• Nie Znaleziono Wyników

Pornografia i alchemia : prolegomena do analizy "Pornografii" Gombrowicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pornografia i alchemia : prolegomena do analizy "Pornografii" Gombrowicza"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Peer Hultberg

Pornografia i alchemia :

prolegomena do analizy

"Pornografii" Gombrowicza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 64/2, 179-188

1973

(2)

P am ię tn ik L iteracki LXIV, 1973, z. 2

PEER H U LTBERG (K openhaga)

PO RN O G R A FIA I ALCHEMIA

PRO LEGOM ENA DO A N A L IZ Y „PO R N O G R A FII” GOMBROWICZA

W zrost zain tereso w an ia alchem ią w pierw szej połowie X X w. w yw o­

łan y b ył głów nie dw iem a przyczynam i. P rzed e w szystkim alchem ię tra k ­ tow ano jako w stęp do now oczesnej chem ii, a zatem jak o nieodłączny sk ładnik h isto rii n a u k przyrodniczych. A lchem ia i chem ia pozostaw ały w ścisłych zw iązkach do końca XV I stulecia, a i później ta pierw sza m ia­

ła duży udział w rozw oju n auk i (np. odk rycie fosforu przez niem ieckiego alchem ika H enniga B ra n d a w 1669 roku). Dopiero po od k ry ciu tlenu w drugiej połowie X V III w. ostatecznie odrzucono podstaw y alchem ii jako n a u k i przyrodniczej, w ra z z o d rzuceniem teo rii flogistonu.

N iezależnie od tego alchem ia była dla h isto ry k a idei przedm iotem bad ań jako system relig ijn y i filozoficzny. W przeciw ieństw ie do poczy­

n a ń chciw ych szarlatanów , m ający ch n a w idoku produk cję złota, p raw ­ dziw a alchem ia o p iera ła się n a filozofii A rystotelesow skiej i n a m istycz­

nej postaci religii. Złoto alchem iczne, o stateczny cel w szystkich rzetelnie alchem icznych przedsięw zięć, nie było po p ro stu tylko m etalem , aurum vulgi, lecz oznaczało ideę filozoficzną, ośrodek całej filozofii przyrody.

P ra ca alchem ika b y ła zatem procesem m etafizycznym , a jego poczynania obrzędem nieodzow nym dla duchowego rozw oju adepta i rozwój ten sym bolizującym . O r a t o r i u m było m iejscem jego pracy tak samo jak l a b o r a t o r i u m .

W połow ie X X w. alchem ia s ta ła się przedm iotem b ad ań jeszcze jed­

nej dziedziny n au k i — psychologii anality cznej. D oprow adziło to nie­

w ątpliw ie do dalszego rozw oju zain tereso w an ia alchem ią. P ierw sze dzieło obszernie tra k tu ją c e o zw iązku m iędzy tym i pozornie odległym i dziedzi­

nam i to C. G. Ju n g a P sychology and A lc h em y (Zürich 1944). Ju n g n a ­ pisał n astęp n ie n a te n te m a t jeszcze szereg artykułów , a także dwie większe prace: A io n (Zürich 1951) i M ysteriu m coniunctionis (Zürich 1955, 1956). W procesie alchem icznym w idział ścisły o dpow iednik tego, co w psychologii analitycznej n azy w ał procesem in dy w id u acji — procesem

(3)

dojrzew ania, którego rez u lta tem je s t ostateczne dośw iadczenie przez jed ­ nostkę a rc h e ty p u sw ojej j a ź n i 1.

Nie ulega w ątpliw ości, że zary so w a n a przez Ju n g a p aralela m iędzy psychologią an ality czn ą a alchem ią je s t uzasadniona i p rzekonująca.

Przeszkodą w e w szelkich stu d iach n ad alchem ią je s t niejednolitość te r­

minologii, w y n ik ła z posługiw ania się przez każdego alchem ika in d y w i­

dualnym zalegoryzow anym językiem , o raz sta ra n n ie p rzestrzeg an a przez w szystkich adeptów tej „herm etyczn ej sz tu k i” tajem niczość. S tanow iła ona konieczne zabezpieczenie przed chciw cam i pragnącym i w yzyskać wzniosłe idee filozoficzne dla przyziem nego celu grom adzenia bogactw ; m ogła być jed n a k tak że pozostałością an ty czny ch i egipskich k u ltó w m i- stery jn y ch , ściśle w iążących się z początkam i alchem ii i chy b a częściowo zachow anych w procesie alchem icznym . W każdym razie Ju n g przeko­

nująco dow iódł w P sychology and A lc h em y, że istn ie ją zdum iew ające zbieżności m iędzy ciągiem snów X X -w iecznego człow ieka, k tó ry nie m a pojęcia o alchem ii, a etap am i procesu alchem icznego przedstaw io nym i w p ik to rialn y ch i pisanych alegorycznych dziełach d aw nych alchem ików . M ożna zatem powiedzieć, że sam proces alchem iczny posiada c h a ra k te r archetypow y. W arto zatem spraw dzić, czy takiego samego procesu a rch e­

typow ego nie dałoby się w y k ry ć w in n ym przejaw ie życia um ysłowego, w k tórym podśw iadom ość g ra w ażną rolę — w dziele literackim . N ie jest ono oczywiście ta k spontanicznym tw o rem podśw iadom ości ja k ciąg snów.

Pow ieść W itolda G om brow icza Pornografia w y daje m i się znakom itym obiektem tak ich badań.

Proces alchem iczny, czyli opus, polega n a przechodzeniu od prim a m ateria, m ateria confusa, chaosu — do u ltim a m ateria, lapis czy też elik­

siru. S tanow i zatem proces zasadniczo syntety czn y , a nie analityczny.

P o stęp u je stopniow o, kro k za krokiem , przez kolejne stadia, jak np. spa­

lanie, sublim acja, rozpuszczanie, rozd rabn ian ie, destylacja, stężenie. R e­

z u lta t ostateczny, k am ień lub eliksir, to m a te ria o rozlicznych przym io­

tach. P rzede w szystkim je st o n a w m ocy dokonać p rzem iany pospolitych m etali w złoto lub srebro, w ilościach znacznie w iększych od ilości jej sam ej. Co w ięcej, może n iek ied y spraw iać inne dobrodziejstw a — prze­

dłużać życie, leczyć choroby. N arzu ca się podobieństw o z b ib lijn ą „solą ziem i” lub „zaczynem ciasta” . Istn ieje jed n a k zasadnicza różnica m iędzy kam ieniem filozoficznym lub elik sirem a takim i sym bolam i doskonalenia ułom ności człow ieczej, ja k Bóg czy Zbaw iciel, poniew aż kam ień je s t zaw ­ sze pro d u k tem człowieka. Nie m ożna go znaleźć, nie istn ieje w przyrodzie

1 D efin icje „archetypu”, „jaźn i”, „ cien ia ” i in n ych kategorii psych ologii a n a li­

tycznej u żyw an ych w tym artykule, a tak że szersze o m ó w ien ie tych pojęć m ożna znaleźć np. w : C. G. J u n g , P sych o lo g isch e T yp en . W yd. 9. O lten und F reiburg 1971 (w yd. ang.: P sych o lo g ica l T yp es. P rin ceton 1971).

(4)

ani nie o trz y m u je się go jako d a ru Boga. M usi być w y tw orzon y w tru dzie i mozole, stanow i też zw ykle owoc całego życia poświęconego ciężkiej, pełnej sam ozaparcia p racy 2.

W bogatym alegorycznym języ k u alchem ii kam ień filozoficzny nosi w iele nazw . J e d n y m z n a jsta rsz y ch i n ajczęstszych jego synonim ów jest herm a fro d y ta . Z pew nością dlatego, że stw ó r tak i należy do najbard ziej w y razisty ch i n iew ątp liw y ch spośród dostępnych ludzkiem u pojm ow aniu przykładów jedności łączącej przeciw ieństw a. Z resztą może także chodzi o sugestię, że jedność pow stała z połączenia p ierw iastk a m ęskiego i żeń­

skiego m usi być w jak iś sposób tw órcza.

W G om brow iczow skiej P ornografii je s t w łaśnie m ow a o stw orzeniu takiej jedności m iędzy dw ojgiem m łodych, K arolem i H enią. Ich zw iązek różni się od zw ykłego k o jarzen ia p a ry ludzi tym , że ani chłopiec, ani dziew czyna nie z d a ją sobie spraw y z dokonującego się połączenia — aż do ostatn ieg o m om entu akcji, kiedy je s t już w łaściw ie po fakcie. Przez cały czas b iern ie p o d d ają się zabiegom n a rra to ra i jego przy jaciela F ry ­ deryka, ja k p ierw ia stk i w rea k c ji chem icznej:

„U]

J a k ła tw o się d om yślić, roześm ieli się, tj. roześm ieli się w sp ó ln ie, bo p o­

w ie d z ia łe m obojgu naraz, a oni, będąc razem , m u sieli się roześm iać... bo razem 1 do tego w o b ec m n ie! Teraz już są ZA FIK SO W A N I jako roześm ian i d ręczy­

cie le W. T o zn aczy o ty le, o ile są razem , w parze, jako para — bo pan w id zia ł p rzecie przy k o la cji, ona, jak o ona tylko, tj. pojedynczo, pozostaje w iern a n a ­ rzeczonem u sw em u . A le w e d w o je śm ieją się z niego.

A teraz NÓŻ:

T en nóż stw a rza zw ią zek S (Siem ian) — S 1 (Skuziak).

Z czego dalej : (SS1) — W. P oprzez A, poprzez zam ord ow an ie A m elii.

A le zn ow u : W — (KH). C zyli (KH) — (SS1).

Co za ch em ia! Jak w szy stk o się łączy! [...]” [s. 115-116]3

Ich nieśw iadom ość co do w łasnej sy tu acji p od k reślan a je st w powieści n ieustann ie, ja k np. w scenach n a w ysepce m iędzy kanałam i za sta­

wem. F ry d e ry k n a k ła n ia ich wów czas do o d g ry w an ia drobnych scenek erotycznych, tłum acząc to chęcią p rzeprow adzenia studiów sy tu acy j­

nych n ad film em , k tó ry m a zam iar nakręcić. Je d n a k n a ak to rach scenek n ie robią żadnego w ra ż en ia sk ra jn ie poufałe gesty, do któ ry ch w yko na­

n ia ich n am aw ia (s. 97 n.). K arol rów nież o tw arcie od trąca H enię i nie

2 Istn ie je w ie le stu d ió w na tem a t procesu a lch em iczn ego i h istorii alchem ii.

N a ogół w szy stk ie podają obszerną b ib liografię i liczn e ilu stracje. Poza w sp o m n ia ­ nym i d ziełam i Junga m ożna jeszcze w y m ien ić: F. S h e r w o o d T a y l o r , The A lc h e m ists. N e w Y ork 1949. — E. J. H o l m y a r d , A lc h e m y . H arm ondsw orth 1968. — С. А. В u r 1 a n d, T he A r ts of th e A lc h e m ists. London 1967. — E. E. P 1 о s s, H. R o o s e n - R u n g e , H. S c h i p p e r g e s , H. B u n t z , A lch im ia . Ideologie u n d T ech n ologie. M ünchen 1970.

3 W ten sposób lo k a lizo w a n e s ą cytaty z P o rn o g ra fii (Paryż 1960).

(5)

daje posłuchu aluzjom sugerującym , że m ógłby w idzieć w niej kogoś innego niż tylko dżiew czynę zn aną od dziecka. T ak a p ostaw a u jaw n ia się n ajw y raźn iej w rozm ow ie z n a rra to re m podczas podróży bryczką do O strow ca (s. 46 n.).

Z atem chłopiec i dziew czyna k o jarzą się ze sobą w yłącznie w u m y ­ słach n a rra to ra i F ry d e ry k a . S tano w ią ty m sam ym niejak o ty p o w ą p ro ­ jekcję fan ta zji dw u głów nych postaci. I ja k każda p ro je k c ja — n ie m ają praw ie w cale sam oistnego życia. Nie są o d rębn ym i jednostkam i, lecz za­

ledw ie sym bolam i. N a rra to r n a w e t nie opisuje ich w yglądu z e w n ętrzn e­

go. Tylko przez porów nanie z m łodym złodziejaszkiem S kuziakiem m ożna sobie w ogólnych zarysach w yobrazić w ygląd K arola. C h a ra k te ry sty k a jego pow ierzchow ności sprow adza się w łaściw ie do inform acji, że je st szczupły i jasnow łosy, z wielkim i, ciem nym i oczam i (s. 77). W yłącznie n a jed n ą cechę ich w ygląd u zew nętrznego zw raca się n aszą uw agę: m ają białe zęby (np. s. 47). N a rra to r nie zajm uje się w cale przeżyciam i ani psychiką ty ch postaci. N a odw rót, odrzuca w szystko, co je s t w nich in ­ dyw idualne, i zadow ala się uznaniem ich za doskonale p rzeciętn ą m łodą parę. W H eni i K aro lu nie m a nic szczególnego.

P rzy ty m w szystkim n a rra to r je st przez nich zniew olony. P rzy w iązu je najw iększą w agę do nich i do zw iązku m iędzy nim i. U rzeczenie tak ie to w łaśnie ty p o w a cecha projekcji. Od pierw szej chw ili, k ied y n a rra to r spo­

strzega ich razem , je st przekonany, że należą do siebie, i naty ch m iast dochodzi do w niosku, że zadaniem jego i p rzy jaciela je s t uśw iadom ienie im tego fak tu i skojarzenie ich. K onieczność stw orzen ia zw iązku m iędzy tym i przeciętnym i m łodym i ludźm i n a rra to r odczuw a ta k nagle i gw ał­

tow nie, że przy p o m ina to p rejek cję „miłości od pierw szego w e jrz e n ia ” .

To było, jakby jej kark (dziew czyny) w y r y w a ł się i z w ią zy w a ł z tam tym (chłopięcym ) karkiem , kark ten jak za kark ch w y co n y p rzez tam ten kark i ch w y ta ją cy za kark! [...]

Czy zn ali się? L ecz choć każde z nich b yło osobno, zn ow u i jeszcze bar­

dziej rzucała się w oczy ich nam iętn a sk ład n ość: b y li d la sieb ie. [...] On dla niej, on a dla niego, gdy tak stali z d alek a i w c a le n ie za in tereso w a n i sobą — i tak siln e to, iż on u stam i n ie do u st jej n ad aw ał się, a do całego jej ciała — a cia ło jej jego nogom p odlegało! [s. 23-24]

Przyczyną, dla k tó rej m łodzi ludzie należą do siebie w w yobraźni n a rra to ra i F ry d e ry k a i dla k tó rej należy ich zmusić, aby sobie to uśw ia­

dom ili w b re w w łasnej woli, je s t p ew n a właściwość, k tó rą posiadają, u tra ­ cona dla dorosłych — młodość. Młodość je st n iejak o przy czyną projekcji.

Młodość, niedojrzałość i jej u tra ta należy do głów nych tem atów nie tylko Pornografii, ale w szystkich dzieł Gom brow icza. Nie należy oczywiście rozum ieć tego problem u pow ierzchow nie ; G om brow icz byłb y wówczas pisarzem krańcow o banalnym . Młodość i niedojrzałość to sym bol złożo­

nej podstaw ow ej idei jego dzieł i jego poglądu n a św iat. To praw dziw y

(6)

symbol, a nie ty lk o znak, i jed y n ie tak a in te rp re ta c ja pozw ala ową ideę usytuow ać w system ie m yślow ym G om brow icza. Sam a u to r pośw ięcił te ­ m u zagadnieniu całą powieść, F erd yd urke, a n a stęp n ie w ypow iedział się n a ten tem at obszerniej w rozm ow ach z D om inique’em de R o u x 4. Je d ­ nakże z w ielką zręcznością w y strzeg ał się jak iejk o lw iek w skazów ki, co w łaściw ie oznacza to pojęcie.

O ddziaływ anie młodości, którego sym bol stanow i połączenie Heni i K arola, przedstaw ione je s t w Pornografii p rzy pom ocy term inologii re ­ ligijnej. W m om encie niem al m istycznego objaw ienia F ry d e ry k o d kryw a przyczynę niechęci dw ojga m łodych do połączenia się: ich zw iązek b ył­

by zbyt potężny dla n ich sam ych i dla innych. M ógłby ich pochłonąć.

F ry d e ry k pisze o ty m w liście do n a rra to ra , W itolda, k tó ry nagle pojm uje, że w łaśnie ta pełnia zm usza jego i F ry d e ry k a do dalszych w ysiłków w ce­

lu połączenia m łodej p a ry ; rezy g n acja z tego przedsięw zięcia byłaby zd rad ą sam ego siebie:

„[•••]

1) ZA G A D K A : d laczego o n i ze sobą nie?... Co? P a n w ie?

Ja w iem . To byłoby zbyt PEŁN E d la nich. Z byt CAŁKOWITEJ.

NIEPEŁNO SC — PEŁ N IA , oto klucz!

Boże w ie lk i! Ty jesteś P ełn ią ! A le to p ięk n iejsze od C ieb ie i ja C iebie w yrzek am się niniejszym .

2) Z A G A D K A : d laczego do nas się garną? D laczego z nam i flirtu ją?

Bo on i m ięd zy sobą nam i chcą. N am i. A tak że — W acław em . N am i, panie W itoldzie, drogi m ój, nam i, nam i. Oni m uszą poprzez nas. D latego nas k ok ie­

tują!

W idział pan k ied yś coś podobnego? Że m y im jesteśm y potrzebni do tego?

3) P an w ie , co jest groźne? Że ja jestem w p ełn i m ego rozw oju duchow o- -in telek tu a ln eg o , a znajduję się w rękach lek k ich , n iecałk ow itych , dopiero w zra­

stających. B oże! O ni jeszcze rosną! Oni lekko, lekko, p o w ierzch o w n ie w p ro ­ w adzą m n ie w coś, co ja będę m u siał w yczerp ać ca łk o w icie m y ślo w o i uczu­

ciow o. P odadzą m i lek k o -lek k o m y śln ie puchar, który będę m u sia ł w y c h y lić do ostatniej kropli...

Z aw sze w ied zia łem , że coś tak iego m n ie czeka. Ja jestem C hrystus, rozp ię­

ty na 16-letn im krzyżu. Pa! Do zob aczen ia na G olgocie. P a !”

A to się rozpisał! Z nów sied zia łem przy la m p ie w pokoju na górze: zdra­

dzić go? W ydać? L ecz w tak im razie i sieb ie m u sia łb y m zdradzić i w yd ać!

[s. 105-106].

Zw iązek m iędzy dw ojgiem m łodych ludzi oznacza zatem pełnię, k tó­

rej moc w szystko przenika. P ełn ia ta w sposób przem ożny narzuca się dw u głów nym postaciom w brew ich woli. K p iarsk i ton listu służy w łaści­

wie tylk o m askow aniu głębokiej powagi relig ijn ej i filozoficznej. Poprzez ob raz połączenia m łodzieńca i dziew czyny G om brow icz ukazuje po­

w szechną zasadę jedności w n aturze. A obraz te n m a tę sam ą w artość

4 D. de R o u X , R o zm o w y z G o m b ro w ic z e m . P aryż 1969, s. 61 n.

(7)

i je s t w n iektó ry ch m om entach ta k samo silny ja k alchem iczny opis mo­

cy k am ien ia filozoficznego, k tó ry sam stanow i rów now artościow y sym bol jedności. U w y d atn iając bierność m łodych ludzi i nieśw iadom ość co do m echanizm u ich losów, n a rra to r dodatkow o w skazuje, że opus jest dziełem sztucznym , dokonanym ty lk o p rzez człow ieka — w ty m w y ­ p a d k u przez niego sam ego i F ry d e ry k a . Owocem ich tru d ó w je s t zw ią­

zek dwóch przeciw staw ny ch pierw iastków , m ęskiego i kobiecego. Podo­

bieństw o m iędzy skojarzeniem H eni z K arolem a lapis lub eliksirem al­

chem ika w y d aje się oczyw iste.

E lem ent relig ijn y w y stęp u je w P ornografii b ardzo zdecydow anie. Po­

w ieść p rzedstaw ia dążenie do ostatecznego celu, k tóry m je st zbaw ienie czy doskonałość, ale dążenie to p rzeciw staw ia tra d y c y jn e j religii. I tu taj uw idacznia się zaskakująca zbieżność z alchem icznym opus. A lchem ia, w yw odząca swoje początki, poprzez m ahom etanizm , z czasów h e lle n isty ­ cznych, zaw ierała bard zo silne elem en ty pogańskie. B yła w łaściw ie filo­

zofią p rzyro d y i zasadzała się n a ścisłej w ięzi człow ieka z n a tu rą , czemu stanow czo sprzeciw iało się tra d y c y jn e chrześcijaństw o. W ty m zresztą m ógł tkw ić jed en z pow odów p rzezornej tajem niczości alchem ików . Sa­

mo rozpoczęcie procesu przem ian y w Pornografii stanow i w g ru ncie rze­

czy w yraźn e zderzenie z tra d y c y jn ą religią. N a rra to r je s t na m szy, k tó ra nagle załam uje się i tra c i w szelkie znaczenie. W pew nym m om encie zda­

je on sobie spraw ę, że nie je s t ju ż u czestnikiem nabożeństw a, ale częścią n a tu ry , składnikiem w szechśw iata. Inaczej mówiąc, zostaje zm uszony do podjęcia pierw szego i nieodw racalnego kro ku n a drodze m istycznego przeżycia n a tu ry i w łasnej osobowości; zatraca się w n atu rze:

K ościół przestał być kościołem . W darła się przestrzeń, a le przestrzeń już kosm iczna, czarna, i to n a w et n ie d ziało się ju ż na ziem i, le c z raczej ziem ia przeistoczyła się w p la n etę zaw ieszon ą w e w s z e c h św ie d e , kosm os sta ł się obecny, to od b yw ało się w jak im ś jego m iejscu. Tak dalece, że św ia tło św iec, a n a w et św ia tło dnia, w d ziera ją ce się poprzez w itraże, stało się czarne jak noc. W ięc n ie b y liśm y ju ż w k ościele, w tej w si, ani na ziem i, ty lk o — i zgodnie z rze­

czyw istością, tak, zgod n ie z praw dą — gd zieś w kosm osie, z a w ieszen i z naszym i św ieca m i i naszym b laskiem , i tam gd zieś w bezm iarach w y czy n ia liśm y te d ziw n e rzeczy ze sobą i pom iędzy sobą, podobni m ałp ie, która by w y k rzy w iła się w próżni. B yło to szczególn e d ra żn ien ie się nasze, gdzieś, w galaktyce, lu d z­

ka p row okacja w ciem n ościach, d o k o n y w a n ie d ziw aczn ych ruchów w otchłani, w y k rzy w ia n ie się w astron om iczn ych bezkresach. A tem u to n ięciu w przestrzeni tow arzyszyło straszn e w zm o żen ie konkretności, b y liśm y w k osm osie, ale b y liśm y jak coś przerażająco danego, o k reślon ego w e w szy stk ich szczegółach, [s. 21]

W ynikiem tego przeżycia jest poczucie całkow itego odosobnienia, kom pletnej ciemności. J e s t to stan całkow icie zbieżny z początkow ym stadium alchem icznego opus — stan em nigredo, ściem nionej prim a m a ­ teria. P rzy gn ęb iający i p on u ry c h a ra k te r owego stanu, dośw iadczanego

(8)

przez w ielu ludzi, ale zazw yczaj naty ch m iast tłum ionego, w ym ow nie opi­

suje n a rra to r:

na k oniec sam , ja sam , bez nikogo i n iczego poza m ną, sam w ciem n ości ab so­

lutnej... w ię c dotarłem do o stateczn ości m ojej, osiągn ąłem ciem n ość! G orzki kres, gorzki sm ak dotarcia i gorzka m eta! A le b yło to dum ne, zaw rotne, n aznaczone nieu b łagan ą d ojrzałością ducha, już sam oistnego. A le b yło to także okropne i, p o ­ zb aw ion y w sz e lk ie g o oparcia, czu łem się w sob ie jak w rękach potw ora, m o ­ gąc w yrab iać z sobą w szy stk o , w szystk o, w szy stk o ! O schłość dum y. M róz o sta ­ teczności. S u row ość i pustka, [s. 21-22]

J e d n a k n a rra to r zaraz dostrzega m ożliwość zm iany sytuacji, ja k gdy­

by św iatło w ciem ności. Z auw aża m ianow icie policzek i k a rk K arola i uśw iadam ia sobie, że to w łaśnie je st w yjście z „m rozu kosm icznego owej nocy” (s. 22). I znow u sięga do term inologii relig ijn ej — m ów i: „Bóg i cud” (s. 22). W krótce zauw aża rów nież H enię i dochodzi do w niosku, że zw iązek ty c h dw ojga ludzi m usi być jego w łasn ym ostatecznym ce­

lem. Od tego m om entu zaczyna się ów proces przem iany, czyli opus.

R eligjny c h a ra k te r opus, kojarzenie H eni z K arolem , zostaje z kolei mocno uw y d atn io n e poprzez k o n fro n tację tra d y c y jn e j religii oraz tego, co m ożna by um ow nie nazw ać pogaństw em . M owa tu o kolizji Am elii z F ryd ery k iem . N iew ątpliw ie dokonuje się zderzenie dwóch przeciw staw ­ nych, ale rów nie silnych i k o n sekw en tn y ch św iatopoglądów . Z jednej stro n y je st to katolicyzm , w bardzo pogodnej i w ysublim ow anej postaci, a z d rugiej — przekonania, k tó ry ch n a rra to r przezornie nie określa bli­

żej. N iekiedy nazyw a je ateizm em , ale całkiem jasno daje do zrozum ie­

nia, że nie chodzi w tym w y p ad k u o tra d y c y jn y ateizm . W każdym razie je st bezradny, gdy m a w ytłum aczyć, n a czym w łaściw ie te p rzekonania polegają:

A m elia p o sta n o w iła zagrać w otw a rte karty i, n ie ruszając się z m iejsca, stw ierdziła.

— Pan jest ateistą.

[...] Rzekł... dlatego, że m usiał, że n ic in n ego n ie m ia ł do p ow ied zen ia, że ta od p ow ied ź b yła ju ż p od yk tow an a p ytaniem .

— Jestem ateistą.

A le zn ów m ó w ił, żeby n ie p o w ied zieć c z e g o ś i n n e g o ! To się czu ło ! Z am ilkła, jakby od cięto jej m o żliw o ść p olem iki. G dyby n ap raw d ę b ył n ie w ie ­ rzącym , m ogłab y z nim w a lczy ć i w te d y w y k a za ła b y całą najgłęb szą „ostatecz­

n o ść” w łasn ej racji, ha, w a lczy ła b y z n im jak rów n y z rów nym . L ecz jem u sło w a słu ży ły tylko do zatajenia... czegoś innego. C zego? Czego? J eżeli n ie b ył w ierzący, ani n iew ierzący, to czym że b ył? O tw ierała się p ołać nieokreślonego, tej d ziw nej

„in n ości”, w której ona gu b iła się, oszołom ion a i w ytrącon a z gry. [s. 70]

W edług pojęć alchem icznych owa „ostateczność” i „bezdenna głębia”

(s. 68) to pogański panteizm p rete n d u ją c y do tra k to w a n ia go n a rów ni z chrześcijaństw em . Za ta k i go uw aża A m elia, przedstaw icielka ch rze­

ścijaństw a, i objaw ia lęk, którego zawsze d oznają chrześcijanie, gdy sta ją

(9)

przed owym dynam icznym princip iu m n a tu ry , tak zgubnym dla rozum o­

w ych i etycznych zasad ich religii (zob. np. uw agi n a rra to ra o Am elii, s. 68 n.).

Pogański p anteizm zn ajdu je bezpośredni w y raz w liście F ry d e ry k a do n a rra to ra i reakcji n a rra to ra n a list (s. 111 n.). A śm ierć Am elii dowo­

dzi, że n a rra to r id en ty fik u je ów p anteizm z głębokim i przekonaniam i sw oim i i F ry d ery k a. C hrześcijański pogląd n a św iat m usi zginąć i try u m f nad nim m usi być w y raźnie uw idoczniony w powieści. Z m agań ty ch nie m ożna po p ro stu uznać za dokonane i pom inąć. B itw a m usi się rozegrać.

S tad iu m to trz e b a przejść i zakończyć, aby proces przek ształcenia mógł postępow ać :

P o co jej to było? A by naw rócić go ostatn im p rzed śm iertn ym w y siłk iem ? A by m u pokazać, jak um iera się p o k atolick u ? C ok olw iek ch ciała, F ryderyk, a n ie C hrystus, b y ł tutaj o sta tn ią instan cją, jeśli m o d liła się do C hrystusa, to d la Fryderyka, i n ie pom ogło, że padł na k olana, on to, n ie C hrystus, sta w a ł się sędzią n ajw y ższy m i B ogiem , gdyż dla n iego działo się to konanie, [s. 78-79]

Poczynaniam i F ry d e ry k a i n a rra to ra rządzi jeszcze jed n a zasada ściśle zw iązana z alchem icznym pogaństw em . J e st to reguła zbrodni i k ary. W Pornografii zbrodnia i k a ra o d g ry w ają naczelną rolę; stąd w yw odzi się zre­

sztą ty tu ł powieści. W yzw olenie dw ojga m łodych i zarazem ich połącze­

nie dokonuje się tylko dzięki zbrodni: A m elia u m iera w w y nik u pospo­

litego napadu, H enia i K arol zaś połączeni zo stają — dopiero w o statn im m om encie akcji — w sk u tek potrójnego m o rd erstw a: W acław zabija Sie- m iana, K arol W acława, a F ry d e ry k Skuziaka. Ten rozlew k rw i w y daje się niezbędn y dla stw orzen ia zw iązku m łodej p ary, co n ad aje ow ym czyn­

nikom spraw czym odcień krw aw ej ofiary. Jed n akże ani krw aw a ofiara, ani pojęcie zbrodni i k a ry nie są tu najw ażniejsze. N ajw ażniejsza jest znow u ten d en cja antychrześcijańska. G rzech zostaje niejako uśw ięcony i po staw iony ponad cnotę, jako naczelna zasada życia:

Oni, w cnocie, b y li zam k n ięci dla nas, herm etyczn i. A le oni w grzechu, m ogli tarzać s ię z nam i... Oto co m y śla ł F ryderyk! I p ra w ie w id zia łem go, jak z p alcem przy ustach szuka grzechu, który by go z nim i sp ou falił, jak rozgląda się za tak im grzechem — czy też, raczej, m oże, m yśli, pod ejrzew a, że ja za ta ­ k im grzechem się rozglądam . Cóż to za sy stem zw iercia d la n y — on w e m n ie się przeglądał, ja w nim — i tak, snując na cudzy rach u n ek m arzenia, d och od zi­

liśm y do zam ysłów , których żaden z nas n ie o śm ieliłb y się poczytać za sw oje, [s. 59-60]

Pogański c h a ra k te r ty ch rozw ażań rzuca się w oczy. G rzechu nie u w a ­ ża n a rra to r za słabość m oralną, lecz przeciw nie — za niezbędny składnik pełni. Nie m a próby w yelim in ow an ia grzechu ani stłu m ien ia go jak w re ­ ligii chrześcijańskiej. N ależy go rozw ijać, gdyż jest częścią ludzkiego losu i jeżeli się go zaniedbuje, przek reśla się pełnię życia. O statecznym celem

(10)

procesu dokonującego się w Pornografii je st zw iązek p ierw iastk ów m ę­

skiego z żeńskim , rep rezen to w an y ch przez dw oje m łodych ludzi, ale nie zw iązek w duchu stery ln ej cnoty. Połączenie m usi się dokonać w w a ­ ru n k ach pełni życia, któ rej nieodłącznym i składnikam i są grzech, k rew i zbrodnia. C hrześcijański ideał doskonałości jest krańcow o różny od idea­

łu doskonałości w Pornografii — doskonałości polegającej n a pełni, ja k praw dziw y alchem iczny lapis, będący sy ntezą w szystkich przejaw ów ży­

cia.

W ty m krótk im przeglądzie sym boliki alchem icznej w Pornografii n a ­ leży jeszcze w spom nieć o jed n y m w ażnym tu elem encie — o postaci F r y ­ deryka. W ydaje się, że sp raw iła ona kłopot n iek tó ry m k ry ty k o m 5. J e d ­ nakże każdy, kom u nieobce są podstaw ow e zasady psychologii an ality cz­

nej, uzna za oczywiste, iż F ry d e ry k a należy trak to w ać jako „cień” n a r ­ rato ra. C iekaw ą cechą F ry d e ry k a w roli „cien ia” jest jego znaczna a k ty w ­ ność. To on przecież in ic ju je i w y k ań cza opus. N a rra to r je s t krańcow o bierny, pochłonięty tylk o ob serw acją i notow aniem . A naliza stosunku m iędzy F ry d ery k iem a n a rra to re m przekracza, n iestety , zakres n in ie j­

szego studium . Tu trz e b a ty lko zauważyć, że F ry d e ry k p rzejm uje p ro ­ w adzenie akcji i, zwłaszcza po śm ierci Am elii, je s t głów nym spraw cą spełnienia opus, zw iązku m iędzy dw ojgiem m łodych ludzi. Postać o b a r­

czoną ta k ą ro lą rów nież znam y z alchem ii. Je st to przew odnik alchem ika, spiritus m ercurialis albo H erm es psychopom pos. J e st to bóg objaw iający, duch, k tó ry łączy przeciw staw ności. T ak też w łaśnie czyni F ry d ery k . J e st odkupicielem tw orzącym now y porządek, o p a rty na n aturze, a n ie na tra d y c y jn e j religii ch rześcijańskiej.

Pornografia zaw iera b ard zo w iele inn ych składników zdum iew ająco podobnych do elem entów procesu alchem icznego. R ozm iary a rty k u łu nie pozw alają n a dokładną analizę np. sym boliki kolorów, a także — w y ra ź ­ nie zaznaczonych stadiów opus, w reszcie zaś doboru m iejsc, w k tó rych rozgryw a się akcja (bardzo w ażna cecha sym boliki alchem icznej). Po­

m inąć rów nież w y p adn ie rolę, ja k ą o d g ryw ają drugorzędne postaci, zw ła­

szcza W acław, Siem ian i Skuziak. O A m elii m owa b y ła ty lk o jako o sym ­ bolicznej rep rezen tan tce konw encjonalnego chrześcijaństw a. Ma ona obok tego d ru g ą fu n kcję jak o m atk a W acława, a więc re p re z e n ta n tk a m acie­

rzyństw a. Ale n a w e t ta skrótow a analiza pow inna udow odnić p rzeko nu­

jąco, że podobieństw a m iędzy Pornografią a opus alchem icznym nie ogra­

niczają się do pow ierzchow nych szczegółów, lecz tk w ią w sam ym jądrze powieści. Są ta k w yraźne, że chciałoby się nazw ać Pornografię pow ieścią alchem iczną. Posługując się dzisiejszym i k ategoriam i pow iedzielibyśm y, że pow ieść w alegoryczny sposób o b razuje drogę jednostk i ku zrozum ie-

5 Zob. np. ib id e m , s. 181 n.

(11)

n iu arch ety p u sw ojej j a ź n i . O tym , że zrozum ienie tak ie zostało w Pornografii osiągnięte, n iew ątp liw ie św iadczą o sta tn ie zd an ia powieści, ukazujące b łysk intu icyjneg o w zajem nego zrozum ienia m iędzy n a rra to ­ rem i jego cieniem a dw ojgiem m łodych, w końcu połączonych:

S p ojrzałem na naszą parkę. U śm iech ali się. Jak zw y k le m łod zież, gdy trudno w yb rn ąć z k ło p o tliw eg o położenia. I przez sekundę, oni i m y, w naszej k atastro­

fie, sp ojrzeliśm y sobie w oczy. [s. 159]

Z a n g ielsk ieg o przełożył Ig n a cy S ie r a d zk i

Cytaty

Powiązane dokumenty

przypomniał, że zadaniem każdego chrześcijanina jest troska nie tylko o innych ludzi ale także o świat przyro­ dy.. Czcigodny kaznodzieja zaznaczył też, że dar panowania

Kiedy "Burza" znalazł się naprzeciwko nieznajomego, otworzył się lufcik domu, przy którym stał nieznajomy i ukazała się w nim głowa są- siadki:!. - O,

W itold i Fryderyk stanow ią najw yraźniejszy sobow tórow y tandem spośród licznych podobnych w tw órczości G om brow icza i na ich niejasnym zespoleniu opiera się

Ekspozycja sk³ada siê z nastêpuj¹cych bloków tema- tycznych: Z³oto w przyrodzie (wiadomoœci mineralogicz- ne, formy wystêpowania z³ota w z³o¿ach, okazy); Najwiêk- sze

The marked effect of the Coriolis force predicted was observed also, and the theoretical rate of destratification agrees reasonably with the experimental one in the case where

W zwi¹zku z tym, ¿e w roku akademickim 2014/2015 pilota¿owe zajêcia z przedmiotu Projektowanie Infrastruktur Informacji Przestrzennej (PIIP) z zastosowaniem wybranych

Rząd nie ufał już biskupowi mimo jego podkreślenia, że teraz rząd nie prze­ śladuje Kościoła, przeciwnie, może nawet listem tym był jeszcze więcej

To optimize the image lag performance of the large photodiode, in addition to the transfer gate potential barrier optimization, changing the photodiode shape can also help to speed