Peer Hultberg
Pornografia i alchemia :
prolegomena do analizy
"Pornografii" Gombrowicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 64/2, 179-188
1973
P am ię tn ik L iteracki LXIV, 1973, z. 2
PEER H U LTBERG (K openhaga)
PO RN O G R A FIA I ALCHEMIA
PRO LEGOM ENA DO A N A L IZ Y „PO R N O G R A FII” GOMBROWICZA
W zrost zain tereso w an ia alchem ią w pierw szej połowie X X w. w yw o
łan y b ył głów nie dw iem a przyczynam i. P rzed e w szystkim alchem ię tra k tow ano jako w stęp do now oczesnej chem ii, a zatem jak o nieodłączny sk ładnik h isto rii n a u k przyrodniczych. A lchem ia i chem ia pozostaw ały w ścisłych zw iązkach do końca XV I stulecia, a i później ta pierw sza m ia
ła duży udział w rozw oju n auk i (np. odk rycie fosforu przez niem ieckiego alchem ika H enniga B ra n d a w 1669 roku). Dopiero po od k ry ciu tlenu w drugiej połowie X V III w. ostatecznie odrzucono podstaw y alchem ii jako n a u k i przyrodniczej, w ra z z o d rzuceniem teo rii flogistonu.
N iezależnie od tego alchem ia była dla h isto ry k a idei przedm iotem bad ań jako system relig ijn y i filozoficzny. W przeciw ieństw ie do poczy
n a ń chciw ych szarlatanów , m ający ch n a w idoku produk cję złota, p raw dziw a alchem ia o p iera ła się n a filozofii A rystotelesow skiej i n a m istycz
nej postaci religii. Złoto alchem iczne, o stateczny cel w szystkich rzetelnie alchem icznych przedsięw zięć, nie było po p ro stu tylko m etalem , aurum vulgi, lecz oznaczało ideę filozoficzną, ośrodek całej filozofii przyrody.
P ra ca alchem ika b y ła zatem procesem m etafizycznym , a jego poczynania obrzędem nieodzow nym dla duchowego rozw oju adepta i rozwój ten sym bolizującym . O r a t o r i u m było m iejscem jego pracy tak samo jak l a b o r a t o r i u m .
W połow ie X X w. alchem ia s ta ła się przedm iotem b ad ań jeszcze jed
nej dziedziny n au k i — psychologii anality cznej. D oprow adziło to nie
w ątpliw ie do dalszego rozw oju zain tereso w an ia alchem ią. P ierw sze dzieło obszernie tra k tu ją c e o zw iązku m iędzy tym i pozornie odległym i dziedzi
nam i to C. G. Ju n g a P sychology and A lc h em y (Zürich 1944). Ju n g n a pisał n astęp n ie n a te n te m a t jeszcze szereg artykułów , a także dwie większe prace: A io n (Zürich 1951) i M ysteriu m coniunctionis (Zürich 1955, 1956). W procesie alchem icznym w idział ścisły o dpow iednik tego, co w psychologii analitycznej n azy w ał procesem in dy w id u acji — procesem
dojrzew ania, którego rez u lta tem je s t ostateczne dośw iadczenie przez jed nostkę a rc h e ty p u sw ojej j a ź n i 1.
Nie ulega w ątpliw ości, że zary so w a n a przez Ju n g a p aralela m iędzy psychologią an ality czn ą a alchem ią je s t uzasadniona i p rzekonująca.
Przeszkodą w e w szelkich stu d iach n ad alchem ią je s t niejednolitość te r
minologii, w y n ik ła z posługiw ania się przez każdego alchem ika in d y w i
dualnym zalegoryzow anym językiem , o raz sta ra n n ie p rzestrzeg an a przez w szystkich adeptów tej „herm etyczn ej sz tu k i” tajem niczość. S tanow iła ona konieczne zabezpieczenie przed chciw cam i pragnącym i w yzyskać wzniosłe idee filozoficzne dla przyziem nego celu grom adzenia bogactw ; m ogła być jed n a k tak że pozostałością an ty czny ch i egipskich k u ltó w m i- stery jn y ch , ściśle w iążących się z początkam i alchem ii i chy b a częściowo zachow anych w procesie alchem icznym . W każdym razie Ju n g przeko
nująco dow iódł w P sychology and A lc h em y, że istn ie ją zdum iew ające zbieżności m iędzy ciągiem snów X X -w iecznego człow ieka, k tó ry nie m a pojęcia o alchem ii, a etap am i procesu alchem icznego przedstaw io nym i w p ik to rialn y ch i pisanych alegorycznych dziełach d aw nych alchem ików . M ożna zatem powiedzieć, że sam proces alchem iczny posiada c h a ra k te r archetypow y. W arto zatem spraw dzić, czy takiego samego procesu a rch e
typow ego nie dałoby się w y k ry ć w in n ym przejaw ie życia um ysłowego, w k tórym podśw iadom ość g ra w ażną rolę — w dziele literackim . N ie jest ono oczywiście ta k spontanicznym tw o rem podśw iadom ości ja k ciąg snów.
Pow ieść W itolda G om brow icza Pornografia w y daje m i się znakom itym obiektem tak ich badań.
Proces alchem iczny, czyli opus, polega n a przechodzeniu od prim a m ateria, m ateria confusa, chaosu — do u ltim a m ateria, lapis czy też elik
siru. S tanow i zatem proces zasadniczo syntety czn y , a nie analityczny.
P o stęp u je stopniow o, kro k za krokiem , przez kolejne stadia, jak np. spa
lanie, sublim acja, rozpuszczanie, rozd rabn ian ie, destylacja, stężenie. R e
z u lta t ostateczny, k am ień lub eliksir, to m a te ria o rozlicznych przym io
tach. P rzede w szystkim je st o n a w m ocy dokonać p rzem iany pospolitych m etali w złoto lub srebro, w ilościach znacznie w iększych od ilości jej sam ej. Co w ięcej, może n iek ied y spraw iać inne dobrodziejstw a — prze
dłużać życie, leczyć choroby. N arzu ca się podobieństw o z b ib lijn ą „solą ziem i” lub „zaczynem ciasta” . Istn ieje jed n a k zasadnicza różnica m iędzy kam ieniem filozoficznym lub elik sirem a takim i sym bolam i doskonalenia ułom ności człow ieczej, ja k Bóg czy Zbaw iciel, poniew aż kam ień je s t zaw sze pro d u k tem człowieka. Nie m ożna go znaleźć, nie istn ieje w przyrodzie
1 D efin icje „archetypu”, „jaźn i”, „ cien ia ” i in n ych kategorii psych ologii a n a li
tycznej u żyw an ych w tym artykule, a tak że szersze o m ó w ien ie tych pojęć m ożna znaleźć np. w : C. G. J u n g , P sych o lo g isch e T yp en . W yd. 9. O lten und F reiburg 1971 (w yd. ang.: P sych o lo g ica l T yp es. P rin ceton 1971).
ani nie o trz y m u je się go jako d a ru Boga. M usi być w y tw orzon y w tru dzie i mozole, stanow i też zw ykle owoc całego życia poświęconego ciężkiej, pełnej sam ozaparcia p racy 2.
W bogatym alegorycznym języ k u alchem ii kam ień filozoficzny nosi w iele nazw . J e d n y m z n a jsta rsz y ch i n ajczęstszych jego synonim ów jest herm a fro d y ta . Z pew nością dlatego, że stw ó r tak i należy do najbard ziej w y razisty ch i n iew ątp liw y ch spośród dostępnych ludzkiem u pojm ow aniu przykładów jedności łączącej przeciw ieństw a. Z resztą może także chodzi o sugestię, że jedność pow stała z połączenia p ierw iastk a m ęskiego i żeń
skiego m usi być w jak iś sposób tw órcza.
W G om brow iczow skiej P ornografii je s t w łaśnie m ow a o stw orzeniu takiej jedności m iędzy dw ojgiem m łodych, K arolem i H enią. Ich zw iązek różni się od zw ykłego k o jarzen ia p a ry ludzi tym , że ani chłopiec, ani dziew czyna nie z d a ją sobie spraw y z dokonującego się połączenia — aż do ostatn ieg o m om entu akcji, kiedy je s t już w łaściw ie po fakcie. Przez cały czas b iern ie p o d d ają się zabiegom n a rra to ra i jego przy jaciela F ry deryka, ja k p ierw ia stk i w rea k c ji chem icznej:
„U]
J a k ła tw o się d om yślić, roześm ieli się, tj. roześm ieli się w sp ó ln ie, bo p o
w ie d z ia łe m obojgu naraz, a oni, będąc razem , m u sieli się roześm iać... bo razem 1 do tego w o b ec m n ie! Teraz już są ZA FIK SO W A N I jako roześm ian i d ręczy
cie le W. T o zn aczy o ty le, o ile są razem , w parze, jako para — bo pan w id zia ł p rzecie przy k o la cji, ona, jak o ona tylko, tj. pojedynczo, pozostaje w iern a n a rzeczonem u sw em u . A le w e d w o je śm ieją się z niego.
A teraz NÓŻ:
T en nóż stw a rza zw ią zek S (Siem ian) — S 1 (Skuziak).
Z czego dalej : (SS1) — W. P oprzez A, poprzez zam ord ow an ie A m elii.
A le zn ow u : W — (KH). C zyli (KH) — (SS1).
Co za ch em ia! Jak w szy stk o się łączy! [...]” [s. 115-116]3
Ich nieśw iadom ość co do w łasnej sy tu acji p od k reślan a je st w powieści n ieustann ie, ja k np. w scenach n a w ysepce m iędzy kanałam i za sta
wem. F ry d e ry k n a k ła n ia ich wów czas do o d g ry w an ia drobnych scenek erotycznych, tłum acząc to chęcią p rzeprow adzenia studiów sy tu acy j
nych n ad film em , k tó ry m a zam iar nakręcić. Je d n a k n a ak to rach scenek n ie robią żadnego w ra ż en ia sk ra jn ie poufałe gesty, do któ ry ch w yko na
n ia ich n am aw ia (s. 97 n.). K arol rów nież o tw arcie od trąca H enię i nie
2 Istn ie je w ie le stu d ió w na tem a t procesu a lch em iczn ego i h istorii alchem ii.
N a ogół w szy stk ie podają obszerną b ib liografię i liczn e ilu stracje. Poza w sp o m n ia nym i d ziełam i Junga m ożna jeszcze w y m ien ić: F. S h e r w o o d T a y l o r , The A lc h e m ists. N e w Y ork 1949. — E. J. H o l m y a r d , A lc h e m y . H arm ondsw orth 1968. — С. А. В u r 1 a n d, T he A r ts of th e A lc h e m ists. London 1967. — E. E. P 1 о s s, H. R o o s e n - R u n g e , H. S c h i p p e r g e s , H. B u n t z , A lch im ia . Ideologie u n d T ech n ologie. M ünchen 1970.
3 W ten sposób lo k a lizo w a n e s ą cytaty z P o rn o g ra fii (Paryż 1960).
daje posłuchu aluzjom sugerującym , że m ógłby w idzieć w niej kogoś innego niż tylko dżiew czynę zn aną od dziecka. T ak a p ostaw a u jaw n ia się n ajw y raźn iej w rozm ow ie z n a rra to re m podczas podróży bryczką do O strow ca (s. 46 n.).
Z atem chłopiec i dziew czyna k o jarzą się ze sobą w yłącznie w u m y słach n a rra to ra i F ry d e ry k a . S tano w ią ty m sam ym niejak o ty p o w ą p ro jekcję fan ta zji dw u głów nych postaci. I ja k każda p ro je k c ja — n ie m ają praw ie w cale sam oistnego życia. Nie są o d rębn ym i jednostkam i, lecz za
ledw ie sym bolam i. N a rra to r n a w e t nie opisuje ich w yglądu z e w n ętrzn e
go. Tylko przez porów nanie z m łodym złodziejaszkiem S kuziakiem m ożna sobie w ogólnych zarysach w yobrazić w ygląd K arola. C h a ra k te ry sty k a jego pow ierzchow ności sprow adza się w łaściw ie do inform acji, że je st szczupły i jasnow łosy, z wielkim i, ciem nym i oczam i (s. 77). W yłącznie n a jed n ą cechę ich w ygląd u zew nętrznego zw raca się n aszą uw agę: m ają białe zęby (np. s. 47). N a rra to r nie zajm uje się w cale przeżyciam i ani psychiką ty ch postaci. N a odw rót, odrzuca w szystko, co je s t w nich in dyw idualne, i zadow ala się uznaniem ich za doskonale p rzeciętn ą m łodą parę. W H eni i K aro lu nie m a nic szczególnego.
P rzy ty m w szystkim n a rra to r je st przez nich zniew olony. P rzy w iązu je najw iększą w agę do nich i do zw iązku m iędzy nim i. U rzeczenie tak ie to w łaśnie ty p o w a cecha projekcji. Od pierw szej chw ili, k ied y n a rra to r spo
strzega ich razem , je st przekonany, że należą do siebie, i naty ch m iast dochodzi do w niosku, że zadaniem jego i p rzy jaciela je s t uśw iadom ienie im tego fak tu i skojarzenie ich. K onieczność stw orzen ia zw iązku m iędzy tym i przeciętnym i m łodym i ludźm i n a rra to r odczuw a ta k nagle i gw ał
tow nie, że przy p o m ina to p rejek cję „miłości od pierw szego w e jrz e n ia ” .
To było, jakby jej kark (dziew czyny) w y r y w a ł się i z w ią zy w a ł z tam tym (chłopięcym ) karkiem , kark ten jak za kark ch w y co n y p rzez tam ten kark i ch w y ta ją cy za kark! [...]
Czy zn ali się? L ecz choć każde z nich b yło osobno, zn ow u i jeszcze bar
dziej rzucała się w oczy ich nam iętn a sk ład n ość: b y li d la sieb ie. [...] On dla niej, on a dla niego, gdy tak stali z d alek a i w c a le n ie za in tereso w a n i sobą — i tak siln e to, iż on u stam i n ie do u st jej n ad aw ał się, a do całego jej ciała — a cia ło jej jego nogom p odlegało! [s. 23-24]
Przyczyną, dla k tó rej m łodzi ludzie należą do siebie w w yobraźni n a rra to ra i F ry d e ry k a i dla k tó rej należy ich zmusić, aby sobie to uśw ia
dom ili w b re w w łasnej woli, je s t p ew n a właściwość, k tó rą posiadają, u tra cona dla dorosłych — młodość. Młodość je st n iejak o przy czyną projekcji.
Młodość, niedojrzałość i jej u tra ta należy do głów nych tem atów nie tylko Pornografii, ale w szystkich dzieł Gom brow icza. Nie należy oczywiście rozum ieć tego problem u pow ierzchow nie ; G om brow icz byłb y wówczas pisarzem krańcow o banalnym . Młodość i niedojrzałość to sym bol złożo
nej podstaw ow ej idei jego dzieł i jego poglądu n a św iat. To praw dziw y
symbol, a nie ty lk o znak, i jed y n ie tak a in te rp re ta c ja pozw ala ową ideę usytuow ać w system ie m yślow ym G om brow icza. Sam a u to r pośw ięcił te m u zagadnieniu całą powieść, F erd yd urke, a n a stęp n ie w ypow iedział się n a ten tem at obszerniej w rozm ow ach z D om inique’em de R o u x 4. Je d nakże z w ielką zręcznością w y strzeg ał się jak iejk o lw iek w skazów ki, co w łaściw ie oznacza to pojęcie.
O ddziaływ anie młodości, którego sym bol stanow i połączenie Heni i K arola, przedstaw ione je s t w Pornografii p rzy pom ocy term inologii re ligijnej. W m om encie niem al m istycznego objaw ienia F ry d e ry k o d kryw a przyczynę niechęci dw ojga m łodych do połączenia się: ich zw iązek b ył
by zbyt potężny dla n ich sam ych i dla innych. M ógłby ich pochłonąć.
F ry d e ry k pisze o ty m w liście do n a rra to ra , W itolda, k tó ry nagle pojm uje, że w łaśnie ta pełnia zm usza jego i F ry d e ry k a do dalszych w ysiłków w ce
lu połączenia m łodej p a ry ; rezy g n acja z tego przedsięw zięcia byłaby zd rad ą sam ego siebie:
„[•••]
1) ZA G A D K A : d laczego o n i ze sobą nie?... Co? P a n w ie?
Ja w iem . To byłoby zbyt PEŁN E d la nich. Z byt CAŁKOWITEJ.
NIEPEŁNO SC — PEŁ N IA , oto klucz!
Boże w ie lk i! Ty jesteś P ełn ią ! A le to p ięk n iejsze od C ieb ie i ja C iebie w yrzek am się niniejszym .
2) Z A G A D K A : d laczego do nas się garną? D laczego z nam i flirtu ją?
Bo on i m ięd zy sobą nam i chcą. N am i. A tak że — W acław em . N am i, panie W itoldzie, drogi m ój, nam i, nam i. Oni m uszą poprzez nas. D latego nas k ok ie
tują!
W idział pan k ied yś coś podobnego? Że m y im jesteśm y potrzebni do tego?
3) P an w ie , co jest groźne? Że ja jestem w p ełn i m ego rozw oju duchow o- -in telek tu a ln eg o , a znajduję się w rękach lek k ich , n iecałk ow itych , dopiero w zra
stających. B oże! O ni jeszcze rosną! Oni lekko, lekko, p o w ierzch o w n ie w p ro w adzą m n ie w coś, co ja będę m u siał w yczerp ać ca łk o w icie m y ślo w o i uczu
ciow o. P odadzą m i lek k o -lek k o m y śln ie puchar, który będę m u sia ł w y c h y lić do ostatniej kropli...
Z aw sze w ied zia łem , że coś tak iego m n ie czeka. Ja jestem C hrystus, rozp ię
ty na 16-letn im krzyżu. Pa! Do zob aczen ia na G olgocie. P a !”
A to się rozpisał! Z nów sied zia łem przy la m p ie w pokoju na górze: zdra
dzić go? W ydać? L ecz w tak im razie i sieb ie m u sia łb y m zdradzić i w yd ać!
[s. 105-106].
Zw iązek m iędzy dw ojgiem m łodych ludzi oznacza zatem pełnię, k tó
rej moc w szystko przenika. P ełn ia ta w sposób przem ożny narzuca się dw u głów nym postaciom w brew ich woli. K p iarsk i ton listu służy w łaści
wie tylk o m askow aniu głębokiej powagi relig ijn ej i filozoficznej. Poprzez ob raz połączenia m łodzieńca i dziew czyny G om brow icz ukazuje po
w szechną zasadę jedności w n aturze. A obraz te n m a tę sam ą w artość
4 D. de R o u X , R o zm o w y z G o m b ro w ic z e m . P aryż 1969, s. 61 n.
i je s t w n iektó ry ch m om entach ta k samo silny ja k alchem iczny opis mo
cy k am ien ia filozoficznego, k tó ry sam stanow i rów now artościow y sym bol jedności. U w y d atn iając bierność m łodych ludzi i nieśw iadom ość co do m echanizm u ich losów, n a rra to r dodatkow o w skazuje, że opus jest dziełem sztucznym , dokonanym ty lk o p rzez człow ieka — w ty m w y p a d k u przez niego sam ego i F ry d e ry k a . Owocem ich tru d ó w je s t zw ią
zek dwóch przeciw staw ny ch pierw iastków , m ęskiego i kobiecego. Podo
bieństw o m iędzy skojarzeniem H eni z K arolem a lapis lub eliksirem al
chem ika w y d aje się oczyw iste.
E lem ent relig ijn y w y stęp u je w P ornografii b ardzo zdecydow anie. Po
w ieść p rzedstaw ia dążenie do ostatecznego celu, k tóry m je st zbaw ienie czy doskonałość, ale dążenie to p rzeciw staw ia tra d y c y jn e j religii. I tu taj uw idacznia się zaskakująca zbieżność z alchem icznym opus. A lchem ia, w yw odząca swoje początki, poprzez m ahom etanizm , z czasów h e lle n isty cznych, zaw ierała bard zo silne elem en ty pogańskie. B yła w łaściw ie filo
zofią p rzyro d y i zasadzała się n a ścisłej w ięzi człow ieka z n a tu rą , czemu stanow czo sprzeciw iało się tra d y c y jn e chrześcijaństw o. W ty m zresztą m ógł tkw ić jed en z pow odów p rzezornej tajem niczości alchem ików . Sa
mo rozpoczęcie procesu przem ian y w Pornografii stanow i w g ru ncie rze
czy w yraźn e zderzenie z tra d y c y jn ą religią. N a rra to r je s t na m szy, k tó ra nagle załam uje się i tra c i w szelkie znaczenie. W pew nym m om encie zda
je on sobie spraw ę, że nie je s t ju ż u czestnikiem nabożeństw a, ale częścią n a tu ry , składnikiem w szechśw iata. Inaczej mówiąc, zostaje zm uszony do podjęcia pierw szego i nieodw racalnego kro ku n a drodze m istycznego przeżycia n a tu ry i w łasnej osobowości; zatraca się w n atu rze:
K ościół przestał być kościołem . W darła się przestrzeń, a le przestrzeń już kosm iczna, czarna, i to n a w et n ie d ziało się ju ż na ziem i, le c z raczej ziem ia przeistoczyła się w p la n etę zaw ieszon ą w e w s z e c h św ie d e , kosm os sta ł się obecny, to od b yw ało się w jak im ś jego m iejscu. Tak dalece, że św ia tło św iec, a n a w et św ia tło dnia, w d ziera ją ce się poprzez w itraże, stało się czarne jak noc. W ięc n ie b y liśm y ju ż w k ościele, w tej w si, ani na ziem i, ty lk o — i zgodnie z rze
czyw istością, tak, zgod n ie z praw dą — gd zieś w kosm osie, z a w ieszen i z naszym i św ieca m i i naszym b laskiem , i tam gd zieś w bezm iarach w y czy n ia liśm y te d ziw n e rzeczy ze sobą i pom iędzy sobą, podobni m ałp ie, która by w y k rzy w iła się w próżni. B yło to szczególn e d ra żn ien ie się nasze, gdzieś, w galaktyce, lu d z
ka p row okacja w ciem n ościach, d o k o n y w a n ie d ziw aczn ych ruchów w otchłani, w y k rzy w ia n ie się w astron om iczn ych bezkresach. A tem u to n ięciu w przestrzeni tow arzyszyło straszn e w zm o żen ie konkretności, b y liśm y w k osm osie, ale b y liśm y jak coś przerażająco danego, o k reślon ego w e w szy stk ich szczegółach, [s. 21]
W ynikiem tego przeżycia jest poczucie całkow itego odosobnienia, kom pletnej ciemności. J e s t to stan całkow icie zbieżny z początkow ym stadium alchem icznego opus — stan em nigredo, ściem nionej prim a m a teria. P rzy gn ęb iający i p on u ry c h a ra k te r owego stanu, dośw iadczanego
przez w ielu ludzi, ale zazw yczaj naty ch m iast tłum ionego, w ym ow nie opi
suje n a rra to r:
na k oniec sam , ja sam , bez nikogo i n iczego poza m ną, sam w ciem n ości ab so
lutnej... w ię c dotarłem do o stateczn ości m ojej, osiągn ąłem ciem n ość! G orzki kres, gorzki sm ak dotarcia i gorzka m eta! A le b yło to dum ne, zaw rotne, n aznaczone nieu b łagan ą d ojrzałością ducha, już sam oistnego. A le b yło to także okropne i, p o zb aw ion y w sz e lk ie g o oparcia, czu łem się w sob ie jak w rękach potw ora, m o gąc w yrab iać z sobą w szy stk o , w szystk o, w szy stk o ! O schłość dum y. M róz o sta teczności. S u row ość i pustka, [s. 21-22]
J e d n a k n a rra to r zaraz dostrzega m ożliwość zm iany sytuacji, ja k gdy
by św iatło w ciem ności. Z auw aża m ianow icie policzek i k a rk K arola i uśw iadam ia sobie, że to w łaśnie je st w yjście z „m rozu kosm icznego owej nocy” (s. 22). I znow u sięga do term inologii relig ijn ej — m ów i: „Bóg i cud” (s. 22). W krótce zauw aża rów nież H enię i dochodzi do w niosku, że zw iązek ty c h dw ojga ludzi m usi być jego w łasn ym ostatecznym ce
lem. Od tego m om entu zaczyna się ów proces przem iany, czyli opus.
R eligjny c h a ra k te r opus, kojarzenie H eni z K arolem , zostaje z kolei mocno uw y d atn io n e poprzez k o n fro n tację tra d y c y jn e j religii oraz tego, co m ożna by um ow nie nazw ać pogaństw em . M owa tu o kolizji Am elii z F ryd ery k iem . N iew ątpliw ie dokonuje się zderzenie dwóch przeciw staw nych, ale rów nie silnych i k o n sekw en tn y ch św iatopoglądów . Z jednej stro n y je st to katolicyzm , w bardzo pogodnej i w ysublim ow anej postaci, a z d rugiej — przekonania, k tó ry ch n a rra to r przezornie nie określa bli
żej. N iekiedy nazyw a je ateizm em , ale całkiem jasno daje do zrozum ie
nia, że nie chodzi w tym w y p ad k u o tra d y c y jn y ateizm . W każdym razie je st bezradny, gdy m a w ytłum aczyć, n a czym w łaściw ie te p rzekonania polegają:
A m elia p o sta n o w iła zagrać w otw a rte karty i, n ie ruszając się z m iejsca, stw ierdziła.
— Pan jest ateistą.
[...] Rzekł... dlatego, że m usiał, że n ic in n ego n ie m ia ł do p ow ied zen ia, że ta od p ow ied ź b yła ju ż p od yk tow an a p ytaniem .
— Jestem ateistą.
A le zn ów m ó w ił, żeby n ie p o w ied zieć c z e g o ś i n n e g o ! To się czu ło ! Z am ilkła, jakby od cięto jej m o żliw o ść p olem iki. G dyby n ap raw d ę b ył n ie w ie rzącym , m ogłab y z nim w a lczy ć i w te d y w y k a za ła b y całą najgłęb szą „ostatecz
n o ść” w łasn ej racji, ha, w a lczy ła b y z n im jak rów n y z rów nym . L ecz jem u sło w a słu ży ły tylko do zatajenia... czegoś innego. C zego? Czego? J eżeli n ie b ył w ierzący, ani n iew ierzący, to czym że b ył? O tw ierała się p ołać nieokreślonego, tej d ziw nej
„in n ości”, w której ona gu b iła się, oszołom ion a i w ytrącon a z gry. [s. 70]
W edług pojęć alchem icznych owa „ostateczność” i „bezdenna głębia”
(s. 68) to pogański panteizm p rete n d u ją c y do tra k to w a n ia go n a rów ni z chrześcijaństw em . Za ta k i go uw aża A m elia, przedstaw icielka ch rze
ścijaństw a, i objaw ia lęk, którego zawsze d oznają chrześcijanie, gdy sta ją
przed owym dynam icznym princip iu m n a tu ry , tak zgubnym dla rozum o
w ych i etycznych zasad ich religii (zob. np. uw agi n a rra to ra o Am elii, s. 68 n.).
Pogański p anteizm zn ajdu je bezpośredni w y raz w liście F ry d e ry k a do n a rra to ra i reakcji n a rra to ra n a list (s. 111 n.). A śm ierć Am elii dowo
dzi, że n a rra to r id en ty fik u je ów p anteizm z głębokim i przekonaniam i sw oim i i F ry d ery k a. C hrześcijański pogląd n a św iat m usi zginąć i try u m f nad nim m usi być w y raźnie uw idoczniony w powieści. Z m agań ty ch nie m ożna po p ro stu uznać za dokonane i pom inąć. B itw a m usi się rozegrać.
S tad iu m to trz e b a przejść i zakończyć, aby proces przek ształcenia mógł postępow ać :
P o co jej to było? A by naw rócić go ostatn im p rzed śm iertn ym w y siłk iem ? A by m u pokazać, jak um iera się p o k atolick u ? C ok olw iek ch ciała, F ryderyk, a n ie C hrystus, b y ł tutaj o sta tn ią instan cją, jeśli m o d liła się do C hrystusa, to d la Fryderyka, i n ie pom ogło, że padł na k olana, on to, n ie C hrystus, sta w a ł się sędzią n ajw y ższy m i B ogiem , gdyż dla n iego działo się to konanie, [s. 78-79]
Poczynaniam i F ry d e ry k a i n a rra to ra rządzi jeszcze jed n a zasada ściśle zw iązana z alchem icznym pogaństw em . J e st to reguła zbrodni i k ary. W Pornografii zbrodnia i k a ra o d g ry w ają naczelną rolę; stąd w yw odzi się zre
sztą ty tu ł powieści. W yzw olenie dw ojga m łodych i zarazem ich połącze
nie dokonuje się tylko dzięki zbrodni: A m elia u m iera w w y nik u pospo
litego napadu, H enia i K arol zaś połączeni zo stają — dopiero w o statn im m om encie akcji — w sk u tek potrójnego m o rd erstw a: W acław zabija Sie- m iana, K arol W acława, a F ry d e ry k Skuziaka. Ten rozlew k rw i w y daje się niezbędn y dla stw orzen ia zw iązku m łodej p ary, co n ad aje ow ym czyn
nikom spraw czym odcień krw aw ej ofiary. Jed n akże ani krw aw a ofiara, ani pojęcie zbrodni i k a ry nie są tu najw ażniejsze. N ajw ażniejsza jest znow u ten d en cja antychrześcijańska. G rzech zostaje niejako uśw ięcony i po staw iony ponad cnotę, jako naczelna zasada życia:
Oni, w cnocie, b y li zam k n ięci dla nas, herm etyczn i. A le oni w grzechu, m ogli tarzać s ię z nam i... Oto co m y śla ł F ryderyk! I p ra w ie w id zia łem go, jak z p alcem przy ustach szuka grzechu, który by go z nim i sp ou falił, jak rozgląda się za tak im grzechem — czy też, raczej, m oże, m yśli, pod ejrzew a, że ja za ta k im grzechem się rozglądam . Cóż to za sy stem zw iercia d la n y — on w e m n ie się przeglądał, ja w nim — i tak, snując na cudzy rach u n ek m arzenia, d och od zi
liśm y do zam ysłów , których żaden z nas n ie o śm ieliłb y się poczytać za sw oje, [s. 59-60]
Pogański c h a ra k te r ty ch rozw ażań rzuca się w oczy. G rzechu nie u w a ża n a rra to r za słabość m oralną, lecz przeciw nie — za niezbędny składnik pełni. Nie m a próby w yelim in ow an ia grzechu ani stłu m ien ia go jak w re ligii chrześcijańskiej. N ależy go rozw ijać, gdyż jest częścią ludzkiego losu i jeżeli się go zaniedbuje, przek reśla się pełnię życia. O statecznym celem
procesu dokonującego się w Pornografii je st zw iązek p ierw iastk ów m ę
skiego z żeńskim , rep rezen to w an y ch przez dw oje m łodych ludzi, ale nie zw iązek w duchu stery ln ej cnoty. Połączenie m usi się dokonać w w a ru n k ach pełni życia, któ rej nieodłącznym i składnikam i są grzech, k rew i zbrodnia. C hrześcijański ideał doskonałości jest krańcow o różny od idea
łu doskonałości w Pornografii — doskonałości polegającej n a pełni, ja k praw dziw y alchem iczny lapis, będący sy ntezą w szystkich przejaw ów ży
cia.
W ty m krótk im przeglądzie sym boliki alchem icznej w Pornografii n a leży jeszcze w spom nieć o jed n y m w ażnym tu elem encie — o postaci F r y deryka. W ydaje się, że sp raw iła ona kłopot n iek tó ry m k ry ty k o m 5. J e d nakże każdy, kom u nieobce są podstaw ow e zasady psychologii an ality cz
nej, uzna za oczywiste, iż F ry d e ry k a należy trak to w ać jako „cień” n a r rato ra. C iekaw ą cechą F ry d e ry k a w roli „cien ia” jest jego znaczna a k ty w ność. To on przecież in ic ju je i w y k ań cza opus. N a rra to r je s t krańcow o bierny, pochłonięty tylk o ob serw acją i notow aniem . A naliza stosunku m iędzy F ry d ery k iem a n a rra to re m przekracza, n iestety , zakres n in ie j
szego studium . Tu trz e b a ty lko zauważyć, że F ry d e ry k p rzejm uje p ro w adzenie akcji i, zwłaszcza po śm ierci Am elii, je s t głów nym spraw cą spełnienia opus, zw iązku m iędzy dw ojgiem m łodych ludzi. Postać o b a r
czoną ta k ą ro lą rów nież znam y z alchem ii. Je st to przew odnik alchem ika, spiritus m ercurialis albo H erm es psychopom pos. J e st to bóg objaw iający, duch, k tó ry łączy przeciw staw ności. T ak też w łaśnie czyni F ry d ery k . J e st odkupicielem tw orzącym now y porządek, o p a rty na n aturze, a n ie na tra d y c y jn e j religii ch rześcijańskiej.
Pornografia zaw iera b ard zo w iele inn ych składników zdum iew ająco podobnych do elem entów procesu alchem icznego. R ozm iary a rty k u łu nie pozw alają n a dokładną analizę np. sym boliki kolorów, a także — w y ra ź nie zaznaczonych stadiów opus, w reszcie zaś doboru m iejsc, w k tó rych rozgryw a się akcja (bardzo w ażna cecha sym boliki alchem icznej). Po
m inąć rów nież w y p adn ie rolę, ja k ą o d g ryw ają drugorzędne postaci, zw ła
szcza W acław, Siem ian i Skuziak. O A m elii m owa b y ła ty lk o jako o sym bolicznej rep rezen tan tce konw encjonalnego chrześcijaństw a. Ma ona obok tego d ru g ą fu n kcję jak o m atk a W acława, a więc re p re z e n ta n tk a m acie
rzyństw a. Ale n a w e t ta skrótow a analiza pow inna udow odnić p rzeko nu
jąco, że podobieństw a m iędzy Pornografią a opus alchem icznym nie ogra
niczają się do pow ierzchow nych szczegółów, lecz tk w ią w sam ym jądrze powieści. Są ta k w yraźne, że chciałoby się nazw ać Pornografię pow ieścią alchem iczną. Posługując się dzisiejszym i k ategoriam i pow iedzielibyśm y, że pow ieść w alegoryczny sposób o b razuje drogę jednostk i ku zrozum ie-
5 Zob. np. ib id e m , s. 181 n.
n iu arch ety p u sw ojej j a ź n i . O tym , że zrozum ienie tak ie zostało w Pornografii osiągnięte, n iew ątp liw ie św iadczą o sta tn ie zd an ia powieści, ukazujące b łysk intu icyjneg o w zajem nego zrozum ienia m iędzy n a rra to rem i jego cieniem a dw ojgiem m łodych, w końcu połączonych:
S p ojrzałem na naszą parkę. U śm iech ali się. Jak zw y k le m łod zież, gdy trudno w yb rn ąć z k ło p o tliw eg o położenia. I przez sekundę, oni i m y, w naszej k atastro
fie, sp ojrzeliśm y sobie w oczy. [s. 159]
Z a n g ielsk ieg o przełożył Ig n a cy S ie r a d zk i