew ne cha
rak terystyczn e właściwości w blasku, tw ar
dości, sposobie zachow yw ania się względem rospuszczalników i to służy nam do odróż
n ian ia tych płaszczyzn od innych tegoż kry ształu , zajm ujących oilmienne położenie w stosunku do osi. Sprężystość kryształów , ich zdolność przew odnictw a ciepła i elek
tryczności, ich fosforescencyja, własności elektryczne i m agnetyczne — wszystkie one w ystępują w rozm aitym stopniu wzdłuż p e
wnych kierunków i w ten sposób przejaw ia
ją. swę zależność od specyjalnej sym etryi k ry ształu. I im staranniej badam y kształ
ty i własności fizyczne m inerałów , tera b a r
dziej utw ierdzam y się w przekonaniu, że istnieje znowu bardzo ścisły zw iązek pomię-
! dzy niemi a chemicznym składem . Z nako
m ite p race C zerm aka nad feldspatem , amfi- bolem, piroksenem i innem i m inerałam i w w ysokim stopniu przyczyniły się do usta- 1 lenia tej zależności, a późniejsze badania I D oeltera, M aksa S chustra i innych uczo
n ych jeszcze silniej j ą ugru n to w ały i ros-
j
szerzyły. Zależność ta najw yraźniej wy-
j
stępuje w t. zw. przez M illera zjaw isku
„plezyjom orfizm u”, polegającem na tein, że k ryształy tego samego g atu n k u albo g rup y w ykazują drobne różnice w wielkości k ą
tów , jeżeli zastąpim y ich składow e części przez inne zastępcze czyli izomorficzne substancyje. S taran n e badania nad w ła
snościami optycznem i m inerałów stw ierdzi
ły też, że najsubtelniejsze chociażby różnice we w zględnych stosunkach tych zastępczych
j
składników zdradzają, się przez zm iany w barw ie pleochroizm u, w n atu rze i stopniu podw ójnego załam yw ania św iatła, w poło żeniu osi optycznych, jed n em słowem w ca
łym ogóle własności kryształów .
Zastosowanie m ikroskopu do w y św ietla
nia w ew nętrznej budow y m inerałów — ich histologii — w ykryło wiele pięknych i nie
oczekiw anych zjaw isk. R ospatryw ane w ten i sposób, pozornie jed no rod ne,m asy przedsta
w iają częstokroć wrośnięcia i wkluczenia;
stu dy ja tego rodzaju, prow adzone przez i S orbyego, Y ogelsanga, R en ard a i Noela H a rtle y a niew ątpliw ie rzucą nowe światło
i
na w aru nk i, śród których m inerały pierw o-
N r 24. WSZECnŚWIAT. 373 tnie się rozw ijały. P różnie, zaw ierające
d w utlenek węgla albo też inne gazy lub płyny, dostrzegane w kryształach pęcherzy
ki w ciągłym i, ja k się zdaje, samoistnym będące ru c h u , w niem niejszym stopniu w zbudzają podziw n atu ra listy , ja k tajem ni
cze pełzanie protoplazm y we włosie pokrzy
wy albo taniec ciałek krw i w udzie żaby.
Jeszcze bardziej zadziw iającą w ydaje się zmienność cech m orfologicznych jednego i tego samego m inerału. K w estyja ta szcze
gólnie w ostatnich czasach ściągnęła na sie
bie uwagę uczonych i w yw ołała ożywioną dyskusyją pom iędzy m ineralogam i. W k ró t
ce po znakom item odkryciu stosunków za
chodzących między formami krystalicznem i m inerałów a ich własnościami optycznemi, B rew ster znalazł pew ne pozorne w yjątki od tego ważnego uogólnienia. W następstw ie zaś różni uczeni przytoczyli takie mnóstwo przykładó w w yjątków , że obecnie w ydaje się wTątpliwem , ażali jak ik o lw iek m inerał, krystalizujący w praw idłow ym , k w a d rato wym albo sześciokątnym systemie, istotnie przedstaw ia dokładnie takie własności op
tyczne, ja k ic h wym aga teoryją. O pierając się głównie na w ynikach poszukiw ań K lei
na, Rosenbuscha i innych, większość mine
ralogów skłania się obecnie ku zdaniu, że doskonałość zarów'no form ja k i własności optycznych, charakteryzujących kryształ w czasie jeg o pow itania, podlega drobnym modyfikacyjom w m iarę tego, ja k zm ieniają się w arunki tem p eratu ry i ciśnienia, w ja kich on się znajduje. K ażdy k ryształ je s t wńęc czemś odm iennem i im staranniej ba
dam y form y św iata m ineralnego, tem sil
niejszego nabieram y przekonania, że każdy m inerał, ja k każda roślina lub zw ierzę, p o siada własną swę induw idualność. N atura nie stw arza tożsamości (facsim iles) ani w królestw ie m ineralnem , ani w roślinnem lub zwierzęcem. W szystkie nauki o p rz y rodzie m uszą uznać tę zasadę, że jedy nie konkretnem i istotam i są osobniki, gatunki zaś, zarówrno ja k rodzaje i rodziny są to w praw dzie w ygodne, ale czysto sztuczne koncepeyje. S tudyja gieologiczne prow a
dzą nas do tego, że w każdym badanym mi
nerale widzimy pew ną odrębną kom binacy- j ą własności, z których je d n e w arunkują się przyczynam i, ja k ie działały w chwili jeg o
pow stania, gdy inne natom iast niemniój j a sno w ystępują jak o w ynik długich szere
gów zmian, doznanych przezeń od owój chw ili podczas całego swego istnienia.
W szakże żadna z gałęzi m orfologii m in e
ralnej nie posiada tak wielkiój wagi dla gieologa, ja k em bryjologija kryształów . W r. 1840 L in k wykazał, że pierwTszy kro k na drodze tw orzenia się kryształów w ros- czynie polega na w yodrębnieniu w masie drobnych k u lek przesyconego płynu; póź- niój zaś H a rtin g w H olandyi, a Rainey i O rd w A nglii otrzym ali wysoce ciekawe re z u l
taty doświadczalne, wyw ołując [bardzo po
wolną ki-ystalizacyją w m ięszaninach k ry - staloidów z koloidam i. Cenne też wska- . zówki, tyczące się tego przedm iotu, za
wdzięczamy F rankenheim ow i, Leydoltowi i innym , najw iększe jed n ak zasługi na polu em bryjologii m inerałów położył H erm an Yogelsang. P ow ziął on znakom ity pom ysł dodaw ania klejow atych substancyj do ros- czynów, w których odbyw a się krystaliza- cyja, przez co zdołał o t y ł e zwolnić prze- bieg tćj spraw y, że łatw o m ógł obserw o
wać oddzielne jć j fazy. W tak i sposób ba
dacz ten unaocznił, ja k drobne „g lo bu lity ” skupiając się w m gliste masy albo u k ła d a jąc w edług praw m atem atycznych, stopnio
wo w ytw arzają skielety kryształów , przez pokrycie których później pow stają wykoń
czone kryształy. Po nieodżałow anym zgo
nie Yogelsanga, nad kw estyją pow staw ania kryształów z ich zarodków , tak zwanych krystalitów z pomyślnym rezultatem p ra c o wali B ehrens, O tto L ehm an, W ichm ann i inni uczeni.
Obecnie we wszystkich szkłach, czy to pochodzenia naturalnego czy też sztuczne
go, w których odbywa się proces p ierw o tnego odszklenia (d ev itrificatio n ) mamy przy k ład y tw orzenia się kryształów w gę- stćj i opóźniającej krystalizacyją masie, co daje nam znakom itą sposobność, ja k tego dowdedli L eydolt, Y ogelsang i Zirkel, do badań nad powstawaniem krystalitów i u ła tw ia w ykrycie praw , w edług których sk u
piają się one w kryształy. Nadzwyczaj cen
nych wskazówek dostarczają nam pod tym względem skały wulkaniczne. W jed nćj i tćj samój masie skalistćj możemy często
kroć odnaleść wszelkie możliwe stopniow a
374 WSZECHSW1AT. N r 24.
nia, począwszy od doskonałego szkła aż do skupień jaw nokrystalicznycli. P rze z m i
kroskopow e badanie w ielu przejść w róż
nych częściach takiój m asy zyskujem y dane dla niezm iernie w ażnych wniosków, tyczą
cych się zjaw isk rozw oju kryształów . Zaiste em bryjologija m inerałów ro k u je św ietne nadzieje na przyszłość i skrzętni pracow nicy na tem polu mogą. się spodzie
wać niem niej bogatych plonów , niż te, k tó re zebrali upraw iacze tćj sainćj dziedziny w zakresie bijologii.
(dok. nast.)
H enryk Silberstein.
N O W S Z E B A D A N IA
NAD
I
Toczy się obecnie w nauce ciekaw y i waż
ny pod względem teoretycznym i p raktycz
nym spór, dotyczący pytania, ja k ą drogą człowiek może się zarazić tasiem cem szero
kim , gatunkiem zbliżonym bardzo do zw y
czajnego solitera i rów nie ja k 011 pospoli
tym , w niektórych zw łaszcza okolicach.' W sporze tym p rz y jm u ją u d ział pierw szo
rzędne pow agi naukow e, a irlownie pro fe
sorowie: B raun, L eu c k art i K uchenm eister.
Sądzę, że i czytelników W szechśw iata kw e- sty ja ta zająć może, przedstaw ię j ą Avięc w głów niejszych zarysach , p oprzedzając wiadomością o tem, co wiemy wogóle o b u dow ie, życiu i w ędrów kach soliterów.
Człowiek, podobnie ja k inne organizm y, je s t „gospodarzem ” *) wielu robaków paso- rzytn ych. Z tych ostatnich najw iększe są ta k zw. taśm owce (Cestodes), do k tórych należą z g atu n k ó w najpospolitszych: soliter długoczłonki (T aen ia solium ), soliter żytaw - ski (Taenia m ediocanellata), oraz tasiemiec
•) Zwierzę, vv k tó rtm p rzeb y w ają pewno pasorzy- ty, zowie sig „gospodarzem 11 ty c h pasorzytów .
szeroki (B othriocephalus latus), zw any ta k że brózdnogłow cem . A by się zapoznać z organizacyja i życiem taśmowcow, ros- patrzm y w krótkości, ja k o typ, budowę i przeobrażenia solitera długoczionkiego (T aenia solium).
S oliter zam ieszkuje, ja k wiadomo, jelita ludzkie; oddzielne członki jeg o ciała w yrzu
cane byw ają naze w nątrz w raz z ekskrem en
tam i, ale trudno bardzo otrzym ać solitera w całej długości, w stanie nieuszkodzonym .
Zapomocą rozm aitych środków lekarskich m ożna solitera w ypędzić z je lit ludzkich, a otrzym aw szy choćby część ciała jego, m o żemy ju ż przy jrzeć się dokładnie budowie tego nieproszonego lokatora naszego, albo
wiem w szystkie oddzielne członki solitera, wyjąw szy głów kę, posiadają jed nakow ą or- ganizacyją. Na samym przodzie zn ajd uje my cienką i m aleńką część, wielkości łepka szpilki, jestto t. zw. w nauce scolex, czyli głów ka, za k tó rą następuje ju ż strobila, t. j.
szereg członków czyli proglotydów , tem większych, im dalćj ku tyłow i p rz y p a
dają. G łów ka ma kształt gruszeczkowa- ty (jak to załączona figura 1 wskazuje)^
Fig. 1. S oliter długoczłonki.
je s t lekko spłaszczona i zaopatrzona na w ierzchołku w dwa rzędy kolisto ułożo
nych haczyków oraz cztery ssawki; ssawki
te zaw ierają włókienka mięśniowe, koliste
N r 24. WSZECHŚWIAT. 375 i prom ieniste i niem i to w łaśnie, jak o też h a
czykam i, soliter przyczepia się tak silnie do ścianki je lita .
G łów ka przedłuża się ku tyłow i w cien
ką, szyjkę, za k tó rą zaczynają, się ju ż członki strobili (fig. 1). Z araz poza głów ką członki te są bardzo młode, zaw ierają w ew nątrz luźną tkankę i nie posiadają jeszcze w yraź
nie zróżnicow anych organów w ew nętrz-
Fig. 2. T as omieć szeroki.
nych; im dalej ku tyłow i, tein proglotydy są starsze i zauw ażyć w nich możemy n a stępujące narządy. Z boków proglotydu ciągną się dwa kanały podłużne, łączące się w tyle każdego członka kanałem poprzecz
nym; te k anały podłużne wszystkich proglo- tydów łączą się z sobą, tw orząc w ten spo
sób przew ody ciągnące się przez cala dłu-
Fig. 3. Z arodek solitera.
gość ciała solitera. Jak k o lw iek nie obser
wowano tego dotąd u solitera długoczłon- kiego, zauważono je d n a k u innych pokrew nych mu form, że w zw iązku z temi k an a
łami znajduje się cała siateczka delikatnych, rozgałęziających się ru re k , które kończą, się
1 na wolnych swych w ierzchołkach w luźnćj tkance miąższu (parenchym y) ciała szczegól- nemi, otw artem i lejeczkami. Te to d elika
tne kanaliki w raz z owemi podłużnem i k a nałam i, ciągnącemi się z boków proglotydu, stanow ią ap arat wydzielający; u niektórych form zauważono, że te kanały podłużne łą- i cza się z sobą w najbardziej tylnym członku w rodzaj pęcherza, otw ierającego się na ze
w nątrz; w m iarę ja k tylne członki robaka o dryw ają się i odpadają, w następujących
Fig. 4. Z arodek po"utracie haczyków.
przed niemi proglotydach z.iów się taki pę
cherz tw orzy i na zew nątrz się otwiera.
K anału pokarm ow ego ani też narządów oddychania soliter nie posiada. Ponieważ żyje w jelitach i otoczony je s t zewsząd roz- maitemi pokarm am i, części pożywne zostają w prost przez skórę do w nętrza jego ciała wsysane. Nieposindając kanału pokarm o
wego, soliter nie ma także naturaln ie otw o ru gębowego ani odcliodowego.
Oprócz miąszu, wypełniającego w nętrze proglotydu, oraz organów w ydzielania znaj
dujem y także w każdym członku organy
rozmnażania. Te ostatnie są najsilniej roz-
378 WSZECHŚWIAT. N r 24.
w inięte i najbardziej zróżnicow ane. Soli- tery są obupłciowe i w każdym proglotydzie znajdujem y organy rozrodcze m ęskie i żeń
skie; oprócz ja jn ik ó w i ją d e r, t. j . głów nych gruczołów rozrodczych w ytw arzających j a j ka i ciałka nasienne, znajduj;} się tam także gruczoły pomocnicze: żółtkow y i sk orup o
wy; pierw szy z nich p ro d u k u je żółtko czyli m atery ja ł odżyw czy, w chodzący później w skład jajek , d ru g i — skorupk i czyli bło- ny ja je k . W tak i więc sposób rozw inięte jajeczko solitera zaw iera w sobie wiele żółt
ka i otoczone jest tw ardą i grubą, błoną.
Żeńskie organy rozrodcze w y pełniają się wielką ilością jajeczek, a im proglotyd je s t starszy, t. j . im bardziej ku tyłow i je s t po
sunięty, tem więcój znajdujem y w nim j a jek; nakoniec członki zupełnie dojrzałe wy
pełnione są olbrzym ią ilością jajeczek, któ
re zajm ują całe w nętrze proglotydu, przy- czem inne części ciała tego ostatniego zu
pełnie praw ie z a n ik a ją .— W reszcie u kład nerw ow y soliterów , mało wogóle dotąd zba
dany i tylko u n iektórych form znaleziony, składa się z parzystego węzła nerw ow ego w główce, z którego roschodzą się gałązki ku ssawkom, oraz dwie gałęzie k u tyłowi, ciągnące się z boków proglotydów .
P ro glotydy solitera m ają w szystkie j e dnakow ą budowę; każdy z nich na w łasną rękę może się odżywiać i posiada własne swoje organy rozrodcze;otóż, n iektórzy zoo
logowie uw ażają dlatego solitera jak b y za koloniją wielu oddzielnych osobników. D a leko wszakże będzie właściw iej, ro sp atry - wać solitera jak o jeden osobnik, w którym oddzielne odcinki ciała czyli segm enty osię- gnęły wysoki stopień indyw idualizacyi.
Tasiem iec szeroki, o którego nam n a jb a r
dziej w tój chw ili chodzi, m a organizacyją p raw ie zupełnie taką samą ja k soliter dłu- goczłonki. G łów ka jego (fig. 2), nie p o siada atoli haczyków ani ssawek w ła
ściwych, lecz zaopatrzona jest tylko w dwie brózdy ssaw kow e; proglotydy są znacznie szersze, a odróżnić je łatw o od członków solitera długoczłonkiego po tem, że otw orki organów rozrodczych znajdują się tu na środku, gdy tym czasem u solitera istnieją one po bokach proglotydów .
Pow iedzieliśm y ju ż, że ty ln e dojrzałe członki solitera, wypełnione jajec zk am i, od
ry w a ją się i wraz z kałem w ydostają się na zew nątrz. Opuściwszy organizm ludzki, j a jecz k a solitera m uszą być połknięte przez jak ieg o ś gospodarza pośredniego, aby w dal
szym ciągu kontynuow ać rozw ój, rospoczę- ty jeszcze w organach rozrodczych proglo
tyd u. Tym gospodarzem pośrednim dla so
lite ra długoczłonkiego (T aenia solium) by
wa najczęściej Świnia. P rog lo tyd y, zawie
rające jajeczk a, dostają się z dołów kloacz- nych za pośrednictw em ścieków do chlewów albo też n a łąki; tam ścianka proglotydu rosk ład a się, a jajec zk a u w alniają się; te ostatnie, otoczone tw ardem i błonam i, m ają bardzo wielką odporność przeciw wpływom atm osferycznym i przez długi czas mogą ło
żyć beskarnie pośród roskładających się sub- stancyj organicznych. G dy jajeczka takie zostają przypadkow o połknięte przez św i
nię, w żołądku tej ostatniej sk orup ka ja jk a rospuszcza się pod wpływem traw iącego soku żołądkow ego, a uw olniony zaro
dek, kształtu kulistego, uzb ro jon y w sześć dro bn ych lecz silnych haczyków (fig. 3), przeb ija ściankę żołądka i rospoczyna w ędrów kę po ciele nowego swego gospo
darza. W ędrów ka ta odbyw a się p ra w dopodobnie biernie, a m ianowicie, swobodne zarodki dostają się do naczyń krw ionośnych żołądka lub je lit, a stąd ju ż p rąd k rw i za
nosi je do bliższych lub odleglejszych miejsc, do naczyń w łoskow atych w ątroby, płuc i t. p., a głów nie do mięśni, gdzie p rz eo b ra
żają się one w t. z w. w ęgry (cysticercus).
S koro m ianowicie usadow iają się w jak iem - bądź m iejscu, w tkance mięśniowej lub łą cznej, zarodki tra c ą haczyki, którem i to ro w ały sobie drogę, otaczają się osłoną czyli cystą i przeobrażają się w pęcherzyki kuliste o ściankach kurczliw ych, w ew nątrz w odnistym w ypełnione płynem (fig. 4).
N astępnie na pęcherzyku takim tw orzy się pączek w oreczkow aty, w rastający czy
li w p u klający się do w n ętrza pęcherzy
ka. Na dnie tego w puklenia pow stają ssaw ki i ko ła haczyków , właściwe główce dorosłego solitera. P ączek tak i w ypukła się n astęp n ie na zew nątrz j a k palec rę k a
wiczki i składa się z dw u w yraźnych
części: z kulistej główki i ze zwężonej
szyjki, k tóra ju ż bespośrednio łączy się
z pęcherzykiem (fig. 5). T w ó r taki nosi
Nr 24. WSZECHŚWIAT. 377 właśnie miano w ęgra A żeby w ęgier
m ógł się dalej rozw inąć, musi on być spożytym przez człow ieka; gdy mięso, za
wierające w ęgry, dostaje się do żołądka ludzkiego, sok żołądkow y traw i cystę oraz pęcherzyk, a głów ka z szyjką czyli tak z w.
scolex, w iększą posiadający odporność, n ie
naruszony uw alnia się, w ędruje do je lita cienkiego i tam się silnie przyczepia do ścianki tego ostatniego za pośrednictw em ssawek i haczyków. Przym ocow aw szy się, scolex zaczyna oddzielać na tylnym swym końcu proglotydy, przyczem starsze odsu
w ają się ku tyłowi, a pom iędzy szyjką i n aj
młodszym członkiem w ystępują wciąż nowe.
Oto w krótkości zarys rozw oju solitera.
Zbadanie powyższych przeobrażeń i wę
drów ek solitera długoczłonkiego nauka za- O ri wdzięczą głów nie pracom K iichenm eistra i L euckarta.
T ak więc dla solitera długoczłonldego gospodarzem pośrednim je st głów nie Świ
nia; ale oprócz tego w ęgier jego żyje też podobno w mięsie m ałp, psów i niektórych innych ssaków. D la solitera żytawskiego (Taenia m edioeanellata) gospodarzem p o średnim je st wół.
Co się zaś tyczy trzeciego gatu n k u ta siemca, zam ieszkującego je lita ludzkie, a mianowicie tasiem ca szerokiego (Bothrio- cephalus latus), to dotąd nie w iedziano zgo
ła, jak ie zwierzę je st jego pośrednim gospo
darzem, czyli, innem i słowy, ja k ą drogą do człow ieka dostać się mogą w ęgry tego paso- rzyta. Obecnie dopiero, dzięki usilnym po
szukiw aniom kilku zoologów, to interesu
jące i ważne pod względem higijeniczno- lekarskim pytanie zostało wyświetlone.
O to co pisał w roku 1862 prof. L eu c k art w słynnem swem dziele „Die m enschlichen P arasiten ”: „Tasiem iec szeroki rosprzestrze- niony je st w daleko m niejszym stopniu niż soliter długoczłonki. O P oza obrebem E u ro - * py robaka tego nig d y z pewnością nie ob
serwowano, a i w samej E u ro p ie w n iek tó rych tylko okolicach ludność naw iedzaną
*) >ii<' zaw adzi zauw ażyć, że to, co w mowie po
tocznej nazyw ają niektórzy węgram i, a mianowicie owe m aleńkie czarne pryszczyki tłuszczow e na tw a
rzy, rzole lub nosie, nie m a żadnego związka z w ę
gram i, o których mowa.
przez niego bywa. Do miejscowości tych należą przedew szystkiem kantony zacho
dniej Szw ajcaryi oraz pograniczne okolice francuskie (w Genewie podobno czw arta część ludności cierpi na tego pasorzyta), dalej północno-zachodnie i północne pro- wincyje Rosyi, P olski i Szwecyi. W IIo - landyi i Belgii rów nież znaleść można ta siemca, lecz wogóle występuje on ju ż tam rzadziej niż w wyżej wymienionych okoli
cach. W Niemczech znaleziono go w n ie
wielkiej ilości n a Pom orzu i w Prusach wschodnich. Ju ż ta jed n a okoliczność, że tasiemiec zdarza się, jak widzimy, w okoli
cach nadm orskich lub też położonych w b li
skości jezio r większych, pozw ala z góry przypuszczać, że gospodarzem pośrednim tego pasorzyta muszą być jak ieś zw ierzęta wodne, najpraw dopodobniej ryby, jak o n a j
więcej przez ludzi spożyw ane”. A le był to tylko domysł.
Otóż, nowsze badania w ykazały przede
wszystkiem, że tasiemiec ma bez porów na
nia rozleglejsze rozmieszczenie, aniżeli są
dził L euck art. I tak, Y e rril znalazł go, wpraw dzie w niewielkiej ilości, w A m eryce północnej, Baelz i zoolog jap o ń sk i Izao Ijim a, uczeń L euckarta, skonstatow ali obe
cność tego pasorzyta w Japonii. A le i w E u ropie środkowej, a mianowicie w M ona
chium, w ielokrotnie dostrzegano w osta
tnich czasach tasiemca.
(dok. nast.),
Jó zef N usbaum .
N O W E D O Ś W IA D C Z E N IA
TYCZĄCE SIĘ
RUCHÓW WI ROWYCH.
I I .
D ośw iadczenia W eyhera, których opis podaliśm y w N r 21 naszego pisma, m iały głów nie na celu odtworzenie eksperym en
talne działań zachodzących w trąbach po
w ietrznych; dalszy szereg ciekawych tych
doświadczeń służy do okazania objawów
378
atrakcyjnych, w yw oływ anych przez w iry.
M usimy tu zresztą, poprzestać na treściw ym opisie przyrządów W ey h era, j a k go z n a j
dujem y w „Spraw ozdaniach" akadem ii nauk w P aryżu, oraz w piśm ie „ N a tu rę ”, skąd za
czerpnęliśm y załączone tu rysunki.
Przyciąganie w yw ołane przez w ir (fig. 1).
A je st to m łynek, czyli bęben o k ilk u ło p at
kach osadzonych prom ienisto, któ ry zapo
mocą pasa bez końca i blolca w praw iany być może w szybki obrót, — podobny zresz
tą zupełnie do bębna używ anego przy p o przednio opisanych doświadczeniach. N a
przeciw niego znajduje się krążek te k tu ro - |
W p ły w ten atrak cy jn y zrów now ażyć można zapomocą ciężarków’ um ieszczanych na szal
ce G; rów now aga ta je s t zresztą niestała, ilość je d n a k ciężarków , potrzebnych do jć j utrzym yw ania, uczy, że przyciągania w y
w ierane na krążek B są w stosunku odw ro
tnym do kw adratów z odległości.
"Bliższych szczegółów tego ważnego do
św iadczenia nie znajdujem y w przytoczo
nych wyżćj źródłach. L in ija krzyw a, n a
kreślona na desce pionow śj przyrządu, oznacza zapewne na lin ijac h pionow ych ilości ciężarków potrzebnych do utrzym y
w ania w rów now adze krążka B, gdy wideł- N r 24, WSZECHŚW1AT.
Fig. 1. P rzy ciąg an ie w yw ołane przez w ir.
wy, osadzony na końcu bardzo lekkiego p rę ta C, k tóry się toczy po dw u kółkach D , bardzo łatw o się obracających. Z prętem tym połączona je s t nitka E , przechodząca przez blok F i dźw igająca szalkę G, k tórą zresztą rów now aży ciężarek H . W alec I, utw ierdzony do p ręta, połączony je s t z w i
dełkam i K , k tó re z pew ną swobodą przesu
wać się mogą po k raw ędzi deski, na której są osadzone.
Skoro bęben A zostaje w praw iony w ru ch jed n o stajn y , okazuje się natych m iast p rz y ciąganie w yw ierane przezeń na krążek B. |
ki p rzy pad ały w odpow iednich punktach n a kraw ędzi deski. Odległości te w inny przeto odpow iadać pierw iastkom kw ad rato wym z liczb, dających ilości ciężarków.
Tenże sam przy rząd , przy pomocy balo
nika utrzym yw anego na nitce, posłużyć też może do okazania bocznych przyciągań w iru.
Równowaga k u l wirujących (fig. 2). K u la sw obodna u trzym uje się w rów now adze i obi’aca się około innćj kuli, ożywionćj szyb
kim ruchem wirowym .
P rz y rz ą d skład a się z p rę ta A, któ ry mo
N r 24. WSZECHŚWIAT. 379 że być pod różnym kątem pochylany i p o
siada u podstaw y blok, k tó ry zapomocą, sznura w praw iany być może w obrót. Na pręcie A osadzona je st kula S utw orzona z 8 lub 10 krążków kołow ych; k rążk i te są bądź pełne, bądź też, ja k na figurze, wycięte w półksiężyce, jestto rzecz obojętna.—P rę t, ja k powiedzieliśmy, zajm ow ać m o żeja k ie - kolw iekbądź położenie względem poziomu;
w doświadczeniu, przedstaw ionem na za łą
czonej rycinie, pochylony je s t pod kątem 45°, może być je d n a k ustaw iony pionowo
szczyźnie rów nika. Ponieważ w salach, gdzie doświadczenia te się dokonyw ają, n ie podobna uniknąć ruchów pow ietrza, a n ad to, ponieważ i siła ciężkości z pow odu są
siedztw a ziemi m a tu wpływ zbyt znaczny, tru dn o je st osięgnąć bieg regularny. B alon łatw o przychodzi w zetknięcie z kulą w iru jącą, a uderzenie to odrzuca go wtedy zbyt daleko, by mógł być przez wpływ kuli po
chw ycony. D la uchronienia od tych ude
rzeń wokoło kuli rosciągnięty je st pierścień z d ru tu żelaznego, grubego na 1 mm, utrzy -
Fig. 2. Równowaga kul w irujących.
lub jioziomo. Położenie 45° obrane zostało dlatego, że przedstaw ia ja k b y najwięcej t r u dności do urzeczyw istnienia doświadczenia, które tym sposobem je s t bardziej decydują
ce. G dy kula S w praw ia się w szybki obrót,
jzbliżona ręk a czuje silny pow iew , roscho- dzący się wokoło od rów nika; zbliżane strzępki papieru odrzucane są daleko.
Gdy natom iast na pow iew ten wystawim y balon, je s t on żywo przyciągany przez kulę w irującą i opisuje dokoła niej drogi w pła-
Fig. 3. Przyciąganie pierścienia.
mywany zapomocą trzech podpórek z ta
kiegoż drutu.
P rz y takiój ochronie balon obraca się sta tecznie około kuli w irującej, opuszczając się nieco poniżej przegrody drucianej pod wpływem ciężkości. Doświadczenie to moż
na i w inny sposób urządzać, można naw et usunąć pierścień druciany, odm iany te w szak
że niczego nowego nie uczą.
Za przyczynę w yw ołującą to przyciąga
nie balonu uw ażać trzeba ruchy wirowe wy
380 w s z e c h ś w i a t . N r 24.
w ołane w pow ietrzu otaczaj ącem przez o b ra
cającą się kulę.
Przyciąganie pierścienia (fig.3). W spom nia- na wyżej p rz eg ro d a dru cian a zostaje u su n ię
ta, a natom iast w prow adza się rów nolegle do rów n ik a w irującej kuli pierścień pap iero wy, którego średnica w ew nętrzna w iększa je s t od średnicy k u li. P ierścień pochw yco
ny zostaje przez ruch obrotow y i u trzy m u je się energicznie w płaszczyźnie rów nika.
S . K.
T E O D O R O P P O L Z E R ,
W spom nienie pośm iertne.
W N-rze 3 W szechśw iata zamieszczony był k ró tk i nekrolog słynnego astronom a wiedeńskiego, T eodora O ppolzera. P o tężn a działalność tego męża n auki skłania nas do nieco obszerniejszego wspom nienia o p ra cach zgasłego, przyczem korzystam y ze wspom nienia pośm iertnego, wygłoszonego przez prof. Suessa na posiedzeniu A kadem ii U m iejętności w W iedniu d. 26 M aja i\ b.
T eodor O ppolzer u rodził się d, 26 P aź
dziernika 1841 roku w P rad z e, przekro czył tćdy zaledwie 45 ro k życia, a podziw iać n a leży ogrom pracy, której dokonał w ta k krótkiem życiu. O sięgając jedno zw ycię
stwo po drugiem na polu nauki, potrafił on ju ż w m łodym wieku dorów nać sławrnemu swem u ojcu i kiedy, stojąc w pełni życia i um ysłowej działalności, w drugie święto Bożego N arodzenia roku przeszłego, nagle nam został w ydarty, przypom niały nam się mimowoli słowa w yryte na grobie n ieśm ier
telnego G alileusza: ,,W iele nam dał, lecz w ięcej nierów nie zab rał ze sobą”.
J a n O ppolzer, słynny koryfeusz m edycy
ny na wszechnicy w iedeńskiej, pragnął, aże
by syn także się pośw ięcił m edycynie, lecz dzięki nauczycielow i p ryw atnem u , F ra n ciszkowi Jah n e , k tó ry w sam czas poznał zdolności młodzieńca do studyjów m atem a
tycznych, pozwolono mu dalej się kształcić n a polu nauk ścisłych. P odczas gdy ojciec
I
jeg o z niezrów naną bystrością w m ikrokos- mie ciała ludzkiego znajdu je oznaki choro
by, syn zw raca się do m akrokosm u św iata gwieździstego z owym spokojnym i głębo
kim zapałem , wobec którego n ikn ą wszel
kie trudności. J u ż w dw udziestym ro k u życia swego wydaje O ppolzer, jeszcze na pierw szych kursach medycyny, w r. 1861 pierw szą sw oją rospraw kę astronom iczną:
O drodze kom ety I, 1861.
K iedy w Styczniu 1865 r. zostaw ał dokto
rem m edycyny w uniw ersytecie wiedeńskim , pu blik o w ał ju ż był ja k o 24-letni m łodzie
niec 56 rozm aitych obliczeń dróg m niej
szych planet, efem eryd i innych spostrzeżeń i w pism ach astronom icznych; w roku nastę-
! pnyin je st docentem pryw atnym astronom ii teoretycznej, w r. 1869, m ając lat 28, zosta
j e członkiem korespondentem akadem ii w iedeńskiej, m ając lat 29 wydaje pierw szy tom swego podręcznika do oznaczenia dróg kom et i planet, k tó ry jak o dzieło klasycz
ne osięgnął parę w ydań i został p rzetłu m a
czony na języ k francuski; w tym też roku został m ianow any profesorem zwyczajnym astronom ii i gieodezyi wyższój w u n iw er
sytecie wiedeńskim .
W roku 1872 w ysłał rząd w tak krótkim czasie wsławionego astronom a jak o p rzed staw iciela A u stry i na m iędzynarodow ej ko- misyi europejskiej pom iarów,* która m iała za zadanie oznaczenie rzeczywistego kształ
tu ziemi i z tą chw ilą właśnie otw orzyło się dla niego w ielkie i nowe pole działania.
P rzeszłe stulecia zaledw ie byłyby w stanie pojąć, ja k mogą się zbierać w regularnych odstępach czasu przedstaw iciele wszystkich n arodów , przejęci wzniosłem współzawo-
! dnictw em , w celu rosszerzenia wiedzy ludz-
j
kiej, w chw ili, gdy E u ro p a stoi pod bronią, a m ilijony ludzi z trw ogą oczekują wybu
chu najstraszliw szych wojen. N iestrudzeni, rozm ierzają i obejm ują rachunkiem całą k u-
| lę ziem ską; przeciw ieństw o interesów nie
| dosięga tego g ro n a uczonych, zdaje się, j a -
| koby się n a tem polu przynajm niej u rz e czyw istniało m arzenie o upragnionym po
k o ju powszechnym .
Założone p rzez O ppolzera obserw atory- ju m p ry w a tn e, p rzy ulicy A lser w W iedniu, zbogacało tymczasem zakres wiedzy lu dz
kiej nieprzerw anem pasmem nowych spo-
N r 24. WSZECHŚWIAT. 381 strzeżeń i dokładnych oznaczeń. O ppolzer
zabrał się do dw u w ielkich zadań: do stu- dyjow ania ruchu księżyca i oznaczenia za
ćmień. W roku 1881 ukończył swoje tabli^
ce złączeń i przeciwległości (syzygijów) dla
jksiężyca, a w r. 1882 m ianow ała go akade- m ija rzeczyw istym swo:m członkiem. W ro ku 1883 przedłożył akadem ii swoje tablice do obliczenia zaćmień księżyca, a w r. 1885, w którym rząd go w ysłał do komisyi mię
dzynarodow ej m iar i W ag, ukończył on swę w ieloletnią pracę: K anon zaćmień.
O statnia ta p raca obejm uje jed n ę z naj
większych operacyj rachunkow ych, jakie dotąd um ysł ludzki zdołał dokonać. Za
w iera bowiem obliczenie wszystkich zaćmień dla 33 stuleci, od r. 1203 przed C hrystusem aż do 2163 po C hrystusie, a mianowicie 8000 zaćmień słońca i 5200 zaćmień księży
ca. P rzez wiele lat pom agało mu w tych obliczeniach grono ludzi, już to bezintereso
wnych ju ż to w ynagradzanych z p ry w at
nych jego środków. P o d łu g spraw ozdania w spółpracow nika jeg o d ra S chram a ory
ginalne m anuskrypty tych pracow ników obejm ują 242 potężne tomy in folio i wię
cej niż 10 m ilijonów cyfer. R ezultaty tych
że rachunków zapełniają cały 52-gi tom P a m iętników A kadem ii wiedeńskiej. O ppol
zer nie ogląd ał ju ż pom nika, który sam so-
jbie w ystaw ił, albowiem podczas d ru k u osta-
Jtnich arkuszy spoczywał na łożu śmier- telnem .
H isto ry ja uniw ersytetu wiedeńskiego za
znacza z dum ą, ja k znacznie rozw inęły się nauki astronom iczne na akad. wied. za cza
sów Jerzego P eurbacha. I P eurbach obli
czał tablice zaćmień, które atoli późno d o piero po jego śm ierci w yszły z d ru k u i on um arł młodo, licząc tylko 38 lat, w r. 1461.
A le w pływ jeg o jak o nauczyciela tak był długotrw ałym , że napis, który sobie uczeń iego R egiom ontanus sam dla swego nagrob-
u ~ er “ D
ka w N orym berdze ułożył, chw ali drogiego nauczyciela wiedeńskiego w taki sposób, jak g d y b y R egiom ontanus chciał wynieść swę wdzięczność jeszcze poza kres życia.
T akie samo głębokie uczucie miłości i wdzię
czności w yrył O ppolzer w sercach swych uczniów i przyjaciół. U czucia te biorą swój początek nietylko ze wzniosłej istoty owćj nauki, w k tó rą w tajem niczał był swych
uczniów, ale i z osobistych przym iotów mi
strza. N ikt albowiem nie w idział Oppolze- ra inaczej, jak prom ieniejącego wesołą o t
wartością, która zaprasza do bliższych sto^
sunków, zniewala do nich i jest zew nętrzną oznaką czystego życia duchowego, zadow o
lonego wskutek wzniosłego powodzenia.
Przed dwom a laty podjął O ppolzer pracę*
k tó ra w najściślejszym stoi zw iązku z jego teoryją księżyca, ogłoszoną w 51-ym tomie Pam iętników w ydziału m atem atyczno-przy
rodniczego A kad. wied. Chodziło o posta
wienie zrów nań różniczkow ych ruchu księ
życa i przeszkód w myśl owój teoryi i o li
czebne rozw inięcie tych zrów nań do tego stopnia, żeby sprowadzić icli całkow anie do prostych k w a d ratu r.
W dow ie po zm arłym , pani Celestynie Oppolzerow ej, k tó ra tak ja k za życia męża um iała mu być podporą w jeg o pracy i osło-
| dą w odpoczynku, ta k i teraz umie ocenić naukow ą wartość jeg o usiłowań i zdobyczy, zawdzięczam y, że ta praca nie dozna żadnćj przerw y i' w krótce ukończoną zostanie pod kierunkiem d ra Schram a przez pracow ni
ków, których sam nieboszczyk do tego u sta
nowił; praca ta publikow aną będzie również w P am iętnikach akad. wied.
Spis wszystkich prac O ppolzera, zaw iera
jący 318 num erów , będzie publikow any w kw artalnikach T ow arzystw a astro no m i
cznego.
Bolesław Baszczyński.
AKADEMIJA UMIEJĘTNOŚCI
W K R A K O W IE .
Konkurs z nauk przyrodniczych stosowanych z zapisu ś. p. ks. Adama Jakubowskiego.
Ś. p. ks. re k to r Jakubow ski w zapisie, uczynionym A kadem ii um iejętności, w yraź
nie zastrzegł, że konkursy z jego zapisu m a
ją mieć na celu wpływ na praktyczne oświe
cenie lu du naszego. Z tego w zględu, gdy
kolój przyszła na ogłoszenie konku rsu z nauk
382 WSZECHŚWIAT. N r 24.
przyrodniczych stosow anych, A kadem ija n a ostatniem posiedzeniu publicznem ogłosiła tem at następujący:
„O pisać, na podstaw ie najnow szej lite ra tu ry i własnego dośw iadczenia sposoby su
szenia owoców i w arzyw , ta k w przem yśle fabrycznym , j a k i dom owym. A u to r po
w inien podać nietylko dokładne opisy i r y sunki potrzebnych przyrządów , ale także koszt ich spraw ienia, lub też w yrobienia w domu, pow inien wskazać, jak ie g atun ki owoców i ja k ie z naszych w arzyw do tego się nadają, pow inien podać koszty, połączo
ne z produ kcyją i w ykazać, w ja k ic h w a
runkach może się ona opłacać. W ogóle, praca konkursow a pow inna świadczyć, że a u to r nie je s t kom pilatorem , lecz rzeczą się fachowo zajm ow ał, zna w a ru n k i i potrzeby krajow e, a nadto pow inna być n apisana w ten sposób, ażeby także przez lud w iejski z korzyścią czytana być m o g ła”.
N ag ro da rs. 600 w danym razie rozłożo
na być może na dw ie nagrody, w kw otach rs. 400 i rs. 200.
T erm in do nadsyłania p ra c k o n k u rso wych, pod adresem : A kadem ija um iejętości w K rako w ie, oznacza się do d. 31 G ru d n ia 1888 roku.
B.
P o s i e d z e n i e d z i e s i ą t e K o m i s y i t e o r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h odbyło sig dnia 2 Czerwca 188"
roku, w lokalu Tow arzystw a, o godzinie 8 w ie
czorem.
1. 1’ro to k u ł posiedzenia poprzedniego został od
czy ta n y i przyjgty.
2. P. H. Cybulski pokazyw ał g ałązk i z liśćm i i ow ocam i topoli piram id aln ej czyli w łoskiej (Popu- lus p y ram id alis s. P. d ila ta ta ), które zeb rał z drzew a rosnącego w W arszawie, w bliskości ro g atek Belwe- derskieh.
Okazy słupkowe topoli piram idalnej należą do bardzo rzad k ich , ta k , że niektórzy botanicy wcale ich n ie w idzieli. D. G. Koch w „Synopsis florae G erm anicae et H elveticae“ mówi (s tr. 571), że w i
dział ty lk o rośliny z k w iatam i prgcikow em i. I. W a
ga w dziele „F lo ra P o lsk a" oraz w ,,H istoryi ro- ślin “ wspomina, że w E uropie je d y n ie mg3kie oso
b n ik i d ają się widzieć- Prof. R o stafiń sk i w „Bo
tan ice szkolnej dla klas niższych" mówi, że „p o n ie
waż sprowadzono (z L om bardyi) przypadkiem tylko drzew a o kw iatach prgcikowych, wigc niem a u nas tej topoli (t. j- piram idalnej) o kw iatach słupko- w ych“ .
W edług św iadectwa prof. A lexandrow icza, na Saskim placu, rosła również topola p iram idalna z kw iatam i słupkowem i.
3. N astgpnie p. Br. Znatowicz i d r O. Bujw id przedstaw ili re z u lta ty badań chem icznych i m ik ro skopowych (bakteryjologicznych) nad wodą w iśla
n ą, czerp an ą w prost z rzeki, ze zbiornika po p rzej
ściu wody przez nowe filtry, oraz z krani^y wodo
ciągow ych m iejskich. R ezultaty te bgdą podane w jed n y m z najbliższych numerów W szechświata.
N a tem posiedzenie ukończone zostało.
KBONfKA NAUKOWA.
ASTRONOMIJA.
— Nowe planety. L iczba znanych nam d robnych p la n e t doszła obecnie do 265; planeta (264) o dkryta przez P etersa w C linton, otrzym ała nazwg L ibussa, p laneta zaś (265), przez I. P alisa w W iedniu, nazwg A nna. D roga tej ostatniej posiada znaczne pochy
lanie w /glgdem ekliptyki, 26° 24'. (N aturforscher).
. S. K.
FIZYKA.
— Silne oziębianie. Dzigki słynnym pracom , p rz e prow adzonym w o statn ich latach nad skraplaniem gazów, m etody o trzym yw ania silnego oziębiania n iesły ch an ie się udoskonaliły i doprow adziły do r e zultatów , o ja k ic h przed niedaw nym czasem n ie
m ożna było naw et m arzyć. Poprzednio do wywo
ływ ania zim na służyły ta k zwane' m igszaniny ozig- biające np. śniegu z s a le trą , pow odujące ozigbienie przez u tra tę ciepła potrzebną do stopienia śniegu i rospuszczenia w pow stającej stą d wodzie saletry lub innej soli; o wiele wszakże silniejsze działanie sprow adza ulatnianie cieczy, zatem ubytek ciepła koniecznego do przeprow adzenia cieczy w stan lo
tny. P rzy skraplaniu azotu, jakeśm y to w swoim
| czasie podaw ali, zaobserw ow ał prof. Olszewski tem - p eratu rg —226° C, co zbliża sig już do tej granicy, ja k ą ze wzglgdów teo rety czn y ch za punkt bezwzglg dnego zera uważać przyw ykliśm y. N ad dalszem udoskonaleniem tych m etod, m ających na celu prze- dew szystkiem ułatw ienie sposobów skraplania ga
zów, p racu je niezm ordow anie prof. W róblew ski.
W spółcześnie jed n ak ulepszone też zostały m etody
i i przy rząd y słuiące do celów praktycznych, a m ia
Nr 21. WSZECHŚWIAT. 383 nowicie do sztucznego otrzym yw ania lodu. Szcze
gólniej korzystną okazała sig m igszanina oziębiają- ją c a , od nazw iska w ynalascy zw ana ,,cieczą P icte- ta '1, a k tó ra je st m igszaniną ciekłego dw utlenku w ę
gla, z dw utlenkiem siarki; usuwa ona coraz b a r
dziej z maszyn lodowych używ any d o tąd am onijnk skroplony, od którego je s t znacznie tańsza i łatw iej sig przechow uje. N iem niej korzystnie nadaje sig ona do ochładzania izb, ułatw ić przeto może prze
chowywanie i przew óz m ateryjałów spożyw czych.
P raktyczne stosowanie, cieczy P icteta z tego zwła
szcza wzglgdu przedstaw ia sig bardzo korzystnie, że ciekły dw utlenek w gg'a w yrabia sig obecnie fabry
cznie i łatw o sprowadzanym być może ’)• Dodać tu jeszcze m ożem y, że w ostatnich czasach do fa- b rykacyi tej korzystać zaczgto z naturalnego źródła dw utlenku wggla w w ulkanicznej okolicy nadreń- skiej pod A ndernach. Z otworu, w yśw idrow anego do głgbokości 50 metrów, w yryw ającą sig dziennie ilość tego gazu oceniono w przybliżeniu na 5 000 kg, co odpowiada, pod norm alnem ciśnieniem , około 2 500000 litrów .
S. K.
CIIEM1JA.
— K ry s la liz a c y ja p rzy pom ocy dyfuzyi.
P. Guignet przeprow adził ciekawe dośw iadczenia nad o trz y m y waniem kryształów przy pośrednictw ie dyfuzyi. J e żeli stałe ciało A w prow adzim y do nasyconego ros- tw oru ciała B, w tak im razie B zostaje wydzielo- ncm, skoro A zdolnem je st do rospuszczania sig w cieczy. Parafina w ydziela pigkne ośm iościany siarki z nasyconego rostw oru tej ostatniej w siarku wggla, a odwi’o*nie — proszek siarki wywołuje osa
dzenie parafiny w długich, błyszczących igłach z jej rostw oru w siarku wggla. K ryształy podsiarczanu sodu strą c a ją pigkne, fijoletowe igły podsiarczanu amono-miedziowego z nasyconego rostw oru tego tego ostatniego. Fosforan sodu daje w rostw orze siarczanu m agnezu k rystaliczny fosforan magnezu.
Podobneż działania w ystępują, gdy w nasycony ros- tw ór ciała stałego nalew a się naprzód nieco rospusz- czalnika, a następnie innej cieczy, k tó ra może sig z pierwszą m ięszać i k tó ra również, rospuszcza c ia ło, będące w rostw orze, lecz w m niejszej ilości. Oba- dwa płyny dyfundują, a zjaw isku tem u towarzyszy w ydzielanie się stałego ciała w pięknych k ry szta
łach. Jeżeli na nasycony rostw ór siark i w siarku węgla nalew a sig trochę tego ostatniego, a następnie nieco oleju lub absolutnego alkoholu, kwasu octowe
go, benzyny albo nafty, to po krótkim czasie otrzy
m uje się duże kryształy siarki. N asycony rostw ór chlorku ołowiu w kw asie solnym , p o k ry ty w arstew ką kwasu i wody, daje piękne k ry ształy chlorku ułowiu. W ten sam sposób trak to w an e siarczan so
du
ich lo rek b a ry tu dają k ry ształy siarczanu b a ry tu w zupełności do n atu raln y ch podobne.
') Ob. W szechświat N r 13, t. V, str. ‘200.
Prow adząc powyższe próby z dużemi ilościam i substancyj w obszernych naczyniach przez ty g o dnie całe i przy stałej tem peraturze, m ożna o trz y m ać k ry ształy bardzo znacznych wym iarów. (Comp- tes rendus).
i f . FI.
Książki i broszury nadesłane do Redakcyi Wszechświata
J A K O N O WO Ś Ć .
Kosmos,
zeszyt V, zaw iera: W y n ik i pigcioletnieh zapisków anem ografu w T arnopolu, przez Wł. Sat- kego. Z powodu szkolnych podręczników botaniki, przez Józofa R oitafińskieg >. Ilipnotyzm , przez d ra A. Raciborskiego (c. d.).
W ła d y s ta w N a łk o w s k i.
W schodnia granica E u ro py. W arszawa, 1887 (str. 22).
Encyklopedyja R o ln ic za ,
w ydaw ana przez redakcyją Hodowcy. Zeszyt I, głoski A i B.
Do nabycia we wszystkich księgarniach.
ODPOWIEDZI REDAKCYI.
WP. K. C. w E lżb ie to w ie .
Z łaskaw ie nadesłanego nam arty k u łu o sacharynie skorzystać będziem y m o
gli, o ile p o d m ę tam wiadomości w piśm ie nas lem zamieszczone nie były. Podręczniki szkolne alge
bry i gieom etry: dosyć są liczne w jęz.yku polskim , co do pierwszej w ym ienim y W yrwicza, H reczyny, Wrześniowskiego, L ibelta, Steczkowskiego, Sągajły;
co do drugiej — L egendrea, Lewockiego, Mazur- kowskiego, Steczkowskiego, N iewęgłowskiego, Moćni- ka, H ertza. Kiedy podręczniki tych nauk ukażą sig w bibl. mat.-fiz.—nie wiem y.
W P. M . I.
Podręcznika do analizy chemicznej ilościowej w języku polskim nie posiadam y. Do an a lizy jakościow ej najnowszy podręcznik je s t J u l ja n a Schram a.
P re n u m e ra to ro w i w W a rs za w ie .