ul. ŚWiec:zewsldego 23 tel/fu. 95 74110 70
81-300 M~ fu 95 742 20 41
Rok XIII nr 12/151
cena 2,80 vat 8%
Styl
~ ERAMIKA
- - -
- - -
- - - - - .
POMIARY l • PROJEKT!
TRANS PORT!
VVSZVSTKO G R A T I S ! ! !
SPRZEDAŻ l PROJEKTOWANIE ŁAZIENEK te/. 95 755 48 65 ZADZWOŃ PRZYJEDZIEMY
TO NIC NIE KOSZTUJE www.stylceramika.pl
Gospodarczy Bank Spółdzielczy Międzyrzecz
Kredyt
gotówkowy
W yczaru j
c udowne święta !
www.gbsmiedzyrzecz.pl
Międzyrzecz o. Biedzew o. Przytoczna
ul. Waszkiewicza 24 ul. Rynek 4 ul. Główna 44 66-300 Międzyrzecz 66-350 Biedzew 66-340 Przytoczna 1el: (095) 742 80 20 tel: (095) 742 80 59 tel: (095) 749 40 12
Wigilijne przemyłlenia
Niedługo Wigilia. Więc moje myśli skierowałam na zastanowienie się, na co tak naprawdę najbardziej czekamy w ten
wyjątkowy wieczór. Czy na zewnętrzną oprawę świąt, na choinkę skrzącą się całą gamą barw tęczy? Może na niespodzianki, które znajdziemy pod świątecznym drzewkiem? Może na pełną uroku
uroczystąkolację w gronie najbliższych?
Jeśli na te rzeczy czekamy i jeśli one są dla nas najważniejsze,
to znaczy, że wtedy święta obchodzimy na miarę naszych tęsknot,
które realizujemy przy pomocy dostępnych nam środków.
A może czekamy na świętą historię o narodzeniu Jezusa w Betlejem? Kim było to DZIECKO narodzone w stajence i położone
w żłobie? Czy rozumiemy coś z tego wielkiego misterium Boga i Jego działania, spoglądając na nieporadne, biedne Dziecię położone w żłobie?
Chociaż w wigilijny wieczór jakby oniemiali stoimy wobec czaru i cudu nocy betlejemskiej, to jednak bardzo rzadko rozumiemy coś z owej wielkiej tajemnicy, chociaż rozumieć i nie tylko rozumieć, ale także przeżywać powinniśmy.
Boże Dziecię daje poznać wielką tajemnicę tym, którzy nie
szukają w święta jedynie tego, co odmienia nasze powszednie
życie, ani też nie odczytująhistorii narodzenia Jezusajako czegoś,
co uświetnia i czyni szczególnie miłymi Święta Narodzenia
Pańskiego.
Tajemnicę i sens nocy betlejemskiej odkrywa Chrystus przed
szukającymi nagiej prawdy o sobie, rozumiejącymi swoją nędzę, chociaż czasami przykrytą bogactwem materialnym.
Niech te myśli pozwolą pochylającym się nad żłobkiem
betlejemskim na zadumę w ten wigilijny wieczór, bo oto:
"Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony.
Ogień krzepnie, blask ciemnieje Ma granice nieskończony;
Wzgardzony, okryty chwałą
Śmiertelny Król nad wiekami, A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami ... "
Przy wigilijnym stole, łamiąc opłatek święty wspomnijcie, że Dzień ten radosny w miłości jest poczęty, że jak mówi dawne, odwieczne orędzie, z pierwszą na niebie gwiazdką Bóg w Waszym domu zasiądzie.
Alina Piniarska
Kł h • k p B
Z pewnością wiele do powiedzeniaa po ue y-pomocni a na oga miałby
niejedenosiołek,
gdyby dano mudojść do głosu w wigilijną noc, tylko czy Choć ten bliski kuzyn konia cieszy się niezbyt pochlebną
opinią otoczenia, to towarzyszył człowiekowi od początku i nie raz ratował go z opresji. Obok reniferów Świętego Mikołaja, jest to jedno z najbardziej bożonarodzeniowych stworzeń, które budzi w nas wiele sympatii.
Osioł został udomowiony wcześniej niż koń, ale nigdy nie
podporządkował się nam do końca. Wszyscy jednak przymykali oczy na jego okazjonalne nieposłuszeństwa, ośli upór, skłonność
do wymierzania siarczystych kopniaków i przeraźliwe rżenie, bo potrafili docenić jego zalety. Pracowitość, siłę, wielką wytrzymałość i brak wybrzydzania, jeśli chodzi o codzienne menu. Osiołjest też bardziej cierpliwy i odporniejszy na choroby od konia.
Szczególnie upodobali go sobie autorzy Starego Testamentu. W tradycji starożydowskiej awansował na święte zwierzę królów i sędziów. Z czasem osiołek na swym grzbiecie
zaczął nosić biedaków zamiast obwieszonych złotem dygnitarzy, ale wcale nie przestał być zwierzęciem królewskim.
Osiołek służył Zbawicielowi jeszcze przed jego narodzeniem. To na jego grzbiecie brzemienna Maria jechała do Betlejem. To on pierwszy, razem z owcą i wołem, pokłonił się
nowo narodzonemu Jezusowi, ofiarowując mu dozgonną wiemość i ciepły, grzejący oddech. Zaraz potem osiołek ocalił
Chrystusa z rzezi niewiniątek, pomagając świętej rodzinie zbiec z Nazaretu do Egiptu. Kilkadziesiąt lat później, tryumfujący
Chrystus wjechał do Jerozolimy, a wiwatujący tłum rzucał liście
palmowe pod kopyta jego wiemego osła.
,,~---z~k~-;ji~hiii~j~~~~h-;i~ł~i~i-iJ~i~i~'·
Narodzenia i Nowego 2012 Roku,
życzęradosnego
przeżywaniatych
świątw cieplej rodzinnej atmosferze, a kolejny
nadchodzący
Nowy Rok niech
będzieczasem spokoju oraz realizacji osobistych
zamierzeń.•, 'łJf s~;;:;:~::::;~z;
~---'
wtedy nam, ludziom, nie byłoby z tego powodu głupio? Często przypisujemy własne złe cechy charakteru zwierzętom, które niczym sobie na nie nie zasłużyły.
Może więc warto pokochać kłapouchy?
Edyta Adamus ::J;;~s~i:·~~~~~~~~;·;h~ii;·;i~~-~;~~~~;;j,···--·,\
stało się- między
ludzi
wszedłMistrz- Wiekuisty"
C.
Norwid
W ten
świątecznyczas spotkajmy
sięprzy stole, przy którym nie zabraknie
światełkanadziei i
ciepłej,rodzinnej atmosfery. Niech przy zapachu strojnej choinki
upłynie pięknapolska Wigilia i
najpiękniejsze święta BożegoNarodzenia ...
Wesołych Świąt!
Zespół
redakcyjny
~---':
,---,
• Wraz z nadchodzącymi Świętami Narodzenia'-
Pańskiego chciałbym złożyć Wam, Drodzy
Mieszkańcy szczere życzenia,
Bożej Radości i Miłości w tym szczególnym czasie.
Wierzę, że Nowo narodzone
Dzieciątko pobłogosławi
Wam i Waszym Rodzinom.
Niech Gwiazda Betlejemska zwiastuje
na nowo tę Dobrą Nowinę, rozraduje serce i umocni
nadzieją na cały Nowy Rok/
Burmistrz Międzyrzecza
Tadeusz Dubicki
\
:
'·---*'
Wigilia w Wiśniowczyku
Wiśniowczyk, miejscowość znajdująca sil( obecnie na Ukrainie, był w czasach polskich dużą wsią gminną z bogatą historią, bo si((gającą XVI wieku. Byli mieszkańcy Wiśniowczyka uważają tę miejscowość za miasteczko, gdyż były w niej przeróżne urzędy i niezupełnie wyglądała na tradycyjną wieś podolską. W
Wiśniowczyku były urzędy- gminy i pocztowy, niedaleko siebie
funkcjonowały -
kościół i cerkiew, a
główna ulica ciągnęła się niemal do samej Zarwan icy. Była szkoła i sklepy, była również Strypa - urocza rzeka, którą z rozrzewnieniem
wspominają Janek, Waldek, Hania i ... Ale ona też potrafiła być
groźną ,
niebezpieczną i pełną w~row. To właśnie ona porwała na zawsze Stefana
Krzyżanowskiego. Lata wojny tragicznie doświadczyły mieszkańców Wiśniowczyka, a działania wojenne w 1944 roku
zniszczyły cerkiew i około 1/4 domów mieszkalnych. Wtedy
również zrujnowano dom Józefa i Marii Ulanowskich. Polacy starali sil( jednak przetrwać gehenn(( wojenną, ocalić życie i
uchronić tradycję oraz wartości chrześcijańskie. To było bardzo trudne w czasach stalinowskiej i hitlerowskiej okupacji, a także w okresie szalejącego terroru i bandytyzmu banderowców. A jednak
mobilizowały się udręczone matki i umęczeni ojcowie, by
zapewnić rodzinom wikt i dach nad głową, by dać im chociaż namiastkę świąt i normalnego życia. Szczególnie starano się, aby wieczerza wigilijna była zgodna z dawną tradycją, kultywowaną od wielu lat w Wiśniowczyku. Polski zwyczaj miał wyjątkową wymowę właśnie tam, gdzie zagrody naszych rodaków
sąsiadowały z domami Ukraińców i rodzin żydowskich.
A wigilie Polaków w Wiśniowczyku, oczywiście w dobie spokoju i pokoju, były bardzo uroczyste, radosne, rodzinne, nastrojowe. Nie zawsze były one bogate, bo nie wszyscy mieli dostatek w domu, ale mieli opłatek, kutię, gołąbki z kaszą gryczaną,
pierogi z kapustą i grzybami. Pani Anna Leszczyńska pamięta również gołąbki z kwaszonej kapusty i tartych ziemniaków, które jej mama Tekla Szmudrowska okraszała olejem. Z nostalgią za
"naszym domem" mówi również o małych wigilijnych pierożkach z makowym nadzieniem. Na nie dzieci czekały cały rok. Janina Roeske z Kłodzka, która dzieciństwo spędziła w Wiśniowczyku,
wspomina wigilię w jej rodzinnym domu, domu rodziny Ulanowskich. Podczas tej uroczystej wieczerzy spożywano barszcz
z czerwonych
kwaszonych buraków, tradycyjne pierogi,
obowiązkowo kutię,
ryby, kompot z suszu i inne smakowitości.
Polskie gospodynie
piekły ponadto różne
ciasta, w każdym domu
był świąteczny kołacz, drożdżowe wyplatane ciasto, charakterystyczne dla kresowej kuchni.
Były także "łamańce",
pszenne placki pieczone na kuchennej płycie.
Pojawiały się również
pierniki, ale te zapewne w
zamożniejszych
rodzinach. Świąteczne izby miały wigilijno-
bożonarodzeniowy
nastrój. Nie zawsze były w nich choinki, bowiem
wokół Wiśniowczyka nie
było lasów iglastych, ale na pewno każdy świerkowe gałązki wtykał
pod obrazy świętych.
Chaty pachniały sianem , bo ono znajdowało się pod
białym, nierzadko pięknie
wyszywanym obrusem. W domu Anny Leszczyńskiej
siano leżało na klepisku pod wigilijnym stołem, a w kącie stał snop dorodnego zboża. W każdym domu taki snop był, każdy gospodarz
przygotowywał go już podczas żniw. To była niemalże święta rzecz.
W rodzinie Jana Pacholika ten snop zastępował jakby brakującą choinkę. Brak w ówczesnym Wiśniowczyku energii elektrycznej
stwarzał przymusowy nastrój oświetleniowy, wszechobecne były
lampy naftowe i świeczki. Waldemar Ulanowski wspomina, że
zawsze święta Bożego Narodzenia były mroźne i śnieżne. Aura
podkreślała więc nadzwyczajność świąt i oblekała codzienną szarzyznę białym kolorem. Takie wigilie pamięta wielu mieszkańców Wiśniowczyka, na pewno Stanisław Świerzko i Stefania Jasińska, Jan Świerzko i może malutka wówczas Maria
Ł ysakowska, Władysław Kuryś i ...
Zupełnie inną była wigilia w 1944r. Wiśniowczyk,
wprawdzie w niewielkim stopniu, ale jednak był zniszczony przez front, który zatrzymał się tam na trzy miesiące. Wszelkie uprawy
były zdeptane, rozryte pociskami, najeżone drutami kolczastymi i
niewypałami. Brakowało żywności, banderowcy wciąż byli groźni,
w wiosce "chodziły słuchy" o wywózce Polaków za San. Ze spalonych i bardzo zniszczonych Złotnik do Wiśniowczyka przeniosła się radziecka komendantura wojskowa, utworzono
również istribitielnyj batalion, który pełnił wieloraką funkcję z
obławarni na banderowców włącznie. I w takiej niepokojącej
atmosferze, pełnej lęku i niepewności odbyła się skromna, wręcz
uboga wieczerza wigilijna w Wiśniowczyku. Przy postnych pierogach zasiadła rodzina Szmudrowskich, czyli - Stanisława,
Janina, Franciszek, Józef, Anna, Edward z rodzicami. Nikogo nie
zabrakło, wszyscy szczęśliwie wojnę i okupację przeżyli. W domu
Krzyżanowskich podczas ostatniej wieczerzy wigilijnej zabrakło
Stefana i Jana, zamordowanego przez bandę UPA. Była natomiast trzyletnia wówczas Janinka, która zapewne w ten dzień jadła smakowitą kutię. Rodzina Ulanowskich i Michockich także nie
zasiadła w komplecie do ostatniej wigilii w Wiśniowczyku. Nie
było seniora rodu, który wywieziony na Sybir
zmarł na "nieludzkiej ziemi". Nie powrócił
jeszcze z internowania Józef Ulanowski, nie
doczekała Bożego
Narodzenia - Danuta, siostra Janiny, Jadwigi, Waldemara i urodzonej znacznie później Wandy.
Była jeszcze wiara, że to
są ostatnie ofiary tej najtragiczniejszej z wojen. A potem, późnym
wieczorem płynęły słowa kolędy "Bóg się rodzi" z niejednego polskiego
domu, z kościoła. Tam bowiem odprawiał ostatnią pasterkę na podolskiej ziemi ks. Jan Pipusz. Doskonale ten uroczysty wieczór
zapamiętał Jan Pacholik, 9-letni wtedy chłopiec. Zapamiętał również kolędników, którzy w Boże Narodzenie wędrowali opłotkami od domu do domu ku radości szczególnie dzieci.
Cudacznie poubierani, z Herodem na czele głosili - "Jam Herod,
Wigilia pod baobabem
W cyklu wspomnień opisywałam różne
"gwiazdki"- żołnierskie, więzienne, jenieckie i syberyjskie, ale najbardziej zapamiętałam opowieść sybiraczki Stanisławy Czapnik z d.
Abramczyk o niezwykłej wigilii pod baobabem. Przypomnęjej fragmenty ...
14 lutego 1940 roku rodzinę p. Stanisławy
Rosjanie wywieźli do Szabuni koło Archangielska na Syberii. Ich los podobny był do przeżyć setek tysięcy zesłańców, bo wszystkim
towarzyszył podobny głód, strach, brak nadziei i rozpacz. Ale skąd
na zesłaniu wigilia pod baobabem? Otóż Jana Czapnika- męża p.
Stanisławy-przygniotło drzewo i w szpitalu dowiedział się, że w Tocku organizuje się polskie wojsko. Razem z innymi Polakami
ruszył do Armii Andersa. Moja rozmówczyni z rodziną znalazła się
w Taszkiencie, gdzie rodziny wojskowych otoczone zostały opieką
Amerykanów i mogli wyjechać do Pahlewi. W Iranie ubrali ich i nakarmili, ale odesłali do Afryki. l właśnie w tej gorącej Afryce
była pierwsza prawdziwa wojenna wigilia. Wprawdzie zamiast choinki - wysokie palmy i baobaby, ale była uroczysta msza, dzielenie się opłatkiem, a polskie kolędy i piosenki wojskowe
długo płynęły w afrykańską noc. Tubylcy ze zdziwieniem
spoglądali na białych cudzoziemców, którym do wtóru
przyklaskiwały głośno wrzeszczące małpy ...
Stanisława Czapnik zmarła w 2009 roku. I oto mam przed
sobą opowieść jej córki - Franciszki Kani, która razem z mamą była na zesłaniu. "Tak było ... " to historia zesłania widziana oczami ~ziecka. Autorka pisze w krótkim wstępie: "Skończyłam
70 lat. Zycie mnie nie rozpieszcza/o. Wiem, że pokolenie moich wnuków nie interesuje się przeszłością w ogóle. Ale przecież i Oni
będą w moim wieku. Może wówczas chcieliby się czegoś dowiedzieć o życiu swoich przodków.
Nas już jednak nie będzie. l wtedy być może sięgną po tę
"sagę". Jest to droga ich prababci Stanisławy i moja - babci Franciszki".
Mam to szczęście, że jestem zaprzyjaźniona z młodszą siostrą
p. Franciszki - Teresą Domaszewicz - honorowym członkiem międzyrzeckiegoKoła Związku Sybiraków. To dzięki Teresie mam
możliwość poznania rodowodu i historii zesłania na Syberię zakończonego w Masindi w Afryce, których fragmenty, za zgodą
autorki, zamieścimy na naszych łamach. W tym numerze
zapowiedź pasjonującej lektury.
Izabela Stopyra
; Moje święta
... w dzieciństwie były raczej smutne. Była choinka, ale nie
yło radosnej atmosfery, bo mama jakoś zawsze była zła. Pierwszy rezent "podchoinkowy" dostałam, jak miałam 11 lat i to nie w odzinnym domu, ale u kuzynostwa w Poznaniu. Była to broszka z izerunkiem poznańskich koziołków i długo był to mój największy
karb. Potem mama zmarła i było jeszcze smutniej, chociaż tatuś
ardzo się starał, żeby było świątecznie. Pamiętam, że brat nie chciał
hoinki, ale tak płakałam, że ulitował się nade mną i przyniósł.
król świata całego. Jam król potężny narodu wszelkiego. Na moje
zawołanie niech przede mną feldmarszałek stanie... " I to był
niezapomniany akcent rozrywki podczas ponurych i tragicznych lat wojennych w dalekim Wiśniowczyku w pobliżu Podhajec.
Jadwiga Szylar
Wigilia w Masindi-oczami dziecka
Pierwsze święta wszyscy bardzo przeżywali. Pozostawili na
wieczność swoich bliskich na Syberii, w Kazachstanie czy Uzbekistanie. Teraz żyliśmy w buszu, w domkach z gliny pokrytych trawą słoniową, wśród odgłosów dzikich zwierząt. Nie
było kościoła, szkoły, szpitala. To wszystko mieszkańcy Masindi postanowili zbudować własnymi siłami. Przed świętami w
oddziałach szkolnych ćwiczyliśmy jasełka, które potem
przedstawialiśmy mieszkańcom osiedla. Uczyliśmy się kolęd i wierszyków okolicznościowych.
W domkach zbierali się najbliżej mieszkający i wspólnie przygotowywali kolację. Nie było drzew iglastych, więc choinkę zastępowało drzewko liściaste przystrojone w kolorowe papierowe
łańcuchy, jeżyki, kule, wydmuszki i cukierki. Na stole pojawiły się
ciasta, pierogi z owocami (nie było kapusty, twarogu, maku, grzybów), naleśniki z owocami i różne afrykańskie owoce z
przydomowych ogródków. Jedynie opłatek przypominał nam
Polskę. Po kolacji wszyscy udawali się na pasterkę, która
początkowo odprawiana była pod gołym niebem. Po 2 latach
mieszkańcy zbudowali kościół p. w. Matki Boskiej
Częstochowskiej Królowej Polski. Następne pasterki odprawiały sięjuż w kościele. Pamiętam, że nie tylko pasterka, ale i każda msza
kończyła się pieśnią"Boże, coś Polskę". Wszyscy zawsze płakali.
Nie były to radosne święta, ale wryły się w moją pamięć na zawsze i wspominam je z rozrzewnieniem.
Franciszka Czapnik - Kania
Jak już byłam sama
z
synem Tomkiem, to starałam się, żeb było świątecznie i uroczyście. Prezenty też były, ale gdzie im d tych, które teraz dostają dzieci. Oboje nie lubiliśmy śledzi, al tradycja, to tradycja. Kupowałamjednego śledzia, przyrządzałama potem ... wyrzucałam.
Dopiero w bardzo dorosłym życiu święta są dla mnie piękne
radosne, tradycyjne, rodzinne, no i bardzo polubiłam śledzie, któr pod różną postacią ~ółują na wigilijnym stole. Przez wiele la
doświadczam, że piękne święta można przeżywać tylko
kochającej się rodzinie, bo tylko taka daje radość wspólneg oczekiwania na Boże Narodzenie.
zybko ją ustroiłam i długo się w nią wpatrywałam. Była
J
~ ~~~·sz~chociażba~os~omn = a ~ · ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~- ( ~ s_ to ~ p ~ ~
Święta ...
czyli co, g dzie, kiedy, j ak?
Dostałem od naczelnej propozycję napisania tekstu na temat
świąt Bożego Narodzenia. Prawie 59 lat temu pokropiono mi
głowę w żoliborskim kościele pw. św. St. Kostki. To był jednocześnie mój ostatni kontakt z Kościołem rzymsko -katolickim i pozostałem zatwardziałym ateistą. Cóż więc zrobiłem? Postanowiłem sięgnąć do źródeł, przypomniałem sobie, jak feldkurat Otto Katz przygotowywał się do udzielenia ostatniego namaszczenia i wraz ze Szwejkiem zaczęli studiować świeżo zakupiony katechizm. Niestety, nie miałem tak
doskonałego konsultantajak szeregowy Józef Szwejk, który umiał wyjaśnić najbardziej zawiłe sprawy. W Piśmie świętym nie
znalazłem żadnej wzmianki o pochodzeniu Boga. Zdaje się, że jak Armia Czerwona w prastarym dowcipie- zawsze był,jest i będzie.
Zdecydowałem się więc poszukać odpowiedzi, gdzie (?)
narodził się Jezus Chrystus. Wiadomo z licznych książek, że urodził się w Betlejem, w budynku gospodarczym zwanym często stajenką. Cóż, niewąska musiała to być stajenka, skoro zmieściło się w niej tyle inwentarza. Ale w stajni nie było konia, a cóż to za stajnia bez konia? Może był zajęty czymś innym? Jeszcze jeden
szczegół - w Betlejem udostępnia się zwiedzającym Grotę
Narodzenia Pańskiego. Więc gdzie to się w końcu zdarzyło?
Kolejne pytanie- kiedy?
Odpowiedź jest na pozór prosta- 20 li lat temu 25 grudnia.
Owa prostota odpowiedzi jest jednak zwodnicza. W Judei
obowiązywał wówczas kalendarz rzymski, który składa się z dziesięciu miesięcy. Ślady tego pozostały w wielu językach, gdzie ostatnie cztery miesiące mają po prostu numery: siódmy, ósmy,
dziewiąty i dziesiąty. Dni w tym kalendarzu nie były też
numerowane, oznaczano tylko tzw. kalendy (stąd kalendarz) czyli
początek, koniec i środek miesiąca. Z tego, co słyszałem, jest to jedna z większych udręk studentów historii. Skąd więc ów 25 grudnia? Idźmy dalej - dlaczego akurat 20 Ił lat temu?
Astronomowie dość dawno obliczyli, że kometa nazywana
gwiazdą betlejemską była widoczna na Bliskim Wschodzie-tyle,
że trzy lata wcześniej i do tego na wiosnę. Są więc trzy pytania bez odpowiedzi. Pora na ostatnie, na które odpowiedź jest powszechnie znana - jak? Jak świętujemy? Typowo, czyli w trakcie zbiorowego obżarstwa, niekiedy zakrapianego.
Parniętam jedną taką Wigilię, którą w roku bodaj 1969
spędziłem wraz z rodzicami. Pilnie zająłem się pokaźną michą
barszczu z uszkami, potem były pierogi i moje ulubione danie, czyli śledzik z cebulką, kwaśnym jabłkiem i grzybkami. Na wszystko ze szczytu choinki spoglądało krągłe oblicze Mao Tse -tunga, którego portret osobiście tam umieściłem i mimo szantażu
nie zdjąłem. Nagle moja rodzicielka poczuła nagły przypływ pobożności, bo podniesionym głosem zaczęła przekonywać nas o
wyższości ,,naszych" świąt nad świętami innych nacji i religii.
Ojciec słysząc to - dyskretnie wstał od stołu i podśpiewując pod nosem "stul pysk Apollo i wy muzy głupie, jam mędrzec grecki, mam was wszystkich ... ", po czym przyjął stosowną pozycję na wersalce odgradzając się od świata świątecznym numerem Polityki. Ja poświęciłem się organoleptycznej kontemplacji wspomnianego śledzia. Mamuśka, zasłuchana w swym lekko
ochrypłym głosie (była przedszkolanką), nie zareagowała. W pewnym momencie wjechała na mahometan zarzucając im, że
nawet pościć nie umieją, bo w czasie ramadanu nie jedzą i nie piją,
ale tylko w dzień, bo w nocy jest ciemno i Allah nie widzi. Masz
rację, powiedziałem, nie ma to jak porządny katolicki post. Kiedy
już uporałem się ze wszystkimi smakołykami świątecznego stołu, powlokłem się do apteczki, aby przy pomocy kropelek miętowych uporządkować sytuację w swej bebeszni. Tym razem mamuśka była nader szybka. Ja zostałem objechany jak beczka od smoły za
głoszenie poglądów niezgodnych z jej światopoglądem. Poparła to
machnięciem mokrą ścierką, ale nie trafiła. Ojca potraktowała jak
św. Michał diabła, bo jak nie ma pojęcia o wychowaniu, to niech
się za nie nie bierze. Ostatni dostał swoją porcję wiszący na choince Mao Tse-tung. N i e mam pojęcia, za co.
Reszta świąt upłynęła w atmosferze głębokiego
zrozumienia, skupienia i cudownej ciszy. Od tej pory staram się unikać świąt-szczególnie w gronie rodziny.
Lech Stanisław Franas
Moje gwiazdkowe wspomnienia
Zbliżają się moje ukochane święta Bożego Narodzenia. Co prawda za oknamijeszcze króluje żółć i czerwień tańczących liści
na wietrze, a my możemy cieszyć się ciepłymi promieniami
słońca, ja już jednak powoli zaczynam wchodzić w nastrój nostalgii, a zarazem radości z przygotowań do kolejnych świąt. Jak co roku powracają wspomnienia z czasów, gdy było się dzieckiem, a choinka była najpiękniejszym i najbardziej pachnącym
elementem dekoracji mieszkania mojej babci Helenki. Wszystko było takie pełne świątecznych smaków, kolorów i ciepła, jak moja babcia.
Te fascynujące dni spędzałam wraz z rodzicami, siostrą i resztą rodziny w
Zbąszyniu, skąd pochodzę, tam też zawsze
kieruję swoje myśli, gdy co roku siedzę przy wigilijnym stole. Zbąszyń jest niewielkim, urokliwym miasteczkiem w Wielkopolsce, które od zawsze posiadało swojego Gwiazdora, a ten odwiedzał dzieciaki z workiem pełnym prezentów. Doskonale
pamiętam zimowy, wigilijny wieczór, razem z siostrą nie mogłyśmy się już doczekać wejścia do pokoju, gdzie stała choinka, a pod nią upragnione prezenty. Niestety, pokój
pozostawał bardzo długo zamknięty, a my aż
piszczałyśmy z niezadowolenia pod drzwiami. W domu pachniało świerkiem i pysznościami babci, ale kto by tam w wieku 5 i 4 lat
zwracał uwagę najedzenie, dla mnie i mojej siostry najważniejsze były podarunki od Gwiazdora. Kiedy w końcu wpuszczono nas do
"świątyni prezentów", stanęłyśmy obie jak wryte. Pod choinką stały dwa łóżeczka z lalkami, blondynką i brunetką, a ich wygląd stał się bezpośrednim powodem zamieszania. Obie zaczęłyśmy biegać po pokoju niczym poparzone
wrzątkiem, bo przecież jak tu się w jednej chwili zdecydować na blondynkę czy
brunetkę? Rodzina patrzyła na nas z niedowierzaniem, my zaś przez kilka chwil
byłyśmy zdezorientowane i miałyśmy mętlik w
głowie. Kiedy w końcu udało nam się ustalić,
która lalka jest moja, a która mojej siostry (po
małej szarpaninie), to i tak dość długo tego wieczora zastanawiałyśmy się, czy wybór był
dobry.
Tego wieczora czekała nas jeszcze jedna niespodzianka i kilka kolejnych prezentów, które przyniósł nam osobiście Gwiazdor we
własnej osobie, emocji było moc. Jego
Dostojność Gwiazdor wszedł do mieszkania
dzwoniąc dzwonkami z ogromnym impetem.
Parniętam, był ubrany niczym biskup w długą,
złotą szatę, miał także złotą wysoką czapkę i białą brodę, a w ręce dzierżył długą, zakręconą na samej górze laskę. Wydawał mi się ogromną postacią zajmującą całe wejście do pokoju, co jeszcze
potęgowało nasz strach, więc od razu usiadłyśmy na tapczanie
otwierając szeroko oczy z przerażenia. Gwiazdor przywitał się z nami spokojnie i zaczął zadawać pytania, a to czy jesteśmy
grzeczne, a czy kochamy babcie i rodziców, czy chodzimy do
kościoła, ale najtrudniejsze zadanie pozostawił na koniec "a teraz powiedzcieAniele Stróżu Mój". No i zaczęło się, stres nie pozwolił
Wigilijne wspomnienia
"Wigilia. Opłatek. Choinka z lasu.
A przede wszystkim bliskich obecno.fć.
Wzruszenie i radość na miarę czasu.
Szczere życzenia. Mi/ość. Serdeczność. "
Takie właśnie są Święta Bożego Narodzenia- niezwykłe w swej magicznej, rodzinnej atmosferze. Moje święta to dom w Obrzycach, które zimą mają swój szczególny urok. Z okna pokoju
widać było ogród przysypany śniegiem albo
patrząc z innego pomieszczenia las pełen
drzew przykrytych śnieżnym puchem. Święta mojego dzieciństwa to przede wszystkim ogromna sięgająca sufitu prawdziwa choinka, którą
ubieralam zawsze w
wigilię z moim tatą.
Parniętam kolorowe, papierowe lańcuchy oplatające nasze drzewko i
różnokolorowe bombki,
chociaż upływ czasu
spowodował, że wiele z tych ozdób po prostu
zniszczyło się lub zbiło.
Do dziś w każde święta na
honorowym miejscu wieszam szklanego bałwanka, którego
dostałam od śp. Haliny Szwedkowicz- mamy mojego przyjaciela z
dzieciństwa. We wspomnieniach z dawnych lat mam przede wszystkim zapachy i smaki przygotowywanych przez mamę
potraw. Najfajniej było, kiedy w wannie dwa dni przed wigilią pływał karp, a my z mamą w trosce o jego dobro karmiłyśmy go
rzucając mu okruszki chleba. Widzę tę scenę wyraźnie
podpływającego karpia, który otwierał swój pyszczek i łapał chyba powietrze, a nie chleb, ale my wierzyłyśmy, że łapie nasze okruszki i
dzięki temu nie jest głodny. Najważniejszy był zapach i smak makowca, którego znaczną część podjadałam zanim gotowy do wypieku znalazł się w piekarniku. U nikogo nigdy już nie jadłam
Z a p ra szamy
9 grudnia 20llr. o godz. 1900 do sali MOK w
Międzyrzeczu na recital romansów Aleksandra Nikolajewicza Wertyńskiego w wykonaniu Jerzego Garniewicza, któremu akompaniuje Jacek Fokt.
L
To będzie wieczór sentymentalnych wzruszeń._ - - - Redakcja
J
nam na logiczne myślenie, zaczęłyśmy bąkać paciorek na zmianę,
co wywołało salwy śmiechu nie tylko u rodziny, ale przede wszystkim u samego Gwiazdora.
Wieczór obfitował w prezenty, ale i rozbawione komentarze rodzinki, mnie zaś pozostawił w pamięci niezapomniane wrażenia,
do których bardzo często powracam (na zdjęciu ja i moja siostra Justyna).
takiego popękanego,
c u d n e g o
drożd żowego
m a k o w c a . Wspominam też z w i e l k i m wzruszeniem moment, gdy
wracałam z pasterki, a mama uważając, że
to już właściwie zaczął się pierwszy
dzień świat (było to
około l w nocy)
czekała na mnie ze
świąteczną szyneczką z ćwikłą.
MyśiQ, że w rodzinnym domu
spędziłam około 50 Świąt Bożego Narodzenia i niezmienna była ich atmosfera i poczucie
bezpieczeństwa,
Katarzyna Sułkowska
jakie dawali mi zawsze rodzice. Czas biegł nieubłaganie naprzód.
Odeszłam "na swoje", ale wigilia była prawie zawsze w Obrzycach- taka tradycja i traktowałam to jako oczywistość. Na jedną wieczerzę, już jako dorosła nie dojechałam do Obrzyc z powodu awarii samochodu. Była to wigilia inna, bo wiedząc, że jadę na
święta do rodziców, niczego właściwie nie miałam wigilijnego w
swoim domu do jedzenia. Zaholowani wróciliśmy do swojego domu, w którym w lodówce była tylko biała kiełbasa. Rozpacz,
tęsknota i żal za rodzinnym domem, rodzicami i wigilijnymi
smakołykami. W pierwszy dzień świąt przyjechali rodzice z
wieczerzą i urządziliśmy wigilię, prawie jak w Obrzycach. Od tamtej pory upłynęło morze czasu, mam swojąrodzinę i dziecko też
ma już swoją, w ogóle zmieniło się wszystko, ale w każdy wieczór wigilijny wracam myślą do obrzyckiego domu pachnącego
drzewkiem z lasu i potrawami mojej mamy. l takjuż zostanie ...
Mariola Solecka
Naród był z partią, a gdzie duch partii w narodzie?
Należę do pokolenia, które wyrosło w otoczeniu haseł,
transparentów i ze zrozumieniem przyjmowało doniosłą rolę partii w narodzie. Było to oczywiste i normalne. Potem przyszedł rok 1989 i należało sobie przyswoić inną definicję demokracji, poznać już na powrót nieco zapomniane słowo: pluralizm i oswoić z
wolnością słowa, wypowiedzi i poglądów. Jak ostatnie
doświadczenia życia społecznego i zawodowego pokazują, ta wiedza zbyt długo nie była potrzebna ... Co się dziwić ludziom, że
potem wzdychają za komuną? Wszyscy mieli pracę, nie było takich kontrastów w społeczeństwie, a i na skargę było gdzie iść, bo pierwszy sekretarz mógł prawie wszystko, a czasem wszystko.
Wcale nie jestem fanem tamtego systemu, ale nasza demokracja potrzebuje jeszcze ze dwóch pokoleń, żeby było normalnie, a nowy kapitalizm, w którym nam przyszło funkcjonować, jeszcze wielu ludzi skrzywdzi, zanim okrzepnie i nabierze klasy. Coraz częściej
zapominamy co to wolne soboty, kodeks pracy i koleżeńskość.
Prześcigamy szczury i drżymy przed utratą pracy, bo kto się za nami ujmie, kto wesprze i pomoże? Umiesz liczyć-licz na siebie.
To motto przyświeca dziś każdemu. Stąd duch wspólnoty, demokracji i społecznikostwa ulotnił się znad Polski już dawno, trwale i odfrunął daleko, bardzo daleko ... Tegoroczna jesień
wyborcza powiała plakatami, hasłami i nowymi ludźmi. Właśnie przeczytałem skład nowego rządu zaproponowany przez nowego- starego premiera. Po raz pierwszy w naszej nowej demokracji ta sama koalicja rządząca nadal będzie sprawować władzę.
Sprawować ją będzie na mocy wyboru naszej społeczności, choć
frekwencja wyborcza, zgodnie z prognozami nie była, niestety,
zadawalająca. Sprawować ją będzie także z nadania partii
rządzącej ... No właśnie, tylko gdzie jest ta partia? Co się stało z partiami w naszym kraju? Czytając różne miesięczniki i tygodniki opinii, a przed wyborami parlamentarnymi wypada to
robić szczególnie uważnie, napotkałem na ciekawe zestawienie, które mnie zszokowało! Czy wyobrażacie sobie, że zaledwie l%
Polaków należy do partii politycznych? Najliczniej jest reprezentowany PSL, który ma około 128 tys. członków, SLD-
około 70 tys., a partia zwycięzcy wyborów parlamentarnych-około
46 tysięcy. Wygląda na to, że są to dane mocno zawyżone, czego namacalnym dowodem jest gorzowska afera z martwymi duszami wpartii ...
Ciekawych szczegółów liczebności naszych polskich partii
odsyłam do tygodnika "Angora" z 9 października 20 II. To jest zapewne odpowiedź na to, czemu wciąż w partiach, a co za tym idzie w elicie rządzącej naszym krajem, od lat są te same twarze. Po prostu- ordynacja wyborcza jest upartyjniona, a w partiach siłą
rzeczy jest ograniczona liczba kandydatów. No i zawsze trzeba żyć
w zgodzie z szefem partii ... Nasz naród potrzebuje jeszcze wiele czasu, aby zrozumieć, że niekoniecznie musi podążać ramię w
ramię z partią. To oczywiste, że wielu ludzi mądrych, rozsądnych i kompetentnych wcale nie chce się zapisywać do partii. Po co
wkładać się w ramki, dać stemplować jakimś szyldem i myśleć tak, jak każe partia? Ale bez tego nie ma szans na sprawowanie jakiejkolwiek ważnej funkcji w państwie, bo tam funkcjonuje klucz partyjny. Nie jesteś w partii, to nie ma ciebie w parlamencie czy
rządzie, nawet w strukturach wojewódzkich, czasem nawet powiatowych. Kwadratura koła! Zawsze byłem zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych. W tych wyborach tak
Do przemyślenia ...
Nawiązując do listopadowych Wszystkich Świętych i Zaduszek z przykrością stwierdzam, że po zapadnięciu zmroku na
międzyrzeckim cmentarzu panowały egipskie ciemności i można było nie wiadomo od kogo dostać po gębie albo stracić torebkę.
Tych ciemności nie rozjaśniały tysiące lampek przykrytych
właśnie wybieraliśmy naszych senatorów. Ale co z tego, skoro tylko czterech na stu dostało mandat z niezależnego komitetu, nie firmowanego partią? W ciąż pamiętamy transparenty z minionej już
epoki. Nie ufamy jednostkom, a szyldom i programom, których obietnice nie są rozliczane. Nie jest jednak tak źle, bo w poprzednim senacie tylko jeden deputowany był niezależny.
Popatrzmy, jaki imponujący wzrost. .. Czyli założenie z dwoma jeszcze pokoleniami, niezbędnymi do zmian jest słuszne. Na razie czeka nas zaciskanie pasa. Cięcie ulg i reform, becikowe dla nielicznych, podatki w górę, reforma emerytur. Będziemy pewnie zdrowsi, bo za chwilę nie będzie nas stać na samochody, albo na
opłaty na budowane w pocie czoła autostrady. Samochód to wielki
kłopot, o czym wiedzą ci, którzy zamiast jak Bóg przykazał, wyjechać nim z salonu, przywieźli go sobie zza granicy. Teraz starosta każe im iść do sądu, aby odzyskać pieniądze niesłusznie należne skarbowi państwa, rządzonego nie za pomocą logiki i
rozsądku, a partyjnego klucza. Powiat nie ma pieniędzy na zwrot
już wydanych pieniędzy, państwo uważa, że nic się nie stało, a
człowiek niech sobie pluje w brodę w samotności ... W ciąż nie szanuje się człowieka w naszym państwie, bo przecież jednostka niewiele znaczy. Stąd zapewne warto zaopatrzyć się w kolejnym
międzyrzeckim markecie w tanie kijki podtrzymujące słabo umięśnione nogi, odzwyczajone od spacerów i wzorem coraz liczniejszych "sportowców" z nisko pochyloną głową pomykać
pieszo. Omijajmy apteki, bo leki zdrożeją nawet o 100%. Nie patrzmy na wystawy, bo na coraz mniej nas stać, a urząd pracy i tak niewiele ma do zaoferowania. Po co się denerwować? Szkoda zdrowia... Dobre zdrowie jest niezbędne, bo w szpitalach są doskonałe kontrakty dla menedżerów ale już w zasadzie nie ma ich dla pacjentów, bo fundusz nie ma pieniędzy. Dobre zdrowie jest konieczne, żeby samemu zrzec się renty, bo po co mają ją nam
zabrać, a wiadomo, że nie ma pieniędzy ... Dobre zdrowie jest też
konieczne, żeby dożyć do 67 lat i najlepiej ani dnia dłużej, bo nie ma pieniędzy na emerytury. Najmłodszy minister potrzebuje czasu,
żeby się wykazać, ale nam może go zabraknąć. Podobnie jak
cierpliwości. Ale nic nie poradzimy. Musimy cierpliwie czekać, pełni ufności, że czarne scenariusze nie sprawdzą się i w końcu w naszym kraju będzie lepiej. Szczególnie człowiekowi,
normalnemu, zwykłemu, nie tylko temu, co zasiada bardzo wysoko. Może trzeba obudzić ducha partii w narodzie? Bo jak mawia mój ulubiony Norwid:
Nie jesteś z Miłości ogólnego Ducha,
Lecz z ducha-partii, który, co pochlebne, słucha.
Szukaj swoich przyjaciół, dla innych miej męstwo, Miłość nie bitwą żyje, życiem jej zwycięstwo.
Trzeba mieć przyjaciół i swoje zdanie. Obudzić ducha partii i
człowieczeństwo w narodzie, ale wreszcie pogrzebać partie, obłudę
polityki, szyldy i obietnice. Może wtedy tak niewielu nie będzie gotować losu tak wielu ... Od nas tylko zależy ta przemiana, choć to
długa droga. Na razie porzućmy czarnowidztwa i poczekajmy na
ocenę tego, czego wizję roztoczył przed nami premier.
Cierpliwości, narodzie. Zawsze możemy w "międzyczasie" pójść
na orlika i "pokulać gałę"!
Jarosław Szałata
kapturkami i wielka szkoda, że nie można było pospacerować
alejkami, bo tych alejek też nie było widać. Ludzie wpadali na siebie błądząc we mgle w szybko zapadającym zmroku. Moja
przyjaciółka Dana ma dobrąpropozycję-żeby chociaż świątecznie wytyczyć cmentarne alejki solarowymi lampami, które potem
można zebrać i przechować do następnego roku. A jakie pochwały zebrałby zarządca cmentarza (monopolista na naszym terenie), bo teraz to ludzie strasznie psioczyli i mieli rację. Muszę zarządcy tę propozycję przedstawić.
W marketach już 2 listopada pojawiły się ozdoby choinkowe i różnej wielkości czekoladowe Mikołaje. Ale ceny nieustannie rosną. Na początku grudnia otwarcie kolejnej Biedronki, które jakoś polubiły nasze miasto. To już prawie inwazja. Na pewno będąjakieś promocje i tłumy kupujących. Na
piętrze - raj dla zakupoholiczek - podobno galeria handlowa z
markową i tanią odzieżą. Ale czy razem z otwarciem? Lubię
Biedronki, ale i tak najbliżej mam NETTO, gdzie najczęściej robię
zakupy.
W listopadzie byłam też na kolejnej edycji przyznania stypendiów różnokierunkowo uzdolnionej młodzieży (obszerna relacja w numerze). Zarząd, członkowie i wolontariusze stowarzyszenia Wspieramy Młode Talenty szukają wszędzie pieniędzy, żeby te stypendia były i pomagały w realizacji marzeń.
Cieszy fakt, że Piotr Pawłowski, którym opiekował się Edward Fedko, studiuje, znalazł pracę w kancelarii prawniczej i
zrezygnował ze stypendium, żeby mógł je otrzymać inny zdolny
uczeń. Piotr Kłebieko (stypendysta od gimnazjum-już magistrant na UAM w Poznaniu - kierunek Administracja - zajął się
podatkami. Kiedy go zapytałam dlaczego właśnie podatki, które dla mnie są chińszczyzną odpowiedział skromnie, że już Beniamin Franklin stwierdził, że w życiu są tylko dwie rzeczy pewne-śmierć
Stypendystka Paulina
Paulina Kozdrowska zachwyciła mnie swoją grą na flecie poprzecznym w czasie wręczania stypendiów młodym, zdolnym uczniom przez Zarząd Koła Wspieramy Młode Talenty. Paułina jest
uczennicą klasy IIl LO i IV kl. PSM I stopnia w Międzyrzeczu.
Przygotowuje się do matury i o dziwo, znajduje czas na grę na fortepianie i flecie poprzecznym. Jej przygoda z muzykązaczęła się
bardzo wcześnie, bo już w II klasie szkoły podstawowej, a pasja rozwijania umiejętności i spełnienie marzenia gry na wysokim poziomie na flecie poprzecznym trwa nadal. Paułina interesuje się
K oncert "SZANSY"
21 października odbył koncert pod patronatem burmistrza
Międzyrzecza Tadeusza Dubickiego, w którym udział wzięło wielu niepełnosprawnych wykonawców. Sala Hotelu "Duet" doskonale przygotowana do kameralnych występów i pięknie, nastrojowo udekorowana przez Kasię Nyczak-Walaszek, pękała dosłownie w szwach. Gospodyni przedsięwzięcia, przewodnicząca "Szansy"
Sylwia Guzicka wraz z Anną Marią Szulgą, nie pozwoliły sobie na odpoczynek, witały gości, pilnowały porządku występów i dla
każdego znałazły czas na ch w i łę rozmowy.
Koncert brawurowo poprowadził utalentowany Bartek
Orzeł, za co usłyszał słowa uznania i
podziękowania od pani
Szułgi, jak również
zapewnienie, że nie
będzie mógł odmówić następnego spotkania z
"Szansą" przy mikrofonie.
Najważniejsze
osoby tego wieczoru to przede wszystkim sami wykonawcy: Kasia
Leśkiewicz, Ania Wawrzyniak, Karolina Szulga, Ma rcin Lachowiec, Monika Kubiak, Patryk Pietrusik, Michał
i podatki, no i wybrał to drugie.
Co mnie cieszy?
- Bardzo różnorodne zainteresowania i sukcesy młodych
stypendystów;
- Po raz pierwszy przyznano stypendia im. Zofii Ratajczyk, o co sama też apelowałam na naszych łamach;
- Burmistrz T. Dubicki podpisał trzyletnią umowę na pomieszczenie dla stowarzyszenia w Bibliotece Miejskiej.
Co mnie smuci?
Decyzja dyrektora MOK, który zgodził się wynająć salę na
uroczystość wręczenia stypendiów - za odpowiednią opłatą! Aż
trudno uwierzyć, że pieniądze przesłaniają taki piękny cel. Panie dyrektorze- było nam wstyd, bo kultura znowu przegrała z prozą życia.
Przed nami najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia, ale najpierw szaleństwo zakupów, pożyczki na prezenty, gotowanie, pieczenie, sprzątanie i wreszcie-cudowne lenistwo.
Pachnąca choinka, błyskające lampki, odświętne stroje,
kolędy i ta niepowtarzalna atmosfera wigilijnej nocy Bożego
Narodzenia.
Wesołych Świąt!
teżjęzykami obcymi i sportem. Od 8 lat gra w Zespole Muzyki Dawnej Antiquo More, z którym corocznie zdobywa wiele nagród.
Chce studiować germanistykę na Uniwersytecie Szczecińskim i uczyć dzieci
języka niemieckiego.
Paulina-gratuluję ci zapału i chęci
do nauki. Życzę powodzenia w realizacji
życiowych planów.
Katarzyna Sułkowska
Pietrusik, Tomasz
Małaiak, którzy
zaśpiewaJ i znane utwory Ka s i Kowalskiej, Dody, Czerwonych Gitar i recytowali wiersze Jana Brzechwy.
Marcin zaprezentował
swój autorski utwór i
sprawił, że cała sala rozbawiona tekstem i
Izabela Stopyra
jego rytmicznym wykonaniem, kłaskała w dłonie z całym
impetem.
Uczestnicy koncertu zostali nagrodzeni nie tylko brawami, ale także upominkami i dyplomami dzięki sponsorom, którzy jak zwykle nie zawiedli: Urząd Gminy Międzyrzecz, Gospodarczy Bank Spółdzielczy w Międzyrzeczu, Beata i Jacek Bełz, Sławomir
Guzicki, Mirosław Szułga, Monika Wiese.
Stowarzyszenie "Szansa" bardzo dziękuje wszystkim wolontariuszom i ludziom dobrego serca za zaangażowanie w zorganizowanie całego przedsięwzięcia, które odbyło się na
"wariackich papierach" jak na zakończenie powiedziała pani Ania.
Wielkie gratulacje należą się Karolinie Szuldze, która 15.1 O.
20011 r. na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy zajęła lll miejsce na l Festiwalu Widzących Duszą - "Muzyka ot w i era oczy".
Już dzisiaj zapraszamy wszystkich miłośników dobrej muzyki i zabawy na kolejny koncert w przyszłym roku.
Katarzyna Sułkowska