• Nie Znaleziono Wyników

Przyroda jako świątynia i warsztat : przyczynek do tradycji romantycznej polskich wierszy XX w. poświęconych przyrodzie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przyroda jako świątynia i warsztat : przyczynek do tradycji romantycznej polskich wierszy XX w. poświęconych przyrodzie"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Heinrich Olschowsky

Przyroda jako świątynia i warsztat :

przyczynek do tradycji romantycznej

polskich wierszy XX w.

poświęconych przyrodzie

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 64/2, 165-178

1973

(2)

P a m iętn ik L iterack i LXIV, 1973, z. 2

H EINRICH OLSCHO W SKY (Berlin)

PRZYRODA JA K O ŚW IĄTYNIA I W ARSZTAT

PRZY CZYN EK DO TRA DY CJI R O M ANTYCZNEJ PO LSK ICH W IER SZY X X W. PO ŚW IĘCONYCH PRZYRO DZIE

C yw ilizacja p rzek ształca b ezład n ą b ryłę natury c elo w o i w y trw a le.

U cieczk a na łon o łąk i jest d ezercją z u porządkow anego bruku. K u lt p rzy­

rody w form ie, w której p rzetrw ał dotychczas u m aru d erów kultury, w p ro w a ­ d ził rom antyzm , prąd, który b y ł h o d o w lą słabości. O dw rót od rom antyzm u i jego id eo w y ch przedłużeń, rozbrat z poezją k on tem p lacji n iesk oń czon ości oparł sto ­ su n ek czło w ie k a do n atury na zasadzie tw orzącej m ocy.

N ow a poezja, p rzy sw a ja ją ca sob ie p raw a i środki w sp ó łczesn ej pracy, tw o ­ rzy n o w e form y estety k i produkcji i w y siłk u . Z m ien ia się burżuazyjne, w y ­ łączn ie sp ożyw cze p o jm o w a n ie piękna przyrody h

Z dania te, zam ieszczone przez J u lia n a P rzy bo sia w 1926 r. w tezach jego szkicu C złow iek nad przyrodą, n a k re śla ją co n ajm niej dw ie godne zastan ow ien ia sytuacje. Po pierw sze, zw racają uw agę n a to, że ak ty w n y stosunek do tra d y c ji m oże znajdow ać w y ra z w polem ice. A utenty czne przyw rócenie do życia dziedzictw a rom antycznego w poezji polskiej o k re­

su m iędzyw ojennego — co do czego w nauce o lite ra tu rz e p an u je po­

w szechna zgoda 2 — nie pow inno być sprow adzane je d y n ie do p rzyp ad­

ków pozytyw nego podejm ow ania przek azan y ch wzorów, ja k u Lechonia, B roniew skiego czy Słonim skiego. D ziałanie tra d y c ji nie kończy się tam , gdzie koncepcje poety są odzw ierciedleniem jej posłusznie spełnianych nakazów . N iekiedy w łaśnie jask ra w o su b iek ty w n y sto sun ek do dziedzi­

ctw a — z p u n k tu w idzenia ściśle historycznego rozum ianego „opacznie” — okazuje się w ysoce p ro d u k ty w n y . D zieje się ta k m ianow icie wówczas, gdy ow a su b iek tyw n a jednostronność odpow iada w ym aganiom ak tualn ej

1 J. P r z y b o ś , L in ia i g w a r. T. 1. K raków 1959, s. 17, 18, 19.

2 Zob. J. S ł a w i ń s k i , O p o e z ji A . S ło n im sk ieg o . „T w órczość” 1957, z. 8. — M. G ł o w i ń s k i , P o e ty k a T u w im a a p o lsk a tr a d y c ja lite ra c k a . W arszaw a 1962. — K. W y k a , L ite ra tu r a p o ls k a 1890-1939 w k o n te k ś c ie e u ro p e jsk im . W : O p o tr ze b ie h isto rii lite r a tu ry . W arszaw a 1969.

(3)

sy tuacji literack iej o raz in d yw id ualn em u pojm ow aniu zadań ze stro n y autora. Siła „m iazm atów ” ro m an ty zm u w lite ra tu rz e polskiej objaw ia się więc także w tym , że zachow ał o n znaczenie jako biegun opozycji, w zglę­

dem którego określa się w łasne stanow isko, i jest w stan ie w yw ołać ow oc­

n y sprzeciw . D opiero w zm iennej grze aprob aty i k ry ty k i m ożna więc w ykry ć estety czn ą i histo ryczn ą produk ty w n o ść tra d y c ji i określić, w ja ­ kiej m ierze je st zachow yw ana p rzy jej każdorazow ym przeobrażeniu.

W ypowiedź P rzyb osia skłania także do przem y ślenia zw iązku m iędzy stosunkiem do p rzy ro d y u k ształtow an y m w utw orze a sposobem pojm o­

w an ia dziejów przez jego autora. R zut oka na h isto rię lite ra tu ry pozw ala ju ż dom yślać się, że to, co w y d aje się naw zajem w ykluczać — w rażliw ość wobec przyrod y i zm ysł historyczny, historyczne zaangażow anie — je s t jed n a k w tajem n iczy sposób w zajem nie pow iązane. Stosunek, jak i m iędzy nim i zachodzi, oczywiście nie je st prostym paralelizm em , lecz m a cha­

ra k te r bardziej złożony. N azyw anie oraz in te rp re ta c ja p rzy ro d y jak o rze­

czywistości zew nętrznej w obec człow ieka jest przyrodzoną w łaściw ością wszelkiej poezji od jej n ajw cześniejszych początków . Ju ż w form ach językow ego odbicia przy ro d y poprzedzających lite ra tu rę u k ry ta jest myśl, że nazyw anie oddaje przy ro d ę we w ładzę nazyw ającego, a jej in te rp re tu ­ jące kontem plow anie je st sposobem określenia sensu i m iejsca w łasnego bytu. Owe obydw ie stro n y pełnego napięcia zasadniczego stosunku m iędzy człow iekiem a p rzy ro d ą o d n ajd u jem y w form ach św iadom ości m itycznej.

W ierzeniom ludow ym , baśni nieobca jest czarodziejska moc nazyw ania w yrażająca się w m agicznym słow ie i form ule zaklęcia. D rugi m otyw znajd uje odbicie w sym bolizm ie religii kosm icznych. R eligijny sym bol n a tu ry stw arza p erspektyw ę, w której różnorodne zjaw isk a m ogą być w yrażane jako całość m ająca bezpośredni stosunek do egzystencji czło­

w ieka. Tym sposobem sym bol nie tylko u jaw n ia s tru k tu rę rzeczyw istości, lecz zarazem n ad aje znaczenie ludzkiej egzystencji, w y jaśn ia jej pozycję w Kosmosie.

P odobnie też pobieżna analiza liczn ych w a lo ry za cji religijn ych k siężyca u zm y sła w ia nam to w szystk o, co lu d zie w y c z y ty w a li w rytm ach m iesięczn ych . D zięki fazom k siężyca, to znaczy jego „narodzinom ”, śm ierci” i „ zm a rtw y ch w sta ­ niu, lu d zie u św ia d o m ili sob ie zarazem w ła sn y sposób b ycia w K osm osie i w ła sn e szan se życia pozagrobow ego bądź też odrodzenia. [...] D zięki sy m b o lice zw iązanej z k siężycem , m ożna b yło pow iązać fa k ty tak różnorodne, jak naro­

dziny, sta w a n ie się, śm ierć, zm a rtw y ch w sta n ie; w od y, rośliny, kobieta, płodność, n ieśm ierteln ość; ciem n ości kosm iczn e, ży cie p łod ow e i eg zy sten cja pozagrobow a z następ u jącym po niej od rodzeniem typu lu n arn ego („św iatło w y ła n ia ją c e się z ciem n o ści”) ; tkanie, sym b ol „nici ży w o ta ”, przezn aczen ie, czasow ość, śm ierć itd. 3

3 M. E 1 i a d e, S acru m , m it, historia. W y b ó r e se jó w . P rzełożyła A. T a t a r ­ k i e w i c z . W arszaw a 1970, s. 162.

(4)

Na te n podw ójny asp ek t w p rak ty czny ch stosunkach m iędzy człowie­

kiem a przy ro d ą zw racał rów nież uw agę M arks w dyskusji z F eu erb a­

chem :

Np. don iosła k w estia stosu n k u czło w ie k a do przyrody [...], z której zrodziły się w sz y stk ie niep ojęte, w zn io słe dzieła o „su b stan cji” i „sam ow ied zy”, odpada sam a p rzez się, gdy się zw aży, że ow a sła w etn a „jedność człow iek a i przyrody”

w p rzem y śle istn ia ła za w sze [...], podobnie jak „w alk a” czło w ie k a z przyrodą, aż do czasu r o zw in ięc ia się sił w y tw ó rczy ch na od p ow ied n iej b a z ie 4.

P o dd ając obróbce p rzy ro d ę nieorganiczną i w y tw arzając św iat przed­

m iotów człow iek daje dow ód tw órczej potęgi jako m ożliwości swego ga­

tu n k u . S k u tk iem tego „p rzy rod a sta je się jego dziełem i jego rzeczyw i­

stością”5. Z drugiej stro n y, M arks opisuje przyrodę jako przesłankę egzy­

sten cji historycznej, jako „nieorganiczne ciało” człow ieka:

O czyw iście, że za ch o w a n y zostaje przy ty m priorytet przyrody zew nętrzn ej i o c z y w iśc ie n ie stosu je s ię to w szy stk o do lu d zi pierw otn ych , p ow stałych g en e- r a tio a e q u iv o c a 6.

Bogactw o i różnorodność stosunków , w jak ie w chodzi człow iek z p rzy ­ rodą, n ie d aje się w ięc ogarnąć, kiedy u siłu jem y je sprow adzić do a lte r­

n a ty w y : b i e r n e p o d z i w i a n i e p r z y r o d y a l b o j e j c z y n n e p r z e t w a r z a n i e . N a n apięciu m iędzy przyro dą rozum ianą z jednej s tro n y jako coś, czego cząstką jest człowiek, z drugiej zaś — jako jego dzieło, n a napięciu, którego niepodobna z l i k w i d o w a ć , a m ożna jed y ­ nie n a różnych szczeblach p rak ty k i historycznej wciąż od now a je w y ­ r ó w n y w a ć — o piera się d ialektyka, k tó ra ten stosunek podkreśla.

S ub iek ty w n y sposób w idzenia przyrody zależy zatem od samo­

św iadom ości jed n o stk i postrzegającej, od rozum ienia przez nią swej istoty jako historycznej i h isto rii jako swej praw dziw ej n a tu ry . Zm iany w spo­

sobie poetyckiego w idzenia przyrody, k tó re odnotow uje h isto ria lite ra ­ tu ry , m ogą w ięc być w zięte pod uw agę jak o zew n ętrzn a oznaka zm ian w pojm ow an iu h isto rii p rzez a u to ra lub całą form ację literacką.

U tw ó r pośw ięcony przyrodzie, jeżeli chce być czymś w ięcej niż języ­

kow ą rep lik ą przyrody, nie m a am bicji, by konkurow ać z przeżyciam i czytelników bezpośrednio zw iązanym i z przy rod ą lub zgoła dezaw uo­

w ać ich p raw o do upod o b ania przyrody, płynącego z niej uczucia w yzw o­

lenia i zachw ytu. Jego usiln y m dążeniem je s t raczej w y jaśn ian ie znacze­

nia takiego bezpośredniego zetknięcia z przyrodą, poszukiw anie m iejsca,

4 K. M a r k s , F. E n g e l s , Id eologia n iem ieck a . W : D zieła. T. 3. W arszaw a 1901, s. 47-48.

5 K. M a r k s , R ę k o p is y e k o n o m ic zn o -filo zo fic zn e z 1844 r. W : M a r k s , E n ­ g e l s , D zieła , t. 1 (1960), s. 554.

6 M a r k s , E n g e l s , Id eo lo g ia n iem ieck a , s. 48.

(5)

jakie zajm uje ono w całokształcie ludzkiej p rak ty k i i refleksji. Można to jednak osiągnąć ty lk o wówczas, kiedy uw zględni się historyczny horyzont człowieka.

Dla m etody niniejszej analizy porów naw czej w y n ik a stąd konkluzja, że nie do niej należy stw ierdzanie, czy poszczególne zbadane u tw ory są w stanie wzbogacić w czytelniku spontaniczne odczuw anie przyrody, czy też nie. P y ta n ia podjęte w tej rozpraw ie b rzm ią n astępująco: Jak im przeobrażeniom podlega w idzenie p rzy ro d y w liryce różnych epok? J a k dalece przeobrażenia te m ogą uchodzić za objaw zm ian zachodzących w pojm ow aniu h isto rii przez a u to ra lub litera c k ą form ację? J a k przy tym fu n k cjon uje w zór przek azy w an y poprzez h isto rię k u ltu ry ?

Kto, ja k Przyboś w lata ch dw udziestych, rzeczyw istość h istoryczną naszego stulecia zaw arł w form ule „w iek u żelazobetonu” , a ideał czło­

w ieka w spółczesnego w idział konsek w en tn ie w w ynalazczym k o n stru k to ­ rze now ej cyw ilizacji, kto postęp pojm ow ał jako n ieu sta n n e podporząd­

kow yw anie p rzy ro dy k u ltu rz e — tem u każde kon tem p lacy jn e podziw ia­

nie przy rod y m usiało w ydaw ać się k a p itu la c ją rob o tn ik a wobec m aterii, k tó rą m iał ukształtow ać. R ozsądne upojen ie k reacy jnością było tyleż eks­

pansyw ne co jednostronne. Przyboś w praw dzie nie redu k ow ał historycz­

nie pełnych sprzeczności dośw iadczeń p łynących z odzyskania niepodległo­

ści narodow ej do w spólnego m ianow nika narodow ego entuzjazm u, ale je racjonalistycznie upraszczał. Pow yższa postaw a — zarów no jego, jak też i innych przedstaw icieli A w angardy krakow skiej — doskonały w yraz zn aj­

dowała w łaśnie w w ierszach pośw ięconych przyrodzie. U św iadom ienie własnego stanow iska kreatorskiego dokonyw ało się w m iarę, jak rom an­

tyzm identyfikow ano z biern ym rozkoszow aniem się przyrodą, czyniąc zeń głów ny biegun opozycji. Cel polem iczny prow adził do uogólnień tyleż przesadnych co koniecznych zarazem , gdyż sięgając poza w ąsko pojm o­

w any przedm iot naszych rozw ażań, przyczyniały się one do w ytw orzenia krytycznego stanow iska lite ra tu ry lat dw udziestych w obec nacisku tra ­ dycji rom antycznej.

P rzy k ład y obydw u w ielkich ro m anty k ów — M ickiew icza i Słow ackie­

go — dowodzą jednak, że k ry ty k a P rzybosia dziw nie nie tra fia ła w nich.

W raz z ukazaniem się M ickiew iczow skich Ballad i rom ansów więź z przyrodą um iejscaw ia się w cen tru m rom antycznej koncepcji litera tu ry . Na podstaw ie m otyw u pow racającej zjaw y (R om antyczność) podejm uje się obronę zachow anej w w ierzeniach ludow ych n atu raln o ści doznań i ży­

wej fantazji przeciw ko arogancji sądu przesadnie em pirycznego racjo n a­

lizmu. P oeta rom antyczny staw ia n a pierw o tn ą w yobraźnię i głębię uczuć ludu, gdyż w ten sposób otw iera się przed nim dziedzina praw d serca, cudowności, niedostrzegalna przez lupę zadufanej w sobie oficjalnej uczo- ności. N aturalność jest tu nie tylko w yrazem zw iązku z n a tu rą , lecz pod

(6)

w pływ em idei Rousseau n ab iera ona cech społecznych w iążących ją z prostym ludem w iejskim .

M ickiewicz ro zw ija sw oje poetyckie ujęcie p rzy ro d y n a m ate ria le po- gańsko-chrześcijańskich legend litew skiego ludu (np. w balladzie Św iteź).

Sięga do w ierzeń ludow ych, k tó re tłum aczą zjaw iska zachodzące w rze­

czywistości em pirycznej (np. u zd raw iającą moc k w iató w i ziół) i sta ra ją się w yjaśnić zw iązek m iędzy człow iekiem a Kosm osem . W w ierzeniach ty ch n a tu ra nie ogranicza się do swej w idzialnej postaci. K w iaty są nie tylko pięknym i tw o ram i przy ro d y, lecz także znakam i n iep o jętej, m istycz­

nej siły. P rześw iadczenie to stan ow i p u n k t w yjścia, p o eta d ostarcza m u sw ą balladą ko n k retn ej m otyw acji, k tó ra jed nak że je s t tego rodzaju, że jednocześnie w y raża rzeczyw iste d o ś w i a d c z e n i a h i s t o r y c z n e . W takim ujęciu m ityczny sto su nek do p rzy ro d y o tw iera p ersp ek ty w ę hi­

storyczną: kam ienie, k w iaty, tra w y s ta ją się znakam i, za k tó ry ch pośred­

nictw em dociera do św iadom ości zdarzenie historyczne, a pow staw anie m itów odnoszących się do p rzy ro d y zy sk uje w y jaśn ien ie jako proces hi­

storyczny.

Zgodnie z w ierzeniam i ludow ym i p rzy ro d a przejm u je także rolę in sta n ­ cji mszczącej i w y n ag rad zającej krzyw dy, k tó ra daje zadośćuczynienie za bezsilność, z jak ą w a rstw y niższe m uszą znosić niespraw iedliw ość społecz­

ną (Rybka). P o ety ck a re k o n stru k c ja w yo b rażeń m itycznych nie poprze­

staje jed n a k n a ich p ro sty m potw ierdzeniu, lecz dokonuje się w w a ru n ­ kach świadom ego napięcia m iędzy k o n ste rn a cją a chłodnym dystansem podm iotu lirycznego :

„M ów cie p acierze! — k rzyczy prostota — Tu jego dusza być m usi.

[ ]”

I ja to słyszę, i ja tak w ierzę, P łaczę i m ó w ię pacierze.

{R om an tyczn ość)

K iedy indziej jed n ak :

Co to m a zn aczyć? — różni różnie plotą, Cóż, k ied y n ie b ył n ik t na dnie;

B iegają w ie śc i p om iędzy prostotą, Lecz któż z n ich praw d ę odgadnie?

(Ś w iteź) 7

S tosunek do p rzy ro d y sta je się przedm iotem d om inującym w Sonetach k rym skich . Różnorodne m o ty w y — rom antycznego orientalizm u, fascy­

nacji stepow ym i górskim k rajo brazem , tęsk n o ty m iłosnej i losu w y g n ań ­

7 A. M i c k i e w i c z , D zieła. W yd an ie Ju b ileu szow e. T. 1. W arszaw a 1955, s. 106- 107, 109.

(7)

ca politycznego — zostają w nich skupione dzięki rów now adze kom po­

zycyjnej m iędzy ek sp resyw ną w ypow iedzią podm iotow ą a obrazow ą k o n ­ stru k c ją św iata przedm iotow ego 8.

D rżąc m u ślim in cału je stopy tw e j opoki, M aszcie k rym sk iego statku, w ie lk i C zatyrdahu!

O m in a recie św iata! o gór p adyszachu!

Ty, nad sk ały p oziom u u ciek łszy w obłoki,

S ied zisz so b ie pod bram ą nieb ios, jak w y so k i G ab ryjel p iln u jący ed eń sk iego gm achu;

C iem ny la s tw o im płaszczem , a jańczary strachu Tw ój turban z chm ur h aftu ją b ły sk a w ic potoki.

N am czy sło ń ce dopieka, czyli m gła ocien ia, Czy sarańcza p lon zetnie, czy giau r p ali dom y — C zatyrdahu, ty za w sze głuchy, nieruchom y,

M iędzy św ia tem i n ieb em jak drogm an stw orzenia, P o d esła w szy pod nogi ziem ie, lu d zi, grom y,

Słu ch asz tylko, co m ów i Bóg do przyrodzenia.

(C z a ty r d a h ) 9

W brew stw ierd zen iu P rzy b osia rów nie m ało tu nieograniczonej ado­

racji przyrody, co w balladach. P odm iot je s t w praw dzie w zruszony po tę­

gą, dostojeństw em i łagodnym urokiem podziw ianego k rajo brazu , ale n ie rezygnuje skutkiem tego ani na m om ent ze swej suw erenności. W ielkości przyrody p rzeciw staw ia w ielkość swej nam iętności, swej woli i swej tę sk ­ noty. Podm iot liryczny k o n sty tu u je się w r ó w n o r z ę d n y m p a r t ­ n e r s t w i e wobec przyrody. W praw dzie boska nić łączy człow ieka z przyrodą, ale dla podm iotu lirycznego bynajm niej nie staje się ona skutkiem tego ideałem lub przedm iotem ku ltu . Bezpośrednio w ypow iedzia­

n a konstatacja, że „padyszach gór” w sw ym m ajestacie p rzysłuchuje się słowom Boga, jednakże pozostaje zawsze głuchy i b iern y wobec ludzkich losów, zupełnie przypom ina ową m yśl Goethego, że przyroda jest n ie ­ czuła, a więc nie nad aje się n a instancję m oraln ą 93. M yśli rodzące się z po­

dziw u dla otaczającej przyrody dotyczą w sonetach niezm iennie sp raw ludzkich — społecznych i historycznych. Ich ujęcie w ynika ze sposobu pojm ow ania historii, ukształtow anego pod w pływ em O św iecenia i politycz­

nej sytuacji kraju . Indyw idualizm ro m antyczn y wszędzie penetrow ał pro­

8 G ł o w i ń s k i (op. cif.) przek on yw ająco w y k a za ł na p rzyk ład zie tw órczości M ickiew icza, że bogactw o rom an tyczn ego p od m iotu liry czn eg o opiera się na k o m ­ pozycyjnej ró w n o w a d ze m ięd zy a k ty w n o ścią języ k o w o -o b ra zo w ą a ję z y k o w o -e k s- presyw ną, m ięd zy odbiciem a w yrazem .

9 M i c k i e w i c z , op. cit., s. 278.

9a Zob. Das G ö ttlic h e . W : G o eth es W erk e. T. 2. W eim ar 1888, s. 83.

(8)

blem atyk ę jed n ostk i i h isto rii; w polskich w arun kach konkretyzow ał obraz dziejów pod kątem w yobrażeń o w łasnym narodzie i jego przyszłych lo­

sach. S tąd w yw odziła się — w obliczu niew oli narodow ej — postaw a pro­

fetyczna, n arzucająca poecie rolę try b u n a i kształtu jąca prześw iadczenie 0 historycznej, a wreszcie także i zbawczej sile oddziaływ ania słowa poe­

tyckiego.

U Słow ackiego suw erenność podm iotu rom antycznego m a szczególnie dobitny w y raz:

A le ty próżno b ęd ziesz krajobrazy tw orzyć, O srebrzać je k sięży cem — i p rom ien ie św item . N ie w iesz, że trzeba n ieb o z w a lić i położyć Pod oknam i, i n azw ać jeziora błękitem .

P otem jezioro z n ieb em d zielić na p ołow ę,

W dzień zasłon ą gór jasnych, w nocy sk ał szafirem ; (R ozłączen ie) 10

T u człow iek dyspo n uje przyrodą. P rzed staw ien ie k rajo b raz u jako re ­ z u lta tu aktyw ności lirycznego ,,ja”, ew en tu aln ie ,,ty ” , nie tylko zaprze­

cza tezie P rzy b o sia o b iern y m podporządkow aniu się poetów rom antycz­

nych przyrodzie, lecz je s t zdum iew ająco zgodne z jego w łasną p rak ty k ą po etycką czynienia podm iotu u n iw ersaln y m w y tw órcą w szelkich stanów rzeczy, a w ięc także odnoszących się do p rzy ro d y :

S poglądnę, ze w zrok u rozw in ę k w iat: d m u ch aw iec

w b łęk it się w zbija.

(C h w ila )

— albo:

A ja z m aterii sp o jrzen ia i zm ysłu rów n ow agi

w zn o szę n ow ą w ie ż ę E iffla, b łysk ającą tej nocy w y so k o nad m iastem p rzejech an ym przez sen

(N ow a róża) 11

Z am iast bezw iednej ad o racji p rzyro dy — św iadom a in terw en cja w jej porządek. Nie bierność tw oru, lecz aktyw ność tw orzenia.

P o w sta je pytanie, jak i ro m an ty zm m iał Przyboś na m yśli, jeśli wszczę­

tej przez niego polem iki nie chce się uznać za zw ykłe nieporozum ienie.

Istnieje bowiem oczyw ista rozbieżność, i to w decydujących spraw ach, w y ­ obrażeń W ielkiej E m igracji (Mickiewicz, Słowacki), późnych rom antyków 1 m łodopolskiego neorom antyzm u, w którego in te rp re ta c ji i za którego p ośrednictw em kan o n ro m an tyczny d o tarł do w ieku XX. A ktualność, ja ­ ką zdobył sobie ro m an ty zm w lite ra tu rz e polskiej po r. 1918, p rzy b rała

10 J. S ł o w a c k i , D zieła w s z y s tk ie . T. 8. W rocław 1958, s. 404.

11 J. P r z y b o ś , L iry k i. 1930-1964. W arszaw a 1966, s. 19, 68.

(9)

postać w ielkiego ro zrach u n k u teraźniejszości z tra d y c ją i tra d y c ji z te ­ raźniejszością. W w alkach a rty sty czn y ch i politycznych m iała ona w ielką wagę, gdyż różne k ieru n k i literack ie i o rien tacje polityczne rościły sobie do niej p raw a jak o do swego dziedzictw a.

Przyboś w idział w rom antyzm ie źródło postaw y, k tó rą ak tu a ln ie od­

czuwał jako „burżuazyjno-spożyw czy” stosunek do przyrody. P odporząd­

kow anie przy ro d y sentym en taln ej konsum pcji było o dw rotną s tro n ą jej bezwzględnej eksploatacji w toku pro d uk cji kap italistycznej. To, co było terenem niedzielnej idylli letnika, w dni pow szednie stanow iło p rzedm iot pozbawionej skrupułów rabunkow ej gospodarki. Przyboś, w y stęp u jąc jako poeta przeciw ko ryczałtow o p otrak to w any m wzorom, zaatakow ał w ięc szczególny rodzaj fałszyw ej świadom ości i w yn ik ającą z niej apologię w zorów rom antycznych.

Koncepcja przyrody okazuje się ponadto jed n ą z płaszczyzn działania w w ielostronnym procesie nowego artystycznego przy sw ajan ia św iata.

W spom niana już postaw a profetyczna, tow arzysząca podejm ow aniu się przez poetów rom antycznych rzecznictw a spraw narodow ych, skłaniała ich do przyjęcia roli natchnionych bardów . Poezja przeobrażała się sk u t­

kiem tego w m isteriu m natchnienia, zaś praca nad w ierszem uchodziła za czczą igraszkę. Rów nież i to m u siała w każdym razie w ziąć na cel k ry ty k a Przybosia.

G lobalna ro zp raw a z rom antyzm em dokonała się w ięc w w a ru n k a ch zniekształcającej go in te rp re ta c ji ze stro n y Młodej Polski i b e z k ry ty cz ­ ny ch usiłow ań przed łużan ia jego żyw ota aż po w iek XX. O dw rót od ko n ­ cepcji rów norzędnego p a rtn e rs tw a w obec p rzy ro d y daje się zauw ażyć już u schyłkow ych przedstaw icieli tego prądu. W ojciech Potocki, A le­

k sander Chodźko, W incenty Pol — aby idylliczny k rajo b raz uczynić celem uto pijnej ucieczki od św iata, za p u n k t w y jścia p rzy jęli ro z b ra t m iędzy przy ro d ą a h istorią. Oto p rzykład zaczerp n ięty z tw órczości A. Chodźki:

N a co nam lu d zie? ś w ia t na co?

P ły ń m y i p łyń m y, aż w końcu Z najdziem y w y sep k ę gd zie w słońcu W iecznie jak w m aju dań płacą K w iaty, ow oce, fa w o n i,

Dań barw y, w d zięk u i w on i.

(Łódka) 12

K iedy indziej podm iot ro m an ty czn y o k resu schyłkow ego w swej p a n - teistycznej pobożności u zn aje jed y n ie w ieczną jedność n a tu ry i jej w ła ­ ściwość w spółodczuw ania z człow iekiem (W. Potocki, C złow iek i n a tu ­ ra 13). T ak w ięc w ystarczy, aby człow iek uchodząc od pustej w rzaw y

12 Z b ió r p o e tó w p o ls k ic h X I X w ie k u . K sięg a 2. W arszaw a 1961, s. 197.

13 Ib id e m , s. 79.

(10)

św iata bez reszty zwrócił się k u przyrodzie, a będzie m ógł osiągnąć w szy­

stko w y ró w n u jącą harm o nię i na koniec Boga.

W szystkie obserw ow ane tu ten d en cje w postaci zm odyfikow anej i wzm ocnionej o d n ajdu je się w okresie m odernizm u, np. u K azim ierza T etm ajera. D em askatorski pesym izm ob nażający filisterstw o społeczeń­

stw a, k tó ry gorycz sw ą czerpał z rozczarow ania fiaskiem pozytyw istycz­

ny ch ideałów społecznych la t siedem dziesiątych i osiem dziesiątych, szedł ręk a w rękę z now ą fo rm ą poddania się urokow i przyrody. Im boleśniej­

sze i bardziej k ręp u jące w y d aw ały się w ięzy społeczne, ty m m niej ogra­

niczoną, tym bardziej m etafizycznie o tw artą p rzedstaw iano n a tu rę . M iej­

sce secesjonistycznej ucieczki jednostki tak rad y k aln ie uczyniono prze­

ciw ieństw em św iata, że zniknął z niego rów nież i człowiek — zapanow ał krajobraz oczyszczony z ludzi. U przyw ilejow anym m otyw em był dla Mło­

dej Polski św iat gór, T atry , z ich w aloram i utrw alon ym i n a gruncie h isto­

rycznoliterackim : wzniosłością, swobodą, niezależnością. A m biw alentne w ahanie się poetów m odernistycznych pom iędzy świadom ością bycia pół­

bogiem a bycia pariasem koresponduje ze sposobem, w jak i kształtow ali swój stosunek do przyrody. Raz jaw i się im św iat gór — przyw ołany z po­

mocą słów -kluczy, ja k „b u rz a ”, „piram idy skał”, „orzeł górski” itp. — jako ostoja rozkw itu sił jednostki i zaprzeczenie zaduchu dolin, jako elem ent przeistaczający człow ieka w „wolnego, uskrzydlonego ducha” . K iedy in ­ dziej jest on dla nich przedm iotem niszczącej tęsknoty, w który m m ożna się bez reszty zatopić, zach ętą do sm u tk u pełnego rozm arzenia i gorzkiej, a zarazem błogiej sa m o tn o ści14. Podm iot liryczny u jm u je swój b y t spo­

łeczny w takich sam ych stru k tu ra c h obrazow ych jak przyrodę, tylko z odw róconym w artościow aniem em ocjonalnym . „ Jak p t a k tatrzański z w l e c z o n y w n i z i n y , ja n a nizinach szarpię się i duszę” (podkreśl.

H. O.). Orzeł ze złam anym i skrzydłam i staje się uosobieniem dum y i oskar­

żenia. Poniew aż a rty sta odczuw a sw ą h istoryczną egzystencję jako okale­

czający go przym us, w przeżyw aniu przyrody kom pensuje i idealizuje swą niemoc. Społeczna alienacja spraw ia, iż k rajobraz staje się dla niego fe­

tyszem.

Przeciw ko tem u w y stąp ił Przyboś ze sw ą u silną defetyszyzacją p rzy ­ rody, atakując jednocześnie to, co Engels k ry ty k o w ał w Feuerbachow skiej filozofii p rzyrody: „b iern e uw ielbianie, korzenie się w zachw ycie przed

14 D o p ierw szego kon tek stu p rzyn ależą: „o w ichrze, w ic h r z e !”, „orlej sw obody sza ł”, „na czole skalnej p iram id y szczy tu ” (K. P r z e r w a - T e t m a j e r , P o ezje.

W arszaw a 1958, s. 20, 72, 75) i inne. Za rep rezen ta ty w n y dla drugiego m ożna uznać zakończenie Z T a tr:

i jakaś d ziw n a m ię p och w ycą bez brzegu i bez dna tęsk n ica, n ie w y sło w io n y żal... [ib id em , s. 46]

(11)

w spaniałością i w szechm ocą p rzy ro d y ” 15. Jeżeli porów na się wiersze P rzybosia i T e tm a je ra jednakow o zaty tu ło w an e Z Tatr, różnica będzie uderzająca. T etm ajer, w sty lu im presjonistyczno-sym bolistycznym , daje uroczystą pano ram ę jak b y zatopionego w e śnie górskiego krajo b razu, któ­

rego nastrojo w i poddaje się w o statn im o brazie sam podm iot liryczny.

P rz ep a stn a tęsk n o ta i niew ypow iedziany sm utek. Człowiek poddaje się urokow i przyrody. U P rzy bo sia je s t przeciw nie. M onum entalność gór nie dorów nuje śm ierci taterniczk i, m ajestatow i i w strząśn ien iu w yw ołanem u c z ł o w i e c z ą śm iercią. P rzy całej w spaniałości góry nie p o trafią tej śm ierci w łączyć w swój porządek, ukoić bólu, może tego dokonać tylko człowiek. Dla ludzkiej śm ierci „g ran ito w a tru m n a T a tr” je s t zbyt szczu­

pła, natom iast dość dla niej m iejsca w zam kniętej dłoni c z ł o w i e k a P rz y ro d a nie je st in sta n c ją m o raln ą i człow iek nie podlega jej, lecz ją w ytw arza i w łada nią.

W iersz u jaw n ia jed n a k rów nocześnie jednostro nność k ry ty czn ą tej koncepcji. P o eta przestrzeg a zasady niepod p o rządk ow yw an ia się naturze, jednakże jego przedm iot poetycki, śm ierteln y u p ad ek tatern iczk i, akcen­

tu je w b ezu stan n ym zm aganiu k u ltu ry z n a tu rą w łaśnie lo k aln ą porażkę człowieka. Przyboś nie jest jed n ak w stanie pokazać kry zy su swojej po­

staci lirycznej, zająć wobec niej — jed y nie stosow nej postaw y elegijnej 16.

W znacznej m ierze id en ty fik u jąc pojęcie k u ltu ry z cyw ilizacją, we w ładzy n ad rzeczam i w idzi Przyboś najw ażn iejszy cel człow ieka. W kon­

sekw encji b y n ajm niej nie zam ierza in te rp re to w a ć porażki w kategoriach jakości hum anistycznej, k tó ra po klęsce dom aga się podźw ignięcia i tym sam ym jest m otorem rozw oju. „Ludzkie” znaczy u niego zawsze tylko uzew nętrznienie n i e z a p r z e c z o n e j suw erenności podm iotu.

Tak więc p o ety k a u tw o ru , n aw et w persp ek ty w ie o fiary nieszczęśli­

wego w ypadku, konsek w en tn ie realizu je koncepcję kreacyjną, jednakże w atm osferze psychologicznej całości p o jaw ia się skaza. Pozostaje bowiem zagadką, na czym o piera się przew aga psychiczna, k tó ra (z p u n k tu w idze­

nia spadającej) czyni m ożliw ym n astęp u jące zdanie:

Jak lek k o

turnię z a w isłą na rękach utrzym ać

i n ie paść, gdy

15 F. E n g e l s , F euerbach. W : M a r k s , E n g e l s , D zieła, t. 3, s. 628.

16 W znakom itej a n a lizie w iersza P rzyb osia A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a (w: T. K o s t k i e w i c z o w a , A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , J. S ł a w i ń s k i , C z y ta m y u tw o r y w sp ó łc ze sn e . W arszaw a 1967, s. 124-137) bardzo p recy zy jn ie w y ­ dobyw a rozbieżność m ięd zy „m ałością” czło w ie k a a m on u m en taln ością przyrody, którą czło w ie k m im o w szy stk o p rzew yższa. A utorka n ie w id zi w sza k że pow odu, by krytyczn ie in terp retow ać k on cep cję przyrody u Przybosia.

(12)

w oczach p rzew raca s ię obnażona ziem ia do góry dnem krajobrazu,

n ieb o strącając w p r z e p a ść !17

Jed no stro n n o ść stanow iska P rzy b o sia w y jaśn ia m. in. pew ną przesadę dostrzegalną w jego k ry ty ce rom antyzm u. Jednakże przyw racając w swym w ierszu poezji człowieka jak o istotę rozum ną i czyniąc z bożka n a tu ry przedm iot ludzkich wysiłków , w yostrzył on spojrzenie w łaśnie n a te ele­

m en ty liry k i rom antycznej, k tó re w ym knęły się recepcji m łodopolskiej.

Stw orzył w ięc tym sposobem au tentyczn y dostęp do poezji rom antycznej.

J a k bardzo k ry ty k a ta była potrzebna, w skazuje choćby zainteresow anie n ią Broniew skiego, k tó ry trad y cji rom antycznej i neorom antycznej prze­

cież w iele zawdzięczał, a m imo to toczył z n ią ustaw iczny spór. Tam bo­

wiem, gdzie nie n astąp iła k ry tyczn a w ery fik acja dziedzictwa, u tru dniało ono tw órcy poetyckie opanow anie teraźniejszości. Np. sprzeczność dwóch koncepcji poetyckich: „ro b o tn ik a słow a” i natchnionego pieśniarza-„w ie- szcza”, k tó ra dla P rzy b osia w ogóle nie stanow iła ju ż problem u, Bro­

niew ski m u siał wciąż od now a rozstrzygać. M imo w erb alnych prób jej przezw yciężenia koncepcja „w ieszcza” jeszcze przez długi czas dom inow ała w p rak ty ce poetyckiej, co pociągało za sobą uprzy w ilejow an ie symboli ukształto w an y ch ju ż w rom anty zm ie i zan iedbyw anie analizy językow o- -o b razo w ej.

D ruga w o jn a św iatow a nad ała now ą w agę spraw ie aktualności dzie­

dzictw a rom antycznego. U tra ta niezaw isłości stw orzyła n a tu ra ln ą analo­

gię do przeszłości historycznej i n a now o zm obilizow ała w przeszłości tej u kształto w an ą poetycką postaw ę rzecznictw a patriotycznego w raz z pew ­ n y m i ten d en cjam i m esjanistycznym i. Nie mogło być jed n ak m ow y o pro ­ stym w skrzeszeniu sta ry c h wzorów. Po pierw sze, dla w ojennego pokole­

nia literack iego k ry ty czn y m k atalizato rem w stosunku do tra d y c ji rom an­

tycznych b y ła A w an g ard a la t d w udziestych i trzydziestych. Po drugie, bezprzykładność sy tu acji h istorycznej w zb ran iała przejm ow an ia tra d y c ji na ślepo.

Z m ieniła się p ersp ekty w a, z jakiej te ra z oglądano przyrodę. H istoria, sprow adzona przez Przybosia do zachw ytu n ad cywilizacją, u k atastro fi- stów z końca lat trzydziesty ch pod w rażeniem kryzysów ekonom icznych i politycznych urosła do roli groźnej m itycznej zmory, k tó rą następnie w ojna urzeczyw istniła i przelicytow ała: „Oto dopełnia się w nas legenda, koszm ar i baśń...” 18

Do św iadom ości histo rycznej określonej przez n iejasn e przeczucia

17 P r z y b o ś , L ir y k i, s. 57.

18 T. B o r o w s k i , D o n a rze c zo n e j. W : U tw o r y zeb ra n e. T. 1. W arszaw a 1954.

s. 143.

(13)

w ojny dołącza się now y stosunek do p rzyrody, n a stę p u je p o w ró t do n a ­ turalności człowieka.

My n iespokojni, ślep i i epoce w iern i, gdzieś d aleko idziem y, nad nam i p aździernik szum i liściem , jak tam ten łop otał sztandarem

(Cz. M iłosz, O k sią żce) 19

Logika działania historycznego w ym yka się podm iotowi, program paź­

dziernika rew olucji zastępuje październik opadających liści, a w ięc zredu­

kow any do asp ek tu kalendarzow ego. N astępu je exodus z h istorii do n a ­ tury, któ ra — idylliczna i zarazem żywiołow a — obiecuje ochronę przed m olochem dziejów :

P rzecież sian o p ach n ie snem a ukryta w nim m elod ia k an tyczk i tu li do m n ie d ziecięce p oliczki chroni przed złem

(J. C zechow icz, N a w si) 20

Rozwój histo ry czn y prow adzący do w o jn y i przede w szystkim sam a w ojna zniszczyły racjonalistyczną utopię „Z w ro tnicy ” , ta k że stosunek po­

m iędzy człowiekiem , histo rią (cywilizacją) i przyrod ą w ym agał uporząd­

kow ania n a nowo. P roduktyw ność nastaw io n a w yłącznie n a opanow anie św iata przedm iotów nie u g run to w ała now ej form y hum anizm u, lecz ja k pisał W alter B enjam in, w form ie w ykoślaw ionej zw róciła się przeciw ko człowiekowi :

Jeżeli n atu raln e zu żytk ow an ie s ił p rod u k tyw n ych b ęd zie nap otyk ało prze­

szkody ze strony porządku w ła sn o ścio w eg o , w ó w cza s rozw ój środków tech n icz­

nych, zw ięk szen ie tem pa, n o w e źródła en ergii — w szy stk o to b ęd zie parło do zu żytk ow an ia w sposób n ienaturalny. Sposob em takim b ęd zie w o jn a , która w raz ze zn iszczen iam i przez sieb ie sp ow od ow an ym i sta n o w i dow ód, że sp o­

łeczeń stw o nie dojrzało do w ła d a n ia techniką, a tech n ik a n ie b yła d ostateczn ie rozw inięta, aby uporać się z ży w io ło w y m i siła m i sp ołeczn ym i. W ojna im p eria li­

styczna jest reb elią tech n ik i, eg zek w u jącej na m a teria le lu d zk im uroszczenia, które sp o łeczeń stw o pozb aw iło naturalnego dla n ich m ateriału 21.

T ak więc d ru g a w o jn a św iatow a zdezaw uow ała k re a to rsk ą potęgę czło­

w ieka jako nieludzką. Zgodnie z ty m i dośw iadczeniam i — w now ej fu n k ­ cji przyw rócono do życia określone rom antyczne w a ria n ty i m otyw y, przy roda s ta ła się n a pow rót sferą uśw ięconą i schro n ien iem dla zagro­

żonego człowieka. Jej niespożyte trw an ie u jaw niało jego nicość oraz pro­

w okow ało skargi i o skarżenia n a tem a t bezbronności w obec śmierci.

19 P o e zja p o lsk a 1914-1939. A n to lo g ia . W ybór i op racow an ie: R. M a t u s z e w ­ s k i , S. P o 11 a k. W arszaw a 1966, s. 739.

20 J. C z e c h o w i c z , W y b ó r w ie r s z y . W arszaw a 1967, s. 24.

21 W. B e n j a m i n , L esezeich en . L eipzig 1970, s. 404.

(14)

Z persp ek ty w y dośw iadczeń n aro d u skazanego na w ytępienie n a tu ra ja ­ w iła się jako m acierzyń sk a in sta n c ja czyniąca zadość spraw iedliw ości, jako ostatn ia ostoja ludzkiego działania w obliczu niszczycielstw a h i­

storii.

L eżał nagi partyzant śp ie w a ły ptaki i m rów k i w ęd ro w a ły po w o sk o w y ch d łoniach

zak azali żandarm i pod karą pogrzebać n iech tak gn ije ścierw o bandyty

ziem ia ojczysta u legła poruszona jasn ą g ło w ę p rzygarnęła i w k lęsła .

(T. R óżew icz, D ola) 22

Z drugiej stro n y — w o jn a w łaśnie unicestw iła dziecięce zaufanie Czechowicza do opiekuńczej potęgi przyrody. P odm iot liry czny Różewicza m usiał się był przekonać, że rów nież i o n a została w ciągnięta w w ir niszczycielskich w ydarzeń, dość potężnych, by uniew ażnić jej ład.

Np. w ypow iedź o drzew ach n ieu błagan ie przeistacza się w jego ustach w w ypow iedź o w ojnie.

Jak dobrze M ogę leżeć w cien iu drzew a m y śla łe m drzew a już n ie dają cienia.

(T. R óżew icz, J a k d o b rze) 23

L iry k a ta przyw odzi n a m yśl konkluzję, której sam a nie dostrzega, że m ianow icie dla zag w aran to w an ia ładu w przyrodzie otaczającej czło­

w ieka trzeb a skierow ać w y siłek n a h isto ry czn ą n a tu rę człowieka. Róże­

wicz naszkicow ał zadanie, je d n a k nie był go w stanie ostatecznie sform u­

łować, poniew aż w zasadzie nie porzucił antyn om ii m iędzy przyrodą uzdraw iającą a p rzyrodą przez człow ieka zdepraw ow aną.

Byłoby św iadectw em teleologicznego m yślenia nie liczącego się z rze­

czywistością, gdyby częściowe podw ażanie pozycji już osiągniętych w poetyckim u jm o w an iu sto su nk u człow ieka do św iata chcieć k ry ty k o ­ w ać abstrakcy jn ie, tzn. o graniczając się do w skazyw ania na m inione osiągnięcia i z m ilczącym założeniem istn ien ia ciągłej lin ii rozw ojow ej.

22 T. R ó ż e w i c z , P o e zje ze b ra n e . W rocław 1971, s. 14.

23 Ib id e m , s. 105.

12 — P am iętn ik L iteracki 1973, z. 2

(15)

To, co z p ersp ek ty w y h istorycznoliterackiej w ygląda n a pew ien odw rót, często sam o je st odbiciem k o n k retn ej sy tu acji h isto ryczn ej, np. w ojny.

M ateriał lite ra tu ry polskiej dowodzi też, że w łaśnie w o jn a przeciw działała dialektycznem u ujęciu om aw ianego tu stosu nk u do p rzyrod y i tra d y c ji rom antycznej. Zastosow anie ponownie, w now ej funkcji, rom antycznego ujęcia przyrody i odrzucenie propozycji aw angardow ych było więc pro­

cesem zrozum iałym i artystycznie płodnym . Tym, k tó ry podjął problem przeciw ieństw a m iędzy św iatem przyrody a św iatem człow ieka i historii, b y ł Tadeusz Różewicz:

To w św ie c ie ducha, w tym fik cy jn y m , w ielo zn a cz n y m św ie c ie w y k u to m iecz, który przeb ił bok dobrego, ob ojętn ego stw o rzen ia : N a tu r y 24.

W dziedzinie tra d y c ji oznaczało to przejście od p ostaw y ro m antycznej do późnorom antycznej i dopiero te ra z m ogło pow stać pytan ie, czy n a s ta ­ w ienie tak ie je st w stan ie uchw ycić i odzw ierciedlić un iw ersaln e opano­

w yw anie p rzy ro d y przez człow ieka w spółczesnego i w ynik ające stąd no­

w ego rodzaju konflikty.

Zasady bierności i aktyw ności k reacy jn ej ok azują się biegunam i an- tynom icznej s tru k tu ry św iatopoglądow ej, z k tó rej pom ocą m ożna p rzed ­ staw ić ew olucję liry k i zajm ującej się przyrodą. W każdym utw orze po­

św ięconym n a tu rz e w y stę p u ją odniesienia do obydw u biegunów , jed n a k p u n k t ciężkości może w specyficzny sposób przesuw ać się w jedn ym lub w drugim k ieru n k u w zależności od potrzeb ekspresji i k o n tek stu k u ltu ­ ralno-społecznego. P ozw ala to m. in. iden ty fiko w ać jego funkcję. P rz e ­ m ian zachodzących w poetyckim stosunku do p rzy ro d y nie m ożna więc sprow adzać do kolejnego następ ow an ia po sobie m om entów poczucia tw órczej nad nią w ładzy i by cia jej tw orem . Przem ienność ta stanow i je ­ dynie k o n tu r typologiczny procesu, pod k tóry m k ry je się bogactw o zróż­

nicow anych zadań historycznych.

Z n iem ieck ieg o przełożył R y s z a r d H a n d k e

24 T. R ó ż e w i c z , F orm y. W arszaw a 1958, s. 65.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli warunki, w których znajduje się układ będący początkowo w stanie równowagi, ulegają zmianie, stan równowagi będzie się przesuwał w takim kierunku,. aby doprowadzić

Przyjmując światowe zużycie energii na poziomie z roku 2005 Przyjmując światowe zużycie energii na poziomie z roku 2005 wynoszące 1,585 * 10 13 W, możemy stwierdzić że

2009 roku, a jego maksimum przewiduje się na 2009 roku, a jego maksimum przewiduje się na grudzień 2012

3.Zamocowujemy pręt w uchwycie wiertarskim wkładając jego gładką końcówkę do otworu uchwytu, zablokować ją tam lekko przekręcając uchwyt w prawo a potem dokręcić

A method combining rapid sampling with cold methanol quenching and cold filtration- based washing was developed and found to be especially suitable for the determination of

O niektórych przejawach racjonalizmu w myśli. filozoficzno-teologicznej