• Nie Znaleziono Wyników

W przededniu II wojny światowej : polska dyplomacja wobec Stanów Zjednoczonych (październik 1938-sierpień 1939)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "W przededniu II wojny światowej : polska dyplomacja wobec Stanów Zjednoczonych (październik 1938-sierpień 1939)"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Kwiatkowski, Przemysław

W przededniu II wojny światowej : polska dyplomacja wobec Stanów Zjednoczonych (październik 1938-sierpień 1939)

"Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska", 21, 2008, s.

[65]-77

Zdigitalizowano w ramach projektu pn. Budowa platformy "Podlaskie Czasopisma

Regionalne", dofinansowanego z programu „Społeczna odpowiedzialność nauki” Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego (umowa SONB/SP/465121/2020).

Udostępniono do wykorzystania w ramach dozwolonego użytku.

(2)

PRZEMYSŁAW

KWIATKOWSKI

Toruń

W przededniu II wojny

światowej.

Polska dy plomacja wobec Stanów Zjednoczonych

(październik

1938 -

sierpień

1939)

WSTĘP

Stosunki polsko-amerykańskie w przededniu wybuchu II wojny światowej, po- mimo faktu, Stany Zjednoczone nie były uznawane przez Warszawę za głównego

sojusznika i wobec nadal nacechowanej izolacjonistycznymi tendencjami polityce Waszyngtonu, pełniły funkcję poboczną wobec relacji z Berlinem, Moskwą Pary-

żem czy Londynem, to jednak dawały szansę stronie polskiej na działania służące

realizacji polskiej racji stanu. Szans, które pod wpływem wielu czynników, nie

zostały w tym kluczowym okresie wykorzystane.

Dla pełnej analizy, prócz przyjrzeniu się konkretnym działaniom dyplomatycz- nym, niezbędnym jest dokonanie oceny jakie znaczenie kreatorzy i wykonawcy polskiej polityki zagranicznej końca lat trzydziestych przywiązywali do roli Stanów Zjednoczonych, jako rodzącego się mocarstwa. Warto również przybliżyć czynniki

wpływające na polską ocenę możliwości współpracy z Waszyngtonem w omawia- nym okresie. Czy wynikało to jedynie ze zmieniającej się polityki USA wobec spraw Starego Kontynentu, czy też zmianie ulegało postrzeganie przez polską dyplomację możliwości związanych z zaktywizowaniem współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.

Oczywiście należy zwrócić również uwagę na następstwa prowadzonej polityki dla Polski. Warto przy tym odpowiedzieć na pytanie, czy polskie stanowisko wobec USA było jedynie funkcją stosunków Waszyngtonu z mocarstwami europejskimi,

głownie Związkiem Radzieckim i nazistowskimi Niemcami.

Czynnikiem z całą pewnością negatywnie wpływającym na możliwości pogłę­

bienia relacji dwustronnych pod koniec lat trzydziestych był z pewnością fakt,

w całym okresie międzywojennym w amelykańskiej polityce zagranicznej górę brał

izolacjonizm. Jednakże przedstawiciele kolejnych administracji amerykańskich, wyko-

rzystując "miękkie" metody, zwłaszcza poprzez mechanizmy ekonomiczne związane

ze spłatą długów wojennych (czego przykładem było moratorium Hoovera l), czy

też możliwością zaciągania nowych pożyczek, starali się wpływać na sytuację na Starym Kontynencie. Możliwość jego wywierania była tym większa im większe było zaangażowanie kapitału firm amerykańskich w Europie. W przypadku relacji na linii Warszawa-Waszyngton możliwościom szerszego realizowania celów polskiej polityki zagranicznej z pewnością nie sprzyjał brak aktywności obu stron w kierunku pogłę­

bienia stosunków. Poziom wymiany handlowej z trudem powracały do stanu sprzed wielkiego kryzysu. Natomiast w sferze politycznej brak zazębiania się wzajemnych interesów wpływał na niską intensywność wzajemnych kontaktów.

Jednakże, w ostatnim roku poprzedzającym wybuch II wojny światowej, uwidoczniły szjawiska wpływające na zwiększenie możliwości Polski na dzia-

(3)

66 Przemysław Kwiatkowski

łanie na arenie międzynarodowej poprzez dyplomatyczne zabiegi podejmowane w Waszyngtonie. Należy w tym miejscu przede wszystkim wymienić stopniowy, widoczny przede wszystkim od konferencji monachijskiej, wzrost zainteresowania

amerykańskiej administracji sytuacją na Starym Kontynencie. W konsekwencji tego

pojawiła się możliwości kształtowania stanowiska Londynu, Paryża, czy też Berlina poprzez przybliżanie polskiego stanowiska stronie amerykańskiej i wykorzystywania

przychylności Waszyngtonu do wpływania, w tych kluczowych miesiącach poprze-

dzających wybuch II wojny światowej, na stanowisko mocarstw europejskich.

Co naturalne, głównym realizatorem polskiej polityki wobec Stanów Zjed- noczonych była placówka dyplomatyczna w Waszyngtonie. Historia kontaktów dyplomatycznej odrodzonej Polski i Stanów Zjednoczonych sięgała okresu tuż po odzyskaniu niepodległości, kiedy to ustanowiono wzajemne stosunki dyplomatyczne w randze poselstw. Podniesienie placówek dyplomatycznych do rangi ambasad

nastąpiło w 1930 r. Funkcję pierwszego ambasadora RP w Stanach Zjednoczonych

pełnił Tytus Filipowicz2. Drugim ambasadorem Rzeczpospolitej w Waszyngtonie, w latach 1933-36, był Jerzy Patek.

Następcą ww. został Jerzy Potocki. Zdobył on gruntowne wykształcenie praw- nicze, najpierw na uniwersytecie lwowskim, a następnie w Oxfordzie, a także

w dziedzinie agronomii na uniwersytecie w Halle. Służbę dyplomatyczną rozpoczął tuż po odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Pierwsze doświadczenia zdobył stojąc na czele misji wojskowej w Budapeszcie. Po powrocie do kraju w latach 1919-1920 był adiutantem]. Piłsudskiego, którego darzył wręcz nabożną czcią.

Po przerwie w działalności publicznej, spędzonej między innymi na podróżach

do Afryki i Nepalu, Jerzy Potocki został wybrany w 1930 r. z ramienia BBWR na senatora. Pełniąc tę urząd był członkiem Senackiej Komisji Spraw Zagranicznych oraz Senackiej Komisji Spraw Wojskowych. Do służby dyplomatycznej powrócił

w 1933 r. Przez zaledwie dwa tygodnie pełnił funkcję szefa polskiej placówki dy- plomatycznej w Rzymie3. Bardzo szybko otrzymał kolejną nominację na ambasa- dora RP w Ankarze. Polską ambasadą kierował do maja 1936 r., by już 1 czerwca 1936 r. złożyć listy uwierzytelniające w Białym Domu. Funkcję tę, pomimo upadku II Rzeczpospolitej, pełnił do 14 grudnia 1940 r.4

PO MONACHIUM

Konferencja w Monachium, pomimo tego, Stany Zjednoczone nie brały ak- tywnego udziału w faktycznym rozbiorze Czechosłowacji, stanowiła punkt zwrotny dla administracji Roosevelta w patrzeniu na wydarzenia europejskie. Zarówno w Departamencie Stanu, jak i w Biały Domu, pomimo oficjalnych, pozytywnych ocen jakie dawano wynikom konferencji5, zdawano sobie sprawę, że jedynie od-

sunęło to widmo wojny w czasie.

Dla polskiej dyplomacji dużo ważniejszym od wykorzystania dla celów śred­

nio i długoterminowych tej zmiany w myśleniu w Waszyngtonie, była skuteczna realizacja krótkoterminowego zadania związanego z pacyfikacją zagrożenia dla polskiego wizerunku za oceanem, który został nadszarpnięty przez wkroczenie wojsk polskich na teren Zaolzia. Nie może więc dziwić fakt, w okresie tuż po

zakończeniu konferencji monachijskiej uwidoczniła się duża aktywność polskiego

(4)

W przededniu 11 wojny światowej. Polska dyplomacja wobec .. 67

ambasadora, działającego wprost na polecenie ministra J. Becka, by zneutralizować

potencjalnie niebezpieczną ocenę działania Warszawy wobec Pragi.

Zaraz po powrocie z urlopu, spędzonym w kraju, ambasador Potocki podjął działania na rzecz zmniejszenia szkód wywołanych prze sprawę Zaolzia dla wizerun- ku Polski. Niestety opierając się na błędnych założeniach taktycznych (traktowanie

współuczestniczenia w rozbiorze Czechosłowacji jako polskiego sukcesu i powodu do dumy, połączonej z lekceważącym stosunkiem wobec polityki Waszyngtonu) nie mogło przynieść pozytywnych rezultatóW'. 10 października ambasador Potocki

stawił się w Departamencie Stanu i odbył rozmowę z sekretarzem stanu C. Hullem, a kolejną w zaledwie cztery dni później. W celu przekonania strony amerykańskiej

ambasador podkreślw rozmowie szefem amerykańskiej dyplomacji, czas pol- skiej akcji nie wynikz uzgodnień z Berlinem. Potockiego wyraził ubolewania z powodu braku zrozumienia dla działań Warszawy podkreślając, tlwający od 18 lat, z powodu postawy Pragi, spór terytorialny nie mógł być rozwiązany, a polska opinia nie darowałaby rządowi niewykorzystanie okazW. W odpowiedzi Hull

stwierdził, dla opinii światowej Polska robiła wrażenie kopiącego bezbronnego i pobitego sąsiada. Była to kontynuacja stanowiska strony amerykańskiej wobec

działań Warszawy zawarta w nieoficjalnym memorandum prezydenta Roosevelta skierowanym do J. Becka, w któlym zobrazował sytuację poprzez analogię do

dużego chłopca bijącym małego i trzeciego podbiegającego i kopiącego leżącego

w brzuch) dał wyraz swojemu negatywnemu stanowisku wobec polskiej polityki.

Nie wywarło to wrażenia na polskim ministrze spraw zagranicznych8 Dopiero z czasem zmienił swoje stanowisko.

Temat polskiej polityki wobec południowego sąsiada miała swój dalszy ciąg również w rozmowie przeprowadzonej w Departamencie Stanu 19 października.

W memorandum z tejże Potocki stwierdził, iż amerykański sekretarz stanu wyraża

zrozumienie dla polskich działań w sprawie Zaolzia9. Co do samych skutków kon- ferencji to szef Departament Stanu wyrażał się o nich negatywnie. Zdawał sobie

sprawę z faktu, że widmo wojny został jedynie oddalone w czasie, a demokracje winny ten czas wykorzystać na zbrojenialO. Stało to w ostrym kontraście z oficjalnymi

wystąpieniami Roosevelta wyrażającego się z uznaniem o roli Chamberlaina jako tego, któlY zapobiegł wybuchowi konfliktu 11 Duża częstotliwość tych spotkań wskazywała na znaczenie jakie przywiązywano w polskim MSZ do opinii amery-

kańskiej w sprawie Zaolzia i jakie szkody mogło przynieść lekceważący stosunek wobec tej kwestii.

Za przywiązywaniem wagi nie szło niestety właściwe rozegranie tej kwestii. Za

przykład może świadczyć przebieg rozmowy Potockiego z Hullem z 3 listopada.

Zdaniem amerykańskiego sekretarza stanu, polski przedstawiciel już nie widział

potrzeby tłumaczenia przyczyn czy usprawiedliwienia zajęcia Zaolzia. Co więcej

nie potrafił przedstawić w sposób spójny polskiego stanowiska wobec rosnącego zagrożenia niemieckiego12.

Trudno ocenić jaki wpływ miała "ofensywa" Potockiego na postrzeganie przez Depaltament Stanu polskiej polityki w sprawie Zaolzia. W opinii specjalistów istnieje

znacząca rozbieżność. W rozmowach wysocy rangą przedstawiciele Departamentu Stanu wyrażali zrozumienie dla działań J. Becka. Natomiast Bogdan Grzeloński wyciągnął wniosek nie tylko o krytycznym stanowisku amelykańskiej administracji

(5)

68 Przemysław Kwiatkowski

wobec polskich działań wobec Czechosłowacji, ale co więcej o braku chęci do włą­

czania się czynnie w europejską politykę i przekazania inicjatywy w rozwiązywaniu napięć W. Brytanii13. W kontekście wystosowanej wobec Pragi prośby o wzięcie udział w Konferencji Monachijskiej, stanowiącej element nacisku, trudno uznać to za całkowite desintressemnet Stanów ZjednoczonychJ4

Ostatecznie i sam Beck zauważył, iż brak przedstawieniaamelykańskiej opinii polskich motywacji związanych z zajęciem Zaolzia jest szkodliwy. Chcąc poprawić

wizerunek Polski i uciszyć niechętne Polsce komentarze prasowe było udzielenie wywiadu przez polskiego ministra spraw zagranicznych dziennikarzowi wpływowej

agencji Hearsta. J. Beck zapewnił w nim, iż nie istnieje żadne tajne porozumienie z Niemcami. Podkreślił fakt, podstawową zasapolskiej polityki zagranicznej

bilateralne porozumienia o nieagresji z III Rzeszą i ZSRR. Zdaniem polskiego ambasadora w Waszyngtonie wywiad ten przysłużył się lepszemu zrozumieniu polskiej polityki przez amerykańska opinię publiczną. iestety ten wniosek polskie- go dyplomaty, w kontekście ocen administracji i amerykańskiej opinii publicznej,

należy uznać za zbyt optymistyczni '-

W tym okresie nie tylko Monachium przyczyniło się do zmiany w patrzeniu Waszyngtonu na sprawy europejskiej. Było to podyktowane przede wszystkim za- ostrzeniem polityki przez Hitlera (budowa fortyfikacji, "noc kryształowa"). Niestety zarówno na Wierzbowej, jak i w polskiej ambasadzie nie wypracowano spójnej koncepcji wykorzystania tego faktu, dla uzyskania wsparcia politycznego, czy też

ekonomicznego ze strony Stanów Zjednoczonych.

Brak tej koncepcji nie oznaczał wszakże tego, polscy dyplomaci nie chcieli

posiadać wiedzy na temat amerykańskiego stanowiska. Jednym ze sposobów na uzyskanie informacji z pierwszej ręki były kontakty z amelykańskimi dyplomatami

pełniącymi służbę w stolicach europejskich. Przykładem tego były wieloletnie,

wręcz przyjacielskie, stosunki polskiego ambasadora w Paryżu J. Łukasiewicza

z amerykańskim dyplomatą W. Bullitem. Było to tym bardziej cenne, gdyż jego oceny dotyczące sytuacji w Europie były zawsze brane pod uwagę przez prezy- denta Roosevelta.

Liczne rozmowy z szefem amerykańskiej placówki dyplomatycznej przepro-

wadzał również J. Potocki. W czasie jednej z nich, przeprowadzonej 21 listopada polski dyplomata wyciągnął wniosek, opinie amerykańskiego dyplomaty bliższe publicystycznym, aniżeli oficjalnemu stanowisku rządu amerykańskiego16 Możliwe, do takiej oceny skłoniło stwierdzenie Bullita, iż zachodnioeuropejskie demokracje, będą chciały kupić sobie czas pchając ekspansję niemiecką na wschód.

Potocki wyciągnął jedynie częściowo uprawniony wniosek, że poprzez działalność propagandową administracja starała się przekonać społeczeństwo i Kongres do

zbrojeń a w konsekwencji do udziału w wojnie'7. Ponadto wykazał się niczym nie uzasadnionym optymizmem i błędną oceną faktów, informując polski MSZ, udało się mu uzyskać od Bullita deklarację poparcia dla wspólnej granicy polsko - węgierskiej. ie miało to żadnego poparcia w faktach, co ponownie świadczy

negatywnie o wartości nadsyłanych przez polskiego ambasadora raportów i sku- tecznego przez niego reprezentowania Polski za oceaneml8.

Połowa grudnia upłynęła w polityce międzynarodowej pod znakiem wizyty A. Edena w Waszyngtonie. Co zrozumiałe polska dyplomacja z duża uwagą przyglą-

(6)

W przededniu II wojny światowej. Polska dyplomacja wobec ... 69

dała się tej wizycieJ9. Było to podyktowane głównie tym, w tym okresie wysiłki

polskiego MSZ były skupione na zacieśnieniu sojuszu z Wielką Brytanią. Jednakże

opinia amerykańska zawiodła się do co osoby A. Edena, uważanego za bardziej zdecydowanego od Chamberlaina. Dyplomacja brytyjska poniosła dotkliwą klęskę, gdyż poprzez tę wizytę Londyn bardziej chciał zaangażować Stany Zjednoczone w europejską politykę. Z powodu oporu kół izolacjonistycznych administracja Roose- velta nie mogła tego uczynić. Ponadto groziłoby to przekreśleniem wszelkich szans na zyskanie poparcia w Kongresie na rzecz nowelizacji tzw. Ustaw o Neutralności, uniemożliwiających udzielenia wsparcia materialnego sojusznikom europejskim (ustawa zakazywała eksportu wszelkich towarów mających znaczenie militarne)2o.

Oceniając ostatnie miesiące 1938 roku w stosunkach na linii Warszawa-Wa- szyngton nie ulega wątpliwości, w kontekście stale pogarszających się relacji politycznych i gospodarczych amerykańsko-niemieckich był to najlepszy czas na

poprawę polskiego wizerunku i uzyskanie realnych korzyści w postaci możliwości

zakupu niezbędnych surowców i sprzętu wojskowego. Należało wziąć wówczas

przykład z działań blytyjskich i francuskich, kiedy to Londyn i Paryż intensywnie

zabiegał o kredyty i negocjowano w sprawie zakupu strategicznych materiałów.

Zamiast tego polska dyplomacja w sposób dwuznaczny tłumaczyła się z kwestii Zaolzia, gdy zamiast wyciszyć sprawę używano jej jago powodu do twierdzenia o rosnącym znaczeniu Polski na arenie międzynarodowej. Co najistotniejsze nie

podjęto żadnych rozmów w sprawie uzyskania kredytów. Podjęto natomiast trze-

ciorzędny temat związany z żydowską emigracją.

Co więcej polska dyplomacja dopuszczała się działań, które godziły bezpo-

średnio w strategicznie ważne interesy Stanów Zjednoczonych. Tak należy ocenić

uznanie przez Warszawę niepodległości Mandżukuo - marionetkowego państwa

utworzonego przez Japonię na terenie Mandżurii. Takie działanie było sprzeczne z postawą Stanów Zjednoczonych, odmawiających, zgodnie z tzw. doktlyną Stim- sona, zmian terytorialnych dokonanych siłą. Warszawa zdawała się nie dostrzegać pogarszających się stosunków amerykańsko-japońskich i faktu, że Waszyngton

popierał w tym konflikcie Chiny. Należy zgodzić sz oceną Bogusława Winida,

pogorszenie się stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, wynikające z uznania

Mandżuko, nie uznano w Warszawie za powód na tyle ważny, aby nie uznać

faktycznego japońskiego protektoratu. Stanowi też to ważki argument na rzecz tezy, wówczas polska dyplomacja nie planowała podjęcia starań o uzyskanie pomocy finansowej z Waszyngtonu21.

KLUCZOWE MIESIĄCE

Początek 1939 roku stał pod znakiem corocznego wystąpienia prezydenta do

połączonych izb Kongresu (State of the Union). Padły w nim ważne słowa, sam fakt, że nie interweniujemy zbrojnie nie oznacza że musimy zachowywać jak nie agresja nie miała miejsca. metody nie oznaczające jeszcze wojny, choć silniejszych i skuteczniejszych od zwykłych słów, by uświadomić rządom agresorom, co myśli

nasz naród (. . .) Możemy i powinniśmy uniknąć wszelkich działań, zachęcających do agresji. Nauczyliśmy się, że nasze prawo o neutralności może wspomagać agresora.

Instynkt samozachowawczy powinien nas ostrzec, że nie może się to powtórzyć12

(7)

70 Przemysław Kwiatkowski

Co zaskakujące w raportach nadsyłanych z Waszyngtonu próżno szukać wzmianki

dotyczącej wystąpienia Roosevelta, a także przypuszczeń jaki może mieć ono wpływ

na stanowisko głównych europejskich mocarstw oraz jak można je wykorzystać

w realizacji strategii polskiej polityki zagranicznej. Reakcja Becka, i to o charakterze nieoficjalnym, na przemówienie amelykańskiego prezydenta miała miejsce dopie- ro 13 stycznia, kiedy to telefonicznie przekazał amerykańskiemu ambasadorowi w Polsce A. Biddle, że jest pod głębokim wrażeniem treści wystąpienia. Ponadto

zapewnił, że wywołało ono w Berlinie moralne i umysłowe "dreszcze"23. Brak wzmianki i przemówieniu prezydenta można zinterpretować jako kolejny przykład

pisania raportów przez ambasadora Potockiego niejako "na życzenie" kierownictwa polskiego MSZ. Nie było tajemnicą, minister J. Beck oceniał z dużym sceptycy- zmem, a wręcz lekceważeniem międzynarodowe inicjatywy USA. Przykładem takiego

podejścia była styczniowa debata w Sejmie nad budżetem MSZ. Z jej treści można było wysnuć wniosek o panującym w Warszawie rozczarowaniu amerykańskim

stanowiskiem wobec spraw europejskich, pogłębionym przez widoczne zbliżenie radziecko-amelykańskie oraz przeświadczenie o wpływie niechętnemu Polsce lob- by żydowskiemu w Waszyngtonie24. Nic dziwnego więc, że polska dyplomacja nie

podjęła żadnych konkretnych kroków służących wykorzystaniu zaostrzającego się

kursu amerykańskiej polityki wobec państw faszystowskich.

Nie był to pielwszy przypadek pasywności polskiej dyplomacji względem Stanów Zjednoczonych. Wynikało to z dwóch powodów. Po pierwsze brak przywiązywania

znaczenia Waszyngtonowi w polskiej polityce zagranicznej skutkował pozostawieniu Potockiemu dużego marginesu działania. Sądzono bowiem, że jako osoba będąca na miejscu sam najlepiej oceni jakie działania będą najskuteczniejsze. Problemem był

jednak brak umiejętności właściwej oceny mających m.iejsce wydarzeń. Wystarczy

wspomnieć o kuriozalnym określeniu Hitlera tuz po Anschlussie Austrii "uczciwym

człowiekiem". Po części taką sytuację można wyjaśnić faktem, ambasador nie

otrzymywał na czas z Warszawy pełnych ocen polskiego MSZ i wytycznych25. Ten brak działalności polskiego ambasadora został "nadrobiony" w drugiej połowie

stycznia, kiedy to odbył rozmowy z Hullem i Bullitem oraz dokonał analizy amerykańskiej

sytuacji wewnętrznej, także ocenił stosunek amerykańskiej opinii publ.icznej do ZSRR.

W raporcie z 12 stycznia, dotyczącym sytuacji wewnętrznej ambasador Potocki

ponowił ocenę, nastroje w Ameryce cechują się rosnącą nienawiścią do nazizmu.

Zdaniem dyplomaty propaganda potęgowała obraz III Rzeszy jako największego zagrożenia dla pokoju. Pomimo tego, proces pogarszania się stosunków na linii Waszyngton-Berlin obserwowano z dużą uwagą na Wierzbowej to jednak unikano komentarzy w tej sprawie i wykorzystaniu tego na korzyść prowadzonych inicjatyw politycznych, głównie rozmów z Londynem26

Ze zdziwieniem natomiast wskazywał na stanowisko opinii publicznej doty-

czącym Związku Radzieckiego, mającego powszechnie opinię kraju stojącego po stronie państw demokratycznych. Ambasador wprost stwierdza, iż działania propa- gandy wskazują bez wątpliwości na realizację zarówno celu krótkoterminowego, jakiIn było odwrócenie uwagi opinii oraz przekonanie opinii publicznej i Kongresu do wyrażanie zgodny na zwiększenie wydatków zbrojeniowych. Celem długo­

terminowym, miało być w opinii Potockiego, przygotowanie przez administrację amerykańskiego społeczeństwa do udziału w wojnie 27.

(8)

W przededniu II wojny światowej. Polska dyplomacja wobec ... 71 Z tego samego dnia pochodzi raport w sprawie stanowiska amerykańskiej opinii publicznej wobec ZSRR. Rozwinął w nim wątek, już wcześniej sygnalizowany, doty-

czący pewnej pobłażliwości amerykańskiej opinii publicznej i establishmentu poli- tycznego względem Związku Radzieckiego. Ambasador stwierdzał wprost, że opinia

amerykańska, odpowiednio urabiana przez prasę, znajdującą się pod przemożnym wpływem żydowskim, uważa ciągle Rosję Sowiecką za państwo demokratyczne, bowiem na tle przeprowadzonej przez prasę kampanii przeciwko państwom totalitar- nym ZSRR jest przedstawiany jako demokracja, a wiadomości o terrorze i panującym

despotyzmie nie zdołały dotąd zmienić poglądów szerokiego ogółu społeczeństwa amerykańskiego. Ponadto podkreślał, iż w sferach rządowych Waszyngtonu daje się odczuć rozczarowanie z powodu słabości Moskwy, okazaną m.in. w czasie kryzysu sudeckiego. Koła te były przekonane o tym, iż państwa demokratyczne nie mogą liczyć w swych konfliktach politycznych na pomoc ze strony ZSRR28

Właśnie ocena Związku Radzieckiego była powodem najpoważniejszej różnicy zdań pomiędzy Warszawą i Waszyngtonem. Polska dyplomacja starając się konse- kwentnie kontynuować politykę równej odległości między III Rzeszą a ZSRR nie

mogła pozytywnie reagować na naciski ze strony demokracji zachodnich, w tym i także Stanów Zjednoczonych, by z większym zaufaniem traktować Moskwę i jej

działania dyplomatyczne.

W połowie stycznia kierownik polskiej placówki dyplomatycznej odbył rozmo- wy z sekretarzem stanu Hullem oraz podsekretarzem Messerschmittem. W czasie rozmowy z szef amerykańskiej dyplomacji wygłosił zdanie, Ameryka zmienia swój kurs i ze stanu pasywnego przystępuje do aktywizacji swojej polityki zagra- nicznej w obliczu faktu, że światem rządzą - jak mówił "desperados" i "gangsterski"

cynizm, a nie chęć poszanowania praw, traktatów i sprawiedliwości; Ameryka - mówił dalej - musi być w jak najszybszym czasie dozbrojona, gdyż układ mo- nachijski dał nam dobrą naukę. Podkreślił z całą mocą, iż nikt w przyszłości nie

będzie mógł z bronią w ręku czegokolwiek od Stanów Zjednoczonych wymusi(29.

Ta deklaracja nie zachęciła polskich dyplomatów do bardziej intensywnych prób zabiegania o przychylność Waszyngotnu.

W zaledwie dwa dni później ambasador odbył rozmowę z szefem amerykańskiej

placówki dyplomatycznej w Paryżu. W. Bullitem. Zdaniem Potockiego Bulli otrzymał

od prezydenta Roosevelta wyraźne wytyczne odnośnie amerykańskiego stanowi- ska względem kryzysu europejskiego, które miał przekazać europejskim stolicom.

Założenia zmiany polityki przestawiały się następująco: 1) aktywizacja polityki zagranicznej pod przewodnictwem Białego Domu, która w sposób niedwuznaczny i ostro potępia państwa totalitarne; 2) przygotowania wojenne USA, które pochło­

1,250 mld dolarów; 3) zdecydowany pogląd amerykańskiego prezydenta, by Francja i Wielka Brytania zaprzestały wszelkiej polityki kompromisów z państwami

totalitarnymi i nie wchodziły z nimi w żadne próby dyskusji, które miałyby na celu jakiekolwiek zmiany terytorialne; 4) zapewnienie moralne, że USA odchodzą od polityki izolacji, a gotowe w razie wojny czynnie wystąpić po stronie Wielkiej Brytanii i Francji, przekazując pomoc finansową i materiałową30.

Zdaniem Bullita, a zatem i czołowych architektów amerykańskiej polityki zagra- nicznej, największym zagrożeniem dla pokoju w Europie, było stopniowe okrążanie

Francji przez państwa faszystowskie. Nie widziano zagrożenia w rosnącej presji

(9)

72 Przemysław Kwiatkowski

Berlina na Warszawę w sprawie Gdańska i tzw. "polskiego korytarza". tezę uzasadniał argumentem, Polska jest zbyt silna, ażeby stała się pierwszym celem niemieckiego ataku31. Kurtuazyjnie zabrzmiały słowa Bullita, iż polityka Polski pod kierownictwem Becka, zdała egzamin ze swej celowości, i że z klyzysu jesiennego

wyszła nie tylko obronną ręką, ale też zwycięsko. Z dużym .lekceważeniem od-

nosił się do ZSRR i roli jaką potencjalnie mogło to państwo odegrać w kontekście grożącego wybuchem wojny kryzysu politycznego. Bullit w rozmowie nie krył złudzeń, że państwa demokratyczne raz na zawsze przekreśliły wszelkie urojone interwencje zbrojne w kierunku zabezpieczenia jakiegokolwiek państwa, które

miałoby się stać pastwą agresji niemieckiej.

Pierwsze oznaki zainteresowania ze strony polskiej dyplomacji możliwością uzy- skania pomocy od Stanów Zjednoczonych pojawiły dopiero w kwietniu. Temat ten

sondował w rozmowie z Bullitem Beck. Jednakże wobec sceptycyzmu amerykańskiego

ambasadora w Paryżu i perspektywy uzyskania kredytów przez Polskę w Londynie

działania polskie ograniczyły się do powierzchownego poruszenia tematu. Inaczej

sprawę tę przedstawił Bullit w memorandum z rozmowy z Łukasiewiczem. W jego relacji na pytanie polskiego dyplomaty dotyczące możliwości uzyskania pomocy wojskowej i finansowej amelykański ambasador w Paryżu stwierdził, iż obowiązujące

ustawodawstwo Cm.in. Johnson Act) zabrania udzielania pożyczek na cele wojskowe.

Jednakże zasugerował sposób obejścia tego, w sytuacji kiedy zakupu sprzętu wojsko- wego w Stanach Zjednoczonych za gotówkę dokonałaby Wielka Brytania i przekazała

zakupiony sprzęt Polsce32Niestety ta propozycja nie została zdyskontowana przez

stronę polską. Co ciekawe największym zwolennikiem podjęcia przez polską dyplo-

mację starań o pomoc amerykańską był ambasador A. Biddle. Proponował osobiste poparcie i pośrednictwo. Wskazywał również na pozytywny wydźwięk jaki wywołało

w Departamencie Stanu zawarcie układu polsko-blytyjskiego.

Jednakże naj istotniejszym czynnikiem sprzyjającym wtedy rozmowom na tematy kredytu i układu handlowego, było otwarcie zorganizowanego olbrzymim nakładem

pracy i środków pawilonu polskiego na nowojorskiej wystawie światowej. Dotych- czasowe rozmowy dotyczące układu handlowego toczyły sbardzo opieszale.

Winne temu były obie strony, gdyż były niechętne jakimkolwiek ustępstwom.

Amerykańska administracja obawiała snegatywnej reakcji Kongresu sceptycznie nastawionego do obniżania taryf celnych dla towarów z "rolniczych" państw euro- pejskich, do których zaliczano Polskę. Natomiast urzędnicy polskiego Ministerstwa

Przemysłu i Handlu obawiając się masowego zalewu polskiego rynku przez tanie towary amerykańskie obstawali przy utrzymaniu systemu kontyngentów33. Negocja- cje nabrały tempa w pierwszej połowie maja przy okazji wizyty w USA polskiego ministra przemysłu i handlu związaz otwarciem polskiego pawilonu na wystawie

światowej. iestety nie doprowadzono do ostatecznych ustal. Polscy negocjatorzy

przyjęli z zadowoleniem ogólną zapowiedi ustępstw strony amerykańskiej w sprawie kontyngentów. Warszawa była zdania, rozmowy te wyjaśniły wszelkie kwestie problematyczne co pozwoli na szybkie ustalenie szczegółów jesienią i przyjęcie

traktatu przez Kongres na przełomie 1939 i 1940 r.34

Jeszcze bardziej nieudolnie polska dyplomacja rozegrała kwestię kredytu. Trudno było bowiem aktywnie zabiegać o pomoc finansową w sytuacji kiedy polski prezydent, był bardziej niż sceptycznie nastawiony do szans na uzyskanie

(10)

W przededniu Il wojny światowej. Polska dyplomacja wobec .. 73

kredytu. Takie stanowisko zaskakuje i daje obraz jak mało wydolnie pracowała

polska ambasada w Waszyngtonie, gdyż już przed rozpoczęciem rozmów w tej sprawie z ministrem przemysłu Departament Stanu zakładał, że Polska może liczyć

na kredyt w wysokości 6 mln dolarów. Bazując jedynie na swojej ocenie Warszawa

stała się zakładnikiem swojej retoryki.

Sposób prowadzania rozmów w sprawach gospodarczychwskazuje dobitnie na

całkowity brak umiejętności polskiej dyplomacji w tym zakresie. Ponadto w połowie

1939 roku, pomimo ciągle pogarszających się stosunków na linii Waszyngton-Berlin,

było już za późno na takie negocjacje. Wpływ na to miało skupienie się administracji na przekonaniu Kongresu do zmiany ustawo neutralności. Ponadto rosnące zagrożenie

wybuchem wojny zaktywizowało środowiska izolacjonistów amelykańskich, z któryrrli administracja Roosevelta nie chciała wchodzić na ścieżkę ostrej konfrontacjj3;.

Po udzieleniu przez Wielką Brytanię gwarancji rządowi polskiemu Potocki, w oparciu o rozmowy z urzędnikami DepartamennJ Stanu przekazał stanowisko

rządu amerykańskiego, całkowicie aprobującego udzielenie gwarancji Polsce przez

Wielką Brytanię. Przyczyną wręcz entuzjastycznego poparcia dla decyzji Londynu,

była nadzieja Waszyngtonu, gwarancje te będą stanowić pierwszy krok w budowie zbiorowego bezpieczeństwa w Europie Wschodniej, mającego docelowo objąć również i Związek Radziecki36.

W niecały tydzień po tym fakcie miała miejsce ważna wypowiedź Roose- velta przy okazji powrotu z uzdrowiska Warm Springs, w której stwierdził jeśli

nie będziemy mieli wojny, wrócq tutaj jesieniq. Odczytano to za danie Hitlerowi i Mussoliniemu jasno do zrozumienia, że Stany Zjednoczone nie pozostaobo- jętne wobec państw, które niszczą niepodległość małych narodów37 Świadczyło to o powolnym wycofywaniu się z polityki appeasement, jednakże Roosevelt z wielu względów nie kwapił się do podjęcia konkretnych działań, czy to w postaci stworzenia zbiorowego systemu bezpieczeństwa, czy też podpisania układów

sojuszniczych z Londynem, lub Paryżem. Wówczas jeszcze potrzeba sprzężenia

losów USA i demokracji europejskich nie stanowiła dominanty w myśleniu ame-

rykańskiego establishmentu. Amerykański prezydent nie miał ponadto wówczas wypracowanej wizji zbudowania nowego porządku światowego. Kontynuował używanie tych samych środków uprawiania polityki zagranicznej, takich jak szla- chetnych gestów, przemówi, apeli, depesz, zawsze starannie wystylizowanych i pełnych dramatyzmu oraz odwołań do historii38 Praktyczny brak realnych działań ograniczał możliwości oddziaływania polskiej dyplomacji, jedynie do wpływania

na sferę deklaratywną dyplomacji amelykańskiej.

W kolejnym raporcie z początku czerwca Potocki przedstawił nastroje amery-

kańskie wobec sytuacji w Europie. Zdaniem polskiego ambasadora Waszyngton

odszedł od prezentowanej na wiosnę, kiedy to powszechnie uważano, że wojna wybuchnie lada dzi, postawy zaangażowanej, i przyjął bardziej wyczekują­ cą. W administracji, a zwłaszcza w Departamencie Stanu, wróciła tendencja do okazywania wobec Europy nieufność spowodowanej m.in. próbami W. Brytanii

Wciągnięcia USA do czynnej współpracy. Zdaniem]. Potockiego idea ta była tak niepopularna, wizytę Jerzego VI przyjmowano z niepokojem, gdyż wg wielu

miała ona stanowić wstęp do ustalpolitycznych. Potocki przedstawił również

opinie jakie panują w amerykańskich środkach masowego przekazu o Polsce. Pi-

(11)

74 Przemysław Kwiatkowski

sano wówczas dużo, a co najważniejsze, jak podkreślał ambasador, dobrze, czego przejawem było m.in. nie kwestionowanie demokratyczności ustroju39.

Sierpień upłynął w polityce międzynarodowej na wzroście napięcia na linii Berlin-Warszawa oraz ofensywie dyplomatycznej Paryża, Londynu z jednej strony, a Berlina z drugiej, by przeciągnąć na swoja stronę Związek Radziecki. Echa tych

wydarzeń dało się również odczuć w Waszyngtonie. Dla amerykańskich dyplomatów

było jasne, w sytuacji kiedy Berlin zawrze sojusz z Moskwą ostatnia przeszkoda dla Hitlera by wywołać wojnę zostanie usunięta4o.

Stanowisko amerykańskiej administracji starał się stonować polski ambasador, który zaraz po powrocie z wakacji złożył wizytę w Departamencie Stanu. W rozmo- wie z Wellesem, powołując się na Becka, wyraził opinię, że wojna nie wybuchnie do końca roku. Na pytanie amerykańskiego dyplomaty, jak wyobraża sobie dalszy rozwój wypadków w iemczech w sytuacji gdyby nie doszło do wybuchu wojny szef polskiej ambasady odpowiedział, że kłopoty gospodarcze doprowadzą na

początku 1940 r. do odsunięcia Hitlera od władzy i zmiany reżimu na bardziej przewidywalny i skolY do współpracy. Potocki jednakże nie był wstanie wyjaśnić

swojemu amerykańskiemu rozmówcy, na jakich przesłankach opiera takie założe­

nie. Welles potraktował wypowiedi polskiego ambasadora jako kolejny dowód na jego słabą orientację w sprawach europejskich. ie był również przygotowany do dyskusji w sprawie kredytów41. Zastanawiająca jest to, że w tydzień po rozmowie z Wellesem w rozmowie z innym urzędnikiem Departamentu Stanu wyraził obawę, iż możliwe jest najgorsze, by w dwa dni póiniej znowu reprezentować, jak to

ocenił amerykański rozmówca ... bezmyślny optymizm i jeszcze bardziej bezmyśl­

ne niedocenianie przeciwników, co skłaniało go do zastanowienia się, czy taka postawa jest typowa dla Polaków w obliczu zagrożenia42.

Pomimo zaostrzania się kryzysu i możliwości zawiązania sojuszu niemiecko-ra- dzieckiego, co osobiście J Beck, a co za tym idzie Potocki, nie wierzył, w ostatnich tygodniach poprzedzających wybuch wojny ambasada polska w Waszyngtonie

działała w sposób rutynowy nie dysponując nowymi wytycznymi z centrali. Prze-

świadczenie o całkowitym braku zainteresowania amerykańskiego establishmentu wypadkami toczącymi się w Europie skutecznie paraliżowały wszelkie inicjatywy

związane ze Stanami Zjednoczonymi.

Był to poważny błąd, gdyż strona amerykańska była doskonale poinformowa- na odnośnie negocjacji niemiecko-radzieckich, a także o treści tajnej części paktu

Ribbentrop-Mołotow. Co zaskakujące Waszyngton nie przekazał tej informacji Warszawie. Zdaniem B. Grzelońskiego wynikało to bezpośrednio z rozmowy jaką odbył 22 sierpnia ambasador Potocki z Wellesem, w której stwierdził, na polecenie J Becka, iż rząd polski nigdy nie wierzył, iż Związek Radziecki chciałby podpisać

czy to polityczny, czy to militarny układ z Francją i Wielką Brytanią, i że zawarcie paktu Berlin-Moskwa nie dotknie Polski w żaden sposób43.

24 sierpnia prezydent Roosevelt wystosował apel do prezydenta Mościckiego

i A. Hitlera, w którym proponował pokojowe rozwiązanie spornych kwestii oferując arbitraż. Niemiecki kanclerz nawet nie pofatygował się, by odpowiedzieć. Prezydent

Mościcki odpowiedział na apel zgadzając się na koncyliację amerykańską w sporze z Niemcami. Podkreślił również, to, że Polska w tej stronie nie jest stroną agre-

sywną44 Sposób, w jaki polski przywódca odpowiedział na apel ED. Roosevelta

(12)

W przededniu II wojny światowej. Polska dyplomacja wobec .. 75

w opml1 amelykańskiego ambasadora w Warszawie była znakomita i że wywoła

ona w oPinii Stanów Zjednoczonych niewqtpliwie ogromne wrażenid'5. Nie mo-

gło to jednak zmienić faktu, sama inicjatywa była dosyć rozpaczliwym gestem

amerykańskiej administracji, który wywołał ostrą krytykę ze strony amerykańskiej

opinii publicznej46, a zgadzając się na mediację Waszyngtonu prezydent Mościcki

nie liczył z pewnością na to, że przyniesie to przełom.

Wkrótce po wystosowaniu apelu doszło do spotkania amerykańskiego prezy- denta z J. Potockim. W czasie rozmowy Roosevelt stwierdził, w interesie ame-

rykańskiej i światowej opinii publicznej jest nie ulęgajqce wqtpliwości stwierdzenie kto jest stronq dqżqcq do wojnj17. Amerykański prezydent ponowtym samym to, na co zwrócił J. Beckowi w przekazanej przez A. Biddle'a depeszy, w której

wyraził nadzieję, Polska nie ulegnie niemieckim prowokacjom i nie ucieknie się

jako pierwsza do użycia sity48. Takie stwierdzenie było ważne zarówno dla strony polskiej, oskarżanej przez Berlin o działania antyniemieckie, co mogło być użyte

przez niemiecką propagandę do usprawiedliwienia agresji na wschodniego sąsiada,

ale również dla amerykańskiej administracji i to z dwóch powodów. Po pielwsze, aby przekonać amerykańską opinię publiczną, obecny kryzys w Europie nie jest jedynie walką o strefy wpływów, czy jedynie sporem terytorialnym, ale przede wszystkim starciem dobra ze złem. Waszyngton chciał w ten sposób uniknąć sytuacji z początku pierwszej wojny światowej, kiedy to amerykańska opinia publiczna nie

uznała II Rzeszy za głównych winowajców wybuchu wojny49.

ZAKOŃCZENIE

Narastanie napięć w stosunkach międzynarodowych widoczne w końcu lat trzy- dZiestych dosyć póino wywarło wpływ na stosunki polsko-amelykańskie. Dopiero w połowie 1939 r. można było dostrzec ograniczoną zmianę w sposobie postrzegania przez polską dyplomację Stanów Zjednoczonych jako gracza na arenie międzyna­

rodowej. Było już wtedy za póino na wprowadzenie jakichkolwiek zasadniczych korekt w prowadzonej polityce, które mogłyby przynieść realne korzyści.

Niestety w okresie, kiedy można było dokonzmian, myślenie przedstawi- cieli polskiej dyplomacji, słabo się orientującej w kwestiach polityki zagranicznej i wewnętrznej Stanów Zjednoczonych, zdominowało "fatum" amerykańskiego izola- cjonizmu, skutecznie hamującego wszelkie inicjatywy dyplomatyczne. Dodatkowo

panowało przeświadczenie o pozytywnym odbiorze Polski za oceanem, co miało czynić spektakularne przedsięwzięcia niepotrzebnymi.

Skutkiem tego polska dyplomacja nie dostrzegła nawet zmiany w stanowisku USA, któmożna datować od przemówienia FDR w Chicago, podczas której

przedstawił plan konferencji międzynarodowej, zbliżenie z W. Brytanią, usztywnie- nie stanowiska wobec Berlina oraz utrzymanie z Moskwą poprawnych stosunków w kontekście konfliktu z Japonią.

iedocenianie znaczenia międzynarodowego USA przez polski MSZ był również

Widoczny w pozostawieniu ambasadorowi Potockiemu, któlY otrzymał to stanowi- sko z powodów politycznych, a nie merytorycznych, większego pola manewru. Nie

dysponował on jasnymi wytycznymi, co powodowało, iż czasem, czego przejaw mamy chociażby w relacjach najwyższych rangą urzędników Departamentu Stanu,

(13)

76 Przemysław Kwiatkowski

prowadził rozmowy bez konkretnego powodu i nie było jasne co chciał dzięki

temu osiągnąć. Ponadto oceny

J.

Potockiego przeważnie cechowały się niczym nie uzasadnionym optymizmem, co czyniło go mało wiarygodnym wobec ame-

rykańskich partnerów i powodowało, że bazując na takich raportach, polski MSZ

kontynuował nieskuteczną politykę wobec Waszyngtonu. Nadal ograniczano się

w zasadzie do przedstawiania stronie amerykańskiej polskiego stanowiska wobec spraw europejskich i nawet nie starano się nadać tym relacjom wymiaru politycz- nego, który ważyłby na stosunkach z Londynem.

Za usprawiedliwienie takiej postawy nie mogą służyć słowa A. Hitlera,

Stany Zjednoczone "beznadziejnie słabe"50, gdyż pomimo wciąż odczuwalnych skutków kryzysu z lat 1929-1932 była to największa potęga ekonomiczna świata,

której poparcie było ważnym atutem. Świadczyć może o tym opinia B. Grzeloń­

skiego, zdaniem którego polityka Wielkiej Brytanii wobec Polski między marcem a 3 września 1939 r. wynikała w dużej mierze ze stanowiska administracji Roose- velta51. Co dziwne w niedużym stopniu miała ona swoje źródło w działaniach

polskiej ambasady i jej kierownika, a raczej wynikała z oceny sytuacji politycznej w Europie samego prezydenta.

Niestety w tym kluczowym okresie dla historii XX wieku polska dyplomacja nie potrafiła wykorzystać nadążających się szans w stosunkach ze Stanami Zjed- noczonymi. Patrząc z szerszej perspektywy czasowej nieuchronnie nasuwa s przeświadczenie o braku umiejętności prowadzenia polityki za oceanem jako immanentnej cechy polskiej dyplomacji.

PRZYPISY

Zob. P. Matera, Francja w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych w latach 1929- 1933, Toruń 2003, s. 100-123.

2 Zob. H. Parafianowicz, Polska w europejskiej polityce Herberta C. Hoovera 1929-1933,

Białystok 1993, s. 70-74.

3 Jego odwołanie było formą protestu wobec planu udziału Włoch w tzw. "Pakcie Czte- rech".

4 Polski Słownik Biograficzny, t. 28, Wrocław 1983, s. 47-49.

5 R. Dallek, Franklin D. Roosevelt and American Foreign Policy 1932-1945, New York 1979, s. 183.

6 B. Winid, W cieniu Kapitolu. Polska dyplomacja wobec Stanów Zjednoczonych w latach 1919-1939, Warszawa 1990, s. 220.

7 B. Grzeloński, Dyplomacja Stanów Zjednoczonych Amelyki wobec zagrożenia Czechosło­

wacji i Polski,. Warszawa 1995, s.163.

8 Ibidem, s. 219.

9 19 paidziernika, Raport z rozmowy ambasadora Potockiego z sekretarzem stanu, Archiwum Akt Nowych (dalej AAN), Ministerstwo Spraw Zagranicznych (dalej MSZ), t. 5000, n l b.

10 Ibidem.

11 R. Dallek, op. cit., s. 171.

12 B. Winid, op. cit., s. 220.

13 B. Grzeloński, op. cit. s. 163.

14 H. Kissinger, Dyplomacja, Warszawa 2003, s. 414.

15 B. Winid, op. cit., s. 220.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W pracy nad tekstem język opisu drugiego rzędu, którym posługuje się badacz, winien być językiem konkretu (vide: sens słów leży poza nimi samy- mi, czyli

[r]

Here we predict noncontact pumping of electron spin currents in conductors by the evanescent stray fields of excited magnetic nanostructures.. The coherent transfer of the photon to

Uświadomienie sobie podobieństw oraz różnic w struk- turach gramatycznych oraz leksyce języka niemieckiego i języka angielskiego po- zwala uczącym się nie tylko

Marszałek województwa, właściwy ze względu na siedzibę grupy, stwierdza, w drodze decyzji adm inistra­ cyjnej, spełnienie przez grupę warunków określonych przepisami prawa

Edward Krause,Piotr Śniady,Piotr Wawrzyniak,Piotr Chmielewski.

Na uwagę zasługuje fakt, iż w odróżnieniu od modeli wyceny sprzed 1973 r., w formule Blacka-Scholesa takie czynniki, jak oczekiwana cena akcji oraz stosunek inwestora do

Nie jestes´my w stanie omówic´ wszystkich zagadnien´ składaj ˛acych sie˛ na sytuacje˛ prawn ˛a obcokrajowców, w tym i Polaków, w RFN, ograniczymy sie˛ zatem do