Chłopskie księgozbiory domowe.
Kulturowe uwarunkowania tworzących się zbiorów domowych i pamiątek na terenie gminy Zabłudów
od końca XIX wieku
Celem niniejszej pracy jest przedstawienie rozwoju i potrzeb czytel
niczych w środow isku wiejskim w drugiej połowie XIX wieku, ro
dzącej się w ów czas potrzeby grom adzenia i przechow yw ania
druków i pamiątek. Są to trudne do uchwycenia i opisania procesy budo
wania tożsam ości kulturowej. Zdaję sobie sprawę, iż ograniczenie opisu związanego z założoną problem atyką do terytorium gminy Zabłudów, w re
aliach ówczesnego Imperium Rosyjskiego i polityki zaborcy wobec jakich
kolwiek prób budowania świadomości narodowej napotykały na trudności i restrykcje. Wobec w yjątkowego ubóstwa źródeł z terenu objętego opisem - badanie nad odbiorcą chłopskim ówczesnej produkcji, choćby druków ulot
nych, jest zadaniem ryzykownym. Ale podjęcie tego ryzyka jest konieczne, ażeby poddać opisowi początki zainteresowań czytelniczych, prób grom a
dzenia druków i wszelkiego rodzaju dokumentów nazywanych często „do
mowymi papieram i”, będących niczym innym jak zalążkami przyszłych do
m owych zbiorów bibliotecznych. I choć pojęcie biblioteki wymaga osob
nego wyjaśnienia, w przypadku rozw ażań nad sytuacją rodzin chłopskich, będziem y posługiwać się term inem biblioteka, wszak w potrzebie groma
dzenia zaw iera się owa, często trudno uchw ytna, niekiedy niem ożliw a do zwerbalizowania, tęsknota za biblioteką domową. N aw et niewielki księ
gozbiór pozw alał w środowisku wiejskim, wobec powszechnego analfabe
tyzmu, zyskać status „człowieka m ądrego”. Owe ambicje w yrastają z koń
ca lat siedem dziesiątych XIX wieku, są w jakiejś mierze wynikiem represji popowstaniowych, jak również problem ów uwłaszczeniowych itp. Książ
ka stała się narzędziem wypełniającym lukę informacyjną, wobec w zm o
żonej akcji rusyfikacyjnej. O dpow iedzią stawała się konieczność organizo
wania szkolnictwa polskiego, domowego nauczania i najprzeróżniejszych
Z Badań Nad Polskimi Księgozbioram Historycznymi t. 21, Warszawa 2003.
form edukacji.
Praca nie wyczerpuje wszystkich zagadnień związanych z tw orzeniem się niew ielkich zbiorów bibliotecznych w chłopskich domach, nie rości sobie pretensji do ujm ow ania tegoż zagadnienia w porządku chronologicznym.
Z chw ilą odzyskania niepodległości - stan oświaty, również wiejskiej, w y m agał natychm iastow ych działań. Tworzenie dom owych zbiorów ulegał wów czas radykalnej zm ianie poprzez pow oływ anie najprzeróżniejszych ośrodków propagujących oświatę i kulturę, poprzez szkolnictwo i dostęp do książek i polskich czasopism. N ie ujmuję w pracy zniszczeń w ojen
nych ani innych nawałnic dziejowych, które ham ow ały edukacyjne procesy.
N ie m a też w niniejszej próbie opisania procesów i rodzących się potrzeb po
siadania własnego księgozbioru a w ynikających z określonej polityki budo
wania „świadomości obywatelskiej” w warunkach PRL-u. Procesy te wyma- gająwnikliwej analizy źródeł, jak też roli masowo powstających u schyłku lat czterdziestych bibliotek publicznych, ich zasobów i indoktrynacji politycznej.
Obawiając się uproszczeń, które wynikałyby ze zbyt powierzchownego oglą
du tych procesów i przedw czesnych wniosków, pozostawiam ten problem do dalszych, rzetelnych badań. Stąd w niniejszej pracy, pojawić się może pewien niedosyt, że wiele problem ów nie jest nawet zasygnalizowanych a m ateriał poddany w stępnem u opisowi jest przypadkowy. N a uspraw iedli
wienie niechaj pozostanie przekonanie, w ynikające z analizy przeprow a
dzonej w kilkunastu m iejscach poddanego opisowi obszaru, że inform a
cje zdobyte od posiadaczy księgozbiorów domowych, wobec niem ożliw o
ści zdobycia jakichkolw iek źródeł pisanych, stają się jedynym i źródłow y
mi materiałami. W przypadku wyznawców prawosławia sygnalizuję jed y nie problem y niepolskich grup narodowościowych, które podlegały innym procesom i dla których okres zniew olenia rosyjskiego był czasem podkre
ślanym po dzień dzisiejszy, sentymentów. Więcej uwagi poświęcam ciągło
ści potrzeb w przysw ajaniu i konsum ow aniu tzw. piśm iennictw a ludowe
go, które pom im o procesów edukacyjnych, wciąż pozostaje do dnia dzisiej
szego w dziewiętnastowiecznym kształcie, bez owych wielokrotnie podkre
ślanych przez badaczy, przem ian zm ierzających do pozyskania świadom o
ści przyjm ow ania literatury wysokiej. Estetyka proponow ana przez druki z końca dziewiętnastego wieku, rozw ijająca się niezm iernie bujnie w dw u
dziestoleciu m iędzywojennym; po przerwie „edukacyjnej” wspartej cen
zorskimi zapisami peerelowskiej rzeczywistości, od końca lat osiem dzie
siątych dwudziestego w ieku „nadrabia zaległości i święci ponownie swoje triumfy. Dom owe zasoby biblioteczne wzbogacane są publikacjam i propo-
nowanym i poprzez parafialną sieć kolportażu. N ie podejm uje próby oce
ny tegoż zjawiska, sygnalizuję jedynie problem. N ie roszczę również so
bie pretensji do prognozow ania procesów, które w nieodległej przyszłości m ogą zm ienić dotychczasowy stan rzeczy. Pozostająpytania, których w tej pracy pojaw ia się m oże zbyt wiele, ale po to tylko, ażeby uniknąć przed
wczesnych i pochopnych wniosków. Pomijam też procesy rodzących się w ostatnich latach na wsi snobizm ów związanych z posiadanym i wzboga
canym księgozbiorem.
Nieliczne źródła, którymi się posługiwałem, wym agałyby szczegółowego opisu, poddane zostały jedynie koniecznej weryfikacji, gwoli zilustrowania problem u, zostały włączone do tejże pracy. Kartoteka zapisów dokonanych w ram ach działania Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Zabłudowskiej, pozosta- je w zbiorach autora. Obejmuje ona szersze zagadnienia, które wym agały ocalenia a w przypadku tejże pracy zostały jedynie wykorzystane fragm en
ty. W iąże się to nie tylko z archiwum zapisów wypowiedzi informatorów.
W ykorzystano również archiwum fotograficzne i kom entarze do fotografii, które dotykały w w ielu przypadkach interesującego nas tematu.
Serdeczne podziękow ania składam Pani prof. dr. hab. Annie Sitarskiej, bez pom ocy której praca nie powstałaby, dziękuję za cenne uwagi i „utu
lenie tem atu”.
Badania nad powstawaniem dom owych bibliotek należą jak pisze Karol Głom biowski „do dziedziny badań z zakresu uczestnictwa w kulturze. (...) N a uczestnictwo w kulturze składają się dwa zasadnicze rodzaje działania:
z jednej strony tworzenie i form ułowanie przekazów symbolicznych, z dru
giej ich odbiór i interpretacja. M iędzy jednym a drugim ogniwem proce
su rozwija się skomplikowany ciąg działań, w którym uczestniczą twórcy i odbiorcy przekazów i narzędzia ich utrwalania i rozpow szechniania”.1 Do przytoczonej definicji należałoby dopisać warunki uczestnictwa w kul
turze, a m ianow icie stosunki społeczne, które w yw ierają sw oje piętno na kontaktach m iędzyludzkich i prywatny charakter tworzących się księ
gozbiorów prowadzący do wym iany sąsiedzkiej posiadanych książek, udo
stępniania ich treści również poprzez oralną formę przekazu i wymianę informacji. Proces komunikacji jest ograniczony społecznie i kulturowo, wszak w środowiskach zamkniętych a do takich należy środowisko chłop
skie - obowiązywało określone zapotrzebowanie estetyczne i etyczne (reli
gijne) kształtujące literaturę i jej odbiorców. Zbiorowość realizowała takie cele jak zabezpieczenie i rozwijanie wiedzy, pojęć m oralnych i wartości es-
tetycznych, uznanych przez tą zbiorowość w danym okresie czasu za nie
zbędne w jej egzystencji. Pojęcia socjologiczne w jakiejś mierze w yznacza
j ą pole badaw cze w księgoznaw stw ie i podejm ow anym temacie.
M aria Kocójowa w artykule „W poszukiw aniu m odelu badań” - pojęcie środowiska, tak ważnego dla badań bibliologicznych określa jako „ogół czynników: rzeczy, ludzi, instytucji i innych powstałych w toku społeczne
go w spółżycia i rozw oju historycznego społeczeństwa, składających się na społeczne otoczenie człow ieka”. Z a odpowiednik definicyjnego określenia
„rzeczy” należy przyjąć szerokie pojęcie książki wytworzonej lub znajdują
cej się w obiegu w będącym obiektem badań ośrodku książki polskiej oraz inne przedmioty materialne warunkujące działalność bibliologiczną. (...) La
koniczne sformułowanie: „ludzie” pozw ala na rozw inięcie pogłębionej in
terpretacji kom unikacyjnej. (...) Badaczy dawnych ośrodków książki pol
skiej b ędą interesować przede wszystkim instytucje książki, czyli w ydaw nictwa, drukarnie, księgarnie, biblioteki, m uzea (...) Końcowa fraza ency
klopedycznej definicji środowiska społecznego głosi potrzebę rozpatrywania
„rzeczy”, „ludzi” i „instytucji” jako „powstałych w toku społecznego współ
życia i rozw oju historycznego społeczeństwa, składających się na społecz
ne otoczenie człow ieka”. Sform ułowanie to można uznać za zapowiedź po
szukiwania sensu badań ośrodków książki polskiej w konfrontacji z cało
kształtem procesu dziejowego kom unikacji społecznej”.2 W iele ciekawych spostrzeżeń przynoszą badania Kazimiery Maleczyńskiej dotyczące jednego aspektu z przytoczonej powyżej definicji a m ianowicie produkcji w ydaw niczej. Z badań tych wynika, że w końcu dziewiętnastego w ieku wyraźnie daje się zauważyć w zrost produkcji drukarskiej tekstów literackich, choć piśmiennictwo historyczne ulega gwałtownemu zahamowaniu a interesująca nas literatura ludowa stanowi nieznaczny procent ów czesnych propozycji wydawniczych.3 Dane te zapewne są zaniżone, wszak wiele druków ulotnych nie znalazło się w spisach Estreichera i uchwycenie tegoż działu piśm iennic
twa jest zadaniem niezm iernie trudnym. Wysoki procent wciąż daje o sobie znać literatura religijna, w tym druki dewocyjne, które najbardziej sąreprezen- tatywne we wspom nieniach dotyczących chłopskich bibliotek domowych.
W pierw szym dziesięcioleciu, pom im o ukazu tolerancyjnego, spada gw ał
townie procentowy udział tego typu literatury. Zestaw ienia procentowe nie w yjaśniająnam udziału literatury przez nas obserwowanej w życiu wsi pol
skiej. Jeżeli chodzi o literaturę religijną, odnotowywane były książki kiero
wane do ówczesnej inteligencji, zaś druki przez nas odnotowywane czę
sto nie m ieściły się w tej kategorii, pom im o tem atu sugerującego ich cha
rakter religijny. W ydaje się, że udział tego typu wydaw nictw był znaczny, nie opatrzonych cenzorskimi zezwoleniami, w kształtowaniu rynku wydaw
niczego końca dziewiętnastego stulecia.
Szczególnie interesujące w ydają się być wnioski M ariana J. Lecha ana
lizującego ludowe biblioteki i czytelnie w Królestwie Polskim. Nie brak w tej rozprawie ważnych stwierdzeń dotyczących ówczesnej polityki wy
dawniczej w języku polskim inspirowanej przez zaborcę.4 Dopiero rok 1905 otwiera m ożliwości do legalnego działania bibliotek i czytelń ludowych.
Niestety, nie udało nam się odnaleźć jakiejkolw iek informacji o działaniu tego typu instytucji w gm inie Zabłudów. Istniały w guberni grodzieńskiej, i trzeba przyznać, iż m iały one swój wpływ i odegrały znaczną rolę w prze
nikaniu książki polskiej do chłopskiej chaty. Uzupełniały obieg tej litera
tury pracow icie rozpowszechnianej przez wszelkiego rodzaju księgonoszy i jarm arczn y ch handlarzy. N ajw ażniejsze w y d a ją się być „poszerzone obszary w olności”, które pozw alały na sw obodniejszy obieg literatury.
N ie w pływ ały one rzecz jasna na poziom proponowanej literatury. Decydo
wały tu względy estetyczne niewyrobionego, często z trudem wyrwanego z objęć analfabetyzmu, czytelnika. W iele lat upłynie, zanim edukacja szkol
na zmieni ten stan rzeczy, choć pozostanie nadal tęsknota do „niesamowi
tych opowieści” docierających zza szczelnie zam kniętych horyzontów. Ele
m ent sensacyjności „wielkiego świata” pozostanie nadal w estetyce odbior
cy, żądnego wzruszeń i zadziwień.
Przytoczona powyżej definicja Marii Kocójowej nie zostanie w pełni rozpisana w m oich uwagach nad zalążkam i tworzonych chłopskich biblio
tek domowych. Uzupełni tylko nieznacznie, poprzez m aterię wspom nień i nielicznych źródeł pisanych na ten wielce ciekawy problem. Biblioteki chłopskie wciąż przeżyw ają swój dramat. Być m oże wynika on ze stosun
ku tego środowiska do książki i czytelników. „M awiano <książka nie kar- mi>, <kto czyta, chce panem być> (...). Jan Wantuła próbował w ytłum a
czyć w yraźną niechęć niektórych środowisk do książki i w roku 1907 pi
sał: „(...) dziś starsi ludzie, a nawet w ielu młodszych ma zupełnie fałszywe pojęcie o wartości książek świeckich i wogóle zapoznaje korzyści czytania.
N a w szystkie książki zapatrują się ja k na „Bruncliki”, „M eluzyny”, fan
tastyczne, m ało praw dopodobne opowieści, których czytanie nie tylko nie przynosi żadnych korzyści, ale w dodatku człowiek może z nich czytania
„zgłupnąć”.5 Ta opinia w jakim ś stopniu jest aktualna po dzień dzisiejszy.
Przyjrzyjm y się bliżej literaturze, która trafiała „pod strzechy”.
Książka do nabożeństwa - tak nazywano zbiór m odlitw do codziennego odm awiania oraz „nabożeństw a na wszystkie dni tygodnia” z dołączeniem
„zbioru najużywańszych pieśni”. Modlitewniki zazwyczaj poprzedzał kalen
darz w XIX wieku, z rozróżnieniem na kalendarz gregoriański i juliański z wykazem świąt ruchom ych i uwagami typu: „Wesela m ałżeńskiego K o
ściół św. zakazuje od pierwszej niedzieli adwentowej do Trzech Królów;
od środy popielcowej do poniedziałku przew odniego” czy też inform acja
mi: „Rok m a m iesięcy dwanaście, tygodni pięćdziesiąt dwa i jeden dzień;
dni zaś trzysta sześćdziesiąt pięć i niemal sześć godzin; gdyż słońce przez tyleż dni obiega koło zodyaka. Po czterech zaś latach przybyw a dzień j e den, poniew aż cztery razy 6 czyni godzin 24, zaczem rok w tedy byw a przy
byszowy”.6 Książek do nabożeństwa znamy wiele, funkcjonują pod naj
przeróżniejszym i tytułami. Decydowała tu, ja k przy innym „tworze”, re
klam owa otoczka rozpoczynająca sw oją rolę od doboru chwytliwego a za
razem pełnego powagi i dostojeństwa tytułu. „Arka pociechy..., Okaż nam oblicze swoje... etc. „ścigała się” w drugiej połowie XIX stulecia z tanimi drukami straganowymi, które zabiegały o coraz szerszy rynek zbytu. Po
pyt na literaturę straganow ą w zrastał w m iarę rozw oju oświaty i czytel
nictwa w śród ludu. U zupełniał w jakiejś m ierze treści podawane w książ
kach do nabożeństwa, stając się dekalogiem rozpisanym na zdarzenia nu
rzane w krwistym sosie ludzkich niegodziwości. W książkach do nabo
żeństwa istnieje wyraźny zakaz dowolności budowania zbiorów opowieści i modlitw, stąd opatrywano druki kościelne zezwoleniam i „cenzorów dzieł treści religijnych" lub aprobatą władz duchownych. Książki do nabożeń
stwa były w wielu w ypadkach elem entarzem, na nich uczono sztuki czyta
nia. W ielu m oich informatorów podawało, iż alfabetu uczono ich podczas zimowych wieczorów, korzystając z książki do nabożeństwa. „To było ta
kie ważne, kiedy m oja m am a Katarzyna prowadziła mój palec po kartkach książki do nabożeństwa. U czyłam się na pamięć litanii, m odlitw najprze
różniejszych a później ju ż śpiewałam razem godzinki i inne pieśni naboż
ne. M ama żartowała, że będę czytać śpiewająco - to znaczy dobrze. I chy
ba tak było, bo kiedy ju ż byłam w szkole, a skończyłam cztery oddzia
ły, kłopotów z czytaniem ju ż nie było. A były w naszym domu książki ta
kie jak: Biblia, dwie książki do nabożeństwa z przeznaczeniem dla m ęż
czyzn i kobiet, była też wspólna, z której najczęściej korzystaliśmy. Były też kantyczki ale z nich tylko śpiewaliśm y w okresie Bożego N arodzenia i w karnawale. Choć to był okres krótki, one były najbardziej „wyśpiewane”.
I była też książka o świętej Genowefie, m oja m am a czytała j ą wszystkim,
którzy zbierali się na naszej chacie czy to przy przędzeniu lnu, czy też kie
dy kobiety przychodziły niszczyć fasolę, czy po prostu po to, żeby poga
dać - w tedy kiedy ju ż omówiono wszystkie tematy, wyśm iano się i w ypła
kano, wtedy m am a sięgała po tę książkę i czytała. Zawsze wydawało mi się, że czytanie trw a zbyt krótko. I choć znałam na pam ięć zdarzenia z tej książki, nigdy nie m iałam ich dosyć. Święta Genowefa, wygnana i upo
korzona, odniosła w końcu zwycięstwo. To był chyba najlepszy przykład dla przetrwania w szelkich przeciwności losu”.7
Pam iętam z w łasnego dzieciństw a scenę, kiedy przem ierzałem w ie
le kilom etrów aby dotrzeć do Józefowa - tam zaraz za dworem m ieszka
li Ostaszewscy. Pożyczyłem chyba najw iększy ich skarb: „Żywoty Świę
tych Pańskich” Piotra Skargi. Owinięte w duże chusty dzieło, sfatygowane wypożyczeniami przynosiłem do domu aby poznać m ęczeńską chwałę w y
znawców Chrystusa. To m artyrologium było chyba tak ważne, że aby zbudo
wać swój ąbibliotekę jako zakładzinę, szukałem tegoż dzieła. Odnalazłem je w antykwariacie i zakupiłem dzieła ks. Skargi i Ojca Prokopa. Po dzień dzi
siejszy odczuwam wielki sentyment do tych ksiąg i chyba przez to nie w y
blakło we m nie po dzień dzisiejszy m oje dziecięce zauroczenie.
W drugiej połowie XIX w ieku daje się zauważyć niezwykle bujnie roz
w ijający się rynek piśm iennictwa straganowego, najbardziej nasycające
go wieś tanimi książkami i drukam i.8 Rozchodziły się one bardzo szero
ko, docierały na Podlasie razem z kom paniami powracającymi z odległe
go często pielgrzym iego szlaku, m oże docierały do bliższych geograficz
nie miejsc kultowych, przynoszone przez księgonoszy i kupców. M ożna je było również nabywać w księgarenkach małomiasteczkowych. Nie były one szczególnie w sferze zainteresowań carskich urzędników, jeżeli nie dotyka
ły spraw narodowych. Ale druki jarm arczne oprócz tematyki religijnej za
nurzały się coraz bardziej w sensacyjności. Pękały ju ż tradycyjne horyzon
ty wiejskie, wnikała w nie produkcja wydawnicza, oświata ludu stawała się zadaniem koniecznym. Pozytywistyczne hasło „praca u podstaw” wydaw a
ła ju ż pierwsze owoce. Tradycja przekazu oralnego ulegała kodyfikacji w y
korzystującej estetykę ludności wiejskiej, zamkniętego chłopskiego kręgu czytelniczego. Cel literatury dla ludu był instrumentalny: oświatowo-pro- pagandowy, co sprawiało, że w jej zakresie znalazły się zarówno w ydaw nictwa edukacyjne, ja k beletrystyczne. „Adresując swe publikacje do czy
telnika mało wyrobionego lub wręcz uczącego się czytać, twórcy literatu
ry dla ludu mniej czy bardziej świadomie kroczyli śladami piśmiennictwa dla dzieci i młodzieży, stawiając częstokroć nieuczonego wieśniaka i dziec
ko na tym samym poziom ie rozwoju um ysłowego (...). Zakres pojęcia „lite
ratury dla ludu” kom plikuje się dodatkowo, gdy w eźm iem y pod uwagę fakt, że w krąg czytelnictwa wiejskiego włączono równocześnie tzw. prasę lu
dow ą oraz w ydaw nictwa jarm arczne i dewocyjne, których poczytność była o wiele w iększa aniżeli w yspecjalizow anych publikacji „dla ludu”.9
Jak pisał Ludwik Brożek o wydaw cach książek ludowych „W ydawanie tego rodzaju książek opłacało się, wydaw ców więc książek dla ludu było w w ieku X IX wielu. N ie sposób tu oczywiście wym ienić wszystkich, przy
kładowo jednak podać można takich, ja k Chociszewski w Poznaniu, Fe- itzinger w Cieszynie, Fiałek w Chełmie, Fołtyn w W adowicach, Grajnert w Warszawie, Gunther w Lesznie, Heneczek w Piekarach, Jeleń w Tarno
wie, K ubaczka w Białej, N ow acki w Bochni, Poturalski w Podgórzu, Baabe w Raciborzu, Prószyński (Promyk) w W arszawie i inni. N iektórzy z nich, jak Chociszewski, Fiałek, Prószyński i Sjerp-Polaczek, zasłużyli się w dzie
jach oświaty, przeważnie jednak „książki dla ludu wydaw ano, bo przyno
siło to niezgorszy dochód. W śród polskich wydawców książek ludowych nierzadko spotyka się Niem ców i Żydów, jak ośm ieszony w „Szkicach w ę
glem ” warszawski Breslauer, którego następcy, antykwariusze na Święto
krzyskiej wydawali liche książczyny aż do roku 1939”.10 W chłopskich cha
tach gm iny Zabłudów pojaw iać się poczęły senniki, sybille, karty do flirto
wania. Coraz większy począł pojaw iać się rozziew pom iędzy literaturą ka
noniczną religijną, a źle zrozum ianym religijnie dewocyjnym, pełnym sen
sacji, drukiem, często nieopatrznie występującym przeciwko „prawdom wia
ry”. Elim inacja druków ulotnych, traktowanych jako grzeszne, szczególnie tam, gdzie autorzy rozpisywali się z lubością o gwałtach, m ordach i czynach lubieżnych - zazwyczaj potępiano, ale akcje kościelne nie zawsze odnosi
ły zam ierzony skutek. Teksty proroctw zapewne pozostawały poza w szel
kimi prawami. „D ow odów” na postaw ioną tezę jest wiele w chłopskich bi
blioteczkach w gm inie Zabłudów.
Rekonstruowanie obrazu funkcjonowania chłopskich bibliotek domowych a właściwie ich zalążków, jest zadaniem prawie niewykonalnym. Pozosta
wiam jednak odrobinę nadziei, że z niew ielkich ułomków źródeł uda się zarysować obraz, pozbawiony koloryzowania a towarzyszący tzw. życiu kulturalnem u dziewiętnastowiecznej, rozdartej zaborami Polski. M ojem u opisowi poddany został maleńki wycinek zabłudowskiej ziemi. W szelkie trakty prowadziły do Grodna - m iasta gubem ialnego, w którym rozstrzy
gane były sprawy sądowe, spadkowe a nieodległy Białystok pełnił funk
cję m iasta powiatowego. Zbadanie wpływów tychże ośrodków wiejskich,
ich produkcja wydawnicza „dla ludu”, kolportaż itp. udzieliłyby odpowie
dzi na w iele postaw ionych pytań.
N a podstaw ie traktatu tylżyckiego z roku 1807 powstał obwód białostoc
ki, na praw ach guberni, został włączony do cesarstwa rosyjskiego, a w rok później podzielony na cztery powiaty: białostocki, bielski, sokolski i dro- hiczyński. O środkiem adm inistracyjnym zostaje w yznaczony Białystok, zaś w ładzę sprawować będzie od tej pory gubernator, który podlegał wraz z zarządzanym terenem wileńskim generałowi-gubematorowi. Następowała stopniowa rusyfikacja, najpierw administracji regionu a potem podległych jej jednostek. Szczególne nasilenie akcji rusyfikacyjnej daje się zauważyć w latach dwudziestych i trzydziestych X IX wieku. W 1840 roku ukazem carskim podporządkow ano Białostocczyznę carskiem u prawodawstwu, li
kwidując w 1843 roku odrębną jednostkę administracyjną. Inkorporacja ta podyktowana była nie tylko względam i administracyjnymi, co polityczny
mi. Łatw iejszy był w nowym układzie administracyjnym proces rusyfika
cji. W granicach obwodu białostockiego znalazł się Zabłudów.
W drugiej połow ie XIX wieku Zabłudów otrzym ał baron Krunzensztern, senator i dyrektor Komisji Spraw Wewnętrznych. Była to własność dona- cyjna. „Dobra zabłudow skie należące do barona zm niejszyły się o 25.025 ha w porów naniu z obszarem, jaki posiadała hrabina Demblińska i wyno
sił 10.360 ha. Gm ina Zabłudów według danych z 1895 roku obejmowała 10 okręgów wiejskich (starostw), 45 m iejscowości m ających 977 domów, 7.158 mieszkańców, uwłaszczonych gospodarstw było 2.843. W obrębie gm iny znajdowały się 23.300 ha gruntów należących do kilku obszarni
ków oprócz barona Krunzensztem a oraz 326 ha ziemi cerkiewnej i kościel
nej. Cały obszar gm iny z m iastem liczył 42.050 ha i m iał 11.111 m ieszkań
ców.11
Informacje historyczne określające w przybliżeniu teren m oich dociekań, pokryw ają się ze współczesnym pojęciem gm iny Zabłudów. W ymiennie jednak stosować będę nazwę - Ziemia Zabłudowska, choć to określenie
nie m a historycznego uzasadnienia a jedynie adm inistracyjny charakter.
Zjawiskiem masowym wśród mieszkańców miasta i okolic był powszechny analfabetyzm, w ynikający z ogólnego stanu oświaty. W latach 1843-1857 w powiecie białostockim było zaledwie 5 szkół elem entarnych z 87 ucznia
m i,12 zaś szkoła zabłudowska liczyła 12 uczniów. Do końca XIX wieku oprócz szkoły elem entarnej, funkcjonowała na tym terenie szkoła żydow
ska (Żydzi w Zabłudowie stanowili około 70% mieszkańców).
W 1864 r. całkowicie zlikwidowano nauczanie w języku polskim . Parafia katolicka zobowiązana była do wygłaszania kazań, prowadzenia ksiąg m etry
kalnych i nauczania religii w język u rosyjskim . Do nabożeństw w kościele katolickim w prowadzono siłą język starocerkiewnosłowiański.
Gmina Zabłudów aktualnie należy do najw iększych pod względem po wierzchni w województwie podlaskim . Ludność wywodzi się z osadnic
tw a m azow ieckiego i ruskiego, stąd znaczne jej zróżnicow anie pod w zglę
dem wyznaniowym i chciałoby się rzec - narodow ościowym , ale sprawa ta w ym agałaby dodatkow ych wyjaśnień, ze względu na istnienie ludno
ści prawosławnej, której świadomość narodowa określana przez nich sa
m ych do niedaw na ja k o „tutejsi, praw osław ni Polacy”, którzy po unii brzeskiej w większości byli wyznania greckokatolickiego (we wsi Rybo- ły istniał np. dekanat tejże cerkwi), w ostatnich latach procesy prowadzące do odzyskania tej ludności na rzecz białoruskości i ukraińskości są bardzo silne i nie przebierając w środkach, prowadzące niekiedy do otwartych kon
fliktów. To również ma wpływ na formowanie się bibliotek dom owych lud
ności prawosławnej.
D ane dotyczące ludności (stan z grudnia 1999 r.): Z abłudów liczy ok. 2.220 m ieszkańców a ludność całej gm iny wraz z m iastem Zabłudów i osadą Dojlidy Górne - około 11.700 osób, w większości są to rolnicy albo emeryci rolni, którzy stanow ią ponad 70% m ieszkańców tejże gminy, o powierzchni 348 km 2.13
Na terenie gm iny funkcjonują trzy parafie prawosławne: (w Zabłudowie, Dojlidach i Rybołach oraz dwie parafie katolickie: w Dojlidach, w skład której w chodzą oprócz D ojlid Górnych, wsie z terenu gminy: H alickie i Kuriany oraz parafia w Zabłudowie, która w pełni obejmuje sw oją opie
k ą duszpasterską pozostałe wsie gminy, z wyjątkiem wsi Kudrycze należą
cej do parafii Juchnowiec K ościelny oraz wsi Rzepniki przypisanej do pa
rafii w Tryczówce. W ymieniam podział administracji kościelnej, w szak ma ona niebagatelny wpływ na kształtow anie się potrzeb czytelniczych swoich parafian, a co za tym idzie również na profil dom owych biblioteczek.
Słów kilka o „potrzebie grom adzenia”
Oba term iny w ym agająw yjaśnień, ale ograniczymy te próby definiowania do stwierdzenia, że trzonem „potrzeb” czyli chęci posiadania poszukiwanego egzemplarza jest jego „niecodzienność” czyli mówiąc inaczej wyjątkowość.
Chłopskim księgozbiorom była przypisana tęsknota do posiadania książek, które posiadały aurę niecodzienności. Nie wynikała ona z faktu, że egzem-
plarz poszukiw any był rzadki czy trudno dostępny, jego wyjątkow ość zasa
dzała się na otoczce, która towarzyszyła osobom posiadającym ów egzem plarz, nadający im charakter „nadprzyrodzony” . A chodzi w tym przypadku o właściciela tzw. ksiąg sybilliańskich czy złotych listów. Posiadacza litera
tury profetycznej traktowano jako osobę obdarzoną charyzma właściwego odczytywania i propagow ania treści „wyczytanych”. Przepowiednie doty
czące rychłego nadejścia końca świata i znaki poprzedzające dni ostateczne, zazwyczaj kolportowane były przez osoby posiadające nieskazitelny auto
rytet w środowisku, nie zważając na osoby sprzedające tego typu literaturę tzw. księgonoszy czy jarm arcznych sprzedawców, którzy pod sakralną otocz
k ą m iejsca kultow ego czy odbywającego się odpustu, dokonywali transakcji handlow ych nie desakralizując w tym przypadku literatury, choć otoczka kolportow ania pozostawiała wiele do życzenia. „Sybillę kupił jego ojciec, jeździł aż do Wilna, nikom u nie pożyczał, a kiedy czytał - kładł księgę na poduszkę i tak po czytaniu odnosił j ą do kufra. N azyw ał j ą księgą, choć nie była to wielkich rozm iarów książka. Najczęściej opowiadał o tym co w tej księdze zapisano. Zapamiętałam, że była tam m owa o znakach poprze
dzających koniec świata. Tych znaków miało być dwanaście. I że królowa Sybilla rozm awiała o tym z królem Salomonem ”.14
W ielokrotnie odnotow yw ałem potrzebę posiadania przez m oich roz
m ówców w domowym księgozbiorze tej książki. Była ona wyżej ceniona od literatury „praktycznej”, tj. śpiewników, książek do nabożeństwa, m o
dlitewników, senników. Księga sybillańska, a pod n ią się kryły wszelkie
go rodzaju druki prognostyczne, przepow iednie a nawet horoskopy. Szcze
gólnie w XIX w ieku daje się zauważyć wiele publikacji, które zapewne dla celów handlowych, zaopatrywano w tytuł: „Sybilla polska” (znane są tego typu druki wydawane przez Józefa Chociszewskiego, wielce zasłużo
nego nie tylko dla W ielkopolski wydawcy i pisarza), a wspom niana wyżej księga jest zapewne wielce popularnym i wielokrotnie wznawianym dru
kiem „M ądra rozmowa Królowej ze Sabby z królem Salomonem około roku 875 przed narodzeniem Chrystusa Pana”.15
Wiele z książek, które były zaczątkiem domowych, chłopskich bibliotek - nie zachowało się do naszych czasów. Zawieruchy wojenne najczęściej niszczyły zalążki dom owych księgozbiorów. Jak znaczne m usiało być ich oddziaływ anie, skoro pam ięć przechow ała fragm enty tam tych ksiąg po dzień dzisiejszy, zważywszy, że dzisiejszy rynek pełen jest tego typu sen
sacyjnej literatury. „Książki były pod kluczem w kufrze. W ydobywano je podczas w ielkich świąt” (powszechne). N a moje pytanie co się kryje
pod tym term inem, inform atorzy odpowiadali, iż „był to najczęściej czas Bożego N arodzenia i tak zwanych świętych dni, które ciągnęły się aż do Trzech Króli. Albo razem z B iblią kładziono na tram ie (trama-belka pod
w ieszająca sufit a biegnąca przez długość chaty - przyp. J.L.) N a tramie przechowyw ano również cukier chowając go przed dziećmi. I nie wiem czy z w iększym pożądaniem patrzyliśm y na grzbiety ciemnych, skórzanych opraw książek czy na naczynie z cukrem. Do dzisiaj śni m i się tam ta izba i czując słodycz w ustach przew racam karty tamtej księgi, nam dzieciom, pokazywanej okazjonalnie”.16
Książki dzieliły los domu, wraz z świętymi obrazami, których podczas w ojennych zaw ieruch nie ukrywano w skrzyniach zakopyw anych w zie
mi. N a terenie przeze m nie opisywanym trw ały wraz ze świętymi obra
zami do końca - najczęściej niszczone przez ogień. „One m usiały strzec do końca a jeżeli spalił je ogień, to tak m usiało być” . To przekonanie jest powszechne. Sacrum, a tak traktowano również niektóre z ksiąg przecho
wyw anych w w iejskich chatach - m usiało trw aniem swoim znaczyć czas do końca, do w ypełnienia się niejako zapisów profetycznych. Chroniono przed ogniem „papiery dom owe” - tj. dokum enty własnościowe, testam en
ty, pokwitowania opłat, paszporty ludzi i koni, metryki etc. W chodziły one w zasób dom owych pam iątek i dokumentów, w których nie brakło również fotografii, listów i okazjonalnych zapisków - tworzyły one sw oistą kroni
kę domu, strzegły praw a do ziem i, potw ierdzały zawarte umowy, były swe
go rodzaju pam iątkam i trwania, radości wspólnoty, utrwalonej przez przy
godnego fotografa w przypadku fotografii, bólu codziennego, szpargałów a wśród nich listów, które choć ozdobione pierzastym i łabędziam i i aniołka
mi, nie zbudowały rodzinnego gniazda ale pozostały synonim em m łodości i pam iątkam i m inionego czasu.
„W pierwszym etapie w połowie XIX w ieku można przypisać tandetnym wydaw nictwom w yraźne zasługi. W w ielu wypadkach były one pierw szą lekturą docierającą do ludowego czytelnika, dostosow aną do jego poziom u i zainteresowań: tzw. książka ludowa potrafiła lepiej niż dydaktyczne dzieł
ka przełam ywać obojętność wobec słowa drukowanego, wdrażać do naw y
ku czytania. Szczególne znaczenie m iały polskie w ydaw nictwa popularne na terenach zagrożonych w ynarodowieniem (...), gdzie był często jedynym polskim słow em drukowanym ”.17 Z relacji wynika, że oprócz m odlitew ni
ków i druków zaliczanych do literatury tandetnej, rzadko wspom ina się tekst biblijny. W dom owych bibliotekach był on rzadkością. Szczególnie tekst Starego Testamentu zapewne wielokrotnie napotykał na niezrozumienie. Sta-
nisława Grom z Folwark M ałych interpretuje m ałe zainteresowanie tekstem biblijnym: „(...) i wyrazy były trudne, i historie opisywane były jakieś obce.
Były przecież pieśni o tym jak Matka Boska obok nas przechodziła uciekając do Egiptu, odcisnęła stopę w Knorydach w kamieniu i w Dolistowie. Ludzie leczyli najprzeróżniejsze dolegliwości zbierając ze stopek wodę. Wołałam też kantyczki, byli w nich nasi sąsiedzi, pastuszkowie, był też Żyd z Zabłu
dowa - Jankiel, to chyba o niego chodziło, było w tych tekstach bardziej po naszemu. W kościele ksiądz odczytywał Pismo Święte i nam je tłumaczył.
Więcej nauk było chyba w „Żywotach Świętych”. W naszym dom u nie było Biblii ale ludzie dużo o niej opowiadali, szczególnie o Chrystusie i Matce Boskiej. Sam a ju ż nie wiem czy te opowieści były brane z Biblii?”
Ze wstępnej analizy wynika, że w tzw. zakładzinach chłopskich bibliotek prym wiodły druki kram arskie, zaliczane do literatury ludowej. W ydawcy znakomicie znali zapotrzebowanie społeczne odbiorców na wsi. Rzadkie w ę
drowanie do odległych miejsc kultu, skąd zapewne przywożone były książki, potwierdzały i niejako dokum entowały „niecodzienne historie” gdzieś za
słyszane. Były pam iątkam i z m iejsc odpustowych i utrw alały tym samym zasłyszane zdarzenia z hom iletyki ludowej, która korzystała z przekładów literatury ludow ej.18
Do nielicznych źródeł pam iętnikarskich z gm iny Zabłudów należą dwie książki Stanisława Dakowicza, ur. w 1898 r., rolnika ze wsi Krynickie.
We „W spom nieniach” pisał: „Pewnej niedzieli po przyjeździe z kościo
ła, wyjm uje ojciec z kieszeni złożony papier i daje mówiąc do nmie: masz Stachu to dla ciebie. Rozwijam, patrzę i widzę, że coś napisano, ale nic nie rozumiem. W tedy ojciec mi wyjaśnił, że to jest abecadło duże i małe ale pisane w takiej samej kolejności ja k drukowane. Były tam również cy
fry od 1-30 i wreszcie trzy wiersze odręcznego pisma: <Bóg pom ocą tem u bywa, kto Go na ratunek wzywa>, <Bez pracy nie będzie kołaczy / chle
b a k i <Ludzie pracujący podobni mrówkom>. Na prośbę ojca abecadło to, cyfry i tych parę w ierszy napisał mi m iejscowy organista. Ojca stryjecz
ny brat, Jó zef Dakowicz z Halickich, służył wówczas w wojsku rosyjskim w randze w achm istrza w Białymstoku. On to później dostarczył mi różnych książek i pism potrzebnych do nauki. Tak więc mając dwanaście lat w na
uce przew yższałem m ych kolegów, uczęszczających do szkoły rosyjskiej, bo oni uczyli się wyłącznie po rosyjsku, ja zaś uczyłem się jednocześnie po polsku i po rosyjsku. Umiałem ju ż biegle czytać, pisać, znałem działa
nia arytm etyczne z ułamkami. Jak na owe czasy i na mój młodociany wiek, był to stan mojej wiedzy zadawalający. Warunki w jakich się znajdowałem,
były bardzo niepom yślne, a naw et ciężkie, z pow odu (...) kapryśnej i zło
śliwej m acochy”.19
W „Kronice wsi K rynickie” tenże autor odnotował: „Nastawienie władz rosyjskich w stosunku do Krynickich było wrogie, a to z tego powodu, że Krynickie nie zgodzili się na pobudowanie we wsi szkoły, tak zwanej
<Narodnoje Uczyliszcze>, k tó rą rząd carski chciał wybudow ać własnym kosztem. Krynickie w obawie rusyfikacji, woleli znosić szykany i prześla
dowania. Pragnąc zachować sw oją ojcow ską m owę i obyczaje, uczyli swe dzieci po polsku potajem nie w <szkole ruchomej>. (codziennie zmieniano lokal szkolny a lokalem tym były m ieszkania prywatne), utrzym ując w ła
snym kosztem nauczyciela”.20
M ając na uwadze rolę chłopskiego domu w realiach końca XIX wieku jako instytucji społecznej, a opisując funkcję książki w kulturze narodo
wej, nie sposób pom inąć zachow ane źródła pamiętnikarskie. S ą nielicz
ne ale i one wyraźnie w skazują na trudne i sporadyczne zainteresowanie książką w tym środowisku. Istniały biblioteki dom owe w środowisku wiej
skim, w dworach, na plebaniach, w dom ach nauczycieli. N ależy dom niemy
wać, iż były one wykorzystyw ane w edukacji chłopskiej i staw ały się przy tym wzorcem do budowania własnych księgozbiorów, chociażby w sferze trudnych do zrealizowania marzeń. I były one gromadzone przypadkow o.21 Nieco światła rzucająpam iętniki chłopów na ówczesne warunki edukacyj
ne i zainteresowania książką. N ie są one jedynie opisem trudnego dzieciń
stwa i „startu w życie”. W skazują przede wszystkim na olbrzym ie zapóź- nienia wynikające z dramatycznej sytuacji politycznej, dojmującego ubó
stwa i nadrabiania wielow iekow ych zaniedbań edukacyjnych. A nonim o
wy gospodarz średniorolny z województwa białostockiego w pam iętniku ukończonym w 1933 roku pisał m.in. „Na pierwszej lekcji nauczyciel roz
dał nam elem entarze rosyjskie, za które kazał nam przynieść zapłatę, a tak
że kazał, aby każdy uczeń zaopatrzył się w łupkow ą tabliczkę i rysik, a po
tem objaśnił nam, że nauka odbywać się będzie w języku rosyjskim i że tyl
ko po rosyjsku m am y rozm awiać pom iędzy sobą i zwracać się do nauczy
ciela. (...) M oja um iejętność czytania tak podziałała na sąsiadów, że posta
nowili powierzyć mi nauczanie swych dzieci i powstała we wsi szkoła. Po
starano się o deski, zrobiono duży, długi stół na sztalugach, a wkoło niego ławy. Wybrano na szkołę najw iększą izbę we wsi i nauka się rozpoczęła.
M iałem w tedy lat jedenaście”.22
W okresie m iędzywojennym - ja k podkreślają moi rozm ówcy -pojawiają się na Zabłudowskiej Ziemi pierwsze rękopiśmienne zeszyty wypełnione
wierszami, piosenkami, rymowankami sztambuchowymi, wzorami dedyka
cji um ieszczanych na fotografiach, tekstami powinszowań okolicznościo
wych, „wiankami weselnym i” czyli oracjami wierszowanymi recytowanymi podczas zaślubin i wesela itp. w dom owych biblioteczkach. Oddzielne ze
szyty poświęcone były pieśniom majowym i m odlitw om - zastępowały one dotkliwy brak książek i śpiewników, tak jak chociażby zeszyty z pieśniami pogrzebowymi. Te swoiste antologie rękopiśmienne, zdobione często oko
licznościowym i rysunkam i, pełne przy tym kaligraficznych prób - stają się w ew nętrznąpotrzebą ocalenia coraz bogatszej literatury towarzyszącej czło
wiekowi w jego codziennym życiu. Pam ięć, która przechowywała pieśni, bajki, opowieści osadzane w najbliższym pejzażu, oprócz wspom nianych pieśni, nie skodyfikowanych a otwartych na ciągłe dopowiedzenia. Teksty skodyfikowane zaś, wym agające wspólnego wykonywania, nie mogły być prezentowane w postaci najprzeróżniejszych wariantów (powszechne: „oni przyjechali z innej okolicy i ro bią to po swojemu, nie m ożem y z nimi ra
zem śpiewać, inne u nich słowa i nuta też się różni”). Stąd potrzeba zapisy
wania i posiadania „utrwalonego w piśm ie” przekazu ustnego, bądź wier
nego kopiow ania pieśni z najprzeróżniejszych źródeł, które zazwyczaj nie ulegały jakim kolw iek zm ianom i dowolnym transkrypcjom. W yjątek stanow ią pieśni o rodowodzie staropolskim, które wykonywane w spółcze
śnie a zapisane onegdaj w zeszytach, które podlegały kolejnym przepisywa- niom - niezrozum iałe ju ż dzisiaj wyrażenia próbowały korygować, nadając im niekiedy niezamierzenie hum orystyczny charakter, stając się przez to pieśniami niezrozum iałym i. W ystarczy przytoczyć współcześnie w ykony
wane przez wiernych pieśni. Zamienione w kolędzie słowa „i Józef stary”
na „i Jó zef święty” - tę zmianę przyjm ują moi rozm ówcy ze zrozum ieniem a niektórzy z nich zgodnie potwierdzają, że w swoim dzieciństwie nie rozu
miały tegoż wersu i zapewne indoktrynowane w szkole w latach pięćdzie
siątych śpiewały: „i Józef Stalin”. Przytaczam też przykład z pieśni m aryj
nej w której wers: „weź w porękę M aryjo” w ykonyw any jest jako „weź pod rękę M aryjo” wyw ołuje wśród w ykonaw ców zakłopotanie. Przykładów można przytoczyć wiele. Zm iany zachodzące w języku i naturalny proces uwspółcześniania tegoż języka wym agałby szczegółowych badań języko
wych i kulturowych. Kuria Arcybiskupia w Białym stoku wydała w 1984 roku „Pogrzebowe pieśni ludowe” zebrane i ułożone - jak zapisano na kar
cie tytułowej - przez „ks. Stanisława Fiedorczuka do użytku wew nętrzne
go” - książka ta wypełniła dotkliw ą lukę w ujednolicaniu dotychczasowe
go repertuaru pieśni pogrzebowych, odchodzenia od dowolności wprowa-
dzania do zbiorów rękopiśm iennych nie odpow iadających „majestatowi śm ierci” i teologicznym prawdom wiary zanurzonym w rozpaczy i bezna
dziei dalekich od „wiary w zm artw ychw stanie”. Jak w ielką popularnością cieszyła się wspom niana publikacja, niechaj zaśw iadcza fakt, iż w kilku w siach w parafii zabłudow skiej, naliczono kilkanaście egzem plarzy.23 Od kilku lat ogrom ną popularnością cieszą się książki wydawane przez W y
dawnictwo Duszpasterskie Rolników z W łocławka, rozprowadzane przez parafię, które m ogą liczyć na cenne upom inki za propagow anie tychże w y
dawnictw. W łocław ska oficyna w eszła brawurowo na ten rynek, wydając w 1992 roku po raz pierw szy „Kalendarz rolników ” pełen informacji histo
rycznych, zaleceń gospodarczych, porad zielarskich, poezji ludowej, opo
wiastek, informacji o kościele w Polsce, pszczelarstw u, żywieniu (np. jak zapobiegać poprzez odpowiedni styl życia chorobom na tle wadliw ego ży
wienia i uzależnienia od tytoniu, przez żołądek do serca, znaczenie natural
nego odtruwania) i humoru. Z roku na rok w zrastają nakłady kalendarzowe a książki tegoż wydaw nictwa zasilają biblioteczki dom owe we wsiach na
leżących do gminy i parafii zabłudowskiej, są to wydaw nictwa o atrakcyj
nej cenie i przy znakomicie zorganizowanym kolportażu (wybór pozycji proponowanych przez parafię jest wyraźnie określony, nie trafiają tu pozy
cje książkowe, które m ogłyby budzić jakiekolw iek wątpliwości, zazwyczaj związane z Kościołem i p racą duszpasterską szeroko pojmowaną). Coraz więcej w wiejskich biblioteczkach dom owych napotkać m ożna publikacji książkow ych adresow anych do rodziców ja k chociażby: „K ocham Cię M am o” - J e s t to książka zawierająca ponad 120 w ierszy i wierszyków po
święconych naszym m am om, aby wśród szarej codzienności życia mocniej podkreślić, że je kochamy. Zebrane tu wiersze przydatne są n a takie uroczy
stości jak: imieniny, urodziny, rocznice ślubu i inne okazje. Książka zaw ie
ra wiersze łatwe - dla dzieci najmłodszych, i trudniejsze - dla dzieci star
szych i młodzieży. Zbiorek ten, to książka bardzo przydatna dla w ychow aw
ców, a więc katechetów, nauczycieli, rodziców i stanowi doskonałą pomoc w wychow aniu dla szacunku, czci i m iłości w zględem rodziców, a zw łasz
cza m am y” - z noty wydawniczej „Kocham Cię, Babciu”, „Kocham Cię, księże”, „Kocham Cię, Ojcze Święty”, „Kocham Cię, nasza pani”, „Kocham Cię, Święty M ikołaju” i dodajm y w ydaw nictwa adresujące swoje książki do rolników proponująm .in. „Jasełka i scenki na Boże Narodzenie” w dwóch tom ach, każdy z nich w cenie 5 zł; kazania patriotyczne i dożynkowe, jak chociażby „Ziem ia je s t rzeteln a” ks. bp Rom ana A ndrzejew skiego w której, jak w ynika z noty redakcyjnej: (...) „Autor apeluje o ochronę śro-
dowiska naturalnego i utrzym anie ziemi jako przestrzeni danej przez Boga do życia człowieka, wskazując na problemy związane z polityką rolną, szcze
gólnie z opłacalnością produkcji żywności, postuluje łączenie się rolników w grupy zawodowe i zorganizowane działania gospodarcze i społeczne”
i tegoż autora „Rzetelne są ręce rolników ” - „w książce są zebrane homilie i przem ówienia wygłoszone do rolników przy różnych okazjach, ja k np.
pielgrzymki sołtysów do Lichenia i różnych grup rolników do innych sank
tuariów w Polsce”. Przytaczam fragmenty not wydawniczych, wszak one wyraźnie w skazująna palącąniejako potrzebę w ypełniania luk informacyj
nych, które pow stająw środowisku wiejskim w procesie transformacyjnym, dotkliwie odczuwanych przez wieś. Książki o których wspom inam , znaj
dują się w kilkunastu dom ach na terenie poddawanym analizie. Z informa
cji udzielonych przez miejscowego ks. proboszcza - Józefa Krysiewicza w y
nika, że „każdy tytuł sprow adzony z tegoż wydawnictwa znalazł nabyw
ców”. N ie znam y ile egzem plarzy trafiło na ten teren zam awianych wprost u wydawcy, w szak w każdym, rokrocznie wydawanym kalendarzu, poja
wia się kolejna oferta. M ożna domniemywać, że liczba ta jest znacznie wyż
sza.24 Tym bardziej, że propozycje tegoż wydawnictwa w ypełniają dotkli
w ą lukę proponując m.in. „Pieśni nabożne” - ja k pisze wydawca w nocie wydawniczej: „W wielu regionach naszej Ojczyzny zachował się jeszcze piękny zwyczaj grom adzenia się na modlitwie przy trumnie na tzw. pu
stych nocach, tuż przed pogrzebem zmarłego. Rodzina, przyjaciele, są- siedzi, znajom i poprzez modlitwę śpiewaną polecają Bożemu M iłosier
dziu zm arłą osobę. (...) Książka drukowana jest dużą, ułatwiającą ko
rzystanie z niej, także przez osoby starsze czy z osłabionym wzrokiem, czcionką. K siążka doskonale zastępuje i uzupełnia stare, nadgryzione zębem czasu, od lat ręcznie przepisywane, zbiorki z podobnym i pieśnia
m i” - podkr. J.L. Ponadto przez to wydawnictwo wydawane są poradniki typu: Zbigniew a Przybylaka: „Słynne leki ziołowej apteki”, „Słynne leki antyrakowe”, „Słynne leki domowej apteki”, czy „Jak przepowiadać pogo
dę”, Ewy Aszkiewicz: „Ciasto drożdżowe” (przy zalewie rynku księgarskie
go wydawnictwami propagującymi kuchnie krajów egzotycznych i wymyśl
nych potraw - pojaw ia się potrzeba wydawania przepisów najprostszych, najtańszych i produktów łatw ych do zdobycia). Książki te stanow ią znacz
ny procent w bibliotekach dom owych penetrowanych przeze mnie. Oferty innych wydaw nictw związanych z Kościołem Rzym skokatolickim trafiają w śladow ych ilościach, oprócz W ydawnictwa 0 0 . Franciszkanów z N iepo
kalanowa - decyduje cena wydawnictw i ja k ju ż wspom niałem przystępny
język oraz atrakcyjność wznow ień, chociażby w postaci kolejnych wydań kantyczek,25 w ydaw nictw a 0 0 . Jezuitów n ależąju ż do sporadycznie spro
wadzanych na teren parafii z w yjątkiem m odlitewników w ydaw anych przez Prowincję M ałopolską i wznow ionego po przerwie „peeselow skiej” „Po
słańca Serca Jezusow ego”. Sporo tytułów trafia na poddany przeze m nie te
ren obserwacji - z W ydawnictwa 0 0 . M arianów (wynika to z „drożności”
pielgrzym ich szlaków prowadzących z Zabłudowa do sanktuariów Liche- nia i Gietrzwałdu).
Nie m a też w systemie parafialnej promocji zbyt wielkiego zainteresowania wydawnictwami Kurii M etropolitalnej w Białymstoku. Oprócz w spom nia
nych „Pieśni pogrzebow ych” ks. Stanisława Fiedorczuka -wydawnictwa są adresowane głównie do księży i katechetów i herm etyczność języka nie po
zwala im wejść do dom owych, wiejskich biblioteczek. Jedynie m iesięcznik
„Czas M iłosierdzia” dociera do czytelników kupow any ja k mi oświadczyła jed na z parafianek: „kupuję bardziej z przyzw yczajenia i szkoda mi m ini
strantów stojących przed kościołem na zim nie i w deszczu, to kupuję, żeby ju ż nie czekali na kupca”.
Pom im o wyraźnie dającego się zauważyć dalszego procesu ubożenia środowiska wiejskiego „masowość procesu dotyczy jednak głównie treści łatwych w odbiorze, dla których rozum ienia wystarczy nawet w ykształce
nie niepełne podstaw ow e” - pisze A nna Pawełczyńska analizując czytelnic
two na wsi, dodaje: „Analiza zespołu zachowań kulturowych, których ele
m ent stanowi czytelnictwo, prowadzi ponadto do wniosku, że zaintereso
wanie literaturą piękną towarzyszy innym zainteresowaniom czytelniczym.
Czytelnik literatury pięknej, to rów nocześnie czytelnik książek kształcą
cych w zawodzie i czytelnik prasy codziennej. M am y zatem do czynie
nia z zespołem w spółwystepujących zachow ań czytelniczych, które są ści
śle związane z zainteresowaniem przekazania kultury m asow ej. K ształtu
je się wyraźnie pew ien wzór kulturowy, w którym każda forma uczestni
czenia we współczesnej kulturze zwiększa szansę uczestniczenia w innych formach kultury”.26 Stwierdzenie powyższe osadzone w realiach Polski L u
dowej w ym aga postaw ienia dodatkow ych pytań, w szak ogólnikow a anali
za potwierdza, iż procesy czytelnicze związane są z oddziaływaniem m ie
dzy innymi m ass-m ediów i potrzeb w ynikających z najprzeróżniejszych form kształcenia - ogranicza się coraz wyraźniej do kultury m asowej, tra
cąc kontakt z książką na rzecz informacji obrazkowej. N astępuje zauw a
żalny w ostatnim okresie proces porzucania „lektur nakazanych czy pole
canych” na rzecz w olnego wyboru, dalekiego często od zakładanych form
kształcenia na rzecz kultury wysokiej. W środowiskach wiejskich następu
je wyraźny etap naw iązujący do przerwanych procesów naturalnego kształ
tow ania gustów i potrzeb czytelniczych. Literatura, jak ju ż wspom niałem wcześniej, według opinii środowiska wiejskiego „winna uczyć a nie mar
notrawić i na m anowce prowadzić, rynsztokowym i karm ić treściami, być użyteczną bo od innych książek człowiek tylko głupieje, rodziców nie po
znaj e, pysznym się staje i ku potępieniu zm ierza”.27
Badaniam i i opisem objęto biblioteczki dom owe we wsiach: Zwierki, Protasy, Łubniki, Folwarki Małe, Rafałówka, Krynickie, Halickie i Zaje- zierce. Inform acje zebrano od Genow efy Ostaszewskiej i Reginy Bura- czyk (Zwierki), Jana Horodeńskiego (Protasy), Stanisławy M ichałowskiej i Marii Leończuk (Łubniki), Stanisławy Grom (Folwarki M ałe), Róży No- sorowskiej (Rafałówka), M arianny Borowskiej (Krynickie), Józefy Dako- wicz (Halickie) i Stanisławy Minko (Zajezierce). Biblioteczki, tak nazywa
li moi rozm ów cy swój niewielki księgozbiór, liczący od kilkunastu do kil
kudziesięciu książek, wśród których nie brakow ało również starych pod
ręczników szkolnych, pam iętników (album amicorum), zeszytów z pieśnia
mi nabożnymi, wszelkiego rodzaju druczków dewocyjnych, zszywek prasy katolickiej, głównie „Posłańca Serca Jezusow ego” i „Rycerza N iepokala
nej”, starych kalendarzy rolniczych, poradników wydawanych przez Ośrod
ki Doradztw a Rolniczego, zbiorów pocztów ek, albumów z fotografiami, li
stów, wszelkiego rodzaju dokum entów i szpargałów. N a pytanie moje skie
rowane czy jest sens przechowyw ania owych szpargałów, moi rozm ówcy w większości potwierdzali, że są to „pamiątki i nie przeszkadzają, m iej
sca dużo a ludzie m ają więcej książek i papierów i wcale to im nie zawa
dza” (S. Grom), zaś Regina Buraczyk (Zwierki) wypow iedziała to wprost:
„Od czegoś trzeba zacząć, nie ma u m nie pięknych książek ale są potrzeb
ne, są książki do nabożeństwa mojej babci, z posagiem mojej m am y weszła do naszego domu w Józefowie książka o świętych, ich żywoty, opisy m ę
czeństwa i modlitwa do nich kierowana. Kiedyś otrzymałam od wujka książ
kę o Heli co strzegła polskich granic, m oja m atka chrzestna też mi podaro
wała książkę. Te książki są w m oim domu i tw orzą biblioteczkę pamiątek, do których z wiekiem coraz częściej pow racam ”. A Jan Horodeński (Pro
tasy) określił to następująco: „Nie w e w szystkich dom ach były książki, w naszym ju ż przed w ojną były, głównie literatura religijna. Brat mojego ojca został księdzem, pracował w Kobryniu, potem wywieźli go do Workuty, był skazany na karę śmierci a książki z czasów jego nauki były ja k relikwie.
Babcia m oja czekała, że dojrzy go jeszcze w swoim życiu, a on powrócił
z sowieckiego raju w 1959, w rok po śmierci swojej matki. W naszym domu była biblioteczka księdza, którą doglądała m oja babcia i nasza bibliotecz
ka - mojej mamy, przechowyw ana w kufrze, potem w szafie, dzisiaj książ
ki z niej, mniej sfatygowane leżą za szkłem w regale, a te ze zniszczonym i okładkami w kufrze na strychu. Dzisiaj rzadko z tych książek korzystamy, częściej przed telewizorem , w ystarczy pilotem zmienić kanały i nie trzeba ślepić się nad drukiem. A dawniej, w zim owe wieczory siadała przy lam pie m oja mama, a my w ciepłym łóżku i w półm roku słuchaliśm y w yczy
tanych z książek historii”. Stanisław a M inko (Zajezierce) na m oje pytanie jakie książki były w jej domowej bibliotece odpowiedziała: „Nie w iem czy była to biblioteka, bo książki m ożna było chyba policzyć na palcach rąk.
Ale te książki stanowiły dla nas w iedzę jakb y o całym świecie, przekraczały nasze horyzonty. Pieczołowicie przechowywane, część z nich była dobywa
na z kufrów przy szczególnych okazjach. Tata mój nazyw ał m ebel stojący w największej izbie: kufrem bibliotecznym. Były w nim najprzeróżniejsze papiery, oprócz książek przechowyw ano w nim akty własności, paszporty, stare fotografie, w nim zawieruszył się mój zeszyt szkolny. Chodziłam w te
dy do szkoły w Kam ionce i narysow ałam piękny bukiecik kwiatów. Mamie to chyba bardzo się spodobało, bo ten zeszyt trafił do kufra. Pokazuję to moje szkolne świadectwo m oim wnukom. N a co dzień m oja babcia m odliła się z książek, znała pismo. Kiedyś pamiętani nasz stary dom i książki (były chyba dwie lub trzy) spoczyw ały na trem ie, po pożarze nowe ju ż książki mama wkładała do szuflady stołu w tzw. wielkiej chacie, to znaczy izbie, która zaw sze wysprzątana, często nieopalana, czekała na szczególnych go
ści albo wyjątkowej wagi uroczystości - takie ja k chrzciny, w esela i pogrze
by. W tedy książka, pewnie dlatego, że była rzadkim gościem w chłopskiej chacie - otoczona była nim bem świętości chyba dlatego, że była to książka religijna. Z niej poznałam pierwsze litery, zanim trafiłam do szkoły”. Przy
taczam jeszcze fragm ent relacji Stanisławy M ichałowskiej z Łubnik „były u nas, to pam iętam jeszcze z dzieciństwa, książki. Były chyba dwie i ja k pam iętam były to modlitewniki. Babcia nie um iała czytać ale prosiła nas kiedy ju ż nie m ogła się poruszać, żeby jej zdjąć z tram y książki z m odli
twami. Przewracała kartki i szeptała swoje modlitwy. M oja m am a um iała ju ż czytać, nauczył j ą Joksz, m ieszkał za wsią. Przynosił do nas „Sybillę” i czytał proroctwa. Słuchaliśm y w tedy z w ielkim zaciekaw ieniem , nie rozu
miałam, że smoki będą latać po niebie. Potem m am a kupiła gdzieś sennik.
W niedzielę, po odśpiewanych godzinkach, odgadywała sny z całego tygo
dnia. Przychodzili inni, im też tłum aczyła co m oże się zdarzyć. W tych kil