R
E
C
E
N
Z
J
E
Janusz P a j e w s k i , H istoria p o w szec h n a 1871—1918, P aństw ow e W ydaw nictw o Naukow e, W arszawa 1967, s. 551, m apy, ilustracje. K olejny tom „Historii pow szechnej” w ydany przez PWN budzić m usi zrozu m iałe zainteresow anie. Przede w szystkim dlatego, że takie w yraźnie życzliw e za interesow anie towarzyszy cennej in icjatyw ie w ydaw niczej PWN od ukazania się
pierw szego tomu serii. Tom Janusza P a j e w s k i e g o budzi zainteresow anie
także i ze szczególnych w zględów . Po raz pierw szy seria w kracza w m aterię historii najnow szej, z w ielu racji niezm iernie skom plikow aną. W syntetycznych pracach z tej dziedziny najostrzej krzyżują się różne poglądy na sposób selek cji i sposób ujęcia, na hierachię zjaw isk, na zw iązek nauki historycznej z ideologią i polityką.
S yntezy w ielkiego okresu nigdy nie można napisać tak, aby n ie budziła ona w ątp liw ości dotyczących rozw iązania problem ów szczegółowych. Stw ierdzić n a leży krótko, że dzieło P ajew skiego w oln e jest od błędów rzeczowych i niejasności sform ułowań, natom iast w ątp liw ości dotyczące interpretacji problem ów szczegóło w ych recenzent traktuje jako zadanie dalszych, bardziej specjalistycznych dy skusji. Stąd też uw agi pośw ięcone zostaną problem om bardziej ogólnym.
Praca P ajew skiego jest przejrzyście skonstruowanym , jasno napisanym pod ręcznikiem dla studentów , a zarazem zw ięzłą, syntetyczną próbą przedstaw ienia przedm iotu dla w szystkich poważniej nim zainteresow anych. Rzecz nie w zd aw kow ym kom plem encie. Zdarzały się w dorobku ostatnich lat dzieła ogólniejszej treści albo solidne, lecz pozbawione zalet dydaktycznych, albo pełne zalet dy daktycznych ale m ało solidne. P ajew ski szczęśliw ie połączył obie w spom niane podstaw ow e zalety.
Przyjęta przez P ajew skiego periodyzacja nie budzi w iększych w ątpliw ości. D aty 1871 i 1918 tłum aczą się bez trudności. Podobnie racjonalne jest w y d ziele nie w część osobną lat pierwszej w ojn y św iatow ej. N ieco w ięk sze w ątp liw ości budzić m oże „półcezura” przełomu w ieków , choć tylko częściowo zastosowana. Przy tym stopniu kondensacji w ypow iadałbym się osobiście raczej za w yraźn iej
szym zaznaczeniem tej „półcezury” w poszczególnych rozdziałach, zwłaszcza
o przekrojowym m iędzynarodowym charakterze, a jednocześnie za kom asacją rozdziałów dotyczących poszczególnych krajów. P ew ien niepokój budzą w e m nie rów nież proporcje części. Zrozumieć można, że autor pragnął uniknąć szczegól nie jaskraw ej dysproporcji m iędzy częścią pierwszą a drugą. A le niem al 30% tekstu poświęcone dziejom czterech, choć niezw ykłej w agi lat, budzić m oże w ą t pliw ości. Przy dalszych uwagach, często sugerujących potrzebę uzupełnień, roz szerzeń, zakładałem , że niezbędne m iejsce można byłoby uzyskać kosztem p ew nych skrótów w obecnej części drugiej.
P ajew sk i pragnął ukazać historię rzeczyw iście powszechną, a w ięc chciał uw zględnić także obszary w ykraczające poza horyzont tradycyjnej europocen- trycznej historiografii. D ążenie to zasługuje na pełne uznanie. Jednocześnie jednak zauw ażyć trzeba, że obszary pozaeuropejskie zajm ują nadal niew spółm iernie mało m iejsca. D aleki jestem od skrajności postulatów. Historiografia każdego kęaju m usi się liczyć z jego um iejscow ieniem w cyw ilizacji św iatow ej i nieuchronnie zwraca szczególnie w iele uw agi na to, co w przeszłości, teraźniejszości, a zapew ne i w przyszłości najbliższe będzie zainteresow aniom rodzimych odbiorców.
786
R E C E N Z J EN iem niej byłbym rad, gdyby dwa fenom eny rozwoju w łaśn ie w tym okresie, S ta ny Zjednoczone i Japonia, znalazły w dziele Pajew skiego nieco w ięcej m iejsca. Tak w ięc autor om ówił dzieje Japonii w latach 1871— 1914 na 3,5 stronicach (nie licząc rozdziału pośw ięconego w ojn ie rosyjsko-japońskiej, m ającego 6 stronic; już to w skazuje na istotne dysproporcje), dzieje Stanów Zjednoczonych na 12 stronicach. D la porów nania inne przykłady. D zieje Włoch zajęły 5,5 stronic, dzie je Francji 26 stronic (bez fragm entów pośw ięconych stosunkom m iędzynarodo w ym ). Chinom pośw ięcił P ajew ski 5 stronic, całej Am eryce Łacińskiej 4 stronice. Rzecz nie polega oczyw iście na tym , aby drobiazgowo w yliczać stronice, a na tym , że zostały p om inięte lub tylko zam arkowane niektóre w ielk iej w a g i pro blem y. Sądzić m ożna w ięc np., że szeroko należało om ówić źródła gw ałtow nego rozwoju gospodarczego Stanów Zjednoczonych i Japonii, podczas gdy autor za dowala się przede w szystk im w skaźnikam i rozwoju gospodarczego. Szerzej na leżałoby om ówić rew olucję m eksykańską jako m odelow ą próbę zm iany stosunków społecznych i politycznych w A m eryce Łacińskiej. Baczniejszą uw agę należałoby zw rócić naw et na nikłe zaczątki ruchu narodowego w krajach kolonialnych (nie tylk o w uw zględnionych przez P ajew skiego Indiach, ale także w krajach arab skich, w Indonezji itp.). N ależałoby rozwinąć problem wzrostu poczucia odręb ności narodowej w brytyjskich obszarach dominialnych.
W części 1871—1914 rozróżnić można dwa podstaw ow e typ y rozdziałów. Jed ne m ają charakter przekrojowy, m iędzynarodowy, inne pośw ięcone są dziejom poszczególnych krajów. Taka koncepcja autorska budzi uznanie. P ajew sk i unik nął krańcowości. Historia powszechna przedstawiona jako dzieje poszczególnych krajów nie pozw alałaby na bezpośrednią refleksję. Natom iast w yłącznie proble m ow e ujęcie sprzeczne byłoby z dydaktycznym założeniem dzieła, przesuwałoby jego akcent w stronę stric te naukowych rozważań dyskusyjnych. Jeśli nawet rozważania takie b yłyby straw ne dla studentów , to na pew no nie pozw alałyby im na system atyczne erudycyjne przygotowanie.
Zasadnicza zgoda na koncepcję autorską nie wzbrania poczynić i w tej dzie dzinie pew nych uwag. Rozdział pośw ięcony życiu gospodarczemu ukazuje prze bieg procesu nierów nom ierności rozwoju gospodarczego, ale nie analizuje źródeł tej nierównom ierności. Zbyt ubogo ukazana została problem atyka związana z roz w ojem rynków i zm ianam i koniunktury (zwłaszcza dotyczy to rolnictw a w raz z kryzysem agrarnym od lat siedem dziesiątych). W rozdziale o kolonializm ie autor, przypom inając leninow ską charakterystykę im perializm u, zbyt może abso lu tyzuje tezę o w yw ozie kapitałów . N iew ątp liw ie w yw óz kapitału do kolonii w bardzo poważnej m ierze dotyczył eksploatacji surow ców oraz in w estycji ko m unikacyjnych. N atom iast w znacznej mierze kapitał był eksportow any do kra jów niezależnych, do Stanów Zjednoczonych, Rosji, a także do dom iniów bry tyjskich oraz do obszarów rolniczej em igracji ludności europejskiej w A m eryce Łacińskiej. Tak w ięc tezę o w yw ozie kapitału należałoby uzupełnić innym i — poza niską płacą roboczą — w arunkam i opłacalności, zwłaszcza korzystnym po ziom em w ydajności pracy. Trudno rów nież zgodzić się z tezą, że pożyczki za graniczne dla krajów zacofanych b yły zawsze udzielane na w ysoce niekorzyst nych w arunkach ekonomicznych. Czasami, a zwłaszcza bezpośrednio przed pierw szą w ojną św iatow ą, w grę w chodziło także zabezpieczenie sobie przez m ocarstwa określonych koncesji politycznych i strategicznych.
W ydaje się w reszcie, że zabrakło kilku, bardzo zresztą trudnych rozdziałów przekrojowych. M yślę tu. o problem ach ogólniejszych zm ian w strukturze spo łecznej, o zm ianach w strukturze życia politycznego (problemy m onarchii i re publiki, konstytucjonalizm u, parlam entaryzm u, rozwoju nowoczesnych partii po- lityczych), o rozwoju ruchu narodowego jako zjaw iska społecznego i
nacjona-R E C E N Z J E
787
lizm u jako zjaw iska politycznego. Rozdział o k w estii robotniczej chyba nadm ier nie pośw ięcony został problem atyce ideologicznej. Warto by rozwinąć porów nawczo problem y położenia ekonom icznego i prawnego, a także porównawczo om ówić m odele ruchu robotniczego (amerykański, brytyjski, zachodnioeuropejski, w schodnioeuropejski). R ów nież fragm enty o nauce i kulturze, bardzo trudne do skonstruow ania, przy obfitym w yliczeniu Wydają się zbyt m ało porządkować po dawane fakty.
Także w części 1914—1918 w arto byłoby dodać pew ne ogólne k w estie, np. stan spraw y narodowej w latach w ojny, straty i zniszczenia w ojenne, wojna a w ew n ętrzne i m iędzynarodowe zm iany w strukturze gospodarczej, rozwój tech niki m ilitarnej i strategii, w reszcie — skoro autor dociąga aż do paryskiej kon feren cji pokojowej i jej w yników — należałoby uw zględnić także społeczno- -polityczne rezultaty w ojny.
W szystkie te uw agi recenzenckie, zwłaszcza dotyczące rozszerzenia pewnych problem ów , mogą być oczyw iście tylko przedstawioną autorowi przed następ nym i w ydaniam i propozycją. W obecnej postaci książka P ajew skiego będzie cen ną, w ysokow artościow ą pomocą dla studiujących najnowszą historię powszechną.
J e rzy H olzer
W acław K o r t a, Ś re d n io w ie czn a a n n a lis ty k a śląska, Prace Wro cław skiego T ow arzystw a N aukow ego seria A, nr 113, W rocław 1966, s. 408.
i
N ow a rozprawa o rocznikarstw ie śląskim w ychodzi z założeń m etodologicz nych i m etodycznych, które leżą u podstaw odnow ienia źródłoznawstw a i nauk pom ocniczych historii średniow iecznej w Polsce. W założeniach tych tkw i, jak wiadom o, przekonanie o potrzebie traktow ania źródła nie tylko jako przekazu o faktach i zjaw iskach przeszłości, ale także jako faktu historycznego. Dodać by m ożna — co autor pozostaw ił na uboczu sw oich rozważań ogólnych zaw ar tych w partii końcowej książki — że źródło jako fakt historyczny ma także dwa oblicza. N a fakt ten składa się w ieloraka rzeczyw istość historyczna w yw ołująca pow stanie źródła, ale także — i to jest drugie jego oblicze — źródło jako fakt historyczny m a zdolność w pływ an ia na rzeczyw istość najbliższej i. późniejszej epoki. P ełne rozpoznanie zabytków historiograficznych powinno by zaw ierać nie tylko ich zbadanie jako odbicia procesu historycznego, w którym i z którego p ow stały, n ie tylko ocenić w artość inform acyjną dla w spółczesnego nam bada cza, ale także powinno by ujaw nić w p ływ tych zabytków na kształtow anie św iadom ości w łasnej i obcej, w spółczesnej ich powstaniu i następnych pokoleń. Ten ostatni punkt w idzenia nie był obcy autorowi zwłaszcza w części sy n tety zującej w y n ik i szczegółowe. A le w yciągn ięcie pełnych konsekw en cji z tego sta now iska byłoby m oże użyteczne także dla w yjaśnienia gasnącej recepcji tego rodzaju historiograficznego, jakim była annalistyka dynastyczna X III i części X IV w . We W stępie w yp ow iedział autor dużo rzeczy słusznych tak co do pod staw y w yjściow ej w badaniach nad rocznikarstw em śląskim jak co do stanu jego w ydań i opracowań. N ie bardzo zrozum iałe, jak pojm uje autor znaczenie w yrazu „kom pendium ” w zdaniu (s. 23): „znane nam roczniki śląskie stanow ią kom pendium tego co z tej dziedziny zachowało się do naszych czasów ”. Z m ery torycznych w zględów trudno by zgodzić się ze zdaniem, że (s. 28) „jeśli idzie o m etodę przekazyw ania w iadom ości historycznych, m iędzy rocznikiem i k la syczną kroniką średniow ieczną różnica nie istn iała”. To nie narracyjna troska o opowiadanie ciągłe różni oba rodzaje, ale inne zam ierzenia dydaktyczne i arty