• Nie Znaleziono Wyników

Dwie wiadomości o Antonim Malczewskim w prasie warszawskiej z 1826 i 1927 roku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dwie wiadomości o Antonim Malczewskim w prasie warszawskiej z 1826 i 1927 roku"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Zbigniew Przychodniak

Dwie wiadomości o Antonim

Malczewskim w prasie warszawskiej

z 1826 i 1927 roku

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 76/2, 257-265

(2)

ZBIG N IE W PR ZY CH O D N I A K

DWIE W IADOM OŚCI O ANTONIM M ALCZEW SKIM W PR A SIE W A R SZ A W SK IE J Z 1826 i 1827 ROKU Na marginesie drugiej notatki o pogrzebie M alczewskiego

A u to rk a sta ra n n ie opracow anego k om pendium źródłow ego „M aria”

i A n to n i M alczew ski odnotow ała jedyną, jak się w ydaw ało, n o tatk ę o po­

grzebie M alczewskiego, zam ieszczoną 5 m aja 1826 ro k u w „K u rierze W arszaw skim ” 1. O kazuje się jed n ak , że n a łam ach p rasy w arszaw skiej opublikow ano i d ru g ą w zm iankę na ten tem at, rów nież anonim ow ą, lecz przez sw ą treść może n a w e t bard ziej in te resu jąc ą dla badacza recepcji

M arii. Oto jej pełny tekst:

D nia on egd ajszego p o ch o w a n e z o sta ły na cm entarzu P o w ą zk o w sk im z w ło k i ś.p. A n ton iego M a lczew sk ieg o , zm arłego w m łod ym w ie k u przed k ilk u d n ia­ m i *. M ar ia , poem a rom an tyczn e, n ied a w n o drukiem ogłoszone, b yło jego d zie­ łem .

W zm ianka ta z n a jd u je się w 5é n u m erz e „M onitora W arszaw skiego” z 6 m aja 1826, w dziale W arszaw a. N iestety, podobnie jak w p rzy p a d k u pierw szym , i ty m razem nie sposób u stalić nazw isko jej a u to ra lub „na­ d aw cy ” . Z treści nie w y n ik a n a w e t w niosek, że był nim ktoś z u czestni­ ków pogrzebu, choć w y d aje się to bardzo praw dopodobne. Wobec b ra k u k o n k retn iejszy ch a rg u m e n tó w m ożna jed y n ie przypuszczać, że n o ta tk a została sform ułow ana przez A dam a Tom asza Chłędow skiego (1790— 1855), re d a k to ra i w ydaw cę „M onitora W arszaw skiego” . U kazujący się od 1824 r. „M onitor W arszaw ski” był gazetą kryp torządo w ą, jego k o n ty n u a ­ cją b y ł później (od r. 1829) „D ziennik Pow szechny K ra jo w y ” 3: C

hłę-1 „ M a r ia ” i A n to n i M a l c z e w s k i. K o m p e n d i u m źr ó d ło w e . O p racow ała H. G а с o- w a . P rzed m ow a J. M a c i e j e w s k i . W rocław 1974, s. 293, poz. 193.

2 M a lczew sk i zm arł 2 V 1826, pogrzeb odbył się 4 V.

* Zob. opracow ania A. S ł o m k o w s k i e j : A d a m C h ł ę d o w s k i ja k o p u b l i c y s t a

i w y d a w c a cza sopism . (I n fo r m a c ja biobibliogra ficzn a). „R oczniki H istorii C zasop iś­

m ien n ictw a P o lsk ieg o ” t. 7, z. 2 (1968), s. 42— 57; P rasa r z ą d o w a K s i ę s t w a W a r ­

s z a w s k i e g o i K r ó l e s t w a P o ls k i e g o (1807— 1838). W arszaw a 1969, s. 47— 135; A d a m T o m a s z C h ł ę d o w s k i ja k o p u b l i c y s t a i w y d a w c a cz asopim . W: D zie n n ik a rze w a r ­ s z a w s c y . S z k i c e z X I X w i e k u . W arszaw a 1974.

(3)

258 Z B IG N IE W P R Z Y C H O D N IA K

dow ski — jako re d a k to r „M onitora” — prow adził „sp ra w y org an izacy j­ no -ad m in istracy jn e. Z ajm ow ał się ogłoszeniam i i popraw nością językow ą tłu m ac z e ń ” 4. Rzecz jasna, fak t te n nie przesądza k w estii a u to rstw a .

T ekst p rzed ru k o w an ej wyżej in fo rm acji nasu w a pew n ą reflek sję ogólniejszą. W przeciw ieństw ie do jednozdaniow ej n o ta tk i z „ K u rie ra W arszaw skiego”, a b stra h u ją c ej od k o n tek stu literackiego w iadom ości, w „M onitorze W arszaw skim ” podkreślono m łody w iek zm arłego oraz a u to rstw o M arii — „poem a rom an ty czn eg o” . K o m u n ik at ten , drobne św iadectw o w ątłej recepcji M arii w pierw szych latach po p u b lik a c ji dzie­ ła, ja k b y zapow iada i odsłania w p ierw iastk ow ej postaci jed en z isto t­ n y c h m otyw ów zaw rotnej k a rie ry p o em atu w śró d pierw szego pokolenia ro m an ty k ó w polskich. Na rom an ty czn e le k tu ry M arii w p ow ażnym stop­ n iu w płynęła — k sz ta łtu jąc a się rychło po śm ierci M alczew skiego — legenda p o ety w ybitnego i nie docenionego, zm arłego m łodo w osam ot­ nieniu, obarczająca w spółczesnych sw oistym piętn em w iny. Z jaw isko ta k ie zn ajd u je chyba n ajd o bitn iejsze potw ierd zen ie w dziele M ochnackie- ckiego O literaturze polskiej w w ie k u d zie w ię tn a sty m . A u to r szczegól­ nie mocno w yeksponow ał k o n tek st biograficzny Marii, analizę u tw o ru u ją ł w ra m y nostalgicznej, nasyconej w zruszeniem reflek sji o sym bolicznym losie poety:

K tóryż tw ó r położę na czele teg o sy stem a tu n ow ych , św ie tn y c h tw o ró w im aginacji?... P rzede w szy stk im oddajm y cześć u m arłem u . P o św ię ć m y k ilk a słó w cien iom p oety, k tóry za dni sw o ich ta k b y ł sk rom n y i ta k cich y — tak n atch n ion y, a tak m ało znany rodakom , sp ółziem ian om . .U ro ń m y łz ę na jego grobow cu, bo w ieszcz um arły jest p atron em żyw ych .

U m ieściłem to p oem a na czele n o w szy ch dzieł o jczy stej poezji, n ie iżb y w m n iem an iu m oim przodek przed n im i trzym ało, (...] a le szc z e g ó ln ie z tej przyczyn y, że to jest tw ór m łod ego p o ety , który już zeszed ł z tego św ia ta , a k tórego g en iu szu d aw n iejsza k ry ty k a recen zen tó w sto lic y n ie p o jm o w a ła . [...] N ieliczn y b y ł p oczet osób sk ła d a ją cy ch ża ło b n y orszak na p ogrzeb ie M a lcz ew ­ sk iego. N ie m ów ion o w ten czas: „um arł w ie lk i p o eta ”. P rzy ja ciele ża ło w a li ty lk o p rzyjaciela — gen iu sz p rzem k n ął się n iezn a n y , jak cień bez szelestu ! P o łó żm y m u teraz na u stron iu k am ień ze sk rom n ym nap isem : „A u torow i M a r ii " 6.

Oczywiście, lakoniczna n o tatk a z „M onitora W arszaw skiego” sta n o ­ w ić m oże jedyn ie w ograniczonym zakresie a su m p t do ro zw ażań n a d n iek tó ry m i cecham i ro m antycznej a u ry otaczającej dzieło M alczew skie­ go. Sądzim y, że godna jest przyp o m n ienia jako p rzyczynek do recepcji u tw o ru .

4 S ł o m k o w s k a , P ra sa r z ą d o w a K s i ę s t w a W a r s z a w s k i e g o i K r ó l e s t w a P o l ­

skiego, s. 89.

5 M. M o c h n a c k i , O l i te r a tu r z e p o l s k i e j w w i e k u d z i e w i ę t n a s t y m . O praco­ w a ł H. Ż y c z y ń s k i . K rak ów 1923 (w yd. 1: 1830), s. 93, 105— 106. B N I 56.

(4)

Spotkanie z uczestnikiem w ypraw y M alczewskiego na Mont Blanc W n um erze 279 „G azety P o lsk ie j” z 11 października 1827 z n a jd u jem y

List drugi o Sabaudii, podpisany: M. P. Jeg o au to re m je st M ichał P o d-

czaszyński (1800— 1835), w arszaw ski d ziennikarz i publicysta, silnie zw ią­ zany z obozem rom antyków , w spółzałożyciel i red a k to r „D ziennika W ar­ szaw skiego” (w latach 1825— 1826), p rzy jaciel M aurycego M ochnackie­ g o 6. W latach 1825— 1828 w spółtw o rzy ł on w pew nym stopniu p ro g ra m k u ltu ra ln y w arszaw skich ro m a n ty k ó w 7. B ardziej je st zn any z działal­ ności na te re n ie fra n c u sk im jako pub licy sta i w ydaw ca „P am iętn ik a E m ig racji” (1832— 1833), w spółpracow nik pism francuskich, a k ty w n y am basad or „la cause polonaise” 8.

W biografii Podczaszyńskiego z la t 1825— 1835 trzeb a oddzielić od jego poby tu em igracyjnego po p ow staniu listopadow ym pierw sze 5-lecie. W ty m okresie w yjeżdżał do P a ry ża trz y k ro tn ie, z rodziną W ładysła- w ostw a Potockich lu b K le m e n ty n y O strow skiej, u k tó ry c h znajd ow ał z a tru d n ie n ie jako nauczyciel dom owy. N a podstaw ie jego lis tó w 9 oraz in fo rm acji prasow ych m ożna ustalić czas pierw szego pobytu Podczaszyń­ skiego we F ra n cji n a okres od połow y r. 1826 do początku w rześnia 1827. Po sw ych obu pow ro tach Podczaszyński kon tyn uo w ał w spółpracę z p ra są w arszaw ską, zwłaszcza jako re d a k to r „G azety P o lsk iej” . Nie zerw ał dzien nik arsk ich w ięzów z W arszaw ą, przeb y w ając w e F ran cji.

O drębną grup ę w śród tych p u b lik acji stanow ią a rty k u ły m ające fo r­ m ę listów p ry w atn y ch . J e s t ich co n a jm n ie j 10, z tego 8 w „G azecie P o lsk ie j”. Co praw da, b ra k ro zstrzy g ający ch dowodów, by uznać je z całą pew nością za fra g m e n t k o respondencji p ry w a tn e j. Być może m a­ m y tu do czynienia z chw ytem fikcji epistolarnej, św iadom ym zastoso­ w aniem tak iej konw encji n a p o trzeby w ypow iedzi dzienn ik arskiej. Z d ru giej stron y , uzasadnione w y d aje się dom niem anie, że a d re sa te m p ry w a tn y m ty ch tek stó w był M aurycy M ochnacki. W jed n y m p rzy p a d k u (O L ong-cham p p aryskim . (List Polaka bawiącego w P aryżu do M .) 10) in ic ja ł nazw iska odbiorcy zd aje się to potw ierdzać. N a podstaw ie tego

* Zob. S. K a l e m b k a , P o d c z a s z y ń s k i Michał. W: P o ls k i s ł o w n i k b io g r a fic z­

ny, t. 27 (1982), s. 77— 79.

7 Zob. K. K r z e m i e ń - O j a k , M a u r y c y Mochnacki. P r o g r a m k u l t u r a l n y i m y ś l k r y t y c z n o l i t e r a c k a . W arszaw a 1975, s. 13—25.

8 Zob. P. B a ń k o w s k i , U d zia ł Mich ała P o d c z a s z y ń s k ie g o w „ R e v u e E n c y ­

c lo p é d i q u e ”. ( N o ta t k a bib lio grafic zna). „P am iętn ik L itera c k i” 1927, s. 106— 111. —

M. M a c i e j e w s k a , M ichał P o d c z a s z y ń s k i w s łu żb ie „la cause po lo n a ise” p r z e d

p o w s t a n i e m l i s t o p a d o w y m . „Studia P o lo n isty czn e” 1980, s. 77— 89. — M. S t r a ­

s z e w s k a , Z y c i e W i e l k i e j E m ig ra c ji w e F ran cji 1831— 1840. W arszaw a 1970, s. 14— 17, 112— 115 i in.

* F ragm en ty listó w P od czaszyń sk iego do L. C hodźki ogłosił J. К o r p a ł a (Za

k u l i s a m i m ł o d e j W a r s z a w y li te r a c k ie j. „P am iętn ik L itera c k i” 1931, z. 4, s. 554— 602).

(5)

260 Z B IG N IE W P R Z Y C H O D N IA K

rodzaju danych tru d n o jed n a k defin ityw nie rozstrzygnąć, czy w zm ian­ kow any często w p o d ty tu łac h „przy jaciel” b y ł fak ty czn y m odbiorcą li­ stów, czy też został „zap ro jek to w an y ” w ram ach p ry m a rn e j s tr u k tu r y korespondencji prasow ej.

P rz ed ru k o w a n y niżej te k st tw o rzy całość z w cześniejszym L is te m

pewnego rodaka, ogłoszonym 14 w rześnia 1827 n . R azem u ję te stanow ią

relację z podjętej w lipcu tego ro k u podróży a u to ra przez A lp y fra n ­ cuskie do Szw ajcarii. Co ciekaw e, oba zostały opublikow ane ju ż po po­ wrocie au to ra do W arszaw y, w niespełna m iesięcznym odstępie czasu, choć noszą d a ty 19 i 22 lipca. Czy Podczaszyński w y słał je znacznie później (można chyba w ykluczyć ew entualność pocztow ej zw łoki w dw óch k o lejn y ch przypadkach), czy przyw iózł do stolicy — tru d n o s tw ie r­ dzić.

P ierw szy „ a lp e jsk i” list Podczaszyńskiego nie będzie tu ta j p rz e d ru k o ­ w any, nie wnosi bow iem info rm acji do in teresu jący ch nas kw estii. A u to r zatrzy m ał się k ilk a dni w Cham onix, wówczas m ałej osadzie górskiej (1010 m n.p.m.), w dolinie o tej sam ej nazwie, ściągającej w te d y coraz liczniejsze rzesze tu ry s tó w zagranicznych. W łaśnie zapis przeżyć i obser­ w acji poczynionych u stóp M ont Blanc przynosi List drugi o Sabaudii. T utaj zn ajd u jem y w zm iankę o spotkaniu au to ra z przew o dn ikiem a lp e j­ skim , J a q u e s ’em B alm atem (1762— 1834), k tó ry obok dziesięciu in n ych przew odników w ziął udział w dniach 3—5 sierp nia 1818 w w y p raw ie Antoniego M alczew skiego na M ont Blanc 12. U dział w tej w yp raw ie B al- m a t potw ierdził pisem nie w 1830 ro k u 13.

Rozm ówca Podczaszyńskiego należał isto tn ie do n a jw y b itn ie jszy c h alpinistów owego czasu. W raz z doktorem M ichelem -G abrielem P a c c ar- dem dokonał w d niu 8 sierpnia 1786 pierw szego w ejścia na n ajw yższy szczyt europejski. Rok później uczestniczył w uw ieńczonej sukcesem w y p raw ie H o race’a-B énédicta de S au ssu re’a, k tó re m u legenda długo p rzy znaw ała pierw szeństw o w zdobyciu M ont Blanc 14.

W ypada podzielić żal Podczaszyńskiego, że fran cu sk i przew odnik nie zechciał lub też nie zdołał przekazać bliższych szczegółów o M alczew ­ skim i jego przedsięw zięciu. Na te n te m a t do w iadujem y się istotn ie n ie ­ wiele. Mimo to w y d aje się, że p rzyczynek ten zasługuje na uw agę, sta ­ nowiąc d ro b n y su p le m e n t do u staleń H alin y Gacowej w ty m zakresie. Choć w ą tły inform acy jn ie, list Podczaszyńskiego przynosi dość nieocze­ k iw anie osobisty zapis rodaka, ro m a n ty k a i zapew ne czytelnika Marii, kroczącego śladam i jej au to ra. T rzeba pokreślić fak t, że jest to pierw sza

11 M. P., L is t p e w n e g o r o d a k a (z C h a m o n i x w S a b a u d ii d. 19 lipca 1827). „G a­ zeta P o lsk a ” 1827, nr 253, z 14 IX .

12 Zob. „ M ar ia” i A n t o n i M a l c z e w s k i, s. 227—229, poz. 93— 96. — B. C h w a - ś c i ń s k i , M on t Blanc. „W ierchy” 1963, s. 86— 118.

18 Zob. C h w a ś c i ń s k i , op. cit., s. 106. 14 I b i d e m , s. 93— 97.

(6)

w zm ianka (nie licząc n o tate k o pogrzebie) o autorze Marii opublikow ana po śm ierci M alczewskiego. R elacja z p obytu w C ham onix zaw iera ró w ­ nież in te resu jąc e szczegóły o ów czesnych w yp raw ach alpejskich i w ogó­ le — o sposobach up raw ian ia tu ry s ty k i. Pozw ala to w nieco w iększym przybliżeniu w yobrazić sobie przebieg i c h a ra k te r niezw ykłego w ow ym czasie w yczynu M alczewskiego. T ekst z „G azety P o lsk iej” stanow i też, napisane w in n y m s ty lu — sw oiste pendant do dwóch w ypow iedzi M al­ czew skiego o M ont Blanc, tj. L is tu do prof. Picteta z r. 1818 i p rzy p isu do M a r i i 15.

Przygoto w ując niniejszy p rz e d ru k zastosow ano p rzy ję te obecnie za­ sady m odernizacji pisow ni i in te rp u n k cji. W k ilk u m iejscach zastosow a­ no dodatkow y podział akapitow y.

L IS T D R U G I O S A B A U D II

M artign y (w Szw ajcarii), 22 lip ca 1827

Będąc w C ham onix, szczęśliw ym p rzy p ad k iem tra fiłem na ciekaw e zdarzenie. W oberży siedziało u sto łu k ilkanaście osób; rozm ow a, jak zw ykle, toczyła się o M ont Blanc, k tó rą w całej okazałości widać z okna oberży. Mówiono, że sław n y S au ssu re w 1788 ro k u pierw szy z ludzi był na najw yższym szczycie, że po n im było kilk a innych osób (jak w szyst­ kim wiadomo), a m iędzy nim i w 1819 r . 1 ziom ek nasz M alczew ski (po­ dobno 2 a u to r poem atu Maria); że chcąc się tam dostać, potrzeba n a jm n ie j dw ie nocy przepędzić m iędzy śniegam i; że trzeba iść 18 m ilek fra n c u ­ skich tam , a 14 nazad; że przed trzem a la ty trzech przew odników p ro ­ w adzących dwóch A nglików w padło w przepaść śniegow ą na p arę ty się­ cy stóp głęboką; że z w ierzchołka m ożna widzić 3 na m il kilkad ziesiąt wokoło ponad szczytam i A lp i A peninów ; słowem, m nóstw o rzeczy b a r­ dzo ciekaw ych.

Dwaj m łodzi A nglicy siedzący u sto łu bardzo byli zainteresow ani tą rozm ow ą i ośw iadczyli, że chcą zaraz po obiedzie pójść na M ont Blanc.

16 L is t do pro f. P i c t e t a o p u b lik o w a n y został po fran cu sk u w „B ib lioth eq u e U n i­ v e r s e lle ” (1818, t. 9, s. 84— 89. „ S cien ces et A r ts”). W p rzekładzie p olsk im J. R e y z- n e r a u k azał się w „D zien n ik u W ileń sk im ” (1818, t. 2, nr 11, s. 486— 493). — A. M a l ­ c z e w s k i , P r z y p i s y auto ra. W: Maria. P o w i e ś ć ukra iń sk a . O pracow ał i w stę p

n a p isa ł R. P r z y b y l s k i . W arszaw a 1976, s. 101— 102, przypis 4. (W yd. 1: 1825). 1 P om yłk a: M a lcz ew sk i w sz e d ł na M ont B la n c rok w cześn iej (3— 5 V III 1818). 2 P raw d op od ob n ie tu w znaczeniu: zap ew n e (zob. S ł o w n i k j ę z y k a A d a m a M i c k ie ­

w ic z a . T. 6. W rocław 1969, sv . P odobno), a le tak czy tak, z tego sform u łow an ia w y ­

nik ałob y, że P o d cza szy ń sk i n ie m ia ł p ew n o ści, czy słu szn ie łączy n azw isk o M al­ czew sk ieg o — zd o b y w cy M ont B lan c, z osobą autora Marii.

(7)

262 Z B IG N IE W P R Z Y C H O D N IA K

Zawołano więc przew odników . Cała k o m pania była bardzo ciekaw a, ocze­ kiw aliśm y, „co to będzie, co to będzie!”

Przyszło d w u n astu ludzi: dziesięciu zgodziło się po 140 zło ty ch od osoby, dwóch zaś, k tó rz y zw ykli iść nap rzó d i próbow ać długim i ty k am i, czyli nie masz u k ry ty c h pod śniegiem przepaści, a zatem , k tó rz y się n a ­ rażali na najw iększe niebezpieczeństw o, dostali po 240 złp. O gółem za­ płacili ci dw aj A nglicy 1880 zł sam ym ty lk o przew odnikom . W zięto m nóstw o gorzałki, dobrego w ina, jedzenie, piecyki żelazne, w ęgle, ocet, sp iry tu sy , lek arstw a, bandaże, na p rzy p a d e k skaleczenia się lu b słabości, tudzież n am io ty i słomę, żeby m ożna było spać na czym.

Z araz więc po obiedzie dw aj A nglicy ruszyli w ta k niebezpieczną podróż, o k tó re j może i nie m yślili siad ając do stołu. P ra w d z iw i A n g li­ cy: dość żeby było co nadzw yczajnego, niebezpiecznego i kosztow nego, A nglik n aty ch m iast gotów się odważyć. In n i A nglicy szem rali głośno; mówili, że w celu ty lk o nauk o w y m godzi się odważyć n a tak ie niebez­ pieczeństw a, A ngielki żałow ały m łodych chłopców, F ra n cu z k i d rża ły ze strach u . K to chciał, m ógłby w ted y pójść w kom panii, nic nie zapłaciw szy, ale się n ik t nie odw ażył, jeden ty lko rzem ieślnik w C ham onix podał się za ochotnika. Oprócz niebezpieczeństw , fatygi, zim na, k ażd y podróżn y praw ie na pew no może rachow ać, że m u skóra z tw a rz y zejdzie i że na długi czas olśni sobie w zrok p a trz ają c ciągle na niebo i n a śniegi; dlatego zw ykle biorą się zielone okulary.

N azaju trz w idziałem podróżnych w połowie góry, ale gołym okiem dojrzeć nie m ogłem, m usiałem p atrzy ć p rzez szkła przybliżające. W sam o południe widziano ich na najw yższy m szczycie, ale ja nie b y łem ta k szczęśliwy, bo w łaśnie w te d y poszedłem n a p rzyległą górę M ontenvers 4. W ieczorem w idziałem ich zstępujących n a nocleg do podnóża ogrom nej sk ały czerniejącej pośród śniegów, zw anej G ran d M ulet. N a z a ju trz p rzed św item , un ikając u p ału opuściłem sław ną dolinę Cham onix, nie m ogłem zatem dowiedzieć się o losie podróżnych. N arachow aliśm y jed n a k zstę­ p ujący ch z góry tylk o ośm iu, reszta zaś, to jest siedm iu, albo poginęli w przepaściach, albo z ty łu pozostali, jeżeli k tó ry podróżny zachorow ał przyp adk iem i potrzebow ał, ab y go nieśli na ręku.

W edług tw ierdzen ia m iejscow ych m ieszkańców , M ont Blanc coraz wyższą się staje w m iarę sp ad ających i n ig dy nie top n iejący ch śniegów . Mówiono mi, że N apoleon kazał na sam ym w ierzchołku zatk n ąć g ru b ą i na stóp kilkanaście w ysoką ty k ę ze znam ionam i swego nieg dyś c e sa r­ stw a. W rok później widziano ją znacznie niższą, w rok jeszcze b ardziej, nareszcie zupełnie zniknęła z oczu, a k ied y tam poszedł k tó ry ś z podróż­ nych, nie tylk o jej widać nie było, ale n a w e t nie było podobna dogrze- bać się w śniegu jej w ierzchołka.

W iadomo, że M ont Blanc 5 je st n ajw yższą górą w E uropie, m a bow iem

4 1909 m n.p.m . 5 4810 m n.p.m.

(8)

13 430 stóp pro sto padłej w ysokości; lecz p rzestan ie być zw ana królow ą gór europejskich, jeżeli się spraw dzi tw ierd zenie dw óch Niemców, k tó rzy w yrachow ali wysokość M ont Rose 6 w Szw ajcarii, na g ranicy k a n to n u W allis, n a 14 000 kilk aset stó p paryskich. M ont Rose do połow y ty lk o je s t przystępna, w yżej zaś nie m asz nadziei, żeby się kto dostał z pow odu ustaw icznych załam yw ań się o grom nych w a rstw śniegu zw anych ava­

lanches.

P rzed trzem a laty , k ied y dw aj in n i A nglicy odbyw ali podróż n a w ierzchołek M ont Blanc, jed n a p rac z k a z C ham onix p rze b ra ła się po m ęsku, poszła z nim i i szczęśliwie w róciła, dośw iadczyw szy tylko nie­ p rzy je m n e j zm iany ko lo ru sk ó ry n a tw arzy , z żółtego n a b łęk itn o p u r- purow y. Lecz jej nic to nie szkodziło, poniew aż s ta ra i brzydka. W krótce potem pew ien pieniężny, ja k zw ykle, m ilord, dow iedziaw szy się o ty m szczególnym zdarzen iu kazał ją zawołać, ucałow ał serdecznie i dał za to pięć fu n tó w szterlingów , żeby się m ógł w ojczyźnie sw ojej pochlu­ bić, iż nie ty lk o w idział, ale i ucałow ał n a w e t kobietę, k tó ra była, n a najw yższym szczycie, M ont Blanc. B uziak zb yt drogi, bo 200 zł nie lad a pieniądz, am azonka szkarad n a, ale jed y n a na całym świecie; nie m iała poprzedniczki 7 i może n igd y d ru g a n a to się nie odważy.

Ż yje jeszcze s ta ry w ieśniak nazw iskiem Ja k u b B alm at, k tó ry tow a­ rzyszył S a u ssu re ’owi. Tenże sam B alm at był na M ont Blanc i z naszym ziom kiem M alczew skim . C iekaw y b y łem coś usłyszeć o tej podróży. A le s ta ry gaduła tak drobił, ta k siekał szczegóły, że z całej rozm ow y to ty lk o m ogłem w ycisnąć, że zacny M alczew ski bardzo się jem u podobał, że jest bardzo d obry p an i że pił w iele lim oniady, poniew aż n a takiej w ysokości u sta je a p e ty t, a w zrasta p ragnienie. J a k moż0sz sądzić, po­ dobne szczegóły niew iele m ogły zaspokoić ciekawość podróżnika.

K iedy szedłem n a M ontenvers, k tó rej w ierzchołek jest w zniesiony na 4360 stóp, byli razem podróżni rozm aitych narodów : Anglicy, Francuzi, Włosi, N iem cy, Szw ajcarow ie i ja — Polak, kilka dam angielskich i je d ­ n a W łoszka zn ajd o w ały się także. Szliśm y w sam o południe, dam y je ­ ch ały na m ułach. U pał nieznośny w yciskał n am pot z czoła, zresztą u jrz e ­ liśm y się u celu tru d ó w naszych. Z aledw ieśm y tam stanęli, ustało lato, zim ny w icher zaczął w iać od M orza L o d o w ate g o 8 tak, że każdy, co

6 M onte R osa — 4633 m n.p.m .

7 A utor listu n ie w ie d z ia ł w id o czn ie, że p ierw szą k ob ietą, która zdobyła M ont B lan c, b yła góralk a z C h am on ix — M aria P aradis. F ak t ten m iał m iejsce w r. 1808 (zob. B. C h w a ś c i ń s k i , M o n t Blanc. „W ierchy” 1963, s. 110). N ie udało m i się d otrzeć do p u b lik a c ji lo n d y ń sk ich , jak np.: T. G. B r o w n , G. de B e e r , The

F irs t A s c e n t of M o n t Blanc. L ondon 1957. — H. F. M o n t a g n i e r , A B ib l io ­ g r a p h y of th e A s c e n t s of M o n t Bla nc f r o m 1786 to 1853. „A lpine J o u rn a l” t. 25

(1911), nr 193. P raw d op od ob n ie p o z w o liły b y one zw ery fik o w a ć n iek tóre in fo rm a ­ c je P od cza szy ń sk ieg o d otyczące w y p ra w a lp ejsk ich .

(9)

264 Z B IG N IE W P R Z Y C H O D N IA K

m ógł, w łożył na siebie, żeby się nie przeziębić. Z naleźliśm y tam dom ek zw any oberżą, n ap iliśm y się w ina i poszliśm y na sław n e M orze Lodo­ w ate. M iędzy góram i M ontenvers i A iguille V erte 9 od sam ej ziem i ciągną się daleko pod górę ogrom ne lody zw ane G lacier de Bois, od w ioski tego nazw iska. Tam zaś, gdzie one się kończą, zaczyna się M orze L odow ate, to jest przestrzeń praw ie n a 20 m il fran cu sk ich o k ry ta lodam i w k sz ta łt bałw anó w m orskich. Chcąc przebyw ać to M orze trzeb a przeskakiw ać bezdenne praw ie przepaści, czyli ro zp ad lin y m iędzy lodam i, a o sześć m il fran cuskich tak dziw nej podróży jest w yspa zw ana O grodem , n a k tó re j rosną drzew a i kw iaty . Rzecz to n a d e r ciekaw a, w śród sk ał, lo­ dów i śniegów, daleko od m ieszkalnego św iata, gdzie inne p o ry ro k u p a n u ją , widzieć podobną wyspę.

K iedyśm y szli na M ontenvers, był m iędzy nam i jed en s ta ry N iem iec, bardzo otyły. Ten, zam iast wziąć m uła, jak robią k ob iety i ludzie jego w ieku, w olał nas m łodszych naśladow ać. U pał dokuczał nieznośny, b y ły to to r tu r y dla biednego Niemca. N a dobitkę F rancu z jed en postrzegł, że P ru s a k nie tylk o b ył sk ą p y i tłu sty , ale o ryginał w swoim rod zaju , no­ tow ał bow iem w szystko, cokolw iek m u k to pow iedział osobliwego, n ie zw ażając na to, że podobne rzeczy nie rob ią się w obecności in n y ch osób, ale u siebie w dom u, chy b a że idzie o jak ie imię. w łaściw e lu b d a tę , k tó re łatw o m ożna zapom nieć. F ran cu z więc ofiarow ał się jem u za p rze­ w odnika; plótł, co m u tylk o do głow y przyszło, wreszcie, pokazując n a jak ąś skałę nad brzegiem M orza Lodow atego, pow iedział, że to są r u in y rzym skie. Z dziw iony N iem iec żywo w ziął się do p u g ila resu i s ta ra n n ie zanotow ał, co m u w ie trz n ik F ran cu z nagadał. Ręczę, że w yjdzie w k ró tce w n iem ieckim języku opisanie p odróży po S abaudii — i zadziw i się św iat w yczytaw szy w iadom ość o zab y tk ach rzym skiej a rc h ite k tu ry n a d brzegam i Lodow atego M orza, m iędzy w ierzchołkam i gór M onten v ers i A iguille Verte.

W Cham onix, jak wszędzie, gdzie p rzy jeżdżają cudzoziem cy dla w i­ dzenia osobliwości, jest księga, w k tó rej podróżni zapisują sw oje im iona. Z u k o n ten to w an iem znalazłem nazw iska k ilk u znajom ych rodaków , a m iędzy innym i i przyjaciół moich. Lecz m nie rozgniew ało, że jakiś je ­ gomość p rzy każdym niem al nazw isku polskim podaw ał sw oje no tatk i. U w agi te są niew inne, nikogo nie obrażające, ale zawsze niestosow ne. P rz y jed n y m nazw isku bardzo dobrze m i znajom ym położył k ilk a n a j- chlub niejszych przym iotników , p rzy d rugich: ,,was nie zn am ”, p rz y in ­ nych: „d ob ry chłopiec”, etc. A poniew aż pew ne dam y nap isały długi kaw ałek po polsku, zalecając gospodarza oberży jako porządnego bardzo, i dodały, że tylko „w ołow iny” nie m ogły dostać — anonim w dosyć dow cipnym p rzy p isk u pożartow ał sobie z tego w y razu „w ołow ina” ,

(10)

czywiście dosyć n iep o trzeb n ie w trąconego. Chciałem poprzekreślać te niestosow ne no tatk i, ale m i nie dozwolił gospodarz.

Z C ham onix poszedłem do M artig n y o 11 m il francuskich; p rzeb y łem po drodze sław ną górę T ête N oire, k tó re j w dzięki są praw dziw ie ok ro p ­ ne. Cała góra czarna; drzew a, skały, m ech na nich, ziem ia — w szystko czarne. W ogrom nym w ąw ozie z okrop n ym łoskotem leci potok T rie n t, w ielki jak rzek a jak a, unosi z sobą połam ane drzew a, porusza z m iejsc odłam ki skał, cały bieli się od piany. N aokoło jo dły tylko i sk ały p o g ru ­ chotane. Je d n a z nich jest dziw nie n iek ształtn ej form y, w ielka jak dom , poobłam yw ana jak b y um yślnie; nie m asz n a jej pow ierzchni k ilk u calów jakkolw iek przy n ajm n iej gładkiego m iejsca. Skała ta zw raca u w agę w szystkich podróżnych, a A nglik jed en ta k ją sobie upodobał, że k u p ił ją, chociaż k ró l jegom ość sa rd y ń sk i, p an u ją c y w S a b a u d ii10, gratis od­ dałby k ażd em u w szystkie sk ały po górach. A nglik k u p ił dlatego ty lko, aby pow iedział, iż je s t jej w łaścicielem , a n a dowód tego kazał w jed n y m m iejscu ogładzić jej pow ierzchnią i w y ry ć napis łaciński z tro feam i fa ­ m ilijnym i. Biada ty m ludziom , co to nie wiedzą, gdzie podziać pieniądze.

Bądź zdrów . M. P.

10 K raina w p ółn ocn ej części A lp fran cu sk ich , na p ołu d n ie od Jeziora G en ew ­ sk iego. W la ta ch 1720— 1860 w ch o d ziła w sk ład k r ó le stw a S ardynii.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Konsekwencją doświadczeń wszystkich trzech - Malczewskiego, Brodzińskiego i Fredry - miał się stać „lęk przed Historią” jako nieubłaganą machiną dzie­..

tacie wiara w treści Objawienia sama opiera się na wierze, a nie na faktach historycznych. C) To, co Bóg rzekomo objawił, bywa sprzeczne z humanistyczną

Jeśli [pszczoły] go nie zamordują, to potem przyjdą za nim inne [szerszenie] i rodzina może być narażona na zgubę.. [Pszczoły] dzielnie z

Popular Leadership and Collective Behavior in the Late Roman Republic (ca. w tym kontekście: Plut., Pomp.. w czasie procesów Milona, Hyp- seusza czy po oskarżeniu

Następnie w puste dymki na ilustracji nr 2 wpisz takie zdania, by zwierzęta się wzajemnie nie obrażały.. Nikogo

wyprawa w Himalaje jest w sferze pragnień, nie odbyła się. Podmiot liryczny znajduje się „niżej”. A to „niżej” to zwykły świat zwykłych ludzi.)?. - W jaki sposób zwraca

Proszę w zeszycie zapisać temat: Piramida zdrowego żywienia. Otwórzcie podręczniki na stronie 67 i popatrzcie uważnie na ilustrację. Zwiedzanie zacznijcie od dołu piramidy

Innymi słowy, narodziny człowieka są jako takie już same przez się aktem na wskroś politycznym, bo oznacza- ją nowy początek w świecie istniejącym, zastanym.. Narodziny