• Nie Znaleziono Wyników

"I ziarno duszy nagie pozostało" : późne wiersze Mickiewicza w świetle twórczości genezyjskiej Słowackiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""I ziarno duszy nagie pozostało" : późne wiersze Mickiewicza w świetle twórczości genezyjskiej Słowackiego"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

Marta Piwińska

"I ziarno duszy nagie pozostało" :

późne wiersze Mickiewicza w świetle

twórczości genezyjskiej Słowackiego

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 78/1, 135-153

1987

(2)

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X X V III, 1987, z. 1 P L I S S N 0031-0514

MARTA PI WIŃSK A

„I ZIARNO DUSZY NAGIE POZOSTAŁO”

PÓŹNE WIERSZE MICKIEWICZA

W ŚWIETLE TWÓRCZOŚCI GENEZYJSKIEJ SŁOWACKIEGO

1

W pracach nad liry k am i lozańskim i łatw o zauważyć dwa n u rty in ­ terp reta cy jn e . Jeden, n u rt starszy, rozważa je jako lirykę konfesyjną i refleksję n ad losem ludzkim , jako sm utny bilans życia z ową słynną klęską w ieku męskiego, k tó ra w końcu czeka podobno n a każdego. D aw ­ niej tę in te rp re ta c ję w iązano z biografią poety. O statnio bardzo in te re ­ sujące w yniki przyniosło spojrzenie ex post w tej perspektyw ie. M am tu na m yśli zwłaszcza książkę Zam ącińskiej 1. Nie tylko ona zresztą śle­

dzi w poezji polskiej, szczególnie w poezji współczesnej, osobliw y „lo­

zański” n u rt rozrachunków z życiem.

D rugi n u rt kładzie akcent na przem ianę, jaka się tu w poezji Mic­

kiew icza dokonała, i dokum entuje owo „tkw iące w świadomości zbioro­

w ej przekonanie o ich w ielkim no w atorstw ie” 2. R eprezentanci tego n u r ­ tu skupiają uwagę na spraw ach w arsztatu poetyckiego i patrzą na późne w iersze Mickiewicza jako na w ażne ogniwo w rozw oju liryk i polskiej.

In teresu je ich raczej p rekursorstw o tej liry k i niż jej rom antyczność.

Dziwna rozbieżność panow ała więc m iędzy sądam i o now atorstw ie i zaskakującej świeżości tych wierszy, k tóre — jak pisał Z g o rzelsk i3 — w y dają się raczej sta rte m niż kresem , a zaw artą w nich refleksją, o treś-

1 D. Z a m ą c i ń s k a , Słynne — nieznane: wiersze późne Mickiewicza, Słowac­

kiego, Norwida. Lublin 1968.

2 M. M a c i e j e w s k i , Mickiewiczowskie „czucia wieczności”. Czas i przestrzeń w liryce lozańskiej. W: Poetyka. Gatunek — obraz. Wrocław 1977, s. 68. Zob. też M. M a c i e j e w s k i : „Rozeznać m yśl wód...” (Glosy do liryki lozańskiej). „Pa­

m iętnik Literacki” 1964, z. 3; „Natury poznanie” w lirykach Słowackiego. Dzieje napięć m iędzy podmiotem a przedmiotem. Jw., 1966, z. 1; Od erudycji do poznania.

„Roczniki Humanistyczne” 1966, z. 1.

3 Cz. Z g o r z e l s k i O lirykach Mickiewicza. W: O lirykach Mickiewicza i Sło­

wackiego. Lublin 1961, s. 23.

(3)

1.36 M A R I A P I W lN S K A

ci sm u tn ej, lecz dość ban aln ej. Z jed n ej stron y, widziano w nich otw arcie, początek czegoś nowego; z drugiej — n a stró j depresji i zam ierania. W po­

ezji takie rzeczy zdarzać się nie mogą, bo jest to — pow iedzm y skrótem

— sprzeczność m iędzy tzw . treścią a form ą, a wiadomo, że w sztuce one są jednym . W praw dzie m yśl, że także reflek sja w liry k ach lozańskich niesie coś nowego, owszem, pojaw iała się wcześniej. Ju ż K leiner w sk a­

zyw ał na pew ne elem en ty m istycznego w id z e n ia 4. Ale dopiero M arian M aciejew ski dowiódł, że także „w arstw a sem an tyczn a” tych w ierszy jest now a i odkryw cza, że nie są one reflek sją o sm utku przem ijania, lecz w y rażają coś zgoła innego, a m ianow icie now ą, m istyczną postaw ę Mic­

kiew icza. Pokazał, na czym ta m istyczność polega, gdzie i jak dokonuje się np. w tych w ierszach słynne „zaw ieszenie czasu”, co dzieje się z p rze ­ strzen ią i jak ow a zm iana podstaw ow ych k atego rii b y tu ziemskiego „osa­

dza człowieka w w ieczności”, w nieskończoności i we w szechstw orzeniu.

P isał o „program ie przebóstw ienia człow ieka” zaw artym w w ierszu Snuć miłość, o k ontem placji, k tó ra jest ekstazą, czyli uniesieniem duszy. P o ­ w iązał liry k i lozańskie z m yślą rom an ty czną i badał je jako utw o ry rom antyczne przede w szystkim . Z jego stu d iu m pozw alam więc sobie w yciągnąć w niosek, że liry k i lozańskie nie dlatego są w naszej poezji zjaw iskiem tak niezw ykłym , że w ychodzą już z granic rom antyzm u, lecz że go do końca spełniają.

Z akładam , że wszyscy, k tó rzy in te resu ją się liry kam i lozańskim i, zna­

ją jego stu d ium , któ re — w ypełniw szy pew ną lukę m yślow ą w naszej h isto rii lite ra tu ry — pozw ala iść dalej. P rzypom nę więc tylko, jak w y ­ gląda najb ard ziej rzew ny i d ep resy jn y w iersz M ickiewicza Polały się łzy w jego in te rp re ta c ji: M aciejew ski w skazuje, że tu się m ów i o sobie jak o kim ś trzecim , że to w iersz n ap isan y z dystansu, „z drugiego b rzegu ” , a także jak b y „z góry”. P rzy w o łu je N orw idow ską łzę znad p lan e ty i p rz y ­ pom ina, co w tra d y c ji znaczy „woda czysta” jak owe łzy, m ów i o sy m ­ bolice chrztu. A więc dostrzega w ty m w ierszu nie tyle depresję kresu, co w yjście poza w szystkie trzy fazy „w ieku ”, i nie poczucie końca, lecz przeżycie oczyszczenia, katharsis. W iersz Polały się łz y w y raża więc — inny m tonem — stan podobny do opisanego w W id z e n iu :

Tak ocierałem sw oje przeszłe czyny Które w isiały przy mnie jak łupiny Wokoło świeżo rozkwitłego zioła...

W yjaskraw iam w nioski płynące z jego precy zyjn ych analiz, żeby w skazać na ogólną linię in te rp e rta c y jn ą , choć wiadomo — i M aciejew ­ ski pisze o tym — że szczególna uro d a tych w ierszy polega na „zaw ie­

szeniu m iędzy niebem a ziem ią”, że to i pożegnanie, i pow itanie jed ­ nocześnie, jest więc w n ich zarazem „sm u tek ” i „w niebow zięcie”.

4 J. K l e i n e r , L iryki lozańskie oraz „Zdania i uwagi” i jragm enty liryki mistycznej. W: Studia inedita. Lublin 1964.

(4)

„ I Z I A R N O D U S Z Y N A G I E P O Z O S T A Ł O ” 137

Rolę klucza pełni w in te rp re ta c ji M aciejewskiego w yobraźnia sym ­ boliczna, a więc rzu tu je on liry k i lozańskie na plan tra d y c ji m istycznej i biblijnej. L iterackim kontekstem jest zaś przede w szystkim w cześniej­

sza liry k a M ickiewicza. M aciejew ski od daw na śledzi jej ewolucję. On jednak bodaj pierw szy w spom ina o związkach liry ki lozańskiej z tw ó r­

czością genezyjską Słowackiego.

2

Można jednak na o statnie w iersze Mickiewicza spojrzeć jeszcze in a­

czej. R ysują mi się dwie takie perspektyw y. Pierw sza — to spojrzenie przez ogólne ry tm y twórczości. Sądzę, że m ożna by uogólnić i steo rety - zować obserw ację, że liry k i lozańskie są podobne do innych późnych w ierszy. Przyboś zresztą przy nich w łaśnie pisał, że tajem nicza n ie ­ zwykłość o statnich w ierszy poetów, którzy w n ich odkry w ają często no­

w e piękno, pochodzi stąd, że zaw ierają one u tajo n ą tendencję całego ich życia 5. K lein er przedtem w spom inał o podobieństwie liryk ów lozańskich do późnej liryki V ictora Hugo i Goethego.

Tego ty p u badań właściwie się nie prowadzi, może i słusznie, ponie­

w aż „biologizow anie” zw ykle źle służy m yśli hum anistycznej, choć jed ­ n a k badania nad p roblem atyką pokoleń literackich dały historii lite ra ­ tu ry bardzo wiele. Dzięki nim wiadomo, że wiersze m łodzieńcze są n a j­

m ocniej nacechow ane tym , co w spólne dla danego sty lu i wchodzącej w życie generacji, a dopiero później rozw ija się u arty stó w styl in dy w i­

dualny. Co zaś m ożna powiedzieć o „późnej” twórczości? Śledzono w niej zwykle, jak tw órcy docierają do granic stylu, jak je przekraczają. W tw ó r­

czości tej szukano — na ogół z powodzeniem — zjaw isk prekursorskich.

Przypuszczam jednak, że m ożna w niej znaleźć także coś innego. Może o statnie dzieła zaw ierają u tajone tendencje nie tylko całego w łasnego życia poetów, ale i „całego życia” stylu? Może o rom antyzm ie np. m ówi więcej jego faza późna niż faza młodzieńcza? Może o statnie dzieła a rty ­ stów sk u p iają w sobie „przesłanie” całej form acji k u ltu ra ln e j, jej „du­

cha”, by tak rzec rom antycznie? Inaczej mówiąc, może późna twórczość, podobnie jak twórczość m łodzieńcza, jest także soczewką i ogniskiem skup iający m najistotniejsze cechy danego sty lu , ale w inny sposób niż w iersze młodzieńcze? Bo już nie na k red y t w spólnej w iary pokolenio­

w ej, lecz opłacone osobistym doświadczeniem?

Jak ie są w ogóle cechy twórczości późnej? H istorycy sztuki, m.in.

dziękiN badaniom n ad R em brandtem , wiedzą chyba n a ten tem at więcej niż history cy lite ra tu ry . My w iem y w łaściw ie niew iele. Pozwolę więc sobie zacytować M anna, którego można nazw ać jednym z nielicznych znawców przedm iotu:

5 J. P r z y b o ś , Wiersz — płacz. W: Czytając Mickiewicza. Warszawa 1965.

(5)

138 M A R T A P I W I Ń S K A

Jest niem al regułą, że w pew nych latach zaczynamy powoli tracić gust do wszystkiego, co jest w yłącznie indywidualne i szczególne Na pierwszy plan [...] występuje w ówczas to, co typowe, ogólnoludzkie, wiecznie powracające, po­

nadczasowe albo jednym słowem: mityczne. Już typowość ma w sobie pierwiastek m ityczny, jako że oznacza najpierwotniejszą normę i formę życia, ponadczasowy schemat, pradawną form ułę, którą przyjmuje życie reprodukujące sw e rysy z głębin podświadomości. N iew ątpliw ie, dojście do postawy światopoglądowej opartej na mitycznej typowości jest momentem przełomowym w ew olucji po- wieściopisarza, daje mu osobliwe spotęgowanie jego nastroju artystycznego, no­

w ą radość, która towarzyszy poznawaniu i tworzeniu, co w szystko razem [...]

stanowi zazwyczaj cechę specyficzną późnego wieku, mitologia jest bowiem w życiu ludzkości formą wczesną i prym itywną, lecz w życiu jednostki późną i dojrzałą e.

M ann dodał jeszcze uw agi o n a rra c ji epickiej w pierw szej osobie w łaściw ej dla tej fazy m itycznej. M ianowicie dzieje się tak, jak by w tej pierw szej osobie „pow ieść” opow iadała sam a siebie, jak b y fabuła czy w ręcz język zyskiw ały samoświadomość.

B ardzo to pasu je zarów no do późnej liry k i Mickiewicza, jak do tw ó r­

czości genezyjskiej Słowackiego. Tylko czy w olno m ówić o twórczości późnej u poetów około czterdziestki? Może wolno. Pow ołuję się n a re ­ fe ra t Jaro sław a M arka Rym kiew icza, w ygłoszony na sesji o rom antycz­

n ych „stylach życia” . Dowodził w nim , że ro m an tyk ani nie może, ani nie pow inien żyć długo, poniew aż w sty lu jest jakaś „zasada śm iercio­

n o śn a ” . J a w tedy dodałam : może dlatego, że ro m an tyk żyje intensyw niej, w ięc szybciej. W iadomo, że M ickiewicz już przy w yjeździe z Rosji za­

czął dotkliw ie odczuw ać starość, że sk argi takie m ożna czytać u niego w ielo krotn ie zarów no w listach p ry w atn y ch , co się m niej liczy, jak w Żalu rozrzutnika. Bo liczy się chyba nie w iek biologiczny, lecz su b iek ­ tyw n e poczucie w ieku. Dla rom antyków w łaściw ie już w yjście z dzie­

ciństw a zaczynało epokę „późną” . Poza ty m m ieli oni silne poczucie rozw arstw ienia życia n a różne epoki. M niejsza jednak o uzasadnienia, dla któ ry ch o statnie w iersze M ickiewicza m ożna nazwać twórczością

„późną”, bo i tak ich tu nie podam w sposób przekonujący. Chciałabym raczej przekonać słuchaczy do korzyści poznawczych płynących z tak ie­

go spojrzenia.

Na liry k i m ożna by wówczas spojrzeć nie tylko poprzez m istyków w szystkich czasów, ale także przez zjaw isko twórczości późnej. Nie tylko dośw iadczenie religijne, lecz także doświadczenie artystyczn e może stać się dla niej kluczem . Zwłaszcza doświadczenie rom antyków , którzy w praw dzie nie tak często, ale i nie tak rzadko żyli i tw orzyli długo, a ich o statn i etap w ydaw ał się n astęp n y m pokoleniom najciekaw szy. Późna twórczość Goethego, Pam iętn iki zza grobu C hateau b rian d a (który zresztą zaczął je pisać około czterdziestki) i — w najw iększym stop niu — późna

6 T. M a n n , „Józef i jego bracia”. Odczyt. W: Wybór nowel i esejów. Opra­

cow ał N. Η o n s z a. Wrocław 1975, s. 378 (tłum. M. Ż u r o w s k i ) . BN II 182.

(6)

,,Ι Z I A R N O D U S Z Y N A G I E P O Z O S T A Ł O ” 139

liry k a V ictora Hugo może być także tłem dla liryków lozańskich. Takie zdania Pouleta, że u V ictora Hugo

świadomość istnienia jest świadomością współistnienia ze wszystkim . Nie trak­

tuje siebie oddzielnie. Należy do istnienia, które jest kosm iczn e7

— pozw alają sądzić, że prace kom paratystyczne bardzo by się przydały dla zrozum ienia epoki m istycznej w rom antyzm ie polskim. Tę perspektyw ę tylko szkicuję jako możliwość.

3

T utaj szerzej, choć też bardzo skrótowo, chcę przedstaw ić możliwość drugą: w nioski w ypływ ające z k o m p araty sty k i w obrębie naszego ro ­ m antyzm u. W św ietle późnej twórczości Słowackiego chcę spojrzeć nie tylko na liry k i lozańskie, lecz na szerszą grupę w ierszy obejm ującą także Widzenie, Broń mnie przed sobą sa m y m i strzępki w ierszy ostatnich, k tó re nie wiadomo jak datow ać. Idę tu zresztą za trad y cją, poniew aż wszyscy, którzy badali liryki lozańskie, b rali pod uwagę także Widzenie i Wsłuchać się w szum wód głuchy. Jasno nie sform ułow ane, lecz nieobce historii lite ra tu ry jest przekonanie, że u Mickiewicza m iędzy Żalem rozrzutnika a W id zeniem istnieje przepaść. To w iersze z innej fazy, k tó ra najpraw dopodobniej zaczyna się od owego snu zimowo-wiosennego, snu o śm ierci i zm artw ychw staniu, czarno-białego liry ku Śniła się zima, k tó ­ ry, jak przypuszczał Przyboś, został w r. 1840 nie tylko przepisany.

Tak napraw dę ty tu ł tego re fe ra tu powinien brzm ieć na odw rót, po­

niew aż w pracy nad Słowackim , ściśle: nad Królem-Duchem, narzuciła mi się po prostu jako konieczność reflek sja nad tym i w ierszam i M ickie­

wicza. Nie dlatego, żeby twórczość obu poetów stała się podobna. W ręcz przeciw nie. M ickiewicz sta je się w okresie późnym bardziej M ickiewi­

czem, Słowacki bardziej Słowackim. Wszystko, co napisali przedtem w y ­ daje się jak b y „m łodzieńcze” w porów naniu z ostatnią fazą. Bo w p ra w ­ dzie w tym okresie ich poezja się zmienia, ale jednocześnie w y d aje się spełnieniem możliwości rysu jący ch się wcześniej. Można by rzec, że s ta ­ ją się inni po to, żeby jeszcze bardziej być sobą, być sobą do końca.

Słowo u Mickiewicza zawsze ciążyło do sym bolu. Słowacki już pisząc W Szwajcarii był w irtuozem płynności obrazow ania, k tó ra jest ch arak ­ tery sty czn a dla jego ostatniej fazy. Ale dopiero tera z owa płynność staje się ek spresją nieu stan n ej przem iany form , w yrazem ru ch u „gene- zyjskością” w sam ym języku poety. Każdy z nich poszedł więc w łasną drogą do końca — a b yły to k ieru n k i przeciw ne. Ich późne w iersze zu­

pełnie są niepodobne do siebie. In n y stosunek do słowa, inna w yobraź­

n ia — akw atyczna u Mickiewicza, solarna i pow ietrzna u Słowackiego.

7 G. P o u l e t , Hugo. W: Metamorfozy czasu. Szkice krytyczne. Wybór J. B ł o ń ­ s k i e g o i M. G ł o w i ń s k i e g o . Warszawa 1977, s. 177 (tłum. D. E s к a).

(7)

140 M A R T A P I W I N S K A

Ale choć fraza poetycka i ogólny k lim at są tak różne, jest coś, co zbliża obu poetów w tym późnym okresie. Ich w iersze jak gdyby są pokrew ne, choć takie niepodobne. P ły n ie w nich ta sam a k rew rom antyczna, chcia­

łoby się rzec.

Co więc m ożna w tych niepodobnych do siebie w ierszach obu poetów porów nyw ać? Nie staw iałam sobie takiego py tan ia, bo owo „pokrew ień­

s tw o ” n a jp ie rw zauw ażyłam — a dopiero potem zaczęłam się n ad nim zastanaw iać. P ra cu ją c n a d Królem D uchem zrobiłam k a rto tek ę p o w ta­

rzających się tem atów i obrazów. J e st w niej zbiór, k tó ry nazw ałam „fi­

zyczne k sz ta łty d u ch a”. Nie z zam iłow ania do paradoksów , ale dlatego, że tej serii obrazów nie m ożna inaczej nazwać.

W śród tych „fizycznych k ształtó w ” bardzo często pow tarza się obraz w ychodzenia z ciała. „W tenczas to dusza w ystąp iła ze m n ie” — m ówi H er A rm eńczyk (który ju ż w ted y zresztą nie jest H erem , skoro w ystąpił z ciała i im ienia), a potem w iele razy jeszcze: „W stałem m głą z ciała..”,

„ Ja k sen sk rz y d la ty z m oich jąłem kości / W ychodzić „W iatr się z ry w a ł/ I ducha mego jak sen niósł do g ó ry ”, „dusza z u st w y latu jąca /{...J/Wyszła i nigdy nie w róciła w ciało”, „z naszych ciał obu jak z dwToch k latek ciasnych / Leciały białe ducha gołębice”, „Tak P a n Bóg — k tó ry w snach — n au k ę daje / [...] / W yw abił ducha — że na te ogrody / Chciał w yjść — jak ry b k a do słońca spod w ody”, „Nagle z całego ciała, z w szyst­

kich kości / Rzucił się w ich rem duch w u sta o tw a rte — / K rzy k z\e m nie w yszedł [...]” (S 17, 122; 306; 16, 404; 417; 17, 606; 16, 430 8;.

Snem , m głą, krzykiem , przez u sta, oczy i w łosy dusza wychodzi z cia­

ła — czy to śm ierć, choć często m ow a tu o śm ierci, a n a w e t dusza w pierw szym rapsodzie idzie na zielone łąki, czyli w zaśw iaty? F a b u ­ larn ie rzecz biorąc, H er w pierw szym rapsodzie um iera. R om antycy lu ­ bili zaczynać opowieść od śm ierci głównego bohatera, a Król-Duch jest m .in. także rom antyczną biografią. Ale ta śm ierć, k tó ra zaczyna dzieje ducha, ta „ fa b u la rn a ” śm ierć, choć p o w tarza tra d y c y jn y topos „w yjścia z ciała”^ śm iercią nie jest, albo: je s t nie tylko śm iercią, skoro nie jest końcem , lecz początkiem .

Podobnie nie jest dośw iadczeniem śm ierci, lecz czymś innym tak i oto obraz „w yjścia z ciała” w W idzeniu Mickiewicza:

Dźwięk mię uderzył — nagle moje ciało,

[ 1

Prysło, zerwane anioła podmuchem, I ziarno duszy nagie pozostało.

I zdało mi się, żem się nagle zbudził

Ze snu strasznego, co m ię długo trudził. [M 1, 412]

8 Liczby po skrócie S odnoszą kolejne cytaty do odpowiednich tomów (14— 17) i stronic wydania: J. S ł o w a c k i , Dzieła w szystkie. Pod redakcją J. K l e i n e r a . Przy współudziale W. F l o r y a n a . W rocław 1952— 1976. Skrót lokalizacyjny zasto­

sowałam również przy cytatach z M ickiewicza — liczby po skrócie M oznaczają stronice w: A. M i c k i e w i c z , Dzieła. Wyd. Jubileuszowe. T. 1. Warszawa 1955.

(8)

,1 Z I A R N O D U S Z Y N A G I E P O Z O S T A Ł O ” 111

To w szystko nie jest takie proste, bo Mickiewicz, owszem, w sw ych późnych w ierszach w yrażał doświadczenie jak iejś śmierci. I to w łaśnie ono w ysuw a się n a plan pierw szy w liry k u G dy tu mój trup. Ten żyjący tru p , k tó ry gada i zagląda w oczy, tak poraża wyobraźnię, że jak gdyby nie rów now aży go owo „ ta m ”, gdzie biały ganek, zielone łąki i m otyle.

Owo „tam ” odbieram y więc raczej jako tęsknotę „ tru p a ” do k ra ju i do czasu, kiedy żył napraw dę, niż jako lot duszy do swej ojczyzny. W ięcej w ty m w ierszu pożegnania niż pow itania, więcej rozpaczy niż ekstazy.

Ale jednak owo „ ta m ”, choć całe zbudowane z obrazów przeszłości, nie je st tylko przeszłością. A przebyw anie „tam ” nie jest tylko nostalgią, lecz po trosze i jakim ś wniebowzięciem . W odległy sposób n a w e t i ten w iersz przypom ina swobodne loty duszy z Widzenia, któ re znów p rzy ­ pom inają loty K onrada. „W yjście z ciała” w cale nie jest w ty ch w ie r­

szach znakiem śmierci, czym dotąd było w trad y cji poetyckiej. S ta ry topos przem ienia się u obu poetów.

W karto tece m otyw ów pow tarzał się często także obraz duszy-ziar- na: „»Oto próba / Z ziarenkiem ducha«”, „Niech ludzkie zobaczą / to ziar­

no m ęki” czy — dla m nie najb ard ziej przejm u jący —■ „zagnany byłem w ogień, w ziarno ziemi / I w ypalony w nim na jasność b iałą” (S 17, 550; 16, 347; 17, 97). Paw likow ski pisze:

w ielokrotnie powtarza się u Sł[owackiego] ta metafora, źródło jej, zdaje się, jest u Bonneta, który mówi o „germe im périssable” jako o nieśm iertelnym substracie palingenezy 9.

N iby wiadomo, czego sym bolem jest ziarno: „um ierać m usi co ma żyć”. Ale w y daje m i się, że nie o to w tych w ersetach chodzi i że nie ta historia w Królu-D uchu jest opowiadana, gdy pojaw ia się ziarno d u ­ szy, ogołocone z przeszłych uczynków i z ciała, z wszystkiego, co n ie ­ w ażne — w łaśnie „nagie ziarno”, podobnie jak w W idzeniu u M ickiewi­

cza. W ydaje mi się, że tu mowa o skupieniu się w sobie, o k o n cen tracji do istoty, o ściągnięciu się w centru m i oczyszczeniu, że chodzi o to „w y­

palenie n a jasność b iałą” , nie o naukę, iż trzeba um ierać, by żyć. U Sło­

wackiego obrazy ducha-ziarna są dopełnione przez inne fizyczne k sz ta łty ducha, takie jak jego ściągnięcie się w piorun, w chm urę, w k u lę ogni­

stą: „Z całą dzikością m oją pierw orodną / Pogańską — cały ścisnąłem się w d u chu ” (S 16, 349).

Inna jest tonacja ducha-ziarna u obu poetów. U M ickiewicza to jakaś organiczna, roślinna, lekka, z w ew nątrz płynąca i anielskim podm uchem ułatw iona przem iana. U Słowackiego — czyśćcowe i piekielne m ęki.

Ale kto nie słyszy głębokiej praw dy, osobistego doświadczenia, kto nie słyszy, że jeden i drugi poeta mówi tu o czymś, co się napraw dę z nim stało i co on pośrednio przekazuje przez te fizyczne obrazy?

9 J. G. P a w l i k o w s k i , komentarz w: J. S ł o w a c k i , Król-Duch. T. 2.

Lw ów b.r., s. 136.

(9)

142 M A R T A P I w m S K A

Wiem, jak i m i postaw ić m ożna zarzut. Tu ziarno i tam ziarno, tu i tam ,,dusza z ciała w yleciała” — po p rostu dokopałam się do u n iw e r­

salnych, sym bolicznych obrazów, k tó re zawsze o dn ajd u ją poeci. Ale ja nie chcę odsyłać sam a siebie do m istyków ani do B achelarda. Chodzi mi w łaśnie o to, że w sta ry c h u n iw ersalny ch i w spólnych dla całej w yobraź­

n i sym bolicznej obrazach i M ickiewicz, i Słow acki pokazują coś innego, niż znam y z trad y cji. W yjście duszy z ciała nie jest tylko śm iercią albo w cale śm iercią nie jest — bo jest także lotem , ekstazą, uniesieniem . S k u ­ pienie duszy w ziarno nie jest „nieśm iertelny m su b stratem palingenezy”, ale — dosłow nie — skupieniem w jakieś centrum , k o n c e n tra c ją 10. To

„ziarno” nie jest ochronnym uśpieniem , lecz raczej „środkiem duszy”, istotą istoty. P rzyznaję, że nie rozum iem tych obrazów do końca. Z resztą sym boli nie m ożna ani nie trzeba do końca rozum ieć, bo to w b rew ich sym bolicznej n atu rze. Chodzi m i o to, że tu ta j się dokonuje jakaś p rze ­ m iana w głębokiej, sym bolicznej m aterii poetyckiej. I dlatego rom an­

tyczną poezję tylko po części m ożna otw ierać przez tra d y c ję w yobraźni sym bolicznej. Takie in te rp re ta c je coś nowego, co rom antycy o d kryw ali i z w ielkim tru d em w ypow iadali używ ając stary ch znaków, sprow adza­

ją do owych stary ch znaków.

W w yobraźni M ickiewicza k ró lu je woda — wiadomo. W ięc pew nie tylko dlatego, że moim pu n k tem w yjścia był Słowacki, udało mi się zo­

baczyć, jak bardzo w ażny jest w późnych w ierszach M ickiewicza obraz ziarn a-cen tru m (w ym ienia się on z obrazem źródła).

Jak drzewo przed w ydaniem owocu w zarodek,

Tak całe życie zbiera się w pierś, w sam jej środek. [M 1, 440]

— tak brzm i, wedle wydaw ców , o statn i dystych M ickiew icza-poety.

W jakiś sposób ów dystych p ow tarza młodego Mickiewicza, k tó ry pisał:

Zestrzelmy m yśli w jedno ognisko I w jedno ognisko duchy!... [M 1, 75]

A może też i skupienie sam ego siebie w pocisk przez K onrada. Tylko że teraz owo skupienie nie jest hasłem i w ezwaniem , poeta też nie w y ­ m usza go n a sobie jak K onrad. Z m ienił się ton. M ickiewicz pisze n iby jeszcze raz to samo, o d n ajd u jem y w szystkie górnolotności rom antyczne, lecz pisze teraz z niesam ow itą prostotą:

A w środku siebie, jakoby w ognisku, Czułem od razu całe Przyrodzenie. [M 1, 412]

Ja k b y te szalone m arzenia m łodych rom antyków b yły już oczywiste, n atu raln e, jak b y to się stało.

10 K l e i n e r (op. cit., s. 296) pisze o „energetycznym ” charakterze tego obrazu, o dotarciu do „praśrodka kreacji” i w nie dokończonym studium Zdaniach i u w a ­ gach zostawia notatkę, że tem at wymaga rozwinięcia, które by ukazało rolę cen­

trum, środka w romantyzmie.

(10)

„ I Z I A R N O D U S Z Y N A G I E P O Z O S T A Ł O ” 143

Snuć miłość to w łaściw ie w yraz prom ieniow ania z owego cen trum , k tó re daje się wypow iedzieć tylko w porów naniach, k tó re jest jak źródło podziem ne i jak złote ziarno i k tó re aż dwa razy w yrażone jest w ty m w ierszu: raz k u te na złotą blachę, drugi raz rozsiewane w iatrem . Ten p rzepiękny liryk w ygląda, jakby był w arian tem w ierszy Widzenia nap i­

sanych w pierw szej osobie:

I dusza moja, krąg napełniająca, Czułem, że wiecznie będzie się rozżarzać

[· . 1

Będzie się w iecznie rozwijać, rozpływać,

Rosnąć, rozjaśniać, rozlewać się, stwarzać, [M 1, 413]

K to tu mówi — kto mówi w tych wierszach pisanych często w tr y ­ bie bezokolicznikowym , k tó ry ma coś wspólnego z try b em rozk azują­

cym? Kto kom u nakazuje bić jak źródło, rosnąć jak ziarno? Nie w iadom o.

W iadomo tylko, że poezja staje się tu czymś podobnym do daru, d a ru całego św iata, k tó ry istnieje rozdając się, płynąc, świecąc, rozw iew ając.

Owe rozkazy w ydane w zdaniach bezokolicznikowych są w spólnym p ra ­ wem dla źródła i dla tego, k tó ry o źródle pisze, dla człowieka i dla ziar­

na. Zostają tu w ypow iedziane jakieś uniw ersalne praw a by tu, k tó ry ja k ­ by już „sam ” mówi, w jak i sposób wznosi się od żywiołów do S tw ó rcy Stw orzenia. M arian M aciejewski pisał o „program ie przebóstw ienia czło­

w ieka” zaw artym w tym wierszu. Tak. Ale kto ów program przed sta­

wia? Innym tonem , lecz jakże podobnie, mówi i nakazuje Duch globowy u Słowackiego: „ Ja moc światłości i tw orząca siła ” (S 15, 101). M ickie­

wicz w yd aje się tu także pisać „ja-św iat” :

[...] i w dziwnym widzeniu

I światłem byłem, i źrenicą razem.

[... 1

Stałem się osią w nieskończonym kole,

[... 1

I byłem razem na okręgu koła, Które się wiecznie rozszerza bez końca

[... 1

Przeszedłem ludzkie ciała, jak przebiega Promień przez wodę [...]. [M 1, 412—413]

4

Widzenie to jasnow idzenie. Z nikają „tajem n ice”, nad którym i poeta

„daw niej rozpaczał”. Św iat staje się tak p rzejrzy sty i czytelny, że w ręcz p rzenikaln y fizycznie:

Ziemię i cały świat, co mię otaczał, Gdzie dawniej dla mnie tyle było ciemnic, Tyle zagadek i tyle tajemnic,

I nad którymi jam dawniej rozpaczał,

(11)

144

M A R T A P I W I Î Ï S K A

Teraz w idziałem jak[o] [w] w odzie na dnie, Gdy [na] nią ciemną promień słońca padnie.

[ ]

I mogłem latać po całym przestworze,.

Biegać, jak promień, przy boskim promieniu Mądrości bożej; i w dziwnym widzeniu I św iatłem byłem, i źrenicą razem. [M 1, 412]

Tak ju ż zostaje do końca: „I przez fale rozeznać m yśl wód jak przez zn ak i”, „W nurzyć się w łono rzeki z rybam i...” (Wsłuchać się w szu m wód głuchy, M 1, 440). Ten sam ek staty czn y nastrój wszechczytelności i p rzejrzystości p a n u je u późnego Słowackiego, k tó ry pisze w ielokrotnie 0 „roztajem niczeniu św ia ta ” 11 i rozszyfrow uje przekazy zaw arte w k r y ­ ształach, różach, posągach, m itach, fak ta ch historycznych, w sam ym ję ­ zyku wreszcie.

To nie je st now a m yśl. W ich późnej twórczości w raca sta ry topos

„księgi św ia ta ”, k tó ry p atro n o w ał początkom rom antyzm u. N a przełom ie w ieków k u ltu ra była nim wręcz opętana. N auki przyrodnicze stosow ały wówczas do swego p rzedm iotu m etody „filologiczne” , „czytano” w a r­

s tw y geologiczne ziemi, zw ierzęce i ludzkie ciała jak tek st — szukano w nich nie tylk o logiki i celowego porządku, lecz także „p rzesłania” .

„T ajn y alfab et n a tu ry ” , „dostojne ru n y ”, „pism o Boga”, „praw dziw y s a n s k ry t” to tem a ty N ovalisa i całego wczesnego rom antyzm u.

M ickiewicz znał tę prob lem aty k ę, o czym może świadczyć żartobliw a a luzja o „ ta jn y ch alfab etach zapisanych w sk a le ” w w ierszu Do doktora S. przedsiębiorącego podróż do A z ji w przedmiocie historii naturalnej, z okresu rosyjskiego. Znał, ale nie była jego w łasną. Dla au to ra Ballad 1 romansów znaki św iata b yły tajem nicze. D la au tora Sonetów k r y m ­ skich św iat był „m orzem zjaw isk ” . Podobnie u Słowackiego do la t czter­

dziestych. F a n tasty k a , ironia to sposoby w yrażenia nieprzejrzystości św ia­

ta, k tó ry od ludzkiej s tro n y w ygląda n a zbiór przypadków , tak jed nak dziw nych, że a u to r B alladyny może już podejrzew ać, iż w chaosie św iata k ry je się jakiś sens złow rogi dla ludzi. Złowrogi i nieczytelny. M iędzy n a tu rą a człow iekiem została odsunięta d rabin a — to sły nn e zdanie Schillera, k tó re m iało uczyć m ęstw a w dążeniu wzwyż, zdanie sk iero ­ w ane przeciw w szelkim „russoizm om ” , stało się oparciem dla postaw y dualistycznej, k tó ra u B yrona p rzem ienia się w b u n t człowieka przeciw

11 Zob. np. [Dialog troisty z Helionem, Helois i przeciwnikami] (S 14, 233):

„Pomnij na to, że około posągów prawdy — przechodziły nieraz całe narody — i obsypyw ały m ogiłam i postumenta, na których zaklęty stał kształt i literalną maską bronił się przed roztajemniczeniem niegotowych. Oto w eź posąg Saturna...”;

„Tyś, Panie, czekał cierpliwie, aż sami ją [tj. tajemnicę stworzenia] roztajemni- czym [...]”. Zob. też Do L u d w ik a Norwida w braterstw ie idei św ięte j list (redakcja prozaiczna, S 15, 206): „[Świecie!] Oto roztajemniczony jesteś, albowiem wpuściłeś m yśl jedną [...]”.

(12)

„ I Z I A R N O D U S Z Y N A G I E P O Z O S T A Ł O ” 145

w łasnej kondycji. I oto w późnym rom antyzm ie szczeble tej „odsuniętej d ra b in y ” człowiek od n ajd u je w sobie — a jednocześnie rozum ie św iat, k tó ry mówi „przez znaki” .

J e st na pew no różnica m iędzy tym , co i jak rozum iano przez język bytu, hieroglify natu ry , „znaki” w czasie przełom u rom antycznego i co to znaczy dla Mickiewicza i Słowackiego w latach czterdziestych. Czeka na napisanie piękna książka pod ty tu łem Księga świata, gdzie należałoby przedstaw ić sens i ew olucję tej postaw y „filologicznej”, k tó rą dziś n a ­ zw alibyśm y chętnie semiologiczną.

X V III-w iecznej „m achinie”, „zegarowi św iata” przeciw staw iano bo­

w iem nie tylko św iat pojm ow any jako żywy organizm — „drzewo św ia­

ta ” , lecz także „księgę św iata”. W późnym rom antyzm ie te dwie ko­

sm iczne m etafory łączą się ze sobą, nak ładają na siebie. Dla Słowackiego (wedle „nauki genezyjskiej”) św iat jest jakb y żywą i wciąż pisaną księgą (oczywiście księgą w dwóch tom ach, nieco różnych od siebie: pierw szy to N atura, d rugi to Historia) — co spraw ia, że w łaściw ie nie m a dlań w ted y różnicy m iędzy „życiem ” a „pisaniem ” . Człowiek jest jednocześnie bohaterem , czytelnikiem i autorem „genezyjskiej” księgi. W ydaje się, że w liry kach lozańskich Mickiewicz podobnie odczuwa św iat. Pew nie dlatego pozycja „lirycznego ja ” jest w nich osobliwie chw iejna i nie wiadom o do końca, „kto m ów i” Nad wodą wielką i czystą, Snuć miłość.

G ustaw przeciw „zegarow i” przyniósł gałąź drzewa. K onrad staw iał przed oczami W ielkiego M echanika żywy i cierpiący naród. W czesny Mickiewicz m iał więc raczej „organiczną” w izję św iata. Teraz obok niej, z nią stopione, zjaw iają się „znaki” — i to jest u M ickiewicza nowe.

To łączy au to ra późnych liryków z w ykładow cą w Collège de France, k tó ry także cały czas czyta w historii „znaki”.

Wiadomo, że liry k i lozańskie nie są poezją opisową, że to tzw. „p ej­

zaż w e w n ętrzn y ”. In te rp re ta c ja tego zjaw iska jako zm iany w technice poetyckiej wTydaje mi się zbyt wąska. K ażdy czytelnik tych w ierszy czuje, że m ówi się tu coś bardzo ważnego i bardzo praw dziw ego — ale to, co zostaje powiedziane, niem al nie poddaje się in terp retacji. Można najw y żej obserw ow ać, jak i jest sposób m ówienia. W idzenie, k tó re je poprzedza, pozwala zauważyć, że następ u je tu szczególny rodzaj „uw e- w n ę trz n ien ia ” księgi św iata i że znaki czyta poeta w sobie — a jedno ­ cześnie sam się staje w szystkim , co w id z i12. Dlatego pew nie Widzenie m a niesam ow itą, podw ójną perspektyw ę:

I św iatłem byłem, i źrenicą razem.

[ ]

Stałem się osią w nieskończonym kole,

·'

12 P r z y b o ś (op. cit., s. 255) pisze o liryku Nad wodą wielką i c z y stą : „widzący staje się w i d z i a n y m , tym, co widzi; jest w nim „pragnienie, żeby w yjść poża siebie, poza ciasny krąg własnego ja, przyjmować świat tak zupełnie, żeby się z nim utożsamić”.

10 — P a m ię t n ik L it e r a c k i 1987, z. 1

(13)

146 M A R T A P I W I Î Î S K A

[ ]

I byłem razem na okręgu koła,

Które się w iecznie rozszerza bez końca [M 1, 412—413]

Św iat więc został p rzem ieniony w „pejzaż w e w n ętrzn y ” . Ale owa

„w ew nętrzność” w ypow iadając siebie jako skały, chm ury, źródła i ziarna w pew ien sposób się z nim i utożsam ia. „Jestestw o w ew n ętrzn e” przy b ie­

ra ją c kształt pejzażu zaczyna m ówić językiem podobnym do „tajnego a lfa b e tu ” ziemi. Oczywiście m ożna powiedzieć: m yśl o języku b y tu od stro n y pisania s ta je się mocą sym bolotw órczą poezji. N ovalis pisał o tym w prost. K to jed n a k zastanaw iał się np. n ad szczególną pozycją „ja lirycz­

nego” i jego stosu n kiem do „w ody” w w ierszu Nad wodą wielką i czystą, k to usiłow ał zrozum ieć, co znaczy końcowe „m nie p ły n ąć ”, wie, że nie ty lk o o przek ład sym bolicznego języka św iata n a sym boliczny język poe­

zji chodziło M ickiewiczowi, lecz o coś w ięcej. W tych w ierszach zostaje przekroczona w jak iś n iezauw ażalny sposób granica m iędzy człowiekiem a n a tu rą . W n ich także słychać głos i n aw et nak az „ducha globowego” — choć Mickiewicz nie stw o rzy ł takiej personifikacji.

G ranica zostaje także przekroczona od drugiej strony: granica m ię­

dzy człow iekiem a Bogiem. To zostaje pow iedziane w p rost przez M ic­

kiew icza w w ierszu Broń mnie przed sobą sa m ym . D la Słowackiego — jakże podobnie — św iat je st „ fab ry k ą du cha bożego” . M etafora ta po­

chodzi od Tow iańskiego. Słow acki jed n ak inaczej ją rozum iał niż M istrz;

z dużym uzasadnieniem m ożna podejrzew ać, że u niego znaczy ona, iż Bóg jest — dosłow nie — celem fin aln y m św iata. Więc dopiero będzie?

N a końcu? Nie n ależy oczywiście przekładać m istyków n a czas przyszły i przeszły, bo m yślenie m istyczne to w łaśnie czas w yłączony z czasu.

Ale ten m isty k je st przecież jednocześnie historiozofem . Słow acki w ciąż pisze o ew olucji ducha, k tó ry dąży do tego, by staw ać się sobą coraz bardziej. A co sądzić o genezyjskiej chrystologii rozszerzonej nie tylko n a historię ludzką, lecz n a ew olucję n a tu ry , poniew aż w szelka przem iana w zw yż odbyw a się „przez m ękę ciała” i śm ierć?

U M ickiewicza czas też nie zawsze jest zawieszony. W w ierszu Broń m n ie przed sobą s a m y m m ow a w łaśnie o „rodzie ludzk im ” rozw ijającym się w czasie. Słychać w n im w y raźn ie nie tylko Schellinga, lecz także history zm wczesnego rom antyzm u. H istoryzm , k tó ry w ydaw ał się w te ­ dy, n a początku, kluczem do św iata. Są w W id zeniu te sły n n e w ersy, od k tó ry c h w ieje groza:

Stały otworem ludzkich serc podwoje,

Patrzyłem w czaszki, jak alchemik w słoje. [M 1, 413]

H istoryk lite ra tu ry m oże w nich usłyszeć echo w iersza z odległej młodości. W iersza do L elew ela, gdzie m łody M ickiewicz dziękow ał n a u ­ czycielowi h isto rii za „czarodziejskie sposoby”, dzięki k tó ry m w sta ją z m artw y ch cienie G reków i R zym ian, a ich czyny i m yśli s ta ją się zro­

zum iałe:

(14)

„Г Z I A R N O D U S Z Y N A G I E P O Z O S T A Ł O ” 147

Od czoła ich Plutona przyłbica odpadła I żelazne na piersiach łamią się pokrycia,

[ ]

Patrzym w bezdenność myśli, w labirynt ich serca. [M 1, 94]

M aria Jan io n w ypow iedziała zdanie, że w okresie m istycznym Sło­

w acki pisze na nowo R o m a n ty c z n o ść 13. A lina W itkow ska pokazyw ała, jak on „pisze na nowo M ickiewicza” u . W ydaje się jednak, że w o sta t­

nim okresie Mickiewicz także „pisał sam siebie” na nowo.

W późnych utw o rach słychać nie tylko echa młodzieńczego w iersza do „N iem na, domowej “rzeki”, ale w yraźne pogłosy O dy do młodości, wczesnego historyzm u i „m asońskiego” D ucha z Dziadów. W raca drugą i głębszą falą m yśl o przekroczeniu granic n a tu ry i o boskości człowieka.

W W idzeniu Mickiewicz przecież jeszcze raz pisze Wielką Improwizację.

Tylko że ty m razem ona nie zostaje potępiona i żaden ksiądz P io tr jej nie pró bu je odwoływać. Bo nie jest już negacją, nie jest buntem . Choć w w ierszu Broń m nie przed sobą sa m y m (M 1, 410— 411) czytam y:

„I krzyczę n a głos cały: W ydaj tajem nicę!” Nie tajem nicę św iata, bo

„Są chwile, w k tó ry ch na w skroś widzę Twoje księgi” . Inną: „Powiedz, czym się Ty różnisz od ludzkiego rodu?” M arian M aciejew ski pisał 0 „program ie przebóstw ienia człow ieka” zaw artym w liry k u S nu ć m i­

łość. K lein er —- o podobieństw ie Widzenia i Broń mnie przed sobą s a m y m do postaw y K o n ra d o w sk ie j15. Podobieństw u nie m ożna zaprzeczyć, lecz jest także i różnica. Bo b u n t przeciw Bogu to zupełnie co innego niż owo w yrażone z lękiem , z praw dziw ie św iętą grozą pytanie, czy Bóg 1 „ludzki ró d ” są jednym . Przypom nę tu, że Słowacki podstaw ą nauki genezyjskiej uczynił w erset św. Paw ła z listu do K oryntian: „złączeni z D uchem Bożym jedno z nim jesteśm y ” (I Kor. 6, 17)16.

W polskiej historii lite ra tu ry p an uje przekonanie, że po r. 1831 n a ­

13 M. J a n i o n , R om antyzm polski wśród rom anty zm ów europejskich. W zbio­

rze: Studia romantyczne. Prace [...] poświęcone VII Międzynarodowemu Kongresowi Slawistów. Wrocław 1973, s. 47. Zob. też przypis na tej stronicy odsyłający do Opackiego.

14 A. W i t k o w s k a , Jak Słowacki pisał Mickiewicza. W: S łowacki mistyczny.

Warszawa 1981.

15 K l e i n e r (op. cit., s. 295, 292, 298) pisze o wierszu Broń mnie przed sobą s a m y m : „Ale zagłębianie się w m istyce, chociaż wiodło do duchowego dostojeń­

stwa, [...} niosło ze sobą niebezpieczeństwa, które oddalał od siebie autor Dziadów, gdy w Improwizacji potępiał magiczną koncepcję człowieka”. O W id zen iu : „Co w słowach Konrada było przeżyciem fantastycznym, przemawia teraz mową realnego doznania dem aterializacji, jawiącego się niekiedy w stanach m istycznych”; „Budzi podziw jasność, precyzja i konkretność, z jaką poeta rywalizując z własną Wielką Improwizacją, wypowiada treści wydające się niewyrażalnym i”.

16 W liście do Krasińskiego z 17 I 1843 pisał S ł o w a c k i (Korespondencja Juliusza Słowackiego. Opracował E. S a w r y m o w i c z . T. 1. Wrocław 1962, s. 506):

„Co do mnie, najmocniej m nie zajmuje twórczość Ducha, który [...] jeżeli z Du­

chem Bożym łączy się, jedno jest...” Zob. też liczne powołania na ten w erset św. Pawła w prozie filozoficznej poety.

(15)

148 M A R T A P I W I Ń S K A

stę p u je tak zw any kry zy s indyw idualizm u rom antycznego. Nie wiem, czy postaw ę obu poetów w o statn iej fazie ich twórczości m ożna uznać za w yraz tego k ryzysu. W racają w niej podstaw ow e tem a ty wczesnego rom antyzm u: św iat jako hieroglif, k tó ry m ożna odczytać, jedność czło­

w ieka, n a tu ry , Boga. M yśl rom antyczna znowu sięga, „gdzie graniczą Stw órca i n a tu r a ” (M 3, 161). Tylko że to, co m łodzi rom an tycy w y k rz y ­ czeli, oszołom ieni w łasnym i m yślam i, teraz m ów ią ze spokojną pew noś­

cią, z „widzącą w ia rą ” — tak nazw ał Słow acki naukę genezyjską (S 14, 305). I to, co k iedyś pisali, sądząc, że słu ch ają podszeptów szatańskiej pychy, teraz okazuje się drogą do Boga. Ów kryzys indyw idualizm u, którego w yrazem było tragiczne rozłam anie św iata n a rzeczyw istość i na poezję, m arzenie, m yśl, sen, a także płynące stąd rozbicie „ ja ” na jestestw o w ew n ętrzn e i zew nętrzność, w łaściw ie znika w tych późnych w ierszach. M ożna dodać, że K rasiń sk i zatrzy m ał się w połowie drogi, pozostał w w iecznym konflikcie m iędzy „ ja ” i św iatem , m iędzy „idea­

łem ” a „b efsztyk am i”, i pew nie dlatego tak się m ęczył jako a rty s ta i jako człowiek. M ickiewiczowi teraz już nie jest potrzebn y agresyw ny te a tr cudów, polem iczne szaleństw o i duchy stukające w k antork u. Znaki są wszędzie. W szystko jest znakiem . W liry k ach lozańskich czytał „m yśli w ód”, potem — w prelek cjach — inne znaki. Podobnie Słowacki, k tó ry napisał n a jp ie rw Genezis z Ducha, a potem Króla-Ducha. Obaj n a jw ię k ­ szą uw agę sk up ili na d rug im tom ie „księgi św ia ta ”, n a H istorii. Mic­

kiew icz w p relekcjach p ary sk ich przecież nic innego nie robił, tylko czytał znaki. Tłum aczył, co znaczy duch u Słowian, co znaczy, że K a ­ tarz y n a pisała dow cipne listy, co znaczy, że ksiądz K ordecki bronił Czę­

stochow y, co znaczy, że F rancuzom oczy błyszczą, co znaczy, że chłopi polscy szanują drzew a i zw ierzęta. Nie od Tow iańskiego dowiedział się ty c h w szystkich rzeczy. Um iał czytać znaki w historii, bo poczuł w sobie tę moc wcześniej, w ted y gdy pisał: „na w skroś widzę Tw oje księgi”, gdy pisał owo jasnow idzące Widzenie.

5

Czemu jedn ak M ickiewicz pisał n a nowo siebie i R om antyczność?

Dlaczego w racał do sw ych początków? Jeżeli w racał, pew nie odszedł.

K iedy? Co było przedtem , przed ow ym W idze n ie m i lirykam i? Co n a p i­

sał przedtem ? Co Słow acki napisał, zanim się przem ienił?

W twórczości Słow ackiego sytu acja w y d aje się jaśniejsza. Tzw. p rze­

łom m istyczny n astęp u je po Beniow skim , k tó ry stanow i szczytowe osiąg­

nięcie, a jednocześnie w yczerpanie w szystkich możliwości postaw y d u a ­ listycznej. Beniow ski to „w yraz k ry z y s u ” — pisali o tym T re u g u tt i Fvym- kiew icz 17, więc po tym kryzysie poeta m usiał coś ze sobą zrobić. Choć

17 S. T r e u g u t t , „Beniow ski”. K r y z y s in dyw id ualizm u romantycznego. War­

szawa 1964. —■ J. M. R y m k i e w i c z , Juliusz Słowacki p y ta o godzinę. War­

szawa 1982.

(16)

„ I Z I A R N O D U S Z Y N A G I E P O Z O S T A Ł O ” 149

spraw a nie je st prosta, bo Słowacki właściwie oczekiwał na przem ianę i przygotow yw ał się do niej na długo przed kryzysem . P rzy by lski w swej książce o podróży Słowackiego na W schód podaje na to dowody 18. P rz e ­ m iana była zresztą czymś obow iązującym w biografii rom antyka. Sło­

w acki o ty m wiedział. Przem ienił się więc także dlatego, że od daw na tego chciał. Lecz ta przem iana, choć konieczna, w yczekiw ana i upragn io­

na, w cale pew nie nie była łatw a ani prosta.

Po jakim w ydarzeniu lub przeżyciu M ickiewicz napisał wiersze, o k tó ­ rych była tu mowa? Po upadku pow stania — nie, po up adku pow stania n apisał III część Dziadów i Pana Tadeusza. Potem zamilkł. Błagano go, żeby dalej pisał, żeby byle co pisał, „aby po polsku”, ale Mickiewicz nie pisał ku rozpaczy swoich przyjaciół i wielbicieli. Bo wiadomo, że nie zam ilkł po spotkaniu z Tow iańskim , lecz wcześniej, po w ydaniu Pana Tadeusza. Osiągnął p u n k t najw yższy, wiedział o tym, a w niedługi czas potem przyjaciele czytali w jego listach skargi dosyć rozpaczliwe:

niedobrze mam się na umyśle. Czuję się ciągle rozstrojony i drażliwy. Różne smutki, o których byłoby długo pisać, głębiej mi wyrdzawiły duszę, niż się sam spodziewałem. Nie wiem, czy to się skończy jaką chorobą, czy się przewarzy, i azali nie w yliżę jak wąż ze starej skóry 19.

D ziwię się sam, że wszystko to przetrwałem dotąd, alem się bardzo zestarzał w d u szy!20

Gdybym ja był teraz w takim sztosie pisania jak ty, to by mi na chwilę humoru nie popsuły broszury całego św ia ta 21.

18 R. P r z y b y l s k i , Juliusza Słowackiego podróż na Wschód. Kraków 1982, s. 87: „W wierszach i listach prywatnych opisujących wrażenie z podróży w schod­

niej znalazły wyraz idee, które staną się podstawą romantycznej chrystologii Sło­

wackiego. W jego przyszłej religii synkretycznej otrzymają one kształt pełny i w y ­ jątkowo interesujący. [...] Tak zaczęła się jego w ielka transfiguracja wewnętrzna.

Dlatego wszystko, co nastąpi później, w tym również spotkanie z Towiańskim, nie mogło być dla niego niespodzianką”. Cały rozdział 3, Preliminaria romantycznego spirytualizmu, dowodzi tej myśli.

19 List do I. Domejki z 14 VI 1838 (M 15, 217).

20 List do I. Domejki z 7 I 1839 (M 15, 249).

21 List do B. Zaleskiego z 8 V 1839 (M 15, 265). Wszystko to są listy już dość późne, po m ałżeństw ie z Celiną. Stan psychiczny i fizyczny Mickiewicza był jednak chyba najgorszy w latach 1833— 1834, gdy kończył pisanie Pana Tadeusza. W znacz­

nej mierze powodem tego była opieka nad umierającym Garczyńskiem, po którego śm ierci Mickiewicz pisał 22 IX 1833 do Ignacego Domejki: „Jestem podobny teraz do Francuza wracającego z 1812 roku, zdemoralizowany, słaby, obdartus zupełny, bez butów prawie. O niczym myśleć dotąd nie mogę, ale z czasem wypocznę i zdrowie, mam nadzieję, że wróci. Pągowski po tygodniu stracił apetyt i sen, a ja byłem dwa m iesiące w takim położeniu” (M 15,100). Po części zaś ciągłe złe i coraz gorsze w ia­

domości z Litw y oraz przytłaczający smutek pierwszych lat emigracji: „Nasza em i­

gracja bardzo choruje i umiera; w ielu już ubyło, Bóg w ie, co się z resztą stanie!

Nic przewidzieć niepodobna na przyszłość” (list do F. Mickiewicza z 19 IV 1834, M 15, 121). Zresztą M ickiewicz, przy całej swej znanej powściągliwości, pisze wprost, że po skończeniu Pana Tadeusza wpadł w ciężką depresję — bo tak chyba należy rozumieć owe „spliny”, o których wtedy wspom ina w kilku listach: „Pierw­

szy tom Tadeusza wkrótce z druku wyjdzie, [...]. Miałem w pisaniu rozrywkę, a te­

(17)

150 M A R T A P I W I f r S K A

Więc po w ielkim w y b u chu la t 1832— 1834 „następ uje n iew y tłu m a ­ czalny okres ciszy, n iem o ty i m ilczenia, k tó ry czyni w pro st tragiczne w rażen ie” — pisze h isto ry k lite ra tu ry u progu naszego stulecia, doda­

jąc, że ten okres „św iatow o rzecz biorąc, jest owszem w cale pom yślny, ogrom nie zajm ujący, a n a w e t bły sk o tliw y ” 22. Alina W itkow ska w p ra w ­ dzie pokazała, że w m ałżeństw ie z Celiną „m iędzy sielank ą a domem ob łąk an y ch ” nie żyło się w cale M ickiewiczowi pom yślnie — ale przecież ona sam a śledziła w sw ojej książce ob jaw y kry zy su , k tó re się pojaw iają jeszcze przed ty m m a łż e ń stw e m 23. Bo c o '— zap y tajm y jeszcze raz —

raz w nudach korekty niejakie contre-coup przeciwko splinom gwałtownym , które m ię często jako grajcarem w sercu wiercą; ale wiesz, że zawsze w sobie troski zamykam, i nikt nie wie, jak mi czasem żyć ciężko” (list do E. Odyńca z 19 IV 1834

<M 15, 122) — a w ięc napisany przed nieszczęsnym m ałżeństwem z Celiną). Wypada jeszcze dodać, że Mickiewicz znał Szwajcarię, zanim objął w ykłady w Lozannie, że kraj ten zawsze lubił i w Lozannie czuł się raczej dobrze, oczywiście jeżeli po­

zw alały na to stosunki rodzinne. Natom iast nie znosił Paryża, z którego tak oto pisał około 25 VIII 1834 do K laudyny Potockiej: „Czy Pani trwa w zamiarze jeszcze z powrotem Paryż widzieć? Głosowałem zawsze przeciwko Paryżowi i rad bym był Panią jak najdalej od nas widzieć, ale przekonałem się, że Pani może w nim od­

dychać i porzucić nas, nie gniew ając się na nas i nie brzydząc się nami. Ja czuję się tu coraz złośliw szy i, co za tym idzie, coraz głupszy. Za kilka m iesięcy będę kąsał ludzi, w szystkich oprócz Pani” (M 15, 134). Słowa dość dziwne, jak na

„świeżego” m ałżonka, ale M ickiewicz, choć jeszcze nie w iedział o nieszczęściach, jakie go czekają z Celiną, nieszczęście em igracji i współżycia z emigrantami odczuł już bardzo dobrze. Wszystko to pisał autor bajek „zw ierzących”.

22 J. K o s t k a [S. W i n d а к i e w i с z], Fragment lozański „Dziadów'’. „Biblio­

teka W arszawska” 1904, t. 4, z. 3.

23 A. W i t k o w s k a , A d a m Mickiewicz. Słowo i czyn. Warszawa 1983, rozdz. 5:

Między sielanką a dom em obłąkanych. W rozdziale poprzednim (s. 104) autorka pisze: „W literaturze na tem at polskiego romantyzmu spotkać się można z tw ier­

dzeniem o tzw. drugim przełom ie rom antycznym związanym z inwazją mesjanizmu po klęsce powstania 1830—31 roku. Ten nowy romantyzm o barwie m esjanistyczno- -m istycznej rew idow ał w iele z zasad otwartej form uły w czesnego romantyzmu. Na­

tom iast w popowstaniowej fazie romantyzmu m esjanizm proponuje gotowe już rozwiązania, a horyzont problemowy zakreśla w duchu Ewangelii. [...] Otóż w y ­ daje się, że M ickiewicz uprzedza ten ogólny rytm rozwoju [...]. I zarazem wskazuje, jakby ów rozwój w yglądać mógł, gdyby nie miała miejsca hekatomba poznawcza.

Sygnałem przem ian jest w łoska biografia poety i grupa om awianych liryków [Mędrcy, Rozum i wiara i in.]. Zmiany o charakterze m istyczno-religijnym nie byłyby w ięc w yłącznym skutkiem »ewangelizacji nieszczęścia« po klęsce powstania.

Stanow iły one raczej składnik logiki w ewnętrznego rozwoju romantyzmu. Dlatego najrychlej w ystąpiły u poety, który wyznaczał szlaki tego kierunku literackiego w Polsce i spełniał zapowiednią rolę zw iastuna now ości”.

Przyjm ując z entuzjazmem tezę, że rom antyzm polski interpretować należy t a k ż e w ew nętrzną ewolucją stylu, nie tylko presją zdarzeń historycznych, oraz tezę o prekursorskiej przez całe życie roli Mickiewicza, nie zgadzam się z wnioskiem , iż omawiana grupa liryków była zapowiedzią liryki lozańskiej. Wydaje mi się, że nie ma tu ciągłości postawy, mimo iż samo podjęcie problematyki wskazuje na problem y dręczące poetę. Lecz między tamtą liryką religijną a późną liryką, która

(18)

„ I Z I A R N O D U S Z Y N A G I E P O Z O S T A f - O ’1 151

Mickiewicz napisał przed liry kam i lozańskimi? N apisał ów cykl „reli­

g ijn y ”, w k tó ry m są w iersze Mędrcy oraz R ozum i wiara, cykl słusznie uw ażany za kryzys indyw idualizm u. N apisał też — n a zamówienie n a ­ ro du — Redutę Ordona i Śmierć pułkownika. O tych w ierszach się p a­

m ięta. Ale nie chce się pam iętać, że w tych latach spod jego pióra w y ­ szedł także cykl b ajek zwierzęcych.

Tym i bajk am i historia lite ra tu ry mało się zajm uje i na dobrą spraw ę nie wiadomo, co o nich sądzić. N ikt ich nie bada, bo n aw et m yśleć o nich się nie chce -— są to u tw o ry dziwnie przykre. Zgryźliw e i właściwie mało dowcipne, w y dają się w yrazem w eny bliższej Sw ifta niż L a fo n ta in e ^ . W iadomo, czem u służy w sztuce antropom orfizacji n a tu ry : to jej uw znioś- lenie i przybliżenie. Zoom orfizacja św iata ludzkiego je st jej odw rotnoś­

cią. To chw yt oddalający, pom niejszający, k tó ry tw orzy dystans lub wręcz budzi uczucia negatyw ne — obcości, w strętu , pogardy. Zoomor- fizację M ickiewicz zastosował w Ustępie III części Dziadów, gdy pisał o m anew rach arm ii rosyjskiej.

0 czym i o kim są b ajk i zwierzęce? Mickiewicz pisał w nich o chy- trości w ładców oraz o głupocie i przekupności poddanych (Lis i kozieł).

0 dem okracji i ary sto k racji (Tchórz na wyborach, Król chory i lisy, Żaby 1 ich króle). O bezsilności płynącej ze sporów o żłób i o zgodzie, k tó ra n astęp uje „pod kacapskim biczem ” (Trójka koni). Więc o P olakach tym razem pisał. O Polakach w k ra ju i na em igracji, zwłaszcza o tych n a em igracji. O byłych pow stańcach. Wobec nich zastosował ów chw yt poetycki, k tó ry służy do w y rażenia obcości i pogardy. Te w iersze w tzw.

w arstw ie saty ry cznej pew nie są tra fn e — ale jednak są bezlitosne. I nie m a w nich naw et nienaw iści, k tó ra rozpalała zoomorficzne opisy w w iel­

ką poezję w Ustępie. Te wiersze pisał M ickiewicz „z duszą zardzew iałą” , bez serca i bez w iary, z doskonale rozum nym i zim nym dystansem . Tak nierom antycznych w ierszy m ożna ze świecą szukać w całej polskiej poe­

zji. Więc m am y dowody, że „odszedł od siebie”. Odszedł, a n aw et żałował, że sobą był — i pisał Żal rozrzutnika, datow any na lata 1835— 1836.

Jeżeli kiedy, to w ty m czasie m ożna mówić o „d ep resji” i o „zam iera­

n iu ” . Bo S n u ć miłość to zaprzeczenie Żalu rozrzutnika. L iryk i lozańskie, po ow ym p rzy k ry m okresie, w y dają się istotnie jakim ś oczyszczeniem przez łzy.

1 M ickiewicz, i Słow acki przed ową późną fazą przechodzą jakiś k r y ­ zys. Tych kryzysów nie tłum aczą do końca w ydarzenia zew nętrzne, choć

też jest w pew ien sposób religijna, jest radykalna różnica. Ewolucję Mickiewicza ku nowemu romantyzmowi, który zupełnie nie jest „ewangelizacją nieszczęścia”, lecz ,.przebóstwieniem człow ieka”, i podejmuje tem aty religijne w sposób daleki od ortodoksji, bliski natomiast wszelkim zuchwalstwom wczesnego romantyzmu — tę ewolucję można śledzić od Widzenia. Zaczyna się ona pewnie właśnie w okresie psychicznie dla poety najgorszym — bo może w tedy już zaczynał on „wylizać”

„jak wąż ze starej skóry”.

(19)

152 M A R T A PIWIJŃTSKA

m ogły je pogłębiać. Ale oni skarżą się przede w szystkim n a „zardzew ie­

nie duszy”. Obaj w śro d k u życia, w n ajlepszym okresie, po napisaniu sw ych arcydzieł, zaczynają się męczyć. A w ów k ryzys w padają jak b y dlatego, że są rom antykam i. Przecież nie tylko dlatego, że pow stanie upadło, że są na em igracji, że cierpią na sam otność i źle im się u k ład a życie osobiste. Z resztą — w łaśnie dlatego znaleźli się n a em igracji, źle im się życie układa, cierpią, a n aw et pow stanie dlatego w ybuchło i u p a d ­ ło, że była to w łaśnie epoka ro m anty zm u — epoka „czucia i w ia ry ”, i cała reszta. Czyżby spotkanie z Tow iańskim miało ich z tego uleczyć?

Tu przecież nie chodziło o złe sam opoczucie psychiczne poetów, lecz o poezję, k tó ra o sobie zw ątpiła. Nie o tera p ię duchow ą osób, lecz 0 terapię postaw y. W ich k ry zy sach istotne je st to, że rom antyzm był

„chory na sieb ie” . Całą form ację trzeb a było leczyć w k u ltu rz e polskiej 1 to się udało. Czy to dzieło Tow iańskiego? To mógł zrobić, to zrobił Mickiewicz.

Nie wiadomo, ile zaw dzięczał m u Słowacki, k tó ry słuchał przez rok prelekcji, zanim spotkał się z Tow iańskim , a potem przez praw ie rok słu ch ał jeszcze M ickiewicza w Kole, bo M ickiewicz już je prow adził w la ­ tach 1842 i 1843 24. I tam , w Kole, m iał także „p relek cje” . Tow iańskiego Słow acki nie słuchał, bo ten w yjechał do Belgii w tydzień po spotkaniu z nim i Słow acki nigdy więcej nie w idział ani nie słyszał „m istrza” . Może cała „n au ka genezyjska” w yw odzi się ze „św iata duch a” M ickie­

wicza i Słow acki jem u zawdzięczał w szystko? A może niew iele, bo sam szedł w podobnym k ieru n k u , a do przem ian y przygotow yw ał się od lat?

Aby powziąć takie przypuszczenie, w ystarczy przeczytać jego list z G ro­

bu C hrystusa.

O przełom ie u M ickiewicza też nie zadecydow ała jed na godzina.

P odw ójna d ata p rzy w ierszu Śniła się zima (1832 i 1840) może w skazy­

wać w przybliżeniu lata przejścia. Pow oli i boleśnie dokonyw ały się te

24 „Nieobecność Towiańskiego w kładała na M ickiewicza brzemię jego zastępstwa.

Trud był to niesłychany. Po w ykładach w Collège de France następowały w ykłady w K ole”; „Mickiewicz im prowizował na tych zebraniach św ietniej jeszcze niż w Collège de France; dużo z przemówień jego nie spisano” — twierdzi W ładysław M ickiewicz (Ż y w o t Adam a Mickiewicza. T. 3. Poznań 1894, s. 187, 190). Nie jest to najpew niejsze źródło informacji, tu jednak syn poety nie miał żadnych powodów do stosowania cenzury rodzinnej. Udział Mickiewicza w tzw. towiańszczyźnie, któ­

ra — w swej części cennej — jest zapewne duchowym tworem Mickiewicza, w y ­ maga oczywiście zbadania i przedstawienia dowodów, które by potwierdzały tę tezę. Do tej pory bowiem historycy literatury prowadząc badania stawiali sobie pytania wręcz przeciwne: jaki był rozmiar w pływ u Towiańskiego na Mickiewicza — i pod tym kątem badali materiał. W dyskusji na sesji, na której niniejsza praca została przedstawiona, Alina W itkowska zapytana o rozmiary, w pływ u M ickiewicza na Towiańskiego zacytowała fragm enty z pism Towiańskiego, które są po prostu plagiatem z M ickiewicza. Plagiatem — jak zauważyła — nie tylko myśli. Towiański

„kradł słow a”, kradł cały nastrój, tonację uczuciową M ickiewicza.

Cytaty

Powiązane dokumenty

lucyjnej, gdzie m iędzy całościam i społecznym i zachodzą w yraźne relacje, gdzie nie m ożna zrozum ieć zachow ań elem entów bez zrozum ienia całości i gdzie

W uchwale z 22 lipca 2005 r., III CZP 52/05 Sąd Najwyższy rozstrzygał wątpliwość, czy dopuszczalne jest postępowanie na skutek skargi o wznowienie postępowania w sprawie o rozwód,

Komisja Dyscyplinarna wzięła pod u- wagę z jednej strony szkodliwość tego rodzaju działania, a z drugiej — szcze­ re przyznanie się do winy i okazany żal

Dzięki staraniom Stowarzyszenia Centralny Związek Budownictwa Spółdzielni Mieszkaniowej podjął uchwałę, która zobowiązuje spółdzielnie mieszkaniowe do wpisywania

Wiersze późne Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Lublin

„Zasady naczelne&#34;, muszą być tak skonstruow ane i napisane, by zawierały najważniejsze, bardzo zarazem ogólnie sform ułow ane postanow ienia doty­.. czące

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości

Not only are the results important for selection of locations for future CCS projects, but they also serve to assess the proposed workflow, showing that reservoir structure,