WŁASNOŚĆ W PIERW SZEJ GMINIE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
Na przyjęcie chrześcijaństw a św iat przygotow ywał się od dawna. P ycha perskich m onarchów scalających Bliąki Wschód, miecz Aleksandra, który z kolei zdobył go dla hellenizmu, zabor
czość wreszcie Rzymu zaprowadzająca względny pokój i bezpie
czeństwo kom unikacji Ę - oto część tylko tych potężnych sił to ru jących nieświadomie drogę Ewangelii. \ Zapfewne, skrajna nędza czyniąca człowieka gotowym do wszelkiej zbrodni panoszyła się i przy zam kniętych podwojach Janusa obok równie skrajnego bogactwa zachęcającego do hedonizmu; na ogół jednak sytuacja ekonomiczna ówczesnego zespolonego przez Rzym ian św iata na
stręczała w ielkie możliwości zwłaszcza inicjatyw ie handlowej i re
prezentow ała prawdziwy postęp w porów naniu ze stosunkam i panującym i uprzednio w wielu suw erennych państewkach.
G dy chodzi o kolebkę chrześcijaństwa, Palestynę, to kraj ten
— mimo fiskalnego ucisku — raczej prosperow ał wówczas gospo
darczo. Główną masę ludności tw orzyła tu sfera rzem ieślników i rolników niezbyt zamożnych, lecz którzy — przy skrom nych swoich w ym aganiach v“ 'd a le cy byli zarówno od nędzy, jak od psujących człowieka wygód. Tym trzeźw ym i zrównoważonym ludziom pracy przypadła też w udziale wielka m isja szerzenia chrześcijaństw a, które oni w łaśnie najwcześniej i najchętniej przyjm ow ali.
ę P raw o Mojżeszowe zawierało niejeden przepis zapobiegający skutecznie skrajnym dysproporcjom m ajątkow ym . Chroniło też w szelką pracę najem ną przed wyzyskiem, gw arantow ało regular
ność w ynagrodzeń i zasłużony wypoczynek. Stąd nie słyszymy
96 A D A M R O D Z IŃ S K I
tu praw ie o zaburzeniach społecznych powstałych na tym tle.1 Rzemiosło było otoczone szacunkiem społeczeństwa, a niektóre jego w ytw ory, zwłaszcza wszelkiego rodzaju tkaniny, ceramika i wonności, bardzo były poszukiwane n a rynkach obcych.
Rozwijający się „przem ysł" budowlany i zdobniczy uczynił stolicę k raju jednym z najbardziej reprezentatyw nych m iast Im perium. Chociaż bowiem położenie geograficzne Jerozolim y było stosunkowo niekorzystne ze względu na górzysty, pozbawiony su
rowców teren i poważne oddalenie od wybrzęża, żadne chyba miasto podówczas nie czerpało równie wielkich korzyści ma
terialnych z najdalszych naw et regionów i terytoriów cesar
stwa.2 Jak wiele zawdzięczało miasto świątyni pod względem go
spodarczym okazuje się choćby z fąktu, iż ludność Jerozolimy w okresie świątecznym w zrastała kilkakrotnie. (Samych baranków paschalnych 9 jeśli w ierzyć F la w iu sz o w i^ a bito tu rokrocznie z górą 250 000). Uwzględnić również należy i daniny na świątynię, ściągane skrupulatnie przez wszystkie synagogi rozproszonego po świecie żydostwa.
Z drugiej strony ani miasto samo liczące zasadniczo niewiele ponad 50 000 mieszkańców, ani też Palestyna cała ’ nie były by najm niej przeludnione.4 Rozległe, żyzne tereny k ra ju zamieszki
wało podówczas zaledwie trzy m iliony ludzi, uciskanych co praw da finansowo przez rozmaite cła i podatki, lecz nie zdeklaso
w anych 9 jak w Italii ■?- konkurencją wielkich latyfundiów i pracy niewolniczej, która tu nie opłacała się tak, jak na Zachodzie. Ży^
dowi nie było wolno wyzyskiwać niewolnika i traktow ać go pod każdym względem jak rzecz, choćby on był poganinem. „Pam iętaj,
* Joachim J e r e m i a s (Jerusalem zur Z eit Jesu, Leipzig 1923, s. 27) wspomina jednak o strajku funkcjonariuszów świątyni jerozolimskiej. Por.
też ks. F. G r y g l e w i c z , N ajem ny robotnik w Palestynie za czasów C hry
stusa Pana, „Roczniki Teologiczno-Kanoniczne" 5 (1958), z 1, s. 65.
S Każdy prawie żyd (a naw et prozelita) z diaspory raz przynajmniej w życiu, jeśli nie corocznie, pielgrzymował do świętego miasta, zwłaszcza na uroczystości Paschy.
’ Pomijając zachodni brzeg Morza Tyberiadzkiego.
‘ Ówczesny „świat" dla emigracji żydowskiej był zresztą wówczas szeroko otwarty.
że i ty byłeś niewolnikiem w ziemi egipskiej!!! — przestrzegało Izraela prawo Mojżeszowe. Stąd niewolnikowi wiodło się tu sto
sunkowo lepiej niż wśród pogan, bo jakkolwiek pod względem praw nym był i tu taj niczym więcej jak częścią żywego inw en
tarza, przecież jednak traktow ano go zazwyczaj jak osobę, za
pew niano słuszny odpoczynek i możność zdobycia w łasnych pie
niędzy na w ykupienie się z niewoli.5 W transakcjach, jakich n ie
wolnicy byli przedmiotem, staw iano ich tu — odm iennie niż gdzie indziej — na rów ni z nieruchomością; sprzedawano więc i nabyr wano ich przez specjalny k ontrakt (list sprzedażny). Zabójstwo niew olnika — w przeciw ieństw ie do stosunków panujących wśród pogan — było surowo karane.
Jeśli niew olnikiem żyda był jego współwyznawca, stosunki między nim a jego właścicielem tak się układały najczęściej, że naw et przysłow ie powstało wśród ówczesnych żydów: „Kto sobie niewolnika (żydowskiego) bierze, pana sobie bierze1'. Nie było to już bowiem „niewolnictwo ciała'1, lecz tylko „niewolnictwo p ra
cy" * i to pojęte w specyficzny sposób: W zam ian za pracę w za
sadzie bezpłatną m usiał pan karm ić i odziewać swego „niew ol
nika" dokładnie tak jak siebie, nie mógł używać go do prac poni
żających (np. niesienia lektyki) ani do pracy po zachodzie słońca.
Nie wolno też było uwłaczać jego człowieczeństwu przez bicie lub publiczne w ystaw ianie go na sprzedaż.
Niewolnik współwyznawca stanow ił więc „własność" ze wszech m iar kłopotliwą. Poddaństwo jego -9 jeśli się wcześniej nie wy
kupił — trw ało najw yżej la t sześć, po których autom atycznie od
zyskiwał wolność, chyba że sam pragnął pozostać przy danej ro
dzinie na stałe.' Był też zwyczaj zwalniania ich w św iątyni w za
mian za pew ną opłatę z kasy kościelnej.8
1 Poważniejsze uszkodzenie ciała ze strony pana wracało mu wolność ipso facto.
‘ Por. Samuel K r a u s s , Talm udische Archaologie, Leipzig 1910, s. 87.
7 Hermann S t r a c k u. Paul B i l l e r b e c k , K om m entar zurn Neuen Testam ent aus Talm ud u. Midrasch, Miinchen 1928. (Teil II, Exk. 26.)
* De facto składał ją tam upnzednio sam niewolnik z własnych oszczędności.
98 A D A M R O D Z IŃ S K I
N itti8 zwraca uwagę na narastanie nierówności m ajątkowej w narodzie żydowskim.' Wiemy, że za czasów nas interesujących była ona jedną z przyczyn rozpadnięcia się społeczeństwa na dwa główne zwalczające się obozy: saduceuszów i faryzeuszów. Będzie jeszcze o nich mowa niżej, zwrócimy przy tym szczególną uwagę na wyłaniające się spośród tych ostatnich drobne odłamy, do któ
rych m utatis m utandis można by było ostatecznie odnieść owo tak podkreślane i „upowszechniane11 przez wspomnianego autora pragnienie powrotu do pierw otnych patriarchalnych stosunków, do system u własności rodowej i bardziej egalitarnej struktury społeczeństwa, w której biedni i bogaci nie tw orzyliby oddziel
nych, wrogo względem siebie usposobionych klas.10 Wiemy także, iż pogańska filozofia wygody i użycia zdobyła sobie sporo zwo
lenników wśród żydowskiej m agnaterii, co musiało zwrócić prze
ciwko tej ostatniej serca ubogiego, z trudem zdobywającego po
wszedni chleb pospólstwa. Przesadą jednak w ydaje się twierdze
nie, jakoby „ewolucja11 własności w sensie indywidualistycznym była tu tak nagła i nieoczekiwana, tradycje życia patriarchalnego tak żywe, że naród nie mógł zrezygnować z postulatu podziału tej własności, którą uważał nie tylko za niesprawiedliwą, ale również przeciwną religii i Prorokom.11 Zapatryw anie to jest wyraźnym echem Histoire du peuple d'Israel Renana, gdzie teokratyczny so
cjalizm przedstawiony jest jako odwieczny i zasadniczy program
* żydostwa.
Przywódcy ówcześni ludu — faryzeusze — nigdy o czymś po
dobnym nie myśleli. Nie mimo to, iż byli fanatycznym i obserwan
tam i tory, ale dlatego właśnie. Z k art Zakonu czerpali bowiem głębokie poszanowanie dla własności indyw idualnej i godziwie nabytego bogactwa. Sama tylko Księga Przypowieści, na wielu miejscach wypowiada się w tym duchu,12 wskazując, głównie, iż zamożność daje władzę, znaczenie i wpływy, to wszystko zaś
- Le socialisme catholiąue, Paris 1894, s. 58.
" N i t t i , op. cit., s. 58.
" Tamże, s. 60.
'* 10,4. 10,15. 12,2. 13,4. 14,20. 14,24. 17,18. 18,11. 19,4. 19,10. 22,7. 28,19.
oczywiście obrócić można ku dobrem u.18 Nie jest moim zadaniem dłuższe zatrzym yw anie się na ty m problemie; wspomnę więc tylko nawiasem, zdarzenie z którego wynika, że naw et królowi narodo
wemu, a więc ze wszech m iar legąlnej władzy państwowej, nie pozwalał S tary Testam ent wydziedziczać zwykłego obywatela z jego ziemi. Jest to (kontrastująca z nabyciem przez Dawida gruntu pod św iąty n ię)14 w zm ianka o bezpraw nym a srogo przez Boga pomszczonym zawładnięciu przez króla Achaba winnicą Na- botha.15 P ełną rację natom iast przyznać należy Nittiemu w tym, co pisze o starotestam entow ej tendencji do obciążenia własności pryw atnej świadczeniami na rzecz społeczeństwa."
Te same postulaty etyczno-społeczne kontynuuje w całej pełni chrześcijaństwo. Jest ono z istoty swej zjawiskiem czysto reli
gijnym, nauka C hrystusa P ana nie jest traktatem z dziedziny ekonomii czy polityki społecznej, możemy jednak na podstawie pewnych przekazanych nam faktów, szczegółowych, konkretnych aluzji i ogólnych norm dotyczących światopoglądowych podstaw chrystianizmu określić z całą pewnością jego stosunek do włas
ności indyw idualnej jako w samej zasadzie najzupełniej pozy
tywny. Uwagi ha ten tem at nie mogą być tutaj wyczerpujące, skoro należą tylko per accidens do zakresu niniejszej pracy, trzeba jednak uwzględnić je w pew nej mierze jako konieczną uw erturę omawianych niżej stosunków.
Przysłowiowe „ucho igielne1' prowadzące do Królestwa Bożego według słów samego Chrystusa — jak z Mk 10, 23 wynika nie uniemożliwia bogatem u osiągnięcia zbawienia, utrudniając je tylko w szczególniejszy sposób. Gdyby wyzbycie się bogactw było obowiązkiem każdego chrześcijanina, byłoby ono potraktowane przez Zbawiciela jako w arunek bezwzględny Jego łaski. Tymcza-
” Por. F i n k e l s t e i n , The Pharisees, the sociological background of their faith, Philadelphia 1946, t. I.
“ 1 K m 21,24.
“ 2 Kri 3,21.
U La propriete ne constitue pas un droit absolu: la di me, l‘aumdne obligatoire, l’organisation des secours m utuels, sont autant d’obligations im posees au proprietaire comme autant de devoirs sociauz (s. 60).
100 A D A M R O D Z I Ń S K I
sem, kto choćby raz czytał Ewangelię, przyzna, że tak nie jest.
Ani też ze słów powyższych Chrystusa, ani z Jego błogosławień
stw a dla ubogich zawartego w „kazaniu na górze‘: 17 z owym trzy
krotnym — biada! — rzuconym w stronę bogaczów,18 ani ze zna
nej przypowieści o bogaczu i Łazarzu, ani z zapowiedzi sądu ostatecznego strasznego tym, którzy nie czynili miłosierdzia, ani ze wszystkich innych ewangelicznych przykładów o podobnym wydźwięku — nie da się dowieść żadną miarą, jakoby Chrystus uważał pryw atne dobra m aterialne posiadane w obfitości za coś złego, jeżeli dobrze są używane, z pożytkiem dla wielu. Z drugiej strony nie brak w Ewangeliach dowodów pozytywnej afirm acji praw a posiadania, jeśli w ykonyw ane jest ono w imieniu Boga, jako najwyższego Właściciela, Gospodarza i P ana wszystkich
rzeczy, więc nie w duchu zachłanności i mamonizmu, lecz w du
chu m iłosierdzia i miłości.19
Mamy też w Ewangeliach sporo przykładów szacunku wzglę
dem ludzi zamożnych a uczciwych.20 Chrystus zaszczycał swą przyjaźnią nie tylko samych ubogich. Nie głosił też — jak chce D. F. Strauss — ąuasi — budd., buddyjskiego k ultu żebractwa i inercji,21 ale słowem i przykładem uczył poszanowania dla za
pobiegliwości i pracy oraz dla własności osobistej jako ich owocu.
Człowiek, powołany do uczestnictwa w życiu Bożym, który in spe jest przecież posiadaczem wszystkiego,21' w inien być ubogim w du
chu,23 tj. nie wolno mu być niewolnikiem pieniądza; jeśli jednak jest dobrym włodarzem powierzonej m u przez Boga majętności,24 błogosławiony jest bez względu na to, co odziedziczył i‘ ile po
siada. Zapewne, jeśli chce być doskonałym,25 może sprzedać
” Łk 6, 21.
1S Łk 6, 24.
i
Por. J 13,1; Łk, 12,33; 22,27; Mt 10,21; 10,45.” Por. np, J 19,38; Łk 19,2; 8,3; Mt 8,10.
” D. F. S t r a u s s , Der alte und der neue Glaube, Bonn 18747, s. 63.
” Łk 12,44.
“ Mt 5,3.
“ Mt 24,46.
1 Mt 19,21.
wszystko i rozdać ubogim, lecz to już nie nakaz Boży, ale jedynie rada. Czyżby mogli ubodzy widzieć w tym podstawę do doma
gania się od bogatych tego, co nie jest ich bezwzględnym obo
wiązkiem?
Zwróćmy na koniec uwagę, że celnik Zacheusz rozdał tylko połowę swoich dóbr, a Chrystus chwali go za to, m ów iąc: „Iż się dzisiaj zbawienie stało tem u domowi..,:‘.u Słowa te wszystkie i czyny C hrystusowe żyły świeże jeszcze i od bezpośrednich świadków słyszane w pierw szej chrześcijańskiej gminie, którą po
niżej zająć się m am y dokładnie. Stąd nie można ich było pominąć.
Rzucają one dostatecznie jasne światło na lakoniczne aluzje Dzie
jów Apostolskich, do których analizy przystąpić m am y nieba
wem.
Oczywiście, w yław ianie z Ewangelij pew nych doktrynalnych aksjom atów i wnoszenie z nich sam ych o praktycznym ustosunko
w aniu się pierw szej gm iny chrześcijańskiej do problem u w łas
ności, byłoby poważnym błędem. Specyficzne bowiem w arunki, okoliczności miejsca i czasu mogły postulować tam inną jakąś, szczególną form ę traktow ania własności indyw idualnej. Ewange
liczne zasady życia stanow ią, w tym względzie fundam ent dosyć obszerny.
Na razie niech luźne te uw agi w ystarczą nam do ogólnego zrozumienia postawy, jaką zajmować m usiał w stosunku do w łas
ności Kościół w sam ych sw ych początkach, w szczególności zaś jego ośrodek żydowsko-palestyński. Że postawa ta jest konty
nuacją starotestam entow ego jeszcze ideału ofiarności i pracy — uzupełnionego tylko przez Ewangelię — nie m a tu potrzeby szcze
gółowo wykazywać.
Już jednak z tego, co się powiedziało, wj^nika, że — pom ijając już sybaryckich saduceuszów i oportunistycznych, m iłujących pełną sakwę herodian — ani trzym ający się form alistycznie Za
konu i tradycyj narodowych żydzi, ani chrześcijanie nie mogli być ideowo i religijnie predysponowani do realizacji kolektywistycz
nych haseł. Co innego esseńczycy, o których w krótce będzie mo
” Łk 19,8—9.
102 A D A M R O D Z I Ń S K I
wa, ale ci trzym ali się zasadniczo na uboczu i nigdy nie nadawali tonu społeczności palestyńskiej.
Społeczność ta — jak wiadomo — zróżnicowana była bardzo.
W przeszłości, zwłaszcza podczas niewoli babilońskiej, skolonizo
w any został opustoszały kraj przez Syryjczyków, Fenicjan i różno- plem iennych mieszkańców Mezopotamii. Po powrocie z niewoli życie skoncentrowało się po miastach, głównie w stolicy, dokoła odbudowanej na nowo świątyni. Obok resztek rodowych ugrupo
wań świeckich, które poczęły przybierać w tym czasie poza daw
nym ziemsko-własnościowym także miejski, „cechowy11 cha
rakter,27 w ysunęły się teraz na czoło możne rody kapłańskie, które z początkiem ery chrześcijańskiej uprzyw ilejow ane i zasobne, aspirowały stale do autokracji, patrząc z prawdziwych i rzeko
mych w yżyn swej helleńskiej kultury na ,,drobnomieszczański“
plebs, sfanatyzow any przez faryzeuszów. Ci ostatni reprezento
wali znów tendencje nacjonalistyczne, co nie przeszkadzało im zresztą handlować na wielką skalę z ościennymi m iastam i pogan, przez co też dochodzili do znacznych niekiedy kapitałów, do któ
rych byli bardzo przywiązani. Oni to właśnie nadawali ton nie tylko życiu religijnem u, które przepoili mentalnością kupiecką i kultem mamony, lecz w równej mierze i gospodarce narodowej,
której byli najruchliw szym zarzewiem.'''
Na marginesie natom iast społeczeństwa grupowali się esseń- czycy. Bliższe przyjrzenie się im w ydaje się jednak nieodzowne z tej racji, że u nich to właśnie obserwujem y rzeczywistą i "jak najdalej posuniętą wspólnotę dóbr i radykalne tendencje o uto
pi jno-kom unistycznym charakterze,- które m iały rzekomo oddzia
łać na chrześcijaństwo narodu żydowskiego.
Praw dę mówiąc, nie upraw iali oni jednak szczególniejszej propagandy, hołdując sui generis elitaryzmowi. Wynikało to z ustroju ich stowarzyszenia, bardzo przypominającego zakon.5’
17 Ernst L o h m e y e r , Soziale Fragen im U rchristentum , Leipzig 1S21, s. 51.
” L o h m e y e r , op. cit., s. 59.
” Przynależność do nich poprzedzał dłuższy okres próby.
L oh m ey er50 nazyw a ich naw et w prost „zakonem o surowej, m niej
szej dyscyplinie, pozostającym pod wpływam i obcymi: perskimi, helleńskimi, może pitagorejskim i po prostu". Starogreckie przy
słowie głosiło — jak wiadomo 31 — iż „wszystko przyjaciołom jest wspólne",35 już Pitagoras — w m yśl tej właśnie zasady — propa
gował ideę wspólnoty produkcyjno-konsum pcyjnej, co potwierdza charakter realizującej jego w skazania gminy pogańskiej w Kro- tonie.” Za czasów, o których mowa, związek ascetyczno-religijny, jaki stanow ili esseńczycy już m iał sw oją co najm niej dwuwiekową tradycję. Rozlokowane z rzadka w całym k ra ju ich gminy sku
piały się tylko n a pustyni Engaddi (u zachodnich wybrzeży Morza Martwego) tworząc tam niejako kolonię, niezbyt jednak liczną, zważywszy, iż wszystkich razem esseńczyków nie było nigdy w ię
cej nad kilka tysięcy.
Józef F law iusz34 tak pisze o ich kolektyw izm ie35: „Podziwienia godne je st u nich, jak we wszystkim wspólnie uczestniczą. Mają mianowicie ustawę, iż kto by do sekty ich przystąpił, majętność swą do powszechnego oddaje użytku tak, że ani upokorzenia to
warzyszącego nędzy ani pychy spowodowanej bogactwem wśród nich nie znajdziesz; co więcej, skoro posiadłości ich zebrane zo
stały w jedno, posiadają oni — jakoby b ra ciagj- jeden tylko m a jątek ... Zarządcy są w ybierani ... Przybyw ającym skądkolwiek członkom sekty wszystko oddają do dyspozycji, jakoby ich włas
ność, obcując z ludźmi, których nigdy dotychczas nie widzieli, ni
czym z najzaufańszym i przyjaciółmi. Między sobą nie kupują nic ani nie sprzedają, lecz każdy, co ma, daje temu, kto tego potrze
buje, otrzym ując w zamian, co jem u jest potrzebne. Ale i bez ta
” Op. Cit., s. 60.
" P l a t o n , Państwo, IV, 3; A r y s t o t e l e s , E tyka Nikom., VIII, fe—1159, 630.
,ł x o tv a x a tó>v cpiAtpv
“ Por. J a m b l i c h , Vita Pythag. 168,72.
“ Który n.b. sam przez trzy lata mieszkał z pewnym esseńczykiem i próbował stosować się do jego sposobu życia.
” Bell. Jud. II, 7. p. 785,
104 A D A M R O D Z IŃ S K I
ki ej wzajemności każdy ma swój udział we wszystkim, czego pragnie".36
Od Filona 37 dowiadujemy się, że zarządcami tych zbiorowych posiadłości i wspólnego skarbu byli kapłani, wobec których obo
wiązywało ścisłe posłuszeństwo. Essenizm bowiem.'-.w trzeba to z naciskiem podkreślić — nie był ruchem ekonomiczno-społecznym sensu stricto, lecz w pierwszym rzędzie religijnym . R acją ich bytu nie była bowiem wspólnota gospodarcza sama w sobie, lecz wspól
na w iara w pewne dogmaty, w swoistą interpretację Zakonu.38 Źródła powyższe zasługują na pełne zaufanie. Stąd fakt wspól
noty własnościowej posuniętej daleko (bo naw et odzież, jaką no
sili, nie stanow iła — jak świadczy Filon — ich osobistej własno
ści) — nie może ulegać kwestii.3’ Podobną do esseńczyków grupę stanow ili terapeuci osiedleni w Egipcie, opodal Aleksandrii, o któ
rych wspomina Filon.40 Prowadzili oni życie wspólne, um artwione i trzym ali się z daleka od ludzi. Zrodziło się stąd przypuszczenie, m ylne zresztą, iż oni to właśnie zapoczątkowali anachoretyzm chrześcijański.41
Mimo całej przepaści dzielącej essenizm od chrześcijaństwa nie brakło uczonych — jak np. Heinrich, Ammon, Dobschutz — którzy w skazując na p e w n e , podobieństwa wzajem ne wnosili z nich o w pływ ie światopoglądu esseńskiego na pierw szych przyj
m ujących chrześcijaństwo żydów. W spólne biesiady i lokale, wspólna kasa, a nade wszystko rzekomy kolektyw gm iny chrześci
jańskiej w Jeruzalem , stanowić m ają dowody powyższej zależ
ności.
” Por. j o s. F 1 a v i u s., A ntiąuitates, XVIII, 2, p. 618. Por. również: Jos.
S a u e r, De Ęssenis et Therapeutis, disquisitio, Vra.tislaviae 1829.
In apolog. p. 380.
Por. Alphons S t e i n m a n n , Die Apostelgeschichte, Bonn 1934, s. 43.
” E o h m e y e r , op. cit., ,s. 60, ma tu pewne w ątpliw ości,■ których jednak nie stara się uzasadnić.
“ lTcfijii co5 ■fkwpYycracij (tł. łac.: De vita coniem alativa), 3.
" Por. Ks. Wł. S z c z e p a ń s k i TJ, Palestyna za czasów Chrystusa, Wiedeń 1920, s. 243. Por. również Diet. de la Bibie (Paris, 1933) 1131,
Większość jednak a u to ró w 42 jest zdecydowanie przeciwnego zdania. Niektórzy w reszcie43 — nieliczni — poprzestają jedynie na podkreśleniu wspólnych rysów charakterystycznych dla obu środowisk, nie wyciągając stąd żadnych wniosków co do ew entual
nej ich ideowej zależności.4'
Stwierdziwszy, iż w ośrodkach esseńskich panowała mona
styczna, powszechna, całkowita i statutow a niejako wspólnota wszelkich dóbr, przyjrzym y się z kolei bliżej pierwszej chrześci
jańskiej gminie i stosunkom własnościowym wśród niej panu
jącym. Jak ona powstała, wie każdy, kto czytał Dzieje Apostol
skie. Zbyteczne też- chyba przypominać, że na jej czele stał po
czątkowo św. P iotr i Kolegium złożone z Apostołów, a później św. Jakub. W skład gm iny wchodzili praw ie wyłącznie naw ró
ceni z żydostwa: już to judejscy autochtoni, już to przybysze z Galilei i helleńskiej diaspory. Na znaczny procent zhellenizo- wanego elem entu wskazują imiona pierwszych siedmiu diako
nów,45 którym powierzono pew ne funkcje, głównie zaś charyta
tywną. Widocznie było wówczas w Jerozolimie siedem chrześci
jańskich domów m odlitwy służących jako miejsca wspólnych agap i punkty rozdaw nictw a zapomóg wdowom i sierotom.
Chrześcijan jjty- jak wiadomo było początkowo kilka tysięcy, liczba ich jednak stale rosła. Żydzi starozakonni ^ idąc za radą
“ Np. W e g n e r , E w a l d , R i t s c h l , M e y e r , O e s t e r l e y . Ten ostatni pisze na ten temat: the Essene ideals w ere v e ry exalted: some w riters, therefore, suggest that Essenism influencea prim itive Christianity.
From this w e en tirely dissent. (The Jew s and Judaism during the Greek Period, London, 1941, s. 258). Por. też rozprawę ks. St. Ł a c h a pt. M istrz spraw iedliw ości z Qumran a Chrystus z Nazaretu („Zeszyty Naukowe KUL“, II (1959), nr 1) oraz ks. bpa H. S t r ą k o w s k i e g o , M anuskrypty 'z Qumran a chrześcijaństwo, Lublin 1958.
" Do takich należy N i t t i , op. cit., s. 61.
" Por. L o h m e y e r , op. cit,, s. 61.
“ „I obrali Szczepana.... i Filipa i Prochora i Nikanora i Tymona i Parmenesa i Mikołaja, prozelitę z Antiochii“ (Dz 6, 6).
106 A D A M R O D Z I Ń S K I
G am aliela48 — ustosunkowali się na ogół nieufnie i wyczekująco do szerzącej się w iary w Chrystusa, w pierw szym zaś rzędzie zastosowali wobec chrześcijan bojkot towarzyski i gospodarczy.
N awracający się kupcy i rzem ieślnicy pozbawieni kredytu i od
biorców musieli tworzyć organizację zw artą i scentralizow aną nie tylko dyscyplinarnie lecz i gospodarczo, nie różniącą się na ze
w nątrz wiele od stowarzyszeń kierow anych przez faryzeuszy.47 Na określenie gminy chrześcijańskiej spotykamy m. in. nazwę:
„wspólnota" y.oivovia ,48 I tu rodzi się pytanie dla nas ze wszech m iar zasadnicze: jak dalece posuniętą „wspólnotą" była gmina chrześcijańska w Jeruzalem — czy aż do powszechnego, zupełnego i przymusowego uspołecznienia dóbr nieruchomych, czy może jeszcze dalej? Aby na to pytanie rzeczowo odpowiedzieć, trzeba w pierwszym rzędzie sięgnąć do źródeł.
W Dziejach Apostolskich (2,44) czytamy: „Wszyscy też, którzy wierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne (45). M ajętność i dobytek.4’ sprzedawali i rozdzielali je wszystkim ,' jak każdemu było potrzeba". A w rozdż. 4, w. 32- „Mnóstwo zaś w ierzą
cych miało jedno serce i jedną duszę: nikt z nich nie nazywał swoim tego co posiadał, lecz wszystko było im wspólne. (33) (34).
Nie było bowiem między nimi nikogo w niedostatku, gdyż wszyscy, co mieli role albo domy, sprzedawszy, przynosili zapłatę za to, co sprzedawali (35) i składali przed nogi apostołów. Rozda
wano zaś każdemu, ile komu było potrzeba. (36) A Józef, którego
“ Dz 5,38.
“ Terminy aowfurfq i £xxX-rjaia , które wówczas dopiero zaczęto roz różniać, są odpowiednikiem hebrajskiego wyrazu ,kahal‘ oznaczającego pierwotnie jakiekolwiek zebranie oraz miejsce nań przeznaczone, a później całą gminę wyznaniową.
“ Por. B e 1 s e r, Die Apostelgeschichte, s. 150. „Wspólnoty" tworzyli od dawna faryzeusze dla religijnych i politycznych celów. Wcześniej jeszcze organizowali je prowincjonalni kapłani żydowscy. Por. G. F o u a r d, Ś w ięty Piotr i pierw sze lata chrześcijaństwa, tł. ks. J, Bromski, Piotr
ków 1908.
" to -/.-vju.aT« x«i Tctę uraźp^się — czyli nieruchomości i dobra ruchome. .
zwali apostołowie Barnabą (37) m ając rolę, sprzedał ją i przyniósł pieniądze i położył u nóg apostołów11.50
[Rozdz. 5. 1 ],'„Pew ien zaś mąż im ieniem Ananiasz, z Safirą, żoną swoją, sprzedał rolę (2) i ujął z zapłaty za rolę za wiedzą żony swojej: a przyniósłszy pew ną część, położył przed nogami
apostołów. (3) I rzekł Piotr: „Ananiaszu, czemu szatan skusił serce twoje, żebyś skłam ał Duchowi Św iętem u i u jął z zapłaty za rolę?
(4) Czyż będąc twoją, nie zostaw ała tobie, a sprzedana nie była w tw ej mocy?“
Te ostatnie słowa św. P iotra są w yraźnym dowodem całkowitej dobrowolności tego rodzaju ofiar. Nie piętnuje tu Apostoł za
trzym ania pieniędzy samego w sobie, lecz powód lego po
stępku: hipokryzję, próbę zainscenizowania heroicznego aktu re zygnacji z m ajątku na rzecz gm iny bez ducha ofiary i miłości.
Stąd też właśnie i grzech obojga małżonków był w szczególniejszy sposób przeciwny działaniu Ducha św. u samej kolebki Ko
ścioła.51
W przytoczonych w yjątkach z Dziejów Apostolskich zwróćmy baczniejszą uwagę na słowa: wszyscy, co mieli role albo domy, sprzedawszy, przynosili zapłatę ... (4, 34) W słowach tak prostych i w yraźnych trudno dopatryw ać się zbytniego uogólnienia czy przesady, jakkolw iek uw zględniając wschodni sposób wyrażania myśli i ekshortatyw ny cel wypowiedzi można i to przypuścić bez narażenia się na heterodoksję. Toteż liczni egzegeci — zwłaszcza
" Według dawnego zwyczaju akt przejęcia prawa rozporządzania ozymś wyrażano postawieniem stopy swej na danym przedmiocie. ( P r e u s c h e n , Apostelgeschichte, Tiibingen, 1912, s. 17. (Por. P w t 15, 4). Może być jednak, iż w yrażenie to świadczy tylko o jakichś podwyższonych stallach zajmo
wanych w czasie zgromadzeń przez Kolegium Apostolskie.
11 Niektórzy z egzegetów posądzają Ananiasza i jego żonę raczej o nie
dowiarstwo i małoduszność, niż o pychę, inni zaś jeszcze — wnioskując ze surowej kary Bożej, jaka ich spotkała, przypuszczają tu uprzedni ślub doskonałego ubóstwa. Św. Augustyn rozumiejąc, iż kara ta miała być w pierwszym rzędzie przestrogą dla innych, zaznacza: „spodziewać się jednak należy, iż na drugim św iecie Bóg ulitow ał się nad nimi; w ielkie jest bowiem Jego miłosierdzie." (Sęrm., 148, PL XXXVIII, 799).
108 A D A M R O D Z I Ń S K I
nowsi — zarówno ze strony katolickiej,55 jak i niektórzy prote
stanci, tłumaczą słowo „wszyscy" cum grano salis, jako zwykłą retoryczną eksagerację (jaką niechybnie jest choćby zdanie, iż
„wszyscy" ...mieli „wszystko" wspólne (2, 44).
Stąd — opierając się .również na w yrażeniu św. Łukasza (4, 32) iż „nikt ... niczego, c o ' p o s i a d a ł , nie nazywał swoim" — w nio
skują, że jednak własność jednostkowa istniała nadal, także i od
nośnie do nieruchomości, a własność wspólna gminy pochodziła z częściowej tylko sprzedaży pól i: domów na pokrycie wspólnych potrzeb.53 Na poparcie swego stanowiska przytaczają też cyto
wany powyżej wiersz 35 rozdz. IV Dziejów, mówiący o św. B ar
nabie.. W spaniałomyślnemu gestowi B arnaby — tw ierdzą — nie poświęciłby zapewne A utor szczególniejszej wzmianki, gdyby wszyscy tak jak on postępowali. Inny jeszcze poza tym, drobny zresztą epizod z tychże Dziejów przem awiać się zdaje na korzyść ich interpretacji: Oto św. P iotr po cudownym wyprow adzeniu go z więzienia „poszedł do domu Marii, m atki Jana, którego nazy
wano Markiem, gdzie było wielu zgromadzonych i modlących się"
(12, 12), co wskazywałoby na to, iż nie wszyscy pobożni i gorliwi naw et chrześcijanie wyzbyli się swych realności.5'1
W rozdz. 6 (w. 1) m am y wreszcie wzmiankę o codziennym urządzaniu posiłków dla wdów ze wspólnych funduszów, czym kierowali zrazu Apostołowie, a później diakoni. — Jeśli wszyscy posprzedawali swe m ajątki i stali się ubogimi, czemu tylko wdowy widzimy korzystające ze wspólnego stołu?
“ F e l t e n , B a u m g a r t n e r , K n a b e n b a u e r , S c h a f e r i i.
i! K n a b e n b a u e r np. analizując Dzieje Apostolskie taką czyni uwagę odnośnie do 2, 45: „Nie ma powiedziane, iż sprzedawali wszystkie majętności, tak je bowiem sprzedawali, aby potrzebującym przychodzić mogli z konieczną dla nich pomocą." (Commentarius in Actus Apostolorum, Parisiis 1899, s. 63—64).
“ Por. również Dz 21, 15—16: „A potem ... wyruszyliśmy do Jerozo
limy. Wybrali się też z nami i niektórzy uczniowie z Cezarei, prowadząc z sobą niejakiego Mnazona z Cypru, dawnego ucznia, u którego mieliśmy zamieszkać". — Czy jednak chodziło w tym wypadku o jego własny dom?
Zapewne, wszystkie te fakty m ają swoją wymowę, niekonie- ' cznie jednak taką, jaką proponują wyżej wzmiankowani egzegeci.
Zwrot, iż nikt tego — co posiadał — nie nazywał swoim, można ograniczyć chyba do samych tylko ruchomości, które w zasadzie pozostawały nadal własnością osobistą, jakkolwiek każdy gotów był je oddać bardziej ich potrzebującemu. Czyn św. B arnaby mógł być przytoczony jedynie jako przykład, jeden z pierw szych może i dlatego godny wyróżnienia, tym bardziej, że następujące po nim i z nim skontrastow ane tragiczne zdarzenie z Ananiaszem i Safirą nabiera przez to znaczenie większej wyrazistości. Akcja więc sprzedaw ania m ajątków mogła być rów nie dobrze powszechna.
To ostatnie przypuszczenie w yda się nam jeszcze bardziej praw do
podobne, , gdy uwzględnim y żywe nastroje eschatologiczne pier
wszej gminy. Nie mam tu na myśli oczekiwania na rychłą paruzję, bo tego, co miało m iejsce w Tesalonikach ok. 53 r.55 nie można orzekać o gm inie jerozolimskiej, lecz ascetyczny wzgląd na' krót
kość doczesnego życia i sąd Chrystusa, wobec którego — w myśl pouczeń E w angelii56 — każdy wierzący czuł się nie właścicielem i panem, lecz w łodarzem niejako powierzonych mu przez O patrz
ność m ajętności. W każdym zaś razie wierzono' przecież nieza
chwianie w spełnienie się zapowiedzi Chrystusowej o rychłyni zniszczeniu Jerozolimy. Po cóż dzierżyć w posiadaniu domy w skazanym na nieuchronną zagładę mieście lub role w najbliż
szej jego okolicy? Mogą one zresztą każdej chwili ulec konfiskacie, gdy prześladow anie 3 przepowiedziane wszak również przez C hry
stusa — przybierze na sile.57 Czy nie lepiej sprzedać to wszystko, a pieniądze rozdać ubogim bądź to osobiście, bądź też — co roz
sądniej — za pośrednictw em Apostołów, którzy najlepiej znać mogą w szystkich potrzebujących wsparcia? Słowa C hrystusa są przecież ta k w yraźne: „Dawajcie, a będzie w am dane, m iarą do
brą, natłoczoną i potrzęsioną i opływ ającą dadzą w zanadrze w a-
is Por. 2 Tes 2,1.
-6 Np. Łk 19,32; Mt 12,9 i 13,24.
” Por. nip. Dz 8,1 S kiedy to „wszyscy" (chyba uogólnienie....) oprócz Apostołów uciekli z Jeruzalem.
110 A D A M R O D Z IŃ S K I
sze. Wszak tą samą miarą, którą mierzycie, będzie wam odmie- rzone“.58
Tak więc bez żadnego nakazu czy moralnego przym usu ze strony duchowej zwierzcłfności — wszyscy, ilu ich było m ają
cych domy i pola, sprzedawali je dla ulżenia nędzy współbraci i zasilenia gminnej kasy. (Przypomnę tu ze w stępu ową izolację gospodarczą chrześcijan i bojkot stosowany z wszelką pewnością przez ogół starozakonnych Żydów, zwłaszcza zaś przez faryzeu
szów, którzy ^ jak wiem y — panowali na ówczesnym rynku rze
mieślniczym i handlowym."’
F akt istnienia w Jerozolim ie domu Marii nie przeczy również bynajm niej ewentualności powszechnego sprzedawania, a ściślej mówiąc, powszechnego „uspołecznienia" domów, owszem, zdaje się ją potwierdzać. Gm ina m usiała mieć do dyspozycji w obrę
bie m iasta przynajm niej kilka większych lokali (najpraw do
podobniej było ich siedem, na co wskazuje liczba diako
nów), a ze względu na prześladowania nie mogła, względnie nie chciała występować na zew nątrz jako osoba praw na. Stąd i ów
„dom M arii“ (Matka św. M arka była nadal, przynajm niej for
malnie, jego właścicielką), de facto^ę jak w yraźnie z tegoż miejsca Dziejów zdaje się w ynikać — oddany był do użytku gminie.
Pozostał jeszcze problem posiłków urządzanych osobno dla wdów. W zmianka odnośna (Dz 6,1) przeczy jednak co najwyżej hipotezie o całkowitej kolektywizacji życia pierwszej gminy przy równoczesnym zniesieniu gospodarstw indywidualnych. Nasza teza da się pogodzić bez tru d u z faktem istnienia w gminie jerozolim
skiej rodzin jako autonomicznych całostek gospodarczych.*0 Ci, którzy sprzedawali swe domy czy pola, nie staw ali się jeszcze,
przez to samo biedakam i potrzebującym i jałm użny. Na ogół żyli przecież nadal z pracy wykonywanej na własny, pryw atny ra
chunek. Teoria o całkowitej i powszechnej rezygnacji z własności
“ Łk 6,38.
“ Por. L o h m e y e r , op. cit., s. 59.
” W ówczesnych warunkach miejskich komasacja i kolektywizacja konsumpcji nie była w ogóle do przeprowadzenia pod względem tech
n i c z n y m .
nieruchom ej schodzi się — przy uwzględnieniu stosunku do dóbr ruchom ych z teorią o tzw. „powszechnym komunizmie miłości".
Nie tw ierdzi ona, aby poza w spólną kasą i wspólnym m ajątkiem gm innym nie m ieli w ierni pieniędzy i ruchomości własnych.
Z tych ostatnich sprzedawano na wspólne potrzeby tylko nie
które, w pierwszym rzędzie wszystkie „<swperflua‘, np. przedmioty zbytku.
Zarobki — jak już mówiliśmy — były indyw idualne (ściślej:
rcdzinne) i żadna ustaw a nie kierow ała ich do wspólnej kasy.
„Powszechny komunizm miłości" polega odnośnie do tego rodzaju dóbr jedynie na intencjonalnym niejako i spontanicznym zaciera
niu granicy m iędzy „w łasnym " a „cudzym " na skutek altruistycz- nego entuzjazm u, gotowości spieszenia z wszelką pomocą każdemu współwyznawcy i oddania w razie potrzeby wszystkiego do jego dyspozycji. Konieczność podziału nie tylko w samej zasadzie, lecz i w praktyce, na „m oje" i „tw oje" będąca skutkiem pierw o
rodnego grzechu — została tu jakby na czas pew ien zawie
szona, co nastąpić mogło tym łatw iej, że gm ina jerozolimska — nieliczna stosunkowo — była w pew nym sensie „rozszerzeniem tylko grona uczniów Chrystusowych, żyjących ze swym Mistrzem we Wspólności dóbr".61 Zjawisko podobne zaobserwować możemy i dziś zresztą między członkami niejednej szczególnie solidarnej i zespolonej w zajem ną miłością rodziny, obejmującej kilka w za
sadzie niezależnych od siebie m aterialnie osób o pełnej zdolności prawnej.
Tego rodzaju m niej więcej zapatryw anie głosili już Ojcowie Kościoła: św. Chryzostom, św. Hieronim i św. Augustyn; podtrzy
m uje go rów nież św. Tomasz z Akwinu, a za nim Sanchez, Corne- lius a Lapide, Le Camus i i. Z uczonych protestanckich — Harnack, Hausrath, Lohmeyer. Ten ostatni tak zastrzega się przed ew entual
nymi nieporozum ieniam i mogącymi wyniknąć z użycia term inu
„kom unizm " do określenia powyższego stanu rzeczy.'2 „To, co jest tutaj przedstawione, jest czymś różnym zgoła od próby realizacji
“ Ks. Piotr S t a c h , Komunizm w ■. pierw otnym chrześcijaństwie a czasy obecne, Lwów 1926, s. 13.
112 A D A M R O D Z I Ń S K I
komunistycznej wspólnoty posiadania i użytkow ania w ram ach ów
czesnego porządku gospodarczego. Brak tu wszystkich charaktery
stycznych cech gospodarczego komunizmu. Wspólnota ogranicza się tutaj do ciasnego kręgu znających się osobiście członków gmi- ny, pryw atne nabyw anie rozumie się tu samo przez się, równości gospodarczej brak całkowicie; jak przedtem tak i teraz są potrze
bujący. Wspólnota nie jest tu żadną „instytucją" (keine Einrich- tung) lecz tendencją do poświęcenia w imię b raterstw a tego wszystkiego, co mogłoby być przyczyną różnic. Jest to więc swego rodzaju religijny komunizm miłości (ein reli.gióser Liebeslcommu-
nismus)".63
Podobne zastrzeżenie czyni katolicki uczony Eduard Vogt *':
„Komunizm chrześcijański nie jest równoznaczny z przymuso
wym zniesieniem wszelkiego praw a własności...", a Otto Dibelius 15 podkreśla: „Komunizm miłości w pierwszej gminie nie stanowił prawa, którem u każdy m usiałby się podporządkować". „Sprzeda
wano, aby zaspokoić potrzeby doraźne; t? pisze-w tej sprawie Gustav R u h la n d “ — prawdziwy komunizm gospodarczy przej
muje nieruchomości, aby nim i zarządzać na stałe; stąd o istotnym komunizmie gospodarczym nie można mówić na serio, jeśli idzie o gminę chrześcijańską w Jeruzalem ". H einrich Pesch analogicznie tę kwestię kom entuje.67 „Nie miało tam miejsca żadne prawne zniesienie własności pryw atnej jednostki i przeniesienie własności jednostkowej do własności wspólnej i ogólnej gospodarki gminy, żadne praw ne lub samowładne wkroczenie zbiorowości w sferę
" Wielu katolickich zwłaszcza egzegetów używa tu terminu „komu
nizm" w cudzysłowie. L. H a 1 b a n (Społeczne ideały chrześcijaństwa w pierw szych wiekach) pisze (s. 84): „Określenie tego stanu przez naukę niemiecką jako' Liebeskomnmnismus, komunizm miłości, uważam za dosyć udatne, jeżeli chodzi o określenie zasadniczej różnicy między tymi a współczesnym komunizmem. Że jednak i ten termin jest nieścisły, na to godzi się również S c h i 11 i n g (Die christliche Soziallehren, s. 62).“
“ L o h m e y e r , op. cit. s. 83 (odnośnie do Dz 2,44n oraz 4,32n).
“ Soziales Leben in der ersten Kirche, Breslau 1911, s. 48.
“ Die w erdende Kirche, Berlin 1941, s. 62.
“ Die W irtschafspolitik des Vaterunser, Berlin 1895, s. 116.
" Die soziale Befahigung der Kirche, Berlin 1899, s. 401.
pryw atnego posiadania, lecz tylko najzupełniej dobrowolne odda
w anie swego (tj. otrzym anej przy sprzedaży m ajątku zapłaty) zbiorowości do rozdziału". Tego zdania jest i Leopold Caro. W je
go artykule pt. Własność, praca i bogactwo w nauce chrześcijań
s k ie j68 czytam y: „Nie był w tym względzie w ydany żaden przepis ogólnie obowiązujący ani trwały.. Był ... stan faktyczny, wywołany wielką i żarliwą pobożnością wyznawców i gorącym współczuciem dla ubogich". Sytuacja staje się całkiem jasna, gdy się zważy, że ci ubodzy członkowie pierw szej gm iny musieli być stosunkowo dosyć liczni, kto bowiem spoza Jerozolim y czy spoza Judei się n a
wracał, garnął się ze zrozum iałych względów do wspólnoty apo
stolskiej, sprowadzając do Jeruzalem nierzadko całą swą rodzinę, zapewne w brew interesom m aterialnym i z poważnym może nie
jednokrotnie uszczerbkiem w stopie życia. Utrzymanie tych ludzi w św iętym mieście wym agało z n atu ry rzeczy szczególnie w iel
kiej ofiarności i gościnności niem al heroicznej ze strony tych członków Kościoła, którzy występow ali wobec przybyszów z pro
w incji względnie z diaspory w charakterze gospodarzy.
Gdy się wreszcie weźmie pod uwagę i ąuasi-rodzinny charakter pierwszej zwłaszcza wspólnoty wyznawców C hrystusa z antyczno- patriarchalnym układem stosunków między duchowymi „ojcami"
a „dziećmi", rozum iem y już chyba w całej pełni na czym polegał ów stan „zaofiarowania wszystkiego" na wspólne cele. Nie ulega bowiem wątpliwości, że jeśli kiedykolwiek, to wówczas właśnie, ogół w iernych podzielał to przekonanie, jakiem u w kilkadziesiąt lat później dą w yraz Pseudo-B arnaba pisząc: „Dopuśćcie bliźnich do udziału we wszystkim i niczego nie nazywajcie swą własnością, bo jeśli uczestnikam i jesteście w dobrach niezniszczalnych, jakoż daleko bardziej w dobrach, które giną?" (19, 8). Na określenie po
wyżej przedstawionego stanu rzeczy, jaki zapanował (na krótko zresztą)- w śród pierw szych chrześcijan w Jerozolimie, zamiast te r
m inu „kom unizm miłości" użyć by należało raczej term inu ,,ko- m unionizm "; term in ten — m am wrażenie — znacznie lepiej i głę-
“ „Ateneum Kapłańskie", t. XX, s. 325.
114 A D A M R O D Z IŃ S K I
biej oddawałby istotę rzeczy* nie wywołując nieporozumień, na__
które uskarża się wielu autorów .88
Obecnie, gdy już m am y naszkicowany w głównych zarysach i um otywowany dostatecznie obraz pierwszej gm iny chrześcijań
skiej w aspekcie stosunków własnościowych, skonfrontujm y z nim koncepcję, opartą na analizie greckiego tekstu znanych nam już w yjątków z Dziejów Apostolskich (2,44—45 oraz 4,32—35), a po
chodzący od E. Jacąuiera, jednego z w ybitniejszych egzegetów katolickichs70
Jak wszyscy stojący na stanowisku te o rii. o częściowej tylko sprzedaży nieruchomości, uważa i on, iż słowa saytsę (wszyscy) nie trzeba brać dosłownie w przytoczonych przez nas powyżej uryw kach z Dziejów i to we wszystkich. Zwyczajowe względy stylistyczne dopuszczają bowiem używ anie słowa „wszyscy"
w znaczeniu „bardzo w ielu11 kjb „większa część", jak to z nie
których w yrażeń ewangelicznych w ynika niedwuznacznie.71 Sw. Łukasz — pisze tenże a u to r^ H c h c e przez to powiedzieć, iż wielu spośród chrześcijan oddawało swe dobra: wskazuje na to fakt, iż następujące po wyrażeniach s w e ; i axavTa (2,44) słowa E7cte’paa%oy y.di §iepp(,Cov sprzedawali i razdiziietoli (2,45), położone są.
w im perfectum , który to czas oznacza czynność pow tarzaną w spo
sób ciągły, lecz nie doprowadzający do jej zupełnego w ypeł
nienia.
Świadczyłoby to — zdaniem Jacąuiera — iż sprzedaż nie była powszechna i całkowita, lecz dokonywała się w m iarę zjawiającej się konieczności przyjścia z pomocą codziennym potrzebom ubo
gich. Podobną ideę pow tarzania wielokrotnego danej czynności zaw iera i participium praesentis KoXo5vcsę (4,34) „sprzedając";
(w tekście cytowanym powyżej „sprzedawszy" — pochodzi z Wul- gaty).
W szystkie te argum enty Jacąuiera są istotnie przekonujące ale tylko odnośnie do czystej możliwości zaistnienia stanu rzeczy
“ Por. odnośnik 62.
11 Les Ąctes des Apdtres, Paris 1926.1, s. 89: II, s. 44—45 i s. 156—153.
71 Np. Mt 2,3 „...Herod zatrwożył się i cała Jerozolima z nim" lub J 12,19: „...Oto cały świat za nim poszedł". Por. też Dz 2,5.
odpowiadającego takiej właśnie interpretacji; nie czynią jej nato
m iast dostatecznie prawdopodobną. Tyczy się to zarówno tłum a
czenia słowa "a? jak i pozostałych. Czas niedokonany wspom
nianych czasowników m ożna bowiem rów nie dobrze rozumieć w tym sensie, iż w ielokrotnie pow tarzane było w yzbyw anie się m ajątku przez coraz nowych konw ertytów , że zaś w odniesieniu do nieruchomości było ono raczej Całkowite, w ynika z poprzed
nio przytoczonych racyj, wskazujących na potrzebę takiej właśnie praktyki i na okoliczności ją ułatwiające.
Z kolei w ypada wspomnieć grupę pisarzy zarówno katolickich 72 jak protestanckich,73 tłumaczącą stan faktyczny, jaki zaistniał' w pierwszej gm inie odnośnie do własności, jedynie większą in ten sywnością chrześcijańskiej caritas, w yrażającą się w obfitych i częstych jałm użnach. Wspólnowłasnościowa tendencja najwcześ
niejszego chrześcijaństw a w yrażać się m iała tylko we wspólnej kasie, z której — jak to było-we wszystkich gm inach późniejszych
— czerpano środki potrzebne do ogólnoadm inistracyjnych, a przede wszystkim do charytatyw nych celów. U hlhorn np. pisze: „To, co m am y tu przed sobą, nie jest żadną instytucją własności wspólnej, lecz tylko szczególnie w ielkim rozdawnictwem jałm użny, dobro
wolnym i przeprowadzonym w ogniu pierw szej miłości w n aj
szerszym zakresie w yrów naniem stanu posiadania".M Oczywiście, jeśli wziąć pod uwagę dyscyplinarno-praw ną stronę zagadnienia, autor m a zupełną rację. Kolektywistyczny, choć zarazem i dobro
wolny zupełnie charakter mogła tam mieć tylko jakaś wspólnota konsum pcyjna pozbawionych własnej rodziny współwyznawców.75 Niektórzy autorow ie idą tu jeszcże dalej, ograniczając do m i
nimum i to bez żadnych solidnych argum entów aspiracje wspólno-
" Np. B e l s e r, C r a m p o n, K e i 1 e r , N e f f e r t, W o u t e r s. ks. Z e- g a r 1 i ń s k i.
7S Francis P e a b o d y , Jesus Christ and the soc.ial Question; E rn st' T r ó e l t s c h , Die Soziallehren der christl. Kirchen u. Gruppen; U h 1- ti o r n, Die ćhristlićhe Liebestatigkeit in der aIten Kirche; Karl W e i z - s a c k e r, Das apostolisohe Zeitalter i inni.
7‘ Op. cit., s. 68.
75 Tak sądzi m. in. W o u t e r s.
116 A D A M R O D Z I Ń S K I
własnościowe' gminy jerozolimskiej i ich zew nętrzny wyraz. I tak Dobschiitz 76 np.-pisze: „Na dalszym planie widać w yraźnie włas
ność pryw atną z jej przeciwstaw ieniem zamożności i biedy; ale widzi się również, jak ożywiający gm inę duch braterskiej miłości przeciwstawienie to stara się usunąć: kto coś ma, dzieli się z tym, który nic nie posiada. Nie wszyscy jednak w rów nym stopniu przejęci byli tym duchem wspólnoty ... Tylko w poszczególnych wypadkach widzimy członków gminy wyzbywających się zupeł
nie na rzecz ogółu pryw atnej swej własności". A Francis Pea- body-77 konkluduje: '„Tak zw any komunizm pierw szych chrześcijan był więc radosnym i chętnym, pełnym wielkodusznego poświęce
nia współżyciem rodzin, co i teraz każda społeczność chrześci
jańska niew ątpliw ie mogłaby naśladować. Nie usuw a on różnicy pomiędzy bogatym a biednym i nie wkracza praw ie w dziedzinę produkcji".
Po tym wszystkim, co się wyżej powiedziało, nie m a już po
trzeby poddawać osobnej krytyce teorii o komunistycznej (bez cudzysłowu) formie uspołecznienia własności w gminie jerozolim
skiej, teorii opartej li tylko na domysłach. Jest to raczej hipoteza jedynie, w ysnuta z założenia,'iż chrześcijaństwo zrodziło się jako komunizm. Być może, iż jakaś historiozoficzna interpretacja ca
łości dziejów ludzkich nasuw a tego rodzaju przypuszczenia, nie przemawia jednak za nim i absolutnie żadne i wiarygodne źródło historyczne. Zakres problem u genezy chrześcijaństwa jest oczy
wiście znacznie szerszy niż zakres naszego tem atu, nie możemy więc zajmować się tu nim osobno.
Kończąc powyższe zestawienie głównych poglądów na gminę jerozolimską w jej najwcześniejszym stosunku do własności pragnę jeszcze zaznaczyć, że i po tych wszystkich naszych dotychczaso
wych rozważaniach na ten tem at nasunąć się mogą pew ne nie
jasności również odnośnie do „komunionistycznego" stanowiska.
Można np. uczynić zarzut, że skoro wszyscy wyzbywali się domów i pól, to choćby nie było w tej sprawie żadnego zarządzenia Apo
71 Problemie des Apostolischen Zeitalters, Leipzig 1904,. s. 40, V Op: cit.; s. 20.
stołów, przecież sam fakt powszechności takiego postępowania stanow ił pewnego rodzaju przym us m oralny,78 nieledwie prawo zwyczajowe, ż którym m usiał liczyć się każdy nowy członek gmi
ny. Otóż nie można zaprzeczyć, aby w takim w ypadku nie ist
niała żadna presja opinii, lecz nie m usiała być ona zbyt dotkliw a dla konw ertytów pragnących ze swej strony dać gm inie dowód swej gorliwości. Poza ty m opinia współwyznawców nie była ściśle wiążąca w tym wypadku: ostatecznie decydowała nie przejściowa praktyka, lecz zasada, która pozwalała im zatrzym ać swój m ajątek.
Stąd i do w ytw orzenia się jakiegoś praw a zwyczajowego dojść nie mogło, ty m bardziej, że stan powszechnego ,,komunionizmu“ trw ał krótko, może kilka tylko lat.
I jeszcze jedno pytanie: Wiadomo, że w spólna kasa zasilana spontanicznym i ofiaram i w iern y ch 79 służyć m iała biednym ; co więc było z innym i, z tym i zwłaszcza, którzy w yzbyw ali się swoich pól i domów ha rzecz gminy? Odpowiedź na to nie jest trudna:
Jeśli pracowali, żyli z pracy i z niej utrzym yw ali nadal swe ro
dziny; gdy nie mogli pracować, byli przez to samo zaliczani do ubogich, o których troszczyła się gm ina przez swoich diakonów, udzielając im wszystkiego według p o trze b /1’
Na koniec rozpatrzym y jeszcze ew entualność wpływ ów esseń- skich na gminę w Jeruzalem . Niektórzy angielscy deiści i n atu- raliści francuscy XVIII stulecia starali się za wszelką cenę uczynić C hrystusa esseńczykiem.81 P rzy sposobności posądzony został o essenizm i św. Ja n C hrzciciel/’ (39) jak również św. J a kub, o którym osobno jeszcze będzie mowa. Przytaczane jako dowód pew ne pokryw ające się rzekomo z doktryną i dyscypliną
' ™ Wyklucza go stanowczo W. L u t g e r t (Die Liebe im Neuen Testa
ment, Leipzig 1925, s. 178).
” M ogły to być także i składki okresowe, jakie pobierały np. w szy
stkie synagogi żydowskie w owym czasie.
•• Por. Dz 2,45.
81 Por. ' S t a n d l i n , Geschichte der Sittenlehre Jesu, t. I, s. 570;
• G f r ó r e r , Allgem eine Kirchengeschichte, t. I, s. 153.
“ G r a t z , Geschichte der Juden, t. III, w y d ..5, s. 276,