Klemens Pacuszko
Uwagi o pierwszej wizji w
"Królu-Duchu"
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 28/1/4, 251-266
UWAGI O PIERWSZEJ WIZJI W „KRÓLU-DUCHU“ \
Miano „pierw szej“ nadajem y tu wizji „K rólow ej“ z Rp. I, Р. 1, eo w „K ró lu -D u c h u “ rozpoczyna ciąg tęczow ych zjaw i przew odzi duchom .
Pokrótce określim y, do czego stosow ać będziem y nazw ę wizja :
W brew przyjętej ogólnie n om enklaturze nie nazw iem y tak ozdobnie pew nego, p rastarego zresztą, m otyw u literackiego, jeśli został potraktow any konw encjonalnie, nieużyźniony ani szczyptą psychologji wizyj.
Także pro d u k t ściśle literacki m arzeń, choćby naw et e k sta tycznych, nie jest jeszcze wizją. A więc, mimo w ybitnego p ię tn a przeżyć, tw órczości Z ygm unta K rasińskiego nie nazw iem y w izjonerską.
Zgodnie z etym ologją tej nazw y, wizjam i są dla nas w i dzenia su b jek ty w ne, t. j. będące tylko tw orem w yobraźni, ale zarazem noszące znam iona przedm iotow ości, spotęgow anej pod wielu względam i.
Używać też będziem y do pokrew nych zjaw isk aku sty cz nych o k reślen ia : wizje słuchow e.
W alory w idzenia lub słyszenia przedm iotow ego, w alory estetyczne przedew szystkiem , odnajdziem y w wizjach, często nietylko nie um niejszone, ale spotęgow ane do m iary najw yż szej. B arw y w świecie realnym — to blade odbicie i cień ży wych, jaskraw ych, nasyconych lub łagodnych, przedziw nie sto now anych, ja k b y z m gły kolorow ej i św iatła złożonych barw wizyj. K ształt w izyjny widzim y* odczuwam y, rozum iem y p eł niej, niż k ształty rzeczyw istości. M uzyka jest słabem echem przejm ujących czarem , to znów potężnych jak grom dźwięków, jakie słyszy wizjoner. A wiele obrazów , pow tarzając się, tw o rzy sw ą form ę, nieprzypadkow ą, isto tn ą i silnie utrw alo ną KLEMENS PACUSZKO.
ł Jest to część obszerniejszej pracy p. t. „Uwagi o wizjach w „Królu- D uchu“ J, Słow ackiego“.
‘252 1. ROZRRAW Y. — K lem en s P a c u szk o .
w w yobraźni w izjonerskiej, mi mo niepospolitej zm ienności widzeń. Dla w izjonera scep ty k a w chwili widzenia, a dla m i sty k a zawsze, św iat w izyjny będzie nietylko najw yższem pięknem , lecz i praw dą, jak b y w drodze w yjątku dlań odsło- nioną. Nosić więc będzie znam iona pogłębionej przedm ioto- wości, bliskiej zresztą sym bolowi.
Zatem wizją będzie dla n as taki utw ór literatu ry pięknej, w któ rego genezie nie b rak charaktery sty czn ego procesu w i zualnego, co zwie się w psychologji rów nież wizją. Uchwycić w obrazach wizji literackiej ry sy istotnie wizyjne nie jest t r u dno — każdem u św iadom em u rzeczy. Najważniejszeini b ę d ą : sw oista logika rozw oju i przem ian obrazów , ich k o lo ry sty k a; dalej — pewne ch arak tery sty czn e elem enty treści, ich zw iązki; pojaw ianie się z re g u ły w tóru wizji słuchowej na pew nym sto p n iu rozwoju wizji w zrokow ej; stan y psychiczne, zachow a nie się podm iotu widzeń, t. j. w izjonera *.
W idzimy stąd, jakie znaczenie dla m etody badania, k o m entow ania wizyj ma psychologja introspektyw na. Nie powinno więc badaczowi wizyj literackich zbyw ać na dośw iadczeniach w izjonerskich, gdyż nie znajdując oparcia we w łasnej intro- spekcji, łatw o zejść może na bezdroża.
W izjonerstw o Słow ackiego je st w literaturze polskiej z ja w iskiem w yjątkow em , jedynem w swoim rodzaju. K rasiński, Mickiewicz w chwilach najw yższych lotów w yobraźni staw ali na progu św iata wizyj — i nie przekroczyli go. O W yspiań skim n aw et tego rzec nie można. W iemy bowiem, że zachw y cenie człowiekowi pozbawionem u w yobraźni w izjonera widzeń nie stw orzy, n ato m iast wizje z reg u ły sprow adzają stan zachw y cenia, o ile nie budzą szczególnem i form am i uczuć przykrych. W literatu rze pow szechnej pokrew ną w yobraźni Słow ac kiego w yobraźnię w izjonerską znajdziem y u św. Jana i w jego „A pokalipsie“. To dzieło jest też wzorem dla niektórych w i dzeń Słowackiego. Osobliwością wielkiej poezji wizyjnej n a szego wieszcza będą te w pływ y w izjonera z Patm os. Boć nie o literackie zależności tylko tu idzie, ale o odtw orzenie w w idzeniu cudzych obrazów w izyjnych. I zdaje się poeta rze czyw iście mocą swej w yobraźni stw arzać pow tórnie widzenia Jerozolim y słonecznej i postaci kobiecej, podobnej do Matki Bożej św. Jan a. W iernością i pięknem opisu rzeczy widzianych św. Ja n a naw et przew yższa.
1 Często ów wtór akustyczny wyprzedza ukazanie się wizji barwnej, pow odując tem jej rozkwit. W wizjach dźw ięki wynikają z barw, barwy z dźw ięków , a w ięc m am y tu typ ow e zjaw isko synestezji. W tem tkw i tak w ielk ie znaczenie bodźców sensorycznych słu ch ow ych dla pow staw ania w i dzeń Słow ackiego. Dźwięki m onotonne, rytm iczne szczególnie są podobne do w izyjnych. Zatraca się łatw o granica m iędzy bodźcem ze świata rzeczy w istego a wizją, co sprzyja jej tw orzeniu się. Podobną rolę grają w wizjach p ew ne bodźce wzrokowe.
I. R O Z PR A W Y. — U w a g i o p ier w sze j w izji w „ K rólu -D u ch u “, 2 5 3
Nie p rzedstaw iam y dziejów w yobraźni Słowackiego, więc zaznaczym y jedynie, że pierw szą wizję jego, i to w yw ołaną zapew ne narkotykiem , znajdujem y w „L am brze“, w scenie śm ierci b o h a te ra poem atu. Je d n ak w izjonerstw o poety pow stało na drodze całkiem n atu raln ej i jest — zdaniem mojem — koń cową fazą rozw oju zdolności ejdetycznych x.
W izja pod wpływem n a rk o ty k u przyczynić się mogła do pogłębienia dyspozycyj ejdetycznych we właściwym czasie, ułatw ić n aw et zjaw ianie się w yobrażeń ejdet., które, łącząc się bezpośrednio w grupy, dają wizję.
O stateczne ukształtow anie się w yobraźni w izjonerskiej poety przy p ad a na okres tw orzenia „Sam uela Zborow skiego“ 2. O dtąd wizje praw em nałogu ukazyw ać się m u będą w sp rzy jających okolicznościach sam orzutnie i łatw o.
Zam iast dalszych szczegółow ych wywodów w stępnych, przed rozpatrzeniem wizji „K rólow ej“ dam y opis analityczny jednego z najbardziej typow ych i z naukow ą niem al w iernością odtw orzonego widzenia, t. j. wizję W andy w Rp. I, P 2, sf. 24—26.
Podkreślim y przedew szystsiem , że w strofach tych akcja nie posuw a się naprzód, b o h a te r zachow uje się biernie, je st całkow icie pochłonięty widzeniem .
Zatem te trzy strofy, stanow iąc pełny opis wizji, dają się jedn ak zupełnie w yodrębnić, n a czem w ątek powieściowy utw oru nic nie traci. Podobnie postąpim y z wizją „K rólow ej“, a m oglibyśm y toż samo uczynić ze snem -w izją D obraw ny.
Opis wizji p rzytaczam y:
(Rp. I, P. 2 sf. 24 Z tem stary Sw ityn i Czerczak posłow ie Odeszli. A m nie jej postać, wprzód senna, Zaczęła jaśnieć jako słońce w głow ie, w. 188. I coraz bardziej jaw ić się płom ienna.
Więc potem , kiedy ległem na w ezgłow ie, Cała mi w oczach ognista Gehenna Błysnęła, ciągle piorunam i pruta, 192. Ciemna, czerwona parami jak huta. (sf. 25) Na piersiach darłem skórzane odzienie,
Ale do łoża byłem jak przykuty. Wtem ona w eszła w te straszne płom ienie, 196. Jak duch tęczam i różnem i osnuty ;
1 Z prac naukow ych, p ośw ięconych zjaw isku ejdetyzm u, na pierw szy plan w ysuw ają się badania E. R. Jaensch’a, prof. U niw ersytetu w Marburgu. W czasopiśm ie „Polskie Archiwum P sych ologji“ znajdzie czytelnik recenzje jego dzieł i bibljografję ejdetyki (do r. 1927 — w tom ie I z r. 1926—27).
a Odróżniamy w izje od halucynacyj i w idzeń sennych, mar, które znalazły również odbicie sw e w tw órczości Słow ackiego. Już w „Kordjanie“ halucynacje, w plecione w dramat, zajm uią w iele m iejsca. Scena w szpitalu w arjatów (akt III, sc, 6) różni się jednak sw ym charakterem od scen y w zamku królew skim (akt III, sc. 5), gdzie halucynacja m a w ięcej rysów w spólnych z wizją. Bardzo ciekaw y splot psychologji snu i w izji znajdujemy w śn ie — wizji D obrawny (Rp. IV. P. 4). Poeta psycholog św ięci tu triumf.
2 5 4 I. R O ZPR A W Y. — K lem e n s P a e u s z k o .
Nad nią nibv z gw iazd grających pierścienie Wiązały jedną pieśń na różne nuty — D zwoniące, cudne! jakieś gw iazdy śliczne! 200. N iby pow ietrzne narzędzia muzyczne. (sf. 26) Słysząc te głosy, z któremi dziewczyna
Szła na m nie, z ciała m ego w yleciałem . A ona w ogniu czerw ona i sina,
204. Obracając pow ietrznym chorałem , Jako skrzydłami pow ietrznego m łyna
Kręcąc... przyw iodła duch — źe w ło sy rw ałem ! Przez w szystkie jęki i tony i zm iany
208. Idący za ńią w toń — jak zwarjowaay *.
W iem y, jaki jest sto su nek Popiela do W andy, jak ą odpo wiedź otrzym ali posłow ie; ich odejście staje się ostatnim bodź cem ukazan ia się wizji. Brak więc, w opisie przynajm niej, bodźca sensorycznego. Na podłożu n astroju , w którym dom i nuje ton tęsk n o ty za W andą, poczyna się widzenie. „Postać, wprzód sam a“, t. j. nie jaw iąca się, uśpion a w w yobraźni, „za częła jaśn ie ć “. Zatem pierw szy m om ent wizji — to czucie św iatła lub barw y, w tym w ypadku różow ej, ognistej, pod przym kniętem i zapew ne powiekam i. N astępnie pole w idzenia zasłania jednolite tło, ściana barw na, jasn a. Światło ognisk uje się w centrum pola w idzenia w punkt, k rąg słoneczny, ro sn ący i św iecący coraz potężniej. Ja k b y pod naporem w idzenia, a w celu zw olnienia napięcia m ięśni, skupienia uw agi, Popiel osuw a się na wezgłowie.
— Jeśli wizję tę uznalibyśm y za zjaw ę senną, w tedy m u sim y przyjąć, że pod wpływem tęsk no ty za uk ochaną Popiel zasnął stojąc i śni pięknie. Co więcej, zm ienia pozę w e śnie, co nie przeryw a widzenia, ani nie zm ienia zupełnie c h a ra k te ru i typow ego następ stw a o b ra z ó w 2.
Rozwój wizji ani na chwilę nie u staje. Pole w idzenia za lew a pełen drgań i błysków ogień, wizja zyskuje coraz sil niejsze zabarw ienie uczuciowe, tow arzyszy jej groza. W ięc też ogień ciem nieje, je st czerw ony, a pole w idzenia zam ącone, sk u t kiem w ielkiej ruchliw ości i zm ienności barw . Z chw ilą zupełnej przew agi barw czerw onych, krw aw ych, w idzenie je st bliskie upad ku . Potężniejące wraz z rozkw item wizji napięcie uczuć w trąca poetę-w izjonera w fizyczny omal ból, czego zew nętrznym objaw em — darcie skórzanego odzienia n a piersiach.
W reszcie nowym porywem tęskn o ty , wolą ujrzenia, w y prow adza on z ognistej ściany iasną postać W andy, k tó ra spę dza p o n u rą czerw ień na krańce pola widzenia. J a k widać z określenia „w ogniu czerw ona i sin a “ (w. 203), postać je st b łękitna, a zarazem „tęczami różnem i o s n u ta “ (w 196), a więc
1 Cytujemy „Króla-Dueha“ z wydania J. Gw. Paw likow skiego. 2 Sam poeta wizje sw oje m ianuje snam i. Stąd ta nieuzasadniona na zw a przeszła do prac naukow ych o Słow ackim .
I. R O Z PR A W Y . — U w a g i o p ierw szej w izji w „K ró lu -D u ch u “. 2 5 5
pośród zm iennych b arw i św iateł, co są „niby z gwiazd g r a jących p ierścien ie“ (w. 197) 4
W izja je s t p ełna ruchu, zm ienna. B łyskaw icznie ze św iatła stać się m oże słońcem , z czerw ieni — złocistą jasnością i b łę kitem . B arw y w niej walczą z sobą, przen ikają się w zajem nie, zasłaniają, by znów przygasnąć i ukazać jednolite tło, tu n a j częściej czerw one. Owe ognie nad postacią drgają w ta k t wizji akustycznej, k tó ra pojaw ia się w pełnym rozkw icie wizji b a r w nej, w tórując jej od chwili ukazania się postaci W andy.
Ta m uzyka w izyjna zdaje się być w ynikiem reakcji p s y chicznej na niem iłą, nużącą ciszę, w jakiej trw a pierw sza część w idzenia; podobnie n astró j p o sęp n y barw czerw onych zostaje pokonany przez jasn ą, budzącą zachw yt, zjaw ę W andy. Cha rak te ry sty cz n a jest dla wizyj Słow ackiego ta m uzyka gwiazd, t. j. skojarzenie plam błyszczących, odczuw anych jako gwiazdy, z pew nem i dźw iękam i. Pow stało ono w zależności od p lato ń skiej m uzyki sfer i m ickiew iczowskiej „Im prow izacji“. Że wizje w zrokow a i słuchow a pozostają w zw iązku synchronicznym , w iem y, lecz stałe um iejscow ianie źródła szczególnych dźw ię ków w plam ach błyszczących, złotych, k tó re są jednocześnie w izyjnem w yobrażeniem gwiazd, m ogło pow stać na tle w spo m nianych wpływów. W strofie 26 i w pięciu jej w arjantach dom inuje wizja słuchow a n ad w zrokow ą ogrom nym w tórem uczuciowym , jak i budzi w duszy w izjonera. N astrój szczęścia, tow arzyszący początkow o w idzeniu postaci, przeradza się w tę sknotę o ni esłychanem napięciu. O dsłania tu poeta swój stan psychiczny i fizyczny, sili się, by ująć w jed n ą strofę potężne przeżycie. D uchem w ylatuje w izjoner z ciała (w. 202), dąży k u postaci „Przez w szystkie jęki i tony i zm iany Idący za nią w toń — jak zw arjo w any“ (w. 207—208); a w jednym z wa- rjan tó w (О. 7 io d) wspom ni też o szalonym śm iechu, k tó ry jest niezw ykłym objaw em niezw ykłych p rz e ż y ć 2. W О. V10 e mówi znów o p rzerażeniu, w zbudzonem tą w ielką pieśnią. To znów opisuje swój stan fizyczny we w zm iankach: „włosy rw a łe m “ (w. 206), „W kłąb się zw inąłem cały, jak gadzina, Sprężyłem członki...“ (O. Vio e), „m dlałem “ (О. х/ю d). Także m uzyka w i zyjna w ykazuje w w arjantach odm iany, a więc np. c h a ra k te rysty czn e znikanie postaci i zcichanie tonów , z których pozo sta je jeden, inne „nęci“ (O. Vio b), zw ołuje, a praw dopodobnie pow oduje przezto pow tórne ukazanie się postaci. Nagłą zm ianę c h a ra k te ru m uzyki m am y w О. ‘/ю с, jeśli słowa „...Leżę pod wichrem tonów... a w [?] tem p ęk a Chorał... i płacz się ogro m ny zaczy n a“ odnoszą się raczej do zm iany wizji słuchow ej, niż np. do płaczu w sercu poety.
1 Barwę siną identyfikuje zazwyczaj poeta z błękitną. „Tęcze“, obrazy tęczow e, często oznaczają tylko w ielobarw ność.
2 Por. w 12. O. 10 („Duch Popiela w królestw ie elem entarnem ) oraz sc. 1 aktu I w „Zaw iszy Czarnym“.
2 5 6 I. ROZPR A W Y. — K lem e n s P a c u s z k o .
Znam ienne drganie, falow anie ob razu w tak t dźw ięków znajdujem y w O. Vio d : „Zjawiła mi się... z prom ienistem cia łem ... i drżąca cała jak o sina“, a typow y ru ch barw , co w irują
„Jako skrzydła pow ietrznego m łyn a“ (w. 205), — w e w szy st kich w arjan tach Rp. I, P. 2, sf. 25. Skojarzenie o brazu W andy z w yobrażeniem m uzyka, grającego na gw iazdach, rządzącego ram ionam i „pow ietrznym chorałem “ (w 204), pozostaje w ści słym zw iązku z „Im prow izacją“ M ickiewicza i w innych w izjach się nie pow tarza.
Przytoczym y jeszcze pierwszy, później skreślony, rzu t w. 197—198 cytow anej sf. 25: x (W gw iazd różnofarbnych u b ra n a pierścienie — Śpiewna i zimna... ja k duch zim ny... luty). Zw raca tu uw agę wątpliw a „różnofarbność“ gwiazd, lecz więcej jeszcze — trz y k ro tn ie podkreślony chłód, jaki w ieje od b łę k itnej postaci, gdy w eszła w czerwień. Dowodzi to, że ta k odczuł p oeta obraź b łękitny, a być m oże i od czerw ieni nie biło n ań tchnienie ciepła. Zresztą w ystarczy, by widzącym w strząsał dreszcz chłodu, a wizja stanie się chłodną, m ęczącą. Zdaje się napozór, że uchw yciliśm y w tym w ypadku jak b y cień wizji term icznej.
W tekście głów nym widzenie kończy się zapew ne n agle, skutkiem nadm iernego w ytężenia i u pad k u sił duchow ych i fi zycznych poety — w tej pogoni za niknącą postacią — a m oże też po odejściu W andy zostąje w polu w idzenia jednolita barw a, k tó ra się ściem nia i wreszcie gaśnie *.
W idzenie sam o m usiało się kilka razy pow tarzać, jak św iad czy pierw szy rz u t w 195—197 sf, 25, a tak że w. 1 w arjantów
V i o a — V i o C .
Przejdźm y do opisu w idzenia „Królow ej" w Rp. I, P. 1. Stw ierdzim y, że sł. 10—18 Rp. I, P. I można w yłączyć z poem atu, nie p rzery w ając tem toku akcji. Cztery o statnie w iersze sf. 9 pozostaw im y w poem acie ze względu na zrozu m ienie sf. 19. Zadaniem naszem będzie dać kom entarz zjaw iska psychologicznego. Ideą wizji czyli jej znaczeniem nie zajm iem y się. W szak nie m ożem y uw ażać za pozytyw ny kom entarz zn a czenia obrazu kilku zaprzeczeń, jakie się w yłonią z ro zp a try w ania głów nie stro n y psychologicznej wizji.
Przedew szystkiem starać się będziem y dowieść, że w opi- sanem w tych strofach widzeniu u kazuje się jedna postać dw ukrotnie.
Zauw ażym y więc, iż po opuszczeniu strof w zm iankow a 1 Czemś różnem od w izyj Słow ackiego, pow stających drogą naturalną, są w idzenia pod w pływ em oddziaływ ania m echanicznego (t, zw. obrazy en- toptyczne — za uciśnięciem gałki ocznej) i chem icznego, t. j. narkotyków . C iekawą analizę widzeń, w yw ołanych m eskaliną daje dr. Stefan Szuman w rozpraw ie p. t. „Analiza form alna i psychologiczna w idzeń meskalino- w y c h “, „Kwartalnik P sych ologiczn y“, t. I, zesz. 2. Poznań 1930. (Meskaliną zw ie się alkaloid, otrzym any z peyotlu. N arkotykiem w łaściw ie nie jest).
I. R O Z PR A W Y . — U w a g i o p ier w sze j w izji w „ K rólu -D u ch u “, 2 5 7
nych nie znajdziem y śladu w całym utw orze w idzenia jed no czesnego dwóch postaci niew ieścich. Czytając zaś bez owego w ycinka Rp. I, P I i dalszy ciąg ze w szystkiem i odm ianam i i w arjantam i, spotkam y jed n ą tylko postać Pani, przew odzącej duchom . A krótszych i dłuższych w zm ianek o niej naliczyć m oglibyśm y około trzydziestu. P raw o nałogu m a w widzeniach takie znaczenie, że nieukazanie się pow tórne rzekom o dw u Pań w o brębie jednego lub n aw et dwóch, bezpośrednio po sobie następujących, widzeń m usi budzić w ątpliw ości i nieufność do takiej dwupostaciow ej wizji. Przyczem je st ta wizja jed n ą z n a j w spanialszych, silnie odczutą i nie m ogącą przejść w całym utw orze bez echa, gdy tyle innych się pow tarza.
P rzystąpm y do analizy w ykrojonego z Rp. I, P. 1 opisu. Cała sf. 10 i dw a pierw sze w iersze sf. 11 do w łaściw ego opisu nie n a leżą, sto ją nazew nątrz, jako p orów nanie tylko. Mają one zob ra zować w spaniałość, barw ność i blask w idzenia oraz przerażenie ducha H era, k tó ry widocznie daw no lub wcale w innych „prze- dedniach ży w o ta“ tej Pani nie oglądał. Dalsze dwa w iersze sf. 11 m ówią, że porów nanie to stosuje się do jednej tylko p ięk ności, k tó rą H er „poznał z oblicza W e m głach letejskiej za pom n ienia w ody“ (w. 83—84), co zarów no może znaczyć, iż działo się to wówczas, gdy H er znajdow ał się w e m głach le- tejskich, jak i że postać ukazała się mu we mgle. A więc m o żem y przyjąć, że postać jaw iła się na tle szarej ściany m gieł. P odkreślim y jeszcze to poznanie jej z oblicza, a więc zbliska, choć tak że tw arze zjaw bliskich rzadko kiedy u jrzy Słowacki plastycznie, a dalekich — chyba nigdy. Jak i je s t przebieg w id zen ia?
D alsze w iersze sf. 11 opisują wizję już w całym rozkw i cie, a gdzież jej początek ? Mamy w w. 84 opisane tło, a co fnąw szy się do sf. 9, znajdziem y, że tem m glistem tłem
(w 69—72) Jutrzenek greckich różaną pogodę Duchy mu nagle ręką zasłoniły, A p o k a z a ły — j a k o ś w i t d a l e k i — 72. U m iłowaną odtąd — i na w ieki.
Zatem z początku wizji dochow ały się w opisie tylko dwa m o m e n ty : szare tło w polu w idzenia i n astęp na faza t. j. „ św it“, różow y blask, co je rozjaśnia. Przyczem z o k reślen ia: „jako św it d a l e k i “ (w: 71), a n a stę p n ie ; „złote zejścia schody Na św iat d a l e k i i zam g lo n y“ (w. 86—87) w ynikałoby, że o b raz całkow icie, a później w znacznej części przynajm niej, zdaje się być bardzo oddalonym od patrzącego. Oczywiście pew n e części obrazu szybko ro zra sta ją się, zbliżają za zw ró ceniem n a nie uwagi.
Spodziew alibyśm y się ujrzeć w opisie i rozrost różowej jasności na całe pole w idzenia, n astęp n ie — ognisko św iatła w kształcie pun k tu , k ręgu i słońca, w którem wreszcie w inna uk azać się postać. Tej części w idzenia b rak w opisie. W łaściw y
258 I. R O Z PR A W Y . — K lem e n s P a c u s z k o .
opis ob razu w izyjnego rozpoczyna się od połow y sf. 11, gdy m am y już dalsze stadjum w idzenia.
Cóż znajdziem y w tej drugiej połowie sf. 11? Nad nią dźw ięk — duchów girlanda słow icza; —
Pod nią — jakoby złote zejścia schody Na św iat daleki i zam glony w iodły, w. 88. Na kw iatki jasne pod ciem nem i jodły. A zaraz dalej w sf. 12:
Z tych łąk i z tych puszcz jakby w iatr poranny Pieśnią zapraszał na ziem ię szczęśliw ą;
J e st to opis wizji akustycznej, k tóra pojawia się w pełnym rozw oju wizji optycznej (w 85 i w. 89—90j. Podobnie ja k w w i zji W andy, dźwięki um iejscaw ia w izjoner w barw ach, otaczają cych u góry zjaw ioną postać. A że p o stać już w założeniu ideow em ma c h a ra k te r przew odniczki ducha, więc z chw ilą u k azan ia się jej w izjoner usiłuje dojrzeć znam iona, odpow iada jące tem u chaiak tero w i. A życzenia, n aw et niejasno uśw iado m ione lub podświadom e, i w yobrażenia w szelkie m ogą ukazać się w w idzeniu Słowackiego tylko w specyficznym kształcie w izyjnym , którego znaczenie isto tn e trudno odgadnąć, jeśli poeta poskąpił wskazów ek. T utaj od podstaw y Pani w yprow a dza tak i złoty pas, jak później w Rp. IV, P. 1 w yw iedzie s tru m ień św iatła z oczu napół realistycznie, napół w izyjnie tra k tow anej D obraw ny, a w yraźnie m ianuje go drogą. W yraz „schod y“ u ży ty został dla rym u, gdyż w ątpliw e jest bardzo, by w tej drodze złotej w yodrębniały się poziom e pasy — stopnie. Jeśli sam a postać niew ieścia jest widoczna na obrazie jed n o cześnie i razem z ową stru g ą słoneczną, to zajm uje ona m ałą tylko część pola w idzenia, jest odczuw ana jako daleka, lecąca w przestrzeni. W y starczy bowiem, ab y u podstaw y, dość n ie w yraźnie zresztą w idzianej, ukazało się to złote pasm o, a w n et pocznie się ono w ydłużać i poszerzać, zalew ając coraz w iększą część obrazu. Ja k szybko ro zrastają się pew ne części obrazu, św iadczą w. 87—88. Schody wiodą gdzieś na krań ce pola w i dzenia, „na św iat zam glony“, a za niem i dąży w zrok w idzą cego. I oto św iat ów za baczniejszem przyjrzeniem się w y łan ia się z m gły barw nej, w net dolna część obrazu w ydaje się cie m nozieloną puszczą jodłow ą, w której po chwili ro zb łysk ują „kw iatki ja s n e “, otw ierają się całe łąki. Teraz, praw dopodobnie sk u tk iem całkow itej już przem iany obrazu, n astęp u je zm iana um iejscow ienia dźwięków : płyną one z tych puszcz i łą k (w. 89—90).
Pojaw ienie się w wizji w yobrażenia puszcz i łąk, czy n a w et pól, wcale nie jest tu niezw ykłe i niespodziane. M niejsza ju ż o n ap ó ł zaledw ie m oże uśw iadom ione tendencje w izjonera, by owa Przew odniczka wiodła do jakiegoś realnego celu. T en dencje te dla n as stały się uchw ytne, gdy znalazły w yraz
I. R O Z PR A W Y . — U w a g i o p ier w sz ej w izji w „K r ó lu -D u ch u “, 2 5 9
w obrazie. A w łaśnie w yraz ów nie jest now y i w idzeniu p o staci tej doskonale odpowiada. W szak w obrazach, k tóre nie będąc jeszcze wizjami, dostarczą niektórych rysów tem u wi dzeniu, widać skłonność poety do um ieszczania tęczowej, zło tej postaci na tle zieleni lasów i łąk.
W spom nim y tu o „Beniow skim “, gdzie np. w P. VIII r e dakcji pierw szej, w apoteozie „Pana T ad eusza“, powie Sło wacki :
Słuchaj... i patrzaj... bo jako zjaw ienie Litwa ubrana w tęczow e prom ienie Wychodzi z la s u 1.
A w P. IX M atka Boska Poczajow ska i Podkam ieńska wiodą rozm ow ę w puszczy poleskiej, nad strum ykiem i na tle w ie rz b 2. Z puszczy też nadchodzi ku nim ks. M arek, k tó ry ukazu je się oczom pastuszków zupełnie jak b y w izja: najprzód na tle drzew jaw i się słońce, a potem w niem — krw aw a od biczow ania p o s ta ć 3. N aw et Mickiewicz w zakończeniu P. V w blaskach „jak Bóg Litew ski z ciem nego sosen w staje u ro cz y sk a “ 4.
W górze obrazu, zapew ne nad jego częścią zieloną, unosi się w obłoku tęczow ym i św ietlistym postać, k tó ra może nie jest naw et w m om entach zw rócenia uwagi na dolną część o brazu dostrzeg an ą, ale to, skutkiem ciągłego oderw ania jej obecności i błyskaw icznych zmian obrazu, nie zm ienia zupełnie sto sunku patrzącego do wizji (sf. 12). Słow a: „Szedłem... choć strzały num idzkiem i ra n n y ...“ (w. 91) określają tęsk n otę i pęd ducha k u wizji, podobnie jak w Rp. I, P. 2, w 208: „Idący za nią w toń — jak zw arjow an y “. Lecz co w słow ach Popiela b yło w yrazem stan u jego duszy, to w odniesieniu do ducha H era zdaje się być opisem podróży z zaśw iatów na ziemię. Duch ten je st zresztą niew idoczny w wizji, poniew aż nie jest tej sceny postacią jedyną, ale obserw atorem , z którym się p oeta utożsam ia.
T rzeba bowiem podkreślić, że w izjoner z reguły jest w w i dzeniu niew idoczny, jak i postacie, z którem i on chwilowo czy stale się u to żsam ia; w yjątkiem b y ły b y sceny w izyjne, któ ry ch jedynym ak torem jest postać w yobrażeniow a, duch, co je st za razem częścią p o e ty -w iz jo n e ra. I w tym w ypadku widzi on siebie niejako na obwodzie, t. j. b arw y i św iatła, co z niego w w idzeniu się w ysuw ają, a n atom iast sam je st w łaściw ie n ie w idoczny. Jeśli np. chciałby się ujrzeć w obrazie wizyjnym jako ry cerz ra n n y , powiedzm y — w nogę, wówczas zam iast w yobrażenia w izyjnego nogi u jrzy taśm ę krw i, płynącą od niej,
1 C ytujem y „B eniow skiego“ z pierw szego w ydania Bibljoteki Nar., Serja I, Nr. 13 — 14, w opr. K leinera; str. 275.
* „B en iow sk i“, str. 310—314. 3 „B en iow sk i“, str, 314—315. 4 „Beniow ski", str. 198.
260 I. R O Z PR A W Y . — K lem en s P a c u s z k o .
odczuw aną jako część jego istoty, dalej ujrzeć m oże całe k rw aw e pole i t. p.
W iersze (93—96):
Iris... którą na św iat znosi szklanny Obłok... a tęcze św iecące nad niw ą Tyle kolorów i słońc tyle mają...
nie są jeszcze opisem sam ej postaci, a m ów ią jedynie o obłoku barw i św iateł wokół niej. Tęcze nie m ają tu w sobie słońc, acz są naw skróś prześw ietlone i błyszczą. Słońca na tęczy m u siały by się chyba jaw ić w postaci bladych krążków , co zresztą jest niep raw d o po d o b ne; natom iast słońce w kształcie ogniska św iecącego zgasiłoby tu swem ukazaniem się tęcze lub p rz y najm niej o d sunęłoby je na krańce pola w idzenia. Zatem w y raz u „słońc“ użyto zam iast „św iateł“, zw ażyw szy, że w w ierszu poprzednim pow iedziano ju ż : „św iecące“, a w następny m : „na św iatłach “.
W sf. 13 w iersze (97—98):
Ona przedem ną do lesisty ch zacisz Weszła... a harfy śpiew ały wiatrzane...
zdają się stw ierdzać, że postać niknie w śród zieleni, przy w tó rze dźwięków, k tó re jedn ak po jej zniknięciu nie m ilkną, a więc wizja trw a n a d a l1.
Dalszy ciąg sf. 13 i połowa sf. 14 — to in terp retacja tego śpiew u, odkryw anie jego znaczenia przez w izjonera.
Nie należy sądzić, że Słowacki istotnie te w yrazy słyszy, jakie każe śpiew ać duchom ; p rzekłada jedynie na język słów b arw y i dźwięki, które na swój sposób w chwili w idzenia ro zum ie. Szczególnie te dźwięki w izyjne zdają się być dlań sło wami pieśni, której treść jest odbiciem całego procesu m yślo w ego, tow arzyszącego oglądaniu wizji. W ynika to z bardzo ścisłego zw iązku obrazów wizyjnych z psychiką wizjonera, które, mimo pew nej swej stałości, charak terysty czneg o po rząd ku w zm ianach, ale i naodw rót — dużej przypadkow ości zm ian gw ałtow nych, pozostają przecież zaw sze zm ysłową form ą jego życia psychicznego.
P rzeżyw aniu wizji miłej tow arzyszy zjaw isko t. zw. in te gracji psychicznej, przen ik an ia się w zajem nego różnych funkcyj psychicznych. To też wizjoner nietylko postrzega wizję wszyst- kiem i napozór zm ysłam i, ale zarazem in ten sy w nie odczuw a; p o strzegając zaś i odczuw ając w idzenie, przez to je rozum ie, pojm uje jego wym owę. A więc obraz w zrokow y w chwili peł nego rozkw itu wizji, a więcej jeszcze dźw ięczące „harfy wia trz a n e “ — są obliczem w ew nętrznego m onologu w izjonera. J e dnak pozostaje m u jednocześnie w rażenie, że on z oblicza
I. R O Z PR A W Y . — U w a g i o p ie r w sz ej w izji w „ K rólu -D u eh u “ 2 6 1
wizji czyta przem owę duchów do siebie, że słyszy jej słow a i na nie odpow iada.
Z tej przem ow y w sf. 13 i pierw szej połowie sf. 14 wy odrębnim y tylk o w. 99: „Dobrze ją poznaj — bo w krótce utra c isz “... Słowa te m ogły pow stać jedynie z przyczyny m ałej w yrazistości, oddalenia w izerunku postaci. Zatem spodziew ać się należy, że ukaże się ona wizjonerowi bliżej, dokładniej.
W iem y też, że w strofach dotychczas rozp atry w an y ch opisu sam ej postaci nie było, co m ożem y tłum aczyć zam iarem artysty czn ym , gdyż m istrz poezji w izyjnej nie lubił się p ow ta rzać — i to na tak niew ielkim odcinku poem atu. Bo przecież znaleźć się w całem w idzeniu opis ten m usiał, zarazem — jak najw spanialszy. Słusznie więc zaniechał Słowacki daw ania opisu mniej św ietnego, póki nie przeszedł do kulm inacyjnego p u n k tu widzenia, a w szak postać w żadnym m omencie opisyw anym nie jaw iła się dość w spaniale, była naw et nieznaną, jak to w ynika z w ezw ania duchów : „Dobrze ją p o z n a j!“.
Odpow iedzią n a te rzekom e słow a duchów jest d rug a część m onologu w izjonera, t. j. słowa Hera. U kładają się one w form ę potężnej przem ow y H era do duchów i boskiej k o chanki.
I znów w tej przem ow ie w iersze (109—110) : Niechaj m e oczy rozw idnię
Rubinem, który z jej ust św iatło leje —
są tylko w yrazem prag n ien ia, ale nie opisem , gdyż naw et p ó źniej nie u każe się tw arz zjaw y dość plastycznie. Do tego w y znania zak rad ł się ton miłości ziem skiej, jaki odpow iadałby może w idzeniu W andy. I może odpowiedzią na to jest k rzy k du ch a: „To k ró lo w a!“
A w iersze (121—121):
Pam iętam ten głos — i straszne zaklęcie, Na które odw rzasł m i duch: „To K rólow a!“ zdają się mówić o głosie i zaklęciu Hera.
W iersze (123—4).
I całe m ego ducha w n iebow zięcie Upadło...
stw ierdzają u p adek w idzenia z powodu nagłego krzyku. Także w wielu innych wizjach Sł-go nagły krzyk, głos ze świata r e alnego lub przerw anie np. rzeczyw istej m uzyki, któ ra podsy cała wizję akustyczną, stają się przyczyną zniknięcia w idzenia. Ja k w yjaśnić pojaw ienie się w spom nianego okrzyku d u c h a ?
Nie jest to głos realn y. Może p oeta tylko na podstaw ie zaobserw ow anego przez się pow odu przeryw ania się w idzeń zastosow ał tu ów k rzy k w literackiem opracow aniu wizji ?
Praw dopodobniej ten w icher tęskn o ty , który układa się w myśli, a brzm i w uchu, jako potężne w ołanie, skutkiem
ma-2 6 ma-2 I. R O Z PR A W Y. — K le m en s P a c u szk o .
xiinum n atężen ia załam uje się i p rzeryw a, a wizja b arw n a ni knie, pozostaw iając p u ste pole widzenia. N atom iast wizja a k u styczna kończy się gw ałtow nym w ydźw iękiem , k tóry spraw ia w rażenie wielkiego krzyku. In te rp re ta c ja tego głosu ducha jest zgodna z m yślam i w izjonera, a więc będzie to odpow iedź na jego w yznanie. Ja k ie niespodzianki kryje dla w izjonera wi dzenie, św iadczyłaby nagłość, obcość okrzyku i w yw ołana nim, niezw ykle silna, reakcja uczuciowa.
Jed nak że nie był to głos obcy w tym stopniu, ja k n ie spodziane odgłosy św iata zew nętrznego, więc też n astrój wi zyjny nie p ry sn ął zupełnie, chociaż „ducha w niębow zięcie up ad ło “. Zam ąciła się na chwilę i zgasła wizja, ale sta n wi zyjny trw a nadal, gdyż w przeciw nym w ypadku nie po w sta łoby znów za chwilę n agłe w idzenie.
Nie pow stałoby tem bardziej, że poeta up ad ł nietylk o du chem, ale był rów nież w yczerpany fizycznie, nie m ógł więc sobie życzyć nowego w idzenia, t e z czego też ono niełatw o się pojawi.
To now e w idzenie zdradza zarazem c h a ra k te r k o n ty nuacji poprzedniego uproszczonym procesem u k azy w ania się (w. 124— 126):
.. A w tem jasność przyszła nowa, I w tem pow ietrzu jako w dyam encie Ukazał się wid...
Niema tu norm alnego rozw oju w idzenia, a tylko n a za ciem nione pole w yobrażeniow e w raca znów jasność z postacią piękności. Zupełnie now a postać tak nagle nie pojaw iłaby się. W praw dzie podobny w ypadek znajdziem y w Rp. IV, P. 1, sf. 23, gdy wizję raju p rzery w a zjaw a Zoryana, ale to pow oduje sz y b kie zniknięcie widzenia.
Z resztą to zjaw isko budzi szereg zastrzeżeń, jest bodaj w ynikiem przeróbek, niety le widzenia, co opisu. G dybyśm y zresztą takie w idzenie stw ierdzili, to m usim y zauw ażyć, że po stać Z oryana jest szczególnie n a trę tn ą , jej wizja przechodzi w dyspozycje psychiczne poety, czego dowód tak że w liczbie jej odm ian. Przyczem w chwili tw orzenia Rp. IV zdolności w i zjonerskie, w yczerpanie i rozstrój nerw ów tak się potęgują, że wizje panują n ad sw ym stw órcą. Nie widzim y też po znik nięciu niebiańskiej piękności, a u k azan iu się innej zjaw y, ja kiejkolw iek zm iany nastroju, co się ta k uw idacznia w Rp. IV. P. I, w wizji w spom nianej.
M ożnaby to w szystko jeszcze tłum aczyć — na korzyść hipotezy rozdw ajającej postać królowej — bliskiem pokrew ień stw em ideow em i obrazow em zjaw z części pierw szej i drugiej widzenia. To prow adzi jed n a k do ich identyfikacji. W szak drug a ukazuje się n ad lasam i, w których w łaśnie pierw sza znikła, obie są królow e, gdyż określenie drugiej : „Pani którego ś z lu dów na p ó łnocy“ (w. 127) może być tylko dopow iedzeniem
1. R O Z P R A W Y . — U w a g i o p ier w sze j w izji w „ K r ó lu -D u ch u “, 2 6 3 m iana pierw szej. Obie są pięknościam i (w. 83 i w. 126), czy jednakow em i — nie wiadomo, bowiem pierw szej postaci w cale dokładnie nie w idzim y; zarazem b rak jej opisu.
Pierw sza bogatszą była w podstaw ie o „złote zejścia schody“ , k tó ry to szczegół m usiał zniknąć z chw ilą ukazania się jej nad k raje m i w śród puszcz. W szystkie barw y i św iatła, które były tłem pierw szej, zachow ała i druga, tylko ogrom nie pom nożone, jask raw sze (sf. 18 !). Stąd ciekaw ą je st rzeczą, jak niektórzy badacze m ogli uznać pierw szą zjaw ę za w spanialszą od d ru g ie j? !
Przypuszczenie, że pierw sza jest bardziej w zniesiona, a więc doskonalsza, bliższa idei platońskiej, należy odrzucić stanow czo. W izjoner uśw iadam ia sobie zgoła niejasno odległość, dzielącą go od obrazów , ich w zniesienie. Ma pew ne poczucie k ieru n k u w o dniesieniu do jego osoby jako p u n k tu stałego. W izje jaw ią się przed nim, pod nim, jak np. w śnie-wizji z Rp. IV, P. 4, gdy p atrzy n a Popiela oczym a W andy, nad nim, jak w wizji W andy z Rp. I, P. 1, gdy utożsam ia się z Popielem . N atom iast sam p o eta nie um iałby określić w zniesienia się wi- zyj w jakiejś dokładniejszej m ierze. G dyby zresztą poeta takie w zniesienie w yjątkow o odczuw ał i podkreślił, wówczas nie b y łoby to pozbaw ione znaczenia.
Dodajm y jeszcze jed en dowód przeciw ko istn ien iu dwóch p o staci: sto su n ek w izjonera do „um iłow anej“ z wizji oparty je st na niem niej zapew ne głębokich podstaw ach uczuciowych, niż do nieco realniejszej kochanki. A w idzieliśm y naw et, że uczucia dla niej osiągają olbrzym ie natężenie, więc w ierność dla tej jedynej u leg a w tym że stopniu skondensow aniu. P ro zaiczny badacz w ręcz obraża poetę-w izjonera przypuszczeniem , że w chwili najw yższego spotęgow ania miłości względem „Kró low ej“ — skoro ty lk o na kilka sekund zniknęła z pola widze nia — on ściga tęsk n o tą, p rześladuje zachw ytem jak ąś d ru g ą “ l Nie! m usiały by pozostać choćby ślady nagłej przem iany we w nętrznej, walki.
To też przyjm ujem y, że po płom iennem w yznaniu miłości cudow na postać ty lk o na m om ent zniknęła, rzecby m ożna, z przyczyny o burzenia, by ukazać się H erow i już bliżej i w ca łej krasie, jak tego p ragnął.
Długo w strzym yw ał się a u to r z jej opisem , więc od po łow y sf. 16 po koniec sf. 18 da nam przepięk n y jej w izerunek, zapom inając n aw et o tow arzyszącej niew ątpliw ie tem u w spa niałem u zjaw isku wizji akustycznej.
P ostać u d erza bogactw em i p lasty k ą szczegółów, a to św iadczy, że n a każdym dość długo zatrzym yw ała się uw aga i uczucie w izjonera (sf. 17).
Płynie ona, p odana naprzód „jako kom eciana m iotła“ (w. 132), n ad lasam i, a później też nad chatam i. Sądząc z k ró t kości wzm ianki, w yobrażenia lasu i chat w y stęp u ją tu niedość
2 6 4 I. R O Z PR A W Y . — K le m e n s P a c u s z k o .
w yraziście i tylko wów czas, gdy postać sam a nie a b so rb ije w yłącznie uwagi. Z chwilą jed n a k kształto w an ia się szczegó łów postaci i tła przestają one zw racać zupełnie uw agę, są
przyćm ione obrazem w spanialszym . Cóż to za szczegóły cd- k ry w a widzący w tej kom ecianej m iotle“ ? Jeżeli przy jm ien y ich kolejne n atęp stw o zgodnie z opisem , to spostrzega on nij- pierw , że „słońce lecące trzym ała n a d czołem “ (w. 129), a po tem , że „m iesiąc sre b rn y pod nogam i g n io tła “ (w. 130). Fie je s t w ykluczone, że w pierw szem spo strzeżeniu słońce ma k sz ta łt jasnego krążka, u jęte jest olśniew ająco białem i linjami ram ion, choć może w tym w ypadku słow o „ trzy m ała“ znaczy tyle, co „nio sła“ 1. W yobrażenie to pow stało zapew ne pod wpły wem A pokalipsy i W schodu.
N atom iast drugi fragm en t o brazu n aw et tych wątpliwości n ie nasu w a, gdyż srebrzyście błyszczące stopy, w sp arte na półksiężycu sreb rn y m — to ściśle złączone z sobą w yobrażenia w izyjne.
Nie w nikam y w to, w jakich w ypadkach jaw i się p oeńe c h a ra k te ry sty c z n y obraz nóg, ale posiada on szczególne zabar w ienie uczuciowe. Od tej plam y białej tak bije św iatło, że poza ogólnym zarysem , żadnych szczegółów p oeta w niej nie wiczi, choć w świadom ości jaw i się ona znacznie plastyczniej.
Opis poetycki, jak zw ykle w podobnych w ypadkach, jest p ro sty i w ierny. To też wizja P ani Słowa nie je st stylizowana w opisie dopiero, gdyż ona w w idzeniu uk ład a się w ob:az św ięty Matki Bożej. Ten fak t najm ocniej mówi o niezwykłem uw ielbieniu jaw iącej się postaci, o św iętości uczuć wizjonera. Czy m ożem y twierdzić, że postać w idzianą utożsam ia Słowacki z M atką Bożą ? W kształtow aniu się jej w izeru nku odnajdziem y w pływ poprzednich pokrew n ych obrazów poety, Apokalipsy, m alarstw a.
Dalecy będziem y od identyfikow ania tej postaci niewie ściej z M atką Boską n a podstaw ie akcesorjów wizyjnych: u Słowackiego to oznaczać będzie napew no tylko bardzo wy soki stopień idealizacji, uśw ięcenia pojęcia czy idei jakiejś. Zarów no takiej stylizacji w izyjnej m ogły ulec pojęcia matki, sio stry , kochanki. M ogłyby się też one ukazyw ać w wizjach. Owe białe stopy na półksiężycu są w yrazem najw iększego uw ielbienia, najżarliw szej miłości, ta k idealnej, jak ą dla boskich postaci żywimy. Dlaczego się w łaśnie tak ie akcesorja jawią w w idzeniu ? Przyczyny proste : skłonność w yobraźni Słowac kiego i fakt, źe chrześcijanin nie zna bardziej idealnej postaci niew ieściej nad Matkę Bożą, więc też przedziw nie piękne jej w izerunki są wzorem n aw et dla w yobraźni w izjonerskiej, która w zorów potrzebuje.
1 Na korzyść pierw szego przypuszczenia zdaje się przemawiać wykre ślo n y rzut pierw szy w 129 :.x (Słońce trzym ała rękam i nad głową).
I. R O Z PR A W Y . — U w a g i o p ier w sze j w iz ji w „ K r ó lu -D u ch u “. 2 6 5
W wizjach postaci sym patycznych tak w ielką rolę gra ten d en cja kalotropiczna i skłonność do idealizow ania, że n aw et pierw sza w izja realnej drogiej postaci kobiecej błyskaw icznie u kład ać się będzie w k sz ta łt św ięty, w postać Matki Bożej. A w takim m om encie nie p rze stała b y ta wizja niew ieścia być dla w izjonera m atką, kochanką, czy siostrą, choć odczuw ałby ją, zgodnie z widzeniem , jako isto tę św iętą. Stąd w ynika, że proces rozw ijania się sam orzutnego wizji jakiejś niew iasty w kształt M atki Boskiej uznajem y za pospolity i c h a ra k te ry styczny dla w yobraźni w izjonera-chrześcijanina, więc n ietylko Słowackiego. Z tej przyczyny nie utożsam iam y „córki Słow a“ z M atką Boską na podstaw ie o brazu wizyjnego, a o szerszych podstaw ach chwilowo nie m ówimy, nie w ykluczam y zatem i ta kiej in terp retacji tej wizji. Pew na indyw idualizacja, niepow ta- rzan ie się obrazów jest znów podyktow ana w zględam i a r ty s ty cznemi.
W spom inaliśm y o w pływ ach wizyj św. Ja n a na tw órczość w izjonerską Słowackiego. Ale w om aw ianem w idzeniu w iersze (126—128):
... w id... Piękność... córka Siow a, Pani któregoś z ludów na północy, J a k ą judéjscy w i d z i e l i prorocy...
nie świadczą, że „córka Słow a“ — to M atka Boska, a raczej» że przypom ina postać, „ ja k ą “ (a nie: „ k tó rą “ !) widział św. Jan.
J a k zresztą takie fragm enty obrazow e, jak słońce i pół- Iksiężyc, służą Słowackiem u do stylizow ania obrazów innych ipostaci, św iadczyć może ak t V, sc. 1 „Nowej D ejan iry “, gdzie lustam i Fantazego staw ia on n a skrzyd laty m m iesiącu... Idalję, ia czoło jej um ieszcza „w słońc ognistych g o rącu “.
N atom iast przypow ieść z pism a „Do em igracji o potrzebie iidei“ zaw iera obraz Ojczyzny, podobny do „córki Słow a“ i wizji śśw. Jana, co jest zw any tylko aniołem . W iersz (133): „Tęcze jją ciągłem o skrzydlały k o łem “... zdaje się św iadczyć o jakim ś r u c h u kolistym tęcz. Dalej w 134—136 m ówią o kw iatach róż- m obarw nych, rzucanych napozór ręk o m a Pani. Ale te ręce i tw arz naw et zjaw y nie ukazują się zbyt w yraziście, a raczej o>na cała jest p ełna w yrazu, św ietlana i barw na. Tym girlandom krwiatów koralow ych i perłow ych nie nadajem y sym bolicznego zm aczenia, gdyż są to b arw y n ajpospolitsze wizyj i ukazują się ssam orzutnie. Dla obrazów i wizyj Słow ackiego c h arak tery sty czn y jtest tró jk ą t b a rw : błękitu - złota - czerw ieni. Pojaw iać się one ziresztą będą w różnych odcieniach.
Sf. 18, Rp. I, P. 1 m aluje wręcz nieprześcignione w wi- zjyjnej w spaniałości tło postacj „K rólow ej“, u trzy m an e w skali tjych trzech barw . M amy więc tu rad o sn y błękit, a po nim fa- luiją złote płom ienie, zapalają półtony św ietlne, jak b y na atła- siie, drżą i ro zlatu ją się w gwiazdy. Błękit przechodzi w barw ę
2 6 6 I. R O Z PR A W Y . — K le m e n s P a c u s z k o .
zorzy, na której ły sk a ją rozsiane złote gw iazdy. Na tem kończy się opis wizji Przew odniczki duchów.
Stw ierdzim y jeszcze, że obok w spom nianego tró jto n u barw , w ażną je s t barw a biała, nadzwyczaj jasn a, w y stę p u ją c a w w i dzeniach Słowackiego obok złotej, słonecznej, płom ienistej, lub zam iast niej. Częstą jest też w jego w izjach zieleń.
Zazwyczaj każdej z tych b arw odpow iadają odm ienne dźwięki wizji akustycznej, N aw et w ram ach jednej b arw y zau ważym y szereg odcieni w odpow iadających jej dźw iękach. Zatem błękit, jeśli je st odczuty jako niebiosa, brzm i jak b y śpiew em skow ronka, a jeśli — jako woda, wówczas dźw ięcznie szumi. Barw a słoneczna, złota śpiew a harm o n ją sfer w gw iazdach, grzm i jak piorun w nagłych błyskach ognistych, szeleści, trz a ska pożarem w złotych i czerw onych płom ieniach.
Zam iast uw ag ogólnych, rozproszonych po całej pracy, stw ierdzim y w ybitnie estety czn y c h a ra k te r w idzeń Słowackiego. Są one o d rębną twórczością a rty sty czn ą i w span iale w zboga ciły poezję w ieszcza; pozwoliły znaleźć m u now ą form ę a rty styczną we w łaściw ym czasie, dość ściśle zlew ając się z da- w nem i zdobyczam i form alnem i poezji Słowackiego.